• Nie Znaleziono Wyników

Codzienność w pałacu - Joanna Rulikowska-Ollier - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Codzienność w pałacu - Joanna Rulikowska-Ollier - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

JOANNA RULIKOWSKA-OLLIER

ur. 1931

Miejsce i czas wydarzeń Mełgiew, dwudziestolecie międzywojenne, II wojna światowa

Słowa kluczowe projekt Ziemiaństwo na Lubelszczyźnie. Wirtualna podróż w czasie, codzienność w pałacu, pałac w Mełgwi-Podzamczu

Codzienność w pałacu

W zimie przychodziła służąca i rozpalała ogień w piecu i ten ogień trwał przez cały dzień. Ja budziłam się wcześniej niż pani Mircia, więc dawano mi książkę do czytania, której ja nie bardzo umiałam czytać, no ale przez to się troszkę poduczyłam.

W czasie wojny, jak już moja nauczycielka przyjechała to miałam lekcje jakieś dwie godziny. Potem się chodziło na spacer do ogrodu i był obiad. Po obiedzie znowuż wychodziło się do ogrodu. Odrabiałam pracę domową, a wieczorem, ponieważ mieliśmy lampy naftowe, nie elektryczne, wszyscy zbierali wokół tych lamp elektrycznych i czytano jakąś powieść. Mnie uczono robić na drutach i haftować.

Dorosłe panie robiły na drutach, coś sobie szyły czy reperowały. Czasem śpiewało się troszkę i przed Bożym Narodzeniem robiło ozdoby choinkowe. Robiłyśmy bardzo dużo i potem jedna trzecia zostawała dla nas, jedna trzecia szła do ochronki, którą prowadziły zakonnice w Podzamczu, a jedna trzecia chyba była posyłana do ochronki we wsi Mełgiew. Zawsze na trzy się dzieliło.

Pani Mircia miała ze mną mówić po angielsku. Ale jak lata mijały, to coraz więcej mogliśmy mówić po polsku. Moja mama odkryła, że ja niby trochę mówię po angielsku i trochę czytam, ale pisać zupełnie nie umiem, gramatyki w ogóle nie znam.

I zdaje się, że była dosyć niezadowolona, bo wtedy pani Mircia dała mi listę słów z trudną ortografią i ja się miałam nauczyć, prawdę mówiąc niewiele się nauczyłam, ale to był dobry początek i potem moja mama mnie uczyła więcej angielskiego, a potem ja zaczęłam [sama się uczyć] i to mi się w życiu ogromnie przydało.

Sobota to był wtedy zwykły dzień. W niedzielę, no się nakładało lepsze ubranie, i jechało się do kościoła do Mełgwi. Potem wracało się na obiad. I po południu można było robić co się chciało. Bryczką jeździło się do lasu. Chodziliśmy pływać w tej rzeczce, a to na piechotę się szło. Do kościoła też czasem szło się na piechotę, bo to było tylko 3 kilometry.

(2)

Data i miejsce nagrania 2012-06-28, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Anna Stelmach

Redakcja Dagmara Spodar

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

[Dziadków od strony taty] nie znałam, ale wiem, że babcia z domu Szlubowska była siostrą Antoniego Szlubowskiego, który był właścicielem Podzamcza i był

Byłam na święcie szkoły w Podzamczu parę tygodni temu i mówiłam jakie to było piękne dzieciństwo w tym dużym parku pełnym ptaków i kwiatów. Słowiki śpiewały w nocy,

Ciocia finansowo nie bardzo dobrze stała i jak jej się pierwsze dziecko [urodziło], to jeszcze było nie najgorzej, ale jak drugie dziecko się urodziło to już było dla niej za dużo

Teraz odwiedziłam kuzynkę w Warszawie, która powiedziała, że „mój ojciec uważał, że twój ojciec był bardzo dobrym rolnikiem” I zdaje się, że czasem nawet studenci

Dalej była kuchnia, [dalej] były kurniki, pralnia i chlewnia dla świń, która dochodziła do stawu i świnie miały taki odgrodzony kawałek ziemi, który zwykle był błotnisty i

Najpierw była Józia, która potem wyszła za mąż, wtedy przyszła Wikcia, która też wyszła za mąż pod koniec wojny i ona już do końca była, nazwisk nigdy nie znałam..

Widywaliśmy się z nim często, on miał syna Renusia, który możliwie, że jeszcze żyje w Warszawie, on był sporo ode mnie starszy.. [W Mełgwi] był doktór, wysiedlony z

W sezonie chodziło się do lasu bardzo często zbierać grzyby i, o ile prawdziwków i kozaczków wiele się nie znajdowało, to rydzów były takie ilości w tych plantacjach