• Nie Znaleziono Wyników

Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 22 (126), 30 V

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Wiadomości Literackie. R. 3, 1926, nr 22 (126), 30 V"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

Opłata pocztowa uiszczona ryczatlem

C L E M E N C E A U O D E M O S T E N E S I E — W Y W I A D Y Z B E N N E M I E R E N B U R G I E M

WIADOMOŚCI

LITERACKIE

C e n a

8 0

g r o s z y

T

y

G

O

D

N

I

K

O d d z ia ły

»! r • I •

w Ł o d z i , N a r u t o w ic z a 14

w P a r y ż u , 123, boul. St.

G erm ain, K s ię g a rn ia

G e b e th n e r a i W o l f f a

C e n a numeru z a gra n icą

3 fr. franc. (0,15 doi.)

Nr. 22 (1 2 6 )

W arszaw a, Niedziela 30 maja 1926 r.

U e n t u z j a s t y r e n e s a n s u

L w ó w , w *maju 1926

L w ó w w czasie w o j n y i po w o jn ie w y ­ ludnił się b ard zo z „lu d zi pióra, p ęd zla i dłuta". Została już t y lk o garstka t w ó r ­ ców , w ś ró d k tó ry c h na p ie rw s z e m m ie j­ scu, talentem, kulturą, w i e d z ą i in icja ty­ w ą tw ó rczą, w y ró ż n ia się poeta, k ryty k , autor studjum o M ic h a le A n io le , p ię k n e ­ go dzieła o ś w ię ty m Sebastjanie w sztu­ ce, „ D o n a t e l l a " i t. d., p ro fe s o r historji sztuki U n iw e r s y te tu Jana K azim ierza, dr. W ł a d y s ł a w K o z ic k i.

O d w ie d z iłe m go w jego mieszkaniu p rzy ul. św, Zofji, p o ło ż o n y m w śró d o- g r o d ó w i sadów, niemal na krańcu m ia­ sta, w pobliżu p rzecu dn ego jaru „Żelaznej W o d y " .

■— L u b ię b ard zo tę o ko licę, — o d p o ­ w ia d a dr. K o z i c k i na moje żale, że m ie ­ szka zb y t w y so k o , — i zdaje mi się, że już w e L w o w i e nie p otra fiłb y m mieszkać gdzieindziej. W i e pan, ja jestem c z ł o w i e ­ kiem wsi, a choć już p ra w ie ć w ie r ć w i e ­ ku muszę mieszkać w mieście, nie p r z e ­ stałem tęsknić za ży cie m wiejskiem . A - ta w is ty c z n y instynkt o d z ie d z ic z o n y po o j. cach. M ie s zk a n ie to lubię n ie ty lk o z p o ­ w odu ślicznego położen ia, ale ta k że dla b ard zo drogich dla mnie wspomnień. Tu przez długie lata m ieszkał Jan K a s p r o ­ wicz, z k tó ry m podczas jego p ob ytu w e L w o w i e żyłem , jak panu w ia do m o , — g d y ż b y w a ł pan w naszem to w a r z y s t w ie — w najściślejszej, na c od zien n ym n ie ­ mal k o n ta k c ie opartej przyjaźni. W tym p okoju p o w s t a ły p ra w ie całe „ C h w i l e " ,

R o z g lą d a m się po pokoju. P y s z n y p o r ­ tret K o z i c k i e g o pęd zla Pautscha, dosko-

obrar.y i au tolitografje Sichulskiego i J arock iego, o b r a z y M erk la , Skoczylasa, d r z e w o r y t y japońskie, r z e ź b y O s t r o w ­ skiego i Kunceka, b ib ljo te k a p r z e ła d o ­ wana książkam i z zakresu sztuki p la s ty­ cznej, filo z o fji i poezji, O drazu czuję się doskon ale w tej atm osferze. N a biurku spostrzegam ro z ło ż o n e księgi, p a p iery i pióro, na którem jeszcze nie w y se ch ł a- trament.

— P r z e s z k o d z iłe m panu w p ra c y ? — Jeśli o to id zie, — trudno b y ł o b y mi nie przeszkadzać, chyba p óźn ą nocą. C ią ­ gle coś piszę. N a ż y c ie t o w a r z y s k ie zu ­ p ełn ie nie mam czasu i t— m ó w ią c o t w a r ­ cie — zu pełnie tego nie żałuję. T e p a ­ p ie ry na biurku — to moje w y k ła d y .

— Co pan obecnie w y k ła d a ?

— M a la r s tw o w ło s k ie w c ze s n e g o o d ­ rodzenia. W w y k ła d a c h u n iw ersyteckich pragnę p rze d e w s zy s tk ie m objąć sztukę w ło s k ą od epok i starochrześcijańskiej do końca X V I I w., kładąc s zc ze gó ln y nacisk na odrodzen ie.

— T k w i pan c ią g le w o drod zen iu? — Do tego ś w ie tn eg o okresu sztuki mam szczegó ln e zam iłow an ie, na co kilka z ł o ż y ł o się p rzyczyn. P r z e d e w s z y s t k ie m W ło c h y , d ok ąd p rze d w o jn ą co roku j e ź ­ dziłem, kocham n a p ra w d ę jak moją dru­ gą ojczyzn ę. Bo polska ziem ia dała mi c e c h y rasowe, f iz y c z n e i duchowe, a W ł o c h y swoją w sp an iałą kulturę łac iń ­ ską, k tó re j — z dumą to m o że m y stw ier- dziś — jesteśmy najdalej na w sch ó d w y ­ suniętym bastjonem. N ig d z ie zagranicą nie czuję się tak dobrze, jak w ś ró d W ł o ­ chów, u k tó ryc h w y c z u w a m serdeczność i w s p óln o tę te m p e r a m e n tó w i p od ziw ia m ich potężn y, p ełen ognia młodości, w o- statnich czasach tak cu d ow n ie re alizują­ c y się r o z w o j o w y p ęd ku w ie lk oś c i, P o - w t ó r e epoka, k tó ra w y d a ła takich gigan­ t ó w ducha, jak L io n a rd o de V in c i i M i ­ chał A n io ł, nie m ó w ią c już o innych nad­ ludziach, musi o d d z ia ły w a ć fascynująco. N a d t o w odrodzeniu w ło sk ie m w id z ę p rz e d z iw n ą logikę, k o n s ek w e n cję i p ra ­ w id ł o w o ś ć rozw oju, k tó ryc h niema w sztukach innych n a ro d ó w i epok. W y g l ą ­ da to poprostu tak, jakby jakiś o p ie k u ń ­ c z y genjusz sztuki zg ó r y n akreślił plan tej o lbrzym iej p rac y od D on atella i M a - saccia, a raczej jeszcze o kilka lat w c z e ­ śniej od N ic c o la Pisana i G io tta aż do M ich a ła A n io ła , a za razem mądrze ją zo rg a n izo w a ł, ro zd zie la ją c p o m ię d z y p o ­ szczególnych a r ty s tó w role, k tó ryc h w y ­ niki łączą się w ogólną harmonijną ca­ łość. W r e s z c i e jako zd e c y d o w a n e g o n a ­ cjonalistę z instynktu i z p rzekon an ia— pociąga mnie do odrod zen ia to, że p r z y ­ nosząc w y z w o l e n ie z ś red n io w ie czn y ch w i ę z ó w te o lo g icz n y ch i feudalnych oraz ro z w ó j poczucia indywidualności, b y ł on zarazem ruchem nawskroś rasowym i na­ ro d o w y m . R o z u m ia ł to już Jakób Burck- hardt, k tó r y jednak p rzecen iał znaczenie antyku dla sztuki renesansowej. P o w y n i ­ kach badań M ich eleta, Gebhardta, T h o - dego, Burdacha jest to już faktem nie m ogącym ulec w ą tp liw o śc i. P ie rw ia s te k — jakbyśm y to dziś p o w ie d z ie li — n a c jo ­ n alistyczn y — b y ł p otężn ym m o to rem w odrodzeniu, a zarazem n iezm iernie g ł ę b o ­ ko jest osadzony w duszy w łoskiej. N i e ­

p rzerw a n a nić silnie odczu tej trad ycji starorzym skiej i ż y w e g o p oczu cia n a ro ­ d o w e g o łą c z y Dantego, P e t r a r k ę i R ie n - zie g o p o p rz ez Juljusza II z G aribaldim i Cavourem, a w najn ow szych czasach ze w s p ółc ze sn ym genjaln ym p r z e d s ta w ic ie ­ lem ruchu o d r o d z e n io w e g o , z dzisiejszym r z e c z y w is ty m w ła d c ą Italji, Benitem Mus- solinim. T o są te c z t e r y g łó w n e źródła,

nego życia. D z ię k i studjom nad M ich ałem A n i o ł e m zapaliłem się w o g ó l e do re n e ­ sansowej r z e ź b y w ło sk iej. Z tego okresu p oc h o d zi dłuższe studjum ,,Jaco po della Q uercia", a w res zc ie ostatnia moja pra­ ca n au kow a p. t. „ D o n a t e llo " . W ten spo­ sób objąłem c a ły jeden kieru n ek renesan­ s ow ej r z e ź b y włoskiej, k tó re g o cechą jest energja i ż y w i o ł o w a siła. N ie stety, dla

W Ł A D y S Ł A W K O Z IC K I

z k tó ryc h p łyn ie mój kult dla o d r o d z e ­ nia. P o z a t e m od czasu śmierci n i e o d ż a ł o ­ w an ej pam ięci prof. B o ł o z a - A n t o n o w i c z a nikt z polskich h is t o r y k ó w sztuki nie p o ­ ś w ię ca się gruntowniejszym studjom nad o d rod ze n iem włosk iem , moje w i ę c z a ję ­ cie się tą epok ą jest u s p raw ied liw io n e także zasadą racjonalnego podziału p ra­ cy, M o g ę zaś czyn ić to tem śmielej, ż.e w u n iw ers ytec ie lw o w s k im sztuka śred ­ n io w ie cz n a ma s w e go w y b itn e g o zn a w c ę i św ietn ego badacza, prof. Podlachę. W czasach torow an ia drogi ekspresjonizmo- w i i te o re ty c z n e g o uzasadniania jego p o d s ta w przez e s te ty k ó w , p rze m a w ia ją ­ cych zresztą p rze w a żn ie bardzo interesu­ jąco, a nieraz n a w et głęb o ko , stało się modne pon iżen ie o d rod ze n ia na rz ec z g o ­ tyku i baroku. B y ł to p on ieką d za słu żo­ ny o d w e t za pogardę, z jak ą renesansi- ści odnosili się do gotyku, jako do sztu­ ki barbarzyńskiej, i za awersję, jaką — niesłusznie! — czuł Burckhardt i jego b e z ­ pośredn i n astępcy do baroku. Dziś, na szczęście, n iechęć do od rod ze n ia już m i­ nęła. W sp ó łc ze s n y , coraz obszerniej sztu­ kę ogarniający n eo k lasycyzm jest w ł a ­ ściw ie n aw ro tem do w c ze s n e go o d r o d z e ­ nia.

— N a u k o w e prace pana mają istotnie za p rze d m iot p rze w a żn ie odrod zen ie.

— G łó w n ie , chociaż nie w y łą cz n ie . T e j epok i ty c z y się moja p ierw sza k sią ż­ ka, napisana jeszcze jako praca d o k to r ­ ska, „ Ś w i ę t y Sebastjan", k tó rą p ojąłem jako p rze d s ta w ie n ie ro zw ią z a ń p ro b le m a ­ tu nagiego ciała i fizy c zn e g o bólu w sztu­ ce włoskiej. M ia łe m — jak sądzę — p ra­ w o do takiego ujęcia tematu, bo artyści renesansowi p ra c o w a li niem al w e d łu g m eto d naukowych, i z d o b y w a n ie o d p o ­ w ie d z i na p ew n e zagadnienia artystyczn e b y ło dla nich rz e c z ą istotną. B yła to w literaturze p ierw sza rz ec z p oś w ię c on a t e ­ mu tem a to w i (1906). P ó ź n iej d op iero uka­ zała się praca niemiecka. W d w a lata p o ­ tem w y d a łe m „M ic h a ła A n io ł a " .

— O, tę książkę pana cenię przede­ wszystkiem! W Polsce jest pan znany głównie jako autor „Michała A nioła". Podziwiam zawsze, że chociaż z dzieł na­ pisanych o tym genjuszu w różnych ję zy ­ kach kulturalnych możnaby stworzyć ca­ łą bibljotekę, pan zdołał nietylko przebić się przez ten cały labirynt, ale nadto spojrzeć na tego tytana ducha z własne­ go punktu widzenia i dać postać praw­ dziwą, konsekwentnie od początku do końca przeprowadzoną, żywą, a przeto sugestjonującą czytelnika jak dzieło sztu­ ki.

— Bo też n ajw ięk szem i najtragicz- niejszem d ziełem sztuki M ich ała A n i o ł a jest nienapisane, n ienam alowane i n ie w y - kute w marmurze d zie ło jego w e w n ę t r z ­

,,D o n a te lla " nie zd o ła łe m dotąd zn a leźć nakładcy.

— Smutna to ilustracja obecnej d e ­ presji finan sow o-gospodarczej.

— D o tego jestem już p rz y z w y c z a jo n y . R a d ę Berenta, b y m a g a z y n o w a ć r ę k o p i­ sy, czeka jąc lepszych czasów, z k o n ie c z ­ ności od dawna już zastosowuję. Z p i e r w ­ szych lat p ow o jen n yc h n agrom adziło się u mnie dość ręk o p isó w , i to n a w et z a m ó ­ w io n yc h p rzez k się garzy i zapłaconych, lecz z w ró c o n y c h po w ygaśnięciu u m ow y: drugie w y d a n ie „M ic h a ła A n i o ł a " , p r z e ­ kład „Juljusza I I " K laczk i, p rze k ła d „ F l o r e n c j i " K a m ila Mauclaira, nie m ó ­ w ią c już o innych rzeczach.

— P o z a odrodzeniem , jakie d zie ła p o ­ ciągają pana n ajbardziej?

— K och am Rembrandta, o k tó rym szkic zam ieściłem w zb io rze studjów pi. t. „ W gaju A k a d e m o s a " p od ziw ia m p otęg ę nawskroś malarskiego genjuszu V e l a z - queza, rozkoszuję się m uzyczną harmonją W a tte a u , interesuję się ż y w o sztuką naj­ n o w s zą od impresjonizmu do dni ostat­ nich. Jako k ry ty k śledzę pilnie od lat dwudziestu ruch na naszych w y s ta w a c h w e L w o w i e , K r a k o w ie , Poznaniu i W a r ­ szawie. P r z e d w ojn ą zd a w a łem ta k że sy­ stem atycznie sprawę z w ie lk ic h m ię d z y ­ n a ro d o w y c h w y s t a w sztuki w W e n e c ji, R z y m ie i Paryżu. K r y t y k i moje w e s z ł y c zę ś c io w o do zbioru „ W gaju A k a d e m o ­ sa", c z ę ś c io w o cze k a ją na lepsze stosun­ ki w y d a w n ic z e . W i ę l sze studja p o ś w i ę ­ ciłem z ar ty s tó w o bcych R o d in o w i, k t ó ­ rego uw ażam za n ajw ięk szeg o po Buo- narrotim rzeźbia rza w sztuce n o w o żytn ej, z naszych zaś — Pautschowi, W i t t ig o - wi, Jarockiem u i Sichulskiemu.

— Z a w s ze b yło dla mnie zagadką, jak pan, pracując tak in tensyw nie na polu hi­ storji sztuki i k r y ty k i artystycznej, znaj­ duje jeszcze czas na pisanie u t w o r ó w l i ­ terack ich ?

— Tajem n ica ta wyjaśnia się w sposób b ard zo prosty/. T r z e b a codzien n ie sie­ dzieć p rzy biurku p rze z kilka godzin, ale zato stale i system atycznie, w ten sposób można zrob ić ogromnie dużo. D o lite ra ­ tury miałem pęd od najw cześniejszej m ło ­ dości, umocnił się zaś on w e mnie w sk u ­ tek o bco w a n ia z p rzyjaciółm i, zw ła szcza z K a s p ro w iczem , Staffem, A n to n im M i l ­ lerem, autorem głośnej sw ego czasu p o ­ w ie ś ci „ H e n r y k F lis ", z K is ie le w s k im i innymi. Zresztą zb y t długo w chłaniałem w siebie ducha odrodzenia, aby mi mogło w y s ta rc z y ć zam k nięcie w jednej specjal­ ności. Produ kcja literacka jest dla mnie najlepszym w y p o c zy n k ie m d uchow ym po pracy naukowej. N i e w i e lk i zresztą jest mój d o ro b e k w tym zakresie: trochę l i r y ­ k ó w w zb io rze „Gaju A k a d e m o s a " i po czasopismach, dramat k a r n a w a ło w y

„ W o l n e duchy", w k tó rym chciałem p o d ­ jąć — jakby się dziś p o w ie d z ia ło — pi- ra n d elło w sk i tem a t u d ram atyzow an ia g e ­ n e z y pomysłu literack iego, w r e s z c ie d y ­ ty ram b d ram atyczn y „E u forion ".

— A „ Z i e m i a " ?

— O tem raczej m o że pan coś c i e ­ k a w s ze g o p o w ie d z ie ć , bo pisał pan o niej. N i e wiem , c z y „ Z i e m i ę " można z a licz yć do b ele try styk i, c z y raczej jest ona czemś, co stoi na pograniczu czystej m y ­ śli i literatury. K om p o n u ją c ją miałem na oku p rze d e w s zy s tk ie m d w a cele: sformu­ ło w a n ie teorji nacjonalizmu nie jako p r o ­ gramu p o lity c zn o -sp o łe cz n eg o , ale jako op a rtego na zw ią zk u z zie m ią poglądu na świat, obejmującego całość ży cia i n d y w i ­ dualnego i z b io r o w e g o i zb u d o w a n e g o na m e ta fiz ycz n ych przesłankach monizmu panteistycznego, — p o w t ó r e chciałem z a ­ d em on strow ać na p rzy k ła d zie A n d r z e ja S z c z e r b y proces aktu tw ó r c z e g o . „ Z i e ­ m ia " w y jd z ie n ieb a w em w p r ze k ła d zie czeskim p. F. B iceka, k tó r y w y d a je r ó w ­ n ież po czesku „ K a r - C h a t " G o etla, „ G e ­ nerała B a rc z a " K a d e n a - B a n d ro w s k ie g o i „ A n t o l o g j ę n o w e lis t ó w p olskich ".

— N ie w y c z e r p a liś m y jeszcze całej działalności pana, bo pozostaje k ry ty k a teatralna i publicystyka.

— T o ta k że skutek studjów nad o d r o ­ dzeniem : dążenie do pełni życia i w y ż y ­ cia się. K r y t y k a teatralna jest częścią k r y t y k i literackiej, k tó rą uprawiam od dawna. W i ę k s z e r z e c z y pisałem o K a ­ sprowiczu, Żeromskim, Staffie, M icińskim, Feldm anie, o p rzys zło śc i scenicznej d ra­ m a tó w S ło w a c k ie g o i t. d. Dramat z p o ­ wodu jego ścisłej architektury i k o n ie c z ­ ności w y b it n e g o udziału elementu m y ś lo ­ w e g o w jego b ud ow ie uw ażam za torm ę lite ra ck ą najb ardziej godną d ojrzałego u- mysłu męskiego. D la teg o o b s e rw o w a n ie n o w y c h zjawisk na tem polu jest dla mnie p r a w d z iw ą przyjemnością. Zresztą stro­ na plastyczna teatru łą c z y się ściśle z moim fachem naukowym . Zam ierzam na­ w e t w y k ła d a ć k ied yś o p lastyce s ce n icz­ nej.

— A p o lit y k a ?

— P o l i t y k ą za cząłem się zajm o w a ć podczas w ie lk ie j wojny, k ie d y troska o p rzyszło ść narodu usunęła w cień w s z y s t­ kie inne zainteresowania. W Zakop an em z K a s p ro w icz em , Żeromskim, prof, S t e fa ­ nem D ąb ro w sk im i innymi ag ito w a liśm y p r z e c iw A u strji i Niem com . B y łe m w ó w ­ czas w s p ó łp ra c o w n ik ie m n ielegalnego czasopisma „ Z C h w ili", w y d a w a n e g o przez prof. D ąb ro w s k iego . W 1920 r. mi­ nisterstwo spraw zagranicznych w y sła ło Żeromskiego, K a s p r o w ic z a i mnie w p le ­ b isc y to w ą p od ró ż do ziem i K w id zyń s k ie j, W a rm ji i M azu rów . P o ż ą d a n e g o celu, n ie ­ stety, nie osiągnęliśmy, bo ziem ie te z o ­ stały p rzy Niem cach, aie o w yc h k ilka t y ­ godni spędzonych z obu genjaln ymi pisa­ rzami, w ciągłym z nimi k o n ta k cie na w iecach, p rzy stole i w automobilu, wśród pod n iecającej atm osfery w alki, na­ le ż y do moich najmilszych w spom nień ż y ­ ciow ych. O d tąd te ż zajmuję się polityką, bo interesuje mnie bardzo ten n o w y świat, k t ó r y formuje się z trudem na gru­ zach d aw n ych s ystem ów p olityczn ych. P ociąg ają mnie tylko w ie lk ie zagadnienia b u d o w y naszego państwa i p o lity k i m ię ­ dzynarodowej'. Do w a lk partyjn ych nie mieszam się wcale. Ł ą c z e n ie zresztą p o ­ lity k i z historją sztuki nie jest b e z p re ­ ced en s ó w w naszej przeszłości. Juljan K la c z k o b y ł św ietn ym pisarzem p o l i t y c z ­ nym i b ard zo dobrym h istorykiem sztuki. — C z y m oże mi pan coś p o w ie d z ie ć 0 sw oich planach na p rzyszło ść?

— Ż y c io w y c h nie mam żadnych, lite ra c ­ kich r ó w n ie ż nie, bo n o w a książka musi b yć u mnie w y n ik ie m n o w e g o p rze ży c ia w e w n ę trz n e g o . M am ty lk o plany naukowe. Od dłuższego czasu pracuję nad mono- grafją o R od ak o w s k im . Dla p r o j e k t o w a ­ nej p rzez G ebeth n era i W o l f f a w ie lk ie j „H istorji sztuki p o ls k ie j" p rz y g o t o w u ję na ży c z e n ie re d a k to ra w y d a w n ic t w a prof, P a g a c z e w s k ie g o ro zd zia ł o malarstw ie od M a te jk i do im presjonistów w łączn ie, a dla w y d a w n ic t w a „ M o n o g r a fje A r t y s t y c z ­ ne", na za m ó w ie n ie mego p rzyja ciela 1 k ole gi dr, T retera, tomiki o Sichulskim i Jarockim . Później, gd y się p o p ra w ią stosunki, zamierzam w y d a ć „H is to rję sztuki w ło s k ie j" , opartą na mych w y k ł a ­ dach uniw ersyteckich, bo za w s ze w s t y ­ dzę się, k ie d y muszę odsyłać słucha­ c z ó w do k o m p e n d jó w francuskich, w ł o ­ skich i niemieckich, a nie mogę im w s k a ­ zać ź r ó d e ł polskich. K ie d y ś w reszcie, ja­ ko rezultat d oś w ia d c ze ń i rozmyślań, chciałbym napisać książkę o is tocie sztu­ ki, Fundamentem jej b y ło b y radykalne zarzucenie p ojęcia piękna, jako zasadni­ czego kryterjum sztuki plastycznej, i tra k to w a n ie sztuki jako ję zyk a u c zu cio ­ w e go p orozum iew an ia się ludzi m ię d zy sobą. A rtu r Schroeder.

Rok III

Kronika ilustrowana

Defilada pochodu z wieńcami przed domem Szekspira w czasie tegorocznych uroczystości w Strat ford z'e nad Avonem

Plac przed domem Szekspira przybrano w chorągwie sześćdziesięciu trzect) państw, któiycb de­ legacje brały udział w obchodzie

Śladem „Hamleta" — zmodernizowany „Faust" na jednej ze scen angielskich: Mefistofeles, Mar­ ta, Siebel, Małgorzata, Faust

(2)

2

W IA D O M O Ś C I L IT E R A C K IE

JSfe 22

Jak pracuje autor „Ruiacza

U llji Erenburga

Wymfad uiłasny „Wiadomości Literackich”

P a r y ż , w maju 1926.

R o z p i s y w a ć się o tem, kim jest Ilja Erenburg, uw ażam za rz ec z zb yteczn ą. K a ż d y E u ro p ejczyk , dla k tó re g o lite r a ­ tura jest chleb em pow szedn im , zna d o ­ k ła d n ie działalność tego w z g lę d n ie m ł o ­ d ego jeszcze Rosjanina, k tó r e g o p o w i e ­ ści, tłum aczon e na w s zy stk ie p ra w ie j ę ­ z y k i świata, n a le żą dzisiaj do najb ardziej p o c zy tn yc h . Z a n o t o w a ć chciałbym ty lk o d z iw n y fakt: o to k r y ty k a rozp ad a się na d w a k r a ń c o w e obozy, z k tó ry c h je ­ den podnosi go n ie le d w ie p od n ieb io sy (tak np. w y b i t n y pisarz francuski Edmund

nie od b ite k do k o r e k t y autorskiej b y ł o ­ b y zb y t uciążliwe.

— C z y w o b e c braku k on w en c ji l i t e ­ rackiej z R o s ją s o w ie c k ą otrzym uje pan h onorałja za p ra w o p r z e k ł a d ó w ?

— M u s zę przyznać, że n aogół moje praw a autorskie, choć n ie z a b e z p ie c z o n e k onw encją, ściśle b y ł y przestrzegane. N ie m c y , A n g lic y , Francuzi, S zw e d zi, N o r ­ w e g o w ie , C zesi — w szyscy, słowem , p o ­ stępują w o b e c mnie b e z zarzutu. Z je d ­ nym p r z e c ie ż w y jątk ie m . I tu chciałbym się p os k arżyć: p olskie tłum aczenia moich n o w e l i p o w ie ś c i nie p rz y n io s ły mi żad- lego honorarjum, nie m ó w ią c o jednym

I LJA E R E N B U R G

fot. Lipnitzki

J a lo u x n a z w a ł go ,,Voltairem naszych c z a s ó w ” ), drugi zaś o d m aw ia mu w a r t o ­ ści ,,c zys to artystyczn ych *1, zaliczając jego tw ó r c z o ś ć do n o w e g o g e n r e u l i t e ­ ra ck ieg o, znanego pod n azw ą „ w i e l k i e g o re p o rta ż u ". O b y d w a te sądy są p o n ie ­ k ąd słuszne. Erenburg p o tra fił w t w ó r ­ czości swej p o ł ą c z y ć d w a n ap ozór s przeczn e pierw iastk i, i to w łaśnie na­ daje je go d zie ło m n o w o c z e s n y charakter. J e ż e li B a lzac objął c yk l sw ych naj­ le p s zyc h p o w ie ś c i ogólnem mianem „ K o - m edji lu d zk ie j", dając w ten sposób do poznania sw ój „p o in t de d ep art", to Erenburg, g d y ukaże się z czasem z b i o ­ r o w e w y d a n ie liczn ych jego dzieł, m ó g ł­ b y z ró w n e m p ra w em objąć je także o góln ym tytułem, — a jako tytuł taki p r o p o n o w a łb y m tr z y słow a: „ P r z e z okno R o t o n d y " . T y t u ł ten m ia łb y zresztą słuszną p od staw ę, cod zien n ie b o w ie m od d z ie w ią t e j rano do drugiej po południu zastać można p. Erenburga w słynnej k a ­ w ia rn i M ontparnasse'u lub też w ró w n ie słynnym Cafe du Dóme, znajdującym się tuż obok. T a m to p o w s t a ły w s zy stk ie p r a w ie p o w ie ś c i tego autora. Ruch i h a ­ łas k aw ia rn ian y w c a le mu w pisaniu nie p rzeszka dza, a sw obod a, z jaką p r o ­ w a d z i pióro, przyp o m in a p o n ie k ą d M au- passanta, k tóry, jak wiadom o, uw ażał literaturę w y łą c z n ie za w ie d z ę pisarską, a t. zw. „n a tc h n ie n ie " za p e w n e g o r o ­ dzaju obłudę w o b e c samego siebie. Bo te ż p. Erenburg z ła tw o ś c ią p r z e r y w a pracę, ab y p o r o z m a w ia ć ze znajom ym i lub p r z e c z y ta ć gazety, a p rz e c ie ż nie traci nic z wątku i b ez trudności p o w r a ­ ca zn o w u do p rz e rw a n e g o tematu.

— P o w i a d a j ą pow szech n ie, że pisuje pan w k aw ia rn i po sześćdziesiąt stronic druku dzienn ie?

— Jest w tem p ew n a przesada, z w ła s z ­ cza je że li chodzi o teraźniejszość. S w o ją d ro gą pisałem niegdyś n ap raw d ę z n ie ­ z w y k ł ą szybkością. T a k np. „J u ljo Ju- r e n i t o " p ow sta ł w przeciągu jedn ego m ie ­ siąca. Pardon, dla ścisłości: w przeciągu m iesiąca i je dnego dnia. T e r a z pisuję znacznie w oln iej, mniej w i ę c e j jedną p o ­ w ie ś ć w ciągu roku.

— C z y o p ra c o w u je pan te ż rękopis w ciągu tego czasu?

— W ł a ś c i w i e tak, a dzieje się to w sposób następujący. M ając z g ó r y już u ło ż o n y plan p ow ieści, i to n a w e t w naj­ drobn iejszych szczegółach, spędzam nad w ła ś c iw e m pisaniem z a l e d w i e p ó ł roku, c od zien n ie jednak w ie c z o r e m ro b ię k o ­ re k t ę tych ustępów, k tó re napisałem p rzed południem. N a stęp n ie zaś, już po ukończeniu p ow ieś c i, p rzerab iam raz jeszcze d ok ład n ie c a ły rękopis. W r e s z ­ cie tr z e c ią k o r e k tę p rze p r o w a d za m na rękopisie, przepisanym na maszynie. N ie - stęty, ta k o rek ta jest ostatnia, jak panu b o w ie m w ia d o m o — książki moje w y ­ ch o d zą w Rosji, w o b e c czego p r z e s y ła ­

L

2

k a r z

i

p o e

G o t f r y d Berm

I a

w ypadku, w k tó ry m o trz y m a łe m bardzo nikłą zresztą sumę.

— C z y ta łe m s w e go czasu także i p o e ­ zje pana. C z y zajmuje się pan w dalszym c ągu tw ó rc z o ś c ią p o e ty c k ą ?

— O, nie. N a l e ż y to już do p r z e s z ło ­ ści. P r z e z szereg lat, bo ód r. 1913 do 1921, p is y w a łe m p ra w ie w y łą c z n ie w i e r ­ sze, — ukazały się one w czterech to m i­ kach. P ó ź n iej w y d a łe m p ie rw s z ą k sią ż­ k ę prozą, p o ś w ię c o n ą w ra że n io m z c z a ­ s ów w ojn y. Z ł o ż y ł y się na nią ar ty k u ły dziennikarskie, w y s y ła n e w o w y m c z a ­ sie p r z e z e mnie z P a r y ż a do pism ro s y j­ skich. L e c z w ła ś c iw ie p ie rw s z ą mą p ra ­ cą na w ię k s z ą skalę b y ł „J u ljo Juren ito". P o t e m d o p ie ro ukazała się „ M i ło ś ć J o ­ anny N e j “ , „T ru s t zniszczenia E u ro p y ", „ T r z y n a ś c i e fa je k ", „ K u r b o w " , „ R w a c z " i in.

— K t ó r e z d zie ł jest panu najb liższe? — Z a w s z e ostatnie.

— N a d c zem pan teraz pracuje? — W ł a ś c i w i e nad niczem, pomijając drobne a rtyk u ły dla pism rosyjskich; po- zatem jestem na w y jez d n e m , w y b ie r a m się w n ajbliższych dniach do Rosji.

— Jaka jest opinja pana o n a jm ło d ­ szej literaturze ros yjsk ie j?

— W rosyjskiej literaturze p o r e w o lu - cyjn ej dają się za u w aży ć, mojem zdaniem, d w a etapy. P i e r w s z y z nich — to lite r a ­ tura o p is o w a p rze w ro tu re w o lu c yjn e go , zajmującą się raczej zja w iska m i zb io ro - wem i, znamionującem i p rzejście od d a w ­ niejszego porządku s p o łec zn e go do n o ­ w e go , drugi zaś etap ma zu pełnie inny charakter, bo w y s u w a na plan p ie r w s z y nie zd arzenia już, lecz c z ło w ie k a , n o w e ­ go c z ło w ie k a , k tó re g o p sych ologja jest w y n ik ie m n o w e g o ustroju. P o z a t e m zau­ w a ży łe m , że znacznie mniej jest dzisiaj p o e tó w , w i ę c e j zaś p ro za ik ó w . O k o l i c z ­ ność ta nie jest zres ztą p rzy p a d k o w a , ł ą ­ c z y się b o w ie m ściśle z wspom nianem p rzeo bra żen iem .

— C z y zdaniem pana najm łodsza l i ­ teratura rosyjska m ieć b ę d zie w p ł y w na literaturę o b c yc h n a r o d ó w ?

— P rzypuszczam , że tak. A w ię c p rze- d ew s z y s tk ie m nie pozo stan ie ona bez w p ł y w ó w na literaturę ościennych n aro ­ dów, np. polską, jak ró w n ie ż i na lite ra ­ tury innych n a r o d ó w słowiańskich, k t ó ­ rym z natury r z e c z y ję z y k rosyjski b liż ­ szy jest i b ardziej zrozum iały, aniżeli n a ­ rodom zachodnim. L e c z i do nich w p ł y ­ w y te z p e w n o ś c ią p rzedostaną się z c z a ­ sem, a c z k o lw ie k z dużem opóźnieniem , jak to się działo c h o c ia ż b y z D o s t o j e w ­ skim, k tó re g o Francuzi teraz d op ie ro „ o d k r y l i" . O s ta tec zn ie zres ztą trudno jest m ó w ić w czasach dzisiejszych o je d n o ­ stronnym w p ł y w i e p e w n e j lite ra tu r y na inne, m ożn a by raczej m ó w ić ty lk o o w z a - jemnern przenikaniu się p r ą d ó w l ite r a c ­ kich w ramach jednej lite ra tu ry w s z e c h ­ św iatow ej.

A rtu r Prędski.

W yw iad w łasny „Wiadomości Literackich”

S e n s a c y j n a k s i ą ż k a

„ T y g r y s ” w r o l i h i s t o r y k o

Clemenceau o Demostenesie

B e r l i n , w k wietniu 1926.

W i e r s z e G o tfry d a Benna są trudne i za w iłe . T r z e b a p rzebija ć się w nich p rzez masy n iezrozu m iałych w y r a z ó w , d z i w a c z ­ nych asocjacyj, p rzez nazbyt zw artą, c z a ­ sem n ie m o ż liw ą do w y p o w i e d z e n i a treść.

G O T F R y D B E N N

Benn n ale ża ł jeszcze przed kilku la ty do gru py ekspresjonistów, i w w iersza ch je ­ go ujawnia się to z a in te res o w a n ie bez- kształtnem i p ła szczyzn am i abstrakcji, ja­ kie stan ow iło dominującą cechę p oe zji ekspresjonistycznej. P r o g r a m o w y w iersz w y d a n e g o mniej w ię c e j przed ro k iem t o ­ mu p. t. „S p a ltu n g " m ó w i w y r a ź n ie o r o ­ li p oe ty , k tó r y ze śpiew a ka s k o w r o n k ó w stał się m aterjałem w y b u ch o w y m , na p o d s ta w ie intelektualnej. A l e intelektua- lizm Benna stanowi ź r ó d ło n is z c z y c ie l­ skiego smutku, w y ra ż a ją c e g o się w pro- stem, b ezlitosn em w y lic za n iu fa k tó w . T o też bezna dziejn ość t k w i już w samem założen iu te i 1: ryk i o cha rak terze z d e c y ­ d o w a n ie nihilistycznym.

C elem p o e t y liryc zn e go jest, w ed łu g Benna, przełam an ie samotności, rzucenie mostu p o m ię d z y za m k niętem i w s o b :e monadami. P o e t a pisze poto , ż e b y z a p o ­ mnieć o ró żn ic y „ m i ę d z y ja i ty " . T r a ­ gizm p o e zji (jak w o g ó le w s ze lk ich sposo­ b ó w w y p o w ia d a n ia się lud zk iego) płyn ie n iety lk o z o w e g o „r o z s z c z e p ie n ia " , k tóre staw ia m ię d z y ludźmi n ie w id z ia ln ą z a p o ­ rę, ale o b ja w ia się r ó w n ie ż w stosunku do p r z e d m io t ó w martw ych. T r z e b a tego, co w ję zyk u Benna nosi n a z w ę „ r o z w a r ­ cia rany t w ó r c z e j " , ż e b y dać p r a w d z iw ą b a r w ę gajom oliw n ym , p e jz a ż o w i białych miast w b łę k ic ie morza tyrreńsk iego, c z y monumentalnym form om w illi d ’Este. M a ­ giczna siła „Y e rs tró m u n g ss tu n d e " w y d o ­ b y w a p rz e d m io t y z pod niem ych sklepień substancji, snuje tajną nić porozum ien ia m ię d z y zarysam i obrazu a p rzebu dzon ym z o d r ę t w ie n ia w id zem . N ie słyc h a n ie w y ­ raźna św iad om ość aktu t w ó r c z e g o ł ą c z y G o tfr y d a Benna z w i e l k ą linją d aw n ych l i r y k ó w niem ieckich. N ieda rem n ie, jak p o e c i w ie k u ośw iecenia, stu d jow a ł te o lo - gję i filo zo fję , zanim — i to już jest z w r o t par e x c e lle n c e d zisiejszy — został l e k a ­ rzem chorób skórnych, k t ó r y teraz w g a ­ b inecie ord yn acyjn ym na B e ll e - A l l i a n c e - str. pisze m ię d z y jedną w iz y t ą a drugą n ajp iękn iejsze p o e zje liry c zn e w s p ó ł c z e ­ snych N ie m iec .

G o t f r y d Benn z a g łę b ił się w jakimś b ard zo o d le g ły m fotelu i p a tr z y na mnie spokojn ym w z r o k ie m przyrod n ika, p r e ­ parującego n o w y, zupełnie dotychczas n ies p otyk a n y gatunek.

— P o ls k a — to jest dla nas ciągle kraj nieznany, „ A f r i k a , das L a n d v o n „ d o ­ b rze ". Mimo że l e ż y tak n iedaleko. S z a ­ lenie mi się p o d o b a „ W i e r n a r z e k a " Ż e ­ rom skiego. Jest pięk n ie napisana i b a r ­ dzo interesująca pod w z g lę d e m treści. A l e nie miałai pani racji, m ów iąc, że ty lk o P o l a c y p otraf ją ją p r a w d z iw ie zrozumieć. A k c j a tej p o w ie ś c i m o gła b y się ró w n ie d ob rze r o z g r y w a ć w A lban ji, A l z a c j i c z y na L it w ie . Ślicznie jest tu p rzedstaw ion a postać k ob ie ty . C z y pani n igdy nie m y ­ ślała o tem, skąd się b io r ą antypatje na­ r o d o w o ś c i o w e ? P r z e c ie ż ludzie, p o c h o ­ d z ą c y z najbardziej w rog ich n arodów, p ra w ie n igd y n iczego p o d o b n e go nie o d ­ czuwają.

— Tak, to prawda. — N a kolanach mam w i e l k ą te k ę z rysunkami G rossa i p o d z iw ia m b arbarzyń ską p ro stotę tych szkiców , k tó ry c h tendencja w y p o w ia d a się w n aiw nych zestaw ien iach : sytego burżuja i gło d n e go robotnika, elegan ckiej d am y w gabin ecie i w y n ę d z n ia łe g o tłumu za oknami restauracji. — C z y i pan s o li­ daryzuje się z id e o lo g ją kom unistyczną, k tó ra ma teraz tylu z w o l e n n i k ó w w ś ró d p isarzy n iem iec k ic h ?

— M n ie to nic nie obchodzi, T e m b a r­ dziej, że w s zy stk ie re w o lu c je uw ażam za reakcyjne. P o lit y k a jest najmniej p ro d u k ­ ty w n e m zajęciem, jakie istnieje. T o w s zy s tk o razem p r z e c ie ż nie ma ani t r o ­ chę sensu. Z e w szy stkich form myślenia n ajbliższy mi jest cynizm. Z re s ztą leka rze mają z w y k l e zu pełnie odrębn ą psych olo- gję. Znajom ość organizmu lud zk iego daje w ie lk ą p r z e w a g ę nad p rofanam i w ro zu ­ mieniu szeregu rzeczy. Zna się c z ł o w i e ­ ka od w e w n ą tr z i w k ażd ym jego calu. M o ż n a nabrać p rz e z to k r y ty c z n e g o s to ­ sunku do sp ra w tra k to w a n y ch za z w y c z a j z patosem. — A l e p r z e c ie ż i m e d y cyn a ma swój patos. — P e w n ie , M a także b ard zo w ie le blagi. P isz ę te ra z dla „Q u ersch n ittu " ar­ tyku ł o zn a ch orstw ie i „c u d o w n y c h kura­ cjach", k tó re teraz coraz b ard ziej w c h o ­ dzą w modę. Chcę d ow ieść, że nie są one w c a le gorsze od oficjalnej m ed y cyn y.

— C z y z a w ó d lekarski nie p r z e s z k a ­ dza panu w p ra c y?

— N ie . L ir y k ma dość czasu na upra­ w ia n ie dwu rzem iosł jednocześnie. T o m oże b y ć p rze s z k o d ą dla epika albo dra- matopisarza, ale nie dla liryka. M e d y c y ­ na jest dla mnie środkiem zarobk ow ania. W p e w n y c h godzianach le c z ę sw oich c h o ­ rych, a w innych piszę w iersze. N i e m i e c ­ c y p o e c i są n a o gó ł w fataln ych w a ru n ­ kach materjalnych. E lza L asker-S ch iiler, p r a w d z iw ie w ie lk a p oetk a, m ieszka w nędznej izb ie na poddaszu. C z y nie uważa pani zresztą, że jest troch ę arogancją b yć ty lk o p o e tą i n iczem w ię c ej. N i e znam li­ ryka, k t ó r y b y napisał w ię c e j niż osiem c z y d ziesięć d ob rych w ie rs zy, — reszta jest już z w y k l e b e z w ię k s z e j wartości. A osiem w ie r s z y nie w y s ta rc z a p r z e c ie ż ja­ k o uzasadnienie całego życia.

— Jak iem i drogam i id zie pan w s w o ­ jej p o e z ji?

— Staram się kłaść g ł ó w n y nacisk na sam odzielną w a rto ś ć słowa. M o j e w i e r ­ sze są p r z e d e w s z y s t k ie m kom binacjam i słów. Id z ie mi o to, ż e b y zn a leźć ze s ta ­ w ie n ia m o ż liw ie najrzadsze, najmniej sp o d zie w an e . P is z ę p o w o li: napisanie jedn ego w ie rs za zajmuje mi czasem m ie ­ siąc. C z y pani zna mój w ie rs z „ T h e o g o - n ie n " ? S ło w o „ T h e o g o n i e n " jest jak g d y ­ b y o sn o w ą c a łe g o utworu. W y s z e d ł e m zeń i p r z e p r o w a d z iłe m je p rz e z inne w y ­ r a z y jak jedn olitą m elodję.

— T o jest już c zys to m u zyczn e tra k ­ to w a n ie rz ec zy. C z y pan o tem nie m y ­ ślał?

— T a k pani sądzi? N i e wiem. Jestem zupełnie niem uzykalny.

— A p o e z ję rosyjsk ą pan zn a? I p r o ­ gra m y rosyjskich „im a g in is tó w "?

— M a ł o mam o tem pojęcia. M a j a ­ k o w s k ie g o tłu m a c zy b ard zo d o b rz e na n iem iec k i panna S iera d zk a z „Q u e rs ch n it­ tu". A l e pozatem...

— P r z e d t e m pisał pan, zdaje się, ta k ­ że i n o w e l e ?

— T ak . N a p is ałem r ó w n ie ż dramat te o rjo p o z n a w c z y . A l e te ra z nie piszę nic p ró cz w ierszy.

— T o b y ł dramat e k spresjo n istyczn y? Dziś naturalnie w s z y s c y ex-ek sp resjon iści o d ż e g n y w a ją się od d a w n e go programu grupy?

— N ie z a w s z e słusznie. Ekspresjonizm urobił dzisiejszą n iem czyzn ę. A l e hist or ja ekspresjonizmu za czyn a się już w ła ś c iw ie o d H e n r y k a Manna. N a u c z y ł on nas r o ­ zumienia p r a w d z iw e j w a rto ś c i słowa. N ie c h pani spojrzy...

T ak , r z e c z y w iś c ie . Od H e n r y k a M a n ­ na za cz yn a ją n ie m ie c c y h isto ryc y lite r a ­ tury dzieje ekspresjonizmu. P o e z ja p o w o ­ jenna w N ie m c z e c h znalazła szyb ko b a ­ daczy, k t ó r z y ją ujęli w proste i ścisłe formuły. M i m o w o l i o tw ie ra m jeden z gru­ bych, mocno o p ra w n yc h t o m ó w na foto - grafji G o t f r y d a Benna. N ieco' niżej w i ­ dnieje fragm ent jakiegoś utworu. Chcę go p rze czyta ć, ale p o e ta protestuje i w y r y ­ w a mi p ręd k o książkę, — jak d ziecko, k tó re p rzyłap an o na pisaniu w ierszy.

Regina Reicherówna,

N O W Y Z E S Z Y T

S K A M A N D R A

Z A KWIECIEŃ

1926

R.

Z A W I E R A

K A Z I M I E R Z W I E R Z Y Ń S K I : G a j Akademosa — W Ł A D Y S Ł A W B R O ­ N I E W S K I : Z i o ł a Listopad. — M I E C Z Y S Ł A W J A S T R U N : Poczęcie * * * . A L E K S A N D E R W A T : B ez ro b otn y Lu cy fer. — J U L J A N T U W I M : P rz e m ia ­ ny. — A N T O N I S Ł O N I M S K I : Sen Adam a. Uśm iech - >ERZY L I E B E R T : A n io ł żalu. P ró b y serd eczn erW Ł A D Y S Ł A W S T E R L I N G : Luna.L E O ­ N A R D P O D H O R S K I - O K O Ł Ó W : W o b ro n ie .nowych rvm ńw “.S E R G J U S Z J E S I E N I N , p rz e ło ży ł W Ł A D Y S Ł A W B R O N I E W S K I : Pugaczow (p o e m a t dramatyczny, V— VH).

Ok ła dk a T A D E U S Z A G R O N O W S K I E G O .

Cena zeszytu zł. 3.—

P re n u m e ra ta wraz z przesyłką w stosunku zł. 8.— kwartalnie

D la a bon en tów „W ia d om ości Literack ich “

25°/o

zniżki

R e d a k c ja : Z ł o t a 8 m. 5, tel. 132-82

A d m in is tr a c ja : Boduena 1 m. 2, tel. 223 04, konto w P. K. O. 8.515

W r. 1916, w p ełn ym r o z g w a r z e wojny, p oja w iła się w N ie m c z e c h n i e z w y k l e sen­ sacyjna książka p od znamiennym tytułem : „ A u s einer alten A d v o k a te n r e p u b lik " . A u t o r jej — znany hellenista, E ngelb ert Drerup, — p os ta n ow ił strącić z p ie d e s ta ­ łu w ie lk ie g o D em osten esa i w y stą p ił z a ­ r ó w n o p r z e c i w jego osobie jak p r z e c i w idei pań stw ow ej, p rze ze ń r e p r e z e n t o w a ­ nej. Dem ostenes — zdaniem D rerupa — b y ł p rz e d e w s z y s tk ie m ty p e m taniego d e ­ magoga, k tó re g o piękne s ło w a b y ł y w stałej dysharmonji z n iegodn em i

czyna-J E R Z y C L E M E N C E A U

mi, któremu n ie o b c e b y ło tc h ó rzo s tw o (zarzut u c ie czk i z pola b i t w y pod Chaj- roneją), a n a w et p rze k u p s tw o (sprawa sum Harpalosa). J e sz cz e c ie k a w s z y b y ł atak na D em osten esa jako na p r z e d s ta w i­ ciela demagogji republikańskiej i o b ro ń ­ c y niesłusznej — w e d łu g D rerupa — sprawy, k tóra pow inna b yła i musiała k o ń c z y ć się przegraną: m ó w c a ateński w a l c z y ł p r z e c ie ż z ładem monarchistycz- nym i ekspansją im perjalistyczną, u oso­ bioną w F ilip ie i A le k s a n d r z e W ie lk im .

„T Y G R Y S " C L E M E N C E A U

rysunek Roberta Gautier

W tem p r z e c i w s t a w i e n i monarchizmu i imperjalizmu m a cedo ń skiego — idei pań­ s tw o w ej, re p r e z e n to w a n e j p rze z D e m o ­ stenesa (Drerup p otęp ia repu blikę jako arenę demagogji ulicznej a d w o k a tó w ), w i ­ dać odrazu ten den cję p o lity c zn ą u c z o n e ­ go n iem iec k ie g o : p r z e c iw s t a w ia ł on po- prostu N i e m c y Francji i uzasadniał k o ­ nieczn ość i słuszność z w y c ię s t w a swej

o jc z y z n y (zapomin ając, że w alczy' ona n ie ty lk o z republikańską Francją, ale i... z caratem). I w sp ółczesn a faza w o jn y

zda-Niedawno odnaleziona statuetka z bronzu, przedstawiająca Demostenesa

w a ła się p rzy z n a w a ć D re ru p o w i słusz­ ność: monarcha-im perjalista z w y c ię ż a ł, „ a d w o k a c i " ponosili klęski- A t o l i w parę lat później ten sam uczon y musiał n api­ sać: „ Z a ło ż e n ia p olityczn e, na k tó ryc h o pa rłem moją „ S ta ro ż y tn ą repu blikę ad ­ w o k a c k ą " , ro z p a d ły się. C esarze i k r ó lo ­ w ie uciekli, poszli na wygnanie, wymarli, zostali z d e tr o n :zow an i; a d w o k a c i z w y ­ c ię ż y li". T a k brzmi p o c zą te k p r z e d m o w y n o w e g o dzieła Drerupa p. t. „ D e m o s t h e ­ nes im U r te ile des A lt e r t u m s " (1923)...

I oto teraz zabiera głos strona p r z e ­ ciwna: t y p o w y p rze d s ta w ic iel ty p o w e j „re p u b lik i a d w o k a t ó w " , która pokazała, że d em okracja m oże także pokonać im ­ p erjalistyczn ą monarchję. N ie uczony, ale właśnie mąż stanu, i to jeden z najzna­ mienitszych p ro ta g on is tó w w a lk p o l i t y c z ­ nych w e Francji w n ajgorętszych czasach: J e r z y Clemenceau.

W w y d a n e j ostatnio książce o D e m o ­ stenesie ') użył on ró w n ie ż postaci w i e l ­ k iego m ó w c y ateńskiego do p r z e p r o w a ­ dzenia domyśln ej analogji z e w s p ó ł c z e ­ snością ( A t e n y — Francja, M a c ed o n ja — iV e m c y ). M a m y tu w i ę c taką samą te n ­ dencyjność, jak u Drerupa. A l e na tem nie koniec. M o n o gra fja Clem enceau — s tw ie d ź m y to odrazu — jest ap ologją jego własnej polityk i.

O c z y w iś c ie Clem enceau n igdzie w y ­ raźnie nie p o r ó w n y w a swej roli do roli Demostenesa. A l e analogja m ię d zy d z ia ­ łalnością „ p o t w o r a ‘ (jak n a z y w a ł D e m o ­ stenesa z nienawistnym p o d z iw e m jego z a c i e k ły ^ p rze ciw n ik , A jschines) a akcią „ t y g r y s a " w czasie w o jn y z N ie m c am i tak jest w tej k siążce uplastyczniona, że naj­ mniej dom yśln y c zy teln ik nie m o że mieć tu żadnych w ą tp liw o śc i. T a sama bez- k om p ro m is o w o ś ć p o lity k i jedn ego i dru­ giego, ten sam „jusqu’ aubout’y z m " ; ta sa­ ma w a lk a z o b o ję tn ą b iern ością s p o łe ­ czeństwa, a p rze d e w s zy s tk ie m z d e fe t y z - mem tych, k tó ryc h obaj patrjoci — g r e c ­ ki i francuski — u w ażali za z d r a jc ó w lub p ół-zd ra jcó w . W s z y s c y p am ięta m y z c z a ­ s ów w o jn y filip ik i J e rze g o Clem enceau p r z e c iw k o grupie jaw nych c z y ukrytych g e rm a n o filó w z J ó z e fe m C aillaux na c z e ­ le, k t ó r z y w okresie n ie p o w o d z e ń fran ­ cuskich d ążyli do z a w a rcia pokoju. O tó ż ateńskim C aillaux b y ł Ajschines, p r z y ­ w ó d c a partji p orozum ienia z Filipem . I jest rz e c z ą znamienną, że Clem enceau n a z y w a A js c h in e sa i F o k io n a d efetysta- mi, a w i ę c w y razem , k tó r y p o w sta ł w e Francji właśnie w czasie ostatniej wojny.

M aluje nam t e d y autor „ l e dramę d une v ie depensee, dans l'unique e ffo rt de sauver de lui-m eme le peuple le plus idealistę, par la le g e r e t e duquel le plus bel ideal de lum iere humaine allait affreu . sement su ccom ber". T a k pisze o A t e ń - czykach, A l e je że li analogję m ię d z y sobą a D em osten esem p o z o s ta w ia dom yślności czyteln ika, to p od o b ie ń stw a m ię d z y cha­ rakterem greckim a francuskim nie u k ry ­ w a bynajmniej. „ J e viens in terro ger les tables douloureuses de vos g ra n deu rs,__ mówi, z w ra c a ją c się do A t e ń c z y k ó w , — de vos miseres, pour la leęon de ceux que les fatalites des descendances ont engages, a v o t r e suite, dans les v o ie s su- p erieures d un idealism e d humanite... La v ie d autrui peu t-elle vraim en t nous apprendre a discipliner la n ó tre ? On le dit . Upatrując w c h a rak terze n a ro d o ­ w y m G r e k ó w i F ra n c u zó w te same z a l e ­ ty, a p rze d e w s zy s tk ie m te same w a d y ,— lekk o m yśln o ść i n iezdoln ość do w y t r w a ­ łego wysiłku, — pragnie Clemenceau, aby jego ro d a c y w y c ią g n ę li z odstraszającego przykładu k o n s ek w e n cy j tych w ad ateń ­ skich p o ż y te c z n ą naukę dla siebie. I to jest drugi moment, sprawiający, że książ- ka Clem enceau posiada p r ze d e w s zy s t- kiem zn aczen ie p olityczn e.

D em osten es i C lem enceau w a lc z y li t e ­ d y z w adam i sw ych ro d a k ów . O c zy w iś c ie , p rze p r o w a d za ją c tę ukrytą analogję, C l e ­ menceau musi z k on ieczn ości pisać c ią ­ gle o D em o sten esie jako o polityku, a nie jako o m ó w c y w lite ra ck iem znaczeniu tego wyrazu. Stąd książka jego nie jest studjum h isto ryc zn o -lite rac k ie m ; nie m ó ­ w i p ra w ie nic o D e m o sten esie-artyście, a te n zajmuje p r z e c ie ż tak p ie r w s z o r z ę d ­ ne miejsce w dziejach w y m o w y . A drugą słabą stroną jest tu b e z w z g lę d n e id e a li­ z o w a n ie postaci D emostenesa, płyn ące m oże ró w n ie ż z tego samego źród ła: p r z e ­ p ro w ad za n ia analogji pro dom o sua... I tak np. z m is trzo w sk ą d ia le k ty k ą broni Clem enceau s w e go boh atera p rze d zarzu- tem ucieczki z pola b i t w y pod Chajrone- ją. B y ł p o d C h ajroneją? W o g ó l e nie p o ­ w inien b y ł tam być, jako mąż stanu. U - c ie k a ł? W s z a k i H e k t o r u ciekał przed A c h ille s e m ; zresztą u cieczka jest jedną z form i faz walki...

Z id ea lizo w a n ie m D em osten esa idzie ró w n o le g le obniżanie w a rto ś ci kultural­ nej p o d b o jó w macedońskich. Że D e m o s t e ­ nes nie mógł d oceniać ich znaczenia w dziejach c y w iliz a c ji — to jasne. A l e d zi­ siejszy historyk nie m o że już w id z ie ć w nich w y łą c z n ie b ez p ło d n e j zaborczości, za m yk ać oczu na d zie ło hellenizacji W sch o du i s tw o rz e n ie p otężn ej kultury aleksandryjskiej. Clemenceau, w id zą c w puściźnie Filip a i A le k s a n d r a jedynie chaos, stosuje zn ow u t y lk o kryterjum p o ­ lityczne, w y r z e k a ją c się zupełnie k ultu­ ralnego. K i e d y zaś k ryterju m kulturalne w p ro w a d z a , czyni to dla p odparcia teo ryj c zysto fantastycznych. G d y b y D e m o s t e ­ nes b y ł z w y c i ę ż y ł Filipa, — rozumuje,— c y w iliz a c ja europejska p o s zła b y zgoła in- nemi drogami. G re cja nie b y ła b y dopu­ ściła do upadku kultury antycznej. Z a ­ miast iść szlakiem A le k s a n d ra na wschód, b y ła b y s k ie ro w a ła sw ą energję c y w i l i z a ­ cyjną na zachód i s h ellen izo w ała Galję, ta zaś stałaby się trw alszą ostoją kultury starożytnej, niż R z y m i Bizancjum. S ło ­ w e m — konkluduje C lem enceau— „triumf Dem ostenesa zm ien iłb y lo sy świata, gd yż c yw iliza c ja p os złab y innemi d rogam i". M o ż e tak, a m oże nie... D o o c e n y tego rodzaju p seudo-his torycznych kombina- cyj, k tó re są tw o ram i w yob raźn i, brak nam ja k ie g o k o lw ie k kryterjum.

J a k k o lw ie k książka Clem enceau jest c ie k a w y m dokum entem p olityczn ym , to jednak naogół przynosi c z y t e ln ik o w i z a ­ wód. W p ew n e j m ierze zn iech ęca do niej ró w n ie ż styl, który, w yka zu ją c w y s o k ą kulturę literacką, — p rze d e w s zy s tk ie m retoryczną, p o z b a w io n y jest w s ze lk ie j prostoty, jest s k o m p lik o w a n y — i tą sztucznością nuży. Jest to styl „s ty liz o

-Wan^ ‘ Ignacy W ien iew skL

J) N o b les V ie s — G randes Oeuvres. Demosthene. P ar G eorges Clemenceau. A v e c trois gravures et une carte. Paris, Plon, 1926; str. 125 i 3nl. x tabl. 4.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Zakładamy, że układ ma punkt stacjonarny w zerze oraz, że przy macierz linearyzacji ma parę czysto urojonych wartości własnych , natomiast przy — parę zespolonych

Zezwala się na dowolne wykorzystanie treści publikacji pod warunkiem wskazania autorów i Akademii Górniczo-Hutniczej jako autorów oraz podania informacji o licencji tak długo, jak

Rodzina ta opisuje powierzchnię ( tzw. powierzchnię wektorową pola powierzchnię wektorową pola )), która cechuje się tym, że pole jest styczne do niej w każdym

Najpierw musimy rozpatrzeć równanie zawierające różniczkę funkcji Mnożąc lewą i prawą stronę przez zero, a następnie skracając formalnie zera w liczniku i mianowniku

Rozwiązywanie zagadnienia początkowego równania quasiliniowego o dwóch zmiennych niezależnych Autorzy: Vsevolod Vladimirov

Schemat rozwiązywania równania quasiliniowego można uogólnić na przypadek funkcji zależnej od zmiennych ( ).. Rozpoczniemy od rozwiązywania równania

Jeżeli funkcja jest ciągła i pochodne cząstkowe są ciągłe i ograniczone w gdzie jest zbiorem wypukłym, to funkcja spełnia warunek Lipschitza ze względu na. Istotnie

Funkcja jest rozwiązaniem powyższego równania z warunkiem początkowym Zbadać stabilność w sensie Lapunowa rozwiązania. Na mocy uwagi 1 wystarczy zbadać stabilność