• Nie Znaleziono Wyników

48. Warszawa, d. 29 Listopada 1^85 r. T om IV .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "48. Warszawa, d. 29 Listopada 1^85 r. T om IV ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

4 8 . Warszawa, d. 29 Listopada 1^85 r. T o m IV .

TYGODNIK POPULARNY. POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie ,, 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata

i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, WŁ Kwietniewski, B. R ejchm an,

mag. A. Ślósarski i prof. A. Wrześniowski.

„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, których treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 */a,

za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.

A d re s E edakcyi: :F>cd.'wrale USTr 2.

Stacyja m eteorologiczna na szczycie Obir, w lim ie.

(2)

754 W SZECHŚW IAT. N r 48.

D la m eteorologii teoretycznej zarów no j a k i dla praktycznej, szczególnej w agi są stacyje, zakładane na wysokich górach; spo- w odu wszakże trudności, w iążących się z ich zakładaniem i prow adzeniem , liczba

1846; pracą tą zajm owali się naczelnicy ta ­ mecznej kopalni,[której eksploatacyja w szak­

że w r. 1875 zaniechaną została. P oniew aż w dni świąteczne górnicy opuszczają kopal­

nie i schodzą w doliny do swoich rodzin, do­

strzeżenia przeto w tym okresie przedsta­

w iają liczne p rz erw y , niemniej wszakże u tw orzyły one w ciągu trzydziestolecia cen­

ny bardzo m ateryjał. W r . 1876 i 1877 za­

szła przerw a, w r. 1878 spraw ą tą zajął się au stry jack i k lu b turystów w połączeniu z centralnym zakładem m eteorologicznym w W iedniu. D aw ny dom górniczy (na ry ­ sunk u dom na praw o położony), został za­

m ieniony na dom dla podróżnych, a oprócz tego zbudow ano jeszcze m ałe schronisko;

Fig. 2.

podobnych zakładów dotąd bardzo jeszcze je s t nieznaczną, lubo niektóre z nich, ja k na M ount-W ashington, M ont-S ouris, w wąwo­

zie św. T eodula, bogato są uposażone. Do tych należy i stacyja n a szczycie O b ir,o k tó - rćj urządzeniu d ają nam jasn e pojęcie załą­

czone ryciny, w zięte z czasopisma T ow a­

rzystw a m eteorologicznego austryjackiego.

O bir (H ochobir) je s t jed n y m z najw yż­

szych szczytów gałęzi A lp Ju lijs k ic h , zw a­

nej K araw ankam i, ciągnącej się na p rz e ­ strzeni 14 m il m iędzy rzekam i D ra w ą a Sa­

wą, na granicy K a ry n ty i i K rain y.

O bserw acyje m eteorologiczne na O birze prow adzą się ju ż dosyć dawno, bo od ro k u i

ustanowiono stałego obserw atora w lecie i zimie i odtąd prow adzone są staran ne i nie­

przerw an e dostrzeżenia. D y rek to r H an n, przy znając stacyj om górskim ważne znacze­

nie, zajął się gorliw ie uposażeniem tej in- stytucyi; w ro k u 1879 otrzym ała stacyja b a­

rom etr, a następnie uposażoną została w p rzy ­ rz ąd y autom atyczne czyli samopiszące. O d i ro k u 1880 posiada ona barograf, od r. 1881 term ograf; w S ierpniu 1885 roku na szczy­

cie g óry umieszczono anem om etr, a współ­

cześnie zaopatrzono stacyj ą w przyrząd au­

tom atyczny do notow ania natężenia prom ie­

niow ania słonecznego.

O d czasu założenia stacyi w r. 1846, pra-

(3)

N r 48. w s z e c h ś w i a t. i 755 cowało tam siedm iu obserw atorów ; są to

niew ątpliw ie ludzie istotnego poświęcenia, od zniesienia bowiem tamecznego górnictw a, długie, zimowe miesiące przepędzać muszą w zupełnej niem al samotności. W żywność zaopatruje obserw atora sąsiednia osada E isenkappel, z k tó rą stacyja połączona je s t obecnie telefonem; tą drogą przesyła obser­

w ator codziennie rano dostrzeżenia swe do E isenkappel, skąd telegrafem dostają się do zakładu centralnego w W iedniu.

Załączona rycina dokonaną została we­

d ług ry su n k u ręcznego p. B ergera, nauczy­

ciela w E isenkappel. S tacyja m eteorologi­

czna mieści się w większym domu, zbudo­

wanym na wysokości 2047 m, gdy właściwy szczyt góry (2140 m ) wznosi się! jeszcze o 100 m praw ie wyżej. Na szczycie tym

H U S

Fig. 3.

znajduje się anem om etr, czyli wiatrom ierz, przedstaw iony na fig. 3. F ig. 2 przed­

staw ia pokój, w którym mieści się telefon oraz barograf, notujący co godzina stan ci­

śnienia pow ietrza; w pokoju tym widzimy też term om etr i barom etr, konstrukcyi zw y­

czajnej, do właściwych obserwacyj służy wszakże inny, ścisły barom etr. R ycina da­

je nam widok stacyi w zimie, w lecie p rzed­

staw ia się ona weselej zapewne.

ZABESPIECZENIE POTOMSTWA

według

p ie f. ii& S. S a ie ila a d ti s Qnęa, p o d a ł W.

W ciągu życia każdego organizm u, który ju ż był przeszedł początki morfologicznego różniczkowania i przystosow ania, w ystępują raz tylko lub w określonych odstępach cza­

su te różnorodne objawy, które określają granice osobnikowego istnienia i ze względu na to, że zabespieczają pierw sze powodzenie potom stw a, można nazw ać „dbałością o po­

tom stw o". W szystkie należące tutaj obja­

wy w yrażają dbałość o zachowanie gatun­

ku, niewszystkie je d n a k te objaw y działa­

ją dla dobra bespośredniego potom stw a da­

nego organizm u. T ak naprzykład, rozm ai­

te środki rossiew ania nasion i owoców, do­

datki w postaci skrzydeł i piór, organy do pływ ania i chw ytania, m ają wielkie znacze­

nie w spraw ie rossiewania i tem samem istnienia całego gatunku; atoli dla rozwoju zarodka są one często szkodliwe. Nasienie może być rzucone przez w iatr na g ru n t by­

najm niej nieodpowiedni do kiełkow ania, może się dostać na nieurodzajną skałę, mo­

że wpaść w morze i t. d. Tem konieczniej­

szą staje się przeto dbałość o potomstwo, aby śm ierć ogrom nej ilości w ten sposób g i­

nących nasion m ogła być wynagrodzoną przez pom yślny rozwój doskonale zabespie- czonej generacyi zarodków, wzrastających wśród szczęśliwych w arunków .

W świecie roślinnym spotykam y głównie dw ie kategoryje zjaw isk, wyrażających te­

go rodzaju dbałość o potomstwo. Do p ier­

wszej kategoryi należą te przystosowania, które m ają chronić zarodek, znajdujący się w stanie spokoju lub w pierw szych stady- ja c h kiełkow ania, od mechanicznych uszko­

dzeń i wpływów atm osferycznych. D ru g a kategoryja zjaw isk m a na celu dostarczenie m łodem u organizm owi na pierw sze chwile

(4)

756 w s z e c h ś w i a t. N r 48.

w zrastania koniecznych m ateryjałów budo­

wlanych.

P oznajm y naprzó d pierwszą, k ateg o ry ją zjaw isk. Ju ż u najniższych form ro ślin ­ nych, bakteryj i grzybków rosszczepkow ych można zauważyć, że kom órki rospłodow e

„zarod niki1* otoczone są w praw dzie cienką, lecz mocną i ję d rn ą błoną.. j e j to właśnie zawdzięcza zarodnik swoję odporność w w al­

ce ze szkodliwem i w pływ am i zew nętrznem i, odporność, k tó ra czyni go zdolnym do p rz e ­ trzym ania często długotrw ałego i zm ienne­

go stadyjum spokoju. N ad bezbarw ną, gładką, słabą błoną w ew nętrzną, endospo- rium , znajduje się mocna, często rozm aicie zabarw iona zew nętrzna błona, exosporium , której pow ierzchnia bywa p o k ry ta zw ykle brodaw kam i, kolcam i i t. d. i k tó ra stano­

wi w łaściw ą błonę .ochronną zarodnika.

U jaw nokw iatow ych roślin, w ytw arzają­

cych nasiona, skorupki ochronne na nasio­

nach i owocach, są to ju ż całe tk an k i z nie­

zm iernie złożoną budow ą histologiczną. Są one dziw ne i nadzw yczaj ciekaw e z tego w zględu, że pomimo swój nieznacznej wiel­

kości posiadają bardzo dużo znam ion p rz y ­ stosowania. Jed n em z najw ażniejszych ta ­ kich znam ion je s t „pow łoka tw ard a", któ­

ra spełnia dw ie bardzo w ażne role: popier- wsze, chroni nasienie od zgniecenia i po- w tóre, zapobiega w ytw arzaniu się podczas kiełkow ania przedw czesnych szp ar w łu ­ pinach w skutek pęcznienia nasion. O bie- dw ie te czynności pow łoka w ykonyw a dzię­

ki specyjalnym w arunkom histologicznym : Z je d n a j strony kom órki pow łoki „ tw a r­

dej 11, ułożone są w szczególny sposób w po­

staci pryzm atów , pionow ych do pow ierz­

chni nasienia, a zgrubiałe ścianki kom órek są mocno ze sobą spojone i tw orzą silnie zbudow aną w arstw ę palisadow ą. P rz y k ła ­ dy tego w idzim y u S trąkow ych (Legurni- nosae), S lazow atych (M alvaceae), O stro- m leczowych (E u p h o rb ia cea e) i u wielu R destow atych (Polygoneae). Tego rod za­

j u budow a zapobiega zgnieceniu. Z d ru ­

giej strony kom órki w łupinach, p o k ry w a­

jący ch owoce i nasiona, są ułożone rów no­

legle do pow ierzchni łup in y i w rozm aitych w arstw ach się krzyżują, co spraw ia, że tk a n ­ k a nabiera elastyczności i zapobiega w ytw a­

rz an iu się szpar. Za p rz y k ła d może nam

posłużyć łu p in a owocowa ziarn a pszennego i żytnego. Z grubiałe kom órki naskórkow e są ułożone w zdłuż ziarna, gdy tymczasem głębsze w arstw y kom órek, w postaci czółen, są ustaw ione poprzecznie.

B y tw ard a w arstw a m ogła przepuszczać wodę, niezbędną do procesu pęcznienia na­

sion, posiada ona W określonych miejscach szczeliny, przez które dostaje się woda.

U S trąkow ych i innych istnieje ta k z w . zna­

czek (hilum ), k tó ry zapew nia łatw y p rz y ­ stęp wody. P raw ie zawsze n a pępku, t. j.

w m iejscu, gdzie nasienie je s t zw iązane o r­

ganicznie z nasiennikiem , można zauważyć bardziej delikatną budowę. Często zn ajd u ­ jem y tu także tkankę z kanałam i międzylto-

mórkowemi, zw aną miękiszem gwiazdowa- tym , k tó ra pozw ala wodzie łatw o przenikać.

U nasion paciorecznika (C anna) istnieje po­

w łoka tw arda naw et na pępku. S kłada się ona z kom órek wysokich palisadowych, po­

siadających gru be ścianki, p od którem i z n a j­

dujem y 5 — 6 pokładów kom órek skjeren- chym atycznie zgrubiałych. Gołem okiem dostrzedz można na pow ierzchni łupiny w ielką ilość dołeczków, ja k b y igłą zrobio­

nych. B adanie m ikroskopowe wskazuje, że każdem u dołeczkowi odpow iada szparka, od której rospoczyna się lejkow aty kanał, prze­

bijający w arstw ę palisadową. Są to w ła­

śnie otw ory, px-zez które paciorecznik pod­

czas procesu pęcznienia otrzym uje wodę.

Zupełnie inną, ale niemniej ciekawą budo­

wę, zn ajdujem y u słonecznika (H elianthus annuus). Ł u pina owocowa składa się głó­

wnie z w arstw y tw ardej, utw orzonej z ko­

m órek sklerenchym atycznych, rów nolegle do powierzchni owocu, a nadto w kierun ku podłużnym tegoż. N ad tw ardą w arstw ą zn ajd u je się tkanka, k tó ra przez spłaszczo­

ną formę i prom ieniow aty u kład kom órek przypom ina tk ank ę korkow ą; błony jedn ak tych kom órek posiadają liczne, okrągłe k ro p k i. N ad tem wszystkiem znajdujem y jeszcze naskórek. P o d tw ardą w arstw ą wi­

dzim y tkan kę m iękiszową, utw orzoną z ko­

m órek, posiadających delikatne błony, w k tó ­ rej przebiegają wiązki włóknonaczynne.

W a rstw ę tw ardą, na całej długości nasienia, przebiegają szeregi kom órek, prom ienisto ułożone, które okazują wiele podobieństwa z prom ieniam i rdzeniow em i drzew iglastych.

(5)

N r 48. W S Z E C H Ś W IA T . 757 Podobieństw o to zw iększa się przez prom ie­

nisty u k ład kom órek, mających liczne kro p ­ ki na swych dość delikatnych ściankach. Ze p rzy pomocy wspom nianych kom órek, sze­

regam i prom ienisto ułożonych, nasienie po­

biera wodę podczas okresu kiełkow ania, ła­

two się przekonać w następujący sposób.

Jeżeli włożymy owoc słonecznika do ros­

tw oru eozyny i po trzech godzinach zrobi- my poprzeczne przecięcia łupiny, to, bada­

ją c pod m ikroskopem przecięcia, zauważy­

my, że czerw ony rostw ór przeniknął przez szeregi delikatnych kom órek do miękisza łupiny, gdy tym czasem najzew nętrzniejsze po kłady twardej w arstw y, zupełnie się jesz­

cze nie zabarw iły.

P rócz tw ardej w arstw y znajdujem y w wie­

lu łupinach nasion i owoców inne jeszcze w arstw y kom órek, również mające znacze­

nie fizyjologiczne. Często form uje się „w ar­

stw a barw nikow a“ (pigm entowa), zaw iera­

ją c a barw nik, od którego zależy kolor na­

sienia i który się znajduje albo w ew nątrz kom órki albo w błonie kom órkow ej. W ziar­

nach pszenicy i żyta w arstw a barw nikow a leży pod wyżej wspom nianem i kom órkam i form y czółenkowej i składa się z elementów płaskich, niskich. W nasieniu lnu, w arstw a ta zajm uje najw ew nętrzniejsze miejsce w skorupie i składa się z tabliczkow atych kom órek. Z darza się dość często, że tw ar­

da w arstw a ma zarazem znaczenie pigm en­

tow ej, albo że u pstro zabarw ionych nasion, rozm aite b arw n iki porozrzucane są w roz­

m aitych w arstw ach. Uczeni w rozmaity sposób usiłow ali objaśnić bijologiczne zna­

czenie w arstw y barw nikow ej. B runatną barw ę, ja k o najczęstszą, uważano za ochron­

ną z tego powodu, że m iałaby czynić nasio­

na niewidzialnem i dla ptaków. P rzypusz- j czenie to je d n a k łatw o upada wobec faktu istnienia pstro zabarw ionych nasion, które- by znów w ym agały zupełnie innego tłum a­

czenia. R. A. W al lace przypuszczał, że w arstw a barw nikow a posiada znaczenie w spraw ie rossiew ania nasion, objaśniając to tym sposobem, że barw ne nasiona, m ylnie brane przez ptaki za jagody, byw ają zjada­

ne, lecz niestraw ione z łatwością wycho­

dzą z kanału pokarmowego. Lecz i to przypuszczenie nie może mieć wartości, póki nie znajdzie potw ierdzenia w ści­

śle prow adzonych badaniach obserw acyj­

nych.

W sposób zupełnie odm ienny usiłow ał niedaw no wyjaśnić znaczenie w arstw y b a r­

wnikowej A. Pouchon ’). O pierając się na wpływie, ja k i światło wywiera na chem icz­

ne zjaw iska podczas procesu kiełkow ania, Pouchon określał ilość pochłanianego tlen u i w ydzielanego dw utlenku węgla przy dzia­

łaniu św iatła u rozm aitych kiełkujących na­

sion, k tó re należąc do jednego g atunku, ro z­

maicie były zabarwione. D rogą tych do­

świadczeń doszedł on do wniosku, że cie­

mne nasiona w śród tych sam ych w arunków więcej aniżeli białe pochłaniają tlen u i w y ­ dzielają dw utlenk u węgla. W sk utek tego w pierw szych szybciej będą zachodzić pe­

wne chemiczne przem iany, ja k np. przem ia­

na legum inu w asparaginę, niż w ostatnich.

Lecz i pogląd P ouchona posiada ch arak ter jed y n ie hipotetyczny.

N astępną z kolei w arstw ą kom órkową ze znaczeniem fizyjologicznem, je s t „w arstw a pęczniej ąca“, o której można coś więcej określonego powiedzieć, niż o poprzednio rospatryw anej. W arstw y te są właściwe łupinom owoców i nasion wielu roślin. S kła­

dają się z kom órek o błonach zgrubiałych, zdolnych wciągać wodę z wielką siłą i w d u ­ żej ilości, w skutek czego pęcznieją i tworzą bezkształtny klej, który całe nasienie okry­

wa. W arstw a pęczniejąca tw orzy zwykle najzew nętrzniejszy p okład kom órek w łu ­ pinie owocu lub nasienia, ja k np. u lnu i u rozm aitych gatunków szałw ii i babki. O si­

le, z ja k ą w arstw a ta ssie wodę, wnosić mo­

żna stąd, że w zetknięciu z wodą w ciągu godziny, nasienie lnu powiększyło dwa ra ­ zy, szałw ii (Salvia pratensis) trz y razy, a n a ­ sienie babki (P lantago) pięciokrotnie zw ięk­

szyło swój ciężar. Zdaje się, że zadanie w arstw y pęczniejącej polega nie tyle na przyspieszeniu procesu pęcznienia, ile na za- : bespieczeniu samych nasion. D aje ona za­

rodkow i możność pęcznienia i utrzym yw a-

') R echerches su r le role de la lnm iere dana la ger- m ination. Annalea des sciences natu relles, IV Se- I rie , Tom e X.

(6)

758 w s z e c h ś w i a t. N r 48.

nia jednostajnej wilgotności, w skutek czego chroni kiełkujące nasienie od ew entualnego wyschnięcia.

Niezawsze je d n a k ro la ochronna łu p in y owocowej lub nasiennej p rz y p ad a na tk an k i ściśle określone pod względem anatom icz­

nym lub fizyjologicznym. N iektóre szko­

dliw e w pływ y byw ają osłabiane przez cał­

kow ite okrycie nasienia. Stosuje się to p rz e ­ dew szystkiem do swobodnego przystępu po­

w ietrza, k tóre w zw iązku ze zm ienną ilością zaw artej w niem wilgoci często bardzo szko­

dzi sile kiełkow ania. W ykonano dośw iad­

czenie ze stu nasionam i konopi zupełnie nie­

uszkodzonych, a stu cokolw iek nadpęknię- tych, które poddano kiełkow aniu p rzy mo­

żliwie jedn ak o w y ch w arunkach. Z całych ziarn kiełkow ało 80, a z n adpękn iętych ty l­

ko 54 i spomiędzy tych ostatnich 12 zaraz na d ru g i dzień zginęło. Ł u p in a może być rów nież w pew nych razach praw dziw ą zbaw czynią dla kiełkującego nasienia. Jeśli nasiona zw yczajnego grochu obierzem y z łu ­ p iny i zasiejemy, to przy bardzo pom yśl­

nych w aru nkach kiełkow ania (do ja k ic h n a­

leży przedew szystkiem optim um tem p eratu ­ ry), rozw iną się z nich bardzo silne i zdro­

we roślinki młode. Jeżeli je d n a k tem p era­

tu ra będzie w zględnie niską (12—-18° C), a ziemia wilgotną, to kiełkujące nasiona bę­

dą gnić i całkow icie zniszczeją. P rz y tych samych atoli w arunkach nieobrane n a­

siona grochu k iełk u ją zupełnie n o rm al­

nie.

Przechodzim y teraz do dru g iej kategoryi przystosow ań, ch arakteryzujących dbałość o potom stwo w państw ie roślinnem . Cho­

dzi tu o nagrom adzenie m ateryjałów zapa­

sowych, z ja k ic h roślina m a korzystać pod­

czas kiełkow ania (wschodzenia). O ddzielny od organizm u m acierzystego, czy to zaro ­ d n ik jednokom órkow y, czy też zarodek, t. j.

roślinka w ielokom órkow a z zaczątkiem ło­

dygi, korzenia i liści, nie posiadają w ża­

dnym razie przyszłych organów odżywczych tak dalece rozw iniętych, aby bez dalszego kształcenia się, m ogły odpow iedzieć swem u fizyjologicznemu przeznaczeniu. F izyjolo- giczna zaś samodzielność m łodego organiz­

mu, może być osiągniętą zapom ocą proce­

sów w zrastania, ja k ie się odbyw ają jed y n ie

kosztem zapasów żywności, które zarodek otrzym uje od m acierzystego organizm u. J a ­ kość m ateryjałów zapasowych je s t w ści­

słym zw iązku z chemiczną n atu rą p roto plaz­

m y i błon kom órkowych. Protoplazm a sk ład a się głów nie z m ateryj białkow ych, a więc i w skład zapasu wchodzić muszą głów nie substancyje białkow e. B łony kom ór­

kow e są utw orzone z wodanu w ęgla błon­

nika (celuloza), k tó ry w ciągu rozw oju u le­

ga rozm aitym przem ianom , a więc i odpo­

w iednia część m ateryjału zapasowego sk ła­

da się z wodanu w ęgla (krochm alu, cukru, błonnika), albo też z substancyi, k tó ra przez proste utlenienie może być łatw o przem ie­

nioną w wodan węgla; substancyją tą je s t tłu sty olćj. Nim badać będziem y rozm aite sposoby mięszania się i grom adzenia m ate­

ry jałó w zapasowych, musimy naprzód zw ró­

cić uw agę na miejsce grom adzenia się tych substancyj.

T k an k a kom órkow ata, w którćj grom adzi się zapas pokarm ow y nasienia, może mieć z p u n k tu widzenia m orfologiczno-rozw ojo- wego rozm aite znaczenie. W bardzo wielu w ypadkach „tk an k a odżywcza'* nie znajduje się w żadnym organicznym zw iązku z za­

rodkiem . W woreczku zarodkow ym po­

w staje tkanka, która otacza dokoła zarodek lub też tylko z jed n ćj strony do niego przy­

lega; jestto bielmo w ew nętrzne (endosper- m um). U G rzybieniow atych (Nyinpheaceae) i P iep rzo w atych (Piperaceae) słabo rozw i­

nięte bielmo w ew nętrzne bywa uzupełniane przez t. zw. bielmo właściwe albo zewnę­

trzn e (perisperm um ) t. j . tk an k ę odżywczą pow stałą w skutek przeobrażenia się komó­

re k w ew nątrz zalążka. W e wszystkich tych w ypadkach rozw ijający się zarodek musi ciągnąć podczas procesu kiełkow ania n a g ro ­ m adzone zapasy z bielm a w ew nętrznego lub z bielm a właściwego; proces ten często usku­

tecznia się zapomocą oddzielnych organów wysysających. U w ielu je d n a k gatunków roślin, a mianowicie u tych, które stoją wy­

żej pod względem filogenetycznym, u s k u ­ tecznia się to wysysanie pokarm ów zapaso- wych ju ż podczas dojrzew ania nasienia i w tym razie zam iast bielm a w ew nętrznego funkcyjonują, ja k o zbiorniki m ateryjałów zapasow ych— liścienie. Tego rodzaju gro­

m adzenie zapasów, je s t wyższym stopniem

(7)

przystosow ania; zarodek ma jnienajlepiej za­

pew niony pokarm n a czas dalszego rozwoju.

(dok. nast.) __Nr 48.

0 WPŁYWIE SIŁY CIĘŻKOŚCI

NA DZIELENIE SIĘ

K O M Ó R E K ,

TR7.E7.

ISo/.alij.i S i l b e r s ti - i n .

Nauki bijologiczne mają, obecnie w yra­

źnie w ytknięty kierunek, polegający na tem, że uczeni starają się dojść do zrozum ienia budowy i funkcyj istot wyższych, lepiej uor- ganizow anych, o czynnościach bardziej zło­

żonych i różnorodnych, na zasadzie znajo­

mości ustrojów najprostszych, funkcyje któ­

rych są zarazem mniej liczne i mniej też skom plikowanej natu ry . M etoda ta badań okazała się dla nauki bardzo bogatą w sk u t­

ki, oddała tej ostatniej niezm iernie ważne przysługi, zaznaczyć wszakże należy, że by­

ła ona przew ażnie stosowaną do morfologii, a mniej do fizyjologii zw ierząt. D lategoteż dziwić się nie m ożna, że gdy obecnie anato- m ija i em bryjologija porównawcza stanowią, tak znacznie rozw iniętą gałęź bijologii, fizy- jo lo g ija porów naw cza znajduje się dopiero w zaczątkow em stadyjum swojego rozwoju.

D aje się to łatw o wytłum aczyć wielkiemi trudnościam i, ja k ie nauka napotyka na dro­

dze fizyjologicznych badań nad istotami n aj­

niższego szczebla drabiny ustrojów zwierzę­

cych; pomimo je d n a k tych trudności, od cza­

su do czasu pojaw iają się ważne prace w kie­

ru n k u takich badań.

W szelkie usiłow ania, przedsięwzięte w ce­

lu wyjaśnienia fizyjologii kom órki, tej pod­

staw y każdego organizm u, mogą rzucić wa­

żne św iatło na objaw y życiowe jestestw wyższych. Jed n ę z najważniejszych czyn­

ności kom órki stanow i rozmnażanie się jej, czyli dzielenie. K om órka jajow a, dzieląc się, w ytw arza całe gi'upy kom órek, z k tó ­ rych bu du je się ciało organizm u. Dlatego

też w ykrycie czynników , w arunkujących proces dzielenia się komórek, stanow iący pierw szy m om ent w życiu zarodka, może dać niejednę wskazówkę co do ogólnego rozw oju tego ostatniego.

W tym właśnie k ierunku rospoczął bad a­

nia znany uczony niemiecki, prof. E . Pflii- ger '). S tarał się on w ykryć, czy siła cięż­

kości w pływ a n a dzielenie się kom órek, a przez to otw orzył nowe pole badań i po­

budził um ysły innych uczonych do bliższe­

go zastanow ienia się nad tem pytaniem . J a ­ ko m ateryjał służyły Pfiiigerow i ja ja żabio, składające się z dw u, nierów nej wielkości, półkul: m niejszej, ciem nej, zabarwionej i większej, jasn ej, barw nika pozbawionej.

Połączyw szy środki pow ierzchni dwu tych półkul, otrzym ujem y tak zw aną oś jajo w ą (fig. l o s ) , która w ja jk a c h zapłodnionych i swobodnie w wodzie pływ ających, p rz y j­

muje k ierunek pionowy, przyczem część ciemna, której środek zowie się biegunem zwierzęcym (o) zw róconą je s t ku górze, część zaś jasna, zaw ierająca biegun roślinny (s), zwróconą je st k u dołowi. Ś rodek cięż­

kości ja jk a leży na osi jajo w ej, bliżej biegu­

na roślinnego, z czego wnosić możemy, że substancyje, część jasn ą stanowiące, m ają większy ciężar właściwy, aniżeli te, z któ­

rych składa się część ciemna. K iedy ja jk o zapłodnione dzielić się poczyna, pierw sze dwie płaszczyzny podziału idą pionowo i przecinają się wzajem nie pod kątem p ro ­ stym, według linii, stanowiącej zarazem oś jajow ą, a w ten sposób jajk o dzieli się na cztery rów ne części. T rzecia płaszczyzna podziału je s t poziomą, a więc prostopadłą do dw u pierw szych, przecina je d n a k ja jk o nie w edług rów nika, lecz bliżej bieguna zwierzęcego, tak, że w rezultacie otrzym u­

jem y osiem nierów nych części: cztery m niej­

sze, tak zwane zwierzęce, u góry i cztery 759

‘) E. Pfliiger, Ueber den Eiufluss der Schwerkraffc auf die T heilung der Z ellen. A rchiv f. d. ges. Phy- siologie Bd XXXI 1883.

T e n ż e :,,Ueber den Einflusa der S chw erkraft auf die T heilung der Zellen un d auf die Entw icklung' des E m bryo. 2 A bhandlung. A rchiy f. d. ges. P hy- siologic. Bd XXXII 1883.

W S Z E C H Ś W IA T .

(8)

760 W SZECH ŚW IAT. N r 48.

większe czyli roślinne, u dołu. T akim je st przebieg przew ężania się czyli segm entacyi w w arunk ach n orm alnych, P fluger zaś p rzy ­ mocowywał ja jk a w ten sposób, że oś ich j a ­ jo w a nie biegła pionowo, lecz stanow iła z kierunkiem tym pew ien kąt; pomimo to j e ­ dn ak pierw sze dw ie płaszczyzny podziału szły zawsze pionowo. P flu g er w yw niosko­

w ał z tego, że siła ciężkości odgryw a ważną, rolę przy dzieleniu się ja jk a i że wogóle wy­

w iera ona w ielki w pływ na organizacyją.

W k ró tce po pojaw ieniu się hypotezy Pflii- gera, k ilk u innych uczonych, ja k B orn, R oux, R auber, przedsięw zięli szeregi d o ­ świadczeń w celu zbadania słuszności tój h y ­ potezy. Z dośw iadczeń B orna ') n ad j a j ­ kam i żaby w ynika, że gdy ja jk o nie może

sw obodnie się obracać, w tedy ją d ro za p ło ­

dnione wraz z otaczającą protoplazm ą tw ó r­

czą, ja k o właściw ie lżejsze, zm ieniają swo­

je położenie, starając się zająć najw yższy p u n k t ja jk a . R o ux 2) p o d d aw ał j a jk a dzia­

łaniu siły odśrodkow ej ta k regulow anej, że dowolnie skierow ana oś jajo w a zachow yw a­

ła swoje nadane je j pierw otnie względem j a jk a położenie. J a jk a rozw ijały się w ta­

•) G. B orn, U eber den Einflnss d er Schw ere auf das F ro sch ei. Y erhandlungen d er m ediciniscLen Section d er schlesisehen G eselschaft fiir ra te rla n d i- sche C ultur, L ieferung vom 4 A p ril 1884. Separat- ab d ru ek aus der B reslauer a rz tlic h e n Z e itsc h rift N r 8.

2) W ilhelm Roux, U eber die E ntw iek elu n g der F ro sch eier bei A ufhebung der ric h te n d e n W irkung d er Schwere. S e p a ra ta b d ru e k aus d er B reslau er a rztlich en Z eitsch rift N r 6, 1884.

kich w aru n k ach doskonale, pierw sza płasz­

czyzna podziału szła zawsze w k ieru n k u osi jajow ó j, bez względu na położenie tej osta­

tniej w przestrzeni, z czego R oux w niosku­

je , że siła ciężkości nie w yw iera w pływ u na k ieru n e k płaszczyzn dzielenia, że natom iast w samem ja jk u spoczywają wszystkie siły rządzące jego norm alnym rozwojem . B a r­

dzo ciekawe są również doświadczenia R au- bera *), któ ry przym ocow yw ał ja jk a p strąg a w ten sposób, że tarczka zarodkow a skiero­

w aną by ła na zew nątrz linii pionowej; w te­

dy rospoczynały się szczególne ruchy obro­

towe zaw artości,jajow ej, przyczem tarczk a sta ra ła się znów zająć swoje norm alne na linii pionowej położenie. G dy ruchom tym przeszkadzano, ja jk o nie rozw ijało się no r­

m alnie, w niektórych razach tarczka p rz ed ­ staw iała cienką warstwę rospostartą n a żółt­

ku, przyczem nie można było zauważyć n a­

w et śladu dzielenia się ja jk a , w innych znów razach tarczka w dziwny ja k iś sposób zm ie­

nioną była. R au b er ro bił także doświad­

czenia z przyrządem odśrodkowym , n a któ­

rym ja jk a rozw ijały się zupełnie norm alnie, pomimo to, że siła ciężkości była tu zniesio­

ną, przyczem tarczka zarodkow a zajm ow ała zawsze położenie dośrodkowe, pozostała zaś część — odśrodkowe. R auber w yprow adza wniosek, że siła ciężkości zastąpioną być może przez siłę odśrodkow ą i że wogóle nie­

zbędną je s t ja k a ś siła zew nętrzna, kierująca dzieleniem się ja jk a . P o d tym względem R aub er zgadza się poczęści z Pflugerem:

obaj u p a tru ją p rzy dzieleniu się ja jk a ko­

nieczność jak iejś zew nętrznej, kierującej siły.

Jeszcze przed ukazaniem się prac powyż­

szych B orna, R ouxa i R aubera, prof. O skar H e rtw ig , zainteresow any ciekawemi o d kry­

ciami Pflugera, zw rócił uwagę na następu­

ją c ą okoliczność. G dyby rzeczywiście siła ciężkości w pływ ała bespośrednio na k ie ru ­ n ek dzielenia się ja jk a znaczyłoby to, że tak ważny proces bijologiczny znajduje się w bespośredniej zależności od zew nętrznej

') A. R auber, Schw erkraftyersuehe an Forellen- eiern. B eriehte d er naturforschenden Geselschaft zu L eipzig, 12 F ebr. 1884.

(9)

N r 48. W SZECHŚWIAT. 761 mechanicznej siły. A le oto H e rtw ig rzuca

myśl, że substancyje jajo w e, które, ja k po ­ wiedzieliśm y w yżśj, posiadają niejednako­

wy ciężar właściwy, pod wpływem siły ciężkości układ ają się z konieczności zawsze w pew nym określonym wzajem nym stosun­

k u i że ten to stosunek ich ułożenia w arun­

kuje kierunek płaszczyzn dzielenia. Jeżeli takiem tylko je s t działanie siły ciążenia, w takim razie zjaw isko to nie przedstaw ia nic osobliwego, je s t zaś tylko szczególnym w ypadkiem ogólnego p raw a. W doświad­

czeniach Pfliigera, ja jk o nie mogło swobo­

dnie się obracać i przyjąć położenia, w któ- rem oś jajo w a stoi pionowo, przypuścić za­

tem można, w edług H ertw iga, że w tedy sub­

stancyje jajo w e zm ieniły swoje położenie, sprow adzając znów środek ciężkości ja jk a na jed n ę prostą liniją z jego najwyższym punktem , a zmieniona w ten sposób oś ja jo ­ wa znów zajm uje pionowe położenie. Na dowód praw dziw ości swój myśli, H ertw ig wskazuje ja jk o kurze, w którem tarczka za­

rodkow a zajm uje zawsze najw yższy punkt, niezależnie od położenia samego ja jk a .

(dok. nast.)

OSTATNI E l PODROŻY

PO EKWADORZE

PRZEZ

Ja n a S ztolcm ana.

Cz. II, O T O C Z E N IE C Z Ł O W IE K A w E K W A D O R Z E .

(Ciąg dalszy).

Obok powyżej wymienionych zw ierząt domowych czysto am erykańskiego pocho­

dzenia, spotykam y w E kw adorze inne, sp ro ­ wadzone z E uropy przez hiszpanów . Am e­

ryk a pod względem roślin upraw nych, jeże­

li nie w yrów nała, to p rzynajm niej znako­

micie zbliżyła się do starego lądu, którem u w zamian za pszenicę, jęczm ień, trzcinę cu­

krow ą i inne pierw szorzędnej wartości ro­

śliny, dała kartofle i kukurydzę; niew iele je d n a k przysłużyła nam się swemi zw ierzę­

tami domowemi, gdy w zamian dostała inne

| niepospolitej użyteczności: wół, koń, osieł, j baran, a pom iędzy drobiem k u ry nie posia­

dają rów nych sobie n a nowym lądzie. To też zdobywcy, widząc brak zw ierząt, które- miby można było zastąpić europejskie ga­

tunki, nie om ieszkali ich sprow adzić,a szyb­

kie rospow szechnienie się tych zw ierząt na- j wet między indyjską ludnością, najw ym o­

wniej świadczy o ich użyteczności. W idzie­

liśmy ju ż, że koń, m uł i osieł zastąpiły lamę j w znaczeniu bydląt jucznych, a baran wy­

p a rł ją ze stanow iska w ełnodajnego g atun­

ku. Bliższy rz u t oka na rasy domowych zw ierząt starolądow ego pochodzenia zapo­

zna nas z ich większą lub m niejszą użytecz­

nością dla dzisiejszego mieszkańca nowego lądu.

B ydło rogate. W pierw szej części n in iej­

szej pracy zaznajom iliśm y się ju ż nieco z ra ­ są pom orską rogatego bydła. N a Pom orzu je d n a k hodow la bydła, acz wysoce rozw i­

nięta, nie stoi na tak im stopniu, j a k w są­

siednim regijonie S ierry, co z jed n ej strony przypisać należy znaczniejszym obszarom pastw isk, a z drugiej brakow i pasorzytnej muchy (Oestrus), o k tórej poprzednio wspo­

mniałem. W zględny naw et stosunek ilości bydła rogatego do liczby mieszkańców jest większy w S ierra niż na Pom orzu, o czem łatwo nas przekona fakt, że to ostatnie po­

trzebuje w ypełniać b raki na własną potrze­

bę sprow adzaniem wołów z w nętrza kraju.

Rasa serrańska i punow a bydła rogatego tem się różni od pom orskiej, że m a szerść dłuższą, rozw ijającą się często w rodzaj sto- j ącej grzyw y na grzbiecie, a rogi nie tak w ty ł podane. Je st nadto bardziej krępa i silniej zbudowana, na nogach nieco krót­

szych. Różnice te pow stały zapewne nie pod wpływem wyboru sztucznego, lecz w prost dzięki działaniu bespośredniemu wa­

runków klim atycznych i topograficznych.

B arw y też (maść) najczęściej spotykane są różne: do najpospolitszych należy czarna, brudnobiala (barroso krajowców), oraz b ru ­ natna z ja sn ą szeroką smugą w zdłuż grzbie­

tu, ja k u bydła z rasy Schwitz. Często też spotyka się maść ruda, graniasta, gdy czy­

sto biała je s t rzadkością.

(10)

762 w s z e c h ś w i a t . N r 48.

Zwrócę tu uw agę czytelnika n a w ielką łatwość hodow ania w szelkich zw ierząt d o ­ mowych traw ożernych, ja k ą posiada miesz­

kaniec E kw ad o ru lub P e ru , a to dzięki b ra ­ kow i w ybitnych p ó r roku. T em p eratu ra średnia w różnych epokach roku, w a h a się tam w bardzo m ałych granicach, a je d y n ą w ybitniejszą różnicą p ó r ro k u je s t m niejsza lub większa ilość spadłego deszczu. Dzięki tej okoliczności usuw a się wszelka potrzeb a obór dla zimowego przechow ania by dła, a co j e s t rzeczą jeszcze w ażniejszą, całoroczna, jednociągła obfitość zielonej paszy. R olnik więc ekw adorski nie p otrzeb uje ani obór budować, ani podściołki grom adzić, ani tra ­ w y kosić, suszyć i w stogi zbierać, ja k to czyni europejski hodowca.

P rz y ta k ułatw ionej hodow li rogatego bydła, nic dziw nego, że am erykański hodo- wca wielką doń wagę przyw iązuje, skoro te same, a może i większe korzyści otrzym uje, co i europejski rolnik. M ięso tam ja k i u nas stanow i podstaw ę kuchni; skóry w czę­

ści garbow ane na m iejscu, służą n a w yroby siodlarskie, szewckie i inne, a w części w su­

row ym stanie, eksportow ane są do E uropy.

M leko obraca się praw ie wyłącznie na sery, gdyż fabrykacyja m asła tam p raw ie nie istnieje, a użycia śm ietany wcale nie znają, zupy zaś lub inne potraw y zapraw iane by­

w ają serem. Ja k o bydlę pociągowe, wół ekw adorski m a mniejsze może znaczenie, niż u nas, w ew nątrz bowiem k ra ju , dzięki b ra­

kow i kołowej kom unikacyi, ru ch tow arów odbyw a się na grzbietach m ułów; niemniej je d n a k skutecznie używ ają wołów do uciąż­

liwej orki na skłonach gór. B ardzo też czę­

s t o spotkać można woły, użyte ja k o juczne

bydlęta. Ł ad u n ek w ołu, um ocowany w dw u sztukach, zw anych przez krajow ców „ter- cios“ na odpowiedniej podkładce („apare- jo “), chroniącej od poranienia, dochodzi zw ykle 2 0 0 funtów hiszpańskich, w yrów ny­

w a więc ładunkow i niezłego m uła. W ół m a tę przew agę nad m ułem lub koniem , że dzięki rozdw ojonym kopytom , nie ślizga się ta k łatw o na pochyłych, a przez deszcz roz­

moczonych drogach, piąć się więc może bes- piecznie po bardziej strom ych skłonach, ani­

żeli m uł lub koń. Ł ad u n e k przeto, szcze­

gólniej jeżeli je s t kruchy, bespiecznićj do­

chodzi na grzbiecie wolu, nieulegającego

ta k częstym pośliźnięciom i upadkom , ja k koń lub n aw et m uł. T a okoliczność skło­

n iła pew ną jejm ość w P e ru do używ ania wołu ja k o wierzchowca, podczas silnych deszczów, które zam ieniają drogi na trudne do przebycia szlaki: na tym dziwnym wierz­

chow cu odbyw ała ona podróże, wolniej w praw dzie, ale bespieczniej, niż na grzbie­

cie konia lub muła.

B ydło rogate chowa się w ew nątrz E k w a­

do ru w stanie napół dzikim, rzadko kiedy widując ludzi, oprócz pasterzy, którzy n ad ­ zór nad niem mają. O bszerne wyżyny, zw a­

ne przez miejscową ludność „param os“, ros- ciągające się powyżej granicy roślinności drzew iastej, p o k iy te traw ą k o rdy lijerską (Stipa), oraz pew nym gatunkiem C arexu (?) dostarczają pastw isk, których jako ść pozo­

staw ia w praw dzie wiele do życzenia, lecz których obszar zato je s t bardzo znaczny, po­

zw alający na znakom ity rozwój hodowli by­

dła. W tych zaś m ajątkach, które leżąc ni- żćj, p rz y ty k a ją do leśnych płatów , oczysz­

czono znaczną część lasów, aby zdobyte tym sposobem przestrzenie obrócić na pastwiska.

Poniew aż m iejsca takie Są bardzo rzadko zam ieszkane, bydło więc w iduje tylko od czasu do czasu swych pasterzy, lub prze­

jezd ny ch podróżnych, gdy m ajątek taki przecina ja k a droga znaczniejsza. T en b rak obcow ania z ludźm i rozw ija w bykach, a często i w krow ach niezw ykłą złośliwość, któ rą atakam i! na przejezdnych m anifestują.

Częste w ypadki, kończące się nieraz śm ier­

cią nieszczęśliwego podróżnego, czynią wę­

drów kę w regijonie pastw isk alpejskich j dość niebespieczną, osobliwie zaś w razach, gdy przejezdny dosiada jak iego ś niezw ro- tnego, leniwego lub zmęczonego wierzcho­

wca.

B ydło, j a k i na Pom orzu, zostaje pod nad­

zorem pasterzy (vaqueros), których liczba zależy od rosciągłości m ajątku, oraz ilości inw entarza. Zwykle są to indyjanie, dosko­

nale obznajm ieni ze swem rzem iosłem, na k tó ry ch głow ie leży pilnow anie krów ciel­

nych, dojenie m leka i fabrykacyja serów.

C ielęta trzym a się w zagrodzie, obok chału­

py pasterza zbudow anej, dokąd raz na dzień dopuszcza się m atki dla wydojenia. Reszta zaś bydła, a mianowicie krow y jałow e, wię­

ksze cielęta, byki lub woły włóczą się samo-

(11)

W SZECHŚW IAT. 763 pas w dalszych zakątkach m ajątku, dzicze­

jąc od m łodu dla b ra k u ludzkiego widoku.

A by je d n a k kontrolę nad przybytkam i i ubytkam i w bydle zachować, każdy m ają­

tek urządza zw ykle raz na rok tak zwane

„rodeo de ganado“ *J, które polega na tem, aby wszystko bydło z całego m ajątku zgro­

madzić w jednej zagrodzie, co stanowi ope- racyją nadzw yczaj tru d n ą i niebespieczną, wziąwszy n a uw agę dzikość bydła. T aki spis w większych m ajątkach, liczących 2 0 0

lub więcej głów bydła, trw a zw ykłe parę ty­

godni, a niekiedy przeciąga się i do m iesią­

ca, w w ypadkach mianowicie, kiedy w prze­

ciągu dw u lub trzech lat zaniedbano bydła zgromadzać, wówczas bowiem bydło rospra- sza się po różnych odległych wąwozach i gę­

stwinach m ajątku, skąd niełatwo je s t ruszyć byki trzyletnie, które nigdy jeszcze na swych rogach lassa nie poczuły. „R odeo“ je st nie­

jak o świętem domowem, rodzajem zabawy, podobnej do w alki byków; zw ykle się też kończy poranieniem p a ru koni, niekiedy lu ­ dzi, a naw et i w ypadki śmierci byw ają skut­

kiem tej operacyi. W P aździerniku 1883 roku, m iałem okazyją przyjrzeć się w je ­ dnym z m ajątków okolicy m iasteczka Chun- clii, w ja k i to się sposób podobna operacyja odbywa; nie odrzeczy więc będzie podzielić się tem z czytelnikiem , dając m u treściwy opis.

M ajątek P acch a 2) położonym je s t na j e ­ dnym ze skłonów wygasłego w ulkanu A su- ay, zajm ując dość obszerną kotlinę, którćj dno było niew ątpliw ie przed niedaw nym j e ­ szcze stosunkowo czasem, dnem niew ielkie­

go jeziora. K otlinę tę otaczają półkolem wysokie góry, pokryte w znacznej części la­

sem, w śród którego tu i owdzie odbija się świeża zieloność pastw isk, przez wypalenie lasu utw orzonych. Równe dno kotliny, li­

czące około w iorsty kw adratow ej pow ierz­

chni, pokryw a bardzo b u jn a traw a, czyniąc z tego k aw ałk a ta k nazw any „potrero de ceba“ czyli pastwisko przeznaczone na tu-

') R odćar hiszp.—otoczyć.

J) P a c c h a znaczy po indyjsku „kąpiel11, są tam bowiem ślady daw nej sztucznej sadzaw ki, w której ostatni z Inkasów A tahuallpa kąpieli używał.

czenie bydła. T utaj raz na ro k grom adzi się kilkadziesiąt sztuk wołów, które w ciągu dw u m iesięcy dochodzą odpowiedniej tuszy, aby je do G uayaquilu na sprzedaż odstawić było można. W bliskości tego doskonałego pastw iska wznosi się na niewielkiem wzgó­

rzu „casa de la hacienda11 czyli dom zamiesz­

kany zw ykle przez głównego pasterza („ca- poral“); w dali zaś widać jeszcze k ilk a in­

nych chat rosproszonych po skłonach gór, a zamieszkanych przez kilku innych paste­

rzy, który ch liczba w Paccha dochodzi 7 czy 8. Poniew aż P accha liczy około 8000' wzniesienia nad poziomem morza, rośliny więc stre f um iarkow anych udają, się tu do­

skonale; widać po skłonach tu i owdzie nie­

wielkie pola kukurydzy, kartofli, bobu, faso­

li, grochu i innych.

Rodzina właścioiela Pakczy (tak czytać należy) zam ieszkiwała w sąsiednim m ajątku Guabalcon, położonym znacznie niżój, tak, że w nim trzcinę cukrow ą przeważnie u p r a ­ wiają. S tąd wyruszyliśm y pewnego pię­

knego dnia w drugiej połowie P aździernika 1883 roku, kaw alkatą, złożoną z jakich pię­

tnastu osób, między którem i przynajm iej połowa płci pięknej. Za nami ciągnęła służ­

ba, poganiając p aru osiołków, obładow a­

nych naczyniam i kuchennem i, zapasem ży­

wności, drobiem; nie zapomniano też o spo­

rej baryłce „anisado“ (anyżówki), k tó ra sta­

nowi niezbędny środek ekscytujący przy w szystkich zabawach i robotach. Pięliśm y się zw olna po strom ej drodze, prowadzącej j do Paccha, zatrzym ując się tylko niekiedy dla wypicia kieliszka anyżówki, któ ry zro­

biwszy koło, w racał do sakw. P o godzin­

nej blisko jeździe stanęliśmy w dom u ha- ciendy, gdzieśmy zajęli dwie izbypodobniej- szc do składów narzędzi rolniczych i zboża, niż do m iejsc mieszkalnych.

Zauw ażyłem , że dom oparkaniono świeżo mocnym płotem , d la uniknięcia przykrych wypadków z dzikiem bydłem , zdarzało się bowiem przedtem , że rozjuszone byki w pa­

dały nieraz do środka izb, trzym ając w sza­

chu płeć piękną i dzieci, które zaledwie czas m iały na strych się schronić. O bok też wzniesiono na czterech palach wysoką e stra­

dę, przeznaczoną dla pań, które z tego bes- piecznego miejsca, mogły się swobodniej

(12)

N r 48.

przy p atry w ać trudnej operacyi zaganiania bydła.

T ow arzystw o nasze pow iększyło się dnia tego o k ilk a jeszcze osób p rzybyłych z są­

siedztwa, a m ających także brać udział w „rodeo“ . M ieściliśmy się więc w dw u ciasnych izbach, j a k mogliśm y, śpiąc poko­

tem na tapczanach i na ziemi. P rz e z resztę dnia butelka „anisado“ nie próżnow ała, a kieliszek zataczał całe szeregi kó ł i linij krzyw ych aż do samego pójścia na spoczy­

nek, mnie tylko ja k o chorego, uw olniono od tćj operacyi.

D n ia następnego od samego ra n a , rospo- częło się zaganianie bydła. B rało w tem u d ział siedm iu czy ośmiu in dyjan pasterzy (pieszo) oraz dw u synów gospodarza i dw u innych ichmościów konno. W szyscy uzbro­

je n i byli w ark an y z wołowego surow ca skręcane. Z bydłem , pasącem się w bliż- szem sąsiedztwie zagrody, wznoszącej się obok naszego domu, niew iele jeszcze było do roboty, gdyż były to sztuki bardziej swojskie i przyzw yczajone do tego; zapę­

dzano je więc zw ykłe p arty ja m i po kilka głów;. J u ż i tu je d n a k zdarzyło się k ilk a sztu k nieukróconych, który m trze b a było laso na rogi zarzucać i do zagrody p ro ­ wadzić.

G d y n a tak ą sztukę trafią, puszczają na nią psy, k tóre obskoczywszy ofiarę, skubią j ą zw ykle w nogi, a niektóre odw ażniejsze czepiają się i nozdrzy. R ozjuszony zw ierz staje niekiedy, aby się bro nić napastnikom , a wówczas albo k tó ry z indyjan pieszo go dodania i laso n a rogi zarzuca, albo też któ-CT ryś z k o n n y c h ’ tego dokonyw a. B yw a też bardzo często, że laso padnie nie na rogi, lecz na szyję lub w pół ciała, wówczas więc sta ra ją się go przyw iązać do ja k ie g o pieńka lub krzak a, a zarzuciw szy drugie laso n a ro­

gi, pierw sze zdejm ują i także na ro g i zak ła­

dają. Z w ykle bowiem prow adzą bydlę na dw u postronkach, je d e n z nich trzym a in­

dyjanin, idący przodem , a dru g i — jeg o to­

warzysz, pow strzym ujący rozjuszonego zwie­

rza, k tó re okazuje ciągłą ochotę wzięcia na rogi idącego przodem . Z arzucenie łasa dzia­

ła na bydlęta, nieprzyzw yczajone do tego, tak gw ałtow nie, że n iektóre sztuki z furyi jed y n ie, dostają nerwowego drżenia na ca-

łem ciele i nieżywe, ja k piorunem rażone, padają.

Indyjanie z Paccha m ają sław ę doskona­

łych „vaqueros'‘. W samej rzeczy, ten kto ich w idział dzień po dniu uganiających się po nierów nym , a często bardzo strom ym gruncie, za napół dzikiem bydłem , kto mógł podziw iać ich zręczność w rzucaniu pętli i ich zimną k rew wobec rozjuszonych by­

ków , zrozum ie tylko całą trudność zadania, ja k a na ich głowie spoczywa. Ileż to razy w ciągu jedn ego „rodeo“ zdarzy się każde­

m u z nich znaleść się w m iejscu otwai-tem oko w oko z rospasanem do ostatecznej fu­

ry i zwierzęciem? Byłem sam świadkiem , ja k olbrzym i i najdzikszy z byków przez psy osaczony, rzucił się w pełnym galopie n a jednego z indyjan wśród otw artej rów ni­

ny. W szyscy obecni wydali krzyk i zgrozy, sądzili bowiem, że nieszczęśliwy śmierci nie uniknie! P rzy to m n y jed n ak człowiek w chw i­

li ju ż , gdy go byk m iał rogam i chwycić, rz u ­ cił się przed nim na ziemię, a g łup i zwierz przesadziw szy przez niego poszedł sobie da­

lej. Podobne sceny pow tarzają się dość często. T ylko z takim i ludźm i można do­

prow adzić skutecznie do końca tru d n e zada­

nie zgrom adzenia dzikiego bydła w jednej zagrodzie. W ytrzym ałości tych indyjan, oraz ich zręczności w rzucaniu lassem, za­

w dzięczam y zdobycie pięknego egzem pla­

rz a tap ira, k tó ry dziś zdobi G abinet Zoolo­

giczny warszaw ski.

Znakom icie też pom agali indyjanom dwaj synowie gospodarza, m ający sławę najlep­

szych jeźdźców i najzręczniejszych lasserów w okolicy. Starszy szczególniej, imieniem Scypion odznaczał się nieustraszonością i dzielnem w ładaniem pętlą. Co pewien czas widzieć go można było, ja k n a rączym ru m ak u pędził przed którym z dzikich by­

ków, prow adząc go uw iązanego za rogi do lassa, którego drugi koniec zakręcał na łęku

| z przodu siodła. Pew nego dnia w rócił na koniu ze zranionem udem , byk w pakow ał ró g biednem u zw ierzęciu na parę cali głę-

1 boko. Innym znów razem , koń nie w ytrzy­

m ał naprężenia lassa i padł na bok, a jeź­

dziec wraz z wierzchowcem pociągnięci zo­

stali na przestrzeni kilkudziesięciu kroków i gdyby nie pęknięcie lassa, Scypion pew nie- j by śm ierć poniósł.

Cytaty

Powiązane dokumenty

Szczelkow znalazł, że ten stosunek znacznie się zm niejsza u zw ierzęcia, którego członki są w praw ione w skurcz tężcow y;O udem anns i R auw enhoff zauw ażyli,

wych w ybitną rolę g ra kwas w aleryjanow y, otrzym any przez dalszy roskład (hidrotyza- cyją) leucyny, ale i wszystkie niższe odeń kw asy zazwyczaj się

J u ż od czasu Saussurea znany był fakt, że liście niektórych roślin, znajdujących się w atm osferze azotu lub wodoru, wydzielają także dw utlenek węgla

Ja k ż e inaczej rzecz się ma z powietrzem przestrzeni zam kniętych i zamieszkanych.. ilość dw utlenku węgla w krótkim stosunkowo przeciągu czasu tak się

serw atorem a punktem świecącym, zaczyna się skraplać para wodna, ukazują się dokoła tego p u nk tu współśrodkowe pierścienie b a

Że zaś mięso lam y nie cieszy się powodzeniem m iędzy białą lub mięszaną ludnością, pomimo, że się naw et wogóle europejczykom podoba, przypisać to chyba

D la przygotow ania tedy kom órki siark ow ćj,B id ­ w ell domięszał do siarki taką ilość siarku m etalicznego, że stała się przewodnikiem : kom órka tak a

fologicznie od pew nych form zw ykłych, nie- jadow itych bakteryj wyróżnić się nie dają, ja k niem niej pew ne fakty, odnoszące się do sposobu pow staw ania,