• Nie Znaleziono Wyników

30. Warszawa, d. 25 lipca 1897 r. Tom XVI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "30. Warszawa, d. 25 lipca 1897 r. Tom XVI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J \° 30. Warszawa, d. 25 lipca 1897 r. Tom X V I.

Kazimierz Stronczyński.

W S P O M N I E N I E P O Ś M I E R T N E .

P rzed kilku miesiącami (10 listopada 1896 r.) um arł w Piotrkowie zasłużony przyrodnik, archeolog i historyk, członek Akadem ii um iejętności w K rakow ie, K azi­

mierz Stronczyński. U rodził się 25 lipca 1809 roku w Piotrkowie, nauki pobierał u ks. Pijarów , następnie w stąpił do b. u n i­

w ersytetu aleksandryjskiego w W arszaw ie na wydział filozoficzno-przyrodniczy i poświę­

cił się naukom przyrodniczym z takiem za­

miłowaniem i pilnością, że ukończył uniw er­

sytet ze stopniem m agistra filozofii w r. 1828 m ając zaledwie la t dziewiętnaście. P ra g n ą c jaknajprędzej nabytą wiedzą podzielić się z młodzieżą, poświęcił się zawodowi nauczy­

cielskiemu i wkrótce po ukończeniu uniw er­

sytetu został mianowany wykładającym n a u ­ ki przyrodnicze w b. Szkole wojewódzkiej oraz ówczesnej Szkole rzemieślniczo-niedziel- nej. Po trzech latach wykładu wstąpił po roku 1831 do B anku polskiego, gdzie pełnił urząd sekretarza. Nie przestaw ał jednak -oddawać się ulubionym przez siebie naukom

przyrodniczym, którym cały czas wolny od zajęć biurowych poświęcał,—odbywał liczne wycieczki entomologiczne, botaniczne i mine­

ralogiczne po różnych okolicach k ra ju i ja k o uczeń ś. p. A ntoniego W agi, uczestniczył w wielu wycieczkach czynionych przez wielce popularnego naówczas profesora-entom ologa.

Ja k o re zu ltat zebranego m ateryału i licz­

nych spostrzeżeń, dokonanych w naturze nad obyczajami św iata owadów, rozpoczął wyda­

wać „Rozrywki entomologiczne dla m łodzie­

ży”, W arszaw a, 1835 r., pisemko, zaw ierają­

ce w sobie opisy pospolitych owadów k rajo ­ wych. Do wydawnictwa „Rozrywek entom o­

logicznych” skłoniła autora jedynie chęć przyjścia z pomocą młodzieży uczącej się, k tóra zwykle poświęca się gorliwie zbieraniu owadów, ale w brak u książki, ułatw iającej poznanie zebranych gatunków, w krótce trac i chęć do poznania przyrody owadów, a owo­

cem tej chwilowej gorliwości je s t znaczna s tra ta czasu. W dziełku swojem autor p o ­ d ał własnoręczne rysunki owadów zdjęte z natury, kolorowane lub czarne, bardzo s ta ­ rannie wykonane, wraz z opisami treściwemi oddzielnych gatunków. M iał zam iar o g ra­

niczyć się na samych chrząszczach i na po­

czątek wydał część krajowych szczypawek (Oarabicidae). W roku 1839 wydrukował

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PREN U M E R A TA „ W S Z E C H Ś W IA T A '1.

Prenum erować można w Redakcyi .W szechśw iata"

W W a r s z a w ie : rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2

i

w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rs. 10, półrocznie rs. 5

A-dres ZESedaJscyl: Klralso-wslsle-^rzed.mieście, 3STr SS.

(2)

466 WSZECHSWIAT N r 30.

„Spis zw ierząt ssących k ra ju Polskiego i po­

granicznych”. W arszaw a, 1839.

W rozpraw ie tej opisuje 59 gatunków zw ierząt ssących, które się u trzym ują dziko w k ra ju naszym lub w „takiej za jeg o g ra n i­

cami rozciągłości, któraby nie zaprzeczała im należenia do formy krajow ej” . Opisy są krótkie, w części na własnych spostrzeże­

niach oparte, w części zaś na wiarogodnych podaniach ustnych lub wiadomościach z a ­

czerpniętych z książek. D rzew oryty, dośó pierw otnie wykonane, a u to r dołącza do rz ad ­ szych gatunków, przeważnie niedoperzy, pil­

chów i polników, co do określenia których mogły być wątpliwości. Ze zw ierząt owado- żernych opisuje gatunków 14, z drapieżnych gatunków 15, z gryzących czyli szczurów 21, z przeżuw ających albo „ b y d lą t” 8, z wszyst- kożernych albo gruboskórnych 1— ogółem 59. W końcu rozpraw ki dodaje „K ilka słów 0 sposobach konserwowania zwierząt ssących” . W roku 1836 Stronczyński o b jął u rząd n a ­ czelnika służby ogólnej i sek retarza posie­

dzeń w H eroldyi K rólestw a, ustanowionej przy ówczesnej R adzie Stanu.

N a tem nowem stanowisku potrzebow ał pewnego przygotow ania i zapoznania się gruntow nego z paleografią, sfrag isty k ą i a r ­ cheologią wogóle; z wielkim też zapałem o ddał się badaniom w tym kierunku, nabył w krótce znacznej znajomości przedm iotu 1 biegłości i sta ł się pierwszorzędnym spe-

cyalistą w tej gałęzi wiedzy. K orzystając z zebranych m ateryałów w ydał „W zory pism dawnych w przerysach wystawione i objaś­

nione drukow anem ich w yczytaniem ”, W a r ­ szawa, 1839. J e s tto publikacya niesłychanie w ażna i stanowi dziś bardzo wielką rzadkość, albowiem odbitą była tylko w niewielkiej liczbie egzem plarzy, głównie do użytku urzę- dowo-archiwalnego. P ub likacya ta sk ład a się z 100 około, najważniejszych dyplomów, znajdujących się w Archiw um głównem K ró ­ lestw a, z nadzw yczajną dokładnością odro­

bionych.

W roku 1844 z polecenia władzy wyższej u tw o rz o n a z o sta ła delegacya w celu opisania wszystkich starożytnych budowli i pomników w całem K rólestw ie. N a organizatora i p rz e­

wodniczącego delegacyi powołany został S tronczyński, jako wybitny specyalista w wy­

sokim [stopniu zamiłowany. P rzez dziesięć

la t w yjeżdżał na kilka miesięcy letnich w róż­

ne strony k ra ju w celu zbierania m ateryałów do wspomnianej pracy, wraz z dodanemi do pomocy technicznej zdolnemi rysownikami.

W ynikiem tej dziesięcioletniej pracy był b a r­

dzo obszerny, bo kilkotomowy, ra p o rt, złożo­

ny władzy, a zawierający opisy ówczesnego stanu zabytków starożytnych oraz wyczerpu­

jący rys ich dziejów; nadto do opisów dodane były artystycznie wykonane kolorowane ry­

sunki zabytków w postaci oddzielnych a tla ­ sów. R ap o rt ten, z rozporządzenia władzy,, został złożony w Bibliotece głównej, dziś uniwersyteckiej w W arszaw ie, gdzie dotąd się znajduje.

W ysoce interesująca ta praca była tylko częściowo drukow ana w odcinku ówczesnego organu urzędowego „D ziennika powszechne­

g o ”. Ponieważ dzieło to, jak o ra p o rt, m u­

siało być przepisane, przeto pierwotny ręko­

pis wraz z licznemi rysunkam i i mapam i własnoręcznem i Stronczyńskiego był zacho­

wany i znajduje się w pozostałej po zm arłym bibliotece i stanowi 4 czy 5 tomów dużychr starann ie oprawnych.

Oprócz wymienionych zajęć Stronczyński z zamiłowaniem oddawał się archeologii i nu ­ mizmatyce i wiele różnych artykułów z za­

kresu dwu tych nauk pisywał i drukow ał w „Bibliotece warszawskiej”. Z powodu j u ­ bileuszu S ta tu tu wiślickiego w r. 1847 S tro n ­ czyński wydał własnoręcznie sporządzoną po­

dobiznę jednego z bardzo cenionych odpisów tego pom nika praw odaw stw a polskiego. N a ­ stępnie wydrukował obszerne dzieło p. t-

„Pieniądze P iastów od czasów najdaw niej­

szych do r. 1300”, W arszaw a, 1847, przez k tó re zyskał rozgłos w świecie naukowym ta k w k ra ju ja k i zagranicą.

Z pomiędzy nauk przyrodniczych wyróżniał zawsze zoologią, a w niej ornitologią bardzo się interesow ał i znał dobrze ptaki krajow e i ich obyczaje,— to też przedrukow ał w podo- biźnie wyczerpane całkowicie a wielce cenio­

ne przez przyrodników polskich dziełko M a ­ teusza Cygańskiego p. t. „Myśliwstwo p ta ­ sie”, wydane pierwotnie w K rakow ie 1584 iv Ciągle czynny i pracowity, nie przestaw ał ani na chwilę w działalności dobro ogółu m a­

jącej n a celu. W ydaw ał podobizny pomników królów polskich w odlewach metalowych;

w łasnoręcznie ro b ił z wosku modele, z któ­

(3)

N r 30. WSZECHSWIAT 467 rych firma niegdyś K a ro la M intera w W a r­

szawie większość odlała.

D ostarczał m ateryałów i udzielał wskazó­

wek ś. p. hr. Aleksandrowi Przeździeckiem u i ś. p. Edwardowi R astaw ieckiem u do ich pomnikowej publikaeyi „W zory sztuki śred­

niowiecznej”, oraz opracował tekst do seryi I-ej „A lbum u lubelskiego” A dam a L erue.

P o przywróceniu R ady S tanu 1861 r. Stron- czyński został referendarzem S tanu i brał nader czynny udział w ówczesnych pracach organizacyjnych i ustawodawczych.

W r. 1862 powołany na urząd dyrektora kancelaryi w ówczesnej Komisyi wyznań re ­ ligijnych i oświecenia publicznego. N a no­

wym tym urzędzie położył zasługi niespożyte w ogólnej reform ie szkół, urządzeniu instytu­

tów specyalnych, utworzeniu Szkoły głównej, które to reform y wchodziły jaknajprędzej w życie i wymagały szybkiej i wytrwałej pracy. Z a zasługi na tem polu został człon­

kiem R ady wychowania publicznego. Gdy następnie Kom isya wyznań i oświecenia pu­

blicznego została zniesiona, Stronczyński otrzym ał nominacyą w r. 1864 na członka Senatu, n a którem to stanowisku d a ł się po­

znać jako rozważny i wszechstronnie wy­

kształcony badacz i pracownik. P o wysłu­

żeniu całkowitej em erytury opuścił W a rsz a ­ wę i zamieszkał w Piotrkowie, swem rodzin- nem mieście i oddał się całkowicie z całym zapałem , niehamowanym przez obowiązki służbowe, ulubionym pracom naukowym.

O pracował t. zw. „Legendę o świętej J a d ­ widze”, k tó rą w ydała A kadem ia um iejętno­

ści w K rakow ie w r. 1880. Z asilał swemi pracam i „P rzegląd archeologiczny”, wyda­

wany przez Cezarego W ilanowskiego, a m ię­

dzy innemi wydrukował obszerniejszą i po­

ważniejszą pracę „Pobieżny przegląd pieczęci Piastów polskich”, wydaną w oddzielnej od­

bitce w 1881 r. W r. 1885 Stronczyński wy­

d ał „Dawne monety polskie dynastyi Piastów i Jagiellonów ”, dzieło 3-tomowe, stanowiące niejako uzupełnienie wydanych w r. 1847

„Pieniędzy P iastów ”. O statnią pracę wydał pod tytułem „Pom niki książęce Piastów , len ­ ników dawnej P olski”. Piotrków , 1888.

P rzez cały ciąg swego pracowitego i poży­

tecznego żywota Stronczyński interesow ał się przyrodą i naukam i przyrodniczem i, grom a­

dził zbiory różnorodne, a przedewszystkiem

ornitologiczne i mineralogiczne. M ineralogią nie przestaw ał się zajmować ani na chwilę, ciągle s ta ra ł się o nowe nabytki do swej ko- lekcyi, zabierał znajomości ze wszystkimi po­

siadaczami zbiorów mineralogicznych, znacz­

ną część okazów nowych nabyw ał, wiele wy­

mieniał wzajemnie i tym sposobem doszedł do pięknego zbioru mineralogicznego, z do­

borowych okazów krystalicznych złożonego, w którym wszystkie działy minerałów są d o ­ skonale reprezentow ane. Zbiór ten jeszcze pod tym względem je s t osobliwy, że okazy są niewielkich wymiarów, n ader c h a rak tery ­ styczne, a mało miejsca zajm ują.

Z a młodszych la t Stronczyński grom adził zbiór zoologiczny, złożony z kilkuset g atu n ­ ków z w. ssących i ptaków wraz z kolekcyą ja j (oologiczną). P rag n ą c, ażeby z nagrom a­

dzonych zbiorów korzystała młodzież szkol­

na, Stronczyński ofiarował zbiory zoologiczne i zbiór minerałów, ułożony z licznych duble­

tów, w części dla gimnazyum piotrkowskiego (1862 r.), w części dla nowo-powstającego podówczas In sty tu tu politechnicznego w P u ­ ławach.

Oprócz tego Stronczyński zebrał bardzo bog atą i piękną bibliotekę, sk ładającą się z rozm aitych dzieł, a należącą do najcenniej­

szych u nas księgozbiorów prywatnych. L i­

te ra tu ra przyrodnicza, zaopatrzona w różne specyalne i rzadkie wydania, w piękne atlasy i różne ryciny, w bibliotece wspomnianej je s t doskonale reprezentow ana.

N adto posiadał zbiory medali polskich, mo­

net, autografów, widoków m iast i różnych s ta ­ rożytnych budowli, umiejętnie ugrupowane.

B ył człowiekiem bardzo uczynnym i chęt­

nie dzielił się wiedzą i dobrą ra d ą z młod- szemi. Zdolny i pracowity, obszernej bardzo wiedzy, wytrwały, zawsze zajęty poważną pracą, skromny i uprzejm y, był użytecznym i wzorowym synem kraju. A . S.

Ptaki strusiowate (Struthiones).

(Dokończenie).

2 . R eje (R h e a e ).

D ru g ą grupę w rzędzie drabów (S truthio- nes) stanowią am erykańskie reje. Sąto ptaki

(4)

468 'WSZECHSWIAT. K r 30.

znacznie od strusi właściwych mniejsze i róż­

niące się jeszcze od nich tem , że m ają trzy a nie dwa palce u nóg; z tych środkowy je st najdłuższy, potem idzie zewnętrzny; w e­

wnętrzny je s t najm niejszy. P alce są zakoń­

czone mocnemi, przytępionem i pazuram i.

R eje ta k ja k i strusie są pozbawione kości widełkowatej (obojczyków); kość przedkru- cza (os procoracoideum ) szeroka. Z cech zew nętrznych zasługują na wzmiankę : dziób długości głowy, płaski i szeroki, opatrzony nozdrzam i w połowie długości; nozdrza mieszczą się w rowku pokrytym błoną. Część głowy, a mianowicie okolice oczu i uszu są z piór obnażone, a skóra n a nich je s t chro­

pawa. R eszta głowy i szyi opierzone. B rak kom pletny ogona (sterówek). S k rzy dła są jeszcze bardziej szczątkowe niż u strusia i sk ład ają się z kilku puszystych piór, mięk­

kich i szerokich. Skoki bardzo wydłużone.

R eje zam ieszkują południow ą część A m e­

ryki południowej aż po cieśninę M agellańską, a mianowicie rz p litąA rg en ty ń sk ą, P atagonią, Chili, część Brazylii (prowincye P ernam buco i B ahią), część Boliwii, oraz południowe czę­

ści K ordyliero w P eruw iańskich, gdzie p ta k ten trzym a się niem al n a granicy wiecznych śniegów.

Trzy są znane gatunki tego rodzaju, a m ia­

nowicie : re ja am erykańska (R h ea am erica- na), zam ieszkująca Boliwią, M ato-G rosso, A rgentynę na północ od rzeki Rio N egro i b ra ­ zylijską prowincyą Rio G randę do Sul; re ja D arw ina (Rhea Darw inii), spotykana w A r ­ gentynie na południe od Rio N egro, w Chili aż po prowincyą T a ra p a e a n a północy;

i wreszcie re ja długodzioba (R h ea macro- - rhyncha), zam ieszkująca część B razylii, a mianowicie prowincye P ernam buco i B a ­ bia. Tym więc sposobem za północną g r a ­ nicę rozmieszczenia całej g rupy uw ażać n a ­ leży prowincyą Pernam buco, czyli mniej wię­

cej 5° szerokości południowej.

R eja w języku g u aran i nazyw a się „n an ­ d u ”; indyanie z pam pasów argentyńskich nazyw ają j^ą „czueke”; wreszcie hiszpanie południowo am erykańscy „avestru z”, co zn a­

czy stru ś

Obyczaje rei zostały dokładnie zbadane dzięki doskonałym obserwacyom D arw ina, Boeckinga, a w ostatnich czasach H udsona.

N andu trzy m a się stadam i, złoźonemi z kilku

lub kilkudziesięciu osobników. H udson wi­

dział stad a, złożone z trzydziestu sztuk.

P ow iada on, że do niedawLa ptak ten był pospolitym o kilkanaście mil angielskich od Buenos A yres, lecz skutkiem nieoględnego tępienia u sunął się tera z dalej, ta k że dopie­

ro o kilkaset mil od stolicy A rgentyny można go zobaczyć. I według zdania H udsona p tak ten zaginie, ta k ja k zaginął Dinornis i Aepiornis n a Nowej Zelandyi, jeżeli tylko rządy południowo-amerykańskie nie przed- sięwezmą odpowiednich środków zaradczych.

N andu je s t doskonale przystosowany do życia wśród stepów am erykańskich i z powo­

du swego ubarw ienia łatw o ukrywa się przed wzrokiem prześladowców. Zwykle ciało jego je st uk ry te wśród wysokiej traw y, a tylko cienka i mało widoczna szyja sterczy ponad nią. Szybkość jego dorównywa prawie szyb­

kości stru sia afrykańskiego, a krok w biegu dochodzi 1,60 m, przyczem ta k szybko poru­

sza nogami, że te s ta ją się prawie niewi- docznemi dla obserw atora. Biegnąc, nandu wyciąga szyję poziomo naprzód, a skrzydła opuszcza nadół, ja k p tak raniony, tylko przy nagłych zwrotach podnosi jedno skrzydło do góry i nadstaw ia go jak by żagiel. Zw roty ro bi tak gwałtowne, że niekiedy k ą t zmiany kierunku wynosi ledwie 30 stopni. Oczywista rzecz, że przy takim systemie ucieczki łatwo zmęczyć może naj wy trwalszego bieguna, uchodząc śm ierci niechybnej. N a nieszczę­

ście, ja k powiada H udson, niektóre części pampasów są porosłe wijącemi się i popląta- nem i traw am i, w których p lątają się nogi biednego p ta k a i wtedy ujść nie może „bolas”

gauczosa, któ ry mu je zarzuca n a szyję lub n a nogi.

D arw in utrzym uje, że re ja prześladow ana przez myśliwych bez nam ysłu rzuca się do wody i przepływ a przez nią. Znakom ity ten uczony w idział dwa razy jak re je przepły­

wały rzekę S anta-M aria Twierdzeniu tem u je d n a k przeczy Boecking, według zdania którego nandu boi się wody i tylko w osta­

teczności rzuca się i pływa.

Z obserwacyj podróżników można sobie wyrobić pojęcie, że re ja je s t obdarzona wyż­

szą aniżeli stru ś inteligencyą. N andu zdaje sobie doskonale sprawę z tego, gdzie jej g ro ­ zi rzeczyw iste niebezpieczeństwo i w tych okolicach, gdzie nie jest prześladowana, s ta ła

(5)

N r 30. WSZECHSWIAT. 469 się napół domowem stworzeniem, pasąc się

razem z końmi i bydłem. P rzed człowiekiem lub przed psem ustępuje tylko, lecz nie ucie­

ka od nich. N aw et w tych okolicach, gdzie ją gauchosy lub indyanie prześladują, boi się tylko jeźdźców, a n a ludzi pieszych prawie źe nie zw raca uwagi.

Struś am erykański karm i się zarówno roś­

linami ja k i zwierzęcemi pokarmam i; lubi szczególnie różne rośliny upraw ne, a lucerna i niektóre ogrodowizny stanowią dlań bardzo łakom y kąsek. J a d a nadto owady, gady, węże. Niszczy mnóstwo nasion kolczastych, które stanowią prawdziwą plagę pampasów, czepiają się bowiem grzyw końskich i wełny baranów, przez co w ełna staje się niezdatną do użytku. Często zwierzę, doprowadzone do szaleństwa, kolcami tych nasion ran i się, a następstwem tego jest śmierć biednego stworzenia, którem u w ran ach muchy znoszą ja ja . T ak więc hodowcy południowo-am ery­

kańscy winni uważać reję ja k o p tak a n ader użytecznego i otaczać go troskliw ą opieką.

P o ra lęgowa wypada, według H udsona, w lipcu, według zaś Boeckinga— w grudniu.

T ak ą różnicę zdań przypisać należy niewspół- czesnym porom roku w różnych częściach A m eryki południowej. Samiec z początkiem pory miłosnej wydaje dziwny głos brzucho- mówczy, podobny do świstu wiatru. J e s t przytem ciągle podrażniony i wykonywa przed samicą rodzaj tańców. Rywali swych odpędza energicznie, staczając z niemi osobli­

wy rodzaj walki. H udson opisuje, że dwa czubiące się ptaki sp lątu ją swe szyje ja k dwie żmije, a jednocześnie skubią się po łbach dziobami. Ponieważ przytem kręcą się dokoła siebie, w yrzucając nogami ziemię, tworzy się tym sposobem zam ęt i wir niesły­

chany. Chowane egzem plarze w braku sobie podobnych rzu cają się na ludzi, czyniąc n a ­ wet krzywdę swym karmicielom.

Zwykle jeden samiec zgrom adza przy so­

bie kilka sam ic— od trzech do siedmiu.

Gniazdo nandu jestto n atu ra ln y dołek w gruncie, do którego wszystkie samice nio­

są wspólnie ja ja , ta k że grom adzi się tych ja j po kilkanaście, a nawet po kilkadziesiąt.

H udson mówi nawet, że w jednem gnieździe znaleziono 120 ja j, chociaż Boecking podaje jak o maximum widzianych przez siebie w je d ­ nem gnieździe liczbę dwadzieścia trzy. Bywa

często, źe samiec rozpoczyna wysiadywanie, nim się samice skończą nieść; wówczas te ostatnie porzucają j a j a wkoło gniazda, po­

dobnie ja k to widzieliśmy u stru sia afrykań­

skiego. Dziwna rzecz, że tak samo w A m e­

ryce ja k i w A fryce ludność miejscowa je s t przekonaną, że ja ja te służą do karm ienia młodych w pierwszych dniach po wykluciu.

Niektórzy znów utrzym ują, źe sam ica rozbi­

j a je po wylęźeniu się potomstwa i że służą one za przynętę d la owadów, którem i pisklę­

ta się karm ią. Przypuszczać można, źe wszystkie te tłum aczenia powstały w bujnej imaginacyi krajowców, od których przeszły do podróżników; a źe przyczyną znoszenia ja j wkoło gniazda je s t musowe porzucanie, gdy samo gniazdo je s t zajęte przez wysiadu­

jącego samca.

J a j a rei am erykańskiej są zrazu pięknego złoto-żółtego koloru, bieleją jed nak szybko i sta ją się pergaminowo-białe. J a j a rei D a r ­ wina m ają pięknie połyskującą skorupę b a r ­ wy ciemno-zielonej, lecz szybko zmieniają kolor pod wpływem promieni słonecznych, przechodząc w żółtawy, w kamienisto-błę- kitny, aż wreszcie sta ją się białe. Ł atw o też je s t ocenić wiek ja j po ich barwie.

M łode lęgną się ze skokami całkowicie aż po palce upierzonemi i tylko wskutek tarc ia o szorstką roślinność pióra te znikają, cho­

ciaż zawsze ślady ich zostają. N iektórzy strzelcy zapewniali H udsona, że w niektó­

rych okolicach, gdzie roślinność nie je st tak szorstka, spotyka się ptaki stare z całkowicie upierzonem i skokami.

Samiec nadzwyczaj je s t dbały o świeżo wyklute potomstwo i broni je od napaści n iep rzyjació ł: niebezpiecznie je s t podjechać wówczas konno, gdyż ptak wypada znienacka z szyją wyciągniętą i skrzydłam i podniesio- nemi, co wprawia w przestrach naw et n a j­

spokojniejsze konie, nad którem i jeźdźcy pa­

nować nie mogą.

Mieszkańcy pampasów argentyńskich po­

lu ją na reje w dwojaki sposób, a mianowicie konno, forsując p tak a, lub z bronią palną.

W pierwszym przypadku kilku jeźdźców sta ­ r a się zjechać stado ja k można najbliżej, a skoro tylko ptaki ruszą, puszcza się za niemi cwałem, starając się zawsze odbić jednego. Ten, mimo zwrotów szalonych i nie­

zwykłej szybkości biegu, staje się wkrótce

(6)

470 WSZECHSWIAT N r 30.

pastw ą prześladowców, którzy nań rzu cają laso lub bolas. P ta k ujść może śm ierci j e ­ dynie w tym razie, jeżeli zdoła dobiedz do bagien, gdzie konie grzęzną, lub do krzaków , gdzie użycie bolas lub łasa je s t niemożliwe.

Polowanie z bronią p aln ą dość je s t łatw e, jakkolw iek re ja w ytrzym uje niejednę kulę.

Myśliwy s ta ra się zwabić do siebie stado, poruszając kaw ałkiem jaskraw ego sukna, co rzeczywiście ściąga ptaki. W y s trz a ł nie płoszy ich bynajm niej, a jeżeli który z tow a­

rzyszy padnie śm iertelnie ugodzony, to wyko­

nyw ają nad nim rodzaj tańców póki tylko ofiara porusza się w śm iertelnej agonii.

R eja przynosi człowiekowi te same użytki co i struś afrykański. Mięso jej nie należy wprawdzie do bardzo sm acznych, je s t jed n ak jadalne, a tłuszcz służyć może do p rz y p ra­

wiania potraw , chociaż szybko jełczeje. J a j a są bardzo smaczne, a jedno starczy za 15 kurzych. K rajow cy przy rząd zają je w spo­

sób następujący : zrobiwszy dziurę w skoru­

pie, wypuszczają białko, k tóre podobno ma sm ak niebardzo przyjem ny, poczem pieką źóttko na ogniu w skorupie, posypując solą, pieprzem i zapraw iając tłuszczem. Ażeby ugotować ja je rei w wodzie do zupełnego stw ardnienia potrzeba nie mniej ja k c z te r­

dzieści m inut czasu. W reszcie wielkie pióra skrzydłowe służą do ozdób, ja k pióra stru sia afrykańskiego, chociaż nie mamy danych co do wartości ich w obecnym czasie.

Ponieważ re ja dość łatw o rozm naża się w niewoli, postarano się w ostatnich czasach 0 zaprow adzenie parków, w których te ptaki sztucznie są hodowane.

3 . K azuary (C a s u a rii).

T rzecią i ostatn ią grupę w rzędzie drabów stanow ią kazuary, różniące się od stru si właściwych i od rei m ałą kością przedkruczą 1 szczątkową kością widełkowatą. Zam iesz­

k u ją A u stra lią, Nową Gwineę i niektóre wyspy sąsiednie.

G ru p a ta dzieli się na dwie rodziny w yraź­

nie różniące się między sobą, a mianowicie n a drom aje (D rom aeidae) i na kazuary w ła ­ ściwe (C asuariidae)—te ostatnie wyróżniają się kościstym dodatkiem w formie hełm a na czubku głowy, czego drom aje nie posia­

dają.

D rom aje (D rom aeidae) nie posiadają heł­

m u na głowie. Dziób ich je st płaski i szero­

ki, z wielkiemi nozdrzam i pokrytem i błoną, w której otwory zn ajd ują się ku przodowi.

G łow a i szyja pokryta je st włosistemi kę- dzierzawemi piórami. S krzydła szczątkowe, ogona niem a wcale. P ió ra dromajów są b a r­

dzo osobliwe, albowiem z każdej cebulki wy­

ra s ta ją dwa pióra, czyli że są podwójne. Są one wydłużone, wiotkie i o chorągiewkach bardzo obrzednich. N ogi silne i wysokie, pokryte dość grubem i tarczam i i zakończone trzem a palcam i, z których środkowy n a j­

dłuższy, a dwa inne równe sobie. P azury silne i tępe.

Jedyny rodzaj tej rodziny (Drom aeus) liczy w obecnym stanie nauki trzy gatunki, z których najdawniej znany drom aj nowo- holandzki (D rom aeus Novae-H ollandiae) z a ­ m ieszkuje A u stra lią wschodnią; trzeci wresz­

cie (D. ater) zamieszkiwał wyspę K angurów , lecz obecnie zaginął, a jedyny okaz wypcha­

ny i jedyny szkielet tego p tak a znajdują się w Muzeum paryskiem .

P ierw szą wiadomość o istnieniu stru sia w A u stralii podało sprawozdanie z podróży P hilippa, w którem znajdujem y rysunek zro­

biony z n atu ry przez porucznika W attesa, oraz dokładny opis przypuszczalnie pióra znako­

m itego ornitologa L atham a. W dziele tem drom aj je st nazwany kazuarem nowo-ho- landzkim . N azw ę tę zmienił następnie Ben- net na „em u”.

O byczaje tego p tak a m ało są dotychczas znane. R,amel mówi o nim, że chętnie się trzym a miejsc otw artych tam , gdzie ludzi je s t m ało, lecz że w m iejscach gęściej zalud­

nionych chowa się po zaroślach. Głos jego podobny jest, według zdania B rehm a, do głosu ludzkiego, gdy się mówi nad pustą beczką. S ądząc z chowanych osobników, główny pokarm emu stanow ią owoce i traw y.

B ardzo niewiele rzec też m ożna o sposobie rozm nażania się tego p tak a. Gould twierdzi, że emu niesie sześć do siedmiu ja j pięknego ciemno-zielonego koloru do niewielkiego z a ­ głębienia w piasku. B ennet znów u trzy m u ­ je, że liczba ja j je st zawsze nieparzysta, a mianowicie dziewięć, jedenaście lub trzy ­ naście.

W A u stralii anglicy polują na drom aje przy pomocy tych samych psów, których uży­

(7)

JS'r 30. WSZECHSWIAT. 471 w ają do polowania na kangury. W pierw ­

szej chwili drom aj wyprzedza znacznie psy, lecz wkrótce szybkość jego biegu zmniejsza się, a p tak staje się zdobyczą myśliwych.

K rajow cy australijscy polują na drom aja z zasadzki przy wodzie, gdzie p tak i te przy­

chodzą gasić pragnienie.

Mięso drom aja je st jakoby dość smaczne, przypominające wołowinę, tylko nieco od niej słodsze. J e s tto jedyny użytek, jak i mamy j z tych ptaków, pozbawionych ozdobnych piór ! skrzydłowych. Próbowano je rozmnażać w niewoli, co się w zupełności udało. P ta k ten przystosowuje się bardzo łatwo do kli­

m atu europejskiego i nawet na zimę nie wy­

m aga ogrzewanej siedziby, a tylko zasłony od chłodnych wiatrów. J e s t więc nadzieja, że p tak ten pod opieką hodowli sztucznej nie zaginie, coby niewątpliwie nastąpiło, gdyby rzeczy poszły dotychczasowym po- ! rządkiem.

K azuary (Oasuariidae) różnią się od dro- majów dziobem stosunkowo szczupłym i za­

kończonym niewielkim haczykiem. B rzegi dolnej szczęki zlekka zazębione. N ozdrza umieszczone ku końcowi dzioba w rodzaju rowka, który przecina wzdłuż ten organ.

Kość czołowa tworzy znaczny wyrostek, po­

k ry ty rogowem stwardnieniem skóry, co razem tworzy rodzaj hełm u. Nogi zakoń­

czone trzem a palcam i, z których wewnętrzny posiada olbrzymi pazur, długi na 0,11 m.

S krzydła m ają zam iast piór 5 pręcików ro ­ gowych. Ogon nie istnieje wcale. C ałe ciało, z wyjątkiem szyi, je s t pokryte czar- nemi włosiowatemi pióram i. G łow a i szyja gołe, zwykle jaskraw o ubarwione. N a g a r ­ dzieli jeden lub dwa mięsiste wisiory.

Ojczyzną kazuarów je s t Nowa Gwinea, A u stra lia północna i niektóre wyspy sąsia­

dujące z Nową Gwineą, ja k Jo b i, A ru, Sal- vatti i inne, a tak że wyspa C eram z grupy wysp Moluckich. Obecnie znanych je s t je ­ denaście gatunków, różniących się przew aż­

nie kształtem i wielkością hełm u, kształtem i liczbą mięsistych wisiorów n a gardzieli, oraz kolorem nagich części głowy i szyi.

Odkrycie k azuara sięga 1597 roku, kiedy m arynarze holenderscy przywieźli pierwszy iyw y egzemplarz tego ptaka, który dostali na wyspie Jaw ie, lecz o którym niewiadomo

skąd pochodził. Egzem plarz ten dostał się naprzód hr. Solms de Gravenbage, od któ­

rego przeszedł w ręce elektora E rn e sta van

! K eulen, a następnie dostał się cesarzowi R u ­ dolfowi I I . Byłto niewątpliwie najdawniej znany gatunek kazu ara hełm iastego (Casua- rius galeatus). Od tego czasu corocznie prawie nadchodziły okazy tych ptaków i dziś kazuar spotyka się we wszystkich ogrodach zoologicznych, w których nawet wielokrotnie dochowywał się potomstwa. Do niedawna jednak znany był tylko ten jeden gatunek i dopiero podróże W allacea, von Rosenberga, Beccariego, d A lb e rtis a i innych dostarczyły nauce nowych gatunków.

Obyczaje kazuarów mimo usilnych sta ra ń podróżników nie są dokładnie zbadane, cze­

go przyczyną je s t niezwykła dzikość tego p tak a i ukrywanie się jego w największych gąszczach. W allace baw iąc na wyspie C e­

ram , spotykał nieustannie ślady kazuara, a mimo tego nigdy nie widział samego p ta ­ ka; analogiczny przypadek zdarzył się M ul­

lerowi na Nowej Gwinei. K a zu ar, według zdania wszystkich podróżników, trzym a się w głębi lasu i za najmniejszym śladem ńie- bezpieczeństwa kryje się, do czego pomaga mu jego niepospolita szybkość, a także i sa ­ m a gęstw a lasu. W szystkie okazy, jakie się dostają do Europy, były wzięte młodemi z gniazd i to tylko w pierwszych kilku dniach po wykluciu.

Ze wszystkich zmysłów kazuar, podobnie ja k i inne strusie, ma najlepiej rozwinięty wzrok a następnie słuch; zmysły smaku, do­

tyku i węchu są zapewne słabiej rozwinięte.

Co do inteligencyi, to Brehm wyraża się o niej b ardzo pesymistycznie, z czego wy­

pada, że ze wszystkich drabów re ja je st n a j­

lepiej pod tym względem uposażoną.

Jakkolw iek kazu ar w niewoli staje się wszystkożerczym, n a wolności głównem jego pożywieniem są rozm aite owoce. M uller utrzym uje, że p ta k ten przyczynia się bardzo do rozsiewania gałk i m uszkatołowej, której części tw arde przechodzą niestrawione przez jego kiszki i następnie jako nasienie w g ru n ­

cie się rozwijają. Mieszkańcy Ceramu za­

pewniali Beccariego, że k az u ar lubi wcho­

dzić do m orza, tam gdzie woda w bliskości ra f koralowych je s t niegłęboka i że oddaje się łowom różnych drobnych rybek i racz-

(8)

472 W SZECHSWIAT. N r 30.

ków, jak ie w tych m iejscach w obfitości spo­

tyka.

Jed y n e szczegóły o rozm nażaniu się ka- z u a ra na wolności zawdzięczamy v. R osen­

bergowi. Podróżnik ten mówi, że k az u ar hełm iasty z O eram u buduje gniazdo z liści i ździebeł traw y, które niedbale nagrom adza na przestrzeni 1,5 sążnia kw adratow ego. T u ta j sam ica niesie 3 do 5 ja j pięknie zielonego koloru z ciemniejszemi plam am i; V alentyn widział ja je koloru w ątroby bez plam . Sko­

ru p a ja j k az u ara je st groszkowana. J a j a są w gnieździe ułożone w dwie linie scho­

dzące się w kształcie lite ry V. P ta k siedząc na gnieździe ma piersi umieszczone pomiędzy ram ionam i litery V, przodem zwrócone do kąta. T aki sam rozkład ja j w gnieździe zna­

lazł R osenberg u O asuarius bicaruneulatus z wysp A ru , gdzie p ora lęgowa p rzypada w czerwcu i lipcu. T rudy wylęgania, w edług W allacea, ponoszą na zmianę oboje rodzice;

Rosenberg przeciwnie twierdzi, że tylko s a ­ m ica wysiaduje ja ja . Ciekaw ą je s t rzeczą, że ta k samo kazuar, ja k stru ś afrykański i re ja am erykańska, porzuca kilka ja j obok gniazda. Rosenberg mówiąc o C asuarius bicarunculatus twierdzi, że ja ja te sam ica rozbija, gdy się młode wylęgną i źe niemi karm i pisklęta przez pierwsze dni ich życia, j Tenże sam podróżnik mówiąc dalej o kazua- rze hełm iastym z ceram u, dodaje, że „m łode k arm ią się w pierwszych dniach stw orzonka­

mi, jakie obficie zlatu ją się n a cuchnące ja ja , porzucone obok gniazda”. Słowem, że i tu ­ ta j d a się zastosować uw aga, k tó rą zrobi­

liśmy, mówiąc o analogicznym przypadku u stru sia i u rei, a mianowicie, że ja ja zn a j­

dowane obok gniazd są poprostu porzucone | przez samicę, a nie znoszone z jakim ś pla­

nem naprzód obmyślonym.

Sam ica schodząc z gniazda przykryw a zawsze ja ja liśćmi. W ysiadyw anie trw a 30 j dni. Młode w pierwszem pierzu są, w edług J

R osenberga, szaro-żółtaw e z ciem niejszem i sm ugam i; upierzenie do następnego ro k u staje się bardziej b ru n atn e, a w trzecim ro ­ ku p tak p rzybiera szaty dorosłego, to je s t czarne zupełnie pióra. Ja k o ślad hełm u u m łodych je s t niewielka ta rc z a sinawa, po­

dobna z k sz ta łtu do tarczy na czole naszej łyski.

Ż ad e n z podróżników nie wspomina, czy

mięso k a z u ara je st jad aln e czy nie. W każ­

dym razie p ta k ten niewielkiej może być uży­

teczności, choćby tylko dla tej przyczyny, że go ta k tru d n o upolować. W niewoli oswaja się prędko, lecz z powodu swego kapryśnego c h a rak teru zawsze trzym anym być musi w zamknięciu.

J a n Sztolcman.

na k ra ń c a c h w s c h o d n ic h A z y i.

4.

Dotychczas na badanych krańcach wschod­

nich Azyi spotykaliśmy tylko ludy, zarówno poprzednio n a północo-wschodzie, ja k i n a ­ stępnie n a południo-wschodzie, a naw et i ostatnio, w północnej części środkowej.

L udy te, jakośm y to widzieli, bądźto zajm u­

j ą obok siebie pewne przestrzenie i będąc od siebie niezależne, pozostają n a tym samym lub bliskich sobie stopniach kultury (na p ó ł­

wyspie Czukockim, K am czatce i w dolinie A m u ru z jeg o dopływami); bądź też, wsku­

te k większej różnicy w kulturze i zależności od siebie, ju ż są, niby pokłady geologiczne, uwarstwowane rozmaicie (w Indo-Chinach i n a M alakce). N a pozostających jeszcze do przejrzenia krańcach wschodnich Azyi środ­

kowej, a mianowicie na półwyspie K orejskim , na lądzie stałym poza murem chińskim w kierunku południowym aż do granic Ton- kinu i, z małemi wyjątkam i, n a wyspach oka­

lających krańce tego lądu, już nie spotyka­

my różnych ludów, tylko jednolite narody, k tó re docierają do krańców zajmowanych przez siebie krajów i przez siebie zajęte przestrzenie całkowicie zapełniają. Tych narodów, odpowiednio do liczby całości geo­

graficznych i politycznych, mamy trzy : ko-

j rejczycy, chińczycy i japończycy.

Z ludów dzieje w ytw arzają narody. Do poznania więc narodów prow adzą dzieje.

Lecz i w obręb dziejów sięgają niektóre z a -

j dania etnologii.

N arody, będąc wytworami dziejów, po-

| w stają w każdym k raju z łączenia się i osta-

(9)

N r 30. WSZECHSWIAT. 473 tecznie ze zlewania się z sobą pojedynczych

ludów, które przyroda albo też przypadek umieściły w tym kraju. Ludy, jako przed­

stawiciele rozm aitych plemion, szczepów i ras, wchodząc do tych narodów, wnoszą z sobą różne pierw iastki etniczne. W tak i sposób każdy naród je st wynikiem pewnych części składowych, których początku i istoty docieka etnologia, wytwarzanie się zaś je d ­ nej z nich całości b ad a dopiero historya.

Lecz nie dość jeszcze. Cóż właściwie two­

rzy same dzieje? Czy nie rozwój kultury na tle uzdolnienia rasowego? W ięc, jeżeli sam rozwój stanowi dzieje, k u ltu ra i uzdolnienie rasowe sąto dwa czynniki zasadnicze owych dziejów. Dociekanie uzdolnienia rasowego wchodzi również do zadań etnologii. S tąd wynika powtórne zetknięcie się dziejów z etnologią.

W ielkie odkrycia geograficzne w końcu X V i na początku X V I wieku dowiodły, że niezależnie od ogniska kultury europejskiej, k tóra pow stała w Azyi zachodniej i zlała się z pow stałą w dolinie N ilu, istniały, jakoby poza dotychczasowemi dziejami powszechne- mi, nieobjęte cyklem owych dziejów, jeszcze dwa inne o g n isk a: w A m eryce i Azyi wschodniej. Z każdego tego ogniska wypły­

nęły odrębne od naszego cykle dziejowe, obejm ujące odrębne grupy ludów i narodów, posiadających samodzielne podstawy cywili- zacyi, odmienny jej rozwój, a naw et w nieza­

leżnym swym przebiegu— odrębne narody wybrane.

Isto tę każdej kultury stanow ią nie tyle dane jej m ateryalne, które z natu ry rzeczy w trzech owych ogniskach mogły być i były tylko jednakie, a więc nie tyle to, co daje owa k u ltu ra pod względem technicznym, czego i ja k uczy, lecz głównie do czego pro­

wadzi i ja k usposabia. Uzdolnienie przeto rasowe uw ydatnia się właśnie nie w technicz­

nej stronie kultury, lecz w wytwarzanem j przez kulturę usposobieniu rasy całej i przed­

stawicieli jej, pojedyńczych narodów. Z uspo­

sobienia bowiem wypływa inicjatyw a. Do­

niosłość inicyatywy jest m iarą energii. E n e r­

gia zaś, jako wytwór siły dwojakiej, fizycznej i umysłowej, stanowi o wartości jednostki i społeczeństw.

Dopiero pod koniec X V i w X V I wieku ! naszej ery nastąp iło spotkanie wychowań-

ców owych trzech ognisk ku ltu ry , będących zarazem przedstawicielami trzech różnych cywilizacyj. Ponieważ miejscem spotkania się nie był jakiś g ru n t dla wszystkich n eu ­ tralny, ani też E urop a, tylko A m eryka i Azy a wschodnia, gdzie europejczycy sta­

wali w charakterze odkrywców i zdobywców;

to ju ż ten sam fakt wymownie wskazywał, że ci ostatni inicyatywą przewyższali wycho- wańców dwu innych ognisk.

W Am eryce okazało się, że przewyższali i siłą. N astąp iło bowiem, ja k wiemy, wyga­

szenie zupełne ogniska miejscowej kultury przez przybyszów, wytępienie zupełne prawie samej ludności i dopiero na gruncie w taki oczyszczonym sposób, zaszczepienie nowej k ultury europejskiej. N a południo-wschodzie Azyi sprawy, ja k wiemy, inny wzięły obrót.

Jeszcze skuteczniejszą odporność spotkali europejczycy na krańcach wschodnich Azyi środkowej w południowej części, gdzie już nie pojedyńcze ludy, zawsze dla siebie obo­

ję tn e a częstokroć z sobą po waśnione i wza­

jem nie sobie szkodzące, lecz narody stanęły przeciw nim do walki. Tępiąc jednych, w zbraniając dostępu innym, narody te od­

niosły były narazie zupełne zwycięstwo nad przybyszam i ').

') D zieje odkrycia przez europejczyków Chin, Korei i Japonii weszły do dziejów p o ­ wszechnych. Ograniczę się więc p aru faktam i.

Chociaż na krańce wschodnie Azyi środkowej w południowym je j pasie prow adzi i droga lą ­ dowa, poznanie wszakże tych krańców nasfąpiło dopiero w XVI w ieku i było bezpośrednim sk u t­

kiem osiedlenia się portugalczyków na M alakce w 1511 r. Podróż bowiem wenecyanina M arka P ola na dwór władcy Azyi, K ubilai, p rzed się­

w zięta w drugiej połowie wieku X III, któ ra do­

prow adziła drogą lądową do brzegów Oceanu wschodniego, nie znalazła naśladowców. A cho­

ciażby i znalazła, rez u ltaty nie mogły być po­

myślne, w stosunkach bowiem politycznych Azyi zaszły ważne zmiany, a mianowicie, upadek państw a Dżengis-Chana, k tó ry czasowo połączył był A zyą wschodnią ze środkową i zachodnią i w ta k i sposób ułatw ił przedostaw anie się z je d ­ nego je j krańca na drugi i którego ów Kubilai był wnukiem. Z podróży M arka Pola w pamięci geografów XIV i XV stulecia pozostały tylko podania o bogatym k ra ju , na krańcach wschod­

nich Azyi leżącym , a nazywanym K ataj i o istn ie­

niu poza tym krajem wysp Szipangu (transkryp- cya fonetyczna chińskiej nazwy Je-pen-kuo ==

(10)

474 WSZECHSWIAT N r 30.

T a odporność względem europejczyków i k u ltu ry wschodnio-azyatyckiej w ykazała jej znaczenie; lecz ponieważ E u ro p a nie docze­

k a ła się przybycia w odwecie jej p rz e d sta ­ wicieli do siebie, uw ydatnił się zarazem i jej charakter.

Gdzie na wschodzie Azyi leżało ognisko ku ltury dziejowej, nie w ykryły dotychczaso­

we badania. W każdym jednakże razie rzeczą je st pewną, że leżało ono wśród rasy mongolskiej, której A zya jest kolebką i głów- nem siedliskiem.

I mongoł i ary a stanow ią jednostkę spo­

łeczną, m ieszkają po dom ach, w arzą sobie straw ę, posiadają dorobek w mieniu, czytają księgi przechowujące im doświadczenie przod­

ków, własne przechowują dla potom stwa w piśmie lub druku. Lecz pomimo tego wszystkiego, pomimo naw et wspólnej nazwy człowieka, to są dwie istoty ta k różne, że zupełne porozumienie się pomiędzy nimi i wspólne działanie, prowadzące do jednego celu, w jednakow em rozumieniu tego celu, je s t rzeczą niemożebną. C echą główną rasy mongolskiej jest trzodowość w instynktach społecznych, w umysłowości zaś lenistwo, prowadzące do zupełnej obojętności dla n au ­ ki i wiedzy, a uw ydatniające się w brak u wszelkiego krytycyzm u, co razem wzięte wy­

tw arza znany ich konserwatyzm .

Otóż w trzech wymienionych narodach, które na krańcach wschodnich w południo­

wej części Azyi środkowej spotykam y, żywioł mongolski stanowi główną podstawę etnicz­

ną. T a podstawa w łaśnie tworzy wspólność między nimi. To zaś co je dzieli, co stanowi

państw o słońca wschodzącego, Jap o n ia) W X VI zaś do owego K ataju i Szipangu dołączano, ja k to wiemy, na k arta ch geograficznych odkrywane współcześnie lądy i wyspy am erykańskie. W ła t sześć po osiedleniu się portugalczyków na Ma- lakce (1517) pierw szy F ernao P erez de A ndrade przy b y ł na brzegi chińskie, za ją ł wyspę Tam ao, je d n ę z Szan-Czuen i d o ta rł do K antonu. Od tego czasu Chiny podlegać zaczęły napadom p o r­

tugalczyków , następnie holendrów, dalej an g li­

ków i francuzów , niby pow alony olbrzym , k tó ry nie oddalać od siebie, lecz niszczyć na sobie ty l­

ko mógł natrętnych nieprzyjaciół. Jedynie Ma- k ao i Tai-nan na F orm ozie zostaw ały stale w r ę ­ kach przybyszów ; pie rw sz e— portugalczyków do czasów obecnych i d ru g a— holendrów do 1662 r.

m iędzy nimi ró żnicę—je st przymieszką ży ­ wiołów etnicznych obcych.

Ilość przedstawicieli rasy żółtej (520 mil.

stanowiących 45 procentów ogólnej ludności kuli ziemskiej) i jej rozmieszczenie się na lądzie stałym Azyi wskazuje, że kolebki tej rasy poszukiwać należy nie na krańcach tej części świata, lecz pośrodku lądu. Z drugiej zaś strony widzieliśmy, że na krańcach wschodnich Azyi, począwszy od półwyspu Czukockiego do granic K orei i od granic Tonkinu do cyplu południowego M alakki zam ieszkują ludy rozmaitego pochodzenia szczepowego i naw et rasowego. Zniknięcie tych ludów na krańcach wschodnich w połud­

niowej części Azyi środkowej (w yjątek s t a ­ nowią ainowie na Jesso i wyspach K u ry l- skich, oraz półdzicy mieszkańcy Form ozy i wysp R iu -K iu) wobec trzech wymienionych narodów, korejczyków i chińczyków n a lądzie i japończyków na wyspach naprow adza na myśl, że właśnie te trzy narody powstały ze zlania się ludów mongolskich, n acierają­

cych ze środka Azyi na krańce jej wschodnie, z ludam i poprzednio te krańce zamieszkują- cemi.

Zatrzym am y się pokolei nad każdym z tych narodów.

K o r e j c z y c y . A. de Q uatrefages wg e - nealogicznem drzewie rasy żółtej czyli m on­

golskiej, w szczepie sybirskim, w gałęzi mongolskiej wyosabnia rodzinę korai, której i jedynym przedstawicielem je s t naród korej- ski *). Liczą w nim od 10 do 12 milionów jednostek. Jakkolw iek łączy te miliony j e ­ den język, wszystkie, objęte ustrojem spo­

łecznym, stanowią jedno państwo, typ fizycz­

ny korejczyka je s t trudniejszy do pochwyce­

nia i określenia niż typ m oralny. E . T. H a - my robi uwagę, że niejeden podróżnik, nie- wiedząc w jak i sposób objaśnić i pogodzić

| spotykane odmiany etniczne, wymykające się

| z pod wszelkiego uporządkowania, zmuszony jest wprowadzać n a scenę najbardziej nie­

spodziewane żywioły, jako to aleutów lub tu r- ków 2). N aw et kraniom etrya nie ra tu je :

*) H istoire generale des races hum aines, str. 419.

2) A nthropologie za 1895 r. Considerations generales su r les races jaunes, str. 255.

(11)

N r 30. WSZECHSWIAT 475 obok dolichocefalów sta ją brachy cefale.

W każdym razie jednakże te wszystkie od­

miany spotykają się na tle powszechnem mongolskiem i poza ogólny wygląd m andżura, chińczyka lub tybetańczyka nie przekracza­

ją . Przekroczenia stanow ią rzadkie wyjątki.

„Jednostki z rysami europejskiem i, oczyma błękitnem i, jasnem i włosami przypom inają niektóre ludy z Azyi zachodniej; gęste b ro ­ dy—ainów”—twierdzi Q uatrefages ').

Typ m oralny korejczyków zwięźle a wy­

mownie kreśli L. C hastan g : „S ą oni łagodni,

K orejczyk z klasy wyższej.

uczciwi, gościnni, lecz ich lenistwo i niedba- łośó są niezwykłe. Jeżeli ich kraj da się porównać z ukształtow ania do W łoch, oni sam i sąto godni współzawodnicy lazaronów neapolitańskich. Tylko tra g a rz e i ludność wiejska p racu ją nieco; lecz pracować prze­

s ta ją skoro tylko skromny zapas pieniężny pierwszym, pole obsiane drugim pozw alają nie troszczyć się o pożywienie w dniu ju trz e j-

ł) Opus citatum , str. 416.

szym. W szyscy inni dnie całe traw ią na wałęsaniu się i paleniu ciągiem tytoniu w długich cybuchach. S ą odważni, lecz nie posiadają żadnego tem peram entu. W ytrw ali, w innych w arunkach i otoczeniu mogliby n a ­ wet stać się dobrymi robotnikam i. P o zb a­

wieni przezorności i pomysłowości, nie dążą do poprawienia i podniesienia swego bytu.

Przeniesieni za krańce swego k ra ju w p ada­

ją w tęsknotę za nim. Oblicze ich w yraża zawsze pogodę i zadowolenie. Są inteligentni i pełni dobrych chęci dla nauki, lecz pod warunkiem, by nabycie jej nie kosztowało żadnych wysileń. Uczą się z łatwością j ę ­ zyków obcych, lecz nie dochodzą do znajo-

K orejczyk z klasy niższej.

mości dokładnej żadnego. O bdarzeni dobrą pamięcią, przechowują w niej, czego ich nauczono, obojętni na wszystko, co następnie dochodzi do ich wiadomości. Słowem, m ogą dojść do pewnego wykształcenia, ale to wy­

kształcenie pozostaje zawsze powierzchow- nem . . . W ysiłek umysłowy wszelki p rzy ­ praw ia ich o chorobę . . . Gościnność uwa­

ża ją za obowiązek; domy ich są zawsze otw arte dla przechodniów, naw et cudzoziem­

ców. W ielka zgoda, a jeszcze większa soli­

darność panuje w rodzinach. P rzyjaźń ce­

nią, a w niej szczerzy są i bezinteresowni.

Z ryw ają j ą zaś tylko dla ważnych powodów

(12)

476 WSZECHŚWIAT. N r 30.

i za trzeciem przewinieniem jednej strony.

Zapewniają, utrzym anie zonie zm arłych przy­

jaciół. S taro ść szanują. Grzecznością je s t utrzymywać, źe ktoś dziś starszym się wy­

daje, niż był w czoraj” *).

M ając swój odrębny język, używ ają chiń­

skiego,—swoje pismo, posługują się chiń- skiem ,—swoje piśmiennictwo (legendy histo­

ryczne, baśnie i powieści), karm ią się chiń- skiem i japońskiem . M ogąc być wskutek szczęśliwej pozycyi geograficznej i samej ilości niezależnymi—do niezależności ta k po­

litycznej ja k i umysłowej nigdy nie docho­

dzili. Go wszystko razem doprowadziło, źe obecnie przyszłość ich nie od nich samych, lecz od losów ich sąsiadów s ta ła się zawisłą, a następnie od woli tych sąsiadów.

(C. d. nast.J.

/. R a d liń s k i.

LUDZIE KOSMACI.

Zjaw iska nieprawidłowego, nadm iernego uwłosienia ciała ludzkiego (H y pertrichisis uniyersalis) oddaw na były spotykane, a in­

dywidua tem dotknięte noszą nazwę ludzi kosm atych, ludzi leśnych (Hundem enschen, Affenmenschen, W aldm enschen). Zjawisko to wydarza się wśród wszystkich klas spo­

łecznych, zarówno u mężczyzn ja k kobiet.

Z własnych obserwacyj a u to r przy tacza opis A d ry an a Jew tichiew a i syna jego, F ed o ra, którzy odbywając podróż po Europie, po k a­

zywali się w panoptikum różnych miast.

C ała tw arz A d ry a n a, oczy, powieki, m ałżo­

winy uszne pokryte były gęstemi, kosm atem i, długiem i na kilka centym etrów blond włosa­

mi. W łosy na głowie i brodzie były silniej­

sze i dłuższe. Czoło i dach czaszki odzna­

czały się również gęstym porostem . Głow a tego człowieka zupełnie przypom inała głowę pinczera, zw łaszcza gdy włosy swobodnie w dół spływały. Gdy włosy uczesane były n a j e d n ę stronę, twarz przyb ierała bardziej ludzkie wejrzenie.

*) Reyue scientifiąue, 1896, n-r 16 (tom 2).

L es Coreens, str. 494.

Syn A d ryana, F edor, którego w r. 1884 B artel widział w panoptikum jako 1 4 -letnie­

go chłopca, m iał tw arz porosłą również długiem i na 4 —5 cm włosami; kolor ich od brunatnego przechodził w jasny lila, im niż­

sza okolica tw arzy, tem zabarwienie było intensywniejsze. Całe ciało pokrywały rów­

nież bujne włosy, w yjątek stanow iła tylko przednia stro na szyi i Wewnętrzne strony nóg i rąk. P o rtre ty innych ludzi leśnych różnią się tylko w szczegółach, głównie długością włosów. C harakterystyczną cechą tych ludzi bywa często niekom pletne uzębienie. F ed o r np. przy pierwszem badaniu w dolnej szczęce okazywał 4, potem w kilka la t 6 zębów.

N adm ierne uwłosienie ciała, idące zwykle z niekom pletnem uzębieniem, je s t zjawiskiem dziedzicznem. P o kilku pokoleniach dopiero rodzą się ludzie bez nadm iernego uwłosienia i dopiero po kilku latach ukazują się włosy na ciele.

Co dotyczy tłum aczenia tej anomalii, to jed n i autorow ie (Yirchow, B artel, W aldeyer) uw ażają, że wytwarza się ona dopiero w życiu pozamacicznem (postembryonalnem).

Z uwagi, że zmiany występują głównie w oko­

licy tw arzy zaopatrzonej nerwem trójdziel­

nym (n. trigem inus) szukają źródła ich w po­

budkach nerwowych.

In ni autorow ie (Siebold, E cker, JJ n n a ) szu kają podstawy do w ytłum aczenia tych

; zm ian w życiu śródmacicznem, embryonal- nem. W iadom o jest, że płód rozwijający się w końcu 6-go i z początkiem 7-go mie­

siąca życia płodowego, okryty je st puszkiem , złożonym z delikatnych włosków długości 7— 13 m (lanugo). W łoski te jeszcze w cza­

sie życia płodowego, albo w pierwszym roku życia pozamacicznego (Kolliker) wypadają, na ich miejsce występują nowe. N ajgęstsze uwłosienie w życiu płodowem spotyka się na tw arzy koło oczu i uszu, skąd potem dopiero rozszerza się ono na resztę głowy, tułów i odnóża. Co do kolejności i gęstości w ystę­

powania włosów analogia z uwłosieniem lu­

dzi kosm atych jest zupełna. Otóż nasuwa się stąd przypuszczenie, źe włosy u ludzi kosm atych są pozostałością ^uwłosienia em- bryonalnego. Osłabienie czynności twórczej skóry je s t przyczyną, że nie m a ona dość siły na wyrzucenie, pozbycie się uwłosienia em bryonalnego i zastąpienie go włosam i no-

(13)

WSZECHŚWIAT. 477 wemi. Przeciw tej hypotezie występuje B ar-

tel, opierając się n a twierdzeniu, że n ad ­ mierne u włosienie występuje nieraz u ludzi, którzy przyszli na św iat zupełnie nie pokryci puszkiem. W ytłum aczyć to jed n ak można tem, że nastąpić tu mogło opóźnienie w w y­

tworzeniu zarodkowego uwłosienia; tego ro ­ dzaju indywidualne różnice spotykają się bardzo często w przyrodzie (późne wykłucie zębów).

U indywiduów nadm iernie porosłych w ło­

sami, spotykamy zazwyczaj także niezupełne uzębienie. T en związek, ja k i istnieje między nadm iernym wzrostem włosów, a niezupeł- nem uzębieniem, starano się najrozmaiciej wytłumaczyć. Porównywanie zębów ludzi kosm atych z uzębieniem różnych zwierząt (B artel) nie dało pozytywnych rezultatów , bo nie udało się wykazać analogii z żadną grupą zwierząt. N astręczające się stąd tr u d ­ ności usuwa teorya przyjm ująca, źe n a d ­ m ierne uwłosienie je st pozostałością włosów em bryonalnych. W iadom o, że tak włosy jak i zęby są wytworem zew nętrznego listka z a ­ rodkowego (ektoderm y). M iędzy tem i dwu- ma utw oram i B ra n d t przeprow adza analogią daleko idącą : część nabłonkow a włosa od­

pow iadałaby szkliwu, część błonkołąezną, mianowicie brodaw kę włosową, au to r analo- gizuje z pulpa dentis wraz z zew nątrz leżącą w arstw ą skostniałą. Z ęby wytwarza błona śluzowa, włosy skóra, a ta k skórę ja k błonę śluzową wytwarza ektoderm a; jeżeli tedy ektoderm a nie m iała siły na wytworzenie no­

wych włosów, to to samo osłabienie będzie powodem, że i w jam ie u st ektoderm a nie zdobędzie się na wytworzenie uzębienia.

N adm ierne uwłosienie u zw ierząt bardzo d otąd mało uwzględniane było w literaturze.

U zw ierząt właśnie b rak włosów, a raczej uwłosienie wyłącznie embryonalne, świadczy o osłabieniu produktywności skóry, tak, że zwierzęta nieporosłe analogizować można z ludźmi kosmatymi. A nalogią tę stw ierdza również niekom pletnie rozwinięte uzębienie.

W końcu au to r przytacza jeszcze kilka opisów nadm iernego uwłosienia u ludzi (K rao, L in n a N eum ann, J u lia P a stra n n a ) nieróżniące się znacznie od powyżej poda­

nych opisów.

(Biol. C entralbl., 1897). ’ h

W imię zasady „au d iatu r et alte ra p a r s ” p o ­ zwolę sobie z powodu korespondencyj pp. B łoń­

skiego i Zalewskiego, dotyczących przesłanej przezem nie do Redakcyi W szechśw iata notatki, zamieścić następujące wyjaśnienie :

Przedew szystkiem zaznaczę w yraźnie, że, gdy posyłałem wzmiankowaną notatkę do Redakcyi W szechświata, nie chodziło mi bynajm niej o „sła­

wę” odkrywcy dla K rólestw a Polskiego 17 ga­

tunków i 27 mieszańców; wiem bowiem dobrze, że liczba ta nie je s t bynajm niej m oją zasługą, a jedyuie skutkiem niedokładnego zbadania K ró­

lestw a pod względem florystycznym. Dochodze­

nie kwestyi, kto pierw szy znalazł ja k ą ś roślinę w danym k raju , je s t według mnie zajęciem nadzwyczaj jałow em ; nie w tym celu przedsię­

bierze się badania florygtyczne, by następnie figurować w historyi botaniki z pokaźną ilością znalezionych gatunków. D latego też w wykazie moim nie zwracałem żadnej uwagi na wzgląd, czy dana roślina nie była poprzednio w K ró­

lestwie znalezioną, ale ty lk o — czy nie była wy­

kazaną, ja k to też w yraźnie zaznaczyłem ; w ym ie­

nienie bowiem takiej rośliny w każdym razie posiada swoję wartość. F ak t, że p. d - r Zalewski znalazł M entha p arietariaefolia lub Hieracium polonicum wcześniej, niż ja , czego jednakże nie ogłosił, nie może żadną m iarą być dostateczną przyczyną, bym na tej zasadzie uważał te rośliny za wykazane dla K rólestw a i ja k o takie w spisie je opuścił. Pom ijam ju ż tę okoliczność, że co- najm niej bardzo wygórowanem je s t żądanie, bym pam iętał dokładnie wszystkie co do jednej ro śli­

ny, ja k ie u p. d-ra Zalewskiego widziałem (w znacznej części tylko bardzo przelotnie).

Po powyższej uw adze p rze jd ę do faktycznych wyjaśnień.

Rozpraw ę d -ra Zalewskiego, zaw ierającą p rz e ­ gląd prac, dotyczących flory Królestw a Polskie­

go, otrzym ałem dopiero po wysłaniu mojej no­

ta tk i (w listopadzie roku 1896) do Redakcyi W szechśw iata. P isząc mój wykaz miałem więc prawo uważać Ulmus m ontana i Crepis rhoeadi- folia za niewykazane dla Królestw a. Podobnie rzecz się ma z P ulm onaria m ollissim a, której dawniej nie odróżniano od P. mollis Wolff (za której synonim mylnie j ą d -r Zalewski podaje).

P. mollissim a również więc ja k o ta k a dla K ró ­ lestw a wykazaną nie była.

Na ja k iej zasadzie p. B łoński uw aża N astur- tium anceps (A dahlb.) DC za m ieszańca między N. silvestre i p a lu s tr e —tego nie wiem. N. a n ­ ceps je stto postać nieco wątpliwa, pod k tó rą najrozm aitsze rośliny podciągano, k tó ra wszakże w edług wszelkiego praw dopodobieństw a odpo­

wiada kombinacyi : N. am phibium X palustre.

(14)

47 8 WSZECH ŚW IAT .Nr 30.

(Porów naj : B orbas w spraw ozdaniach w ęgier­

skiej A kadem ii um iejętności, 1879, t. IX , ro z ­ praw a 15, s!r. 3 2 — 38).

E ąu isetu m yariegatum w zielniku Siemionowa w P uław ach nie istnieje; że zaś skądinąd miałem liczne dowody w iarogodności tego au to ra w kwe- styach botanicznych, przeto do pow yższego jego podania nie m ogłem przyw iązyw ać żadnej w ar­

tości.

Co do pozostałych roślin wreszcie, ja k Epilo- bium collinum sin.,T hym us M arshallianus W iłld ., P ulm onaria angustifolia officinalis— to tu do

„g rz ech u ” przeoczenia przy zn aję się z chęcią.

W Berlinie P am iętnika fizyograficznego niem a wcale, m usiałem się więc posługiwać wyłącznie wyciągami, ja k ie podczas p o b y tu we Lwowie p o ­ śpiesznie zrobić zdołałem . Ze przytem niejedno przepuścić mogłem, j e s t oczy wistem; dlatego też rośliny moje tylko z zastrzeżeniem podałem za nowe dla K rólestwa.

Rubus bifrons Y est bezw arunkow o je s t dobrze oznaczonym; porównywałem go z niemieckiemi okazam i niejednokrotnie. Zasięg je g o nie o g ra­

nicza się bynajm niej na Czechy i okolice Nad- reńskie : je s tto roślina, niem al w całej południo­

wej części E u ro p y środkowej rozpow szechniona (Focke, Synopsis R uborum G erm aniae, str. 189;

H alaczy, O sterreicbische Brom beeren, str. 2 3 0 );

znalezienie je j za+em w K rólestw ie nie j e s t ni- czem niespodziewanem.

Ponieważ m ieszaniec Ilo sa glauca X canina z dwu stron zos‘ał zaatakow any, muszę się więc nieco bliżej nad nim zastanow ić. P om ijając ju ż to, że wzmiankowana r o ś ln a w swych wszystkich właściwościach stoi zupełnie pośrodku m iędzy R. glauca i canina, — cechą, k tó ra mnie głównie spowodowała do uw ażania j e j za niewątpliwego m ieszańca, je s t u d erzające zachowanie się d zia­

łek kielicha. Na jednym i tym samym k rzaku m ożna obserwować owoce z odgiętem i, szybko odpadającem i kielicham i, ja k również inne, z kielichem odstającym , długo na owocu zo sta­

jącym . U największej zaś części owoców część działek kielicha odstaje, część j e s t odgięta.

Tego ro d za ju połączenie cech R osae glaucae i caninae na jednej roślinie dowodzi niechybnie, że mamy do czynienia z mieszańcem.

Co dotyczy drugiego zakwestyonowanego m ie ­ szańca, Gagea lu te a X minim a, to tu p raw d o ­ podobnie w ypadnie mi w istocie cofnąć m oje poprzednie podanie. Umieściłem je , głównie opierając się na zdaniu prof. A schersona, k tó ry m oje przypuszczenie co do pochodzenia pow yż­

szej rośliny najzupełniej potw ierdził. Ponowne poszukiw auia je d n a k na miejscu, dokonane p rz e - zemnie podczas wakacyj wielkanocnych, oraz zbadanie pyłku kw iatowego p rzekonały m n;e, że je s tto praw dopodobnie tylko nadzwyczaj silna i uderzająco zm ieniona postać G ageae minimae.

M uszę w reszcie wyznać, że polem ika p. B łoń­

skiego przeciw m ojem u tw ierdzeniu o bogać*wie flory południowego K róles'w a bardzo mnie dziwi.

Ze słów jego możnaby nabrać przekonania, że oparłem moje powyższe zdanie na liczbie znale­

zionych mieszańców; przyznam , że nie przypusz­

czałem , by mi ktoś mógł podobną niedorzeczneść w u sta włożyć. Zdaje m i się, że wymienione w moim w ykazie (z którego wyłączyłem w szyst­

kie nowe róże i jeżyny, ja k również i inne nowe odm iany i podgatunki) gatunki roślin ju ż św iad­

czą dostatecznie o bogactwie flory, szczególniej, jeżeli przypom nim y sobie, że poszukiwaniami m ojemi objąłem tylko bardzo nieznaczną prze­

strzeń, że flora końca wiosny i począ*ku la ta tylko bardzo słabo m ogła być przezem nie uwzględnioną, że wreszcie istnieje w południo- wern Królestw ie znaczna ilość miejscowości, praw dopodobnie jeszcze bogatszych pod wzglę­

dem florystycznym (że wymienię tylko Łyse Gó­

ry, Ojców, Olkusz, okolice B uska i Stopnicy).

P okaźna cząstka roślin, wymienionych w „Spisie nowych dla K rólestw a ro ślin ” d -ra Zalewskiego (na którego prace p. Błoński się pow ołuje)—•

została znalezioną właśnie w południow ym za­

k ą tk u podczas jed n ej tylko wycieczki.

N a zakończenie wreszcie dodam , że podczas ostatniego mego pobytu w opatowskiem na wios­

nę tego ro k u udało mi się znaleść jeszcze n astę­

pujące (o ile wiem) niewykazane dofąd dla K ró­

lestw a rośliny :

C arex supina W ahlnb. Podgrodzie kolo Ćmie­

low a nad K am ienną (pow iat opałowaki).

C arex pediform is C. A. Meyer. T am że.

L ath y ru s pannonicus (Jacqu) Geke. L asy woj- nowskie koło Ćmielowa ').

K azim ierz Piotroioski.

K R O N I K A H A U K O W A .

0 ś w iecen iu siatek żarowo- gazowych.

Ciekawe doświadczenia oraz objaśnienia, dane p rzez d-ra Killinga (por. n-r 19 W szechś. z r. b.) zostały obecnie opisane i p o p arte nowemi p rz y ­ kładam i przez d-ra Buntego na zjeździe niem iec­

kich gazowników i inżynierów wodociągowych d. 18 czerwca w L ipsku. W szystkie siatki ż a ­ rzą ce się składają się z 96 do 9 9°/0 tlenku to ru , re sz tę stanow ią inne tlenki, zwłaszcza zaś tlenek ceru. S iatka d-ra A uera zaw iera 90°/0 tlen k u to ru , l ° / 0 tle n k u ceru, obok śladów wapna i m ag-

') U w ażając spraw ę, w której przem aw ia p . P iotrow ski, za zupełnie wyjaśnioną, re d a k cy a W szechśw iata oświadcza, że nie będzie ogłaszała, żadnych ju ż w tej samej kw estyi artykułów .

(Przypisek reclakeyi)..

Cytaty

Powiązane dokumenty

P rócz tych osobników w kaźdem gnieździe term itów znajduje się wielka ilość białych larw, podobnych zupełnie pod względem bu­.. dowy do robotnic, lecz

W niniejszej pogadance mam zam iar przedstawić kilka najciekawszych i hypotez, którem i starano się wytłumaczyć przyczynę i przebieg rozm aitych objawów

Jeżeli bowiem utniem y kieliszek, nienarusza- ją c ciągłości stylika (wprawdzie z trudem , lecz może się udać), to stylik zadrażniony wykonywa jeszcze kilka

teryą taką, jak się ODa naszym zmysłom przedstawia, lub coby się dało od materyi o dzielić i mogło dalej samodzielnie istnieć. Sifa niczem więcej nie jest

Aż do pewnój wysokości wszystkie linij e będą do siebie równoległe, gdyż wszystkie formy nasze rozw ijają się aż dotąd w jednakow y sposób, na stadyjum

flo3BO.aeno

ku węgla, której nie wydają lampy żarowe. Łuk Yolty przez promieniowanie i samo tworzenie się dwutlenku węgla wydaje również pewną ilość ciepła, lecz przy

dlateg o , kto z pominięciem jego pierwszego szczebla chce od razu do wymiany materyi przeskoczyć, jest więcej niż pewnem, ale rzecz się niesłychanie wyjaśnia