• Nie Znaleziono Wyników

Wieczory autorskie - Marek Gacka - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Wieczory autorskie - Marek Gacka - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

MAREK GACKA

ur. 1952; Turek

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, księgarnia, działalność księgarska, wieczory autorskie, Jerzy Urban, Stefan Kisielewski

Wieczory autorskie

[Były] piękne wieczory autorskie, piękne spotkania w księgarni. Później, już jak miałem rozszerzoną [działalność] o księgarstwo, miałem księgarnię w Domach Centrum. Mnie dyrektor chciał zabić, bo wejść nie można było do Domów Centrum, bo pracownik puścił kaczkę, że dziś na pewno będzie już „Przerwana dekada” czy

„Alfabet Urbana”. A Urbana znalem jeszcze ze studiów. Dzwonię do niego, czy przyjedzie na wieczór autorski. „Przyjadę do ciebie”. Przyjechał z ochroną tym citroenem C, stara ta C piątka czy coś, ci ochroniarze, tu ludzie. Tu niby wolność, tu się boją, bo komunista, tu nie chcą wejść, nie chcą mieć zdjęcia, tu pełno telewizji, radia, bo wywiady chcą. Ale miałem fajnie, bo w tydzień później miałem Stefana Kisielewskiego, bo jego „Alfabet” się ukazał. I wiozę Stefana, i pytam: „Panie Stefanie, ale tu przy tym stoliku siedział pan Jerzy Urban, czy to nie przeszkadza, czy w innym lokalu zrobimy?”, „A coś ty, zgłupiał? Przecież to mój kumpel! Masz telefon do niego? Bo miałem z nim pogadać”. Dla mnie to było tak ogromnie sympatyczne, natomiast przepuściłem ogromną okazję. Znam jego syna, Jurka Kisielewskiego, fajny człowiek. Oni w w alei Szucha mieszkali w Warszawie i on, jak się tak spotykaliśmy, mówi: „Przyjedź do mnie, ty byś wziął książki ode mnie”. Ja mówię: „A pan by chciał sprzedać?”, „A, wiesz, a szczególnie te pobazgrane – mówi – bo ty je lubisz”, a ja pytam, tak nie pokapowałem: „Jakie pobazgrane, panie Stefanie?”, „No te, co to te głupie dedykacje, widzisz, każdy każe wpisywać – mówi – ja to cholerstwo mam tylko prawie takie”. Za pół roku tu przywiozłem go, nie wiem, czy w ramach Kularzu, już w nich nie uczestniczyłem, nie pamiętam, ale w ramach jakiejś imprezy na KUL-u mieli w programie Stefana Kisielewskiego. Oczywiście powiedziałem, że go przywiozę, bo to nie problem. Zadzwoniłem, umówiliśmy się, pojechałem i go przywiozłem na KUL, na spotkanie. Aula nabita, później nas podejmowała siostra Zdybicka, to [jak] wyszliśmy, była czwarta rano. Siostra cierpliwie znosiła. W każdym razie była przygotowana, czerwonego wina jej nie brakło. Było to coś pięknego. Jakie on wspomnienia robił. Z sejmu, z tych jego peregrynacji, z tych jego wydań. Tak

(2)

żałowałem bardzo często, że człowiek nie miał magnetofonu, że nie włączył i że to gdzieś tam dla potomnych nie zostało. A trzeba było być tak czujnym podczas rozmowy z nim, żeby się tylko nie nadziać, bo za chwilę cię nadziewał na widły z uśmiechem na ustach i puszczał między liny. I to mu dawało takie dobre samopoczucie, on się bardzo dobrze czuł.

Data i miejsce nagrania 2015-10-15, Lublin

Rozmawiał/a Alicja Magiera, Marek Słomianowski

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Najpierw się orze pole, potem się sieje trawę, potem się tę trawę ścina i się ją beluje, a potem zjada ją krowa.. A ja znam przedłużenie tej linii

Trzeba było ten czas zapełnić, żeby się nie nudzić i naprawdę zapełnialiśmy go w każdym możliwy sposób – były zabawy i gry.. Chłopcy przede wszystkim bawili się

Nas było tysiąc osiemset osób na KUL-u, studentów, a nie jak dziś dwadzieścia cztery tysiące, tak że my się na wszystkich wydziałach znaliśmy, już po pierwszym roku się

Trzech, czterech klientów się mieściło [w antykwariacie] i już było pełno, już tam nie było dyskusji, żeby ktoś jeszcze wszedł.. I tylko on wiedział, gdzie

Zamknęli całą Peowiaków, milicja go podprowadziła, jest w antykwariacie i interesowało go kilka pozycji, a szczególnie mówi: „Proszę pana, słyszałem, że pan dysponuje

Był taki mój kolega, z Anglii wrócił, z emigracji i znaki drogowe wchodziły nowe i on mówi: „Marek, ty masz znajomych w komendzie”, a był Arek Superczyński, my się

Tam przychodziliśmy z Ludwikiem Żmigrodzkim, panem doktorem, bo później się zaprzyjaźniłem z nim, później byłem dla niego, no, najbliższy, bo Katyń nas

W „Karafce La Fontaine'a” Wańkowicza jest bardzo dużo o szybkim czytaniu, więc dla mnie powieść dwieście, trzysta stron, żeby ją przerobić w wieczór, nie była