• Nie Znaleziono Wyników

J\§. Warszawa, d. 18 lipca 1897 r.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "J\§. Warszawa, d. 18 lipca 1897 r."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

J\§. 29 . Warszawa, d. 18 lipca 1897 r. Tom XVI.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A TA „W S Z E C H Ś W IA T A " . ,

Prenumerować można w Redakcyi .W szechśw iata"

W W a r s z a w ie : rocznie rs. 8, kwartalnie rs. 2 . , , . .

i w e w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Z p r z e s y łk ą p o c z to w ą : rocznie rs. 10, półrocznie rs. 5

i L d r e s lE S e d a ł^ c ^ i: K lr s ils io -w s ^ I e -D P r z e d .ia a ie ś c I e , USTr S © .

Społeczeństwo termitów.

Oddawna term ity zw racały na siebie wy­

jątkow ą uwagę badaczów ze względu n a ce­

chy przejściowe budowy i starożytność ich rodziny wskutek czego zajęły one ważne miejsce w genealogii owadów. N a d to wyso­

ko rozwinięte życie towarzyskie term itów dostarczyło bardziej interesującego, niż w ro ­ dzinie mrówek i pszczół, przykładu łączenia się różnorodnych osobników jednego gatunku w społeczeństwo w celu pewniejszego u trzy­

m ania się przy życiu i wychowania potom­

stwa. Oprócz tego term ity są przykładem silnego zróżnicowania jednej rodziny na róż­

norodne osobniki, wytwarzającego się wsku­

tek spełniania różnorodnych czynności (poli­

morfizm). Do roku 1855 wydano ju ż wielką ilość rozpraw, dotyczących przeważnie biolo­

gii termitów. W roku 1855 wyszła z druku obszerna monografia H ag en a, uzupełniająca zebrany przedtem m ateryał. Od czasu H a ­ gena rok rocznie lite ra tu ra , dotycząca te r­

mitów, powiększa się skutkiem nowych ba­

dań, wiele jed n ak stron morfologii i biologii tych zajm ujących owadów pozostaje dotych­

czas niewyjaśnionych. Podobnie ja k w świę­

cie roślinnym pierwszemi roślinam i lądowemi były skrytokwiatowe, pomiędzy owadami również pierwsze ukazują się te, które w swoim rozwoju podlegają niezupełnemu przeobrażeniu (Am etabola). W starożytnych lasach okresu paleozoicznego, złożonych z drzew łuskowatych, widłakowców, paproci i skrzypów, żyły przedewszystkiem szarań ­ cze, term ity i karaluchy. T erm it i karalu ch sąto najstarsze owady, spotykane w stanie kopalnym ju ż w formacyi węglowej. W i- docznem jest pokrewieństwo tych dwu owa­

dów, a przy bliższem badaniu ich budowy odnajdujem y rzeczywiście wiele cech wspól­

nych, które pozwalają zaliczyć term ita i k a ­ ralucha do jednego rzędu owadów. W raz z szarańczam i, pasikonikami, świerszczami i jętk am i zaliczamy je obecnie do rzędu owa­

dów prostoskrzydłych (O rthoptera). Uwa­

żano dawniej te rm ita za typ zasadniczy rzędu siatkoskrzydłych (N europtera) ze względu na strarożytność i budowę skrzydeł.

S tąd pow stał podział rzędu A rth o p tera na A rth o p tera genuina (właściwe) i Pseudo- neuroptera, do których zaliczają rodzinę termitów wspólnie z ważkami (Libellulidae) i jętkam i (E phem eridae).

T erm ity czyli bielce lepiej są znane pod

(2)

450 WSZECHSWIAT N r 29.

nazwą białych mrówek, ponieważ podobnie

j

ja k one żyją, w wielkich towarzystwach; róż- i nią się jed n ak od mrówek n a pierwszy rz u t [ oka białem zabarwieniem zewnętrznej po­

włoki ciała. W istocie zaś, pomimo wysoko i rozwiniętego życia towarzyskiego, term ity, ze względu na cechy morfologiczne, należą do rzędu owadów prostoskrzydłych, k tó re I w ogóle zn a jd u ją się n a niższym szczeblu rozwoju życia psychicznego.

W każdem społeczeństwie term itów spoty- i kam y różnorodne osobniki. Pom iędzy zu­

pełnie dorosłem i owadam i odróżnić się d ają i trzy zasadnicze formy : skrzydlate, robotnice i żołnierze. T erm ity skrzydlate (fig. 1) sąto zdolne do rozpłodu sam ce i samice, posiadające 4 skrzydła jednorodne, cienkie, przezroczyste i typowe części gębowe ż u ją ­ ce. C iało brunatnego koloru bywa zwykle podłużne, jajow ate, głow a okrągła. Wy-

T erm it skrzydlaty.

m iary skrzydlatych byw ają rozm aite u róż nych gatunków i rodzajów; długość ich często dosięga 20 mm, w innych rodzajach zaled wie 5 mm.

Robotnice sąto osobniki, których narzędzia rozrodcze pozostają n a stadyum nierozwinię tem; są one bezskrzydłe, najczęściej ślepe, jaśniejszej barwy i znacznie mniejsze od skrzydlatych; pozatem nie różnią się budową od form uskrzydlonych, mianowicie samic.

Żołnierze niczem się nie różnią od robotnic w budowie odwłoku i tułow ia; posiadają je d ­ nak znacznie większą głowę i silniej rozwi nięte żuwaczki, które zwykle m ają postać dwu ku w ew nątrz zwróconych ostrzam i sier­

pów. Bardzo często głow a żołnierzy dosięga ta k potwornych wymiarów, że długością do­

równywa pozostałym częściom ciała, a wspól­

nie z żuwaczkami znacznie przewyższa ich długość. N a rysunku 2 gim przedstawiony jest w powiększeniu tak i żołnierz, posiadają-

T erm it żołnierz.

cy głowę wydłużoną, cylindryczną i żuwaczki w kształcie dwu długich wyrostków mieczo­

watych, nieco zagiętych i zaostrzonych na końcu. P o sta ć żuwaczek bywa często bardzo osobliwa, np. u żołnierzy rodzaju E u term es capricornis, żyjącego na M adagaskarze, są t)ne podobne do rogów antylopy.

3.

T erm it żołnierz z wyrostkiem czołowym.

N iektóre społeczeństwa term itów posiada­

j ą żołnierzy, którzy prócz wyżej wymienio­

nych cech, odznaczają się widocznym na

czole wyrostkiem chitynowym (fig. 3). N a

(3)

N r 29. WSZECHSWIAT. 451

końcu wyrostka znajduje się otwór ta k zwa­

nego gruczołu czołowego, którego wydzieliny służą tym owadom do sklejania m ateryału przy budowie gniazd. Istn ieją także obser- wacye, które dowodzą, że term ity pryskają płynem z gruczołu czołowego w celu obrony przeciw mrówkom, z któremi toczą często zajadłe wojny.

Opisane osobniki znane są w literaturze pod nazwą żołnierzy-nosaczy (Milites Na- suti). N iektóre rodzaje term itów nie posia­

dają żołnierzy, a w zam ian za to spotykamy u nich tak zwane robotnice-nosacze, różniące się od zwykłych robotnic zaczątkowym s ta ­ nem żuwaczek, szczególną form ą głowy (fig. 4) i bardzo silnie rozwiniętym w kie­

runku ku przodowi wyrostkiem chitynowym;

wewnątrz tego wyrostka znajduje się prze­

wód gruczołu czołowego.

T erm it robotnica-nosacz.

P rócz tych osobników w kaźdem gnieździe term itów znajduje się wielka ilość białych larw, podobnych zupełnie pod względem bu­

dowy do robotnic, lecz znacznie mniejszych- Istn ieją jeszcze u term itów ta k zwane nimfy (poczwarki). Sąto starsze larw y samców i samic, różniące się od ostatnich bia- łem zabarwieniem i krótkiem i zaczątkam i skrzydeł.

Term ity gnieżdżą się rozmaicie. Istn ieją rodzaje i gatunki, k tó re m ają swoje gniazda w prost pod powierzchnią ziemi, między ko­

rzeniami drzew, lub w ygryzają galerye i ko- j mory w m artwych pniach drzew, wyściełając je cienką w arstw ą ekskrementów. W miej- | scowościach pozbawionych lasów term ity j wznoszą budowle z ziemi, gliny, piasku, spróchniałych części drzewnych i ekskrem en- |

tów, łącząc cząstki tych m ateryałów śliną i wydzielinami gruczołu czołowego. W iado­

mo powszechnie, że w tak i sposób zbudowane gniazda odznaczają się ta k ą wytrzymałością, że opierają się ciśnieniu znacznych naw et ciężarów. A rc h ite k tu ra gniazd term itów bywa u różnych rodzajów i gatunków bardzo rozm aitą. Gniazda, budowane na drzewach, przymocowują się do gałęzi i m ają najczę­

ściej formę jajo w atą lub kulistą. N a po­

wierzchni ziemi term ity wznoszą gniazda w postaci stożków lub płaskich pagórków.

G niazda takie dosięgają niekiedy 5 m wyso­

kości i miewają do 20 m obwodu przy podsta­

wie. K ażdy oddzielny stożek lub pagórek zawiera wewnątrz olbrzym ią ilość galeryj i komór i zapomocą krytych przejść łączy się z gniazdami sąsiednich towarzystw; w taki sposób term ity tworzą całą kolonią gniazd, podobną zdaleka do wiosek dzikich miesz i; kańców krain podzwrotnikowych.

Jeżeli rozbijemy ścianę jakiegokolwiek i gniazda term itów, ujrzym y przedewszyst- kiem wielką ilość robotnic i żołnierzy; ci ostatni zatrzym ują się na końcach otwartych galeryj, groźnie szczękając źuwaczkami, pod­

czas gdy robotnice pośpiesznie napraw iają zepsute części gniazda. Robotnice i żołnie­

rzy można znaleźć we wszystkich porach roku i w każdej części gniazda. W czerwcu ilość ich zmniejsza się, stają się oni mniej ruchliwi i w końcu um ierają, ustępując miejsca nowej generacyi, k tó ra rozwija się z larw , powstających podczas zimy i pod- rastających na początku wiosny. Larw y są mniej ruchliwe i zam ieszkują galerye w głębi gniazda położona, m ają jedn ak udział we wszystkich pracach społeczeństwa, jak o to : w budowie gniazd, w opiece nad jajam i i młodszem rodzeństwem, co się wyraża w karm ieniu i szybkiem przenoszeniu do głębszych galeryj w razie niebezpieczeństwa.

Prócz tego larwy pom agają innym osobni­

kom przy wylinieniu, t. j. zrzuceniu błonki chitynowej, które odbywa się kilka razy u wszystkich osobników przy przejściu do stanu dojrzałego. (N a tem polega niezupeł­

ne przeobrażenie). Zrzucanie starej skórki chitynowej przez robotnice, żołnierzy i nimfy je st widocznie bardzo ciężką dla nich opera- cyą, ponieważ wym agają one przytem pomo­

cy innych członków społeczeństwa. Zwykle

(4)

45 2 WSZECHSWIAT. N r 29.

tow arzyszą przy tej operacyi robotnice i la r ­ wy i pom agają przy wylinieniu, ciągnąc sta rą skórkę za rożki i nogi.

W ie c ie , poczynając od lipca, w jesieni i zimie znajduje się w gnieździe wielka ilość nimf, które w połowie m a ja p rz eo b ra żają się w owady skrzydlate. W początkach czerwca saince i samice w ylatują z gniazda i ro ją się, poczem tra c ą skrzydła i sp ad a ją na ziemię.

Jeżeli samiec i sam ica znajdą się znowu w gnieździe, zam ykane są przez robotnice w oddzielnej komorze, zwanej „pokojem k ró ­ lewskim ” : nazywamy je wtedy królem i k ró ­ lową. Odwłok królowej ro z rasta się wtedy nadm iernie i składa ona olbrzym ią ilość j a ­ jek. Obecność sam ca w pokoju królewskim daje do myślenia, że zapładnia on powtórnie samicę. W edłu g najnowszych badań term ity posiadają zdolność sztucznego wytwarzania króla i królowej zapomocą przyśpieszenia rozwoju organów płciowych u nimf. K w e­

sty a ta nie je s t jed n ak zupełnie wyświe­

tloną.

L iczba znanych dotychczas gatunków te r­

mitów dosięga 100. W E uropie zamieszkują one tylko południowe k ra je i znane są tam zaledwie trzy gatunki. W iększość term itów je st rozsiedlona na lądach i wyspach okolic podzwrotnikowych Azyi, A fryki i A m e ­ ryki.

W celu zdobycia pokarm u lub walki z in- nem i owadami term ity odbyw ają często b a r ­ dzo oddalone wędrówki; arm ia w yrusza w wielkim porządku z żołnierzam i na p rz e ­ dzie, zwykle w nocy, a często pod przykry­

ciem n aprędce budowanych galeryj. D la mieszkańców term ity są nadzwyczaj szkodli­

we, pożerają literalnie wszystko, co tylko poddaje się działaniu ich źuwaczek, a więc drewniane domostwa, meble, papiery, zapasy spożywcze, a naw et p udła okrętów, jeżeli do­

stęp do nich znajdują. Obecność term itów zostaje dostrzeżona zwykle ju ż po spełnio­

nym fakcie, np. po zapadnięciu się domu, ponieważ robotę swoję unikając św iatła do­

konyw ają w ew nątrz ścian, pozostaw iając nie- tkniętem i cienkie zewnętrzne warstwy.

N iebacząc na ciągłe zabiegi ludzi, m ające na celu uwolnienie się od tych szkodliwych owadów, są one jed n ak w bardzo wielu oko­

licach Azyi, A fryki i A m eryki poszukiwane i jako pokarm sprzedaw ane na targach . H o-

tentoei, negrzy i inni mieszkańcy s tre f pod­

zwrotnikowych spożywają term ity żywe, su­

szone, lub z m ąką pieczone, odrzucając zwykle głowę, k tó ra m a, według W allacea, sm ak bardzo gorzki (prawdopodobnie wsku- teb obecności gruczołu czołowego).

Nietylko ze strony ludzi grozi term itom zag ład a, istnieje bowiem ogrom na liczba zw ierząt, karm iących się term itam i. Do tych zaliczyć należy wiele owadożernych ssących (rnsectivora), ja k np. m rówkojady, wiele bez­

zębnych (E dentata), ja k pancerniki, a nade- wszystko wiele gatunków ptaków, karmiących się jedynie term itam i. Najgroźniejszego je d ­ n ak wroga term ity m ają w mrówkach. Jeżeli w pobliżu zn ajd ują się gniazda obu tych owadów, wkrótce powstaje wojna. K ulm ina­

cyjnym punktem każdej walki bywa ukazanie się żołnierzy term itów , którzy rozryw ają na kaw ałki mrówkę, jeżeli dostanie się między ich straszne żuwaczki. W krótce jed nak żoł­

nierze ulegają przew ażającej liczbie i zręcz­

ności, naw et znacznie drobniejszych od siebie mrówek. W a lk a zwykle kończy się zwy­

cięstwem mrówek, unoszących z sobą larw y, nimfy i robotnice, które służą potem m rów­

kom i ich gąsienicom za pożywienie; niektó­

rzy badacze tw ierdzą, że mrówki często opanowują całe gniazdo term itów i osiedlają się w niem.

W życiu społeczeństwa term itów d aje się zaznaczyć jeszcze jeden objaw zajm ujący.

B ardzo często wspólnie z term itam i zamiesz­

ku ją w ich gnieździe inne owady, przeważnie z rzędu tęgopokrywych (Coleoptera). M am y tu więc p rzykład t. zw. współżycia czyli symbiozy. Owady te noszą nazwę term ito- filów i są obecnie przedm iotem specyalnych badań uczonych (W assm an), dotychczas je d ­ nak znaną je st tylko ich stro n a morfologicz­

na. J a k i udział term itofile m ają w życiu społeczeństwa term itów i jakie przysługi wy­

św iadczają sobie wzajemnie te dwa rodzaje owadów, je s t rzeczą dotychczas niewyjaś­

nioną.

K a z im ie r z C zerw iń ski.

(5)

N r 29. WSZECHSWIAT 453

na k ra ń c a c h w s c h o d n ic h A zyi. ’)

3.

P oza działem wodnym rzeki Zei, głów­

nego dopływu wodnego A m uru, od półno­

cy rozlega się Sybir. P oza działem wod­

nym rzeki S ungari, prawego dopływu tegoż A m uru, od południa ciągnie się granica, po­

lityczna i etnograficzna, K orei. W taki więc sposób dolina średniego i dolnego A m uru, wraz z dolinami wzmiankowanych Zei i S un­

gari, a nadto, z doliną U ssuri, jeszcze innego a również prawego ja k S ungari dopływu A m uru, stanow ią właściwie krańce wschod­

nie północnego pasa Azyi środkowej.

Czem dla ziemioznawstwa tych krańców była poprzednio opisana podróż po kanale T atarskim w 1787 r. L a Perousea, oraz na­

stępnie wzmiankowany epilog tej podróży, to je s t przebicie się wzdłuż owego kanału j a ­ pończyka Mimii Rinzo w 1808 r„ tem dla ich ludoznawstwa w 1860 r. stało się przyłącze­

nie lewego brzegu A m uru wraz z jego ujściem i krajem leżącym pomiędzy Ussuri i morzem japońskiem —do Rossyi. Chociaż bowiem te przestrzenie rozlegają się na północ od m uru chińskiego, były one jednakże, należąc do Chin, nie więcej dostępne dla europejczyków, ja k w czasach, poprzedzających tr a k ta t p e ­ kiński, k ra je leżące za tym murem.

Ogłoszone rezultaty odbytych n a te k ra ń ­ ce Azyi, po ich udostępnieniu, podróży d-ra L . von Schrencka i N. Przew alskiego, otwie­

r a ją je dla nauki. Pierw szy w pomnikowem dziele swem 2) kładzie podstawy dla etnolo­

gii tych krańców, drugi—ograniczając się zresztą granicam i k ra ju ussuryjskiego 3),

') Porówn. W szechśw iat z r. b. n -r 22 i 23.

2) Keisen und F orachungen im A m ur-Lande.

I II . Die V ólker des A m ur-Landes. Geographisch- historischer und A nthropologisch-ethnologischer Theil. 1882. (W ydanie p etersb u rsk iej Akademii nauk).

3) P odróż po k ra ju U ssuryjskim , 1867—

1869. P ete rsb u rg , 1870.

kładzie takież podstawy dla przyrodoznaw- I stwa tego k ra ju i poznania bytu jego miesz­

kańców ').

Życie dziejowe danego k ra ju wogóle, a tem bardziej powstawanie tego życia w nim wcześniejsze lub późniejsze, zależnem głów­

nie bywa od szerokości geograficznej owego k raju, warunkującej jego klim at. Ź ró d ła Zei nie przekraczają znacznie 55° szerokości północnej. Ź ró d ła Sungari i Ussuri sięgają nawet 42° tejże szerokości. T ak więc dolina średniego i dolnego A m uru leży na tej samej szerokości geograficznej co i E u ro p a środko­

wa. "Warunki przeto klimatyczne nie stały na przeszkodzie rozbudzeniu się w niej wczesnemu życia dziejowego. W arunki zaś historyczne, mianowicie sąsiedztwo z C hina­

mi a nawet należenie faktyczne do państwa Chińskiego takiem u rozbudzeniu się sprzy­

jały-

Tymczasem stosunki etnograficzne w tej dolinie bardziej się zbliżają do poznanych przez nas poprzednio stosunków owych na krańcach północno-wschodnich Azyi, niż do tych, któreśm y następnie znaleźli na k ra ń ­ cach południowo-wschodnich. Owego bowiem kilkakrotnego uwarstwowania ludności, wy­

nikającego z długiego trw ania doby histo­

rycznej, jakie badaliśmy w Indo-Chinach, w dolinie A m uru nie znajdujemy wcale. R a ­ czej widzimy tam to pożycie sąsiedzkie obok siebie osiadłych a od siebie niezależnych roz­

maitych, różnych naw et pochodzeniem ludów, jakie przy sprzyjających okolicznościach staje się dopiero podścieliskiem dla doby dziejowej, a jakie poznaliśmy n a K am czatce i na p ó ł­

wyspie Czukockim.

W ejście do składu państw a Chińskiego tych krańców uwydatniło się osiedleniem się na nich chińczyków w kilku miejsco­

wościach (jako t o : w dolinie rzeki Nonni, lewego dopływu Sungari, oraz w gó r­

nych dopływach S ungari i Ussuri) wśród ludności miejscowej. Lecz to osiedlenie się

■) Obok dzieła Przew alskiego pomieścić m o ­ żemy, z przyczyny traktow ania w niem tego sa­

mego przedm iotu, dziełko skrom niejszych r o z ­

miarów i celów W . Wasilewskiego : Z krańców

Sybiru, zapiski m yśliw ego-turysty. W arszawa,

1886.

(6)

WSZECHŚWIAT. N r 29.

posiada ch a ra k te r bardziej kolonizacji, niż wyrobienia warstwy górnej, rządzącej ').

Rzeczone zbliżenie się stosunków e tn o g ra ­ ficznych w dolinie A m u ra do stosunków tych na połnoco-wschodzie Azyi, lub raczej, ta pochwycona tożsamość pomiędzy niemi, nie wyklucza jednak i pewnej wybitnej, zachodzą­

cej również pomiędzy niemi różnicy. Różnica owa wypływa z warunków geograficznych, to je st położenia tych różnych krańców względem masy lądowej, a więc i mieszkań­

ców tej masy.

N a dwu półwyspach, stanowiących krańce północno-wschodnie Azyi, całkiem podob­

nie ja k i na dwu innych, stanowiących te krańce na południo-wschodzie, ludy zamiesz­

kujące te krańce są oddzielone od masy głów ­ nej lądu azyatyckiego zatokam i morskiemi i morzami. S tykały się przeto z ludnością tej masy tylko na stosunkowo niewielkiej, a zawsze ograniczonej przestrzeni, m ającej ch arak ter przesmyków. Inaczej na k rańcach Azyi środkowej, zarówno w północnym ja k i południowym jej pasie. T u ludność tych krańców z konieczności sty k a się z ludnością głównej masy lądowej na takiej przestrzeni, n a jakiej sty k ają się sam e te k rań ce z lądem stałym . J a k więc nic nie oddziela krańców od lądu stałego, ta k też i ludności tych k ra ń ­ ców nic nie oddziela od ludności masy ląd o ­ wej. Znaczenie mórz i zatok m ogą mieć po­

niekąd rzeki i góry. Lecz rzeki z natu ry rzeczy nigdy niepłynące w kierunku rów no­

ległym do brzegu, tylko pionowym, u łatw iają dostęp do niego. Góry, mogąc przyjmować i równoległy kierunek do brzegu, na tej całej przestrzeni nie p rzyjm ują go wszelako, czy też naw et przyjm ując, ja k łańcuch nadbrzeż­

ny Sichota-Alin, ciągnący się w k ra ju Ussu- ryjskim pomiędzy za to k ą P io tra i P a w ła (nad k tó rą wznosi się W ładyw ostok) i ujściem A m uru, lub łańcuch gór Stanowych, pomię-

‘) U w arstw ienie ludności, w ynikające z życia dziejow ego, rozpoczyna się dopiero d la tych k r a ­ jów od czasu przyłączenia icli do Rossyi. O dby­

wa się zaś ono jednocześnie w dwu k ierunkach : rossyanie n apływ ają w charak terze rządców k ra ­ j u i kolonistów, któ ry m pochodzenie z narodu panującego ułatw ia form owanie w arstw y górnej.

Chińczykom praw dopodobnie zaostry dla nich k lim at p rzeszk ad zał w takiem dwojakiem o sied ­ laniu sig w dolinie Amuru.

dzy rzeką IJd i Udzką zatoką a miastem Ochockiem, nie dochodzą do takiej wyniosło­

ści, któraby m ogła stanowić nieprzebyte przeszkody. T ak więc ludy, zamieszkujące dolinę dolnego i średniego A m uru i doliny Zei, S ungari i U ssuri, od strony lądu są okrążone przez ludność lądu stałego Azyi, są przez tę ludność niby długo sięgającemi jej ram ionam i objęte, gdyż ta ludność z głębi lądu sięga po brzegi jego, opłókiwane fa la­

mi m orza Japońskiego i Ochockiego.

Tę ludność od północy stanowią tunguzi, a od południo-zachodu i zachodu— mandżu- rowie. Pierw si są koczownicy, drudzy— osiedli.

Pierw si na przestrzeni, przewyższającej roz­

ległością niejedno państwo europejskie, tru d ­ nią się głównie hodowaniem renów; drudzy skrom ne środki do życia zdobywają pierwot- nem rolnictwem i pasterstw em . Pierw si z głębi lądu dochodzą do brzegu m orza Ochockiego, na którym to brzegu, począwszy od zatoki T u g u r do m iasta Ochocka, wyłącz­

nie sami zamieszkują, a od Ochocka łączą się z koryakam i i wśród ludności koryackiej, pod nazwą łomutów, wchodzą do K a m c zat­

ki północnej '). Drudzy z głębi lądu wciska­

j ą się ku zachodowi na dolinę Sungari gór- nej i jej praw ych dopływów, zatrzym ując się wszelako przed wodozbiorem rzek Tum enia (stanowiącego polityczną granicę pomiędzy Rossyą, to je st krajem Ussuryjskim i K oreą) i Ussuri; ku południowi— sięgają północnych brzegów morza Żółtego, w zatokach K orej- skiej i L iao-T ung, i m uru chińskiego. Nazwy pierwszych nie zna historya, drugich—zapi- 1 sa la jako przed wiekami zdobywców Chin, przed którym i sławny m ur chiński nie zdołał ich obronić i którzy, usadowiwszy na tronie chińskim swą dynastyą, dotychczas jeszcze nominalnie w nich panują.

A . de Q uatrefages w pomnikowem swem dziele H istoire generale des R aces Hum aines, rasy żółte czyli pień żółty lub mongolski dzieląc pierwiastkowo n a szczepy, wśród szczepów wyróżnia osobny syhirski (trzy in­

ne : tybecki, indo-chiński i am erykański);

następnie wśród szczepu sybirskiego— osobną gałęź mongolską (d ru g a —tu reck a); dalej

*) W szechśw iat, 1895, n-r 8 : Stosunki etno­

graficzne n a krań cach wschodnich Azyi. 1. L udy

na krańcach północno-wschodnich.

(7)

\ ’r 29 W SŻECHSW lAt. 455

w gałęzi mongolskiej wyosobnia rodzinę tunguską; w tej nakoniec rodzinie oddziela mandżurów od grupy właściwych tunguzów.

W taki więc sposób w tunguzach, dochodzą­

cych do m orza Ochockiego, a naw et północ- nej K am czatki, i m audżurach, sięgających morza Żółtego, i m uru chińskiego, mamy bezpośrednich przedstaw icieli ras żółtych.

Pomiędzy tunguzam i od północy a rnan- dżurami od południa dziesiątek innych ludów jakoby zdąża do ujść A m uru, jakoby w po­

szukiwaniu wytchnienia i spokoju posuwając się ku wschodowi, tylko je n a d brzegam i mo­

rz a i to w kierunku tej rzeki osięgnąó się spodziewa. Jed n e z nich, jako to : m anegry i birary, trzym ają się głównie lewego brzegu A m uru i dolin, leżących wzdłuż jego lewych dopływów, pierwsi—Zei, drudzy—poniżej tam tych, B urejry. In n e ludy, jak o t o : solony i daurowie, trzym ają się głównie p ra ­ wego brzegu A m uru, a nadto zajm ują doli­

nę rzeki Nonni, lewego dopływu Sungari.

Jeszcze inne : oroczanie '), sam agirny, neg- dy, odsunięte od brzegów A m uru, ciągną się pasami równoległemi do jego łożyska; wów­

czas gdy trzy znowu in n e : goldy, olcze i giliaki, zajm ując oba brzegi tej wielkiej rzeki, tuż jeden za drugim zb liża ją się do je j ujścia. Goldowie z doliny U ssuri sięgają prawego brzegu Sungari, a od ujścia jej do A m uru, dochodzą do 51° szerokości. Tu p rze­

cinają im drogę dalszą olczowie, ci zaś z kolei zatrzym ują się w tem miejscu, gdzie A m ur, jakby unikając pogrążenia się w morzu, zw ra­

ca się n a zachód. Od tego jego zwrotu aż do jego ujścia osiedli giliacy. N astępnie ciągną się jeszcze oni wąskim pasem ponad brzegiem m orza Ochockiego ku północy aż do zatoki T u g u r, gdzie im dalsze posuwanie się przecinają tunguzi. N a d to przechodzą przez cieśninę T a ta rsk ą na w yspę Sachalin i stanowią główną ludność w północnej części tej wyspy. W śród giliaków oddzielnemi kęp­

kam i na Sachalinie są rozsiani orakowie.

Południow ą część Sachalinu zajm ują aino- wie 2).

') Oroczan tych należy odróżniać od oroczo- nów, innego lu d u , zam ieszkałego w dolinie Amu­

ru górnego.

2) Ten pochód ludów do ujść A m uru, w strzy­

m ujący się po drodze przez energią każdego

Tych to ostatnich właśnie widział, poznał i niepodając zresztą ich nazwy, opisywał L a Perouse w czasie pobytu swego na brzegach Sachalinu w zatokach Langle, E stain g i przy przylądku Crillon, w zatoce Aniwa. W y lą­

dowawszy zaś na brzeg T a ita ry i, spotkał się tam , ja k to sobie ze słów jego przypom ina­

my, z oroczami. Tylko wzmiankowanego przez niego ludu bitschy na tych krańcach nie znajdujem y wcale *).

W szystkie te ludy, nieprzedstawiając dzie^

jowego uwarstwowania, stoją na jednakim stopniu kultury. L atem żywiąc się rybo­

łówstwem, zim ą—zapasam i z lata nagrom a- dzonemi i myśliwstwem, z natury tych swych zajęć pędzą życie nawpół osiadłe, napoły zas koczownicze w dwojakich w tym celu u rz ą­

dzonych letnich i zimowych osadach. Z a ­ leżność swą od państwa, do którego należą, uwydatniają w płaceniu danin lub podatków.

W stosunkach swych wewnętrznych rządzą się autonomicznie, jużto ulegając władzy swych naczelników plemiennych, ju żto radzie starszych. Ilość jednostek w każdym z tych ludów waha się pomiędzy kilkuset (oroko- wie), kilku tysiącam i (giliacy, negdy, sam a­

girny, birary) i kilkunastu tysiącam i (goldy, oroczanie, m anagirny, daurowie).

Co zaś do pochodzenia Schrenck dzieli je wszystkie na trzy odmienne grupy. Pierwszą stanowią giliaki, d ru g ą —ainowie, trzecią—

wszystkie pozostałe, a więc : manegry, biro- wy, solony, daurowie, oroczanie, sam agir­

ny, negdy, goldy, olczowie i orokowie.

P rzyłączając trzecią grupę do rodziny tunguskiej, Schrenck obie pierwsze, ainów i giliaków, bada jak o osobne okazy an trop o­

logiczne, jak o przedstawicieli, a ja k w tym przypadku, jed y n ą pozostałość wyróżniają­

cych się wśród ogółu mieszkańców, nie już

z nich, obrazowo wielce przedstaw ia k a rta etno­

graficzna, uzupełniająca wyżej wzmiankowane dzieło Schrencka.

l) Schrenck z zupełną słusznością na w y tłu ­ maczenie tego p u nktu przypuszcza, że tu zaszła omyłka i że nazwę miejscowości L a Perouse p rz y ­ j ą ł za nazwę ludu. Na poparcie czego p rz y ta ­ cza nazwę rzeczki Bitszy, k tóra w pada do je zio ra Udyl, i nazwę osady B itszu, leżącej przy ujściu Grorinu do Amuru. Gdyby ci przybysze pocho­

dzili z nad rzeki, byliby sam agirnam i, gdyby zaś

z osady— goldami.

(8)

456 W SZECHS WIAT. N r 29 tylko na tych krańcach wyłącznie, ale n a ca­

łej kuli ziemskiej, większych niegdyś całości etnicznych.

Ainowie na stałym lądzie się nie spotyka­

ją . Oprócz południowej części Sachalinu zamieszkują głównie wyspę Jesso, a nadto jeszcze łańcuch wysp K urylskich. W śród ludów, przebyw ających na wschodnich k ra ń ­ cach Azyi środkowej, należą oni właściwie do wyspiarzy i jako tacy, wchodzą do innego związku ludów.

G iliaki, pomimo odrębności swojego po­

chodzenia, nie przedstaw iają jednakże wśród otaczających jednego typu. Owszem, wsku­

tek krzyżow ania się z sąsiadam i, tunguzam i z jednej strony, a ainam i z drugiej—powsta-

Goldy m ieszkają w osadach, złożonych od 3 do 10 fanz (domków na wzór chiński b u d o ­ wanych). Z ajm u ją się rybołówstwem i my- śliwstwem. S ą obyczajów łagodnych, spo­

kojni, przedewszystkiem kochający dzieci i szanujący starszych w rodzinie i osadzie.

K ażdy dojrzały wśród nich mężczyzna, gdy nadto je s t właścicielem fanzy, je s t panem siebie i swojej rodziny. W szystkie zaś sp ra­

wy osady zależą od ogólnego zgrom adzenia jej mieszkańców. Buddyzm, przerodzony w szamanizm, stanowi ich religią. W skutek swego cichego charak teru do przestępstw nie dochodzą; naw et zwykłe gdzieindziej zło­

dziejstwo je s t u nich rzadkim wypadkiem.

Chociaż to, co nazywamy oświatą ludową

F ig. 1. Giliak.

ły wśród nich, według Schrencka, trzy od­

mienne ty p y : giliako - tunguski (fig. 1)5 giliako - ainowski (fig. 2) i właściwy giliacki.

Pod wielu względami uzupełniające p ra cę Schrencka, wzmiankowane ju ż dzieło P r z e ­ walskiego pozwala nam poznać byt ludów w k ra ju Ussuryjskim . Sąto osiedli w klinie pomiędzy dolną S ungari a dolną U ssuri, rzadko na całej dolinie U ssuri i po obu b rze­

gach A m uru, począwszy od ujścia do niego tej ostatniej rzeki aż do siedlisk olczów—

goldy (fig. 3 i 4), należące do rodziny tun- guzów i współplemienni im oroczanie, c ią g ­ nący się równolegle pomiędzy nimi a brzega­

mi m orza Japońskiego.

F ig . 2. Giliak.

je s t dla goldów rzeczą nieznaną, jeszcze na niższym niż oni stopniu kultury pierwotnej sto ją oroczanie. W edług sposobu życia dzielą się oni n a osiadłych i wędrownych.

Pierwsi z n atu ry rzeczy zbliżają się do gol­

dów. Życiu drugich Przew alski poświęca p arę wymownych k art. Czytam y w jego dziele: „P rzedstaw iają oni typ zupełnie dzi­

kich myśliwych. P rzez całe życie włócząc się ze swojemi rodzinam i z miejsca na m iej­

sce, zatrzym ują się w budach naprędce z ło­

ziny splecionych. N ędzne te schronienia wznoszą tam , gdzie m ożna dostać obfitszej żywności, więc na brzegu rzeki w czasie po­

by tu w niej ryby, lub w leśnej gęstwinie,

(9)

N r 29. WSZECHSWIAT. 457 gdzie przebywa zwierzyna. Z d arza się często,

że w ędrująca rodzina tam osiada, gdzie męż- czyzni upolowali dzika lub jelenia i tam do­

póty przebywa, dopóki dostarcza pożywie­

nia upolowana sztuka. Ogryzłszy ostatnie kości, przenoszą się wtedy n a inne miejsce.

„Zwykle cała rodzina w półnaga zbiera się naokoło ogniska, rozłożonego pośrodku budy.

Dym wygryza tam oczy; sm ród piekącego się mięsa i palącej się tłustości zabija powonie­

nie. O taczający, na to niezwaźając, czyhają na k ą s k i. . . P ośród dzieci mieszczą się psy myśliwskie; po kątach leżą przyrządy łowiec­

kie, skóry zwierzęce i broń, jedyne ich bo ­ gactwo. Przybycie nieznajomego wzbudza szm er chwilowy wraz ze szczekaniem psów.

k ła d a ogień i znowu się n ajad a i znowu z a ­ sypia. T ak przepędza ten człowiek całe życie. Dziś dla niego to samo co wczoraj, ju tro będzie— co dziś. Żadnego uczucia ani pożądania, radości lub nadziei on nie zna;

nic ludzkiego, duchowego dla niego nie istnieje. P a trz ą c na nich przekonałem się—

kończy nasz au to r— że daleko większa dzieli przepaść człowieka ucywilizowanego od dzi­

kiego, niż dzikiego od wyższego jakiegokol- wiekbądź zwierzęcia”.

Tych to właśnie, w taki sposób przedsta­

wianych oroczan czyli oroczów, poznał w za­

toce D e C astries L a Perouse. Ich to obraz, skreślony przez L a Perousea, poznaliśmy poprzednio. Porównawszy oba te świadectwa,

F ig . 3. Gold.

Lecz jedno i drugie wkrótce się uspakaja i cała uw aga nanowo skupia się na ognisku i ukrytej w niem zwierzynie.

„W smutnem usposobieniu ducha—mówi au to r o sobie—wychodziłem zawsze z takiej budy. Jak że m ała różnica, myślałem wtedy, zachodzi pomiędzy człowiekiem tym a jego psem ! Ż yjąc ja k zwierzę w barłogu, nie- podtrzym ując żadnych stosunków z podobny­

mi do siebie, nie zna on żadnych ludzkich pożądań i ja k zwierzę dba tylko o nasycenie swego żołądka. N ajadłszy się mięsa lub ry- by, wpół tylko upieczonych, zasypia; głód budzi go i zm usza do nowych wysileń; idzie n a polowanie, zabija zdobycz spotkaną, roz-

j

Fig. 4. Gold.

niechybnie, uderzeni ich sprzecznością, zapy­

tam y siebie, czem ta sprzeczność, polegająca zresztą bardziej na kolorycie niż na faktach, objaśnić się daje : czy tem, że owi oroczanie, w przeciągu jednego stulecia jeszcze bardziej zdziczeli, czy też, że oba podróżnicy, jeden z X V I I I a drugi z X I X w., na innych stali stanowiskach i z innego punktu widzenia p a ­ trzyli na jeden i ten sam przedmiot? L a P e ­ rouse, przejęty idyllizmem poprzedniego s tu ­ lecia, w dzikości pierwotnej szukał niezepsu- tej przez cywilizacyą istoty ludzkiej; ową więc dzikość podnosił, ubarw iał, idealizował. P rze- walski, na dzikość pierwotną p atrząc tylko

| jak o na stan przejściowy ludzkości, bada ją

(10)

468 WSŻECHSWIAf N r 29.

ze stanow iska nauki; lecz, zarazem , nie może ukryć pewnej boleści i w strętu, odczuwanych n a jej widok, jako człowiek przyszłości, który pragnie przeszłość jak n a jd a le j i jak n aj- śpieszniej poza sobą zostawić i o niej jeżeli można zapomnieć nawet. W szak to pow aż­

ne a s t a ł e : memento.

W k raju Ussuryjskim z czasów chińskich pozostało do 5 tysięcy chińczyków, za jm u ją­

cych się przeważnie rolnictw em , a od r. 1860 rozpoczęła się im m igracya korejczyków z s ą ­ siedniej K orei.

(C. d. nast.).

I. J ia d liń sk i.

Ptaki stfiisiowate (Stouthiones).

W dawniejszym układzie zoologicznym ptaki strusiow ate tw orzyły osobny rzęd, któ­

ry pod nazw ą drabów (Gursores) obejm ował rodziny strusiów właściwych (Struthionidae), rei (R heidae) i kazuarów (C asuariidae); d o ­ dawano jeszcze do nich dwie rodziny wy­

gasłe, a mianowicie D inornithidae i A epior- nithidae. System ten o tyle uległ zmianie, że współcześni systematycy przywrócili g rupę R a tita e , utworzoną jeszcze w r. 1812 przez M errem a, podnosząc j ą do znaczenia pod- klasy. Tym sposobem wszystkie te p tak i zostały podzielone na dwie podklasy : C ari- natae i R a tita e ; w tej ostatniej utworzono cztery rzędy, a mianowicie strusie (S truthio- nes), reje (R heae), k azuary (C asuarii) i nie- loty (A pteryges). My jed n ak będziemy się trzym ali dawnego zakresu tej grupy i t. zw.

nieloty wyłączymy, zastrzeg ając sobie na przyszłość powrót do tych ciekawych ptaków.

D rab y ') są największemi ptakam i całego stw orzenia i zarówno wyglądem swym ogól­

nym, ja k i budową niektórych części n a jb a r­

dziej zbliżają się do zwierząt ssących. Nie należy jed n ak sądzić, że skutkiem tego zbli­

żenia winniśmy je uważać za najwyżej ro z ­

') W yrazu tego p o raź pierw szy użył T yzen- hauz (O rnit, powsz. 1846, str. 162).

winięte ptaki; przeciwnie jestto p ra s ta ra grupa, k tó ra pewnemi szczegółami, ja k np.

śladam i tak zwanej kości przedkruczej (os procoracoideum ) najbardziej ze wszystkich ptaków zbliża się do jaszczurów (S auria).

Dowodzi to, że draby najm niej ze wszystkich ptaków oddaliły się od owej idealnej form y, od której rozgałęziły się w jed nę stronę gady, w d ru g ą p tak i, a w trzecią ssące i tym spo­

sobem uważać je należy za najmniej rozwi­

nięte w całej klasie.

W budowie swej ptaki te wykazują m nó­

stwo osobliwości. Głowę m ają niewielką, zwykle obnażoną i opatrzoną dziobem szero ­ kim, płaskim i tępo zakończonym, z nozdrza­

mi umieszczonemi w bliskości końca. Szyja długa i pokryta zwykle rzadkiem i pióram i.

Budowa nóg wskazuje, że ptaki te są wyłącz­

nie stworzone do biegania : goleń je s t nad­

zwyczaj rozw inięta i opatrzona potężnemi mięśniami; skoki długie i silne, zakończone dwoma lub najwyżej trzem a palcami.

N ajciekaw sze szczegóły znajdujem y w szkie­

lecie : przedewszystkiein wszystkie kości są i nadzwyczaj grube i silne : przypom inają one w wysokim stopniu kości zw ierząt kopytko- wych (U ngulata); tak zwane kości pneuma- I tyczne spotykam y tylko w czaszcze. M ostek

j je st płaski i nie nosi naw et śladów wyrostka środkowego, k tóry dochodzi takiego rozwoju u innych ptaków, osobliwie zaś u kolibrów.

W iadomo, że obojczyki u ptaków są zrośnię­

te tw orząc nieparzystą kość widełkowatą.

Otóż kość ta w rodzinie kazuarów (C asuarii­

dae) jest p arzy stą lecz szczątkową, a u s tru ­ siów właściwych i u r e t b ra k jej zupełnie.

W dalszym ciągu kości skrzydłowe bardzo słabo rozwinięte, ślady kości przedkruczej i miednica wąska i wydłużona stanowią cechy charakterystyczne szkieletu drabów.

Z cech pterologicznych *) zasługuje na uwagę sam a budowa piór, które w pewnych [ grupach p rz y jm u ją cechy włosia zw ierząt i ssących lub naw et drutów rogowych. W ogó­

le są one wąskie i pokędzierzawione. Lotek i sterówek b rak zupełnie. Również b rak jest t. zw. puchu, lecz natom iast niektóre pióra m ają budowę puchu, ja k np. wspaniałe pióra strusie służące za ozdobę stroju niewieściego.

') fttepoę = pióro.

(11)

N r 29. WSŻECHSWIAT. 459 Rozmieszczenie tych ptaków, zarówno obec­

ne ja k i paleontologiczne, wskazuje nam , że ojczyzną ich je st półkula południowa. W s a ­ mej rzeczy draby zamieszkują dziś Am erykę południową, A frykę z wyjątkiem zachodnie­

go lesistego obszaru, wreszcie A u stra lią i nie­

które wyspy sąsiednie, szczególniej Nową Gwineę. B ra k więc ich w E uropie, Azyi oraz w A m eryce północnej, Ślady jednak istnienia ich w E uropie znaleziono w niższym eocenie; paleontologia uczy nas także, że w dawnych czasach olbrzymie te ptaki za­

mieszkiwały w znacznych ilościach Nową Z elandyą (W allace p rzytacza około 20 ga­

tunków). Olbrzymi Dinornis, mierzący 10 stóp wysokości, zdaje się zamieszkiwał tę wyspę jeszcze za czasów historycznych, czego dowodzą prawdopodobnie kości i skorupy ja j znajdowane w najświeższych utworach allu- wialnych. To przypuszczenie potw ierdza także u stn a tradycya, ja k a jeszcze po dziś dzień żyje pomiędzy mieszkańcami Nowej Zelandyi o olbrzymim p tak u moa.

Znajdowanie się tych nielotnych ptaków w A ustralii, A fryce i A m eryce dowodzi n a j­

widoczniej, że te lądy były ongi między sobą połączone, tworząc wielki kontynent po łud­

niowy. A . R . W allace ■) dochodzi do wniosku, że A u stra lia była ra z tylko połączona z A fry ­ k ą w epoce drugorzędowej, lecz A fry k a m ia­

ła kilka takich połączeń z A m eryką połud­

niową w różnych epokach geologicznych.

W yraziłem już kiedyś zdanie, że znając rozmieszczenie geograficzne danej grupy zoo­

logicznej, ja k np. gatunku, rodzaju, rodziny i t. d. przypuszczalnie możemy oznaczyć kolebkę tej grupy, a mianowicie te n k ra j, ta okolica, ten obszar gdzie dana g ru p a dochodzi największego rozwoju je s t przypuszczalnie je j kolebką. Gdyby to przypuszczenie było prawdziwe, to za kolebkę ptaków strusiowa- tych uważaćby należało Nową Zelandyą, k tó ra niewątpliwie przed wiekami stanowiła część obszernego południowego kontynentu i była bardzo bogato zamieszkaną przez p tak i strusiowate.

Zkolei przejść możemy do poszczególnych rodzin, na jak ie podzieliliśmy rzęd ptaków strusiowatych.

' ) Greographical D istribution o f Animals.

Londyn, 1876.

Strusie właściwe (Struthiones). Strusie właściwe są największemi żyjącemi ptakam i całego stworzenia. Jeszcze starożytni zwró­

cili uwagę na ich podobieństwo do zwierząt ssących, a osobliwie do wielbłądów, które też uwzględnił Linneusz nazywając jeden ze zna­

nych gatunków strusiem wielbłądem (Stru- thio camelus). Zarówno wielbłąd ja k i struś są prawdziwemi dziećmi pustyni, a podo­

bieństwo warunków, w jakich żyją, wywołało niewątpliwie niektóre cechy wspólne.

Strusie właściwe posiadają nogi zakończo­

ne tylko dwuma palcam i, z których jedynie palec wewnętrzny kończy się szerokim i tę ­ pym pazurem; zewnętrzny je s t go pozbawio­

ny. Z innych szczegółów osteologicznycb zasługuje na uwagę kompletny b ra k kości widłowej (obojczyka), oraz szeroka kość przedkrucza. P ió ra ogona i skrzydeł (ste­

rówki i lotki) szerokie lecz miękkie, przypo­

m inają budową swą puch ptasi. Ojczyzną strusiów je s t obszar etyopijski z wyjątkiem zachodnio afrykańskiej prowincyi lesistej.

W obecnym stanie wiedzy są znane trzy gatunki strusiów właściwych, z których n a j­

dawniej znany gatunek (S tru th io camelus) zamieszkuje A frykę północną po N iger na zachodzie i po A bisy nią- na wschodzie, oraz Palestynę południową. Z innych dwu g a ­ tunków Struthio molybdophanes spotykany był dotychczas w k ra ju Somali i w Afryce środkowej, a S truthio australis w Afryce południowej po przylądek Dobrej Nadziei.

Struś pospolity (S truthio camelus) ma 2,60 m wysokości; długość jego od końca dzioba do końca ogona stanowi 2 m; waga sam ca wynosi średnio 75 kg, to je s t 187 fun­

tów polskich. Ubarwienie bywa różne, sto­

sownie do płci. Samiec je s t całkowicie czar­

ny, tylko miękkie pióra skrzydeł i ogona są czysto białe, szyja wraz z głową mięsisto- czerwone; tego też koloru są i golenie prawie zupełnie obnażone. Dziób je s t rogowo-źólty z brunatnym końcem, oczy brunatne. S a ­ mica je s t pokryta piórkam i brudno-szarem i mniej lub więcej źółtawemi; głowa, szyja i golenie szare z żółtym nalotem ; miękkie pióra skrzydeł (lotki) brudno-białe, sterówki brunatne z białem i lub szarem i brzegami.

S truś zamieszkuje wszystkie stepy i pusty­

nie A fryki północnej, gdzie są tylko rozsiane

oazy. Spotkać go można w całej S aharze

(12)

460 WSZECHSWIAT N r 29.

i w pustyni L ibijskiej. Niewątpliwie był po­

spolitszy w czasach starożytnych aniżeli dzi­

siaj, gdyż są ślady znajdow ania się jego w tak ich miejscach, gdzie obecnie zginął zu­

pełnie.

Lichtenstein utrzym uje, że strusie w A fry ­ ce południowej trzy m ają się w licznych s ta ­ dach po 100 i więcej osobników, twierdząc, że jakoby tworzenie się ta k licznych sta d ma początek w łączeniu się osobników spotyka­

nych po drodze do stad ek ju ż istniejących.

E rehm mówi, że nic podobnego nie mógł zauważyć ani naw et nie sły szał o tem od arabów i że struś północno-afrykański zwykł się trzym ać w porze miłosnej w stadkach złożonych z kilku ptaków , w których zwykle bywa jeden samiec i trzy lub cztery samice.

Rodzina tak a posiada zwykle swoję niewielką okolicę, w której obraca się stale.

W iadom ą je st rzeczą, że struś nie lata;

przyroda zato d a ła mu szybkość biegu nie­

zwykłą. A nderson tw ierdzi, że struś p rz e­

biega milę angielską ’) w pół minuty, lecz według zdania B rehm a je st w tem wiele przesady. B rehm m ierzył n a piasku kroki stru sia w stępie i w biegu i znalazł w pierw ­ szym przypadku odległość 1,30 do 1,60 m, a w drugim 2,30 do 3 m. T e pom iary, ja k ­ kolwiek pozw alają nam przypuszczać znaczną szybkość biegu, nie d ają jed n ak w tym razie dokładnych danych. P o leg ając n a powadze Gossea, który porównywał bieg stru sia z b ie­

giem koni arabskich, możemy przyjąć, że stru ś przebiega 28 km w 59 m inut i 10 se­

kund, czyli że w godzinę może przebyć od­

ległość 28 k m i 394 m. A ponieważ stru ś biedź może tem tem pem przez 8 do 10 go­

dzin bez odpoczynku, więc w tym czasie mógłby zrobić blisko 200 km .

S truś biegnąc wyciąga naprzód szyję i je d ­ nocześnie porusza skrzydłam i jak b y podczas lotu. N a ten ru ch skrzydeł rozmaicie się zapatryw ali różni obserwatorowie. Gossemu się zdaje, że służy on do utrzy m an ia rów no­

wagi podczas szybkiego biegu; B rehm zaś przypuszcza, że je s t on wywołany przez p o ­ drażnienie, gdyż i w innych przypadkach, kiedy p ta k j e s t podbudzony, wykonywa p o ­ dobne ruchy skrzydeł. N am by się zdawało

‘) M ila angielska = l 3/4 w iorsty.

inaczej, a mianowicie uważając skrzydła stru sia z£ szczątkowe (a nie zaczątkowe), to je s t przypuszczając, że przodkowie tego p ta ­ k a latali, uważać musimy poruszenie skrzy­

deł podczas biegu jako instynktowy odruch, ta k ja k odruchem trudnym do zwalczenia je s t u człowieka poruszanie obu rą k podczas chodu, co niewątpliwie przypomina ruchy przednich kończyn u zwierząt czworonożnych.

N ie zgadzają się też obserwatorowie na punkcie inteligencyi stru sia : jedni wynoszą pod niebiosy jego niepospolitą podejrzliwość, inni uw ażają go za najgłupszego z ptaków.

Jeszcze w Biblii powiedzianem było, że „Bóg od jął mu wszelaką m ądrość, a nie d ał żadn e­

go rozsądku”. Brehm , który m iał długo­

letn ią sposobność obserwowania strusi zgadza się z tem zdaniem Biblii. Twierdzi on, że zachw alana podejrzliwość strusi je st raczej niezwykłem tchórzostwem, aniżeli prawdziwą po trzeb ą ochrony; zdarza się bowiem, że naj- niewinniejsze stworzenie zmusza stru sia do ucieczki. Zwrócono uwagę, że strusie łączą się nieraz z zebram i lub kwagami; lecz pew­

n ą je s t dzisiaj rzeczą, że to te czworonogi przyłączają się do strusi, aby korzystać z ich niezwykłej czujności. S truś naucza się od­

różniać swego p an a od innych osób, lecz nie przyw iązuje się do niego silniej niż do pierw ­ szego lepszego przybysza i w chwili złego h u ­ m oru równie dobrze krzywdę mu wyrządzi ja k obcym ludziom.

Z e wszystkich zmysłów wzrok je s t n ajle­

piej rozwiniętym u strusiów, pozwalając im spostrzegać nieprzyjaciela znacznie wcześniej aniżeli tenże może go dostrzedz. N astępnie idzie słuch; inne zaś zmysły są bardzo słabo rozwinięte, o ile można sądzić z obyczajów tych ptaków.

Zwykły pokarm strusia w stanie dzikim s ta ­ nowią różne traw y, ziari_a, owady, jaszczurki, węże i żaby; w niewoli je on wszystko, co mu dać do zjedzenia, a naw et więcej, gdyż połyka wszystko co tylko nie je st przybite lub przywiązane, a co przejść może przez gardło. B rehm powiada, że podczas pobytu jego w C hartum ie, ile razy zginął ja k i przed­

miot niełatwo ulegający zepsuciu, szukano go w ekskrem entach strusich i prawie napewno znajdowano. Uczony ten dodaje, że spory pęczek jego kluczy nieraz przebywał tę d ro ­

gę. Oto je s t wykaz przedmiotów, jak ie B er-

(13)

N r 29. WSZECHSWIAT 461 chon znalazł w żołądku stru sia przez się

otwartym : piasek, pakuły, szm aty ważące 3 500 g, trzy kaw ałki żelaza, dziewięć monet angielskich, dwa klucze żelazne, 17 gwoździ mosiężnych, zawiaski mosiężne, 20 kluczy że­

laznych, dalej kule ołowiane, guziki, dzwonki, żwir i t. d. wseystko razem ogólnej wagi 4228 g czyli blisko 11 funtów polskich. V er- reaux wspomina o strusiu, który mu połknął jednocześnie duży kaw ałek m ydła i lichtarz mosiężny; ten ostatni wyszedł potem z p tak a lecz kom pletnie zgięty. B rehm dodaje, że chowane strusie często zjad ają młode k u r­

częta lub kaczęta.

S truś p ija bardzo wiele wody, nie ulega jed n ak wątpliwości, że w danym razie wy­

trzym uje bez niej równie dobrze ja k i wiel­

błąd. A nderson mówi, że strusie pijące wo­

dę u źródła tak są przez tę czynność zajęte, że tra c ą zupełnie zwykłą czujność. Tym sposobem podróżnik ten mógł zabić 8 strusi w bardzo krótkim przeciągu czasu.

Do niedawna sposób rozm nażania się strusi był niedokładnie znany, a to dlatego, że mie­

szano wiele fałszu, zaczerpniętego z opowia­

dań krajowców, do obserwacyj mylnie tłu ­ maczonych. D zisiaj, skutkiem badań p ro ­ wadzonych na chowanych osobnikach, zdoła­

no wydzielić to co było fałszywego, u stan a­

wiając mniej lub więcej dokładnie cały proces łężenia i wysiadywania.

Okres lężenia przypada w rozm aitym cza­

sie, stosownie do okolicy, zawsze jed n ak w początkach wiosny. K ilk a samic niesie ja ja do jednego gniazda, lecz nie wysiaduje ich kolejno, ja k to mylnie L ichtenstein roz­

powszechnił w świecie naukowym. R ola samic ogranicza się tylko do niesienia; wszel­

kie zaś tru dy wysiadywania ponosi samiec, poświęcając n a to całą noc; w dzień ja ja zostają przysypane piaskiem i pozostawione samym sobie.

Budowa samego gniazda je s t nadzwyczaj p r o s ta : m ała przestrzeń gołej ziemi okopa­

na niewysokim wałem, o który oparte są ja ja ustawione pionowo. Liczba ja j zniesionych do jednego gniazda waha się pomiędzy 12 i 20. P rzy kaźdem prawie gnieżdzie zn a j­

duje się kilka ja j porzuconych obok L ich­

tenstein tw ierdził, że ja ja te są przeznaczone dla zwierząt drapieżnych, ja k również do karm ienia młodych strusi w pierwszych

dniach po ich wykluciu. Sprawdzono jednak następnie, że sąto ja ja znoszone przez samice podczas gdy samiec siedząc na gnieżdzie przykrywa inne swem ciałem; ta k więc nie należy uważać znoszenia ja j obokjgniazda za obliczoną na przyszłość funkcyą, lecz popro- stu za przymusowe porzucanie.

J a je strusia wielkością swoją i wagą gó­

ruje znakomicie nad jajam i wszystkich in­

nych ptaków. M a ono około 16 cm długości i 12 cm w mniejszej średnicy. K sz ta łt ma elipsoidalny; skorupę grubą na 2 m m , mocno połyskującą i upstrzoną drobnemi dołkami;

kolor skorupy je s t żółtawo-biały, podobny do koloru starej kości słoniowej; dołki są ciem ­ niejsze i brunatnaw e. W edług H ardyego waga takiego ja ja wynosi 1442 g, co się rów­

na wadze 24 ja j kurzych.

Młode wylęgają się po 6 do 7 tygodniach.

Sąto stworzenia podobniejsze do jeża aniżeli do ptaka; całe ich ciało je s t pokryte rodza­

jem kolców. Ju ż od pierwszej chwili są one nadzwyczaj ruchliwe a po piętn astu dniach są o tyle rozwinięte, że mogłyby się obejść bez opieki rodziców. Ci jed n ak pilnują ich nadal, a samiec szczególniej roztacza nad niemi tyle pieczy, że mógłby służyć za przy­

kład miłości rodzicielskiej.

S truś od niepamiętnych czasów służył za cel prześladowań ze strony człowieka. R zy­

mianie używali ich do swych przedstawień cyrkowych, a mózg strusi uważali za jednę z najsm aczniejszych potraw . Niewiadomo jed n ak , w jak i sposób łowiono strusie, choć można przypuszczać, że używano do tego sieci, ku którym spędzano płochliwe ptaki.

Dzisiaj strusie w znacznym stopniu wytę­

pione zostały, a wiadomo, że im zwierz jak i łub p tak bardziej je s t prześladowanym, tern staje się płochliwszym. To też broń palna jako środek polowania na strusie jest względ­

nie w małym użytku, a ogólnie przez arabów praktykow any sposób zarówno w Saharze algierskiej, ja k i w stepach K ordofanu je st forsowanie tych rączych ptaków. W tym celu kilku arabów siadłszy na swe wytrzy­

m ałe i bystre konie, puszcza się w step na poszukiwanie stad a strusi, a zoczywszy je s ta ra się podjechać jaknajbliżej. Gdy wresz­

cie ptak i spłoszone ruszą, jeźdźcy w ybierają

pomiędzy nich sam ca i pędzą za nim w ta k i

sposób, że jeden z jeźdźców s ta ra się trz y ­

(14)

W SZBCHS W [AT K r 29.

mać wszystkich łuków i zakrętów, jak ie ptak w ucieczce swej wykonywa, gdy drugi skraca sobie drogę po cięciwach. N astępnie obaj goniący rolę zmieniają, aż w końcu po godzi­

nie biegu nieszczęsny p tak je s t zupełnie wy­

czerpany i staje się ofiarą prześladowców.

B iałe pióra, których stary samiec dostarcza najwyżej 14, idą na handel; mięso w części służy na pokarm , a w części zostaje porzu­

cone; wreszcie o b d arta skóra służy na worek do przechowywania piór strusich. Zwykle myśliwi nie wyrywają drogocennych piór, lecz zdzierają całkowicie skórę i wywróciw- ) szy j ą stroną wewnętrzną nazew nątrz tw orzą | tym sposobem rodzaj worka, w którym zn a j­

dują się dobrze ochronione pióra skrzydłowe. ! W takim stanie skóry idą do handlu. Różne ! bywają ceny całkowitej skóry, stosownie do okolicy, zwykle jed n ak skóra sam ca je st znacznie droższą od skóry samicy. W Seb- 1 don cena skóry sam ca wynosi 60 franków, w Tebessio 200 franków; cena samicy waha się między 15 i 50 frankam i.

Oprócz piór służących do ozdoby, stru ś daje także człowiekowi jad aln e mięso, które smakiem przypom ina podobno mięso w ielbłą­

da. S ą okolice, gdzie za kilogram strusiego mięsa płaci się do 5 franków. A rabow ie bardzo też cenią tłuszcz strusi, który im słu ­ ży zam iast m asła do potraw , a także jak o lek na rozm aite choroby. K ilo g ram tłuszczu kosztuje od l ‘/ 2 do 20 franków . W reszcie ja ja strusie są powszechnie jad an e, a naw et przez niektórych smakoszów b ardzo cenione, chociaż B rehm utrzym uje, że znacznie u stę­

p u ją kurzym . L ichtenstein podaje, że ho- tentoci ja d a ją naw et embryony strusie, p rz y ­ praw iając je tłuszczem baranim i co dziw­

niejsze, że podróżnik ten b ard zo tę potraw ę zachwala.

Do niedaw na panowało przekonanie, że stru ś niemoże się rozm nażać w niewoli, coby smutnie wróżyło o istnieniu tego gatunku na przyszłość, jeżeli zwrócimy uwagę na nie­

ustanne i rabunkow e tępienie tego użytecz­

nego p tak a. N a szczęście próby, ja k ie pierw ­ szy podjął p. H a rd y w Algieryi, a następnie i inni, wykazały, że stru ś doskonale się ro z ­ m naża w niewoli, byle go tylko pozostawić w odpowiednich w arunkach. J e s tto niezm ier­

nie ważne odkrycie, pozw ala bowiem na z a ­ kładanie tak zwanych parków strusich, w któ ­

rych prowadzi się sztuczną hodowlę strusi.

Pierw szą myśl założenia takiego parku po­

wziął jakiś kolonista w okolicach Colesbergu W Caplandzie; od tego czasu zaczęto hodo­

wać strusie w Algieryi, w Egipcie, w Europie południowej, a ostatuiem i czasy sprowadzono naw et kilka stru si do K rym u. J e s t więc n a­

dzieja, że p tak ten przyjdzie powoli do stanu zupełnego przyswojenia, co usunie obawę z a ­ ginięcia ta k pożytecznego gatunku.

(C. d. n.).

Ja n Sztolcman.

K R O N I K A N A U K O W A .

— 0 tle n ie czynnym . P rzed laty dwuma w pracow ni v an ’t Hoffa E van dowiódł, badając szybkość utlenienia fosforu, siarki i aldehydu, że tlen gazowy prócz cząsteczek 0 2 zawierać musi ta k ż e półcząsteczki O, i że właśnie te półcząs- teczki sprow adzają działanie utleniające. Do Wniosku takiego doprowadziło mierzenie szybko­

ści, z ja k ą ciała powyższe się u tleniają; okazało się bowiem, że szybkość utleniania nie je s t pro- porcyonalna do ciśnienia parcyalnego tlenu, ja k ­ by być powinno wedle praw dynam iki chemicz- nej, gdy tlen d ziała jako 0 2 , lecz że je s t propor- cyonalna do pierw iastku kw adratow ego z owego ciśnienia. D aje się zaś to objaśnić tem tylko, że tle n w części je s t dysocyowany. Lecz część dysocyowana je s t ta k nieznaczna, że oznaczenia gęstości gazu nie są w stanie tego wykryć.

Rozszczepienie tlenu można sobie wyobrazić w dw ojaki sposób. Może być dysocyacya cząs­

teczki na dwa atom y odpowiednio do równania 0 3 = 2 0 , podobnie ja k się to dzieje z innemi pierw iastkam i, np. z jodem w wysokich temjje- ratu rac h . Lecz rów nież byłoby możliwem, że cząsteczka tlenu ro zp ad a się na dwie części, iony o różnoim iennych ładunkach elektrycznych, co wyrazićby można przez równanie

03 = O + O .

W tym drugim p rzypadku możnaby oczekiwać, że obiedwie części cząsteczki tlenow ej, będąc niejednorodnem i fizycznie, w pewnych warunkach mogłyby wywierać różne działania. W zgodzie z tem przypuszczeniem pozostają istotnie pewne fakty, któ re w części dawniej ju ż zostały pozna­

ne. Ju ż Schónbein zwrócił uwagę, że p rzy po-

wolnem utlenianiu niektórych ciał, ja k fosforu,

oleju terpentynow ego, aldehydów i t, p. tlen

staje się „czynnym” , t. j. nabiera własności p rz e ­

obrażania się w ozon, lub utleniania innych ciał,

j a k np. roztw oru indyga. M ożnaby sobie zja-

Cytaty

Powiązane dokumenty

Niszczy mnóstwo nasion kolczastych, które stanowią prawdziwą plagę pampasów, czepiają się bowiem grzyw końskich i wełny baranów, przez co w ełna staje się

A le ściany te naw et na kryształach doskonałych nie są ściśle geometrycznemi płaszczyznami, lecz przy bliższein zbadaniu zd ają się być złożonemi zazwyczaj

Jeżeli bowiem utniem y kieliszek, nienarusza- ją c ciągłości stylika (wprawdzie z trudem , lecz może się udać), to stylik zadrażniony wykonywa jeszcze kilka

teryą taką, jak się ODa naszym zmysłom przedstawia, lub coby się dało od materyi o dzielić i mogło dalej samodzielnie istnieć. Sifa niczem więcej nie jest

W reszcie następuje ostatni okres, okres powolnego upadku: fontanna powoli ustaje, powoli zmniejsza się dopływ ropy n a dnie szachtu, w końcu płyn przestaje się

rach K ieleckich wapień muszlowy tworzy w ąskie pasem ko, częstokroć zaledw ie killco- sążniowój grubości pom iędzy pstrym pia­.. skowcem i utw oram i kajprow

Przed laty kilku Beketoff już w ygłosił zdanie, że przy łączeniu sig rozmaitych pierwiasfków (np. metali z tlenem lub chlorowcami) działanie chemiczne czyli

no dopiero, gdy do rosporządzania stanęło św iatło elektryczne, którego silne natężenie nadaje oświetlanym przez nie przedm iotom blask dostateczny,— obrazy