• Nie Znaleziono Wyników

IV Wzywanie Maryi i świętych

276. Inny p u n k t ogółu spraw spornych, którego znaczenie dla pobożno ści w iernych o raz dla d u szpasterstw a nie m oże być n ie­ d o cenio n e, dotyczy „kultu m aryjnego” . N iejasność pojęcia p o c h o ­ dzi z nieścisłości znaczenia, jakie jest nad aw an e słow u k u lt. VII so b ó r ekum eniczny (N icea, 7 8 7 rok) w yraźnie rozró żnił u p ra w ­ n io n ą cześć (dulie) dla o brazów (ikon) osób świętych od adoracji

(latrie), zakazanej w stosunku do nich, poniew aż jest on a p rzezn a­

czona dla jedynego Boga. Jeśli chodzi o ścisłość pojęć, to istnieje k u lt jedynie Boga, Ojca, Syna i D ucha Świętego. Fundam entalne sp raw o w an ie kultu chrześcijańskiego jest tym , co od n o si się do O jca przez Syna w D uchu Świętym. Tym, k tó ry przyjm uje k u lt jest

167 Im iesłów bierny „napełniona łaską” z Łk 1, 28 (kekharitôm énè) jest jedynym w N ow ym Testamencie i m ożna w nim w idzieć oznakę w yjątkow ego daru dla Maryi. Jednakże ten sam czasownik jest stosow any w Ef 1, 6 w odniesieniu d o chrześcijan, którym Bóg udziela swojej łaski (echaritôsen). Dzisiaj jest p o żą d a n e, by unikać w yrażen ia „przyw ilej m aryjny” w o d n ie sie n iu d o Niepokalanego Poczęcia (tak jak w stosunku do Wniebowzięcia), aby nie utracić z pola widzenia doniosłości tego twierdzenia dla samego naszego człowieczeństwa. 168 Z ob. zaproponow ane w nioski dotyczące tej kwestii, nr 2 9 6 -3 0 0 i 3 2 6 .

zawsze Ojciec. N ie m a drogi bardziej bezpośredniej, aby zbliżyć się d o Ojca, niż droga Syna Bożego.

2 7 7 . O to dlaczego, zgodnie ze starożytną tradycją, przy sta­ łym zach o w an iu ścisłości pojęć, nie istnieje m odlitw a do M aryi i świętych, gdyż m odlitw a, w form ie uwielbienia i aktu latrie, może być tylko skierow ana do jedynego Boga. Jed n ak szerokie zastoso­ w anie, chociaż teologicznie niew łaściw e, przyczyniło się do ro z ­ pow szechnienia określenia „m odlitw a do M aryi” i do świętych.

Poza tym w spólnym p u n k tem w idzenia pozostaje ogół spraw sp orn y ch m iędzy katolikam i i p ro testan tam i w związku z m odli­ tw ą d o M aryi jako m odlitw ą przez M aryję, to znaczy w ezw aniem skierow anym d o M aryi, aby w staw iała się za nam i u Boga.

2 7 8 . W zyw anie jest przede wszystkim bezinteresow nym wy­ chw alaniem za łaskę okazaną M aryi. To w zyw anie nie ogranicza się do w ierzących na ziemi, „św iętych” zgodnie z w yrażeniem li­ stó w Pawła; o no scala Kościół nieba i ziemi, jak to głosi prefacja pro testanckiej liturgii eucharystycznej, składającej dziękczynienie O jc u : „W k o m u n ii K o ścio ła p o w sz e c h n e g o razem z a n io ła m i i w szystkim i zastępam i niebieskim i, w pow szechnej radości w y­ chw alam y i sławim y tw oje chw alebne imię: Święty, Święty, Świę­ ty ...” To wezwanie jest przejawem i wyrazem kom unii, której śmierć nie jest w stanie zniszczyć, naw et jeśli zmienia jej kształt. Jest ono osadzone na trynitarnym dążeniu do wychwalania Ojca przez Syna i w Duchu, który wstawia się w nas, za nas i przez nas (por. Rz 8, 26).

2 7 9. Pochw ała dla M aryi, zgodna z w ezw aniem z M agnificat: „Wszystkie p o kolenia nazyw ać m nie będą błogosław ioną” (Łk 1, 4 8 ), jest o b e c n a u w ielkich R e fo rm a to ró w , zw łaszcza u L utra, Z w ingliego, Bullingera oraz, z większą powściągliwością w w yra­ zie, u Kalwina. Jednakże sam L uter reaguje stanow czo na p rze ro ­ sty i zniekształcenia kultu m aryjnego w ów czesnym Kościele ka­ tolickim . M ó w i naw et: „C hciałbym , aby całkow icie zniesiono kult M aryi, tylko z p o w od u nadużyć, jakie w nim się czyni” 169.

2 8 0 . Pod pojęciem czci (vénération) m ożna rozum ieć p o w a­ żanie, w ych w alan ie, szczególnie tak ie, jakie frag m enty biblijne 0 zw iastow aniu i naw iedzeniu podsuw ają, uspraw iedliw iają, a n a­ w et d o jakich zachęcają. C h o d zi o u w ielbianie Boga za M aryję 1 razem z nią, p ozd raw ianie w niej dzieła Bożego oraz dziękczy­ nienie dla Boga za jej w zorczą odpow iedź.

2 8 1. W łaśnie w takiej perspektyw ie trzeba przyw oływ ać kw e­ stię p ra w o m o c n o śc i m o d litw y w staw ien n iczej, sk iero w an ej do M ary i i św iętych. D la k ato lik ó w m oże o n a być tylko m odlitw ą p rz e k a z y w a n ą Bogu, k tó ry jed y ny m o że n a nią o d p o w ie d z ie ć i w ysłuchać, w edług swojego w łasnego u podobania. N ie jest ona ani oddzielona, ani oddzielająca od jakiejkolwiek innej modlitwy, ale łączy się w Chrystusie z m odlitw ą świętych wszystkich czasów i w szystkich miejsc, żywych i um arłych. W kom unii świętych

dlitw a, a w szczególności m odlitw a w staw iennicza, nie pociąga za so b ą żadnej p o w ierzch o w n o ści m iędzy tym i, k tó rzy m o d lą się, tym i, za k tórych tam ci się m odlą, a tym , do którego jest skiero­ w ana m odlitw a. W staw iennictw o jest w yrażaniem kom unii. Jest jej niekończącą się m odlitw ą.

2 8 2 . Z e swej strony R eform atorzy odrzucają wszelką prośbę o w sta w ien n ic tw o , sk iero w an ą d o M ary i, k tó ra dopuszczałab y udzielenie jej roli skutecznego narzędzia w ekonom ii zbawienia lub w sp ó łd z ia ła n ie z jej strony. M am y ty lk o jed n eg o o rę d o w n ik a , m ów i Zw ingli, jednego pośrednika, dodaje Bullinger. Kalwin nie zgadza się, że M aryja jest „skarbnicą łask” 170. Takie podejście jest zw iązane z ogólnym odrzuceniem kultu świętych.

2 8 3 . Jeśli chodzi o kato lik ó w , to oni ch ętn ie przyznają, że n a b o ż e ń s tw o m ary jn e c z ę sto s ta n o w i o k a z ję d la p r z e r o s tó w w zew nętrznych form ach pobożności, w książkach o maryjnej d u ­ chow ości i w słow nictw ie stosow anym w pew nych form ułach te o ­ logicznych i duszpasterskich. Te przerosty nie zakończyły się w raz z odejściem od w ielkich nadużyć XVI wieku: towarzyszyły zawsze w taki czy inny sposób ruchow i m ary jn em u 171. Pozwalały sądzić, że M aryja w w ierze katolickiej była uważana za prawdziwą boginię. Jeśli magisterium katolickie nigdy publicznie nie głosiło takich prze­ rostów, to nie zwalczało ich z całą surowością, jaka była konieczna. 2 8 4 . W ierzący katolicy proszą M aryję i świętych: „m ódl się za nam i”, inaczej m ów iąc, w zyw ają ich, aby prosić o ich w staw ien­ nictw o. W łaśnie to oznacza d ru g a część m odlitw y Z d ro w a ś M a ­

ryja, pochodzenia kościelnego: „Święta M aryjo, M atko Boża, m ódl

się za nam i”. Wszystkie litanie do św iętych pow tarzają właśnie to w ezw anie. A ten kult jest nazyw any w teologii jako dulie. O sta­ tecznie, cześć o ddaw ana św iętym o raz w staw iennictw o, któ re jest d o nich skierow ane, w znosi się d o Boga, spraw cy wszelkiej łaski.

28 5 . Sobór W atykański II przedstaw ił dokładne zm iany o rie n ­ tacji dotyczące k u ltu M ary i Dziewicy. Przy p o m in a, że ten k u lt „różni się w sposób istotny od k ultu adoracji, który oddaw any jest

170 Kalwin, 25 kazanie z dzieła l ’H a rm o n ie évangélique, Łk 2, 15-19, cytow ane w: „La Revue reform ée”, nr 3 2 (1 9 5 7 /4 ), s. 337: „Papiści będą nazywać Maryję Pannę skarbnicą łaski: lecz znieważając Boga [...] chcieliby, aby ona spełniała rolę naszego Pana Jezu sa...”

171 Aby dać tylko skrajny przykład: z pow odu nieświadom ości tego, co m ów ił, bp J. M alou, w książce L’Im m a cu lée C o n cep tio n , Bruxelles 1 8 5 7 , nazywał M aryję „boską o so b ą ” lub „czwartą osob ą Trójcy św iętej” i to „zgodnie z Ojcami”; por. R. Laurentin, C ourt traité sur la Vierge M arie, wyd. 5, Lethielleux, Paris 1967, s. 87. Zob. w kierunku przeciwnym takie oto wyznanie Newmana: „N iektóre przejawy nabożeństwa ku czci Matki Bożej (N otre-D am e) były moim w ielkim krzyżem w tym , co dotyczy katolicyzmu; przyznaję szczerze, iż dzisiaj nie potrafię jeszcze przyjąć w pełni tych przejawów, ale w ierzę, że z tego p ow od u nie mniej kocham M atkę Bożą. Te przejawy mogą być doskonale w yjaśnione i obronione; ale uczucie i upodobanie nie są zgodne z logiką; a jeśli są one odpow iednie dla W łoch, to nie dla Anglii”; Apologia pro vita

sua, D DB, Paris 1967, s. 3 6 3 . 373 M ar yj a w B ym pla nie i w k o m u n ii ś w ty c h

Słow u w cielonem u na ró w n i z O jcem i D uchem Św iętym ” (LG 66). D om aga się od teo lo g ó w i kaznodziejów, aby „w ystrzegali się pilnie [...] zarów no wszelkiej fałszywej przesady, jak i nadm iernej bojaźliw ości” (LG 67) oraz strzegli chrystologicznej orientacji tego kultu.

28 6. Protestanci i katolicy zgadzają się, jeśli chodzi o stw ier­ dzenie, że trzeba z p o m ocą Pisma świętego czcić (vénérer), to zn a­ czy kochać, odnosić się z szacunkiem i godnością do M aryi Dzie­ wicy oraz wychwalać Boga za nią, „gdyż wszystkie pokolenia” mają obow iązek nazywać ją „błogosław ioną” .

Zgadzają się rów nież co d o tego, by m ów ić, że trzeba ją na­

śladow ać i uznaw ać za przykład, w szczególności łącząc się z jej

m odlitw ą i w ychw alaniem Ojca.

Różnią się w kwestii w zyw ania M aryi: tradycja p rotestanck a odm aw ia jej wszelkiej roli w staw ienniczej, podczas gdy katolicy pow ierzają się jej m acierzyńskiem u w staw iennictw u i m ów ią do niej codziennie: „M ódl się za nam i, grzesznym i”.

287. Czy należy p o p rzestać n a takim stw ierdzeniu? Przy ta ­ kiej niezgodności? Czyż, w e d łu g p ro te sta n tó w , cześć nie m oże zaw ierać anielskiego słow a z m o d litw y Z d ro w a ś M aryjo lub też słow a siostry: „B łogosław iona jesteś m iędzy wszystkim i niew iasta­ m i”, obydw u zaczerpniętych z sam ego Pisma świętego?

Czy wstaw iennictw o m oże z drugiej strony być rozum iane ina­ czej niż jako integralna część kom unii świętych na ziemi i w niebie, ludzi i Boga Trójjedynego, w łączając w w ieczne w staw iennictw o Syna u Ojca, któ rem u o d p o w iad a w staw iennictw o D ucha w nas, grzesznikach i uspraw iedliw ionych? Dalekie od bycia oznaką dy­ stansu i różnicy, czyż nie jest raczej znakiem kom unii i uczestnic­ twa? Z am iast być pozbaw iającym i wyłączającym, czyż nie o tw ie­ ra się ono na świat, tak um iłow any przez Boga oraz n a wszelkie stw orzenie, za k tó re odpow iedzialność spoczywa na tych, którzy zostali w ybrani, aby służyć p rze d jego obliczem , począw szy od m atki Zbaw iciela, błogosław ionej M aryi Dziewicy? M o d litw a do M aryi i przez M aryję pozostanie zatem m odlitw ą na w zór M aryi i z M aryją. W staw iennictw o nie zam azuje różnic, ale już ich nie p od n o si do stanu podziału.

G d yby rzeczy m iały się w te n sp o só b , to czy sp rzeczn o ść i niezgodność m iędzy stanow iskiem katolickim i p rotestanckim nie byłyby pom niejszone, tym bardziej że teologiczna i duszpasterska czujność uniem ożliw ia w szelkiego rodzaju przerosty i ogranicza­ nia? Wówczas podzielone pobożności m ogłyby istnieć o b o k siebie bez podejrzeń czy zobow iązań oraz nie być przyczyną i skutkiem p o d z ia łu 172.

288. Plan Boga, dotyczący pojednania w swoim Synu ro d za ­ ju ludzkiego, stw orzonego n a jego obraz i podob ień stw o, p ro w a ­

dzi d o usytuow ania M aryi w sam ym sercu planu zbawczego. Prze­ k on an i o tym w spólnie głosiliśmy następujące poglądy:

O drzucam y jako uchybienie tak dla jej Syna, jak dla niej sa­ m ej, k ażdą pró b ę, k tó ra p o d p retek stem „w sp ółd ziałan ia” o g ra ­ niczałaby absolutną suw erenność łaski.

N ie zatrzym ując się nazbyt przy zagadnieniu braci i sióstr Pier­ w o ro d n e g o Syna M ary i, w olim y ta k jak o n a zacząć słuchać jej Jedynego w niezliczonych braciach, aby, tak jak o n a to uczyniła przed nam i i lepiej niż my, przyjąć zbaw ienie, któ rym jest jej Syn.

N ie m ogąc przyjąć, że nie są zjednoczeni tą sam ą w iarą zarów ­ no ci, k tórzy wyznają, że to zbaw ienie o g arnęło M aryję (od p ierw ­ szej chw ili jej istnienia aż po chw ałę nieba), jak i ci, którzy w aha­ ją się przed zdogm atyzow anym i nabożeństw am i, jakich nie odnaj­ dują w Piśmie świętym , jesteśmy zdecydow ani na w spólne pójście dalszą dro g ą w kom unii świętych. W rzeczywistości jest to id en ­ tyczne spojrzenie wiary na Jezusa, nakłaniającego nas do nieroz- d zielania się z p o w o d u tej, k tó ra nie była u źródeł naszych w y­ znaniow ych podziałów.

O to dlaczego, zgodnie z dynam izm em naszej własnej metody, chcem y teraz przedstaw ić kilka propozycji naw rócenia dla naszych Kościołów, nie na zasadzie zarozum iałej lekcji, ale poniew aż p o ­ trzebujem y ich poparcia, abyśmy sami p o dp o rząd ko w ali się po słu ­ szeństw u wiary.

Rozdział III