• Nie Znaleziono Wyników

w Syzyfowych pracach Stefana Żeromskiego

N

ie bez powodu swojemu studium o szonemu w 1936 roku, nadał Wacław Borowy tytuł: Syzyfowych pracachPowieść , ogło­ o dorastaniu'. Losy Marcinka, później - Marcina Borowicza oraz An­ drzeja Radka, ujęte w klamrę czasu dzieciństwa i szkolnej młodości w trudnych czasach niewoli, odzwierciedlają fazy procesu egzysten­ cjalnego, którego zwieńczeniem ma być osiągnięty stan gotowości do działań, wysoki stopień możliwości, pełnia rozwoju.

Aczkolwiek dorastanie i dojrzewanie to wyrazy nie do końca iden­ tyczne znaczeniowo, zawierają cechy wspólne, usytuowane w czaso­ przestrzeni życiowej: oznaczają bowiem dążenie i ruch, skoro dorasta się do czegoś, dojrzewa do samodzielności emocjonalnej, intelektu­ alnej, decyzyjnej. Wolno sądzić, że podejmując ten właśnie wątek, rozważenie zagadki powieściowych przebiegów dojrzewania, a więc zjawiska natury psychofizycznej, nie sprzeniewierzam się intencjom znakomitego badacza sprzed siedemdziesięciu lat. Przyjmuję jednak odmienną perspektywę badawczą. Jest to mianowicie próba spojrze­ nia na wskazane procesy poprzez wykreowane przez Żeromskiego obrazy miejsc i przestrzeni, słowem, poprzez powieściową topografię świata przedstawionego. Dlaczego właśnie tak?

Nie sposób nie odwołać się w tym miejscu do słynnej tezy-maksymy Johanna Wolfganga von Goethego: Wer den Dichter will verstehen, / Muss in Dichters Lande gehen (Kto poetę chce zrozumieć, musi po­ jechać do jego kraju)* 1 2. Odpowiada ona w jakimś stopniu głoszonym

1 W. Borowy, Powieść o dorastaniu, „Pion” 1936, nr 44.

1 Cyt. za H. Markiewicz, A. Romanowski, Skrzydlate słowa. Wielki słownik cytatów polskich i obcych, Warszawa 1990, s. 227.

przez nurt geografii humanistycznej3 przeświadczeniom o dającej się dowieść zależności między kształtującą się i ukształtowaną osobowo­ ścią człowieka a ziemią (miejscami, przestrzenią), która go wydała.

Prawda, stwierdzenie niemieckiego poety dotyczy potrzeby rozu­ mienia twórców, w tym charakteru i przesłania ich dzieł. W przy­ padku Syzyfowych prac rzecz o tyle ważna, że losy fikcyjnych przecież bohaterów mamy prawo widzieć przez pryzmat biografii pisarza, od­ nosić do realnie zaistniałych, jego życiowych doświadczeń, w tym do terytorium, na którym dorastał, kraju jego dzieciństwa i młodości, gdzie zdobywał pierwsze doświadczenia. Wedle ustaleń historyków literatury, powieść Żeromskiego odznacza się takim stopniem nasy­ cenia autobiograficznymi wątkami, iż trudno w jakiejkolwiek anali­ zie tę ważną sferę odniesień pominąć.

Na początku jednak takie oto przypomnienie: w roku 1897 w krakowskiej „Nowej Reformie” rozpoczęto drukować w odcinkach

Syzyfowe prace Maurycego Zycha, bo taki przybrał pseudonim Stefan Żeromski. To i następne, książkowe już wydania powieści4 sprawi­ ły, że wyobraźnią wielu kolejnych pokoleń czytelników zawładnęły poruszające obrazy sprzeciwu wynaradawianej młodzieży polskiej wobec rusyfikatorskich poczynań zaborcy. Szkolno-domowe historie bezsilnych i zbuntowanych, generacji, która przyszła na świat w okre­ sie lub tuż po upadku powstania styczniowego, barwność wykreowa­ nych postaci, nauczycieli i uczniów, skala doświadczanych przez tych ostatnich emocji młodzieńczych, poszukiwań swojego miejsca w ży­ ciu, a ostatecznie swojej tożsamości wyznaczają dwa zasadnicze nurty odniesień: narodowo-społecznych i osobisto-psychologicznych. Ge­ neralnie takim tropem podążają badacze twórczości Żeromskiego,

J Inspiracją dla niniejszych przemyśleń jest praca jednego z najwybitniejszych przedstawicieli geografii humanistycznej Yi-Fu Tuana. Zob. Yi-Fu Than, Prze­

strzeń i miejsce, przeł. A. Morawińska, wstęp K. Wojciechowski, Warszawa 1987.

4 Przegląd kolejnych wydań powieści zawiera monografia: W Słodkowski,

„Syzyfoweprace"Stefana Żeromskiego. Studium monograficzne, Wrocław-Warszawa

-Kraków 1966, jak również Nota bibliograficzna zamykająca Wstęp Artura Hut- nikiewicza do: S. Żeromski, Syzyfowe pracey Seria I BN, nr 216, wyd. II, Wro- cław-Warszawa-Krakńw-Gdańsk—Łódź 1984.

podobnie jak zwykli odbiorcy, ulegając magii tej prozy, która wyszła spod pióra młodego pisarza. Młodego, bowiem w roku 1886, a więc zaledwie jedenaście lat wcześniej, po zdaniu matury, żegnał się on z murami kieleckiego gimnazjum, a już trzy lata później odnotował w Dziennikach, co następuje „Napisać muszę książkę, gdzie wypo­ wiem, że historia mego czasu była przedmiotem mego badania i bólu mego serca”5. Czy i dzisiaj mamy szanse poddać się tej magii, a tym samym zmierzyć się z „historią czasu” i „bólem serca” autora? Może właśnie w taki sposób, jaki tutaj zostanie zaprezentowany.

Jako tło opisywanych zdarzeń przed oczyma czytelników jawi się, jak żywa, ziemia kielecka, pejzaże Gór Świętokrzyskich, ryso­ wane eon amore przez autora obrazy przyrody. Ale też odwrotnie, z realistycznym okrucieństwem „sportretowane” zostały błotniste zaułki i podwórza, zaniedbane budowle Klerykowa oraz na ogół równie ponure wnętrza szkolne i mieszkalne6. Ten wyrazisty kon­ trast opisów przestrzeni i miejsc, zauważalny nawet przy pobieżnej lekturze, daje czytelnikowi asumpt do pytań: Dlaczego w świecie przedstawionym dominuje dramatyzm brzydoty? Co mówią opisy przestrzeni i miejsc o procesie dojrzewania bohaterów? Jak wresz­ cie wyraża się poprzez ich ukształtowanie stosunek Żeromskiego do jego „małej ojczyzny”?

Pomocą w odpowiedzi na te pytania uczyńmy konstatacje Yi- Fu Tuana. Amerykański badacz twierdzi mianowicie, że zwykłe, określające powszechne doświadczenie ludzkie słowa „przestrzeń” i „miejsce” w istocie rzeczy odnoszą się do najgłębszych warstw na­ szego przeżywania otaczającej rzeczywistości i wpływają na kształt życia, w tym na jakość podejmowanych decyzji. Uczony stawia tezę: „Miejsce to bezpieczeństwo, przestrzeń to wolność: przywiązani je­ steśmy do pierwszego i tęsknimy za drugą”. Dodaje następnie - „Nie

5 Za W. Słodkowski, op. cit., s. 28.

(' Już przed wojną dokonywano konfrontacji obrazów powieściowych z realia­

mi młodości Żeromskiego. Zob. Nota bibliograficzna, [w:] S. Żeromski, op. cit., s. XCIII-XCIV. Relacje z wędrówek śladami pisarza i jego bohaterów powieścio­ wych - przez Kielce, Sandomierszczyznę, Podlasie - zawiera na przykład książka Barbary Wachowicz, Ogród młodości, Warszawa 1990.

ma lepszego miejsca niż dom”7. Nie sposób zaprzeczyć, że miejsce, w tym dom, jest znakiem poczucia bezpieczeństwa, opiekuńczości, stabilności, bezpośredniego, intymnego doświadczenia, poczucia pewności czy wreszcie schronienia8. Natomiast przestrzeń cechuje się otwartością, wielkością, „nieoswojeniem”, łączy się z poczuciem przygody, nowych zadań, staje się rejonem możliwości, może wpro­ wadzać elementy grozy, wymaga przezwyciężania niebezpieczeństw oraz, w przeciwieństwie do stabilności miejsca, zakłada ruch i ru­ chliwość.

Te inspirujące przeświadczenia prowokują do, tym razem nie geograficznej, lecz antropologiczno-literaturoznawczej weryfikacji, zwłaszcza że u Żeromskiego w Syzyfowych pracach wszystko zdaje się zaprzeczać waloryzującej jednoznaczności wypunktowanej wyżej opozycji „dobrego” miejsca i „groźnej”, choć dającej poczucie wol­ ności przestrzeni.

Spójrzmy, w jakich kolejno miejscach widzimy Marcina Borowi­ cza. Są to:

- szkoła - Naczalnoje Owczarskoje Uczył iszczę, której budynek „większy trochę od chat włościańskich” oraz jedyna izba klasowa, która przypomina malcowi kościół, budzi w nim grozę;

- ponure gimnazjum klasyczne w Klerykowie:

Korytarz był długi, wyłożony posadzką z piaskowca i bardzo dobrze przy­ pominał pierwotną swoją fizjonomię: korytarz klasztorny. Wąskie okna wpuszczone były w mury bardzo grube i chłodne; panował tam jeszcze dawny cień i smutek9;

7 Yi-Fu Tuan, op. cit., s. 13.

K Alicja Baluch zauważa: „topofilie opisane w ramach teorii archetypów we

Wstępie do poetyki przestrzeni Gastona Bachelarda to miejsca «ukochane» (umi­

łowane, bliskie), dziś powiedzielibyśmy - przyjazne dziecku. Topofilie bowiem to proste obrazy, które przyciągają i które tworzą przestrzenie szczęścia, bronione przed wrogimi siłami. Do tak wyróżnionego obszaru wyobraźni należą na przy­ kład obrazy Domu”, A. Baluch, Topofilie w porządku dziecięcej lektury, [w:] Pod­

ręczniki do kształcenia polonistycznego w zreformowanej szkole — koncepcje, funkcje, język, red. H. Synowiec, Kraków 2007, s. 301.

9 Ten i następne cytaty podaję za wydaniem opartym na edycji Wydawnictwa „Czytelnik” z 1954 roku: S. Żeromski, Syzyfowe prace, Łódź 2007, s. 40. Strony

- obskurny zajazd — Hotel Warszawski, znajdujący się przy „jed­ nej z brudniejszych ulic miasta”, gdzie Marcinek z matką mieszkał w czasie trwania egzaminów wstępnych;

- wreszcie stancja u „starej Przepićrzycy”, gdzie:

stał [... ] na środku długi stół sosnowy, zalany atramentem, a dokoła niego krzesła i długie ławy drewniane. W jednym kącie sterczało żelazne łóż­ ko bez pościeli, z tak okropnie zgiętymi prętami, jakby je pozwijał jakiś straszliwy reumatyzm. Okna były nie zamknięte i żelazne haczyki tych okien monotonnie stukały. Marcinka, który tam wszedł za matką, ścisnął dziwny żal na widok tego pokoju (s. 64).

Zwróćmy też uwagę na fakt, że opis domu rodzinnego bohatera pojawia się po raz pierwszy w dramatycznym momencie akcji, po pogrzebie matki:

Dom był w nieładzie. Największy pokój gdzie jeszcze tak niedawno sta­ ła trumna, cuchnął zgnilizną i kopciem świec. Pan Borowicz pociągnął Marcinka do sąsiedniego, który był sypialnią nieboszczki. Panował tam jeszcze większy nieład. Łóżko było nie przykryte, prześcieradło i kołdra leżały na ziemi, w drewnianej kraszuarce więcej było plwocin niż piasku. [...] Marcinek wpatrzył się w opustoszałe łóżko i wtedy poczuł, że matka mu umarła (s. 86).

Ten krótki przegląd niektórych lokalizacji zdarzeń wskazuje na to, że miejsce najważniejsze dla każdego człowieka - dom rodzinny ukazany został przez Żeromskiego na prawach utraconych lub wręcz nieobecnych „miejsc ukochanych”. Poczucie braku wyznacza losy za­ równo Marcina, jak i drugiego bohatera powieści - Andrzeja Radka. Są oni w istocie dziećmi bezdomnymi, tak jak później wykreowani przez pisarza bohaterowie Ludzi bezdomnych z doktorem Judymem na czele.

Warto bliżej się przyjrzeć, jak sensy naddane opisów i scenerii otwierają przed odbiorcą perspektywę odczytań zarówno symbolicz­ nych, jak i aksjologicznych, a które można odnaleźć w strukturze głę­ bokiej Syzyfowych prac. Taką możliwość stwarza spojrzenie na tekst

Syzyfowych prac poprzez „archetypiczne uniwersałia przestrzenne”,

cytowanych fragmentów będą następnie podawane w nawiasach w tekście głów­ nym.

na przykład: Pion, Poziom, Centrum, Dom, Droga, Czeluść, Pod­ ziemie, Labirynt, które stanowią „uporczywe przypomnienia archa­ icznych złóż i kolektywnej podświadomości, wariacje kilku elemen­ tarnych tematów, żyjących w najdłuższym czasie historii - w czasie antropologicznym”10 (do analizy wybieram nie wszystkie z wymie­ nionych kategorii). Są one dlatego ważne w strukturze świata powie­ ściowego, że wyznaczają jego główną zasadę konstrukcyjną - szuka­ nie. Ukazane losy młodych ludzi to nieustanne poszukiwanie swoje­ go miejsca - Domu, swojego Centrum. Owo poszukiwanie decyduje 0 jakości przebiegającego procesu dojrzewania. Bohaterowie poznają w przestrzeni nowe miejsca, oczekując, że przyniosą im one poczucie zadomowienia, a równocześnie umocnią ich poczucie kształtującej się tożsamości.

Borowicz szuka dlatego, że po śmierci matki dom przestał być miejscem doświadczania intymności i czułości macierzyńskiej. Bo dla Marcina Domem była przede wszystkim matka. Dla niej szczę­ śliwy pierwszoklasista z bzu „obrabował biedną starą kapliczkę”. Po śmierci matki:

w chwilach nieszczęść i katastrof [szkolnych - M.J.] budziło się w nim owo zdumienie, jakiego doznał w pustym pokoju matczynym — i wtedy czuł w sercu wielką i nieopisaną sierocą boleść [...] Nikt już teraz nie dzie­ lił tak namiętnie jego tryumfów szkolnych ani opłakiwał niepowodzeń, ani zachęcał do nowych wysiłków. Ojciec dowiadywał się o to jedynie, czy nie ma dwójek i pałek, a reszta mało go interesowała. Toteż chłopcu świat opustoszał, zgasło nad nim słońce, nastał jakby po dniu promiennym wie­ czór zimny i nielitościwy (s. 8 6 -8 7 ).

Sieroctwo było przyczyną szukania innego domu. Nie mogły stać się nim stancje uczniowskie, kontrolowane przez gorliwych rusyfika- torów, stały się natomiast na jakiś czas salony renegata Majewskiego 1 inspektora Zabielskiego, ale też kościół i rosyjski teatr.

Te ostatnie z wymienionych miejsc oznaczają w biografii boha­ tera obecność sacrum - rzeczywistego oraz sacrum fałszywego, zde­

10 J. Sławiński, Przestrzeń w literaturze, [w:] tegoż, Próby teoretycznoliterackiej Warszawa 1992, s. 176. Badacz odwołuje się do idei Junga oraz do Bachelerda i jego Poetyki przestrzeni.

gradowanego. Udręczony kłopotami szkolnymi Marcin poszedł do kościoła:

Odwieczna katedra była pusta zupełnie. Zimny mrok zaścielał jej całą nawę i kąty, a Marcinek szukał jeszcze bardziej skrytego miejsca. Znalazł je w ciemnym miejscu pod chórem. [...] Stały w tym miejscu skrzynie ze świecami, chowano tam schodki, drabinki, jakieś stare ornamenty i inne rupiecie kruchciane. Marcinek upadł na kolana w tym mroku, przytulił twarz do zimnych kamieni i począł żarliwie się modlić. [...] Wpośród trwóg, w które obfituje szkoła rosyjska, w głębi nocy sierocych wiedział dobrze, że mu włos z głowy nie spadnie. Był to cudowny sen na łonie Boga (s. 103-105).

Ale też po kolejnych wakacjach, gdy nowa dyrekcja gimnazjum przystępuje do radykalnych działań rusyfikatorskich, policyjno-śled- czego nadzoru stancji, a równocześnie „łaskawego” udostępniania dóbr edukacji i kultury imperialnej, między innymi poprzez organi­ zowanie amatorskich przedstawień teatralnych, Marcin jako piąto- klasista daje się uwieść potrzebie bycia zauważonym w tym nowym i ważnym dla niego miejscu, nowym, wątpliwym sacrum, gdzie do­ konuje się nie do końca świadomy akces do zaborców, a z pewnością akt oportunizmu:

W dniu przedstawienia udał się do sali teatralnej, starej jak miasto Klery­ ków i tak odrapanej, jak gdyby nie była dziełem rąk ludzkich, ale raczej utworem nawałnic, wichrów i kataklizmów. Zgromadzeni tam już byli „ludzie ruscy”. W brudnych lożach siedziały wystrojone damy, po więk­ szej części o tyle „ruskie”, że były żonami twórców w Klerykowie ruskiego dzieła, na całym parterze połyskiwały szlify, dźwięczały ostrogi, stukały szable. [...] Z Polaków oprócz Marcina było kilku synów urzędniczych. Wkrótce wszystko to sztubactwo skonstatowało, że jest przedmiotem ado­ racji i budzi ukontentowanie. Borowicz oceniał to także i na poły wiedząc, co robi, wysunął się znacznie naprzód, żeby go dyrektor mógł doskonale widzieć (s. 127-128).

Poprzez obserwację topografii powieściowej zdajemy sobie spra­ wę, jak coraz większej wagi nabiera Centrum, niezbywalny punkt odniesienia, ale też miejsce, do którego się dąży, często za cenę błęd­ nych decyzji i wyborów.

W przywoływanej tutaj rozprawie Yi-Fu Tuana, dziele, które było wydarzeniem w światowej nauce, czytamy:

Prawie wszystkie grupy ludzkie przejawiają skłonność do traktowania ro­ dzinnych stron jako centrum świata. Ludzie, którzy wierzą, że sami znaj­ dują się w środku, wierzą również, co za tym idzie, w wyjątkowe wartości takiego miejsca. W różnych częściach świata poczucie centralności jest wy­ rażone poprzez geometryczną koncepcję przestrzeni, zorientowanej wobec czterech stron świata. Dom stanowi centrum astronomiczne określonego systemu przestrzennego. Przez dom przechodzi oś pionowa łącząca nie­ bo ze światem podziemnym. Wydaje się, że gwiazdy poruszają się wokół naszego miejsca zamieszkania; dom jest ogniskiem kosmicznej struktury. Taka koncepcja miejsca powinna nadawać mu najwyższą wartość: trudno sobie wyobrazić, że można taki dom opuścić. Jeśli nastąpiłoby zniszczenie takiego domu, można słusznie przypuszczać, że ludzie straciliby poczu­ cie wszelkiego sensu [...] A jednak nie musi tak być. Istoty ludzkie mają ogromną siłę trwania. [...] Jeśli jedno „centrum wszechświata” ulega de­ strukcji, można zbudować nowe tuż obok albo w całkiem innej okolicy i wtedy ona właśnie staje się „środkiem świata”. Środek nie jest określo­ nym punktem na powierzchni ziemi; jest to pojęcie myśli mitycznej [...] Przestrzenna rama określona przez gwiazdy jest antropocentryczna, a nie miejscocentryczna i może ulegać przesunięciu, w miarę jak człowiek zmie­ nia położenie11.

„Siła trwania” bohaterów polega na tym, że pierwotne Centrum dla Marcina Borowicza ma sens pozytywny, choć dotyczy domu, któ­ ry już nie istnieje, jest miejscem utraconym bezpowrotnie, za którym się tęskni. Z kolei dla jego powieściowego protagonisty - Andrzeja Radka dom świadomie porzucony był Centrum negatywnym. Bo takim oto doświadczeniem zadomowienia rozporządzało fornalskie, czyli prawie niczyje dziecko:

Urodził się we wsi Pajęczyn Dolny, w czworakach dworskich, na werku biednego fornala. Wiek pacholęcy spędzał już to w izbie, gdzie mieściły się familie trzech ratajów, już to pod odkrytym niebem i nad wiekuiście odkrytą gnojówką, której toń ciemnofioletowa stała tuż przed drzwiami czworaków. Od wybrzeży gnojówki do podpórek łoża wkopanych w zie­ mię pełzał na czworakach, nosząc w zębach nie zawsze czystą koszulinę, przez wysoki, na pół zgniły próg chałupy - następnie zwiedzał samopas 11

nie tylko tę skromną przestrzeń, ale znacznie szersze obszary gnojów, błot, kałuż i gnojówek już z twarzą zwróconą ku niebu, co, jak wiadomo, wy­ różnia człowieka od bydląt ziemi - aż do chwili, kiedy powołany został do pilnowania przede wszystkim gąsiąt, a w następstwie maciory z prosiętami na dworskim okólniku (s. 133).

Nic dziwnego, że chwilowe Centrum odnalazł za sprawą opie­ kuna, nauczyciela paniczów Antoniego Paluszkiewicza - „Kawki”, wpisane było ono w narzucony sobie imperatyw dążenia do wiedzy. Po śmierci opiekuna „Radek poprzysiągł sobie, że będzie się uczył na przekór wszystkiemu, skoro pan tak przed śmiercią kazał” (s. 139), że dotrze na uniwersytet, „choć nie pojmował, co to jest uniwersytet, nie zdawał sobie sprawy z ogromu nauk, ale wiedział, że ten uniwer­ sytet istnieje” (s. 138).

Gdy zbiegiem szczęśliwych okoliczności zdobywa pracę korepety­ tora i własną izdebkę u Płoniewiczów w Klerykowie wie, że ma swój dom, swoje miejsce na ziemi:

Radek od razu nie tylko polubił, ale mocno ukochał te miejsca. One go życzliwie przyjęły. Tu mu dano izbę, posłanie, możność ucze­ nia się nocami. Ponadto:

Za oknem, dolną ramą stojącym na poziomie dziedzińca, rósł dziki głóg, a wysoki jego badyl uzbrojony w krzywe kolce zaglądał do Radkowe- go mieszkania. Gdy Jędrek zbudził się pierwszy raz w nowej siedzibie, oczy jego padły na głóg samotny jak na pobratymca od pól i od chałup. Przywidziało mu się, że tamten zagląda do niego i pozdrawia go w smut­ ku. Odtąd biedny głóg był tak bliski Radkowi, jakby korzeniami tkwił w jego własnym sercu. Był to zresztą jedyny przyjaciel jego w Klerykowie (s. 151-152).

Wydalenie z gimnazjum na zawsze, chwila rozpaczy i cudowne ocalenie wskutek interwencji ulubieńca inspektora, nieznanego mu wówczas ucznia klasy szóstej - Borowicza, zapowiada odnalezienie jeszcze innego domu - wśród przyjaciół, entuzjastów tajnego samo­ kształcenia.

Borowicz z kolei dopiero po szoku tożsamościowym, jakiego doznał za sprawą recytacji Reduty Ordona przez Bernarda Zygiera, ucznia karnie wydalonego ze szkół warszawskich, odkrywa swoją za­

gubioną polskość, która od tego momentu staje się wektorem podej­ mowanych działań, przyspiesza jego dojrzewanie:

Gdy Borowicz przeczytał D ziady, nie był w stanie z nikim mówić. Uciekł do najbliższego lasu i błąkał się tam pożerany przez nieopisane wzruszenie [...]• Poezja i literatura epoki Mickiewicza odegrała w życiu Marcina rolę niezmiernie kształcącą. Przechodził wśród tych arcydzieł jak przez chłostę, jak między szeregami osób, które na niego patrzyły ze wzgardą. Dusza jego pod wpływem tej lektury mocowała się z własnymi Wędami, ulepszała w sobie i staliła się raz na zawsze w kształt niezmienny, niby do białości rozpalone żelazo rzucone w zimną wodę (s. 191-192).

Jego sytuacja zadomowienia zmienia się radykalnie. Odnajduje dom wśród przyjaciół — jest nim „Górka”, miejsce konspiracyjnych spotkań samokształceniowych nad mieszkaniem rodziny Gontalów. Ostatecznie nie dziwi akt odwetu Marcina, gdy obrzuca pigułami błota nad miejskim ściekiem donosiciela, „profesora” Majewskiego, który w ciemnościach wieczoru szpiegował gimnazjalistów, chcąc odkryć miejsce ich spotkań. Borowicz:

przez ściśnięte konwulsyjnie zęby szeptał do siebie: - Masz psie, masz, draniu! Masz - za teatr, masz za inspektorskie zebrania, masz za literaturę! Tyś mnie chciał do siebie podobnym ... Masz, renegacie, masz, szpiegu, masz, szpiegu! (s. 194-195).

Rusyfikator to Poziom, uczniowie to Pion. Te archetypowe kate­ gorie wyznaczają powieściową aksjologię.

Te zasygnalizowane i inne jeszcze elementy świata przedstawionego, decydują o wymowie ideowej powieści, o obrazach procesu dojrzewa­ nia, ale też o deskryptywnej mocy utworu. Wydają się przy tym daleko wykraczać poza dosłowność realistycznych opisów, które owszem, po­ rządkują i systematyzują przestrzeń zdarzeń, ba, tworzą autonomiczne całostki12, lecz ustalając relacje między znaczącymi miejscami a prze- * 1

12 Janusz Sławiński dowodzi: „Konstytuowanie się przestrzeni przedstawionej przebiega na trzech płaszczyznach jednostek morfologicznych dzieła. Można tu mówić o trzech równoczesnych procesach montażowych, które są w gruncie rze­ czy różnymi manifestacjami procesu semantycznego. Mam na myśli:

1) płaszczyznę opisu, 2) płaszczyznę scenerii,

strzenią, świadczą równocześnie o specyficznej wrażliwości Żeromskie­ go na piękno przyrody ziemi ojczystej. Właściwie cały rozdział X, gdy Marcin obdarzony przez ojca dubeltówką przemierza samotnie okolice Gawrońskiego dworu, staje się hymnem na cześć natury: