• Nie Znaleziono Wyników

Historia wujka ratującego dzieci z Zamojszczyzny - Danuta Kowal - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Historia wujka ratującego dzieci z Zamojszczyzny - Danuta Kowal - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA KOWAL

ur. 1935; Warszawa

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, II wojna światowa

Słowa kluczowe Lublin, II wojna światowa, rodzina, wujek, Dzieci Zamojszczyzny, ratowanie dzieci, więzienie na Zamku Lubelskim

Historia wujka ratującego dzieci z Zamojszczyzny

W mojej takiej dalszej rodzinie, [był] taki wujek, Jan Szczęsny. On pracował na kolei i właśnie był przy tym jak ładowano te transporty dzieci, które były wywożone, dzieci z Zamojszczyzny. On organizował wykupywanie tych dzieci od Niemców, zbierał tutaj od ludzi pieniądze, dawał tym strażnikom i można było wykupić te dzieci. Ludzie przychodzili z miasta i zabierali te dzieci do siebie. Była taka historia, że były dwie siostrzyczki, które nie chciały się rozdzielić i te osoby, które te dzieci zabierały z dworca nie chciały dwóch, każdy chciał jedno dziecko. Wujek wziął te dwie dziewczynki do siebie do domu, postanowił, że je weźmie na noc, a ciocia będzie szukała kogoś, żeby te dzieci oddać. Oni mieli, chyba czworo swoich dzieci i wzięli te dwie dziewczynki. Tego [samego] dnia w nocy przyszli Niemcy i zabrali [wujka], wsadzili go na Zamek do tej baszty na sam dół. Ciocia została z tymi dwoma dziewczynkami i z czworgiem swoich dzieci. Zaczęła się modlić, błagać Boga, żeby wujek przeżył to wszystko i tak jakby złożyła taką obietnicę, że się zajmie tymi dziećmi i [tylko] błaga, żeby wujek przeżył. Wujek przeżył, był na samym dnie baszty, tam w tej wodzie i jak tam już Niemcy uciekali, wyprowadzali więźniów i zabijali na Zamku, [ale] nie zdążyli tych z samego dna wyciągnąć i zabić. Przyszli ludzie [i]

wyciągnęli ich stamtąd. Wujek był w takim stanie, że nie mógł nawet stanąć na nogi, jego całe ciało to było sine. Powiedział adres mojej babci i jacyś ludzie go tam przynieśli. Od razu mój tatuś lekarza sprowadził, zajęli się nim. [Kiedy] były zakładane spółdzielnie produkcyjne [po wojnie], to zgłaszało się ilość osób [i] w zależności od ilości osób przydzielali ziemię. [Wtedy właśnie] znalazła się jakaś rodzina, z tej Zamojszczyzny i chciała te dziewczynki wziąć do siebie, żeby mogli więcej ziemi do obrabiania dostać. Wujek i ciocia adoptowali te dziewczynki, żeby ich nie można było ruszyć i zostały. Były wychowane tak jak swoje dzieci, razem ze swoimi dziećmi. Jedna została krawcową, druga ogrodnikiem, zdobyły zawód, powychodziły za mąż i tak to się skończyło, a wujek wykurował się, wyzdrowiał,

(2)

wyjechali całą rodziną do Warszawy, wujek dostał wspaniałą pracę w ministerstwie.

Żył długo i szczęśliwie.

Data i miejsce nagrania 2010-09-28, Lublin

Rozmawiał/a Emilia Kalwińska

Redakcja Weronika Prokopczuk

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

W czasie, kiedy na obszarze dzisiejszego zalewu płynęła rzeka, to na jednej z kładek zbierała się młodzież.. Dziewczęta przygotowywały wianki, które puszczały

Przed walkami, moi rodzice skontaktowali się w jakiś tam sposób z matką tej dziewczynki, żeby zadecydowała, czy chce dziecko mieć u siebie, bo się zbliża front, czy decyduje

Bardzo bym chciała, żeby oni byli aktywni w tym, to już jest inaczej, trzecia [generacja].. Ja właściwie jestem ta pierwsza [generacja], [chciałabym], żeby [to] nie

Ale mój syn, to jest ciekawe, mój syn, on teraz jest, on się uczy tego, on [robi] doktorat z fizyki, on jest bardzo zdolny chłopak, on w Machonie się uczy, w Instytucie [Weizmanna]

Na Zamku dostał niby ułaskawienie kary śmierci, ale tam jakiś Niemiec mówił, że go wujek dusił czy coś takiego i wtedy właśnie go wywieźli do Oświęcimia.. I stamtąd miał

Potem jeszcze bardzo długo były raz w tygodniu targi, ale już mniejsze, to już nie było to, co kiedyś.. Kiedyś, to były te stragany rozmaite, te zabaweczki, te piłeczki

Jakoś tak rodzice starali się, żeby przede wszystkim cały czas była nadzieja i mimo wszystko jakoś ten spokój taki się utrzymywał.. Nawet jak ja chodziłam po tym mieście

To może wynika z tego, że w czasie oblężenia Warszawy jak byłam z rodzicami, to przez miesiąc w Warszawie nie było chleba, były problemy z jedzeniem i ojciec mi też tak wbił