• Nie Znaleziono Wyników

Ilustrowany Kurjer Polski. R. 2, nr 46 (16 listopada 1941)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Ilustrowany Kurjer Polski. R. 2, nr 46 (16 listopada 1941)"

Copied!
13
0
0

Pełen tekst

(1)

w m M H u n n p n Krafc&w, d n i a

Ul

(2)

^ h i s z p a ń s k i n a w s c h o d z i e ' hiszpański w B e rlin ie d o n Jo se . y£*vira d e R om an i, h rab ia M a y a ld o ( skijce), z w ie d z a z a ła c h e w ojsko- j. Poselstwa, h rab ią R o cam o ra hisz- 1 s z p i t a l p o ł o w y na fro n cie

w sch odn im .

4.200 W A G O N Ó W W 48 G O D Z IN A C H W d w ó ch d n ia ch je d y n ie ro zb ity na W s c h o d z ie b o m b o w ce n ie m ie c k ie 11 p o ­ cią g ó w tran sp ortow ych z p e łn y m ła ­ d u n k ie m , a u sz k o d z iły 199. R azem z n i­

s z c z y ły 4.200 w a g o n ó w . N asza ilu stracja p rz e d sta w ia zb o m b a rd o w a n y d w o rz e c

so w ie ck i.

P R Z E M A R S Z Ż O Ł N IE R Z Y N I E M I E C K I C H P R Z E Z C H A R K Ó W

W g łą b i rzu cają s ię . w o c z y o lb rzy m ie g m a ch y dom u c ię ż k ie g o p rze m y słu . / G d y ż C h a rk ó w b y ł w ażn ym ce n - / L trum p rzem ysłu ro sy jsk ie g o , zanim A Ł w p a d ł w rę c e n ie m ie c k ie . A le

w sie a la P o tem k in n ie p o k a z u ją / p ra w d z iw e g o o b lic z a b o lsze - w izm u . P o z n a ć g o m ożna o w ie le ła tw ie j ze z d ję c ia o b o k w k o le . K o b ie ty g o - tują na u licy n ę d z n y o b ia d , g d y b e z m y śln e z n isz c z e n ie m ien ia lu d n o śc i cy w iln e j

p rz e z b o lsze w ik ó w w p ę - j i i S d z iło lu d n o ść c y w iln ą te-

ren ó w z d o b y ty c h p rz e z N ie m có w w je s z c z e w ię k ­ szą n ę d z ę niż p rzed tem .

F o t. A s s. P ress 3, S c h e rl 4, A tla n tic

O R D E R Y F IŃ S K IE D L A Ż O Ł N IE R Z Y N IE M IE C K IC H G e n e r a ł H e in d rich , n a c z e ln y d o w ó d c a fińskich w o jsk w Ka re lii, u d z ie la fiń sk ie g o o rd eru w o ln o śc i ż o łn ie rz o m n ie

m ieckim . W E J Ś C IE D O S T A L I N O \ W

D la b o ls z e w ic k ie g o p rze- m ysłu z b r o je n io w e g o b y ł Y j S fa lin o , w ażn ym centrem \ stalow ym w Z a g łę b iu D o ­ n ie ck im . T a k ż e i on o w p a d ło w r ę c e n ie m ie c k ie i w m ię d z y ­ c z a s ie ^dobyta zo stała w ie lk a c z ę ś ć p ó łw y s p u K ry m sk ie g o i o b ­ sa d zo n a p rz e z w o jsk a n iem ieck ie .

M A N IF E S T A C J A W R Z Y M IE

W d w u d z ie s t o le c ie m arszu na R zym o d b y ła się w R zym ie w ie lk a m an ifestacja cz a rn y ch k o szu l. M an ifestan ci n ieśli p lakaty i tran sp are n ty z hastam i p rz e c iw żyd o m , b o ls z e ­ w iko m , R o o se y e lto w i i p o lityko m b rytyjskim . D o o lb r z y ­ m ie g o zg ro m a d z e n ia p rz e m ó w ił m inister P a v o lin i (w k o le ].

N A D R O G A C H P O C H O D U N A W S C H O D Z I E To z d ję c ie z ro b io n e z lotu ptaka p o k a z u je , ż e i n ajg o *51 ^ są w stan ie p o w strzym ać p o su w an ia się n ie m ie c k ie g o n P rzy p o m o cy g ro b li p rz e je ż d ż a się po nich i d o ®>

b o lsz e w ic k ic h d o jd ą je s z c z e w ię k sze .

(3)

Dzisiejsza maszyna włoska, nazwana „ A k io m " . Po­

nieważ jest przeznaczona do lotów na pustyni po­

malowano ją pstro, aby jak najm niej odbijała od

otoczenia.

Szybki samolot bombowiec niem ieckiej Noty bojow ej k noszący miano „W espen I I oryginalnie pomalowany.

W edług podań greckich Dedał, budow niczy la b !- ry n ta b y ł pierwszym człowiekiem latający m w po- w ietrzą, k tó ry skonstruow ał skrzydła dla siebie i sw ego syna Ikara, by u jść przem ocy kró la M inosa na Krecie. O d daw na m arzenie o lala- niu zaprzątało um ysły ludzi, dokonyw ali o n i licznych prób i n iejeden m usiał zapłacić ly - d e m tęsknotę dorów nania ptakom i unoszę- nia się w przestw orzach. M usiano stw orzyć w pierw odpow iednie w arunki w postaci najrozm aitszych wynalazków , zanim mo- gio być spełnione odw ieczne m arzenie

ludzkości zdobycia przestw orzy. I gdy 1

daw niej m iano w łaściw ie tylk o bardzo ro- m antyczne w yobrażenia o w artości latania,

m yślano może ty lk o o szybszym pokonyw aniu

odległości łub o badaniu nieznanych terenów , to . ^ I z biegiem la t sta ł się sam olot najw ażniejszym środkiem bojo

w now oczesnej w ojnie 1 j u t w o jn a św iatow a z roku 1914-— 1 ^ 9 w tym kierunku pew ne słabe początki. Po rozbiciu «#wie J |

broni pow ietrznej je st chyba niem iecka broń powietrzna niejszą n a św iecie, a także i ze względu n a je j noytoC*.uft

konstrukcję, szybkość je j m aszyn bojow ych, których 1 spraw ności bojow ej nie przew yższa dziś ła d n a inna Słerowiec-próżnła Francesa cle Lana,

który miał zostać wniesiony do góry przez 4 kule pozbaw ione powietrza.

Otto Lilienthal zrealizow ał dawny pomysł Dedala I w raku 1893 w zię­

cia! na połach pod Berlinem na skrzydłach.

Kreteńskl P°%

Ikara z bH**i lezłony na Ikarios i w ja k ie jłtw W j*,

w łesiony (4--*

tocłej. Czy*

p r z y m o c * * * j skrzydeł pominą snych s p ( 4 * | 9

Niem iec io r s y W e tln e r

skonstruował w roku I N I w lf * m aizyną latającą • kołach

skrzy dtastych.

Łełnb arget w yw ołał w ro­

ku 1141 duże w rażenie swym mal aławym statkiem powietrznym, ato na wy*

zyskanie togo wynalazku b yło to przedw cześnie.

Bombowloc nlemieckt typu Jun- k en „Jo 87". Samoloty ta mają daleki zasięg ł m o p ą z a b ra ć . z sobą '4 m .

WRholm Krost, W iedeń­

czyk, skonstruował w rak s 19M statek powietrzny za­

opatrzony w rodzaj śag la.

W raku t f N wystartował M j o t o m B o d e ń sk im pierw szy sterowłec „Zep­

p elin". Ma zdjęciu „Zep ­ pelin" zbudowany w raku

1931. ________

Hr. Z e p p e lin byl zjestycznie przyj**

w dniu 9 czerw caJ po przybyciu do w

n a św to d e. P r s f J d i d y w izy j b d *1!

U c h o kazały aaieckie sam ol^ L

jo w e rów nie **1 płeczną broaW

sp a dochroniarz m ieccy, k tó tff przednio drog fj w ietrzn ą z d o b rl spę K retę ca w prost n ie • ! b y cia . M t o u ijt | w w alką d r o f ti w ietrzn ą w aln ie j czy n ią się lotntct*n zm tałdłenta n ie p rcff

•o w o ] Europy.

,» » ty p u W M U l " . jf '* e d n le j ^ 5* kabiny ta* ^ .**} w id o c z n y

.■"Młoc torpedo*

U (M u telBMW I

(4)

ODWET

H u m o r e s k a

M ietek Leśniak i Ja n ek Styk od wczesnej młodości byli nierozłącznym i przyjaciółm i. Często bardziej wo­

jowniczo usposobiony M ietek pociągał powolniejszego Jasia do różnego rodzaju psot, któ re w większości w y­

padków kończyły się „nakryciem " ich przez opiekunów i gruntow nym „trzepaniem spodenek" m łodocianych po-' szukiw aczy przygód.

I naw et teraz, gdy każdy z nich dźwiga! już na swych m uskularnych barach ponad dw adzieścia wiosen — b ar­

dzo często w idyw ano ich rażem, a nie rzadko świeży ich „w yczyn" był na długo tem atem rozmów i wesołości ich przyjaciół i znajom ych.

Snująca się dotychczas nieprzerw anie złocista nić zgody między obydwoma

m łodzianami została jed­

nak nagle i niespodzie­

w anie przecięta. Bo oto, gdy pewnego przesiąknię­

tego czerwcowym żarem niedzielnego popołudnia przechadzali się w ypeł­

nionym i p u b l i c z n o ś c i ą plantam i krakow skim i — w padła im ,,w oko" je d ­ n a z przedstaw icielek płci pięknej. Fakt ten staw ał się zupełnie zrozum ia­

łym, jeżeli spojrzało się na J e j postać. Od stóp,

uw ięzionych w drew nianych sandałkach, do falujących, koloru roztopionego złota włosów, przedstaw iała okaz skończonego piękna. Rasowe nóżki, toczone ram iona w y­

m ykające się zalotnie z rękaw ów białej, letniej sukienki, uw ydatniającej je j bajeczną figurkę, w połączeniu z k a r­

minowymi (nie karm inowanym i!) usteczkam i i błękit­

nym i głębiami ócz — stanow iły całość, k tóra zachęci­

łaby każdego do poznania z bliska tego cudu.

Takie też zam iary żywili nasi przyjaciele. Lecz chy- trzejszy M iecio postanow ił skrycie zaanektow ać w yłącz­

nie dla siebie to śliczne dziewczątko. Rzekł w ięc do tow arzysza:

— Ponieważ obawiam się, że m ogłaby się spłoszyć, gdybyśm y razem przypuścili do niej szturm — pro­

jektuję, że najpierw ja sam postaram się z nią zapoznać, a dopiero potem ty przyłączysz się do nas.

Janek, k tó ry nie m iał jeszcze zbyt dużej w praw y w pozyskiw aniu św ieżych znajomości, zgodził się chęt­

nie na plan kolegi, ciesząc się, że ten „odw ali" za niego najcięższą część w ykonania tegoż. N ie przeczuw ając więc niczego złego stanął n a uboczu, chcąc zaobserw o­

w ać dalszy przebieg wypadków.

A tym czasem zadow olony M iecio zbliżył się szybko do pięknej nieznajom ej. W jednej chwili znika z jego głow y kapelusz, a z uśm iechniętych szelm owsko ust wychodzą słowa:

— Przepraszam bardzo, czy nie w ie pani przypadkiem , któ ra je s t godzina?

A dziewczę, aczkolwiek zegarek posiada, chcąc się

jednak od zalotnika uwolnić w ykonuje przeczący ruch piękną główką.

— N ie wiem.

— W takim razie pozwoli pani, że ja poinform uję:

czwarta, m inut dwadzieścia, w edług czasu letniego.

Dziewczyna, spojrzaw szy w jego błyszczące wesoło oczy w ybucha dźwięczną gamą śm iechu i pozw ala już tow arzyszyć sobie w dalszej przechadzce. Uszczęśliwiony Miecio korzysta z tego skw apliw ie i po uroczystej p re­

zentacji oddala się ze św ieżą bogdanką, nie zw ażając na rozpaczliwe znaki zawiedzionego Ja n k a.

...Słońce w dalszym ciągu zalewa ziemię swym ogni­

stym deszczem. Czasem tylko lekki w iaterek ochłodzi flirtujące i spacerujące zawzięcie parki, a pośród nich Mięcia z rozkoszną Halinką. Tymczasem oszukany przy­

jaciel oddala sj£ z kłębiącym i się pod czaszką myślami, żądnymi odwetu.

— Do kogóż piszesz ten list? — zw raca się z pytaniem do Janka Styka dziew iętnastoletnia jego siostra Iwo­

na. — Szatański w yraz tw ej tw arzy pozw ala mi w niosko­

wać, że nic przyjem nego odbiorca tego listu w nim nie wyczyta.

— Nie przeszkadzaj mi, proszę. Zaraz, gdy skończę, w yjaśnię ci. Jeszcze kilka pociągnięć wiecznym piórem, zaadresow anie koperty i pismo gotowe.

— Chcę zrobić Mietkowi „kawał". Dlatego też całą treścią tego listu są słowa:

„Kochany Mietku! Co słychać z tobą, bo ja czuję się pierwszorzędnie.

Twój Janek."

Panna Iwona zdziwiona unosi mimo woli -brwi.

— I to ma być „doskonały kaw ał?" — p y ta rozcza­

rowana.

— N ie pozwoliłaś mi dokończyć. C ały sens k ry je się w tym, że na list ten nie nak leję znaczka pocztowego.

Biedny Miecio opłaci go za karę podw ójnie, będąc cieka­

wym treści tego pisma. Ale chłop zblednie, gdy przeczyta te kilka nic nie znaczących słów. Taka je st m oja zemsta!

Dziś grało się w yjątkow o świetnie! — zachw yca się pan­

na Iwona, w racając z bratem i kilkom a jego kolegam i z kortu tenisowego.

W grupie młodych ludzi nie było M ietka Leśniaka.

Już przez kilka dni od owej pam iętnej niedzieli nie widzieli się nierozłączni do niedaw na przyjaciele. J a ­ nek, dum ny ze swego „kaw ału" z listem tłum aczył to ukryw anie się tow arzysza jego w ściekłością i bezsilno­

ścią, pow stałą po otrzym aniu przezeń żartobliw ej prze­

syłki.

N a drugi raz odechce mu się „nabijać w butelkę"

przyjaciela i poryw ać mi tak cenny „kąsek", jakim była owa piękna kobietka — pysznił się głośno.

Tymczasem stanęli przed domem, w którym mieszkał

Ja n ek wraz z siostrą. Gdy koledzy zaczęli się żegnać, panna Iwona zaproponow ała:

— M ożebyście jednak panow ie w stąpili jeszcze do nas. Tak dużo czasu do wieczora, a przecież im milej go spędzimy, tym lepiej.

Ponieważ nie odezw ał się ani jeden głos sprzeciwu, w ięc też po chwili cała p iątka w ypełniała gwarem m ieszkanko Styków.

— Może zatańczym y? — spytała panna Iwona i nie czekając naw et na odpowiedź poczęła rozkładać patefon i płyty.

Po chwili pom knęła w w ir tańca z jednym z młodzień­

ców, przyrzekając pozostałym, że każdy z nich doczeka się swej „kolejki".

W tym rozlega się głośne pukanie do drzwi. Po chwili w kracza do pokoju posłaniec pocztowy, uginając się p°d pokaźnych rozm iarów paczką.

— To dla pana Ja n a Styka. Ponieważ paczka przysłał18, je st na koszt odbiorcy — należy się w ięc pięć złotych opłaty.

— Że też znajdują się jeszcze porządni ludzie! Ciekaw jestem, kto spraw ił mi tę niespodziankę? — zastanawia się nasz Jasio, w ręczając posłańcow i banknot.

Kilka cięć nożem i już odpadają kaw ałki sznurka, po- tem niecierpliwe ręce rozchylają papier. Oczom zebra­

nych ukazuje się włożony w skrzynkę duży kam ień a obok leży karteczka. Ja n ek czyta ją szybko i po chwil*

biały św istek w ypada mu z rąk.

— Psiakrew! — to jedno zduszone słowo wydostaje się z jego ust.

Iwona podnosi porzucony bilecik i czyta zaciekawio­

nym kolegom:

„Kochany Ja n k u ! Ten kam ień spadł mi z serca, gdf dowiedziałem się, że się dobrze czujesz.

Twój M ietek.” J | Gromki w ybuch śm iechu zebranych osób (oczywiści®

z w yjątkiem Jasia), zmieszał się z ostatnim i słowanu Iwony.

Wlotlek Adam

Ślub w ruinach

W Abvilfe, we Francji, ślubow ała sobie pew na para narzeczeńska jeszcze przed kam panią francuską, że ślub odbędzie się w kościele św. W olfram a w tym samy®

mieście. Podczas w alk w maju ubiegłego roku, kościół pad>

ofiarą działań w ojennych, tak że zostały z niego jedynie ruiny. Mimo to m łoda para chciała pozostać w ierna swe­

mu ślubowi . i uroczystość za­

ślubin odbyła się wśród ruin i odym ionych posągów świS"

tych, któ re niegdyś zdobiły Wnętrze kościoła.

A by się dostać do tych ruin, m usiał narzeczony nieść w w ielu m iejscach m łodą pannę, gdyż stosy kam ieni były ta k w ysokie, że nie m o ż n a

było przejść. N astrój był jednakże i tak bardzo pod"

niosły, gdyż cały ołtarz tonął w kw iatach.

m . i

P ię k n a u f to s y

t o r d a i o ó u l 1

„Tano - Yegetale"

racjonalnie pielęgnuje włosy, nadaje włosom śliczny połysk i puszysłość, usuwa łupież, przy­

wraca pełnę aktywność cebul­

kom włosowym, posiada silnym wpływ na porosi włosów.

CENA xł 5.— 3 flaszki zl 10.—

Kto w łrzech dniach prześle ogłoszenie wraz z zamówieniem otrzyma 20%

rabatu na duży pakiet.

Laboratorium . T E - E N * Lublin 1, Postfach 73.

G o n a l a z u c z y n i ć

( r t f j t i ą h n i a i m ł o d o u n f ą i ą d a c ?

Oto łyluł broszury, która zainteresuje każdą kobietę.

Wskazuje ona sposoby osiągnięcia bujnych pięknych kłosów o lśniącym połysku, puszystych, miękkich peł­

nych powabu. Pięknej cery, różowo białej, matowej, gładkiej jak jedwab o miękkości aksamitu,- pozbawio­

nej wszelkich defektów. Idealnego biustu. —- -Tę ksią­

żeczkę wysyłam gratis i franco wszystkim, którzy do mnie napiszą. Adres mój:

Przedstawiciel firmy T. NOW AK

Warszawa, skrytka pocztowa 603.

A zatem to je st Tw oja narzeczona?

Pięknie ona wygląda... Co się Tobie u niej najbardziej podobało?

Je j cera, która je st cudowna, m iękka ja k jedwab, aksam itna w dotyku, ró ­ żowo—biała, n aturalne piękno! No jutro będziesz widziała m oją przyszłą żonę.

Stefan mi powiedział, że ty masz pięk­

ną cerę. N iestety m oja tw arz je st stale pokryta zmarszczkami, wągram i, żół­

tym i i brunatnym i plamami itp.

M ądra kobieta używa „Tano" — płynu piękności, dzięki temu ma tak cudowną

.i m łodocianą cerę.

T e n n ie z w y k ły o taje m n iczym d z ia ła n iu p ły n „ T a n o " je sf d o n a b y c ia w k a ż d e j le p sz e j d ro g e rii, p erfu m e rii, lu b s k ła d z ie a p te c zn y m .

Składy głtwie: w KRAKOWIE: Perfumeria A. Heim, Adall-Hiller-Plalz 37; w RZESZOWIE: W. Theebald, »r»«eria 7; w WARSZAWIE: Dnlman 1 Swycer, Podwale 20- w CZĘSTOCHOWIE: Skład Aplecziy, Z. Orttwshl I Ska, ■!. Ul. M. P. 13; w KIEŁCACR: Kasnelyka, W. Żak, ■!. Kalelawa 13. Wyrtt: Laboratoria* „TE-ET Lubiła t.

(5)

La Yaletia przypomina nieco miasta wschodnie. Ale n ruina­

mi starych budowli I romantycz­

nymi fasadami domów leżą umoc­

nienia angielskie..

¥ T stawicznie powtarza się na-

^ zwa Malty w niemieckich 1 włoskich komunikatach woj­

skowych I wciął nadchodzą Wiadomości o poważnych uszko­

dzeniach umocnień brytyjskich na wyspie. Nic dziwnego, prze­

cież bombowce wioskie mają do przebycia tylko 20 minuto­

wą drogę ze swych punktów oparcia na Sycylii, by wyłado­

wać swój zagładę niosący ła­

dunek na umocnienia i zakotwi­

czone w porcie La Valetta bry­

tyjskie okręty wojenne. A umoc­

nienia brytyjskie na wyspie straciły znacznie na wartości dzięki zamienieniu przez Wio­

chy na twierdzę sąsiedniej wy­

spy Panteliarii. Już od dawna była Malta wyspą, dokoła któ­

rej toczyły się gorące walki.

Tu panowali po sobie Rzymia­

nie i Kartaglńczycy, Germanie, Blzaniy jczycy, Arabowie i Nor­

manowie. Cesarz Karol V, w pań­

stwie którego słońce nie zacho­

dziło, oddał wyspę zakonowi

Pow yżej widzimy bombowiec niem iecki nad M altą, poniżej płonące hangary lotniska angiel­

skiego.

M g f J P M i e s z k a n k a

M a lly w s t r o j u

faldełty.

Tak w ygląda w umocnieniach angielskich po nalocie.

Joanitów wypartemu przez Turków. Ale już Ndpoleon wdarł się na terytoriom nale­

żące do zakonu rycer­

skiego, a zaledwie o p u ś c ii on w y s p ę w swej Wyprawie na Egipt, zjawili się An­

glicy w porcie U Va- ietła, który po silnym c ię ż e n ia musiał ska­

pitulować w r, 1800.

Chociaż wfaród ludno­

ści zamieszkującej tę wyspę W liczbie 230.000 przeważa element wło­

ski i mieszkańcy wy­

spy mówią językiem pokrewnym sycylij­

skiemu i starają się 0 p r z y łą c z e n ie do Włoch, zatrzymała An­

glia w swych r^cadk wyspę, zajętą przed przeszło 100 laty.

1 w porcie La Yaletta nie mają okręty angiel­

skie spokoju przed na­

lotami n i e mi e c k i mi i włoskimi.

mam

HHHSHsI

—— H

(6)

wBi

JPę,

M M I

Wm

Hk II

H w

W E m

m m m m %

Ui

awatile na oflairę z nastawionym harpunem wy­

ją takiej samej cierpliw ości Jak ln y manie w ędki.

ś m m m

I

W m m

& w M

T a k i* kobiety uprawiają ten nowy I jak na kobiety d o tt dziki sport. W ialn ie jedna z nich nabiła rybę na harpun.

Z przyczepionym i do stóp

„płetw am i", opufclt się H an na dno.

i

9&

Po wypatrzeniu ryby pod wodą, harpun nigdy nie

chybia celu.

M oże ono „ » k & dla przyjem ności t w celach naukow ych. Pierw sze P * 5 j itt «aw e zdjęcia górne, drugie zaś, o w iele szlachetniejsze . . . , m am y u dołu. G eorg Robert, spędzający sw e życic w Miami ®a ^ i ^ r « i ł k u rozryw ce przybyw ających nad m orze now ą em ocję

w postać* P s j L roy pK y p 0moCy harpuna. N ie je s t to oczywiście h arpun n a urfaIoWDY* A L "*ldri rllnna £nir«*acta nr7vłr*vmvwan9 na naulrarli mtmniwr

Jan Hass z W iednia, aparatem sporzą­

dzonym przez siebie samego, fotogra- lu je pod wodą grupy koralowe I uno­

szące się nad nimi niebieskie rybki.

t M WM S B

JKSki

Fol. Aju. r r a »

Uta

B I Sm W I aM gsaffig

niK

K ied y rybak z potrzeby łow i ryby w ten dziw ny sposób, staje się fet dla nas zrozum iale.

Robienie sobie zabawki z tego jest jednak okrucleóslwem , u nas niozrozumiałjrm.

I J'w" l v t I !«■* •» W |. . T O » ...I---- “ * 6 k r* 0a. długa, Spiczasta, przytrzym yw ana na paskach gumowych, ji ty ."Y Patrzył j u t rybę, w yrzuca harpun, którego elastyczny bieg

I foJ6®* w łaśnie przez ow ą gumą. N ieprzyjem ny to naw et dość w idok takiej ry b y n a rożnie, pi z W iednia, Ja n Hass, przedsięw ziął przed dwom a la ty z dwoma kolegam i podróż naukow ą i bskie. Przez stały trening doprow adził on sztukę nurkow ania do takie] doskonałości, że potrafił i i i j i N Wodą ta k długo, ja k tubylcy z w ysp m orza K araibskiego. Te zdolności w ykorzystał on

4 ty.! *e n a w yspie Curacao urządził po pro stu polow anie pod w odą n a m ieszkańców morza. Polo- si< przy pom ocy dzidy lub harpuna, lecz również aparatem fotograficznym, sporządzonym przez , w *Ym celu. Zdjęcia uzyskane w ten sposób są jed y n e w swoim rodzaju. P rz y trz y m a

przyczepionym i do stóp, mógł H ass dokonyw ać zdjęć n a głębokości 10 metrów.

eg®

m *

W i

;< m ssr,

m m m

Hassowi Jako pierwszemu udała się fotografia z ręki pod wodą.

U l

.SWW: m .

iM i

(7)

Powieść Bożo LovWca

MMMKS

I ciąg dalszy

Powieść z życia dałm atyńskiego

Ir 1 A utoryzow any przekład z chorwackiego W . P o d m a j e r s *

J

ak był ubrany, tak skoczył na łeb w morze. Zw arła się nad nim w oda i gdy się w ynurzył na drugiej stronie, trzym ał już w ręce małego topielca. Dziecko, k tó re się baw iło nad brzegiem, w padło w morze. J a ­ k aś kobieta tw ierdziła krzykliw ym głosem, że w idziała z okna, ja k jakiś urw is pchnął je w morze, a potem ze strachu puścił p ię ty z wiatrem . Przysięgłaby, że to był ten hycel M arcin, k tó ry jej kam ieniem rozbił dzba­

nek na doksacie.*)

Gdy N ikola z m ałym topielcem d otarł do brzegu, oto­

czyli go ciekaw scy. G dyby był naw et jakim ś dziwem, nie byliby mu się bardziej dziwili. Powstał koło niego piekielny hałas. W szyscy w skazyw ali palcem n a Nikolę.

Zleciało się całe sąsiedztwo, b y widzieć m łodego boha­

tera. Kucharki i praczki zapom niały o sw ych garnkach, kuchniach i bieliźnie i ja k były na pół odziane, bose, z obnażonymi piersiam i i podkasanym i rękaw am i pozla- tyw ały się ze sw ych m ieszkań. Przechodnie, też nie od tego, biegli za kobietam i na wyścigi. W ścisku jakiś term inator uszczypnął najbardziej py sk atą babę, ale ona naw et nie odw róciła się ku niemu, tylko jeszcze bardziej kolanam i i łokciam i poczęła się przeciskać i pchając się i cisnąc, przem ocą znalazła się w środku.

N ikola nie m ógł się dość nadziwić ludziom, k tó rz y go otoczyli ja k m ysz w dziurze. Trzym ał ciągle za rękę swego topielca i oczym a szukał miejsca, któ ręd y mógł­

by przejść. W tem nieznajom a kobieta w padła na niego i jęcząc uścisnęła go i ucałow ała. Lam entując wzięła w yratow ane dziecko i w tow arzystw ie w szystkich w i­

dzów ruszyła w ulicę. N a niczyje zapytania n ie odpo­

w iadała i w jakim ś uroczystym i niedorzecznym un ie­

sieniu pow tarzała słowa, k tó re niezliczone razy słyszała od płaczek...

Gdy ojciec zobaczył N ikolę całego m okrego, uderzył go z całej siły w tw arz. M ajster w racał w łaśnie z m iasta i nie wiedział, co się przydarzyło w czasie jego nie­

obecności. Może być, że jego syna, gdy się bawili, jakiś urw is pchnął w morze? N ikola nie odezw ał się ani sło­

wem, tylko łyk ając łzy ruszył za ojcem. Pierw szy raz teraz uderzył go ojciec w obecności innych. Takiej hańby nie zapomni nigdy! Czy on co winien, że dziecko w padło w morze? Czy lepiej byłoby może, gdyby się było utopiło?

N ie mógł n ija k przeboleć tego policzka. N aw et póź­

niej, gdy ojciec dowiedział się o jego bohaterskim czy­

nie i gdy go sow icie wynagrodził, nie zapom niał N ikola doznanej krzyw dy. W zm agało się w nim pragnienie zemsty. Dlaczego w szyscy zmówili się przeciw niemu?

N ie robi przecież nikom u nic złegol Za cóż go w ięc w szyscy prześladują? N ajlepiej będzie, jeśli się straci.

Pójdzie od m iejsca do miejsca, aż go głód i bieda zmo­

gą. Radował się będzie, gdy go m artw ego przyniosą do domu. N iech i ojciec poczuje, co to znaczy, gdy się nie­

słusznie cierpi.

W łaśnie — siedząc na obrobionej belce — przyglądał się, jak rubaszne pastuchy, uzbrojone w drągi i kije, pędzą przed sobą stado bydła. Za bydłem rogatym ci­

snęło się stado owiec, wznosząc za sobą obłok kurzu.

Sama głowa przy głowie. I tak zbite w grom adę i pło­

chliwe, nie chcą naw et słuchać dzwonków u baranów przodowników, ni krzyków poganiaczy. Dopiero gdy zazberkały próżne blaszane naczynia, którym i owczarze straszą bydło, ruszyło stado, podobne do jednego stu­

głowego i stunogiego zwierza. Za nim w iły się tum any kurzu, które słońce pozłacało. Odblask padał też i na kam ienny front rzeźni, któ ra się wznosiła obok w ar­

sztatu. Do owego budynku, co zam iast okien ma żelazne kraty , w pędzano zasłabłe bydło, które tu ta j ma zginąć pod toporem , albo ostrym nożem.

N ikola widział na sw oje oczy, jak k łu ją owce, a woły biją toporam i. Trzewia i krew spuszczają w drew niane naczynia. Po pięćdziesiąt zakłutych owiec wisi na za­

rdzew iałych hakach. Rzeźnicy z zakasanym i rękawam i ostrzą na brusach noże i tak naostrzone w sadzają mię­

dzy zęby, by im łatw iej było, m ając w olne ręce, odzie­

rać skórę. Ciężka skóra zwisa im na nogi, a z czerw o­

nego m ięsa wznosi się ciepła para.

Przed rzeźnią, przyw iązane do krat, czeka bydło swo­

je j kolei. A ni jed en z tych utuczonych wołów, z których każdy jednym uderzeniem uśm ierciłby i najsilniejszego junaka, nie uw olni się i nie próbuje naw et, by jednym nagłym ruchem szyi przerw ać powróz. Och, jakżeby się N ikola cieszył, gdyby ten gniady wół w ściekł się i na­

dział na sw oje długie i ostre rogi sw ojego kata! A zwła­

szcza żeby się rzucił na tego w ysokiego i silnego rzeż- nika, k tó ry m a kaleką lew ą rękę, i żeby go tak — jak

.*) doksat = rodzaj te ra sy przed domem, ż któ rej do­

piero w iodą drzwi do domu (przyp. tłumacza).

to w oły potrafią — połaskotał rogiem po żebrach! Rzeż- nik przyjąłby go zdrow ą ręką, k tó ra u niego m ocniejsza jest, niż uderzenie żelaznego młota. Przed kilku dniami, gdy wpędzał b'ydło do rzeźni, uderzył pięścią w ciemię jedno spłoszone bydlę, a od tego uderzenia biedne zwie­

rzę zatoczyło się i ledwo, by nie upaść, w sparło się na przednich nogach. „Kalika" —• ta k go nazyw ali tow arzy­

sze — gdy dobrze pociągnie z flaszki, zdolny je st n a j­

mocniejszem u w ołu dać rady. Porw ie go za rogi i zwie­

rzę ni piśnie.

G dy mu się k tó ry z tow arzyszy nieppdoba, nie szczę­

dzi „kalika" pięści, a gdy przychodzi do ostateczności, jąłb y się i noża. N ie było karczm y ani w m ieście ani w okolicy, która by nie opłacała mu haraczu. Gdy nie ma pieniędzy, wszczyna b ijatykę i kilku uderzeniam i rachunek je st w yrów nany. W tym w ypadku karczm arz nie stoi o pieniędze, ale jeśli je st rozumny, strzeże gło­

w y i nie miesza się do aw antury. Kilka połupanych stołów, ław i dzbanków nie przypraw i go o dziadowską torbę. Lepiej mu przełknąć złość, niż puścić się w tan z tym żywym diabłem.

Ale N ikola nie boi się go. O n mu już naw arzy piwa!

Narobi mu szkody, choćby go to miało głowę kosztować.

N ikola wie, że tego siwego wołu, k tó ry jeszcze stoi przyw iązany do kraty, przygnał „kalika". Kozikiem prze­

tnie mu '■ powróz, a wół, oswobodzony, niechaj ucieka, gdzie go oczy poniosą. Będzie też to krzyku i bieganiny za nim! A zwierz je st m ocny i wściekły, w ięc nie łatwo da się ująć.

i l i s t o p a d

Szaruga jesiennych dn i

R ozpięta na konarach zw iędłych drzew...

Słońce *3 oponą mgły, 1 w iatru wiew

N ie szem rze w liściach Umarłych.

Czasem zakreślają m i

K reski srebrzyste skrzydła białych mew...

Spadają deszczowe łzy, I słychać śpiew K ropli na kiściach Cmentarnych.

N iebo zasnute jest w krąg Jednostajnym i chm uram i ja k tło...

Mgła ju ż pow staje z łąk, Przepadło to

Co było w czasach M inionych.

Drzewa, proszą gestem rąk

Czarnych, w ygiętych i gładkich przez zło...

Lecz nie w ykw itnie ju ż p ą k Z gałązki bo

Umarła w lasach Zwarzonych.

A ntoni Sobolewski

Kozik 'był ostry i N ikola za trzem a cięglami’ przerżnął powróz. W ół, i tak już ro z d ra ż n io n y w id o k ie m krwi, co w koło niego ciekła, targnął g ło w ą j popędził k u nie­

dalekiem u wybrzeżu. Powstał krzyk. przechodniów, mię­

dzy którym i najbardziej się darjT, sam N ikola. „Kalika", ile sił miał w nogach, pędził za wołem. W szczęła się pogoń l w szyscy rzeźnicy, jak byli okrw aw ieni i z no­

żami w zębach, rozbiegli się, by schw ytać wołu.

Ń ikola drżał cały i gdy po długich "gonitwach rzeź­

nicy otoczyli zwierza, z poruszenia ęhciałó se rc e w y­

skoczyć Nikoli do gardła. Jeden rzeżnik n ie zapomniał naw et o toporze i gdy w ół zbliżył się' do niegodna dłu­

gość ręki, śm ignął go toporem w -środek ciemienia. Roz­

w ścieczony zwierz rzucił się na „kalikę", ale ten przyjął go jeszcze cięższym kam ieniem i jeszcze celniejszym uderzeniem. Uderzenie nie było jednak śm iertelne i roz­

juszony wół z całą siłą runął n a niego i przebił go ro­

gami. Z brzucha „kaliki" w ypłynęły trzew ia i wołu oblała gorąca ludzka krew.

III.

N ikt jeszcze nie uciekł przed k arą Bożą. Cóż P^? n) złoczyńcy, że skłamie. Bez pokuty, choćbyś

drugi koniec świata, nie masz przebaczenia. Od słyszał N ikola te słowa stryja, ale dopiero teraz, « sam poczuł się winnym, po jął ich w łaściw e z n a c

' M ała dla niego pociecha, że nikt nie wie, iż on jes j wodem nieszczęścia. Choćby się naw et w głQ°

schował, dotknie go palec Boży. Bóg wszystko i na w ielkiej złotej wadze zm ierzy dobre i złe ucz)Lją W szystko widzi! Prom ienie jego spojrzenia pr^en t0 w najskrytsze głębie ludzkiego serca. Spojrzeni wszędzie go ściga. N a próżno zasłania tw arz ręK y N a próżno, zwłaszcza w ciemności modli się s^c^uS?ejy Dla niego głuche je st ucho, do którego docieraj? J ^ nie m odły spraw iedliw ych. Lecz większym stracheni , kara, przejm uje Boże oko, któ re bezustannie jest .0* g te i dniem i nocą ciągle czuwa. W idział je n a m a lo w . na jednym większym obrazie. W okół oka, któ re wyg1*

spośród obłoków, sami w ybrańcy Boży, a nad nto* , r.

łutka gołębica, której ze skrzydeł bije światłość, iaS®L:e.

sza od słońca. Pod gołębicą — oblani jasnym i Pr0I!Lj.

niami -i— śpiew ają anieli i spraw iedliw i; tylko grzeS“ ‘ cy, poza tą światłością, skryli się w jeden ciemny ^ strzeżeni i m ęczeni przez rogatych szatanów. Z ust ty ■ szatanów bucha płomień, pod ich kozimi nogami * >

się żmije, a oni sami, śm iejąc się nab ijają sw oje on na rozżarzone w idły i rozpalone rożny. „0

N ikola n ie może nijak zapomnieć jednego gru^eL, grzesznika, którego sam król szatanów kręcił na Darem ne były jego jęk i i zgrzytanie zębów, gdyż 0 oko, co w ygląda spośród obłoków, naw et nie zWra

się n a grzeszników. «

Lepiej by było, gdyby i jego Bóg już raz ukarał, ® m a go męczyć strachem i niepew nością. Niedawno, &J się w spinał na brzeg i gdy m u się osunęła noga, ®Ysf J że już nadszedł czas kary. G dyby przed nim nie by krzaków i gdyby korzenie popuściły pod jego kurczjgSn zaciśniętą ręką, byłby spadł na łeb na szyję. Na przepaści szczerzyły się czarne zębate skały...

go naw et kto w prost ozłocił, nie próbowałby już drUS raz wspinać się po tej skale. A w szystko poszło sM że zwabił go tam wielki pstry motyl. P ię k n ie js z e g o ® widział N ikola naw et na obrazku. K atecheta ich opo**

dał im często, ja k to szatan, aby uwieźć ludzką przyjm uje rozm aite kuszące postacie. To Bóg i jego P.j m ału próbuje. Biada temu, k to się zaplącze w jego s*e . Zeby naw et dożył M atuzalem owych lat, nie zapoD*\!

rozdartego ciała „kaliki". Prawdziwe szczęście, nikt nie widział, ja k kozikiem przecinał powróz.

szczęście, że nikt prócz niego nie zna spraw cy. R®“ j, wiedzieć, co by mu zrobili rzeźnicy, gdyby wpadli 0 jego trop. Z tej strony je st spokojny, ale wszystko się zdaje, że z boku śledził go jego kolega M arcin.

tego czasu jakoś dziwnie go pozdrawia. N ikola wie, 1 M arcin go nie zdradzi, ale dlaczego ta k złośliwie P3*1?.

na niego? A gdyby tak zw ierzyć się M arcinow i z •*, jem nicą? M arcin i tak ma n a sum ieniu ową m ałą dzie*

czynkę, którą ni stąd ni zow ąd zepchnął w morze. Goj by Nikoli nie było, byłoby się m aleństw o utopiło.

wiedział o wszystkim, a jednak nie w ydał swego koleg;

Ten chytrzeniec ma go w garści! Zakląłby się t duszne zbawienie, że w łaśnie w tej chwili, gdy się zjjn żył do wołu, M arcin zaw ołał na niego z całego gard’*

Ale pokusa była tak w ielka, że naw et stu świadków 1,1 byłoby dla Nikoli przeszkodą w w ykonaniu jego p °s**

now ienia. M ało stał o to, co się później z nim staD>ej Zemścić &ię, choćby wiedział, że go zaraz ziemia połk®1!

Och, to- słodkie poczucie, że komuś czynisz i oddaje^

złem* z a złe! N iech się go i M arcin strzeże! Przysiąg mu i daje słowo, że i jem u nie puści płazem , jeśli %■.

choćby jednym skinieniem zdradzi.

Nie podoba mu się i to, że się M arcin ciągle kr«c koło domu tej czarownicy. Nie idzie mu o tę szczerba}’

babę, ale„o sierotę Anusię. Ten gałgan mógłby i ją, g r się z koleżankam i bawi pa skraju brzegu, naumyślni®

zepchnąć w morze. A co wtedy, jeśli jego nie będz, w pobliżu? Bałwany odniosłyby A nusię i utopiłaby

A le patrz, cóż on się tam na brzegu plącze koło dzie^’

cząt, ten.M arcin? I Anusia je st iuj,ędzy nimi. Nikola może się zbliżyć, ale dlaozego te n plotkarz nieustanP1?

się w trą c ą .w dziewczęce zabawy? O, teraz M arysię ciągnął za sukienkę, a M ilicy podstawił- nogę, że roa uderzyła nosem w proch. Ani jednej nie d aje spokoju' a najchętniej dokucza Anusi. Lata za nią i szarpie ją 1 warkocz. Prawdziwe szczęście, że w tej chwili z , zaw ołał Nikolę ojciec, bo inaczej byłaby biegani11 i bitka. Popam iętałby go Marcin!

N ikola m usiał z ojcem pójść do w arsztatu. Przed chodem słońca spuszczą now ą łódź ń a morze. W szys#“

Cytaty

Powiązane dokumenty

M rugali oczami, przypom inając sobie coś o białym człowieku, o obcym przybłędzie.1 Statek tam tego jednak m iał być niewiele większy od ich łodzi, a tam ten

Brwi nad oczami zbiegły się jej, a nozdrza poruszyły się, w ciągając zapach w iatru.. Odwrócili jednocześnie

Można sobie pozwolić na marzenia, lekcje się jeszcze nie zaczęły.... Nie wie nic staruszek, że noc

Zatoczyły łuk, idą naprzeciw. Widzi, że żeglarze nie patrzą przed siebie. W estchnienie W iatru, odchylona do tyłu, poddała tw arz ku oczom Ra-tonga, któ re —

Jakby nie było, lubią kobiety, każda bez wyjątku zajmować się strojami, czego się im wcale nie gani.. Dzisiaj sytuacja tak się zmieniła, że bodaj wszystkie

Dopiero w ostatniej mowie Churchill wspominał o tym przemawiając jednocześnie przez radio do ujarzmionych narodów i prawie o tej samej godzinie premier angielski

Jednakże służący proboszcza i zarazem jego kucharz i zaufany, Viso, obawiając się, by p rze z przybycie tych wikarych nie zmniejszył się wpływ proboszcza na ludzi,

w odowej. Na naszych zdjęciach widzimy. fragmenty tej wizytacji... Don Loaro opuścił darnią parafię dlatego, że mieszka tam nauczycielka M aja, która kocha księdza i