• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.2, nr 9 (1824)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.2, nr 9 (1824)"

Copied!
46
0
0

Pełen tekst

(1)

ROZRYWKI dla DZIECI.

N er IX. i. W rześnia 1824.

I.

W SPOM NIENIA NAIYODOW’E.

LISTY ELŻBIETY RZECZYCKIEY

DO

PRZYJACIÓŁKI SWOIEY URSZULI *»•

zapanowania Augusta 111 pisane.

LIST CZWARTY.

z T op olów k i II Lipca 1753 w e Czwartek.

|~ )o n o sze c i, droga U rs z u lk u , żeśm y w szyscy z łask i P ana Boga z d ro w i; iu ż bardzo d aw n o n ie p is a ła m do ciebie, bom n iem ia ła sposobno­

ści. Ś w ięta W ielkonocne b y ły p a ra d n e , go­

ści b e z lik u . D rugiego dnia się ziecliali, m ie ­ li w yieźdzać n azaiutrz, ale iakeśm y zaczęli m o­

lo m II. Her IX . 8

(2)

SPIS RZECZY

W TYM NUMERZE ZAWARTYCH.

Stronnica.

1. Listy Elżbiety Rzeczy ckiey do przy­

jaciółki swoiey Urszuli *** zap an o ­

wania Augusta III pisane ... 57.

2. Szkodliwy nałóg, P o w ieść... 83-

3. Jzabelcia ł ... 87-

4. Trafność J ... 88«

5. O pogardzie b o g a c tw ... 6. Różnica między Słońcem i ogniem . . 96.

7. List ósmy M atki o wychowaniu córek sw oich. ... 97.

8. Strum yk, P rz y p o w ie ś ć ... 103.

O

(3)

— 107 —

rzędku wrócił, pozwolił mi uczyć Anulkę; a- le dawszy to pozwolenie powiedział do niey:

„Dziewczyno! zgadzam się wreszcie na to że-

„byś się uczyła, ale żebyś mi przy tey nauce

„nie zarzucała gospodarstwa, bo natychmiast

„wszystkie xiężki i pióra popalę. Zapatruy się

„na siostrę; iak ona czytayźe iuż i pisz, kie-

„dy taki nowy nastał teraz obyczay, ale iak

„moia czarnobrewa nie leń się do pracy.” — Skłoniłam się Oycu do nóg za te słowa, aż mi się coś w sercu rozsmiało; a on ieszcze pogła­

skał mnie po twarzy, i kochanę dziewkę swo- ię mnie nazwał; wtenczas też zapłakałam, a- lem wybiegła co tchu z izby, i przemyłam so­

bie oczy u studni, bo Oyciec nie cierpi kiedy kto płacze; powiada że to znak słabego serca, a takiem-Polskie i szlacheckie bydź nie powin­

no. — Anulka uczy się bardzo chętnie, iuż ca­

łe Abecadło poznała, i zaczyna dobrze litery składać; dziwnież mi miło ię uczyć! szkoda tylko że mało mamy jnężek; uczy się na kan- tyczkach. Przewybornie dnie spływaię, a tak prędko że się i obeyrzeć niema czasu; nie dawnośmy sieli, a wkrótće wypadnie myśleć o żniwie. — Wprawdzie nie modlę się tyle co w klasztorze, nie tak często Mszy słucham, a-

8*

(4)

io6 '

lestować i prosić, bawili do przewodnicy Nie­

dzieli. O! była co się zowie hulanka! dogo­

dziło się sercu moiemu, bo było czem często­

wać i kogo. Oyciec wycięgnęł z komory pu­

zderko Gdańskiey wódki, Wysączyliśmy sześć flasz co do kropli; wydobył i Wołoszyna z pi­

wnicy; to takie słodkie i dobre winko, źe i my dziewczęta iakeśmy zaczęły go kosztować wieczorem, sen nas zmorzył i spałyśmy czter­

naście godzin iednym cięgiem. Było też hu­

czno i wesoło; ieszcze mi nogi drgaię iak so­

bie wspomnę! Nasz domek niekoniecznie ob- szerny; cztery tylko mamy izby, sypialna, ba­

wialna, iadalna i czeladnia, alkierz i komorę;

w każdym też kęciku pełno było. Rodzice u.

stępili starszyznie sypialney komnaty i łóżek, a reszta gości i my, spaliśmy w drugich izbach na ziemi pokotem. Słomy nam nanieśli, ki- limkami i skórami przykryli, i nasz Król Au­

gust nie śpi tak smaczno w swoich niemieckich pierzach iak my smacznie spali. Święcone by.

ło wyborne i obfite; móy kołacz wielki iak stół karczemny, udał się wyśmienicie; we Sro»

dę świętecznę iuż niebyło i okruszyn z niego;

Oyciec niezmiernie był konteut, i iak się go­

ście roziechali, i dom nasz cokolwiek do po-

(5)

log

których iest kilka drzew w naszym sadzie. Oy- ciec ich sam pielęgnuie, gdyż to owoc rzadki, pierwszy raz obrodził tego roku, — Od Ciotki Przeoryszy raz tylko miałam wiadomość, zdro­

w a, ale pisze że iey niesłychanie smutno beze- m n ić, i żeby mnie rada widzieć znowu w kla­

sztorze. Ja iey tego na wzaiem napisać nie mo­

głam; bo chociaż i % kocham serdecznie, bar­

dzo mi w domu wesoło, i za góry złota nie odiechałabym iuż od rodziców. Siostra Taida iak Ciotka donosi, zupełnie szczęśliwa z obra­

nego stanu; nic światowych wielkości i zabaw n ie źa łu ie , a pokorę, posłuszeństwem i pobo­

żnością zbudowaniem iest całego Zgromadze­

nia. — I my tu bylibyśmy zupełnie szczęśliwi, ale od kilku dni mamy pewien kłopot. Oy- ciec mówi że niesłuszny, ia się iednak cokol­

wiek tu rb u ię, bo matka nim wielce zafraso­

wana. Straszę nas Haydamakami; iest to zgra­

ja hultaiów , łotrów , zbiegów, Bóg wie nie

skęd, którzy iuż od niepamiętnych czasów na

granicach Ukrainy po stepach się kryią, i żyię

iedynie kradzieżą i łupieztwem. Co raz bli-

żey ku. naszym stronom podchodzę; łęczę sig

z niemi w wielu mieyscaeh, chłopi tak hardzi

iak wiesz w tey krainie, i rażeni z niemi do-

(6)

io8

le Matka mówi, ie zarówno chwalę Pana Bo­

ga, bo nigdy niepróźnuię, i złego iak ognia sig strzegę. I tu iak w Klasztorze "Pan Bóg na mnie patrzy; i na naszych ścianach popisane sy te słowa wielkiemi literami. Nie raz iak iestem w izbie, aspoyrzę na to pismo, to choć­

bym miała co złego zrobić, daię pokóy. Wczo- ra naprzykład dziewucha nasza Zofka tak ,po- motała śliczne nici na pończochy, źe strach było patrzeć. Matka mi ie dała do rozplata­

nia; byłam sama, zaczęłamże się niecierpli- wieć, szarpać, ciągnyć ów mot biedny, i plą­

tać go ieszcze gorzey. W tem przypadkiem spoyrzałam na ścianę, i przeczytałam te słowa:

Pan Bóg na nas patrzy. Upamiętałam się na­

tychmiast, zaczęłam zwiiać pomału i uważnie,

i doszłam do ładu. — Od nieiakiego czasu wię-

cey mam chwil wolnych, bo sysiedzi iuż rza-

dziey nas odwiedzały; każdy w domu siedzi

gospodarstwem zaięty; urodzaie będy wielkie

w tym roku. Oyciec sig zawczasu troszczę, bo

trzeba będzie kopać nowe doły do chowania

zboża, a wszystkiego na gorzałkę nie potrafi

wypalić. I owoców będzie mnóstwo; cieszę

się na nie osobliwie na czereśnie, bom do nich

we Lwowie nawykła, i na śliwki Darmanckie,

(7)

1 1 1

„cki jak Sobieski, a lepszy pewno od Wiśnio-

„wieckiego. Nie doczekasz sig Waść, żebym

„ia przed kim zmykał; ia nie przy kgdzieli ale

„w obozach schowany; gromiła dobrzeSzwe-

„dów ta karabela, da radg tym łotrom. Niech

„tylko zayrzg. do naszey wioski, zobaczą iak

„ich przywitam!” Kiedy sobie przypomng te słowa Oyca i tggg iego ming, nabieram odwagi;

i żeby sig tylko Matka nie bała, ia bym wszel- kiey zaniechała boiaźni.

LIST PIĄTY.

Ze Lwowa 13 Październik*

1755 w Piątek.

O moia Urszulku! iakże cig ten list i za­

dziwi i zmartwi. Jakież okropne Pan Bóg zesłał na nas nieszczgście. Oyciec, kochany móy Oyciec nie żyie! zgingł, a ieszcze iakim sposobem! Te łotry, ci niegodziwi hayda- macy, zabili go. Właśnie dziś dwa miesigce iak sig to stało, a mnie sig zdaie, że towczo- ra, bo ieszcze mam serce wskroś żalem prze- igte. O kochany Oycze! czemużeś przynay- mniey nie zgingł w bitwie iakiey z nieprzy­

jaciółmi oyczyzny, nie zdawałby nam sig zgon

twóy tak srogi; nie byłaby twoia żona takg

(8)

11O

my Pańskie i posiadłości palę, rabuię, pusto*

szę, a nawet czasem samych Panów zabiiaię.

Mówię o kilku takowych przygodach, truchle- iemy z M atkę; Oyciec i bracia nie każę nam wierzyć tym wieściom, a wreszcie mówię, źe nas obronię. Jeszcze wczora kiedy przy wie­

czerzy Matka błagała Oyca, żeby pozwolił wy­

wieść do Winnicy kosztownieysze rzeczy, i sam przeniósł się tam z nami na czas iakiś, kiedy mu przedstawiała, źe iest niepodobieństwem, ażeby on z kilkoma ludźmi od tey hołoty nas obronił, powstał na nię z okropnym gniewem i zawołał: „Cóż to kobięto! zapominasz żem

„ia Polak, żem ia żołnierz z pancerney cho-

„ręgwi; mam ieszcze nad łóżkiem móy kaftan

„żelazny, mam całę zbroię, mam szablę, mam

„nawet łu k i saydak ze strzałami, których iuż

„mało u kogo uyrzyć można; ramiona też nie

„dla kształtu noszę, a ta ręka nie iednemu dała

„się we znaki. I ia miałbym umykać z mego

„domu przed tę nędznę hołotę? Ja Szlachcic

„Polski! A wiesz Waszmość co to iest Szla­

chcic Polski? Ja mogę hydź obranym Posłemr

„Rzeczypospolitey sprawy urzędzać, iednem

„słowem cały Seym rozerwać, a co więcey rao-

„gę hydź sam Królem. Taki dobry Rzeczy-

(9)

— U J —

z końmi i ludźmi gdzie indziey, Matka z na­

mi dwiema i z czeladką gdzie indziey, tak nawet, źe iedni o drugich niewiedzieli. Okro­

pne to było życie! Wniwecz się obrócił po*

rządek cały; ani ładu, ani składu, ani robo­

ty , ani nauki, ani wesołości; trwoga sama i niespokoyność; nie sypiałam nawet dobrze.' Ileż razy kiedy wiatr długiemi liśćmi trawy szeleścił, kiedy zaiąc przebiegł, myślałam, że iuź Haydamacy napadaią! śmiertelne poty wy­

stępowały na mnie, a całuiąc szfeaplerze, po­

lecałam się Nayświętszey Panny opiece. Już Matka nie chcąc nas tak dłuźey poniewierać, ćhciała odwieść i mnie i Anulkę do znaio- inych swoich do Winnicy, kiedy iedney no- r cy śfyszemy nagle w nieiakiem oddaleniu gwar straszny; tentent i rżenie koni, szczęk pałaszów, huk samopałów, świst kańczugów, razy pałek, krzyk, ięk, wrzawa, wszystko to razem obiło się o nasze uszy. Już nie można było wątpić, że naiechali Haydamacy. Mat­

ka biedź chciała ratować Oyca, lecz nie uszła i dwóch kroków, padła; ia z siostrą niemia,- łam nawet siły się podnieść, wszystkie trzy i czeladka koło nas będąca, straciliśmy przy­

tomność, i dopiero pierwszy brzask dnia wró-

(10)

112

wdowg, twoie dzieci takiemi sierotami, bo znalazłyby opiekunów, w Królu, w Hetmanach;

byłaby chwała, pociecha, nię byłoby żalu do nikogo za śmierć twoię. Ale tak żal iest do samego ciebie, iest chęć zemsty w dzieciach, a nie wiedzieć na kim iey poszukiwać, gdzie tego łaydaka żyda wyśledzić, tych łotrów do­

gonić, iak poznać tego który cię tg bezecng pałkę ugodził?... Wybacz moiey boleści, ko­

chana Urszulku, sama niewiem iakie słowa pióro moie kryśli, leszcze dotgd o tern nie­

szczęściu spokoynie myśleć nie mogę; będę iednak się starała opisać ci porzgdnie wszy­

stkie iego szczegóły. Donosiłam ci, że nas straszę Haydamakami, a Oyciec nie chce tym wieściom wierzyć; tym czasem codzień się po­

mnażały; nareszcie dowiedzieliśmy się, iż w sa­

mem Whiewództwie Bracławskiem o dziesięć mil od nas, ci hultaie wpadli do wsi iedney, zupełnie ig spalili, zabiwszy Pana i żonę iego;

przelękniona matka uprosiła od oyca, że iey pozwolił pienigdze i co było w domu droż­

szego zakopać w Sadzie, i źeśmy nigdy nie

nocowali we wsi. Przed zachodem słońca

wynosiliśmy się wszyscy w pole, codzień

w inne mieySce; Oyciec z braćmi, z bronig,

(11)

ii5

zetnknęł; stało się nad żądania iego! Oyciec skoro napadniętym został, tak się bronił dziel­

nie, że przez czas iakiś kilkunastu się opie­

rał, dwóch śmiertelnie zranił, każdego ugo­

dził; lecz na próżno pomagali mu bracia, na próżno zasłaniać go chcieli, sami kilkakrotnie ranieni czuli, że tracę siły, i kiedy Stanisław połę od źupana okręcał sobie pokaleczonę szyię z którey krew się lała, iedeń z tych łaydaków ugodził Oyca w głowę pałkę; padł natychmiast, bełkotnęł słów kilka zapewne o Bogu, o swoiey hańbie, o nas, ięknęł i sko­

n ał.... Obaczywszy to Haydamacy zlękli się i do ucieczki zabierać się poczęli; gonili ich bracia z Podstarościm i z ludźmi, ale znęka­

ni bólem i żałościę dogonić nie mogli; tym czasem ieden ich oddział zabrał stadninę, broń, rzeczy wszystkie które przy Oyca by­

ły , a drugi zrabował dom nasz do szczętu;

zabrali wszystko co do nitki, a czego wzięść nie mogli to porębali, popsuli. Szukali oni i nas; ale rzecz szczególna! Zyd choć wie­

dział gdzieśmy były ukryte, niechciał wydać;

bo Matka która tak iest dobra, że nawet dla,

żydów ma litość, raz iego żonę lekami swe-

mi z niebezpieczney choroby wyprowadziła,,

(12)

n 4

cii nam zmysły. Wkrótce Podstarości, z kil- koma parobkami, wszyscy zbici i pokalecze­

ni, przywlekli sig do mieysca gdzieśmy byli.

Matka spostrzegłszy ich zawołała: ,, A m ęi? » a synowie?” a nie odbieraięc odpowiedzi, padła znowu iak bez duszy; przyszła wnet do siebie, gdy iey Podstarości powtarzał, że żyię paniętka; ale o Oycu iuź nie wspo­

minał... Oyca iuż nie było!.. Właśnie tey wiosny Oyciec żyda palarza za oszustwo wy­

bił, brodg mu ogolić kazał, i'ze wsi wypę­

dził, ten mszczęc sig poszedł do zgrai tych łotrów, i podięł sig naraić im grackę zdobycz i hulankę; nie przepomniał o pięknem sta­

dzie naszem, o paradnym zaprzęgu, o ślicznym wierzchowcu, o domie zasobnym, o pełnych sepetach, cynie Gdańskióy, porządnych sprzę­

tach, i rzadkiey broni; słowem, namówił ich, żeby na Topolówkę napadli, Pana dzierżawcę tego zbili, cały dobytek mu zabrali, a on że­

by z tego korzystał. O niecnota! żebyć przy- naymniey tego łotra złapać można, ale tak uciekł, że ani śladu. On to znaięc wybor­

nie całę okolicę wyszpiegował mieysce, gdzie

na tg noc ukrył sig był Oyciec, doprowadził

tam tych hultaiów, a sam zwyczaynie iak żyd

(13)

— U 7 —

łała i pół beczek dla Anulki; nie tyle się tra­

piła okropnę na maiętku szkodę, pewnę bg- dęc, że iako tako biedę połata; ale kiedy na koszta pogrzebu Oyca, poszła do sadu odko­

pać te rzeczy, nic a nic nie znalazła. Zo­

staliśmy wigc ogołoceni do szczętu. Dzier­

żawa od roku płaconę nie była, bo Oyciec ogłędał sig zawsze na przedaż koni; na ten rachunek zacięgnęł także tu i owdzie dłuż- ków nie małoi ieszcze więc mniey iak nie zostało. Cieszyli Matkę przyiaciele i sęsie- dzi, którzy hurmem nas odwiedzali, tem że Dziedzic Xigże Woiewoda Panem iest miło­

siernym i Sprawiedliwym, ale ten Dziedzic może o sto mil był od nas w tedy, w iakich- ciś 'innych dobrach swoich, w Puławach, a tym czasem bliższy Kommissarz Granowskie- go klucza dokuczył nam srodze. Skoro sig dowiedział o śmierci Oyca, przysłał natych­

miast pachołków i kozaków z rozkazem: że­

by Matka zaraz zapłaciła rocznę dzierżawę, i ustępiła ze wsi, bo iuż ma innego dzier­

żawcę, Marszałka ostatniego Seymiku. Bie­

dna Matka odpowiedziała, że ustępi ale za­

płacić nie może. A kiedy prosili za nig przy­

iaciele i sęsiedzi, on im odpowiadał, że nie-

(14)

— n S —

i on iey to pamiętał. Dowiedzieliśmy sig te­

go wszystkiego od iednego z łotrów, którego żywym na placu bitwy zastali; ale szczęściem dla niego we dwa dni umarł. Wystaw sobie, moia droga Urszulku, co się z nami działo.

Widać, źe boleść nie zabiia, kiedyśmy ten cios przeżyły. Pomimo ciężkiego żalu, Mat­

ka opatrywała sama ciało Oyca, chcęc doyść iakiego śladu życia, ale na próżno, iuż od­

dał ducha Bogu. O moia złota! żebym stu lat doczekała, nie zapomnę nigdy tego ciała bez życia, tey głowy zsiniałey i roztrzaska- irey, tych oczów wyszłych z mieysca, tych.

rę.k pokaleczonych. Jeszcze mi sig co noc wydaie, że przychodzi do mnie Oyciec skrwa­

wiony, słyszę ięki, widzę rany; jeszcze co noc powstaig drżjca z mego posłania, budzę Anulkę z którj w iednem łóżku sypiam, i mówiemy razem pacierz za duszę Oyca. ..

A bracia! bracia! iak okropnie wyglądali!

O życiu Franciszka wątpiliśmy dni kilka. O!

iuż nigdy nie umrę, kiedym w tenczas nie umarła. Ale nie tu koniec nieszczęść naszych.

Matka iak wiesz zakopała w sadzie pieniędze i co było w domu droższego; była tam i be­

czka miedzi, którg dla mnie na wiano uciu-

(15)

— n g —

Już parę niedziel, jesteśm y w klasztorze; ko­

chana Ciotka bardzo nam rad a, chociaż się serdecznie spłakała nad śm iercię brata i nad sm utnym naszym, losem . M am y osobnę na- 6zę izdebkę^ D rugie zakonnice dosyć łaska- w em okiem na nas patrzę. Frzychlebiam się im też iak mogę. N ie iest nam w esoło, nie iest nam w setney części iak było w domu, ale przynaym niey cicho i spokoynie, i nie boie- m y się niczego. Bracia, zostali na Ukrainie, Stani­

sław baw i przy moich Chrzesnych, Franciszka naparł się koniecznie P anW oyski; wszyscy i tam i tu M atce radzili i rad zę, żeby się u- dała prosto dó samego Xięcia W oiew ody; on pewno zlituie się nad iey n ied o lę, rok ten dzierżaw y daruie, da sposób spłacenia dłuź- ków i dalszego życia. N iew iem czy w iesz, kochana Urszulku, że brat m óiey M atki iest Szatnym ( * ) przy tym X iężęciu ; przez niego w ięc poskarży się na Kom m issarza, o sprawie­

dliw ość i zlitowanie prosić będzie. Już pisała w łaśnie wczora do niego, a raczey Ciotka

(*J Szatnym zwał się ten, który miał dozór nad sukniami

i

sprzętem Pańskim, kiedy był szlachcicem i po polska chodził; wtedy miał rangę między ofhcyalistami. Ob­

cych lub w francuzkim stroi u się noszących, zwano Ka»

Tncrdynerami, i iuź należeli do liberyi.

(16)

H8

ma żadney przyczyny bydź litościwym dla Pani Rzeczyckiey, m ąi zabity, synowie nie­

dorostki, cóż z nich przyidzie Xięciu Woie- wodzie? Ale wszyscy mówię, że on nie do­

brze o swoim Panu trzyma, bo on nie taki iak inni Panowie, którzy tylko dla pozyska­

nia stronników dobrze szlachcie czynię; on nie swego tylko ich patrzy interesu. Ale jakkol­

wiek będź, Kommissarz chciał Matkę do Sę-‘

du pozwać, ieśli choć połowy należytóści nie złoży? Niewiem coby się było stało, gdyby sęsiedzi nie byli zaręczyli za Matkę.

Rodzice moi Chrześni, i ten sam Pan Woy- ski, który od czasu owey kłótni z Oycem, zawsze z nim był na bakier, ofiarowali nam w swoich domach przytułek; ale Matce tak zbrzydła Ukraina, tak wszędzie nowey tych łotrów napaści się boi, tak wreszcie zbli­

żyć się pragnie oddawna do Przemyślskiey ziemi gdzie się rodziła, że byłaby chciała pta­

kiem z tamtych stron wylecić. Sprzedawszy więc niektóre z pozostałych manatków, któ- reśmy same wyratowały, zebrała trzysta tyn- fów, zapłaciła niektóre pilnieysze dłnżki, a z resztą i z nami dwiema, ruszyła do Lwo­

wa szukać u Ciotki Przeoryszy schronienia.

(17)

12 1

ieden wieczór zszedł nam mile przy tem czytaniu.. O! Ciotka! Ciotka! iak też rada temu żem ia do klasztoru wróciła! iuż mi zaczyna w tem przedstawiać zrządzenie ia*

kieś Boskie; „kto wie, mówi ona, czy Pan Bóg nie objawia tym sposobem swoiey woli że­

byś zakonnicy została?” Widzę w ięy słowach i Matki życzenia, lubo zawsze powtarza: źeie- dno tylko szczególnieysze powołanie przynagleć nas może obie do póyścia w brew woli Oy- ca, który tak stale nie chciał mnie widzieć mniszkę. Ia tak ieszcze iestem strapiona, przeięta, znękana, nie swoia, że sama niewiem czego mam żądać? Będę się szczerze modlić do Tróycy Swiętey, będę słuchać M atki, a Pan Bóg wszystko na dobre obróci, Oby tylko Matka zdrową była! te kłopoty dużo ią zmoczyły. Osiwiała prawie zupełnie, a dotąd czarne iak kruk miała w łosy; z dzie­

sięć lat przez tę parę miesięcy iey przybyło,

LIST SZÓSTY.

ze L w o w a 23 Listopada, 1755 W Sobotę.

Jużeśmy przecie weselsi kochana Urszul- k u, Pan Bóg łaskaw na nas sieroty, Matka

Tom II. N er IX , 9

(18)

--- ISO /T-

Przeorysza za n i| napisała. Kochana Matka!

jedyny iey pociechę teraz iest myśl, źe ba- więc w klasztorze czas zapewne dosyć długi, i ia i Anulka poduczemy się lepiey wszystkie­

go. ' Ile Oyciec xięg nie lubił, tyle w nieb smakuie Matka; musi mieć to upodobanie od Rodzica swego, który bardzo chętnie czytał i pisał. Miał on nawet zwyczay, (wielu daw- ney a podobno i dzisieyszey szlachcie współ*

ny) wpisywania w wielkie xięgi cokolwiek za czasów iego napisano lub powiedziano z rzeczy waźnieyszych; i to rok po roku.

Zostało po nim dwie xięgi takowych pamię­

tników i te Matce się dostały^ Mą ie dotęd;

uszły ręk Haydamaków, bo iak relikwii ich słrzegęc, zawsze ie ma koło siebie. Jest tam wiele ciekawych rzeczy, niektóre Matka czy­

tać mi pozwala; różne mowy eeymowe, listy, paszkwile, wiersze; szkoda tylko, źe i do nich łacina się. wkręciła; nie wszystko czytać mo­

g ę , a i tego co czytam, częśto nie rozu­

miem. Kochana Matka chcęc się rozerwać, Wolnego czasu w klasztorze używa na przy­

pomnienie sobie dawnych umieiętności, i iuż zaczyna gładko czytać w tych rękopismach.

Łacinę Ciotka Przeorysza nam tłómaczy, i nie

ie-

(19)

123

na ziemi iagody rosnę, a za iagodami stru­

mień, a za strumieniem xiędz iakiśj zerwałam parę iagód, ziadłam, a chcgc przeyść strumień po kładce, spoyrzałam w niego, zobaczyłam siebie lecz z siwemi zupełnie włosami, zdzi­

wiona, krzyknęłam i obudziłam się. Przy śniadaniu opowiadałam ten sen Ciotce aż się zaczerwieniała z radości; bo iak piszę w sen­

niku zwidzieć naczynia srebrne i godziny bi- ięce słyszeć, znaczy stan odmienić/ konia spot­

kać o dwóch nogach to iest wielkie wynie­

sienie; zbierać iagody, to samo co wielkiego nieprzyiaciela pokonać, włosy zaś siwe u sie­

bie zobaczyć, znamionuie urzęd wysoki. A do tego ten habit, ci ludzie, ten xiędz, czyż nie oczywiście mówię, że weydg w stan du­

chowny? Tym nieprzyjacielem iest (mówi Ciotka) ta skryta chętka zabaw światowych, która mnie od tak świętego powołania od­

wodzi, a urzęd wysoki godność Przeoryszy, którę kiedyś piastować może będę. Zupeł- niem przekonana, i doprawdy, źe mi się za­

czyna podobać życie klasztorne. Zbawienie pewne, cicho, spokoynie, o nic głowa nie za­

boli, robota żadna nie nagli; które zakonni­

ce sprzeczne, to prawda, źe czasem strasznie

9’"'

(20)

1 2 2

zdrowsza lepiey wygląda, ia spokoyniey po nocach sypiam-, iuż nie budzę Anulki, nie widzę tak zawsze Oyca przed oczyma; a ko­

chana Ciotka codzień dla nas lepsza. Kto wie czy to iuż nie taka wola Boska, żebym ia zakonnicę została; cały klasztor zaczęwszy od Ciotki zgadza się na ten wniosek, bo posłu- chay tylko co mi się onegdayszey nocy śni­

ło. Śniło mi się, żein była niby wTopolów- ce, niby w klasztorze, niby w izbie, niby w lesie, a raczey w mieście czyli też w o- grodzie. Długo szłam z Matkę i z Ciotkę, ale niewiedzieć iakim sposobem straciłam ich z oczu; dogonić i znales^ź chciałam a nie mogłam. Wiele napotykałam ludzi, wszyscy na mnie tylko patrzyli, a ia nie byłam do­

brze ubrana. Czasem zdawało mi się, że ni­

by widzę habit Ciotki Przeoryszy, ale wkrót­

ce znikał. Przechodziłam przez różne domy dla skrócenia drogi, widziałam wiele naczyń srebrnych bardzo do naszey cyny Gdańskiey podobnych, słyszałam zegar zupełnie tak bi- ięcy iak nasza kukułka, w ieduey staience nadybałam na konia, był to niby nasz wierz­

chowiec, ale tylko o dwóch nogach; nareszcie

zaszłam niby do iakiegoś lasku; patrzę, a tu

(21)

125

sztoru ochotę, ta iey chęć mnie zachęca; by­

łybyśmy zawsze razem. O! gdybym tylko wiedziała czy dusza Oyca gniewać się na mnie nie będzie? ale skoro Matka zezwoli, cze- góżbym się bać miała? Ona iest mi teraz ' i Matkę i Oycem. A wreszcie okoliczności rzeczy zmieniaię, iak mówi Ciotka. Dawniey było wiano, był Oyciec, to woiak chętnie byłby się posunęł; ale teraz kiedy Haydama- cy wszystko zabrali, i Oyca niema, trudniey- sza będzie sprawa; a w klasztorze chleb do s*mierci pewny. Od Wuia ieszcze odpowiedzi niema.

LIST SIÓDMY.

ze L w o w a 22. G rudnia 1753. w Niedzielę.

Droga Urszulku, zmieniło się wszystko;

sen mara Pan Bóg wiara; i dobrze się stało;

iednak gdzie niema woli Oyca choćby i zmarłe­

go, tam zapewne i woli Boski ey niema. Już nie będę ani Zakonnicę, ani Przeoryszę, bę­

dę wcale czem innem; posłuchay. Był odpis

od Wuia. W nim pisze: źe Xięże Woiewoda

tak iest sprawiedliwy i dobry, że niezawodnie

skoro się dowie o niedoli naszey, nagrodzić

każę Matce iey straty i krzywdy, i wróci ię

(22)

124

się kłócę, bo często od plotek cały klasztor się trzęsie, ale która lubi pokóy i chce go, to go i ma. Siostry Taidy naprzykład iak- by tu nie było. Schodzi się z innemi na na­

znaczone godziny do chóru, do refektarza, odwiedza prawie codzień Ciotkę Przeoryszę, z resztę siedzi sobie w celi, czyta, pisze, mo­

dli się, robótki robi, nie wie o żadnych plot­

kach, i mówi, że iak źyie, tak szczęśliwę nie była. Szczególne się też tego lata zdarzyło względem niey zjawisko, i przydało iey dzi- wney zalety w oczach całego Zgromadzenia.

Przed oknem iey celi, w ogrodzie klasztor­

nym urodziła się lilia biała nadzwyczayney wysokości, łodyga iey spłaszczona iakby de­

ska, na wierzchu sześćdziesięt 6iedm kwia­

tów wydała, a zapach nierównie był od po­

spolitych lilii pięknieyszy. Uważaię to wszy­

scy zą dowód iako Pan Bóg przyimuie mile iey śluby. Może kiedy przed moię celę ie- szcze pięknieysza lilia wyrośnie. Co będź, iey szczęście i swoboda bardzo mnie do ha­

bitu zachęca. Kiedy ona Xięźna i tak wiel­

ka Pani może żyć bez zabaw światowych,

czemużbym ia biedna dziewczyna obeyść się

bez nich nie mogła? I Anulka ma do kia-

(23)

1 2 7

bardzo iey córeczce pochlebił. Oto masz ka­

wałek z iego Arkuszowego listu;; iak pisma i mowa wszystkich dzisieyszych modrych ludzi nastrzgpiony iest łacing. Ciotka Przeorysza nam ig wytłómaczyła. »£lżbietka (pisze on) iak mi vox populi (to ma bydź głos ludzki) do­

nosi, dobrze sig zowie Rzeczycka bo iest wca­

le Panna do rzeczy, posiada wysokie umieig- tności; zatem wpaść może in faworem (czyli właski) Xigźney Pani; a ztgd lustr padnie na ród iey cały*’;.. Tak wiele sobie nie obiecu- ig ; ale to bydź bardzo może, iź iak raz bg- dg przy Xigżnie, sprawa Matki łatwo dobry obrot weźmie, zdarzy sig niezawodnie spo­

sobność opowiedzenia Jey całey naszey niedo­

li; ona to powtórzy Xigciu Woiewodzie, al- boliteż zaymie sig sama polepszeniem losu Ma­

tki; naprzód, że klucz Granowski ona Xigciu Woiewodzie w wianie przyniosła; apowtóre, że to ma bydź Pani cnot rzadkich, i "niesły­

chanie bogata. Jey szkatuła odpowiada sercu a serce szkatule, pisze Wuy w swoim liście;

a Ciotka Przeorysza mówi, że to prawdziwe ziawisko. Kochana Ciotka! strapiona tg zmia- ng, ale nie traci nadziei, i powiada, że kie­

dym z Ukrainy wróciła do klasztoru, to tem

(24)

i z 6

do dzierżawy; ale iak Ciotka mówi z Wuia>

szka Dohrodzieia cały dworak. On pisze, że dla rodzonego Oyca, nie poważyłby śig po­

wiedzieć co w brew Xigciu Woiewodzie, na Kommissarza klucza Granowskięgo; bo Xigże Pan, wielkie w tym człowieku położył zaufa­

nie; ale dodaie, że bgdgc sam dosyć dobrze widziany od Xigżney Jmości, ma nadzieig wy­

robienia u niey, iż mnie w liczbie swoich Pa­

nien dworskich pomieści. Wystaw sobie, Ur- szulku, ia bgdg Panng dworskg u tak wiel- kiey Pani; to lepiey iak Zakonnicę.... Może wreszcie nie lepiey dla zbawienia; droga cno­

ty u dworu ma bydź bardzo śliska... Ale pa- migtam, że Xigdz Skarga, ten mgź taki mg- dry i pobożny pisze gdzieś: W każdym sta ­ nie zbawionym bydź m ożna, byle kto chciał szczerze, iakoż piszgc żywoty Swigtycli nie o samych zakonnikach mówi. Swigta Anna miała mgża; a! i Swigta Elżbieta patronka moia mia­

ła i mgża i syna. Bez wielkiego wigc stra­

chu udam sig do dworu; na tey śliskiey dro­

dze rękami i nogami trzymać sig bgdg; przy

pomocy Boskiey nie upadng i tern wigkszg

zasługg pozyskam; kochana Matka wcale nie

od tego; ale bo też i Wuiaszek Dobrodziey

(25)

129

nym ślubem poięła małżonka, iakiemu równe­

go w uczynności i hoyności niema podobno Litwa i Korona. M ówię, źe trudno poięć ile on świadczy, iakę iest Obywateli podporę..i Wiesz co on robi dobrey szlachcie? Nie po- trzebuięc nigdy cudzych pieniędzy, bo ma swo­

ich zadosyć, bierze iednak chętnie gdy mu kto chce oddać iaki kapitalik; ale cóż z nim poczyna? oto nie wyimuięc i grosza zworka, przywięzuie do niego karteczkę, gdzie nazwi­

sko właściciela, ilość summy, dzień i rok w których te pieniędze płożył sę zapisane, i kłaść go każę do wielkiey skrzyni od którey klucz zawsze przy sobie nosi; na pierwsze zawoła­

nie Szlachcica, oddaie mu iego pięniędze z na­

leżytym procentem. A iaki zamożny! Powia- daię, że iak wjeżdża czasem do Warszawy, to z takim taborem, że iuż pierwszy powóz iest w bramie pałacu iego na Krakowskiem przed­

mieściu będęcym, a óstatni ieszcze na Pradze za Wisłę-; blisko ćwierć mili zaymuie orszak i dwór iego. Ach! iak to będzie dobrze do­

stać się do tak dobrych, do tak wielkich Pa­

nów! Ale czy tylko sig dostanę? Wszystko

iak widzę niepewne na tym świecie! Oyciec

się troszczył, że nie będzie miał gdzie cho-

(26)

1 2 8

łatwiey z Puław powrócę. Przyznam ci się, że ia wętpię; iuż ani mogę myśleć o celi i o habicie, zupełnie co innego zaiechało w gło­

wę. Może to iakieś szczęśliwe przeczucie, ale nawet lubo wiem, że mi żal będzie opuścić Matkę, Anulkę, Ciotkę, przecież od tego li­

stu iak inna iestem; tyłem o wielkich Dworach, o wielkich Panach słyszała, a raz tylko na o- hłóczynach Siostry Taidy widziałam ich kilku­

nastu. 2 wielkę Panię źadnę nie rozmawia­

łam , prócz kilku słów z Siostrę Taidę, ale ona iuż też nie iest wielkę Panię. Bać się też ich ani myślę: naprzykład iak będę przed­

stawiony pierwszy raz Xiężnie Pani, wcale się ani zmieszam, ani zlęknę; i ieśli to się przyzwoicie da zrobić, opowiem iey zaraz ca­

łe nasze nieszczęście. Cuda wszyscy prawię o dobroci iey serca. Jaką to ma bydż żona, jaka M atka, iaka Obywatelka! Oyciec iey A- dam Sieniawski, Hetman Wielki Koronny, o- statnim był z znakomitego rodu Leliwczyków Sieniawskich, a na niey iedynaczce dwóch i- mion M arya, Zofia, kończy się i linia żeń­

ska tego domu. Ona iuż drugiego ma Męża.

Pierwszyih był Stanisław Dónhoff Woiewo-

da Połockii Hetman Polny Litewski, apowtór-

(27)

— i3 i —

miała dobrze, bracia nie bgdę sig czepiać po cudzych domach, bgdziemy wszyscy razem, a to wszystko przezemnie. Bo ia ani myślg wiekować u D w oru; iak tylko otrzymam cze­

go pragng, wrócę, podobno iuż nie do kla­

sztoru ale do kochaney Matki. . Pan Szatny pisał: nie w pierwszey fortunney chwili, gdy zobaczy, źe sig może dyspensować przez czas jakiś' od ważnych obowiązków urzędu swego, złoży submissyę Xięciu Wojewodzie i sam po mnie zawita do Lwowa.”— Xięstwo bawię te­

raz w Puławach) i ia tam poiadg; podobno 56 mil ztęd drogi. Nie pisałam do ciebie na­

tychmiast po odebraniu tey pomyślnóy wie­

ści, naprzód żem nie miała sposobności, a powtóre, czasu mi nie dostawało. Dzień i noo prawie cięgle szyiemy i pracuiemy z Matkę i z Anulkę, żeby przecie iako tako u Dworu wy­

stępie. Wuy napisał, że o to nayw^gcey sta­

rać sig należy, bo dworacy po sukni o czło­

wieku sędzić zwykli. Dziwni to muszę bydź lu d z ie !.... Pan Szatny przysłał na moig wy­

prawę 4 ° tynfów w podarunku;, niech mu Pan Bóg stokrotnie zapłaci! Ciotka Przeorysza da­

ła co mogła tak w pieniędzach iak w rzeczach,

nie wiele wprawdzie, ale z iak naylepszem

(28)

Wać zboża, a końca żniwa nie doczekał. Mnie się iuż tak na pewno śniło, źe będę Zakonnicy ą daley daley Przeoryszę; a coś. się na to wca­

le teraz nie zanosi. Wuy iednak iak pisze, ma wielkę mego przyięcia nadzieig; bo sko­

ro kto zaleci Xigżnie Woiewodzinie Panienkę uczciwego wychowania, ubogę a szlachciankę, natychmiast ię bierze. Ja to wszystko mam za sobę. Nie odrzuci mnie \yigc Xigźna. Wszak prawda, Urszulku? Co będź się stanie, nie omieszkam ci donieść, a teraz byway zdrowa.

— 130 —

LIST ÓSMY.

z e L w o w a 6 L utego 1754 w e C zw al-tek .

Kochana, złota, naymilsza Urszulku, iuź iak gdybym była u Dworu; dwa tygodnie te­

mu Matka odebrała pomyślny od Wuia od­

powiedź; Xiężna Pani przystała na przyięcie JmćPanny Elżbiety Rzeczyckiey, siostrzenicy Pana Szatnego, który iak pisze w coraz wyż­

szych iest faworach u Jchmość Xigstwa. Przy­

stała na to! czy słyszysz Urszulku? czemuż tu nie iesteś? uściskałabym cię. Bo zważ tyl­

ko ile dobrych rzeczy ztęd wypaść może; Ma­

tka wróci na swóy chleb, będzie się znowu

(29)

133

bieski z królikami, drugi na świgta kamloto- wy biały, trzeci na codzień barakanowy cie­

mny, i salopkg droietowg czarng. Dotgd nie miałam nigdy więcey nad dwie spódnice i ieden kontusik, niewiem też sama co robić z rado­

ści? To mnie iedynie trapi, że Matka ogo­

łociła sig ze wszystkiego dla mnie, i że Anul- ka nictakicb piękności niema; możeć też Fan Bóg mi pobłogosławi! a iak mi sig u dworu powiedzie, to i Matce i siostrze pomocg bę­

d ę ; a tym wszystkim, którzy mnie teraz da­

rami obsypuig, w tróynasób sig wypłacę. — Gorgco o tg łaskę Tróycy Swigtey błagam! a skoro sig uspokoig, zaczng odmawiać codzień Koronkę do Trzech Królów. Ciotka Przeorysza mnie iey nauczyła i powiada, że to sposób naylepszy, żeby sig w sprawach maigtkowych dobrze powodziło. Sama odmawia ig codzień od młodości. Byway zdrowa, moia Urszulku, nie mogę pisać dłużey, mam ieszcze wiele do roboty. Dopieroż to przy Dworze, będę ci miała co prawić, iuż też z klasztoru żadnego odemnie nie odbierzesz listu.

(D a lszy ciąg nastąpi.)

(30)

— 132

sercem/ ona nieboga i tak sig lgka, żeby ićy drugie Zakonnice nie miały za złe, że przez długi iuż czas troie krewniaków żywi, i Bóg wie póki dwoie żywić będzie musiała! Już i tak parg razy słyszałam Siostrg Szafarkg iak sobie mruczała pod nosem: „Nastarczyć te- ńraz niczego nie można, tyle gęb do iadła

„ przybyło!” Niechże sig to iuż prędko za­

kończy !... Moia Matka Chrzesna ieszcze przy wyieździe naszym z Ukrainy dała mi swóy kontusik grodeturowy niebieski w białe kwiaty, królikami podszyty i obłożony, i iubkg dro- ietowg czarnę. Matka też miała ieszcze ślu- bnę suknię, katnlotowg. białę, trochg Braban- ckich koronek, i cieńkiego płótna własney ro­

boty, wszystko to mnie dała; i ia pewna ie- stem , że żadna Xigżniczka w Litwie i w Ko­

ronie, iuż sutszey nie może mieć wyprawy, iak ia bgdg miała. Niech ci tylko napiszg.

Bgdg miała cztery koszul, wszystkie cienkie i białe do połowy; bgdg miała trzy pary pończoch, sama nici na nie uprzgdłam, Anulka zrobiła;

bgdg miała dwie pary trzewików na korkach,

dwie spódnice dymowe białe z szerokiemi fal-

banami, dwie kuczbayki, iedna biała, druga

czerwona; trzy kontusiki, ieden na zirng nie-

(31)

—• 137 ~

za Oycowskie przyięć raczył! Po ukończo- nem Nabożeństwie niepoiętóy doznał ulgi, choć ieszcze smutny, stokroć był spokoyniey- szy^ w kilka godzin stanął w Warszawie, wła­

śnie na dzień naznaczony. Xigdz Rektor przy- igł go mile otoczyli go szkolni towarzysze, znalazł kilku z okolic swoich, ale nic mu przyiemnem nie było, póki o Oycu nic pe­

wnego się nie dowiedział. Nareszcie odebrał list od Matki , donosiła mu z radościę: „źe

„Oyciec daleko zdrowszy; trzeciego dnia po

„iego wyieździe z domu, rano, koło dziewię-

„tey godziny, bardzo był źle, ale przesiliła

„się goryczka, i od tey chwili coraz się ma

„lepiey.” Podskoczył Romanek z ukontento­

wania, i podziękował Bogu, że raczył przy­

jąć ofiarę iego. Wkrótce naocznie się prze­

konał o zupełnem zdrowiu Oyca: w kilka bowiem tygodni przyiechał sam do Warsza­

wy, i z roskoszj serca uściskał syna.

Romanek iest ieszcze dotgd w szkołach.

Zachęcony do nauki światłem, słodyczę,. gor­

liwością Mistrzów swoich, i współ-uczniów przykładem, obiecuie, że zalety rozumu iego

wyrównaig kiedyś serca przymiotom.

Tom II. N er IX . 10

(32)

156

mi raz leszcze; iedzie, i przez całę drogę pła­

cze. Trzeciego dnia rano koło dzięwigtey godziny wypadło im przeieźdźać przez Kai- waryiskę górę; kiedy przed karczmę konie wytykały dzwonić, zaczęto. Romanek prosił starego sługi, żeby z nim poszedł do kościo­

ła. Nie doznał odmówienia, i poszli oba.

Idęc chłopczyna był nie swóy, widać;było, że chciał coś mówić a nie śmiał. Nareszcie wziąwszy przewodnika swoiego za rękę tak mu powiedział: „Babunia dała mi dukata,

„żebym sobie co ładnego w Warszawie kupił;

„dla mnie nic w świecie całym niema ładne-

„go kiedy Tata ch ory!.,. Mam naw6j iakieś

„przeczucie, dodał, ząlewaigc się łzami, że

„w tey chwili naymocniey iest słaby; póydź-

„m y więc do Kustosza tuteyszego klasztoru,

„niech dziś ieszcze za tego dukata każę od-

„ prawić Mszy kilka, ażeby Tata ozdrowiał."

Stary sługa i na' to chętnie zezwolił. Kustosz obiecał dopełnić żędania dobrego syna; na­

tychmiast wyszła Msza iedna, którey Roma­

nek z iak naywiększę pobożnością wysłuchał.

Płakał łęczęc prośby swoie z prośbami kapła­

na; iak Zbawiciel za wszystkich ludzi się ofia­

rował, tak.on błagał Boga, żeby iego życie i

za

(33)

139

„A Król?” „T o wielki Pan.” „A kiedy on wielki, iakże się w znałem mieście pomieścić potrafi?” I długo mu rodzice tłomaczyć mu- sieli, ie inna iest wielkość miasta, inna wielkość człowieka.

• M

yśl nowa

.

Dzieci Głuchonieme z Instytutu Warszaw­

skiego, które za staraniem i pracę prawdzi­

wie pobożnego męża, przypuszczone zostaię do naydroższych przywileiów człowieka, do światła i poznania, lubię wyszukiwać źrzódło i przyczynę nazwisk tych rzeczy, które im Mistrz z anielskę cierpliwością tłomaczy; i tak: gdy niedawno wykładał im co to iest zboże? iak potrzebne i użyteczne, iakim iest posilnym i zdrowym pokarmem; iednemu z nich błysnęły oczy radościę, i dał poznać, że ra myśl nowę natrafił. Gdy ię znakami na iaw wydał, taka odkryła się uwaga: „Słu­

sznie ten dar dobroczynny Oycowie nasi na­

zwali „z Boże, bo zapewne z Boga pocho­

dzi rzecz tak dobra i potrzebna.” W tey u- wadze niemasz w prawdzie grammatyczney dokładności, ale iest wigcey, iest trafność my-

10*

(34)

138

III.

ANEKDOTY PRAWDZIWE o DZIE­

CIACH.

C Z U Ł O Ś Ć Z O S I.

Przykłady wygórowane'y czułości można niekiedy m iędzy dziećm i napotkać. Zosia K.

w czw artym roku życia swego straciła Matkę, którę kochała iak zwykły dzieci kochać do*

b rę M atkę. Kiedy iuż złożonę i zamknięty w trum nie wynosić miano na zawsze z do­

m u, Zosia łkaigc od wielkiego płaczu krzy*

knęła: „M am o! poczekay, Zosia póydzie z to- b ę ! ” I w rzeczy sam ey, słaba od dnia tego w krótkim czasie umarła.

D

ziecinna

R

achuba

.

Państwo Z. w ieźli do Krasnegostawu ma­

łego synka, żeby i on zobaczył Króla, który tamtędy m iał przeieżdżać. W drodze chło- pczyna spytał się: „C o to iest Krasnystaw ?”

„ T o małe m iasto” odpowiedział m u Oyciec,

(35)

— i4 i —

niewinnemi tylko napoione iest uczuciami; dą.

lekie od wybuiałych pragnień i żądań, lada czem się cieszy, lada czem zaspokojone; wsZy.

scy na was z pobłażaniem patrzą, tyle macie życzliwych sobie, każdy wam chętnie rękę po- daie, umysł nieświadomy oświeca, dobrey rady udziela; zachody, starania, kłopoty życia, złość ludzka obcemi są dla was, źyiecie iakby w in­

nym i w szczęśliwszym świecie, używacie swo­

bód i korzyści których iuź żaden wiek nie po­

wtórzy. Tak maiowey zieloności, miłego śpie­

wu słowika, sama tylko używa wiosna. Po- znaycieź się na tem szczęściu waszem, umiey.

cie go cenić, a co lepsza korzystaycie z niego.

Wiek dziecinny iest wiekiem w którym iak wam iuż wiadomo, wszystko się zaczyna, wszy, stko się rozwiia, wszystko z łatwością przy­

chodzi. Serce, które niedawno bić zaczęło, iak snadno wprawić ażeby iedynie dla szlachetnych uczuć biło! duszy niedawno ooknioney, iak ła­

two czerstwość i siłę nadać, karmiąc ią tylko zbawiennym pokarmem; umysł zupełnie zdro­

w y bez wielkiey pracy da się uchronić od błę­

dów zarą^y. Ale nie traćcie czasu o dzieci lu­

be! niech każde z was pracuie, starania dokła­

da żeby codzień bydź lepszym i umieiętnieyszym,

(36)

— 140 —

śli, rzetelność uczucia, iest dowód iakg. czy­

sty pobożnością w te m łode dusze Mistrz ich wpaia, i iak się pomyślnie przyimuie.

IV.

W Y JĄ TK I SŁUŻĄCE DO UKSZTAŁCENIA SERCA I STYLU.

KORZYŚCI DZIECINNEGO WIEKU.

Niewiem czy k tó re z was, lube dzieci mo- ie, zastanowiło się iuź kiedy nad nieocenioną korzyścią wieku swego? Ach! porzućcie na m om ent gry i zabawy wasze, zbierzcie ten u- m ysł zw ykle roztrzepany, i zastanówcie się co prędzey nad szczęściem waszem; bo każda chwi­

la spłyniona uym uie cząstkę tego drogiego skarbu, a żaden nie przebiera się łatwiey. Po- znaycieź go więc nim go utracicie, bo porzu­

ci on was iak i nas p o rz u c ił!... Dziś, w czy- stey duszy waszey śpią ieszcze burzliwe i nie­

bezpieczne namiętności, zaledwie z imienia zbro­

dnie i występki znacie; serce wasze swobodne

(37)

143

I I .

RUMIENIEC, NIEWINNOŚĆ, STAŁOŚĆ, FIOŁEK.

R óża, hyacynt i lilia , chciały do bukietu Kloi należeć. Pyszna z swey barwy róża, z świeżością rumieńca Kloi równać się chciała;

lilia zalecała swą niewinność i wysmukłą kibić;

hyacynt błękitny swóy kolor za godło stałości Kloi przeznaczał. Gdy tak te kwiaty powaby swoie g ło siły , f io łe k obok rosnący krył się w trawie i milczał. L ecz go zdradziła woń lu b a , a skromność serce Kloi uięła; ta zaleta nad inne ią zdobiła, ta iey się naylepiey podo.

bać mogła. Minęła różę i inne kw iaty, fio­

łek zerwała.

(38)

14-2

niech słucha wiernie Rodziców i starszych, niech nie utrącą żadney z korzyści wieku swego, niech zaraz przy tym wstępie życia, ku drodze cno­

ty i prawdy kroki swoie zmierza; w tenczas choć was lata dziecinne porzucą, szczęście wam zostanie; nie tak swobodne iak dzisieysze, ale mniey pospolite, a przeto ieszcze droższe.

PISEMKA NA ZADANE WYRAZY.

I.

D ziś, W

iatr

, T

warz

, C

złowiek

, R

ana

.

D ziś wstawszy rano zachęcona pogodne'm słońcem, ile że w nocy była ulewa, wyszłam do ogrodu i pod drzewami przechadzać się za­

częłam. W tern wiatr powstał, wstrząsnął poważną lipą, i skropioną rzęsistym deszczem zostałam. Ocieraiąc twarz} i ręce, pomyślałam sobie.* „Podobny temu drzewu iest człowiek

„srogiem ugodzony nieszczęściem, chociaż mi-

„nie burza, i pomyślności słońce świe'cić się iuź

„zdaie, za naymnieyszem wzruszenie^ otwiera

„się rana, i łzy obfite na nowo płyną.”

(39)

— 145 —

wiązaniem córek moich sowicie mi nagrodzone zostaną. Zal mi zawsze niesłychanie tych Ma­

tek, które bez kunieczney potrzeby między sie­

bie i córki obcą stawiaią Osobę;'nie wiedzą za­

pewne iakiey się pozbawiaią poćiefchy. Ta oso­

ba dopełniając ich powinności, wchodzić musi w ich prawa, odbiera im ufność i przywiązanie dzieci, i tę chlubę, tę zasługę, która spływa na M atkę, kiedy córka przez nią iedynie wycho­

wana cnotą i światłem iaśnieie.' Ja tak znam obowiązki niewiasty i tak ie wysoko cenię, że­

bym tych starań nie odstąpiła komu innemu;

a ie nie życzę sobie -wcale, żeby córki moie były ucźone,' ponieważ pragnę żeby wszystko ca umieć będą iakby z natchnienia i niechcący umiały, nie będę nigdy zmuszona dni całych nad ich nauką trawić J i dla ich edukacyi nie zanie­

dbam żadnych innych obowiązków. Uczą się i będą się uczyć naywlęcey rozmową i czyta­

niem, a wiesz iak ten sposob iest miły i nie u­

ciążliwy tak dla Ucznia iak dlaM istrza, przy- tem iak rzetelny, prawdziwie nauczający, Matkom i córkom przyzwoity. ’ Nie iest tó iuź tajemni­

cą dla źadney Matki, że ta która rychłey i pe- wney pociechy chce się z dzieci doczekać, za­

wczasu trudnić się niemi powinna, i skoro co

(40)

— 144 —

V.

W IA D O M O Ś C I

M OGĄCE BY D Ź MATKOM PRZYDATNE.

L IST Y M A TK I O WYCHOWANIU CÓREK SWOICH.

LIST DZIEWIĄTY. '

W ostatnim liście moim wyraziłam c i, ko*

chana Siostro, iak i co dziewczynki moie będą umiały; wypada mi teraz powiedzieć Ci, iakim sposobem ich uczę, i kiedym te nauki z niemi rozpoczęła? Już to iak Ci wiadomo, córkom naszym do talentów iedynie Metrów przyiąć za­

myślamy, z resztą ia we wszystkiem będę ich Nauczycielką. Nie obarczona waźnieyszemi za­

trudnieniami (bo i niewiem czy mogą bydź ia- kie dla Matki w aźnieysze?) dwie tylko maiąc córki, lubiąc rano wstawać, i bydż zaiętą, nie maiąc upodobania w wizytach, balach i stroiach, dopełnić potrafię tego świętego i chlubnego ko­

biety obowiązku; a zadana praca i poniesione

trudy, zaspokoieniem sumienia, zaletami i przy-

(41)

— x 47 —

poymuie? Z tey zawcześney i papnziey umie*

iętności, Rodzice tylko i dzieci próżney i szko- dliwey nabieraią dumy. . Ja dopiero w piątym roku zaczęłam uczyć czytać dziewczęta moie, do tey chwili nauki ich kończyły się na rozmo­

wach ze mną i na ręcznych zatrudnieniach. — Ale te, iak mówiłam od trzech lat się zaczęły, i od tego wieku i Marynia i Ludwisia miały iuź godziny swoie, w których na moie zawo­

łanie odbiec musiały od naymilszey zabawy, u- siąść przy mnie, cóś robić, a przy tern rozma­

wiać ze mną, (do czego iak wiesz małe dzie­

wczynki nie potrzebuią przymusu). Ta ich ro­

bota z początku nie była wiele warta, te ro ­ zmowy z razu nie bardzo uczące; przewiiały nici z kłębka na kłębek, wiązały i rozwięzywa- ły. węzły z tasiemki, mówiły ze mną o lalce, o pieskh, ale mnie też wcale nie szło ani o ich robotę, ani o naukę, bo trudno ich wymagać od trzechletniego dziecka, ale o to żeby się nie przyzwyczaiły dnie całe na próżnowaniu i za­

bawie trawić, żeby wzrosły z tą myślą, iż nie można żyć bez zatrudnienia, iż praca iest ko­

niecznym i nieodzownym obowiązkiem każdego człowieka. Bo mnie się zdaie, że zrzódłem le­

nistwa , wstrętu do Nauki i pracy wielu dzieci,

(42)

i 46

kolwiek poznania mieć zaczną, ile możności trzymać ich pod własnem okiem. Fizyczne wy­

chowanie można bezpiecznie koma innemu po­

wierzyć, główny tylko zostawuiąc sobie dozór;

bo każda prawie piastunka równie dobrze iak Matka dziecko powinie, wykąpie, umyie, ubie- rze; ale nad moralnem nikt lepiey od Matki czuwać nie potrafi. Od drugiego roku stara­

łam się więc mięć iak nayczęściey dziewczynki moie przy sobie, i dziwneby się to komu in­

nemu nie Tobie, Siostro wydało, od trzech lat uczyć ie zaczęłam. Wiemy dobrze obie, że są osoby którym powiedzieć, że się trzechletnie dziecko uczy, iest to ich zdziwić, zasmucić al­

bo rozgniewać; bo wystawiaią go sobie zaraz dukwiącem nad xiążką albo płaczącem nad ze­

szytem. Nie takie też były pierwsze nauki dziew­

cząt moich; ia sama ganię to zbyt wczesne u- Gżenie dzieci; wiem, że niemal każde możnaby z pracą przęd czterema laty gładko czytać na­

uczyć; wiem, że pamięć będąc iedną z naymo- cnieyszych władz ich umysłu, można napełnić ich główkę mnóstwem wielkich słów i odpo­

wiedzi, które na stosowne zapytania dokładnie

powtórzą; ale proszę, cóż przyidzie dziecku

z czytania i powtarzania wyrazów których nie

(43)

149

KŁOSY CZERWONE.

P R Z Y P O W I E Ś Ć .

Piękną włość zostawił O yciec dwóm synom, która złotą Sandomirską rodziła pszenicę. U.

mieraiąc rzekł do nich: „Podzielcie na połowę

„posiadłość, niech każdy na części swoiey z Bo*

„giem zasiewa i zbiera, żyicie skromnie i w zgo*

„dzie, a na przygody gotowi, wspieraycie się

„wzaiem!"

Podzielili się bracia, mieli pokóy w domach swoich, i miłość u ludzi. Ale starszemu ma*

ło było na złotey pszenicy którą zbierał z swey części, mało na trzodzie, którą obok braterskiey na iednem widział pastwisku. Nie miły mu był chleb biały, przykry głos brata, smutne

dni trawił, i nocy niespane.

Słonce się iuż skryło za lasy, gdy milcząc, spiesznym krokiem szedł w pole. I widzi na miedzy zatchniętą szablę brata, który zawłó­

czył świeżo' posiane zboże, w tenczas duch piekielny szepnął do niego: „Jak łatwo zbie-

„rać możesz to zboże, które brat sieie.”

Noc się zbliżała, wyiął szablę z miedzy, i

zdradziecko wtłoczył ią w piersi idącego ku

(44)

i 4 b

a naw et w ieln dorosłych osób, iest to ; źe ich nieprzyzwyczaiano zawczasu do zatrudnienia.—

W w ieluż to domach do sześciu siedmiu la t, po- zw alaią dziecku (a osobliwie też chłopcom) pró­

żnow ać, bawić się, dzień cały; nadchodzi nare­

szcie chw ila w k tó rey iuż koniecznie uczyć go wypada. Zapędzaią go gwałtem do N auki, mu­

si siedzieć po godzinie na iednem m ieyscu,i dzi­

w ią się Rodzice, źe z płaczem się uczy, i ma w stręt do xiążki i użytecznego zatrudnienia.—

Zw olna, ale zawczasu dzieeić'sposobić do pracy należy, maleńkie i łatwe z razu zadawać mu po­

w inności, pomnażać z wiekiem ich trudność i liczbę, a tak nieznacznie zatrudnienie drugiem życiem stanie się dla niego. Ja nawet zaraz od początku postanowiłam sobie prawo nie o pu­

szczania nigdy tych nauk dziewcząt m oich, i dawania ich ile możności oregularney godzinie, czy m iały ochotę czy nie? R az, dwa razy tę niechęć przezwyciężywszy, wprawia się dziecko w p rzek o n an ie, źe są obow iązki, którym chę­

tnie czy nie chętnie, codzień zadosyć uczynić potrzeba; a czyż z tego przekonania ważna na całe życie nie pozostanie Nauka?

C D alszy ciąg nastąpij

(45)

i 5 i

trącił i krwią b ył zbroczony. A w nocy gdy snu przyzywał, stawał przed nim skrwawiony duch brata, i krew nań strząsał z czerwonych kłosów.

Ginąc śmiercią okropną bezsenności i głodu, nazwał się przed czeladką zabóycą brata. I le­

ży na środku ornego pola mogiła suchą przy­

walona hoiną, gdzie zabity z mordercą iest po­

chowany.

Wszyscy orzmy spokoynie dziedziczną ro­

lę , nie pragniymy posiadłości brata, bośmy wszyscy dziedzicam i do czasu., i tylko sumie­

nie póydzie za nami do grobu.

p r z e z K. B.

(46)

SPIS RZECZY

W TYM NUMERZE ZAWARTYCH.

Stronnica.

1. Dalszy ciąg Listów Elżbiety Rzeczy, ckiey do przyiaciołki swoiey Urszuli *** 105.

2. Ofiara Romanka, Pow ieść... . . 134.

3. Czułość Zosi, ... . • ł 38- 4. Dziecinna rachuba, > Anekdoty . . . 138.

5. Myśl nowa, ’ . ... 139.

6. O korzyści dziecinnego wieku . . . . 140.

*]. Pisemka na zadane w y r a z y ... 14.2.

8. List dziewiąty Matki o wychowaniu Córek swoich . . ... 144.

9. Czerwone kłosy, Przypowieść . . . 14.9,

Cytaty

Powiązane dokumenty

chowania szpeci piękność, i cnotę samą... Po ty ch słowach obiły się razem o u- szy Służącego łkania kobiety i krzyk radosny dziatek; wskroś przeięty,

ła w kibici ukryty zaród wady, która dopiero zwiekiem wykazać się mogła, asamym ieynało- giem dzielności nabyła, dosyć iż wkrótce po tey okropney przygodzie,

w a radość w oczach iego, na wspaniałem czole zabłysła; ilekroć bowiem zrobić mógł komu przysługę, szczęśliwszym od tego się zdawał, kto mu tyle był

Nie poymuię iakby się chełpić tą drobiną dobrego które się czyni, wspomnia­. wszy na to coby czynić

Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła,

tkiego odpoczynku się zabierał, daię mu znać, że woysko Saskie się zbliża. Bez nadziei o- parcia się przewyższaięcey sile, Leszczyński Wydaie rozkaz prędkiego

W pracy iedyny iest sposób wypłacenia się Bogu, Rodzicom, Oy- czyźnie; do pracy zawczasu wprawiać się

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi