• Nie Znaleziono Wyników

W STRONĘ MAHLERA

W dokumencie Almanach Prowincjonalny 2019, nr 30 [2]. (Stron 132-135)

- nie potrafię uwierzycie mnie teżzabierze że kiedy się obudzę wokół mnie będzie nic nic nie będzie jak to będzie powiedz

mamusiu

(bez początku - bez końca)

„tolle lege” jest jedną z najodważniejszych książek poetyckich ostatnich lat, przede wszyst­

kim z racji programowej wręcz afirmacji wiary katolickiej, która przenika wszystkie wiersze. Ale nie ma w niej nic z jarmarcznej dewocji. Jest męski, ból, trwoga, i nadzieja tych, którzy doznali łaski wiary. Książka daje ukojenie, bowiem wypełnia ją czas na wspólną z autorem medytację, co nie przydarza się we współczesnej literaturze prawie wcale. Fundamentalne pytanie tego tomiku brzmi: jak blisko modlitwy może rodzić się poezja?

A może nie ma innej poezji, a każdy wiersz to suplikacja?

Janusz Nowak, tolle, lege, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2019

W STRONĘ MAHLERA

Poeta pisze, czytelnik czeka. Ale kiedy od dawna nie pojawia się wiersz, a au­

tor skłania się ku esejom, zgłodniały czytelnik nie ma wyjścia! „Substancja nieupo­

rządkowana”, ostatni tom esejów Adama Zagajewskiego. Nie od dziś wiadomo, że chłonność i wszechstronność artystycznych zainteresowań krakowskiego poety nie ma sobie równych; najprawdopodobniej skłonnością do muzyki już dawno prześcignął mistrzów, Miłosza i Herberta, cudownego „melomana ciszy”. Może więc najbardziej brawurowym tekstem w książce jest ten właśnie - „Gustav Mah­

ler, uwagi dyletanta”. Najlepszy choćby z tego założenia, iż wyszedł spod pióra amatora, miłośnika muzyki, właśnie czułego dyletanta. Melodia jego wspomnień, gra artystycznych skojarzeń wprost nie ma sobie równych! Nikt tak lekko nie chodzi po sąsiadach, jak mawiają jazzmani. Wyłuskując sens, sedno muzyki morawskiego geniusza, a specjalnie jego V symfonii, broni jej przed stereotypowymi interpretacjami. Wreszcie zestawia ją z... wierszem Czesława Miłosza! Wśród dygresji historyczno-biograficznych jak nie zapamiętać cytatu z listu Gustava Mahlera: Gdy słucham muzyki, nawet gdy dyryguję orkiestrą, często słyszę wyraźną odpowiedź na wszystkie moje pytania - odczuwam klarowność i pewność.

Oto obiekty zainteresowania Adama Zagajewskiego: Józef Czapski w korespondencji z Lu­

dwikiem Heringiem, Wisława Szymborska, Bruno Schulz, Julia Hartwig, Aleksander Wat, a potem Jacek Waltoś, Zbigniew Herbert-rysownik i Andrzej Panufnik, którego emigranckie lata autor eseju znów porównuje z kolejami losu Czesława Miłosza. Każda postać - wybrana z racji własnych upo­

dobań - to inny problem, okazja do kolejnych zestawień i ekstrapolacji. Dla Adama Zagajewskie­

go w sferze sztuki europejskiej nie ma tematów nieznanych i nie ma tematów nieciekawych. Jest

dociekliwy, subtelny, na swój sposób dla wszelkich twórców wyrozumiały; wie,„na jakim świecie żyje”, kiedy pisze: Poezja jest ryzykowna - żyje dziś na marginesie społecznych prac i zainteresowań, jest domeną tak skromną, że w zasadzie filateliści mogą patrzeć z góry na poetów. Jest skromna, sła­

ba. Wielkie dzienniki rzadko publikują wiersze (...)

Do konstruowania swoich interpretacji co do sztuki i literatury, poeta używa narzędzi czu­

łych i precyzyjnych. Jakie więc zdziwienie recenzenta, kiedy niejako programowy, najdłuższy tekst stworzony jest przy pomocy nieledwie młota i wytrycha! Poeta-smakosz sztuk wszelakich zamie­

nia się w poetę-politologa i nie chcąc „zbyt wiele mówić”, mówi „o zagrożeniach dla wolności - na przykład o tym, jak powoli likwidowana jest niezawisłość sędziów i prokuratorów, jak łamana jest konstytucja, niszczony trójpodział władzy, jak lekceważone jest prawo (...) Cały długi esej dowodzi, że autor zapomniał dawnej lektury Monteskiusza, bo że nie czytał, nikt nie uwierzy. Przewodnika­

mi dla poety w tym kraju cywilizacyjnej opresji są sędziowie: Łętowska, Safjan, Stępień, Gersdorf (co wiemy z następnego tekstu). Nic dodaj nic ująć! A kiedy Adam Zagajewski pogrom kielecki zestawia z głodem na Ukrainie, a Jedwabne jednym tchem wymienia obok niemieckich obozów koncentracyjnych, wiemy już, że czytelnik wpadł nie do gabinetu Katona-erudyty, lecz do zaprzy­

jaźnionej z autorem redakcji agitacyjnych broszur. Nawiązania do Riegera, Goulda, Schuberta i Wasyla Grossmana, autora „Życia i losu”, niestety sąsiadują z tylko trochę skrywanymi, a bezpod­

stawnymi sugestiami, że ci, którzy rządzą „od trzech lat” nie dość, że łamią prawo, to jeszcze nie czytają książek, o których w „Substancji nieuporządkowanej” będzie mowa. I nagle wspólna dla wszystkich wrażliwców przestrzeń sztuki zostaje rozłupana kilofem resentymentów w obronie konstytucji sporządzonej przez Aleksandra Kwaśniewskiego.

A wsio tak i żal!

Adam Zagajewski, Substancjanieuporządkowana, Wydawnictwo Znak, Kraków 2019

ELEKTROKARDIOGRAM

Literatura faktu w ostatnich latach przeżywa czas ogromnej popularności, związany być może po części z internetowym zalewem nieprawdy, celowego lub nieświadomego fałszu, po prostu. Czytelnik książek, który jest wyczuloną etycz­

nie i estetycznie odmianą homo sapiens, łaknie zaś konkretu, zakotwiczonego w określonej dziedzinie - historii, biologii, religii czy też sztuki. Tęskni czasem do ploteczek i sensacji, byle związanych z życiem kogoś „znanego”. Literatura faktu wychodzi więc spod pióra naukowców, dziennikarzy, sportowców, aktorów, cele- brytów i... kucharzy. Stałą popularnością cieszą się biografie i wywiady. Właśnie wywiadem-rzeką z Elżbietą i Krzysztofem Zanussimi poczęstowała nas wytrawna reporterka „Gościa Niedzielnego”, Barbara Gruszka-Zych.

Powiedzieć, że tę trzystustronicową książkę czyta się jednym tchem to po­

wiedzieć niewiele. Reporterka i znakomita poetka, która ma już w dorobku książki o Czesławie Miłoszu i Wojciechu Kilarze, wzięła tym razem na warsztat życie i dzieło pary swoich przyjaciół, co już na starcie zapowiada rozmowę na innym, wyższym poziomie bliskości, niż standardowe wywiady. „Życie rodzinne Zanussich” powstawało w trakcie wielu domowych (co ważne) spot­

kań i opowiada o parze artystów, ale także o gnieździe, które stworzyli i potrafili utrzymać w La­

skach pod Warszawą. Serie pytań, niekiedy dość intymnych, oraz szczere i szerokie odpowiedzi budują sagę rodziny, w której los, poglądy, przyzwyczajenia i śmiesznostki bohaterów przeplatają się z panoramą życia w Polsce ostatnich dziesięcioleci. Krzysztof Zanussi, filar polskiego kina po­

Almanach

131

wojennego oraz obywatel świata, spędzający w podróży przynajmniej pól miesiąca, jawi się jako człowiek o sprecyzowanych zasadach i przyzwyczajeniach, o jasnych wyborach artystycznych, ale jednocześnie mężczyzna, który potrafi żyć z małżonką w stanie niemal idealnego partnerstwa, które zakłada tępienie swojego ego.

Do bardziej wzruszających rozdziałów należą te, w których małżonkowie wspominają najbliż­

szych przyjaciół, Krzysztofa Kieślowskiego i Wojciecha Kilara. Reżyser w tych wspomnieniach za­

chowuje klasę, oddając sprawiedliwość obu bliskim artystom, ćwicząc się w pokorze. Rozpisana na dwadzieścia osiem rozdziałów rozmowa nie przeradza się w panegiryk. Przeciwnie, zdarzają się w niej chwile spięć i kontrowersji między Elżbietą i Krzysztofem, zawsze w imię prawdy oraz obrony w subiektywny sposób rozumianych wartości. Zanussi, wytrawny interlokutor i wykładowca, dba o to, aby jego spojrzenie na świat i ludzi mogło zarazić czytelnika; jest wszak autorem książkowego cyklu wykładów pt.„Uczyń ze swojego życia arcydzieło” (RTCK, Nowy Sącz 2018). Wtedy rozmowa niepostrzeżenie z gawędy przechodzi w moralitet. I staje się lekcją mądrości, lekcją umiaru oraz lekcją... miłości, do siebie wzajem, do ludzi i do zwierząt! Najważniejsze jednak, co wprost bije z wypowiedzi reżysera o światowej sławie i renomie to świadomość, że wszystko, co posiadamy w życiu - talent, pozycję, pieniądze, możliwości - to dar, który wypada spłacać, wspierając innych!

Gdyby jednak ktoś, rozpoczynając lekturę, sądził, iż żona będzie jedynie tłem tej wielodniowej dyskusji, jest w dużym błędzie. Każde słowo Elżbiety Grocholskiej-Zanussi ma znaczenie! Z wypo­

wiedzi pani Elżbiety mimochodem rysuje się portret kobiety niezwykłej - artystycznie uzdolnionej, głęboko wierzącej, ofiarnej, miłosiernej, a jednocześnie radykalnej w ocenach i poglądach. Córka płk. dypl. Remigiusza Grocholskiego, oficera Wojska Polskiego, a potem AK, posiadająca dziewię­

cioro (!) rodzeństwa, po ślubie z jedynakiem Krzysztofem, usunęła się cień, ograniczając własną działalność artystyczną, aby prowadzić dom, w którym obiad dla dwudziestu osób, dokończenie obrazu religijnego i naprawa dachu lub elektryczności to zadania równoległe, równie ważne. Na pytanie o stosunek do męża, starsza przyjaciółka Barbary odparła; Dla mnie talent i twórczość to dary, którymi Pan Bóg osobiście podzielił się z człowiekiem. Jeżeli ktoś to umie docenić i wykorzystać, tworzyć i walczyć o swoje} twórczość, zasługuje na nadzwyczajne uznanie. To, że na spotkaniach z Krzysztofem są pełne sale, że tysiące osób ogląda jego filmy, jest dowodem na to, że swojego talentu nie zmarnował. Czym jest taki masowy odbiór jego twórczości w porównaniu z oddziaływaniem jakie­

goś mojego obrazu, który od czasu do czasu przetrze ścierką kucharka? Wielokrotnie spotykam ludzi mówiących: „Zanussi odmienił moje życie. (...) Rzadko maluję, bo uznałam, że twórczość Krzysztofa jest ważniejsza, że jego dzieła zasiewają w odbiorcach ziarno przemyśleń. Wierzę, że to, co robi, może

coś dać jakiejś duszy. Oto miłość małżeńska nie w deklaracjach lecz w praktyce!

Niezwykła ciekawostka: każdy z rozdziałów rozpoczyna się widokówką wysianą przez ar­

tystę do Barbary Gruszki-Zych z rozmaitych miast świata; wtajemniczeni wiedzą, że Krzysztof Zanussi prowadzi stałą korespondencję z kilkoma osobami, do których ma zaszczyt należeć pi- szący te słowa; stanowią one swoisty dziennik pokładowy Mistrza, rozpisany na krótkie relacje z kolejnych miejsc pobytu.

„Życie rodzinne Zanussich” to dzieło gęste, inspirujące i dynamiczne. Przenikanie się poważ­

nego z błahym i codziennym, zderzenie prywatności z nurtem życia w kraju, dziesiątki anegdot związanych z niezliczonymi kontaktami w podróżach Krzysztofa Zanussiego to „paliwo” tego wy­

wiadu. Z uwagi na wiedzę i doświadczenie reżysera książka mogłaby nie mieć końca. A czytelnik czułby się już niemal jak domownik. Autorka wywiadu wie jednak, kiedy zakończyć. Aby ujawnić wiele z tych niezwykłych życiorysów, ale nie powiedzieć wszystkiego!

Barbara Gruszka-Zych, Życierodzinne Zanussich. Rozmowyz Elżbietą i Krzysztofem, Działania Wizualne, Czeladź 2019

W LATACH 2005-2019 W „ALMANACHU

W dokumencie Almanach Prowincjonalny 2019, nr 30 [2]. (Stron 132-135)