• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 5, T. 9, nr 53 (1828)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 5, T. 9, nr 53 (1828)"

Copied!
56
0
0

Pełen tekst

(1)

ROZRYWKI DLA DZIECI.

N« LIII. 1

Maja

1828.

I

* •

WSPOMNIENIA NARODOWE.

O MIKOŁAJU DZIEDUSZTCKIM.

Jeżeli miłym iest dla mnie pisma tego przed­

miotem udzielać wam, dzieci lube, wiadomo­

ści o godnych sławy i szacunku mężach, zna­

nych powszechnie: z xiQg obszernych, lecz iuż drukowanych czynić dla was wypisy; rniley mi ieszcze, kiedy zdarzy się pora wspomnienia o imieniu lub pracach piśmiennych, mało znane­

go rodaka. Wtedy równam się w myśli moiey do wędrowca, który przypadkiem wpielgrzym- ce swoiey, kwiat dot^d nieznany zdybuie, i niesie go znawcom cudów przyrodzenia; kwiat taki choćby naydrobnieyszy, ma wdzięk swóy i cenę, mile przvi€fym bvvva. Może podobne-

Tom IX. Ner L III. 39

(2)

2 5 0

go losu dozna to krótkie o Mikołaiu Dziedu- szyćkim wspomnienie, te kilka z pozostałych pism iego wyiątków.

Mikołay Dzieduszycki, w drugiey połowie ośmnastego wieku urodzony, szlachetnego rodu i znacznego^dosyć maiątku, zalecał się więcey nierównie pięknemi serca i umysłu przymiota­

mi. Gorąco kochaiący Oyczyznę, pragnąc iey bydź użytecznym, godny źyć za świetnych cno­

tą ostatnich lat Polski, prawie ze szkół prosto i wydarł sig z rąk troskliwey Matki i przybył do Warszawy, w pamiętnym czasie czteroletnie­

go seymu. Przy słabem zdrowiu, nie mógł ra­

mieniem służyć kraiowi; przedsięwziął więc u- mysłową pracą zasiewać i krzewić nasiona świa­

tła tak pomyślnie wtedy rzucane; w tym celu ubogacał i zasilał rozmaicie pisma peryodyczne, w owym czasie wychodzące; głos iego był za­

wsze za tein, co dobrem i prawem było; a da­

leki od mniemania, aby młodzieniec mógł sam, bez rady, bez przewództwa , znaczne dzieła przedsiębrać i wykonać, szukał związków przy- iaźni z takimi,'którzyby go oświecać i prowa--*

dzid mogli. Kto szczerze takowych szuka, znay-

dzie ich bez wątpienia; znalazł i Dzieduszycki

(3)

w iniłem gronie uczóney młodzieży, gdzie prze­

wodzili; Feliński , Tym iniecki, Wyszkowski Szubert, Rudzki, i insi; przyłączył się do ich prac miłych i zabaw użytecznych, i wnet zwią­

zał się z niemi węzłem tkliwey przyiaźni; na*

leżał ciągle do owych wieczorów Felińskiego,( 1) które zaymowały wspólne czytani^, wspólne nad dziełtni drugich uwagi, i wspólne własnych początkowych prac udzielania. Tam odkrył ta- eut do poezyi, i byłby go zapewne do wyso­

kiego posunął stopnia, byłby ztłómacza orygi­

nalnym został, gdyby burza polityczna nie by­

ła przerwała literackich związków iego, nie od­

łączyła go od przyiaciół, a co większa, nie przyniosła w ciężkim żalu znacznego uszczerb­

ku słabemu iuż z natury zdrowiu. Jakoż zgon iego wnet po zgonie Oyczyzny nastąpił; maiąc dopiero lat dwadzieścia kilka, umarł na sucho­

ty w domu rodzicielskim, w Sokołowie za Lwo­

wem w roku 1795, w miesiącu Sierpuiu, z dłu­

go nieutulonym rodziny i przyiaciół żalem.

Prace iego piśmienne były takie:

1. Tłómaczenie traiedyi Śmierć Cezara, z

Woltera. ,

— 2 5 1 —

(i) Obacz 35 Ner Roarywek, str. 222.

(4)

— 2 5 2 —

2. Tłómaczenie wszystkich EfcZogWirgilego.

3. Naśladowanie Elegii Owidyusża: Militat otnnis amann.

4. Oda Saphony, tłómaczona z Boilenu.

5. Do nocy, z niemieckiego Hagcdornct.

6

. Do miesi.-jca, z Ulżą.

7. Chatlo, z tegoż.

8

. Oda do Zefirów, z Merona.

9. Oda z Iloracynsza, lntegcr vitae.

i kilka innych erotycznych poezyi.

Z dwóch pierwszych prac nayznacznieyszych nłomki tylko zostały, dalsze s<j w całości; ze wszyskich kładę tu, iakie się dały umieścić wy- in tki:

KILKA W IERSZY Z TRAIEDYI Śmierć Cezara. /

Akt I,, Scena I. (2)

Ce z a r, d o An t o n i u s z a.

Lecz- nadzieia

im

nic wzbndzay ale mnie nie mami, Los dobry przestać może memi iść śladami,

( U ) D la prędszego porów nania k op ii z orygin ałem w ypism ę tu w iersz francuzRi:

M aiscct espoir m’ anime et ne in’ avcuglc pas-:

Le sort peut se lasser dc inareher sur mes pas;

(5)

- 2 5 3

T a k W b it w a c h ia k w in tr y g a c h w ie d z io n y c h p r z e z st r o n y , C zę sto t r y u m f od z g u b y k ro k ie m p rz e d z ie lo n y .

S łu ż y łe m , zw y c ię ż a łe m p r z e z ta k lic z n e la ta , W rę k u tuoiein w id z ia łe m p rz e z n a c z e n ie św ia ta , I p ozn ałem n a re sz c ie z m ego d o św ia d cze n ia , s Ż e się często w m om en cie lo s k r a ió w od m ien ia...

C z a s o d k r y ć , p r z y ia c ie lu , to u c z u c ie s k r y te , K t ó r e m s e rce o y c o w s k ie na w s k ro ś ie st p rz e s z y te ; O k t a w ie s t m oim sy n e m t y lk o p r z y w ła s z c z e n ie m , P rz e z e m n ie ie st u c z c z o n y C e z a ra im ie n iem ;

Lecz losem (powiem dobrym czyli nieszczęśliwym?)

M am sy n a — iestem o y c e m — i o y c e m p r a w d z iw y m .

D o w ie s z się p r z e z to p ism o , ia k m ó y lo s ie s t sro g i.

An t o n i u s z [czyta.) ■

„ C e z a r z e ! iu ż um ieram ! w g n ie w ie sw o im B o g i

„ C h c ą m n ie i m oię m iłość zam k n ąć razem w g ro b ie ;

„ P o m n iy n a to , ż e B ru tu s w in ie n ż y c ie to b ie .

E t datts les factions coinme dans les combats, ' Du triomphc a la chute, il n’est souvent q u ’ u n pas.

l*ai serei, commande, vaiucu guaranie anitees Du inonde entre mes maiits ja i vlV li-s destinees E t j ’ai toujours connu qu’ en c.lfaque evcnement

l.e destiu (les etats dependfl^t^un moment. ■ - <

II n’ est plus tenis, auli. de cacher 1’ ainertuine l)ont mon coeur paternel en secret se consume;

Octave n’ eal inon sang quł a la fareur des lois;

Je Pai notnme Cesar, il e s tfils de roOw cliolx:

1-e destin (dois-je dire, ou ptfopice ou severeł) D ’ un veritable fils en effet in’ a fait pere. ‘ ’

M ais lis, tu sam as tout par cct ecrit funeste.

„C e sar, je vais mnurir. L a co lire celeste

„ V a fin ir a la fols ma y ic et mon amour.

„S o u vien s-to i qu’ a Brutus Cesar donna le jour.

(6)

„B ądz zd ró w —n iech go dla oyca ta p rzyiaźń p rz e n ik a ,

„ K tó rą ci m atka chow a, gdy oczy zam yka.“

S erw ilia.

Z Sceny III,

Ce z a r

do Rzymian.

I tak gdym przeznaczeniem o b d zielił n a ro d y I k ie d y R zym zostaw iam szczęśliw y w śród zgody, W y teraz nad n azw iskiem pom yślcie w senacie, J a k ie R zy m u i św iata rz ą d c y nadać m acie ?

Odgłos n a d e r p ra w d z iw y rozchodzi się w szędzie, Ze na p ró ż n o z P ersam i R zym w oiow ać będzie,

Ze p r z e z

K ró la te n n aró d ma bydź zw y ciężo n y ,

C ezar id zie n a P e rs ó w a n ie ma k o ro n y ?

B

r u t u s

.

N ie c h będzie C ezar w ielk i! lecz n ie c h a y pozw oli, A żeb y R zym p rz y T y b rz e n ie ięczał w n ie w o li, Cóż potem że od św ia ta za K ró la u z n a n y I że go p an em n azw ą, gdy dźw iga k aydany?

„A dieu: puisse ce filsepruuver ponrson pere 9)L ’ ainitie qu’en mouralft te «on&ervait l a iyere.“

Ayant ainsi regle le sort des nations.

E t laissant Ronie Iteureuse et.sans dWisions 11 ne reste aa senat qiT a ju g e r sous quel titre De Ronie et des imiuaius je d u is etre la r b itr e .

— 2 3 4 —

Un bruit trop couJirine se repand sur la terre, Qu’cii vain Ru me aux Persa»|s ose faire la guerre*

Q Vun roi seul peut les vaiin*re et ie ar don ner la lo i;

Cesar v a l entrepreu>lre et.Cesar n’est.pas roi.

Out« que Cesar soit grand; mais que Roine soit librę!

Dieux! maitresse de 1’ lnde, escla ve au bord du Tibre!

Qu’ iinporte que son nom cuutinande a Tunivers»

E t qu’ ou Pappelle reine, alors qu’ elle est aux fer^l

(7)

Cóz dla moiey oyczyzny wypadnie w zdobyczy Że Cezar chce pomnożyć ten stek niewolniczy?

Nienaybardziey się Persów lękaią Rzymianie,

Strasznieyszy iest wróg wewnątrz. Takie moie zdanie, C

e z a r

.

1 ty także, Brutusie?

A n t o n i u s z.

Patrz iak są zuchwali.

Patrz, ieśli twoich względów godnemi się stali?

— 2 5 5 —

'Tło mac zenie pU rw szły E h log i TVirgilego

Me l i b e u s i Ty t y r u s ( 3 ) .

Q u’ im porte a ma patrie, a ux Roraaina qae ta braves D ’apprendre que Cćsar a de nouveaux esclaves Leg Persans ue sont pas nos plus fiers ennemis;

II en est de plus grandsy Je u’ a i point iTaulre av!s.

E t toi Brutus, aussi!

Tu connais łeur audace V o is, s i ees coeurs Ingrats sont dignes de leur grace.

( 3 ) E k ło g W irg ileg o trudno zrozumieć i ocenić bez wiadomości c o znaczyć miały f przeto umieszczam tu następuiące obi aś nie nie: P o b itw ie F ilip iy sk ić y , w któ rćy strona Brutusa i K assyusa zw yciężoną z o sta ła , Cezar O ktaw ian, Augustem późnićy nazwany, i Antoniusz ie*

go w spólnik, panami św iata zostaw szy, um yślili dać w nagrodę żoł­

nierzom , którzy im w tć y woynie s łu ż y li, ziemie zabrane stronnikom Brutusa; w ypelniaiąo w tćm na początku Tryum w iratu uczynione o - bietnice. M iędzy innerai, m iasto Kremoua ośw iadczyło się za Brutu­

sem; iego w ięc grunta dawnym posiadaczom odięte, między żoln ie- r z y O ktaw a rozdane zo stały ; a ponieważ nie w ystarczały, zabrano grunta b lisk iey Mantui, która z przyczyny sąsiedztwa takież nieszczę­

ście poniosła. — Oyciec W irgilego m iał m ałą ko lo Mantui posiadłość.

T a odebrana iemu, w yznaczoną zo stała setnikowi nazwiskiem A rius.

W ir g ili za pomocą znakomitych p rzyiaciół, wyiednat w Rzymie u mło­

dego O ktaw a, ła sk ę oyca i przywrócenie go do własney posiadłości.*

T ę E k le g ę iako dziękczynienie z ło ż y ł. Maluie w niey szczęście oyc», pod imieniem T y t y r a, nieszczęście' wygnanych rodaków , których

(8)

2 5 6

M e l i b e t j s.

T y ty rz e , p o d b u k o w em spoczyw aiąc cieniem , P rzeg ry w asz n a fu ia rc e w icśniackiem n u c e n ie m ; M y rzucam y oyczyznę i m iłd nam n iw y ,

K ie d y t y w pośrzód c ien i, T y ty r z e szczęśliwy*

L aso m sw e y

A m ary lli

opiew asz u rodę.

T y t y r:

O M elibie!

B ó g

ta k ą sp ra w ił nam sw obodę:

O n m oim Bogiem będzie, iego o łta rz św ięty Często będzie s k ro p io n y k r w ią m oich iagnięty;

O n d a ł ze ta k b u ia ią m e w o ły w ty c li stro n a c h , O n m i dał na fu ia rc e w ró ż n y c h nucić tonacli.

M e l i b e u s.

N ie zazdroszczę—lecz iak ze zdziw ią m n ie tw a d o la ! J a rzucam dła zam ieszek m ey o y czy zn y pola,

M e l i b e u s w ystaw ia. A m a r y l l i s znaczy Rzym, <3 a 1 a t e a Man- tuę. B o g i e m , młodzieńcem iest O ktaw .— Ten podział Ziem stat się w roku od Z . R. 713; W irg ili mógł mieć la t 28, gdy napisał tę E k lo g ę .--L u b o nie umiem po łacinie, dla )>rzyieinności szczęśliwszych odemnie czytelników , kładę w iersz ten w oryginale, podług wydania P aryzkiego z r. 1802.

M e ) i b o e u i .

T ytyrę, tu patulae recubans sum"tegininc fagi Sylvestrem tenui musam meditaris avena:

Nos patriae fines **t dulcia linquimus avva;

Nos patriam fugi mus; tu T ityre, Jentus in umbra,

Form osam resonare doces Am aryllida silvas. 6 T i t y r u s .

O Meliboee! Deus nobis haec otia fecit:

Namque erit i Ile milii semper Deus; illius aram Saepe tener nostris ab ovilibu8 imbuet agnus.

U le meas errare boves, ut cem is, et ipsum

Ludere quae vellem cala tu o per mis it agrest i. 10 M e l i b o e u * .

Non equidein invideo; mi rur magis undique totis Ilsąue^adeo turbatur agris. En ipsecapellas

(9)

Pędzę p rz e d so b ą k o zy —o to z tą m aciorą, T y ty rz e , w lec się m uszę, iak w idzisz, niesporo.

W te y zarośli n a głazie d w a rz u c iła p ło d y , ’ >5.

N iestety ! one b y ły n ad zie ią m ey trzo d y ! — . Często gdybym b y ł b aczn y ta k o w e zd arzenie W ró ż y ło nam p io ru n ó w w dęby u d e rz e n ie . Często z io d ły ostrzeg ał .w ro n y głos c h ra p liw y .

L e c z p od iakirn t y Bogiem ta k iesteś szczęśliwy? *o^

T T T T E.

M iasto Co zow ią R zym em , kładłem obok szczerze Z tem m iastem , do k tó re g o m y ow iec p asterze . Z w y k liśm y często spędzać trz ó d naszych iaguięfa.

A iak szczenięta z psam i, z kozam i koźlęta,

T a k z w ielk ą rzeczą ró w n ać naw y k łem rzecz małą. a5.

A le to , ta k nad m iasta sw ą głowę w spaniałą

W z n io s ło , iak C y p ry s w p o ś ró d poziom ćy k rz e w in y . M i l i b e b s .

L e c z z ia k ie y R zym c i p rz y sz ło odw iedzieć p rzy czy n y ?

P ro te n u s a e g e r a g o : han c ctiam vi

\ T Tif

y re , duco;

H ic in te r ilensas co ry lo s modo nan iq u e g«m ellnnł

[ic:n g ie g is , aU! s ilic e in n u d a c n n n ix a re liq u it. 1$

Saep e m alum Itoc n o b is, st mens non la e va fu is ie t, l ł e co eto ta cta s m ciniiu p raed icere quevcus;

Snepe s in is tr a c a v a p r a e d ix it ab ilice c o r n ix . - S ed ta m en , iste D eus qu« s it, da, T ity r e , n o b it.

T i t y r u s .

llrb c u i quain d icu u t R on iam , M elibne; p « tavi 20 S tu ltu s ' liuic n o strae S iin ilem ; quo guepć soleniu!

P a s to r e s ovium tt-.nerog d epellerc fetns:

S ic cau ibu s ca tu lo s sim ile s , s ic n tutribiP baedofl, N o ran i; sic p a w i? com pouere m agna sulcb.itn.

V eru in li iec tantum

alias

in ter caput e \ t u lit ui-bes, 25 Q uantuin len ta solen t

inter

viliu rn a ru p ressi,

M e 1 i b o e u s.

E t quae ta n ti fn it Hmnam t i Im causa videndi1

7 V ,m IX. Nrr L I I I . 40

(10)

T y t t r.

W o ln o ści; co rzu ciła sw e oczy szczęśliwo

J u ż w tenczas, kied y m z b ro d y w łosy zgalał siw e;

So.

P rz e c ie ż na m n ie w ey rzała, k ie d y w p ó ź n ć y dobie R zuciłem

G alate

f ,

^

4

m aryll(

sobie

O b ra łe m ; w szak dopóki z G a la te ą żyłem A n i w o ln y m , n i w b y d ło bogatym n ie byłem . C hoć ta k w i'cle z o w czarn i n a rzeź poszło trz o d y , C hociażem s ć r y ro b ił dla m iasta w ygody, Zaw szem p rzecież do d o m u p o w ra c a ł ubogi.

M e l i b e u s.

N ie dziw ię się d la czego G alatea Bogi W z y w a ła , i ow oce doglądała szczerze,

T y ty r a tu n ie było. T a iodła, Ty*tyrze, 4o.

T e źródła i te d rzew a ciebie w yglądały.

T y t t u.

A ch! m usiałem w n iew o li czas te n pędzić cały A le i tam Bogow ie czu w ali nad nam i.

T am w idziałem

młodzieńca;

iem u ofiaram i

— 2 5 8 —

T i t y r a s .

Łibertas: quae sera, tam en r e sp e sit inertem, Candidior postąuara tondenti barba cadebat:

R cs p e x it (amen, et longo post tempore ven it, PoNtąuam nos A in aryllis iialji-t, Galatea reliqu it.

K am ąue, fatebor enim, dum me G alatea tenebat, Nec spes libcrtatis erat, net cura peculi:

Q uam vis multa meis e xiret Vicliraa saeptis, P inguis et ingrata premeretur caseus urbi,

N onuinąuam gr av is aeredomum milii d e x tra re d ib at.

M e l i b o e u s .

M irabar qnid maesta Deos, G alatea vocarea, Cui pendere sua patereris in ar boi e poma, T ity r n t hinc aberat. Jpsae-te, T ityre, piuus Jpsi tc fontes, ipsa liaec arbusta rocabaut.

T 11 y r a *.

Quidfaeerem ? Nrque se rritio me e x ir e liceb&t, Nec tam praesentes alibi cognoscere D iros.

Hic iUura v idi jurenem, M eliboe, guut annis

30

U

(11)

— . 2 5 9 —

M ó y się o łta rs dzień ieden w nyiesiąc będzie k u rz y ł; 45 O n rz e k ł do m nie gdym iem n m e prośby w y n u rz y ł:

„ O rz c ie ziem ie i paście sw e stada ia k W przódy.*'

M e l u e o s.

Szczęśliw y starcze! tw em i zo stan ą z ag ro d y D ość ro zleg łe—ch o ć ob o k tw y c h sąsiadów ła n y

K am ień, b ło to o k ry w a j c h l a s t n ie p rz e y rz a n y ; 5 o.

N i pasza nieznaiom a n ie s tru ie ci tr z o d y , N i zaraza sąsiedzkich w tw y c h n ie z ro b i szkody.

Szczęśliw y starcze! o to n ad brzegiem te y rz e k i,

W ś rz ó d z d ro ió w pośw ięconych będziesz m iał ch ło d n ik i;

Często z sąsiedzkich zagród p rz e la tu ią c pszczoła, 35.

K ie d y ią k w ia t w ie rz b o w y sw ą w o n ią p o w o ła, N a s n u w ezw ie cię ło n o «brzękaiąc p o n u ro : I p a ste rz śpiew ać będzie pod sk a listą górą.

T y m czasem ów huczący grzyw acz, tw e k o ch an ie T u rk a w k a , n a ilin ie ięczeć n ie p rz e sta n ie . 6o.

B is senoncui nostra diea a lta n a fumant.

H ic m iki responsum primua dedit Ule petent! 4«k Pascite, ut ante, boves, pueri; submittite ta u rot.

Me i i b o e u s *

Fortunat® senex! ergo tua iJura manebuntf E t tibi magna tatis, quamvis lap-ia omnia nudua Limosoąue palu* obducat pascua junco.

Non inaueta grares tentabunt pabula; feta* 50 N ec ma la Ticini pecoria eontagia laedent:

Fortunate senex! hic inter flum ina nota E t fontes sacros, frigus captabia opacum.

Hinc tibi, aemper ? icino a k ii mi te saepc*- Hyblaeis apibus florem depasta aalicti Saepe levi lomnurii auadebit inire suruiwo; Hinc a lta aub rupe canet frondator ad aurai:

.Nec tamen interes rancae, tu a cura9 palurabea#

N eagem ere aeria ceaaabit tortur ab ulnuiu.

(12)

2G0

T Y T Y R.

P r ę d z ó y paść n i p o w ie trzu będą s z y b k ie w b ie g u . J e le n ie ; p rę d z e y r y b y dostana na b r z e g u , P r c d z e y z s w y c h k o r y t r z e f i będą w y p u sz c z o n e , A r a r będą p ić P a r th y , T y g r ^Niemcy z d z iw io n e ,

N im O n w in o ie y p am ięci zo sta n ie zg a sz o n y .

65

. M e ł u i d ».

Z nas zaś ie d n i g o rą ce A f r ó w z w ie d z ą s t r o n y , jD rn d zy S c y t liy , a in n i k r a y g d zie O a x p ły n ie , L u b się n y r z ą w B r y ta n ó w o stal n ie y k ra in ie ! C z y liź k ie d y na zie m i o y c z y s t e y n iestan ę

1 u ie o d w id z ę z czasem le p ia n k ę k och an e! 70, P rz e b ó g ! u y r z ę p o k ilk u u p ły n io n y e h ż n iw a c h ,

Jak ż o łn ie r z na u p r a w n y c h o sa d zjł się n iw a ch ! C o z ro b iła n iezgod a sp ó ło b y w a te li!

-K o m u śin y n ie s z c z ę ś liw i te p o la o b sie li!

S z c z e p , M e lib ie , r.akładay p o r z ą d n ie o g ro d y . 75.

T i t y r u 9.

Ante leres ertro pascentur in aeąuorc cervi, 60 E t frtfta tueut nu'ios fil liltore pisces,

Ante, pererratis aiubornm finibus, exsul Ani A rac im P art li us bibet, au t G erm ania T ig lin i, Qam nostro i! li as labator pectore virltus.

M e l i b o e u s . At nos hinc alii sitientes ibiinus Afros;

P ars S cjtliiani, ex rapidum Cretae veniemus Oaxetn, 1\t. p«nitus toto divisos orbe Britannon.

Jin uin(|u:un patrios longo post tem poref ines*

Pauperis ex tu^uri congestnm cespite culmen,

P o t uliąuot, niQ|t regna vUcns, iijirabor ar i sta sl .7 O Impius harc tara culta novalia miles habebit!

Rai'bar u 4 hac seg«4es! En quo disconihi civcs Peid u x.it mi ser o -i! en .ąu eis conseviu»us agrosl Insere nuuę, Meliboee, pyios! pone ordtne vites

Ue, f el i i raeae, qu.ondani pecus, ite capellaet 75.

(13)

— 2(>1 —

W y zaś szczęśliwe niegdyś, idźcie m oie trzody!

J u ż n ig d y spoczyw aiąc w p a ro w a c h zielo n y ch , N ie u y rzę w as w y so k o u skał zaw ieszonych;

N ig d y śpiew ać n ie hędę, n ig d y p rz y m nie k o zy ,

N i w rzo su , n i będziecie g o rzk ie spasać ło zy .

80

.

T y t y r.

N ie c h ci m a ch ata p rz e z noc sch ro n ien ie m się stanie, Z naydziesz w n ie y m iękkie z liści zielo n y ch posłanie.

M am ow oc na iab ło n i d o b rze iu ż d o y rz a ły , ] k asztan y dościgłe i sy tn e nab iały .

J

z pod strzech w ić y sk ic h d y m y w znoszą się do g ó ry , I ze skał grubsze m ro k u spuszezaią się ciim ury.

PftoŹBA no

Z E F I R Ó W z Jrancuzkiego.

K asia w czte rn asty m r o k u podobać się żąda, Jłóz b ie rz e , gdy się w o ln ą z k la s z to ru ogląda;

J jic e przedtem w s ty d liw e , iu ź w sty d e m n ie p ło n ą , K ie d y się p o d łu g m o d y w id zi u s tro ić ną;

J e y o k o bezczelności o k u ie s t p o d o b n e, B r w i w yc ż ern i one b io r ą po staw ę nadobną, A Jio Io re m b łęk itn y m pędzel n ap u szczo n y , K ied y rę k ą n ie p e w n ą zo staic w ie d z io n y ,

Non e go vo s posthac, vir id i pro jectus in an tr o , Dumos-i pendere proc ul de ru p e videbo;

C annłna nul la canatiH non me p ascen te, cap ellae, Floren tem ej tisum et sa tlces carpetis am afas.

T i t y r y t.

H ic tanieli hanc mecuiu p o teris reąuiescere noc tein, 8 0 Frondę sap er virrdi. Sunt nobis tn itia pom a,

C astaneae rtiolles, et pressi copia lactis, E t jam summa procul villarum culinina firmant, Majoresque caduut a ltit de montibus urnbrae.

(14)

262

N a p łci m ocno z b iclo n ey ró ż n e ż y łk i stw area I tw a rz n o w ą, żyw ością zm yśloną obdarza;

W n ie y pieszczot i uśm iechów k ró lo w ę uzn ay cie, L.ct'eie zefiry, lecz się o d ł) i('y oddalaycie,

D ech w asz, njccli się w strzy m u ie, ab y ęliociaż słaby, Isie ro z p ro sz y ł niebacznie ie y tw a rz y po w aby.

C

h a t k a z

U

t z a

/joc/j

niem ieckiego.

M ieszkam p od poziom j'm szczytem , W p o lu sto i dom m óy m ały, A

za

nim w ązk iem k o ry te m , S tru m y k sączy sw e k ry ształy . T a ch ata sto i za d rzew em , N iew id ać p rzed n iem m ieszkania;

N ic n ie szkodzi w ia tr sw ym w iew em Bto drzew o chatę zasłania.

D o b ry sło w ik w g ęszczy d rz e w a R o zw o d zi p rz y ie m n e to n y ; G d y o n ięczy, g d y on śpiew a, Staio p rzy ch o d zień zd ziw io n y . T y , M ała, z p od k tó r e y s k ro n i W ło s ia sn y k ry ie b re w ciem ną, P a trz a y ia k w ia tr c h m u ry goni P óydzież że do c h a ty zo inną?

T

ł

ÓHACĄPME

o d y z

I I

o r a c y u s z a

. (4 )

In teg er tita e.

K to ie st poczciw y, k to zna cenę c n o ty , T ego się n ie tk n ą o stre M a u ró w g roty,

( 4 . ) T o tlom a czeu ie zaym ie bez w ą tp ie n ia c z y te ln ik a , gd y -się d<r- w ie: ze D zieclaazycki u t o ż y ł ic , będąc iu ź cię żk o clioryu i; n a k i» t k r

(15)

— 2 6 3

.Ni śm iercią tchnącfe iad o w ite strz a ły , K tó re

ogromną

pracę.o b ciążały .

O n i p rz e z m o rsk ie póyclzi# p rz e s trz e n ie L u b p rzeziC au k azu d zikiego kam ienie;

A lb o p rzez m ieysca gdzie H y d a sp sz e ro k i,

N a sw oim b rzeg u zm arłych nosi zw ło k i.

G d y m p o Sabińskim le sie ch o d ził sobie, p ię k n a L alag en śpicw aiąc o tobie;;

I gdym w n iezn a n e zapędził się s tro n y , W i l k p rz e d b e z b ro n n y m u c ie k ł p rzestraszo n y . W i l k —* ia k i p o tw ó r D a n iia n ie ż y w i,

Z k tó r e y pochodzą ry c e rz e szczęśliw i;

A n i w y d aie ta k ra in a dzika, L w ó w ż y w ic ie lk a , ro zleg ła A fry k a . .C hoćbyś m n ie .staw ił n a n ie p ło d n e y ziem i

C o ie s t o k ry ta głazam i sam em i,

G d z ie m ieszka ciem ność, gdzie p a n n ią sło ty , I Jo w isz w znieca bez p rz e s ta n k u g rzm o ty , Ł u b tam gdzie słońce n a y b a rd z ie y d o p iek a, G dzie niem a śladu m ieszk an ia człow ieka^

I tam cię kocham , o L alag en ży w a, K tó ra uśm iechem i głosem po ry w a;*

I tam Cię kocham , o L alag en m iła,

K tóra? m nie śmiechem i głosem podbiła.

sza* przed śmiercią* czuląc się nieco zdrowszym) przesiał tę pracę iwoię przytacielowi, z Cćint slow;: >• Wostatuich czasach moiey cho-

„roby, leżąc na łóżku i nic nawet dla kaszlu Czytać nie mogąc, wy-

„tłumaczyłem naygorzćy iednę z nay lepszych od Horaryusza, któ-

>*rćy iuż dawno nauczyłem się na pamięć,,', posyłam ci ią.” — Do­

lać ieszcze należy

y

że wszędzie obok imienia L a l a g e i ^ iest w na­

wiasie imię

h

xi d w i k i, kochanki Dzieduszyckiego.

(16)

— 264 —

II.

LIST I PIOSNKA.

Komedya w 1 Akcie. (1) O s o b y . .

Emilia, l

Ludsvika, } Pensyonarki starsze.

Rózia, ) Anielka, młodsza.

Scena na pensji płci Łeńskiey tv stolicy.

S C E N A I.

Teatr-%vystawia ogród. Na prawey stronie iest ławka.

Emilia, Ludwika wchodzi śmieiąc się.

E m i l i a .

Już mnie gniewasz tym śmiechem! Powiedz­

że mi z czego?

L u d w i k a śmieiąc sie zawsze.

Niech trochę odpocznę, a powierzę ci ia- bawney taiernilicy.

(5) T a k o m ed y a ró w n ie siak te , k tó r e w następnych N u ­ m erach um ieszczone będą, naśladow ana ie st a racaey tłu­

m aczona z św ieżo w yszłego ''dziełka w P a ry ż u : T h c a tre

dc 1’EnianCe p ar AJde de Ja F a y c -Jłre liic r.

(17)

E m i l i a .

Taiemnicy? nie powies$ rai więc z czego się tak śmieiesz ód pół godziny.

t

L u d w i k a .

I owszem, właśnie chcę ci to powiedzieć.

E m i l i a.

Ale miałaś koło siebie ze dwanaście panien.

L u d w i k a .

O! zaleciłam iuf leź mocno, żeby nic nie mówiły, i ty musisz ini to samo przyrzec.

E m i I i a.

Bardzobym chciała, żeby one tak były wsirzy- inałe iak ia będę — ale zdaie mi się, Źp twoia taiemnica nie pewna.

L u d w i k a .

Wierzay mi źe pewna, przyrzekły mi wszy­

stkie zupełne milczenie,. I niech Bóg broni, że­

by innie zdradziły; byłabym w rozpaczy, gdy­

by to doszło do uszów Rózi; bo rzecz cała. i- dzie o piosnkę, którą móy brat na ni<j zrobił.

E m i l i a . Czyz ta piosnka ią krzywdzi?

L u d w i k a .

Nie zupełnie. Naśmiewa się tylko trochę z iey tańca. W iesz, 'że ona nie ma dobrego u*

Tom IX. Ner L llL 41

— ‘265 —

(18)

— 266 —

cha, tańcuie bez taktu, i nie bardzo pięknie.—

Oto iest ta piosnka 9 przyznasz sama ze prze- dziwna:

Patrz na Rózi zgrabne ukoić!»

Istna Terpsychory córka!

.Trzeba się trzymać za boki, Widząc iak tańczy mazurka.

Bo to śmieszna awanturka, Bez taktu tańczyć mazurka.

Raduie się wszystkich dusza!

Jaki wdzięk, iaka figurka!

Niedźwiadek zgrabuiey się rusza*

NIz on a, tańcząc mazurka.

Bo to śmieszna awanturk*.

Bez taktu tańczyć mazurka.

Ach Ruziu, twoiego czoła

■Żadna nie zasępi chmurka;

Chciey tylko bydź mniey w esoła, 1 nigdy nie tańcz mazurka.

Bo to śmieszna awanturka, Bez taki u tańczyć mazurka.

( śmiele się).

E m i l i a (z gniewem).

Przyznam ci się, źe to może śmieszna ale nie ładna piosnka; to bardzo nie pięknie ze strony twego brata. Cóź mogło mu bydź po­

wodem do napisania takich uszczypliwych wier­

szy na dobr^ Rózię?

L u d w i k a .

Wiesz, źe była z liczby tych panienek, któ­

re Mama zaprosiła na wieczór do siebie, i móy ■

(19)

267 —

brat powiada, źe nie, chciała póyść z nim ma*

zurka, a z kim innym posfła.

E m i l i a .

I za to tak nieprzyzwoity piosnkę napisać?

L u d w i k a .

Wszystkie panienki za przedziwną, i zaba­

wną ią uznały, ty iedna się nie śrnieiąsz?

E m i l i a .

Ja mam się śmiać z rzeczy,, która mnie o- burza ? Ta piosnka rozeydzie się po całey pen- syi, i nie sposób, żeby do Rózi nie doszła; o- na się zmartwi, a ona tak dobra iak anioł. Je­

śli twóy brat źle zrobił źe i% napisał, ty go«.

rzey ieszcze robisz ,‘źe ią wszystkim czytasz. Dziw.

wi mnie to nawet, bom myślała, źe kochasa Rózię? Wszak mianuiesz się zawsze iey przy­

jaciółką od serca ?

L t»d w i k a (żgjcłopotaną)*.

Ja ią bardzoJcocharn.... i nie widzę co v*

tem tak złego bydź może pośmiać się trochę z kogo, zwłaszcza kiedy o tem wiedzieć nie bę­

dzie.

E m i l i a .

Właśnie teź; pewna iestem, źe wnet o wszy-

stkiem się dowie; ktokolwiek bądź przez.złość*

(20)

bąidź przez nieuwagę, powie iey o tey piosn*

ce.

L u d w i k a .

Ale kiedy rai wszystkie panny przyrzekły...

E m i l i a.

Proszę cię, dla czegóźby wszystkie panny miały bydź wstrZymalsze od ciebie; wszak nie mogłaś zachować w sobie tey taieinnicy, cho­

ciaż wyjawieniem iey narażasz na pośmiewisko ukochaną przyjaciółkę.-

L u d w i k a .

Gdyby to było cóś ważnego, byłabym za­

taiła; ale taka mała rzecz, tańcować źle lub do­

brze, to prawie na iedno wyidzie.

E m i l i a .

Mieć włosy rude albo czarne, to także pra­

wie iedno, bo to się nie tycze ani serca ani rozumu, i jji^t temu nie winj»n; a przecież ma.

ła Eliza zatfsze płacze, kiecjy się kto z niey śmieie?

L u d w i k a.

Bo ieszcze dziecko.

E m i l i a .

Zapewne; ais ci co się z niey śin ie iąj, ieszcze Większe dzieci. Kto rozsądny i dobry, nie u*

— 2<>S —

(21)

waza czy warto było albo hie, gniewać się o żart iaki? tylko chroni si§ ''zabaw, klSreby-dru­

gich rozgniewać mogły.

L u d w i k a .

Mnie się zdaie, źe będąc na mióyscu Rózi, nicbyra się nie gniewała o tg piosnkę.

E m i l i a .

A któż to rok cały miał żal do mnie, za to żem kilka- razy mowę przeciągała po Litewsku?

Już przestałaś tak mówić, a ieszcześ sig gnie*

wała.

L u d w i k a . To iuż tak dawno.

E m i l i a .

Pewna iestem, że i dziś byłoby ci'bardzo przykro, gdyby kto śmiał się z c iebie. My wszy­

scy tak iestcśiny; i iak nie raz słyszałam, nie iedenby wolał, żeby go o co złego posądzono, iak gdyby kto śmieszność w nim upatrzył. Wre­

szcie, bądź pewna, źe gdybym byłą tak iak ty przyiaciołką Rózi, móy brat nie śmiałby mi nawet oddadź piosnki przeciw niey wymierza ney.

— ‘2G0 —

(22)

— ( 2 7 0 —

S C E N A II.

Emilia, Ludwika, Rózia (zkoszykiem wręka).

R ó z i a.

Nie wiem iaka tajemnica dziś wszystkich zay- inuie; wszędzie spotykam mówiących po cichu;

nóta iakićyś dawney piosnki do uszu moich do.

chodzi... Cóż to znaczy, nie wiecie?

L u d w i k a (z żywością).

Ja nie wiem ani słowa, przysięgam.

K o z i a (uśmiechaiąc się mile i biorąc ią za rękę).

Po co masz przysięgać kochana Ludwiko, ia ci i tak wierzę; — Ale Emilia nic nie mówi, pe­

wno coś wiedzieć musi ? E m i l i a .

Nie lubię trudnić się tajemnicami towarzy­

szek moich; iuźem sv§ przekonała po razy kil­

ka, ze tego nie są warte.

R ó z i a.

Dobrze mówisz: zapewne i dzisieysza tak$

wnet się okaże; bo iak sobie przypominam, nigdy żadna dłuźey nad 24 godzin ukryć sif nie potrafiła,

L u d w i k a (z udaną oboiętnością).

Moze tez wcale taiemnicy nie ma.

(23)

R ó z i a.

O! źe iest iakaś, to rzecz pewna,* i, mogłam była iey się dowiedzieć, alem nie chciała; ma­

ła Anielka miała niezmyśloną ochotę odkryć rai wszystko — widziałam to z iey oczu; ale że to zapewne co przeciw którey z nas f nie chciałam do plotek'ią wprawiać.

L u d w i k a .

Anielka taka gaduła, któż ićy też kiedy co powierzył.

R ó z i a.

Niewiem iak się to dzieie, iednak ona za- wsze wie wszystko.

E m i l i a .

Naylepiey byłoby zaniechać tych taiemnic [ szeptów, z których zwyczaynie niesnaski powsta­

ją. Mamy tyle innych przedmiotów do rozer­

wania umysłu po naukach; robótki, czytania zabawne, gry różne...

R ó z i a.

O! zapewne, kochana Emilko; i ia ieszcze dotąd poiąć nie mogg, iaka może bydź przyje­

mność w zabawie kosztem drugich podigtey; i przyanaig, źe nie mam żadnćy w tem zasługi, iż unikam takowych.

— 271 —

(24)

L u d w i k a .

A le ' w zamian tak iesteś surową; u ciebie ńaymnieyszy żart występkiem.

R ó z i a.

W iesz, źe nie potępiam nikogo; ale nie mo­

gę się śmiać, kiedy kto przymawia k o m u ,ź e ma rude włosy, albo źle się kłania, lub co po*

dobnego. Nie mogę także należeć do tych, któ­

re wyśmićwaią niewiadomość panienek świeżo tu przyby waiącycb. Gdybyć były uczone i mą­

dre, pocóźby ie oddawano na pensyą?

E m i l i a .

Już ieżeli się śmiać z kogo, to z tych co tu są długo, nic nie umieią.' (Patrząc złośliwie na Ludwikę). Bo są takie między nami, kt«’>re po kilku leciech nauki, listu napisać nie potrafią. I dla tego też nie piszą wcale.

L u d w i k a (uraiona).

Jeżeli nie piszą wcale, to trudno wiedzieć czy umieią lub nic*.

E m i l i a .

Ale bo tu iuź weszło w zwyczay sądzić, źe

kiedy która z panien nie chce naleźyć do zabaw

piśmiennych i korrespondencyi, to znak żenię

wiele umić.

(25)

— 273 — L u d w i k a .

Bardzo niesłuszny wniosek — innych może bydź przyczyn. Wreszcie cóż tu pisaó^

do tych, których wjduiemy codziennie? To prawdziwie śmieszny zwyczay.

E m i l i a .

To wszystko co nam starsi czynić radzą dla wprawy i nauki, nigdy śiniesznem nie iest;

ale byłoby śmiesznem wyiśdź z pensyi i nie umieć napisać listu.

R ó z i a.

Wierzay mi Emillco, źe wiele panienek przez nieśmiałość od tych zabaw naszych chroni. Na- przykład Anna, ona nayuczeńsza między nami;

a któżby to zgadł? ust nie śmie otworzyć; tchu iey brakuie kiedy co swbiego czyta, i naywię- cey dla tego woli nie napisać.

E m i l i a .

Ja też nie o niey mówię 4 tylko, o takich, które dla niewiadomości od wszelkiego popisu stronią.

L u d w i k a

( z p r z y c is k ie m ).

Co do mnie, to wyznaię, źe się zaw-sze od tych zabaw i korrespondeneyi wymawiam, bo moiem zdaniem są zbyteczne; iednak kiedy le-

' Tom IX. Ner L III. 42

(26)

go potrzeba, prawdziwe pisuię listy; oto w do­

wód móy dzisieyszy liścik do brata.

E m i l i a ( złośliwie).

A! to zupełnie cóś nowego; pokaż no, po*

kaź. Nie zapieczętowany — wszak pozwolisz go przeczytać.

L u d w i k a (wyrywaiąc liścik).

O nie! nie pozwolę.

E m i l i a . To przeczy tay go sama.

L u d w i k a . Nie mogę.

E m i l i a .

Dla czego? wszak mnie zaszczycasz niekie dy swoiern zaufaniem; a Rózia iest twoią nay- lepszą przyjaciółką.

R ó z i a .

Pomimo tego, nigdy mi Ludwika liątów swo­

ich nie udziela.

E m i l i a .

Przyznam się, żeby mnie ta nieufność gnie­

wała. Cóż może tak ważnego pisać do brata?

Już ia mogłabym czytać wszystkim moie listy.

— 2 7 4 —

(27)

— 2 7 5

R ó i i a.

I ia to samo. A le czegóż mam gwałtem za*

ufanie L u dw iki zdobyw ać? W reszcie ona w ie d o b rze, źe ani w$tpi§ o iey przywiązaniu.

L u d w i k a (zakłopotana).

O zapew ne, R ó ziu ... Choćbym co przez pło- chość napisała, na serce zawsze rachować mo­

żesz.

E m i l i a .

T yś taka dobra R ó ziu , w szyscy powinni ci§

kochać, a Ludwika naywigcey; czuig, iakiebym miała w yrzu ty sumienia r gdybym c if \v czerń obraziła, (cicho do Ludwiki). A w tobie nic sig nie dzieie? (wychodzi).

S C E N A III.

L u d w ik a, Rózia.

(Ludwika stoi zamyślona).

R ó z i a .

Cóż d to? kochana Ludw iniu? takeś zesrnur tniała ?

L u d w i k a (udaiąc uśmiech przyiemny).

M ylisz się; cóżby mi stać się mogło?

* n / n ó z i a , • *

Em ilka cóś ci powiedziała do ucha w ycho­

dząc; może...

(28)

— 2 7 6 —

L 11 d w i ,k a.

To nic... ale ta Emilka to pełna złości; u- ważałaś iak patrzyła na mnie, mówiąc o tych, które pisać nie umieią. Chciała mnie zmar­

twić.

K o z i a .

Uważałam i dziwiłam sie. Pierwszy raz tak złośliwy ią widziałam, i nie poymuię, zkąd iey się to wzięło?

L u d w i k a .

Ona to umie oddawna; a któż się to śmiał z mego przeciągania.

R ó z i a.

Kilka razy powtarzała przedemną, źe nie przez złość to uczyniła, i możesz dobrze pamię­

tać, że przestała, spostrzegłszy że si§ o to gnie­

wasz. O! bardzo często się nam zdarzy, mimo­

wolnie kogo obrazić. Ja naprzykład na tym wieczorze u twoiey Mamy, czyż nje rozgnie*

Vvałam twego brata? atak niechcący. ( L u d w i k a (skwapliwie).

A to iakim sposobem?

R ó z i a.

Zapraszał mnie do mazurka, odmówiłam mu,

Łom była zmęczona. W ciągu tańca przyszedł

(29)

ktoś inny mnie prosić, i ia z nim poszłam, zapo­

mniawszy o twoim bracie. Przepraszałam go potem, lecz oziemble przyiął moie wymówki i pewna iestem, £e sig na mnie gniewa. Ale ia ci iu£ o tem mówiłam.

L u d w i k a . Prawda; przypominam sobie.

R ó z i a.

Zastanawiałam sig z tey przyczyny, iak to źle o ludziach z małych rzeczy sądzić; twóy brat wziął mnie pewno za niegrzeczną i źle wycho­

waną; a iarn tylko nieuwagą zgrzeszyła.

L u d \v i k a (z spuszczonetni o- czarni).

Wątpię też, aby inóy brat nłłał się o to długo gniewać.

' R ó z i a.

Wreszcie, moz.eć da się przebłagać; a na zupełną zj;odę, patrz co dla niego robię. (Do­

bywa woreczek do pieniędzy z koszyczka).

L u d w i k a . Co? to dla mego brata.

R ó z i a.

Tak, umyślnie dziś przed piątą wstałam, i spieszę się z tą robotą; Lo mnie korci to uchy*

bienie bratu moiey uaylepszey pwyiaciołki.

— 277 —

(30)

— 278 —

L u d w i k a (na stronie).

Ach! iak mnie zawstydza.

R ó z i a .

Czy myślisz, że mu ten podarek miłym b§- dzie?

L u d w i k a (rozrzewniona).

O! dobra Róziu.

R ó z i a . Co widzę? ty płaczesz.

L u d w i k a .

Twoia dobroć do łez mnie porusza... pra­

wdziwie... nie warciśmy... (Na stronie). Wyiśdż muszę, bo nie wytrzymam.

S C E N A IV.

R ó z i a sama.

Poszła, zkąd to nagłe rozczulenie? Płacze nad tem, że dla iey brata woreczek robię? to iakaś taiemnica; póydg za ni;j, i musi mi wszy­

stko powiedzieć... Ale nie; wymuszone powie­

rzenie nic nie warte; lepiey czekać na dobro­

wolne. Siądę tu sobie i robić będę. (siada).

Mama często powtarza: »Chcesz mieć przyja­

ciółkę, wiele czyń dla niey, a mało wymagay.n

(31)

S C E N A V .

Rózia ( siedzi nad robotą), Anielka (wbiega nócąc:)

»B o to śmieszna awanturka, B e z taktu tańczyć mazurka.“

(zatrzymuie się nagle spostrzegłszy Rózię).

R ó z i a .

A ! i ty iuź umiesz tg notę. Zkąd się w a m wzięło ią śpiewać? O d rana nic innego nie sły­

szę.

A n i e l k a .

B o na tg nót§ iest n o w a piosnka.

R ó z i a .

Jeśli piosnka nie pigknieysza od nóty, to nie ciekawa. T y ią umiesz Anielko?

A n i e l k a .

O ! co do słowa.

R ó z i a . Sigdźźe.przy mnie i zaśpięway.

' • .

A n i e l k a (śmieiąc się).

O ! co tego to nie mogg.

R ó z i a . Żartuiesz.

A n i e l k a .

N ie chcg bydź echem złych ludzi.

— 2 7 9 —

(32)

Tl ó z i a.

Cóź to się ma ra czy ć?

A n i e^l k a (śiadaiąc obok Rózi).

Oto ta piosnka iest wymierzona przeciw ie­

dney panience tu będącey, która mi nigdy nie zrobiła nic złego, cz*>góż i$ mam rozgłaszać.

R ó

7

. i a (całuiąc ią).

Przedziwnie, kochana Anielko; iuź ani chcę iey słyszeć. Ale wiesz co, lepiey ieszcze było nie uczyć iey się nawet.

A n i e l k a .

Zrobiłam to iedynie przez figiel. Nikt mi iey nie chciał pokazać; ia tez dorwałam się sa­

ma, przeczytałam kilka razy, mam ią i umiem.

O! ia ieszcze więcey wiem, cóś więcey od nich wszystkich.

R ó z i a.

Okaz im twoiem milczeniem, źe choć młod­

sza, rozsądnieyszą iesteś. Nic szpetnieyszego, iak wyszydzać' towarzyszki swoie.

A n i e l k a .

A ieszcze naylćpsz;j przyiaciołkę. (Na stro­

nic.) Ani wie niebozątko na kogo ta piosnka*

(Głośno). Czy tez nie zgadniesz którą z nas wy­

śmiano?

— 2 8 0 — -

(33)

R ó z i a.

Nie, doprawdy.

A n i e l k a . A radabyś wiedzieć?

R ó z i ia uśmiechaiąc się.

Może nie tyle ile ty byś rada powiedzieć.

Ale bądźmy obie rozsądne i .wstrzymałe, i day-.

my pokąy temu. Tak sig szerzą wszystkie zło­

śliwe plotki. Jedni ie.powtarzaią umyślnie, dru­

dzy niechcący,az się rozeydą.— .Zayniiymy się lepiey czem uźytecznieyszem? Gdzież szelki coś zaczęła dla twego Oyca.'

A 11 , i e 1 k a.

Zostawiłam ie w pokoiu... Ale ty, co znowu .robisz ładnego?

R ó z i a.

Woreczek dla brata Ludwiki.

A n i e l k a wstcdąc.

Dla brata Ludwiki? czy doprawdy?

R ó z i a.

Doprawdy; na przeprosiny za małe uchybie­

nie.

A n i e l k a z zapałem.

Co słyszę? schoway dla kogo innego dary twoie. Oni ich niegodni.

Tom I X Ner L III. 43

— 281 —

(34)

R ó z i a wstaiąc takie.

Co chcesz mówić, Anielko? skąd to wzru­

szenie Łwoie?

A n i e l k a .

Nie; nie ścierpię takiey niesprawiedliwości.

Dowiedz się, ze ten któremu robotę twoię prze*

znaczasz, iest autorem wiadomey piosnki i cie*

bie w niey wyszydza. Oto iest, przeczy tay.

R ó z i a zdziw iona.

Czy podobna? (C z y ta piosnkę i smutek ma.

luic się net idy tw a r z y ).

A n i e l k a cału iąc ią.

Przykro mi źem cię zmartwiła! ale czyż mo­

żna było wytrzymać?

R ó z i a z żalem . Bardzo uszczypliwe wierszyki. Szkoda, źe mnie nie ostrzegł o śmieszności mego tańca, nie byłabym nogij ruszyła. Wystawiać mnie na śmiech wszystkich — to nie pięknie. Jeźli Lu*

dwika wie o tem, musi się gniewać na brata...

A n i e l k a .

Jeźli wie ? a wszak ona rozgłosiła tę piosnkę.

, R ó z i a z Ływością.

Co śmiesz mówić? Anielko, o! iuź teraz nic ci nie wierzę.

— 2 8 2 —

(35)

A n i e l k a . K

Moie samey Ludwice uwierzysz. Czytay list ićy własny do brata, znalazłam go na ścieszce.

R ó z i a .

• Nie powinnaś była go czytać i iabym nie po­

winna; ate clice się przekonać, bo zdaie mi się niepodobieństwem , zeby mnie Ludwika zdra­

dzała.

( Czyta)

»Jusz móy bracie, twoia piosnka znana ca-

»ły pensii; wyrywaio ią sobie; wszyscy oddaio

»mi straszne dziękowania za to, żem ią dała po-

>>znadź; troszkie mi rzal, że się śmieio na koszta

»biedny Ruzi, ale musiały panny ną milczka

>’przyżeknijć, i tak śmieiemy się ieszcze lepi,

»dl.itego samego, źe to sekret/1— Czegóż się do­

wiedziałam? o niewdzięczna Ludwiko.

A n i e l k a .

A iak pisze pięknie na J4 letnią panienkę t Ja dwunastu lat niemam, a doprawdy żebym Icpiey potraiiła.

R ó z i a .

Mnieysza o styl i o pisownią. Ale iakież to serce 1

— 2 8 3 —

(36)

A n i e l k a .

O! prawda mieć złe serce, to ieszcze gorzey ak źle pisać; ale teź w tym wieku tak. pisać, to daleko gorzey iak źle tańcować. Kochana Ró- ziu, wybornig za piosnkę wypłacić się możesz, rok aż tylko ten lut wszystkim pannom; iaki to Śmiech będzie ze strasznych dsiękowań, żtroszkie i przyieknać,- z milczka, i ze wszystkich omy­

łek pisowni, których tyle w tym liście.

R ó z i a.

Kie trzeba krzywdij mścić się za krzywdę.

A n i e l k a . '

Tyś nadto dobra, Róziu; ia nie taka, poka­

żę więc ten list wszystkim.

» R ó z i a.

A dopiero'mówiłaś, ze nie 1 chcesz bydź e- chem złych ludzi.

A n i e l k a .

Ale Ludwika iest niewdzięczna; ochraniać jey ani warto. >.Odday mi list, proszę cię.

i R ó z i a.

A ieśli ci przyrzeknę, źe go uźyię Jia po­

mszczenie się, czyż mi go nie zostawisz?

,. A n i e l k a . -

Jeśli tak, to chętnie. ! • .

— 2S-1 —

I

(37)

R ó -Z’ i a.

Dziękuię ci; ale n ie m ó w o tem nikomu;

przed końcem dnia dotrzymam ci słowaf; teraż pozwól, niech się .namyślę.

A A 1 & T 'k.śl

Zostawię cię samą; namyśl się dobrze 1 i' zem­

ścij się... Tyś taka dObrai, wszyscy.cię 1 tak kó- chaiaj. (Ściska ią i odchodzi).

S C E ’N A YI.

R ó z i a sama , fze smutkiem).

Wszyscy mnie kochaią! a ta niewdzięczna Ludwika, którą ia tak kochałam, zdradza mnie...

Ach! gdyby nie ten list, nie wierzyłabym ie­

szcze. Poiąć takiey złości nie mogę. Już nie

' f | i '

chcę mieć przyjaciółki. Ludwika będzie żało*

wać, będzie ią gryzło sumienie... cóż mówię*

ona iuź źałuie!.. czyż nie widziałam łez w iey oczach? I ia od nich wstrzymać się nie mogę.

(Siada na ławce i płacze) S C E N A VII.

/ t i •

R ó z i a , L u d w i k a (nie widzi iey

i szulęa; czegoś),

Nie mogę go znaleśdź— ani ,wiem gdzie go

(38)

— 2 8 6

R ó z, i a (na stronie).

X<> ona;,?ich .1 iak mf serce biie... co tu iey powiedzieć,? ; >

L u d w i k a .

Jeśli ten list wpadnie w ręce którey z panien, zgubionam! bgdą sig śmiały, bo nic pewniey*

szego, źe pisać nie umiem*

R ó z i a (wstaiąc).

Ludwiko, ty szukas% czegoś?

L u d w i k a (przelękniona).

Ach!., niewiedziałam wcale źe tu iesteś.

Szukam listu mego do brata; muszę go znaleśdź koniecznie. Czy nie wiesz co o nim?

R ó z i a (wahaiąc się).

Podobno... źe wiem..

L u d w i k a (z żywością).

Odday ,mi go, zaklinam cig. Znam wytrzy­

małość twoig, wiem pewno źeś go nie czytała.

R ó z i a.

Ale kiedy to nie ia, Anielka go znalazła.

L u d w i k a (przelękniona).

Anielka! to iuż po mnie... biegng... muszę ićy go wydrzćć...

R ó z i a (zatrzymuiąc ią)>

Nie potrafisz, ona go iuź nie ma.

(39)

2 8 7 —

. L u d w i k a (z Ływóścią).

A ia nieszczęśliwa! Ta plotka, iul go pewnó komu dała; wszyscy go czytać będą i wyśmie­

wać się ze mnie. .0 1 będę prosiła rodziców, że­

by mnie ztąd odebrali, . ia tu nie zostanę,'

k i

tu nie wytrzymam.

II ó z i a (z przyciskiem).

C zyi było co w tyra liście, czegobyś się wstydzić miała?

L u d w i k a (zakłopotana).

Może i tak, ale nie tyle mi oto idzie; wiem źe więcey na słowa iak- na rzecz uważać będ$.

Pisząc do brata, Któż myśli iak pisze; mogły się wsunąć błędy, omyłki, których mi te panny nie daruią.

R ó z i a.

“Więc boisz się tylko ich śmiechu?

. L u d w i k a .

Jedynie, ale to na mnie dosyć; iabym nić zniosła tego, żeby one wszystkie szydziły ze mnie za rzecz tak małą.

R ó z i a. . 1 Jeżeli towarzyszka nieszczęścia może ulżyć trochę twoiey boleści, pociesz się Ludwiko, i

»e mnie w tey chwili cała pensya się śmieie.

I

(40)

Ludwika osłupiała patrzy, na nią, nię śmie- ąc słowa wyrzec). , , , . < ' j

> r

. . i R ó r i a fwręczaiącićypiosnkę).

.Tą piosnka uszczypliwa, .na mnie wymie­

rzona, iest «ałjj przyczyną owych taiemniczych rozmów, owych śmiechów...

L u d w i k a (niby czytaiąc).

Doprawdy.,,, nie poymuig.... to wcale-nie­

grzecznie..- (na stronie). Ani wiem co mÓ&ię, takem pomieszana. -v

R ó z i. a. •

I có£ ty, na top wszak 'zapewne poznaiesż pismo twego brata?

. . . L u d w i k a .

Prawda... bardzo podobne... ale ludzie tacy są źli...

R ó i i a f s uczuciem).

I iak źli, nad poięcie moie... Wystaw so­

bie, ta piosnka nietylko ma bydź przez twego brata napisana., ale ieszcze mówią, źeś ty sa­

ma udzieliła iey wszystkim towarzyszkom na­

szym; pierwszaś się z niey śmiała; a dla chwili nieprzyzwoitey zabawy, poświęciłaś przyiaciół- kę... .

— . 2 8 8 —

(41)

2 8 9 —

L u d w i k a (prawie z płaczem), Rózin! co mówisz.

‘ • R ó z i a .

*• Ta ti i temu wierzyć nie chciałam. Jabym miała tak ż\e' myślćó o tobie? I cóż ci zrobi­

łam, żebyś podobnie obchodziła się ze rana?

Czegóżby się można od oboiętnych^' od nieprzy­

jaciół spodziewać, gdyby naydrożsi przyjaciele nas tak krzywdzili? Tyś'umie .zawsze kochała, ty wiesz żc ia cię kocham, i gdzieżby...

L u d w i k a (zgłośnym płaczem) Nie rnów iuż więcey,’ tWoie- słowa rozdzie­

r a j mi serce... Róssiu, prawda, zupełna pra­

wda... przewiniłam..,

R ó z i a (z godnością).

Czytałam to iuź własną twoją ręką napisa­

ne, potwierdzasz ustnie to wyznanie; spodzie­

wam się że przyznasz safna, że iuź cię kochać 1 nie m o g ę . ([Ta Emilka i Anielka wchodzą z cicha na teatr, i słuchała z daleka). *.

L u d w i k a (zawsze zpłaczem).

O Róziu, iakże błąd móy czuię. Nie mogę mieć nadziei przebaczenia, ale będziesz miała zemstę zupełną; czeka mnie większe ieszcze u- pokorzenie.

Tom IX. Ner L III, 41

(42)

— 2 9 0 —

R ó z i a.

Czeka ci§, lecz inne iali myślisz. Oto iest ten list, który cię.tak niespokoyną czyni; niani go z rąk Anielki,;nikt prócz niey i mnie nie widział go ieszcze... Oddaię ci go... Innćy zem­

sty. nie„cbcę...

S C E N A VIII i ostatnia.

Rózia, Ludwika, Emilia, Anielka,.

E m i l i a .

Ja pewna byłam, źe taką Rózia obierze; ni- dzisz Anielko, źe znam ią dobrze.

A n i e 1 li a (iio Bózi).

Nie to mi przyrzekłaś przed chwilą.- R ó z i a .

I owszem; dobrem za złe płacić, iest to zemsty nay lepszy i naypewnieyszy sposób.

L u d w i k a (z rozczuleniem).

O! zapewne, iey wspaniałe obeyście się ze mną, więcey mnie od naywiększych obelg do­

tyka. Nigdy się nie pocieszę, źem taką przy­

jaciółkę obrazić mogła,.. Nauczcie mnie sposo*

bów przebłagania iey; ia źyć nie potrafię bez

iey przyjaźni, nie zniosę iey gniewu. Róziu,

bądź pewna, że póydę natychmiast, i oskarżę

się przed wszystkieini.

(43)

R ó z i a (ściskaiąc ią).

. O trzy i tzy twoie, Ludwiko; będę uważała winę twoię iako płochość, do którey nie przy­

łożyło się serce.

(Ludwika całtue ią i płacze).

E m i l i a .

Kochana Róziai... Nie dziwię się Ludtfice ie płacze, ho taką przyiaciołkę obraziwszy, gor- iko żałować trzeba.

, A n i e l k a (do Rózi).

Już o liście nie powiem nic nikomu, ale gdy­

by kto piosnkę śpiewać się poważył... zobaczy, i ; • R ć z i a.

Twoie groźby dobra Anielko, nie zamkną ust nikomu.

L u d w i k a (z żywością).

O! iuż o to się nie troszczcie; ia naprawię złe które uczyniłam. Chcę żeby autor piosnki i te, które ią pow tarzaj, podzielili zgryzoty moie; i stanie się to niezawodnie, skoro im po­

wiem , iak sobie Rózia ze.inną postąpiła.

(Rzuca się w objęcia Różi).

Zasłona spada.

— 2 9 1 —

(44)

1 1 1 .

A N E K C O T Y P R A W U Z I W E O D Z I E ­ C IA C H .

- 292 —

Pi ę k n y . p o s t e? Ma r y n i

S.

Już nie raz w tem piśmie po w tarzanem to było, i każde z was lube dzieci, wie o teu» wy­

bornie, źe dobroć nierównie od dowcipu droż­

sza; tamten rozśmiesza i bawi, ta rozrzewnia i kocliać ,każe, tamten darem iest przyrodzenia, czasem więcey zaszkodzi niśli pomoże; ta na­

N

bywa się dobrym, przykładem, rozwiia się pra­

cą, Szczęście nasze i otaczaiących nas sprawia.

Wiem zatem, źe ieźli zabawiły wasz umysł słówka dowcipne rówienników waszych i ró- wiennic tu umieszczane, piękny postępek Maryni

/

S. serce wasze’ zaymie, iemu się podoba.. i Sześcioletnia Marynia S. córką iest matki rozsądnej’ i cnotliwey, która wzorowym sposo­

bem prowadząc sWe dzieci, godną iest używać

Owocu zachodów swoich, godną sławy, którą

słynie. Zeszłego lata Stryy Maryni wyieżdża-

iąc do Karlsbadu, obiecał iey przywieść cały

(45)

I

sprzęt do śniadania ze Szkła’ czeskiego. Dwa miesiące naprzód cieszyła się, oczekiwała nie*

cierpliwie tych cacek. Nakoniec życzenia iey spełnione znstaia; Stryy przyieżdza, sprzęt szklau- ny przywozi i ieszcze zapakowany oddaie szczę- śliwey Maryni. Odwiia go ostrożnie, za każdą dobytą miseczką lub kubeczkiem okrzyk nowy;

ustawia wszystko m szklanney tacce i nie po­

siada się z radości. W tern Babunia Maryni, w drugim pokoiu będąca, woła na nią, żeby iey te skarby przyniesła; dziewczynka bierze tackę, idzie pomału, i tak pomału, że Babu­

nia wymawia tę przesadzoną powolność; a wy.

chodząc naprzeciw nićy, chce odebrać z iey rąk sprzęt cały; ale przez prędkość wytrąca go ; pada na ziemię piękna tacka, i wszystkie mi­

seczki, kubeczki, imbryczki na drobne kawał- ki się tłuką!.. Marynia ani krzyknęła ani za­

płakała, tylko zarumieniwszy się,mocno, poca­

łowała Babunię w rękę i te słowa wyrzekła:

*>A widzi Babunia £e to dobrze czasem bydź powolną! “ -— Po chwili Babunia wyszła z po­

koiu, chcąc zapewne wynaleść dar iaki dla wy.

nagrodzenia Maryni; ona zbierała smutnieszczą.

tki swego skarbu rozrzucone po podłodze,

2503

(46)

— 294 —

przy mierzą iąc iedne do drugich, kiedy wszedł Stryi. Zobaczywszy z zdziwieniem podarunek swóy iuź potłuczony, zaczął łaiać dziewczynkę za taką nieostrożność. Tu serdecznie płakać gaczęła, ale nie powiedziała słówka na swoie usprawiedliwienie. Dopiero za powrotem Ba­

buni scała rzecz się wydała; a Marynia w uści- śnieniach i pochwałach Matki i krewnych, w u*

czuciu własnego serca, znalazła zupełnę postęp­

ku.swego wynagrodzenie. — Taka dobroć iakźe wiele obiecuie? nie rozwinie się może dowcip wspominanych tu dzieci, albo też korzyści z niego :iie odniesą, twóy przymiot Maryniu ? wzrastać będzie, nie omyli nikogo, uszczęśliwi i ciebie, i godną Matkę twoię.

, V.

WI ADOMOŚC I

MOCACE BYDŹ MATKOM PRZYDATNE.

c

KORRESPONDENCYA.

Wyczytawszy w 51 Numerze Rozrywek dla

dzieci, rzuconą myśl ułożenia zupełnego kur­

(47)

— 2 9 5 —

su natlki i czytania dla młodai płci źeński^y, uczącćy się po domach, iako Matka pośpieszam z podziękowaniem t zarazem z usilną proźbą, abyś Pani, nim się doczekamy dokładnego tey myśli spełnienia, raczyła spisać na prędće dzieła polskie, z którychbyśmy córki' naszfe‘ uczyć mogły, lub do czytania im dawać. Ja mam ich sześć różnego wieku; iest między niemi ie- dna,'która ieszcze czytać nie umie, ale są 1 ta­

fcie, które niedługo edukacyą skończą.— Ja sa­

ma uczyłam się z francuzkich xiąźek; chciała­

bym szczerze poprawić Się w córkach, ale do­

prawdy brak mi do tego wiadomości; a mieszka­

jąc na wsi, trudno mi ich nabyć. Nie wątpię, że Pani, która tak sobie życzysz, aby młode Polki po polsku czytały i umiały, zechcesz przy­

chylić, się do proźby moiey, a odpowiedź swo»

ię wraź z listero moim w Rozrywkach umie­

ścisz; a tak nie tylko moie córki korzystać z iey pracy będą... '

Obywatelka 7 Lubelskiego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

[r]

trzywszy się przez czas uieiaki młodzieńcowi, uyrzał w nim obok pięknych serca przymiotów, bardzo spóźnioną i źle prowadzoną edukacyą, osądził źe iuż nie

Blisko od tygodnia w W arszawie, zaraz po przyieździe starałem się bydź przedstawionym Królowi i złożyć mu dzięki za wyświadczone mi dobrodzieystwo; pierwsze

ków cokolwiek tylko wyniosłych; w nich na dwie lub trzy stopy pod powierzchnią ziemi, znayduią się tak zwane popielnice czyli ialet na­?. czynia gliniane w które

pany został, niech wie że podskarbim iest Nieba, i że w tych któremi się cieszy dobrach, insi tak­. że część

Wiek dziecinny iest wiekiem w którym iak wam iuż wiadomo, wszystko się zaczyna, wszy, stko się rozwiia, wszystko z łatwością

Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła,

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi