• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.2, nr 11 (1824)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.2, nr 11 (1824)"

Copied!
52
0
0

Pełen tekst

(1)

---—— ! ■ i g flilB J B -J ' ---

ROZRYWKI dla DZIECI.

N er XI. i. L istopada 1824.

I.

W SPOM NIENIA NARODOW E.

LISTY ELŻBIETY RZECZYCKIEY

DO

PRZYJACIÓŁKI SWOIEY URSZULI ***

za panowania Augusta 111 pisane.

LIST TRZYNASTY.

z W arszaw y x. Lipca 1754.

D onoszę ci naprzód, kochana Urszulku, źem miała przecie wiadomość od Matki; zdrowa, a- le iuż iey się przykrzy ieść tak długo chleb cudzy. Ciotka Przeorysza znacznie chorowała, i przez ten czas dały się we znaki i Matce i Sio­

strze inne Zakonnice. Już teraz Bogu dzięki

Tom II. N e r X I. i4

(2)

•: f #

O i

(3)

207

gom dotąd dła własnych łez postrzedz nie mo­

gła , widzę kobietę pięknie lubo w czerni ubra­

ną, która na stopniach Ołtarza, w kaplicy zam- kniętćy , klęczy, a ku samey ziemi schylona;

modli się gorliwie i żałośnie. Łkania i ięki wznosiły iey piersi i tw arz' zmieniały, a łza ża­

dna nie szła z oka. „O! pomyślałam sobie, o- na nieszczęśliwsza odemnie, kiedy i płakać nie może!” Westchnęłam więc szczerze do Boga, żeby iey żalowi t^lźyć raćzył! Jak gdyby mnie wysłuchał, bo wkrótce puściły się łzy obfite z iey oczów, przestała łkać i ięczyć, i widzia­

łam oczy wiście, ' że i ią Bóg pocieszył. Ochmi­

strzyni siedząca dotąd w ławce na Kościele, przy­

szła ' wtenczas powiedzieć m i, że iuż czas odeyść;

ia iey mimowolnie wskazałam na tę kobietę.

Skoro ią postrzegła, wzięła mnie co tchu za rękę i powiedziała: „Cicho, cicho, odeydżmy,

„to Królowa!” Zdumiałam, i słowa wyrzec nie mogłam; niewiem sama iak przeszłam przez Ko­

ściół, iaki pokłon oddałam Bogu wychodząc*

bom prawie od zmysłów odeszła. Nareszcie iuź będąc na ulicy, zawołałam: „To bydź nie może! Królowa, taka nieszczęśliwa? ”— „Alboż

„to myślisz, moia dzieweczko, powiedziała Och-.

„ mistrzyni, że im Pan większy tern szczęśliwszy?

-14*

(4)

Ciotka w staie; i ona pewnie prędzey ozdrowie- i e , niśli M atki serce, bo go strasznie wym ów­

kami i przycinkam i ubodły. O Boże! litościw y Bo­

że! połóż-że tym cierpieniom koniec! Mam nadzielę żeć to lada dzień nastąpi, tak szczerze się modlę! a naw et zaraz odebrawszy ten list ze Lw ow a, poszłam z Ochmistrzynią do Farnego Kościoła, i tam dziw ne miałam-zdarzenie. Było to w Pią­

tek p&obiedzie, ho u Fary co tydzień bywa o tey porze nabożeństw o; spóźniłyśmy się, iuź się ludzie ro zeszli, kilka tylko osób m odliło się po kątach; ia poszłam do kaplicy Pana Je­

zusa, a ponieważ była zamknięta, klękłam so­

bie cichuteńko z boku przed k ratą, i zaczęłam się modlić serdecznie. Zaczynaiąc móy pacierz, zdawało mi się, że niema nieszczęśliwszey na- dem nie; bo małoć to iest Oyca, m aiątek, wia­

no stracić, oddaloną bydź od swoich, i wie­

dzieć że tam gdzieś daleko M atka cudzym Chle­

bem się dław i? ale im więcey się m odliłam, tem iakoś bardziey świat się roziaśniał przede- m n ą , tem lźey i m iley na sercu mi było. Kie­

dy mi się tak działo, usłyszałam ięk i płacz tak

źałośny, że mi napaść Haydamaków zupełnię

przypom niał; p a trz ę, skądby wychodził? i przy

światłe gasnącey iuź prawie lampy, widzę cze-

(5)

SPIS RZECZY

W TYM NUM ERZE ZAWARTYCH.

Stronnifó.

1. Dokończenie listów Elżbiety yizeczyc- ' kiey do przyiaCiołki / ‘.^ )iey Uftzpli*^** F54.

2. W ieczór u R abuni, pow iesi 1 . . 275.

k. Zosia T . . . . . . . . A . .. 291. % g.. Jeszcze niektóre zdania i przysłowia

F r e d r y ... 294.

5. List dwunasty M atki o wychowaniu Có­

rek swoich ...298.

6. Starzec, przypowieść . . . 304.

® --- — r

Ponieważ na tym Numerze kończy się dru­

gie Półrocze R o zry w e k d la D zieci, Osoby chcą­

ce prenum erow ać d a le y , raczą się zgłosić do ' wiadomych K ollektorów tak w Warszawie iak po W’oiewództ,wach, lub też do Mieszkania W y­

dawcy w Oficynie Pałacu Zamoyskich przy Za- biejr Ulicy.

• z— — --- -

(6)

208

,»oy! co n ie , to n ie; małą oni tak dobrze za

„sw oie, iak m y chude pachołki. Królowa na-*

„przykład iest córką Cesarską, do kilku koron

„m a p raw a, a Wszystkie iey druga iakby z pod

„nosa w zięła; i na innych zmartwieniach iey

„nie zb y w a; oto i teraz córka iey ukochana

„Delfinowa Francuzka chora, a ona do niey ie-

„chać nie m oże, i kto w ie? może ią iuź nigdy

„ w życiu nie zobaczy; ma też prócz tego i ró-

„źne domowe k ło p o ty ; iedynąiey pociechą iak

„ i nas biednych iest modlitwa, i często ią w te y

„kaplicy zdybać m ożna.” — Podczas całey tey mowy, powtarzałam niekiedy: „Ach móy Bo-

„że! Królowa nieszczęśliwa!” Niechciało mi się to iakoś pomieścić w głow ie; przeszłyśmy iSwię- to-Jańską ulicę i Krakowską bram ę, minęłyśmy Króla Zygm unta, a ia ieszcze z mego zadumie- nia przyiść nie mogłam. Dopiero gdyśmy iuż do pałacu przyszły, i ia po wieczerzy w łóżko się położyłam , dopiero wtedy zastanowiłam się iak należało.— M oia U rsz u lk u , wszystkich wi­

dzę ludzi Pan Bóg strapieniem dotyka. Każdy

ma swego m ula, k tóry go niszczy, a im kto

większy, tern i m ul iego większy; mnie tylko

pół-beczek miedzi zabrano, a Królowey kilka

k o ro n ; ia M atkę choć ubogą zobaczę kiedyś,

(7)

21 1

g i, w nim nic niema tylko sam puder ; iak iuż Xięźna ufryzowana, kamerdyner porusza ten pu­

der w owym gabinecie, Xięźna przechodzi się po nim parę razy, i wychodzi cała biała, Bo­

że przepuść! nie przymierzaiąc iak Młynarz.

Po ufryzowaniu iak zacznie kłaść rogówki, iub- k i, kontusiki, suknie z fałdami i z ogonem, gor­

sy koronkowe, mankiety, salopki, iak nawie- sza' zausznic dyamentowych, pereł Uryańskich, łańcuchów, iak na wszystkie palce sygnety po­

kładzie , i na ogromnych korkach trzewiki we­

źmie, to trudno iey się ruszyć i nie w każde drzwi się zmieści, ale też każdy w niey pozna wielką i bogatą Panią. A W pokoiach iak też pięknie; leszczem ci podobno o tern nigdy nie pisała; sama niewiem które ślicznieysze, czy w Puławach, czy w Wilanowie, czy wWarsza- wie? Ściany prawie wszędzie przykryte umyślnie do nich robiónemi obiciami. Te obicia pospo­

licie adamaszkowe, karmazynowe albo niebie­

skie, a wszystkie gzymsy złocone, gdzie nie gdzie są gobeliny; iest to robota przepyszna z włóczek wyrobiona iakby igłą, wystawia ró­

żne figury; zdaleka zdaią się iak gdyby żywe, a zbliska iak naycudniey malowane; stołki, ka­

napy złoconej adamaszkiem pokryte, lub też

(8)

2 X 0

su przyjazdu Królestwa ciągle u, nich sute i wspaniałe obiady; Senatorom, Ministrom, in­

nym Fanom daią audyencyą, iuż oboie Xię- stwo byli u nich po kilka razy. Xiężna ,się bar­

dzo pięknie ubiera, a mnie coraz więcey lu­

b i; bo zawsze się wkręcę do pokoiu, gdzie iey gotowąlnia s to i,. i zawsze znaydę sposób przypodobania i przysłużenia iey się. ■ Cas/mę to i z Wuia rozkazu i z własney chęci, bo ią serdecznie kocham, A wreszcie ieśli ma dla moiey miłości iaką łaskę Matce wyświadczyć, toć trzeba żeby mnie pierwey pokochała; a pe­

wnie mnie nie pokocha za nic, bo nic darmo na tym świecie, iak mówi Wuiaszek.— Żebyś ty wiedziała, kochana Urszulko, co to iest u- biór tak wielkiey Pani, wiele to do niego rze­

czy, czasu potrzeba?,- Sam Fryzer co on ma że­

lazek, papilotów,- pomad, proszków, śpilek;

godzinę a czasem i dwie, włosy fryzuie, tapi- ruie, czesze, zawiia, smarnie, posypuie; ale też iak usadzi fryzurę w melon na pół łokcia, iak czoło wymuska, a na wierzchu głowy przypnie pióro, kwiatek, albo świecidło iakie, to iest na co patrzyć. A nie na tem ieszcze fryzowa­

nia koniec; obok pokoiu gotowalnianego iest

mały gabinet, a prędzey korytarz wązki a dłu-

(9)

215

się przydadzą, bo iuż te com przy więzła z kla­

sztoru dziękują za służbę. Strasznie się u dwo­

ru drze obuwie, niemożna ani na chwilę boso ani też przyboś chodzić, a do tego bruk War­

szawski iakby nożycami podeszwę kraie. I no­

gi niepospolicie od niego bolą, ale iuż się za­

czynam przyzwyczaiać. Ze wszystkiem oswo­

ić się można.

LIST CZTERNASTY.

z W arszaw y 26. L ip ca 1754.

w P iątek .

Moia kochana Urszulku, iaka też to pra­

wda: że wielkich rzeczy czasem bardzo mały bywa początek; wystaw sobie moie szczęście, iestem w naywiększych uXiężney Pani łaskach,/,

u Xięźney Pani! po kilka godzin z nią, w iey pokoiu siedzę, mówi do mnie, ia iey odpowia­

dam, może nie długo wiedney karecie zniąie- zdzić będę, a co było/do tego powodem? ani zgadniesz. Wolę ci opowiedzieć rzecz całą, ia- kem ią iuż Matce opisała. Ach! Matka, kocha­

na M atka! iak też ona będzie szczęśliwa! Ale słuchay. Xięźua Pani iak rano pacierze odbę­

dzie, sprawy domowe załatwi, tak siada do

(10)

212

pięknem! samey Xiężney i iey M atki haftam i;

stoły m arm urow e, zegary, obrazy, zwierciadła

■w złotych ram ach, paiąki kryształow e, szafy złociste ze srebrem , z kosztownemi sprzętami, zXięgam i. A iakie skrzynki do ro b o ty ! to ziól- w iey s k o ru p y , to z perłow ey macicy, a wszy­

stko w ew n ątrz od złota i srebra. A iakiekley- n o ty ! i iakie ich mnóstwo! Xięźna Pani ma sporą szafeczkę, w k tó rey iest kilkadziesiąt szu­

fladek i kryiów ek, a w kaźdey inne i piękniey- sze kanaki. Łóżko z złotogłowia z bogateipi Brankami i frandzłami. Cóż dopiero wspomnieć

o szatach; iakie suknie li,te! iakie szuby sobo­

lowe! co koronek! w Warszawie naywięcey się tym ślicznościom przypatrzyłam , bo wszystkie tu zw ieźli, i całą garderobę Xięźney odnawia­

li i w ietrzyli. Xiężna Pani sama wszystko prze- glądała i rachow ała, i rozdała część iedną. Mnie się dostała iubka tryum fantowa; na dnie kafo.

w ym rzucane są różne kwiaty, naymnieyszy z nich piw onia; prześliczna ta iubka i bardzo, mało podszarzana, niema też leszcze lat trzy, dziestu, bo z w ypraw y Xięźney Pani. Ja iey się nie tch n ę , ale ią w całości Matce docho.

w a m ; kazała mi Xięźna dać przytem dwie pa.

ry trzew ików i nici na pończochy; bardzo mi

(11)

215

nęy roboty przestawała niekiedy haftować, i pa­

trząc się na mnie uważnie słuchała. Gdym skoń­

czyła, rzekła łaskawie: „Bardzo dobrze moia

„dzieweczko; bardzo dobrze! nie spodziewałam

„się po tobie takiey umiejętności; nie tylko czy.

„tasz gładko i wyraźnie, ale i rozumiesz co

„czytasz, i miło cię słuchać. Codzień odtąd

„możesz o tey godzinie do mego pokoiu przy­

ch o d zić, i czytać mi kiedy nikogo nie będzie.”

To mówiąc pogłaskała mnie po twarzy, iam iey się skłoniła do nóg, i powiedziałam, że to dla mnie naywiększęm szczęściem będzie. Nie zmyśliłam wcale, bo iakiź to zaszczyt Xięźnię Pani czytywać! a powtóre będąc z nią codzień często sam na sam, moźeć się kiedy odważę co iey powiedzieć o Matce; dotąd i to mnie wstrzy­

mywało, że zawsze nas, kilka koło niey. Jak­

że tu w obec tylu oczow ni ztąd ni zowąd paść do nóg i o łaskę prosić?.— Wuy niezmier­

nie się ucieszył, gdym mu o swoiem szczęściu powiedziała; aż mu się naieżyła czupryna-z ra­

dości, i bił się po brzuchu: „No! teraz mo-

„ia Elżbietko, powiedział, od razu kilka szcze-

„bli drabiny faworów przeskoczyłaś, trzymay- ,,że się dobrze, upatruy fortunnego momentu,

„i schwytay go, skoro będziesz mogła; bo

(12)

—- 214 “

krosien i h aftuie; wtedy ią zwyczaynie bliscy krew ni albo poufalsi przyiaciele odwiedzaią, a kiedy niem a nikogo, lubi bardzo żeby iey czy­

tano głośno xiążkę albo pismo iakie. Ma Ka­

p elana, Sekretarza, którzy zw ykle tę przysłu­

gę iey oddaią, ale tydzień tem u, Xięźna zasia­

dła do roboty , nikt z gości nie przyszedł, a ża­

dnego z Czytelników nie było. Bóg dobry (bo k tóżby inny?) tak zrządził iźem właśnie weszła z Ochmistrzynią do pokoiu ukończony ornat pokazać, kiedy do Panny słuźącey mówiła: ,,Wy-

„ szedł wczora Kuryer Polski, radabym go sły­

s z a ła , zro b o tą się śpieszę, a czytelnika niema”.—

Niewiem skąd? pewnie z Boskiego natchnienia wyrwałam się z tem i słowyt ,,Jeśli Xięźna Pa­

ni pozwoli, ia iey Kuryera przeczytam.’’ — „Czy

„dopraw dy moia dzieweczko, tak biegłą iesteś.”—

„ O tak! Maścią Xięźno, odezwała się tu po­

czciwa Ochmistrzyni, Panna Rzeczycka wkażdey

„xiąźce, a nawet i pisane gładko czyta.” — „Kie-

„d y ta k , przeczytayźe mi tę gazetę!” powiedzia­

ła Xięźna, i podała mi pół ark uszek dosyć dro- bno drukowany. Stanęłam obok niey, zaczę­

łam czytać, drżał mi głos, tchu mi brakowa­

ł o , ale iednak praw ie bez omyłki cały przeczy­

tałam. Zważałam że Xiężna Pani pomimo pil-

(13)

217 — . -

ń zaszkodziła i dla tego tyle ci afektu okazuią.

„Oho! nie darmom ia szpakowatym przy dwo-

„rze został! szpak też ze mnie niepospolity,

„znam się dobrze na tych wszystkich dworskich

„manewrach; nikt mnie w pole nie wywie-

„dzie." — Nie wiem sama czy wierzyć Wuio- w i,iuźci on starszy1 odemnie, więcey musi mieć rozumu, i zapewne słusznie mówi. Prawda, żem młoda dziewucha > ale się teź nic a nic na dworszczyznie nie znam. Bądź co bądź, to pe­

wna, że iestem w łaskach u Xięźney Pani; od tego dnia szczęśliwego, (który żebym stu lat doczekała całe życie suszyć będę} codzień do iey pokoiu przychodzę, codzień śmieley czy­

tam, i Xięźna codzień na mnie łaskawsza; iuź nawet choć kto z gości przyiedzie, to mnie zo­

stawać każę. Ten Numer Polskiego Kuryera muszę koniecznie skąd dostać; złożę go w kil­

koro i wszyię sobie w Szkaplerz; iest z siede­

mnastego Lipca, a iak Gazeciarz pisze, z siede­

mnastego Julii’, bo i on bardzo często łaciną sadzi, i doprawdy niewiem iak mnie tam Xię- żna Pani rozumie, bo słowa łacińskie tak czy­

tam iak mnie Pan Bóg nauczył. W tym Nu­

merze było prócz różnych nowin z Warszawy,

z Poznania, zLublina, z Piotrkowa, było mó-

(14)

2 i 6 —

„fortuna iest to szklanka, wyśliznie się la

#tw o, a iak upadnie, iuż Amen! niema się p<

„co i schylić.” Kazał mi bydź ieszcze pokor nieyszą, niśli byłam dotąd', ieszcze więceyXię- źnie Pani nadskakiwać, żadnych sobie nie da wać tonów, nie wynosić sig z mego szczęścia, nie chełpić przed Pannami dworskiemi. Ja zu­

pełnie tak robię; iuż tydzień moie fawory trwa­

ją , i źadney ieszcze nie miałam przykrości. Co nawet powiem ci dziwnego; teraz kiedy było­

by czego zazdrościć, żadna z Paftien starszych, dawnieyszych, godnieyszych odemrtie bynay- mniey mi nie zazdrości; ani przycinków, ani przytyków żadnych, iak to bywało z początku, owszem grzecznieysze dla mnie iak nigdy. Chwa­

lą mnie, całuią, mówią że Xiężna Pani ma gust

■wyśmienity kiedy mnie polubiła. Kiedym to onegday Wuiaszkowi mówiła: „Fiu, fiu! zawo-

„łał zdeymuiąc czapkę i kłaniaiąc mi się, Jmość

„Panna Rzeczycka nie żartem w faworach, iuż

„iey się łaszą!”— „Gdziesz tam? powiedziałam mu, a mnie biedney dziewczynie o cóż by sig kto miał łasić?” — „ O niewiniątko! zawołał

„raz ieszcze, to ty nieboźe myślisz że one się

„tak w tobie raptem rozmiłowały? nie kochane-

„czko, boią sig żebyś im u Xigźney Pani nie-

(15)

219

due (Baudouin) żywy Anioł z Nieba; przyszło mu na myśl, gdyż ma serce niezmiernie dob-e, żeby dla biednych dzieci Dom- wystawić, taki iak Święty Wincenty Paolo wystawił w Pary­

żu; bo zapewne nie wiesz ia k iia nie wiedzia­

łam, że we wszystkich wielkich Miastach są tacy nielitościwi Rodzice, którzy dzieci wł?sne topią, zabiiaią, dla tego iedynie że ich chować nie ehcą, albo też nie maią za co. —• Ale ten Xiądz Bodue był nbogi, nic niemiał prócz ser­

ca swego; zaczął więc chodzić po domach Pa­

l i ó w , Kupców, Rzemieślników, wszędzie pro­

sił żeby mu dawali pieniędzy na dom dla sie­

rot. Chodził tak długo, wiele obelg poniósł, złorzeczeń, śmiechu, ale nie zraził sięniczem, i przy Boskiey pomocy tyle uzbierał pieniędzy, że iuź założyć- ten Dom może. Właśnie one- gday Królewiczowie Xawery i Karol Imieniem Króla, pierwszy kamień zakładali; Królowa przy- iechać nie mogła bo słaba, ale nie poymuię iak Król ścierpiał, żeby przy tem nie bydz', To był prześliczny widok; Biskup Smoleński Hilzen ceremonią odprawił; nazieźdźało się mnó­

stwo Panów, a pospólstwa było iak maku. Dom

ten będzie stał w gołem polu, za Kościołem

Świętego Krzyża, trochę w bok, widziałam ry-

(16)

213

wię doniesienie, źe We Lwowie wyszła xiąźk pod tytułem: R a d y mądrości, albo zbiór ma xym Salomonowych. Po francuzku była ta xią źka napisana, ale przełożyła iąoyczystym ię zykiem wielka Xiąźęcego rodu Dama, któri iuź nie iedną taką pracą nas żbogaciła. Zało żyłabym się że to siostra Taida, bo ona zawszi w swoiey celi czyta i pisze. Żebyś wiedziała mo ia Urszulku, iakem zobaczyła w Polskim Kurye^

rze wiadomość ze Lwowa, ucieszyłam się nie^

zmiernie, bo mi się zdawało źe tam i o Matce co znaydę, ale nie; Gazeciarz chociaż wsżystkd wie, nie mówił nic przecie w tym Numerze c Panien Dominikanek Klasztorze. Jest i drugi Gazeta: TJprzywileiowane wiadomości ^.cudzych hraiów tegoż samego; i tę Xiężnie Pani czytam:

ale mnie Kuryer nierównie więcey bawi, ba on tylko o Polsce pisze, a mnie daleko bardziey obchodzi co się w moim kraiu dzieie, iak tć co tam gdzieś za granicą, i Xiężna Pani tak samo mówi. — Daleko częściey teraz wyle- źdźam z domu, bardzo często ciekawe rzeczy widzę, i tak, wczora byłam świadkiem przęśli- cznego obrządku. — Trzeba ci wiedzieć, ko­

chana Urszulku, że tu w Warszawie od lat iuź

kilkunastu iest Xiądz Francuz, nazywa się Bo-

(17)

22 1

chyba z radości oszaleie. Bo moia droga, mu­

sie to bydź wielkie szczęście własnem stara­

niem i zabiegami szczęście bliz'nich zapewnić;

taki człowiek doskonale pokazuie, żeśtpy na o- braz i podobieństwo Boże stworzeni. Nasi Xięztwo nie mało się przyczynili do tego za­

kładu; iaki ten cały ród Xiążąt Czartoryskich dobroczynny, to nie do wypowiedzenia; wszak ci to Szpital Świętego. Kocha, który tu iest w Warszawie naprzeciwko Świętego Krzyża, gdzie wielu chorych wszelką ma wygodę, Matka na­

szego Xięcia Woiewody własnym kosztem za­

łożyła. O! Xięźna Pani uszczęśliwiona, że przy­

chodzi do skutku zamiar Xiędza Bodue. W ła­

śnie wczora gdym ięy Kuryera czytała, wszedł Xiąźe Woiewoda, i rozmawiała z nim o tern:

„Szkoda iednak, powiedziała, że nie iaki Po-

„lak ten Dom założył, nie tak miło brzmią

„te Francnzkie imiona.” — „Moia Panno! rzekł

„na to Xiąże, wszystkoć to iedno; kto zrobił

„to zrobił, byle ludzkość na tem skorzystała.”

Byway zdrowa, moia Urszulko; radabym żeby ten list ptakiem poleciał i doszedł cię iak nay- prędzey; Matka iuż wiedzieć o moiem szczę­

ściu musi; ach! iak ona cieszyć się będzie, że

Tom II. N er X I. *5

(18)

2 2 0

sunek iego; będzie obszerny, wygodny, w czwo- rogran zabudow any, w środku K ościół, od u- licy koło do wkładania weń m ałych d zieci, a na facyacie ten napis z Psalmów D aw ida: ć?y- ciec m óy i M a tk a m oia opuścili m nie, Pan Bóg z a ś p r z y ią ł m niel Z w ać'będą ten D om D z ie ­ ciątko J e z u s bo i Chrystus Pan nasz, także b y ł dzieciątkiem i ubożuchnym na ziemi. Sza­

re Siostry doglądać tych dzieci będą, a ieśli starczy funduszów , maią tam bydz' pózńiey i chorzy i w aryaci, i wszelkiego rodzaiu nieszczę­

śliwi. O dayźe Panie Boże! żeby te dochody zwiększały się dobroczynnością Panów i Kró­

lów P olskich, żeby ten cały zakład utrzym y­

w ał się sumieniem i dobrym rządem Przełożo­

nych ! Bo iakieź to dobrodzieystwo ochronić Rodzicom tak szkaradney zbrodni, a niewinne­

m u dziecku ocalić życie, i dać biedney • siero­

cie sposób utrzym ania się; bo tam dziewczęta r o b ó t, a chłopców rzem iosł uczyć maią. Że­

byś ty była w idziała, złota U rszulku, tego Xię- dza Bodue onegday, iaki on był szczęśliwy! zda­

wało się po iego tw arzy że iuź iest w Niebie,- Boga i Aniołów widzi. Jak on kiedy ten Dom wystawiony zobaczy, i w nim sierot kilkadzie­

siąt iego staraniem źyiących i szczęśliwych, to

chy-

(19)

223

ale wielkiego człowieka nigdy. Skłoniłam się więc Xięźnie Pani i spytałam iey się: „Czy mi pozwoli zostać w pokoiu* iak ten Wielki Czło­

wiek przyidzie?”— „I owszem, powiedziała ta kochana P an i, zostań! Pan Bóg ci dał wcale do-

„brą główkę, możesz skorzystać z iego rozmo-

„w y.” Pocałowałam ią w kolana za to pozwo­

lenie,- a ośmielona iey łaskawością, poważyłam się zapytać iak się ten wielki Człowiek nazy­

wa?—„Stanisław Konarski, odpowiedziała łaska-

„wie, iest to Xiądz Piiar, wielki człowiek, gdyż

„pomimo naywiększych przeszkód, wiele bar-

„dzo dobrego zrobił*Kraiowi, i chce ieszcze zro­

b i ć ! ” Tu Xięźna Pani zaczęła w-yliczać to wszy­

stko; a ia ci to opiszę, iak potrafię i spamiętam.

Naprzód, trzeba ci powiedzieć rzecz bardzo smutną, którey ia się bynaymniey nie domyśla­

łam, i która cię także pewno zmartwi; nie dobr2e z naszą Polską się dziele / iuż oddtwna nachyla się ku upadkowi; niema porządnego woyska, dłu­

gim pokoiem gnuśnieią Polacy, Panowie zbyt- kuią, drobna szlachta w ubóstwie, chłopi iak bydlęta w nędzy i uciemiężeniu, młodzież cho­

wa się iak sama chce bez karności, bez porząd­

ku , niema zgody w Narodzie, niema rządu;

Król bezwładny, choćby chciał, nic dobrego zro-

15*

(20)

2 2 2

i Xiężna Pani się dowiedziała o umiejętności iey Elźbielki,

LIST PIĘTNASTY.

Z Warszawy 12 Sierpnia 175$ r.

we W torek.

Bóg widzi, kochana U rszulku, źe ieszcze a- ni razu nie brałam się z taką skw apliwością do pióra iak dzisiay; co ia ci teź mam rzeczy napisać a i a kich m ądrych! czego ia przez ie- den dzisieyszy poranek się dowiedziałam, nau­

czyłam, to podobno więcey niśli przez całe ży­

cie? Kogo ia widziałam ? Kogo ia poznałam ? Widziałaś ty kiedy Wielkiego Człowieka? pe­

w no nigdy; a no! ia widziałam dziś rano.— Ja­

kem tylko przyszła według zwyczaiu do Xię- źney Pani, natychmiast mi powiedziała: „ P o ­ s p i e s z się z czytaniem , moia dzieweczko, bo

„ w n e t ma tu przyiśc Człowiek, którego ia u-

„w ielbiam , którego wszyscy Polacy uwielbiać-

„b y pow inni, praw dziw ie w ielki Człowiek.”—

W ielki człowiek! pom yślałam w duchu, Jakżem

go ciekawa! W idziałam iuż wielkich Panów ,

widziałam kobiety piszące X iąźki, widziałam

Cnotliwego Xiędza, widziałam Króla, K rólow ę,

(21)

225

ta, ciągle pracuie nad zwalczeniem tey poczwa­

ry , spodziewa się tego dokazać czy późniey czy prędzey, i w te'y nadziei nic mu przykrem nie iest. Ale nie tu koniec szacownych Dzieł iego, posłuchay, u k wiele zrobił Xiądz Konar­

ski, dla lepszego wychowania młodzieży, dla pod­

niesienia ięzyka polskiego, za co serdecznie go kocham. On urodził się 1700 roku, iuź ma teraz lat 54. Do 5os° roku życia swego, lubiący na­

uki, Xiądz, umieiąc dobrze po łacinie, pisał tak iak prawie wszyscy dziś piszą, co to pol­

szczyzna łaciną nastrzępiona. Ale wysłany do Włoch przez Zgromadzenie Piiarów, w tym kraiu gdzie wieJu ma bydź Uczonych, iak gdy­

by przeyrzał. Wrócił do Polski innym czło­

wiekiem, i w roku 1741- wydał Dzieło o po­

prawie wad wymowy, po łacinie, żeby od mą- drych czytane było. Ta iego Xiąźka wiele na­

robiła hałasu, wielu nieprzyiaciół, ale on nie- zważaiąc na nic, wydał drugą o sztuce dobrze myślenia, i zupełną wypowiedział woynę tera- znieyszemu sposobowi pisania, który się maka­

ronizmem zowie. Nie dosyć na tem, zostawszy

Naczelnikiem Zgromadzenia Piiarów , urządził

iak nayrozsądniey ich szkoły; bo iak ci wiado-

(22)

224

bić nie może; każdy gada o wolności, obstaie za nią, każdy chce bydz Fanem i iest nim, bo robi co mu się podoba; a bardzo ma bydź źle Kraiowi gdzie każdy iest Fanem; bo niewiem iakim się to sposobem dzieie, ale tam każdy iest niewolnikiem. Seymy lubo częste nic złe*

mu nie zaradzaią, gdyż taki osobliwy wkradł się do nieb obyczay, żeby co naylepszego ura­

dzili, iak ieden Poseł powie: N ie pozwalam*.

tak wszystko za- nic. Boday był nie żył ten Po­

seł’ Siciński który go pierwszy wprowadził; iuż to sto dwa lat temu, za Jana Kazimierza. Cho- cem dziewczyna młoda i nie uczona, przecież sama widzę iakiem to, głupstwem, iaką prze­

szkodą do wszystkiego iest ten przywiley L i ­ berum weto zwany; niektórzy Polacy osobliwie Xiążęta Czartoryscy, widzą to oddawna z bole­

ścią, ale cała Szlachta dała by się zabić za ten przywiley, nikt więc nie śmiał odzywać sig głośno przeciw niemu; pierwszy Xiądz Konar­

ski miał tę odwagę; nie będąc ani bogatym, ani zamożnym, pierwszy się naraził dla prawdzi­

wego dobra Polaków na ich nienawiść i zem­

stę; napisał całą Xięgę przeciwko Liberum we­

to ’, Szlachta sromotnie gniewa śię na niego, pa­

li na Seymikach to Pismo'; ale on się nie zra-

(23)

— 227 —•

dzieła przyłożył. „Panie Adamie! powiedział

„do niego, zazdroszczę Ci tego młodego wieku,

„ieszcze tyle lat możesz służyć miłey Oyczy-

„źnie, tyle dobrego zrobić rodakom; ia iuź z

„pola schodzę, i niewiem czy owoc prac moich

„zobaczę... Ale rośnie młódź szlachetna, któ'

„ra pomyślne nadzieie wróży, i ufam w Bogu, nie za iey pomocą, ocucony naród polski z le-

„ targu lat kilkudziesiąt, albo odzyska dawną

„świetność, alboliteź ieśli winą Oyców naszych

„gmach tak podkopany, że koniecznie upaść

„musi, runie przynaymniey z chwałą, i szlache­

tn y m uzacni się zgonem.”— Uważasz Urszul- ku, iak mi się udało spamiętać te ostatnie sło­

wa; powiem ci iak się to stało. Powiedziawszy ich Xiądz Konarski się zatrzymał, łzy mu sta­

nęły w oczach i milczał długo. Ja przez ten czas powtórzyłam ie sobie kilka razy po cichu, i spamiętałam co do litery. — Wkrótce zaczął znowu mówić i wyliczał tych młodzieńców w których pokłada nadzieię zwalenia Liberum we­

to , ustalenia porządku, poprawy wychowania, oświecenia narodu. Zapewne wielu z nich prze- pomnę, ale o tych których nazwiska spamięta­

łam, napiszę ci co on mówił. Już to naprzód

wymienił Xięcia Woiewodzica, powiedział mu

(24)

226

ino, Pijarzy i Jezuici trudnią się wychowaniem naypierwszych Paniczów naszych; to iego urzą­

dzenie cztery lata temu sam Papież Benedykt XIV. potwierdził, i iuż teraz wszyscy szano­

wać go muszą. Uczono dawniey w szkołach Według reguł A lw ara ( tego samego co to Oy- ciec tchnąć mi nie kazał) te reguły miały hydz' bardzo trudne; Xiądz Konarski napisał sam Gramatykę Łacińską,’ i teraz według niey się u- czą i daleko iest lepiey. — Otóż tego człowie­

k a, który tyle dobrych rzeczy zrobił, który tak szlachetnie myśli, że nawet o pieniądze nic nie dba i Biskupstwo odmówił, tego człowieka, którego po wszyśtkie wieki wielkim zwać bę­

dą Polacy, ia dziś widziałam, ia dziś poznałam.

Szkoda wielka, kochana U rszulko, żem zaraz pisać nie mogła tego co oni mówili; ( bo pra­

wie razem zXiędzem Konarskim przyszedł Xią- źe Woiewodzic ) długo i żywo rozmawiali, a Xięźna Pani tylko im niekiedy dogadywała. Ja­

ki zapał w mowie tego* człowieka! iak on ko­

cha swóy k ray , iakby chciał ofiarą własnego życia kupić dla Oyczyzny szczęście i wielkość praw dziw ą! iak czuie konieczną potrzebę od­

miany rządu, zaprowadzenia porządku, iak za­

grzewał młodego Xięcia, żeby on się do tego

(25)

flS$

bnrgu, ma mieć nadzwyczayne w naukach i w pięknych sztukach upodobanie; ieśli ten kie- dy zamożnym zostanie, powiedział, Ućzeni bę­

dą się mieli dobrze od niego; wspominał takoż z pochwałą o iednym młodym Piiarze, zowie się Onufry Kopczyński, ma dopiero lat dzie­

więtnaście, a tak iuż wiele łacińskich Pisarzy czytał i nad ięzykiem Polskim tak pracuie, że Xiądz Konarski widzi w nim nowego Oyca mowy oyczystey. Mówił potem o Jezuitach, ci iaka dawnieysi, więcey ieszcze maią od Piiarów zda­

tnych i wiele' obiecuiących subiektów, tak z Xię- źy iako z Uczniów. Między pierwszemi wy­

mienił Xiędza Wyrwicza, który ma bydz tak uczony, iak mało kto na świecie; Xiędza Na- ruszewica, ten do wiersza wielką ma zdatnośćj i w Dzieiaćh świata i Polskich bardzo się za­

głębiać lubi; Xiędza Albertrandego; o tym dłu­

go mówił, bo Xiężna Pani nigdy iesźcze o nim nie słyszała. , Oyciec iego iest Włoch, - i nawet nie Szlachcic, ale on rodził się w Warszawie i ma Polskie i szlachetne uczucia. Pamięć zaś nadzwyczayną, pracowitość niepoiętę, i obięcie niesłychane. Bóg wie iakiemi językami nie mó­

wi, a chociaż tak młody, naywiększe ma upo­

dobanie w starych szpargałach: żeby niewiem

(26)

228 R /

r

W oczy: „Panie Adamie! bardzo młodym iesteś,

„lubisz zabawy płoche, rozryw ki zaymnią c ię ,

„ale znam serce twoie; znam duszę prawdziwie

„polską, w iem że pomimo tego, zawczasu Oy-

„czyżnie użytecznym będziesz, wiele nadużyć

„p o praw isz, w ięcey zrobisz niż ktokolw iek bądź

„dla w ychow ania publicznego, dla nauk, godnym

„się okaźesz Oyca i Stryia, i imię swoie w ser-

„cach Polaków w yryte zostawisz!”— M łody Xią- . że na te słowa rzucił się na szyfę Xiędzu Ko­

narskiem u, dziękuiąc mu że tak dobrze o nim tuszy; m ów ił że to wszystko uczyni; że naprzód, musi by d ź Posłem i Marszałkiem Seym owym , że pod iego laską musi bydź L iberum 'Dęto zniesione, że urządzi sam taką Szkołę dla m ło­

dzieży iakiey ieszcze w Polsce nie było, że bę­

dzie zachęcał nauki, kunszta, będzie wspierał Uczonych, będzie śledził we wszystkich Klasach ludzi zdatnych, będzie sam pisał.— Trzeba by­

ło widzieć radość Xiędza Konarskiego, gdy on tak z zapałem m ó w ił; a Xięźnie Pani iak śię zaiskrzyły oczy; chociaż łzy iak groch na kro­

sna kapały, przecież iaśniały iak dwie świece.—

Xiądz Konarski wspom inał potem o młodych Po­

niatowskich, o Synach Siostry Xięcia Pana; ie-

den z nich Stanisław,' k tó ry teraz iest w Peters-

(27)

251

drą? ale nie; niechcę, bo Oyciec by się na tam­

tym świecie gniewał; a wreszcie lakżebym mo­

gła pisać po łacinie i o prawie, kiedy ani tego ani tego nie rozumiem?

LIST SZESNASTY.

Z W arszaw y 19 Sierpnia 1754 w e W to rek .

Teraz chętnie i co tydzień, pisałabym do ciebie, kochana Urszulku, bo mam o czem; co- dzień siedząc parę godzin u Xięźney Pani, czy- tuiąc iey różne Xięgi i Pisma, widuiąc znako­

mite osoby, dowiaduię się bardzo wielu rzeczy;

a do tego stopnia iestetn w łaskach, żem z Xię- żną Panią w karecie iechała. Ach iak też by.

łam szczęśliwa! ale cały czas żal mi iednak by­

ło że mnie ani Matka ani Ciotka,' ani Anulka, ani ty widzieć nie możesz. Wuiaszek tylko a moich mnie widział, i cieszył się serdecznie.

Byliśmy w Bibliotece Załuskich; Xieźna Pani po­

wiedziała wyieżdżaiąc; „Elżbietko! lubisz Xiąż-

ki, iedź ze mną, napatrzysz się ich do woli.’1

O prawda! co Xiążek w tey Bibliotece! aż w

głowie się przewraca; ma bydź do dwóchkroć

(28)

ego

■iak b y ł zamazany rękopism, n ik t go nie prze­

czyta , Xiądz A lbertrandy od ra z u , iak gdyby drukow ane. M iędzy Uczniami zaś maią Jezui­

ci kilku niepospolitych, Ignacego Krasickiego na przykład; on uczy się we Lw owie, wielkie­

go iest rodu, i ma mieć dowcip i zdatność do wiersza rzadką. „ Ręczę, źe ten będzie nad w sz y

„stkjch naszych Pisarzy sławny!’’ mówił o nim Xiądz Konarski. Osobliwszy ma mieć także dar ten Krasicki spostrzegania śmieszności i wyszy­

dzania ich zręcznie. „A takiego nam też właśnie

„ dowcipu potrzeba (m ó w ił ieszcze) bo mamy

„w iele śmieszności.” Drugi znow u także we Lw ow ie Grzegorz Piramowicz, rokiem od Kra­

sickiego młodszy; ten rozsądkiem i dobrem po­

stępowaniem nad wszystkiemi celuie, i do nauk w ielk ą także okazuie skłonność; przywdzieie niedługo. Sukienkę, i Xiądz Konarski bardzo się z tego, cieszy, powiada źe to będzie w zór Xię- źy.— No! m oia U rszulku, czym ci nie siła m ą­

drych rzeczy nagadała? Co ty mówisz na te dziw y które się z tw o ią E lźbietką dzieią? Mia­

łam ci ia m ądrego Pra pra Kziada.. Andrzey Rzeczycki zdaie mi się w r585 roku, wydał w Krakowie Xiążkę praw ną, bardzo piękną łaci­

n ą napisaną; może więc i ia zostanę kiedy mą-

(29)

235

Xiężna Pani mówiła z wielkim szacunkiem o tych Załuskich, oni niezmierną liczbę Xiąg Polskich od zupełnego zatracenia wyratowali;

a potem wiele bardzo dzieł które dotąd pisane tylką* były, oni drukować pozwalaią; tym dru­

kiem trudni się nieiaki Pan Mitzler, i prawie w kaźdey Gazecie iest doniesienie o nowey ia- kiey Xiąźce.— Gazety mnie zawsze bardzo ba­

wią, przyiemnie iest wyczytać drukowane te nowinki, które się pierwey słyszy, a przytem wiele innych. Seym będziejuiezawodnie. Bar­

dzo mi się podobał Uniwersał Króla, czyli Ode­

zwa iego do wszystkich swoich poddanych,

„ Składa On Seym walny zwyczayny na’dzień 30

„Września i754r. zaprasza wszystkich Posłów do

„wspólnego i szczerego nad szczęściem Oyczyzny

„pracowania; powiada, że cokolwiek dobrze źy-

„czący Synowie wynaydą do uszczęśliwienia Ma-

„tki sposobów, on do wszystkiego się skłoni,

„bo w tey okazyi bierze na siebie kochaiącego

„Oyca postać. -. Pragnie żeby ten Seym nie był

„zerwany iak przeszły, który wstydliwą zosta-

„w ił pamięć, ale żeby stał się szczęścia począt-

„kiem, i żeby urodzeni Posłowie, wybór Na-

„rodu Polskiego, użyli mocy wolnego głosu na

„ożywienie, a nie na zabicie Oyczyzny!” Prą-

(30)

— 232 —

sto tysięcy Dziel, a samych Polskich 20,000.

Trzebahy żyć ze trzysta lat żeby to wszystko przeczytać. A iak tam pięknie! iakie są figu­

ry kamienne! wszystkich Królów Polskich wi­

działam popiersia. Moia Urszulku, iam bar­

dzo temu rada że mnie Pan Bóg Polką stwo- rzył, bo .wielu iest cnotliwych Polaków, i wszy­ • stko dla miłey Oyczyzny poświęcić gotowych.

Wystaw sobie, że te wszystkie Xiąźki dway bracia zebrali; zowią sig Załuscy; ieden z nich Józef iest Biskupem Kiiowskim, zbierali ie z wiel­

ką pracą, z wielkim kosztem i w Kraiu i za granicą. Biskup wszystkie pieniądze iakie tyl­

ko miał na ten cel obracał, i nie raz na wie- czerzę ziadł tylko kawałek sera i chleba, a za to coby miał iaki przysmak sobie kupić, wołał Xiąźkę albo rękopism nabyć. O poczciwi! niech ich Bóg błogosławi. Już iedynaście lat temu iak ta Biblioteka została otworzoną dla całey Publiczności, kto chce może iść do niey i czy­

tać co mu się podoba, mówią że nie iest ieszcze zupełnie dobrze ułożona, ale 'Biskup Kiiowski właśnie się stara o człowieka zdatnego do iey ułożenia, i podobno • że Xiądz. Albertrandy bę­

dzie do tego użyty. Kiedy lubi stare rękopi-

sma, to się tam nasyci, bo widziałam ich stosy.

(31)

fl35 —1

z obcych kraiow, a wiesz dla czego? bo w nie­

których Kobiety panuią. W Austryi Marya Teressa z mężem wprawdzie, ale iakoś więcey o niey mówią; na tronie zaś Francuzkim zasia­

da Polka; choć nie ona rządzi, przecież wiado*

mości z Paryża nayciekawsze są dla mnie; bo zawsze myślę że się czegoś o Maryi Leszczyń- skiey dowiem? Rzadko iednak Gazeciarz o niey wspomina, częściey Panowie Polscy przybywa­

jący z obcych Kraiów o niey mówią. Ma to bydź rzadkiey cnoty i pobożności Pani, a nie bardzo szczęśliwa; mąż ie'y Ludwik XV. nie kocha iey, a Pan Bóg zabiera iey dzieci; dwa lata temu straciła córkę Henrykę 2Zj.ro letnią;

teraz mówią że Delfin Syn iey ukochany, a mąż córki naszego Królestwa słaby, i iakby ga­

śnie pomału. Stanisław Leszczyński iey Oyciec były nasz Król, siedzi sobie spokoynie w Lu- newilu. Polacy się na nim nie poznali, a Lota- ryńczycy których iest Xięciem, uwielbiaią go iak iakie Bóstwo; i Marya Leszczyńska i on wca­

le nie zapomnieli o Polsce; niezmiernie Pola- kom radzi, iak na ich dwór zawitaią, KróhSwa pisuie tu do swoich Krewnych po polsku, i tak by rada światło rozkrzewić w Polsce, że nieda­

wno Xięźom Misyonarzom tuteyszym przysłfe-

(32)

2 34

wda Urszulku, źe to bardzo pięknie? i wcałey Odezwie, niema i słowa Łaciny, aź miło! wi­

dać źe napomnienia Xiędza Konarskiego skutku- ią. Mówią źe wielu Posłów na ten Seym zu­

pełnie Polskie będą miewać mowy, day Boże!

alboż to każdy po łacinie umie? Na tego Ga­

zeciarza to mnie czasem złości biorą; zwyczay- nie w nayciekawszem mieyscu słowo łacińskie wsadzi, i wiedzieć nie można co pisze. Na przykład bardzo często są takie kawałki: »Ja­

śnie Wielmożna ta a ta Pani, tego rodu, tych cnot f atis cessit albo desiit vivere\ Jaśnie Wiel­

możny ten i ten Pan superveneruńt, albo per- r6xit. Trzeba bydź Prorokiem, lub też umieć po łacinie, żeby wiedzieć co to znaczy. Ale co uważałam szczególniey w Kuryerze Polskim?

pełny iest szafunku łask Króla; naywięcey ta­

kich znaydziesz Artykułów.” „Jaśnie Wielmo-

„żny ten i ten, otrzymawszy od Króla Jego-

„ mości, to Starostwo, ten urząd, tę godność,

„wyiechał z Imościąswoią do Dóbr tych i tych.”

Jak się ci Panowie nie wstydzą tak brać a brać, kiedy iuź tyle maią. Już teraz się nie dziwię źe Szlachta uboga a chłopi w nędzy; Panowie wszystko zabieraią, cóż im się ma zostać niebo­

żętom?.— Zaczynaią mnie bawić i wiadomości

(33)

— 237 —

stkiem niewiedząc, Bogu duszę byłam winna; a przecież zapomnieć tego wszystkiego bym iuż nie cbciała, bo mi się wydaie, że dwa razy ty.

le warta iestem teraz.— Byway zdrowa.

f D alszy ciąg nastąpij

■ i

r n i m i i

o w

II.

P O W I E Ś C I .

J e d y n a k .

Maiętny kupiec, liczney rodziny Oyciec, w przy, tomności dzieci swoich zwykł był odmawiać po.

ranne i wieczorne modlitwy, i zawsze temi sło.

■wy ie kończył: „Boże! dziękuię Ci za wszystkie

„dobra których mi użyczasz, a więcey leszcze

„za nieszczęścia, których z ręki Twoiey dozna­

niem!” Długo dzieci oboiętnie tych dziękczynień słuchały, ale nareszcie iednego razu naystarszy syn zapytał się: „Móy Tato! dla czego dzię-

„kuiesz Bogu ża nieszczęścia ? mnie się zdaie

„że one nie są dobrodzieystwem.” Mylisz się, kochane dziecie, odpowiedział mu Oyciec, nie­

szczęścia są nieoszacowanem dobrem, kiedy kto z nich korzystać umie. Masz iuż lat dwana­

ście, rozum twóy zdolny iest do obięcia wielu

Tom II. N er X I , 16

(34)

---- 236 —

ła w podarunku bardzo wiele Xiąg o wysokich N aukach i narzędzia do tych Nauk. Takiż sam dar spotkał Jezuitów w Poznaniu. Bardzo ią ko ch am , gdybym kiedy K rólową została, taką byłabym iak ona.— Od czasu ostatniego mego listu, widziałam raz Xiędza Konarskiego, mówił wiele i pięknie, iaka szkoda źe ty choć portre­

tu iego mieć nie możesz, a tw arz iego bardzo m iła i o tw a rta ; coraz więcey go uwielbiam i k o c h a m ; ale prawda źe wielu ma nieprzyia- ciół, sam Wuiaszek móy nie bardzo mu sprzy­

ja ; włas'nie wczora kiedym mu powtarzała ie­

go słowa,, on powiedział: „Xiądz przem ądrzał,

„ i nie wie sam co baie! lepieyby patrzył Bre-

„ wiar za. Nasi Oycowie, k tórzy trochę więcey

„m ieli od niego oleiu w głowie, zawsze mawia-

„li: Polska bezrządem stoi\— Kto ma słaby u-

„m ysł, kto chce koniecznie słuchać, i iak by do

„tego się urodził, ten naszey wolności przyga-

„ n ia ; a to L ib eru m veto które on by chciał

„ z w a lić , to kleynot szlachectwa, naydroźsze

„oczko nasze, i chyba Xiądz nie Szlachcic, kie-

„ a / takiego przyw ileiu chce Szlachtę pozba-

„wić.” Moia U rszulku, kom u tu wierzyć? pra­

wdziwie aż się w głowie przewraca; byłam da­

leko sobie swobodnieysza, kiedy o tem wszy-

stkiem

(35)

239

za dziecko będące na łasce, a przytem nieżno*

sny i nieutełuźny, wszyscy mną popychali, wszy*

scy mnie łaiali, a iam płakał od rana do wie­

czora , i miałem siebie 'za nayniesżczęśliwszą i*

stotę wswiecie; rok upłynął we łzach i utra­

pieniu, ale iuż niedola, podległość, ubóstwo skarciły znacznie moię hardość, iużem był le­

pszy, posłusznieyszy^; iednak nie brałem się ie- szcze ani do pracy, ani do nauki; i Stryy iuż o oddaleniu mnie z domu swego przebąkiwać zaczął, kiedy mnie wzięła raz na bok żona ie- go, „Móy Ludwisiu, powiedziała m i, zasta*

„nowźe się i zmiłuy się sam nad sobą! cóż to

„zciebie będzie, iak tak zawsze nieukiem i pró­

żniakiem będziesz? Pókiś był bogatym, to

„niedbalstwo, ta gnuśność, lubo zawsze nagan-

„ne i pogardy godne, iako tako uchodziły, ale

„dziś nic niemasz, prócz rąk i głowy; ieśli i

„pracą i nauką wzgardzisz z młodu, w wieku

„późnieyszyin nie będziesz miał kawałka chle-

„ba, ludzie tobą wzgardzą, Bóg cię opuści i

„umrzesz gdzie znędzy!” Te słowa dobrey Stry- ienki zrobiły silne wrażenie na umyśle iuż ro­

kiem nieszczęścia przysposobionym; wziąłem się więc do zupełnćy całego siebie odmiany, Stryy móy był kupcem; takem mu zaczął gorliwie

16*

(36)

X58 —

rzeczy, posłuchay więc historyi mego życia, a dowiesz się iak iest słpszne codzienne dziękczy­

nienie moie.— Rodziców miałem bardzo maię- tnych, i byłem ich iedynakiem. . Niema przy­

smaków, wygód, pieszczot, któremibym od ko­

lebki nie był obsypany; czegom tylko zapra­

gnął dawano mi natychmiast, miałem wolność czynienia co mi się żywnie podobało; a gdy mi czego odmówić chciano, lub też Metrowie do nauki mnie zapędzali, iednem słowem, to iest zagrożeniem: Będę chorowali uwalniałem się od wszelkiego oporu i przytńusu. Tak się ze mną działo , do lat iedynastu; byłem co'się zowie dzieckiem nieęnośnem; mazgay, naprzy­

krzony, uparty, nieuk, przy dobre'm sercu i do­

syć znaczney zdatności, ani wiem coby ze mnie b y ło , gdyby Bóg w miłosierdziu Swoiem nie­

szczęścia nie był mi zesłał. Skutkiem rozli­

cznych okoliczności, wiedney prawie chwili Rodzice moi stracili cały swóy maiątek; zmu­

szeni iez'dzić tu i owdzie za interesami, oddali mnie do dalekiego Stryia. Był to człowiek wcale nie bogaty, dorabiał się dopiero mają­

tk u , bardzo poczciwy i rozsądny, ale ostry i surowy. Jakieyźe odmiany w iego domu po ro­

dzicielskim .doznałem? Uważany za sierotę, i

(37)

239

za dziecko będące ria łasce, a przytem tiiezno*

sny i niettółuźny, wszyscy mną popychali, wszy­

scy mnie łaiali, a iam płakał od rana do wie­

czora, i miałem siebie'za naynieszczęśliwszą i- stotę wświecie; rok upłynął we łzach i utra­

pieniu, ale iuź niedola, podległość, ubóstwo skarciły znacznie moię hardość, iuźem był le­

pszy, posłusznieyszy-1; iednak nie brałem się ie- szcze ani do pracy, ani do nauki; i Stryy iuź o oddaleniu mnie z domu swego przebąkiwać zaczął, kiedy mnie wzięła raz na bok żona ie- go. „Móy Ludwisiu, powiedziała m i, zasta*

,jnówźe się i zmiłuy się sam nad sobą! cóź to

„zciebie będzie, iak tak zawsze nieukiem i pró­

żniakiem będziesz? Pókiś był bogatym, to

„niedbalstwo, ta gnuśność, lubo zawsze nagan-

„ne i pogardy godne, iako tako uchodziły, ale

„dziś nic niemasz, prócz rąk i głowy; ieśli i

„pracą i nauką wzgardzisz z młodu, w wieku

„późnieyszym nie będziesz miał kawałka chle-

„ba, ludzie tobą wzgardzą, Bóg cię opuści i

„umrzesz gdzie znędzy!” Te słowa dobrey Stry- ienki zrobiły silne wrażenie na umyśle iuż ro­

kiem nieszczęścia przysposobionym; wziąłem się więc do zupełnćy całego siebie odmiany, Stryy móy był kupcem; takem mu zaczął gorliwie

16*

(38)

&4o

w sklepie służyć, pomagać, pilnować, takem się starał pięknie i porządnie pisać, doskonale po- iąć rachunki, że w krótkim czasie prawdziwą pomocą mu się stałem; zćhłopca wyszedłem na czeladnika, a po dziesięciu leciećh wierney i gorliwey służby, wspólnikiem mnie swoim u- czynił, i pozwolił własną córkę poiąć za żo­

nę. Niedługo potem umarł, żona iego wkrót­

ce po nim wstąpiła do grobu; wtedy Oyca mego sprowadziłem do siebie, Matka iuź od kilku lat nie żyła; strawił Oyciec w domu mo­

im ostatnie swe lata, osłodziłem mu ich stara­

niem. Dziś iestem bogatym, umiem używać maiątku, i dzielić się z nim , bom sam był w niedostatku; umiem kierować wychowaniem dzieci moich., bom doznał skutków złego pro­

wadzenia dziatek, dnie moie płyną swobodnie

i mile w uźyteczney pracy, a wszystko to wi-

nienem nieszczęściu! Jakżeż niemam codziennie

dziękować za nie Bogu?”

(39)

24-1 U L

ANEKDOTY PRA W D ZIW E o D ZIE­

CIACH.

K lemensia .

Klemensię Ł. Nauczyciel braci zaczął uczyć rachunków, i po kilku lekcyach, bądź przez zapomnienie, bądź dla inney iakiey przyczyny, zaprzestał. Klemensia długo nic nie mówiła, na­

reszcie raz robiąc pończoszkę przy starszey Siostrze swoiey, tak iey powiedziała: „MoiaĄ- nielko, wszak prawda źe ia iuż zupełnie u- miem rachunki, bo Pan L. uczył mnie i prze­

stał?” —■-

U c n w r c o N E SŁÓWKO.

Pani T. napominaiąc czteroletnią córkę że­

by ochraniała sukienek i trzewików, popierała napomnienie swoie temi słowy: „Wiesz, moia

„M aryniu, że mało mamy pieniędzy, źeśmy

„nie żadne Panie, tylko chude pachołki.”— Ma­

ma się m yli, przerwała tu dziewczynka, my

wcale nie chude, my tłuste pachołki.”— A wsa-

(40)

---2/(.2 •—

mey rzeczy i Matce i córce może na pienią­

dzach zbywało, ale na czerstwości i tuszy by*

naymniey.—■

IV.

WTJĄTKI SŁUŻĄCE DO UKSZTAŁCENIA SERCA I STYLU.

O powinnościach U czniów w zględem N a ­

uczycieli .

Jakiś dawny Filozof wszystkie powinności Ucznia względem Nauczyciela zamknął w tych krótkich Wyrazach! Niech go miłuie! Ja zupeł­

nie tegoż zdania iest&m, bo któż nie wie źe dłu­

gi serca iedno tylko serce wypłacie potrafi, a iakiź dług wyrazniey na sercu zapisanym bydź powinien od tego, który każdy Miody zaciąga Względem Nauczycieli swoich. Cóżby bez nich po­

czął? coby umiał? Na cóżby mu się przyda­

ły naywiększe bogactwa, nayrzadsze zdolności?

N ikt moralnego .światła nie kupi, a zdolności nayrzadsze potrzebuią uprawy. Nasz Orłowski rysował węgłem po ścianie, i na tey błahey j- graszcę byłby zm arniał talen t iego, gdyby do­

broczynna ręka nie była mń' dała Nauczycieli.

(41)

— <43* —

Cóż iest ćlziecie zostawione-samemu sobie obok tego, którego -światły Mistrz prowadzi ? to Czem ziemia odłogiem leżąca obok starannie upra- wney. Ale ta uprawa iakźe wiele pracy ko- sztuie? i iakążby to było zbrodnią, niewdzię­

cznością ią odpłacać! Kiedyś nieczułą ziemia tak hoynie odpowiada zabiegom rolnika, i rzuco­

ne w nią ziarno obfity mu plon niesie, mogłoż- by tkliwe dziecfe same osty i ciernie poda­

wać tey ręce, która go hoduie i strzeże? A ta pamięć, która chowa tyle słówobcychięzy- ków , tyle wypadków historycznych, tyle roz­

licznych wiadomości, iniałaźby tylko wdzię­

czności mieysca odmówić? Ach nie! niemogę o wszystkich dzieciach tak złego przypuścić mniemania; wiem, że każde z nich, ieśli tylko cokolwiek tkliwe ma serce, Nauczycielom swo­

im iest wdzięczne, ocenić umie zabiegi ich i prace, czy ich ma w osobie Rodziców czy w ob­

cych?—Ale chcąc tę wdzięczność tak słuszną i tak konieczną okazać i przekonać o niey, wiecie, lube dzieci, co wam czynić wypada? Oto mi­

łować z duszy i z serca Nauczycieli waszych.

D ziś, ich nauki, rady i napomnienia zdaią się wam może nudne, zbyteczne, surowe; zmie­

nicie zdania, gdy was czas latami i rozsądkiem

(42)

244

zbogaci; -wtedy wspomniawszy na wiek dzie­

cinny, na złe nałogi, którym dobroczynna rę­

ka wkorzeiyć w was się nie dała , na umieiętno- ści których nabycie naytrudniey wam przyszło, błogosławić będziecie tych, na których narzekać macie teraz niekiedy ochotę.

N IE K T Ó R E ZDAN IA i PRZYSŁOWIA GÓRNICKIEGO i FREDRY . ( * )

Za cnotliwe sprawy, sama cnota hoyną iest zapłatą.

Nic nie sprawi kto serca niema.

Jako skałą wiatr nie włada, tak poczciwe­

go człowieka usty, ani trunek, ani gniew, ani żal władać nie ma.

Z iednego błędu wiele ich urośnie.

Słodkość prędko omierznie.

Nasa Polak by iedno kęs z domu wyiechał, wnet nie chce inaczey mówić iedno tym ięzy- kiem gdzie traszkę z mieszkał.

Niema się co podobać, kiedy kto maiąc wła­

sne Polskie słowo r pożycza na iego mieysce z cudzego języka.

(*) Łukasz G ó rn ick i i M ax y m ilian F re d ro , są to d a w n i P is a ­ rze nasi z y ią cy w Siedm nastym w ie k u , k tó ry ch D z ieła zaszczyt L ite ra tu rz e oyczystejr c zy n ią c e , n a n ieszczę­

ście m ało są czytane. —

(43)

245

Nauki—błogosławiony czynią żywot nasz.

Nasz ięzyk Polski rychłoby urósł, gdybyśmy się go rozmiłowali.

Nauka na złe nie radzi.

Męstwo zda się większe kiedy skromność iest przy niem.

Sprośna rzecz chcieć mieć daremną a próżną, gdy iey kto nie zasłużył, sławę.

Każdy wiek człowieczy inne m yśliprzynosi z sobą.

Kto w młodości powściągliwie żyie, ten mie­

wa starość nie zemdlałą.

i Dziatki oddaią dobrodzieystwa wzięte w dzie­

ciństwie rodzicom swoim Starym.

W złe serce Duch Boży nie wchodzi.

Wiele dobrego każdemu roście, kto się pra- ęować zwyczai.— Górnicki. .

Wszystko niechcącemu trudno.

Nie kto siła umie, ale kto co potrzebna, dość mądry.

Bardziey się bóy jednego, kogo urazisz, ni­

żeli się posiłku spodzieway od dziesięciu któ­

rym dobrze uczynisz, bo tamten bardziey my­

śli o zemście niż ci o pomocy.

Miła praca lubo trudna, póki nie daremna.

Spokoyna myśl naylepsze ludzkie szczęście.

(44)

— 246 — ■

Czystemu sumieniu wszystko czysto.

Chcesz bydz tak szczęśliwy, iak ten co nay- więcey ma? nic nie pragniy, iakbyś wszystko miał, kiedy więcey nie potrzebuiesz.

Mieć dosyć nie u Fortuny, ale w naszey iest mocy.

Nie lat ale obyczaiów Sędziwość poważna.

Nie śmierci złych nam potrzeba, ale poprawy.

Żaden ochotniey się nie ofiarnie, iako kto słowo rad łamie.

Mały robak nieznacznie dęba tocząc, w osta­

tku obali; kęs do kęsa dodaiąc, siła się zrobi.

Cudze złe na słońcu, swoie w cieniu stawia­

my radzi.

Dość bogaty, kto w cnotę nie ubogi.

Rozum naypierwsza maiętność.

Ten młody co zdrów; ten bogaty co nie

winien; ten wesół co nie uważa, a Bogiem się

cieszy, — Fredro.

(45)

— 247 —•

K

W IA D O M O Ś C I

M OGĄCE BY D Ź M ATKOM PR ZY D A TN E.

LISTY MATKI O WYCHOWANIU CÓREK SWOICH.

LIST JEDENASTY.

Zabawił mnie twóy List ostatni, kochana Siostro; zdaie mi się źe się cokolwiek obawiasz, czy ia unosząc się zbytecznym do gospodarstwa zapałem, nie zrobię prostaczek z córek moich^

sądzisz przynaymniey źe im za mało czasu te­

raz do Nauki, późniey do czytania zbędzie.

Nie bóy się, będą one dosyć umiały, a gdy przyidzie ezas zamęźcia, ręczę Ci, nie wielu męzczyzn wyższość nad sobą uznaią. •— Ja się nie raz nad tern zastanawiałam, kochana Sio­

stro , iakim się to dzieie sposobem , źe kobie­

ty w porównaniu do męzczyzn tak mało się uczą, tak mało umieią, a przecież zarozumie- nie o sobie nierównie maią większe, w towarzy­

stwie często otrzymuią górę, i tyle iest dziś

(46)

=48

złych małżeństw dla tego iedynie (przynay- mniey iak kobiety mówią): że żony daleko wy- żey wychowane od mężów. ' Zdaie mi się żem choć trochę doszła tey taiemnicy; te wszystkie dziwy odmiennem udzielaniem światła się dzie­

ją. —- Przed męzczyzną od naymłodszego wie­

ku stoi odkryte całe pole Nauk, widzi ich o- grom, widzi że wszystkich ogarnąć nie potra­

fi, zwyczaynie więc iednę tylko obiera sobie, tey się oddaie i poświęca, tamte zna tylko po­

wierzchownie; a widząc ile umieiętności za so­

b ą zostawił, żadną miarą nie może mieć mnie­

mania, iż wszystkie doskonale posiada. -— Ko­

bietom przedstawiają Nauki w daleko mniey.

szym obrębie, i wiele z nich dla tego że umie­

ją wszystko czego ich uczono, myślą iak owa Mysz Krasickiego^ iż wszystkie umieiętności po­

jadły. Kobiety także ■ ( że tak powiem) sam kwiat Nauki zrywaią, męzc2yzni zaś czekaią owocu, dla tego też wiadomości nasze i prę.

dzey dochodzą i często większym blaskiem ia- śnieią, lubo w nich zwykle nic. niema grunto­

wnego. Jakże to często głęboko uczonego męz- czyznę, kobióta płynnie mówiąca, prędka w od­

powiedzi, chociaż niewiele umie, zawstydzi,

przegada, i w towarzystwie nierównie większą

(47)

— 249 —

od niego gra rolę. — Przyczyną zaś dla któ- rey dziś tyle iest złych małżeństw (bo tak wie­

le żon wyźszemi się bydź mienią od mężów swoich) iest ta: że kobiety zupełnie na odmienny użytek światło obracaią. U męzczyzn cała Nauka idzie w głow ę, u kobiet zaś w serce; on się zbo- gaca w wielkie m yśli, w głębokie i potrzebne wiadomości, ona w czułość przesadzoną, w de­

likatność źle zrozumianą, w wykwintne uczucia;

i stąd gdy się zeydą, powstaie nieporozumie­

nie, i owa wyższość w kobiecie, która lubo mniemana,, przecież iest główną do dobrego po­

życia w małżeństwie zawadą. — Chcąę. zape­

wnić córek moich szczęście, wychowanie ich w tym iednym względzie do męzkiógo zbliżę;

będę nad tym pracować, żeby nauka zbogaciła ich rozum , niedotykaiąc się serca; to iest hę-«

dę ie oświecać, ale ich czułości bynaymniey po­

budzać, unosić nie myślę. ' Dla tego grunto­

wnych tylko rzeczy uczyć ich zamyślam, czy­

tać będą bardzo mało, same dobre i pożyteczne Xiążki, romansu żadnego broń Boże! nawet tych które Francuzcy Autorowie dla Dzieci na­

pisali. Takim trybem idąc poymiesz łatwo, że

nie będę ie mogła długo trzymać nad nauką,

bo zmęczyłby się zbytecznie ich um ysł; a iak

Cytaty

Powiązane dokumenty

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi

kunów swoich, gdyż,pomimo powtarzanych ich napomnień, nie chciał Wierszomanii zaniechać. Miał maiątek na wierszach zrobić, a wydawcy Pism peryodycznych niechcą

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do

trzeba , a tych szczęściem bardzo mało; rzadko więc kiedy popisać się ze swemi cnotami mogą, i zawsze ich czułość daleko mniey ma wartości od tey, którą

Już i Basia trochę śmielsza, wstydzi się ieszcze swego pierścionka, kryie go iak może, a każdy go widzi, bo dyamenty iak gwiazdy iaśnieią.. Dziś rano wszyscy

Kiedy przychodzi obierać Króla, urzędnika, przełożonego, szukamy dobrego, poczciwego, sprawiedliwego, a czegóż też w sobie tego nie szukasz, coć się w innych

Ale inaczey się stało, Xiąźe Biskup ze swoią skromnością wiel­.. kim iest Panem, a ia z moim pańskim

W tey szkole przyi- muią różne roboty, i z czasem będzie się mogła sama przez się utrzymywać; dotąd łoży na nią Ta, która duszą iest tych wszystkich