• Nie Znaleziono Wyników

Odgłosy Otwocka : dwutygodnik społeczno-literacki. R. 1, 1939, nr 2, 14 V

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Odgłosy Otwocka : dwutygodnik społeczno-literacki. R. 1, 1939, nr 2, 14 V"

Copied!
12
0
0

Pełen tekst

(1)

Wspomnienia o Marszałku

Dziś, w czw artą rocznicę śm ierci

P ierw szego M arszałk a P olski Józefa P iłsudskiego, n a tle w ytw orzonej o stat­ nio sy tu acji politycznej, z jeszcze w ięk ­ szą czcią w spom ina całe społeczeństw o im ię W ielkiego B udow niczego P aństw a. P rzed e w szystkim Je m u m am y do zaw ­ dzięczenia, że P olska sta ła się silna, po­ tężn a i spoista, czego dow odem jest m ow a m in istra B ecka, w ygłoszona k il­ k a zaledw ie dni tem u w Sejm ie.

Po stanow czej odpowiedzi, że P o lska się niczyjej przem ocy nie u lęk n ie i nie pozwoli odepchnąć się od B a łty k u — m iało się w rażenie, iż to sam M arszałek przem aw ia przez u sta swego d łu g o let­ niego w spółpracow nika.

Dziś cała P olska pogrążona w ża ło ­ bie w spom ina w szystko, co choćby w n ajm niejszym stopniu w iąże się ze w spom nieniam i o W ielkim M arszałku.

N am m ieszkańcom O tw ocka Józef P iłsu d sk i jest podw ójnie bliski. W iecz­ nie p am iętać Go będziem y jako B u ­ dow niczego K ra ju i stale w spom inać będziem y te piękne dnie p o b y tu M ar­ szałk a w O tw ocku.

K ażdem u bow iem w y ry ła się w p a­ m ięci d a ta 19.V III. 1915 r., gdy to J ó ­ zef P iłsu d sk i w tow arzystw ie swego a d iu ta n ta por. W ieniaw y-D ługoszew skiego, przyjechali po raz pierw szy do naszego m iasta, zam ieszkując w p en sjo ­ nacie p. J a n in y N estrow iczow ej przy ul. O tw ockiej (dziś Al. K ościuszki).

N ajw iększy entuzjazm w zbudził przyjazd W odza w śród m łodzieży. R o­ dzice a u to ra w spom inają ot ta k ą m ałą scenkę, k tó rej byli św iadkam i w dniu przybycia Józefa P iłsudskiego do O tw ocka. Z aru m ien io n a córka państw a A. — do k tó ry ch przypadkow o p rz y ­ szli' w gości — wypada jak szalona do dom u i dzieli się najśw ieższym i w ia­ dom ościam i: W idziałam K om endanta! P rz y je c h a ł powozem!... On, Wódz, któ ry w ybaw i P olskę z niew oli"! D ziew ­ czyna b y ła na w pół przytom na z e n tu ­

zjazm u i m ów iła ja k gdyby natchniona. P an i dr-ow a C ybulska w swoich w spom nieniach, — z k tórym i łaskaw ie podzieliła się ze m n ą i k tó rej zaw dzię­ czam w iele w niniejszym a rty k u le za­ m ieszczonych w iadom ości — opow iada, ja k to jej syn za b ran y w odw iedziny do K o m en d an ta siedział zapatrzony w N ie­ go i potem ciągle m arzy ł o „drapnięciu do Legionów ".

P iłsu d sk i mimo, że lekko zapadał wówczas na zdrow iu, nie odpoczyw ał tu ta j, m u siał wciąż przyjm ow ać ra p o r­ ty pro w ad ził k o n ferencje z sztabow ca­ mi legionow ym i. Oprócz tego b y ł b a r ­ dzo często odw iedzany przez por. D r e ­ szera, por. Sikorskiego, W acław a S ie­ roszew skiego i K adena-B androw skiego. Nic też dziwnego, że P iłsu d sk i praw ie nie ud zielał się tow arzy stw u otw ockie­ m u i prócz p. E d w ard a K asprow icza, p. dr-a C ybuskiego z żoną i p. W ójcicJ kiego — m ało kogo przyjm ow ał.

P iłsu d sk i p rzeb y w ał w O tw ocku około trze ch tygodni.

B udynek, gdzie m ieścił się p en sjo n at pani N estrow iczow ej sp ło n ął i tylko um ieszczony n a rogu posesji głaz (przy zbiegu A lei K ościuszki i ul. Szopena) przypom ina o tym , że tu k iedyś p rz e­ b y w a ł P iłsu d sk i.

M arszałek p rz y b y ł pow tórnie do O tw ocka w m aju 1924 ro k u , — tym razem incognito. O dw iedził On tu sw e­ go byłego legionistę 30-letniego porucz­ nik a W acław a Żapczyńskiego, zam iesz­ kałego przy ul. M lądzkiej 38 (dziś ul. Żerom skiego 28).

Józef P iłsu d sk i p rzyjeżdżał naw et d w u k ro tn ie w zyw any bez u stan n ie przez swego w iernego tow arzysza b o ­ jów. Po raz pierw szy — ja k przypom i­ na sobie pan D ruszcz, stały m ieszka­ niec tej wilii — M arsżąłek p rz y b y ł w p ierw szych dniach m aja, po raz drugi zaś dziw nym zrządzeniem losu a k u ra t 12 m aja.

O pierw szym pobycie M arszałk a nie

m a dokład n y ch danych. O drugim są już ściślejsze inform acje od p. felczera K u rc b ard a , k tó ry w m om encie odw ie­ dzin W odza N a ro d u p e łn ił d y żu r przy dogoryw ającym poru czn ik u Ż apcryń­ skim . Nie pozw olił On opuścić pok o ju p a n u K u rc b ard o w i uw ażając, że sta n chorego jest zbyt groźny, by. go pozba­ w iać fachow ej opieki. •. -i P rzez k ilk a godzin M arszałek ze sw ym b yłym legionistą w spom inali jeszcze nie ta k daw ne czasy legionowe, Żapczyński w zniósł toast, w k tó ry m nie życzył nikom u um ierać tą co on śmier* cią — je d y n ą jego pociechą byk), iż sp ełn ił swój obow iązek w alcząc za oj­ czyznę. M arszałek Józef P iłsu d sk i po­ całow ał go w czoło i proszącem u ja k ą ­ kolw iek pam iątk ę do grobu — pod aro ­ w ał rodzinną fotografię.

W ieczorem M arszałek w raz z je d y ­ nym ad iu tan tem , k tó ry m u asystow ał w yjechali. Tejże sam ej nocy chory n a gruźlicę por. Ż^|Jczyński zm arł.

* *

O tw ock w spom ina te chw ile p o b y tu G enialnego W odza z w ielk ą dum ą.

B ył w O tw ocku p ro je k t budow y dom u społecznego im. M arszałk a Jó ze fa P iłsudskiego, tam gdzie daw niej m ieś­ cił się p en sjo n at p an i N estrow iczow ej. Z nieznanych m i bliżej przyczyn p ro ­ je k tu tego nie zrealizow ano.

Um ieszczono natom iast w ty m m iejs­ cu głaz z napisem :

Józef P iłsu d sk i

P r z y b y ł z fr o n tu do W a rsza w y d ta narad z p rzyw ódcam i społeczeństw a stolicy, zm u szo n y p rzez o ku p a n tó w d o jej opuszczenia za trzym a ł się w poblis­ k im dom u, dziś nie istn ieją cym i tu na­

rady prow adził. «

20.V III — 4.IX.1015 r.

O prócz tego O tw ock m oże się po­ chw alić pom nikiem M arszałk a Józefa P iłsudskiego w P a rk u M iejskim ,

S. Preger. *

EM IL Z E G A D Ł O W IC Z W O T W O C K U p«'"

*

(2)

ODGŁOSY OTWOCKA

Nr 2

W walce z chorobami społecznymi*)

G ruźlica pow szechnie znana jest, ja ­ k o k lęsk a społeczna. C horoba ta nie oszczędza żadnej w a rstw y ludności. I aczkolw iek najw iększe żniwo zbiera Ona w śród w a rstw społecznie upośle­ dzonych — stą d też jej m iano ^choro­ b y p ro le ta ria c k ie j” — nie zatrzym uje się ona n iek ied y n aw et przed pałacam i i zam kam i królew skim i.

G ruźlica jest nie tylko nieszczęściem in d y w id u aln y m dla osoby, k tó ra n a tę chorobę zapada. J e s t ona zarazem plagą społeczną.

R ok rocznie w e w szystkich k ra ja c h św iata najw ięcej ludzi u m iera n a g ru ź­ licę, i w e w szystkich sta ty sty k a c h g ru ź­ lica zajm uje pierw sze m iejsce jako przyczyna zgonu. N ajgroźniejsze jest je d n a k to, iż najw ięcej ofiar choroba ta p o ch łan ia spośród lu d zi m łodych, lu d zi w kw iecie w iek u i sił, n iejed n o ­ k ro tn ie najb ard ziej zdolnych i obiecu­ jących..

i. Jeszcze in n e czynniki w p ły w a ją n a ogrom klęski, jak ą p rz ed staw ia dla społeczeństw a gruźlica. P rze d e w szyst­ kim jest to choroba zakaźna. W obec­ ności odpow iednich zm ian w p łucach, sa m ianow icie — dotyczy to ty ch cho­ ry c h , u k tó ry c h w p łu c a c h ' pow staje rozpad, tzw. „jam y”, „k a w e rn y ” , a k tó re po p u larn ie najlepiej jest określić jhko ra n y w p łu cac h —- chory w ydziela plw ocinę, k tó ra p rzy odpow iednim b a ­ d an iu pod m ikroskopem w yk azu je obecność ogrom nej nieraz m asy zaraz­ k ó w tzw. p rą tk ó w K ocha. K ażdy tak i chory w ydziela dzień w dzień m iliard y ty c h prątk ó w , k tó re są w łaściw ą p rz y ­ czyną gruźlicy.

f N ależy je d n a k o d razu się zastrzec, że zaraźliw ość gruźlicy jest w zględna. N ie w y starcza bow iem sam o p rz e n ik a ­ n ie p rą tk a K ocha do u stro ju , aby pow ­ s ta łą gruźlica j a k o c h o r o b a . Nie w ystarcza tu ta j sam o ziarno. D ecyduje jeszcze te re n , n a k tó ry m ziarno p e d a ł a m ianow icie czy d an y u stró j jest p o d atn y dla k iełk o w an ia i roz­ w o ju ; teg o ziarna. B ad an ia n a u k o ­ • *) o d w ra c a m y się z p ro śb ą do w szystkich le k a rz y O tw ocka, ab y zechcieli łask aw ie um ieszczać n a ła m a c h „O dgłosów O tw ocka“ ęy^oję p rą c e z dziedziny p o p u la rn o -m e d y c z - ftej. A rty k u ł niniejszy je s t pierw szym k tó ry fo s tą ł n ad esłan y naszej red ak cji.

w e za pom ocą o kreślonych m etod (głów nie chodzi o m asow e stosow anie tzw. odczynu P ir ą u e ta oraz w y n ik i b a ­ d ań sekcyjnych) w ykazały, że przeszło 90% w szystkich ludzi żyjących nosi w sobie p rą tk i K ocha. Z achorow uje n a ­ tom iast n a gruźlicę, czyli um ożliw ia •rozwijanie w sw oim u s tro ju c h o r o ­ b o t w ó r c z e j działalności p rątków , zaledw ie k ilkadziesiąt osób na każde 10.000 ludności.

Z daw ało b y się więc, że n ie jest ta k źle. Bliższe jed n ak wejrzelnie w tę sp raw ę w ykazuje, że przed staw ia się ona o w iele pow ażniej. P rzed e w szyst­ kim okazuje się, że ogrom nie dogod­ nym tere n em dla rozw oju p rą tk a g ru ź­ licy jest ustrój dziecięcy, wzgl. m ło­ dzieńczy. Z arażenie się np. m ałego dziecka p rą tk ie m K ocha jest praw ie rów noznaczne z z a c h o r o w a n i e m tegoż — często — na śm ierteln ą postać gruźlicy.

P ow tóre, nigdy niew iadom o z gó­ ry, k tó ry u stró j w w y p ad k u z a ra ­ żenia się gruźlicą — zw łaszcza często pow tarzaln y m zakażaniu się przez styczność lub stałe przeb y w an ie z cho­ ry m p rą tk u ją c y m — okaże się odpor­ nym w sto su n k u do zarazka, a k tó ry — nie.

Po trzecie, zarażenie się gruźlicą — pow iedzm y w latach dziecinnych — nie m usi daw ać bezpośredniego sk u tk u w postaci choroby, a m oże być ziarnem k iełk u jący m n ie ra z przez w iele lat, za­ nim rozw inie się choroba. D ośw iadcze­ nie lek arsk ie poucza bow iem , że ta k a drzem iąca infekcja może przez w iele la t nie pow odow ać żadnych objaw ów chorobow ych, aż pod w pływ em czynni­ ków osłabiających ogólną odporność u s tro ju (niedojadanie, niedosypianie, złe w a ru n k i m ieszkaniow e, zm artw ie­ nia, p rzeb y te choroby itd.) p rą te k K o­ cha uzyska możność rozw inięcia akcji chorobotw órczej i spow oduje po w sta­ nie choroby gruźliczej.

J u ż z tego w ynika, że gruźlicę n a le ­ ży trak to w a ć jak o chorobę zakaźną, niebezpieczną dla szerokich sfer spo­ łeczeństw a. J e s t to jeszcze jeden a rg u ­ m en t na korzyść tezy, iż gruźlica m usi być zw alczana, jako choroba nie tylko indyw idualna, ale i społeczna.

*-N ie należy, na koniec pom inąć i jesz­ cze jednego m om entu, uzasadniającego

tra k to w a n ie gruźlicy jako choroby społecznej. G ruźlica w olbrzym iej w ię­ kszości p rzypadków jest chorobą p rz e­ w lekłą, w lokącą się często z różnym i p ery p etiam i całym i łatam i. S ta ty sty k a w ykazuje, że chorzy z jam am i, bez od­ pow iedniego, tzw. uciskow ego leczenia, o k tó ry m będzie m ow a niżej, żyją p rz e­ ciętnie najw yżej do 7-miu lat. Jeżeli te ra z uw zględnim y, że nie tylko przez ta k d ługi okres czasu chory w ydziela dzień w dzień m iliard y zarazków szkod­ liw ych dla otoczenia, ale i to, że p rz e ­ w ażnie w ciągu tego czasu jest in w a­ lidą, nie ty lk o w y rw an y m z w a rsz ta tu pracy, k tó ry u trz y m y w a ł n iera z ca łą rodzinę, ale n a którego u trzy m an ie i le­ czenie m usi łożyć rodzina wzgl. spo­ łeczeństw o. Jeż eli uw zględnim y jesz­ cze, że chorych tak ich je st u nas w Polsce setki tysięcy, i że ja k już wyżej w zm iankow aliśm y — dotyczy to prze­ w ażnie sfer w najlepszym , pod w zglę­ dem w ydajności pracy, w ieku, — zrozum iem y, jak olbrzym ie s tra ty — zarów no m oralne jak i m ateria ln e — w yrządza społeczeństw u' gruźlica.

W niosek z tego prosty: jak o choro­ b a społeczna gruźlica m usi być przede w szystkim zw alczana środkam i spo­ łecznym i. Z anim je d n a k zajm iem y się ro zp atrzeniem tej sp raw y i u zasadni­ m y, w jak i sposób k ażdy z nas m oże przyczynić się do bardziej sk u teczn e­ go, społecznego zw alczania gruźlicy, m usim y zaznajom ić się z najnow szym i zdobyczam i n a u k i lek arsk iej w dzie­ dzinie gruźlicy. O ne tylko posłużyć m o­ gą za fu n d a m e n t dla racjonalnego i sk u ­ tecznego zw alczania gruźlicy jako k lęs­ ki społecznej.

A le o tym w n astęp n y m arty k u le . D r Bloch

POZWOLICIE...

Z a p yta n ie pod adresem Z a rządu M iej­ skiego m. i. uzdr. O tw ocka.

N iniejszym za p ośrednictw em je d y ­ nego lokalnego org an u prasow ego u przejm ie zapytuję, kied y kozacka nazw a ul. K s. Ja re m y , n a k tó rej m iędzy innym i zam ieszkują: p. B u rm istrz, p. Vice - P rzew odniczący K om isji K lim a­ tycznej m. i uzdr. O tw ocka, oraz niżej podpisany — zostanie w reszcie p rz e ­ m ianow ana n a ul. Ks. Jerem ieg o W iś- niow ieckiego?

; . J e rzy M. A u g a rte n O tw ock, 2.V. 1939 r.

Słr, 2

(3)

» M A R P E «

ul. B erk a lo s e le w ic z a 50

Słów kilka

o Zakładzie psychiatrycz­

nym „Zofiówka'"

P rzy ulicy K ochanow skiego N r 2 m ieści się za k ła d dla psychicznie i n e r­ wowo chorych pn. „Zofiów ka” . Z ak ład - dem tym opiekuje się T ow arzystw o h u ­ m a n ita rn e w W arszaw ie, n a czele k tó ­ rego stoją znani działacze społeczni pp. d r K ohan i ra d ca Leopold M ilsztein.

„Zofiów ka“ jest obliczona na 350 cho­ rych. Z a k ła d jest przeludniony, gdyż T-w u b ra k jest funduszów n a rozsze­ rzenie z a k ła d u i budow ę now ych p a ­ w ilonów.

Od m iesiąca w rześnia ub. r. k iero w ał „Zofiów ką” p. dr. J. F rostig, k tó ry w dość n iezw ykłych okolicznościach opuścił to stanow isko w yjeżdżając do A m ery k i P ółn. dla w ygłoszenia szere­ gu odczytów o now oczesnym lecznict­ w ie um ysłow o-chorych. P. d r F rostig jeszcze dotąd nie pow rócił ze swej pod­ róży i najpraw dopodobniej już nie wróci.

W m iędzyczasie stanow isko d y re k to ­ ra ,,Zofiów ki“ ob jął d r S tefan M iller, u rlopow any term inow o lek arz za k ład u psychiatrycznego w T w orkach.

D roga do uzdrow ienia stosunków w „Zofiówce,, nie jest dr-ow i M illero­ wi u słan a różam i... Nie m a dnia, ani godziny w olnych od kłopotów . P rze- segregow anie pracow ników , oczysz­ czenie atm osfery i usunięcie szkodli­ wego elem en tu zagnieżdżonego w „Zofiów ce” w ym agało nie m ało sił energii i zapału. N ależy jed n ak p rzy ­ znać, że jeśli chodzi o ten odcinek p ra cy — to sanacja „Zofiów ki” m a się k u końcow i.

P rz y k ła d idący z góry, a w ydający dobre owoce, podziałał n a personel „Z ofiów ki”, gdyż za tru d n ien i z zapa­ łem i pośw ięceniem w y k o n y w u ją swo­ je obowiązki; nie m a je d n a k re g u ły bez w yjątków .

Szkodliw e i w ręcz niezdrow e rozpo­ litykow anie części perso n elu w prow a­ dza rozdźw ięki i pow oduje ciągłe t a r ­ cia. T ak się jakoś składa, że n a jb ła h ­ szy w ypadek byw a rozdm uchiw any do rozm iarów potw ornych, tw orząc atm o­ sferę szkodliw ych i niezdrow ych plo­ tek. N ależało by te m u w reszcie poło­ żyć k res u suw ając bezlitośnie elem en­ ty, n a k tó ry ch p ad a chociażby cień p odejrzenia nielojalności lu b skazy m oralnej. U zdrow ienie w ym aga ofiar, a rzecz publiczna m a swoje praw a, jakieś in n e od p ry w a tn y ch . A „Zo­ fiów ka” jest in sty tu c ją publiczną pow ­ sta łą z darow izny i p o k ry w a jącą swój bud żet częściowo z ofiar publicznych.

N iechże więc przyszłe pokolenie ofiarodaw ców nie m a podstaw do ża­ lów...

N a k ra ń c u m iasta, u w ylotu p ięk ­ nie nazw anej ulicy, bo im ieniem bo­ h a te ra w alk narodow ych z okresu napoleońskiego, płk. w ojsk polskich B erk a Joselew icza, ulicy b ru d u i n ę ­ dzy, p ełnej b ło ta i zgniłych dom ków, zn ajduje się znane w całym k ra ju sa­ n ato riu m dla p łu cno-chorych „M ar- p e “. M ieści się ono w dwóch, jedy n y ch najw yższych tu ta j dom ach, otoczonych nie dużą w illą bogatą w... rzadki las sosnowy.

D om zdrow ia „M arpe” przypom ina w ty m „zgrzybiałym z a u łk u u zd ro ­ w isk a” , ja k gdyby za b łą k an ą jed n o st­ kę, k tó ra niespodzianie znalazła się w nieodpow iednim dla siebie to w arzy ­ stw ie. „M arpe” głosi w zniosłe hasło u zd raw ian ia chorych, dbania o higie­ nę, a samo... zagnieździło się w n a j­ bardziej zapuszczonej dzielnicy...

I rzeczyw iście owe sąsiedztw o — zasadniczo w ynik iks-letniej gospodarki — w pływ a nadzw yczaj ujem nie na roz­ wój tego pożytecznego ośrodka leczni­ czego.

P rze d w ielu laty, zaraz po inw azji bolszew ickiej, otw orzenie za k ład u dla płucno-chorych „M arpe” w now o-bu- dującej się Wtedy dzielnicy handlow ej, m iało jeszcze pew ne podstaw y dające się jakoś w ytłum aczyć, dziś jed n ak jest to czymś n a p raw d ę rażącym .

N iestety obecne, już przysłow iow e „ciężkie czasy” nie pozw alają naw et m yśleć o przeniesieniu sanato riu m do odpow iedniejszej okolicy. Ta nagląca kw estia oddalenia się od stro n tk w ią ­ cych w n iech lu jn ej m ało-m iasteczko- wośoi i znalezienia sobie lepszych te ­ renów sta je się po p ro stu nieak tu aln a. G dy w r. 1920 g ru p a ludzi dobrej woli re k ru tu ją c a się przew ażnie ze sfer robotniczych, za zeb ran ą nie dużą sum ę pieniędzy w ybudow ała 4-poko- jow ą (obliczoną zaledw ie na 8 łóżek) tzw. wów czas „K uchnię Z dro w ia” , nie w yo b rażał sobie n ik t z nich, że w przyszłości stanie się ona ta k w a rto ś­ ciową i rozległą placów ką społeczną. Czas d ał więcej, niż przew idyw ały skrom ne horoskopy założycieli i k ie­ row ników san ato riu m „M arpe” pp. K ow artow skiego, G ew erca, C ukiera, B runszteina, R osena i A ltm ana.

Z początku fundusze w p ły w ały prze­ w ażnie z urządzanych balów i kw est ulicznych.

I dopiero olbrzym i w ysiłek pracy um ożliw ił budow ę I-go paw ilonu, a po k ró tk im okresie czasu „M arpe” w zbo­ gaciło się w II paw ilon, elegancko urządzony i dostosow any do w ym agań obecnego lecznictw a. W dużej m ierze należało to też zawdzięczać pp. dr-om Blochowi, Glikmanowi, W

ajdenfeldo-wi, K irszeriblatow i z W -wy i jeszcze dziś stale p ra k ty k u ją c y m n a m iejscu pp. dr-om Birgenibaum owi, B rinbergo- wi i A m entow i.

C hory znalazł za opłatą 135 zł m ie­ sięcznie, czasem i taniej, dobre lecze­ nie, odżyw ianie; b y ł zadow olony i szybko liczba przyjeżdżających do sa­ n ato riu m „M arpe” w zrosła do 130 osób, a n ieraz sięga i więcej.

G dyby nie pew ne ograniczenia fi­ nansow e, b ra k funduszów , zasiłków z innych insty tu cji i pew nych chociażby skrom nych subsydiów — „M arpe” w O tw ocku stałoby się, jednym z n a j­ w iększych zakładów leczniczych dla płucno-chorych.

Może było by to jednym tylko „gdy­ b y ”, jeżeli nie pozostaw ałaby jeszcze „ta kochana bazarow a dzielnica” Ale kto na to coś poradzi?!

Sz. K urcbard.

SKLEP GOSPODARCZY Naczyń kuchennych i mebli.

W. K A C

u l. K a r c z e w s k a 16 te l. 53-61

Firma egzystuje od r. 1895

Wielki wybór. Ceny przystępne.

CHCESZ mięt BUT TANI.

m o c n y , t r w a ł y

K ościelna 1

w y b ó r n ie b y w a ły

j

SKŁAD A PTECZNY

M. ZYNGER

Al. N iepodległości 19 łel. 55-54.

N a z a m ó w ie n ia telefo n iczne o d s y ła m y n a ty c h m ia s t

U w a g a l

U w a g a !

PIKO „OKOCIMSKIE”

dzierży p ie rs z e ń s tw o w śró d p o lsk ic h piw. O k o c im sk ie p i­ w o s ło d o w e z a le c a n e jest przez

n a jw y b itn ie jsz y c h lek a rzy .

REPREZENTANT

Sz* G E L B L U M

O tw ock ul. B azaro w a 7

t e !. 51-78.

ODGŁOSY OTWOCKA

Słr. 3

(4)

Słr. 4

N ie od rzeczy będzie, jeśli przed po­ w zięciem d efin ity w n e j decyzji, na kogo w łaściw ie m a m y oddać głos w zbliża­ jących się w yborach, zastanow im y się nad całością sytu a cji w kraju, czy to pod w zg lęd em w e w n ę trz n y m , ja k i — ze w n ę trzn y m .

O statnie w ydarzenia na fo ru m m ię ­ d zyn a ro d o w ym i pew ne o w yso kiej w a ­ dze przesunięcia w ogólnej konstelacji polityczn ej państw eu ro p ejskich — spraw iły, że czujność każdego z kolei obyw atela m u si zostać p o d w o j o n a . P oprzez tę czujność sku p ić się m u si ca­ łe społeczeństw o dokoła zasadniczej idei W o l n oś c i, którą w id zim y je d y ­ nie w integralności i niezależności Pań­ stwa.

Pod ty m k ą te m w idzenia k r y je się w łaśnie w ażkość naszej decyzji w dniu 14 maja. N ie m oże być w śród nas n i­ kogo, kto b y nie w yciągnął odpow ied­ nich w nio skó w z sy m p to m a ty czn yc h w yd a rzeń ostatnich dni!

P rzeciw zdem oralizow anem u z g run­ tu to talizm ow i m u sim y w ystąpić — że się ta k w yra żę — w yso ko g a tu n ko w ą bronią. B roń tę w id zim y jed yn ie w de­ m okracji, poprzez którą zdołam y osiąg­ nąć praw dziw ą, ta k przecież obecnie nieodzow ną k o n s o l i d a c j ę w s z y s t­ kich odłam ów społeczeństw a.

W pracy lokalnej, jako cząstka w iel­ kiego społeczeństw a polskiego, chciej­ m y ożyw ić naszą działalność dążnością k u w y tw o rze n iu odpow iednich w a ru n ­ kó w dla przeciw staw ienia się w szelkim w rogom zew n ętrzn ym .

N iem n iej jed n a k pow in n iśm y dbać w w yborach o takie przedstaw icielstw o, które podoła w a żn y m obow iązkom w gospodarce m iejskiej. Z d a je m y sobie bow iem dobrze spraw ę z całego szere­ gu istniejących lu k , na usunięcie k tó ­ rych w szyscy przecież c ze k a m y .

G d y w ięc 14 m aja u d a m y się do u r ­ n y w yb o rczej, by oddać sw ój głos — w ypadnie nam liczyć się przede w szy st­ k im ze sta n o w isk ie m id eo w ym oraz z dośw iadczeniem p rzy szły c h radnych na niw ie gospodarki naszego miasta.

Esseg.

Z k o t ł a w y b o r c z e g o

Ju ż od dłuższego czasu we w szy st­ kich kołach, stow arzyszeniach i orga­ nizacjach n a te re n ie O tw ocka daw ało się zauw ażyć w ielkie zainteresow anie w yboram i. W w ielu w yp ad k ach p rz y ­ czyniło się to n a w e t do rozsiew ania i w yolbrzym ienia p rzeróżnych plotek. I dlatego staraliśm y się nie podaw ać w zw iązku z tym żadnych wiadom ości. O becnie, gdy zaledw ie k ilk a dni dzieli nas od w yborów do now ej R ady M iej­ skiej, m ożem y nareszcie k o n k re tn ie i ściśle o tym coś powiedzieć.

D ługie p e rtra k ta c je , m ające n a celu drogą tzw. „konsolidacji" w szystkich u g ru p o w ań politycznych i gospodar­ czych utw orzenie now ej R ady M iejskiej bez w yborów , nie d ały pozytyw nych r e ­ zultatów . P ry s ł ja k b ań k a też pom ysł częściowego załatw ienia tej spraw y w form ie „ugodow ej". Tzn. zjednoczenia się pew nych u g ru p o w ań razem , dzięki czem u w n iek tó ry c h okręgach w ybory b y ły b y skasow ane. P rzeciw staw ił się tem u — zupełnie słusznie — P. P. S.: Zw. K lasow e i B und. i O rganizacja Sy­ jonistyczna z p. W olrauchem n a czele. W rezu ltacie zgłoszono listy: P.P.S., K lasow ych Zw iązków Zaw odow ych (L ista N r 2) — we w szystkich 5 o k rę­ gach; Polskiego K o m itetu G ospodarcze­ go (L ista N r 1) grupującego w7 sobie O. Z. N., E ndecję, A kcję K atolicką i Postępow ców (Legioniści, P. O. W -iacy, S trzelcy) — w I, II. IV i V okręgu, i Żydow skiego W yborczego B loku Gos­ podarczego (L ista N r 3) (Ogólni S y­ joniści, Poalej Syjoniści (C. S. P ra w i­ ca) Aguda', M izrachi, R ew izjoniści oraz K upcy, R zem ieślnicy, W olne Zaw ody. Zw iązek w łaścicieli P ensjonatów i Zw. w łaścicieli N ieruchom ości) — w I, II, III i IV okręgu.

Oprócz ty ch 3 pow yższych bloków znalazło się jeszcze k ilk a jednostek, k tó re w nieśli w łasne listy. M iędzy tym i znalazł się p. A ro n iak (A g u d a), k tó ry do n iedaw na b y ł członkiem Polskiego K lu b u R ad nych ,,sły n n y “ p iek arz B u r­ sztyn i p. d r F lejsyng w im ieniu to ­ w arzystw a ,,B ikur C hojlim “ .

Po usilnych naleganiach ,(biedny bo­ h a te r" p. A ro n ia k zdecydow ał się na w ycofanie listy, k tó rą złożył mimo, iż oprócz tego zgodził się figurow ać i fi­ g u ru je nadal (?!) n a liście N r 3 w o k rę­ gu III. L istę p. B u rszty n a skasow ano k ró tk im ośw iadczeniem „uniew ażnio­ na", zaś listę „ B ik u r C hojlim " — owszem b. znanego n a te re n ie całego O tw ocka to w arzystw a filantropijnego zostaw iono ,,przy życiu". Z m ieniło się jej tylko nazw ę n a „L ista b ezp arty jn a kupców i rzem ieślników ", zadając p y ­ tanie: co m a w spólnego in sty tu c ja fi­

lan tro p ijn a o w yraźnym ch a rak terze dobroczynnym z w yboram i?!

J a k w iem y m iasto zostało podzielo­ ne n a 5 okręgów . (W celu znalezienia n ajd ro b n ie jsz y ch wiadom ości, m iano­ w icie dotyczących spisu ulic wliczo­ n ych w każdy poszczególny okręg, ad ­ resy izb obw odow ych itp. — odsyłam y czytelników do ogłoszeń m ag istrac­ kich) .

K to spojrzy na m apę O tw ocka i przez chw ilę zastanow i się, n ad roz­ m ieszczeniem ilości k an d y d ató w w każ­ dym okręgu, odejdzie po niedługim b a ­ d an iu i analizow aniu z lek k im uśm ie­ szkiem n a tw arzy. P ro ce n t ludności do liczby k an d y d ató w — jeśli się nie m y ­ lę! — jest nie w spółm ierny. O kręg I w ybiera bow iem 7 radnych, okręg II — 6 radnych, okręg III (m iasteczko) — zaledw ie 3 radn y ch , okręg IV — 4 ra d ­ nych, okręg V — 4 rad n y ch , — w sum ie daje to 24 radnych. Lecz n iestety tera z nie m a czasu n ad tym się długo zasta­ naw iać zresztą w ątpim y czy będzie

trze b a jeszcze do tego z czasem p ow ra­ cać...

W I O kręgu W yborczym zatw ierdzo­ no n astęp u ją ce listy kandydatów :

L ista N r 1 — P olski K o m itet Gospo­ darczy. N a czele fig u ru je: p. M aria P ie­

czyńska (nauczycielka).

L ista N r 2 —P olska P a rtia Socjali­ styczna, B und i K lasow e Zw. Zaw odo­ we. N a czele fig u ru je znany działacz robotniczy p. A dam W yrożębski (em e­ r y t P .K .P .).

L ista N r 3 — B lok Żydow ski. N a cze­ le fig u ru ją: pp. D r C horążycki i J. Piw ko.

W II O k ręg u W yborczym zatw ierdzo­ no następ u jące listy:

L ista N r 1 — P olski K o m itet Gos­ podarczy. N a czele fig u ru je p. J a n Z a­ sada (w łaściciel n ieru c h .).

L ista N r 2 — P olska P a rtia Socja­ listyczna, B u n d i Zaw. Zw. K lasow e. N a czele fig u ru je p. Józef K orcz (n a u ­ czyciel) .

L ista N r 3 — B lok Żydow ski. N a cze­ le fig u ru ją zasłużeni działacze pośw ię­ cający się w iele dla spraw żydow skich pp. D r m ed. Salam on, M. S. K lingberg, oraz prezes G m iny Żydow skiej M. L. Engelm an.

W III O k ręg u zatw ierdzono n a stę p u ­ jące listy:

L ista N r 1 — „L ista b ez p arty jn a k u p ­ ców i rzem ieślników ". N a czele figu­ ru je p. d r m ed. Z ejlik Flejsyng.

L ista N r 2 — P .P .S . B u n d i KI. Zw, Zaw odow e. N a czele fig u ru je p. M, K e rszb erg (p iek arz).

(Dokończenie na str. 5). M. KLINGBERG

W Y B O R Y

Nr 2

ODGŁOSY OTWOCKA

(5)

Nr 2

Str, 5

Z koiła wyborczego

(D ok o ń czen ie).

L ista N r 3 — B lok Żydow ski. N a cze- le fig u ru ją pp. prezes J. W olrauch (n a­ uczyciel) i apl. adw. C hurgin.

W IV O kręgu W yborczym zatw

ier-styezna, B u n d i K lasow e Zw iązki Z a­ wodowe. N a czele fig u ru je S tan isław Piszczałkow ski (pracow nik P. K. P .).

W spisie w yborów na I o kręg upo­ w ażnionych do głosow ania jest 2789 osób, w II O kręgu głosow ać może 2740, w III O kręgu 1382, w IV O k rę ­ gu 1794, w V O kręgu 1433 osób — czyli razem 10.138.

INSTRUKCJE

1. G łosuje się na nazw iska, a nie na n u m e rk i.

2. K a żd y w yborca w inien zło żyć do u rn y jedną kartę wyborcz.ą.

3. N a karcie w yborczej w inno znaj­ dow ać się tyle różn ych n azw isk, ile m andatów przypada na dany O kręg:

O kręg N r I — 7 nazw isk O kręg N r II — 6 n a zw isk O kręg N r III — 3 n a zw isk a i O kręg N r I V — 4 nazw iska O kręg N r V — 4 nazw iska

4. N a karcie w yborczej um ieszcza się ty lk o nazw iska ka ndydatów , które znajdują się na plakatach K om isji W y ­

borczej dla danego okręgu.

5. Ż a d nych n u m e ró w i oznak karta w yborcza zaw ierać nie m oże.

DAJ NA F. O. N

J. WOLRAUCH

P rezes R ady G m iny w O tw ocku.

P rezes O rganizacji Syjonistycznej w O tw ocku R adny M iasta i uzdr. O tw ocka.

00

WHO! ŻY

D

Ó

W

!

Jesteśm y w O tw ocku w przededniu w yborów . Nie odczuw a się jed n ak tej gorączki przedw yborczej. T łum aczy się to zapew nie obecną sy tu acją politycz­ ną, k tó ra usuw a w szelkie spraw y n a p lan drugi. U m ysły w szystkich są za­ p rz ątn ięte pow ażniejszym i zagadnienia mi. Słyszy się na każdym k ro k u trw o ż­ liwe pytanie: „Czy będzie w ojna, czy też n ie?!“

J e d n a k chw ila, gdy społeczeństw o ży­ dow skie m a zdecydow ać o swej re p re ­ zentacji w przyszłej R adzie M iejskiej zbliża się.

Pow inniśm y przeto sobie zdać w resz­ cie spraw ę n a jak ich k an d y d a tó w ży­ dow skich głosow ać należy. P rzede w szystkim Żydzi O tw ocka m uszą zro­ zum ieć, że ich obow iązkiem jest w dniu 14 m aja grem ialnie pójść do u rn i gło­ sować zgodnie ze sw ym sum ieniem i w y b rać odpow iednich przedstaw icieli, któ rzy w każdej chw ili p o trafią godnie bronić h o n o ru żydow skiego.

Oczywiście n a tere n ie R ady M iejskiej w y su w ają się n a plan pierw szy spraw y o c h a rak terze czysto gospodarczym . Nie ulega najm niejszej w ątpliw ości, iż obow iązkiem każdego radnego jest dbać o rozwój Otw ocka, jako uzd ro ­ w iska. W tym są zainteresow ani wszyscy i chrześcijanie i Żydzi. Lecz n iejed n o k ro tn ie pośrednio lu b bezpoś­ rednio w y su w ają się spraw y, k tó re go­ dzić m ogą w in teresy ludności żydow ­ skiej. R adni żydow scy m uszą przeto stać na straży, aby móc odeprzeć g ro­ żące niebezpieczeństw o dla społeczeń­ stw a żydow skiego.

W O tw ocku po dłuższych p e r tr a k ­ tacjach doszło do konsolidacji pom imo różnic ideologicznych i program ow ych pom iędzy w szystkim i żydow skim i u g ru ­

pow aniam i politycznym i i gospodar­ czymi.

K ażda organizacja w ystaw iła sw ych najlepszych przedstaw icieli w yrobio­ nych pod w zględem społecznym i zna­ n ych ze swej działalności na tere n ie Otw ocka.

Jed n a k ż e znalazły się też osoby n ik o ­ go nie rep rezen tu jące, k tó re p ra g n ą róż­ nym i m etodam i zdobyć fotel radziecki. U w ażają, że m ając w ille i ty tu ł doktora do zupełnego ziem skiego szczęścia b ra k im jeszcze ty tu łu radnego. A le czy ci Szanow ni P anow ie zadali sobie u p rz ed ­ nio p y tan ie nim się zdobyli n a w y sta­ w ienie separatystycznej d yw ersyjnej listy?! W czyim im ieniu przem aw iać b ę­ dą, kogo re p rez en tu ją , w obec kogo od­ pow iedzialnym i b ęd ą za w szelkie swoje

KARTY POŻÓŁKŁE

P rzypadek, ten ło b u ze rsk i nadw or­ nego chochlika księżn ej odgryw a w splątanej „Comoedia hum ana“ bez po­ rów nania w iększą rolę, niż ta, jaką po­ zostawiają dla niego profesorska uczo- ność i u m y sło w a krótkow zroczność partyj.

P iękno jest to idea, przem yślana we w szy stk ic h sw oich szczegółach.

E L IZ E U S Z R E C L U S. K ażde praw dzhce dzieło sztu k i, czy będzie n im p ię k n y kościół lub pałac, czy obraz lub posąg, czy epopea lub dram at — jest w gruncie rzeczy po­ em a tem i pow inno być oceniane prze­ de w szy stk im , jako poem at. N ie id?:ie tu, rzecz prosta, o literacką treść, o te ­ m at, o anegdoty historyczne czy p sy ­ chologiczne, o su g estyjn e ty tu ły , lecz o potęgę poetyckiego nastroju, k tó ry bije zarów no z prostych krajobrazów C hełm ońskiego, ja k i z M a tejko w skie- go „K azania S ka rg i“, zaróiono ze stro­ nic ,,Pana T adeusza“, ja k i ze strze ­ listych w ież kościoła św iętego F lory- ana na Pradze.

O tóż k r y ty k jest to człow iek, k tó ry się w słu c h u je w ową w ew n ętrzn ą m u ­ z y k ę , dźw ięczącą w k a żd y m r ze te ln y m dziele sztu k i, k tó ry w yd o b yw a na jaw u k r y tą w n im poezję.

IG N A C Y M A T U S Z E W S K I.

K szta łte m m iłości piękno jest i tyle. C. K . N O R W ID .

T łu m jest niczem , będzie on ty m , czy m go u czynią jed n o stki, któ re są w szystkim .

P E S T E L .

— PRENUMERUJCIE -

O D G Ł O S Y OTWOCKA

posunięcia n a tere n ie przyszłej R ady M iejskiej?!

Czy dopraw dy uw ażają Ci panow ie doktorzy i inżynierow ie, iż społeczeń­ stw o żydow skie jest n a tyle n ied o jrza­ łe pod w zględem politycznym , że pój­ dzie n a lep szum nych h ase ł „bezpar­ tyjnej listy “ rzekom o re p rez en tu ją cej kupców i rzem ieślników .

W d niu 14 m aja społeczeństw o ży­ dow skie da godną odpraw ę tym P a ­ nom przez absolutne ignorow anie ich i zadok u m en tu je sw ą żydow ską solidar­ ność przez oddanie sw ych głosów na k an d y d ató w z listy B loku Żydowskiego.

ODGŁOSY OTWOCKA

(6)

Sir. 6

'i ODGŁOSY OTWOCKA

Nr 2

JE R Z Y M A R IA P R Z E Ł Ę C K I

EM

IL ZEElOtOW

IE! III Min

K o chany G iorgione —

— aż w T arnobrzegu je ste m — i — o, w łaśnie! — zam ierzam za ja ki ty d zie ń (do 10-ciu d n i) w yjech a ć —

— w ięc ta w łaśnie w ielka prośba o doradę i pomoc! —

— zam ierzam w yjec h a ć na p lus-m inus - 1 rów nież 10 dni (do d w u tyg o d n i) do P. —

— poniew aż to T w oja bliższa ojczyzna i dom ena znajom ości i sto su n kó w — p y ta m :

: o Giorgione! — ja k się tam m ożna urządzić . ..

(T arnobrzeg, 29.VI.1938 r.) — aha! — chciałbym — jeśli pozw olisz — abyś b y ł na stacji w War...

(G o rzeń -G ó rn y , 23.VII.1938 r.) — m ożliw ość najw cześniejsza w y ja zd u jest 5-ty, 6-ty sierpnia — ...

(G o rzeń -G ó rn y , 28.VII.1938 r.) — p rzyja zd z ko ń cem tygodnia (o ile z P. będzie pom yślnie)... —

(G o rzeń -G ó rn y , 1.VIII.1938 r.) — 8-go (w p o n ied zia łek) w yja zd do W arszaw y...

— g d yb yś w onże pon ied zia łek chciał być na dw orcu, o ile to z b y t nie fa ty g u ­ jące — b yło b y św ietnie — ta k i d ziarski ste rn ik darzy ufnością... —

(G o rzeń -G ó rn y , 3.VIII.1938 r.) T E L E G R A M

P rzy jęto dn. 8/8.1938, codz. 15 m in. 43 z K ra k ó w 2. P rzyjazd dzisiaj jedenasta

(Z listów E m ila Zegadłow icza do a u to ra a rty k u łu ).

Zgodnie z pow yższym i w yim karni z listów — Em il Zegadłow icz p rz y je ­ ch ał na D w orzec G łów ny w poniedzia­ łek, dn. 8 sierpnia 1938 ro k u godz. 10 m in. 52 w ieczorem ; pow iadom iony zawczasu, oczekiw ałem go n a p ero ­ nie, skąd udaliśm y się bezpośrednio, n ie w ychodząc na m iasto, pociągiem elek try czn y m do O tw ocka.

D orożka zaw iozła nas do m ego lo­ cum w willi p. J a k u b a D ietricha, przy ul. Ks. J a re m y (!) n r 17 (do k ład n y ad res podaję gwoli ścisłości historycz­ nej, — n a m arginesie w szakże zazna­ czyć się godzi, że n u m e r dom u, aczkol­ w iek w idnieje na tabliczce nad fu rtą , jest nieco elastyczny, — num erów bo­ w iem od 1—9 niesposób się doszukać). M ały dom ek, k tó ry zajm uję, oto­ czony. 7— 8-letnim i sosnam i (o w zroś­ cie dostosow anym więc do obiektu, k tó ry o k alają), spoczywa w cieniu d u ­ żego dom u, którego ck n a od tej stro ­ ny słu ży ły za w dzięczne obserw ato­ riu m m ieszkańcom , p ragnącym „obej- rz eć“ znakom itego pisarza.

M imo późnej p o ry p o g w ark a nasza przeciąg n ęła się długo w noc — Z ega­ dłowicz, k tó ry raz-dw a razy do ro k u b yw a w W arszaw ie, spragniony b y ł w iadom ości o stołecznym życiu lite ­ rackim .

P o kilkunastogodzinnej podróży S am o tn ik G orzeński b y ł bardzo zn u ­ żony, — zdrow ie jego rów nież w ted y

nieco szw ankow ało (gdyby nie sm utny koniec ,,M otorów<£, odesłałbym czytel­ ników do tej epokow ej książki, z k tó ­ re j dow iedzieliby się o przeżyciach Z e­ gadłow icza w zw iązku z jego przew le­ k łą ch o ro b ą),— nie opuszczał więc ogrodu przez cały n astęp n y dzień sw e­ go pobytu (9.V III).

Ja k k o lw ie k w yczuw am tryw ialność w yrażenia (— nie zn ajd u ję jed n ak w tej chw ili odpow iedniejszego — ), po­ wiem , że „rozkoszow ał się“ piaszczy- sto-iglastą p rz y ro d ą otw ocką, k tó re j specyficzny c h a ra k te r, szczególnie w okolicy, w k tó rej zam ieszkuję (m ało zabudow ań, g ranica lasów leśnictw a ,,Torfy“), silnie się u w ydatnia. Z ega­ dłowicz, przyzw yczajony do beskidz­ kich k rajo b razó w górskich, lu b pod­ górskich, będąc po raz pierw szy w O tw ocku, od razu poznał się n a naszym w y jątkow ym klim atycznie pow ietrzu — najsilniejszym w ab ik u zjeżdżających tu kuracjuszy.

U d rap o w an y w piżam ę spoczyw ał P isarz przez cały dzień n a leżaku, lub spacerow ał po willi, g u stu jąc specjalnie w zabaw ie z'm o im „kundlo-szpicem “ P ufkiem , opisanym przezeń później in p erp etu am re i m em oriam w... „W iado­ m ościach L iterack i ch“ .

M istrz in tere so w ał się żywo b y to w a­ niem m ieszkańców O tw ocka — n a w pół przecież m iasta, a n a w pół uzdrow iska, ze specjalnym zaciekaw ieniem w ypy­

ty w ał m nie o t. zw. „K resy “, stanow ią­ ce dzielnicę chłopsko-robotniczą. Opo­ w iadałem m u przeróżne h isto ry jk i z t u ­ tejszego życia politycznego, życia za­ krojonego na m iarę K opyniów ki, to­ pografię i c h a ra k te r k tó rej poznać m oż­ n a z ostatniej książki Z egadłow icza p. t. „M artw e m orze“ .

W trzecim i o statnim dniu pobytu m ego kochanego Gościa w O tw ocku, w yszliśm y po raz pierw szy na p rz e ­ chadzkę: — K asyno, Al. N iepodleg­ łości, K ościelna i u ła m e k „K resów “, — z b ra k u czasu byłem dość kiepskim cicerone.

P rzed e w szystkim zaopatrzyliśm y się w budce (— chyba w „trafice“, P an ie Em ilu! — ) p rzy schodach obok w ia­ d u k tu w ty to ń i papierosy, k tó ry ch Z e­ gadłow icz w ypala niezliczoną ilość.

N ie m ogę się tu pow strzym ać od n a­ k re śle n ia k ap italn ej scenki: nasza ła ­ skaw a sprzedaw czyni p atrz y ła w P o etę jak w tęczę, a w p arę dni później, py­ tając m nie, kim jest „ten piękny siwy p a n “ — uczyniła spostrzeżenie, że to „k u b e k w kubek... nasz now y św ięty A ndrzej B obola z bocznej naw y kościo- ł a “ ...

T eraz z kolei udaliśm y się do sk ład u aptecznego (droguerii?!) p. Z yngera po klisze fotograficzne. W racając z ciem ni, gdzie załadow ałem kasety, skonstatow ałem , że Zegadłow icz zdą­ żył już udzielić auto g rafu dw u osobom, k tó re go poznały ze zdjęć w prasie.

W róciliśm y do dom u. N a stereo ty p o ­ we zapytanie, jak m u się nasze m iasto podoba, P isa rz odparł: „O tw ock m a d u ­ żą przyszłość przed sobą ze w zględu na sw e w a ru n k i klim atyczne, ja k i poło-

(7)

Nr

ODGŁOSY OTWOCKA

Str. 7

Emil Zegadłowicz w Otwocku

(D o k o ń c z e n ie ) zenie M isko stolicy — należy jed n ak

poczynić jeszcze duże inw estycje — w obecnym stad iu m rozw oju spraw ia n a m nie O tw ock w rażenie przedm ieścia w ielkiego uzdrow iska — dzielnica ro ­ botnicza też w ym aga dużego n a k ła d u pracy; w illow a część O tw ocka z tym i ch a rak tery sty czn y m i piaskam i jest b a r­ dzo m iła, niestety, zab u d u je się pew no w krótce gęściej, a w ted y twój „dom ek n a k u rz y ch stopkach" p rzestanie już być oazą w y tchnienia i błogosław ione­ go spokoju'

Nie m ogę pom inąć m ilczeniem ta k w ażnego zdarzenia, że w O tw ocku n a ­ pisał Zegadłow icz swój słynny już dziś „ty b etań sk i" list do czytelników ,

zam ieszczony w ostatniej swej pow ieś­ ci — w spom nianym już w yżej „M ar­ tw ym m orzu". S k ru p u latn o ść k ro n i­ k a rsk a nie pozw ala mi rów nież p rze­ m ilczeć następczego faktu, że ce n zu ra p rew en cy jn a zainteresow ała się bliżej d ru g ą połow ą tego listu, k tó ra nie u j­ rz a ła też — z tego w łaśnie pow odu — św iatła dziennego.

P o dokonaniu szeregu zdjęć, z k tó ­ ry ch jedno — re p ro d u k o w an e obok — p rzedstaw ia P oetę, k o n k u ru jąceg o z pszczołam i n a te re n ie dalii — odw io­ złem Zegadłow icza do W arszaw y, skąd u d a ł się do P., obiecując odwiedzić m nie raz jeszcze, w drodze pow rotnej do W adowic.

ST . Ż W IR ; ]

0 WIECZOROWEJ GODZINIE

0 w ieczorow ej godzinie zadum ań siedliśm y razem tu ta j koło m ły n a , na niebie ta k się koraliła łu n a — łu n a w koralach — w zadum ie d ziew ­

czyna.

Pole szeroko rozlane a kłośne chw iejbą snu drżało pszenną —

ojczyźnianą. C zułaś, że w te d y serce biło głoś­

niej, że takie sm u tn e i ta k roześm iane.

1 łza stoczyła się zw olna — sp łyn ęła w koral k r w i w siąkła — m inęła, jak

łuna.

D ziś niepotrzebnie zb łą d ziłe m do m łyn a o w ieczorow ej godzinie zad u m a ń ,

I Owoce w wielkim wy­ borze i świeże artykuły

kolonialno - spożywcze.

U. G E L D M A N

Al . N i e p o d l e g ł o ś c i 2 9 i e l . 5 3 - 6 7

P rzyja zd na kilk a dni do W arszaw y praw dopodobnie 30-go/31-go... — (P., 27.VIII.1938 r.) Giorgione kochany —

— piszę na w y r y p y do Ciebie: — ostatecznie p rzem y śla w ­ szy to i owo — doszedłem ■ do przekonania, że w yja zd pow inien (m o ż e . m usi etc.) nastąpić i w łaśnie nastąpi w niedzielę 4-go w rześnia autobusem , k tó ry stąd w ych o d zi o...

(m oże w niedzielę in n y ro zkła d — te d y pchnę jeszcze kartkę... — )

— Do rzeczy! — w ięc ptrzyjadę w niedzielę — w e środę jadę do Gorzenia. . Cztj będziesz na dw orcu (a u to b u so w ym )?

(P., 30.VIII.1938 r.) P rzyjazd: niedziela; godzina 6.30; w yja zd z P...

N o i ta k kochamy poeto m ło d y :

„Zycie jed n em u nie jest le k k ie “, ja k pow iadają w K lechistanie.

E. Z.

(P., 2.1X1938 r.)

D o trzy m ał słow a — : p rz y b y ł do O tw ocka po ra z drugi w niedzielę, dn. 4 w rześn ia 1938 ro k u , baw iąc ró w ­ nież b ard zo k ró tk o , bo do 7-go b. m., skąd w ażne spraw y pow ołały go z po­ w rotem w rodzinne strony. T en drugi jego pobyt nosił już zupełnie inny cha­ ra k te r: w yjeżdżaliśm y ran o do W arsza­ wy, a w racaliśm y przew ażnie późnym w ieczorem — absorbow ały go spraw y w ydaw nicze, a nie pręd k o m iał znów zaw itać do stolicy.

Z żalem żegnałem najw iększego p i­ sarza P olski L udow ej, bojow nika w w alce z re a k c ją i o b skurantyzm em o Spraw iedliw ość Społeczną.

U całow aliśm y się serdecznie — za chw ilę zniknął w tu n e lu pociąg — zni­ k ła i tw arz przyjacielsko u śm iechnięta * z okna w agonu.

Em il Zegadłow icz w yjechał. J e r z y Maria P rzełęcki.

Z Towarzystwa Miłośników Jęz. Polskiego

O trzym aliśm y od jednego z naszych czytelników k ilk a słów o „T ow arzystw ie M iłośników Jęz. P olskiego", k tó re ze w zglę­ d u n a sw ą w ażkość poniżej d r u ­ k u jem y .

— „Ilość członków w r. 1938 w ynosiła 621, co w poró w n an iu z rokiem ubieg­ łym oznacza u b y te k 47 osób".

...„W ynajdyw anie coraz to now ych zasiłków m ija się z celem k tóryśm y sobie w yznaczyli zakład ając nasze To­ w arzystw o: chcielibyśm y się m ianow i­ cie w ykazać jego faktyczną, a nie ty l­ ko sztuczpie p o d trzy m y w an ą żyw ot­

nością. A tu z ro k u n a ro k czujem y co­ raz w iększą p u stk ę dookoła siebie, działalność nasza coraz bardziej trafia w próżnię"...

K tóż to się ta k boleśnie skarży?! J e s t to w y ją te k ze „S praw ozdania T. M. J. P. (T ow arzystw a M iłośników Ję z y k a P olskiego) za ro k 1938", u m ie­ szczonego w organie T ow arzystw a „ J ę ­ zyk P olski" N r 2, 1939 r.

N a tyle, ty le m ilionów Polaków , T o ­ w arzystw o M iłośników Ję z y k a P o ls­ kiego m iało w r. 1938 — 621 członków , D opraw dy, nie w iem , ja k o ty m fa k ­ cie pisać. T u trze b ab y było krzyczeć.

DRUKARNIA „OŚWIATA”

I8 L

2ŻL

i wytwórnia stempli

wykonuje wszelkie ro­ boty w zakres dru­ karstwa wchodzęce.

O tw ock, ul. K o ścieln a Nr 8. w w illi

bilety wizytowe i ślubne

na p o c z e k a n i u

K rz y k n ąć na całą Polskę: 621 człon­ ków T ow arzystw a M iłośników J ę z y ­ k a Polskiego n a 30 m ilionów Polaków! F a k t te n częściowe swe w y tłu m acze­ nie może zn ajduje w tym , że T ow a­ rzystw o to m ało, a w łaściw ie w cale się nie rek lam u je, m iliony w ięc P o la­ ków n aw et nie w iedzą o jego istnieniu. Pozw olę sobie za tym poinform ow ać Szanow nych C zytelników , że sk ład k a zw yczajna członkow ska T. M. J. P. w ynosi rocznie 4 zł., członka w spie­ rającego — 8 zł., dożyw otniego (je d ­ norazow o) — 80 zł. Za to każdy czło­ n ek o trzym uje organ Tow arzystw a, dw um iesięcznik „Języ k Polski" i w m iarę w ydaw ania — B iblioteczkę T. M. J . P. A dres T ow arzystw a: K raków , ul. S ław kow ska 17 (P olska A kadem ia U m iejętności), P.K .O . N r 403417,

(8)

Sfr. 8

ODGŁOSY OTWOCKA

Nr 2

Lista Nr

Wyborcy Żydzi ill Okręgu Wyborczego!

Głosujcie na kandydatów Bloku

Syjomsłyczno-Demokratyczno-Gospodarczego:

r a d n e g o

I z r a e l a W O L R A U C H A

prezesa Organizacji Syjonistycznej (A) i prezesa Rady Gminy Żydowskiej w Otwocku.

i ap L

Adw.

Józefa CHURGINA

JAN MARCINKIEWICZ

prof. gimn.

Swoiste ozdoby literackie

K A R O L Z B Y SZ E W SK I: „N IE M C E ­ W ICZ OD P R Z O D U I TY ŁU ".

A u to r książki, p. K aro l Zbyszew ski, b y ł przez pew ien czas nauczycielem historii w G im nazjum w O tw ocku, stąd zrozum iałe zainteresow anie spe­ cjalne O tw occzan dla tej pracy. K siąż­ k a ta n aro b iła h ałasu, chw alono ją (m. in. C at-M ackiew icz, K saw ery P ru szy ń - ski), ganiono (przew ażnie sfery zaw o­ dow ych h is to ry k ó w ); ra z po raz po­ trą c a ją o nią tak ie czy inne pisma. Nie przeszła, nie przechodzi bez echa. To by św iadczyło o niej dobrze. A le czy ta „sław a" nie m a trochę posm aku sk a n ­ d alu ? Choć co do słow nictw a, to po U niłow skiego „W spólnym pokoju'* i „Z m orach" Zegadłow icza (biorę p rz y ­ k ła d y pierw sze z b rz e g a ), Z byszew ­ ski już nas chyba nie zdepraw uje. Inna rzecz, że w tak im sty lu n a ogół h isto ­ rycy) tym bardziej aspiranci do dokto­ ra tu nie pisyw ali.

No, ale — styl to człow iek. Nie chciał zak ładać p. Z byszew ski n aw et w p ra ­ cy d o ktorskiej m aski n a tw arz, nie n a ­ k ła d a ł tłu m ik a n a styl.

Czasam i w ygląda to kapitalnie. T a­ kie w y rażenie „ tu p ta ł" (o C zarto ry ­ skim , ja k to on „ tu p ta ł" koło K a ­ tarz y n y , by m u zostaw iła jego m a ją t­ k i). R ów nie k ap italn a jest c h a ra k te ry ­ sty k a gen. Judyckiego. „Ju d y c k i", po­ w iada au to r, „rozlazły generał, co po­ stanow iw szy podłubać w nosie przez pół dnia nie m ógł się zdecydow ać, w k tó rej dziurce, a przez drugie pół, k tó ­ ry m palcem ". K apitalnie, św ietnie, obrazowo, tylko, m yślę, m ocno prze- szarżow ane. A le gdy pow iada o k tó ­ ry m ś z g enerałów polskich, że „robił z p o rtek klozet n a w idok kozaka", to już ogarnia nas niesm ak. N iestety, k a ­ pitaln y ch pow iedzeń jest stosunkow o niew iele, od niesm acznych, dosadnych i try w ialn y c h roi się po p ro stu cała książka. No, ale może to już tak a w łaś­ ciwość au to ra, pow ierzchnia, skorupa, — m oże m yśl, treść w ynagrodzą to, co m am y do zarzucenia form ie. A więc

za M ickiew iczem „plw ajm y na tę sko­ ru p ę i zstąpm y do głębi".

R ew elacje historyczne? T rudno o nie w epoce S tan isław a A ugusta, przew er- tow anej n a w szystkie boki.

R zeczyw istość historyczna? N iestety, jest to raczej k a ry k a tu ra rzeczyw istoś­ ci, niż rzeczywistość.

Dość p rzyjrzeć się, ja k przed staw ił nam a u to r choćby postać króla. A ni jednej cechy dodatniej. Z przecudnej książki W asylew skiego „N a dw orze k ró la S tasia" zaczerpnął p. Zbyszew ski jedynie w iadom ości o insektach w p e­ ru c e królew skiej. T ylko tyle... „R ządy arty sty cz n e S tan isław a A u g u sta" om a­ w iał głęboko i p rzepięknie T a ta rk ie ­ wicz, „P rz ew ró t um ysłow y w Polsce za panow ania St. A ug." w y k azy w ał na tysiącznych p rz y k ła d ach W ładysław Sm oleński, — gdzie choć cień ty ch omó­ w ień i przem yśleń n a stronicach pracy p. Zbyszew skiego?

Sw oistość jego podejścia do m a te ria ­ łu, pod łu g m nie, najlepiej u jaw ni n a ­ stęp u jąca cy tata (m ow a o w ojsku pol­ skim w r. 1792): „Szlachta dostarczała jako rek ru tó w ... w szystkich w zorow ych ślepców, idiotów i paralityków ... Mimo tych i w ielu innych m ankam entów P o lsk a b y ła najzu p ełn iej zdolna do prow adzenia w ojny. G enerałow ie — stare niedojdy, sztab z bezsensow nym i planam i, złodzieje w in ten d en tu rze, k aw aleria bez koni, k ulaw i w piecho­ cie i zardzew iałe arm aty , zbu tw iała am unicja, p u ste sk ład y prow iantury,... hezkołow ie, zam ieszanie" (str. 233 u d o łu ). I m im o to na str. 234 u góry czytam y: „P olśka m iała około 60.000 reg u larn eg o w ojska doskonale w yekw i­ powanego. A rm ia b y ła m łoda, p ełn a zapału". Sądzę, w ystarczy. O pinia pierw sza b y ła potrzeb n a dla potępie­ nia szlachty, opinia d ru g a dla potępie­ nia króla, w rezu ltacie otrzym aliśm y „arm ię p e łn ą zapału" złożoną z „w zo­ rowych. ślepców, idiotów i p a ra lity ­ ków " i urz.y „zardzew iałych arm atach, zbutw iałej am unicji i p ustych skład ach p ro w ia n tu ry " w ojsko było „doskonale w yekw ipow ane",

Obrazki sądowe

Pornografia w klubie sportouym

W F alenicy, w klubie sportow ym m łodzieży żydow skiej odbyw ało się ze­ branie. Licznie zgrom adzeni członko­ wie obojga płci żywo radzili n ad pod­ niesieniem ogólnego sta n u k u ltu ry fi­ zycznej. N a w idocznym m iejscu sie­ dział p. Szm ul H ildebrand, k ierow nik sekcji piłk i nożnej, k tó rem u nieznajo­ m ość sp o rtu nie przeszkadzała zajm o­ w ać ta k odpow iedzialnego stanow iska. O taczała go zew sząd płeć piękna, k tó ­ ra często w ścibia swoje nosy w niesw o­ je spraw y, boć przecież n iew iasty nie u p ra w ia ją tej „szlachetnej" gry. W yni­ kało to praw dopodobnie z w ielkiej po­ p u larności ja k ą cieszył się p. H ilde­ b ran d .

P u k an ie. Do k lu b u w szedł znajom y p. H ild eb ra n d a K enigsm an i podał m u zapisaną k a rtk ę papieru, k tó rą rz ek o ­ mo znalazł n a ulicy. C iekaw ość zgro­ m adzonych członków k lu b u , a szcze­ gólnie żeńskiego ro d zaju w zrosła n ie ­ pom iernie, p. H ildebrand podniósł pis­ mo do oczu, gdy nagle... N a aren ę k lu ­ b u w kroczyli dw aj posterunkow i, w y r­ w ali m u pism o z rę k i i... sporządzili p ro to k u ł. P o rn o g rafia w k lu b ie spor­ towym!!! O dczytyw anie m łodzieży d e­ m oralizujących pism, (m łodzieży, k tó ­ ra i ta k je st dość zdem oralizow ana).

S praw ę tę ro z p atry w a ł sąd grodzki w O tw ocku. D w a razy rozp raw a od­ b y w ała się przy drzw iach zam knię­ tych, dw a razy ją odraczano celem w ezw ania św iadków . P ornograficznym pism em okazał się frag m en t z „P an a T adeusza" p.t. „M rów ki" odpow iednio spreparow any.

— „ J a tego na m oje oczy nie w idzia­ łem ", tłum aczy się oskarżony n a trz e ­ ciej, już ostatniej rozpraw ie — „ja tego nie czytałem ".

Św iadkow ie — członkow ie k lu b u sportow ego, n iew iasty g ru b iu tk ie i p u ln iu tk ie, n a k tó ry ch nie w idać do­ broczynnego działania sportu, zeznają n a korzyść oskarżonego, k tó ry m iał otrzym ać od swego znajom ego pismo, ale go nie czytał. P rzed i po zeznaniach sk ła d a ją sędziem u p iękny dyg.

Sąd u zn ał w inę oskarżonego za nie- udow odnioną i u n iew in n ił go.

Po w y ro k u członkinie k lu b u se r­ decznie w inszow ały kierow nikow i se k ­ cji p iłk i nożnej u n iknięcia k ary. B.

(9)

ODGŁOSY OTWOCKA

Śtr. 9

Nr 2

W ARSZAW SKIE W IECZO RY T E A T R A LN E

»HAMLET«

w Teatrze Polskim

R eżyseria: A lek san d ra W ę­ g ie rk i — D ekoracje i K ostium y W ładysław a D aszew skiego — P rz e k ła d Ja ro sła w a Iw aszkiew i­ cza — Ilu stra c ja m uzyczna M i­ chała K ondrackiego.

W splocie n ajróżniejszych zagadnień naszego b y tu , n a żm udnej drodze k u poznaniu dobra i zła, w duchow ej ewo­ lu cji człow ieka pragnącego w ysondo­ w ać z życia rzeczyw isty, n iezakłam any jego sens — oto tu ta j k ry je się zagad­ k a tragicznych zm agań szlachetnej d u ­ szy H am leta.

D ziw nej w ręcz m etam orfozie uległo dziś im ię tego rom antycznego k ró lew i­ cza. O pieszałość w przebiegu procesu woli, p rzew lek ła w alka m otyw ów , w reszcie — tru d n o ść pow zięcia de­ cyzji — oto co dziś rozum iem y przez słowo „ham letyzow anie“ . I gdy k o m u ­ kolw iek zarzucim y tę cechę um ysłow ą — z pew nością urazi go to i będzie się czuł obrażonym ...

Zaiste, w szyscy przecież błądzim y w tym stale dla nas tajem niczym gą­ szczu zagadek m etafizycznych w po­ szukiw aniu obiektyw nej, rzeczyw istej p raw d y i w szyscy — niestety — cier­ pim y n a tę sam ą ,,chorobę"!

'Wobec tego całego kom pleksu za­

gadnień m aleje w ażkość rozgryw ającej się n a scenie akcji. H am let jest w p ra w ­ dzie narzędziem k ary, w ystępuje p rz e­ ciw triu m fu jącej zbrodni i triu m fu ją ­ cem u złu społecznem u, gdyż jako k ró ­ lewicz duń sk i bierze n a siebie obow ią­ zek zabicia stry ja, k tó ry zam ordow ał jego ojca, za b ra ł tro n i ożenił się z m atką, nie tylko, aby dokonać zem sty n a zbrodniarzu. Idzie m u rów nież o to, aby nie pozwolić rządzić tem u, k tó ­ ry b y ł p aro d ią króla, „rzezim ieszkiem p ra w a i rządów "...

Inscenizacja „H am leta" m a jed n ak a k tu aln e zabarw ienie. To co się dzia­ ło n a ów czesnym dw orze królew skim w D anii nie jest nic nowego:, jedno z setek tysięcy św iństw n a tym św ię­ cie, jedna b łah a tych św iństw odm ia­ na, k tó ra w tenczas — podobnie jak i dziś — budzi uczciw ych ludzi do p rze­ ciw staw ienia się triu m fu jące j zbrodni. W inscenizacji te j w ielkiej tragedii znać było m istrzow ską dłoń p. A lek ­ san d ra W ęgierki, k tó rem u udało się skoncentrow ać uw agę w idzów nie na szeregu epizodach zw iązanych nie lo­ gicznym następstw em faktów , ale p rz e­ de w szystkim na postać b o h atera i jego przeżycia duchow e. P. W ęgierko — jako reży ser — przyczynił się do w y ­

dobycia wielkich, w alorów psycholo­ gicznych poszczególnych typów w „H am lecie", sam zaś w k re acji b o h a­ te ra odtw orzył znakom icie najw znio­ ślejsze przejaw y duszy ludzkiej. Do m inow ał w całej grze jego dźwięczny, m etaliczny głos.

M ożna bez zastrzeżeń powiedzieć, iż cały zespół akto ró w osiągnął w swo­ jej grze w ysoki poziom. In teresu jąca b y ła g ra p. B uszyńskiej, szczególnie w tych chw ilach, gdy znać w niej było szczerze kochającą m atkę, oraz n ad ­ zwyczaj lekkiej w ru c h ach p. B a r­ szczewskiej, któ rej żywość, świeżość i w dzięk ani na chw ilę nie p rzestały nas czarow ać. D obrym królem um ie­ jętnie m askującym w ciąż trapiące go w y rz u ty sum ienia b y ł p. B uszyński; głęboko b y ła też u jęta in te rp re ta c ja p. St. Żeleńskiego (H oratio).

P rzekonyw ujące, ze sm akiem a rty ­ stycznym w ykonane dekoracje p. D a­ szewskiego oraz nowy, św ietny p rze­ k ła d Ja ro sła w a Iw aszkiew icza przyczy­ n iły się do u św ietnienia tego m o n u ­ m entalnego w idow iska, którego w y­ staw ienie było praw dziw ym św iętem m iłośników ’ dobrego te a tru .

E. Segał.

N A C Z A S IE

(K s) 1 m aj. Rzesze robotników w y­ legło n a ulice już w czesnym rankiem , gdzie kolportow ano ulo tk i w ydane przez P .P .S., B u n d i Zw. M łodzieży C u k u n ft (w j. żydow skim ). N a zbie­ gach ulic k w estarze T. V. R u przez ca­ ły dzień zbierali datki n a krzew ienie ośw iaty w śród m as robotniczych.

O godz. 11 pp. w górnej sali K asy n a odbył się u roczysty wiec. Z n akazu jed n ak w ładz policyjnych wiec został ja k gdyby „rozparcelow any" — n a wiec urządzony przez rob o tn ik ó w zrzeszonych w P. P. S. i Zw. K la­ sowych, (k tó ry się o d b y ł w K asynie) i n a wiec zw ołany przez organizacje

B und, P oalej Syjon (lew ica) i C u­ k u n ft, (k tó ry się odbył o godz. 7 w ie­ czorem w sali cukiern i A dam kiew i­ cza) .

W iększość m ów ców p o ruszyła sp ra ­ wę sto su n k u P olski L udow ej do obec­ nej polityki P aństw a. M iędzy innym i tow. B a ry k a (P .P .S.) ośw iadczył, iż „P olska ludow a w ojny nie chce, a nie chce też niewoli! I dlatego, gdy zajdzie p otrzeba bron ien ia sw ych granic pó j­ dzie w pierw szych szeregach obrońców O jczyzny". P rzem aw iający w im ieniu socjalistycznej m łodzieży O tw ocka tow. R adzym iński w y raża też „gorącą żą­ dzę m łodzieży do w alk i o swe ideały dem okratyczne przeciw zagrażającem u Polsce zalewowi faszyzm u". N a zakoń­

czenie odczytano p ro je k t rezolucji, k tó ­ ry został jednogłośnie przez zebranych przyjęty.

ik sjs

(K s) 3 m aj. Nie tylko w O tw ocku, ale n a całej linii znać było św iąteczny nastrój, N a b u d y n k ac h prócz chorąg­ wi o barw ach państw ow ych b y ły w y ­ staw ione pięknie ozdobione p o rtre ty p. P rez y d en ta R zeczypospolitej Ignacego M ościckiego i p. M arszałka E d w ard a Śm igłego Rydza.

O godz. 10 odbyło się nabożeństw o w kościele, na k tó re zostali zaproszeni w szystkie stow arzyszenia i organizacje w raz z pocztam i sztandarow ym i. M ię­ dzy innym i zaszczycili sw oją obecnoś-

(D okończenie na str. 10)

Lista Nr

Wyborcy Żydzi IV Okręgu Wyborczego!

Głosujcie na kandydatów Bloku Demokrałyczno-Syjonisfyczno

G o sp o d arczeg o :

Dr Ch. Bergenhauma,

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie zauw ażony przez nikogo raźnie maszerował dróżką, sw obodnie przytem pogw izdując.. Im dalej jed nak odchodził od dom u, tym dotychczasowa wesołość

Krążą pogłoski, że Spandawa, gd zie się znajduje większość uzbrojonych robotników, jest osaczona przez Reichswehr.. W Króiewcu postanowił w ydział socyalistyczny

Wystawa oprawy książki.. alten

rająca ocenę „wojny z Polską nie jako odosobnionego zadania Frontu Zachodniego, ale zadania centralnego całej Rosji robotniczo-chłopskiej”77. Tak więc musiało minąć

Jan Nowacki z lubel- skiej rozgłośni radiowej i kandydatki na prezen- terki.

serw acji w odniesieniu do K siężyca daje jego terminator (linia, gdzie przylegają do siebie oświetlona przez Słońce i nie ośw ietlona część tarczy). Istnienie

szych przestrzeni. Z tego też powodu, w obu działach, badania ześrodkowują się na poznaniu granic występowania, możliwie jaknaj większej ilości form i warunków,

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni. Zjawisko to powtarzać się może ad infi-