• Nie Znaleziono Wyników

ZNALEZIONE W KSIĄŻCE

W dokumencie Almanach Prowincjonalny 2019, nr 30 [2]. (Stron 128-132)

Kolejna książka poetycka Krzysztofa Lisowskiego potwierdza renomę auto­

ra, który w kilkudziesięciu wierszach daje popis swej oszczędnej, latami wypra­

cowanej dykcji. To przyciszona, skupiona na detalu i umykającym czasie mowa.

Dziennik podróży w przestrzeni, ale może bardziej jeszcze - wgłąb siebie. Nawet na najwyższym poziomie rzemiosła literackiego - bez niego ani rusz - pisanie ma walor autoterapeutyczny i potwierdza się tu prawda, że pierwszym odbiorcą wiersza jest sam autor.

(...)

znacznie ci tu lżej wtedy jeśli on tam znów powstał

z ciemności

(Ćwiczenia z obecności)

Tak, poezja w wykonaniu Krzysztofa Lisowskiego to ćwiczenia w pamiętaniu, dzięki któremu artysta dociera wszędzie tam, gdzie powinien, czyli do żywych i umarłych, którym zawdzięcza czło­

wieczeństwo, znaczy - poczucie wspólnoty. Kapitalnie oznajmia o tym wiersz „Stare naczynia umar­

łych , w którym dawny „niepojęty” tekst czeskiego poety Holana jest zestawiony ze starą zastawą:

(...)

w zimie będę przenosił te zdania do mowy obecnych

coś się stłucze pokruszy byleby ocalała niebieska tacuszka

Poeta ocala, bez wątpienia! I lekko a niepostrzeżenie trudzi się tym zajęciem, że widzimy to, co on, ale jakby pod szkłem powiększającym naszą uwagę. Bo rozproszeni życiem jesteśmy; na szczęście poeta ma obowiązki, od których nie zwalnia urlop, ani w Toronto, ani w Portugalii, czy na wyspach Morza Egejskiego.

Dwa są dla mnie centralne, kluczowe teksty ostatniej książki Lisowskiego. To „Namysł” oraz (a jakże, wszak autor to ojciec portugalistki!) „Pessoa. Traktat o osobach”. Gdyby za tomik wręcza­

no laur, po przeczytaniu tych dwóch poematów kwestia zwycięzcy byłaby oczywista! One niosą przyszłość i przeszłość jednocześnie, z niewielką domieszką codzienności! One potrafią pomieścić poszczególne i uniwersalne, one zamieniają elegię w dziennik i na powrót, wspomnienie w werdykt.

Krzysztof Lisowski jest największym dziś admiratorem starożytnej Grecji, jego wersy tną prze­

strzeń kremowych stron niczym delfickie przepowiednie, jego gospodarstwo to bez mała połowa Morza Śródziemnego wraz z ograniczającymi je brzegami.

Krzysztof Lisowski, doskonaląc z tomiku na tomik swoją frazę, dopracował się własnego języka, wcale nie zrywającego z mową literackich patronów, a nawet sąsiadów, co w poezji jest zjawiskiem nieczęstym. Jednak w książce „Zagubione we śnie” pojawia się nowy oryginalny ton:

jak gdyby dawało się połączyć ciężar traktatu z lekkością przypowiastki, czy nawet skeczu. To, co mam na myśli obrazują cztery ostatnie kapitalne wiersze tej książki: „Czas letni”, „Jedna z moż­

liwości”, „Różnica” oraz „Spisane na straty”. Dla poetów nie ma jednak ratunku; nawet t a m , po końcu czasu, kiedy Zamieszkamy z naszymi myślami/ IV czymś mniejszym od minimum stanie się tak, że Będziemy długą sekundę istotnie/ do istnienia/ Wiersze przyjdą za nami. (Spisane na straty)

Co by dalej nie powiedzieć, to dobra perspektywa!

Zastanawiam się teraz jak wyznanie krakowskiego stoika dociera do czytelnika - wabionego dziś przez plakatowe szlagworty, bombardowanego pseudoangielskim slangiem - skoro jest tak delikatne, tak po ludzku mądre namysłem wytrawnego (i wytrwałego) Odyseusza, który nigdy nie podnosi głosu. Kto słucha mistrza z ul. Długiej spośród tych między nami którzy zdawali się trochę żyć/ a trochę umierać ?

Pozostaję z nadzieją, że jednak, że ktoś! Czyta teraz swojej lubej:

jeśli będę myślą tylko pomyśl mnie czasem

(Epitafium)

Krzysztof Lisowski, Zaginioneweśnie, Biblioteka Kraków, Kraków 2019

RENTGEN

Nawet gdy jest się powszechnie uznanym autorem, damą pośród dam poezji polskiej, która już nic nie musi, raz na dwa-trzy lata wypada pokazać... pazur lwicy.

Najnowszy tomik Ewy Lipskiej, bo to o niej mowa, nazywa się „Miłość w trybie awa­

ryjnym” i jest, a jakże, o miłości.

Byliśmy objawieniem.

Zjawiskiem zorzy polarnej (...)

.. .'lak się to zaczyna w wierszu „Byliśmy objawieniem”. Od pierwszych wersów powstaje wrażenie, że autorka operuje minimalną ilością używanych wyrazów, i to wyłącznie dlatego, iż takie literackie zadanie wyznaczyła sobie onegdaj. Owa słowo­

twórcza asceza nie wyklucza jednakże użycia ogromnego ładunku emocjonalnego w

sposób tylko poetce znany. Jak tego dokonuje? Oto tajemnica! Owszem, jesteśmy (jak zwykle) w sieci „zwykłych ludzkich spraw”. Tyle, że z chwilą, kiedy zajmuje się nimi Ewa Lipska, nic nie jest zwykłe i nic nie jest raz na zawsze! Wspomnienie spełnienia i gorycz niespełnienia, choć bardziej pomyślane niż wyszeptane, razi oczy matowym blaskiem wiedzy, której chcielibyśmy nie mieć...

Almanach

127

Wyjechali z siebie Spłukani do zera pamięci.

Zrujnowane za Było już przeciw.

(...)

(Na wszelki wypadek)

Chcecie jeszcze? Proszę bardzo: piorunujące introdukcje, pointy jak sztylety, maczane w opium pamięci. Jakie introdukcje, skoro niektóre wiersze są zbudowane z dwóch (!), czterech, sześ­

ciu, dziesięciu wąskich wersów! Te miniatury mówią do nas tak: spójrzmy prawdzie w oczy, było tak kolorowo, ale już nie jest, był upał i miłosny pot płynął po szyjach, a teraz lód i pustka. Stało się! Żadnych złudzeń. Będziemy opłakiwać, ale tak, by nikt nie poznał jak cierpimy. Czy w takim krajobrazie można żyć? Najwyraźniej, z tym że...

(...)

Pierwsze pod dom Wybiegły walizki Zalecając się do podróży.

Pożegnania też chętne.

Strach gotowy na wszystko.

Zapach brunatnych liści Na rozkaz jesieni.

(...)

(Tak było. Tak może być)

Na szczęście było z nami życie. I węzeł bliskości. I cudne okolice. Jak w mojej, recenzenta, ulubionej „Podróży marzeń”!

Mógłbym powiedzieć, że cały ostatni zbiór wierszy Ewy Lipskiej jest książką „w trybie awa­

ryjnym”, dziełem po które należy sięgnąć, kiedy dość już mamy patosu, obelg, trywialności, pseu- doodkryć i postmodernistycznej nowomowy. Powściągliwość, oto lekcja, którą czytelnik przerabia od lat z krakowską nauczycielką styli i smaku. Ja jednak... have a dream! Aby autorka na chwilę, na jeden raz, zamieniła strój Gerarda Terborcha albo Willema Hedy na szatę Rembrandta albo przynajmniej Fransa Halsa. 1 napisała poemat. Może być o miłości.

Ewa Lipska, Miłośćwtrybieawaryjnym, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2019

WYZNANI(E)

toile, lege

Z głośnika płynie „Miserere mei Deus” Gregorio Allegri i nie dzieje się to przy­

padkiem. Na biurku książka poetycka „tolle, lege” Janusza Nowaka. Raciborski poeta po niespełna dwóch latach melduje się powtórnie z nowym tomikiem w Bibliotece Toposu. Jaka to książka i co z nią począć w dobie coraz bardziej zaciekłych mar­

szy i demonstracji jakże „tolerancyjnych” środowisk LGBT? Ano, przeczytać, aby zrozumieć, że poezja może sytuować się w najbliższej jak to tylko możliwe ducho­

wych wyborów. Autor dopuszcza czytelnika do najintymniejszych swoich przeżyć, i choć patronują im Święci pańscy oraz Ewangelia, nie są to bynajmniej doznania wyłącznie religijne. Niemniej jednak piorunująca, ewangeliczna właśnie wymowa książki bierze się z wierności Bogu, która manifestowana tutaj jest z odwagą - nie waham się mówić - bohaterów, którzy w piekle Auschwitz potrafili odmówić

podeptania zerwanego z szyi przez esesmana medalika. Janusz Nowak staje wobec bezbożnej fali w pojedynkę, z płócienną torbą, w której ma jedynie kilka książek na bezludne} wyspę: Brewiarz,,,O naśladowaniu Chrystusa” Tomasza a Kempis oraz Biblię w przekładzie Jakuba Wujka... Paradoks tego radykalnego wyboru polega na tym, że czyni go erudyta i wybitny znawca literatury euro­

pejskiej, który mógłby sobie przygotować całą walizkę ulubionych książek. A jednak, a właśnie!

Dzięki mnogości cytatów w mottach wierszy oraz intertekstualnych wtrąceń ze spuścizny przede wszystkim Doktorów Kościoła ten niewielki objętościowo tomik staje się potężnym świa­

dectwem świętych obcowania, w świadomości którego żyje, tworzy i pracuje Janusz Nowak. Aura stałej duchowej obecności osób, które zaważyły na historii i nauczaniu Kościoła - św. Augustyna, św. Teresy od Jezusa i Edyty Stein (św. Teresy Benedykty od Krzyża) - na kartach książki sprawia, że kolejne wiersze jak nożem oddzielają ważne od błahego; a może raczej - Najważniejsze od wszystkiego, co dzieje się w związku i z przyzwolenia Najważniejszego. Po polsku, po hiszpańsku i po niemiecku: TO JEST PRAWDA (Augustyn i następne)! Prawda? Dla autora to nawrócenie w błysku iluminacji, a potem życie w stanie pełnej wiedzy o Zmartwychwstaniu Jezusa Chrystu­

sa, jakiego doświadczali Nowaka protagoniści. Śledząc meandry losu ulubionych świętych, autor

„tolle, lege” doświadcza poczucia ciągłości dziejów, swoistej sztafety wybrańców, która niczym harcerska iskra przechodzi z dłoni w dłoń.

Io książka Wielkopostna, a nawet postna postem godzin, w których odmawiamy sobie wszystkiego, co niekonieczne. Zaiste, jej rdzeń stanowi rozdział Wielka Sobota mieszczący kilka zaledwie utworów. Poeta, wyławiając z pamięci trzeci dzień Triduum Paschalnego, napełnia go treścią własnego życia i własnych doświadczeń. Nie boi się i nie waha, kiedy wiersz przemienia mu się w błaganie, w tęsknotę za pełnią, która jest pragnieniem każdego, choćby o tym nie wiedział:

(...)

pomóż wejść w tę ciszę w tę ciemność w ten czas

między śmiercią a zmartwychwstaniem dodaj męstwa sił wiary

Boże umęczony i pogrzebany (...)

(20 kwietnia 2019)

Autor unika patosu, tak jak unika go ktoś, kto stoi pod ścianą i prosi o wszystko. Nie patos, raczej wzniosłość; Janusz Nowak, jak mało kto w ostatnich latach, żyje w świadomości, że nasza egzystencja, jak chciał Heidegger, zwrócona jest „ku śmierci”, tyle tylko, że w przypadku chrześci­

Almanach

129

janina prowadzi do połączenia się ze Zmartwychwstałym. Ta wiedza, i ta wiara, wywołują pokorę.

Poeta dobiera słowa zwykłe,„ludzkie”, westchnienia, które człowiek na ogół zachowuje dla siebie, zwłaszcza w czasach, kiedy wiara ma być wyłącznie „sprawą prywatną” (wiadomo - RODO)! Ka­

tolicka ufność nie zapobiega do końca trwodze na myśl o odejściu, tak jak to dzieje się w pięknym wierszu o pół-sennym spotkaniu ze zmarłą matką:

(...)

- nie potrafię uwierzycie mnie teżzabierze że kiedy się obudzę wokół mnie będzie nic nic nie będzie jak to będzie powiedz

mamusiu

(bez początku - bez końca)

„tolle lege” jest jedną z najodważniejszych książek poetyckich ostatnich lat, przede wszyst­

kim z racji programowej wręcz afirmacji wiary katolickiej, która przenika wszystkie wiersze. Ale nie ma w niej nic z jarmarcznej dewocji. Jest męski, ból, trwoga, i nadzieja tych, którzy doznali łaski wiary. Książka daje ukojenie, bowiem wypełnia ją czas na wspólną z autorem medytację, co nie przydarza się we współczesnej literaturze prawie wcale. Fundamentalne pytanie tego tomiku brzmi: jak blisko modlitwy może rodzić się poezja?

A może nie ma innej poezji, a każdy wiersz to suplikacja?

Janusz Nowak, tolle, lege, Biblioteka „Toposu”, Sopot 2019

W dokumencie Almanach Prowincjonalny 2019, nr 30 [2]. (Stron 128-132)