Nr. 1 Rok 2" Kraków,* tłriia 5 . 5
, ! ■ Ę h t;
DOSIEGO ROKU!
życzy takie redakcja Ilustrowa
nego Kurjera Polskiego wszystkim swoim czytelnikom i zwolennikom. Przy tej sposobności chcielibyśmy podziękować naszym współpracownikom, którzy pomogli nam nadać naszemu czasopismu taką postać w ciągu tego jednego roku wojennego, i e w całym Generalnym Gubernatorstwie pozyskało ono sobie wielu przyjaciół. Ich zasługą M jest, i e od nowego roku ukaże się I. K. P. w zwiększonym formacie. Naszych czy
telników prosimy nie brać nam za złe, i e ceną numeru podniosła się z 3 0 gr.
na 4 0 gr. I w dalszym ciągu prosimy pozostać nam wiernymi w następnym roku takie.
WOJ
ł a d u n e k zim o w y Po burzliwej jeż- dzie w śród lodo
watych wichrów je
ziora Erie, dopły
ną! ten mały statek frachtowy . „South Park" ze swym przymusowym ła
dunkiem de Det
roit. Obrazek jak w baśni zimowej, pokazuje on jednak rów nocześnie nie
wypowiedzianie trudną i pełną po
św ięcenia pracę że
glugi zimowej*
j \ Fot. Ass. P ress (4)
Z NOWĄ ŁODZIĄ PODWODNĄ W NOWY ROK.
Marynarze niem ieckiej łodzi podwodnej przejmują w jednym z portów łod zie podw odne „węgorze", które wywołują taki postrach nieprzyjacielskiej m ary
narki wojennej. Churchill sam ośw iadczył w iele już razy, że niem ieckie łod zie podw odne są największym niebezpieczeństw em dla Anglii i że zw alczenie tej broni przedstawia jedno z najcięższych zadań.
NIEMIECKI BOMBOWIEC PRZECIW ANGIELSKIEMU MYŚLIWCOWI SPITFIRE.
N iem iecki sprawozdawca wojenny sfotografow ał z zimną sgmjĘk krwią atak angielskich m yśliwców na niem iecką eska- y / drę bombową nad Anglią. Na zdjęciach naszych wi-
dzimy m yśliwca (w kole), który przelatuje obok P niem ieckiego bombowca i (powyżej) także an- > r gielsk iego m yśliwca, który po bezskutecz-
nym ataku na m aszynę niem iecką opu- szcza się w dół.
i W | P r
W eltbild (3) Atlantic
PRZERWA ŚWIĄTECZNA W DZIAŁANIA CI WOJENNYCH.
Lotnictwo niem ieckie, które cały czas z niej zmniejszoną siłą odbyw ało sw oje naloty d A nglię, przerwało, jak wynika także z urza dowych doniesień angielskich, swoją
ność w czasie świąt, podczas gdy z franca
| skich terenów ©kupowanych nadeszli w pierw sze św ięto wiadom ość, że pod
» czas nocnego nalotu zginęło w ieli o só b cyw ilnych francuskich. Zdjęl
^ w d e nasze pokazuje nam loi j r M , nflców ' niem iecldch z ic . i świnką szczęścia, któr ir J M * odbywa z nimi wszył 1f / j E T J E d d n K s ftie naloty n
Ans li9-
KIEDY NASTĄPI INWA
ZJA NIEMIECKA?
Anglia przygotow uje się w dalszym ciągu do obro
ny przed grożącą inwazją niem iecką. Na zdjęciu na
szym widzimy ćw iczenie
„cocktailami Mołotowa".
Są to butelki napełnione benzyną. Żołnierz rier zy że tym uda mu się zatrzy
mać tank niem iecki. Co za iluzja?
W kole:
UPRZĄTANIE BEZ KOŃ
CA!
Na naszym zdjęciu wi
dzimy wojsko angielskie przy uprzątaniu gruzów jednej z bliżej nie ok re
ślonych drukarń w Lon
dynie, która została trafio
na podczas jed nego z na
lotów niem ieckich.
U dołu:
FRANCUSKIE OFIARY BOMB AN-
GIELSKICH.
Podczas nalotu na teren oku- ^ powany w e Francji trafiły bomby angielskie w klasztor i zburzyły go.
Tutaj widzimy ostatnie pożegnanie po
zostałych przy życiu zakonnic z zabi
tymi siostram i na cmentarzu St. Marie.
mim I M
SZ C Z Ę ŚL IW E I Z A D O W O
LONE są małe dziew
czynki z zakładu
„Maria de MoG- na“, do niedawna bezdomne żebra- czld po ulicach.
N I E U F N I E I U P A R C IE patrzy ten mały włóczęga Ermi- nio na człowieka z .,AuxiIio So- cial“, który...
O rganizm ludzki, traw io n y chorobam i i osła
b iany upływ am i krw i, pow raca do zdrow ia nie ty lk o p rzy pom ocy środków w zm acnia
jących, doprow adzonych z zew nątrz. N a j
lepsze środki nie w yw ołają pożądanych s k u t
ków, jeżeli chorem u b ra k u je sił i jeżeli nie m a on dość woli podnieść się znowu z choroby. Siła życiowa je s t tu ta j czynnikiem decydującym..
Że te n czynnik m a tak ie ogrom ne znaczenie nie ty lk o d la organizm u jed n o stk i, lecz tak że dla życia narodów , stw ierdziła dostatecznie ju ż historia. P ań stw a i narody, k tó re zatraciły tę swoją siłę w ew nętrzną przestały istnieć, n aw et w tedy, gdy wielu „lek arzy " starało się p odtrzym ać, lu b ożywić znow u te n w ew nętrz
nie osłabiony organizm . Z drugiej stro n y uczy nas histo ria n a wielu przykładach, że p a ń s tw a ,.
k tóre mimo licznych i głębokich ra n , spowo
dow anych w ojnam i i epidem iam i, zachow ały swą siłę żyw otną, m ogły sobie powoli lecz pewnie utorow ać drogę wzwyż.
N ajm łodsza h istoria dem onstruje ta k i w ła
śnie p rzy p ad ek n a przykładzie H iszpanii. Zda
wało się że H iszpania będzie m usiała ulec w ty c h paroksyzm ach gorączki, k tó re j ą traw iły.
D zisiaj idzie ona jed n ak drogą do zdrowia.
.niedługo p o tem m oże się rozkoszow ać cfephj knpiel-j klo rcj p iw n ie nigdv jeszcze nie wziął. O trz y m u je też świeżą b ieliznę... i
D roga t a je s t długa. Tysiące dzieci, k tórych rodzice zginęli w wojnie domowej, b łąk a się bez dachu n ad głową i opieki. Lecz każda nę
dza trac i wiele n a swej grozie, gdy się poznało jej powody i gdy się czyni stara n ia , b y j ą usunąć. Od pewnego czasu czyni to właśnie akcja hiszpańskiej opieki społecznej tzw . „A uxiho Social . Je j ce
lem je st zbieranie bezdom nych dzieci i młodzieży i skierowanie je j do uporządkow anego i społecznego życia. A keja ta w ydała ju ż teraz swoje owoce. Wiele dzieci zostało um ieszczonych w zakładach, p rzy tu łk ach a ta k ż e w dom ach pryw atnych, gdzie doznają czułej opieki
m acierzyńskiej. J e s t to ty lk o m ały wycinek z wielkiego d z id a od
budow y H iszpanii, k tó rą widać już n a każdym kroku i k tó ra cią
gle n a nowo dowodzi, że energia życiowa danego narodu i jego siła wew
n ętrz n a p o k o n a j ą największe naw et trudności zewnę
trzne. Jeżeli ona w narodzie jest!
jeżeli w nim t k w i ! Jeżeli zaś jej niem a...
Ale o ty m nie potrzeba tu ta j
mówić.
LEKCJA RACHUN
KÓW Tak wygląda nauka w klasie dziewcząt W szkole zakładowej.
O P I E K A SPOŁECZNA
V * W I S Z P A N D I
i j<*go o p u s z c z o n e g o p r z y j a c i e l a [nos i z u l i c y , a b y p o ł o ż y ć k r e s ic h c i o t v c h e z a » o w e m u ż y c i u ż e b r a k ó w .
m m m £ m
W z a k ł a d z i e Yu mHo S o c i a l ” m u s i o n r a z e m z w i e l o m a i n n y m i - m a , l y i n i w ł ó c z ę g a m i p o d a ć s w o j e p e r s o n a l i a . . . i
MAŁA CARMEN
Ma ona dopiero 8 lat. Ale narodowy ta- mec hiszpański tańczy przy dźwięku ka- stanietow tak, jak żadna inna dziew
czynka z zakładu „Maria de Molina“.
...razem z drugimi, którzy kiedyś opuszczeni przez rodziców, lub sieroty, byli gotowi do każdej psoty na drodze, mogą teraz w równym rzędzie maszerować do nowego życia, w mocnej nowej Hiszpanji.
Lebensmlłłelausgabe am: tu
Schwerarbefter Schwerstarbelter Menge \Rrn\Rpf. Menge \Rm\Rp
Praca w cegielni trochę brudna, ale uśmiech mimo
to jest Praca słu ż/ zdrowiu
i piękności
Partyjka podczas przerwy;
obiadowej Tu wydaje się św ieżą b ie
liznę i pantofle
W ydawanie żywności: najciężej pracujący otrzymują w iększe racje masła i w ędliny, jak to można po
równać na w ykresie. Obiad kosztuje tylko 70 fenigów .
glądają n a nieznany im dotychczas św iat, w k tó ry m ta k wiele m ogą się nauczyć. M ają po te m u w arunki,
gdyż są zdolni i pracow ici i cie- szą się niezłą opinią. Są to
podstaw y, k tó re pozwą-
i . ła ją n a ja k najlepsze W f '* ' a nadzieje n a przyszłość. P
m D r. J . L . J f . i V .
P odoba się naszym robotnikom w Niem czech, są zadowoleni. Nie byliby ludźm i, gdyby nie mieli tak że tro sk i zm artw ień.
Ale hum oru i radości im tak że nie brak u je. Są g H H / szczęśliwi, że m ają
A zapew niony b y t
I i o t w a r t y m i
Na kursach uzupełnia się ' j j f f k . S praktykę teorią
Panna Janina z W arszawy snntvlra. mHalra. #
Vincente zostaje areszto
wany. gdyż puszcza, w kt ó
rej znalazł djam ent. nie była jego.
Concha ju ż jak o ..Gwiazda z nad R io4’ w A msterdamie.
m in a listy czn c
A in c e n te odd,
Concha tańczy w szynku don Camiłła, nie wiedząc jeszcze o tym, że Yinccnte
znalazł brylant.
a w id zów o;
C oncha i ('am ilło . p rz y ja ciel Y inceiita p o sta n aw ia ją je c h a ć za uw ięzionym do
Rio de Ja n e iro .
Vincente darowuje ukocha
nej znaleziony brylant.
11 ciąg dalszy. POWIEŚĆ MIECZYSŁAWA SZYMCZAKA
S T R E S Z C Z E N IE D O T Y C H C Z A S O W Y C H O D C IN K Ó W A ntykm ariusz B rzozow ski m a pewnego ra zu dziw ny sen. Ś n i m u się, że w starośw ieckim biurku, które zn a jd u je się w jego antykw am i, złożone są plany skarbów u krytych p rzed kilkuset la ty p rze z podskarbiego krakowskiego Bonara na jed n ej z w ysp hiszpańskich. Sen sta je się rzeczyw istością. B rzozow ski na
prawdę znajduje w biurku p la n y, zostaje jednak p r zy tym podpatrzony p rze z dziew czynę z p ra ln i, która m yśląc, ż e B rzozow ski chowa w biurku pieniądze, nam aw ia swego orzeczonegou, aby pieniądze ukradł. W nocy następuje w łam anie, p rzy czym apasz nie b ył jedynym tołam ywaczem . K to ś jeszcze się dokradł i w ykradł p la n y z biurka.
W m iędzyczasie B rzozow ski napisał po swego siostrzeńca N ow aka, aby z nim omówić plan działania. N ow ak je st kierow nikiem agencji pocztow ej na prow incji. K ocha on pewną panienkę, R yśkę, sekretarkę dyrektora Ochockiego.
O trzym aw szy list od w uja, bierze N ow ak trzydniow y urlop i jed zie do m iasta. Tym samym pociągiem lecz pierw szą klasą jed zie R yśka ze swym dyrektorem . P rzyszed łszy do w uja, dow iaduje się N ow ak o pianach i kra d zieży.
W u j opisuje mu je jed n a k ta k dokładnie, że N ow ak rysuje inny szkic. R azem z w ujem schodzą do an tykw a m i. W ychodząc z sieni, zostaje w u j jego potrącony p rze z przechodnia ta k nieszczęśliw ie, że um iera.
Po w ielu poszukiw aniach i przygodach zn a la zł N ow ak praw dziw e p lany w O grodzieńcu, daw nej siedzibie Bonarów. D ła w ypraw y po zło te runo udaje m u się pozyskać k r. Zarem bę, w ielkiego dziw a ka , zostaje jednak porw any p rze z ja ką ś sza jkę, któ rej chodzi o pla n y. U daje mu się jednak wydobyć z wię
zienia i skom unikować się pow tórnie z hrabią. W m iędzyczasie O chocki zdo
byw szy skądś kopie p lanu, w yjechał na poszukiw anie skarbu, zabraw szy ze sobą R yśkę, Podczas podróży dyrektor stara się pozyskać w zględy R yśki.
T
o zdecydowało, że Ryśka wyszła. Szeroką aleją, zacienioną niebotycznym i cyprysam i zeszli na brzeg m orza, przechodzący łagodnie w dół. B ył on porośnięty gąszczem poplątanych drzew, aż gdzieś na horyzoncie las uryw ał się raptem , aby ustąpić m iejsca długiem u wałowi sinych wzgórz. Między lasem a wodą zalegały łachy piasku, wygładzonego odpły
wem. m orza, gdzieniegdzie tylko pożłobionego sia
dam i stworzeń ziemnowodnych.
Ochocki u p atrz y ł sobie k ęp ę drzew, bodaj że m angrow ii, i tam skierow ał swe kroki. K ępa odle
gła była o ja k i kilo m etr od plaży. Szli więc dobry kw adrans po ubitym piasku m ija ją c roznegliżo
wanych plażowców, k tó rzy wygrzewali swe ciała w prom ieniach słońca. P rzy k ę p ie drzew pasek piasku by ł wąski, n ie było więc t u ludzi, ale oka
zało się, że w tym k ra ju , przepełnionym dwunoż
nym i stworzeniam i, absolutna samotność jest n ie możliwa. Ledwie usiedli, gdy skądś z głębi wyspy dobiegły ich głosy gwary francuskiej.
— Czy pójdziem y d alej? — zapytał Ochocki, zdradzając wyraźnie chęć opuszczenia o branej kępy drzew.
— Jeżeli p an dyrek to r sobie życzy!...
" To chodźm y! P o podróży statkiem przyjem nie jest urządzić sobie przechadzkę po stałym lą
dzie i przyzwyczaić nogi do pewnego oparcia, jak im jest ziemia.
Dalsze poszukiwania za odosobnieniem nie p rzy niosły upragnionej przez dyrek to ra samotności. Co chwila spotykali lu d zi różnych narodowości i róż
nych kolorów skóry, co chwila skądś dobiegała ich rozmowa. N ie -sprzyjało to zam iarom Ochockiego, dlatego postanow ił w ykonanie ich odroczyć do n a stęp n ej okazji. Tym czasem nieprzyzwy cza jony do chodzenia p o piasku poczuł lekkie zmęczenie, d la tego też w ybrał taką trasę spaceru, aby n a n iej znalazła się owa k ęp a m angrow ii, k tó ra okazała się b o d aj że n ajb ard ziej odpow iednim m iejscem dla odpoczynku.
—L N o i jesteśm y w tym sam ym m iejscu — zau
ważyła Ryśka.
— T ak. K ołujem y. N ie możemy się posunąć ani k ro k naprzód! — b ąk n ą ł dyrektor.
Ryśka nie zrozum iała tego dwuznacznika. Bez żadnej u k ry tej imyśli pow iedziała:
— Byliśm y przecież dalej, ale p a n d yrektor za
wrócił.
łoby dość oględnie wypowiadać sądy, k tó re nam ono podsuwa.
Widząc pytające spojrzenie swej sekretarki, którą zdziwił m entorski ton, dorzucił:
— Nie oskarżam pani. Z danie to powiedziałem ta k n a m arginesie rozmowy. Szkoda, że p a n i nie m a ochoty do dalszego je j kontynuow ania, gdyż moglibyśmy rzucić snop światła na odrębność psy
chiki mężczyzny i kobiety. Czasem dobrze jest wie
dzieć, iż nie wszyscy tak sam o myślą i rozum ują ja k my...
— I dlatego w życiu jest tyle rozczarowań...
Mam jed n ak wrażenie, że m iędzy ludźm i wykształ
conymi egocentryzm rzadko się pojaw ia. Egocen
tryzm w trochę innym znaczeniu od tego, ja k ie przypisuje m u psychologia dziecka.
Pocisk wyrzucony przez Ryśkę tra fił w cel.
Ochocki spostrzegł, że jego słowa skierow ano prze
ciw niem u przypisując m u własność ujm ow ania jaźn i innych według psychiki, k tó ra chce, aby wszystko było dla i koło n iej. O dburknął:
— Zgryźliwość?
— Nie. T ylko zwykły sąd kobiety oparty tym razem nie na sum ieniu lecz ekstrospekcji.
Zrozum iał, że ta kobieta, najzw yklejsza w świe
cie sekretarka, przerasta go o całą głowę, że zwykła poza, k tó rą najczęściej mężczyzna po d b ija serce kobiety, będzie przez n ią natychm iast wykryw ana i bezlitośnie wyśm iewana, że żeby ją zdobyć, na
leży wytoczyć działa najcięższego kalib ru , którym i są: szczerość, prostota i serce. Tego brakło Ochoc
kiem u. Nie b y ł zbyt naiw ny i zdawał sobie sprawę, iż życie zdeform ow ało go całkowicie i odebrało m u walory, m imo, że wszedł w nie, n ie jak o m łodzian, ale człowiek dojrzały, posiadający za sobą wyższe studia. N ie m a zatem zbyt wiele szans do pozyska
nia serca swej sekretarki. Zresztą nie o miłość mu chodziło.
Z drugiej jed n ak strony chęć zdobycia Ryśki wyżłobiła w jego konstytucji duchow ej głęboką bruzdę, w darła się w . jego podświadomość i prag
nęła urzeczywistnienia. Podniecana stałą styczno
ścią z obiektem pożądania, przerodziła się w silę o potężnym potencjale, k tóra m usiała się w jakiś sposób rozładować.
— A więc jestem obiektem p an i obserw acji! — odp arł po kró tk iej chw ili milczenia.
— Nieśw iadom ej!
— Muszę się w takim razie przyznać, że ja rów
nież panią obserwuję, ale świadomie.
— Ma p an więc sporo spostrzeżeń. Czy aby nie przeprow adzał je j p a n w te n sposób, który, wy
szydza biblia. Mianowicie, że widzi się źdźbło!
— Niech się pani tego nie obawia. Obserwacje m oje nie są zabarw ione subiektywizm em , są raczej obiektywne, o ile w ogóle obserwacja może być obiektywną, zwłaszcza gdy chodzi o osobę, k tóra nie jest obojętną...
— Jak to pan rozum ie?
— Po p rostu tak, ja k mówię.
N ie zapanowała nad sobą:
— To znaczy?
Ochocki postanow ił skorzystać z nadarzającej się okazji i stawić wszystko n a kartę:
— Po prostu to, że nie jest orni p an i obojętną.
Ponieważ n ie było podstaw, aby m ój stosunek do pani p rzybrał ch arak ter nienawiści, poszedł więc w kieru n k u przeciwnym . A że nie jest obojętny tru d n o się dziwić...
— M am wrażenie, że to pani...
Spojrzała n a niego uw ażnie i zorientow ała się iz jego szelmowsko uśm iechniętych oczu, że roz
mowa prowadzona jest n a różnych płaszczyznach.
W obawie, aby nie być źle zrozum ianą, nic n ie od
rzekła.
— Czyż nie ta k ? — nalegał Ochocki.
— N ie wiem o czym p a n myśli tw ierdząc, że to ja porzuciłam pierw otny kierunek...
— O czym może myśleć w tak iej sytuacji każdy szanujący się m ężczyzna?!
— Ach, nie zagłębiam się zbytnio w studia nad tajn ik am i duszy mężczyzny, aby móc odgadnąć pana myśli. Muszą jed n ak być niezbyt zgodne...
z etyką, skoro n ie chce ich p a n głośno wyjawić!
Tym zdaniem Ochocki zdaw ał się być niem ile zaskoczony. W yrzucał sobie, że zbyt spoufalił się z tą dziewczyną, skoro śm ie m u w oczy rzucić po
dobne twierdzenie.
— No, czy n ie są zgodne z etyką, to m ożna by
długo dyskutować :— o d p arł Ochocki. — Okazałoby się to dopiero p o skonfrontow aniu z sumieniem.
I to z subtelnym sum ieniem .'
Ryśce poruszony w rozmowie tem at n ie zdawał się być odpow iednim do om awiania, zwłaszcza że dotyczył on bezpośrednio je j przełożonego. Co myśli w danej chw ili d y re k to r może ją n ajm niej obchodzić. Pozostawiła więc bez odpow iedzi rzu
cone wyzwanie i skierow ała swą uwagę na jakiegoś ptaszka, który w pościgu za zdobyczą spad ł z wierz
chołka drzewa tu ż przed n ią n a piasek. Zauwa
żywszy ludzi ostygł w swych myśliwskich zapędach i zgubiwszy dwa piórka z ogona zniknął w n ad brzeżnych krzakach.
Ochocki nie doczekawszy się odpowiedzi ciągnął d a le j:
— Ponieważ sum ienie nie jest zawsze dostatecz
nym k ryterium do oceny m yśli i czynów, należa
To naukowe sprecyzowanie uczuć przez dy
rektora m usiało wywołać pew ną reakcję u Ryśki.
Nie była to reakcja zabarwiona specyficznym uczu
ciem kobiety do mężczyzny, ile raczej niejasna na
•razie obaw a przed u tra tą posady. Praw dopodobnie dyrektor w razie nieprzychylnego załatw ienia jego oferty postara się o usunięcie je j z zajmowanego dotychczas stanowiska, co zresztą zależy całkowicie od niego. P rzed Ryśką otworzyła się więc wspa
n iała perspektyw a bezrobocia. Ja k w kalejdosko
pie przesunęły się przed nią obrazy wczesnej mło
dości: głód i nędza w chacie, w alka o naukę, a po
tem walka o posadę, a wszystko to zakrapiane obfi
cie łzami... I teraz oto staje na progu podobnej sytuacji. Czy poddać się biernie, czy iść przeciw fali?...
D yrektor zam ilkł. U kradkiem obserwował grę twarzy swej sekretarki. Zdało m u się, że zauważył, w głębi je j oczu ognik gniewu, który zapełgał jak płom ień zapałki, lecz natychm iast zgasł. Na jego miejsce pojaw iło się spojrzenie, przepełnione bez
granicznym sm utkiem. Oczy zaszkliły się.
— Sprawiłem pani p rzykrość?!
Ryśka nic nie odrzekła. Bo i cóż m iała powie
dzieć? Instynktow nie chciała wyrzucić z głębi swej duszy pogardę dla tego mężczyzny, ale lęk przed następstwam i odtrącenia kazał je j zamilczeć.
Zapanowała chwila ciszy, ciszy w której myśl, pracuje gorączkowo, zbiera siły do decydującej rozgrywki. A m iała ona niebawem nastąpić. Ryśka nie mogła zaprzeć się sam ej siebie, nie mogła do
prowadzić do rozdwojenia jaźni, do dualizm u w życiu wewnętrznym. Znajdowała się w stadium krzepnięcia sił duchowych. Z takim trudem odna
leziony światopogląd m usiałby się rozpaść, runąć w gruzy i na jego m iejscu pow stałaby tuzinkowa małoduszność, serwilizm. Poza tym działała tu jeszcze jedna siła, z której istnienia dziewczyna nie zdawała sobie jaszcze sprawy. Siłą tą była m i
łość. Gdyby je j k to o tym powiedział, gorąco by zaprzeczyła. N iem niej jednak istniała ona i wywie
ra ła niem ały wpływ na postępowanie dziewczyny.
Ochocki pow tórnie zapytał:
— Spraw iłem pani, przykrość?!
— T ak — wyszeptała, patrząc na srebrzące się w słońcu fale oceanu.
— Czemu?
— Czy potrafię to panu wyrazić w słowach ? To coś, co zaszło w tej chw ili w najgłębszych po
kładach m ej duszy, jest ta k nieuchw ytne, ta k sub
telne, że próba wyrażenia tego w słowach musi się
> y d ać tem perow aniem ołówka siekierą. Nie po
trafię tego panu powiedzieć — powtórzyła po raz drugi tę samą myśl.
— Czy wchodzą tu w grę jakieś czynniki ze
wnętrzne? Praw dopodobnie nie, bo to bardzo łatwo zam knąć w słowach.
— Nie bardzo rozumiem, o co pan w tej chwili pyta?
— Mam na myśli przesądy, k tóre wielu kobie
tom nie pozw alają n a zajęcie zdecydowanego sta
nowiska. N a przykład nie pozwalają na wyjawienie miłości mężczyźnie żonatemu.
— To jest właśnie jedną z przyczyn, dla których musi pan zapom nieć o... dzisiejszej naszej rozmo
wie. Bo naw et gdybym pana kochała, pow tarzam : gdybym kochała, nie pozwoliłabym sobie na budo
wanie swego szczęścia na gruzach szczęścia innej ko
biety. Czy m ogłabym wierzyć mężczyźnie, który dla m nie porzuciłby żonę? Nie!... Bo przecież mógłby podobnie po p a ru dniach ze m ną postąpić!
P an nazwie to przesądem, ponieważ patrzy p an na wszystko z innego p u n k tu widzenia niż ja. Ja jestem kobietą i doznałam w życiu, mówiąc oględ
nie, wielu przykrości, wiem co znaczy ból. Nie chciałabym go nikoanu sprawiać. Dlatego m oja ety
ka nie pozwala mi n a walkę o mężczyznę, którego kocha inna kobieta.
Ochocki słuchał z niedowierzaniem. W jego umyśle nie znalazły oddźwięku słowa dziewczyny.
M iał wrażenie, że przedstawia się tylko w draperii wzniosłych ideałów, w gruncie rzeczy jest, jak każda inna kobieta, lubiąca się targować aby otrzy
m ać ja k największą cenę za swą miłość. ^ Ryśka zauważyła, że dyrek to r udaje, iż słucha.
— Praw da, nie zbyt jasno się wyraziłam! —
ucięła z ironią. 1
— M niej więcej rozum iem panią. Poza tym , co pani jeszcze m a w zanadrzu?
— Nie kocham pana. Przecież między nam i istniał stale popraw ny stosunek przełożonego do pracownicy. Dzięki takiej atmosferze w umyśle m oim nie pow stała naw et myśl zakochania się
w pan u , aby nie powiedziano mi znanego przysłowia o psu i kieł
basie. A chyba przyzna pan, że aby powstała miłość, musi istnie*' pewne podłoże. Kłamstwem jest tw ierdzenie, że miłość przychody.i sama, nieświadomie, ‘bez żadnego nastawienia. Ponieważ nie wytwo
rzył pan w umyśle m ym nastawie
n ia w tym kierunku, jestem zasko
czona pańskim wyznaniem i d la tego sprawiło m i ono przykrość!
— Po tym, co usłyszałem, m niem am , iż to nastawienie, o którym pani mówiła, dzi
siaj zostało stworzone. W ypa
dało by zatem czekać biernie na dalszy rozwój wypad
ków. Ale ja nie należę do tych ludzi, którzy wycze
k u ją boskiego zmiłowa
nia. Mam zwyczaj iść przeciw losowi, życie brać za łeb. Tak uczynię i w tym wy
padku.
Twarz Ochockiego przybrała drapieżny wy
raz, oczy ciskały tw arde spojrzenie. Na wężyku za-, ciśniętych warg ważył każde słowo.
Zegar w pion uniósł wskazów ek ramiona i zanim sygnał północy wydzwoni,
noc szeptu słucha w wszechczasie zgubiona, szeptu o w iecznej za czasem pogoni.
A gdzieś, w otchłani wieków , co nadchodzą, rodzi się now ej pieśni świata strofa...
jakieś się nowe przeznaczenia rodzą...
Trudno je wstrzym ać — ja k czas trudno cofać.
G dybyż pragnieniem można świat budować i drogę Losu własną wolą ścielić!
„Chcieć“ w „móc“ zam ienić — rzec
[pragnieniu: prow adź!
i świat ten cały pokojem obdzielić...
Serce tułaczym , co nie zna swych progów z lu d źm i się łamać, ja k białym opłatkiem , z grzechów zw ątpienia spowiada • się Bogu, nic nie chowając „na p o tem “ — u kra d kiem ! Lepszego jutra dziś w itam y w schody!
Z duszą pogodną i nadzieją śpiewną m usim y uderzyć! — i sercem być m łodym . A c h ! — trzeba w przyszłość wierzyć nam
[na pew no!
Z. Terl.
— Bez walki nie ustąpię z widowni. P an i m ię musi pokochać! A że ktoś przy tym niechcący oberwie, to nie m oja wina. Nie m oja wina, że prze
stałem kochać żonę, a kocham panią. Raczej wina m ojej żony...
— Czy ten tem at ściśle związany jest z naszą poprzednią rozmową?
—| M niej więcej tak , ale skoro pani nie życzy sobie, abym go poruszał... to z przyjem nością to uczynię. Mówmy więc o chm urkach i pogodzie.
Cudowne niebo? N iepraw daż?
Rozśmiała się.
—- Złośliwość!
Coś w tym sensie!
Jakaś grupka turystów, k tó ra zbliżyła się do kępy drzew, zmusiła Ochockiego do przerw ania roz
mowy. Ponieważ ro b ił się wieczór, zaproponow ał on pow rót do hotelu na kolację. Dość długo wspi
n ali się na wzgórze. Chociaż spacer te n wśród wie
kowych p n i drzew cieplarnianych n astra ja ł do p ro wadzenia poufnych pogawędek, n ik t z nich nie poruszył uprzednio omawianego tem atu, m im o że rozmowa nie została doprow adzona do końca, lecz zawieszona na dom inancie. I on i ona m ieli głę
boko ukryte pewne myśli, których chwilowo oba
wiali się wyjawiać. Jako dobrzy dyplom aci starali się zmusić przeciw nika do całkowitego odsłonięcia oblicza, aby ńa pewnych podstawach oprzeć dalszą
„Baśka" jedna cieszy się na Nowy Rok i Śmieje sin serdecznie.
Atlantic |
grę. Tymczasem z ust ich wybiegały zdania o wszyst
kim i o niczym . Gdy natom iast spotkali się z K raw czyńskim, który przedstaw ił im ‘swą najnowszą znajom ą, p ó ł rosjankę, ćwierć hiszpankę i ćwierć chinkę, rozmowa ich stała się b analną w n ajo rd y narniejszym tego słowa znaczeniu.
N IEPO R O ZU M IEN IA .
Ja k jednostajne jest niebo M adery, ta k jed n o stajne były dni członków ekspedycji na wyspę Pogó.
T a trójka ludzi o różnych poziom ach intelektu i m oralności, w yrw anych przez w ybryk losu ze swego świata, z k iera tu codziennych zajęć nie stwa
rzała żadnej grupy. Ich przypadkow e zestawienie nie ułatw iało zadzierzgnięcia żadnej więzi ducho
wej1, która m ogła by w płynąć n a bieg życia. Każdy z n ich stara ł się stworzyć je sobie według własnego potencjału duchowego, według szablonu przywie
zionego ze sobą. Najw ięcej energii w tym k ieru n k u wykazał Krawczyński. Ze swą znajom ą, p ó ł krw i rosjanką, wylegiwał się n a słonecznej plaży i. w ja kim ś żargonie rosyjsko-niem ieckim , uzupełnianym wymownymi ruch am i rąk, głowy i oczu, .prow a
dził ożywioną rozmowę. Że oprócz pojęć, przedsta
wionych p rzy pomocy m im iki, nic nie rozum iał swej towarzyszki, nie przejm ow ał Bię woale, podob
nie zresztą ja k i ona. Do pewnego celu przy dobrej woli można dojść bez wymówienia słowa.
Inaczej trochę było z Ochockim. T en przywiózł ze sobą dokładnie przem yślany plan spędzenia czasu. N ależało go tylko wypełnić treścią, a byłby bujnym , fascynującym wycinkiem życia. Niestety, główny i jedyny aktor, Ryśka, zbuntow ała się i nie chciała odegrać przew idzianej przez autora i reży
sera ro li, k tó ry z tego pow odu przeżywał pewien wstrząs psychiczny. Przyzwyczajony przez kilka dziesiątków la t do pewnego ty p u skojarzeń faktów życiowych, następujących po sobie, ja k wiosna po zimie, doznał przykrego rozczarowania. Nie wpły
nęło to jed n ak n a załam anie się jego lin ii wytycz
nej, raczej przeciwnie, podniecany oporem posta
nowił włożyć większą energię, ażeby dojść do celu.
Dlatego nie odstępow ał od dziewczyny. Ledwie zdążyła otrząsnąć resztki snu z pow iek, już pan d yrektor wzywał ją do siebie (ponieważ bez je j pomocy nie m ógł się rozmówić z... posługaczem hotelow ym ), m im o że widok dziewczyny spraw iał m u m ęki. Z jak ąż szaloną rozkoszą posadziłby ją sobie okrytą w hypnotyzujące, przeźroczyste szm atki na kolanach i po długich godzinach dobrowolnego wyrzeczenia się je j pieszczoty poddał swe usta do pocałunku. Nie zdradzał jed n ak tych pragnień.
Dalszy ciąg nastąpi A (a p r z e iiio w te
kouyw aniu swego zawodu. W szyst
kie te organizacje strażackie złą
czone w tzw . „D ezom e-Shiki" od
b y w a ją ro k rocznie trad y c y jn e ćwiczenia, w k tó ry ch oczywiście nie chodzi o prak ty czn e re zu ltaty , lecz o zachow anie dawnego zwy
czaju. O ddaw na ju ż posiada J a - ponja dobrze zorganizowaną straż pożarną, ale daw ne ^ prym ityw ne sprzęty po- żarnicze i ćwiczenia pozostały w dalszym ciągu w ogólnym po- W szanow aniu. J e s t / to właśnie przy- / k ład n a łączenie / p r z e s z ł o ś c i / z teraźniej- I
szością. I
Kiedyś uchodziło za wielką sztukę trasy- manie się na drabinie bez pomocy rąk i podawanie ciężkich kubłów z Wodą.
Wymagało to już od strażaków zręczno
ści akrobatycznej. Ta tradycja została zachowana i przechowuje się dotąd wśród mło
dzieży Japonii, która ciągle łączy się z dawnymi
organizacjami. .
św ięte godło cechu stra
żackiego nr 7.
Ten wyczyn strażacki do
wodzi wysokiego kunsztu artystycznego.
ja k dziwnym musi się to wydawać łodziom, którzy za młodu gasili pożary za pomocą' tych prostych środ
ków, gdy w idią, jak strażacy wyposażeni w najno
wocześniejsze środki techniczne przejeżdżają obok nich z szybkością błyskawiczną.
Oto dwóch ze starej gwardji strażackiej se sztandarem cechu 3.
Drabina bambusowa i kubeł drewniany były niegdyś jedynymi prymitywnymi środkami,' którymi chciano
okiełznać morze płomieni.
ZYCZENIA i KALENDARZE
Rycina noworoczna z około roku 1470. Drze
woryt będący zarazem kartką z powinszo
waniem Nowego Roku.
Kiedyż należy bardziej życzyć swoim najbliższym szczęścia i po
wodzenia, jeżeli n ie na Nowy Rok, roz
poczynający nową erę n ie tylko w ka
lendarzu, ale też w życiu każdego człowieka? Nic też dziw nego, że zwyczaj składania życzeń noworocz
nych jest stary jak świat i zjawia się u wszystkich narodów pod różnymi
zresztą formami, bądź to związanymi z religją, bądź też niezależnie od niej. W tym że samym czasie ukazują się na św iecie różnego rodzaju kalendarze, roczniki, almanachy i inne podręczniki z podaniem porządku now ego roku.
Dzisiaj ujawnia się ten zwyczaj życzeń noworocznych w przesyłaniu kartek czy biletów z powinszowaniami.
Do niedawna jeszcze kartki tego rodzaju pozostawiały pod w zględem artystycznym dużo do życzenia, w ostat
nich jednak czasach i one nabrały w łaściw ego wy
glądu. Na ilustracjach naszych widzimy kilka kalendarzy z XVIII i XDC wieku oraz ,
karty z życzeniam i noworoczny- f mi. Zwłaszcza w Skandy- /, nawji i w krajach /
anglo-saskich /
życzenia te są obowiązkowe, ale i u nas praw ie każdy wysyła życzenia. Jeżeli zaś ich n ie posyła, to i tak ma sposobności w iele d ożyć ustnie zna
jomym swoim i krewnym życzenia'D osiego Roku.
Odbywa się to przew ażnie po nabożeństwach, jedni czekają na drugich i mówią czego sobie na wzajem życzą. Dziś w te powinszowania kła
dzie się jeszcze w ięcej chęci, bo niczego w ięcej dodać nie można. Nowy Rok jest bar
dziej tajem niczy niż b ył do
tąd zawsze.
A oto kartka
noworoczna z pierwszej Oto karta tytu
łowa staropolskiego kalenda
rza wydanego w Warszawie na rok 1762
' Kartka
tytułowa tego ka
lendarza jest ju ż świadectweh nie tak bardzo ot/ległych czasów.
połowy X I X w. Ja k widzimy na ilustracji jest ona pełna symbolizmu
Bez trudnoścH można odgadli nąć, że ta kartko to powinszowanie z dnia dzisUj zego. Jakaż rói~
ni ca między starym i nowym wiekieinĄ
U W A G A !
FOTOAMATORZY!
Sądząc po ilości zdjęć nadsyłanych do naszego stałego kącika dla fotoamatorów można wnioskować o tym, że ten dość nowy sport rozpowszechnił się w bardzo szerokich kołach. Otrzymujemy bowiem zdjęcia ze wszystkich stron G eneralnego G ubernatorstwa i obszarów dawnej Polski, a naw et od Polaków przebywających na robotach w Niem
czech, od osób starszych już i zupełnie jeszcze młodych chłopców. Cieszy nas bardzo to wielkie zainteresowanie, niestety wiele z tych zdjęć jesteśm y zmuszeni zwracać właścicielom. Niektóre są bowiem już zupełnie spłowiałe, tak że mało co na nich można zobaczyć, inne nie przedsta
wiają tematowo nic ciekawego, jeszcze inne mogłyby być ładne, gdyby nie były „ustawione" jak do zdjęcia legity
macyjnego, i jeszcze inne — i tu je st nam napraw dę przykro
— są ciekawe ze względu na temat, zato technika jest za słaba, by można zdjęcia przyjąć. Zdajemy sobie spraw ę z tego, że każde zdjęcie jest dla właściciela miłą pamiątką i wydaje się mu — o czym już raz pisaliśmy — dobre, tak, że chciałby widzieć je w num erze, my jednakże musimy patrzeć na nie okiem krytycznym i fachowo je oceniać.
Jakkolwiek zdjęcie p. Sikory z Milanówka przedstaw ia tylko głowę kota, jest ona tak ładnie uchwycona, że wyróżni
liśmy ją z wielu podobnych nadesłanych nam zdjęć. Aparat:
Leica-Elmar, filtr 4.5, czas 1 20 sek.
„Osędzielina na oście" Taki zwyczajny temat, a jednak jakie ładne zdjęcie. Wykonał je p. Starzycki z Krakowa, aparatem Leica Sumar, przy przesłonie 6.3 o godz. 8 w czasie 1 40 sek.
Dalsze uwagi w następnym num erze. Redakcja NA NOWYM P806U
Przejście ze starego roku w nowy to krok dziecka, które po raz pierw szy chce przestąpić próg drugiego pokoju.
Na znanej posadzce, po której uganiało już dość długo, czuje się ono pew nie i śm iało stawia drobne sw oje kroczki.
A le kiedy napotyka na próg, prowadzący do drugiego po
koju, staje się niepew ne, małą rączką chwyta się futryny i czuje jakiś strach przed tym czym ś nieznanym jeszcze.
D opiero, gdy go już przekroczy, chodzi po tym drugim pokoju tak samo śm iało jak w pierwszym .
Chwila przełamywania się czasu następuje co roku.
W e w szechczasie jest jeden rok jednym drgnięciem wska
zówek na zegarze w ieczności, jest ułamkiem mniejszym, niż najmniejszy, jaki sob ie możemy wyobrazić. A le zależnie od tego, ile w tym ułamku czasu przeżyjem y, liczy się on nieraz za lat dziesięć, lub tak, jak b y go w cale nie było w naszym życiu. Są przecież i dni w życiu człowieka, które starczą za lata całe, tak obfite są one w najgłębsze przeżycia i tak brzem ienne w następstwa.
W tym roku niepew ni stajemy na tym nowym progu. Za w ysoki on i za ciem no za nim. Bo jakkolwiek i dawniej nie w iedzieliśm y, co nas czeka, była ta jedna pew ność w nas, że wojny nie było. Było w ięc w szystkiego w bród, n ie było tylu kłopotów o żyw ność, ubranie opał i tyle innych rzeczy, które n ie są tylko tym Chlebem codziennym . Żyjemy z dnia na dzień. A le i tak jak żyjemy mamy jeden obowiązek:
w ierzyć, że wojna się skończy i że w tedy będ zie lepiej.
To jest obowiązek nas wszystkich. Zwłaszcza kobiet i matek, które najbardziej cierpią. Cierpią, że nie m ogą dać swoim najdroższym tego w szystkiego, co im potrzebne, cierpią, że nie w szystkie jej dzieci są z nią razem , cierpią cierpie
niem tych od niej oddalonych. Trzeba nam w ierzyć, bo p rzecież będ zie lepiej!
Co roku pisze się o nowym roku i życzy wszystkim dokoła znajomym D osiego Roku i w szystkiego najlepszego. To wszystko najlepsze jest jednak bardzo często tylko banałem, utartą formułką, a ci, którzy ją wypowiadają nie zdają sobie spraw y z tego, że życie nie m oże dawać nam najlepsze rzeczy, lecz że zaprawione jest także żółcią i goryczą, abyśmy tym lepiej umieli ocenić potem to, co prawdziwie dobre.
I my dzisiaj, idąc za zwyczajem lecz także z głęb i serca życzym y wszystkim naszym czytelniczkom i czytelnikom, — jeżeli na tę stronę zabłądzą — choć trochę w ięcej dobrego, niż jest teraz.
To jest nasze najszczersze i najgłębsze życzenie dla w szy-.
stkich czytelników w tym Nowym Roku.
RDZA
Na żelaznych i stalow ych przedm iotach usuwa się rdzę, m ocząc w nafcie lub oliw ie do maszyn przez kilka dni:
przetrzeć następnie mięką szmatką i papierem szm erglo
wym i obm yć wodą z sodą.
# RESZTKI MYDŁA
Bardzo często marnujemy resztki mydła, gdyż niew y
godnie jest m yć się zbyt małym już kawałkiem. Mamy na to dwa sposoby, aby uniknąć marnowania: 1) Przyle
p ić pozostałą resztkę mydła do now ego mydła, na jednej z w iększych boków. 2) Zebrać parę resztek z mydła, wło
żyć je w lniany w oreczek, zawiązać i m yć się tym, wo
reczkiem . Mydło przechodzi przez tkaninę i w ten sposób możemy „wymydlić" w oreczek do ostatniego okrucha m ydła.
*
KŁOPOT Z WŁOSAMI ZIMA
Fryzura, żeby była zrobiona najmocniej nie trzyma jesienią i zimą tak dobrze jak latem. Przy
czyną teg o jest stale unosząca się w powietrzu w ilgoć. A le i to także, że w tym czasie musimy chodzić dużo w ięcej w kapeluszu. Brak w ięc naszym włosom dostatecznej ilości powietrza.
Dlatego poleca się jaknajczęściej chodzić b ez kapelusza. Oprócz tego, wskazany jest codzień masaż głow y palcam i i szczotkowanie. Ciasno siedzące kapelusze, chustki na głow ie i szerokie gumy przytrzymujące kapelusz, szko
dzą włosom , a przez to fryzurze.
*
OSZCZĘDNOŚĆ NA TŁUSZCZU
Jeżeli m ięso posmarujemy przed pieczeniem musztąrdą oszczędzam y przy pieczeniu dużo tłuszczu. Jest ono w tedy bardziej soczyste i n ie wchłania tyle tłuszczu. A o n iego naj
bardziej nam dzisiaj chodzi, bo go nie można dostać.
Jeszcze trochę, biedaku... hep... jutro...
hep... będzie ci ju ż lepiej.
(M arc A urelio, W łochy)
PIĘKNE ŻYCZENIE.
W wypracowaniu na te mat „Maria Stuart” napisała jakaś uczenica: Maria Stuart umierała spokojna i po
jednana z Bogiem pod to
porem kata. Oby każdemu z nas przypadła tak piękna śm ierć w udziale!
NOWOCZESNA STAROŻYTNOŚĆ.
— Co zrobił O dyseusz, kiedy usły
szał śpiew syren?
— Zeszedł prędko do schronu, #
panie profesorze.
TAK — TO CO INNEGO!
Na ulicy bije się dwóch chłopców . Starszy leży na młodszym i okłada go p ię
ściami ile w lezie. Jakiś przechodzień interweniuje: Jak m ożesz go tak bić? N ie- w iesz, że nawet sw oich wrogów należy kochać?
— To nie jest w cale mój wróg, to mój brat — odpowiada chłopiec.
I ; ®b o H
a " i i a a
■ f l I I B I
a i i a o n
S fl 1 9 a a
" ” " M M «!
" M u m i i n n n q n
fl n M
Pedant: A niech sobie wołają ile im tylko sił starczy, ja zaczekam, będzie punkt dwunasta! (C ollege Humor, A m eryka)
MALEŃKIE OGRANICZE
NIE.
__Twoja ciotka jest aż tak ciężko chora! Pewnie jesteś zdecydowana na wszystko.
__Na wszytko nie, bo jeszcze są inni krewni.
PO WYCIECZCE W GÓRY.
__W górach była taka m gła dzisiaj, że m usieli
śm y zawrócić do schro
niska i aby skrócić so
b ie nudę, graliśmy w bridża.
— O, to nie opłaciło się iść wcale?
— Och m nie tak. Wy
grałem 80 groszy.
iJBfi
Policjant: No, co to ma znaczyć, mój panie?
Pan: Ja sif tylko ćwiczę w rzucaniu na gratulantów Nowego Roku, gdy przyjdą pod moje okna. (C o lleg e H um or, A m eryka)
Mój Boże, mój Boże, więc na końcu roku wylądowałem mimo moich dobrych zasad jednak za kratkami. (G uerin M eschino, W łochy)
T r fr o u y e d z te c & r - te c z ę d & ik i i t w ł f a !
Przy systematycznym sto
sowaniu pudru dla dzieci Vasenol dziecko Pani nie zazna odparzeń skóry i bgdzle zawsze
wesołe
Vasenojsg_
puder dla dzieci i pasła
(JcfrzttymkL luiujjlowe
S Z A R A D A uł. St. Szm oń NOC CUDU
Hen w stajence betlejem skiej Chrystus się dziś rodzi, Nas grzeszników, śm iertelników z nędzy osw obodzi...
Cherubiny, Serafiny wokół się radują,
O śm radośnie pod niebiosy pieśń swą wyśpiewują:
R az-dw a T rzy-C zw artem u w s z e ść -sie d m i na ziem i Niech zabłyśnie w ielkość Pana m iędzy ludźmi tymi.
P ię ć swej w ędrów ce napotkali pasterzy z oddali, A radością napełnieni żywo zawołali:
Do Betleem żywo, raźno pasterze biegajcie, Zbawiciela narodzonego m ile przywitajcie:
Raz-dwa Panu p ię ć niebie ośm na d z ie s ię ć - j e d e n a s t e j Niech zabłyśnie wielkość Pana nawet w chacie własnej.
Mówią też im aniołowie, gdzie Jezus zrodzony, Że w jest powity, na sianku złożony, Tam w ięc idą pastuszkowie pokorni osm mali, Każdy jasność prom ienistą i Boga wciąż chwali:
Chwała T rzy-C zw artem u p ię ć niebie i d z ie w i ę ć ziemi Niech zabłyśnie wielkość Pana między ludźmi tymi.
O śm przybyli pastuszkowie do szopki ubogiej I wśród tłumów oraz rzeszy przepchnęli się m nogiej.
Tam na sianku ułożyli sw e dary nieliczne, Po czym raźno zanucili słowa pieśni śliczne:
C hw ała T rzy-C zw artem u w s z e ś ć -s ie d m i na ziemi Niech zabłyśnie wielkość Pana między ludźmi tymi.
k rzyżów ka n o w o r o c z n a uł. St. S zm oń
ZADANIE LITEROWE
W podane koło wpisać wyrazy 6-literowe od obwodu do środka. Litery w kratkach oznaczonych dadzą aktualne rozwiązanie.
Z n a c z e n ie w y ra zó w sz u k a n y c h : 1) Największa w yspa Japonii, 2) Wzory, cele, 3) Lewy dopływ Adygi.
4) Ryba, 5) Nauka o przemianach materii, 6) Środek de- synfekcyjny, 7) Rzemieślnik, 8) O belga, 9) Nimfy w sta
rożytnej Grecji, 10) Niem iecki kompozytor operow y, 11) Choroba oczna, 12) Morze w Płn. Europie, 13) Chińskio srebro, 14) W esołość, 15) Hasło, zasada, 16) Garnizon, obsada, 17) Wykaz, spis, 18) W ydarzenie, wypadek, 19) Stolica Radżputanu (państwa w Indiach), 20) Spadek, 21) Owoc zbóż, 22) Miasto nad Uralem, 23) Ból, 24) Zdro
jowisko w Styrii, 25) Lewy dopływ Loary, 26) Pieniądz, 27) Dawne cienkie sukno, 28) Port franc., 29) Lewy dopływ Amazonki, 30) Statki powietrzne, 31) Pochwała, oklaski, 32) Miasto na w yspie Hondo w Japonii, 33) Miasto znane w starożytnej Grecji z wyroczni Zeusa, 34) Drzewa o białej korze rosnące u nas (liczba m noga w stecz), 35) Kobieta pochodząca z Chin, 36) Córka Edypa a siostra Antygony.
OBJAŚNIENIE KRZYŻÓWKI NOWOROCZNEJ W zam ieszczoną obok figurę proszę wpisać wyrazy o podanym niżej znaczeniu. Litery zawarte w kratkach 0 podwójnej obw ódce czytane od górnego lew ego kącika dadzą aktualne rozwiązanie — życzenie now o
roczne.
P io n o w o : 1. zaimek osobow y, 2. narzędzie rolnicze, 3. zaimek osobow y rodz. żeńskiego (wspak), 4. rzeka w Rosji, 5. grecki bożek m iłości, 9. matka Romusa 1 Remulusa (wspak), 13. ukrop, wrzątek, U . zaimek osobow y, 15. część twarzy, 17. postać z „W pustyni iw p u - szczy" Sienkiewicza, 20. przegrana w szachach, 22.
trzecia osoba od czasownika „znać" (wspak), 25. rzem ień fornalski, 26. rzeka w Szwajcarii, 28. część nogi, 31. w y
nalazek p . Curie-Skłodowskiej, 33. rodzaj głosu, 35. mu
chołapka, coś lepk iego, 38. okres czasu, 40. rzeka w Niem czech, 43. miasto w e Finlandii, 44. spółgłoska fonetycznie, 46. „módl się" po łac. (wspak), 49. ogród biblijny, ed en , 51. ptaki m orskie, 53. spółgłoska fonet., 56. skrót Międzynarodowej Federacji Narciarskiej, 58.
ryba, 61. inicjały bohatera narodow ego, 63 tytuł naukowy (wspak).
P o zio m o : 6. „ta" po łac. (wspak), 7. droga, trakt, 8. przyimek, 10. rzeka włoska, 12. nie stary, 14. pieniądz japoński, 16. = 8., 18. król polski z czasów saskich, 19.
pogrom inaczej, 21. nuta, 23. bożek słońca u Egipcjan, 24. im ię żeńskie, 27. wyraz oznaczający kierunek, 29. =■ 3., 30. cios (wspak), 32. góra w G recji, 34. inicjały poety polskiego, 36. skorupiak rzeczny, 37. niszczyciele ubrań, 39. „on“ po niem iecku, 41. = 8., 42. figu ra, geom etryczna, 45. = 8., 47. „od“ po łac., 48. cesarz rzymski, 50. papuga, 52. rzeka w Rosji, 54. rzeka w Por
tugalii, 55. miano psa, 57. spółgłoska fonet., 59. trzecia osoba od czas. „jeść", 60. oznaka żałoby, 62.
miasta w Mezopotamii.
ruiny
w itraż J. M eh offera P O K Ł O N TRZECH K R Ó LI
W ydaw nictw o „Ilustrow any K u rjer Polski**. K raków , W ielopole 1. Tel. 206-11