ROZRYWKI dla DZIECI.
N er IX. i. W rześnia 1824.
I.
W SPOM NIENIA NAIYODOW’E.
LISTY ELŻBIETY RZECZYCKIEY
DO
PRZYJACIÓŁKI SWOIEY URSZULI *»•
zapanowania Augusta 111 pisane.
LIST CZWARTY.
z T op olów k i II Lipca 1753 w e Czwartek.
|~ )o n o sze c i, droga U rs z u lk u , żeśm y w szyscy z łask i P ana Boga z d ro w i; iu ż bardzo d aw n o n ie p is a ła m do ciebie, bom n iem ia ła sposobno
ści. Ś w ięta W ielkonocne b y ły p a ra d n e , go
ści b e z lik u . D rugiego dnia się ziecliali, m ie li w yieźdzać n azaiutrz, ale iakeśm y zaczęli m o
lo m II. Her IX . 8
SPIS RZECZY
W TYM NUMERZE ZAWARTYCH.
Stronnica.
1. Listy Elżbiety Rzeczy ckiey do przy
jaciółki swoiey Urszuli *** zap an o
wania Augusta III pisane ... 57.
2. Szkodliwy nałóg, P o w ieść... 83-
3. Jzabelcia ł ... 87-
4. Trafność J ... 88«
5. O pogardzie b o g a c tw ... 6. Różnica między Słońcem i ogniem . . 96.
7. List ósmy M atki o wychowaniu córek sw oich. ... 97.
8. Strum yk, P rz y p o w ie ś ć ... 103.
O
— 107 —
rzędku wrócił, pozwolił mi uczyć Anulkę; a- le dawszy to pozwolenie powiedział do niey:
„Dziewczyno! zgadzam się wreszcie na to że-
„byś się uczyła, ale żebyś mi przy tey nauce
„nie zarzucała gospodarstwa, bo natychmiast
„wszystkie xiężki i pióra popalę. Zapatruy się
„na siostrę; iak ona czytayźe iuż i pisz, kie-
„dy taki nowy nastał teraz obyczay, ale iak
„moia czarnobrewa nie leń się do pracy.” — Skłoniłam się Oycu do nóg za te słowa, aż mi się coś w sercu rozsmiało; a on ieszcze pogła
skał mnie po twarzy, i kochanę dziewkę swo- ię mnie nazwał; wtenczas też zapłakałam, a- lem wybiegła co tchu z izby, i przemyłam so
bie oczy u studni, bo Oyciec nie cierpi kiedy kto płacze; powiada że to znak słabego serca, a takiem-Polskie i szlacheckie bydź nie powin
no. — Anulka uczy się bardzo chętnie, iuż ca
łe Abecadło poznała, i zaczyna dobrze litery składać; dziwnież mi miło ię uczyć! szkoda tylko że mało mamy jnężek; uczy się na kan- tyczkach. Przewybornie dnie spływaię, a tak prędko że się i obeyrzeć niema czasu; nie dawnośmy sieli, a wkrótće wypadnie myśleć o żniwie. — Wprawdzie nie modlę się tyle co w klasztorze, nie tak często Mszy słucham, a-
8*
io6 '
lestować i prosić, bawili do przewodnicy Nie
dzieli. O! była co się zowie hulanka! dogo
dziło się sercu moiemu, bo było czem często
wać i kogo. Oyciec wycięgnęł z komory pu
zderko Gdańskiey wódki, Wysączyliśmy sześć flasz co do kropli; wydobył i Wołoszyna z pi
wnicy; to takie słodkie i dobre winko, źe i my dziewczęta iakeśmy zaczęły go kosztować wieczorem, sen nas zmorzył i spałyśmy czter
naście godzin iednym cięgiem. Było też hu
czno i wesoło; ieszcze mi nogi drgaię iak so
bie wspomnę! Nasz domek niekoniecznie ob- szerny; cztery tylko mamy izby, sypialna, ba
wialna, iadalna i czeladnia, alkierz i komorę;
w każdym też kęciku pełno było. Rodzice u.
stępili starszyznie sypialney komnaty i łóżek, a reszta gości i my, spaliśmy w drugich izbach na ziemi pokotem. Słomy nam nanieśli, ki- limkami i skórami przykryli, i nasz Król Au
gust nie śpi tak smaczno w swoich niemieckich pierzach iak my smacznie spali. Święcone by.
ło wyborne i obfite; móy kołacz wielki iak stół karczemny, udał się wyśmienicie; we Sro»
dę świętecznę iuż niebyło i okruszyn z niego;
Oyciec niezmiernie był konteut, i iak się go
ście roziechali, i dom nasz cokolwiek do po-
log
których iest kilka drzew w naszym sadzie. Oy- ciec ich sam pielęgnuie, gdyż to owoc rzadki, pierwszy raz obrodził tego roku, — Od Ciotki Przeoryszy raz tylko miałam wiadomość, zdro
w a, ale pisze że iey niesłychanie smutno beze- m n ić, i żeby mnie rada widzieć znowu w kla
sztorze. Ja iey tego na wzaiem napisać nie mo
głam; bo chociaż i % kocham serdecznie, bar
dzo mi w domu wesoło, i za góry złota nie odiechałabym iuż od rodziców. Siostra Taida iak Ciotka donosi, zupełnie szczęśliwa z obra
nego stanu; nic światowych wielkości i zabaw n ie źa łu ie , a pokorę, posłuszeństwem i pobo
żnością zbudowaniem iest całego Zgromadze
nia. — I my tu bylibyśmy zupełnie szczęśliwi, ale od kilku dni mamy pewien kłopot. Oy- ciec mówi że niesłuszny, ia się iednak cokol
wiek tu rb u ię, bo matka nim wielce zafraso
wana. Straszę nas Haydamakami; iest to zgra
ja hultaiów , łotrów , zbiegów, Bóg wie nie
skęd, którzy iuż od niepamiętnych czasów na
granicach Ukrainy po stepach się kryią, i żyię
iedynie kradzieżą i łupieztwem. Co raz bli-
żey ku. naszym stronom podchodzę; łęczę sig
z niemi w wielu mieyscaeh, chłopi tak hardzi
iak wiesz w tey krainie, i rażeni z niemi do-
io8
le Matka mówi, ie zarówno chwalę Pana Bo
ga, bo nigdy niepróźnuię, i złego iak ognia sig strzegę. I tu iak w Klasztorze "Pan Bóg na mnie patrzy; i na naszych ścianach popisane sy te słowa wielkiemi literami. Nie raz iak iestem w izbie, aspoyrzę na to pismo, to choć
bym miała co złego zrobić, daię pokóy. Wczo- ra naprzykład dziewucha nasza Zofka tak ,po- motała śliczne nici na pończochy, źe strach było patrzeć. Matka mi ie dała do rozplata
nia; byłam sama, zaczęłamże się niecierpli- wieć, szarpać, ciągnyć ów mot biedny, i plą
tać go ieszcze gorzey. W tem przypadkiem spoyrzałam na ścianę, i przeczytałam te słowa:
Pan Bóg na nas patrzy. Upamiętałam się na
tychmiast, zaczęłam zwiiać pomału i uważnie,
i doszłam do ładu. — Od nieiakiego czasu wię-
cey mam chwil wolnych, bo sysiedzi iuż rza-
dziey nas odwiedzały; każdy w domu siedzi
gospodarstwem zaięty; urodzaie będy wielkie
w tym roku. Oyciec sig zawczasu troszczę, bo
trzeba będzie kopać nowe doły do chowania
zboża, a wszystkiego na gorzałkę nie potrafi
wypalić. I owoców będzie mnóstwo; cieszę
się na nie osobliwie na czereśnie, bom do nich
we Lwowie nawykła, i na śliwki Darmanckie,
1 1 1
„cki jak Sobieski, a lepszy pewno od Wiśnio-
„wieckiego. Nie doczekasz sig Waść, żebym
„ia przed kim zmykał; ia nie przy kgdzieli ale
„w obozach schowany; gromiła dobrzeSzwe-
„dów ta karabela, da radg tym łotrom. Niech
„tylko zayrzg. do naszey wioski, zobaczą iak
„ich przywitam!” Kiedy sobie przypomng te słowa Oyca i tggg iego ming, nabieram odwagi;
i żeby sig tylko Matka nie bała, ia bym wszel- kiey zaniechała boiaźni.
LIST PIĄTY.
Ze Lwowa 13 Październik*
1755 w Piątek.
O moia Urszulku! iakże cig ten list i za
dziwi i zmartwi. Jakież okropne Pan Bóg zesłał na nas nieszczgście. Oyciec, kochany móy Oyciec nie żyie! zgingł, a ieszcze iakim sposobem! Te łotry, ci niegodziwi hayda- macy, zabili go. Właśnie dziś dwa miesigce iak sig to stało, a mnie sig zdaie, że towczo- ra, bo ieszcze mam serce wskroś żalem prze- igte. O kochany Oycze! czemużeś przynay- mniey nie zgingł w bitwie iakiey z nieprzy
jaciółmi oyczyzny, nie zdawałby nam sig zgon
twóy tak srogi; nie byłaby twoia żona takg
11O
my Pańskie i posiadłości palę, rabuię, pusto*
szę, a nawet czasem samych Panów zabiiaię.
Mówię o kilku takowych przygodach, truchle- iemy z M atkę; Oyciec i bracia nie każę nam wierzyć tym wieściom, a wreszcie mówię, źe nas obronię. Jeszcze wczora kiedy przy wie
czerzy Matka błagała Oyca, żeby pozwolił wy
wieść do Winnicy kosztownieysze rzeczy, i sam przeniósł się tam z nami na czas iakiś, kiedy mu przedstawiała, źe iest niepodobieństwem, ażeby on z kilkoma ludźmi od tey hołoty nas obronił, powstał na nię z okropnym gniewem i zawołał: „Cóż to kobięto! zapominasz żem
„ia Polak, żem ia żołnierz z pancerney cho-
„ręgwi; mam ieszcze nad łóżkiem móy kaftan
„żelazny, mam całę zbroię, mam szablę, mam
„nawet łu k i saydak ze strzałami, których iuż
„mało u kogo uyrzyć można; ramiona też nie
„dla kształtu noszę, a ta ręka nie iednemu dała
„się we znaki. I ia miałbym umykać z mego
„domu przed tę nędznę hołotę? Ja Szlachcic
„Polski! A wiesz Waszmość co to iest Szla
chcic Polski? Ja mogę hydź obranym Posłemr
„Rzeczypospolitey sprawy urzędzać, iednem
„słowem cały Seym rozerwać, a co więcey rao-
„gę hydź sam Królem. Taki dobry Rzeczy-
— U J —
z końmi i ludźmi gdzie indziey, Matka z na
mi dwiema i z czeladką gdzie indziey, tak nawet, źe iedni o drugich niewiedzieli. Okro
pne to było życie! Wniwecz się obrócił po*
rządek cały; ani ładu, ani składu, ani robo
ty , ani nauki, ani wesołości; trwoga sama i niespokoyność; nie sypiałam nawet dobrze.' Ileż razy kiedy wiatr długiemi liśćmi trawy szeleścił, kiedy zaiąc przebiegł, myślałam, że iuź Haydamacy napadaią! śmiertelne poty wy
stępowały na mnie, a całuiąc szfeaplerze, po
lecałam się Nayświętszey Panny opiece. Już Matka nie chcąc nas tak dłuźey poniewierać, ćhciała odwieść i mnie i Anulkę do znaio- inych swoich do Winnicy, kiedy iedney no- r cy śfyszemy nagle w nieiakiem oddaleniu gwar straszny; tentent i rżenie koni, szczęk pałaszów, huk samopałów, świst kańczugów, razy pałek, krzyk, ięk, wrzawa, wszystko to razem obiło się o nasze uszy. Już nie można było wątpić, że naiechali Haydamacy. Mat
ka biedź chciała ratować Oyca, lecz nie uszła i dwóch kroków, padła; ia z siostrą niemia,- łam nawet siły się podnieść, wszystkie trzy i czeladka koło nas będąca, straciliśmy przy
tomność, i dopiero pierwszy brzask dnia wró-
112
wdowg, twoie dzieci takiemi sierotami, bo znalazłyby opiekunów, w Królu, w Hetmanach;
byłaby chwała, pociecha, nię byłoby żalu do nikogo za śmierć twoię. Ale tak żal iest do samego ciebie, iest chęć zemsty w dzieciach, a nie wiedzieć na kim iey poszukiwać, gdzie tego łaydaka żyda wyśledzić, tych łotrów do
gonić, iak poznać tego który cię tg bezecng pałkę ugodził?... Wybacz moiey boleści, ko
chana Urszulku, sama niewiem iakie słowa pióro moie kryśli, leszcze dotgd o tern nie
szczęściu spokoynie myśleć nie mogę; będę iednak się starała opisać ci porzgdnie wszy
stkie iego szczegóły. Donosiłam ci, że nas straszę Haydamakami, a Oyciec nie chce tym wieściom wierzyć; tym czasem codzień się po
mnażały; nareszcie dowiedzieliśmy się, iż w sa
mem Whiewództwie Bracławskiem o dziesięć mil od nas, ci hultaie wpadli do wsi iedney, zupełnie ig spalili, zabiwszy Pana i żonę iego;
przelękniona matka uprosiła od oyca, że iey pozwolił pienigdze i co było w domu droż
szego zakopać w Sadzie, i źeśmy nigdy nie
nocowali we wsi. Przed zachodem słońca
wynosiliśmy się wszyscy w pole, codzień
w inne mieySce; Oyciec z braćmi, z bronig,
ii5
zetnknęł; stało się nad żądania iego! Oyciec skoro napadniętym został, tak się bronił dziel
nie, że przez czas iakiś kilkunastu się opie
rał, dwóch śmiertelnie zranił, każdego ugo
dził; lecz na próżno pomagali mu bracia, na próżno zasłaniać go chcieli, sami kilkakrotnie ranieni czuli, że tracę siły, i kiedy Stanisław połę od źupana okręcał sobie pokaleczonę szyię z którey krew się lała, iedeń z tych łaydaków ugodził Oyca w głowę pałkę; padł natychmiast, bełkotnęł słów kilka zapewne o Bogu, o swoiey hańbie, o nas, ięknęł i sko
n ał.... Obaczywszy to Haydamacy zlękli się i do ucieczki zabierać się poczęli; gonili ich bracia z Podstarościm i z ludźmi, ale znęka
ni bólem i żałościę dogonić nie mogli; tym czasem ieden ich oddział zabrał stadninę, broń, rzeczy wszystkie które przy Oyca by
ły , a drugi zrabował dom nasz do szczętu;
zabrali wszystko co do nitki, a czego wzięść nie mogli to porębali, popsuli. Szukali oni i nas; ale rzecz szczególna! Zyd choć wie
dział gdzieśmy były ukryte, niechciał wydać;
bo Matka która tak iest dobra, że nawet dla,
żydów ma litość, raz iego żonę lekami swe-
mi z niebezpieczney choroby wyprowadziła,,
n 4
cii nam zmysły. Wkrótce Podstarości, z kil- koma parobkami, wszyscy zbici i pokalecze
ni, przywlekli sig do mieysca gdzieśmy byli.
Matka spostrzegłszy ich zawołała: ,, A m ęi? » a synowie?” a nie odbieraięc odpowiedzi, padła znowu iak bez duszy; przyszła wnet do siebie, gdy iey Podstarości powtarzał, że żyię paniętka; ale o Oycu iuź nie wspo
minał... Oyca iuż nie było!.. Właśnie tey wiosny Oyciec żyda palarza za oszustwo wy
bił, brodg mu ogolić kazał, i'ze wsi wypę
dził, ten mszczęc sig poszedł do zgrai tych łotrów, i podięł sig naraić im grackę zdobycz i hulankę; nie przepomniał o pięknem sta
dzie naszem, o paradnym zaprzęgu, o ślicznym wierzchowcu, o domie zasobnym, o pełnych sepetach, cynie Gdańskióy, porządnych sprzę
tach, i rzadkiey broni; słowem, namówił ich, żeby na Topolówkę napadli, Pana dzierżawcę tego zbili, cały dobytek mu zabrali, a on że
by z tego korzystał. O niecnota! żebyć przy- naymniey tego łotra złapać można, ale tak uciekł, że ani śladu. On to znaięc wybor
nie całę okolicę wyszpiegował mieysce, gdzie
na tg noc ukrył sig był Oyciec, doprowadził
tam tych hultaiów, a sam zwyczaynie iak żyd
— U 7 —
łała i pół beczek dla Anulki; nie tyle się tra
piła okropnę na maiętku szkodę, pewnę bg- dęc, że iako tako biedę połata; ale kiedy na koszta pogrzebu Oyca, poszła do sadu odko
pać te rzeczy, nic a nic nie znalazła. Zo
staliśmy wigc ogołoceni do szczętu. Dzier
żawa od roku płaconę nie była, bo Oyciec ogłędał sig zawsze na przedaż koni; na ten rachunek zacięgnęł także tu i owdzie dłuż- ków nie małoi ieszcze więc mniey iak nie zostało. Cieszyli Matkę przyiaciele i sęsie- dzi, którzy hurmem nas odwiedzali, tem że Dziedzic Xigże Woiewoda Panem iest miło
siernym i Sprawiedliwym, ale ten Dziedzic może o sto mil był od nas w tedy, w iakich- ciś 'innych dobrach swoich, w Puławach, a tym czasem bliższy Kommissarz Granowskie- go klucza dokuczył nam srodze. Skoro sig dowiedział o śmierci Oyca, przysłał natych
miast pachołków i kozaków z rozkazem: że
by Matka zaraz zapłaciła rocznę dzierżawę, i ustępiła ze wsi, bo iuż ma innego dzier
żawcę, Marszałka ostatniego Seymiku. Bie
dna Matka odpowiedziała, że ustępi ale za
płacić nie może. A kiedy prosili za nig przy
iaciele i sęsiedzi, on im odpowiadał, że nie-
— n S —
i on iey to pamiętał. Dowiedzieliśmy sig te
go wszystkiego od iednego z łotrów, którego żywym na placu bitwy zastali; ale szczęściem dla niego we dwa dni umarł. Wystaw sobie, moia droga Urszulku, co się z nami działo.
Widać, źe boleść nie zabiia, kiedyśmy ten cios przeżyły. Pomimo ciężkiego żalu, Mat
ka opatrywała sama ciało Oyca, chcęc doyść iakiego śladu życia, ale na próżno, iuż od
dał ducha Bogu. O moia złota! żebym stu lat doczekała, nie zapomnę nigdy tego ciała bez życia, tey głowy zsiniałey i roztrzaska- irey, tych oczów wyszłych z mieysca, tych.
rę.k pokaleczonych. Jeszcze mi sig co noc wydaie, że przychodzi do mnie Oyciec skrwa
wiony, słyszę ięki, widzę rany; jeszcze co noc powstaig drżjca z mego posłania, budzę Anulkę z którj w iednem łóżku sypiam, i mówiemy razem pacierz za duszę Oyca. ..
A bracia! bracia! iak okropnie wyglądali!
O życiu Franciszka wątpiliśmy dni kilka. O!
iuż nigdy nie umrę, kiedym w tenczas nie umarła. Ale nie tu koniec nieszczęść naszych.
Matka iak wiesz zakopała w sadzie pieniędze i co było w domu droższego; była tam i be
czka miedzi, którg dla mnie na wiano uciu-
— n g —
Już parę niedziel, jesteśm y w klasztorze; ko
chana Ciotka bardzo nam rad a, chociaż się serdecznie spłakała nad śm iercię brata i nad sm utnym naszym, losem . M am y osobnę na- 6zę izdebkę^ D rugie zakonnice dosyć łaska- w em okiem na nas patrzę. Frzychlebiam się im też iak mogę. N ie iest nam w esoło, nie iest nam w setney części iak było w domu, ale przynaym niey cicho i spokoynie, i nie boie- m y się niczego. Bracia, zostali na Ukrainie, Stani
sław baw i przy moich Chrzesnych, Franciszka naparł się koniecznie P anW oyski; wszyscy i tam i tu M atce radzili i rad zę, żeby się u- dała prosto dó samego Xięcia W oiew ody; on pewno zlituie się nad iey n ied o lę, rok ten dzierżaw y daruie, da sposób spłacenia dłuź- ków i dalszego życia. N iew iem czy w iesz, kochana Urszulku, że brat m óiey M atki iest Szatnym ( * ) przy tym X iężęciu ; przez niego w ięc poskarży się na Kom m issarza, o sprawie
dliw ość i zlitowanie prosić będzie. Już pisała w łaśnie wczora do niego, a raczey Ciotka
(*J Szatnym zwał się ten, który miał dozór nad sukniami
isprzętem Pańskim, kiedy był szlachcicem i po polska chodził; wtedy miał rangę między ofhcyalistami. Ob
cych lub w francuzkim stroi u się noszących, zwano Ka»
Tncrdynerami, i iuź należeli do liberyi.
H8
ma żadney przyczyny bydź litościwym dla Pani Rzeczyckiey, m ąi zabity, synowie nie
dorostki, cóż z nich przyidzie Xięciu Woie- wodzie? Ale wszyscy mówię, że on nie do
brze o swoim Panu trzyma, bo on nie taki iak inni Panowie, którzy tylko dla pozyska
nia stronników dobrze szlachcie czynię; on nie swego tylko ich patrzy interesu. Ale jakkol
wiek będź, Kommissarz chciał Matkę do Sę-‘
du pozwać, ieśli choć połowy należytóści nie złoży? Niewiem coby się było stało, gdyby sęsiedzi nie byli zaręczyli za Matkę.
Rodzice moi Chrześni, i ten sam Pan Woy- ski, który od czasu owey kłótni z Oycem, zawsze z nim był na bakier, ofiarowali nam w swoich domach przytułek; ale Matce tak zbrzydła Ukraina, tak wszędzie nowey tych łotrów napaści się boi, tak wreszcie zbli
żyć się pragnie oddawna do Przemyślskiey ziemi gdzie się rodziła, że byłaby chciała pta
kiem z tamtych stron wylecić. Sprzedawszy więc niektóre z pozostałych manatków, któ- reśmy same wyratowały, zebrała trzysta tyn- fów, zapłaciła niektóre pilnieysze dłnżki, a z resztą i z nami dwiema, ruszyła do Lwo
wa szukać u Ciotki Przeoryszy schronienia.
12 1
ieden wieczór zszedł nam mile przy tem czytaniu.. O! Ciotka! Ciotka! iak też rada temu żem ia do klasztoru wróciła! iuż mi zaczyna w tem przedstawiać zrządzenie ia*
kieś Boskie; „kto wie, mówi ona, czy Pan Bóg nie objawia tym sposobem swoiey woli że
byś zakonnicy została?” Widzę w ięy słowach i Matki życzenia, lubo zawsze powtarza: źeie- dno tylko szczególnieysze powołanie przynagleć nas może obie do póyścia w brew woli Oy- ca, który tak stale nie chciał mnie widzieć mniszkę. Ia tak ieszcze iestem strapiona, przeięta, znękana, nie swoia, że sama niewiem czego mam żądać? Będę się szczerze modlić do Tróycy Swiętey, będę słuchać M atki, a Pan Bóg wszystko na dobre obróci, Oby tylko Matka zdrową była! te kłopoty dużo ią zmoczyły. Osiwiała prawie zupełnie, a dotąd czarne iak kruk miała w łosy; z dzie
sięć lat przez tę parę miesięcy iey przybyło,
LIST SZÓSTY.
ze L w o w a 23 Listopada, 1755 W Sobotę.
Jużeśmy przecie weselsi kochana Urszul- k u, Pan Bóg łaskaw na nas sieroty, Matka
Tom II. N er IX , 9
--- ISO /T-
Przeorysza za n i| napisała. Kochana Matka!
jedyny iey pociechę teraz iest myśl, źe ba- więc w klasztorze czas zapewne dosyć długi, i ia i Anulka poduczemy się lepiey wszystkie
go. ' Ile Oyciec xięg nie lubił, tyle w nieb smakuie Matka; musi mieć to upodobanie od Rodzica swego, który bardzo chętnie czytał i pisał. Miał on nawet zwyczay, (wielu daw- ney a podobno i dzisieyszey szlachcie współ*
ny) wpisywania w wielkie xięgi cokolwiek za czasów iego napisano lub powiedziano z rzeczy waźnieyszych; i to rok po roku.
Zostało po nim dwie xięgi takowych pamię
tników i te Matce się dostały^ Mą ie dotęd;
uszły ręk Haydamaków, bo iak relikwii ich słrzegęc, zawsze ie ma koło siebie. Jest tam wiele ciekawych rzeczy, niektóre Matka czy
tać mi pozwala; różne mowy eeymowe, listy, paszkwile, wiersze; szkoda tylko, źe i do nich łacina się. wkręciła; nie wszystko czytać mo
g ę , a i tego co czytam, częśto nie rozu
miem. Kochana Matka chcęc się rozerwać, Wolnego czasu w klasztorze używa na przy
pomnienie sobie dawnych umieiętności, i iuż zaczyna gładko czytać w tych rękopismach.
Łacinę Ciotka Przeorysza nam tłómaczy, i nie
ie-
123
na ziemi iagody rosnę, a za iagodami stru
mień, a za strumieniem xiędz iakiśj zerwałam parę iagód, ziadłam, a chcgc przeyść strumień po kładce, spoyrzałam w niego, zobaczyłam siebie lecz z siwemi zupełnie włosami, zdzi
wiona, krzyknęłam i obudziłam się. Przy śniadaniu opowiadałam ten sen Ciotce aż się zaczerwieniała z radości; bo iak piszę w sen
niku zwidzieć naczynia srebrne i godziny bi- ięce słyszeć, znaczy stan odmienić/ konia spot
kać o dwóch nogach to iest wielkie wynie
sienie; zbierać iagody, to samo co wielkiego nieprzyiaciela pokonać, włosy zaś siwe u sie
bie zobaczyć, znamionuie urzęd wysoki. A do tego ten habit, ci ludzie, ten xiędz, czyż nie oczywiście mówię, że weydg w stan du
chowny? Tym nieprzyjacielem iest (mówi Ciotka) ta skryta chętka zabaw światowych, która mnie od tak świętego powołania od
wodzi, a urzęd wysoki godność Przeoryszy, którę kiedyś piastować może będę. Zupeł- niem przekonana, i doprawdy, źe mi się za
czyna podobać życie klasztorne. Zbawienie pewne, cicho, spokoynie, o nic głowa nie za
boli, robota żadna nie nagli; które zakonni
ce sprzeczne, to prawda, źe czasem strasznie
9’"'
1 2 2
zdrowsza lepiey wygląda, ia spokoyniey po nocach sypiam-, iuż nie budzę Anulki, nie widzę tak zawsze Oyca przed oczyma; a ko
chana Ciotka codzień dla nas lepsza. Kto wie czy to iuż nie taka wola Boska, żebym ia zakonnicę została; cały klasztor zaczęwszy od Ciotki zgadza się na ten wniosek, bo posłu- chay tylko co mi się onegdayszey nocy śni
ło. Śniło mi się, żein była niby wTopolów- ce, niby w klasztorze, niby w izbie, niby w lesie, a raczey w mieście czyli też w o- grodzie. Długo szłam z Matkę i z Ciotkę, ale niewiedzieć iakim sposobem straciłam ich z oczu; dogonić i znales^ź chciałam a nie mogłam. Wiele napotykałam ludzi, wszyscy na mnie tylko patrzyli, a ia nie byłam do
brze ubrana. Czasem zdawało mi się, że ni
by widzę habit Ciotki Przeoryszy, ale wkrót
ce znikał. Przechodziłam przez różne domy dla skrócenia drogi, widziałam wiele naczyń srebrnych bardzo do naszey cyny Gdańskiey podobnych, słyszałam zegar zupełnie tak bi- ięcy iak nasza kukułka, w ieduey staience nadybałam na konia, był to niby nasz wierz
chowiec, ale tylko o dwóch nogach; nareszcie
zaszłam niby do iakiegoś lasku; patrzę, a tu
125
sztoru ochotę, ta iey chęć mnie zachęca; by
łybyśmy zawsze razem. O! gdybym tylko wiedziała czy dusza Oyca gniewać się na mnie nie będzie? ale skoro Matka zezwoli, cze- góżbym się bać miała? Ona iest mi teraz ' i Matkę i Oycem. A wreszcie okoliczności rzeczy zmieniaię, iak mówi Ciotka. Dawniey było wiano, był Oyciec, to woiak chętnie byłby się posunęł; ale teraz kiedy Haydama- cy wszystko zabrali, i Oyca niema, trudniey- sza będzie sprawa; a w klasztorze chleb do s*mierci pewny. Od Wuia ieszcze odpowiedzi niema.
LIST SIÓDMY.
ze L w o w a 22. G rudnia 1753. w Niedzielę.
Droga Urszulku, zmieniło się wszystko;
sen mara Pan Bóg wiara; i dobrze się stało;
iednak gdzie niema woli Oyca choćby i zmarłe
go, tam zapewne i woli Boski ey niema. Już nie będę ani Zakonnicę, ani Przeoryszę, bę
dę wcale czem innem; posłuchay. Był odpis
od Wuia. W nim pisze: źe Xięże Woiewoda
tak iest sprawiedliwy i dobry, że niezawodnie
skoro się dowie o niedoli naszey, nagrodzić
każę Matce iey straty i krzywdy, i wróci ię
124
się kłócę, bo często od plotek cały klasztor się trzęsie, ale która lubi pokóy i chce go, to go i ma. Siostry Taidy naprzykład iak- by tu nie było. Schodzi się z innemi na na
znaczone godziny do chóru, do refektarza, odwiedza prawie codzień Ciotkę Przeoryszę, z resztę siedzi sobie w celi, czyta, pisze, mo
dli się, robótki robi, nie wie o żadnych plot
kach, i mówi, że iak źyie, tak szczęśliwę nie była. Szczególne się też tego lata zdarzyło względem niey zjawisko, i przydało iey dzi- wney zalety w oczach całego Zgromadzenia.
Przed oknem iey celi, w ogrodzie klasztor
nym urodziła się lilia biała nadzwyczayney wysokości, łodyga iey spłaszczona iakby de
ska, na wierzchu sześćdziesięt 6iedm kwia
tów wydała, a zapach nierównie był od po
spolitych lilii pięknieyszy. Uważaię to wszy
scy zą dowód iako Pan Bóg przyimuie mile iey śluby. Może kiedy przed moię celę ie- szcze pięknieysza lilia wyrośnie. Co będź, iey szczęście i swoboda bardzo mnie do ha
bitu zachęca. Kiedy ona Xięźna i tak wiel
ka Pani może żyć bez zabaw światowych,
czemużbym ia biedna dziewczyna obeyść się
bez nich nie mogła? I Anulka ma do kia-
1 2 7
bardzo iey córeczce pochlebił. Oto masz ka
wałek z iego Arkuszowego listu;; iak pisma i mowa wszystkich dzisieyszych modrych ludzi nastrzgpiony iest łacing. Ciotka Przeorysza nam ig wytłómaczyła. »£lżbietka (pisze on) iak mi vox populi (to ma bydź głos ludzki) do
nosi, dobrze sig zowie Rzeczycka bo iest wca
le Panna do rzeczy, posiada wysokie umieig- tności; zatem wpaść może in faworem (czyli właski) Xigźney Pani; a ztgd lustr padnie na ród iey cały*’;.. Tak wiele sobie nie obiecu- ig ; ale to bydź bardzo może, iź iak raz bg- dg przy Xigżnie, sprawa Matki łatwo dobry obrot weźmie, zdarzy sig niezawodnie spo
sobność opowiedzenia Jey całey naszey niedo
li; ona to powtórzy Xigciu Woiewodzie, al- boliteż zaymie sig sama polepszeniem losu Ma
tki; naprzód, że klucz Granowski ona Xigciu Woiewodzie w wianie przyniosła; apowtóre, że to ma bydź Pani cnot rzadkich, i "niesły
chanie bogata. Jey szkatuła odpowiada sercu a serce szkatule, pisze Wuy w swoim liście;
a Ciotka Przeorysza mówi, że to prawdziwe ziawisko. Kochana Ciotka! strapiona tg zmia- ng, ale nie traci nadziei, i powiada, że kie
dym z Ukrainy wróciła do klasztoru, to tem
i z 6
do dzierżawy; ale iak Ciotka mówi z Wuia>
szka Dohrodzieia cały dworak. On pisze, że dla rodzonego Oyca, nie poważyłby śig po
wiedzieć co w brew Xigciu Woiewodzie, na Kommissarza klucza Granowskięgo; bo Xigże Pan, wielkie w tym człowieku położył zaufa
nie; ale dodaie, że bgdgc sam dosyć dobrze widziany od Xigżney Jmości, ma nadzieig wy
robienia u niey, iż mnie w liczbie swoich Pa
nien dworskich pomieści. Wystaw sobie, Ur- szulku, ia bgdg Panng dworskg u tak wiel- kiey Pani; to lepiey iak Zakonnicę.... Może wreszcie nie lepiey dla zbawienia; droga cno
ty u dworu ma bydź bardzo śliska... Ale pa- migtam, że Xigdz Skarga, ten mgź taki mg- dry i pobożny pisze gdzieś: W każdym sta nie zbawionym bydź m ożna, byle kto chciał szczerze, iakoż piszgc żywoty Swigtycli nie o samych zakonnikach mówi. Swigta Anna miała mgża; a! i Swigta Elżbieta patronka moia mia
ła i mgża i syna. Bez wielkiego wigc stra
chu udam sig do dworu; na tey śliskiey dro
dze rękami i nogami trzymać sig bgdg; przy
pomocy Boskiey nie upadng i tern wigkszg
zasługg pozyskam; kochana Matka wcale nie
od tego; ale bo też i Wuiaszek Dobrodziey
129
nym ślubem poięła małżonka, iakiemu równe
go w uczynności i hoyności niema podobno Litwa i Korona. M ówię, źe trudno poięć ile on świadczy, iakę iest Obywateli podporę..i Wiesz co on robi dobrey szlachcie? Nie po- trzebuięc nigdy cudzych pieniędzy, bo ma swo
ich zadosyć, bierze iednak chętnie gdy mu kto chce oddać iaki kapitalik; ale cóż z nim poczyna? oto nie wyimuięc i grosza zworka, przywięzuie do niego karteczkę, gdzie nazwi
sko właściciela, ilość summy, dzień i rok w których te pieniędze płożył sę zapisane, i kłaść go każę do wielkiey skrzyni od którey klucz zawsze przy sobie nosi; na pierwsze zawoła
nie Szlachcica, oddaie mu iego pięniędze z na
leżytym procentem. A iaki zamożny! Powia- daię, że iak wjeżdża czasem do Warszawy, to z takim taborem, że iuż pierwszy powóz iest w bramie pałacu iego na Krakowskiem przed
mieściu będęcym, a óstatni ieszcze na Pradze za Wisłę-; blisko ćwierć mili zaymuie orszak i dwór iego. Ach! iak to będzie dobrze do
stać się do tak dobrych, do tak wielkich Pa
nów! Ale czy tylko sig dostanę? Wszystko
iak widzę niepewne na tym świecie! Oyciec
się troszczył, że nie będzie miał gdzie cho-
1 2 8
łatwiey z Puław powrócę. Przyznam ci się, że ia wętpię; iuż ani mogę myśleć o celi i o habicie, zupełnie co innego zaiechało w gło
wę. Może to iakieś szczęśliwe przeczucie, ale nawet lubo wiem, że mi żal będzie opuścić Matkę, Anulkę, Ciotkę, przecież od tego li
stu iak inna iestem; tyłem o wielkich Dworach, o wielkich Panach słyszała, a raz tylko na o- hłóczynach Siostry Taidy widziałam ich kilku
nastu. 2 wielkę Panię źadnę nie rozmawia
łam , prócz kilku słów z Siostrę Taidę, ale ona iuż też nie iest wielkę Panię. Bać się też ich ani myślę: naprzykład iak będę przed
stawiony pierwszy raz Xiężnie Pani, wcale się ani zmieszam, ani zlęknę; i ieśli to się przyzwoicie da zrobić, opowiem iey zaraz ca
łe nasze nieszczęście. Cuda wszyscy prawię o dobroci iey serca. Jaką to ma bydż żona, jaka M atka, iaka Obywatelka! Oyciec iey A- dam Sieniawski, Hetman Wielki Koronny, o- statnim był z znakomitego rodu Leliwczyków Sieniawskich, a na niey iedynaczce dwóch i- mion M arya, Zofia, kończy się i linia żeń
ska tego domu. Ona iuż drugiego ma Męża.
Pierwszyih był Stanisław Dónhoff Woiewo-
da Połockii Hetman Polny Litewski, apowtór-
— i3 i —
miała dobrze, bracia nie bgdę sig czepiać po cudzych domach, bgdziemy wszyscy razem, a to wszystko przezemnie. Bo ia ani myślg wiekować u D w oru; iak tylko otrzymam cze
go pragng, wrócę, podobno iuż nie do kla
sztoru ale do kochaney Matki. . Pan Szatny pisał: nie w pierwszey fortunney chwili, gdy zobaczy, źe sig może dyspensować przez czas jakiś' od ważnych obowiązków urzędu swego, złoży submissyę Xięciu Wojewodzie i sam po mnie zawita do Lwowa.”— Xięstwo bawię te
raz w Puławach) i ia tam poiadg; podobno 56 mil ztęd drogi. Nie pisałam do ciebie na
tychmiast po odebraniu tey pomyślnóy wie
ści, naprzód żem nie miała sposobności, a powtóre, czasu mi nie dostawało. Dzień i noo prawie cięgle szyiemy i pracuiemy z Matkę i z Anulkę, żeby przecie iako tako u Dworu wy
stępie. Wuy napisał, że o to nayw^gcey sta
rać sig należy, bo dworacy po sukni o czło
wieku sędzić zwykli. Dziwni to muszę bydź lu d z ie !.... Pan Szatny przysłał na moig wy
prawę 4 ° tynfów w podarunku;, niech mu Pan Bóg stokrotnie zapłaci! Ciotka Przeorysza da
ła co mogła tak w pieniędzach iak w rzeczach,
nie wiele wprawdzie, ale z iak naylepszem
Wać zboża, a końca żniwa nie doczekał. Mnie się iuż tak na pewno śniło, źe będę Zakonnicy ą daley daley Przeoryszę; a coś. się na to wca
le teraz nie zanosi. Wuy iednak iak pisze, ma wielkę mego przyięcia nadzieig; bo sko
ro kto zaleci Xigżnie Woiewodzinie Panienkę uczciwego wychowania, ubogę a szlachciankę, natychmiast ię bierze. Ja to wszystko mam za sobę. Nie odrzuci mnie \yigc Xigźna. Wszak prawda, Urszulku? Co będź się stanie, nie omieszkam ci donieść, a teraz byway zdrowa.
— 130 —
LIST ÓSMY.
z e L w o w a 6 L utego 1754 w e C zw al-tek .
Kochana, złota, naymilsza Urszulku, iuź iak gdybym była u Dworu; dwa tygodnie te
mu Matka odebrała pomyślny od Wuia od
powiedź; Xiężna Pani przystała na przyięcie JmćPanny Elżbiety Rzeczyckiey, siostrzenicy Pana Szatnego, który iak pisze w coraz wyż
szych iest faworach u Jchmość Xigstwa. Przy
stała na to! czy słyszysz Urszulku? czemuż tu nie iesteś? uściskałabym cię. Bo zważ tyl
ko ile dobrych rzeczy ztęd wypaść może; Ma
tka wróci na swóy chleb, będzie się znowu
133
bieski z królikami, drugi na świgta kamloto- wy biały, trzeci na codzień barakanowy cie
mny, i salopkg droietowg czarng. Dotgd nie miałam nigdy więcey nad dwie spódnice i ieden kontusik, niewiem też sama co robić z rado
ści? To mnie iedynie trapi, że Matka ogo
łociła sig ze wszystkiego dla mnie, i że Anul- ka nictakicb piękności niema; możeć też Fan Bóg mi pobłogosławi! a iak mi sig u dworu powiedzie, to i Matce i siostrze pomocg bę
d ę ; a tym wszystkim, którzy mnie teraz da
rami obsypuig, w tróynasób sig wypłacę. — Gorgco o tg łaskę Tróycy Swigtey błagam! a skoro sig uspokoig, zaczng odmawiać codzień Koronkę do Trzech Królów. Ciotka Przeorysza mnie iey nauczyła i powiada, że to sposób naylepszy, żeby sig w sprawach maigtkowych dobrze powodziło. Sama odmawia ig codzień od młodości. Byway zdrowa, moia Urszulku, nie mogę pisać dłużey, mam ieszcze wiele do roboty. Dopieroż to przy Dworze, będę ci miała co prawić, iuż też z klasztoru żadnego odemnie nie odbierzesz listu.
(D a lszy ciąg nastąpi.)
— 132
sercem/ ona nieboga i tak sig lgka, żeby ićy drugie Zakonnice nie miały za złe, że przez długi iuż czas troie krewniaków żywi, i Bóg wie póki dwoie żywić będzie musiała! Już i tak parg razy słyszałam Siostrg Szafarkg iak sobie mruczała pod nosem: „Nastarczyć te- ńraz niczego nie można, tyle gęb do iadła
„ przybyło!” Niechże sig to iuż prędko za
kończy !... Moia Matka Chrzesna ieszcze przy wyieździe naszym z Ukrainy dała mi swóy kontusik grodeturowy niebieski w białe kwiaty, królikami podszyty i obłożony, i iubkg dro- ietowg czarnę. Matka też miała ieszcze ślu- bnę suknię, katnlotowg. białę, trochg Braban- ckich koronek, i cieńkiego płótna własney ro
boty, wszystko to mnie dała; i ia pewna ie- stem , że żadna Xigżniczka w Litwie i w Ko
ronie, iuż sutszey nie może mieć wyprawy, iak ia bgdg miała. Niech ci tylko napiszg.
Bgdg miała cztery koszul, wszystkie cienkie i białe do połowy; bgdg miała trzy pary pończoch, sama nici na nie uprzgdłam, Anulka zrobiła;
bgdg miała dwie pary trzewików na korkach,
dwie spódnice dymowe białe z szerokiemi fal-
banami, dwie kuczbayki, iedna biała, druga
czerwona; trzy kontusiki, ieden na zirng nie-
—• 137 ~
za Oycowskie przyięć raczył! Po ukończo- nem Nabożeństwie niepoiętóy doznał ulgi, choć ieszcze smutny, stokroć był spokoyniey- szy^ w kilka godzin stanął w Warszawie, wła
śnie na dzień naznaczony. Xigdz Rektor przy- igł go mile otoczyli go szkolni towarzysze, znalazł kilku z okolic swoich, ale nic mu przyiemnem nie było, póki o Oycu nic pe
wnego się nie dowiedział. Nareszcie odebrał list od Matki , donosiła mu z radościę: „źe
„Oyciec daleko zdrowszy; trzeciego dnia po
„iego wyieździe z domu, rano, koło dziewię-
„tey godziny, bardzo był źle, ale przesiliła
„się goryczka, i od tey chwili coraz się ma
„lepiey.” Podskoczył Romanek z ukontento
wania, i podziękował Bogu, że raczył przy
jąć ofiarę iego. Wkrótce naocznie się prze
konał o zupełnem zdrowiu Oyca: w kilka bowiem tygodni przyiechał sam do Warsza
wy, i z roskoszj serca uściskał syna.
Romanek iest ieszcze dotgd w szkołach.
Zachęcony do nauki światłem, słodyczę,. gor
liwością Mistrzów swoich, i współ-uczniów przykładem, obiecuie, że zalety rozumu iego
wyrównaig kiedyś serca przymiotom.
Tom II. N er IX . 10
156
mi raz leszcze; iedzie, i przez całę drogę pła
cze. Trzeciego dnia rano koło dzięwigtey godziny wypadło im przeieźdźać przez Kai- waryiskę górę; kiedy przed karczmę konie wytykały dzwonić, zaczęto. Romanek prosił starego sługi, żeby z nim poszedł do kościo
ła. Nie doznał odmówienia, i poszli oba.
Idęc chłopczyna był nie swóy, widać;było, że chciał coś mówić a nie śmiał. Nareszcie wziąwszy przewodnika swoiego za rękę tak mu powiedział: „Babunia dała mi dukata,
„żebym sobie co ładnego w Warszawie kupił;
„dla mnie nic w świecie całym niema ładne-
„go kiedy Tata ch ory!.,. Mam naw6j iakieś
„przeczucie, dodał, ząlewaigc się łzami, że
„w tey chwili naymocniey iest słaby; póydź-
„m y więc do Kustosza tuteyszego klasztoru,
„niech dziś ieszcze za tego dukata każę od-
„ prawić Mszy kilka, ażeby Tata ozdrowiał."
Stary sługa i na' to chętnie zezwolił. Kustosz obiecał dopełnić żędania dobrego syna; na
tychmiast wyszła Msza iedna, którey Roma
nek z iak naywiększę pobożnością wysłuchał.
Płakał łęczęc prośby swoie z prośbami kapła
na; iak Zbawiciel za wszystkich ludzi się ofia
rował, tak.on błagał Boga, żeby iego życie i
za
139
„A Król?” „T o wielki Pan.” „A kiedy on wielki, iakże się w znałem mieście pomieścić potrafi?” I długo mu rodzice tłomaczyć mu- sieli, ie inna iest wielkość miasta, inna wielkość człowieka.
• M
yśl nowa.
Dzieci Głuchonieme z Instytutu Warszaw
skiego, które za staraniem i pracę prawdzi
wie pobożnego męża, przypuszczone zostaię do naydroższych przywileiów człowieka, do światła i poznania, lubię wyszukiwać źrzódło i przyczynę nazwisk tych rzeczy, które im Mistrz z anielskę cierpliwością tłomaczy; i tak: gdy niedawno wykładał im co to iest zboże? iak potrzebne i użyteczne, iakim iest posilnym i zdrowym pokarmem; iednemu z nich błysnęły oczy radościę, i dał poznać, że ra myśl nowę natrafił. Gdy ię znakami na iaw wydał, taka odkryła się uwaga: „Słu
sznie ten dar dobroczynny Oycowie nasi na
zwali „z Boże, bo zapewne z Boga pocho
dzi rzecz tak dobra i potrzebna.” W tey u- wadze niemasz w prawdzie grammatyczney dokładności, ale iest wigcey, iest trafność my-
10*
138
III.
ANEKDOTY PRAWDZIWE o DZIE
CIACH.
C Z U Ł O Ś Ć Z O S I.
Przykłady wygórowane'y czułości można niekiedy m iędzy dziećm i napotkać. Zosia K.
w czw artym roku życia swego straciła Matkę, którę kochała iak zwykły dzieci kochać do*
b rę M atkę. Kiedy iuż złożonę i zamknięty w trum nie wynosić miano na zawsze z do
m u, Zosia łkaigc od wielkiego płaczu krzy*
knęła: „M am o! poczekay, Zosia póydzie z to- b ę ! ” I w rzeczy sam ey, słaba od dnia tego w krótkim czasie umarła.
D
ziecinnaR
achuba.
Państwo Z. w ieźli do Krasnegostawu ma
łego synka, żeby i on zobaczył Króla, który tamtędy m iał przeieżdżać. W drodze chło- pczyna spytał się: „C o to iest Krasnystaw ?”
„ T o małe m iasto” odpowiedział m u Oyciec,
— i4 i —
niewinnemi tylko napoione iest uczuciami; dą.
lekie od wybuiałych pragnień i żądań, lada czem się cieszy, lada czem zaspokojone; wsZy.
scy na was z pobłażaniem patrzą, tyle macie życzliwych sobie, każdy wam chętnie rękę po- daie, umysł nieświadomy oświeca, dobrey rady udziela; zachody, starania, kłopoty życia, złość ludzka obcemi są dla was, źyiecie iakby w in
nym i w szczęśliwszym świecie, używacie swo
bód i korzyści których iuź żaden wiek nie po
wtórzy. Tak maiowey zieloności, miłego śpie
wu słowika, sama tylko używa wiosna. Po- znaycieź się na tem szczęściu waszem, umiey.
cie go cenić, a co lepsza korzystaycie z niego.
Wiek dziecinny iest wiekiem w którym iak wam iuż wiadomo, wszystko się zaczyna, wszy, stko się rozwiia, wszystko z łatwością przy
chodzi. Serce, które niedawno bić zaczęło, iak snadno wprawić ażeby iedynie dla szlachetnych uczuć biło! duszy niedawno ooknioney, iak ła
two czerstwość i siłę nadać, karmiąc ią tylko zbawiennym pokarmem; umysł zupełnie zdro
w y bez wielkiey pracy da się uchronić od błę
dów zarą^y. Ale nie traćcie czasu o dzieci lu
be! niech każde z was pracuie, starania dokła
da żeby codzień bydź lepszym i umieiętnieyszym,
— 140 —
śli, rzetelność uczucia, iest dowód iakg. czy
sty pobożnością w te m łode dusze Mistrz ich wpaia, i iak się pomyślnie przyimuie.
IV.
W Y JĄ TK I SŁUŻĄCE DO UKSZTAŁCENIA SERCA I STYLU.
KORZYŚCI DZIECINNEGO WIEKU.
Niewiem czy k tó re z was, lube dzieci mo- ie, zastanowiło się iuź kiedy nad nieocenioną korzyścią wieku swego? Ach! porzućcie na m om ent gry i zabawy wasze, zbierzcie ten u- m ysł zw ykle roztrzepany, i zastanówcie się co prędzey nad szczęściem waszem; bo każda chwi
la spłyniona uym uie cząstkę tego drogiego skarbu, a żaden nie przebiera się łatwiey. Po- znaycieź go więc nim go utracicie, bo porzu
ci on was iak i nas p o rz u c ił!... Dziś, w czy- stey duszy waszey śpią ieszcze burzliwe i nie
bezpieczne namiętności, zaledwie z imienia zbro
dnie i występki znacie; serce wasze swobodne
143
I I .
RUMIENIEC, NIEWINNOŚĆ, STAŁOŚĆ, FIOŁEK.