• Nie Znaleziono Wyników

Weteran sądząc, że maty człowiek chce go częstować, wychodzi ze sklepu, azapali-

wszy fajkę mówi:

— Jeśli myśli że j a za niego zapłacę.... będzie m iał czas zam iatać.

W k ró tce nadchodzą p rz e n o sz ąc y m eble, p iją po kieliszku i odchodzą. D alej idą ro ­ botnicy, w ęglarze, służący z s ą s ie d z tw a it.p .

Jed n i po drugich w ch o d zą bez p rzerw y . S tara kobieta pije k ieliszek w ódki; p rz y tern je funt chleba m ó w iąc:

— To m nie do obiadu utrzym uje.... P ra ­ w d a że później je m k o la c y ą ; ale wrreszcie nie w iele o to stoję.

D uża tłu sta kobieta, w okrągłym czepku, w dość dziw nym u b io r z e , k tó rej sp o jrze­ nie zaledw ie g renadyerow i by p rz y stało , w chodzi do sklepu, gdzie pije je d e n po d ru ­ gim trz y kieliszki anyżów ki, poczem m ó w i:

— Ale za łagodne.... to nie pom oże any- żów ka.... T rza coś tęższego m oje życie!

Podają prostą gorzałkę , a tłu sta kobieta bez oddechu p ije i m ó w i:

— To szczególne, nic m nie nie w zrusza! je d n ak ż e je d y n a sty to k ie lisze k w ódki.... a nie ma trzeciej godziny jeszcze!... Ab m o­ je d z ie c i, co to jed n ak są lu d z ie , pow ie­ dzieć że potym w szystkim trz e b a umrzeć!... Daj m nie je sz c ze kieliszek.... B ardzo lubię dw unastką żołądek polać.

57

In d y w id u u m ran n e p o w raca w środku d n ia , zaw sze złego je s t h u m o ru : oko m a podbite. S tary , na m iotle oparty, m ów i mu:

— C zyż nie w y b iłeś żony?

— Tak!... To je s t kiedym szedł j ą po p ra­ w ić, u d e rz y ła m nie pięścią w oko.... ale j a ją nauczę.... tem bardziej że od ra n a od k ry ­ łem inne je j zbrodnie!

—■ Ab! ba! cóż takiego ?

— S urdut na niedzielę, k tó ry dopiero mam dziesięć la t, ostatniego m iesiąca sp rzed ała pod pozorem zap łacen ia gospodarzow i za m ieszkanie. G łu p stw o , po co!... C zyż o to trzeb a się troszczyć? C zyż oni nie dość m a­ ją pieniędzy, gdy m ają domy?

— A gdyby cię w y p ę d ził z ab raw szy ci meble....

— Moje meble! Tak.... czyby śm iał to u- czynić?.... R ów nież m a ły m i to pow iedział... Ale natychm iast w racam do dom u aby w y-tłuc ż o n ę---- gdyż w id zę nieład w mym domu. G arson, dw a kieliszki.... tylko tęgiej... N atychm iast, bo mi pilno.

— A w ięc m inutę! zaczekasz póki nam nie usłuży, m ów i czło w iek w bluzie, k tó ry w chodzi z innem i ju ż sp item i w handlu w in, a tu przychodzącem i na dobitkę.

—Chcem y aby nam usłużono p rzed ew szy - stkiem .... Jeśli tem u in d y w id u u m się śpię szy, to m y go nauczem .

58

— Ja k to! col o d p o w iad a człow iek w k a ­ m izelce; czyż m nie chcesz uczy ć mówić.... N iegodziw cze.... Nie b ierz tak w y so k o albo w y p io rę ci pyski.

— Ty!... choć no trochę niech cię zm ie­ rzę! stary! w o ła w bluzie c z ło w ie k , stojąc w p o ło ż en iu gotow em do sp rzy m ierzen ia się. C hodź no!... ale j u ż drżysz!...

— J a drżę!... m asz, nap ij się.

N atychm iast kułaki, kopanie, ro zp o czy n a­ j ą się, o d d aw an e najściślej, odw ażnie, żyw o,

co św iad k o w ie z d ają się u w ie lb ia ć , gdyż zam iast rozdzielić bijących s ię , n iep rze- sz k a d z a ją im tego, a s ta ry kupiec ż ela z tw a o p a rty na m iotle, zd aje się cieszyć tern w i­ dow iskiem .

Ale w łaściciel m ie jsc a p o cieszen ia oba­ w ia ją c się, aby b ijący się nie p o tłu k li b u te ­ lek, p o szed ł po stra ż aby ich w y p ro w a d ziła ze sklepu. K ilku żo łn ierzy z kap ralem p rz y ­ chodzą, ro z ry w a ją bijących, k tó rz y id ą na ulicę zakończyć kaleczeniem sobie tw a rz y i podarciem odzieży.

W idow iska te, bardzo częste w m iejsca ch p o c ie s z e n ia , bard zo p ręd k o są zapom inane

dla innych now ych.

W ch o d zi żona po m ęża zu p ełn ie pijanego którem u w y rzu ca że opuścił w ino aby iść na gorzałkę.

zgu-59

b ii pak iet stron, w o reczek i zegarek, u w iel­ biając osobliw ości m iasta, w stęp u je do w sz y ­ stkich handlarzy lik ieró w i k u p có w w ina, p y tając czy nie zn aleźli albo n ieprzyniesio- no im jeg o zguby.

D alej p rzy jaciel częstujący drugiego. P ła­ ci za p ie rw s z y , drugi n a w za je m za drugie danie; p ierw szy p ro p o n u je trzecie, drugi od­ p o w iad a p rzez czw arte. W skutek ciągłych ponaw iań kolei, p an o w ie ci w krótce nie są w s t a n ie utrzym ać się n a nogach. W y p ro ­ w ad zają ich za d r z w i, gdyźby w sklepie zasnęli, a to p rzeszk ad zało b y odbytow i.

Noc n ad eszła a liczba kon su m en tó w nie zm n iejsza się,o w szem w idać now ych lu d zi z podejrzanem i tw a rz a m i, któ ry ch całe o- krycie nie zapłaciłoby k ieliszk a gorzałki, k tó ­ rz y je d n a k garściam i p ien iąd ze w y d o b y w a­ j ą z kieszeni. In d y w id u a te m ające n ie za ­ w o d n ie p rzy czy n ę p o k azy w ać się tylko w no ­ cy, p rzy ch o d zą bard zo późno do m iejsc p o ­ c ieszen ia , je ś li w ch o d zą sam i, w k ró tce są otoczeni k o leżeństw em . M ów ią n iezro zu ­ m iale, bad ają okiem dzikim osobę w ch o d zą­ cą do sklepu, a z n ik ają p o strzeg łszy p a tro l lub policyą.

W nocy tak że p rzy ch o d zą g ałg an iarze, tego p rzem y słu lu d zie w ch o d zą do h a n d lu p o c ieszen ia n a odpoczynek po trudach dzien­ nych i dla p rz y g o to w a n ia się n a nocne.

60

W re sz c ie w ch o d zą k o n d u k to rz y p o w o ­ zów , które się w dzień pokazyw ać nie z w y ­ kły ; ludzie n ie w ątp liw ie u ż y te c z n i, k tó ­ rych się je d n a k u n ik a ró w n ie ja k ich ekw i- pążów . Ale zw y k le uczęszczający w nocy do h a n d ló w p o cieszen ia , m niej delikatnem i p o k a zu ją się, p iją gorzałkę w ra z z innem i i ro zm aw iają.

S ta ry kupiec ż e la z tw a p o w ra ca je sz c ze w ieczorem z sw7ą m io tłą do handlu lik ie­ ró w , p rzy jaciel jego w kam izelce płócien­ n e j, k tó ry bił się z in d y w id u u m w7 bluzie, p rz y b y w a ró w n ież z okiem p odbitym i n o ­

sem pokaleczonym .

— Jak się masz! stary! m ów i m ały czło­ w iek. Ja k ż e sz , zw y cięży łeś z r a n a l.. Od- w ażn ieś się ścierał z tą bestyą, k tó ry cię lżył!... tęgo szło. P ra w d z iw a przyjem ność b y ła p atrzy ć n a ciebie.... Pif! paf! je d e n na

drugiego nie czekał!

— Tak, tęgośm y się głaskali!... od je d n e ­ go razu sześć zębów m u w ybiłem .... m iał dosyć. Z a pozw oleniem ! ... d o r z e c z y ! . . . dw'a kieliszki! po trzeb u ję p o c i e s z e n i a ! ... Chciałem popraw ić mą m ałżonkę... trochę mi nos rozdrapała.... Ale cierpliw o ś c i; z n aj­ dę j a j ą wieczór.... T w o je zdrow ie... D ru ­ gie dw7a kieliszki!

— D ziś wueczór pokój zaw rzesz.

6 1

mój na dobrej sto p ie postaw ić.... czyż te­ mu nie wierzysz?...

— Tego nie m ówię....

— Ci k tó rzy mi nie w ierzą, nie są memi przyjaciółm i!.... tych biję.... Chcesz się bić... B ijm y się.... ha?

K ończąc te sło w a in d y w id u u m , którego oczy n ab rały ognia, a k tó rem u w ódka ode­ b rała rozum , p rzy sk ak u je do w iernego p rz y ­ ja c ie la , p o ry w a go za barki i trzęsie ja k

drzew em ow ocow em , gotując się n aw et do ku łak ó w ; nie bez tru d n o ści człow iek z mio­ tłą zd o łał oddalić ręce k tó re go ja rz m iły , w o ła on głosem rozdzierającym :

— Z a pozw oleniem za cóż m nie tak trz ę ­ siesz, czy dla tego że m ów ię iż m asz p rz y ­ czynę bić sw ą żonę?

— To co innego.... teraz je ste ś p rz y ja ­ cielem.... Pocałuj m nie. P rzy jaciele są p rz y ­ jaciółm i.... z tej zasad y nie w ykraczam .... Ah przyjaźń.... Jesz cz e się pocałujm y!

Znów pijak cisk a się n a m ałego, tą rażą bierze go za k o łn ierz, w ielek ro ć całuje, ści­ sk ając zn ow u z całych s ił; stary chce za ­ kończyć dow ody tej p rz y ja ź n i, o d su w a się nieco, w tern traci oba końce kołnierza k tó ­ re wT rękach p rzy jaciela zo stają, przy jaciel p a trz y na nie z p rzy jem n o ścią m rucząc:

— N apraw i ci go ju tr o mój szew c z n ajo ­ my.... nie będzie m ożna poznać.

62

Poczem ob y d w aj p rzy jaciele spici w y ch o ­ d zą kołysząc się, około północy. Mały stary w ra ca do siebie z m iotłą. D rugi id zie do siebie, gdzie m niej złym je s t n iz się poka­ zu je, a gdy zbliża się do żony chcąc j ą uści­ snąć, ta kopnięciem go rzu ca w drugi róg p o ­ k o ju , gdzie re sztę nocy p rz e p ęd z a nie śm ie­ ją c się ruszyć.

M iejsca p o cieszen ia są o tw a rte w ięk szą część nocy, dla galganiarzy, w ęg larzy , n o ­ cnych k o n duktorów , lu d zi idących n a targ, i w ielu in d y w id u ó w których zatru d n ien ie je s t w ątp liw e. Są ta k że k o b iety któ re w no­ cy tu w chodzą. O dgadujesz ja k i ich ro d zaj i zatru d n ien ie; ale w m ie śc ie ja k P ary ż po­ błażan ie częto je s t koniecznością.

W ielu z ty c h którzy p rzy ch o d zą pić w no ­ cy k o ń czą na ulicy, kładąc się spać w rogu p o d m u re m ; są i tacy którym niepodobna innego znaleźć m ieszkania.

Aby w y starczy ć obow iązkom i trudom m iejsc p o cieszen ia , p o w szech n ie w łaścicie­ le ich m ają żony. O ósm ej w ie c z ó r mąż id zie spać i śpi do p ie rw sze j rano, idzie n a­ stępnie w handlu zonę zastąpić.

O tóż m ałżonkow ie k tó rz y się rzad k o spo­ ty k a ją w łożu, i ż y ją razem j a k słońce ix ię - życ.

ARMATA

P A Ł A C U K R Ó L E W S K I E G O .

K

ompas

ten stoi w ogrodzie na końcu