• Nie Znaleziono Wyników

Dzieci z Zamojszczyzny w Lublinie - Barbara Jarosz - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dzieci z Zamojszczyzny w Lublinie - Barbara Jarosz - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

BARBARA JAROSZ

ur. 1931; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe Lublin, II wojna światowa, Zosia Skrzyńska, dzieci Zamojszczyzny, doktor Chełchowska, Czesław Szczepański (1885-1961)

Dzieci z Zamojszczyzny w Lublinie

Niemcy przewozili transport dzieci z Zamojszczyzny i jeden wagon został w Lublinie.

Społeczeństwo lubelskie porozumiało się między sobą, że musi tym dzieciom pomóc.

Nas [w domu] było czworo. Warunki materialne były naprawdę bardzo ciężkie. Moi rodzice doszli do wniosku, że jednak obowiązkiem jest wzięcie dziecka z Zamojszczyzny, dziecka, które na zagładę było skierowane. Umówili się moi rodzice ze swoją rodziną, ze znajomymi, żeby jeśli dzieci są z jednej rodziny, ci znajomi wzięli te dzieci, tak żeby one miały kontakt ze sobą. Moi rodzice wzięli dziewczynkę, specjalnie młodszą ode mnie, żeby w razie czego miała ubranie po mnie. Bo każde dziecko jeden po drugim nosiło to ubranie. Więc to była wzięta dziewczynka chyba 7 lub 8 letnia. Pochodziła z bardzo licznej rodziny. Jej ojca Niemcy zastrzelili przy matce i przy dzieciach a dzieci zabrali. Te wszystkie dzieci przyjechały do Lublina. Do nas się właśnie dostała dziewczynka ośmioletnia, Zosia Skrzyńska. Była u nas prawie do czasu wyzwolenia Lublina. Przed walkami, moi rodzice skontaktowali się w jakiś tam sposób z matką tej dziewczynki, żeby zadecydowała, czy chce dziecko mieć u siebie, bo się zbliża front, czy decyduje się zostawić. Jednak matka zabrała to dziecko. Ponieważ bardzo ciężko było o jedzenie, o ubranie, więc znajomi moich rodziców nawiązali kontakt z innymi rodzinami, które chciały wziąć dziecko, tylko nie miały warunków. Na przykład była taka dentystka, doktor Chełchowska. Ona mówiła:

„Bardzo chętnie pomogę, wzięłabym dziecko, ale nikogo w domu nie będzie, ja pracuję i [dlatego] ja będę pomagała państwu”. To samo robił pan Szczepański. Oni pomagali w ten sposób, że trochę jedzenia czy ubrania zostawiali. Na mnie to spadało, że albo do pani Chełchowskiej albo do pana Szczepańskiego szłam z koszyczkiem i przynosiłam to jedzenie.

Ta dziewczynka po latach przyjechała podziękować. Później to się trochę urwało, ale jeszcze kontakty były, bo jej siostra była z kolei u mojej cioci w Lublinie i odwiedzała nas.

(2)

Data i miejsce nagrania 2012-02-02, Lublin

Rozmawiał/a Łukasz Kijek

Redakcja Łukasz Kijek, Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

sobotę, nawet w sobotę nie wolno jechać, on powinien siedzieć w domu i modlić się, nie trzeba jechać, nie wolno, ale jak ktoś jest chory, jedzie do szpitala, oni mogą

Jak chodziłam do szkoły, byłam już dużą dziewczyną i w pewnym momencie słyszymy – leci samolot. Co to za

Syrenka do końca była trzycylindrowa, to było bardzo ciekawe, dlatego że na kopułce ciągle trzeba było regulować, bo coraz to się jeden cylinder wyłączał i wtedy były

Myśmy wiedzieli to, że ona jest Żydówką, ale jako dzieci nie zdawaliśmy sobie sprawy, [że ona się w ten sposób ukrywa], dla nas ta najładniejsza siostra była

Udało mi się kupić lokal po takiej cenie, za jaką sprzedałam swoje stare mieszkanie w Hrubieszowie, także wszystko poszło po mojej myśli. W Lublinie czułam się dobrze,

Bardzo religijni Żydzi wzięli kąpiel w piątek, umyli się, a w sobotę tylko używali wodę, bo to mycie się mydłem to się nazywa robota, zapalenie elektryczności, to z czego to

Słowa kluczowe dwudziestolecie międzywojenne, dzieciństwo, Żydzi, Lublin, Stare Miasto, ulica Grodzka, dzielnica żydowska.. Dzielnica żydowska

Takie uciążliwości były, ale z nimi się żyło poza ogólnym poczuciem, że żyje się w kraju trochę nienormalnym. Muszę jednak przyznać, że kiedyś żyło się radośniej, z