r a m m .
MffljSĘt
a<D^!Eirwisa
D L A D Z I E C I
W Y D A W A N E
P R Z E Z
A U T O R K Ę . PAMIĄTKI PO DOBKEY MATCE.
R O K 5.
T O M I X .
Iak sło d k ie zatru d n ien ie g ię tk i u m y sł w spierać.
W z b u d z a ć ż y w ą do c z y n ó w szlach etn ych o c h o ty I g ru n tow a ć w u m yśle n ieskażon ym cnolę.
0 F E L IŃ SK I.
W W ARSZAW IE,
W DRUKARNI GAŁJŚZOWSKIF.GOPRZTULIClfŹAfilEr X. 472
I 8 2 8 .
r 9 ?»
6 2 / V 9 / Z O - «•
ROZRYWKI DLA DZIECI.
N * X L IX , i St y c z n i a 1828.
/
L
w
83P©
53ii$!nii
2STii<a m&mmw ®-.
W I A D O M O Ś Ć O Ż Y C I U I P IS M A C H XIĘDZA PIOTRA SKARGI.
I^k.iEor o mężu iakim pięknego dowiemy się czynu, poznać go radzi iesteśmy; ieźli źyie, wi
dzieć go chcemy; ieźli iuź uległ prawom śmier
ci, szukamy skwapliwie wiadomości o n im , szukamy go w dziełach iego, ieźli piśmienne zostawił pamiątki. Tego doznałam zwiedziwszy bractwo miłosierdzia w Krakowie; a pełna szczerey chęci poznania zbliska życia i pism Skargi, starałam sig uczynić iey zadosyć, iak tylko mogłam nayrychlęy; owofcem zachodów- moich dzielę się z wami, dzieci lube,, nie w^?
tpiąc, £e wam miłym będzie. Nie wicie oi*
inuie kosztował trudów; iuż dawnemi i tera- źnieyszemi czasy, znakomity ten człowiek i pi
sarz zwrócił uczonych uwagę, i iuź wiele o Skardze pisano; (1) mnie więc zostało tylko dziś, iak zwykle, korzystać z badań i uwag bie- gleyszych od siebie; a z obfitego ich żniwa skro
mny dla was upleść wieniec.
Piotr Skarga pochodził z rodziny szlacheckiey, w Mazowszu osiadłóy; właściwe iey nazwisko było Pawęzcy; ale dziad Piotra, ciężkich krzywd doznaiąc, gdy się często przed Januszem, osta
tnim z Xiażąt mazowieckich, skarżył, te od nie
go raz usłyszał słowa: »Wszystko się uskarżasz, miły Pawęzki, moglibyśmy cię Skargą nazwać.«
Słowa panów ust wiele powtarza; został Pa- węzkiemu Skargi przydomek; a wnuk iego za właściwe aazwisko przyi<jł go chętnie, sądząc
( i j O bacz kazanie Fabiana Birko<vskiego n a pogrzebi®
S k arg i, miano a8 W rze śn ia 16i-j,życiasław nych P o lakówT om I, K . III, r.1788. H erbarz N iesieckiegoT om III, k. 715. Bentkowskiego Historyą L iteraturypolskiey, trótkiry s 'życia S k a rg i p rzez P iekarsk iego , starszego B ractw a m iłosierdzia i8i4; a nadew szystko rozp raw ę X . A loizogo Osińskiego o życiu ip ism ach P iotra S k a r
gi 1 8 1 2 r. w K rzem ieńcu w ydany.
stosownem dla człowieka imię, które u świata nędzę i frasunek znaczy. Oycu Piotra Skargi hyłq Michał; Matka Anną z Swiętkowskich, po
wiła go 1536 roku, na 12 lat , przed śmiercią wielkiego Zygmunta; początkowe nauki brał w Grodku mazowieckim; dziecinne i młodzieńcze Jata strawił w pięknych i pobożnych obycza- iacli. W siedmnastym roku oddany do Akade
mii. krakowskiey, iako do nauk krynicy, napoił się w niey prawdą, mądrością i cnotą; słuchał z uwagą mistrzów i przeymował się ich sło
wami, łączył si§ węzłem przyiaźni z celuiącą po
stępowaniem młodzieżą; nauk iednych, przy
kładu drugich uży waiąc z korzyścią i z serca ro- skoszą. Po dwóch leciech, zgodnym głosem na
uczycieli, odebrał iawne świadectwo postępu w naukach; i w niedługim czasie doktorem filozo
fii został. Szerzyć się zaczęła i za murami Aka
demii dobra sława iego imienia; gdyż chętnie każdy wspomina o młodym, który wcześnie do
•cnoty i pi#cy się biorąc, chlubę i pożytek Oy- czyźnie rokuie. Jędrzey Tęczyński, Woiewoda krakowski, oceniaiąc rzadkie Skargi przymioty, poruczył mu dozór nad synem iedynym, owym Janem z Tęczyna, którego życie świetne tak
*
krotkiem by di miało; (2) z nim poiechał do Wiednia, a chociaż młody, wzbudzał w uczniu szacunek i uszanowanie; bo cnota ma czasem wię
kszą od lat powagę. Ztamtąd wróciwszy, zachęco
ny od Tarła, lwowskiego Arcybiskupa, przychylił się do stanu duchownego, i 1563 r. Poddyakonem został. Obok innych zalet, iaśniała w nim szcze
gólnie iskra prawdziwey wymowy; dar tea dro
gi , nie wielu osób przywiley, godzien iest tro
skliwego pielęgnowania; wymową panować n§d drugiemi można, zagrzewać do cnoty, chęć pię
knych czynów obudzać; mo£ez więc szlache- tnieysza władza spoczywać w umyśle człowie
ka? Arcybiskup Tarło, dostrzegłszy tego daru w Skardze, zapragnął iak nayspieszniey ozdo
bić i wzmocnić takim mówcą napastowany wówczas z tylu stron kościół katolicki; i roz-
Walniaiąc dla niego przyjęte ustawy, udzielił mu w krótkim czasie święceń kapłańskich, i kaznodziei godności.1—Wielkiem iest i iednein z
Ca) W iad o m o każdem u, że Jan z T ę c z y na, W o ie w o d a beł
s k i , w y s ła n y w poselstw ie do S z w e c y i, z y sk a ł tam serce C e c y lii K r ó le w n e y ; a g d y p o w tó rn ie p łyn ą ł do tego k r a iu , chcąc, ią zaślubić, napadnięty od D u ń c z y k ó w , w n iew o lą w ziętym został i w n ie y u - tnarł, r . i56a. Jan K o ch an ow ski i1 Julian N iem ce
w ic z u w ieczu iii tę przygodę w pism ach tw o ic h .
— 6 —
nayrrażnićyszych to powołanie! « ust człowieka poświęconego opowiadaniu słowa Boga, lud chrzećciański prawdy, światła, nauki, wymowy żąda, a z życia iego potwierdzenia tych świętych przepisów wymaga. Rzadko się zdarzy, aby kto podobnie iak Skarga do tak chlubnego zawodu był usposobiony, ażeby spełnił go dokładnie.
Obdarzony od natury płynną wymową, zdro
wym rozsądkiem, pracą rozkrzewił te dary, na
uką siły i wzrostu im dodał; karmił ie węzy*
tuiąc się w pismo święte, i w pełne męzkićy w y
mowy dzieła oyców kościoła i starożytnych pi- sarzów; ięzyk oyczysty poznał z gruntu, i zu
pełnie nową przyodział go pięknością i mocą;
a wykonanie nauk które głosił, wziął na siebie, i to, co usta opowiadały, stwierdzał czyn każdy.
Zaraz po wyświęceniu się na kapłana, otrzymał ea> staraniem wdzięcznego Tęczyńskiego probo
stwo rohatyńskie i kanonią lw o w sk ą b rzm ia ła stolica Rusi czerwoney pochwałami cnót i wymowy młodego, kaznodziei, rozlegał się ich odgłos po całey krainie; i zdarzyło się razu ie:
dnego, \i wezwanym został przez znakomitą niewiastę do upamiętania iey małżonka i całego domu, aby wiary oyców nie odstępowali. Tą
niewiastą była żona Jana z Tarnowa, Kasztela- na woynicldego; na iey wezwanie poiec)iał Skar
ga do Gorliczyna, gdzie Hrabia z dworem prze
mieszkiwał ; w y m o w ą tyle sprawił, i i spełzł wnet w tym domu zapał do odmian i nowości;
a gdy potem w lat kilka kończył swe życie Tar
nowski, chciał koniecznie na'rękach Skargi u- miefać, i kiedy iuź bliskim był zgouu, powiedział do niego te słowa' Dawida: » Wchodzę w dolinę śmierci, lecz nie boię się złego, albowiem ty przy mnie.w Pięć lat podobnie zeszło Skardze, lecz wnet złożył probostwo i kanonią, opuścił Lwów, szersze dla gorliwości swoiey upatrując
pole.
Zaymował wtenczas uczoną Europę i wszy
stkich ludzi myślących, zakon w r. 1534 przez Ignacego Loiolę ustanowipny, w celu obrony wiary i iey rozszerzania, zakon Jezuitów. Szcze
gólny duch iedności panował w tein zgroma
dzeniu; tam'miłość własna, chęć dobra osobi
stego, znikały zupełnie przed sławą i pożytkiem ogółuj każdy Jezuita zapominał czem był, czeiu bydź mógł, a myślał Jedynie o wywyższeniu za
konu. Takim duchem tchnące zgromadzenie wnet zaiaśnieć musiało; w, przeciągu lat trzy
dziestu rozszerzył się tóż ten zakon niepoięcie, i zagarnął ludzi uczonych i zdatnych ze wszy
stkich Europy krain; w r. 1566, Hozyusa Kar
dynał sprowadził go był do Polski, i pierwsze kollegiutn zbudował w Braunsbergu; a głośna wszędzie Jezuitów sława, opieka Papieżów, wiel
kie wstępuiących przykłady, wzbudzały w mło
dzieży chęć należenia do nich. Tą chęcią przeiął się Skarga, a pobudzony ieszcze przykładem Wysockiego Szymona, przyiaciela swego, zniin razem, w r. 1568, puścił się w podróż do Rzy
mu, chcąc tam suknią przywdziać zakonną. Na początku tey drogi piękny dał przykład uraz przebaczania; wstąpił bowiem do Mieleckiego W oiewody podolskiego, a zastawszy go wraz z małżonką napojonych Lutra i Kalwina nauką, chciał ich nawrócić słowy swoiemi; ta gorliwość zapaliła wielkim gniewem Woiewodę; wyież- dżać mu kazał z swego domu natychmiast, a słu
gom zalecił, ażeby śmiałego Xiędza z pierwszego mostu w rzekę zrzucili. Nie wykonali słudzy rozkazów pana, pewni późnićyszey pochwały;
iakoż nazaiutrz, gdy z zaciętego gniewu ochło
nął, wyprawił iak nayśpieszniey iednego zswych dworzan za Skargą z przeprosinami, i ze stem
Tom I X Ner X L IX 2
czerwonych złotych na drogę, Dogonił dwo
rzanin Skargi w Jarosławiu; ten odpisał: iż prze
prosiny r-ad przyimuie, zapomnienie urazy o- świadcza, lecz złoto odsyła,-bo przebaczenie się nie przedaie. W Rzymie przyięty był iak naymi- ley; poprzedziła go iuż sława; 'Franciszek Bor- giasz Jenerał zakonu, oblokł go sam w szatę ie- zuicką iako i Wysockiego, w pięć miesięcy po ich przybyciu. Dwa lata pilnych nauk i ostre
go doświadczenia spędził Skarga w stolicy chrze- ściaństwa; ale mimo pochlebnych nadziei, któ- remi go we Włoszech zatrzymać chciano, mi
mo względów Piusa V Papieża, miłość oyczy- stego kraiu, zktórey iedney wyzuć się nie chciał, przyciągnęła go do rychłego do Polski powrotu.
Stanął na rodzinney ziemi w r. 1571, na rok przed śmiercią Zygmunta Augusta; przeznaczo
ny od zakonu swego, aby słowo Boże po kra
iu roznosił, kazał naprzód w Pułtusku, potem w W ilnie, w Inflantach, i na różnych miey- scach, przez lat dwanaście, wszędzie daiąc wy
mowy, gorliwości i cnoty dowody. Stefan Ba
tory, prawdziWey zasługi ceniciel, iego uczy
nił pierwszym Rektorem załozoney przez sie
bie w Wilnie Akademii, i dlatego ona obok wi.-
— 1 0 —
aerunku Frotasiewicza obraz Skargi dotąd chowa*
'Wielką sobie uczyniwszy w Litwie i na Rusi sła
wę, tak ustną iako i w dziełach okazywaną wymo>
wą, piórem równie iak usty nauczał, oświecał, gro
mił różnowierców; urządziwszy kollegia w Jaro
sławiu, wDorpaciei Połócku, przybył doKrako wa, w początkach 1584 roku, i tam pO krótkim po
bycie, zjednawszy sobie we wszystkich stanach miłość i dobre imie, uczynił ów piękny zakład, który go w rzędzie dobroczyńców ludzkości sta
wia i »Gdyby, nie miał Skarga innych praw do
» nieśmiertelney pamięci (mówi wiarogodny P<-
»sarz), samo zaprowadzenie przezeń bractwa mi-
»łosierdzia,.i. chwalebne ustanowienie banku po-.
nboźnego na wsparcie biednych, uwiecznić imie
»iego powinno.” — Zakład ten dopełnił też mia
ry sławy iego; i w roku JS88 wezwanym zo*
stał na Kaznodzieig, niedawno siedzącego na tro.
nie Zygmunta III, i był nim przez ćwierć wie
ku.— Nie trzeba silić się zbytecznie, ażeby po,, iąć, iak wielką iest godność królewskiego Kazno
dziei; on niemal sam ieden napomnienia i pra*
wde publicznie tym niesie, których tak często*
obłuda i pochlebstwo otacza; on iua nie iedng- ' tylko rodzinę r nie iednę wieś lub miasto, kraye
— 1 1 —
— 1 ‘2 —
i naród cały winien mieć na oku; znać dokła*
dnie potrzeby i wady obudwóch, ażeby im za
wsze trafny i 'stosowną nieść pomoc i naukę.
Godność ta wszędzie znakomita i trudna, kto wie czy w Polsce ieszcze trudnićyszą niż gdzie indziey nie była? kto wie czy u nas możni nie więcey od Króla obrażali sif prawdą? a było ich zawsze tylu; a mówić do nich otwarcie powin
nością iest wyznawcy Boga prawdy. Skarga i temu powołaniu zadosyć uczynił} nie skaziło ust iego pochlebstwo, nie miał na osoby względu;
przestróg, napomnień, gróźb nawet nie szczę
dził; pamiętał zawsze, iakiego Mistrza naukę gło
si, pamiętał i na to, źe kapłan Boski, źe sługa całego rodzaiu ludzkiego, był pierwey obywa
telem tey ziemi,, członkiem tego towarzystwa, które dzisiay nauk iego z uczczeniem i pokorą słucha. — W kazaniach też iego dzieippis i poli
tyk nie mało światła znaydą; są w nich zbawien
ne nauki. — Jest wspomnienie o kaźdein ważniey- szem zdarzeniu w Rpolitey; nagana błędu ka
żdego, ubolewania nad stratami, zachęcania do takich kroków, które pożytek dla kraiu z godzi- wością łączą; on to tak znał smutny iuź wtedy i upadkiem grożący stan kraiu, że kazania iego,
— 1 3 —
zwłaszcza sejmowe, prorockim duchem natchnio
ne się zdaią. Ale głos iego, chociaż tak wymo
wny, był niestety! po wifkszey części głosem wołaiącego na puszczy, i niewielu przekonał..
Zwolennik iednak Chrystusa zawsze prawdę gło
sił, lubo iak Mistrż iego ściągał nią na siebie zniewagę i obelgi. Tak raz, gdy na rozrzutność i zbytki sług kościoła z ogniem powstawał, sy
nowiec tego, od którego ukrócenie tych nadu
żyć zależało, zaczaiwszy się na wracającego do domu kapłana, dał mu policzek. Na tę obel
gę Skarga Zbawiciela odpowiedział słowy: Jeie- lim źle mówił, day świadectwo o ziem ! a gdy Król, dowiedziawszy się o zniewadze Kaznodziei swemu uczynionćy, hardego młodzieńca na śmierć skazał, niepomny urazy Skarga życie mu wy
prosił.
Chociaż Zygmunt tak wysoko cenił Kazno- dzieię swego; chociaż do ważnych spraw od nie
go był wybierany, iako to w r. 1606, do upa- miętania Zebrzydowskiego; chociaż naywięcey dlatego, że imie Piotra nosił, piękny kościół krakowski oddał opiece Apostoła tegoż imienia, przecież nie nadużywał Skarga łask Monarchy, i nigdy ani dla krewnych, ani dla zauszników
swoich, darów nie źądał; ieśli co kiedy wyie- dnał, to dla zikonu swego, bo nie odstąpił \r niczem od pierwotnego ducha tego zgromadze
nia, — i dla ubogich, dla których można bez w y
mówki żebrać względów pańskich (3). Prze
chowały nam dzieie pamięć iednego woźnicy, (4).
któremu ze skarbu dochód dożywotni wypro
sił; a iak mówi Birkowski: »ludziom prostym i ubogim zawsze ucho łaskawe i poradę dawał, a gdy wielcy panowie o przyczynę iego do Kró
la prosili, dziwnie się frasował i iako mógł wy
mawiał.” — Sam też dla siebie mało potrzebo
wał; chociaż był królewskim Kaznodziei^, za
konnikiem bydź nie przestał; a u dworu zamo
żnego ubóstwu, na które przysiągł, wiernym bydź potrafił. Kto tylko wszedł do komórki iego, dziwił się, źe tak ubogie było łóżko, la- waterz, ławki; źe stoliki nieprzybrane widział.
Niektórzy mówili mu: «Nie takie mieć powi
nien Kaznodzieia królewski mieszkanie.” — »Ale takie ubogi zakonnikod pow iadał im z poko
rą.— Nigdy teź nie zwał się inaczey tylko: Xiqdx
(3J Szpital S. Łazarza, dotąd w W a rsza w ie is tn ie ią c y , n ay w ięce y Skardze b y t -swóy w in ie n ; w zn ió sł on go w yiednanem i ii K ró la i panów ialnm iuanii.
Ci) O bacz N r. 18 R o z ry w e k , K . 292, drugie w yd an ie.
— 1 4 —
— 1 5 —
Piotr Skarga Jezuita; tytułu Kaznodziei na rze- czack iego, pismach, nikt nie widział, ani się też inaczey zwać pozwalał; szlachectwem na>
wet się nie szczycił, lubo zył w czasach, kiedy wielu herby więcey nad modrość i cnotę ceni.
ło. — Posłuszeństwa zakonnego tak strzegł, źe nigdy nic ważnego nie przedsięwziął bez wie
dzy i pozwolenia Starszego z zakonu; z przycho
dów i wydatków swoich co rok rachunek mu czynił, chociaż od Króla miał opatrywane po
trzeby swoie. Chwili iedney na próżnowaniu nie spędził; wiele czasu poświęcał modlitwie;
nad kazaniami swemi bardzo pracował, popra
wiając ie, anawetprzepisuiąc po razy kilka; przed napisaniem każdego modlił się gorąco; a nawet srogie umartwienia ciału zadawał, skoro ważne iakie przedsiębrał dzieło (bo do późnych lat pi
sał), iakby tein uskromieniem ciuła ducha chciał podnieść, iakby się czuł niegodnym szczęścia bydź użytecznym (5). Czytywał wiele, a kiedy
(5J Została się po Skardze x iążeczka, w k tó re y zapisane b yło , w ie le p rzed n iektórem i pism ami cierp ien ia cia
łu sw em u zadawał. T a k o w a ia k b y danina B ogn , za to i e mu dobrze czy n ić b liźn im p o zw alał, iakże nas zaw stydzać p o w in n a ,— nas — k tó rz y , k ie d y co u ż y te cznego dla d ru gich czy n im y , ieszcze od n ich po
c h w a ł i nagród i ą aniy.
utrudzony umysł długą pracą potrzebował roz
targnienia, nie chcąc nigdy próżnować, szukał go w ręczney robocie; kleił teki, oprawiał xią- żki, robił kałamarzyki, ulepiał świece, a nawet czasem szył koszule dla siebie i dla spółbraci.
Tak mało maiąc potrzeb, gusta tak skromne, nie dziw, źe gdy w lata zachodzić począł, żą
dał usilnie od Króla uwolnienia z godności Ka
znodziei, od Starszego powołania do ciszy za- konney; oba z trudnością chęciom iego zadosyć uczynili; pierwszy czuł, iak inu był taki przy- iaciel duchowny potrzebny, lubo go nie słuchał we wszystkiern; drugi wiedział, źe z każdym rokiem publicznego życia Skargi rosła chwała zikonu. Jednak starcowi znękanemu wiekiem, skołatanemu ciężką pracą,4 trudno było bronić dłużey wytchnienia; otrzymał więc Skarga żą
dane pozwolenie; w sam dzień Wielkićynocy w Warszawie ukazał się po ostatni raz na kazal
nicy w kościele katedralnym S. Jana; tam, skoń
czywszy naukę, która każdemu śpiewem łabę
dziowym się zdała \ tkliwym głosem żegnać za
czął Króla, dwór iego, i wszystkich obecnych;
: własne łkania mowę mu przerywały, dokończy
ły ią wymownie łzy słuchaczy.
— 1 6 —
Przyjechawszy dóKrakowa, zamknął sięSkar;
ga w izdebce zakonney; a wnet czując zbliźaią- ty się. kres ostatni, nie inai;jc siły bydź u/.ylę^
cznym* bo iuż mówić nawet nie mógł, tylko z wielkim bólem i cigzkiem odetchnieniem, od
dał si§ Cały modlitwie i pobożnemu czytaniu;
Przy takowem zatrudnieniu zastawał go każdy który go odwiedzał; tak raz gdy wchodził do niego FrOwincyał Jezuitów,‘zobaczył go duma*
iąeego nad listem Pawła Apostoła do Żydów.—4
»Źeszłeś mniej oycze, powiedział wchodzące- taUi na słodkieni czytaniu słów. świętych; lu>
bo cierpię, rozważniąc ie, żdaie mi się, żem nio ieszcze dla Boga nie Ucierpiały na żadną nie zsU Służył nagrodę, bo iakież tu widźę słowa f »Przeź
^cierpliwość bieżmy w zawodzie;,, patrząc na
>iMistrza naszego, który krzyż podiąłj i dopić*
Aro usiadł na prawicy Boga/’
T r?y miesiące podobnie spędził, buduiąc sło*
dyczą, pobożnością stoóią zakón cały; tak uinić- fał iak drugich umierać naliczał, opatrzony wszel
ką pomocą iakićy wiara użycia } wtfpafty tiadżie- iĄi która cnotliwych nigdy ńie opuszcza j cze
kał spokoyrjie chwili ostatecżnćy, patrzjł na nią, inówił 6 niey ber trwogi* Nareszcie d. 26 Wrze*
Tom IX. Ner X L l X r ^ 3
śnia 1612 r. wstał na chwilę z łóżka, w k torem od iakiegoś czasu odpoczywał często; .właśnie w dniu poprzednim przy i,ił był sakramenta; prze
szedł się po izdebce z pomocą otaczaiących go^
łnówił do nich, żegnał się z niemi, potem się położył, i natychmiast bez bólu, bez ięków, od
dał ducha Bogu. Nie skonał, ale zgasł, iak ta lampa, którey iuż nie stanie żywiołu; usnął, iak sprawiedliwy usypia. — Śmierć iego, chociaż spo
dziewana, żal wielki wzbudziła w zakonie i w Polsce całey; na pogrzebie, na dniu 28 W rze
śnia w kościele S. Piotra odbytym, wiórowały łzy i pochwały pięknemu Birkowskiego kaza
niu; złożono ciało iego w groby tegoż kościo
ła; ale dopiero w lat 83 doczekało się cynowey trumny, i następuiącego w ięzyku łacińskim na
pisu: »Ta trumna zawiera w sobie Złotoustego,
» przewielebnego sługę Boga, Piotra Skargę, 2e
»zgromadzenia Jezusowego. Na wieczną ozna-
»kę żalu zostanie to dzieło, iż okazalszy gro-
»bowiec nie obeymuie zwłok Męża, który dwo<-
»ry królewskie cnotami, świat chrześciański po-
»bożnością, bdążnice nauką, swoie zgromadze-
■»nie zaszczytem, a Niebo zbawionemi duszami
»napełnił. Lecz on apostolskiego ubóstwa b§-
— 1 8 —
»cląc wielkim czcicielem, nie byłby nawet na
»taki pomnik zezwolił, kiki tu Stanisław Bie
le c k i, ze zgromadzenia Jezusowego, kosztem
» JO. Xiężney Katarzyny z Sobieskich liadziwił.
»łowey, na uczczenie wielkich cnot iego, poświę-
»cił r. 1695.”
Tak cnotliwe, bogoboyne, użyteczne ży
cie, śmierć tak piękna, pomnik ludzkości w bra
ctwie miłosierdzia zostawiony, zdaie się, iź by.
łyby dostateeznemi powodami do uwiecznienia chwały Skargi. Nie, ma on do niey ieszcze in
ne prawa; iako był w wieku swoim iednym ■/, pierwszych mówców, tak że go nawet różno- wiercy dusz tyranem ( Psychotyrannus) zwali y tak dotąd w pierwszym' iest rzędzie pisarzy na
szych y i tego mieysca nikt mu nie zaprzeczył..
Dziwi się nie ieden uczony obfitości dzieł ie
go, dziwi się więcey ieszcze mocy i piękności ięzyka, a każdy Polak prze i ety czułą ku niemu wdzięcznością, iż w oyczystey pisał mowie.—
W ielu ganiło mu wręcz ten obyczay, mówiąca źe gdyby po łacinie pisał, europeyską mógłby mieć sławę, zwłaszcza, źe w tym ięzyku bar
dzo był biegły; tym on tak odpowiadał: »Ję-
»zyk łaciński iuż iest stary i, od wielu wieków
\ — 1 9 —
*>(3oyrzałv; n3sz zaś młody, ukształcenia potrze, wlniie; wreszcie Polak iestem, dla Polaków tyl-
»ko źyię, myślę i piszę!’’ O! jakżeby te osta
tnie słowa godne były zło te mi literami bydź wy.
ryle; iak przytomne bydź powinny każdemu Po
lakowi i Polce. Skarga, pisząc po polsku, za
służył itdnak na wieczny sławę, i może nie ma
my pisarza, któryby więcey pochwał uzyskał, Z tych niech rui wolno będzie powtórzyć nie.
które; •
»Nie rychło, (wyrzekł Binkowski) takiego kaznodzieię Polska nasza obaęzy, który serca ludz
kie trzymaj w ręku swych, i obracał niemi kę
dy chciał, przez dziwny a iemu tylko dan.-j w y
mowę. Płynęły złote słowa z ust iego; a iakq Grecya wspomina swego Jana, “Włochy Piotra, tak Polska może wspominać przez długie czasy Piotra Złotoustego, dla yvdzięezney, słodkiey, zło, tey prawie wymowjr iego/’
»Wielkiego tego męża ( nakreślił Krasicki vy przypisach własnoręcznych do Niesieckiego) nay- odlegleysza potomność sławić powinna; dzieła ie- go znakomite; a oprócz tych zaszczytów, kto tyI- po polsku mówić chce lub pisać, niechay si^
piego>\vczytuie.”
»Do Skargi przystosować można ( powiedział w swoiey rozprawie Aloizy Osiński), co niegdyś o Plutarchu mówiono: gdyby poprzedników ie
go zaginęły prace, w nim iednym pozostałyby piękności i wzory mowy oyczystey.”—- »Ghceszli zostać (jnówi. Woronicz) dobrym kaznodziei^?
czytay Skargę; filozofem? czytay Skargę; teolo
giem? czytay Skargę; dzieiopisem? czytay Skar
gę; politykiem? czytay. Skdrgę; chrześcianinem?
czytay Skargę. Skarga»iest wszystkiem dla wszy
stkich.” — Benlkowski nie niniey go zaleca; Bro
dziński prawdziwym mówcą, kaznodziei.'} naro
dowym go zowie, i przypisuie mu tę zaletę, iź tak przyswoił ięzykowi naszemu pisma święte
go tok i^wymowę, iz^dąwać się inoźe^ c,zyta- ięc go, że język polski pjgrwotuym był j[5iLiii językiem*” — Cóź dodać po tych pochwałach: S- to .spis dzieł Skargi, naydokłódnięysfcy. iaki o- trzymać mogłam, i niektóre z nich wy i.] t ki. (6)
* ■ '
(6) W y ią t k i z d zieł S k a rg i, w następuiących N rach umie
szczane będą.
— 2 2 —
S P IS D Z I E Ł S K A R G I.
1. Kazania na niedziele i święta całego roku—*
w Krakowie u Piotrkowczyka 1595.
2. Kazania o siedmiu Sakramentach, do któ
rych są przydane kazania przygodne, 1600.
3. Kazania przygodne i inne prace drobniey- sze, nie raz przedrukowane.
4. Kazania seymowe, i&ko i z różnych okoli
czności miane.
5. Roczne dzieie kościelne od N. C* wybra
ne z Baroniusza; 1603.
6. Żywoty świętych starego i nowego żako- nu, na każdy dzień roku, kilkakroć za ży
cia Skargi i po śmierci wydane.
7. O iedności kościoła bożego, wydane naprzód 1577 zprzypisem do Xi§cia Konstantego O- strogskiego; powtórnie 1590.
8. Upominanie do Ewanielików i do wszystkich nie-Katolików, w Poznaniu 1592.
9. Proces na Konfederacyą.
10. Dyskurs na Konfederacy;^
11. Synod Brzeski.
12. Zawstydzenie Aryanów, w Krakowie 1608.
13. Wtóre zawstydzenie Aryanów przeciw Ja
roszowi Moskorzowskiemu.
14. Messyasz nowych Aryanów według Alko*
ranu, w Krakowie 1612.
15. Próba zakonu zgromadzenia Jezusowego.
16. Żołnierskie nabożeństwo, w Krakowie 1608.
17. Wzywanie do pokuty Obywateli Korony poi- skiey; 1610. Wkrótce przedrukowane pod tytułem: Skarga wzbudzony wzywaiący do pokuty.
18. Na treny i lament Teofila Ortologa, prze
stroga do Rusi, w Krakowie 1606.
10. O czterech końcach żywota człowieka, w Krakowie 1606.
20. Ordynacya bractwa miłosierdzia w Krako
wie 1584.
21. Bractwo S. Łazarza i powinności onego.
22. Wzywanie do iedney i obiawioney wiary, w Wilnie 1611.
23. Pobudka na modlitwy 40a godzinne.
24. Siedm filarów, na których stoi katolicka na-- uka o N. Sakramencie; dzieło, które z razu
— 2 3 —
po łacinie napisał, a późniey na polski język przełożył 1582.
Nakoniec dwa pisma łacińskie o N. Sakra
mencie przeciw róźnowiercom, iedno w 1576*
drugie w 1582.
II-
P O W I E Ś C I .
T Ę C Z A (7).
W początkach Lipca, sześć lat temu, w dzień pochmurny, młody lecz smutny podróżny, nai parę mil od Tarnowa, Wysiadł z pocztowego wozu, którym był z Wiednia przyiechał; zosta w ił rzeczy swoie w pewnych rękach, a sam ż małym tłomoczkiem na plecach ruszył piecho
tą, bo tak iak zszedł góry Szkocyi i Szwayca- ryi, tak chciał obeyśó i t§ nadobną własnego kraiu stronę. Nie w niey on się rodził, daleko za Bugiem były oyców iego groby; ale czyż nie wolno własnym kraiem zwać tey przestrze*
f ;) T a powieść naśladowana iest z a n giełskiey powieści.' T he RainboHf W ils o n a .
\
ni, gdzie swoia mowa iest w ustach, iednakie
w sercach uczucia ? •— Smutny i nie be® słu- szney przyczyny, szukaiąc na próżno pod obcein niebem pociechy, wracał teraz do wsi rodzin- n e y , chciał w niey iuz osiąść na zawsze; ale nie wracał do niey z pośpiechem, nie upatrywał w niey Szczęścia; nie czefe&ł nikt na niego w ob
szernym dworcu, nie wyglądał go nikt z u- tęsknieniem chodząc po szerokich i obfitych łanach; rodzice oboie zmarli, Oyciec iuź odda- wna, Matka przed rokiem, a podwóyny siero
ta, braci i sióstr nie miał. — Kiedy smutnie, za
myślony nad przyszłośęią swoią, z srautnieysz$
ieszcze przeszłości pamięcią, szedł sam niewic- dząc iak i gdzie przez doliny i góry, stanąwszy na szczycie iedney z tych, zatrzymał się i spoy- rzał przed siebie. Juź dawno słońce zeszło z południa; od zachodu wyjaśniło się niebo, pro
mienie przezierały przez chmury, a z przeci- wnćy strony zwolna tęcza składać się zaczyna
ła; pięknem było to widowisko, i piękność ie
go zaięła mocno wędrownika; dotknęła mu na
wet serce błogiem, oddawna obcem dla niego uczuciem.' Kolory tęczy nabywały stopniowo mocy i Jasności, miłe uczucie iego wraz z nie-
Tom I X Ner X L I X 4
— 25 —
mi rosło; a gdy nareszcie Juk powietrzny do
szedł zupełney doskonałości, gdy złączył niebo z ziemi;) iakby godowy wstęg,-j, i dusza iego na
pełniła się weselem. Właśnie oba końce tęczy kryły się za równoległe góry, a to, co widać z niey było , wydawać się mogło świetną bramą do iakiegoś innego świata. Boki i krawędzie tych gór porozparane nie iednym potokiem, u- zkodzone nie iednem urwiskiem, odbiiały ia- sne tęczy kolory, iaśnieysze słońca promienie;
i mógłbyś sadzić, że góry szkarłatem są.odzia
ne, źe złoto potoki tocz/j. Gdy po krótkiem panowaniu tey świetności, łuk zwolna rozcho
dzić się zaczął, barwa iego światłą uczyniła ca
łą tę część nieba, którą opasywał; na kiika chwil obie góry przybrały świetną i iednostay- ną zasłonę, ale wnet zgasła; błyszczały ieszcze moment wierzchołki ich światłem— lecz i to zni
kło. Jednak drzewa i trawa iaśniały odżywio
ną świeżością, ptaszki śpiewały, bydło ryczało radośnie, kruki i kanie wzbiiały się w powie
trze. Wszystko było w godowey postaci, a sa
motny podróżny, który stuł ciągle na szczycie góry, rzekł: »>Póyd§ w tę kraiuę, do którey na
tura tak wspaniałe lubo znikome utworzyła
— 2 6 —
WeyścH*; przeydę pod tym niedawno zgasłym łu*
kitem ićy- tryumfti; w tey krainie szczęście bydź tnosi.M I poszedł; wnet zdybał kamienisty po
tok, szedł długo brzegiem iego, szedł na dół;
potok coraz wolriiejr płynął, coraz szerzey się rozkładał, nareszcie w cichy zamienił się stru
mień, a wędrownik uyrzał przed sobą obszer
ną dolinę, pola i jąki uprawne, chatek wiey- Skich kilkanaście wśród drzew rozrzuconych;
w iednym • końcu wioski w wieńcu lip dwór porządny, a w drugim, na znacznym wzgórku, kościół murowany z drewniany dzwonnicą i wieżą, świrkami osadzony. Szedł ciągle brzegiem strumyka, ufaiąc mu iakby żyiącemu przewo
dnikowi; w tein gęsta olszyna zasłoniła mu i dwór, i wioskę i kościół, szedł iednak i nie sta*
nął, aż uyrzał się zdziwiony przy bocznem wey- ściu na dziedziniec, przed samym dworem. W cieniu stóletnń'y lipy-, siedziała wygodnie w srze- dnim wieku niewiasta, z wyrazem spoŁoyne- go smutku na twarzy, pilnie ręczną-robotą za
jęta; obok niey, nil nizkiey ławeczce, naywięcey dwanaście lat rnaiąca dziewczynka,— tak przy- naymniey sądzić było można po gładko zało
żonych włosach, po- dwóch ,’asnych warkoczach
— 2 7 —
na szczupły spadaiących kibić, po zielonym % kieszonkami fartuszku, i po cienkim i niepe
wnym ieszcze głosie, iakim z roałey xią£ki czy
tała.— Przychodzień stał u weyścia, i sam nie wiedział co począć? w tem oczka niebieskie dziewczynki patrzyć w xiążkę przestały; spoy- rziły na niego, a usta wyrzekły wesoło: » Ba
buniu! gość iakiśi« Wstała z pośpiechem nie
wiasta, i zbliżyła się ku wędrownikowi, dzie*
wczynka prędzey ieszcze przybiegła. Niezna
jo m y opowiedział w krótkich słowach zkąd i dokąd się udaie; wspomniał z lekka o umyśl*
nem praw ie zbłądzeniu, a przepraszaiąc za mi
mowolne uchybienie, oświadczył, źe natych
miast w dalszą chce puścić się drogę. Starowne W ychowanie, szlachetny sposób myślenia, wyci- skaią na człowieku piętno, którego nic zatrzeć nie może; dostrzegła ie niewiasta w wędrowni
ku , a po krótkiey znirn rozmowie zbliżona ku niemu tą stycznością, iuź go za obcego nie u- ważała. »Prosz§ usiąść; rzekła uprzeymie, pro
wadząc go pod lipę; trzeba przecież odpocząć i czem się posilić. Zosiu! zawołała na przysłu- chaiącą się i patrzącą ciekawie dziewczynkę., każ dać kawy, śmietany i ciasta.” — Zosia wzię
— 23 —
ła klucze 1 pędem strzały do dworu wbiegła.—
Podróżny usiadł, i mówić poufale zaczęli; iuź dawno tak mu dobrze niebyło; Pani tey wio- ski (bo nią była ta przy którey siedział) ie
dnego zdawała się bydź wieku z Matką iego, a iak mógł sądzić ze słów i z wyrazu twarzy, równie przykrych iak on lubo odmiennych pocisków losu doznała. W pierwszych latach nayszczęśliwszego pożycia, śmierć małżonka iey wydarła, wiele przebyła i miała dotąd zmartwień i kłopotów, z urządzeniem i z u- trzymaniem maiątku; a niedawno, trzeci rok dopiero się kończył, poniosła cios tak okropny i srogi, źe nawet mówić O nim nie miała siły;
wszystko od razu i niespodzianie odiętem iey zostało; straciła wdzięk iedyny życia, cel wszyst
kich prac i zabiegów, podporę starości. Zosię biedną sierotkę przybrała sobie; nie chciała że
by kto iuź Matki imię iey dawał, Babunią na
zywać się kazała; i rada iest temu nazwisku, choć iey się drugie kobiety dziwią, bo kto nie
szczęśliwy, ten stary. — I podróżny powiedział iey także, źe iuźby]młodym zwać go nie nale
żało, choć dopiero lat miał 24; bo nie ma ro
dziców, rodzeństwa, niema na przyszłość nadziei,
— 2 9 —
a w przeszłości iego tkwi okropny, ńigdy nie- złagodzony smutek, którego pamięć wszystko żałoba, odziewa... Wśród tych wzaiemnych w y nurzeń wróciła Zosia z podwieczorkiem; wro-*
dzona iey żywość, nadobna wesołość, bynamniey obecnością nieznaiomego nie wstrzymane, rozia- śniły nieznacznie czofo niewiasty, roztworzyły śmiechem usta iey gościa; umysły smętne zdol
ne są do nagłego przyięcia wrażeń wesołych; ta
kim przynaymniey okazał się w tey chwili u- mysł wędrownika; ożywiony szczególnością swe
go położenia, może cokolwiek pod urokiem tę
czy, strumyka, marzoney szczęścia doliny, oddał się cały przyiemności obecney chwili; zasłoniła ona smutek wspomnień i niedostatek nadziei;
zdało inu się, że nie iest iuź sam na świecie, że Matkę odzyskał i siostrę znalazł. — Lecz w tem barwa coraa ciemuiiysza otaczaiących przed
miotów i powietrze ochłodzone przypomniały mu że wieczór się zbliżał; stanęła przed nim myśl nagła i smutna, źe iako przywędrował ia ko obcy do tey miłey ustroni, tak iako obcy o- deyść będzie musiał; czuł iednak, ź)s pamięć tych dwócli godzin, tych dwóch istot, zostanie iuź z nim na zawsze, i miłi, mu będzie. Bo mię
— 3 0 —
dzy ludźmi, nie z każdym czekać trzeba lat i miesięcy, ażeby się-upodobać wzajemnie} iest czasem iakieś podobieństwo zdań, uczuć, poło
żeni?, które od razu tkliwe zrodzi porozumienie;
iak owe kwiaty, co iednego promienia słońca, ieclney kropli rosy do rozwinięcia potrzebuj.
.Ale znał dobrze młody wędrownik konie
czność odeyścia; pod iakimżeby pozorem, dla iakiey przyczyny miał zostać? a gdy uprzeyma Pani i żywa Zosia iak naywolnieyszym krokiem do bramy dziedzińca go odprowadzały, czuł az nadto, ze iuź nigdy do tych mieysc nie wróci.—
Dziwnem w'ydawać się może, że ci, którzy przed dwiema godzinami nie wiedzieli wzaiemnie oso
bie źe ż y j , teraz z żalem do.rozstania przystę
p u j , i ile możności spaźniaią tę chwilę. Na
reszcie wędrownik wyrzekł: » Nigdy nie za
pomnę dnia i mieysca tego; będę pamiętał o tych, które tu m ieszkaj, póki]smutnym będę, a smutnym będę do śmierci... Bywaycie zdro
w e! Oby tobie Pani Bóg zesłał pociechę/ oby tey'wesołey dziecinie oszczędzał smutku! By
waycie zdrow e!” — Gdy tak powiedział, i iuź miał odeyść, czarna chmura ogarnęła niebo, wiatr świsnął między lipami, i grztnot daleki za-
— 3 1 —
ryczał w górach. »>Babuniu! zawołała Zosia, i
uśmiech powstał na iey twarzy, choć ieszcze łza była w oku, »Babuniu, będzie burza; nigdy na taki czas gości nie puszczamy z domu.” — » Pra
wda! dodała rnile poważna niewiasta, byłoby to przeciw polskiey gościnności dozwolić komu
W taką porę iść w podróż. Wróć z nami.” A w tey chwili grzmot silnićyszy poparł iey pro
śbę. »Same niebo z nami prosi!” krzyknęła radośnie dziewczynka. Lecz i tego nie było trze
ba; dosyć miał wędrownik na słowach uprzey- mey Pani, na łzie i uśmiechu nadobney dzieci
ny. Wrócili szybkim krokiem; zaledwie [stanęli w, domu, puściły się nagle iakby wstrzymane wo
dy; deszcz potopny lać zaczął, grzmot nastawał po grzmocie; wezbrał wnet strumień, i dwór stał się iak wyspa wśród rzeki. Ale ten dw’ór, chociaż drewniany, był mocny; z modrzewia sta
wiany, iuż od stu lat opierał się burzy i wiatrom;
i teraz pomimo niepokoiu całey natury w nim pokóy panował. Pani iego żyła niegdyś między ludźmi, wiele czytała, widziała więcey ieszcze;
mogła rozmawiać z gościem o kraiach z których powracał, mogła powiedzieć mu wiele o wspól- ney ich oyczyźnie. I klawikortsię odezwał;Zo
- 32 —
sia miała głos czysty i piękny; czucie, którego ieszcze nadać mu nie umiała, zastępowało pełne wyrazu granie tóy- co towarzyszyła i£y pieniom, tóy co ią wszystkiego tego w tym wieyskiem za
ciszu uczyła, czem wychowanki miasta śięszczy
cą.— Jako wracającemu z obcych kraiów gfaiy mu i śpiewały’ same narodowe tańce i pieśni;
żałości dum niektórych dobrze wtórował świst wiatru i grzmotów łoskot; przychodzień Ł>jV w zachwyceniu.— Po wieczerzy, gdy iuż dawiió dziesiąta wybiła, wstał, i życząc im dobi?ey no
cy powiedział: »Dla uzupełnienia szczególności dnia tego, i znaiomości naszły, pozwólcie, że
bym wam dopiero iutro nazwisko inoie wyja
w ił, a dziś powiedział tylko, źe noszę i obie Le
ona. •-» AI Leon, zawołała Zosia klaszcząc ł/v rę
ce; przedziwnie choć tó wiedzieć. Ale proszę ani o Babuni ani ó moie nazwisko się nie pyląc, do
dała z pośpiechem, póki go same nie powiemy.
Babuni, na iniie Johańna, a mniej każdemu wia
domo że Zosia.” —•Rózśmiał się Leon i odszedł, a za godzinę wszyscy w domu spali.— Jednak nid Wszyscy; wędrownik usnąć nie niógł; pomimo zawsze trwaiącey i okropnćy burzy, byf jakiś wdzięk ńiezwyczayny w myślach iego, jakiś pt>-
_Tow IX JVer %LIX. 5
kóy w sercu; a gdy nareszcie ukołysany świstem wiatru i szumem potoków, usypiać zaczął, w dzi
wnych marzeniach, które w podobnćy chwili tak silnie umysł zaymuią, przyszłość iego zjedno
czyła się z tęczą, i blask iakiś uroku padł na nią.
W głębokim śnie pogrążony, gdy się obudził, postrzegł iasny dzień słoneczny. .Przypomniał sobie gdzie iest, powstał czem prędzey, i zbli
żył się do okna; widział iak wsiąkała woda, zo- stawuiąc tylko na ziemi iakby rysunek swego biegu; iak powstawały obwisłe drzew gałę
zie i schylone trawy, a pozostałe ieszcze chmurki kryły się za góry, odsłaniaiąc czysty i wesoły błękit niebieski. — Był to dzień niedzielny; i ta dolina, wczora widowisko zamięszania, .stała się mieyscem spoczynku natury i ludzi. Kie sły
chać było pasterzy po górach, nie widać kosia
rzy na łące, sieć rybacka wisiała na słońcu.—
Gdy Leon zaproszony na śniadanie przyszedł do bawialnego pokoiu, z układu iego, z świeżych kwiatów w koszykach, z ubioru starannego słu
żących, samey nawet Pani, z bialey sukienki Zo
si i związanych niebieską wstążką warkoczy, poznać było można niedzielę. »L6onie! wszak
’ ^ \ * *
będziesz z nami na mszy? spytała się niewiasta.
%
— S5 —
Leon nic' nie odpowiedział tylko głowę skłonił, a gdy iśc iuź miała, podał ićy rękę. »Dosyć da
leko do kościoła i pód górę, rzekła, ale kiedy tylko mogę idę piechoty ten dzień i ludziom i zwierzętom na: odpoczynek był dany.” — Dla Polaka, który iuz dawno ziomków swoich zbli- ska nie widział, zaymuifjcą mogła bydź ta dro
ga; kilka wiosek tg parafię składało; ze wszech stron dążyli pobożni to z doliny, to z góry, go
ścińcem, uboczną] drożyną, krętemi ścieszka»
m i; a gdy się zeszli, witali się przyiaźnie zwy*
kłem pozdrowieniem. W zorzyste wstęgi, spó
dnice -dfciewek, korale icb i uploty, dobrze od-^
biiały przy ciemnych gospodarzy czamarach, przy białey górali odzieży. Powózek było tam mało,* kiedy niekiedy ekonom, młynarz iaki albo tęź .Rarbbwy iechał pomału konno, okry
wszy Sukmanągrzbiet iego; lub dziecię bogatsze
go gospodarza wieźli do chrztu kumowie wózkiem jednokonnym. Tak zwolna doszli do kościoła;
dzwon zabrzmiał, twarz dziedziczki smutniey- szy ieszcze niż zwykle wyraz przybrała, ustało szczebiotanie Zosi z wieśniakami, których spoty, kali, wypytywanie się iey o zdrowie, o powo
dzenie nie iednego; weszliy każdy zaiijł mieysce
swoie; przychodzień sjadł w ławce obok Pani, Zosia przęd niemi uklękła; śpiew i organy sły
szeć się dały, i nabożeństwo zaczęto. Nauka nie była górna, lecz tkliwa i iasna; zawierała 'pro
sty wykład f3yvaniglii dnia tego: o ludzkości i win przebaczaniu; wyraz szczególnćy radości za
jaśniał na te słowa w oczach młodego Leona;
piętno zaspokojenia wyryło si§ na twarzy po- ważney niewiasty; spoyrzała w górę ? i czytać można hyło * tego weyrzenia, że miała co prze
baczyć i przebaczyła. — W czasie mszy {wędro
wnik zaczął §ię przypatrywać kościołowi, rzu
cił okiem na poqinik grobowy wścianie będący niedaleko wielkiego ołtarza, i wyczytał te słowa : w Pamiątce iedynego syna Wapława Winowskie- go. Umarł w Londynie 3 Sierpnia ISIS roku, miał lat 24.« Zimno śmiertelne przeszło żyły iego, boleść niepoięta ścisnęła serce, a w tey męczarni byłby chciał paść trupem na mieyscu, alboprzynaymniey o tysiąc mil uciec. Jak gdyby ciężar iaki dźwigałna powiekach,z taką trudnością ie podniósł, i spoyrzał na nieszczęsną tego ie- dynaka Matkę; z nowym wstrętem dostrzegł po
dobieństwa, które dptąd uszło iego uwagi, i u- czuł coraz mocniey, coraz ^atkliwiey, że dałby
— 3 6 —
chętnie swe życie, gdyby nićm ożywić było możną itego, który leża! pod tym kamieniem.
On więc, on sam, siedział w domu Boga, o^»ok Matki tego którego zabił, własną ręką. Miey- sce, pa?wisko, dzień, żadnego nie dozwalały powątpiewania. Inne ieszcze okoliczności sta
nęły mu w pamięci; przypomniał sobie słowa wczOraysze, i te wyrazy: »nie chciała żeby kto iuź Matki im ieiey dawał.« A ten, który ią te
go nrzw-iska pozbawił, iakby [przez wrogi Wie
dziony, przyszedł zmieszać odzyskaną z pracą spokoyność, podszedł przyiazne iey względy, .przybył usiąść na mogile ofiary swoiey. W szy
scy byli nabożeństwem zaięci, nikt nie zważał bladości i pomięszania. nieszczęśliwego mło
dzieńca; czuł iak stopniowo zwyczayny bieg krwi iego powracał; i gdy msza się skończyła, po
trafił wstać i wyiść z innemr z kościoła. Jednak tak był blady i drżący, ze kiedy stanął obok powaźney niewiasty, Zosia spojrzawszy na nie
go, wyrzekła z postrachem: »A Panu Leonowi co iest? czy słaby?« Nic nie odpowiedział, lecz gdy o kilka kroków odeszli: »Na miłość Bo
ga, zawołał, upatrz Pani iakie mieysce samotne;
muszę z nią pomówić!«— Zdziwiona niewiasta,
— 37 —
przelękniona Zosia przyśpieszyły kroku, a uda
j e się w bok zeszły na dół; tam pód górą
* ^ i
brzegu strumienia, była wierzba ogromna , a w iey pniu wydrążonym ławeczka z kory.
mTu siądźmy, powiedziała Matka, tu miey- sce samotne, a ty Zosiu, umocz chustkę w strumieniu, i przyłóż do czoła Panu Łeono-
; wi, może go ten chłód orzeźwi.« Dziewczyn
ka usłuchała; a gdy przychylną ręką trzymała chustkę na czole iego, czuł źe rnu się polepszyło.
Wtedy powstaiąc z mieysca, złożył dłonie, u-
r
kląkł, i rzekł: »Powiedziałem wczora, że dziś dopićro nazwisko moie wyiawie, usłyszysz ie to*
raz ze zgrozą; iam iest Li wciski.« Matka w y
dała krzyk bolesny, i byłaby padła na ziemią, , gdyby nie dobroczynnego drzewa podpora. Obcy' człowiek zawsze klęczał, zawsze miał dłonie złożone, zawsze oczy iego litości wzywały.' Nareszcie niewiasta, zasłaniając sobie twarz rę
koma, wyrzekła niewyraźnie: »O nieszczęsne nazwisko! O Boże! pocożeś stawił przedemn^
zabóycę mego "Wacława? Ochrońże przynay-’
mniey serce moie od nienawiści.<t— nPrzebłagay ią ty za mnie, wyrzekł przychodzień obraca- iąc się do osłupiałey Zosi, ty niewi»H3 ieszcze,.'
— 2S —
szczęśliwa istoto! Bóg świadkiem moim, ie od tego nieszczęścia dnia spokoynego nie miałko ł mieć go nie będg...<« To wyrzekłszy powstał*
i odszedł; ale wstąpiwszy na kładkę rzucony przez strumień, stanął, i zwrócił raz ieszcze 9- czy na osieroconą Matkę, na miłą dziecinę; o.
baczył niebieskie oczy Zosi zalane łzami i' w niebo wzniesione; a na Matki twarzy ginął wstręt zwolna, występował na nią wyraz łago- dnieyszego uczucia. »Przebaczay ieźeli chcesz, żeby tobie przebaczonem było! wyrzekła nare*
szcie; Leonie wróć, masz przebaczenie Matki; i oby dusza twoia tak była wolną od zgryzot, iak moia od nienawiści.«—
Juz trzeci rok się kończył od dnia, kiedy syn iey, poróżniwszy się o slót* kilka ^towarzyszem podróży swoiey po Anglii, timdrł 3 poiędynku;
dusza, tey poboaney niewiasty iuź doszła rezy- gnacyi szczytu; iuż przebaczyła sprawcy swoiey niedoli. W chwili iednak, kiedy stanął przed nią zabóyca iey syna, nie mogła od wstrętu się wstrzymać; lecz potem żal iego, pamięć że od tego czasu był nieszczęśliwym, myśl ulotna lecz ważna, źe i on równie iak iey Wacław po- ledz mógł w tey walce; wspomnienie na szcze-
(l
•. *
— 3 9 —
goły tego poiedynku dla niego zaszczytne, wia
domość pewna ii syn iey zaczepił go pierwszy, pogodził sig z nim na łożu śmiertelnem, i sko
nał rgkg iego trzymaiąc; a nadewszysko pra
wdziwa pobożność, sprawiły iź pomimo rozią- trzoney rany, uważała go iuż iako brata obłą
kanego, kturcmu przebaczyć było powinnością.
Duch dnia Pana rozlał też był wpływ swóy na iey duszę; wracała z domu Boga pokoiu, sły
szała na.ukg o ludzkości i win przebaczaniu; w kościele stosowała ią z radością do siebie, a te
raz miałaźby iey nie słuchać. Stangły iey ie
szcze w myśli dalsze słowa dnia tego ewangelii:
>’ Zgódź sig z przeciwnikiem twoim rychło, pó- kiśznirn iest w drodze « i rzekła sama w sobie:
»Czegóż niatn ńienawidzieć tego młodzieńca;
gdyby mógł, wróciłby życie memu synowi, z radością, którąby tyikp radość moia przejść m o
gła; zbłądził; ale tak źałuie, tyle cierpiał, i tak cierpi ieszcze; i on uiógł zginąć w tey nieszc/.g- śney walce, a wtedy iakżfeby mi było drogie Matki iego przebaczenie.« Podobne myśli, gdy raz zajmą tkliwą niewiastę, coraz mocniey w iey umyśle się krzewią. Wyciągnęła wigc r§- i>ę ku Leonowi, i rzekła wyraźniey niż spodzie.
— 4 0 —