• Nie Znaleziono Wyników

Czytelnicza rekonstrukcja historii miłości Konstantego i Natalii znajduje zasadnicze wsparcie w dokumentarnych odniesieniach bio­ graficznych i na ogół zdajemy sobie sprawę, że materię swojego życia uczynił Gałczyński „materią kreacji” poetyckiej w stopniu o wiele intensywniejszym, niż wielu innych twórców. Na ogół czytamy tę poezję z przeświadczeniem, że autobiografia stanowi jej podstawowy wątek tematyczny" i, jak już było powiedziane, wątek ponadto wy­ raźnie zmitologizowany.

Tutaj zwrócę uwagę na niektóre tylko aspekty tej kreacji. Poetycka wersja prezentacji curriculum vitae Gałczyńskiego to przede wszyst­ kim poetyckie reguły selekcjonowania „twardych faktów” życioryso­ wych i przekształcania ich w liryczne wydarzenia. Owa selekcja na każdym etapie trwania słynnego związku wynika, między innymi, z różnych czynników wewnętrznych i zewnętrznych, decydując o na­ syceniu fabuły miłosnej swoistą dramaturgią. Tak dzieje się począw­ szy od Prośby o wyspy szczęśliwe, Piosenki oraz Ballad ślubnych I i II.

Mimo upływu lat, mimo spowodowanej przez wojnę rozłąki, tym, co dominuje w obrazie miłosnego życiorysu poety, jest niezmienna, młodzieńcza fascynacja Natalią, która niezależnie od zawirowań real­ nej biografii jest zawsze dla Gałczyńskiego stałym punktem odniesie- 11

nia, zarówno wówczas, kiedy przebywa on w obozie jenieckim w Al- tengrabów, jak i wtedy, gdy po „nieudanych rekolekcjach paryskich” podejmuje decyzję o powrocie do kraju.

Daje się zauważyć, że już okres wileński ukształtował sposoby wyznaczania obszarów biograficznej dyskrecji i otwartości w lirycz­ nych przekazach Gałczyńskiego. O miłosnym zauroczeniu mówi się wprost, o kłopotach, choćby tych, które wynikają z materialnego niedostatku — poprzez aluzje czy przez wprowadzenie żartobliwej fantastyki. Bieda i niezaradność, w najbardziej dosłownym sensie, dotykają obojga, gdy okazuje się na przykład, że „cała nasza wieczerza dzbanuszek z konwalią”, a jedyną sytą istotą w domu zakochanych jest „skrzacik z halabardą”, o poplamionej musztardą siwej brodzie

{O naszym gospodarstwie, 1934).

Można sądzić, że małżeństwo przeżywało niejeden z „ciężkich wieczorów”, a mimo to w wierszach dominuje tonacja optymizmu, rzutująca w przyszłość, jak wówczas, gdy nad Wilenką oczekującemu przyjazdu żony z Warszawy poecie „gwiazdy śpiewały taką piosenkę”:

Już się zaczyna, już się zaczyna, zaraz przyjedzie na most dziewczyna z Warszawy w lazurowej karecie, smagła dziewczyna o rzewnych rzęsach, co kocha Matkę Boską i Dickensa i sercem świeci poecie.

{Modlitwa polskiego poety, 1934)

Gałczyński z wyboru, nie tylko w tym wierszu zresztą, stara się eksponować nie co innego, ale raczej szczęście, a zwłaszcza „szczę­ ście w Wilnie”. Dodajmy, mieście również studenckiej młodości Mickiewicza, przyszłego autora Pana Tadeusza, stąd zabawny pomysł poety, by przenieść postaci z epopei narodowej w przeżywaną wspól­ nie współczesność, w mieście tak przyjaznym dla młodej pary, która znalazła tu swój dom:

Na wileńskiej ulicy - tak-to-tak, Gierwazeńku ... Na cóż to nam przyszło, kochana?

Po wileńskiej ulicy - tak-to-tak, Protazeńku, saniami trzeba pędzić od rana.

Jakby nie było dosyć, że przez wieczność, przez wieczność świecić będą obrączki na ręku...

a tu jeszcze serdeczność, okiennice, bezpieczność i dzwoneczki: dziń, dziń, Gierwazeńku.

W tym W ilnie będziesz różą, w tym Wilnie matką z m łod u ... Ej, woźnico, zatrzymaj swe konie!

Znam domek: drzwi w ulicę, a okna od ogrodu, a w ogrodzie rosną dwie jabłonie.

(Szczęście w Wilnie, 1934)

Motyw ślubnych obrączek powróci za czternaście lat, gdy poeta wyjaśnia:

[...] Bo nasze dawne, gdy była bieda, strach i areszty,

musiałaś, miła, na życie sprzedać w roku czterdziestym.

[...] i znów twe rzęsy i twa serdeczność, jak trawa, m iękko...

A pamiętasz ten wiersz,

Że „przez wieczność, przez wieczność Świecić będą obrączki na ręku"?

{Ślubne obrączki, 1948)

Warto wyeksponować zestawienie powyższych wierszy. Napisane w zupełnie odmiennych sytuacjach życiowych, oddzielone bagażem doświadczeń poety, brutalną interwencją historii w życie rodzinne Gałczyńskich, odwołują się do tego, co niegdyś i aktualnie jest ważne dla dwojga (trojga, wszak jest w rodzinie córka Kira), do związku „na wieczność”, którego symbolem jest konkretne akcesorium - obrączki ślubne. Ten przykład bowiem skupia jak w soczewce charakterystycz­ ne dla liryki Gałczyńskiego zjawisko: powtórzenia i nawroty sytuacji, motywów, epitetów, metafor. Jak wówczas, gdy Natalia, mimo upły­ wu lat, jawi się poecie „Jak dziewczyna Homera / piękna i nieśmier­ telna” {Pieśń XIV).

Zasada „wyboru i kombinacji” wskazanych elementów konsty­ tuuje każdorazowo niepowtarzalną atmosferę trwania, chciałoby się

powiedzieć za Eliadem - wiecznego czasu teraźniejszego, jak w wy­ obraźni dziecięcej i jak w micie, gdy rytuał, tu - miłosny, staje się odtworzeniem zdarzeń, które miały miejsce in illo temporen. Intencje tych zabiegów artystycznych odnajdujemy wyrażone w refrenicznym powtórzeniu - „ocalić od zapomnienia” w Pieśniach (1953), zwień­ czających liryczną opowieść poety o wielkiej miłości jego życia.

Nomina sunt ominą

(imiona są wróżbami, mają treść wróżebną)

Trudno orzec z całą pewnością, w jakim stopniu czytelnik poezji mi­ łosnej Gałczyńskiego ma świadomość, że oto wkracza na terytorium prywatnych emocji i przeżyć. Są one własnością artysty słowa, kogoś, kto w naszej kulturze wznoszony bywa na piedestał bezwarunkowej wyjątkowości. Zakładam jednak, że początkiem wielu czytelniczych satysfakcji jest właśnie przeświadczenie, iż uczestniczy się w seansie intymności kogoś niezwykłego - poety, który zdecydował się uchylić rąbka osobistych tajemnic.

Pierwsza z tych udostępnianych tajemnic to imię ukochanej - Na­ talia. Magia tego imienia, odczuwanego jako egzotyczne, działała na poetę z przemożną siłą, jak można domniemywać na podstawie lek­ tury, w związku z pochodzeniem żony12 13 14. Imię to w pełnym brzmie­ niu przewija się tak w tekstach, jak i dedykacjach, tak we wczesnej liryce, jak i w twórczości powojennej. Atmosfera tajemniczego, rosyj- sko-gruzińskiego Wschodu, ewokowana za sprawą imienia „Natalia” znajduje odzwierciedlenie choćby w Balu u Salomona (1933)N, kiedy poeta określa wprost: „imię twe małoazyjskie”, w Balladzie ślubnej II

(1934), gdy o ciotce adresatki liryku mówi się jako o „Wielkiej Xięż- nej Kaukazu”, lub gdy w Nieporozumieniach (1939) Natalia jawi się

12 M. Eliade, Sacrum — mit — historia. Wybór esejów, przeł. A. Tatarkiewicz, Warszawa 1993.

1 ’ Natalia Awałow wywodziła się ze starego gruzińskiego rodu. Zob. K. Gał­ czyńska, Ziebny Konstanty. .., op. cit., s. 54 i in.

14 Rok powstania przywoływanych liryków podaję za wydaniem BN. Zob. przypis 6.

poecie jako „Rzym i Bizancjum”, sam zaś deklaruje: „Jestem mimo wszelki świst / ein polnischer Monarchist, / [...], bo ty jesteś właśnie moja cesarzowa”. Wschód, Bizancjum, cesarstwo - oto ciąg poetyc­ kich aluzji oraz skojarzeń, które prowadzą do uwznioślenia posta­ ci ukochanej, o której nie sposób już po prostu myśleć zwyczajnie, jako o dziewczynie, nawet niezwykłej (a takimi zazwyczaj bywają wybranki w oczach zakochanych wielbicieli i partnerów). W cyklu poetyckim M uzy (1949), a więc w dziewiętnastym roku trwania mał­ żeństwa, wyrazem wciąż obecnej fascynacji imieniem żony jest jej umieszczenie przez poetę w orszaku muz:

Do Thalii

Która najdroższe imię przypomina, jak struna gitary - promień; matka, słońce, dziewczyna, śmieszny wiatr przez sitowie;

która kochała Puszkina, Puszkina i Mickiewicza, Salve, Thalia, liubimaja, wietrzna muzo komiczna!

Włosy, kiedym przy tobie, jak liście na łbie mi tańczą. Thalia - rozległy człowiek. Thalia - najukochańsza!

Powtórzmy, skoro Gałczyński tak chętnie przywołuje i powtarza wielokrotnie w różnych konfiguracjach znaczeniowych imię żony, czytelnik liryki miłosnej Gałczyńskiego czuje się tym samym nie­ ustannie dopuszczany do konfidencji, uczestniczy w ceremoniach uniezwyklania i uwznioślania Natalii. Między nim a poetą panuje pod tym względem zgoda, zwłaszcza że Gałczyński okazuje się mi­ strzem w stwarzaniu poczucia wspólnoty. Gdy „cały świat” ma do­ stęp do tej pierwszej z tajemnic, nie dziwi fakt, że imię żony sta­ je się podstawowym elementem identyfikującym całość lirycznych wyznań miłosnych. Mało tego, w konsekwencji nawet okazjonalna lektura wierszy nakazuje odbiorcom sytuować bohaterów tej liryki

w szeregu znanych w kulturze kochanków, gdyż Konstanty Ildefons Gałczyński i Natalia jawią się jako nierozerwalna para. Jeśli taki, mię­ dzy innymi, był cel mitologizujących zabiegów poety, wolno sądzić, że cel ten osiągnął.

Ale egzotyka imienia ukochanej to tylko punkt wyjścia. Po­ eta obdarzony wyobraźnią, także muzyczną, bardzo szybko odkrył i wykorzystał nie tylko samo imię żony, ale przede wszystkim jego eufoniczno-semantyczną wartość. Bo imię żony - Natalia, zrymo- wane z „konwalią”, podsuwało szansę realnego zagospodarowania potencjalnych, dodatkowych znaczeń. Niewykluczone, że w myśle­ niu poety o ukochanej znajduje odbicie funkcjonujące w potocz­ nej świadomości przekonanie, mające zresztą daleki, średniowieczny rodowód, o symbolicznym nacechowaniu imienia danej osoby czy nazwy przywołanego kwiatu. Konwalia to salus mundi - zbawienie świata w Maryjnej „łąkowej aptece”15. Imię i kwiat zdają się wyrażać nie tylko terapeutyczne, ale wręcz zbawcze właściwości (por. oczeki­ wania i repertuar próśb skierowanych do adresatki w liryku —Prośba o wyspy szczęśliwe z 1930 roku, chociaż tam akurat nie pada imię żony). Współgranie brzmienia słowa z obszarami konotacji sprawia, że zdałoby się banalny dublet brzmieniowo-rymowy: „Natalia - kon­ walia” okazuje się rewelatorem wciąż poszukiwanej harmonii, po­ koju, wybawienia od życiowych czy wręcz egzystencjalnych lęków. A więc Natalia, a więc leczniczy kwiat i jego zapach, a więc realność małżeństwa w sposób nieomal konieczny musi prozę życia przeobra­ żać w rzeczywistość poezji. Tak się dzieje na przykład w liryku wileń­ skim Ciężki wieczór (1933), gdy bohaterka wcześniejszych wierszy16, konwencjonalnie, choć z dumą nazywana dotychczas „żoną”, jawi się jako Natalia:

15 Zob. M. Lurker, Przesłanie symboli w mitach, kulturach i religiach, przeł. R. Wojnakowski, Kraków 1994, s. 234.

16 Pojawiają się one od roku poznania - 1929. Córka poety pisze, przytacza­ jąc relację matki: „to w tamtą niedzielę podarował mi swój wiersz - Portret panny

Noel i dodał, że przez całe życie będzie pisał dla mnie jeden długi miłosny wiersz”.

Szmaragd błyszczy, a ciemność trwoży, Podniebienie twe pachnie konwalią, Pan Bóg patrzy na nas jak z loży ... Ach, pocałuj mnie, pocałuj, Natalio.

Bibułkowy księżyc przymilnie Zerka ku nam i mruga chytrze. A chcesz, to ci na okarynie zagwiżdżę O naszym wielkim bólu w małym Wilnie.

Wprowadzenie imienia kobiety nie jest czymś nowym w polskiej poezji. Natomiast imię żony użyte w funkcji znaku rozpoznawcze­ go na zasadach, o których była mowa okazało się znaczącym novum

w okresie międzywojnia, a i dzisiaj, sprzyjając identyfikacji czyta­ nych strof, zadziwia. W polskiej liryce miłosnej raczej poprzestawało się w najlepszym razie na dyskretnym wskazaniu „stanu cywilnego” obiektu poetyckiej adoracji, co i tak było na ogół czymś niezwyczaj­ nym17. Prawda, Kochanowski mimochodem wymienia imię swojej żony Doroty, ale już Mickiewicz nie obdarza tym przywilejem żony Celiny. Wieszcz natomiast uwiecznia znaną nam z imienia Marylę, która, jak wiemy, nie została jego żoną. Zgodnie z romantyczną kon­ wencją, z romantycznym widzeniem kobiecości, heroiną, bohaterką lirycznych manifestów, mogła zostać kobieta właśnie dlatego, że nie krępowały jej więzy małżeńskie. Przypomnę, w Dziadach, cz. I Vpa­ dają słowa, którym trudno nie przypisać pewnego, chyba sporego wpływu na utrwalenie nie tylko literackiego, ale i kulturowego i spo­ łecznego stereotypu. Oto one: „Gdy na dziewczynę zawołają: żono! // Już ją żywcem pogrzebiono” (w. 365-366).

U Gałczyńskiego dzieje się inaczej, wbrew stereotypom. Przywo­ łując imię ukochanej żony, poeta przekracza granicę magicznego, rodem z baśni, ale bardzo ogólnikowego przeświadczenia, że potem,

17 Poprzestanę na takich przykładach: Kazimierz Przerwa-Tetmajer obiecywał ukochanej: „A kiedy będziesz moją żoną, umiłowaną, wytęsknioną // wtedy się ogród nam otworzy . . . ”. Leopold Staff Pierwszą przechadzkę (1939) dedykował żonie. Imię znają jedynie biografowie poety. Podobnie u Jarosława Iwaszkiewi­ cza, ale już Jerzy Zagórski w rocznicowych wierszach małżeńskich mówi o żonie imiennie.

po ślubie... „żyli długo i szczęśliwie”. Ale co to dokładnie znaczy, to raczej nie wiemy. Otóż Gałczyński odwrotnie niż bajarze, ale i poeci, napełnił żywą treścią ten etap życia ludzkiego, który nader starannie omijali inni twórcy, nie widząc w nim wystarczającej atrakcyjności dla snucia miłosnych fabuł. Dla poety nawet szara i uboga rzeczywi­ stość młodego małżeństwa nabiera ujmujących barw miłosnej czuło­ ści wobec „małej, smagłej, smukłej”:

Piosenka

Moja mała bardzo lubi rosół, moja smagła, moja smukła. Gdy je rosół, to ja jestem wesół,

bo to szczęście, gdy jest rosół i bułka. [...]

śnieg, śnieg po Wilnie hula. Kreślę na dłoni smukłej i smagłej drogę do bajki o Trzech Królach.

(1934)

Obserwujemy w tym wierszu narodziny innej, ważnej cechy liryki miłosnej Gałczyńskiego — stosowanie epitetów w funkcji imienia własnego. Są one zapowiedzią wszystkich późniejszych imion, nazwań, epitetów, peryfraz, obrazów metaforycznych, które wszystkie w sumie uzmysławiają głęboko tkwiącą w poecie potrze­ bę ciągłego nazywania ukochanej, podtrzymywania w ten sposób nieustannego z nią kontaktu, stałego wyznawania miłości, podzi­ wu, uwielbienia.

Natalii — bohaterce tego i pozostałych wierszy — przypisuje się w przywołanym wyżej liryku niektóre z powtarzanych następnie i po wielekroć wymienianych stałych cech, takich jak np. moja, mała, maleńka, miła, jedyna, najukochańsza. Epitety te nie tyle charaktery­ zują bohaterkę wierszy, ile ukazują stosunek do niej poety. Bo z kolei inne: smagła, smukła, srebrna, zielona, tańcząca na dłoni, pochmur- nooka, będąc z nadania poety kolejnymi atrybutami żony, zdecydo­ wanie wykraczają poza skonwencjonalizowaną przestrzeń wcześniej wyliczonych epitetów „ozdobnych”. Oznaczają one tym razem cechy

przynależne tylko Natalii, bo tak ją właśnie widział małżonek18. Cha­ rakterystyczne, że w repertuarze epitetów przymiotnikowych poeta wyróżnił ostatecznie takie, które według niego mogły pełnić funkcję Imienia. I tak w Nocnym testamencie (Noctes Aninenses, 1939) poeta w półżartobliwym akcie testamentowej donacji zapisuje „[...] mojej Smagłej, mojej Smukłej, mojej Pochmurnej / łzy”. Przymiotnikowe epitety poprzez formalny wyznacznik w postaci wielkich liter uzy­ skują tutaj najwyraźniej status osobowych nazw własnych, zwień­ czają wcześniej wyrażane intencje odnajdywania ekwiwalentów jedy­ nego ważnego dla poety imienia - Natalia. Zwróćmy jednak uwagę na to, że w radosnej na ogół poetyckiej onomastyce Gałczyńskiego pojawiają się od czasu do czasu obiektywizujące sygnały, za sprawą których czytelnik nie odbiera wierszy miłosnych jako słodkiej laurki: Natalia jest także Pochmurna, a w ich wspólnym życiu nieraz poja­ wiają się łzy. Poety? Zony?

Nie jest to jedyna metamorfoza imienia. Podobną siłą emocjo­ nalną odznaczają się zabiegi amplifikacyjne, dzięki którym Natalia staje się a to smagłym cherubem, a to świecącym posążkiem, posążkiem ze złota czy wręcz jak w Balu u Salomona (1933) - złotym maleńkim bogiem dla poety. Peryfrazy stosowane przez Gałczyńskiego prze­ obrażają się w mniej lub bardziej metaforyczne nazwania ukochanej, które nie tyle mówią o jej wyglądzie, ile wskazują na rolę, jaką pełni ukochana w jego życiu.

Pod tym względem wyjątkową siłą ekspresji, mimo prostoty za­ biegu enumeracyjnego, odznacza się przejmująca ekskuza poety z 1946 roku. Wiersz napisany był na statku, którym poeta wracał po wojennej tułaczce do Polski:

Cóżem winien, żem tak się nabłąkał, żeby w końcu do ciebie przyjść,

żeby w końcu zrozumieć, że ty jesteś łąka i drzewo, i księżyc, i liść.

18 Wilhelm von Humboldt twierdził, że postrzegamy nie przedmiot jako taki, lecz obraz wytworzony w duszy przez podmiot. Zob. S. Grabias, Język w zachowa­

Żeby w końcu zrozumieć, że śmiejący się potok to ty także i muszla na dnie,

i Cerera świecąca nad pszenicą złotą, i zielony wiatr, który dmie.

Spójrzmy na wymienione w liryku obiekty, które poeta, na pra­ wach metonimii, uznaje za tożsame z Natalią. Są nimi: łąka, drzewo, księżyc, liść, śmiejący się potok, muszla, Cerera świecąca nad pszenicą złotą, zielony wiatr. Natalia poprzez te wszystkie nazwania przeobra­ ża się z jednej strony w obraz natury, z drugiej, staje się życiodajną boginią, jak pamiętamy z mitologii greckiej (Demeter) i rzymskiej (Cerera), patronką życia osiadłego, stabilnego, ale przede wszystkim odradzania się fizycznego i duchowego. Oto na jakie dary ze strony ukochanej liczy poeta, który „w końcu zrozumiał”. Dodajmy, że re- ifikująco-przyrodnicze nazwania pojawiają się wcześniej, zwłaszcza w lirykach pisanych o obozie jenieckim: Dzika Róśża czy: „tyś jest siostra im, drzewna królewna, / zielona woń, srebrny dym, akacja srebrna” (Srebrna akacja, 1942).

Intencja przyświecająca tym wszystkim nazwaniom, intuicyjnie czytelna, znajduje potwierdzenie w przejmującym pytaniu, jakie pada w Liście jeńca (1942), a które, jak sądzę, mamy prawo odnieść do całości liryki miłosnej Gałczyńskiego:

Jedyna moja na świecie, jakże wysławię twe imię?

Pytanie to otwiera szerszą, niż tylko ściśle literacka, perspektywę interpretacyjną. Jeżeli mianowicie - zgodnie z przemyśleniami an­ tropologii kultury czy współczesną teologią19 uznamy fakt nazywania za pierwszy znak ludzkiego zaangażowania w tworzenie kultury - Adam w pamiętnej scenie z Księgi Rodzaju nadaje imiona wszelkim stworzeniom rajskim — to zastanawiająca usilność poety, by jak naj­ trafniej, a przy tym jak najczulej i jak najczęściej nazywać Natalię różnymi określeniami nie tłumaczy się do końca ani w kategoriach psychologicznych, ani w ramach własnej ekspresji artystycznej. Poeta

bowiem za każdym razem na nowo w kolejnych lirykach zdaje się stwarzać swoją żonę. Jest świadom, iż kochając ją „tyle lat, na prze­ mian w mroku i śpiewie”, kocha cały czas tę samą, a jednak wciąż inną, dlatego, że podlega ona jego kreującym gestom. Staje się jego dziełem, dziełem godnym ustawicznego wysławiania.

Czy to wyraziście postawione sobie i wspólnej miłości zadanie wie­ dzie Gałczyńskiego w rewiry nieuniknionego patosu? Wręcz przeciw­ nie. Gdy w Liście jeńca poeta czyni wyrazem najwyższego podziwu dla żony słowa: „Ty jesteś mi wodą w lecie / i rękawicą w zimie” czytelnik nie przestaje się zdumiewać wymową tej subtelnej reifikacji.

N ie ulega wątpliwości - dowodzi Seweryna Wysłouch - że adresatka li­ stu poetyckiego została przedstawiona za pomocą chwytów rei fi kujących. Pojawia się jako „cień na ścianie”, później staje się „wodą w lecie” i „ręka­ wicą w zimie”. Ale tropy te są motywowane sytuacją liryczną podmiotu (pobyt w obozie jenieckim), co zostało zaznaczone w tytule i końcowej adnotacji. Ponadto w dalszych strofach wiersza metafory zmieniają swój charakter. Obserwujemy proces przechodzenia od „fizyki” do „metafizy­ ki”. Przedmioty codziennego użytku ustępują miejsca patetycznym abs­ traktom („szczęście wiosenne”) lub zjawiskom wykraczającym poza proste doznania fizyczne („światło świata”, „pieśń drogi”)20.

Zarówno „poetyka wysławiania”, jak i „metafizyczna” metaforyka wprowadzają element sacrum w tę lirykę miłosną.

Natalia nazywana tak niecodziennie jawi się właśnie jako gwa­ rant bezpieczeństwa codziennego, stabilności, zaufania, a przez to wewnętrznej harmonii, blasku duchowego, radości życia. Jak widać, zabiegi reifikujące nie są antropologicznie neutralne, przynoszą nie tylko pozytywne znaczenia, ale również wyraziste nacechowanie ak­ sjologiczne.

Tak dzieje się i w innych lirykach, gdy Gałczyński portretując żonę hojnie szafuje rzeczami i zjawiskami otaczającego świata w licznych re- ifikujących metaforach, np. „księżyc twojej twarzy, mały, zawstydzony”, „tyś jest [...] zielna woń, srebrny dym, akacja srebrna” czy w ostatnich lirykach, gdzie „przyrodnicze” urzeczowienie dotyczy tym razem oboj­ ga, pozwalając na wyraźną erotyzację przedstawionej sytuacji:

Tyś jest jezioro moje, ja jestem twoje słońce, światłami ciebie stroję, szczęście moje szumiące. Trzciny twoje pozłacam. Odchodzę. I znów wracam.

Miękko moim kędziorom w twych zielonych szuwarach. O, jezioro, jezioro

piękniejsze niż gitara!

A nocą przez niebiosa zlatują sznurem długim gwiazdy i na twych włosach siadają jak papugi.

{Kronika olsztyńska, VI, 1950)

Jest to bodaj najpiękniejszy przykład metaforyzacji poprzez urze- czowienie, które tym razem kochającą się parę małżonków wpisuje w niezmienny rytm przyrody.

Osobną, godną odnotowania kategorię poetyckich nazwań stano­ wią dedykacje - od raczej oszczędnych w ekspresję, np. „Zonie”, „Na­ talii”, przez nasycone metaforyczną dynamiką, np. „Natalii tańczącej na dłoni” czy „Natalii, która jest latarnią zaczarowanej dorożki”21, aż do dedykacji obszernych, stających się samodzielnymi wypowiedzia­ mi lirycznymi. Tak jest w przypadku Dedykacji i Przesłania, które