• Nie Znaleziono Wyników

M. 5. Warszawa, d. 81 stycznia 1897 r. Tom XVI.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "M. 5. Warszawa, d. 81 stycznia 1897 r. Tom XVI."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

M. 5. Warszawa, d. 81 stycznia 1897 r. T om X V I.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „W SZECHŚW IATA11.

W W arszaw ie: rocznie rs.

8

, kw artalnie rs. i

l

p rzesyłką pocztow ą: rocznie rs.

10

, półrocznie rs.

5

Prenum erow ać można w R edakcyi .W szechśw iata*

I w e wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny W szechświata stanow ią Panow ie:

D eike K., D ickstein S., H o y e r H „ Jurkiew icz K., K w ietniew ski Wl., Kram sztyk S., Morozewicz J „ Na- tanson J„ Sztolcman J., Trzciński W. i W róblew ski W .

A d r e s ZR edałscyi: Z Z r a k o w s k ie - P r z e d m ie ś c ie , 3STr e e .

NACHYLENIE MAGNETYCZNE w czasach starożytnych.

Pierw sze pom iary n achylenia m ag n ety cz­

nego sięgają, ro k u 1576, gdy N o rm a n do­

strz e g ł, źe n am ag n eso w an a ig ła stalow a, zrów now ażona n a osi poziom ej, n ac h y la się północnym końcem k u dołowi; k ą t, u tw o rzo ­ ny przez igłę z płaszczy zn ą poziom ą, czyli nachylenie m agnetyczne, wynosiło wówczas w L ondynie 71°50'; w ro k u zaś 1600— 72°.

W P a ry ż u p o ra ź pierw szy w r. 1671 o trzy ­ m ano k ą t = 75°; od te g o czasu istn ieje wiele pom iarów w ykazujących, źe w ciągu 2 stu ­ lecia k ą t ten wciąż się zm niejszał, aż do 65°5', k tó rą to w artość p osiada obecnie. Pom im o niewielkiej dokładności pierw szych p o m ia ­ rów, ro zw ażając przytoczone dan e d la L o n ­ dynu, wnioskować m ożna, że w wieku X V I I nachylenie pow iększało się ciągle aż do naj- większości około ro k u 1671, poczem zm niej­

szać się poczęło. Isto tn ie , gdyby nachylenie m agnetyczne w czasach daw niejszych p o sia­

d ało w artości w iększe aniżeli w ro k u 1671 i gdyby zm iana ich z biegiem czasu b y ła ta k

sam o szybka ja k i w czasach późniejszych, dostrzeżonoby to bezw ątpienia zo stało przez m arynarzy, k tó rz y ju ż od wieku X I I I p osłu­

giwali się busolą. W s z a k biegun m ag n e­

tyczny północny p rz y p a d a łb y wówczas n a szerokości geograficznej, niewiele wyższej od P a ry ż a lub L ondynu; doświadczeni m a ry n a ­ rze , zapuszczający się poza tę szerokość, do­

strzegliby i zanotow ali niew ątpliw ie p rz e k rę ­ canie się ig ły w busoli n a 180°. Poniew aż zaś w h isto ry i nie zn ajd u jem y w zm ianki p o ­ dobnej, przypuszczać p rzeto należy, że po­

cząwszy od wieku X I I I nachylenie m agne­

tyczne w m iejscach dosięganych przez m a ry ­ n arzy europejskich nigdy nie p o siad a ło w ar­

tości 90° i p rzy jąć, że w wieku X V II p o sia ­ dało ono w artość najw iększą.

Obecnie szereg d ostrzeżeń n ach y len ia po­

w iększa się coraz b a rd ziej, a je d n a k d o strze­

żeń tych je s t jeszcze zb y t m ało, aby wzory em piryczne, n a zasadzie ich w yprow adzone, pozw alały wnioskować o dacie oraz wielkości naj m niejszości, do k tó re j dąży nachylenie;

praw o zm ieniania się m agnetyzm u ziem skie­

go je s t zbyt zaw iłe i jeszcze zbyt m ało z b a ­

dane, a dostrzeżen ia poczynione są zb y t z a ­

leżne od w arunków czysto m iejscowych, aby

wnioski podobne w yciągać było m ożna. Z d a ­

wałoby się więc rzeczą zu pełnie niem ożliw ą

(2)

66 WSZECHSWIAT Nr 5.

robienie jakichkolwiek przypuszczeń co do

j

wieków przeszłych, gdy nawet użycie igły magnesowej nie było wcale znanem. Tem- bardziej zajmujące są studya p. Folgherai- tera, który badanie tej rzeczy przenosi do czasów bardzo dawnych, bo do wieku V I I I przed Narodzeniem Chr. i podaje przybliżoną wartość nachylenia magnetycznego w zie­

mi Etrusków ’).

J e st rzeczą już oddawna znaną, źe glina przy wypalaniu nabiera pod wpływem mag­

netyzmu ziemskiego własności magnetycz­

nych i zachowuje je trwale; każdy przedmiot gliniany staje się przy wypalaniu magnesem, którego oś leży w kierunku siły wzbudzają­

cej, a więc w kierunku igły nachylenia. Ba­

dając zatem rozmieszczenie magnetyzmu i kierunek osi magnetycznej w przedmiotach glinianych, wypalanych w dowolnym czasie, możemy wnioskować o nachyleniu magne- tycznem w owej epoce, jeżeli tylko położenie, w jakiem ów przedmiot podczas wypalania był ustawiony, jest nam znane. Oto owa pośrednia droga, na jakiej p. Folgheraiter szukał rozwiązania zagadnienia.

Przedewszystkiem należało upewnić się, że istotnie przedmioty gliniane magnetyzm n a ­ byty podczas wypalania zachowują trwale, że kierunek osi magnetycznej nie zmienia się w nich pod wpływem magnetyzmu ziemskie­

go, np. przy zmianach nachylenia, lub zm ia­

nach położenia przedmiotu. Otóż badając cegły wzięte ze staro-rzymskich budowli z czasów rzeczypospolitej i cesarstwa, p. F o l­

gheraiter upewnił się, że są one namagneso­

wane w najrozmaitszych kierunkach; w jed ­ nych kierunek osi zgadza się z nachyleniem obecnem, w innych jest wręcz przeciwny, w innych jeszcze jest prostopadły do igły n a­

chylenia—kierunek ten jest obecnie zupełnie przypadkowy, gdyż oczywiście przy budowie na położenie cegieł w piecu do wypalania uwagi nie zwracano. Dostrzeżenie to upew­

nia jeszcze bardziej, źe starożytne wazy etruskie dotychczas magnetyzm^swój, przy-

’) Badania oryginalne p. Folgheraitera w tym przedmiocie umieszczone są w Rendiconti della R. Accademia dei Lincei za rok 1896. Poda­

wane wiadomości czerpiemy z obszernych spra­

wozdań o tych pracach w czasopiśmie „Naturw.

Rundach au” .

n ajm n ie j co do k ie ru n k u osi, zachow ały bez zm iany. S zereg odrębnych doświadczeń wy­

k a z a ł również^ źe istotnie z rozm ieszczenia m agnetyzm u w zbudzonego w przedm iotach g lin ian y ch m ożna w nioskow ać o k ieru n k u siły w zbudzającej; dośw iadczenia polegały n a w ypalaniu z gliny c ia ł n ajró żn o ro d n iejszeg o k s z ta łtu i oznaczaniu w nich położenia b ie ­ gunów m ag n etycznych; położenie to zgadzało się zaw sze z przepow iedzianem z kieru n k u ig ły n ach y len ia. W szystko to przekonyw a o p rz y d a tn o śc i m etody opisyw anej. N ie z b ę d ­ nym jeszcze w aru n k iem b y ła d o k ła d n a z n a ­ jom ość po ło żen ia, ja k ie zajm ow ały p rz e d ­ m ioty p o d d an e b a d a n iu podczas w ypalania.

M ożna o tem wnioskow ać z k s z ta łtu p rz e d ­ m iotu. T w ierd zić np. m ożna, źe wysokie d zb an y s ta ły podczas w y p alan ia pionowo, toż sam o pow iedzieć m ożna o u rn a c h do popio­

łów; co do ty ch o statn ich je d n a k nie m ożna pow iedzieć stanow czo, k tórym końcem były zwrócone k u górze. T o też wyniki n ajp e w ­ niejsze w yciągnąć s ię ” d ały 7. dzbanów z szy j­

kam i w ąskiem i; te bez w ątpienia podczas wy­

p a la n ia s ta ły zw rócone szyjkam i ku górze.

Z b a d a ń podobnych 7-miu podstaw pod c z ary (oXjj.oi) z wieków V I I i V I I I ') p rzed N a r. C hr. w ypadły d la n ach y len ia w artości za w a rte pom iędzy 2°29' a 2 5 °3 7 '; nie ulega więc w ątpliw ości, że w owych czasach n a c h y ­ lenie m ag n ety czn e we W ło szech było bardzo

| m ałe (obecnie w ynosi w R zym ie około 60°);

k ie ru n e k osi m agnetycznej w dzbanie z owej epoki w ykazał, że nachylenie było wówczas odw rotne, t. j. żę ig ła n ach y len ia zw racałab y się końcem południow ym ku dołowi.

K ie ru n e k osi m ag n ety czn y ch w 12 d z b a ­ n ach (z m uzeu m se n a to ra F a in a w O rvieto) w yk azał w artości n ach y len ia, z a w a rte pom ię­

dzy 13°59' S a 15°44' N . Dziwić się nie n a ­ leży dość wielkim różnicom pom iędzy poje- dyńczem i re z u lta ta m i; zależą one po części od n ied o k ład n ej znajom ości położenia p rz e d ­ m iotów b ad an y ch podczas w ypalania, po czę­

ści zaś i od zm ian n ach y len ia w owej epoce;

styl naczyń g lin ian y ch przez d łu g ie o k re ­ sy nie u le g a ł zm ianie, a naczynia b a d a n e pochodziły praw dopodobnie z różnych cza-

’) Podstawy te należą do piuzeum Villa Griu-

lia w Rzymie.

(3)

W-SZECHSWIAT. 67

sów. Grdyby przyjąć przeciętną podanych wartości nachylenia za nachylenie w środko­

wej epoce etruskiej (wiek V I przed Nar.

Chr.), wnioskowaćby należało, źe w epoce tej kierunek pola magnetycznego ziemi we W ło­

szech był prawie poziomy. Toż samo wy­

padło z badań czar glinianych w stylu wschodnim z wieku V I przed N ar. Chr.

Jako ogólny wniosek ze wszystkich tych badań przyjąć można, że w wieku V I I I przed Nar. Chr. nachylenie magnetyczne w Italii środkowej było bardzo małe, lecz odwrotne względem obecnego; w parę wieków później przeszło ono przez 0 i z południowego stało się północnem, jakiem jest obecnie.

Na zakończenie nadmienić wypada, że jak ­ kolwiek drobne mi wydawać się mogą rezul­

taty tych mozolnych badań, zapominać nie należy, że jestto dopiero pierwsza próba tego rodzaju. Je st wskazana droga, po któ­

rej krocząc można dojść przynajmniej do jakościowego poznania magnetyzmu ziem­

skiego w czasach dawnych, o ile archeologia nie odmówi danych co do miejsca i daty po­

chodzenia przedmiotów nadających się do tych badań.

W ik to r B ie rn a cki.

0 anatomicznych podstawach teoryi umiejscowień mózgowych.

( Dokończenie).

Badając dalej budowę mikroskopową tego ośrodka, spostrzegamy w przedniej połowie gyr. fornicatus bardzo wielkie komórki wrzecionowatego kształtu, jakich nigdzie więcej w korze mózgowej nie spotykamy.

J a k to zobaczymy niżej, ośrodki zmysłów chemicznych (wzrok, węch) odznaczają się specyalną budową: możemy więc z pewnem prawdopodobieństwem zrobić przypuszczenie, źe mamy tutaj ośrodek dla wrażeń smako­

wych. Przypuszczenie to zdaje się potwier­

dzać fakt, że przy połowicznem znieczuleniu T urka cierpi także i zmysł smaku. Ponie­

waż żadnych innych dowodów na potwier­

dzenie tego zdania tymczasem niema, musi więc ono pozostać jeszcze w dziedzinie hy- potez.

Czucie roskoszy, o ile ono zależy od wraż­

liwości skóry i błon śluzowych organów roz­

rodczych, znajduje swoje umiejscowienie także w tym ośrodku; dowodem tego mogą być wymienione przypadki znieczulenia po­

łowicznego. Zachodzi tylko pytanie, czy i sam popęd płciowy zostaje przy tem znie­

siony, gdyż zależy on, jak wiadomo, także i od stanu wewnętrznych organów płciowych.

Poza tem dodać należy, źe ośrodek czucia cielesnego znajduje się jeszcze w związku z narządem oddychania i krążenia, gdyż drażnienie pewnych jego okolic wywołuje przyśpieszenie lub zwolnienie oddychania i rozszerzenie lub zwężenie naczyń. Dane kliniczne potwierdzają, że z ośrodka tego mogą wychodzić zjawiska zmian w oddycha­

niu i krążeniu, które uważamy za towarzy­

szące wzruszeniom (afektom) psychicznym ').

Ośrodek więc ten staje przed nami w no- wern świetle, jako punkt, gdzie umiejscawia­

ją się wrażenia, powstające wskutek owych zmian w krążeniu i oddychaniu i wywierają podniecający wpływ na powstawanie wzru­

szeń, jestto więc punkt wyjścia dla skojarzeń między czuciami wzruszeń i innemi wyobra­

żeniami. F a k t ten dla psychopatologii (t. j . t. zw. psychiatryi) posiada bardzo doniosłe znaczenie.

Ośrodek wzrokowy zajmuje cały t. zw. klin (cuneus), przechodząc poza fissura calcari- na na zawój językowaty (gyrus lingualis) i tylny biegun mózgowy. Badając szczegó­

łowo przebieg włókien, dochodzących do tego ośrodka, możemy się przekonać, źe włókna nerwu wzrokowego, wychodzące od plamki żółtej (macula lutea, najwrażliwsze miejsce siatkówki) dochodzą pośrednio do fissura calcarina i tu kończą się w jej ściankach

') Na podstawie prac Mossoa, Forego, Lan­

gego i innych tłumaczymy sobie powstawanie wzruszeń w następujący sposób: dane wrażenie uświadamiając się wytwarza za pośrednictwem nerwów odśrodkowych pewne zmiany w narzą­

dach obwodowych. Zmiany te znów, uświada­

miane w mózgu, wywołują fo, co nazywamy

wzruszeniem.

(4)

68 WSZECHSWIAT N r 5.

W obrębie działki kory mózgowej, w której kończą się wyżej wymienione włókna, spoty­

kamy charakterystyczną budowę, w ogól­

nych zarysach przypominającą budowę siat­

kówki: znajdujemy tutaj mianowicie warstwy ! ziarniste, które nadają korze wejrzenie cha­

rakterystyczne. Jeżeli zważymy, że najbar­

dziej złożonemu narządowi zmysłowemu od­

powiadają najbardziej złożone zakończenia ośrodkowe (Meynert naliczył tutaj aż 8 warstw), kiedy tymczasem jednowarstwowe­

mu nabłonkowi węchowemu odpowiadają działki mózgu o budowie najprostszej, pomi­

mo woli nasuwa się przypuszczenie, że spe­

cyficzna energia zmysłów zależy nietylko od ukształtowania się zewnętrznych narządów zmysłowych, lecz także i od budowy ośrod­

ków, co spostrzeżenia kliniczne do pewnego stopnia potwierdzają. Są pewne dane, źe ośrodek wzrokowy może wysyłać bodźce od­

środkowe do mięśni, kierujących szczególniej ruchami głowy i oczu. Ponieważ jednak dane kliniczne nie w zupełności sprawdzają to przypuszczenie, rzecz ta więc musi pozo

stać jeszcze nierozstrzygniętą.

Ośrodek słuchowy zajmuje określone miej­

sce w I-szym zawoju skroniowym w taki sposób, źe przednia '/ 3 część i tylna '/s za­

woju do ośrodka tego nie należy. Z temi danemi anatomicznemi najzupełniej zgadzają się dane patologiczne. W niektórych przy­

padkach głuchoty spostrzegano obustronne zniszczenie tego zawoju. Zniszczenie jedno­

stronne nie wywołuje objawów zupełnej g łu ­ choty ucha przeciwległej strony ciała, nastę­

puje tylko upośledzenie słuchu w obu uszach.

Dzieje się to z następującego powodu:

wszystkie włókna, wstępujące do mózgu, krzyżują się, wskutek czego włókna z prawej połowy ciała dochodzą do kory lewej półkuli i odwrotnie, włókna z lewej połowy ciała kończą się pośrednio w półkuli prawej. Otóż badania Bechterewa, H elda i Flechsiga wy­

kazały, że część nerwów włókien słuchowych krzyżuje się poraź drugi, wskutek czego włókna jednego nerwu słuchowego kończą się w obu półkulach jednocześnie.

K o ra ośrodka słuchowego odznacza się także specyalną budową: liczba warstw jest tu większą niż gdzieindziej (z wyjątkiem ośrodka wzrokowego), gdyż można wykazać ich aź sześć. Przytem spotykamy tutaj

osobliwe komórki o kształcie bardziej wal"

cowatym, które zdaje się m ają pewien zwią­

zek z wrażeniami słuchowemi, gdyż nigdzie więcej w korze ich nie znajdujemy. Poza tem mamy tutaj także komórki piramidalne wielkie, o których wiadomo, źe wysyłają włókna ruchowe. Można rzeczywiście wy­

kazać pęczek włókien, który podług bliższych badań wychodzi przeważnie z I-go zawoju skroniowego i przebiega dalej w t. zw. od­

nogach mózgowych. Prawdopodobnie owe komórki wielkie d ają mu początek i służy on jako droga do przeprowadzania bodźców ru ­ chowych do narządów ruchowych zmysłu słuchowego, a więc do mięśni, skręcających głowę i tułów.

Główna część włókien, mających związek z nerwem węchowym, dochodzi do miejsca, gdzie wyspa Ueila styka się z zawojem ha­

kowatym (gyr. uncinatus) i po zakręcie ko ­ lankowatym kończy się w działce tego zawo­

ju, która posiada odmienną od innych budo­

wę. Budowa ta charakteryzuje się przez warstwę ziarnistą, znajdującą się tuż pod powierzchowną warstwą szarej istoty koro­

wej, bardzo ubogą w komórki. Tutaj więc musimy szukać ośrodka węchowego, na co potwierdzającą odpowiedź daje patologia mózgu. Nie dało się jednak dotychczas określić zupołnie ściśle granic tego ośrodka w zawoju hakowatym, ani też nie jest rzeczą dowiedzioną, czy gyrus hippocampi, który znajduje się w bardzo ścisłym związku z ośrodkiem węchowym, sam ma udział w je ­ go czynności.

Porównajmy teraz ze sobą ośrodki zmysło­

we. Odrazu rzuci się nam w oczy, źe ośro­

dek czucia cielesnego przewyższa pod wzglę­

dem rozciągłości wszystkie inne, co dla móz­

gu ludzkiego stanowi charakterystyczną ce­

chę. Zapewne dzieje się to wskutek pewnego prawa, które prawdopodobnie da się sformu­

łować w taki sposób, że rozciągłość ośrodka zmienia się w stosunku do poprzecznego przekroju (t. j. liczby włókien) dochodzących doń nerwów obwodowych. U zwierząt sto­

sunek wzajemny rozciągłości jest inny, u niż­

szych gatunków najwięcej zajmuje miejsca ośrodek węchowy, a u małp wąskonosych z a ­ czyna przeważać ośrodek wzrokowy.

J a k widzimy, ośrodki zmysłowe zostały

rozmieszczone bez wyjątku w okolicy naj­

(5)

N r 5. WSZECHSWIAT 69

wcześniej powstających, t. z w. głównych brózd mózgowych, ośrodek wzrokowy w oko­

licy fissura calcarina, dotykowy w okolicy brózdy środkowej, a słuchowy i węchowy przy dole Sylwiusza. Zostawiając rozpa­

trzenie tego faktu na później, zauważymy tylko, że brózdy wogóle służą do powiększe­

nia powierzchni danego ośrodka i umożli­

wiają rozłożenie zakończeń włókien w jednej nieprzerwanej powierzchni.

Pozostaje nam teraz tylko opisać pola ruchowe pojedynczych ośrodków. Doświad­

czenia fizyologiczne i badania kliniczne po­

zwoliły wywnioskować, że w mózgu znajduje się tylko jedno takie pole w ośrodku czucia cielesnego, t. zw. pas ruchowy Charcota.

Rzeczywiście biorą tam początek włókna, przenoszące bodźce do mięśni kończyn, tuło­

wia, twarzy i języka. Co zaś dotyczę mięśni głowy i oczu, to okazuje się, że mogą one być wprawione w stan czynny także z ośrod­

ków wzrokowego i słuchowego, a więc po­

siadają one aż trzy pasy ruchowe. Oczy­

wiście więc, że o jednym „ośrodku rucho­

wym” mowy być nie może i że pas ruchowy Charcota zasługuje właściwie na nazwę

„pasa głównego bodźców ruchowych”.

Ośrodki zmysłowe wszystkie razem zaj­

mują zaledwie */3 powierzchni mózgu. B a­

dając resztę kory mózgowej, widzimy, źe nie posiada ona żadnego związku z układem włókien rzutowym: odwrotnie, widzimy tutaj silny rozwój włókien jednoczących, które bądź wychodząc z ośrodków zmysłowych kończą się gęsto jedne przy drugich, bądź też łączą miejsca w obu półkulach (włókna spoidłowe). A zatem pozostałe części kory mózgowej nie odbierają wrażeń zmysłowych, ale raczej przedstawiają narządy, które gru­

pują czynności ośrodków zmysłowych w jed ­ nostki niższego rzędu. Są to ośrodki, gdzie zachodzą skojarzenia wrażeń rozlicznego ro­

dzaju, dlatego też słuszną rzeczą będzie na­

dać im nazwę ośrodków skojarzeniowych lub duchowych. Mało dotychczas poczyniono dostrzeżeń, jak zachowują się te ośrodki u zwierząt niższych: wiadomo tylko, źe np.

u gryzoniów jeden ośrodek zmysłowy prawie bezpośrednio graniczy z drugim, a więc j ośrodków duchowych niema tam prawie wcale. W miarę tego, jak wyżej się wzno-

j

simy w hierarchii zwierzęcej, widzimy coraz

większy ich rozwój, choć u drapieżnych są one jeszcze bardzo niewielkie; dopiero u małp wąskonosych co do rozciągłości rów­

nają się one ośrodkom zmysłowym, a u czło­

wieka powierzchnia ich przenosi dwa razy powierzchnię zmysłową. Jak więc widzimy, mózg ludzki znacznie się różni od mózgu zwierząt i grubo można błądzić przenosząc na człowieka w całości rezultaty doświad­

czeń na zwierzętach, ja k to czynił np. Munk utrzymując, że cała powierzchnia mózgu składa się wyłącznie z ośrodków zmysło­

wych.

Powierzchnię mózgu, niezajętą przez ośrod­

ki zmysłowe, możemy podzielić na trzy wiel­

kie odcinki: pierwszy zajmuje cały płat cie­

mieniowy, potylicowy i skroniowy z w yjąt­

kiem miejsc zajętych przez ośrodki wzro­

kowy, słuchowy i węchowy: tę część nazywać będziemy tylnym ośrodkiem skojarzeniowym.

Środkowy ośrodek zajmuje wyspę Reila znajdującą się w głębi dołu Sylwiusza pod płatem skroniowym, wreszcie przedni ośro­

dek zajmuje cały płat czołowy z wyjątkiem miejsc, zajętych przez ośrodek czucia cie­

lesnego. Dla wszystkich tych ośrodków wspólną jest budowa kory mózgowej, przed­

stawiająca czysty pięciowarstwowy typ, opi­

sany przez Meynerta. Jeżeli teraz porów­

namy z tą budową budowę kory ośrodków zmysłowych, to dojdziemy do przekonania, że ta ostatnia składa się z dwu pierwiastków:

1) z elementów układu skojarzeniowego, właściwego całej korze mózgowej i 2) ze składników właściwych każdemu poszczegól­

nemu ośrodkowi (komórki wrzecionowate w gyrus fornicatus, warstwy ziarniste ośrod­

ków wzrokowych, komórki walcowate ośrod­

ków słuchowych i t. d.).

Samo względne położenie ośrodków skoja­

rzeniowych naprowadza na myśl, że posia­

dają one niejednakowe znaczenie dla życia psychicznego. Ośrodek tylny leży pomiędzy ośrodkiem czucia cielesnego, wzrokowym, słuchowym i węchowym. Przebieg włókien wykazuje, źe część granicząca z ośrodkiem czucia znajduje się w pewnym stosunku do wyobrażeń mięśniowych i dotykowych, część skroniowa do słuchowych, a tylna do wzro­

kowych. Gdzie jednak znajduje się główny punkt skojarzenia wszystkich tych wyobra­

żeń—dotychczas nie udało się wykazać.

(6)

70 WSZECHŚWIAT. N r 5.

N a szczególną uwagę zasługuje okolica I I zawoju potylicowego (oznaczona na fig. 2 znakiem X). Znajduje się ona w związ­

ku z ośrodkiem wzrokowym i prawdopo­

dobnie jestto ten ważny punkt kory, któ­

rego zniszczenie wywołuje t. z w. ślepotę duchową, czyli afazyą optyczną, charakte­

ryzującą się niemożnością kojarzenia wrażeń wzrokowych z wyrazami oraz nierozumieniem czytanych wyrazów.

Gyrus supram arginalis i górny zawój cie­

mieniowy są u człowieka znacznie bogatsze w zawoje wtórne niż u najwyższych małp, a silny rozwój okolicy, odpowiadającej tuber parietale, jest charakterystyczny dla ludzi wysoko rozwiniętych. Rudinger podaje, źe u ludzi wysoko stojących pod względem umysłowym spotykamy bardzo silny rozwój zawojów ciemieniowych i na dowód podaje rysunki mózgów Liebiga, Dollingera i in., podczas gdy u ras niższych oraz u niemców nieodznaczających się znacznem rozwinię­

ciem umysłowem zawoje te nie dochodzą nigdy do takiego stopnia rozwoju. Kuppfer, opisując czaszkę K an ta, zwraca na to samo uwagę, a badania mózgów Gaussa, Dirichle- ta (W agner), Bacha (His), Beethoyena po­

twierdzają w zupełności te spostrzeżenia.

Wobec tego musimy powziąć przypuszczenie, źe zawoje ciemieniowe posiadają pewne a na­

wet może wybitne znaczenie dla twórczości umysłowej.

Środkowy ośrodek skojarzeniowy (jak to wskazuje fig. 2) sąsiaduje z ośrodkiem czucia cielesnego i słuchowym, a badania dowodzą, że posiada on wiele połączeń z dolnemi od­

cinkami zawojów środkowych, gdzie znajdują się ośrodki nerwów twarzowego, podjęzyko- wego, trójdzielnego i t. d., zarówno jak z gy­

rus supram arginalis i z ośrodkiem słucho­

wym. Z punktu więc widzenia anatomicz­

nego sprawia on wrażenie ośrodka, którego zadaniem jest łączyć wszystkie czuciowe i duchowe ośrodki kory, mające związek z mową członkowaną i przechowywać wra­

żenia słuchowe, oraz ruchowe warg, języka, głośni, krtani i t. d. Ponieważ jednak spostrzeżenia kliniczne nie w zupełności po­

twierdzają wnioski wysnute ze względu na jego budowę, należy więc poddać te spostrze- żeniaszczegółowej i bacznej krytyce, a same ba- t dania anatomiczne troskliwemu sprawdzeniu.

Ośrodek skojarzeniowy przedni u człowie­

ka jest także silniej rozwinięty niż u małp najwyższych. Co dotyczę przebiegu włókien jednoczących tego ośrodka, to badania wtym kierunku są jeszcze dalekie od ukończenia.

Dotychczasowe rezultaty wykazują, że ośro­

dek ten związany jest z ośrodkiem węchowym i czucia cielesnego, ale są dane, że istnieją połączenia tego ośrodka i z resztą ośrodków zmysłowych. Prawdopodobną jest rzeczą, źe odkładają się tutaj obrazy wszystkich czuć przyjemności i nieprzyjemności, ruchów, po­

pędów i czynności, a więc istotne składniki tego, co nazywamy osobowością. Takie wnioski podsuwają nam spostrzeżenia kli-

| niczne, o których pomówimy później.

Porównajmy ze sobą teraz ośrodki skoja­

rzeniowe. N a pierwszy rzut oka spostrze­

żemy, że przedni i tylny ośrodki zawiera-

| j ą znaczną ilość włókien skojarzeniowych spoidłowych, a ośrodek środkowy zawiera te włókna w nader skąpej ilości. Oczywiście oba tam te ośrodki znajdują się w bliskim ze sobą związku w obu półkulach, co pozwala na wspólne ich działanie, a tymczasem środ­

kowy posiada znaczenie bardziej miejscowe, tylko dla odpowiedniej strony ciała. Ta okoliczność pozwala nam wyjaśnić, dla­

czego ośrodek mowy jest umiejscowiony w jednej tylko półkuli. Ośrodek tylny i przedni posiadają zato większe znaczenie dla działalności duchowej. Stosunkowo nie­

znaczną ilość znajdujemy takich włókien, Któreby łączyły bezpośrednio tylko tylny ośrodek z przednim. Każe nam to szukać jakiegoś pośredniego ogniwa, łączącego oba ośrodki; takiem ogniwem może być tylko ośrodek czucia cielesnego, przegradzający oba ośrodki duchowe.

Porównywając położenie ośrodków wzglę­

dem brózd mózgowych, zauważyliśmy, źe ośrodki zmysłowe leżą w okolicy brózd naj­

wcześniej powstających; w obrębie ośrodków duchowych przeciwnie—leżą tylko brózdy powstające później. Przy badaniu mikro- skopowem znajdujemy potwierdzenie tego wniosku: okazuje się, że ośrodki psychiczne w miesiąc po urodzeniu dziecka są jeszcze,

! jeżeli można się tak wyrazić, niedojrzałe,

podczas gdy ośrodki zmysłowe już przed

przyjściem dziecka na świat dojrzały i to

zupełnie niezależnie jedne od drugich. N a-

(7)

N r 5 WSZECHŚWIAT. 71

wet wtórne brózdy w ośrodkach skojarzenio­

wych ukazują się później, niż w filogenetycz­

nie starszych ośrodkach zmysłowych. W ia­

domo, że od ilości brózd zależy powierzchnia danego ośrodka. T a okoliczność wydaje się rzeczą, pierwszorzędnego znaczenia dla oce­

niania rozwoju pojedynczych mózgów i w pa­

rze z tem idąceg.i duchowego rozwinięcia ich właścicieli. Jasny stąd wypływa wniosek, że nie idzie o to, o ile dany mózg wogóle obfituje w brózdy, lecz gdzie ta obfitość się śpótyka. Możemy bowiem znaleźć mózgi, w których jedne ośrodki są bardzo wysoko rozwinięte, podczas gdy w innych spotykamy nadzwyczaj mało brózd, np. Flechsig znalazł tylny ośrodek skojarzeniowy dobrze rozwi­

nięty, a bardzo słabo przedni u pewnego osobnika, który za życia odznaczał się sła­

bością charakteru i wielkiem wykształce­

niem filologicZnem. W mózgach idyotów spotykamy zwykle dobrze rozwinięty jeden ośrodek duchowy obok zupełnego prawie za­

niku drugiego; to samo da się powiedzieć i o ośrodkach zmysłowych. Słowem każdy mózg posiada odrębną swoję fizyognomią, którą możemy określić badając rozwój poje­

dynczych ośrodków.

Z a b u rz e n ia w ośrodkach skojarzeniow ych wyw ołują to, co zwykle nazyw am y c h o ro b a -' mi um ysłowem i. R o zm aito ść obrazów kli­

nicznych zależy przedew szystkiem od tego, gdzie owe za b u rzen ia zo stały um iejscowione.

Z pośród licznych przypadków m ożem y wy­

b rać tylko te , w k tó ry c h zm iany zaszły w yłącznie w obrębie p rzedniego o śro d k a du­

chowego. W tych ra z a c h w ystępuje na pierwszy p la n c h a ra k te ry s ty c z n y z b ió r o b ja ­ wów, k tó re z pewnem praw dopodobieństw em m ożem y uw ażać ja k o sk u te k zab u rzeń w czynności tego o śro d k a, te m b a rd z ie j, że w zasadniczych ry sac h zg ad za się on z o b ja ­ wami, k tó re otrzym yw ał B ianchi, w ycinając u wyższych m ałp p ła ty czołowe w obu p ó ł­

kulach. W idzim y więc tu ta j w szelkiego ro ­ dzaju zm iany osobowości: to chory przypisu­

je sobie urojone tale n ty , bogactw a, to b ra k m u sk o jarz eń m iędzy w rażeniam i zew nętrz- nem i i pojęciem je g o osobowości: chory z a ­ pom ina się, nie zw raca uw agi n a sw oje oto­

czenie, nie może odróżnić rzeczyw istości od urojeń, możliwości od niem ożliwości. Z za­

nikiem zm ysłu logicznego, k tó ry o p iera się

na dokładnej pamięci, przechowującej sądy nabyte przez doświadczenie, idzie utrata zmysłu etycznego i estetycznego, spaczenie instynktów, co do niepożnania zmienia cha­

rakter chorego. Pod wpływem popędów i wzruszeń (popęd płciowy, troska, gniew) traci w zupełności jasność umysłu i panowa^

nie nad sobą. Skojarzenia wzruszeniowe przeważają, a nawet w zupełności rugują skojarzenia dóświadczeniowe (logiczne), chó­

ry kieruje się tylko chwilowym popędem i zadaWalnia go bez względu ńa moralność i smak. Ostatecznie występuje zupełna za­

trata osobowości i obłąkanie.

Zupełnie inaczej występują objawy,* spo­

wodowane przez zaburzenia W tylnym ośrod­

ku duchowym: na pierwszy plan występuje tutaj brak związku pomiędzy myślami, który zupełnie niezależnie od wzruszeń wynika wprost ze zniszczenia śladów skojarzeń po­

między wrażeniami zmysłówemi. ChorZy nie­

którzy nie wykazują żadnych zmian charak­

teru, żadnych spaczeń instynktów i woli, tylko źle poznają otaczające przedmioty i wskutek tego błędnie ich używają, nie po­

znają osób, nie oryentują się w przestrzeni i czasie i t. d. Ślady skojarzeń zostały zbu­

rzone, nabyte przez doświadczenie pojmowa­

nie logiczne zewnętrznych wrażeń zostało zniszczone, chory stał się umysłowo ubogim, nie rozróżnia prawdy od fałszu—jest umys­

łowo niedołężnym.

Jeżeli została zajęta wyspa Reila (wraz z I I I zawojem skroniowym), chory bezmyśl­

nie powtarza wyrazy, które ktoś wypowie­

dział (echolalia), co nie przeszkadza mu ży­

wić najdelikatniejsze uczucia względem blis­

kich sobie osób.

Inaczej wyglądają objawy przy zaburze­

niach w ośrodkach zmysłowych. Jeżeli np.

powiększający się guz wywiera coraz większy Ucisk na okolicę słuchową, powstają szumy w uszach i t. d.; przy ucisku na zawój hako­

waty—powstają podmiotowe wrażenia wę­

chowe, a przy ucisku bąblowca na ośrodek wzrokowy spostrzegamy barwne obrazy.

Mechaniczne więc drażnienie ośrodków ko­

rowych wywołuje te same wrażenia co drażnienie obwodowych zakończeń zmysło­

wych. Może to służyć jako nowy dowód, że

energia specyficzna zmysłów zależy w równej

mierze i od ukształtowania ich narządów

(8)

72 WSZECHSWIAT N r 5.

obw odow ych i od specyalnego p rzysposobie­

nia się ośrodków korow ych, co w skazyw ały ju ź pew ne osobliwości w ich budow ie.

P rz y zab u rz e n iac h w pojedynczych o śro d ­ k a c h zm ysłow ych p o w sta ją w iadom e nam ju ż sk u tk i; ale chory odczuw a, że w yw ołane w r a ­ żen ia są podm iotow e. Je ż e li p rz y te m zm iany d o ty k a ją i tylny ośrodek d uchow y— w tedy wynik zależy od zesum ow ania się skutków : m am y w tedy do czynienia z halucynacyam i.

N ie id zie z a te m je d n a k , żeby w szystkie h a lu - cy nacye m iały pow staw ać w ta k i sposób.

Z tego, cośmy mówili, s ta je się z ro z u m ia ­ łem , dlaczego choroby um ysłow e p r z e d s ta ­ w ia ją ta k ą ro zm aito ść objaw ów szczeg ó ło ­ wych przy pew nej je d n o sta jn o śc i cech o g ó l­

nych. J e d n o s ta jn e m je s t tu ta j o d d z iały w a ­ nie n a bodźce poszczególnych d z ia łe k k o ry m ózgow ej, ta k źe np. p o d ra ż n ie n ie o śro d k a słuchow ego zaw sze będzie w yw oływ ało w ra ­ żen ia słuchow e, a zm ienną rzeczą kom bina- cy a d z ia łe k kory, p o d le g ający ch jednocześnie zaburzeniom . J e ż e li dodam y do ty c h zm ien­

nych w arunków ro z m a itą odpo rn o ść różnych m ózgów n a wpływy szkodliw e, ro z m a itą , j e ­ żeli m ożna się ta k w yrazić, ich duchow ą p o ­ jem n o ść o ra z nieskończenie zm ienne bogactw o uczu cia u poszczególnych osobników , ja s n ą się d la nas sta n ie różnorodność form chorób um ysłow ych, k tó re cz e k a ją jeszcze rę k i p o ­ rz ą d k u ją c e j.

T a k ie są najnow sze zdobycze w dziedzinie a n a to m ii m ózgu. W y n ik i są rzeczyw iście ju ź dość pow ażne. A n a to m ic z n a te o ry a u m ie j­

scow ień sw oją d ro g ą j e s t jeszcze z b y t m ło d a, ażeby m o g ła w yjaśnić w szystkie szczegóły d ziałaln o ści m ózgu, ale to co w y ja śn ia — wy­

ja ś n ia w sposób ja s n y i pro sty , co j e s t je d n ą | z ręk o jm i je j p raw d o p o d o b ie ń stw a . P sy c h o ­ lo g ia i p sy c h ia try a , z d a je się, w n ied alek iej przyszłości m uszą uledz wielkim zm ianom i ch cąc z a tra c ić swój c h a r a k te r sp ekulacyjny lu b czysto opisowy m uszą oprzeć się n a pew- i nych p o d staw ach , k tó ry ch d o sta rczy im a n a ­ to m ia w raz z fizyologią, a n a liz u ją c ą d z ia ła l­

ność ośrodków zmysłowych.

(Głównie podług P. Flechsiga „Gehirn und Seele’’

Lipsk 1896).

J a n D u d z iń s k i.

Mowa wstępna Rudolfa M o w a ,

w y g ło s z o n a na o g ó ln e m z e b ra n iu n ie m ie c k ie g o T o w a rz y s tw a a n tro p o lo g ic z n e g o w S p ir z e d n ia 3

s ie rp n ia 1 8 9 6 r.

(Dokończenie).

N iew iem do ja k ie g o sto p n ia przyszłe b a ­ d a n ia p o p rą m oje zdanie lu b zap rzeczą m u, czu ję się je d n a k w praw ie orzec, źe w tej chw ili ryzykow nem je s t nazyw anie każdego c m e n ta rz y sk a rzędow ego dolichocefalicznego g erm ań sk iem . D la w yjaśnienia te j kw estyi a n tro p o lo g ia to p o g raficzn a i h isto ry czn a m u­

si po łącz y ć się z an ato m iczn ą, ale an i pierw ­ sze an i d ru g a nie m a ją p ra w a sam e w yroko­

wać. C zaszk a g e rm a ń sk a pozbaw iona je s t cech ta k w yraźnych, aby o danej czaszce m ożna było tw ierdzić, że je s t g e rm a ń sk ą lub n ie g e rm a ń sk ą . W ięc jeżeli te g o orzec nie m ożna, tem b ard ziej n ik t nie je s t w praw ie nazyw ać g erm ań sk iem i c m en tarzy sk z czasz­

k am i długogłow em i.

Ł a tw o w yobrazić sobie dokądbyśm y zaszli, gdyby ta k a m eto d a sąd zen ia z o sta ła p rz y ję ­ t ą w zoologii o raz paleontologii.

K u m em u w ielkiem u ubolew aniu, nie m ogę tedy pow iedzieć, czy przodkow ie n asi w isto­

cie zam ieszkiw ali S zw abią w epoce neoli­

ty cznej. Czy byli Szw abow ie neolityczni p ró żn o sp ierać się o to. M ożna ta k sam o dowieść, źe ich nie było, j a k inni dowieść m ogą, że egzystow ali. D oszliśm y do p u n k tu , gdzie p rz y ro d n ik mówi, ja k swego czasu p o ­ w iedział L ieb ig : T eg o nie wiemy.

D la ilu stra c y i m uszę tu ta j przytoczyć w ypadek, k tó ry n as w tym ro k u zajm ow ał ustaw icznie. M am n a myśli kw estyą P itk ę- c a n tro p u sa . J e s tto stw orzenie, k tó re wy­

p a d a um ieścić p rz e d człow iekiem n eo lity cz­

nym. N iew olno mi zam ilczeć, sz. panow ie, że zachodzi p o w ażn a obaw a, aby n a m iejscu tego „przejścio w eg o ” stw orzenia nie postaw ił k to w krótce p rzed h isto ry czn eg o g e rn ian in a . Je ste śm y ju ż n a d ro d ze, k tó ra prow adzi do tego. J e d e n z naszych najuczeńszych k o le­

gów, p a n H o u se w B rukselli, opublikow ał

niedaw no w ielką ro zp raw ę, w k tó re j p o su n ął

(9)

N r 5. WSZECHSWIAT. 73

się d alej, aniżeli sam odkryw ca P ith e c a n tro - pusa. T w ierdzi on, że P ith e c a n tro p u s nie je s t bynajm niej przejściem do człow ieka, ja k to p rzy p u szcz ał D u b o is, lecz sam ym człowiekiem, hom o p rim ig en iu s. T w ierd ze­

nia swoje o p iera n a porów naniu górnej czę­

ści czaszki P ith e c a n tro p u s a z belgijskiem i czaszkam i ludzkiem i z epoki neolitycznej.

S ław n a czaszka ze S py stanow i główny p u n k t porów naw czy z P ith e c a n tro p u se m . P a n H ouse s ta r a się dowieść, że obie m a ją j e d ­ nakow ą budow ę, że więc czaszk a P ith e c a n ­ tro p u sa i czaszka ze Spy, n ależą do tej sam ej k a teg o ry i. B e lg ia ted y , w e d łu g p. H ouse, m iała rów nie p ra s ta ry c h m ieszkańców . S tą d k rok ju ż tylko do nieuniknionego pokrew ień­

stw a z czaszką z N e a n d e rth a lu , k tó r a może już być u w ażan a za n aszę ro d ac zk ę, gdyż zn a la z ła m iejsce spoczynku w N iem czech z a ­ chodnich. W idzicie ted y , że niebezpieczeń­

stwo je s t b ard zo bliskie. W k ró tc e c a ła fla­

m andzka, a może n aw e t w alońska B elg ia zostanie z aan ek to w an ą d la p rz e d h isto ry c z ­ nych G erm anów . W ów czas dopiero będzie­

my mieli spokój ze s tro n y podobnych entu- zyastów.

P rz y ta k im stan ie rzeczy zachodzi p o trz e ­ ba, ab y te n nowy d o g m at nie zaskoczył W a s nieprzygotow anych. Pozw olę więc sobie ro z ­ winąć p rz e d p an am i p a r ę swoich punktów w idzenia, zo staw iając W a m z re sz tą swobodę przekonań.

Rzecz się ta k m a. P a n E u g u n ju sz D u ­ bois, holender z ro d u , b y ł ju ż podczas swoich studyów pod wpływem ta k nazw anej teo ry i rozw oju, ale pow iedział sobie, że je ­ żeli mam y znaleźć przejściow ą is to tę , to n a ­ dzieja odkrycia je j w E u ro p ie je s t b ard zo w ątpliw a. T rz e b a szukać je j gdzieindziej.

Poniew aż w owym czasie poczyniono nadzw y­

czaj w ażne o d k ry cia paleontologiczne w H i- m alayach w sław nych S iw alik, H ills pow ziął n a d zie ję, źe A zy a w schodnia może być te r e ­ nem właściw ym , gdzie m ożnaby n a tra fić na n ajład n iejsze szczątki. D ubois p o je c h a ł ja k o lek arz wojskowy do In d y j niderlan d zk ich , o trz y m a ł posadę n a Ja w ie i rzeczyw iście tu ta j zn a laz ł w jed n e j m ało d o tą d zb a d an ej p ro ­ wincyi to, czego sobie życzył. P ra w ie pośrodku wielkiej wyspy je s t o b sz a r, dość tru d n y do o k reślen ia geologicznego z pow odu w u lk a ­ nicznych w arstw znacznej grubości, m iesza­

ją cy ch się z w arstw am i osadowemi. W k a ż ­ dym ra z ie w arstw y te n ależą do epoki tr z e ­ ciorzędow ej.

W iadom o, że d o tą d nie udało się, pomimo sta ra ń , o dkryć pew nych szczątków ludzkich z teg o okresu. T o, co p. D ubois przyw iózł z Ja w y , są to po w iększej części szczątki zw ierząt, n ależące do najm łodszej w arstw y okresu trzeciorzędow ego. Paleontologow ie sp rze czają się jeszcze, czy był to P lio cen czy M iocen, ale rzecz to podrzęd n a. W każdym ra z ie te w ykopaliska się g a ją czasów, k tó re d o tą d zdaw ały się leżeć daleko poza o b rę ­ bem dziejów p rzedhistorycznych człowieka.

P rz e z ta k ą w arstw ę osadow ą rz e k a u tw o rzy ­ ła głębokie ko ry to ze strom em i spadzisto ściam i, a w tych obnażeniach wyszły n a jaw różne w arstw y, zaw ierające liczne kości zw ierząt trzeciorzędow ych. R óżne tu g a ­ tu n k i są pom ieszane. Pom iędzy niem i z n a ­ leziono nieco kości, podobnych pod niektó- rem i w zględam i do ludzkich, p o d innem i do m ałpich. P a n D ubois ze b ra ł je . N a pod­

staw ie czterech okazów jedynych tego r o ­ d z a ju i przypuszczając, źe należały do jed n ej isto ty , zaproponow ał on n adać tej istocie m iano P ith e c a n tro p u s a i uw ażać j ą za p rz e j­

ście od m ałpy do człow ieka.

Co dotyczy szczegółów tych wykopalisk powiem, że w iążą się z niem i n a jtru d n ie jsz e kw estye. C ztery okazy p. D ubois s ą n a s tę ­ pujące: g ó rn a część czaszki, dw a zęby i kość biodrow a. Z o sta ły one znalezione w g łęb o ­ kiej dolnej w arstw ie k o ry ta w różnym czasie, a n aw et w różnych la ta c h i w odległości od siebie, dochodzącej do 15 m , Z achodzi więc pow ażna w ątpliw ość, czy te szczątki należały wogóle do je d n e j całości. A le i to je s t rz e ­ czą znaczenia d rugorzędnego. P r a g n ę tylko objaśnić n a czem g łó w n a polega tru d n o ść.

Z ależnie od tego, ja k się b a d a te cztery okazy: oddzielnie lu b ra z e m , w nioski o k a ż ­ dym okazie m uszą być odm ienne. U tru d n ia to wielce cały przeb ieg dalszego b a d a n ia .

Pośw ięciliśm y tym kw estyom w swoim cza ­ sie szereg posiedzeń w berlińskiem T o w a­

rzystw ie antropologicznem , p. D ubois przybył

do nas osobiście i trak to w aliśm y podczas c a ­

łego posiedzenia o tym przedm iocie, nie

przyszedłszy do o statecznego porozum ienia

się. G łów na te z a p. D ubois, do k tó re j do-

i wodów, j a k zdaw ało m u się, d o sta rc z a ł

(10)

74 WSZECHSWIAT. N r 5.

w przypuszczeniu, źe te c z te ry okazy n ależą do siebie, je s t ta , źe b a rd z o są zbliżone do kości ludzkich. A le sw oją d ro g ą s ta r a ł się dowieść pew nych różnic m etylko od człow ieka, ie< z toż od w szystkich zn an y ch zw ierząt, a m ianow icie od w szy stk ich zn an y ch m ałp a n tro p o id aln y ch . Z teg o wnosi on, że owo stw orzenie nie było a n i człow iekiem ani m a ł­

pą, lecz w łaśnie p o sta c ią p rzejścio w ą, dotąd nieznaną. J a z a p a tru ję się inaczej ze wzgię d u n a logiczny p o rz ą d e k faktów . B yć może.

że daw niej nie z o sta ło to dość w yraźnie z a ­ znaczone. Dziś w łaśnie p ra g n ę położyć szcze­

gólny nacisk n a okoliczność, że tu wcale nie chodzi o k w esty ą b a d a n ia , ale b ard ziej o k w esty ą logiki. O sta tn io w yjaśniłem , że je żeli zostanie dow iedzionem , że to nie je s t człow iek, to m ożem y p ozostaw ić tym czasem o tw a rte m pytanie, czy owo stw o rzen ie je s t przejściow e lu b nie? Co dotyczy po ło żen ia, któi'e tej istocie trz e b a d a ć w7 sy stem acie zoologicznym , zap y tu jem y się przedew szyst- kiem : Czy nie j e s t t o m a łp a ? Poniew aż m ałpy c z łe k o k sz ta łtn e sw oją o rg a n iz a c y ą n ajb a rd z ie j z b liż a ją się do człow ieka, więc bez w ah an ia pow iedziałem : J e s t t o m a łp a , ale m a łp a b a rd z o wysoko sto jąca. Z n a la z ­ łem potem i zg ad zam się zu p ełn ie z p. D u ­ bois, że pom iędzy zu anem i żyjącem i m a łp a m i c z łek o k ształtn em i j e s t je d n a , k tó ra rze c z y ­ wiście pod wielu w zględam i podo b n ą j e s t do P ith e c a n tro p u s a ; j e t t t o gibbon, zoologicznie hy lo b atesem nazyw any.

T e n ro d za j o d z n a c z a się w ielką ilością g a ­ tunków . W łaśn ie n a J a w is i w k r a ja c h p rzyległych bardzo są one rozpow szechnione.

A le co do g ib b o n a zachodzi znow u spór m iędzy a n tro p o lo g a m i i zoologam i o m iejsce je g o pom iędzy m a łp a m i a n tro p o id a ln e m i.

D ziw nym sposobem przy w szystkich sp o rac h głów nie m iano zaw sze wielkość n a uw adze.

A le m uszę pow iedzieć, źe kto u p a tr u je w ol­

brzym im rozw oju P ith e c a n tro n h u s a ogrom ne podobieństw o z człow iekiem , te m u należy p rzypom nieć, że w łaśnie o ra n g u ta n g i goryl n au czy ły n as, że im w iększych d o ch o d zą ro z ­ m iarów , te m b a rd z ie j o d d a la ją się od czło­

wieka. J u ź wiemy o d d aw n a, źe najw iększe podobieństw o do człow ieka okazuje się nie u wielkich, d o rosłych okazów , lecz w łaśnie u m ałych; m łode o ra n g u ta n g i i g o ry le są paleko podobniejsze do człow ieka, aniżeli

ich ro zw inięte egzem plarze. D la te g o to utrzym yw ałem ju ż p rzed la ty , źe im bardziej m a łp a się rozw ija, te m b a rd z ie j o d d a la się od człow ieka, choćby naw et b y ła w głów nych cechach bard zo do niego podobna. Im dalej m a łp a postępuje, tem bard ziej s ta je się zw ie­

rzęciem . N ie zaczyna ona, ja k o zwierzę, k tóre dochodzi później w k s z ta łta c h i w łasnościach do po d o b ień stw a z ludźm i, ale przeciw nie typ je j je s t p ierw o tn ie bard zo podobny do c z ło ­ w ieka, a później dopiero stopniow o uzw ierzę- ca się i coraz bardziej o d d ala od tego, co n a ­ zywam y ludzkiern. W ięc d la m nie n iem a żadnego znaczenia, je ż e li mi ktoś mówi:

T a k ie m ałe m ałp y j a k H y lo b a te s nie m ają żadnego podobieństw a z ta k dużem stw o rze­

niem , jak iem je s t człowiek. N ie zw racam wca­

le uw agi n a k w estyą w zrostu. Podobnie, ja k z g o ry la m ałego może u ro sn ąć duży, ta k sa ­ mo, w edług mego zd an ia, z m ałego g a tu n k u gibbonów , gdy b y się on w istocie m ógł dąlej rozw ijać, może się w ytw orzyć g atu n ek duży, olbrzym i. P o leciłem b a rd zo w praw nem u swemu rysownikowi zrobić d o k ład n y , spę- cyalnie p rze jrzan y ry su n ek geom etryczny czaszki g ib b o n a, n astępnie poleciłem go. o ty ­ le powiększyć, żeby się linij nie zg ad zał z w ielkością czaszki P ith ę c a n tro p u s a , a p o ­ tem k a z a łe m o b a k o n tu ry , je d e n w d ru g i wrysować. O k azało się ta k wielkie po d o ­ bieństw o, że wówczas p rz y n a jm n ie j wszyscy obecni je przy zn aw ali. N a w e t ci, k tó rzy w ątpili, przyznaw ali, źe powinien to być j e ­ d e n i ten sam g a tu n e k . Od te g o czasu je d e n z m oich kolegów, p ro fe so r W ilh elm K ra u s e , b a rd z o zręczny i dośw iadczony a n ato m , w ziął się do szk ie letu gibbonów i doszedł do tego sam ego r e z u lta tu . W ięc m uszę przyznać, że P ith e c a n tro p u s je s t d la m nie b ard zo spokrew- nionem stw orzeniem z teraźn iejszy m gibbo,- nem i że wcale nie tru d n o j e s t w yobrazić sobie, źe egzystow ał obok m ałeg o gibbona te ra ź n ie jsze g o i olbrzym i g ib b o n przeszłości, ja k się to z d a rz a b a rd zo często w p a le o n to ­ logii. P rz y p o m in a m tylko, że egzystow ały obok m ały ch koników , nie o wiele wyższych od drew nianych koników naszych dzieci, olbrzym ie konie, od k tó ry ch pochodzą w obec­

n y m czasie znowu m ałe rasy. W ięc wielkość

i m ało ść nie m ogą w cale służyć za cechy

o d ró żn iające. T rz e b a się trzy m ać innych

rzeczy.

(11)

N r 5. WSZECHSWIAT. 75

T ym czasem odw aga zwolenników o d w ro t­

nego poglądu sta w a ła się coraz w iększą, aź wreszcie p. H o u se u tw o rzy ł g a tu n e k H om o prim igenius jaw an en sis. T ak im sposobem zrobiono wszystko co było m ożna, dalej nikt juź nie sięgnie, dla entu zy astó w sp ó r je s t ukończony. C hodzi te ra z o to, ja k i będzie sąd publiczny uczonych. N ie chcę nikom u narzucać tego co pow iedziałem , zw racam tylko uw agę, że k w estya zoologiczna nie mo­

że być ro z strz y g a n ą n a dro d ze ta k n azw ane­

go b a d a n ia naukow ego, należy on a raczej do dziedziny rozw ażania logiczno-filozoficznego. | T rz eb a sobie odpow iedzieć n a p y tan ie: czy można w ym agać od tego, k to z n a la z ł różnicę między kością ja w a ń sk ą i lu d z k ą, aby uw ażał

j

stw orzenie jaw ań sk ie za człow ieka jed y n ie j dlatego, że odkryliśm y fa k t pojedyńczy, zgod­

ny z cechą jednego szczątk a jaw ańskiego?

Pom iędzy dw om a zębam i znalezionem i, j e ­ den m a k o n ary ta k dalece rozchodzące się, że tru d n o pojąć, ja k im sposobem ząb taki się m ógł zmieścić w szczęce ludzkiej. Szczęki nie znaleziono i wiemy tylko, że ta k o lb rzy ­ miego zęba n ik t z ludzi niem a. T e ra z wy­

k ry ł p. H o u se po długiej i m ozolnej pracy, że istnieje ta k i ząb ludzki. J e d e n podobny zn alazł pi’zy pom ocy w szystkich swoich p rzy ­ jació ł. T em u nie chcę przeczyć. M oże być, źe m a racy ą; nie w idziałem te g o zęba; ale jeżeli po ty siącu tru d ó w z n a la z ł ta k i ząb, nie w ypływ a jeszcze z tego, żeby on n a le ż a ł za ­ ra z do stw orzenia teg o sam ego g atu n k u , który m iał owe zęby ja w a ń sk ie . W ięc ciągle w padam y w najdziw aczniejsze sytuacye.

M iałem niedaw no w naszej ak a d e m ii m ałą prelekcyą o typie i odm ian ach człow ieka i p oruszałem w niej kw estye, k tó re za pod­

staw ę ogólnego p o g ląd u służyć m ogą, naw et za odpowiedź d la w szystkich ta k ic h kw estyj o pochodzeniu. S ą one czysto filozoficznego c h a ra k te ru i tylko z te g o p u n k tu w idzenia m ogą być ro z strz y g n ię te . Z podobnych ro z ­ w ażań wypływa, źe nie pow inniśm y odosob­

nionych przypadków b ra ć za p o d staw ę do budow ania re g u ły , ow szem p raw id ło m usi być ułożone z całej sum y dośw iadczeń. W y ­ ją tk i należy n ajp ierw zb adać, czy nie należą do odm ian. T e ra z zrozum iecie, panow ie, ry- zykowność tw ierd zen ia n a pod staw ie tylko dwu danych. P a n H o u se bierze ząb z Jaw y , niby należący do P ith e c a n tro p u s a i, ja k mi

się zd aje, inny z A u stra lii; porów nyw a te dwa zęby i z araz w nioskuje, źe P ith e c a n tro - pus je s t pra-człow iekiem . O to cały m a tery ał, na podstaw ie którego ro zstrzy g a tru d n ą i w ażną kw estyą. T rz e b a wiedzieć, że m e­

to d a jeg o b y ła n ieraz p rak ty k o w an a n a polu paleontologii. Paleontologow ie obrazili się ju ź kiedyś za to, że zwróciłem ich uw agę n a niesłuszność m etody w yrokow ania n a p o d ­ staw ie jed u ej kości, do jak ieg o ro d z a ju lub g a tu n k u ona n a le ż a ła . T a sam a trudność, k tó ra się ju ż nieraz d a ła odczuwać, wznawia się przy P ith e c a n tro p u sie n a sam ym w stę­

pie. T ego, kto się w danym ra z ie czuje po­

wołanym na podstaw ie jednego, może nawet nie całkow itego okazu orzekać stanowczo 0 całem stw orzeniu, a cowięcej d aw ać o b jaś­

nienia, dotyczące najw yższych problem atów historyi ludzkości, tego z pewnością możemy nazw ać odważnym człow iekiem , ale czy ró w ­ nie rozum nym ja k śm iały m — o tem przek o n a nas dopiero przyszłość. N ie trz e b a zgóry m ów ić: Ig n o rab im u s, a le tym czasem pow in­

niśm y się tem zadowolnić. T rz e b a dalej szukać, a przy troskliw em b a d an iu n a Ja w ie 1 w innych okolicach znajdziem y zapew ne więcej kości i p rz y sz ła g en era cy a wyrok ostateczny orzeknie. T ym czasem trz e b a g r a ­ nicę b a d a n ia naukow ego o człow ieku tam wyznaczyć, gdzie dane stw orzenie nie może być uznane za człow ieka i tr z e b a otw arcie p o w ied zieć: tu ta j je s t g ran ica ludzkości.

N ie powinniśm y się niepokoić fak tem , źa się u k a z u ją w m iejscow ościach sąsiednich odm ia­

ny form , m ające pewne podobieństw o do czło­

wieka. D opóki m a się tylko fenom en p o jed y ń ­ czy, powinien on być tra k to w a n y ja k o taki.

Jeszcze raz, szanow ni panow ie, broniłem zasady, k tó rą w te m tow arzystw ie zawsze w ygłaszałem i m ogę pow iedzieć z dum ą, że w śród wielu członków naszego Tow arzystw a zn alazłem silne i skuteczne p o p arcie. N ie wiem, czy długo mi jeszcze będzie dozwolo- nem w ypow iadać podobne o strz e ż e n ia i p o ­ dobnych zasad bronić. R a d będę, jeżeli z tego z e b ran ia tu i owdzie spadnie ziarenko d la późniejszych w ypadków i jeżeli, dzięki naszej ostrożności i um iarkow aniu w tak ieg o ro d z a ju kw estyach skom plikow anych, pozo­

staniem y zawsze prym usam i.

Przetłumaczył E ra zm M ajewski.

(12)

76 WSZECHSWIAT N r 5.

Spis roślin rzadkich.

lub zupełnie dotąd nieobserwowanych w kraju,

zebranych w okolicach W arszaw y w r. 1896 przez H. Cybulskiego.

W roku ubiegłym, również ja k przez poprzed­

nie trzy lata, badałem pod względem florystycz- nym pobliskie okolice Warszawy i Pragi, a wy­

łącznie starałem się zbierać w okolicach pod­

miejskich rośliny rzadkie, lub dotychczas przez botaników w kraju niespostrzegane.

W roku ubiegłym znalazłem kilka roślin, nie­

znanych w naszej florze, a także zdołałem ozna­

czyć trzy rośliny z familii krzyżowych (Crucife- rae), zebrane w poprzednich latach i ja k się oka­

zało rośliny te w kraju nie były dotąd obserwo­

wane.

Rośliny nowe, napotykane w okolicy Pragi, pochodzą przeważnie z dalekich stepów połud- niowo-wschodnich Europy, a największy procent pomiędzy niemi stanowią rośliny krzyżowe (Cru- ciferae).

Rezultat tegorocznych wycieczek florystyez- nych poniżej podaję.

Filices. 1) Phecjopteris lio b ertia n a A l.

B ra u n . Paproć w kraju rzadka, raz tylko b o ­ wiem znaleziona została w Ojcowie przez prof.

Jastrzębowskiego. Znalazłem kilka okazów na murze rampy towarowej dr. ż W .-W. na Czys- tern. Wprawdzie d-r Kamiński w „Spisie pa­

protników krajowych” w tomie V Pam. fizyog.

podaje dla tej paproci miejscowość Bielany pod Warszawą, jednakże stanowisko to wydaje mi się wątpliwem, gdyż paproć ta rośnie tylko na ska­

łach wapiennych, starych murach i w lasach k a­

mienistych, a więc na Bielanach, gdzie je s t grunt piaszczysty, rosnąć nie może. Na Bielanach roś­

nie tylko Phegopteris Dryopteris Fee.

Polygonaceae. 2) I olygonum aviculare L . j v. monspeliense T hibaud. (jako gatunek). G ru­

zowiska na brzegu Wisły obok parku na Pradze.

Chenopodiareae. 3) B litu m m r g a tu m L . Raz tylko znaleziona w okolicy Łomży przez j prof. Wagę. Znalazłem ją w bliskości dr. żel.

Terespol, na Pradze,

Caryuphyllactfae. 4) Silene dichotom a E h rh . Przed dwuma laty znalazłem ją pierwszy raz na stacyi dr. żel. Nadwiślańskiej (n-r 7 Wszechświa­

ta 1895 r.). Ubiegłego lata napotykałem ją do­

syć licznie na gruzowiskach przy brzegu wiśla- | nym na Pradze.

Crucifcrae. 5) A ly s s u m lin ifo liu m Stepk.

Zasiąg tej rośliny z Hiszpanii przez Afrykę pół­

nocną ciągnie się do Azyi zachodniej, Turkiesta- j

nu i gór Ałtajskich w Syberyi. Gałęź wysuwa­

jąca się z Azyi zachodniej otacza północne wy­

brzeża morza Czarnego aż do Rumunii. Granica północna tej gałęzi z Mołdawii przechodzi do Bessarabii, potem na Podole do Kamionki nad Dniestrem i nad Boh. Granica brzegiem Bohu przechodzi do guberni Chersońskiej, stamtąd do ziemi kozaków Dońskich i nad Wołgę. (K. Eap- czyński. „Zasięgi roślin krzyżowych”, tom X Pam. fizyog.). Znalazłem ją na stacyi towarowej dr. żel. Terespolskiej na Pradze. Pierwszy raz w kraju znaleziona.

6) C am elina fo e tid a F r . Raz tylko przez d ra Zalewskiego została znaleziona pod Dobrzy­

niem. Napotykałem j ą w bliskości dr żel. Te­

respolskiej na Pradze.

7) D raba nemorosa L Nasyp dr. ż. Nad­

wiślańskiej na Pradze.

8) N a s tu r tiu m a u stria cu m Crtz. Rośnie dosyć licznie w okolicy dr. żel. Terespolskiej na Pradze. Pierwszy raz w kraju znaleziona.

Przed kilku laty d-r Zalewski przedstawił na zebraniu Sekcyi przyrodniczej Tow. Ogrodnicze­

go okazy N asturtium - austriacum w odmianie Pinnatifidum, zebrane pod Ciechocinkiem, lecz zachodzi tu pewna wątpliwość, gdyż o takiej odmianie żaden z botaników współczesnych nie wspomina. W celu przekonania się, kilka ziarn tej rośliny, znalezionych w zielniku d-ra Zalew­

skiego, posiałem w swoim ogródku, a jednocześ­

nie dla porównania posadziłem kilka okazów N.

austriacum z Pragi. W lecie ubiegłem obiedwie rośliny jednocześnie rosły, kwiłły i owocowały, lecz pokazały się bardzo znaczne różnice. N.

austriacum z Pragi liście łodygowe miała podłuż­

nie lancetowate, ząbkowate, całe, cokolwiek ku górze rozszerzone, dolne zaś były po większej części pierzasto-sieczne, a niektóre głęboko nie­

regularnie piłkowane. Korzeń pełzający (repens) rozchodził się daleko pod ziemią.

Powyżej wymienione cechy zgadzają się z opi­

sem d ra Becka (Flora v. Nieder-Oestreich) oraz z opisami innych florystów.

U N. austriacum pinnatifidum (d ra Zalewskie­

go) wszystkie liście łodygowe, ja k również korzeniowe, były przerywano-pierzastodzielne, o działkach zaokrąglonych. Korzeń niepełza- jący. Wogóle cała roślina odznaczała się znacz­

nie niższym wzrostem. Owoce tylko u obu roślin były kuliste i one widocznie w błąd wprowadziły d-ra Zalewskiego.

Według mego zdania, pomieniona roślina prawdopodobnie je st jakim ś niezmiennym mie­

szańcem, albowiem wyhodowana z nasion zacho­

wała wszystkie cechy rośliny, której nasiona zo ­ stały użyte do doświadczeń, lub też właściwym gatunkiem, przez botaników dotychczas nie określonym.

Malvaeeae. 9) AUhaea o fficin a lis L . Do­

tychczas, o ile mi wiadomo, znajdowana była

w Ciechocinku i w Płowcach na Kujawach. Zna-

(13)

N r 5 WSZECHSWIAT 77

lazłem dwa okazy w bliskości rogatki Marymon- ckiej. Tu zapewne została zawleczona z Rossyi południowej, gdyż tam je st bardzo pospolita.

Roscaceatł. 10) Potentilla recta L. Do­

tychczas tylko w południowych okolicach kraju przez ś. p. Jastrzębowskiego obserwowana.

Znalazłem jeden okaz na wzgórzu wystawio- nem na słońce obok dr. żel. Nadwiślańskiej na Pelcowi źnie.

Ompositae. 11) A ste r p i aecox W illd. Roś­

lina wątpliwego pochodzenia (Potonie) Prawdo­

podobnie pochodzi, jak wiele innych astrów, z Ameryki północnej. Znalazłem całą grupę, złożoną z kilkudziesięciu okazów, w zaroślach wierzbowych pod Siekierkami. Kwitnie w poło­

wie lipca. Dotychczas w k raju nie była spoty­

kana.

12 ) Centaurea trichocephala M. B. Ojczyz­

ną tej rośliny są stepy i wzgórza Rossyi połud­

niowej (Sclimalhausen). Znalazłem kilka oka­

zów na stacyi towarowej dr. żel. Terespolskiej na Pradze. Pierwszy raz znaleziona.

W ubiegłych latach znalazłem na Pradze kilka roślin z rodzajów Lepidium, Brassica i Sisym- brium, których ze źródeł niemieckich oznaczyć nie mogłem; stąd przypuszczałem, że muszą to być mieszkańcy dalszego wschodu. Przypusz­

czenie moje okazało się prawdziwem, gdyż do­

piero z dzieł Schmalhausena (Fłora jugo-zapad- noj Rossii i Fłora średniej i jużnoj Rossii) ozna­

czyć je zdołałem. Są to następujące gatu n k i:

13) L e p id iu m campestre R .B r . v.glabrum . Gładka ta odmiana tylko w Rossyi się napotyka.

W ogródku swoim hodowałem ją z nasion i wszystkie okazy były gładkie. Widocznie jestto odmiana stała, gdyż kultura na zmianę nie wpły­

wa. Znalazłem j ą w okolicy dr. żel. Terespol­

skiej na Pradze.

14) B rassica elongata E h rh . var. a r m or a- cioides Czernajew (jako gatunek). Rośnie na stepach i miejscach kamienistych w Rossyi połud­

niowej Napotykałem ją w różnych miejscach Pragi w bliskości plantów kolejowych, a nawet jeden okaz w roku ubiegłym znalazłem na gru­

zach w bliskości rogatek Marymonckich.

15) S isym b riu m Wolgense M . B . Rośnie w Rosyi południowej na miejscach kamienistych i pustkowiach. Znajdowałem ją na piaszczystych nasypach dr. żel. Terespolskiej i Nadwiślańskiej.

Korzenie pełzające tej rośliny szybko pod ziemią się rozrastają; zauważyłem, że wciągu jednego lata o siedem stóp się posunęły. Z tego względu roślina ta byłaby odpowiednią do ustalania miejsc piaszczystych. Na próbę też w wielu miejscach w okolicy Pragi porozsadzałem korzenie tej rośliny.

S P R A W O Z D A N I A .

M a te rya ły do fauny helm intologicznej paso­

ż y tn ic z e j polskiej, II; podał d-r Mieczysław Ko­

walewski. (Odbitka z tomu XXXI Sprawozdań Komisyi fizyograf. Akademii umiej ętn. w Krako­

wie) Kraków, 1896.

W przeciągu czasu od czerwca 1894 do grud­

nia 1895 r. autor zdołał zebrać 35 gatunków pnsorzytów wewnętrznych, a mianowicie: 18 ga­

tunków przywr, 15 gatunków tasiemców i 2 ga­

tunki obleńców, przeważnie w ptakach, które dostarczone zostały przez uprzejmość Józefa Pa- czoskiego, znakomitego myśliwego i dzielnego botanika. Ponieważ autor uważa swój spis wnętrzniaków za dalszy ciąg poprzednio ogło­

szonego, dlatego gatunki opatrzone są dalszemi kolej nemi numerami, przy tem obok polskich nazw żywicieli (gospodarzy) podane są w nawia­

sie ich nazwy łacińskie, jako też daty znale­

zienia.

Spis robaków rozpoczynają przywry, Tremato- des, z których: Distomum 10 gatunków, Holo- i stomum 3 gatunki, Hemostomum 2 gatunki, Po- lystomum jeden, Bilharzia jeden i Notocotyle jeden. Dalej idą tasiemce— Cestodes, wyłącznie Taenia, 15 gatunków, z pomiędzy których au'or obszerniej opisuje Taenia uliginosa Krabbe i Taenia malleus Gocze.

Z gromady obleńców, Nematodes, podaje 2 gatunki Filaria.

W końcu autor dołącza uzupełnienie do spi­

su, podanego w roku 1894, dotyczące nowych żywicieli dla 4-ch gatunków Distomum, 3-ch ga­

tunków Taenia, jednego gatunku Cucullanus i jednego Echinorhynchus. Wszystkie nowozna- lezione gatunki, jako też dopełnienia z innych żywicieli do poprzednio zebranych znajdują się w muzeum dublańskiem zachowane i odpowied- uiemi numerami oznaczone.

A . Ś .

Studya helm intologiczne IV. B ilharzia polonica sp. nov. Sprostowania i uzupełnienia (z tablicą).

Przez Mieczysława Kowalskiego. Kraków, 1896.

(Rozprawy wydz. matem.-przyrod. Akademii umiejętności w Krakowie, tom XXXV

W dalszym ciągu swoich badań nad znalezio­

nym przez siebie i pierwszy raz opisanym ga­

tunkiem osobliwej przywry Bilharzia polonica, autor, na podstawie ponownych studyów na k il­

kunastu okazach, doskonale zebranych i prze­

chowanych, poprawia i uzupełnia poprzednią swą pracę (Studya helmintolog. III).

Poprawki dotyczą głównie opisu organów

płciowych samicy, a mianowicie kanału Lauvera,

jajowodu a w części i jajnika oraz i macicy.

Cytaty

Powiązane dokumenty

starcza rozlicznych zakątków dla chronienia się ludności, p artej do brzegów ze środka lądu, lub odwrotnie, z brzegów n a owe lądy środkowe się

Niszczy mnóstwo nasion kolczastych, które stanowią prawdziwą plagę pampasów, czepiają się bowiem grzyw końskich i wełny baranów, przez co w ełna staje się

A le ściany te naw et na kryształach doskonałych nie są ściśle geometrycznemi płaszczyznami, lecz przy bliższein zbadaniu zd ają się być złożonemi zazwyczaj

W niniejszej pogadance mam zam iar przedstawić kilka najciekawszych i hypotez, którem i starano się wytłumaczyć przyczynę i przebieg rozm aitych objawów

Jeżeli bowiem utniem y kieliszek, nienarusza- ją c ciągłości stylika (wprawdzie z trudem , lecz może się udać), to stylik zadrażniony wykonywa jeszcze kilka

nic tych dowodzą sm ugi pyłu, pokryw ające pow ierzchnię lodowca, mające postać linij języ ko w ato się ciągnących.. było za pośrednictw em tych

Tu posługujemy się tą różnicą we własnościach wody od kwasu cytrynowego, że pierwsza przez ogrzewanie zamienia się na parę, gdy drugi jest zupełnie nielotny

wiska analogiczne przedstaw iają nam się w naszym układzie słonecznym, gdzie i sama bryła naczelna i krążące dokoła niój planety i ich księżyce również