• Nie Znaleziono Wyników

M 22. Warszawa, d. 30 maja 1897 r. Tom XVI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M 22. Warszawa, d. 30 maja 1897 r. Tom XVI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M 22. Warszawa, d. 30 maja 1897 r. Tom X V I.

PRENUMERATA „W SZEC HŚW IATA".

W W ars za w ie: rocznie rs. 8, kw artalnie rs. 2 Z przesyłkę pocztow ą: rocznie rs. 10, półrocznie rs. 5 Prenum erować można w Redakcyi „W szechświata*

i we w szystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

-A.d.res IRed-a/łccy-i: K Z ra-łso -w -sfeie-^ rzecim .ieścIe, 2STr S S .

Kom itet Redakcyjny W szechświata stanow ią Panow ie.

Deike K., D ickstein S., H oyer H., Jurkiew icz K., Kw ietniew ski W l., Kram.sztyk S., M orozewicz J., Na- tanson J., Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W.

TYGODNIK POPULARNY, POŚW IĘCONY NAUKOM P R ZY R O D N IC ZY M .

Stosunki etnograficzne

na

krań cach w sch o d n ich Azyi.

I I I .

Ludy na krańcach wschodnich Azyi środkow ej ')•

Z a granicę pasa środkowego Azyi na krańcach jego wschodnich przyjąć należy od północy największe w kierunku zachodnim zagłębienie się w masę lądow ą oceanu Spo­

kojnego pod nazwą morza Ochockiego; od południa zaś—największe zagłębienie się te ­ goż oceanu w kierunku północnym pod n a ­ zwą zatoki Tonkińskiej. Szerokość pasa środkowego wyniesie w takim razie 33 stop­

nie geograficzne (od 55° do 22°). J e s t on przeto dwa razy przeszło szerszy od każdego sąsiedniego.

L inia brzegowa w tym pasie, wskutek środkowego jego położenia, nie ulega takim załamywaniom się ja k w obu sąsiednich, które, jako krańcowe, jeden od północy, d ru ­ gi od południa, a więc każdy przez dwa

') Porówn. W szech św iat z r. 1 8 9 6 , str. 689' i następne.

oceany omywany, kończą się każdy dwoma półwyspami, wchodzącemi w te dwa oceany;

lecz linia ta idzie przeważnie w jednym k ie­

runku —południowo-zachodnim.

Ponieważ łam anie się linii brzegowej w roz­

maitych kierunkach, tworzące półwyspy, do­

starcza rozlicznych zakątków dla chronienia się ludności, p artej do brzegów ze środka lądu, lub odwrotnie, z brzegów n a owe lądy środkowe się w dzierającej,—p rzeto n a k ra ń ­ cach północno-wschodnich poznaliśmy ludy, które, przy sprzyjających n adto w arunkach klimatycznych, zaledwo z nazwiska znane są adm inistracyi państwowej, a zależność swą w yrażają jedynie podatkam i, uiszczanemi w naturze, ilekroć o nie przybędą upominać się odważni i przebiegli poborcy; przeto na krańcach południowo-wschodnich naliczyliś­

my kilkanaście rozmaitych państewek, p an u ­ jących n^d kilkudziesięciu ludam i rozm aitego pochodzenia szczepowego, a naw et rasowego, stojącemi przytem na rozm aitych stopniach uspołecznienia i k ultu ry technicznej.

Jednakże, gdybyśmy, biorąc za podstawę tę wiadomość geograficzną, źe linia brzego­

wa w pasie środkowym Azyi idzie przeważnie w jednym kierunku, oraz źe do czasów ta k jeszcze bardzo niedawnych, gdyż do 1860 r., na całym tym pasie, w całej jego rozciągło­

(2)

3 3 8 WSZECHSWIAT .N r 22.

ści, jedno tylko państwo, Chiny, przytykało do brzegów oceanu Spokojnego, gdybyśmy, mó­

wię, wnioskowali, że stosunki etnograficzne na krańcach wschodnich A zyi środkowej nie przedstawiają, rozmaitości takiej ja k na k ra ń ­ cach północno - wschodnich i południowo- wschodnich, bylibyśmy poniekąd w błędzie.

P ra w a przyrody są, powszechne i niezmien­

ne. Działają, one zawsze z jednakow ą siłą i ciągłością, chociaż skutki ich działania, j a ­ ko zależne od obszaru zastosow ania, nie- zawsze w jednakow ej uw ydatniają się mierze.

P ra w a geologiczne, których działanie tylo­

krotnie zmieniło kierunek linii brzegowej, w pasach sąsiednich i na krańcach środko­

wego, przeryw ają jednostajnośó kierunku głównego tej linii, a przytem wytworzyły łań ­ cuch wysp rozległych, równoległy do linii brzegowej. P raw a społeczne, pomimo potęgi państw a chińskiego i liczebności narodu chiń­

skiego, nietylko w sąsiedztw ie Chin i na wyspach przyległych, ale i w ich granicach, poprzednich i teraźniejszych, zachowały roz­

m aite ludy, których istnienie faktyczne uroz­

m aica obecnie stosunki etnograficzne n a tych krańcach oraz rzuca znaczne światło na te stosunki w przeszłości.

P rz e rw a n a jednostajnośó linii brzegowej tworzy półwysep K orejsk i i morze Ż ó łte, którego zachodnie krańce noszą nazwy zatok Petszyli i Liaontung. N a d brzegiem tej ostatniej leży m iasto chińskie Szanhaikuan.

Do tego m iasta przytyka idący z zachodu sławny M u r chiński. M u r ów uzupełnia po­

niekąd przyrodę, oddziela bowiem, zastęp u ­ ją c granicę n atu ra ln ą, częśó południową pasa środkowego A zyi od części jej północnej.

Czego nie dostarczyła przyroda, wytworzyły myśl i p ra c a ludzka.

T ak więc, pom ijając na razie bardziej od lądu oddalone wyspy, n a krańcach wschod­

nich lądu stałego w pasie środkowym Azyi znajdujem y trzy różne całości geograficzne : północną częśó p asa środkowego, z przy­

brzeżną wyspą Sachalin, półwysep K orejsk i i południową część pasa środkowego. Tym różnym całościom geograficznym odpow iada­

j ą odmienne na nich stosunki etnograficzne, każda przytem m a odrębne dzieje swego od­

krycia, k tó re stanowiły wstęp do zbadania tych stosunków.

1.

P ółnocna część krańców wschodnich pasa środkowego A zyi pozostaw ała dla Europy dłużej niedostępną, a więc i nieznaną, niż krańce tejże Azyi n a północo-wschodzie, cho­

ciaż na nie również ja k i na tam te prowadzi­

ły dwie drogi, lądowa i m orska. Lecz ląd o­

wa przechodziła przez całą długość tej n a j­

większej części świata; m orska dopiero po zbadaniu krajów na północo i południo- wschodzie m ogła być o tw artą ostatecznie.

I rzecz dziwna, odkrycie Am eryki spowodo­

wało pewne zagm atw anie pojęć o tych k rań ­ cach, w yrażane naw et na k artach geo gra­

ficznych. G dy bowiem na karcie ta k nazw a­

nej katalońskiej, pochodzącej z drugiej poło­

wy X I V wieku, te krańce są przedstawione w postaci półkola wchodzącego do Oceanu, naturaln ie bez Syberyi i K orei *), w półtora wieku później, na ta k zwanym G-lobe dore, juz do tych krańców, ja k wiemy 2), przytyka A m eryka północna, n a Chinach leżą przyszłe Stany Zjednoczone, K orea okazuje się w po­

staci i pod nazwą F lorydy. Stosunki h a n d ­ lowe, zawiązane z Chinami we środku X I V stulecia przez portugalczyków i holendrów, nic nie wpłynęły n a poznanie krajów, leżą­

cych na północ starego M uru chińskiego.

N ajdaw niejsze wzmianki o wyspie Sachalinie zn ajd u ją się w spraw ozdaniach z podróży k a­

p itan a holenderskiego V riesa, odbytej w ro ­ ku 1644 n a okręcie C astricum . Z atrzy m ał się on był na południowym brzegu Sachalinu w zatoce, k tó rą nazw ał Aniwa; a następnie, popłynąwszy na wschód i zwróciwszy się na północ, d o ta rł na wschodnich jego brzegach do zatoki, k tó rą nazwał, w skutek rozm aitych przygód nieszczęsnych w niej doświadczo­

nych, zatok ą Cierpienia. Lecz V ries poczy­

tyw ał Sachalin za przedłużenie wyspy Jesso.

Opuścił go przeto bez bliższego poznania i wykazania stosunku jego do przeciwległego ląd u stałego Azyi. W historyi poznania tego

') K arta ta została w podobiznie w ydana w A tlas de Geographie H istoriąue F . Schradera, P aryż 1 8 9 6 , gd zie nosi nazwę, L e M onde connu au X IV siecle (n-r 2 7).

2) W szech św iat, 1 8 9 5 r., n-r 5 , str. 67.

(3)

lądu epokę stanowi dopiero wyprawa fra n ­ cuska pod dowództwem L a Perousea.

Pomiędzy wyprawą holenderską a francu­

ską minęło prawie półto ra wieku. Podróże Berynga i Cooka, odbyte pomiędzy temi dwiema wyprawami, w ykazały istnienie cieś­

niny oddzielającej A żyą od Am eryki; ale za­

razem, wskutek oddalenia poza koło biegu­

nowe owego największego zbliżenia się jednej części św iata do drugiej i zaznaczenia tylko istnienia wysp Aleuckich i K urylskich bez wykreślenia ich kierunku i ich wyliczenia, obszerne pozostawiły pole i w rzeczywistości i w wyobraźni do poszukiwania tam nowych wysp i lądów. Ja k o ż wielce ważnym doku­

mentem dla zrozum ienia pojęó owoczesnych 0 geografii tego zakątka dwu światów staje się wydana L a Perouseowi z kancelaryi kró­

lewskiej Instruk cya, nad k tó rą sam L u d ­ wik X V I m iał pracować. Czytamy w niej następujący ustęp, dotyczący zamierzonego pobytu L a P erousea n a wodach północnych oceanu W schodniego l) : „Stanąw szy na wy­

sokości góry E liasza (leżącej na zachodnim brzegu A m eryki północnej, n a granicy po­

między K a n a d ą a posiadłościam i Stanów Zjednoczonych, nabytych od Rossyi) puści się ku wyspom Szum agin, w pobliżu wyspy (sic) A laska. Potem popłynie ku wyspom Aleuckim, a następnie do obudwu grup wysp, z zachodniej strony pierwszych, których istot­

ne położenie i liczba nie są znane, a które wzięte z brzegam i Azyi i A m eryki składają wielkie północne wybrzeże, czyli wielką za­

tokę (wyjaśnienia, w jak i sposób wyspy sta--

*) La P erouse korzystał z każdej okoliczno­

ści, by przesyłać do F rancyi listy , papiery sw oje 1 zbiory. Stanąw szy na K am czatce w dniu 7 września 1 7 8 7 r . w ypraw ił był naw et stam tąd drogą lądow ą przez Sybir i P etersburg do kraju rodzinnego z nagrom adzonem i m ateryałam i je d ­ nego z dotychczasow ych w spółtow arzyszy sw oich, L essepsa, stryja słynnego inżyniera. Ostatnia taka przesyłka była przesłana w lutym 1 7 8 8 r.

z Butan-bay w A ustralii. Zbiory piśm ienne z ta ­ kich to p rzesyłek posłużyły za matery&ł M iletow i de Mureau do ułożenia opisu podróży Laperou- sea, wydanego w 4-ch tomach w Paryżu 1 7 9 7 r.

N iem ogąc m ieć oryginału tego opisu p osługuję

®i§ jeg o przekładem na p o ls k i: Podróż p. L a P e ­ rouse na odkrycia nowych krajów w latach 1 7 8 5 , 1 7 8 6 , 1 7 8 7 i 1 7 8 8 , w ydana p rzez M. L. A. Mi- let Mureau, tłum aczona z francuskiego. Tomów

i

nowić mogą wybrzeże lub zatokę, nie znajdu­

jem y). To uskuteczniwszy, odpocznie na wybrzeżu Awacza, w porcie śś. P io tra i P aw ­ ła, w stronie najbardziej przyległej połud- nio-wschodowi półwyspu K a m c z a tk i. . . T e­

raz żeglugę obróci wzdłuż wysp K urylskich i wejdzie w rozpoznanie onych-źe; dalej po­

płynie wzdłuż północno-wschodniego, wschod­

niego i południowego brzegu Japonii, oraz, za nadejściem dalszych pór roku, w m iarę mniej lub więcej przyjaznych wiatrów i mórz mniej lub więcej trudnych do przebywania, posunie swoje poszukiwania do wysp przy­

ległych wschodnio-południowej stronie wysp Japońskich, nie pom ijając wysp Lekejo aż do Form ozy. To uskuteczniwszy, wypocznie w M akao i K antonie, lub też w M anilla, ja k okoliczności pozw olą. . . ” W edłu g instruk- cyi na to był przeznaczony koniec trzeciego roku wyprawy (m iała ona wyruszyć w 1785), a na wiosnę czwartego roku powinien był L a Perouse „żeglugę swoję ta k obrócić, aże­

by przejść cieśninę, oddzielającą Form ozę od brzegów chińskich, lub też między tą wyspą i innemi na wschodzie łeżącemi. R oztropnie sobie postąpi w zwiedzaniu brzegu wschod­

niego półwyspu K orei i zatoki H oan-H ay, nie zapuszczając się dalej, a oraz ta k m iar­

kując, ażeby w iatrem południo-zachodnim lub południowym bez trudności mógł obje- I chać południowy brzeg K orei. P otem roz- j pozna brzeg wschodni pomienionego p ó ł­

wyspu i T a rta ry i ‘), jakoteź i naprzeciwko Japonii leżącą wyspę. W szystkie te brzegi j całkiem są nieznane europejczykom. P rz e j­

3, w Krakowie 1 8 0 1 — 1 8 0 3 . W tom ie p ierw ­ szym znajdujem y : „Szczególne instrukcye króla Imci dla JP. de la Perouse sw ego kapitana okrę­

tów , kom endanta fregat La B ou ssole i 1’A stro- lab e” , pod datą 2 6 czerwca 1 7 8 5 r. Sposób, w jak i pow stało rzeczone dzieło, uspraw iedliw ia poniekąd wadliwy układ jeg o . U łożone z nota­

tek doryw czych, jest p ełne pow tarzań się, zbijań i sprzeczności. U żytkow anie z niego je s t w sku­

tek tego w ielce utrudnionem i częstokroć może naw et co do w yników ostatecznych nie być zu ­ pełnie pewnem. Trudne to użytkow anie je s t spotęgowane je sz c z e p rzez przekład niezupełnie w olny od zarzutów pod w zględem języ k a i ja sn o ­ ści. A le nieposiadając oryginału zm ieniać go nie m ogłem.

*) Tartaryą zwano podów czas kraj nadm or­

ski, leżący pom iędzy K oreą a Syberyą.

(4)

3 4 0 WSZECHSWLA.T N r 22.

dzie cieśninę Tessai ') i przejrzy k ra je zn a­

jom e pod nazwiskiem Jesso, jak o też kraj przez holendrów Ziem ią Stanów (T e rre des E ta ts), a przez rossyan wyspą N ad jeżda n a­

zwany. K rajów tych dotąd słab ą tylko m a­

my znajomość i jedynie z dawnych Relacyj Podróży, wydanych przez kom panią holen­

derską Indyj wschodnich, których dokład­

ność nie b y ła jeszcze dotąd stw ierdzona. T e­

raz dokończy rozpoznania tych wysp K uryl- skich, których nie mógł zwiedzić w przeszłym roku w swej drodze z wybrzeża A w acza do M akao. Pom iędzy niektórem i z tych wysp ile możności będzie s ta ra ł się zbliżyć do lądu południowego K am czatki i stanie (już po­

wtórnie) na kotwicach w porcie A w acza . . . Stanąwszy pod 37°30' szer. półn. i 180° dług.

wschód, obróci żeglugę ku zachodowi, d okła­

dając sta ra n ia w wynalezieniu wyspy, k tó ra w roku 1610 przez hiszpanów o dkrytą być m iała i takow e poszukiwania posunie do 165° dług. wsch. P otem uda się ku połud- nio-wschodowi. . . ”

Z tej instrukcyi widzimy, źe L a P erouse m iał za zadanie oprócz zbadania lądów i wysp istniejących, jeszcze sprawdzenie istnienia za istniejące błędnie podawanych.

D la uwidocznienia sobie ja k ie to lądy i wyspy wyobraźnia tam rozsiewała, łatw o je s t na karcie obecnej północnej części oceanu Spo­

kojnego dorzucić je według brzm ienia tej instrukcyi. I tak należy : 1) na zachodzie łańcucha wysp Aleuckich pomieścić dwie grupy jeszcze innych; w ątpię bowiem, by autorow ie instrukcyi mogli mieć na wzglę­

dzie, pisząc to, wyspy K om andorskie (Beryn- ga i M iedzianą), lub wyspy Bliźnie, ponieważ są one zbyt drobne, by mogły uchodzić za odrębne całości geograficzne, a nadto wcho­

dzą, jak o ostatnie ogniwa od zachodu, do t e ­ goż łańcucha. 2) N aprzeciw ko Jap o n ii, praw ­ dopodobnie od wschodu, tak że pomieścić j a ­ kąś wyspę. 3) T ak ą sam ę wyspę—na połud- nio-wschodzie Japonii. 4) T akież wyspy—na wschód od Form ozy. 5) N a wschód od wysp Jesso, pomiędzy nią a wyspami K u-

') Taką nazw ę w ow oczesnych geografiach nosi kanał od d zielający w yspę Jesso od lądu sta­

rego.

rylskiem i—nieokreślonych kształtów ziemię, zwaną przez holendrów Ziem ią Stanów a przez ro ssy an —N adjeżdą. Nakoniec 6) na k rańcach ju ż tych wód wyspy, które od p ółtora wieków przedtem przez Hiszpanów miały być odkryte.

Z e utrzym ywanie ogółu europejskiego w błędach geograficznych leżało w interesie narodów handlarskich, wykazują słowa na­

stępne L a Perousea : „z pewnością zaręcza­

no mi, źe kapitanowie okrętów przed odjaz­

dem z H olandyi poprzysięgnąć muszą, jako podróży swojej nikomu nie wyjawią, ani p a­

pierów sobie powierzonych nikomu nie powie­

r z ą ” ( I I I , 38). W H istoryi zaś Podróży Be­

niowskiego czytamy, że gdy on, płynąc z pół­

nocy, zatrzym ał się w M akao (wrzesień i październik 1771 r.), to pełnomocnicy kom- panij handlowych holenderskiej i angielskiej wszelkich dokładali usiłowań, by od niego papiery jego (dzienniki okrętowe, mapy k reś­

lone i t. d.) nabyć na wyłączną własność;

| gdy zaś on n a proponowane warunki się nie zgadzał i staw iał swoje (np. pensy i rocznej wynoszącej 4 000 f. szt. dla niego, a po jego śmierci dla żony, 600 dla każdego oficera i 30—dla każdego uczestnika jego wyprawy), sta ra li się te papiery wykraść zapomocą przekupionych członków załogi okrętowej ( I I I , 2 9 7 -3 0 9 ) .

Taki stan rzeczy mogły tylko uchylić wy­

prawy naukowe przez rządy przedsiębrane a dokonywane przez żeglarzy niezależnych od interesów kompanij handlowych. T ak ą w ypraw ą b y ła ju ż Cooka; ta k ą właśnie była L a P erousea. Cook do północnej części krańców wschodnich Azyi środkowej się nie zbliżał; L a P erouse te krańce b ad ał i je opi­

sywał.

Przechodzim y więc do wyprawy L a P ero u­

sea, jak o stanowiącej wstęp do poznania pół­

nocnej części krańców wschodnich pasa śro d­

kowego Azyi.

(C. d. nast.J.

I. Radliński.

(5)

NOWOŚCI MUZEUM BRANICKICH.

Muzeum hr. Branickich we F ra sc a ti w ostatnich czasach doszło (lo posiadania takich rzadkości, jakiem i nieliczne tylko m u­

zea europejskie poszczycić się mogą. W zrost muzeum we F ra sc a ti odbywa się : 1) drogą systematycznego grom adzenia okazów przez specyalnych korespondentów, jakich muzeum posiadało dotychczas dwu : jednego w P eru i Boliwii (p. J a n a Kalinowskiego), drugiego zaś w Turkiestanie rossyjskim (p. J a n a B a­

reja) — ten ostatni wskutek niefortunnego zbiegu okoliczności zmuszony był zaprzestać eksploracyi Azy i środkowej i udać się na Sy- beryą; 2) d ro gą zamiany dubletów z innemi instytucyami tego rodzaju. D otychczas m u ­ zeum nasze prowadziło handel zamienny z muzeum B rytyjskiem , z m uzeum J a rd in des P lantes, z cesarskiem muzeum w W ied­

niu, z muzeum A kadem ii nauk w P e te rs b u r­

gu, z muzeum hr. B erlepscha w Berlepsch pod Oassel, z muzeum b arona W a lte ra R oth- | schilda w T rin g (A nglia), oraz z domem handlowym W . Schliitera w H alli. Obecnie j zaś je st w drodze zawiązania stosunków ) z Smithsonian Institu tio n w W aszyngtonie i z muzeum australijskiem w Sydney. 3) j drogą darów i 4) drogą zakupów od podróż­

ników lub handlarzy naturaliów . Z pomię- I dzy czterech wymienionych źródeł najw aż­

niejsze je st pierwsze, albowiem wzbogaca muzeum mnóstwem rzadkości, a nawet g a­

tunkam i nowemi dla nauki, pozw alając z a ­ razem prowadzić handel zamienny z innemi instytucyami tego rodzaju. W obecnej chwili muzeum we F ra sc a ti po dziesięciu niespełna latach istnienia ‘) posiada zarejestrow anych w katalogu 3 638 gatunków ptaków, gdy np.

muzeum Akadem ii nauk w P e te rsb u rg u po 100 latach istnienia liczyło ledwie 3 600 ga­

tunków ptaków.

Do tak szybkiego wzrostu muzeum przy­

czyniła się głównie eksploracya P e ru i Boli­

wii przez p. J a n a Kalinowskiego. Jeg o to kolekcye, bogate w rzadkości a naw et w licz-

') Założone zostało w lipcu 1887 roku.

ne nowe gatunki i odmiany, dały możność muzeum nabywania drogą zamiany licznych cennych okazów. T urkiestańskie zbiory p.

B areja niemało się też do tego przyczyniły, chociaż T urkiestan jako dobrze znany i po­

siadający faunę palearktyczną, w znacznym stopniu zbliżoną do europejskiej, nie przed­

stawia tak wdzięcznego pola dla zbieraczy, ja k nieskończenie rozm aite stoki K ordylie­

ro w. Nie można się też dziwić, źe p. B arej mimo skrzętnie prowadzonych kilkoletnich badań nadesłał ledwie jeden nowy dla nauki gatunek mysikróla, który skutkiem dziwnej pomyłki opisany został w P etersb u rg u pod nazwą R egulus tristis. P iękna serya, złożo­

na z kilkudziesięciu egzem plarzy tego gatu n ­ ku, pozwoliła nam zaopatrzyć weń wszystkie powyżej wymienione instytucye, niewyczer- pując bynajmniej zapasu. Oprócz tego p.

Barej nadesłał nam mnóstwo rzadkich g a ­ tunków, znanych przeważnie z wypraw prof.

Sewercowa i przezeń opisanych. R ezultaty poszukiwań p. B a re ja ogłosiłem w trzech rozpraw ach, drukowanych w Biuletynach moskiewskiego Towarzysta przyrodniczego.

Trudniejsze było opracowanie kolekcyj p e­

ruwiańskich Kalinowskiego, wymagało bo­

wiem daleko większego m ateryału porów­

nawczego i bogatszej literatu ry , aniżeli ta, k tórą posiada nasze muzeum. Id ą c więc za przykładem ś. p. Taczanowskiego, zaw iąza­

łem spółkę autorską z hr. Berlepschem , po­

siadającym jeden z najbogatszych w świecie zbiorów prywatnych, osobliwie w dziale o rn i­

tologii neotropikalnej i z nim razem ogłosi­

łem kilka rozpraw • częścią w Proceedings of the Zoological Society of London, a częścią w wydawnictwie ornitologicznem „The Ib is ”.

Dotychczas opisaliśmy z kolekcyj p. K a li­

nowskiego 28 nowych gatunków, co je s t rz e ­ czą niebywałą, jeżeli zważymy, że okolice badane przez Kalinowskiego były skrzętnie pod względom ornitologicznym przeszukane przez podróżników Tschudiego i Jelskiego.

Sprawiedliwość jed n ak każe mi nadmienić, źe na 28 opisanych przez nas gatunków nie mniej ja k 10 znajdowało się w kolekcyach J e l ­ skiego i tylko z powodu ubóstw a m ateryału porównawczego były mylnie uważane za g a ­ tunki już znane.

Do najciekawszych odkryć Kalinowskiego w zakresie ornitologii peruwiańskiej należy

(6)

34 2 WSZECHSWIAT N r 22.

ziom m orza, czyli w tych okolicach gdzie legion lasów przechodzi w pastw iska alpej­

skie. W każdym razie gatunek ten należy do najwyżej sięgających papug, gdyż na wy­

sokości 12000' obserwowałem jeden tylko jeszcze gatunek, a mianowicie Conurus ery- throgenys.

Z siedmiu nadesłanych przez K alinow skie­

go egzem plarzy, trzy weszły do zbiorów we F ra sc a ti, dw a dostał na zamianę hr. Ber- lepsch, jed en wzbogacił również drogą za­

miany muzeum b ar. W a lte ra R othschiida w T rin g , a został nam jeszcze do zamiany jeden, który zapewne będzie przesłany do Sm ithsonian In stitu tio n w W ashingtonie.

Do pięknych nabytków muzeum należy także nowy gatunek lelaka długoogoniastego z P e ru , opisanego przez nas pod nazwą Ma- cropsalis Kalinowskii ') na cześć naszego po­

dróżnika. N adm ienić jed n ak muszę, źe dwa okazy tego gatunku nadesłane były jeszcze w roku 1373 przez K onstantego Jelskiego, lecz Taczanow ski nieposiadając dostateczne­

go m atery ału porównawczego i odpowiedniej lite ra tu ry w ziął je za gatunki ju ż znane, a mianowicie starego sam ca za M acropsalis nowy rodzaj papugi długoogoniastej z pod-

rodziny Conurinae, k tó rą opisaliśmy z hr.

Berlepschem pod nazw ą L ep to sittaca B ra- nickii ') n a cześć hr. W ład y sław a Branickie- go, właściciela F ra sc a ti. K alinow ski n ad e­

sła ł nam 7 egzem plarzy tej niezm iernie cie­

kawej papugi z miejscowości M araynioc, po­

łożonej u szczytu doliny Vitoc. Ponieważ miejscowość tę b ad a ł w roku 1873 ta k dosko ­ nały kolektor ja k ś. p. K o n stan ty Jelski, zdziwiony byłem bardzo, źe baczności jego uszedł p ta k stosunkowo duży i widocznie dość pospolity, skoro K alinow ski m ógł zdo­

być aż 7 okazów. P ozostaje więc jedyne możliwe przypuszczenie, źe p apug a t a ukazu­

je się w M araynioc w pewnej ograniczonej porze roku, a mianowicie w kwietniu, znęco­

na tam dojrzewaniem owoców, a następnie odlatuje do okolic, pomijanych przez podróż­

ników europejskich. Tego rod zaju m igracye są zresztą rzeczą bardzo pospolitą u papug kordylierskich.

Hodzaj L ep to sittaca kształtem zbliża się najbardziej do rodzaju Conurus, osobliwie zaś do g atu n k u C. leucophthalm us, różni się jed n ak doskonale od wszystkich znanych g a ­ tunków tego rodzaju (a je s t ich 28) daleko szerzej ro z p o sta rtą n agą skórą przed i pod oczami, oraz form ą czwartej lotki, k tó ra nie je st ani zwężona ani wycięta ja k u wszyst­

kich gatunków rodzaju C onurus. N ad to p a ­ puga ta różni się od tych ostatnich ub arw ie­

niem, które j ą zbliża do rodzaju G nathosit- taca, a mianowicie G. icterolis z E kw adoru i Kolum bii.

Ogólna barw a tej papugi je s t zielona, ty l­

ko czoło je s t żółtawo brunatne, a na uszach pęczki piór (pokrywy uszu) są pięknej barwy złocisto-żółtej. B rzuch wpada w kolor żół­

tawy, a n a środku jego w ystępują piórka czerwone. Ogon zwierzchu je s t zielony, od spodu zaś czerwonawy. T ęcza w edług K a li­

nowskiego je st czerwona, dziób brudno rogo- wo-szary, a nogi czarniaw o szare.

P a p u g a t a została zdobyta w M araynioc na wysokościach 10 000 do 13 000' n a d po-

') Le comte Hans de Berlepsch et Jean Stolzmann. Descriptions de quelques espeees nouvelles d’oiseaux du Perou central—w „The | Ibis”, lipiec 1894 roku, str. 402, fig. XI.

segm entatus, a młodego za M. lyra. Dopie­

ro nadesłane przez Kalinowskiego 8 okazów dowiodły nam, że jestto gatunek sam odziel­

ny, doskonale różniący się od obu wspomnia­

nych znacznie krótszym ogonem i róźnemi szczegółami ubarw ienia.

L elak ten je s t wielkości naszego zwykłego lelaka, lecz posiada dwie skrajn e sterówki wydłużone n a 40— 44 cm. Dw a te pióra są lirow ato wygięte, a mianowicie w jednej trze­

ciej długości odchylają się nazew nątrz, a ku końcowi znów są zgięte do środka. P o sia ­ d a ją one chorągiewkę zew nętrzną nadzwy­

czaj k rótką, wewnętrzna zaś ku końcowi zwęża się stopniowo, tak źe same końce obu piór są jak by chorągiewek pozbawione.

Ogólne ubarwienie p ta k a je s t czarne, gęsto rdzawym i płowym kolorem upstrzone. Sto- siny długich piór ogonowych są białe; n a wewnętrznych czarniawych chorągiewkach tychże piór widzimy skośne pręgi białawe.

Z ośmiu egzem plarzy, nadesłanych przez Kalinowskiego, cztery zostały wciągnięte do

’) Tamże.

(7)

inwentarza muzeum; pozostałe cztery zboga- ciły zbiory B erlepscha, J a rd in des Plantes i Rothschilda.

Kalinowski zdobył też nad jeziorem Ju n in na wysokości 12900' nad poziomem morza nowy gatunek nurka. Porównaw szy go z egzem plarzam i warszawskiego G abinetu zoologicznego, znalazłem tam jeden okaz sa­

micy zabity przez Jelskiego również nad j e ­ ziorem Ju n in i określony jako Podiceps cal- liparaeus (Less.). Tym czasem okazało się, źe typowy okaz tego gatunku z cieśniny^Ma-

a pozostałe rozesłaliśmy do zbiorów hr. B er­

lepscha, J a rd in des P lan tes i bar. W a lte ra Rotschilda.

Niepodobna przechodzić poszczególe wszyst­

kich nowych gatunków lub rzadkości, n ade­

słanych nam z P e ru przez Kalinowskiego, dlatego wspomnę zkolei cenne nabytki m u­

zeum, otrzym ane w ostatnich czasach innemi drogami. Do najwspanialszych należy okaz argusa B h ein arta (R heinartius ocellatus,V er- reaux), ofiarowany muzeum przez p. Ig n ace­

go W ysockiego z P aryża. Opis i rysunek

R heinartius ocellatus.

giellańskiej, znajdujący się w zbiorach B er­

lepscha, różni się bardzo długością dzioba i róźnemi szczegółami ubarw ienia, tak że oba gatunki na pierwszy rz u t oka rozróżnić można i dlatego uważaliśmy za stosowne z hr. Berlepschem opisać go jako nowy g a­

tunek i nazwaliśmy go na cześć naszego nie­

odżałowanego przyjaciela ś. p. Taczanow ­ skiego—Podiceps Taczanowskii *). Z sześciu nadesłanych nam przez Kalinowskiego oka­

zów zatrzym aliśm y 3 dla naszego muzeum, ') P atrz W szechśw iat za rok 1 8 8 7 , n -r 3.

tego p tak a podał we Wszechświecie przed 10 laty'ś. p. Taczanowski ’). W izerunek ów, zrobiony podług rysunku z Nouvelles A rchi- yes du M useum d’H istoire N atu relle (P aryż, 1884) był dołączony do obszernego arty k u łu d-ra E m ila O ustaleta, który pierwszy podał dokładny opis tego wspaniałego ptaka. P rz y ­ znać jed nak trzeba, że drzeworyt, podany

') Hans Graf von B erlepscli and Jean S to lz - raann. D escription o f a new Species o f Grebe from Central Peru. „The Ib is” , styczeń 1 8 9 4 , str. 1 0 9 , fig. 4 .

(8)

344 WSZECHSWIAT. N r 22.

wówczas we Wszecliświecie, nie daje należy­

tego pojęcia o argusie i dlatego postaraliśm y się o nową, figurę, wykonaną podług foto­

grafii, którą łaskaw ie zdjął dla nas pan dy­

rektor B oetticher. D la tych z naszych czy­

telników, którzy nie mieli sposobności czyta­

nia arty k u łu Taczanow skiego, podam k ró t­

ki opis, wzięty z naszego egzem plarza, oraz historyą odkrycia tego oryginalnego ptaka.

A rgus R h e in a rta przewyższa nieco wielko­

ścią b aż a n ta kolchijskiego, do którego je s t zresztą zbliżony, tak że go wszyscy ornitolo­

gowie zaliczają do rodziny bażantów (P ha- sianidae). M a on jed n ak w ybitną cechę, k tó ra go różni nietylko od bażantów, ale od wszystkich ptaków, a mianowicie w spaniały ogon, złożony z niezwykle długich i nie­

zwykle szerokich piór, środkowe bowiem ste­

rówki m ają 1,38 m do 1,50 m długości i do 0,15 m szerokości. W całem stworzeniu nie spotykamy piór ta k olbrzymich. B ażan t R,eevesa (P hasianus Reevesi) posiada wpraw­

dzie środkowe sterówki na 1,45 m długie, lecz są one bardzo wąskie. Jed e n tylko paw (Pavo cristatus) ma ogon dłuższy (1,55 m), lecz u niego sterówki (rectices) są krótkie, a tylko pokrywy nadogonowe (tectices supra- caudales) są ta k niepom iernie rozwinięte.

Co zaś do szerokości (15 cm), to najbardziej zdaje się zbliżać b ażan t lady A m herst (T hau- m alaea A m herstiae), u którego sterów ki środkowe m ają 0,12 m , lecz są one rynienko- wato zgięte, przez co pióro wydaje się znacz­

nie węźszem. Sterów ka kondora ma 11 cm, a głuszca ledwie 9 cm w najszerszem miej­

scu. Z atrzy m ałem się nieco dłużej nad tym przedmiotem, a to dla usprawiedliwienia Ju liu sza V erreau x a, który opisał arg u sa R h e in a rta z pióra ogonowego.

Ubarwienie tego p tak a nie przedstaw ia nic wybitnego. T ło na całem ciele i na skrzyd­

łach je st czarniawe, gęsto upstrzone blado jjłowem m arm urkow aniem . W ierzch i boki głowy czarniaw e z biaław ą brw ią ponad oczamii i białawym podbródkiem . N a tyle głowy spory czub, utworzony z piór włosko- watej postaci, w części rudaw o szarych, a w części biaław ych. T ło sterówek środ­

kowych je st sino popielato z białem i i rdza- wemi centkam i; tło innych sterów ek je s t b ru ­ natne z białem i centkam i, czarną obwódką j

obrzeżonemi. Dziób i nogi róźowo-karmino- we, tęcza b ru n atn a.

H isto ry ą odkrycia tego p tak a je s t dość niezwykłą. Jeszcze w szóstym dziesiątku la t Juliusz V erreau x, kustosz części ornito­

logicznej w muzeum J a rd in des P lantes, po­

rządkując składy muzeum znalazł trzy pióra niewiadomego pochodzenia, k tó re po bliż- szem zbadaniu uznał za należące do niezn a­

nego gatun ku p tak a blizkiego rodzaju A rgus i na podstawie tych trzech piór zapropono­

wał dla tego nowego p ta k a nazwę A rgus ocellatus, nie dając jed n ak ani rysunku ani nawet dokładnego opisu tych piór. Dopiero w r. 1872 ornitolog am erykański E lliot, wy­

dając swą wspaniałą monografią bażantów, zamieścił rysunek tych trzech piór w n a tu ­ ralnej wielkości oraz podał dokładny ich opis. Jakkolw iek najznakom itsi ówcześni ornitologowie, jak ks. B on aparte, S clater 1 G ray przyjęli bez żadnych zastrzeżeń za­

proponowaną przez V erreau x a nazwę, to jed n ak zarówno ten uczony, ja k i Elliot wy­

trzym ać musieli surow ą krytykę niektórych badaczów, a między innemi p. W ooda, który surowo n ap ad ał na twórców nowego gatunku za sposób opisywania z jakichś szczątków, mimo że ten sam p. W ood w roku 1871 opi­

sa ł innego arg u sa (A rgus bipunctatus) z k a­

w ałka pióra długiego na 17 cm. Słusznie też d-r O u stalet powiada, źe skoro można opisywać m ałże z samych konch, lub n ad a­

wać stworzeniom kopalnym nazwy z niekom­

pletnych szczątków, to dlaczegóż nie mieli­

byśmy zaproponować nazwy z trzech piór, skoro one różnią się zupełnie od piór wszyst­

kich znanych dotychczas ptaków. Jak oż szczęśliwy t r a f zdziałał, że w dziesięć la t po ogłoszeniu monografii E lliota, zatem w 1882 roku, m uzeum J a r d in des P lan tes otrzym ało 2 całkowite okazy ptaków z A nnam u, k tó ­ rych pióra ogonowe okazały się identyczne z jednem z piór odrysowanych przez E lliota, stw ierdzając tem sam em istnienie gatunku.

Opis tych ptaków zamieścił d -r O ustalet w A nnales des Sciences naturelles 1882 r,, a następnie w Nouvelles Archives du Mu- seum (1884), skąd czerpię niniejsze szczegó­

ły, ja k również z M onografii bażantów E l­

liota ').

’) A M onograph o f th e Phasianidae, 1872,

(9)

W spomniałem powyżej, że V erreaux na­

zwał argusa R h ein arta na podstawie trzech piór i te trzy pióra były odrysowane przez Elliota; jakoż dotychczas panuje przekona­

nie, źe te trzy pióra rzeczywiście należały do A rgusa R h ein arta i nawet sam d-r O ustalet mówiąc o dwu okazach tego p tak a w mu­

zeum paryskiem dodaje : il est facile de se convaincre que ces specimens p o rten t des pennes caudales absolum ent identiąues a cel- les qui ont ete decrites p ar M. E lliot ').

Pisząc niniejszy arty k u ł p ragnąłem prze­

konać się, jakie są mianowicie pióra opisane przez E lliota i w tym celu porównałem jego rysunek z ptakiem wypchanym. P rzekona­

łem się, że wielkie pióro ogonowe należy do drugiej p ary sterówek, licząc od środka (tak zwane sterówki przyśrodkowe), w czem mnie dostatecznie upewniły wymiary i rodzaj ubarwienia. Lecz jakież było moje zdum ie­

nie, gdy porównywając dwa inne pióra, n ary ­ sowane przez E llio ta— dwie lotki, z których jedna dłuższa— spostrzegłem , że te dwa pióra nie mogą bezwarunkowo należeć do argusa R h ein arta, ra z dlatego, że najdłuższa lotka tego ostatniego ptaka m a 29 cm d łu ­ gości, gdy m niejsza z dwu odrysowanych przez E llio ta ma 32, a większa 51 cm, a po- wtóre że lotki pierw szorzędne arg u sa R hei­

n arta są czarniawe, na obu chorągiewkach równomiernie centkowane i m arm urkowane jasnopłowe, gdy oba pióra na rycinach Ellio­

ta są ciemno brunatne, czarnem m arm urko­

wane, a w części nasadowej rudawo-płowe, jednostajne. N ie ulega więc najm niejszej wątpliwości, że to dwa p ióra nie należą do argusa R heinarta.

A z tego wniosek taki, że jeżeli nie nale­

żą one do wspomnianego powyżej argusa, opisanego przez W ooda pod nazwą A rg u s bipunctatus, to stanowiły część gatunku jeszcze nieznanego. Tym sposobem docho­

dzimy jeżeli nie do stwierdzenia nowego g a ­ tunku, to przynajm niej do wykrycia błędu, który od wielu la t k o łatał się po działach ornitologicznych.

Pierwszy kompletny okaz tego p tak a na-

') D -r O ustalet. D escription du Rheinhar- tiua ocellatus w N ouv. Arch. du Muaeum, 1 8 8 4 , 2-ga serya, str. 2 5 7 .

desłany został przez kom endanta R h ein arta niejakiemu p. M aingonnat, który utworzył z niego nowy rodzaj R henartius, zachowując nazwę gatunkową V erreau x a (ocellatus).

Okaz ten nabyty został przez muzeum J a r - din des P lantes za sumę 2000 fr. D rug okaz podarowany został do muzeum przez p. L e Myre de Villiers. Od tego czasu n a ­ deszło jeszcze do E uropy kilka innych : m u­

zeum B rytyjskie posiada sam ca i samicę;

jeden czy dwa okazy nadeszły do Niemiec.

Egzem plarz, będący dziś ozdobą muzeum hr. Branickich, przysłany został przez mi- syonarzy komendantowi Rheinartow i, który go sprzedał (na c e l dobroczynny) p. W y ­ sockiemu z P ary ż a za sumę 850 fr., a przez tego ostatniego łaskaw ie ofiarowany był m u­

zeum hr. Branickich.

Dotychczas bardzo mało szczegółów biolo­

gicznych wiemy o tym ptaku, gdyż zdaje się, że jeszcze żaden europejczyk nie widział kon-tri (nazwa miejscowa) na wolności. Ze szczegółów, zakomunikowanych Oustaletowi przez d -ra Philipa z legacyi w H ue, wiemy tylko, że ptak ten zamieszkuje lasy na wschód od tego m iasta i że pióra jego są nadzwyczaj cenione przez aktorów anami- tańskich, którzy p rz y strajają sobie niemi głowy. W szystkie egzemplarze, jakie się dotychczas dostały do Europy, zdobyte były przy pomocy potrzasków przez krajowych drwali. Z tego wnosić można, że p tak ten je s t stosunkowo rzadki i że musi być n ad ­

zwyczaj ostrożny.

Obok tego cennego daru, jakim p. Wysocki wzbogacił muzeum hr. Branickich, niemniej waźnem je st nabycie jednego osobnika świeżo odkrytego p tak a rajskiego (P terid op ho ra A lberti), o którym wzmiankę zrobiłem w n u ­ merze 34 roku 1895, a następnie w n-rze 8 roku 1896. Podobizna tego p tak a, ja k ą podałem podówczas ') zrobioną była według rysunku w L a N a tu rę do artyk ułu d -ra Oustaleta; nie daje on jed n ak dokładnego pojęcia o tym cudownym ptaku; dlatego uprosiliśmy pana d yrektora B oetichera, k tó ­ ry nam łaskaw ie egzem plarz nasz odfotogra- fował i podług tego fotogram u załączam y rycinę.

*) Patrz n-r 35 W szechśw iata z roku 1 8 9 5 .

(10)

34 6 WSZECHSWIAT P te rid o p h o ra A lberti, opisana w 1895 r.

przez d -ra M ayera z D rezna, je s t chyba n a j­

oryginalniejszym ptakiem całego stworzenia.

W ielkości paszkota, posiada cały wierzch ciała koloru aksam itno-czarnego z rudaw em lusterkiem pośród złożonego skrzydła. G a r ­ dziel m a b ru natnaw ą, cały zaś spód barw y ochrowej. I byłby to sobie najzw yklejszy z ptaków, gdyby nie dwa pióra, umieszczone na bokach tylnej części głowy, długie na 0,375 m i zbudowane w sposób niezwykły P ió ro tak ie je s t zupełnie pozbawione ch o rą­

giewki w ew nętrznej, zam iast zaś zewnętrznej posiada szereg blaszek rogowych w liczbie 33 k sz ta łtu mniej więcej trapezoidalnego,

N r 22.

n a tylnych brzegach prawie wszystkich b la­

szek swobodne końce tych promieni, a nawet w niektórych badanych pod światło odkry­

jem y ślady prom ieni w samej masie blaszek.

D odać też muszę, źe istn ieją ślady chorągie­

wek wewnętrznych pod postacią pojedyń- czycb, długich promieni.

T rudno mi je s t sądzić, czy powyższy opis porównany z załączonym rysunkiem da czy­

telnikowi dokładne pojęcie o tych oryginal­

nych piórach, nadmienić tylko muszę, że są one ta k niepospolite, że mimowoli zakrada się w nas zw ątpienie co do ich autentyczno­

ści; wygląda to zupełnie jakb y sam a przyro­

d a dopuściła się fałszerstwa, aby tem więk-

P teridophora A lberti.

które średnio licząc m ają w kierunku p ro sto ­ padłym do osi pióra 0,008 m , w kierunku zaś równoległym do osi p ióra 0,008 m przy nasadzie a 0,005 m ku końcowi. B laszki te, tw orzące jak b y zęby piły, zm ieniają k u koń­

cowi pióra k sz ta łt i wielkość, ta k że krań co ­ we są wydłużone i bardzo drobne.

K olor tych blaszek na górnej powierzchni je st błękitnaw y, nieco ciemniejszy przy brze­

gach i przypom ina zupełnie kolor em alii na przedm iotach żelaznych; od strony dolnej są ciem no-brunatne, niem al czarniawe.

D -r O ustalet słusznie uważa blaszki te za zlane pojedyńcze prom ienie chorągiew ki pió­

ra , gdyż ro z p atru jąc je pod lupą znajdziem y

szy podziw w ludziach obudzić.

K ażd e z tych dwu piór osadzone je s t w ro ­ dzaju ru rk i, będącej p ro stą fa łd ą skóry i upierzonej n a całej długości. Podejrzew ać też należy, że m uskuł podskórny, przezna­

czony do poruszania tych potężnych piór, musi być nadzwyczaj rozwinięty, na oczysz­

czonej jed n ak skórce nie znaleźliśmy jego śladów.

P terido ph ora A lb erti, nazwana ta k przez d -ra M ayera n a cześć króla A lb erta saskie­

go, zam ieszkuje górzyste części północnej Nowej Gwinei. Okaz nasz dostał się nam d ro g ą zamiany od K othschilda z T rin g. N a etykietce nosi tylko „dutch New G uinea” .

(11)

O ile mi wiadomo, dotychczas pojedyncze egzemplarze tego cudownego p ta k a posia­

dają tylko m u z e a : w Dreźnie, w P aryżu, w Tring i hr. Branickich w W arszaw ie.

Jednocześnie z okazem Pteridophory do­

stał nam się egzem plarz innego p tak a r a j­

skiego, opisanego przed niedawnym czasem, a o którym wzmiankę z rysunkiem podałem w n-rze 35 W szechśw iata z r, 1895. J e s tto P arotia C arolae, pochodząca z góry Ja o n i j na południo-wschód od zatoki G-eelwinck { (Nowa Gwinea). P ta k ten posiada głowę jakby ub ran ą w rodzaj trój graniastego k a ­ pelusza, którego brzegi obszyte są srebrzys­

tym galonem, gdy denko je s t złocisto-bron- zowe. Oprócz tego z boków ty łu głowy wy­

rastają po trzy pióra z każdej strony—bardzo długie, włoskowate i zakończone szerokiemi łopatkami. Z boków ciała w yrastają pęki piór długich i puszystych, z których przed ­ nie są śnieżysto-białe, następne za niemi rdzawo-brunatne, a wreszcie ku tyłowi—

czarne. Niezwykły efekt ro b ią owe śnieżno­

białe pióra przy całkowitem aksam itno czar- nem upierzeniu p taka. P rzód piersi zajm u­

ją łuskowate pióra trudnej do określenia barwy : jak b y bronzowe z metalicznym Ulo­

wym odbłyskiem.

Już z powyższego opisu widać, źe P aro tia Carolae należy do najciekawszych i zarazem najwspanialszych ptaków stworzenia. S łusz­

nie też muzeum nasze szczycić się nim może.

Ażeby zakończyć przegląd naszych osobli' wości wspomnieć jeszcze muszę o wspania­

łym gatunku p ta k a rajskiego, nazwanym przez d-ra C abanisa z B erlina P arad isea A ugustae V ictoriae na cześć cesarzowej nie­

mieckiej. P ta k ten posiada wierzch ciała blado ochrowo-źółty. G ardziel pok ry ta pięk- nemi łuskowatem i pióram i barwy metalicznej zielonej; przód piersi jakby ze strzyżonego pluszu; wreszcie wspaniałe pęki piór boko- wych koloru łososiowego (saumon). E gzem ­ plarz nasz dostał się nam od hr. B erlepscha i pochodzi z niemieckiej Nowej Gwinei.

J a n Sztolcman.

Najdawniejszy termometr rtęciowy

i n a j d a w n i e j s z a z o r g a n i z o w a n a s i e ć s t a c y j m e t e o r o l o g i c z n y c h .

H istoryą nauk fizycznych nie'w yjaśniła do­

tąd , komu należałoby przypisać wynalezienie term om etru; podług dotychczasowych wia­

domości wynalazek ten je s t zasługą albo Sanktoryusza albo Galileusza. Być może, że obaj oni jednocześnie i niezależnie jeden od drugiego wpadli na ten sam pomysł;—

Sanktoryusz wyraźnie powiada, źe myśl zbu­

dowania term om etru pow stała w nim po czy­

taniu dzieł H ero na aleksandryjskiego. Ten pierwszy term om etr był powietrznym, a więc czułym nietylko na zmiany tem peratury, ale także i na zmiany ciśnienia powietrza. Rów­

nież niewiadomo, kto pierwszy wpadł na myśl użycia do term om etru cieczy, jako ciała pokazującego zmiany w tem peraturze wsku­

tek odpowiednich zmian w objętości. Yiyia- ni, uczeń Galileusza, przypisuje i ten wyna­

lazek swojemu mistrzowi, poza którym nie widzi on na świecie innych głów i ludzi.

Pierwsze term om etry z cieczą były robione z wody i z alkoholu : użycie w tym celu rtęci było przypisywane powszechnie dopiero F a h ­ renheitowi.

W tomie 120 (z roku 1895) „Spraw ozdań”

(Comptes rendus) A kadem ii nauk ścisłych w P aryżu, ksiądz Maze umieścił notatkę 0 pierwszym term om etrze rtęciowym (Sur le prem ier therm om etre a m ercure), w której utrzym uje, źe astronom francuski Izm ael Boulliau (ur. 1602 r., um. 1695 r.) był pierw­

szym, który używał do obserwacyi term om e­

tru rtęciowego w r. 1659.

Je d n a k prof. d -r H ellm ann znalazł nie­

dawno dowody na to, że członkowie A kade­

mii del Cimento (założonej w r. 1657, za­

mkniętej w r. 1667) we Florencyi juź w roku 1657, wkrótce po założeniu tejże akademii, używali do doświadczeń term om etru rtęcio ­ wego. T ak term o m etr alkoholowy, jak o też 1 term om etr rtęciowy, którego używał B oul­

liau, pochodziły z Florencyi, gdyż w owe czasy nigdzie więcej term om etrów nie ro ­ biono. W iadomość o tem znajduje się

(12)

348 WSZECHSWIAT. ISIr 22.

w dziele T arg io n i-T o zze tti: N otizie degli aggrandim enti delle scienze fisiche, accaduti in T oscana nel corso dei anni L X del secolo X V I I , wydanem we F lorencyi w r. 1780.

Dzieło to zaw iera pomiędzy innemi dziennik szczegółowy (diario) czynności a k a d e m ii:

pod dniem 3 g rudnia 1657 r. zapisana jest wiadomość o spostrzeżeniach porównawczych, dokonywanych z term om etrem rtęciowym i alkoholowym. Z notatki tej widać, źe ak a­

demicy florentyńscy znali dobrze różnice po­

między zachowaniem się rtęci i alkoholu w term om etrach. To dowodzi, że użycie rtęc i jak o cieczy term om etrycznej musiało być znacznie wcześniejsze od daty wymienio­

nej wyżej.

W tym samym tom ie 120 „Spraw ozdań”

znajdujem y i drugą notatkę księdza Maze 0 najdaw niejszych obserwacyach m eteorolo­

gicznych francuskich (S ur la plus ancienne serie franęaise des observations therm om e- triąu e s et m eteorologiąues). W notatce tej ks. M aze utrzym uje, że obserwacye, robione w P ary żu od d. 25 m aja 1658 r. do 19 wrześ­

nia 1660 r. są najdaw niejszem i, dokonywa- nemi nie we W łoszech. Starszem i są tylko spostrzeżenia, rozpoczęte we Florencyi o trzy la ta wcześniej, mianowicie w r. 1655.

Prof. H ellm ann i do tych wiadomości, ogłoszonych przez ks. M aze, w prow adza po­

prawki, k tóre i nas interesują. Obserwacye m eteorologiczne, jakie ro b ił Boulliau w P a ­ ryżu, nie były dokonywane z jego własnej inicyatywy, ale na skutek zorganizow ania przez w. księcia toskańskiego F e rd y n a n d a I I pewnego rodzaju sieci stacyj m eteorologicz­

nych, której punktem środkowym b y ła Flo- rencya, gdzie spostrzeżenia regularne rozpo­

częto d. 16 grudnia 1654 r. B ardzo sku­

teczną pomoc w zorganizowaniu tej sieci d ał wielkiemu księciu ojciec Ludw ik A ntinori, jezuita, za którego spraw ą jezuici w wielu m iejscach W łoch i reszty E uro p y podjęli się prow adzenia spostrzeżeń meteorologicznych 1 odsyłania ich do Florencyi. W P a ry ż u Boulliau m iał sobie powierzone robienie ta- kichże obserwacyj. P o za W łocham i cztery m iasta należały do tej pierwszej sieci m eteo ­ rologicznej : P aryż, O snabriick, In n sbruck i W arszaw a. Obserwacye p aryskie dopiero obecnie zostały odnalezione: co się stało z pozostałem i dotychczas niewiadomo. Być

może, że znajdują się one we Florencyi, do­

kąd m iały być regularnie nadsyłane. Prof.

H ellm ann zw racając n a to uwagę, wyraża zarazem życzenie, aby osoby m ające sposob­

ność po tem u, zajęły się odszukaniem tych najdawniejszych spostrzeżeń w wymienio­

nych miejscach. Ponieważ i W arszaw a na­

leżała do tej najstarszej sieci meteorologicz­

nej i uczestniczyła w wykonywaniu nowych doświadczeń i spostrzeżeń (patrz W szech­

świat n-r 38 z r. 1893 str. 597, n-r 34 z r.

1895, str. 543), przeto prawdopodobnie kopie robionych obserwacyj znajdowały się w rę- kopismach biblioteki jezuickiej. I jakkolwiek ówczesne i późniejsze wypadki polityczne mogły bardzo łatwo spowodować zniszczenie tych rękopismów, z tem wszystkiem być ta k ­ że może, że one ocalały i leżą gdziekolwiek w ukryciu. P o d ając o tem wiadomość nie wątpimy, że gdyby który z czytelników n a­

szych dowiedział się o ich istnieniu, wtedy nie om ieszkałby wydobyć je z ukrycia : ogło­

szenie ich drukiem byłoby ważnym przyczyn­

kiem do historyi nauk wogóle.

W. K . (M eteorologische Zeitschrift., luty 1 8 9 7 r.).

Jeszcze o florze poznańskiej.

W n -rze 15 niniejszego pism a została zam iesz­

czona korespondencya p. Fr. B łońskiego, d oty­

cząca artykułu p. S. C hełchow skiego o florze W . ks. P oznańskiego, w którym autor wspomina, żo w poznańskiem w ykazano 41 gat. roślin, nie znalezionych dotychczas w K rólestw ie P olskiem . Pan B łoń sk i tw ierdzi natom iast, że z pow yższej liczb y odszukano u nas rozm aitem i czasy 1 0 g a ­ tunków i stara się to udow odnić. P odzielając w zupełności zdanie co do znalezienia w K r ó ­ lestw ie P olskiem pięciu z w yszczególnionych p rzez p. B łońskiego gatunków roślin, pozw alam sobie w zględem pozostałych uczynić kilka uw ag, o których zam ieszczenie w e W szechśw iecie upra­

szam R edakcyą.

Podania G iliberta (a tem bardziej E rndtla), d o­

tyczące L athyrus heterophyllus L . i Sam olus Va- leanndii L ., nie mają dla nas obecnie żadnej w artości i lep iej się nie pow oływ ać na nie w cale.

(13)

Mogą mieć one tylk o historyczne i to względne znaczenie, poniew aż nie je s t tu wykluczonem prawdopodobieństwo, że badacze ow i pom ylili się w oznaczeniach odpowiednich (jak tego do­

wiódł m iędzy innem i p. P aczoski na podstaw ie zielników G iliberta w X II tom ie niniejszego cza­

sopisma) roślin , z których np. w ielu podanych przez Giliberta z okolic Grodna nikt późuiej nie zdołał odszukać, znaczna zaś część j e s 1:. więcej niż wątpliwą. Co dotyczę w ielu gatunków , poda­

nych przez E rndtla, to ju ż prof. J. Rostafiński rzecz d osta‘ecznie w yjaśnił we w stępie do swego

„Prodrom usu” . Jedynie odszukanie odpow ied­

nich roślin w zielnikach owych (jak i innych) autorów m oże rozproszyć naszę w ątpliwość w tym w zględzie. Tak w ięc zarówno Lathyrus heterophyllus L. ja k i Sam olus V ałerandii L . należy dopiero odszukać w K rólestw ie Polakiem, chociaż m ożliw ą je s t rzeczą, że obie te rośliny nie rosną u nas w cale, poniew aż pierw sza je s t górską (a w ięc do odszukania tylko w kieleckiem i olkuskiem ), a druga w ogóle rzadką i nader roz­

rzuconą. Trzecią z roślin, w ym ienionych przez p. B łoń sk iego, je s t Anthem is ruthenica MB., znaleziona pod Brześciem L itew skim , a więc rze­

komo mogąca się znaleźć i w K rólestw ie. Otóż co do tego punktu winienem zaznaczyć, że p o­

dobne, przypadkow o zaw leczone z innych krajów rośliny nie pow inny bezw arunkowo wchodzić w rachubę, gdy je s t m ow a o florze danej okolicy, ponieważ znaczna część podobnych gatunków zdobywa sobie tylko na k rótk i czas obyw atel­

stwo, ażeby następnie zniknąć bezpow rotnie, lub ukazać się dopiero po pow tórnem zaw leczeniu nasion i t. d. albo w tej samej albo w zupełnie innej m iejscow ości. M oże się to stać zarów no z A nthem is ruthenica ja k i ze znaczną lic z ­ bą roślin południow o-w schodnich, odszukanych przez p. Cybulskiego w okolicach W arszaw y, dość je s t tu w spom nieć o B litum capitatum L ., Artemisia annua L ., Hordeum jubatum L ., Sida Abutilon L ., Chorispora ten ella D C., Euclidium syriacum R. Br. i t. p ., które (je ż e li istnieją stale na stanowiskach dróg żelaznych) z p ew ­ nością odśw ieżają się corocznie p rzy pomocy ustawicznie przyw ożonych nasion. R oślina z a ­ w leczona m oże się uważać za krajow ą dopiero wtenczas, gdy się utrwali p rzez całe la t szeregi w m iejscach dalekich od w szelkich skupień p rze­

m ysłu, kupiectw a i w ojskow ości.

W zględem czwartej rośliny p. B łońskiego, a mianowicie Alism a arcuatum M ich., m uszę za­

uważyć, że stanow czo u nas dotąd wyróżnianą me była. Odmiany (var. angustifolium Kunth.

i var. gram inifolium E hrh.), wym ienione w „Pro- drom usie” , należą w edług w szelk iego praw dopo­

dobieństw a, do A lism a P lan tago L ., która co do postaci liśc i je s t nader zm ienną i tak ie jej od­

miany nie są zbyt rzadkie. Co do współim ion (synonim ów) ja k : lanceolatum W ith . i gram ini­

folium E hrh., to je s t także rzeczą w ątpliw ą, czy należy je odnieść do A . arcuatum M ich., jjonie-

waż tak ta jak i A. Plantago L . m ają liście za­

równo zm ienne (tylko że u pierw szej nie są nigdy u podstawy sercow ato p odcięte). W łaściwą różnicę pomiędzy tem i obudwoma gatunkami stanowią kw iaty i ow oce, a także sposób rozga­

łęzienia, liście zaś (ylko w zględną i dlatego p o ­ dane niegdyś przezem nie dobrzyńskie okazy z a ­ liczam stanowczo do A. Plantago L . var. la n c e o ­ latum (W ith?) mihi (ponieważ nie znamy ściśle odmiany W itheringa), tak samo ja k i roślina p.

A. Ejsm onda, której jednak niestety niem a żad­

nych okazów tego autora.

W reszcie ostatnią, t. j piątą rośliną, w ym ie­

nioną przez p. B . na zasadzie m ojego tym czaso­

wego podania w w arsz. Tow. Ogr. w 1 8 9 0 r. je s t Rubus thyrsoideus W im m ., znaleziony rzekomo w Ziemi D obrzyńskiej. R zecz tę m uszę tu w y­

jaśnić o tjTle, że jakkolw iek podałem na jednem z posiedzeń Tow. Ogr. pom iędzy różnem i innemi jeżynam i i ten gatunek, to jednak sam nie byłem pewny w zględem ścisłości jej oznaczenie i d la ­ tego w sprawozdaniu z owego posiedzenia nie wymieniłem jej w cale. Po zebraniu lep szego i obfitszego m ateryału w roku następnym p rze­

konałem się, że owa jeżyn a nie była rzeczyw iście R. thyrsoideus Wimm. i niniejszem zaznaczam to stanow czo, tak w ięc i ten gatunek rośliny n a­

leży u nas dopiero odszukać : najprawdopodob­

niej znajdzie się on w bardziej południowych okolicach Królestwa. Co dotyczy Valeriaua sam bucifolia N ikan., to m uszę tu nadmienić, że roślinę tę odnalazł poraź pierw szy w K rólestw ie Polskiem nie p. P iotrow ski, lecz p. K. Drymmer je s z c z e w 1 8 8 9 r. we wsi R ozdziałach w p ó ł­

nocnej części sieradzkiego, lecz nie zam ieścił o niej wzmianki w swojej pracy z powodu chw i­

lowej w ątpliw ości, poniew aż roślina zebraną była bez rozłogów (ok azy p. D rym m era w idziałem sam w W arszaw ie w r. 18 9 0 ).

D-r A . Tialewski.

Z Niańkowa.

Odmienna form a poziom ki.

Obecnej wiosny zauważyłem poraź pierw szy, że poziom ka zw yczajna (Fragaria vesca L .) roś­

nie w N iańkow ie (pow iat now ogródzki) w dwu odmiennych formach; różnią się one jed yn ie kształtem kw iatów , zresztą zupełnie są do siebie podobne.

Korona u poziom ki zw yczajnej składa się z pięciu białych, okrągław ych, ściśle do siebie przylegających płatków , tak że zgóry na nią p a­

trząc, nie w idzi się listków kielicha, a tylko sp i­

czaste ich końce w ystają z pod korony; płatki przy nasadzie są opatrzone m ałym , ząbkow ato wystającym , żółtaw o zabarwionym paznokciem .

U form y odmiennej płatki mają zupełnie inny k s z t a łt : są one trójkątne (klinow ate), przy n a ­ sadzie dość długim i wyraźnym paznokciem

Cytaty

Powiązane dokumenty

sze w ten pierw iastek; lecz źe liście są też głównem miejscem, gdzie tworzy się kwas szczawiowy, nic więc dziwnego, źe w nich właśnie najwięcej w apnia

Niszczy mnóstwo nasion kolczastych, które stanowią prawdziwą plagę pampasów, czepiają się bowiem grzyw końskich i wełny baranów, przez co w ełna staje się

A le ściany te naw et na kryształach doskonałych nie są ściśle geometrycznemi płaszczyznami, lecz przy bliższein zbadaniu zd ają się być złożonemi zazwyczaj

W niniejszej pogadance mam zam iar przedstawić kilka najciekawszych i hypotez, którem i starano się wytłumaczyć przyczynę i przebieg rozm aitych objawów

Jeżeli bowiem utniem y kieliszek, nienarusza- ją c ciągłości stylika (wprawdzie z trudem , lecz może się udać), to stylik zadrażniony wykonywa jeszcze kilka

m iałą, źe tego rodzaju budowę mieć mogą tylko kryształy rombowe, których wszystkie własności fizyczne odznaczają się sym etryą względem trzech płaszczyzn

Aż do pewnój wysokości wszystkie linij e będą do siebie równoległe, gdyż wszystkie formy nasze rozw ijają się aż dotąd w jednakow y sposób, na stadyjum

stkie własności m ateryi, z której się składa, zaczną się zmieniać, jedne prędzej drugie po­.. woi niej; straci niepowrotnie swe własności optyczne, zmieni formę