• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.1, nr 5 (1824)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.1, nr 5 (1824)"

Copied!
48
0
0

Pełen tekst

(1)

ROZRYWKI d la DZIECI,

N er V. i. M aja 1824.

I.

W SPOM NIENIA N A RO D O W E.

D

alszy ciąg w iadom ości o ż y c iu

M

aryi z

L

e

­

sz c z y ń s k ic h k r ó l o w e y fr a n c u zk iśy

.

odpowiedzi Maryi Królowi' Francuzkie- mu uczynioney, sześć miesięcy upłynęło; i lu­

bo cięgle różne odezwy potwierdzały ię w przekonaniu, że spełni się ta świetna na- dzieia, były iednak niepewności chwile. Bo­

gu los całego życia oddawszy, Marya Le­

szczyńska nie trwożyła się bynaymniey bo- iaźnię iakowey zmiany. Szczęśliwa sama w so­

bie, bo dobra i pobożna, wiedziała, że za­

wsze sarnę sobę zostanie; i nie obchodziłp ię wiele, czy na tronie otoczona wielkościę, czy

Tom 1. N er Jf, i5

(2)

205

wśrzód rodziny i mierności dni swoie prze­

pędzi? Ale przyszła nareszcie chwila, kiedy ustaliło się iey przeznaczenie. Skoro odesła­

no Infantkę do Hiszpanii, Ludwik XV wy­

prawił do Stanisława Leszczyńskiego uroczy­

ste Poselstwo, na czele którego, był Xiąże d'An- tin, ażeby publicznie prosić go o rękę Cór­

ki. — Gubili się politycy w dociekaniach, chcgc koniecznie pdgadnęć powody gabinetu Wersalskiego do zawarcia takowego zwięzku.

Córka Monarchy pozbawionego korony, oso­

ba nie piękna, nie bogata, starsza kilkoma la­

ty od przyszłego małżonka, nie zdawała się im stosowna do podzielenia tronu Monarchy francuzów. Ale ci którzy dobrze Maryę Le­

szczyńską znali, nie dziwili się nad tym wy­

borem. Sześć lat cięgłego w Weisemburgu mieszkania, ziednały iey serce wszystkich mie­

szkańców; cnoty iey, światło,'dobroczynność, w całey Alzacyi i daley nawet znane b y ły ; iuż dwóch Xiężęt Niemieckich i wielki ićden Pan Francuzki oświadczali się byli o iey rę­

kę, i odgłos dobrey iey sławy doszedł uszów młodego Ludwika XV. Kardynał de Rohan, który iako Biskup Strazburga, miał sposo­

bność przypatrzenia się bliżey Królewnie, py-

(3)

206

tany o ni? przez Króla, potwierdził Z zapa­

łem, co publiczne pochwały głosiły* Monar­

cha wskroś przeięty opisem zbioru tylu cnot, nieszczęść i przymiotów, zapragnę! widzieć obraz wdzięków Maryi Leszczyńskiey* Uczy, niono zadosyć tym chęciom; przysłany do Paryża portret Królewney podobał się Kró­

lowi. Marya nie była piękna; niskiego Wzrostu, rysów twarzy nieregularnych, miała iednak wiele powabów; bo dusza iey malo­

wała się w spoyrzeniu, a nadobny uśmiech, dowcip i słodycz charakteru wydawał. Wier­

ny iey obraz trafił do serca Ludwika XV. 1 Sam oświadczył, że cliciałby tak cnotliw? i mi- ł? mieć żonę. Biskup de Frejus zaufany Kró­

la, Xi?źe de Bourboń pierwszy iego Minister, pochwalaięc tę myśl, wzmogli rodzęc? się skłonność. Sam Papież Klemens XII. pytany o radę, pochwalił wybór Króla Frailcuzkiego;

zwać go było można prawdziwym tryumfem cnoty! zrobiono więc pierwsze oświadczenie, a gdy wszystkie zawady usunięte zostały, gdy Leszczyński publicznie dał pozwolenie swoie w pierwszych dniach Sierpnia 1725 r. Xi?że d'Orleans, syn zeszłego Reienta, przybył do Strazburga, (gdzie Stanisław przeniósł był

15*

(4)

207

swoić mieszkanie) zaślubić Królewnę w imie­

niu Króla Francuzów.—Młoda Marya niemo*

gęc iuż od iakiegoś czasu wętpieć o rychłey zmianie losu, nie cieszyła się przecież ani u- nosiła tę nadzieię. Owszem sama ta wiel­

kość tak obca dla niey, trwogę w iey sercu wzbudzała. Dotęd źyięc w zaciszu ‘i łatwe powinności córki maięc iedynie dopełnienia, truchlała czy na tak yyysokim stopniu trud- nieyszym zadosyć uczynić potrafi? Im bar- dziey się zbliżała ta chwila, tern ona więcey zamyślonę była; i raz gdy zatopiona w du­

maniu siedziała smutnie, kochaięca ię Babka zapytała się troskliwie, iakieby mogła mieć zmartwienie? — „Martwię się, odpowiedziała

„Królewna, bo was opuszczę, bo się lękam

„ czy w tym wieńcu ziemskiey chwały, doyść

„potrafię nieśmiertelnego, któfegobym mię-

„dzy wami tak łatwo i słodko dokupić się

„mogła?,, — „Ach! odpowiedziała iey na to sę­

dziwa i doświadczona niewiasta, wszak stra­

p ien iem nayłatwiey doyść do wieczney chwa-

„ły? nie lękay się więc, moie dziecię, bę-

„dziesz ich miała zadosyć; troski obficie ko-

„ło tronu rosnę.” — Strwożona temi słowy

Królewna, błagała Boga o wsparcie i siły; a

(5)

208

w częstych rozmowach z Oycern, szukała świa­

tła; i rady. Zostawiwszy Matce Cały zachód weselnych stroiów, na dni kilka przed wyrze-

\ czeniem wieczney przysięgi, schroniła się do klasztoru, chcąc w zupełney samotności, za­

stanowić się nad ogromem przyszłych obo­

wiązków. Nareszcie 14 Sierpnia odpraw iły się uroczyste zaślubiny ,■ w obecności okaza­

łego dw oru młodey Królowey, i zjazdu nad- zwyczaynego Szlachty i Obywateli z Alzacyi całey, i z pobliskich prowincyi. Cisnęli się zewsząd Francuzi chcąc pierwszy hołd oddać M onarchini; a wpośrzód tych zaszczytów Sta­

nisław troskliw y o cnotę córki, wsuwał iey w ucho te słowa: „ W szędzie cześć niosą,

„wschodzącemu słońcu, chcą ci okazać prze-

*to czego Franćya po tobie się spodziewa;

ńiMfi zawiedzie iey nadziei.”

Kiedy iuż Marya odieżdżać do Paryża mia­

ła, weszła do pokoiu Oyca, gdzie Babka i Mat­

ka znaydowały się także; klękła przed niem i i zalana łzam i prosiła o błogosławieństwo?

Leszczyński z patryarchalną pobożnością i pro­

stotą, ręce trzymaiąc nad głoWą klęczącey Królowey, taką wyrzekł modlitwę: „Niechay

„spłynie na ciebie, Córko, błogosławieństwo,

(6)

2og

„które Jakób i Tobiasz ukochanym synom da-

„wali; niechay spłynie nadewszystko owe bło­

gosław ieństw o Zbawiciela Uczniom dane,

„ niech iak z niem i tak z tobę, pohóy zaw sze

^b ęd zie.”

W ydarła się Marya gwałtem z rgk Rodzi, ców, i pierwsze kroki zbliżaigce ią do tronu łzami oblane były. Jednak w drodze cieszy, ła i£ okazywana wszędzie radość Jak piszg.

Pam iętniki owych czasów, żadna Xięźniczka na tron Francuzki przeznaczona, z większe- tni oklaskami przyimowanę. nie była. Pochle­

bne dla ludzkości świadectwo! owa Xiężni- czka nie miała innego wiana prócz cnoty!

W ty.m przeieżdzie łagodnością swoię. uięła Serca wszystkich i utyskiwała tylko nad zbyt­

kiem wspaniałości w iey pow itaniu. „Ach!

„m ów iła często, niechże nie będę przyczyną

„w ydatku dla lu d u , powołana do czynienia

„m u dobrze.” — Przyimuięc tkliw ie te życzli­

wości oznaki,,patrzyła przecież okiem prawdy na nie. Dwa dni po wyieździe z Strazburga, W tych słowach Oycu podróż svioię opisy­

wała :

„Kochany OyczeJ iakźe to dawno było o-

„ftegday i iam Ciebie niew idziała! Poczciwi

(7)

210

„Francuzi robiy co mogy, żeby mnie rozer-

„wać; śliczne mi prawiy rzeczy, ale coź z te-

„go? żaden mi ieszcze nie powiedział, że cie-

„bie zobaczę? Może wreszcie wkrótce i te

„m iłe słowa usłyszę, bo prawdziwie zdaie m i

„się czasem, że przez kray wróżek przeież-

„dzam. Co chwila podlegam rozmaitym prze-

„mianom. T u iestem piękńieyszy od Gracyi,

„tam iedny z Muz dziewięciu. T u mam ęno-

„ty Aniołów, tam sam móy widok błogosła-

„wionych czyni. Wczoray byłam cudem świa-

„ta, dziś iakyś szczególny gwiazdy; chcy mnie

„koniecznie o m am ić lecz ia, skoro zapragnę

„żeby znikły te omamienia, kładę rękę na

„sercu, i tam znayduię twoię przywiązany Marychnę.” (*) Ludw ik XV. dowiedziawszy się o zbliża­

n iu się KróloWey, wyiecbał naprzeciw niey z całym dw orem , i m ilę za miastem Moret spotkał iy i powitał. Osoby przytomne temu spotkaniu pisały: „Król iechał z wielky nie-

„cierpliwościy, i bardzo był z w idoku Królo-

„w ey kontent. Postać iey niezmiernie iest

„przyiem na.” — Nazaiutrz przyiecbała do Fon- taineblau, gdzie odprawiło się wesele. W dniu

( * ) Tera im ie n ie m z w a ł zawsze K ró l S ta n isła w C ó rk ę .-

»

(

(8)

2 1 1

następuięcym ohrzędek koronacyi w ypełnio­

nym został z wiełkę okazałością. Gdy zaś Król według zwyczaiu ofiarował Małżonce <

bogate dary, odezwała się w niey dusza Pol­

ska, i rzekła: „Przyim uię chętnie te upomin-

„ki, ale zupełnie zaspokoiona darem serca twe-

„go, pozwól niechay tych, świadkom szczę­

ś c i a moiego udzielę.” I rozdała ie dworza­

nom z tę uprzeymościę r która cenę każdego daru podwaia. Wspaniałe uczty następiły po weselu, i radość wszystkich była tak szczera i powszechna, iak owych dziatek, które dłu­

go osierocone, Matkę nareszcie znayduię.

Znaleźli ię w rzeczy samey Francuzi. Ma- rya Leszczyńska w cięgu długiego życia b y ­ ła prawdziwę Matkę poddanych. Wzywała nieustannie pomocy Boga, zasięgała rady za­

stępcy Jego na ziem i, cnotliwego Oyca i na takich podporach oparta, upaść nie m ogła.—

Jeszcze się nie skończyły uczty i zabawy kó- ronacyi, kiedy ona iuż tak pisała do Leszczyń­

skiego: „Oycze! dopełniy iak nayprędzey u-

„czynioney obietnicy, przyszliy mi rady two-

„ie na piśmie; choć daleko od ciebie iestem ,

„hędź zawsze Aniołem moim, prowadź runie,

„ho idęc sama, łatwo zbłędzić m ogę,” Nie

(9)

£ 1 2

czekała długo młoda Królowa na len upomi­

nek Oycowski. Treść iego tu mieszczę. Za­

czął Leszczyński od tych słów z Pisma S.

„Słuchay, Córko! Nakłoń ucha ku słowom

„moim i zapomniy ludu twego, i domu Oyca

„twoiego."

„ „Zasiadłaś, córko (mówił daley) na tronie

„ możnego Monarchy. Lubo znakomite sę cno-

„ty tw oie, nie sędź przeto, abyś im iedynie

„w innę była to wyniesienie. Opatrzności rę-

„ka go sprawiła! niechże podwoione cnoty

„twoie usprawiedliw ię iey wybór. W ielu o-

„bowięzków się podięłaś, a mnóstwo oczów

„patrzy iak ie dopełniasz? nip opuszczay więc

„żadnego, a ze wszystkich widzów, będź nay-

„surowszę. Jedna z przywar naypospolitszych

„W ielkim , iest pycha, rzadko iey uydzie

„człowiek na wysokim s z c z y c i e , sę na-

„w et tacy, którzy ię powinnością bydź mie-

„ n ię ; niebędź z ich liczby, Córko; bo czemźe

„sę Wielcy w oczach rozsędku? Czemźe się

„różnię od innych ludzi? tern iedynie, że na

„wyższey podstawie stoię; a wiadomo ci, że

„podstawa wartości posęgu nie stanowi. Ty,

„Corkp m oia, uwaźay świecznik na którym

„stoisz, iako sposób wydania iawniey wszy-

(10)

213

„stkich wad twoich. Uniźay się przed Bogiem,

„tern więcey, że przed ludźmi wywyższony ie-

„steś. Jedney Ci tylko pychy dozwalam, za-

„pragniy odpowiedzieć godnie przeznaczeniu

„twemu. Ty się przeymiy, bydź wyższy nad

„tron i koronę, pokory i skromnościy twoiy;

„przeydź wszystkich poddanych cnoty. Ale

„ zaklinam cię, nie przesadź w źadney, a wszy­

s t k i e um iey upięknić. Klóreż wzory nay-

„chętniey sy naśladowane? Oto łatwe i przy-

„ienine. Niech więc twoie cnoty ten powab

„tnaiy, niech nikogo surowościy nie zastraszy,

„niech każdego uprzeymościy nęcy. Dało ci j,Niebo twarz przyięm ny, uśmiech łagodny,

„ w’ całey tobie dobroć i słodycz rozlany się bydź

„w ydaie; szanuy dary te drogie, i niech dusza

„tey powłoce odpowie. — Świadcz ile możności,

„szczodrobliwość powinnościy iest panuiycych.

„Miłościy panuy nad um ysłam i, taka*władza

„riaypewnieysza, i Królowa niepotrzebuie in-

„ney. Szanuy zwyczaie N aro d u , któryś za

„własny przybrała, nagannym nie ulegay, ale

„z reszty stosuy się do wszystkich, choćby

„śmieszne były. Sy przesydy, które szanować

„należy, i często uroione polepszenie większego

„złego stało się przyczyny. W ielkim otoczo-

(11)

2l4

„na dw orem , nie będziesz mogła żyć w po-

„śrzód samey cnoty, nie potrafisz oddalić zu­

p e łn ie w ystępku od siebie, a pobłażać m u

„nie należy. Chwal więc przymioty które

„w otaczaięcych ciebie postrzeżesz, słabości

„staray się uniew innić; udaway póki będziesz

„ m ogła, że nie wiesz o występkach. Często

„pochlebne o kim m niem anie, więcey cnót

„w ieg o duszy zrodziło, niśliby nagana suro-

„wa wad była poprawiła.

„N ie zapominay lat młodości twoiey, nie­

sz c z ę ść w' których wzrosłaś; niech ich pamięć

„przeciw pomyślności cię wzmocni; dozna-

„wszy odmian lo su , nie polegay na nim, nie i,day się opanować lenistw u, zachow^ay miłość

„pracy, nie smakuy zbytecznie w zabawach.

„Używay rozrywek przyzwoitych godności two-

„iey, alen iec h będę wytchnieniem po zatru­

d n ie n iu , nie zaś zatrudnieniem samem. Na-

„dewszystko strzeż się pochlebstwa; tó pra-

„w dziw a Wielkich trucizna, którę zwolna gu-

„ b ię ich dworacy. Znay siebie, a łiatwo po­

c h le b c ó w poznasz. Chroń się od wszelkiey

„próżności, a nie dóydę ich pociski do serca

„twoiego. Uniiey oceniać lu d zi, uprzeym a,

„przystępna dla wszystkich, samych cnotliwych

(12)

215

„przyjaźnią zaszczycay. Kładź wysoko osoby,

„z ust których otw artą naganę lu b zdrową

„radę usłyszysz. Ale w zaufaniu drugim bądź

„skąpa; to Całkowicie Małżonkowi twemu się

„należy; iego serce powinno bydź iedynym

„składem uczuć, chęci, zamiarów, myśli two-

„ich. Odpowiedz godnie pochlebnemu wybo-

„row i Króla; podobać m u się niech będzie

„iedynem życzeniem tw oiem , zasłużyć na ie-

„go przywiązanie, nayważnieyszą sprawą. Nie

„powinnaś iuź mieć gustów i skłonności wła­

d n y c h ; z gustami małżonka iednoczyć się po-

•„winny. W troskach iego i smutkach bądź

„m u pociechą; często się przytrafi, że sama

„wielkość ciężarem swoim go zgnębi, wtedy

„nieś m u ulgę i pokóy, ale nie chciey konie*

„cznie odgadnąć tego fm u tk u przyczyny. —

„Niech ręka twoia nie targnie się, broń Bo*

„że, na uchylenie zasłony okrywaiącey taie-

„mnice Rządu. Władza nie potrzebuie towa-

„rzyszki. Niech Król i Rada iego myślą o

„sprawach Państwa; kobiótą będąc, cała zda-

„tność tw oia, naylepsze chęci, naygorętsze u-

„siłowauia, nicby dobrego nie sprawiły..

„Na wysokim Stępniu na którym się znay-

„duiesz, niemasz zapewne tak iak i wszędzie,

(13)

fli6

„nic ważnieyszego od Religii; ale co do niey,

„bądź taką zawsze iaką byłaś od dziecinnych

„lat twoich. Wykonywalne powierzchowne

„przepisy, przywiązuy się do iey ducha, niech

„twoia pobożność z moralnością, się iednoczy.

„w tedy dopiero prawdziwą będzie. Pamiętay

„także zawsze o M atc e io O y cu tw oim ; szczę­

ś l i w i z wyniesienia iedynego, dziecięcia, pła-

„czemy przecież nad twem oddaleniem. By-

„laś m iłością, pociechy naszą, niemamy iuż

„córki koło nas!., pomniy, źe myśl cnótiszczę­

ś c i a twego iedynie słodzić nam to oddalenie

„m oże..

Taka była treść rad Leszczyńskiego, a po­

słuszna Córka dopełniła wszystkich; iaką ią Oyciec chciał widzieć, taką się stała, i żadne iego słowo marnie nie padło. Od czasu wstą­

pienia, na tron Francuzki, do ostatniego mo­

m entu iey życia wzorem była cnót naywyż- szycb. Ocenili .ią też zawczasu Francuzi, le­

dwie się im pokazała, nazwali ią zaraz dobrą Królową, i ten przydomek iey został; bo pra­

wdziwa cnota i zdrowy rozsądek yrszędzie są

jakby na swoiem mieyscu. Córka i wycho-

wanica Leszczyńskiego tak umiała pozyskać

uw ielbienie w chwale i wielkości, iak w nie-

(14)

— 217 ---

doli i w poniżeniu. Wyższa od tronu, bo nić pigkney dószy nie wyrówna, stworzoilg do niego sig zdawała. I lubo nie lubiła okaza­

łości, przecież skoro tego powinność wyma­

gała, um iała znaleśdź sig godnie i przyzwoi­

cie. Zaraz w pierwszych latach zamgzcia przyi- mowała Posłów zagranicznych, dawała posłu­

chania Panom Królestwa, cudzoziemcom, bez żadney przysady, żadnego przym usu, owszem z tym wdzigkiem i z tg uprzeymościg, które powszechnie za granicg Polkom przypisuig.

Chociaż wzrost mały i postawa .nie okazała , nie dodawały iey pow agi, umiała szlachetnem i pięknem ułożeniem wszystko nagrodzić.

W każdem iey ruszeniu była godność bez na- dgtości i dumy; udzielaigc sig drugim , nigdy nie poniżyła siebie, i zdaigc sig mało w ym a­

gać uszanowania, otrzymywała go przecież.

Z każdym rozmówić sig um iała, każdemu u- przeymem słowem do serca trafiła. Nieprzy- iaciołka hucznych, nieprzystoynych zabaw, źy- igc wpośród nich, daleka od schwytania tey za­

razy, potrafiła iey unikngć. Znalazła praw dzi­

wy śrzodek między surowościg i pobłażaniem ; złemu któremu zaradzić nie mogła, wybacza­

ła , ale skoro ta dobroę szkodg przynieść mo-

(15)

218

gła, nie pozwalała iey sobie. Tak, nigdy w swoiey przytomności, nie dała nikomu cheł­

pić się z występku, lub bluźnić przeciw Re­

ligii i moralności. Zadney księżki bezboźney widzieć nawet nie chciała ; czuwała nad przy- stoynościę dworu swoiego, naymnieyszego nie dozwalała w obowiązkach uchybienia, z tro­

skliwością Matki czuwała szczególniey nad mło- derni Damami, które ią otaczały, i we wszy­

stkich poszanowanie złęczone zmiłościę. wzbu­

dzała. Jeśli płocha część dworzan sarkała na iey stronienie od niepotrzebnych zabaw, nikt iey przecież szacunku i przywiązania odmó­

wić nie mógł. Wszyscy zmuszeni byli ię ko­

chać, a to uczucie dzielił Naród cały. Ubó­

stwiał ię lud Francuzki, nigdy iey się dość napatrzyć nie mógł; raz gdy sig przechadzała w ogrodzie fuileries takie się zeszło mnóstwo, źe w tym tłoku ani na przód ani w tył po- sunęć się nie mogła. Na próżno straż koło niey będęca, rozpędzać chciała pospólstwo, cisnęło się coraz więcęy, pragnęc bliźey wi­

dzieć Monarchinię. Nareszcie Królowa dała znak, że chce mówić; stanęli wszyscy, a ona powiedziała z uśmiechem: „W iem , dzieci mo­

nie, że się do mnie ciśniecie, ho mnie ko-

(16)

219

„chacie tak iak ia was kocham; dla tey w ięc

„samey miłości zamiast mnie d u sić , pozwoł-

„cie mi przeyścia.” W iedney chwili lud zgro­

madzony wydał okrzyk radości, i otworzył wygodne dla Królowey przeyście. W swoich przeiażdżkach do W ersalu, do Compiegne i dalszych mieysę, witang zawsze była iak A- nioł opiekuńczy N arodu; kiedy zabawie dłu- żey w iakiem mieyscu m iała, radość była po­

wszechna, a gdy wyieżdźała łzy sączyły sig niemal z oczów wszystkich. Widzęc to, sama rozkwilona, zwykła była mawiać: „Cóżem zro-

„biła ludow i tem u, że mnie tak kocha? do-

„bre chęci moie chyba ocenia.” Bo też nie­

było Królowey, któraby Naród swóy mocniey kochała; źadney ofiary dla szczęścia iego przy­

kry bydź nie m ieniła; przystępna dla wszy­

stkich, na wzór czułych Matek słabym, i ma­

łym naywiększ^ okazywała przychylność; o- statni z iey poddanych równie ważył w iey o- czach z naypierwszym Panem, a często biedny prędzey znalazł posłuchanie. Pamigtaią do- tęd Francuzi liczne tey dobroci dowody. Dnia iednego, kiedy Królowa w Wersalu szła z ca­

łym dworem swoim, przystąpiła do niey pro­

sta chłopka z temi słowy : • „N o! moia dobra

„ Krd-

(17)

2 2 0

nKróloU>o\ p rzyszłam zb ard zo daleka, żeby się

„w am p rz y p a trz e ć , nie odm aw iaycież m i te y

„po ciech y .” — K rólow a zatrzym aw szy s i ę , w y - ■ p y ty w a ła iey się d ł u g o o ie y ro d z in ę , sposób ż y c ia , p o trz e b y , i p o zw o liła nap atrzy ć się sie ­ b ie do w o li.—Innego znów razu będ§c w M a r­

ły , siedziała ra n o w o tw a rte m o k n ie , i obaczy- ła spiesznie id ę c ę S zarę Siostrę. P rz y ia c io łk a n iez m ie rn a ty c h Z a k o n n ic , k tó ry m często za­

zdrościła p o w o ła n ia , d o m y śliła s ię , że iakaś w ażna sp raw a o tey g o d zin ie, ie d n ę z nich do d w o ru sp ro w ad za. Z aw ołała iey w ięc, a nie- p o z n a n a , w y p y ta ła ie y się o in te res cały , i o- biecała w sta w ie n ie sw oie u M in istra . Z a k o n ­ nica u rad o w a n a o d e szła , ale w n e t w róciła do o k n a , chcęc się d o w ie d z ie ć n a z w isk a tak u- p rze y m ey P a n i? „ N ie m ów nic n ik o m u o d ­

p o w ie d z ia ła iey, L e sz c z y ń sk a , to K rólow a.”

W ie d z ę c , i e F ra n cu z i często ię W idzieć ra ­ d z i b y l i , ia d a ła zaw sze p u b lic z n ie , lu b o ten zw yczay n ie m ó g ł iey b y d ż bardzo m i ł y ; i n ie b y ło p ra w ie o b i a d u , p rzy k tó ry m b y coś u p rz e y m e g o k o m u nie pow iedziała. Prócz tey d o b ro c i, k tó r z y tru d n o w szystkich d o w o d ó w w y m ie n ić , F ra n cu z i lubo sam i tak św ia tli -i

Tom I. N e r K . 16

(18)

221

dowcipni, przyznali iey powszechnie ów roz­

sądek i rozum, których oznaki widzieliśmy iuź w dzieciniiym wieku. Autorowie radzili iey się często względem pism sw oich, znakomitszych uczonych przypuszczała do towarzystwa swego, i dziw iła ich często obszęrnością wiadomości i trafnością postrzeźeń. Tkliwych i dowcipnych słówr iey wiele zostało w pamięci. Raz, chcąc odwiedzić Damę dworską chorą, poszła do nióy pomimo bardzo przykrych schodów. Gdy ią przepraszała ta D am a, rzekła uprzeymie:

„Czyż nie wiesz, że miłą iest nayprzykrzey-

„sza droga, skoro do lubey osoby prow adzi?”

D zieiopisowi, który z w ielkiem i pócjiwałami opisał iey przybycie do Francyi powiedziała:

„N ie pisz tego proszę, połóż po prostu, że

„w r. 1725. przybyła do Francyi Xięźniczka

„małego w zrostu, małych przym iotów , a w ad

„w ielkich.” — „Napiszę przynaym niey, że ta

„Xiężniczka serce miała w ielkie, powiedział.—

„O! nie pisz i tego, zawołała Królowa, nie

„ wielkie to musi bydź serce, kiedy wszystkich

„nieszczęśliwych obiąć nie potrafiło.” — Gdy um arł Syn Reienta Xiąźę d'Orleans, mąż bar­

dzo dobroczynny, ubolewała niezmiernie na d

iego stratą. „Nie trzeba go tak żałować, po-

(19)

2 2 2

wiedział iey ktoś, on zapewnó w N iebie.” —

„Niewgtpig o te m , rzekła na to Królowa, ale

„on sam śmiercig swoig sig uszczęśliwił, a tu

„tyle nieszczęśliwych z tey przyczyny zosta-

„ ło .” — Kardynał Fleury skarżył sig przed nig iż tak wiele ma zatrudnień, że głowg straci.

„O! nie czyń tego, powiedziała Królowa, bo

„ktoby tak dobrg rzecz znalazł, pewnieby iey

„oddać nie chciał.”— Niezmiernie żywa, przy­

trafiło iey sig wyrzec nie raz słowo dowcipne i razem uszczypliw e; byłaby nawet mogła ce­

lować tym rodzaiem talentu, gdyby dobroć ust nie była zamykała; iednak doszło do nas kilka podobnych. R az, gdy ieden z Panów Francuzkich wyliczał czyny woienne swoich przodków, i powiedział na ko ń cu : „Wszyscy­

ś m y zabici zostali w usługach Królów na-

„szych!” Królowa rzekła z uśmiechem: „N ie

„zm iernie sig cieszę, żeś ty przynaymniey u-

„szedł, bo mi o tem możesz powiedzieć.” — Tem uż sam em u, który był iey koniuszym , gdy chwalgc-synowg m ów ił, że iest słodka, d o b ra , powolna iak kareta Angielska, pow ie­

działa: „Oto przystosowanie prawdziwego Ko-

„niuszego.” Damie iedney dwprskiey tyle śrhia- łości maigcey, iż* poważyła się skarżyć przed

x6*»

(20)

223

Królową na iey lu d zi, tak odpowiedziała:

„ WCPani masz ludzi, ia zaś mam Urzędników,

„którzy się dobiiali o zaszczyt służeniam i.”—

Sluchaiąc we wszystkiem Oyca, umiała z nadzwyczaynym rozsądkiem uyść wszelkiey pychy, i uchylić się od wszelkiego do spraw rządowych w pływ u. Sześć lat starsza od Mę­

ża, maiąc więcey stałości w charakterze i do- doświadczenia, byłaby mogła łatwo wziąść nad nim górę. Król zaraz w pierwszych latach po­

życia taką ią zaszczycał ufnością, że Rady nay- częściey w iey pokoiach, w ióy obecności się odbywały. Kilku wielkich Panów , sami M i­

nistrowie życzyli sobie, żeby Monarcha w i­

dział oczyma tak rozsądney, tak poboźney M ałżonki, i błagali ią żeby się wdawała do rząd u ; lecz ona umiała ustrzedz się tych po­

wabnych sideł. „Móy Oyciec mnie nauczyły

„pow tarzała, że rządzić nie iest sprawą ko-

„ b iety ; przy naylepszych chęciach, przy nay-

„ gorętszych usiłowaniach, niosą tylko ryłono

„Państw niespokoyność serc swoich.” Na pró­

żno po razy kilka chciano zmienić iey zda­

nie słodką nadzieią dobra k rąiu , wzrostu Re­

ligii, nic nie pomogło^ rozsądna i skrom na,

trzymała się jabrębu przeznaczenia swego; ni-

(21)

224-

gdy też ztey przyczyny, żadpych trosków nie miała. Z naywiększę nawet bacznością prosi­

ła o urzędy dla przyiaciół i znaiomych, i za­

wsze pierwey wywiedzieć się starała czy go- dnemi ich b y li? „Niechcę, mawiała, ażeby

„N aród szkodował na tkliwości serca mego.”

Wołała często z własney szkatuły dadź sposób do życia potrzebuięcemu; iak narzucić kraio- wi niezdatnego urzędnika. Tern postępowa­

niem tak sobie ziednała powolność Króla i Mi­

nistrów, że naymnieysza i,ey prośba rozkazem była. Lubo nie chciała się wdawać w spra­

wy Rzędu, nie patrzyła iednak oboiętnym o- kiem na chwałę Małżonka i na dobro -krai-u;

skoro zdarzyło'się Królowi, stalszym bydź w radzie, pięknym czynem się ozdobić, zbawien­

ny zakład uczynić, czytał w iey oczach ra­

dość naywyższę, słyszał z iey ust zachęca- ięcę pochwałę; każda w oyna, każda niedola publiczna srogo iey serce raniła. W tedy po- dwaiał£-,goręce modły, podwoić chciała w ła­

sne dochody, żely ulgę przynieść nieszczęśli­

wym. Jeden, z ciosów publicznych, który ia dotykał naymocniey, było rozszerzenie się co- dzietr w iększe, zepsucia obyczaiów i bezbo­

żności. Nie mogąc mu zaradzić, czy niła przy-

(22)

225

naymniey co mogła, żeby do siebie i swoich przystępu m u nie dopuścić. — Skromności, wstrzemięźliwości żywym była w zorem , za­

chowywała ściśle przepisy czci zewnętrzney, zdobiła kościoły, posażyła klasztory, zaszczy­

cała przyiaźni^iłaskg godnych kapłanów, wspie­

rała dobroczynne i pobożne zakłady i towa­

rzystwa, i prawdziwie była o chwałę Boga tro -' skliwa. Po tey, szczęście Narodu nayźywiey ią obchodziło. Godna ludu w łonie którego się urodziła, godna córka Stanisława, dobro­

czynność roskoszg była iey serca. Wszak mó- wig Francuzi, że ten wyraz bienfaisance dla rodziny Leszczyńskich w ich ięzyku złożonym został? Nie było go, bo nie ziawił się b y ł ieszCze tak żywy tey cnoty obraz. — Marya Leszczyńska od naymłodszego wieku miała do niey skłonność; rozkrzewił ią przykład Oyca, i naywiększym powabem tronu stała się dla niey możność dobrze czynienia. Skoro na nim zasiadła, oddała się iey z zapałem. Wszystkie iey dochody do ubóstwa wleżały,; dostawała żeby dawać; uymow.ąła własnym potrzebom i wygodom, żeby mieć więcey do rozdania.

Znosiła nawet nie raz wymówki dw orzan,

którzy ią o skąpstwo w in ili, żeby wesprzeć

(23)

az6

potrzebni eyszych; bo w niczem nie szukała próźney chwały, ala uczucia serca, i prawdzi­

wego bliźnich pożytku. Nigdy żadnych zby­

tków , żadnych wydatków próżnych nie była przyczynę. Oprócz uczt zamęźcia i koronacyi, nie pozwoliła dadź sobie żadney. Radzono iey raz, żeby żądała powiększenia dochodów:

„W iem , odpowiedziała, żeby mi tego nie od-

„m ów iono, ale na kogóżby ten nowy poda-

„tek nałożyli? na ubogich. Ja niechcę ich ko-

>,sztem się bogacić.” — Skutkiem układów m ię­

dzy Mocarstwami Europeyskiemi uczynionych, wkrótfce po iey zamęźciu, Stanisław Leszczyń­

ski został Xięźęciem Lotaryngii i B aru, i te prowincye uważane iako wiano Córki, po ie- go śmierci do Francyi na zawsze przyłączone bydź miały. Nie stała się przeto bardziey,<

wymagaięęa Królowa, lubo ten układ słodkę radość sprawił wspaniałey iey duszy. -— Król iey darował piękny pałac na ustroniu z ogro­

dem , cieszyła się, że w nim czasem z daleka od zgiełku dw oru i przymusu etykiety dni kilka spędzać będzie, are dowiedziawszy się że usposobienie go na rmeysce mieszkalne, wie- leby kosztow ało, oddała dar ten natychmiast.

Lubiła niezmiernie kleynoty i porcelanę za*

(24)

227

graniczny, i radaby była mieć ich wiele, odkry­

wszy w sobie tę skłonność, powzięła zamiar odkładania na dzień naslępuiący kupno rze­

czy, która iey się naywięcey podobała; i zwy- czaynie gdy to iutro nadeszło, wspomnienie ubóstwa chęć płochy wypędziło. Raz podo*

bała iey się bardzo piękna suknia, ale że wiele pieniędzy chciał za nią kupiec, nie nabyła iey, mówiąc: „Mam sukien dosyć, a iluż to

^ubogich, koszul niem a?” — Tę wstrzemięźli­

wością i rządem przykładnym, zbierała skarby dla ubóstwa, i iałmużny iey tak były niezliczone, że dziwiły w szystkich, samego nawet Króla.

Mówiono m u też często, „że poiyinienby po-

„ wierzyć Małżonce dochody korony, bo ona

„ma dar pomnażania przychodów."' Jey spo­

wiednik, Xiądz Trążyński, który nayczęściey iey iałmużny rozdawał, zapewnia w Pamięt­

nikach swoich, iż niezliczone summy prze­

chodziły przez iego ręce, czasem bardzo zna­

czne, od stu luidorów do 12,000 liwrów. —

A oprócz pieniędzy, iluż innemi sposobami

Marya Leszczyńska!^-świadczyła? Sama iey

łagodność, cierpliwość w wysłuchaniu każdey

prośby, każdey skargi czyż iuź dobrodziey-

stwem nie były? kiedy zwiedzała szpitale

(25)

/

— 228 —

błagali chorzy żeby przystąpiła do ich-łóżka, i przemówiła do nich, tak był iey głos m iły i łagodny. N ie’iednemu tkliwą mową osło­

dziła przykre chwile zgonu, nie iednemu od­

wagi dodała opatrując sama iego rany, nie iednego uszczęśliwiła darem pracy rąk wła- sn y c h jb o iak w latach poniżenia i niedostat­

ku, tak w chwilach chwały i wielkości pra­

ca ręczna, praca dla ubogich naymilszem by­

ła Maryi Leszczyńskiey zatrudnieniem. Mia­

ła w swoich pokoiach wielki skład w'szelkiey odzieży, wszelkiey bielizny prźydatney ubó­

stw u, od pieluch i powiiaków iednodniowe- go dziecięcia do płacht grobowych. Te wszy­

stkie rzeczy po części iey ręką , a wszystkie w iey oczach skroione i uszyte byw ały, i te rozdawała często sama, często przez powier­

ników dobrych uczynków swoich. Postano­

w iła soh iF p raw o , żeby nigdy nie odmówić choć lekkiego wsparcia wzywaiącemu iey li­

tości. „W iem mawiała, że często niegodnemu

„daię, ale ieśli ia żebrak^od siebie odepchnę,

„w ielu póydzie za m oi^B rzykładem , i praw­

d z iw ie ubodzy szkodo^^ć na tem będą.”—

Niewdzięczność nie zrażała ią także bynay-

mniey w zapale dobrze cz*ynieniaj gdy się do-

(26)

229

wiedziała, że ktoś nadużył iey wspaniałości, źe iey dary w niegodne rgce sig dostały, zwy­

kła była mawiać: „To szczgście moie, żem tg

„iałmużng dla miłości Boga dała.” Tak nic dobroci iey serca nie zrogczyło, wołała bydź od wielu oszukang, niśli zostawić bez wspar­

cia iednego nieszczgśliwego. I iakźeby iey lu d nie kochał? iakźeby iey nie miał zosta­

wić przydomku dobrey Rrólowey'*.

{Dokończenie nastąpi.)

II.

P O W I E Ś C I .

NAUKA OYCA SYNOWI.

Tadzio <**** lubo ieszcze w wieku nadziei

będgcy, iuż wiele pa przyszłość wróżył. Miał

duszg szlachetng, WRe wspaniałe, rozum o-

twarty. — Ale iedna wada tłumiła te pigkne

przymioty i powszecling niechgć ku niemu

(27)

230

wzbudzała. Tadzio niezmiernie był dumny i pyszny. Potomek domu znakomitego w Oy- czyźnie, liczyc w swoim rodzie od lat kilku>

set dzielnych iey obrońców, widzyc powta­

rzane ich czyny w dzieiach kraiowych, do­

stawszy przy chrzcie wsławionego Bohatera im ię, Tadzio brał te wszystkie korzyści'za osobiste zalety, puszył sig z nich i nadymał.

Pogardzane ludźmi niższego urodzenia, nim sig z kim zaprzyiaźnił, pytał sig o Naddzia- dów iego? i nie umiał nawet cenić cnot i ta­

lentów młodzieńca, który nie z Panów po­

chodził. Kiedy w szkołach z niższemi od siebie przestawać musiał, przybierał wtedy opiekuńczy ming i z wszelky powagy udzie­

lać sig raczył. Wzrósł z tem przekonaniem , ze i w oczach Boga i w oczach ludzi daleko był znakomitszy od wielu innyćh istoty.

Trapiła” “niezmiernie ta duma rozsydnego Oyca; karcił iy w synie, i źadney nie opu­

szczał pory przekonania go o iey niedorze­

czności. Razu iednego nastgpuiycy dał mu Naukg.

Tadzio wielky miał żiłatność do rysunku;

kupił mu Oyąiec zbiór rozmaitych obrazków.

Był tam Król w koronie i w purpurowym

(28)

231

płaszczu, był i żebrak w łachmanach; był chło­

pek w siermiędze przy pługu, był uczony nad księgami sw em i; był woyskowy w pa­

radnym mundurze, był i żyd z długą brodę.

Uszczęśliwiony tym podarunkiem Tadzio, wziął się natychmiast do przerysowania Figu­

rek. L edw ie'tydzień m inął, kiedy iuż kilka wcale nie źle wykończył. Gdy tę pracę swo- ię z radością pokazywał Oycu, zapytał się on Syna, któryby z tych obrazków naywy- źey c e n ił? ” — „Wszystkie rówdo ; odpowie­

dział Tadzio, bom wszystkie sam, zrobił.”—- Jednak przyglądaiĄc im się koleyno, tak mó­

w ił sam do siebie: „Ten Król trochę krzywo patrzy, ten uczony nie dość kształtny, w oy­

skowy zbyt p ro sty ; pto prawdę powiedzia­

w szy, naywięcey cenię tego chłopka w sier­

m iędze, i iak te obrazki w raoią k sią ż k ę wkleię, on pierwsze mieysce m ieć b ędzie.”—

„ Ja k to? zawołał zdziwiony Oyciec; chłopek przed Królem w koronie? pierwóy od woy- śkowego w paradnym m undurze?” — „Pier- wey T ato, odpowiedział Tadzio, bo daleko więcey ma zalety*; nierównie lepiey zrobio­

ny.”—„A widzisz! powiedział tu Oyciec, iak

sam w tey chwili potępiłeś ulubione zdanie

(29)

. — 232 —

sWoie; spierałeś się nie raz ze m n ą, że nie tylko ludzie ale sarn Bóg ciebie tak wysoko urodzonego więce.y od wielu cenić m usi! a dla czegóż ty w tych rysunkach chłopka nad wszystkich przekładasz? Ty w tey pracy by­

łeś nieiako wizerunkiem Stwórcy. Jako te o- brazki są twoiem dziełem, tak my wszyscy dziełem Jego jesteśmy! tyś nie wziął lepsze­

go papieru ani farb lepszych na wyrysowanie Króla, On iednakowo pana i żebraka Stwarza.

Wyrzekłes naprzód, źe wszystkie te obrazki zarówno cenisz, boś ie sam zrobił; przyyrza- wszy się dopiero ich wadom i zaletom, ie- dnemu dałeś pierwszeństwo. Tak i Bóg po- stępuie; wszyscy ludzie go obchodzę, bo wszyscy są sprawę rąk Jego; niektórych w y­

żey od drugich ceni, więcey kocha; ale tę miłość nie bogactwa, godności, ród znakom i­

ty, lecz osobista wartość nadaie. Co ty za­

myślasz w 'książeczce swroiey uczynić, to i ,On uczyni! Pomny iedynie na istotne zalety, M e iednego chłopka imię wyżey w księdze wieczności- od imienia pana z Panów zapisze.

W ierzay m i, że tak w oczach Boga, iako i

w oczach rozsądnych ludzi, osobista wartość

iedyną ma cenę. Miło i mnie zapewne, że

(30)

233

długi szereg Naddziadów liczę, lecz raiło dla tego, że byli cnotliwi. "Wiesz zaś co mówi do ciebie ten liczny poprzedników poczet ? oto ite słowa: „N ie wynoś się nad innych lu-

„dzi, bo dotąd niczem więcey od nich nie

„iesteś; nie chełp się z rodu swoiego, on cię

„ieszcze poniżyć może. Szlachetny początek

„długiem iest względem Boga i Oyczyzny.—

„A ieśli ty osobistą nie zalecisz się wartością,

„blask sław y naszey odkryie mocniey tw ą

„hańbę; nasz przykład silniey ieszcze tw oię

„niecnotę potępi.’’-—Tadzio słuchał z zadzi­

wieniem słów Oyca, uderzyły go; rozważył

ie i uznał ich prawdę. Odtąd przyzwyczaił

się cenić iedynie wartość osobistą; uprzey-

m ym był w obeyściu swoiem ze wszystkie-

mi, i pracował nad tem, ażeby blask sławy

Naddziadów do wydania lepszego cnot iego

posłużył. Zbiór zaś obrazków na wieczną

schował pamiątkę.

(31)

234

III.

ANEKDOTY PRAWDZIWE o DZIE­

CIACH.

KORSYN.

Ludzie zawsze sę. ludźm i, szczegóły na- wet ich życia bardzo podobne; i historya ie- dney rodziny z odmiany lat i im ion, mogła­

by często uyść za kilku rodzin historyę.

Następujący przykład tę prawdę potwierdzi.

Jest w Woiewództwie Sandomierskiem Ro­

dzina zupełnie do rodziny Ledowskich po­

dobna. Tak iak tamci niai^ Państwo Sk...

dzieci czworo, tak iak u tam tych, iedno iest kaleką.

T o

dziecie dostało przy chrzcie szcze­

gólne Korsyna im ię; a wzrastai^c w lata, o- kazało duszę ieszcze szczególnieysz^ od imie­

n ia.— D obry, potulny, kochany, Korsyn do­

szedł szczęśliwie do lat sześciu; w siódmym roku żapadł na tak wielkie i osobliwsze osła­

bienie, że ruszyć się z łóżka nie mógł, w zu-

pełney zoslaięc niemocy. Leżał tak nie iia-

rzekaigc. przez dziewięć miesięcy. Rodzice,

(32)

— 235 —

dom ow i, uspokoić się nie mogli nad iego cierpliwością i słodycze; ale przez całe czte­

ry tygodnie, nikt nie wiedział iakg on kry- ie taiemnicg, iakiey potrztbuie mocy duszy?

Skutkiem szczególney słabości sw oiey , nagle w zroku pozbawionym został, ale że iego o- czy niebieskie zawsze równie były czyste, że dla wielkiego osłabienia obchodzić sig z niem musiano -iakby z rocznem dziecięciem, i on niczem zaięty bydź nie mógł, nikt tego nie dostrzegł. Nareszcie odwiedziła go iedna kre­

wna i przyniosła mu ciasteczko. Korsyn czu- igc się dnia tego cokolwiek silnieyszy, siggngł rękę po to ciasteczko, ale wcale w inng stro­

nę; a chcgc uchwycić ofiarowany m u przy- smaczek, tam gdzie go nie było, zdradził swo- ię taiemnicg. Przytom ni Rodzice przelgknie- ni i zdziwieni dopytywać sig go zaczęli:

„Co mu sig stało? czy doprawdy nie widzi?

od iakiego czasu?” — „O! mnie tak iuż bar­

dzo dawmo, odpowiedział Korsyn, oto od te­

go dnia iak Ludwisiowi buciki szewc przy­

n ió sł, iuż nie mogłem ich zobaczyć, i od te­

go czasu iuż wcale nie widzę.”—„A dla cze­

góż nic nie m ówiłeś?" zapytał sig go Oyciec.

„Bom sig bał zmartwić Mamę; iuż i tak do-

• syć

(33)

236

syć ma ze mnę. utrapienia.” — Jakież to serce podobna delikatność oznacza, iak nadzwyczay- 11 ą moc duszy! . . . Już kilka miesięcy iak się to nieszczęście Korsynowi stało, dotęd żadne­

go nie doznał polepszenia; ale mieymy na- dzieię, że go czeka szczęście podobne szczę­

ściu Ludwini Ledoskiey. Sę i dziś Lekarze i Okuliści równie biegli iak był wtedy sła­

wny L ..., i dziś Bóg równie miłosierny!

A wy niewinne dziatki! które te słowa czy­

tać będziecie, westchniycie do Nieba i niech, wróci wzrok Korsynowi, niech pocieszy stra­

pionych iego Rodziców!

— —- aąocs - — -

IV.

WYJĄTKI SŁUŻĄCE DO UKSZTĄŁCENIA SERCA I STYLU.

Dokończenie Korrespondencyi.

LIST CZWARTY.

1 W

a n d a d o

B

r a t a

.

O móy kochany bracie! iakiemże szczegól- nem uczuciem twóy list i twoia odćzwa mnie przeięły. Strapiona, żem tobie przykrość spra-

Tom I. Ner. N.

17

(34)

— 237 —

wiła, żem cię rozgniewała, zawstydzona wy­

mówkami twemi, przekonana uwagami, zaczę­

łam od tego, żem się rozpłakała. Przyszła na to Ciocia z Wuiaszkiem, i oboie zupełną słUszność twoim słowom przyznali; moie zaś łzy pochwalili, zachęcaięc do iak nayprędszey poprawy. „Tak! mówił WuiaSzek, bardzo słu­

sz n ie Zdzisław pisze, zostawione to iest wzra-

„staięcym dziewczętom upięknić ięzyk Polski

„ i więcey go upowszechnić. W tak młodym

„wieku mogę skoro zechcę szczerze dać Oy-

„czyźnie ten dowód miłości i przyczynić się

„do iey chluby. Ty Wando, dodał obracaięc

„się ku mnie, czyiay ten list i tę odezwę bra-

„ta wszystkim małym przyiaciołkom twoim,

„a co więcey usłuchay go sam a; zobaczysz,

„ ie twóy przykład, wielu za sobą pociągnie,

„bo mylne ięst zdanie tych dziewcząt, które

„mówię: „Cóż z tego, że ia będę mówić, czy-

„tać i pisać po polsku, cóż ia iedna porno-

„g ę ? kiedy prawie wszystkie panienki mego

„wieku inaczey czynię? Powtarzam, ieden do-

„bry przykład czasem wiele sprawi: a wreszcie

„daięcago, iuź ma to przekonanie, że się w ni-

„czem nie przyczynia do rozszerzania złego.

„Słuchay więc brata!” powiedział ieszcze Wu-

(35)

J238

iaszek.— „D obrze, odpowiedziałam, ale pro­

szę mnie nauczyć, iak się mam wzięść do spełnienia iego woli. Jaćbym bardzo chciała umieć dobrze po polsku, ale nie wiem iak to zrobić? „Zapytay się Zdzisława, wymówił

„Wuiaszek, iam u niechcę odbierać chluby ie-

„m u należney; niech on tobą kieruie, iemu

„samemu bądź winna twoie nawrócenie; ia

„podeymę się tylko poprawiać listy do nie-

„go; bo pocóż go martwić tę francuzkę poi*

„sczyzną? ipocóź ty masz się wprawiać w tak

„nieznośny sposób pisania.” Tak uczynił do­

bry Wuiaszek; ia napisałam ten list do cie­

bie moim sposobem. Wuiaszek czytaięc go i śmiał się i gniewał. Jak go zaczął popra­

wiać tak wszystko prawie przemazał, ledwie kilka słów moich zostało. Ale to mnie wca­

le nie zniechęca, chcę szczerze nauczyć się do­

brze po polsku, chcę dobrą okazać się Polkę, chcę iak mówisz przyczynić się do chwały kraiu moiego; ta myśl napełnia mnie nawet słodkę i szlachetną dumę i podnosi mnie w własnych oczach! chcę także godną ciebie

okazać się siostrę... Ty, bracie, nie opuszczay mnie, dokończ tego coś zaczął; napisz,mi do­

kładnie, iak sobie mam teraz postępować.

(36)

239

Już na chęci nie zbywa, ale ieszcze sposo­

bności niemą. Jakże szczęśliwy będę, gdy późniey sama bez niczyiey pomocy list do ęiebię prawdziwie po polsku napiszę; bo i ten dodatek Wuiaszek poprawiał.

LIST PIĄTY. £ Z

dzisław do

S

iostry

.

Lubo W ando! otóż teraz cię kocham, otóż teraz się szczycę/ żeś ifest siostry pipiy- Rad- bym cię uściskał, za ten dowód przywiyza- nia do narodoyyośęi i do brata, żałuię żem się mógł gniewać na ciebie, żem był łez two­

ich przyczyny... Pocieszam się iedynie my.

śly, że ten gniew i te łzy na dobre ci wyi- dy. — I ty i Wuiaszek chcecje oboie bym do­

konał zaczętego dzieła i wskazał ci sposoby poprawienia się z szkodliwego nałogu. Po­

chlebia mi ta chęć w asza, ale podobnobyiti iey sarn zadosyć uczynić nie potrafił / mjo- dym będyc, mało mam nauki, mniey ieszcze doświadczenia. Ale właśnie iak żeby na szczę.

ście zrobiłem przed kilkoma miesiycami zna­

jomość, która npn teraz wielce się przyda.

Poznałem osobę dwudziesto kilko letniy, po-

(37)

2?4O-’

siadaięeę ięzyk Francdzki prawie tale dobrze iak wszystkie lepiey wychowane Polki, a przy- tem rtów ięcę i, piszęcę po polsku iak nie wiele kobiet W naszym kiaiu. Ted iey przy­

m iot ponętę był dla tnttid, starałem się widy­

wać ię* często, rozmawiać z nię, bywać w iey dom u, i doszło do tego, źe mdie uważa iak swoiego brata, Gdyni Więc odebrał list tw óy ostatn i, przyszło mi na myśl zasięgnęć iey rady nim ci odpiszę; i zapytać iey się iakim sposobem wśrzód powszechney prawie zara­

zy, potrafiła iey uniknęć? ęhcęc ufno&cię na' iey zaufanie zasłużyć, poniosłem iey listy twóie. W ysłuchała mnie z uwagę i gdym skończył: „Szczęśliwa Siostra twoia, zawołała,

„źe w tak m łodym Wieku do tey popraWy

„się bierze; nierów nie iey łatwiey przyidzie

„aniżeli mnie; ia siedmnaście lat iuź miałam,

„a ieszcze mowa oyczysta była mi prawie

„obcę; uwiedziona niemal powszechnym przy-'

„k ład em , przyzwyczajona od dzieciństwa u-

„czyć się wszystkiego w fraricuzkim ięzyku,

„wzrosłam w tem przekonaniu, źe riiópodo-

„bnę iest rzeczę dla kobiety napisać list lub

„Cokolwiek będz innego po polsku. Do tych

„lat więc francuzka mowa była iakby rod o*

z

(38)

— 24-1 —

„witę dla mnie, nie umiałam w Oyczystey

„ kilku słów gładko skleić, a iednak dzisiay

„uleczona z tego przesądu, ieśli zupełnie do-

„brze nie mówię i nie piszę, nie mam przy-

„naymniey powodu do Wstydzenia się za

„rnoię polsczyznę.” Gdym to usłyszał; bła­

gałem iey usilnie, żeby mi raczyła powie­

dzieć iakim sposobem ta cudowna przemia­

na w niey się stała? iak nabyła tey potrze- briey znaiomości? Odpowiedź iey dosło­

wnie tu wypiszę. — „W Pamiętniku War­

szaw sk im , niepamiętam dobrze z którego

„rok u , (m ó w iła) była piękna za ięzykiem

„Polskim przemowa; tak ona do moiey du­

s z y trafiła, żem nagłe w sobie uczuła wzru­

szenie;, a razem wstyd i żal niezmierny, iż

„dotęd tak mało dbałam o Oyczystę mowę.

„Natychmiast umyśliłam się poprawić, nie

„zrażać się bynaymniey trudnościami, i nie-

„zmęczonę pracę czas stracony odzyskać, błęd

„popełniony nagrodzić. - Naprzód zastana-

„ wiałam się nad sposobami poprawy, i taki

„był owoc uwag moich. Maięc głowę na-

„pełnionę francuzczyznę, uznałam, że wypa-

„dało koniecznie zaniechać zupełnie na czas

„iakiś czytania księg francuzkich, i zaięć się

(39)

242

„iedynie polskiemi, ażeby zapomnieć cokol-

„wiek trybu obcey mowy, i przeiąć się praw*

„dziwym narodowey tokiem. Czytałam więc

„pilnie klasycznych naszych pisarzy. Chcąc

„potem wziąść się do pióra (boć i pisać do-

„brze, każdey lepiey wychowaney kobiecie

„przystoi) wyrzekłam się wszelkich tłómaczeń

„gdyż się przekonałam, że przekładać z fran’

„cuzkiego na Polskie tym iedynie wypada,

„którzy są w mowie oyczystey ugruntowani;

„inaczey przeymuią nieznacznie składnią słów

„francuzką, a ta iest zupełnie naszey prze-

„ciwna. Dla nabycia nieiakiey w pisaniu

„w prawy, tego użyłam sposobu. Wzięłam

„Krasickiego tak śliczne i moralne Dzieła pro-

„zą pisane; zaczęłam od Powieści iego; wy-

„brałam krótką; oto iak dziś pamiętam, tę

„która Powieści Arabskiey tytuł n osi; prze­

czytałam ią kilka razy z uwagą, a potem

„zamknąwszy książkę, napisałam całą z pa-

„ mięci. Tak czyniłam z innemi Krasickiego

„powieściami, z uwagami iego, i gdym pra-

„w ie wszystkie przeszła, znaczney biegłości

„W pisaniu polskiem nabyłam. W tedy sma-

„kuiąc codzień więcey w rzeczach oyczystych,

„zapragnęłam nauczyć się dokładnie dzieiów

(40)

245

j „kraiu mojego. W yszły test właśnie-. w-ten- i,czas szacowne Śpiewy historyczne] ich czyta- ,,-nie podwoiło tg. chęć we mnie; wzięłam Wa-

„gę, Albertrandego., Bandtkiego; Naruszewicza,

„póki- go starczyło; czytałam w każdy nr z ty c h

„Pisarzy opis iednego panowania, lub pewney

„epoki; a* polem zebrawszy w iedno Ce rozru-

„cone tu i owdzie wiadomości, pisałam treść

„icli z pamięci. Było pracy i gryzmołów do-

„syć, ale to ćwiczenie wyuczyło mnie dobrze

„Dzieiów Polskich, i wprawiło w styl czyst-

> s z y .— W tedy, wzięła n i się do tłumaczeń,

„ale więcey tłumaczyłam z niemieckiego, ni-

„•żeli z francuzkiego ięzyka. Wszystkie te zaś

„piśm idła popraw iła'm i osoba znaiąca dosko-

„nale grammatykę Kopczyńskiego. Nie wyszło

„trzech lat, kiedym tyle nabyła biegłości

„w mowie Oyczystey, ile iey mieć koniecznie

„kaźdey prawdziwey Polce należy. Odtąd '„igzyk francuzki iest tylko u m nie posiłko-

„w ym ięzy.kiem, czytam w nim pięknieysze

„dzieła, mówię i piszg kiedy do tego przymu-

„szoną iestem, ale mowa oyczysta iest główną,

„zwyczayną i ulubiuną mowę moię; i to iey

„zamiłowanie tyle mi przyiemności spraw ia,

„tak nawet zaspokaia sum ienie, że wszy-

(41)

«44

„stkim znaiomym tę poprawę zalecam, i pra-

„wdziwie szczęśliwy iestćm, gdy mi się któ-

„ry nawrócić uda. Do Siostry tw oiey, dodai- ,fła upr?eym ie, iuż wielky skłonność czuię,

„ i zawczasu proszę, ażebyś m n ie o ie y postę-

„pach uw iadam iał.”— Jakieźbym ci mógł dro­

ga W ando, lepsze rady przesłać nad te słowa przykładem stwierdzone? zapewne i W uia- szkowi się podobaiy. Sluchay icli więc; weź się do czytania Polskich xiyźek; przez te kil­

ka lat zwiększyła się znacznie ich liczba ; weź się do p isan ia; zaczniy także od Powieści A - rabskiey Krasickiego; iest w Tom ie szóstym na karcie 88 > Edycyi Dmóchowskiego. Zgromadź Polskich Dzieiopisów; będziesz mogła łatwo mieć zbiór nierównie znacznieyszy, gdyż w tych czasach co rok pomnażały się skarby nasze hi­

storyczne. Niedawno przybyło nam panowa­

nie W ładysław a IJ^. przez Kwiatkowskiego, teraz wyglydany iest niecierpliwie Obraz W ie ­ ku Zygm unta III. i zapewne Wyidzie w krot­

ce z druku. Może też i Pamiętników zbiera­

nych przez Niemcewicza, tak zaymuiycych i drogich, uyrżemy kiedy ciyg dalszy?— Ana- dewszystko pracuy usilnie; nie myśl po fran-

ćuzku chcyć po polsku pisać; proś kochanego

*

(42)

s45

Wuiaszka żeby ci poprawiał prace twoie, a nie wątpię, że ieszcze prędszy i pomyślnieyszy skutek twoie usiłowania uwieńczy; bo wszy­

scy mówię: że im kto młodszy, tem mu ła- twieysze każde przeistoczenie. Pracuy więc, luba Siostro, naucz się dobrze pisać po Pol­

sku, a uraduiesz twoiego

Brata.

LIST OSTATNI.

W

a n d a do

B

r a t a

.

Twóy list ostatni, kochany Bracie, czyta­

łam iuż trzy razy, a zawsze znowę radościę;

iuż teraz ani wętpię, że i ia kiedyś nauczę się dobrze po Polsku. Kiedyć w siedmnastu leciech można nabydź tey wiadomości, w dwu­

nastu ieszcze łatwiey się do niey wprawić!

Słuchać będę ślepo i z naywiększę przyiemno- ścię twoiey i tey Osoby rady. Tak mam gło­

wę tę przemianę zaiętę, że mi się aż dzisiay cóś o niey śniło. Zaraz iutro wezmę się do źę- daney pracy, a przez cały dzień dzisieyszy sa­

me przygotowania robię. Już mam zeszyt na

Powieści Krasickiego, iuż Tom szósty Pism

iego wyięty z Biblioteki, i Powiesi Arabska

papierkiem naznaczona; iuż mam Niemcewi-

(43)

246

cza, Felińskiego i W agę, całą librę papieru ńa gryzmoły i śliczną książkę ponsowę od Cio­

ci do przepisywania Treści na czysto. Może ia kiedy tę Historyę i do druku podam ? bo to będzić moia własna robota, i zupełnie no­

wa. Wuiaszek obiecał mi dostarczyć ieszcze więcey Historyków Polskich; obiecał także święcie poprawiać cokolwiek napiszę; a iak iego nie będzie w domu, to poproszę Nau­

czyciela moich kuzynów. Nieuwierzysz, ko­

chany bracie, iak iestem szczęśliwa, iak się cieszę z tych nauk. Szkoda, że Krzemieniec Jak daleko, posyłałabym ci kopie tego wszy­

stkiego co pisać będ ę.— Ale nie, nie poślę żadney, prędzey do nas przyiedziesz. A w ten czas ziakęż dumę stanę przed tobą! Jaka to będzie radość popisać się z tak potrzebną i chwalebną-umieiętnością przed tym, któremu ią winna będę. Byway zdrów, kochany, iedyny, drogi Bracie, kłaniay odemnie tey Osobie, i podziękuy, że się mną interessować raczy. Może to będzie nie pię­

knie, &!e mnie się zdaie, że ią prześcignij i prędzśy ja k we trzech leciech lepiey od niey pisać będę, po polsku. Już w tym liście Wu­

iaszek cokolwiek mniey błędów znalazł; bo

(44)

247

też w tym czasie przeczytałam kilka książek polskich, między innęmi Dzieło o wychowaniu płci żeńskiey zFenełona przez Kosickiego prze- tłómaczone; Bardzo mi się podobało. Byway zdrów, i pewny o przywiązaniu i wdzięczno­

ści tw oiey Siostry.

W I A D O M O Ś C I

M OGĄCE BYDZ M ATKOM PRZYD ATN E.

LISTY MATKI 0 WYCHOWANIU CÓREK SWOICH.

L IS T PIĄTY .

I T y , kochana Siostro, równie zaw-czasu iak ia dzieciom Twoim o Bogu mówić zaczę­

łaś, i Ty uważasz Religię, iakę sposób jedy­

ny wpoieńia W nich miłości cnoty i wstrętu do złego. Ale iakźe myśli Twoie w udziela­

n iu tey wysokiey nauki dzieciom sę słuszne, iak pełne rozsędku i prawdy! iak dobrze m ó­

wisz, że tu więcey niż gdziekolwiek ostróźnę Matce bydź należy, zawsze na'dalszy bieg ży­

cia, na dalszy postęp rozumu dziecięcia pa-

(45)

248

m iętnę; i że tey budow y o którę późnióysze

• #

szczęście i cnota iego opierać się m aię, od początku odmiany nie potrzebuięce i grunto­

wne zasady zakładać przystoi. Przebiegłszy pamięcią sposób móy zaszczepiania Religii w dzieciach, obaczyłam z radośćię., że rapie postępowanie podobne było i iest do tego, które Ty zalecasz.— I ia często o tern z wdzię­

cznością myślałam, że Bóg którem u się p o ­ dobało W iarę za podstawę Religii naznaczyć, chcęc iey nabycie snadaem uczynić, użyczył dzieciom tyle ufności w słowach starszych, a szczególniey M atek, że każda z nas o podo­

bieństwie rzeczy bardziey ieszcze od Taiemnic ńiepoiętych, przekonaćby dziatki swoie potra­

fiła. Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła, żeby iey nie utraciło, gdy człowiekiem zostanie, i żeby za n ię nie wyśliznęła się cała iego pobożność, pow inna (iak dobrze mówisz) w naydrobnićy- szey rzeczy nie nadużyć tey ufności, którę.

w dziatkach swoich wzbudza. Niemam sobie nic do wyrzucenia w tym względzie ; podawa­

łam i podaię W ietze dziewczęt moich, czy­

ste i nic nie odmieniane prawdy; doszedłszy do

(46)

249

wieku rozumu odstąpić od żadney nie będg miały potrzeby, wyrazy ale nie rzecz do ich.

poięcia stosuię. Nic bowiem w oczach moich niebezpiecznieyszego, iak dziecku, dla tego, że jeszcze dzieckiem, fałsz ia k i, a nawet prze?

sadzonę. prawdę w Religii za prawdę podawać.

Musi przyiść koniecznie późniey, czy prędzey chwila, w którey się o tern dowie, a omyli*

wszy się raz będź w drobney rzeczy na sło- wach Matki, o nayważnieyszych zwętpić go­

towe. Strzegę się więc iak ognia żeby w cór­

ki moie żadnego zabobonu, żadnego przesgdu nie wpoić; iuź zawczasu wprawiam ie do ta- kiey pobożności, iakę przez całe życie zacho­

wać będę. mogły; niewinnych rzeczy nie wy­

stawiam im za naganne, czego sama niemam skrupułu robić, tego im nie zakazuię; bo u- waźam umysł dziecięcia iak to gładkie i czy­

ste płótno, które malarz bierze chęc obraz ia­

ki wystawić. Naprzód kładzie rys ogólny;

do tego rysu całę swę pracę stosuie, według niego ię wykończa; gdyby zaś co innego na­

rysował, a co innego chciał malować, iakiżby to był nieład! iaka niezgoda! Podobne do Malarza, my M atki, podobnie iak on postę­

pować wihnyśiny. Zawczasu pierwsze rysy do

dalszego stosować obrazu, według nich uzu-

Cytaty

Powiązane dokumenty

ków cokolwiek tylko wyniosłych; w nich na dwie lub trzy stopy pod powierzchnią ziemi, znayduią się tak zwane popielnice czyli ialet na­?. czynia gliniane w które

pany został, niech wie że podskarbim iest Nieba, i że w tych któremi się cieszy dobrach, insi tak­. że część

tać co mu się podoba, mówią że nie iest ieszcze zupełnie dobrze ułożona, ale 'Biskup Kiiowski właśnie się stara o człowieka zdatnego do iey ułożenia, i

chowania szpeci piękność, i cnotę samą... Po ty ch słowach obiły się razem o u- szy Służącego łkania kobiety i krzyk radosny dziatek; wskroś przeięty,

Wiek dziecinny iest wiekiem w którym iak wam iuż wiadomo, wszystko się zaczyna, wszy, stko się rozwiia, wszystko z łatwością

ła w kibici ukryty zaród wady, która dopiero zwiekiem wykazać się mogła, asamym ieynało- giem dzielności nabyła, dosyć iż wkrótce po tey okropney przygodzie,

w a radość w oczach iego, na wspaniałem czole zabłysła; ilekroć bowiem zrobić mógł komu przysługę, szczęśliwszym od tego się zdawał, kto mu tyle był

Nie poymuię iakby się chełpić tą drobiną dobrego które się czyni, wspomnia­. wszy na to coby czynić