• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.2, nr 8 (1824)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.2, nr 8 (1824)"

Copied!
46
0
0

Pełen tekst

(1)

ROZRYWKI dla DZIECI.

N er VIII. i.

Sierpnia 1824.

I.

WSPOMNIENIA NARODOWE.

LISTY ELŻBIETY RZECZYCKIEY DO

PRZYJACIÓŁKI SW O IEY U R SZU LI ***

za panowania Augusta 111 pisane.

L I S T I.

ze L w ow a 8 Lutego W Piątek.

Z darza m i się sposobność pisania do ciebie, złota U rszulku, opuścić iey nie m ogę, ile £e gdybyś tu była iakirn cudem, miałabym dziś wiele do mówienia z tobę. W dziwnem ie*

stem położepiu, niewiem czy się mam Gieszyć, czy smucić? czy skakać, czy płakać? Rzecz iest taka. Przyjechali wczora do Lwowa Pań-

T b m ll. N e r n i l 5

(2)

58

stwo • Podstolstwo, moi Rodzice chrzesni, za dni kilka wraeaią na Ukrainę; Oyciec móy prosił ich usilnie żeby mnie z sobą zabrali, i oni przyrzekli mu to uczynić, iako dla kumy i dla sąsiada. Na pierwszą wieść wyiazdu z Klasztoru, skoczyłam radośnie i klasnęłam w dłonie, ale potem ni stąd ni zowąd łzy mi się zakręciły w oczach. Prawda, zobaczę do­

brą i kochaną Matkę, Oyca, siostrę, braci, długą podróż odprawię, nie będę zamknięta;

w mieyscu małego Panien Dominikanek ogro­

du, będę biegała po łękach, po polach; uyrzę znowu piękną Granowa okolicę, sąsiadów, czeladkę naszą, iakże się tu nie cieszyć i nie podskoczyć? Ale z drugiey strony porzucę na zawsze przywiązaną Ciotkę Przeoryszę, która iakby drugą Matką iest m oią, tak mnie kocha, uczy troskliwie i pieści; porzucę tyle młodych panien tu do nowicyatu się gotuiącyćh, a któ­

re prawie wszystkie serdecznie polubiłam, po­

rzucę pieszczoty Zakonnic nadskakujących mi iak zwyczaynie bratance Przeoryszy, porzucę to wszystko! i co ieszcze, przestanę się uczyć;

a wiesz, iaką mam niezmyśloną do nauki o- chotę i skłonność. Jakże się tu nie smucić i nie zapłakać? Już też w domu podobno i nie

(3)

59

zobaczę xiążki! Pamiętasz, iaki oyciec ma wstręt szczególny do xiąg i do pióra. Te trzy lata, które bawię w Klasztorze, i uczę się nie tylko samych robotek, ale i czytać, pisać, ra­

chować, to Matka na klęczkach uprosiła; i nie uczynił on tego dla iey miłością lecz przez wzgląd naswoię siostrę Przeoryszę, która mnie koniecznie przy sobie mieć chćiała, a którą Oń wielce poważa. Ale CO to było korowodów, nim on przystał na iey prośbę, iak wiele li­

stów Ciotka pisać muśiała, iak przedstawiać korzyści nauki! „T o brednie, mówił Zawsze Oyciec, co dziewczynie po tych subtelnych

„robótkach, po wszelkiey nauce? niech ona u-

„mie prząs'ć, szyć, kołacze piec, koło gospo­

d arstw a chodzić, to dosyć!” A kiedy iuż znudzony zezwolił nareszcie, i gdym wyież- dzała zaklął mnie, żebym przynaymniey nie ważyła się uczyć po łacinie. „Kobieta mądra, powiedział wtedy, iest w moich oczach nay-

„większą poczwarą, Mniszki też z ciebie zro-

„b ić nie pozwolę, tego iuż na mnie Przewiele-

„bna Siostra nie wymoże. Nie do habitu rno- ,,ia czarnobrewa; ona musi ieSzCz© za mego ży-

„wota, bitnego poiąćw oiaka; ia sam wyuczę

„wnuka ieździć konno po Tatarsko, i Szablą 5*

(4)

6o

«rębać nieprzyiaciół oyczyzny! Dziewczyno!

dodał bioręc mnie obiema rękami za ramiona, ( i ieszcze pamiętam iak mi surowm spoyrzał w oczy) Dziewczyno! ieśli mi się poważysz potworzyć Alw ara (*) albo Brewiarz Ciotuleń-

„ k i, to zobaczysz co cię spotka.” — Usłucha­

łam wiernie zakazu Oyca; namawdała mnie nie raz Ciotka i inne Zakonnice, żebym się uczy­

ła po łacinie, namawiały mnie także, żebym została Zakonnicę; ale że mi dobrze tkwiły w pamięci słowna Oycowskie, słuchać nawet ich mowy nie chciałam; lubo ci się przyznam szczerze, że m nie n ieraz brała pewna chętkż, nie do h ab itu , broń Boże! ale do łaciny. Ja lubię niezmiernie czytać, i nic dziwnego, że­

bym w kaźdey xięźce wszystko zrozumieć chciała. Dawniej sze pisma Polskie iak to Skar­

g i, Górnickiego, Kochanowskich, Fredry i in­

nych , to rozumiem co do słowa, bo całe po polsku pisanej ale tych wszystkich co teraz i od kilkunastu lat piszę i d rukuię, to żal się Boże, głupiem u czytać; tak sadzę łacinę, że doyść skłddu i domyśleć się rzeczy niemożna, tym którzy nie tak m ędrzy iak oni. — Ale wra- caięc się do mego położenia, powiem c i, moia

(*) P is a rz , według zasad którego w owym czasie pt> łacinie

uczono.

(5)

— 6 i

Urszulku, że gdyby nieźal po Ciotce, po przy­

jaciółkach, po nauce, i nie boiaźń Oyca, to bym się iuż serdecznie na powrot do rodziców cieszyła; mówię l u d z i e Wszędzie dobrze, a

tm domu naylepiey! ale tak, to raz na tę , raz na owę stronę się ważę, i dotęd nięwiem, co się ze mnę dziele? Wiemiednak iż się cieszę, że Państwo PodstolsŁjro kilka dni we Lwowie za.- bawię;..,W Poniedziałek wielka uroczystość od, prawi się w Klasztorze, płakałabym miesięo całyj gdybym od niey odiechać musiała. Do­

nosiłam ci ip ż , że tu od roku odprawia swóy nowicyat znakomita rodem i cnotami Pani, Leszczyńska z domu, dwa razy wdowa, raz po Xięciu Radziwiłe, drugi raz po Xięciu.Wiśnior wieckim, Kasztelanie Krakowskim, z pięcię Królami złęczona, powinowata naypierwszych domów w Litwie i w Koronie, przeięta nabo­

żeństwem i pokorą Chrześciiańskę, postanowi­

ła wyrzec się świata, bogactw, zabawki zo­

stać zakonnicę. W Poniedziałek będę iey O- błóczyny; iuż przygotowania robię, cały Kla­

sztor w ruchu, Ciotka Przeorysza ledwie w gło­

wę niezachodzi; będzie mnóstw'O znakomitych, osób, wdelka parada; opiszę ci ten cały obrzę- dek, a teraz byway zdrowa. —

(6)

,62 —

D n ia 13 Lutego we Srzodę. Spóźnił sig ieszcze o dni kilka wyiazd Państwa Podstol- stwa, mego listu nie wzięto, dopiszę ci więc obiecane szczegóły wspomnianey uroczystości.

Już to nie dospałyśmy dwóch ostatnich'nocy, tak było wiele do roboty, ale mi nic nie żal;

i Ciotka Przeorysza pomimo wielkiego zatru- dnienia~, cały czas była dobrey m yśli; gdyż niezmiernie sig cieszy, że tak znakomita Pani do iey Zgromadzenia przybyła. Wsamey rze­

czy, to blask rzuca na cały Klasztor Domini- kanek, i naród Rzeczyckich. Co to iest bydź przełożony Xigźiiey? starszy.—odkrewńey pię­

ciu Królów ?.,, Obłóczyny były wspaniałe, ieszcze iak źyię nie widziałam tyle światła, ty­

le Pań, tylu Panów, tak wiele kleynotów i bogactw. Cały prawie Kościół był adamasz­

kiem wyłożony, a ’ u dołu galony i frandzle złote; gdzie naymnieyszy gzymsik, tam wszę­

dzie były lampy« & Świec iarzęcych tysiyce, Tak wiele nastawiali światła, że sig aż ciepło w Kościele zrobiło, chociaż mróz był tęgi- O godzinie iedynastey przed południem, kiedy iuź wiele było luda, przybył Xiydz Ąrcy-Bi­

skup Lwowski, otoczony Biskupami, Kanoni­

kami i licznem Duchowieństwem, i zasiadł na

(7)

— 63 —

tronie z um ysłu dla niego suto przystroionym.

W tem od forty wyszły koleyno trzy Panie bo­

gato przybrane, a same Xięźne; niosły para­

dne poduszki, na nicli m itry, znaki Xiyżęce, h e rb y , krzyże dyamentowe; za niemi ukazała się wolno idyca sama Xięźna Wiśniowiecka;

iuż nie młoda ale poważna i m iła; tak była bogato ubrana, że kapało złoto z iey sukien.

Syn iey zrodzony z pierwszego m ęża, Xiyże Hetman R adziw iłł, prowadził iy ziednęy stro­

n y , a Pan Potocki W oiewoda Kijowski z dru-

<giey. Dwie w nuczki, iak Aniołki paniytka, niosły długi ogon od sukni. Za niem i zaś w y­

sypali się Xiyżęta, W ojewodowie, Kasztelany i mnóstwo Urzędników. Szli tak przez cały Kościół, prześlicznie było patrzeć; przechodząc mimo tronu Arcybiskupa Xięźna się zatrzyma­

ła , i prosiła go o błogosławieństwo. Otrzyma­

w szy, udała się na mieysce iey przeznączone.

Była Summ a, który sam Arcy Biskup odpra­

w ił, kapela przecudna brźmiała na Chórze, zdawało mi się żem iuż w Niebie. Nasz Pro- wineyał m iał bardzo długy m ow ę; co w niey było nie w iem , bom nie zważała tnaiyc na ty ­ le osób, na tyle rzeczy patrzeć; a osobliwie na prześliczny świecę dyamentami nasadzany»

(8)

64

którę Xięina przez cały czas w ręku trzyma­

ła. Po tey mowie, Xiędz Prowincyał, Ciot­

ka Przeorysza i druga ieszcze zakonnica, oble­

kli Xięźnę w zakonny habit j o! iakże dziwnie ta czarna suknia wyglądała po tych axamitach i kleynotach? dali iey imię Taidy: którem to imieriiem wszystkim nazywać sig każę, ale prawie wszyscy ieszcze ię Xiężnę zowię. — Po obłóczynach gdy iuż weyść miała za klauzurę zakonnę, stanęła, i wymówiła tak głośno źe wszyscy słyszeli, te słowa z Pisma Ss° „T u móy

„odpoczynek na wieki wieków, ten pokóy o-

„ brałam sobie, w nim mieszkać będę!” We­

szła , i zamknęły się za nię drzwi z trząskiem;

aż mnie dreszcz przeszedł... W klasztorze wi­

tały ię i pozdrawiały wszystkie Zakonnice, i ona zaraz na wstępie dała dpwód posłuszeń­

stwa. Chciała bowiem iść do kraty i pożegnać się z rodzinę i z przyiaciołmi, ale Ciotka Prze­

orysza widzęc ię bardzo zmęczonę iść nie po*

zwoliła. Usłuchała iey z pokorę iako Przeło- żoney, i poszła do swoiey celi, która nieiest aui większę ani pięknieyszę od innych, tylko tyle, że dosyć w niey iest xiężek, bo Siostra Taida bardzo uczona. — Moia Urszulku, we Lwowie kobieta uczona nieiest żadnę nowina;

(9)

65

na tych obłóczynach prócz samey Xiężnóy by­

ło ich trzy; ale to co się zowie mędrych, bo nietylko czytaię i piszę iak się zwyczaynie pi- sze, ale co one napiszę, to zaraz drukuię;

przypatrywałam się im też niezmiernie; prze­

cież żadna nie wydawała mi się poczwarę, zu­

pełnie tak wyględaię iak inne. Było ich więc trzy, Xiężna Radziwiłłowa, Pani Niemierzy- cowa, i Pani Druźbacka. Powiem ci okaźdey co mi się słyszeć zdarzyło, bo wiem że cię te szczegóły zabawię. Xiężna Radziwiłłowa iest Synowę naszey siostry Taidy,' i boday czy ieszcze nie mędrsza od Świekry. Umie wybor­

nie połacinie, w Piśmie Sm, wprawach Kościel­

nych i świeckich, niezmiernie iest biegłę; ma doskonalę znaiomość wszystkich ustaw Seymo- wych, słowem, iest iakby męzczyznę wrobro- nie i w kornecie. Jak byłam wczora na obie- dzie u moich Chrzesnych, to właśnie ieden z iey Dworzanów tam będęcy powiadał, że ma w swoiey Bibliotece dwa tysięce dzieł, i że wszystkie przeczytała. O moia złota Ur- sznlku, iak iey też głowa niepękła! Nie do­

syć na tem, w Nieświeżu, gdzie ona wraz z mę­

żem mieszka iest Teatr; grywaię na nim tra- iedye, komedye, a ona ie sama wymyśla i pi-

(10)

66

sze, niektóre mai? po siedm Aktów; był ieden Jegomość u Państwa Podstolstwa, który mó­

wił źe to trochg za wiele, ale Dworzanin u- trzymywał: iż pomimo tego, te dzieła Xigżney Radziwiłłowey bardzo'śg. pigkne, i że musi koniecznie otrzymać od niey pozwolenie ogło­

szenia ich drukiem. — Pani Niemierzycowey także co do nauki niczego; podobno nie umie po łacinie, ale trzema innemi igzykami mówi, a naylepiey po francuzku; naywigcey też fran- cuzkich xi?żek czyta. Już dziesigć lat temu, wydrukowano tu we Lwowie iey Pieśni D u ­ chowne", Ciotka Przeorysza obiecała dać mi ie;

przetłómacsyła ona także z francuzkiego iakgś Powieść, piękny Polak, czy Polka, ale tey czy­

tać nie bgdg; niema iey Ciotka, tam iest o miłości; a wiesz że to rzecz niepotrzebna dla tak młodey iak ia dziewczyny, i zakazana w klasztorze. Teraz tłómaczy iakieś Rady dla swoiey Przyiaciołki. -— Co Pani Drużbacka to mi sig naylepiey podobała. Naprzód bardzo przyiemna, choć iuź stara, a powtóre, nie u- mie ani po łacinie, ani po francuzku, tylko sobie po polsku; ia zaś niewiem czy z Oyca czy z siebie, ale Wielk? skłonność do takowych kobiet czuig. Wszyscy m ówi?, że ona lepiey

(11)

— 67 —

i od Xiężney Radziwiłłowey i od Pani Niemie- rzycowey pisze, że ich Dzieła zaginę, a iey wie­

cznie trw ać będg. Ona pisze wierszami, in ik tię tego nie uczył, tylko tak sama z siebie; a po- w iadaig, że to naylepiey. Opisała życie Dawi­

da Króla, w iosnę, i wiele innych rzeczy; sg iey dzieła drukow ane, muszg koniecznie ich czytać. — Teraz iuż nic nie pisze i sprawami żadnemi trudnić sig nie chce, osiadła w kla­

sztorze w Tarnow ie, i tam życia na modlitwie dokonać pragnie. Mnie sig zdaie, źe ig toby iOyciec po lu b ił; bo też Bogiem a praw dg, ona nie iest m g d rg , nie limie po łacinie. — Ale co ci powiem dziwnego, moia U rszulku, te O- błoczyny siostry Taidy, lubo takie paradne, za­

smuciły m nie; iuż trzeci dzień sig zaczgł, a ia ieszcze słyszg iak sig zamykaig drzwi z trza­

skiem za tg zakonnicę; zdaie sig że ona iuż na wieki gdzieś w ziemig wpada. O! wdzięcz- nam bardzo kochanemu Oycu, że nie chciał pozwolić żebym Mniszkg została. Można bydź w klasztorze szczęśliwą, ale trzeba m ieć po­

w ołanie, którego ia iak w idzę, niemam wca­

le. Od tego też czasu, wigcey nie rów nie sig cieszę aniżeli trapię moim wyiazdem. Nieza­

wodnie za trzy dni nąstępi.

(12)

68 LIST DRUGI.

z Topo.Iówki t8 Marca 1753 we Wtorek*

Już niedługo będzie miesięc iak iestem w domu u kochaney Matki, droga moia Urszul- k u , i iuż mi nio nie źał klasztoru. Jednak wyieżdżać, bardzo mi było przykro. Ciotka rzewnie płakała, Zakonnice, Panny serdecznie się ze m n | żegnały, tyle mi nadawały specya- łów ; upominków! musiało mi bydź boleśno.

„Móy Boże! mówiła Ciotka załamuięc ręce,

„iam sobie pochlebiała, że nie wyidzie móy

„wysoki urzęd zRzeczyckich imienia, że moia

„Elżbietka będzie kiedyś po mnie Dominikanek

„Przeoryszę, a nielitościwy brat zepsuł moie

„szyki. Na co ci się przyda twoia umieię-

„tność? mogłabyś bydź późniey ozdobę nasze-

„go zgromadzenia!.. A iak mi tu będzie smu-

„tno bez moiey Elźbietki! kto mnie zabawi?

„ktq mi posłuży?...” Kochana Ciotka!. Płaka­

łam też i ia długo wsiadłszy do kolaski moich Chrzesnych; i w tóy chwili dla tego iedynie żem pomyślała o tym wyieździe, liter nie wi­

dzę takie mi łzy stanęły w oczach. Przez kilka dni w drodze byłam smutna, bo też i droga była niegodziwa; z poczętku flagi a po­

tem nagłe mrozy; ale im więcey zbliżaliśmy

(13)

6 i)

się do gra nic Ukrainy, tem mi lżóybyło na ser­

cu ; wjechawszy w Woiewództwo Bracławskie, zdało m i się że lepsze w niem iak gdzieindziey powietrze. Cóż dopiero gdym zobaczyła mi- łę Topolów kę, gdym stanęła przed domkiem naszym , gdym Matkę uyrzała, zapomniałam o wszystkiem. Wszystkich Bogu d zięk i, w dobrem zastałam zdrow iu; wszyscy mnie po­

znali od razu, nawet Bidak pies nasz stary;

mówili tylko wszyscy, żem bardzo urosła. O!

i bracia i siostra bardzo porośli. Stanisław iuż Cyca dogania, a Anulka głowę tylko ode- rnnie niższa. Nayukochańsza Matka zdrowiu- teńka, zdaie mi s ię , że ię teraz daleko więcey niśli dawniey kocham i poważam, ale bom też i starsza, to się lepiey znam na dobrem.

Nawet i kochanego Oyca nierównie mdiey się boię, i on też na mnie daleko łaskawszy. Lę­

kał się cokolwiek czy mnie Ciotka gwałtem w klasztorze nie przytrzym a, i taki rad temu, żem wróciła, że słowa łaciny nie um iem : iż się iuż o nabyte moie umiejętności nie gnie­

wa. Owszem spodobały mu się podarki, któ- rem m u przywiozła; woreczek na pieniędzez kolorowych iedwabiów ze srebrem , z herbem iego i cyfrę, i torbę myśliwskę z sarniey

(14)

70

skórki, zieloną siatką powleczoną; piekłam mu także iuż po kilka razy pieprzowe pier­

niczki, klasztornym sposobem, i bardzo mu smakuią; a nawet od iakiegoś Czasu, kiedy wieczorem wróci do domu i położy sig przy kominie na ławie, to pozwala sobie powia­

stką iaką albo wierszyki, powiedzieć lub prze­

czytać. Nayczgściey wtedy usypia; ale prze­

budziwszy się mówi zawsze łagodnie: „Bóg

„zapłać moia dzieweczko!” Już mnie dwa ra­

zy zszedł nad Xiąźką i wcale nie łaiał; ie- dnak powiada, że mu sig daleko milszą wy- daie, kiedy mnie przy kądzieli zastanie, lub w czeladniey izbie z Matką i z dziewkami. Ja też nie wiele czytam i piszg, tylko tyle żeby nie zapomnieć; prawie cały dzień mi scho­

dzi U J gospodarstwie i na robocie. Wstaiemy o piątey godzinie, Oyciec natychmiast klęka przed obrazem Matki Boskieyy my za nim, i imówiemy Różaniec; potem daley do śnia­

dania; Matka ia i Anulka iemy nayczgściey polewkę piwną, Oyciec z braćmi bigos bul.

tayski, który wódką popiia. Po śniadaniu każde idzie do swego zatrudnienia. Oyciec nayczgściey gdzie iedzie, czasem póydzie w pole, ia krzątam sig z Matką koło domu, u-

(15)

— 7 I

sługuig gościom na których nie zbywa; ie- dnak w ciggu dnia zawsze dopaść muszg xigź- ki albo pióra; wieczór zaś wesbły bywa; ie- szcze go iest godzin k ilk a; schodziemy sig wigc do czeladniey izb y ; przychodzą przgdki ze wsi całey, Matka i nam i im zadaie robo- tg; drzazgi i łóczywa sig palg, a my przg- dziemy na wyścigi. Co s'miechu! co zabawy!

wigcey przez wieczór ieden, iak przez cały miesigc w klasztorze. Matka i starsze przgdki dziwne nam opowiadaig rzeczy, o strachach, o czarownicach, o dawnych ludziach; iest ie- dna szczególna historya o Mazepie hetmanie Ukraińskim, ta nie bardzo dawno sig stała;

opowiem ci ig iak sig kiedy obaczemy; bo iuź ig .z dziesigć razy słyszałam, a zaw’Sze mnie baw i; czgsto także śpiewamy sobie róż­

ne pieśni i dum y; nauczyłam sig iedney bar­

dzo smutney o Morozie. Był to Wódz Ko­

zacki sławny w Ukrainie, bitny i waleczny, miał Matkg i źong,\ był bogaty, ale cóż? kie­

dy sig zbuntował przeciw Polakom; chcesz wiedzieć co sig z nim stało? przeczytay —

(16)

DUMA

M O R O Z IE KOZAKU.

7 3

Pasę sig na~stepach konie Pasę się wesoło, W in o , miód, Kozaki piię,

I plęsaię w koło.

Mówię do Morozy zony:

„P iy m iód, wino z nami

„ Idź do tańca, wszakeś młoda ?

„N ie siedź tak ze łzam i!"

„Jakże ia mam iść do tańca

„Pić miód, wino z wami?

,) Kiedy gdzieś tam móy Moroza

„ N a woynie z Laszkami1;" (_*) I owoź Moroza z za gór

Przez głębokie iary, Wyieżdża ze swym pocztem,

Koń go niesie kary.

W yiechał — i głowę schylił, Schylił aż 4° grzyw y:

„ Wszak tu Łaszków woysko stoi?

„ Ach ! ia nieszczęśliwy ! ,, Tam nad iarem , nad głębokim,

„ Ic h okopy, szańce;

„ Nie uydzie z nas żywa dusza,

„ Albo póydziem w brańce! ” Laszki Morozę zoczyli

Było to w Niedzielę;

Otoczyli go biednego I rokoszan wiele.

(*) Tak Kozacy zwykli nazywać Polaków-

(17)

73

„Przedaw ayże trzody, stada, ( Pisze on do M atki)

„Przedaway cielice , w oły

„ I wszystkie dostatki.

,, Przybyway, wybawić' syna

„ Z nieszczęśliwcy doli!

„W ykupić go, on się dostał

„ D o cięźkiey niew oli!”

Matka wyprzedaie stada;

Czuła litość Matki I Przedaie cielice, w oły

I wszystkie dostatki. — Okup Laszki nie przyięli

Bo innym na grozę, Zdraycę skarać się uwzięli

I stracić Morozę.

Nie posiekli go, nie ścięli, Ale przeniewiercę Skarali ostrzey, bo żywcem

Zeń wydarli serce.

A to serce posiekawszy Z popiołem zmięszali, Aby zdrayców wyplenić

Z wiatry ie rozsiali.

E y M orozo, Morozeńku, Ty sławny Kozacze!

Ciebie bitnego mołodca Ukraina płacze.

Ale nie tak Ukraina, Jak tw a kraśna żona, Siedząc nad twą mogiłę

W żalu pogrążana.

Tom I I . N e r P T II . 6

(18)

74

Praw da, U rszulku, że to smutna D um a?

codzień ia śpiewamy, lecz mi nic nie żal Mo- ro z y , poco sig zbuntował przeciw Polakom?

Ale otóż macie; tyle rzeczy cbciałam ci do­

nieść, a widzg Oyca wracaigcego ziarm arku i z gośćmi; biedź muszę dopomódz Matce do icli przyigcia. O! wiele ci mam o sobie i o dom u prawić. W krotce znowu pisać bgdg.

LIST TRZECI.

z Topolow ki 2 K w ietnia ' 1753 w e W torek.

Mam czas w olny, Oyca w domu niem a, piszg wigc co tchu do ciebie. Ty nic niewiesz, moia U rszulku, źe ia uchodzg za bardzo u- mieigtn^ w calem sgsiedztwię. Moia Chrzesna M atka, naywięcey mi tey sławy narobiła; i właśnie wczora będgc u nas mówiła do mo- iey m atki: „W aln a dziewczyna z naszey El-

„źbietki; w ie le m a w ia d o m o ś c i, zręczna, u-

„k ład n a, nie poszła w las klasztorna nauka;

„ale to m i się nadewszystko w niey podoba,

„że sig nie chełpi z tego co um ie, nie zadzie-

„ra nosa, i równie iest potulna iak dawniey

„w domu i z sąsiadkami.” — „ Móy Boże! po- myślałam sobie słyszgc te miłe słówka , a ia- ibym sig z czego chełpić miała? Uczyli mnie

(19)

75

i um iem , wielkją rzecz! moich sgsiadek n ik t nie uczył i nieumieig; a cóż one niehogie te­

mu. w in n e?” Wreszcie wieluż ia to rzeczy nie umiem? Siostra Taida, Xigżna Radziw ił­

łowa, Pani Niemierzycowa, Ciotka Przeorysza to m gdre; one i po łacinie i po francuzku, i

Bóg

wie po iakiemu czy taig i piszg; a prze­

cież sama Ciotka Przeorysza mi m ów iła, że sg ludzie daleko od niey i od tych Pań mgdrsi.

I śliczneźby to były skutki n au k i, gdyby ktoś dla tego, że cokolwiek uczony, zadzie­

rał nosa, był hardy, nieusłuchany i pogardzał wszystkiemi? Zapewne to takowych skutków umieigtności obawiał sig Oyciec, kiedy m nie nie chciał do klasztoru puścić, i słuszna by­

ła iegó obawa. „ W każdym , a osobliwie ,iW kobiecie, mówiła czgsto Ciotka Przeory­

s z a , dobroć sto razy wigcey od nauki po-

„płaca!” Żebym ia miała bydź złg i krng- b rn g , dla tego że gładko czytam, nie zle pi.

szg , trochg rachuig i wiele wykwintnych ro ­ bótek u m iem , tobym wołała wszystkiego za­

pom nieć a bydź dobrą. Żebyś wiedziała, dro­

ga U rszulku, iaka ta Anulka dobra i wyśmie­

n ita, iak^ iest Matce pomocg, chociaż ieszcze i iedney litery nie zna. Ale przyznam ci sig,

6*

(20)

— 76 —

że mnie to trochę korci. Jakoś nie dobrze kiedy iedna Siostra co umie, a druga nic; i kochaney Matce to przykro, ale zaięta przę­

dziwem, nabiałem, pasiekę, czeladkę, niema czasu dukwieć nad Anulkę; wreszcie sama m ówi, że iuż zupełnie zapomniała tego, cze­

go ię kiedyś w domu Rodzicielskim Dyrektor nauczył, i żeby nie potrafiła nikomu poka­

zać iak czytać i pisać. Jużeśmy między so- bę ułożyły, że iak kiedy Oyciec będzie do­

brey m yśli, będę go prosiła o pozwolenie u- czenia Anulki. Święta Wielkanocne nadcho­

dzę, będę tak gorliwie Matce pomagać do Święconego, taki zrobię wyborny ikołacz, (we­

dług nauki Siostry Ł ucyi, Szafarki Domini- kanek) że sobie zupełnie łaski Oyca zaskar­

bię ; i pozwoli żeby Anulka także czytać i pi­

sać umiała; a wielkę ma dziewczę do tego ochotę. Oyciec teraz często iest dobrey my­

śli, dobrze mu się powodzi; właśnie ci otem donieść ieszcze w ostatnim liście chciałam; iuż nie na Pana Dzierżawcę, więcey na Dziedzi­

ca patrzy; dom nasz zastałam nierównie za- sobnieyszy; przybyła kanapa trypę żółtę wy­

bita, sześć takichże krzeseł, stół piękny iesio- nowy z klapami, dwie szafy

w

których usta-

(21)

— '!'] —

wioną porzędnie cyna Gdańska; aż się ślnię ściany od m is, talerzy i innych cynowych sprzętów; przybył także prześliczny zegar ścienny; za każdę godziny wychodzi kukuł­

k a , i ile iest godzin tyle razy kuka; obadwa nasze wielkie sepety prawie pełne, po ścia­

nach wiszę, piękne zbroie, komora nie pró­

żna; wódki Gdańskiey nawet mamy puzder­

ko i parę gęsiorków Wołoszyna; w piwni­

cy zawsze iest kilkanaście beczek m iodu, wi- śniaku i krupniczku czyli zaprawney gorzałki.

Powiadam ci, moia droga, że iakeśmy na Nay- świętszey Panny Zwiastowanie na odpust do Granowa poiechali, było na co patrzeć. Oy.

ciec na dzielnym koniu cisawym w rzęd po­

złocisty przybranym, iechał naprzód z tęgę m in ę;m iał kontusz popielaty z gałonikiem śre- brnym, robotę u kołnierza z Tatarska, źupan różowy grodeturowy w kostki, pas złocisty- na to kireia zielona wilkami podszyta z po- trzebami iedwabnemi; karabela niepospolita u boku, dwa pistolety w mosiędz oprawne za pasem, a na głowie czapka wysoka z siwymi barankiem. My za nim w porzędney bryce krytey czterokonney iechałyśmy żywo. Ma­

tka miała na sobie łubkę szafirowę siwemi

(22)

— 78 —

barankam i p o d szy tą, kontnsik i kołpaczek a- m arantow y z sobolem. A nulka i ia włożyły*

śm y także na ten dzień nowe czerwone ku- czbayki i kontusiki barakanowe, A i braciom by ło niczego w nicow anych świeżo żupanach, w porządnych czapkach i pasach. Wszyscy w do*

m u Bożym m ieli na nas oczy zwrpcone, M a­

rny teraz i pachołka, ale nie takiego w archo­

ła iak daWnjey; ten bardzo porządnie ub ran y , m a w ęgierkę z siwego sukną, potrzeby u niey zie­

lo n e , guziki cy now e, kaihizelka zielo n a, pas zie­

lony rasow y. T a barwa w isr zawsze na kołku w iadalney izbie, ale skoro są goście, zaraz się w nią ubiera; i niewiem czy iey będzie miał na d łu g o , bo iak ciiu ż pisałam , na gościach u nas nie zbyw a. Są ieszcie w kom orze dwie h'ay duckie bar­

w y ; i iak iuż w ielk i iest ziazd, kładzie ie pastu­

cha i pachołek od k o n i; anibyś zgadła, że ieden dopiero z pola przygnany, a drugi przed chwi- lą gnóy w yrzucał. ' Zdąie się iż zawsze cho­

dzą w ty ch sukniach, tak im przystały; ale co w usłudze, nie koniecznie szykow ni;' przecież liczba służących choc tak ich , okazalszą posta­

wę dóm owi daie; a m iło na sercu kiedy czło­

w iek na większego Pana wygląda, iak nim iest w istocie. Pytałam się M a tk i zkąd nas tak Pan

(23)

— 79 “

Bóg obdarza? powiedziała mi źe iuż to na- przód,Oyciec lubo nie bardzo gospodarstwem się tru d n i, i więcey fakcyami, seymikami, ni­

żeli rolą zaięty, przecież na dzierżawie trochę zarabia. Xiąże August Czartoryski Woiewoda Ruski, do którego cały klucz Granowski nale­

ż y , Pan dobroczynny i niezmiernie bogaty, na niską cenę folwarki swoie szlachcie wypuszczać każę, łatwo więc wyiść na swoie; a powtórę Oyciec miał zawsze wielkie szczęście do koni, i. w tych leciech piękney się dochoyrał stadni, ny. Ma teraz ieden zaprząg sześciokonny tak piękny i tak dobraney maści, źe sam Xiąźe Woiewoda pewnie niema pięknieyszego; ma także, kilku paradnych wierzchowców, ieden szczególnie gniady ze strzałką na czole, prze­

śliczny! Królewicz mógłby się na nim przeie.

chaĆ. Prócz tych ma Jeszcze kilka pośledniey^

szych zaprzęgów, i kilkanaście poiedynczych.

koni. O! nie mało szlachty przybywa do nas po te kbnie; iedni chętnieby dali pieniądz go.

to w y, drudzy życzą sobie zamianą nabyć, ale wszyscy chcieliby tanio, a Oyciec się droży, bo ma z czym. Nie raz tyle się ich nazieźdźa, źe aż ciasno w naszych izdebkach; wrzawą straszna, kłótnie, piiatyka, iuź od tego czasą

(24)

80

iak ia do domu wróciłam, pękły cztery gąsio­

ry krupniczku, miodu, prostey gorzałki eonie miara; i nie możemy nastarczyć z Matką pier­

niczków, kołaczy, wędlin i gęsi karmnych. Ju- źem teraz zupełnie do tych biesiad na powrót nawykła; w nich się wychowałam, ale przy­

zwyczaiwszy się przez trzy lata do klasztor- ney ciszy, z pierwszego razu dziwne mi się wydały. Jeszcze się tak wydarzyło, że nay- pierwszy ziazd po moim powrocie był naybu- rzliwszy. Było kilkunastu sąsiadów, między niemi Pan Woyski, chciał nabyć owego gnia- dego wierzchowca, i w układy z Oycem przy szklenicy wchodził, Oyciec przy pierwszem słowie obstawał, nic nie odstępował, a tamten nic nie chciał postąpić. Przyszło do przymó- wek i nareszcie Pan Woyski poważył się po­

wiedzieć memu Oycu: „Waszmość targuiesz ,,się iakby żyd.” Ledwie wymówił te słowa, kiedy móy Oyciec powstał z ławy, wąsa za­

kręcił, pasa poprawił, rękawy od kontusza za­

rzucił, stanął w śrzodku izby, i zawołał gro­

źnym głosem: „Pokaźę ia natychmiast WTaści

„iaki to żyd ze mnie,” i to mówiąc wyzwał go. Silny, barczysty, wzrostu i mocy nie- zmierney, pewna byłam że na miazgę Pana

(25)

81

Woyskiego zgniecie; przestraszona uciekłam aż pod strych, i nie wyszłam póki się nie rozie- chali. Nie stało się przecież źadney krzywdy, przytomni pogodzili zwaśnionych, i nazaiutrz Oyciec mnie bardzo łaiał za to żem uciekła.

,,O tóź to 'ta k ie, mówił do Matki, owe zachwa­

l o n e klasztorne wychowanie, śliczna z niego

„pociecha, tchurza mi zrobili z moiey czarno-

„brew ey! Dziewczyno! rzekł do mnie, parnię-

„ ta y żeś szlachcica Polskiego,' żołnierza z pan-

„cerney chorągwi córka, iedney żyłki boiazdi- ,,w ey nie powinno bydz' w całem ciele two-

„iem . Straszne rzeczy, że my tu biesiadu­

je m y wesoło? Wiedz że Polak podochoci so- , , bie', przemówi się z sąsiadem, dobędzie kara-

„ b eli, ale kobiety nie skrzywdzi. Nie ucie-

„kay mi więc pod strych dziewucho, bo ia ci

„odwagi napędzić potrafię.” I wtedy wyiął bat z zapasa, i pogroził mi nim. We dni kil­

ka był znowu ziazd, było huczno, a ia nieu- ciekłam, i nic mi się nie stało. Odtąd zawsze dotrzymuię im placu, i właśnie onegday w Nie­

dzielę, Oyciec chcąc doświadczyć moiego mę- ztwa i dać dowód swoiey zręczności, kazał mi weyść na stó ł, stać spokoynie, i strzelał do korka mego trzewika; trafił, a ia tylko tyle

(26)

82

iem drgnęła. O! niesłychanie był kontent,

■wziął mnie obiema rękami za szyię, podniósł w górę, pocałował w głowę, i powiedział: „Już

„przecie zapomniała o klasztorze, iuź przecie

„znać że w niey Polska i szlachecka krew pły-

„nje!” I wziąwszy ustrzelony móy trzewik, wstawił w niego kielich, i wniósł prawdziwych Polek zdrowie. Pili wszyscy, i tyle prawili O męztwie i o odwadze Babek i Prababek na­

szych, źe mnie aż chętka-.do pałasza wzięła.

Ale Matka iuź mi się dwa razy pytała: „ Cóż ty tey swoiey Urszuloe tak długo piszesz?” Mu­

szę iey te banialuki odczytać. Byway zdrowa.

CDalszy ciąg' nastąpij

\

(27)

— 85 —

II. '

P O W I E Ś C I .

SZKODLIW Y nałoo.

Ewusia Wałęska ledwie z pierwszego dzie­

ciństwa wyrosła, kfedy iuż, nabyła bardzo szkodliwego nałogu, nauczyła się udawać wszystkich doskonale. Nikt nie uszedł iey żar­

cików; czy kulawego, czy garbatego spotkała, czy dostrzegła w kim wadę iakę w chodzie, w twarzy, w mowie, chromała, kuliła się, wy­

krzywiała, to na tę to na owę. stronę, dziw­

ne wyprawiała rzeczy z oczyma, z ustami, Si­

kała się, wydrzyźniała. Ewusia nie robiła te­

go ze złości, bo nie była złę, ale z niedosta­

tku zastanowienia, i z tego szpetnego nałogu (który wielu osoboih iest wspólny) szukania we wszystkiem powodu do śmieszków i za­

bawy. Rodzice iey nie przewiduięc okro­

pnych skutków podobnego przyzwyczajenia się, strofowali ię tylko półgębkiem, i często sa­

mi z iey wydrzyźniań się śmieli. Tym spo­

sobem szkodliwy nałóg Ewusi wzrastał wraz z latami, i doszedł do tego stopnia, że nawet

(28)

— 84- —

przy obcych osobach i na publicznych miey- scach wstrzymać sig od niego nie mogła. Je­

dnego razu była z Ochmistrzynią i z rodzeń­

stwem swoiem w Saskim ogrodzie; niewiele w nim było osób, i Ewusia długo na pró­

żno strzelała wszędzie oczyma, szukai^c przed­

miotu iakiego do wyśmiania i do udawania, ale nareszcie w boczney ulicy zobaczyła dwie młode Panienki, iedna z nich dosyć była przy- stoyna, druga zaś mała, pokrzywiona, nie tylko że garb miała z tyłu i z przodu, ale ie- szcze nogę iedng tak skurczony, że z wielkg.

trudnością chodziła. Ewusia wziąwszy brata młodszego pod rękę pobiegła do tey ulicy, i w iedney chwili przeięwszy układ cały, spo­

sób chodzenia nieszczęśliwcy kaleki, szła krok w krok ża nig, udaigc ig. doskonale, i śmie- igc sig wraz z bratem cicho lecz serdecznie.

Te dw ie Panienki zagadawszy się z sobę. nie wiedziały wcale co sig za niemi dzieie, i szły spokoynie; alez inna osoba, którg postępek niebaczney Ewusi naydolegliwiey mógł do­

tknąć, dostrzegła go. Była to Matka biedney kaleki, odpoczywała na ławce, w czasie kiedy iey córki po teyźe samey przechadzały się u- licy. Obaczywszy ' iak płoche dziewczę szy­

dziło nielitościwie z iey nieszczęsnego dzie-

(29)

85

cięcia, nie mogła wstrzymać wyrazu żalu i wzgardy. Powstała z mieysca, a uchwyciwszy Ewusię za ręk ę, zawołała z uczuciem gniewu i boleści: „Niegodziwa dziewczyno! także to

„naigrawasz się z kalectwa i z nieszczęścia?

„ale poczekay! ieszcześ nie wyrosła; może da

„Bóg sprawiedliwy że i z ciebie równe tobie

„poczwary kiedyś szydzić b ę d ę!” Ewusia sta­

nęła iak wrryta na te słowa ; blada, przelęknio­

n a , nie mogła znaleść źadney odpowiedzi, ża­

dnego uniewinnienia się, i nie wiele myślęc uciekać zaczęła. Prawie bez tchubratię do Och­

m istrzyni przyprowadził; ledwie w kwadrans opowiedzieć iey potrafiła, co iey się zdarzy­

ło ; a ta wddzac iey pomieszanie, iuż ię. i łaiać nie śmiała. — Od tego dnia Ewusia za­

niechała wszelkich udaw^ań; ale bgdź, że Bóg w sprawiedliwości swoiey wysłuchał przeklę- ctwa obrażoney M atki, będź że Ewusia mia­

ła w kibici ukryty zaród wady, która dopiero zwiekiem wykazać się mogła, asamym ieynało- giem dzielności nabyła, dosyć iż wkrótce po tey okropney przygodzie, kiedy właśnie dw unasty rok kończyła, nagle rość przestała, skrzyw iły iey się łopatki, bok ieden zapadł i zupełnie garbatę się zrobiła.— Dziś ma lat szesnaście, i tak iest szp etn ę, że ,iuź nie raz przyszła na

(30)

86

niy owa smutna koley bydź celem żartów i udawania. Nie śmie iednak gniewać się i na­

rzekać, bo i niekształtny kibić i te obelgi, za słuszny karę dawnego postępowania uważa.

Wszystkie przyiaciółki swoie przestrzega, i dogadzaiyc iey woli, udzielam wam,' dzieci drogie, tego zdarzenia, ażeby nauky było, i odstręczyło na zawsze od udawania i wydrze- źniania^te zw as,któfeby do tak szkodliwego nałogu skłonność jakowy miały.

z

(31)

89

powie co to iest Xiężyc? — „To iest Słonce nocne,” powiedział chłopczyna. — Czy może bydź trafnieyszy obraz Xiężyca?

IV.

WYJĄTKI SŁUŻĄCE DO UKSZTAŁCENIA SERCA I STYLU.

O PO G A R D Z IE BOGACTWi

Nie masz nic milszego dla serca kochaiące- go Cnotę iak napotkać źyiące iey w zory, nie masz nic skutecznieyszego iak głosząc iey pra­

widła, opierać ie na przykładach; nie masz wię- kszey dla duszy Polskiey słodyczy, iak te wzo­

ry i przykłady między swemi znaleść. Ach!

pocóż mamy tylko obcych uwielbiać, i u nich cnót szukać? poco się żywić iedynie pokarmem, który nam tyle przystać nie może, kiedy u siebie potrafiemy serce i duszę napoić. Czyż każdemu nie nayzdrowsze rodzinney ziemi o- w oce?.. Z nayżywszą więc rados'cią, z łubem przekonaniem, że tym sposobem naydzielniey do ukształcenia serc waszych się przyłożę, nio-

Tom II . N e r I ^ I ll. 7

(32)

88

z ciekawością czekał, co też dostanie? Mała Jzabelcia będgca w tyrti wieku w którym sa­

me żarty prawdy się wydaig, zapytana od są­

siadki:,, A ty co mi daruiesz?” wybiegła zpo- k o iu , i w net wróciła ślicznę szkatułkę trzy- maięc w ręku. „ T o ci d ąru ię! powiedziała sta- wiaięc ię na iey kolanach, nic niemam ła- dnieyszego. ” A właśnie ten piękny podarek przed godzinę od przyiaciela domu była do­

stała. Kozśmieli się wszyscy z prostoty dzie­

wczynki; uśmiechnęła się wdzięcznie iey Mat­

ka, bo w tym czynie dobre serce córki, i za­

ród Pólskiey hoyności postrzegła.

J

Trafność.

Ozwald S. czwarty rok maięcy, pytał się niedawno Piastunki, wsk&zuigc naXiężyc w peł­

n i: „Co to iest? — „ To Xiężyc. ” odpowie­

działa.— „Ja wiem dawno że to się zowie Xięźvc, ale co to ie s t? ” — „ To Bóg! wyrze- kła chcęc się go pozbyć.— „Co ty też gadasz?

zawołał Ozwaldek, ia widziałem Boga malo­

wanego, wisi na krzyżu nad łóżkiem Mamy, wcale in n y .”— „ A to niechże Panicz sam

po-

(33)

91

Skoro więc oddała mężowi ostatnie i Chrześci- iańskie posługi, zaczęła myśleć o tem , ażeby ta iego puścizna iak uczciwie zarobiona, tak sprawiedliwie, rozrządzoną została. Wezwała do tey czynności sumiennego sąsiada, świadomego praw kraiowych, i oświadczyła m u: że niema- iąc dzieci, z rodzonemi braćmi nieboszczyka źyiącemi dotąd w ubóstwie i pracy, maiątkiem iego równo chce się podzielić. ,, Dobra chęć ,,WPani odpowiedział iey sąsiad, zgadza się zu- ,,pełnie z prawem o wspólności maiątku. między

„małżonkami, które w podobnym razie takowy

„przepisuie podział.” Ucieszyła się wdowa, i

przyzwała do Warszawy obudwócli braci. Za­

smucili się wieścią o śmierci brata. Gospodarz opuścił swóy zagon i' chatę, ogrodnik opowie­

dział się państwm swemu, i oba razem u Brą- towey stanęli. Załuiąc wraz z niemi nieboszczy­

ka , wdowa kazała prosić do siebie wspomnio- nego sąsiada; przyszedł, i oświadczył dwóm Braciom: że maiątek dosyć znaczny pozostały po ś. p. Pawle Kopytowskim, między nich i żonę iego ma bydz' podzielony. Usłyszawszy te słowa oba bracia, zdziwili się mocno; na­

reszcie starszy obracaiąc się do owego sąsia­

da powiedział: „Widzęć ia to dobrze, Że

„W ielmożny Pan iest iakąś słuszną osobą, P*

(34)

90

sę wam dziś, dzieci drogie, prawdziwy i oyczysty przykład pogardy bogactw, umiarkowanych życzeń , przywiązania rodzinnego, a pewna ie- stem, że ten prosty opis więcey was ku cnocie zniew oli, milszym wam się wyda, niź gdybym oschłe zbierała zdania, lub wzór ten czerpa­

ła daleko.

Było trzech braci Kopytowskich, synowie prostego kmiotka, pracą rąk własnych na ka­

wałek chleba zarabiać musieli; ieden został na roli Oyca, drugi poszedł w służbę za Ogrodni­

k a , a trzeci Paweł osiadł w Warszawie, i na swoie, ogrodnictwem trudnić się zaczął. Wszy­

scy trzey byli bogoboyni, poczciwi, pracowi­

ci, ale Pawła posada była, nayzyskownieysza;

przy ciągiem więc staraniu, i z pomocą dobrey żony, po wielu latach został właścicielem dwor­

ku i ogrodów, a gdy część swey posiadłości Rządowi na drogę publiczną spr2edał, mógł złożyć w Magistracie dwadzieścia tysięcy Zło­

tych , zachowuiąc ieszcze u siebie dość znaczne pieniądze. Lecz gdy tak mu się wiodło, umarł właśnie w tym roku; zostawił po sobie nieska­

żone imię, żal i szacunek w sercu żony i są­

siadów. Ale potomstwa nie zostawił, ani ża­

dnego Testamentu, i wdowa iego zważyła, że nie mógł do niey należeć cały iego maiątek.

(35)

93

„niecie.”— „M y ! zawołał gospodarz, a to za

„co ? Jać tam niewiem co to iest to Prawo, ,, o którem Wielmożny Pan wspomina, ale to

„w iem , że kiedy człowiek odbiera drugiemu

„ czego m u nie dał i do czego sig nie przy­

ł o ż y ł , niesprawiedliwie czyni. I chociaż i

„Praw o i Pani Bratowa tak chce, nasze su- ,, mienie tak chcieć niemoże, i Pan Bóg uka- ,, rałby nas cigźko za tg krzywdg kochaney

„B ratow ey!” — „K iedy was żadnym sposo-

„ bem przekonać teraz nie można, rzekła tu rozrzewniona w dow a, zostawmy to dalsze-

„ m u czasowi, a dziś w dowód moiey wdzig-

„ czności dla ukochanego Mgża i przywi^za-

„ n ia ku wam Rraciom iego, przyimiycie przy-

„naym niey po 2000. Złotych.” I to mówigc, otworzyła szafg, wyięła dwa w orki, i wysy­

pała cztery tysiące Złotych na stół. N a ten widok oba bracia zdumieli i um ilkli na chwi- lg, ale nareszcie starszy odzyskuigc mowg tak pow iedział: „M oia Pani Bratowo! wy dobrze

„w iecie, że mnie na raz tak wielu pienigdzy

„ n ie potrzeba; iabym nawet Bóg w idzi, nie

„w iedział co z tern zro b ić, gdzie to scho-

„w ać? Ale kiedy tak łaskawi na nas iesteście,

„niech te bogactwa u was zostaną; a iak mi

„kiedy braknie na podatki, iak nie bgdzie

(36)

92

„i dla tego nie poymuię wcale, czemu o nas bie-

„dnych wieśniakach tak źle sędzić może?

„Czyż dla tego żeśmy ubodzy, mamy na cu-

„dze dobro bydź chciwi? Czyi dla tego żeś-

„m y nie uczeni, wiedzieć nie m am y, że wa-

»ra tobie od cudzego? Ani ia , ani ten brat

„m łodszy, który tu przed wami stoi, w n i-

„czem nie przyłożyliśm y się do maiętkn nie­

b o sz c z y k a ; skiby ziemi żaden z nas mu nie

„obrócił, ziarka zboża nie dał; owszem on

„nas wraz z Panię Bratowę ratował w kaźdey

„ potrzebie. I my mieliźbyśmy tak bydź nie­

g o d z iw i? iż kiedy on Bogu ducha oddał,

„m ielibyśm y wdowie iego maiętek odbierać?

„ N ie ! tego nie zrobiem y; ten maiętek cały

„ d o niey należy, bo ona na niego wspólnie ,, z nieboszczykiem krwawo pracowała.” — „ A-

„ le móy kochany! odezwał się na to sęsiad,

„có ż w y prawicie? a wiecież wy że nie tyl-

„ ko Pani Bratowa lecz i prawo tego chce po-

„d zia łu ? Jedna połowa maigtku po Bracie

„waszym żonie iego, druga wam Braciom się ,, należy. Jaki iest ten cały m aiętek, tego do-

„kładnie nie w iem , bo nie iest ieszcze spi-

„sany i oceniony, ale to iuż wiem: że iest

„ złożonych w gotowiznie dwadzieścia tysięcy,

„ i z tych wy po pięć tysięcy Złotych dosta-

(37)

95

Miał Paweł Kopytowski iako na stan i ma.

jętek iego przystało, odzież uczciwy i chędo- gę. Wzięła więc piękny kapotę i prawie no­

w y kapelusz, i prosiła starszego brata żeby ie przyięł. Kmiotek obeyrzawszy te d ary , zaw ołał; „O y! i tego przyięć nie mogę! wy­

m ykałyby m nie palcem dziefci wieyskie gdy-

„ b y m się w tak ślićżnę suknię wystroił. Wszak

„ ci to i nasz W óyt Gminny takowey niema.

„ I kapelusz zbyt piękny! On może dwa ta- , , la ry ,'m o że dwa dukaty kosztował. Dla mnie , , dosyć za dwa złote, nawet i od s’więta.” — I tak oba byli nieubłagani; mało maięc, ma­

ło żędali; przywykli grosz każdy z potem czoła zarabiać, łacny przyięć, niesprawiedli­

wością im się zdawało. O! iakźe ten ich po­

stępek wielu zawstydza Bogaczów'!... A wy dzieci lu b e , kiedy w późnieyszem życiu wa- szem , grosz ieden niesłusznie nabyć zapra­

gniecie, kiedy które z was z chęci powiększe­

nia roaiętku lub znaczenia, podłości iakiey dopuścić się będzie chciało, kiedy zbogacenie się wasze naymnieyszę krzywdę sumieniu i bliźnim przynieśćby m ogło, .wspomniycie na ten przykład pogardy bogactw w prostych i ubogich kmiotkach, niech was zawstydzi, niech was upamięta!

(38)

— 94

„za co soli kupić, iak będę chciał moiey ko-

„biecie albo wnukom gościńca przywieść, to

„p rzy id ę do was, Pani Bratowo, i zechcecie ,/ini po kilka złotych udzielić. Wiem, com

„odbierał od Braterstwa za życia nieboszczy-

„ k a , w iem , że i po śmierci iego Pani Brato-

„ wa wspierać m nie zechce w potrzebie.” — W idzęc że ze starszym nic wskórać nie mo­

ż e, wdowa równie iak i oni szlachetnie my- ślęca, udała się w prośby do młodszego, ale i ten był nieubłagany; ani podziału, ani tym ­ czasowego daru przyięć nie chciał, i na wszy­

stkie nalegania tak odpowiedział? „Wiecie co

„Pani Bratowo? iam dotęd wiek móy na słu- ,, żbie po dworach trawił. Co się mam da-

„ l e y poniewierać u obcych? wolę wam słu-

„ ż y ć ; póydę do mego teraźnieyszego Pań-

„ stw a , podziękuię im za ich chleh, a w y

• „ m n ie do waszego ogrodu przyimiycie. Pra­

c o w a łe m szczerze dla obcych, dla was Pani

„B ratow o, tern bardziey ręk żałować niebę-

„dę, Tych pieniędzy w mieyscu zasług po

„trochu m i udzielaycie."— Po długich tar­

gach przystać musiała na te układy dobra Bratowa, nie mogęc iednak przenieść na so­

b ie , ażeby bracia ióy męża pierwszy raz z iey dom u z próżnemi odeszli rękoma, małym choć upominkiem obdarzyć ich chciała.

(39)

— 97 —

wschodzącego słońca, nikczemnemi sig wyda- dzę zabiegi twoie.

Czyżby słońca do prawdziwey R eligii, o- gnia do fałszywey Filozofii przyrównać nie można?

V.

W IA D O M O Ś C I

MOGĄCE BYDŹ MATKOM PRZYDATNE.

LISTY MATKI O WYCHOWANIU CÓREK SWOICH.

LIST ÓSMY.

Znalazłszy odpowiedź moig zupełnie zgo- dnę z twoim sposobem myślenia, chcesz wie­

dzieć, Siostro, co ia Naukę, w kobiecie zowig?

co w n iey zawieram, iakę ię widzieć pragng, ą po prostu m ów ięc, chcesz wiedzieć iak i co Córki moie bgdę umiały? Może dzisieyszy móy list dziwnym ci sig w yda, bo prawdzi-

(40)

— 96 — RÓŻNICA

między SŁońcEM i Ogniem.

Słońce wszystkim ludom przyświeca, bez cudzych prac i zabiegów. Ogień starań, tru»

dów , żywiołu wymaga.

Słońce daie żyzność ziemi, owocom doy.

rzałość, a przeto dobroczyńcy iest przyrodze­

n ia ; ogień naywięcey sztuce pomaga. .

Ogień pożera, nieustannie pastwić się m u­

si; słońce żywiołów nie potrzebuie, owszem dostarcza ich i rozwiia.

Słońce rzadko kiedy szkody^ czyni, ogień częste sprawia pożary.

Ognia wszyscy mieć nie mogę, Słońce za- rów no Królowi iak nędzarzom przyświeca.

Bez Słońca świat by się nie ostał; można- by żyć bez ognia.

Ogień rozpala się i gaśnie, Słońce od po- czytku swym blaskiem bez przerwy iaśnieie.

Ogień człowiek wzniecić m oże, Słońce Bóg ieden złożyć potrafił.

Niemoże bydź ognia bez kopciu i dym u, Słońca czyste sy promienie.

M iliony rozpal ogniów, wznieś lamp, świeć, i kagańców krocie, niechże się okażepromień

(41)

99

dnie rzecz każdę, napiszę list dobrze, nie maięc żadney wiadomości zasad Retoryki, a- ni różnych rodzaiów stylu; utrzymać potra­

fię reiestra domowe, będę znały układ świa­

ta , piękności i niektóre tayniki Natury, a nie postanie im nigdy w głowie że Arytmetykę, Astronomię, Fizykę i Chemię umieię. Bez żadnego zatem przymusu, mężczyznom wyż­

szość przyznawać będę, skromności przy świe­

tle nie stracę, i nigdy kobietami bydź nie przestanę.

Co do ięzyków, żebym własney słuchała skłonności, córki moie nie znały by inney mowy prócz rodowitey. Ale tyle iest osób przeciwnych temu zdaniu, wreszcie i ia i moie córki tak ma­

ło znaczemy, że ten iedyny wyiętek nie wiele- by podniósł język oyczysty, a możeby nieprzy­

jemności iakie na nich ścięgnęł. Do spełnienia tego narodowego pomysłu, trzebaby zwięzku, zmowy między Matkami, i to z naypierwszey klasy; iest to podobno uroienie,sen duszy ko- chaięcey goręco Oyczyznę! który spełznie iak zwykle sny pełznę... Ale co wtem nikt mnie nie przerobi, że córki moie dopiero wtedy za- cznę uczyć Francuzkiego ięzyka, kiedy swóy dokładnie poznaię, i że tyle go tylko będę umiały, ile zwykle po niemiecku, włosku lub

(42)

98

wie dziwne myśli snuią mi się wtey mierze po głowie. Ja chcę naprzykład, żeby moie dziewczęta umiały niewiele wprawdzie rze­

czy, Ale gruntownie i dobrze; a żadney Na­

uki tecbnicznemi słowy, z reguł uczyć ich nie myślę; bo sędzę, że ten sposób szkolny dla męzczyzn konieczny, dla nas iest nieprzy­

zwoity. W kobiecie, wszystko co się umieię- tności tycze powinno bydź łagodne, nieśmia­

łe , na w pół ukryte; wszystko co umie, po­

winna umieć iakby z natchnienia, iakby nie­

chcący; wtenczas Nauka nie szkodzi bynay- mniey powabom płci ieywłaściwym, owszem dodaie iey wdzięku; zniknie on zupełnie sko­

ro po męzku uczyć ię będę.— Męzczyzna prawdziwie światły i uczony, tęczy teoryę Na­

uki z praktykę, a raczey wiadomość z ćwicze­

n iem ,‘kobiety za mało maię czasu, ażeby się zbogacić miały oboygiem, i prawdę mówięc, drugie im tylko przystoi, bo nierównie mniey zarozumienia rodzi. — Moie córki więc bę­

dę wykonywały cnoty Chrześciańskie nie rna- ięc wyobrażenia umieiętney Teologii; będę kochały Oyczystę ziemię, nie spieraięc się o nazwiska ludów^ które wniey przed wiekami mieszkały; będę móvyiły czysto swoim ięzy- kiem, ale nie zGrammatyki; opowiedzę porzę-

(43)

1O1

cenie.— W łaśnie, kiedy w główce dziewczę­

cia zaczynaię się myśli rozw iiać, kiedy szu­

ka słów do ich w ydania, kiedy się uczy sto­

sować wyrazy do w yobrażeń, i kiedy z nay- większę łatwościę. mogłoby się wprawić na zawsze W właściwe ich oznaczenie, bałamucą iey umysł obcę m ow ę, i kaźdę rzecz, każdą m yśl, dwoiako chcę ię nauczyć nazywać i wyrażać. Zbyt słaba ieszcze główka obięć te­

go nie może, zaraz więc iey umysł dwiema drogami się puszcza, a przeto wolniey i m yl­

nie postępuie; wyobrażenia swoie raz po fran- cuzku, drugi raz po polsku stroi, tok i skła­

dnia obudwóch ięzyków się miesza, snuię iey się słowa i polskie i francuzkie; i niema zwięz- k u , porzędku, płynności, właściwego wyrazów doboru, ani w ie y myślach ani w iey mowie.

Przypomniy sobie, kochana Siostro, iak mało znasz młodych dziewczęt naystaranniey cho­

w anych, iak mało kobiet któreby prawdziwie dobrze wysłowić się umiały, któreby się nie ratowały wyrazami to Polskiemi, to francuzkie- m i; przypomniy sobie iak obiedwie często czy niemy w potoczney rozmowie, a uznćsz czy niesłuszne zdanie moie? Pomimo nayu- silnieyszego starania, zostanę nam podobno na zawsze ślady tego rozdwoionego w dżie-

(44)

100

angielsku umiemy. Zrozumieig naytrudniey- ssg xigżkg, w konieczney potrzebie rozmówię, sig nie źle, i list skleig iaki taki. Ale obcy język nigdy z oyczystym w zapasy nie póy- dzie; m yśleć, m ów ić, pisać będg zawsze po polsku. Ani poymuig, iakaby mogła bydź dla nas ta konieczna potrzeba doskonałego mó­

wienia i pisania po francuzku F Córki moie zapewne bgdg miały przeznaczenie podobne m oiem u; bgdg mieszkać w własnym kraiu i żyć z rodakam i, i może im sig nigdy nie zdarzy, prawdziwa konieczność mówienia lub pisania po francuzku. Nie wszystkie ich zna­

jome bgdg umiały dobrze po polsku, ale prze­

cież każda ich zrozumie, gdy do niey po pol­

sku przemówig lub napiszg; niech im od- powiadaig iak im sig podoba...

Pomiiam szkodg iakg zamiłowanie fran- cuzkiego igzyka narodowości przynosi, pomi­

jam krzywdę iakg prawey Polce czyni, nie chcg powtarzać co iu i tyle razy mówionem było ; ile że piszgc do ciebie, kochana Sio­

stro , naymnieyszey tego nie widzg potrzeby;

pod innym wigc względem uważać będę, zwyczay tak powszechny u nas uczenia dzie­

wcząt obcey mowy zawczasu, i powiem, że o- granicza niezmiernie rozumowe kobiet ukształ- 9

(45)

— io3 —

STRUMYK.

P R Z Y P O W X E Ś Ć.

W gorącym dniu Sierpniowym, mała Zo­

sia szukaięc ochłody, usiadła z Matkę nad brze­

giem czystego strumyka. Patrzyła z upodoba­

niem na kamyczki leżęce na dnie, na Niebo, drzewa i kw iaty odbiiaięce się w spokoyney i przezroczystey wodzie. W tern w iatr powstał, zmieszał w odę, i znikły miłe obrazy. Zasmu­

ciła się Zosia.— „Niech ci ten widok naukę

„będzie, powiedziała iey M atka, swóy obraz

„niechcęcy widziałaś. Pokiś czysta i spokoyna,

„poty czytać w sercu twoiem m ożna, poty w

„niem samo Niebo się odbiia; lecz skoro na-

„m iętności, gniew, zazdrość, upór, powstaną

„w twey duszy, zmiesza się spokoyność twoia,

„przestaniesz bydź czystę, nadobny i miłę.”

(46)

102

ciństwie umysłu.— Nie będzie tak z córkami moiemi; starsza iuż czyta trochę po francuzku, ale żadney z nich nie dam ani mówić, ani pisać, póki sig do tego konieczna niezdarzy potrzeba;

w tenczas wywinę się iak będę mogły; teraz zaś nic w ich umyśle iedności nie przerywa. Tru- dnoby uwierzyć, iaki szczęśliwy wpływ ma ta iedność na rozwiianie ich myśli, na kształcenie mowy; iak im wiele trafności, nawetrozsędku u- życza. Marynia ma dopiero rok dziewiąty, Lu- dwisia siódmy kończy, a iuź wysłowić się u- mieię przedziwnie, i rzecz kaźdę prędko i dobrze obeymę. Kiedy przy lekcyi rozpowiadaię mi hi- storyę świętę lub polskę, kiedy powtarzaię treść tego co przeczytały, lub zdaię mi rachunek z za­

trudnień, z zabaw, z postrzeźeń swoich, słucham ich zprawdziwem upodobaniem; i nie raz mnie- by słów i wyrazów nie stało, a im na nich nie zbywa; toż samo i z pisaniem dziać się będzie.

Poymuiesz łatwo iakę stęd rozkosz iako Mat­

ka, iako Polka czuię; wreszcie tym trybem idęc, przysposabiam córkom moim skarb nieoce­

niony, małe o sobie rozumienie; bo iakże ła­

two im będzie spotkać umieiętnieysze na po- zór od siebie dziewczęta? ileż to iuź w pięciu leciech trzema ięzykatni szczebioce, chociaż w

ośmnastu żadnym dobrze mówić nie umie.?

ciąg nastąpi.)

Cytaty

Powiązane dokumenty

W pracy iedyny iest sposób wypłacenia się Bogu, Rodzicom, Oy- czyźnie; do pracy zawczasu wprawiać się

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi

kunów swoich, gdyż,pomimo powtarzanych ich napomnień, nie chciał Wierszomanii zaniechać. Miał maiątek na wierszach zrobić, a wydawcy Pism peryodycznych niechcą

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do

trzeba , a tych szczęściem bardzo mało; rzadko więc kiedy popisać się ze swemi cnotami mogą, i zawsze ich czułość daleko mniey ma wartości od tey, którą

Już i Basia trochę śmielsza, wstydzi się ieszcze swego pierścionka, kryie go iak może, a każdy go widzi, bo dyamenty iak gwiazdy iaśnieią.. Dziś rano wszyscy

Kiedy przychodzi obierać Króla, urzędnika, przełożonego, szukamy dobrego, poczciwego, sprawiedliwego, a czegóż też w sobie tego nie szukasz, coć się w innych

Ale inaczey się stało, Xiąźe Biskup ze swoią skromnością wiel­.. kim iest Panem, a ia z moim pańskim