• Nie Znaleziono Wyników

Technika w boju o światło

— 34 —

on więcej moją uwagę od trzciny, jako istota bardziej do człowieka zbliżona stworzeniem.

W itaj mały niewolniku! Uchyliłem furteczkę jego więzienia, niby przypadkiem, ptaszyna ule­

ciała do gajów rodzinnych. I

W idziałem nakoniec z blizka tegc ładnego piewcę, którego obyczaje tak umiał pochw y­

cić naturalista amerykański, Audubon.

Ody żartowniś, podrzeźniacz, zanuci wśród gajów Luizyany piosnkę romansową, Polak go słuchający przypomni sobie w ieczorny świergot słowika i pozazdrości, że ów jego rodak ma­

lutki nie jest najpierwszym śpiewakiem na świecie.

Ody kto dojrzy wśród liści na drzew ie sa- - inicę żartownisia, cudowny obrazek zachwyci jego oVn ! porwie wyobraźnią: obaczy ptaszka, co lek' ! iak motyl, zatacza zwinne kręgi kolo swej kochanki: to się wznosi, to opada, to zno­

wu podlatuje, i z najeżonemi skrzydełkami, wzrokiem utopionym w przedmiot swej mHo- ści, kłania mu się głów ką; a ile razy podfrunie ku niebu, nuci hymn radości.

Nie zaciąga on, jak słowik, długich, melan­

cholijnych westchnień; zaczyna odrazu namię­

tną i silną piosenkę, której zmienia tony z ła­

twością przechodzącą pojęcie: naśladuje łago­

dny, usypiający szelest liści, śpiew czeczotki, szmer zefiru i strumyka, a ciągle fruwa i zata­

cza koła.

To dopiero początek.

Ody już zajął miejsce na gałązce p rzy oblu­

bienicy, zaczyna przegryw k ę mniej świetną, ale miększą i tkliwszą. Potem pędzi na zwiady, plą­

druje okolicę, aby się zapewnić c z y kto nań nie patrzy. Z odwrotem trzepocze skrzydełkami, lecz tak miarowo a swobodnie, lecz tak rozko- sznie, że zdaje się to być jego taniec weselny.

Następnie siada znowu p rzy sw ej towa­

rzyszce i na zakończenie wielkiej melodramy wycina dziwną nutę, szczególne przejście mu­

zyczne, parodyującą wszelkie melodye, gwary, świsty i wszystkie głosy ptasiej rodziny. Pod- rzeźnia kuropatwę, sow ę; szydzi z gdakania kaczki i kury; naśmiewa się z wróbla i czyżyka.

Nakoniec dźwięk smętny, stłumiony, lubież­

ny, rodzaj cichego łkania w y r y w a się z piersi samicy i pogrąża drobnego szydercę w mil­

czeniu.

P o tych zalecankach oboje puszczają się w podróż w celu wyszukania miejsca i puchu na usłanie gniazdeczka, i znajdują to w szystko za­

zw yczaj w blizkości domu zamieszkałego przez ludzi, jakkolwiek są nader płochliwe.

Tu samica znosi pięć jajek, wysiaduje w cią­

gu dni piętnastu; przez cały ten czas podrze­

źniacz nad nią czuwa i czaruje i pieści swem pieniem.

W reszcie pisklęta ulatują — koncert skoń­

czony.

Technika w boju o światło.

Musiała to być chwila prawdziw ie fanaty- Jaka to cudowna legenda o Prometeuszu w cznej ekstazy, gd y ludzkość po raz pierwszy wspaniałej trylogii Aeschylosa!

zdobyła ogień, ten żyw ioł, który uzyskał część Przyniósł on z Olympu światło i radość r,a boską w e wszystkich religiach pogańskich. ten padół, ukradł „ogień“ strzeżony przez

bo-«

— 35

gów i uszczęśliwił nim ludzkość, przemieni! spo­

sób życia, rozjaśni} * duszny mrok ziemi, by}

twórcą wszystkiego, co upiększa życie.

Straszliw y gniew bogów, karzących go za te czyny wieczną męką, utrwaliły w pamięci naszej poezya, rzeźba, malarstwo. Cala ludz­

kość .czuje, czem jest dla jej rozkwitu, dla kul­

tury, ogień czem światło...

...Płomienne, olbrzymie centrum ośmiu w iel­

kich planet, zalewa morzem światła i ciepła naszą małą planetę ziemię. Światło1, to życie i ruch — to piękno i prawie szczęście ludzkości, to źródło pracy i postępu. Upajające piękno ja­

sności i barw, poryw ało dusze ku w yżynom poezyi i bezwiednie światło stało się synomi- nem najgorętszych pragnień umysłu i serca ludzkiego: prawdy i miłości.

A noc — jak mówi przysłow ie jest wrogiem ludzkości w ięc t jk jak noc ducha, tak i noc zie­

mi rozjaśniać pragnęły, usiłowania człowieka.

Światła, więcej światła!... rozwój, mnożenie się tegoż, to jak gd yby odbicie postępu kultury człowieka. I człowiek ulepszał, doskonali} to światło upragnione, —- bo jakiż to olbrzymi po­

chód techniki ludzkiej od światła łuczyw a do żarówki, światła Auera i elektrycznej lampy łu­

kowej.

Bohaterowie Homera ucztowali przy czer­

wonym blasku dym nego ognia trizaskających gaJęzi — nam w yd aw ać to się może roman­

tyczne, ale bohaterowie dzisiejszych czasów, bardziej praktyczni i w ygodni mają do dyspo- zycyi bajeczny przepych sal, oświetlonych cza­

rodziejskim blaskiem elektrycznych kw iatów i

słońc. 1

Ale światło elektryczne nie jest dziś dla samych tylko bohaterów, dla możnych tego świata; światło to staje się dostępne dla coraz szerszych w arstw ludności. „

M ówiąc zrozumiałej, staje się tańsze, a u- mysł ludzki pracuje nieustannie, przeprowadza próby, b y stało się i lepsze.

W e wszystkich prawie dziedzinach życia ludzkiego postęp kultury torować sobie musi drogę wśród nieustannych w alk z ciemnotą, lub złą wolą. Światłoj to dobroczynne światło, któ­

re dla pracy-ludzkiej, dla życia przedłużyło dzień, rozwidniło w rogie tumany nocy i to światło miało w ro gó w nierozumnych.

Zaprowadzenie np. gazu dla oświetlenia miast, stanowiło rzeczyw iście epokę w spote- cznem życiu, ale pom ysłow y człowiek, który pierw szy w roku 1810 zbudował gazometr w Anglii, doprowadzony został prawie do rozpa­

czy. Dla przekonania „rajców miejskich", iż nie ma obaw eksplozyi, uderzył siekierą w powło­

kę gazometru i zapalił w yd ob yw ają cy się gaz świetlny. Z przerażeniem cofnęła się prześwie­

tna komisya i ujrzała, że w y tr y s ły płomień pa­

lił fsię dalej spokojnie.

Otwartą w ięc już została droga do zapro­

wadzenia oświetlenia gazow ego i rozpoczęło się racyonalne oświetlanie miast.

U żyw anie nafty nastąpiło o w iele później, dopiero gd y w r. 1859 odkryto w Pensylwanii olbrzymie źródła ropy. Od tego czasu i czło­

wiek niezamożny ma światło daleko wspanial­

sze od tego, jakie miał do użytku Ludwik XIV.

król Francyi.

rA

nafta znana iuż była w staro­

żytności. znano źródła w Baku i miedzy mo>- rzem Kaspijskiem a Czarnem. Gdy Aleksander W ielki zw iedzał prowincyę Ekbatana (tak opo­

wiada historyk Plutarch) ujrzał ze zdumieniem w ysokie słupy ognia tryskające ustawicznie, jak gdyby z w iecznego źródła. Barbarzyńcy chcąc bohaterskiemu synowi bogów pokazać znaczenie nafty, oblali nią drogę prowadzącą do pałacu i z nadejściem nocy zapalili spływa­

jące u w ylotu drogi, strumienie ropy.

W

okamgnieniu zajaśniała rzeka ognia, oble­

wając. drogę łuną żółtych płomieni.

W ieki mijały, a jednak nafta nie w eszła w powszechne użycie.

Podobnie jak zaczęto u żyw ać nafty 50 lat p6źniej niż gazu, podobnie i światło 'Auera w stą­

piło na arenę konkurencyi świetlnej po w yn a­

lazku światła elektrycznego. Światło auerow- skie dopomogło „g a zow i świetlnemu" do w y ­ trzymania konkurencyi żarówek.

Fabrykacya żarów ek jest droga, światło ko­

sztowne, bo przy żarów ce zaledwie jedna dzie­

siąta siły elektrycznej przemienia się w świa­

tło dziewięć dziesiątych przetwarza się w ciepło.

Auer pokazał, że przy użyciu innych ciał do żarzenia się w yzyskuje się lepiej gorąco palą­

cego się gazu, czy b y w ięc i w ęgla żarówki nie można zastąpić czemś innem?

36

Trzeba poszukać materyału, któryby na wolnem powietrzu jak „auerówka“ , nie spalił się, nie zniszczył i nie zmienił pod działaniem prądu — i o rozwiązanie tego doniosłego zaga­

dnienia postarał się prof. dr. Nernst.

Próbow ał on u żyw ać przewodników gor­

szych, zaliczanych do klasy drugiej (znaczna część metali i w ęgiel są przewodnikami dobry­

mi — pierwszej klasy), zamiast w ęgla magne- zyi. Prąd elektryczny, przechodząc przez w ę ­ giel, nie zmienia go. w ęgiel pozostaje węglem , i tylko rozżarza się — świeci. W przewodni­

kach zaś drugiej klasy w tym wypadku w ma- gnczyi (połączenie magnu i tlenu) prąd w y k o ­ nuje pracę chemiczną, rozkłada je magn i tlen (podobnie jak w odę na w odór i tlen), rozża­

rzony zaś magn spala się przy dostępie powie­

trza ponownie na magnezyę. *

W zamkniętej gruszce szklannej, bezpowie- trznej metal stopiłby się, a światło trw ałoby tylko krótką chwilkę, — dla tego w ięc światła elektrycznego dostęp powietrza jest warun­

kiem trwałości. Brzm i to rzeczyw iście jak pa­

radoks. Prąd elektryczny rozżarza w ałeczek m agnezyow y do wspaniałej jasności — o bla­

sku świetniejszym, niż lampy łukowej, rów no­

cześnie rozkładając m agnezyę, — tlen zaś po­

w ietrza odnawia nieustannie to żarzące się ciało.

Jeśli dodamy, że rozżarzenie magnezyi w lampie Nesnsta powoduje stratę elektryczności (,na ciepło) pięć razy mniejszą od utraty w do­

tychczasowej żarówce, to zrozumiemy całą do­

niosłość tego nowego oświecenia elektryczne-t i go.

Jeden tylko był kłopot z tą magnesyą, któ­

r y opóźi.ii dotychczas wprowadzenia lamp Nerrsta w użycie na wielką skalę.

Oto zimna magnezya — przedstawia wielki opór dla prądu elektrycznego i musi być przed­

tem ogrzaną do czerwoności. Cienki sztyfcik można rozpalić zapałką, grubsze w ałeczki ma- gnezyi w ym agają silniejszych płomieni. Dopie­

ro niedawno rozwiązano pomyślnie urządzenie automatyczne dla rozgrzania i rozpoczęto insta- lacye elektrycznego światła lampami Nernsta.

Sprawa światła jest jednak kw estyą nie ty l­

ko techniczną, ale hygieniczną; — jeśli z jednej strony technika zdobyć pragnie światło najja­

śniejsze, najekonomiczniejsze — uwzględnić mu­

si jeszcze jeden czynnik: światło najzdrowsze

dla oka. *

Najważniejszą rzeczą przy ocenianiu dosta- teczności oświetlenia sztucznego jest ilość świa­

tła koniecznego dla oświetlenia, czy to pewnej płaszczyzny, czy też pomieszczenia, jak np.:

szkoły, biura lub warsztatu. Jako minimum ja­

sności oświetlenia w pokojach do pracy uważa się dla każdego pracownika światło 10 świec normalnych. W praw dzie oczy nasze dają sobie radę i przy małem oświetleniu, najlepszą je­

dnak silę widzenia można osiągnąć tylko przy bardzo dobrem świetle. Jedną z metod określe­

nia dostateczności oświetlenia jest t. zw . pró­

ba czytania, która polega na oznaczeniu ilości w ierszy przeczytanych w minucie.

P r z y oświetleniu 2 świec normalnych mo­

żna przeczytać 6 w ierszy w przeciąga minuty, przy 8— 10, 15 nawet 16 w ierszy. Dlatego też.

przy wykonywaniu robót delikatnych, jak np.

rysunków, haftów, koronek, potrzebne jest światło odpowiadające sile 20—30 świec nor­

malnych.

Dla robót zaś grubszych dostateczna jest ilość światła, odpowiadającego 10 świecom

Doświadczenie okazało, że- przy jednakowej sile oświetlenia dartego miejsca najbardziej za- nietczyszcziaią powietrze ś w i e c e , najmniej zaś dobrze oczyszczona n a f t a . Co się ty­

czy gazu, to stopień zanieczyszczenia pow ie­

trza w oświetlanych nim izbach zależy od sto­

pnia zanieczyszczenia gazu i od rodzaju palni­

ka; palnik Auera jest najlepszym.

Objawem znużenia wzroku jest, jak w iado­

mo, częstsze mrużenie; im częściej powieką sie porusza, tem bardziej męczącym je;Jt w i.ływ promieni światła, na które w zrok nasz jest w y ­ stawiony.

Otóż z obrachunku ilości z m r u ż e ń w cią­

gu minuty przekonano się; że na jedne i tesame o c zy przypada na minutę: przy świetle z w y ­ kłej św iecy 64/5, przy świetle gazowem 2‘ /5- przy świetle słonecznem 21U, przy świetle ża­

row ej lampy elektrycznej l 3/s zmrużeń.

W y p ły w a z tego, że światło św iecy tłusz­

czow ej jest dla wzroku najszkodliwsze, a ża­

row e światło elektryczne najlepsze.

J V ”'V

P rzy jednakowem natężeniu światła najwię­

cej ciepła promieniuje ze świec, wydzielają one najwięcej gazów ogrzanych i pary wodnej. — Stąd to pochodzi nieprzyjmne uczucie w ot- czach, jeżeli pokoje oświetlane są dużą ilością

świec. ,,

-Światło nafty daje również dużo ciepła pro­

mieniującego, a wydzielanie ciepła przez pal­

niki gazowce jest bardzo znaczne; natomiast palnik Auera daje bardzo mało ciepła, jest on przeto i w tym kierunku bardzo hygieniczny.

To samo jeszcze bardziej da się powiedzieć . o świetle elektrycznem, światło elektryczne >

gazowo-żarowe Auera zbliżają się więc do ide alu oświetlenia. « , i , J

I barwa światła ma w pływ na promienio­

wanie ciepła. Okazuje się, że światło, obfitu­

jące w promienie czerwone jest gorętsze, niż światło, w którem przeważają promienie zie­

lone lub niebieskie. uJrvi 5 • Ideałem światła, jak łatwo wywnioskować byłoby „światło zimne!“

Zimne światło?! — brzmi to jakby fanta- zya z bajki, a przecież „postęp techniki" zdąża do tego nieustannie.

Nie jest ono wcale fantazyą.

Na popularnych naukowych wykładach ber­

lińskiej „Uranii11 demonstruje prelegent w na­

stępujący sposób „światło zimne .

Wielka kula metalowa na przodzie sceny, połączona jest przewodem z centralą elektry­

czną (dynamomaszyną i transformatorem), sta­

nowi ona niejako koniec drutu — biegun elek­

tryczny. Od kuli tej (jak od konduktora ma­

szyny elektrycznej) wyładowuje się ku audy- trryum (wywołane zmiennymi prądami) stru­

mienie niewidzialnych fal elektrycznych.

Prelegent pokazuje publiczności rury szklan- nt najrozmaitszego kształtu — bań, wężów, kul złączonych itp., z których wypompowano po­

wietrze i cóż się dzieje? Wszystkie te szklan- ne Utwory jaśnieją świecącym blaskiem przekonywującym zebranych, że fale elektry­

czne, przepełniające powietrze, przemieniają się w tych rurkach na fale świetlne.

Gdy przerwie się wysyłanie fal elektrycz­

nych, światło w rurkach znika i ukazuje się ponownie wraz z wytwarzaniem elektryk*.

Tajemnicze to światło nie grzeje, blask jego jest zimny i ze zdumieniem patrzą ludzie na te prawie czary, gdy od kuli metalowej płynie niewidzialna, potężna, tak opanowana przez u- mysi ludzki, żywiołowa siła.

Genialny wynalazca T e s l a opętał tę stra­

szliwą siłę, otoczony błyskawicami powolnie piyi.ącemi,, które umiał wydobyć, kier|uje je wedle woli swego badawczego ducha.

Elektryczność przemieniona w z i m n e światło! — czyż to istotnie nie zdumiewający czar? — Czemże jest światło?

Oto wiedza a technika w sojuszu odsłania nam proste, a wielkie tajemnice zaciekawiają­

cych zjawisk.

Od najdawniejszych czasów ludzkość świe­

ci i pali tylko elektrycznością — ten czerwony blask łuczywa, kopcące światło kagank w — jasność płomieni świec, lamp, światło gazów itd., to zjawiska elektryczne.

Wydaje się to nieprawdopodobnem, sądząc powierzchownie, a jednak tak jest w istocie.

Związek pomiędzy światłem a elektrycznością, wykazał matematycznie słynny uczony M a i v w e l l ^ a potwierdziły to także doświadczenia H e r t z a .

. Promienie światła i promienie elektroma­

gnetyczne podlegają tymsamym prawom, roz­

chodzą się z tą samą prawie szybkością (40.000 mil na sekundę) w wszechświacie.

A ż do r. 1840 sądzono, że ciepło, światło i elektryczność są pewnymi niedostrzegalnymi płynami, f l u i d e m niewidzialnym; jednak w drugiej połowie XIX. stulecia wykazali uczeni, że hipoteza e t e r u , przenikającego wszystkie ciała, przepełniającego wszechświat, — ruchy faliste tegoż eteru, wyjaśniają całkowicie te zjawiska. Doświadczenia potwierdziły, że roz­

maita długość i szybkość fal tego eteru w róż­

nym stopniu oddziaływuje na zmysły człowie­

ka na ziemi. Odczuwamy je jako ciepło, świa­

tło lub elektryczność.

W s z y s t k o j e s t r u c h e m — zjawiska są tylko wyładowaniem pewnej energii ruchu.

Drganie najdrobniejszych cząstek ciał, udziela się powietrzu, fale tegoż działają na słuch « tak uderzenie na błonę .bębenkową 32 fal w se­

kundzie, przemienia się za pośrednictwem od­

powiednich nerw ów w wrażenie najniższego głosu.

Gdy ruch tych cząsteczek najmniejszych, zw a ­ nych ,,molekułami" się zwiększa, ilość fai w sekundzie wzrasta, glos staje się coraz w y ż ­ szy, aż dojdzie do tej granicy najwyższego tonu, jakie ucho nasze jeszcze rozróżnić może.

Jest to ton, który słyszym y przy drganiu 30.00u fal w jednej sekundzie.

Cóż się dzieje dalej, g d y cząsteczki ciała n. p., sztaby metalowej — jeszcze szybsze w y ­ konuj ą ruchy, — jakie odbieramy wrażenie?

Zrozumiemy to zaraz, gdy uprzytomnimy sobie, ze każdy molekuł (cząsteczka sztaby nie dająca się dzielić, a więc tak mała, że nie je- stesniy w stanie jej pojąć — choć istnieje) oto­

czony jest tą materyą nieważką, niewidzialną eterem.

Ruch tych moiekułów jest — używ ając po­

równania - jak gdyby nieustannem rzucaniem kamyków z niepojętą szybkością w ocean eteru...

Na odczuwanie tal, ponad 30.000 w sekun­

dzie nie mamy zmysłu, dopieru gdy ich PQU £0 ?.- pęta szalone w iry eteru do milionów lal, rea­

gują nasze zmysły.

Niewidzialne kręgi fal rozchodzą się na wszystkie strony i nerwy zmysłów naszych odczuwają je jako ciepło (zmysł dotyku) lub jako światło (zmysł wzroku).

I oto dopiero energię 18 milionów lal eteru w jednej sekundzie odczuwamy, jako ciepło — a ciało ruch ten w yw ołujące, m ów im y — roz­

grzew a się, . ; >4 M

Molekuły rwane w tym pędzie nieznaczni oddalają się od siebie (mamy zjawisko rdzsze- rzania się ciał z powodu ciepła) a z wzrastają­

cą szybkością ruchu (podnoszącą się ciepłotą) w pewnej chwili widzimy światło!

Ciało — czy to żelazo, czy węgiel, czy ma- gnezya — rozża rzyło się!

Cząsteczki żarzą się, to znaczy: drganie ich pędzi w sekundzie 550 bilionów fal eteru; oko naszv. widzi światło — promienie czerwono.

Zwiększajmy jednak dalej ciepłotę ciała, molekularne tętna, biją jeszcze szybciej — fale eteru wielkości #/iooo“ milimetra (promienie czer­

wone) stają się coraz mniejsze, ilość tychże v sekundzie wzrasta. Niewidzialny, bajecznie szyb­

ki, rytm iczny taniec moiekułów przebiega Ca­

łą tęczow ą skalę blasków, przez żółty, zielony, niebieski, fioletowy, które stapiają się w jednym, oślepiającym żarze białości.

Wspaniały biały płomienny żar rodzica światów — słońca!

Ktokolwiek spojrzy w głąb hutniczego pie­

ca i ujrzy palące się b ry ły żelaza, w straszli- w em gorącu kilka tysięcy stopni podobne lśnią­

cym bokom szklanym oślepiającej białości, — ten pozna odrazu, że wszelkie światło jest ,,żarzeniem się“ cząsteczek ciała. Wszystkie barw y tęczowej skali, jakie widzimy, to dzia­

łanie fał eteru w granicach od 550 bilionów w sekundzie (promień czerw ony) do 714 bilionów, (promień fioletow y) jeszcze słabsze i drobniej­

sze fale są już dla nas niedostępne, nie mamy zm ysłów do odczuwania tychże — w rażliw e na nie są, jak okazały doświadczenia —■ mrówki fale takie — to już promienie ciemne „chemi­

czne".

Gdzież w ięc mieszczą się „fale elektry­

czne?".

Oto fale elektryczne, to jak gd yby olbrzy­

mie kilka i kilkunasto i kilkuset m etrowe bał­

wany, w yw ołan e i pędzone burzą morską, i z u-

cające okrętami, iak piłką —- fale zaś świetlne, to jak gdyby drobniutkie zmarszczki, pęazące w tem samem szalonem tempie fal wielkich, przez eter wszechświat wypełniający.

Jakże więc można przemienić te wielkie fale elektryczne na drobniutkie, świetlne?

Oto prąd elektryczny,. ..płynący drutem — jak to m ów im y potocznie — w yw ołu je dokoła w eterze pewien stan napięcia elektromagnety­

cznego; jeśli jednak prąd ten szybko puszczać będziem y tam i napowrót, czyli w yw o ła m y „prą­

dy zmienne", w ted y tw orzą się fale elektryczne.

Chcąc coraz szybciej pobudzać lale eteru, musimy coraz szybciej zmieniać kierunek prą­

du. Gdybyśm y potrafili zmieniać go 400— 700 milionów razy w sekundzie, przemienilibyśmy wprost fale elektryczne na świetlne.

Oto zagadnienie przyszłości!

W każdym płomieniu w ięc odbywają się prawdopodobnie tego rodzaju zjawiska elektry­

czne, w yw ołan e jednak bezpośrednimi proce­

sami chemicznymi, — paleniem się.

Jak w ięc dotychczas w ytw arzali ludzie fa­

le świetlne?,

Łu czyw o, pochodnia smolna, świece, nafta i gaz stanowią niejako szereg etapów w histo- ryi zdobywania światła.

Świece, lampa naftowa, to cala gazownia lub centrala elektryczna. M ateryl palny, stea­

ryna lub nafta podchodzi knotem, podobnie jak gaz płynie rurami lub w drutach elektryka.

W samym środku płomienia odbyw a się su­

cha destylacya (palenie się bez przystępu po­

wietrza, czyli bez tlenu), z nafty iub stearyny w ytwarzają się gazy palne „w ęg lo w o d o ry " po­

dobnie jak w gazowni z w ęgla. Środek płomie­

nia jest chłodny i otoczony właściw ą świecącą powloką.

Cóż się tam świeci?

Oto żarzą się molekuły węgla, podobnie jał drucik w ę g lo w y *w żarówce, jak siatka Auera.

— Ż arzy je w ysokie gorąco, którego dostar­

cza trzecia powłoka gazow a (niebieskawa). W tej trzeciej powłoce, g a zy łączą się z tlenem powietrza, spalają się prawie bezbarwnie i do- molekułów węgla. Szkiełko lampy, to jak g d y ­ by „komin gazow ni" wpędza powietrze dla szybszego spalania gazów .

W świecącej pow łoce drgają molekuły w ę ­ gla od 400 bilionów razy w sekundzie do 50o bilionów (światło żółte).

W świecy, w lampie naftowej mamy więc materyał palny, palenisko i ciała żarzące się złączone razem. M ożem y odłączyć produkcyę gazów palących się — czynność, którą w yk o nuje knot, przekazujemy osobnemu zakładów*

(gazowni) do lampy wprost doprowadzam y pa­

liwo, które rozżarza molekuły w ęgla.

A czy nie możnaby oddzielić paleniska od ciała świecącego się, żarzącego?

Można. — Światło Drumonda przedstawia tego rodzaju urządzenie. Paląca się mieszanina dwóch gazów, tlenu i wodoru, w y tw a rza ol­

brzymie gorąco, które rozżarza molekuły k"

dy do oślepiającej białości.

Chemik austryacki dr. Auer, badał długie lata rozmaite rzadkie metale, któreby rozża­

rzały się łatwo do białości. B y ł to znakomity doświadczony praktyk i usiłowania jego u- wieńczył pomyślny skutek. Siatka bawełniana zanurzona w mięszaninę rzadkich metali Cern,

Cyrkon, Torn itp., spalona po wysuszeniu, daje

Cyrkon, Torn itp., spalona po wysuszeniu, daje