4 8 . Warszawa, d. 29 Listopada 1^85 r. T o m IV .
TYGODNIK POPULARNY. POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA."
W Warszawie: rocznie rs. 8 kw artalnie „ 2
Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie ,, 5 Prenum erow ać m ożna w R edakcyi W szechświata
i we w szystkich księgarniach w k ra ju i zagranicą.
Komitet Redakcyjny stanowią: P. P. Dr. T. C hałubiński, J . A leksandrowicz b. dziekan Uniw., mag. K. Deike, mag. S. K ram sztyk, WŁ Kwietniewski, B. R ejchm an,
mag. A. Ślósarski i prof. A. Wrześniowski.
„W szechśw iat11 przyjm uje ogłoszenia, których treść m a jakikolw iek zw iązek z nauką na następujących w arunkach: Za 1 w iersz zwykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierwszy ra z kop. 7 */a,
za sześć następnych razy kop. G, za dalsze kop. 5.
A d re s E edakcyi: :F>cd.'wrale USTr 2.
Stacyja m eteorologiczna na szczycie Obir, w lim ie.
754 W SZECHŚW IAT. N r 48.
D la m eteorologii teoretycznej zarów no j a k i dla praktycznej, szczególnej w agi są stacyje, zakładane na wysokich górach; spo- w odu wszakże trudności, w iążących się z ich zakładaniem i prow adzeniem , liczba
1846; pracą tą zajm owali się naczelnicy ta mecznej kopalni,[której eksploatacyja w szak
że w r. 1875 zaniechaną została. P oniew aż w dni świąteczne górnicy opuszczają kopal
nie i schodzą w doliny do swoich rodzin, do
strzeżenia przeto w tym okresie przedsta
w iają liczne p rz erw y , niemniej wszakże u tw orzyły one w ciągu trzydziestolecia cen
ny bardzo m ateryjał. W r . 1876 i 1877 za
szła przerw a, w r. 1878 spraw ą tą zajął się au stry jack i k lu b turystów w połączeniu z centralnym zakładem m eteorologicznym w W iedniu. D aw ny dom górniczy (na ry sunk u dom na praw o położony), został za
m ieniony na dom dla podróżnych, a oprócz tego zbudow ano jeszcze m ałe schronisko;
Fig. 2.
podobnych zakładów dotąd bardzo jeszcze je s t nieznaczną, lubo niektóre z nich, ja k na M ount-W ashington, M ont-S ouris, w wąwo
zie św. T eodula, bogato są uposażone. Do tych należy i stacyja n a szczycie O b ir,o k tó - rćj urządzeniu d ają nam jasn e pojęcie załą
czone ryciny, w zięte z czasopisma T ow a
rzystw a m eteorologicznego austryjackiego.
O bir (H ochobir) je s t jed n y m z najw yż
szych szczytów gałęzi A lp Ju lijs k ic h , zw a
nej K araw ankam i, ciągnącej się na p rz e strzeni 14 m il m iędzy rzekam i D ra w ą a Sa
wą, na granicy K a ry n ty i i K rain y.
O bserw acyje m eteorologiczne na O birze prow adzą się ju ż dosyć dawno, bo od ro k u i
ustanowiono stałego obserw atora w lecie i zimie i odtąd prow adzone są staran ne i nie
przerw an e dostrzeżenia. D y rek to r H an n, przy znając stacyj om górskim ważne znacze
nie, zajął się gorliw ie uposażeniem tej in- stytucyi; w ro k u 1879 otrzym ała stacyja b a
rom etr, a następnie uposażoną została w p rzy rz ąd y autom atyczne czyli samopiszące. O d i ro k u 1880 posiada ona barograf, od r. 1881 term ograf; w S ierpniu 1885 roku na szczy
cie g óry umieszczono anem om etr, a współ
cześnie zaopatrzono stacyj ą w przyrząd au
tom atyczny do notow ania natężenia prom ie
niow ania słonecznego.
O d czasu założenia stacyi w r. 1846, pra-
N r 48. w s z e c h ś w i a t. i 755 cowało tam siedm iu obserw atorów ; są to
niew ątpliw ie ludzie istotnego poświęcenia, od zniesienia bowiem tamecznego górnictw a, długie, zimowe miesiące przepędzać muszą w zupełnej niem al samotności. W żywność zaopatruje obserw atora sąsiednia osada E isenkappel, z k tó rą stacyja połączona je s t obecnie telefonem; tą drogą przesyła obser
w ator codziennie rano dostrzeżenia swe do E isenkappel, skąd telegrafem dostają się do zakładu centralnego w W iedniu.
Załączona rycina dokonaną została we
d ług ry su n k u ręcznego p. B ergera, nauczy
ciela w E isenkappel. S tacyja m eteorologi
czna mieści się w większym domu, zbudo
wanym na wysokości 2047 m, gdy właściwy szczyt góry (2140 m ) wznosi się! jeszcze o 100 m praw ie wyżej. Na szczycie tym
H U S
Fig. 3.
znajduje się anem om etr, czyli wiatrom ierz, przedstaw iony na fig. 3. F ig. 2 przed
staw ia pokój, w którym mieści się telefon oraz barograf, notujący co godzina stan ci
śnienia pow ietrza; w pokoju tym widzimy też term om etr i barom etr, konstrukcyi zw y
czajnej, do właściwych obserwacyj służy wszakże inny, ścisły barom etr. R ycina da
je nam widok stacyi w zimie, w lecie p rzed
staw ia się ona weselej zapewne.
ZABESPIECZENIE POTOMSTWA
według
p ie f. ii& S. S a ie ila a d ti s Qnęa, p o d a ł W.
W ciągu życia każdego organizm u, który ju ż był przeszedł początki morfologicznego różniczkowania i przystosow ania, w ystępują raz tylko lub w określonych odstępach cza
su te różnorodne objawy, które określają granice osobnikowego istnienia i ze względu na to, że zabespieczają pierw sze powodzenie potom stw a, można nazw ać „dbałością o po
tom stw o". W szystkie należące tutaj obja
wy w yrażają dbałość o zachowanie gatun
ku, niewszystkie je d n a k te objaw y działa
ją dla dobra bespośredniego potom stw a da
nego organizm u. T ak naprzykład, rozm ai
te środki rossiew ania nasion i owoców, do
datki w postaci skrzydeł i piór, organy do pływ ania i chw ytania, m ają wielkie znacze
nie w spraw ie rossiewania i tem samem istnienia całego gatunku; atoli dla rozwoju zarodka są one często szkodliwe. Nasienie może być rzucone przez w iatr na g ru n t by
najm niej nieodpowiedni do kiełkow ania, może się dostać na nieurodzajną skałę, mo
że wpaść w morze i t. d. Tem konieczniej
szą staje się przeto dbałość o potomstwo, aby śm ierć ogrom nej ilości w ten sposób g i
nących nasion m ogła być wynagrodzoną przez pom yślny rozwój doskonale zabespie- czonej generacyi zarodków, wzrastających wśród szczęśliwych w arunków .
W świecie roślinnym spotykam y głównie dw ie kategoryje zjaw isk, wyrażających te
go rodzaju dbałość o potomstwo. Do p ier
wszej kategoryi należą te przystosowania, które m ają chronić zarodek, znajdujący się w stanie spokoju lub w pierw szych stady- ja c h kiełkow ania, od mechanicznych uszko
dzeń i wpływów atm osferycznych. D ru g a kategoryja zjaw isk m a na celu dostarczenie m łodem u organizm owi na pierw sze chwile
756 w s z e c h ś w i a t. N r 48.
w zrastania koniecznych m ateryjałów budo
wlanych.
P oznajm y naprzó d pierwszą, k ateg o ry ją zjaw isk. Ju ż u najniższych form ro ślin nych, bakteryj i grzybków rosszczepkow ych można zauważyć, że kom órki rospłodow e
„zarod niki1* otoczone są w praw dzie cienką, lecz mocną i ję d rn ą błoną.. j e j to właśnie zawdzięcza zarodnik swoję odporność w w al
ce ze szkodliwem i w pływ am i zew nętrznem i, odporność, k tó ra czyni go zdolnym do p rz e trzym ania często długotrw ałego i zm ienne
go stadyjum spokoju. N ad bezbarw ną, gładką, słabą błoną w ew nętrzną, endospo- rium , znajduje się mocna, często rozm aicie zabarw iona zew nętrzna błona, exosporium , której pow ierzchnia bywa p o k ry ta zw ykle brodaw kam i, kolcam i i t. d. i k tó ra stano
wi w łaściw ą błonę .ochronną zarodnika.
U jaw nokw iatow ych roślin, w ytw arzają
cych nasiona, skorupki ochronne na nasio
nach i owocach, są to ju ż całe tk an k i z nie
zm iernie złożoną budow ą histologiczną. Są one dziw ne i nadzw yczaj ciekaw e z tego w zględu, że pomimo swój nieznacznej wiel
kości posiadają bardzo dużo znam ion p rz y stosowania. Jed n em z najw ażniejszych ta kich znam ion je s t „pow łoka tw ard a", któ
ra spełnia dw ie bardzo w ażne role: popier- wsze, chroni nasienie od zgniecenia i po- w tóre, zapobiega w ytw arzaniu się podczas kiełkow ania przedw czesnych szp ar w łu pinach w skutek pęcznienia nasion. O bie- dw ie te czynności pow łoka w ykonyw a dzię
ki specyjalnym w arunkom histologicznym : Z je d n a j strony kom órki pow łoki „ tw a r
dej 11, ułożone są w szczególny sposób w po
staci pryzm atów , pionow ych do pow ierz
chni nasienia, a zgrubiałe ścianki kom órek są mocno ze sobą spojone i tw orzą silnie zbudow aną w arstw ę palisadow ą. P rz y k ła dy tego w idzim y u S trąkow ych (Legurni- nosae), S lazow atych (M alvaceae), O stro- m leczowych (E u p h o rb ia cea e) i u wielu R destow atych (Polygoneae). Tego rod za
j u budow a zapobiega zgnieceniu. Z d ru
giej strony kom órki w łupinach, p o k ry w a
jący ch owoce i nasiona, są ułożone rów no
legle do pow ierzchni łup in y i w rozm aitych w arstw ach się krzyżują, co spraw ia, że tk a n k a nabiera elastyczności i zapobiega w ytw a
rz an iu się szpar. Za p rz y k ła d może nam
posłużyć łu p in a owocowa ziarn a pszennego i żytnego. Z grubiałe kom órki naskórkow e są ułożone w zdłuż ziarna, gdy tymczasem głębsze w arstw y kom órek, w postaci czółen, są ustaw ione poprzecznie.
B y tw ard a w arstw a m ogła przepuszczać wodę, niezbędną do procesu pęcznienia na
sion, posiada ona W określonych miejscach szczeliny, przez które dostaje się woda.
U S trąkow ych i innych istnieje ta k z w . zna
czek (hilum ), k tó ry zapew nia łatw y p rz y stęp wody. P raw ie zawsze n a pępku, t. j.
w m iejscu, gdzie nasienie je s t zw iązane o r
ganicznie z nasiennikiem , można zauważyć bardziej delikatną budowę. Często zn ajd u jem y tu także tkankę z kanałam i międzylto-
mórkowemi, zw aną miękiszem gwiazdowa- tym , k tó ra pozw ala wodzie łatw o przenikać.
U nasion paciorecznika (C anna) istnieje po
w łoka tw arda naw et na pępku. S kłada się ona z kom órek wysokich palisadowych, po
siadających gru be ścianki, p od którem i z n a j
dujem y 5 — 6 pokładów kom órek skjeren- chym atycznie zgrubiałych. Gołem okiem dostrzedz można na pow ierzchni łupiny w ielką ilość dołeczków, ja k b y igłą zrobio
nych. B adanie m ikroskopowe wskazuje, że każdem u dołeczkowi odpow iada szparka, od której rospoczyna się lejkow aty kanał, prze
bijający w arstw ę palisadową. Są to w ła
śnie otw ory, px-zez które paciorecznik pod
czas procesu pęcznienia otrzym uje wodę.
Zupełnie inną, ale niemniej ciekawą budo
wę, zn ajdujem y u słonecznika (H elianthus annuus). Ł u pina owocowa składa się głó
wnie z w arstw y tw ardej, utw orzonej z ko
m órek sklerenchym atycznych, rów nolegle do powierzchni owocu, a nadto w kierun ku podłużnym tegoż. N ad tw ardą w arstw ą zn ajd u je się tkanka, k tó ra przez spłaszczo
ną formę i prom ieniow aty u kład kom órek przypom ina tk ank ę korkow ą; błony jedn ak tych kom órek posiadają liczne, okrągłe k ro p k i. N ad tem wszystkiem znajdujem y jeszcze naskórek. P o d tw ardą w arstw ą wi
dzim y tkan kę m iękiszową, utw orzoną z ko
m órek, posiadających delikatne błony, w k tó rej przebiegają wiązki włóknonaczynne.
W a rstw ę tw ardą, na całej długości nasienia, przebiegają szeregi kom órek, prom ienisto ułożone, które okazują wiele podobieństwa z prom ieniam i rdzeniow em i drzew iglastych.
N r 48. W S Z E C H Ś W IA T . 757 Podobieństw o to zw iększa się przez prom ie
nisty u k ład kom órek, mających liczne kro p ki na swych dość delikatnych ściankach. Ze p rzy pomocy wspom nianych kom órek, sze
regam i prom ienisto ułożonych, nasienie po
biera wodę podczas okresu kiełkow ania, ła
two się przekonać w następujący sposób.
Jeżeli włożymy owoc słonecznika do ros
tw oru eozyny i po trzech godzinach zrobi- my poprzeczne przecięcia łupiny, to, bada
ją c pod m ikroskopem przecięcia, zauważy
my, że czerw ony rostw ór przeniknął przez szeregi delikatnych kom órek do miękisza łupiny, gdy tym czasem najzew nętrzniejsze po kłady twardej w arstw y, zupełnie się jesz
cze nie zabarw iły.
P rócz tw ardej w arstw y znajdujem y w wie
lu łupinach nasion i owoców inne jeszcze w arstw y kom órek, również mające znacze
nie fizyjologiczne. Często form uje się „w ar
stw a barw nikow a“ (pigm entowa), zaw iera
ją c a barw nik, od którego zależy kolor na
sienia i który się znajduje albo w ew nątrz kom órki albo w błonie kom órkow ej. W ziar
nach pszenicy i żyta w arstw a barw nikow a leży pod wyżej wspom nianem i kom órkam i form y czółenkowej i składa się z elementów płaskich, niskich. W nasieniu lnu, w arstw a ta zajm uje najw ew nętrzniejsze miejsce w skorupie i składa się z tabliczkow atych kom órek. Z darza się dość często, że tw ar
da w arstw a ma zarazem znaczenie pigm en
tow ej, albo że u pstro zabarw ionych nasion, rozm aite b arw n iki porozrzucane są w roz
m aitych w arstw ach. Uczeni w rozmaity sposób usiłow ali objaśnić bijologiczne zna
czenie w arstw y barw nikow ej. B runatną barw ę, ja k o najczęstszą, uważano za ochron
ną z tego powodu, że m iałaby czynić nasio
na niewidzialnem i dla ptaków. P rzypusz- j czenie to je d n a k łatw o upada wobec faktu istnienia pstro zabarw ionych nasion, które- by znów w ym agały zupełnie innego tłum a
czenia. R. A. W al lace przypuszczał, że w arstw a barw nikow a posiada znaczenie w spraw ie rossiew ania nasion, objaśniając to tym sposobem, że barw ne nasiona, m ylnie brane przez ptaki za jagody, byw ają zjada
ne, lecz niestraw ione z łatwością wycho
dzą z kanału pokarmowego. Lecz i to przypuszczenie nie może mieć wartości, póki nie znajdzie potw ierdzenia w ści
śle prow adzonych badaniach obserw acyj
nych.
W sposób zupełnie odm ienny usiłow ał niedaw no wyjaśnić znaczenie w arstw y b a r
wnikowej A. Pouchon ’). O pierając się na wpływie, ja k i światło wywiera na chem icz
ne zjaw iska podczas procesu kiełkow ania, Pouchon określał ilość pochłanianego tlen u i w ydzielanego dw utlenku węgla przy dzia
łaniu św iatła u rozm aitych kiełkujących na
sion, k tó re należąc do jednego g atunku, ro z
maicie były zabarwione. D rogą tych do
świadczeń doszedł on do wniosku, że cie
mne nasiona w śród tych sam ych w arunków więcej aniżeli białe pochłaniają tlen u i w y dzielają dw utlenk u węgla. W sk utek tego w pierw szych szybciej będą zachodzić pe
wne chemiczne przem iany, ja k np. przem ia
na legum inu w asparaginę, niż w ostatnich.
Lecz i pogląd P ouchona posiada ch arak ter jed y n ie hipotetyczny.
N astępną z kolei w arstw ą kom órkową ze znaczeniem fizyjologicznem, je s t „w arstw a pęczniej ąca“, o której można coś więcej określonego powiedzieć, niż o poprzednio rospatryw anej. W arstw y te są właściwe łupinom owoców i nasion wielu roślin. S kła
dają się z kom órek o błonach zgrubiałych, zdolnych wciągać wodę z wielką siłą i w d u żej ilości, w skutek czego pęcznieją i tworzą bezkształtny klej, który całe nasienie okry
wa. W arstw a pęczniejąca tw orzy zwykle najzew nętrzniejszy p okład kom órek w łu pinie owocu lub nasienia, ja k np. u lnu i u rozm aitych gatunków szałw ii i babki. O si
le, z ja k ą w arstw a ta ssie wodę, wnosić mo
żna stąd, że w zetknięciu z wodą w ciągu godziny, nasienie lnu powiększyło dwa ra zy, szałw ii (Salvia pratensis) trz y razy, a n a sienie babki (P lantago) pięciokrotnie zw ięk
szyło swój ciężar. Zdaje się, że zadanie w arstw y pęczniejącej polega nie tyle na przyspieszeniu procesu pęcznienia, ile na za- : bespieczeniu samych nasion. D aje ona za
rodkow i możność pęcznienia i utrzym yw a-
') R echerches su r le role de la lnm iere dana la ger- m ination. Annalea des sciences natu relles, IV Se- I rie , Tom e X.
758 w s z e c h ś w i a t. N r 48.
nia jednostajnej wilgotności, w skutek czego chroni kiełkujące nasienie od ew entualnego wyschnięcia.
Niezawsze je d n a k ro la ochronna łu p in y owocowej lub nasiennej p rz y p ad a na tk an k i ściśle określone pod względem anatom icz
nym lub fizyjologicznym. N iektóre szko
dliw e w pływ y byw ają osłabiane przez cał
kow ite okrycie nasienia. Stosuje się to p rz e dew szystkiem do swobodnego przystępu po
w ietrza, k tóre w zw iązku ze zm ienną ilością zaw artej w niem wilgoci często bardzo szko
dzi sile kiełkow ania. W ykonano dośw iad
czenie ze stu nasionam i konopi zupełnie nie
uszkodzonych, a stu cokolw iek nadpęknię- tych, które poddano kiełkow aniu p rzy mo
żliwie jedn ak o w y ch w arunkach. Z całych ziarn kiełkow ało 80, a z n adpękn iętych ty l
ko 54 i spomiędzy tych ostatnich 12 zaraz na d ru g i dzień zginęło. Ł u p in a może być rów nież w pew nych razach praw dziw ą zbaw czynią dla kiełkującego nasienia. Jeśli nasiona zw yczajnego grochu obierzem y z łu p iny i zasiejemy, to przy bardzo pom yśl
nych w aru nkach kiełkow ania (do ja k ic h n a
leży przedew szystkiem optim um tem p eratu ry), rozw iną się z nich bardzo silne i zdro
we roślinki młode. Jeżeli je d n a k tem p era
tu ra będzie w zględnie niską (12—-18° C), a ziemia wilgotną, to kiełkujące nasiona bę
dą gnić i całkow icie zniszczeją. P rz y tych samych atoli w arunkach nieobrane n a
siona grochu k iełk u ją zupełnie n o rm al
nie.
Przechodzim y teraz do dru g iej kategoryi przystosow ań, ch arakteryzujących dbałość o potom stwo w państw ie roślinnem . Cho
dzi tu o nagrom adzenie m ateryjałów zapa
sowych, z ja k ic h roślina m a korzystać pod
czas kiełkow ania (wschodzenia). O ddzielny od organizm u m acierzystego, czy to zaro d n ik jednokom órkow y, czy też zarodek, t. j.
roślinka w ielokom órkow a z zaczątkiem ło
dygi, korzenia i liści, nie posiadają w ża
dnym razie przyszłych organów odżywczych tak dalece rozw iniętych, aby bez dalszego kształcenia się, m ogły odpow iedzieć swem u fizyjologicznemu przeznaczeniu. F izyjolo- giczna zaś samodzielność m łodego organiz
mu, może być osiągniętą zapom ocą proce
sów w zrastania, ja k ie się odbyw ają jed y n ie
kosztem zapasów żywności, które zarodek otrzym uje od m acierzystego organizm u. J a kość m ateryjałów zapasowych je s t w ści
słym zw iązku z chemiczną n atu rą p roto plaz
m y i błon kom órkowych. Protoplazm a sk ład a się głów nie z m ateryj białkow ych, a więc i w skład zapasu wchodzić muszą głów nie substancyje białkow e. B łony kom ór
kow e są utw orzone z wodanu w ęgla błon
nika (celuloza), k tó ry w ciągu rozw oju u le
ga rozm aitym przem ianom , a więc i odpo
w iednia część m ateryjału zapasowego sk ła
da się z wodanu w ęgla (krochm alu, cukru, błonnika), albo też z substancyi, k tó ra przez proste utlenienie może być łatw o przem ie
nioną w wodan węgla; substancyją tą je s t tłu sty olćj. Nim badać będziem y rozm aite sposoby mięszania się i grom adzenia m ate
ry jałó w zapasowych, musimy naprzód zw ró
cić uw agę na miejsce grom adzenia się tych substancyj.
T k an k a kom órkow ata, w którćj grom adzi się zapas pokarm ow y nasienia, może mieć z p u n k tu widzenia m orfologiczno-rozw ojo- wego rozm aite znaczenie. W bardzo wielu w ypadkach „tk an k a odżywcza'* nie znajduje się w żadnym organicznym zw iązku z za
rodkiem . W woreczku zarodkow ym po
w staje tkanka, która otacza dokoła zarodek lub też tylko z jed n ćj strony do niego przy
lega; jestto bielmo w ew nętrzne (endosper- m um). U G rzybieniow atych (Nyinpheaceae) i P iep rzo w atych (Piperaceae) słabo rozw i
nięte bielmo w ew nętrzne bywa uzupełniane przez t. zw. bielmo właściwe albo zewnę
trzn e (perisperm um ) t. j . tk an k ę odżywczą pow stałą w skutek przeobrażenia się komó
re k w ew nątrz zalążka. W e wszystkich tych w ypadkach rozw ijający się zarodek musi ciągnąć podczas procesu kiełkow ania n a g ro m adzone zapasy z bielm a w ew nętrznego lub z bielm a właściwego; proces ten często usku
tecznia się zapomocą oddzielnych organów wysysających. U w ielu je d n a k gatunków roślin, a mianowicie u tych, które stoją wy
żej pod względem filogenetycznym, u s k u tecznia się to wysysanie pokarm ów zapaso- wych ju ż podczas dojrzew ania nasienia i w tym razie zam iast bielm a w ew nętrznego funkcyjonują, ja k o zbiorniki m ateryjałów zapasow ych— liścienie. Tego rodzaju gro
m adzenie zapasów, je s t wyższym stopniem
przystosow ania; zarodek ma jnienajlepiej za
pew niony pokarm n a czas dalszego rozwoju.
(dok. nast.) __Nr 48.
0 WPŁYWIE SIŁY CIĘŻKOŚCI
NA DZIELENIE SIĘ
K O M Ó R E K ,
TR7.E7.
ISo/.alij.i S i l b e r s ti - i n .
Nauki bijologiczne mają, obecnie w yra
źnie w ytknięty kierunek, polegający na tem, że uczeni starają się dojść do zrozum ienia budowy i funkcyj istot wyższych, lepiej uor- ganizow anych, o czynnościach bardziej zło
żonych i różnorodnych, na zasadzie znajo
mości ustrojów najprostszych, funkcyje któ
rych są zarazem mniej liczne i mniej też skom plikowanej natu ry . M etoda ta badań okazała się dla nauki bardzo bogatą w sk u t
ki, oddała tej ostatniej niezm iernie ważne przysługi, zaznaczyć wszakże należy, że by
ła ona przew ażnie stosowaną do morfologii, a mniej do fizyjologii zw ierząt. D lategoteż dziwić się nie m ożna, że gdy obecnie anato- m ija i em bryjologija porównawcza stanowią, tak znacznie rozw iniętą gałęź bijologii, fizy- jo lo g ija porów naw cza znajduje się dopiero w zaczątkow em stadyjum swojego rozwoju.
D aje się to łatw o wytłum aczyć wielkiemi trudnościam i, ja k ie nauka napotyka na dro
dze fizyjologicznych badań nad istotami n aj
niższego szczebla drabiny ustrojów zwierzę
cych; pomimo je d n a k tych trudności, od cza
su do czasu pojaw iają się ważne prace w kie
ru n k u takich badań.
W szelkie usiłow ania, przedsięwzięte w ce
lu wyjaśnienia fizyjologii kom órki, tej pod
staw y każdego organizm u, mogą rzucić wa
żne św iatło na objaw y życiowe jestestw wyższych. Jed n ę z najważniejszych czyn
ności kom órki stanow i rozmnażanie się jej, czyli dzielenie. K om órka jajow a, dzieląc się, w ytw arza całe gi'upy kom órek, z k tó rych bu du je się ciało organizm u. Dlatego
też w ykrycie czynników , w arunkujących proces dzielenia się komórek, stanow iący pierw szy m om ent w życiu zarodka, może dać niejednę wskazówkę co do ogólnego rozw oju tego ostatniego.
W tym właśnie k ierunku rospoczął bad a
nia znany uczony niemiecki, prof. E . Pflii- ger '). S tarał się on w ykryć, czy siła cięż
kości w pływ a n a dzielenie się kom órek, a przez to otw orzył nowe pole badań i po
budził um ysły innych uczonych do bliższe
go zastanow ienia się nad tem pytaniem . J a ko m ateryjał służyły Pfiiigerow i ja ja żabio, składające się z dw u, nierów nej wielkości, półkul: m niejszej, ciem nej, zabarwionej i większej, jasn ej, barw nika pozbawionej.
Połączyw szy środki pow ierzchni dwu tych półkul, otrzym ujem y tak zw aną oś jajo w ą (fig. l o s ) , która w ja jk a c h zapłodnionych i swobodnie w wodzie pływ ających, p rz y j
muje k ierunek pionowy, przyczem część ciemna, której środek zowie się biegunem zwierzęcym (o) zw róconą je s t ku górze, część zaś jasna, zaw ierająca biegun roślinny (s), zwróconą je st k u dołowi. Ś rodek cięż
kości ja jk a leży na osi jajo w ej, bliżej biegu
na roślinnego, z czego wnosić możemy, że substancyje, część jasn ą stanowiące, m ają większy ciężar właściwy, aniżeli te, z któ
rych składa się część ciemna. K iedy ja jk o zapłodnione dzielić się poczyna, pierw sze dwie płaszczyzny podziału idą pionowo i przecinają się wzajem nie pod kątem p ro stym, według linii, stanowiącej zarazem oś jajow ą, a w ten sposób jajk o dzieli się na cztery rów ne części. T rzecia płaszczyzna podziału je s t poziomą, a więc prostopadłą do dw u pierw szych, przecina je d n a k ja jk o nie w edług rów nika, lecz bliżej bieguna zwierzęcego, tak, że w rezultacie otrzym u
jem y osiem nierów nych części: cztery m niej
sze, tak zwane zwierzęce, u góry i cztery 759
‘) E. Pfliiger, Ueber den Eiufluss der Schwerkraffc auf die T heilung der Z ellen. A rchiv f. d. ges. Phy- siologie Bd XXXI 1883.
T e n ż e :,,Ueber den Einflusa der S chw erkraft auf die T heilung der Zellen un d auf die Entw icklung' des E m bryo. 2 A bhandlung. A rchiy f. d. ges. P hy- siologic. Bd XXXII 1883.
W S Z E C H Ś W IA T .
760 W SZECH ŚW IAT. N r 48.
większe czyli roślinne, u dołu. T akim je st przebieg przew ężania się czyli segm entacyi w w arunk ach n orm alnych, P fluger zaś p rzy mocowywał ja jk a w ten sposób, że oś ich j a jo w a nie biegła pionowo, lecz stanow iła z kierunkiem tym pew ien kąt; pomimo to j e dn ak pierw sze dw ie płaszczyzny podziału szły zawsze pionowo. P flu g er w yw niosko
w ał z tego, że siła ciężkości odgryw a ważną, rolę przy dzieleniu się ja jk a i że wogóle wy
w iera ona w ielki w pływ na organizacyją.
W k ró tce po pojaw ieniu się hypotezy Pflii- gera, k ilk u innych uczonych, ja k B orn, R oux, R auber, przedsięw zięli szeregi d o świadczeń w celu zbadania słuszności tój h y potezy. Z dośw iadczeń B orna ') n ad j a j kam i żaby w ynika, że gdy ja jk o nie może
sw obodnie się obracać, w tedy ją d ro za p ło
dnione wraz z otaczającą protoplazm ą tw ó r
czą, ja k o właściw ie lżejsze, zm ieniają swo
je położenie, starając się zająć najw yższy p u n k t ja jk a . R o ux 2) p o d d aw ał j a jk a dzia
łaniu siły odśrodkow ej ta k regulow anej, że dowolnie skierow ana oś jajo w a zachow yw a
ła swoje nadane je j pierw otnie względem j a jk a położenie. J a jk a rozw ijały się w ta
•) G. B orn, U eber den Einflnss d er Schw ere auf das F ro sch ei. Y erhandlungen d er m ediciniscLen Section d er schlesisehen G eselschaft fiir ra te rla n d i- sche C ultur, L ieferung vom 4 A p ril 1884. Separat- ab d ru ek aus der B reslauer a rz tlic h e n Z e itsc h rift N r 8.
2) W ilhelm Roux, U eber die E ntw iek elu n g der F ro sch eier bei A ufhebung der ric h te n d e n W irkung d er Schwere. S e p a ra ta b d ru e k aus d er B reslau er a rztlich en Z eitsch rift N r 6, 1884.
kich w aru n k ach doskonale, pierw sza płasz
czyzna podziału szła zawsze w k ieru n k u osi jajow ó j, bez względu na położenie tej osta
tniej w przestrzeni, z czego R oux w niosku
je , że siła ciężkości nie w yw iera w pływ u na k ieru n e k płaszczyzn dzielenia, że natom iast w samem ja jk u spoczywają wszystkie siły rządzące jego norm alnym rozwojem . B a r
dzo ciekawe są również doświadczenia R au- bera *), któ ry przym ocow yw ał ja jk a p strąg a w ten sposób, że tarczka zarodkow a skiero
w aną by ła na zew nątrz linii pionowej; w te
dy rospoczynały się szczególne ruchy obro
towe zaw artości,jajow ej, przyczem tarczk a sta ra ła się znów zająć swoje norm alne na linii pionowej położenie. G dy ruchom tym przeszkadzano, ja jk o nie rozw ijało się no r
m alnie, w niektórych razach tarczka p rz ed staw iała cienką warstwę rospostartą n a żółt
ku, przyczem nie można było zauważyć n a
w et śladu dzielenia się ja jk a , w innych znów razach tarczka w dziwny ja k iś sposób zm ie
nioną była. R au b er ro bił także doświad
czenia z przyrządem odśrodkowym , n a któ
rym ja jk a rozw ijały się zupełnie norm alnie, pomimo to, że siła ciężkości była tu zniesio
ną, przyczem tarczka zarodkow a zajm ow ała zawsze położenie dośrodkowe, pozostała zaś część — odśrodkowe. R auber w yprow adza wniosek, że siła ciężkości zastąpioną być może przez siłę odśrodkow ą i że wogóle nie
zbędną je s t ja k a ś siła zew nętrzna, kierująca dzieleniem się ja jk a . P o d tym względem R aub er zgadza się poczęści z Pflugerem:
obaj u p a tru ją p rzy dzieleniu się ja jk a ko
nieczność jak iejś zew nętrznej, kierującej siły.
Jeszcze przed ukazaniem się prac powyż
szych B orna, R ouxa i R aubera, prof. O skar H e rtw ig , zainteresow any ciekawemi o d kry
ciami Pflugera, zw rócił uwagę na następu
ją c ą okoliczność. G dyby rzeczywiście siła ciężkości w pływ ała bespośrednio na k ie ru n ek dzielenia się ja jk a znaczyłoby to, że tak ważny proces bijologiczny znajduje się w bespośredniej zależności od zew nętrznej
') A. R auber, Schw erkraftyersuehe an Forellen- eiern. B eriehte d er naturforschenden Geselschaft zu L eipzig, 12 F ebr. 1884.
N r 48. W SZECHŚWIAT. 761 mechanicznej siły. A le oto H e rtw ig rzuca
myśl, że substancyje jajo w e, które, ja k po wiedzieliśm y w yżśj, posiadają niejednako
wy ciężar właściwy, pod wpływem siły ciężkości układ ają się z konieczności zawsze w pew nym określonym wzajem nym stosun
k u i że ten to stosunek ich ułożenia w arun
kuje kierunek płaszczyzn dzielenia. Jeżeli takiem tylko je s t działanie siły ciążenia, w takim razie zjaw isko to nie przedstaw ia nic osobliwego, je s t zaś tylko szczególnym w ypadkiem ogólnego p raw a. W doświad
czeniach Pfliigera, ja jk o nie mogło swobo
dnie się obracać i przyjąć położenia, w któ- rem oś jajo w a stoi pionowo, przypuścić za
tem można, w edług H ertw iga, że w tedy sub
stancyje jajo w e zm ieniły swoje położenie, sprow adzając znów środek ciężkości ja jk a na jed n ę prostą liniją z jego najwyższym punktem , a zmieniona w ten sposób oś ja jo wa znów zajm uje pionowe położenie. Na dowód praw dziw ości swój myśli, H ertw ig wskazuje ja jk o kurze, w którem tarczka za
rodkow a zajm uje zawsze najw yższy punkt, niezależnie od położenia samego ja jk a .
(dok. nast.)
OSTATNI E l PODROŻY
PO EKWADORZE
PRZEZ
Ja n a S ztolcm ana.
Cz. II, O T O C Z E N IE C Z Ł O W IE K A w E K W A D O R Z E .
(Ciąg dalszy).
Obok powyżej wymienionych zw ierząt domowych czysto am erykańskiego pocho
dzenia, spotykam y w E kw adorze inne, sp ro wadzone z E uropy przez hiszpanów . Am e
ryk a pod względem roślin upraw nych, jeże
li nie w yrów nała, to p rzynajm niej znako
micie zbliżyła się do starego lądu, którem u w zamian za pszenicę, jęczm ień, trzcinę cu
krow ą i inne pierw szorzędnej wartości ro
śliny, dała kartofle i kukurydzę; niew iele je d n a k przysłużyła nam się swemi zw ierzę
tami domowemi, gdy w zamian dostała inne
| niepospolitej użyteczności: wół, koń, osieł, j baran, a pom iędzy drobiem k u ry nie posia
dają rów nych sobie n a nowym lądzie. To też zdobywcy, widząc brak zw ierząt, które- miby można było zastąpić europejskie ga
tunki, nie om ieszkali ich sprow adzić,a szyb
kie rospow szechnienie się tych zw ierząt na- j wet między indyjską ludnością, najw ym o
wniej świadczy o ich użyteczności. W idzie
liśmy ju ż, że koń, m uł i osieł zastąpiły lamę j w znaczeniu bydląt jucznych, a baran wy
p a rł ją ze stanow iska w ełnodajnego g atun
ku. Bliższy rz u t oka na rasy domowych zw ierząt starolądow ego pochodzenia zapo
zna nas z ich większą lub m niejszą użytecz
nością dla dzisiejszego mieszkańca nowego lądu.
B ydło rogate. W pierw szej części n in iej
szej pracy zaznajom iliśm y się ju ż nieco z ra są pom orską rogatego bydła. N a Pom orzu je d n a k hodow la bydła, acz wysoce rozw i
nięta, nie stoi na tak im stopniu, j a k w są
siednim regijonie S ierry, co z jed n ej strony przypisać należy znaczniejszym obszarom pastw isk, a z drugiej brakow i pasorzytnej muchy (Oestrus), o k tórej poprzednio wspo
mniałem. W zględny naw et stosunek ilości bydła rogatego do liczby mieszkańców jest większy w S ierra niż na Pom orzu, o czem łatwo nas przekona fakt, że to ostatnie po
trzebuje w ypełniać b raki na własną potrze
bę sprow adzaniem wołów z w nętrza kraju.
Rasa serrańska i punow a bydła rogatego tem się różni od pom orskiej, że m a szerść dłuższą, rozw ijającą się często w rodzaj sto- j ącej grzyw y na grzbiecie, a rogi nie tak w ty ł podane. Je st nadto bardziej krępa i silniej zbudowana, na nogach nieco krót
szych. Różnice te pow stały zapewne nie pod wpływem wyboru sztucznego, lecz w prost dzięki działaniu bespośredniemu wa
runków klim atycznych i topograficznych.
B arw y też (maść) najczęściej spotykane są różne: do najpospolitszych należy czarna, brudnobiala (barroso krajowców), oraz b ru natna z ja sn ą szeroką smugą w zdłuż grzbie
tu, ja k u bydła z rasy Schwitz. Często też spotyka się maść ruda, graniasta, gdy czy
sto biała je s t rzadkością.
762 w s z e c h ś w i a t . N r 48.
Zwrócę tu uw agę czytelnika n a w ielką łatwość hodow ania w szelkich zw ierząt d o mowych traw ożernych, ja k ą posiada miesz
kaniec E kw ad o ru lub P e ru , a to dzięki b ra kow i w ybitnych p ó r roku. T em p eratu ra średnia w różnych epokach roku, w a h a się tam w bardzo m ałych granicach, a je d y n ą w ybitniejszą różnicą p ó r ro k u je s t m niejsza lub większa ilość spadłego deszczu. Dzięki tej okoliczności usuw a się wszelka potrzeb a obór dla zimowego przechow ania by dła, a co j e s t rzeczą jeszcze w ażniejszą, całoroczna, jednociągła obfitość zielonej paszy. R olnik więc ekw adorski nie p otrzeb uje ani obór budować, ani podściołki grom adzić, ani tra w y kosić, suszyć i w stogi zbierać, ja k to czyni europejski hodowca.
P rz y ta k ułatw ionej hodow li rogatego bydła, nic dziw nego, że am erykański hodo- wca wielką doń wagę przyw iązuje, skoro te same, a może i większe korzyści otrzym uje, co i europejski rolnik. M ięso tam ja k i u nas stanow i podstaw ę kuchni; skóry w czę
ści garbow ane na m iejscu, służą n a w yroby siodlarskie, szewckie i inne, a w części w su
row ym stanie, eksportow ane są do E uropy.
M leko obraca się praw ie wyłącznie na sery, gdyż fabrykacyja m asła tam p raw ie nie istnieje, a użycia śm ietany wcale nie znają, zupy zaś lub inne potraw y zapraw iane by
w ają serem. Ja k o bydlę pociągowe, wół ekw adorski m a mniejsze może znaczenie, niż u nas, w ew nątrz bowiem k ra ju , dzięki b ra
kow i kołowej kom unikacyi, ru ch tow arów odbyw a się na grzbietach m ułów; niemniej je d n a k skutecznie używ ają wołów do uciąż
liwej orki na skłonach gór. B ardzo też czę
s t o spotkać można woły, użyte ja k o juczne
bydlęta. Ł ad u n ek w ołu, um ocowany w dw u sztukach, zw anych przez krajow ców „ter- cios“ na odpowiedniej podkładce („apare- jo “), chroniącej od poranienia, dochodzi zw ykle 2 0 0 funtów hiszpańskich, w yrów ny
w a więc ładunkow i niezłego m uła. W ół m a tę przew agę nad m ułem lub koniem , że dzięki rozdw ojonym kopytom , nie ślizga się ta k łatw o na pochyłych, a przez deszcz roz
moczonych drogach, piąć się więc może bes- piecznie po bardziej strom ych skłonach, ani
żeli m uł lub koń. Ł ad u n e k przeto, szcze
gólniej jeżeli je s t kruchy, bespiecznićj do
chodzi na grzbiecie wolu, nieulegającego
ta k częstym pośliźnięciom i upadkom , ja k koń lub n aw et m uł. T a okoliczność skło
n iła pew ną jejm ość w P e ru do używ ania wołu ja k o wierzchowca, podczas silnych deszczów, które zam ieniają drogi na trudne do przebycia szlaki: na tym dziwnym wierz
chow cu odbyw ała ona podróże, wolniej w praw dzie, ale bespieczniej, niż na grzbie
cie konia lub muła.
B ydło rogate chowa się w ew nątrz E k w a
do ru w stanie napół dzikim, rzadko kiedy widując ludzi, oprócz pasterzy, którzy n ad zór nad niem mają. O bszerne wyżyny, zw a
ne przez miejscową ludność „param os“, ros- ciągające się powyżej granicy roślinności drzew iastej, p o k iy te traw ą k o rdy lijerską (Stipa), oraz pew nym gatunkiem C arexu (?) dostarczają pastw isk, których jako ść pozo
staw ia w praw dzie wiele do życzenia, lecz których obszar zato je s t bardzo znaczny, po
zw alający na znakom ity rozwój hodowli by
dła. W tych zaś m ajątkach, które leżąc ni- żćj, p rz y ty k a ją do leśnych płatów , oczysz
czono znaczną część lasów, aby zdobyte tym sposobem przestrzenie obrócić na pastwiska.
Poniew aż m iejsca takie Są bardzo rzadko zam ieszkane, bydło więc w iduje tylko od czasu do czasu swych pasterzy, lub prze
jezd ny ch podróżnych, gdy m ajątek taki przecina ja k a droga znaczniejsza. T en b rak obcow ania z ludźm i rozw ija w bykach, a często i w krow ach niezw ykłą złośliwość, któ rą atakam i! na przejezdnych m anifestują.
Częste w ypadki, kończące się nieraz śm ier
cią nieszczęśliwego podróżnego, czynią wę
drów kę w regijonie pastw isk alpejskich j dość niebespieczną, osobliwie zaś w razach, gdy przejezdny dosiada jak iego ś niezw ro- tnego, leniwego lub zmęczonego wierzcho
wca.
B ydło, j a k i na Pom orzu, zostaje pod nad
zorem pasterzy (vaqueros), których liczba zależy od rosciągłości m ajątku, oraz ilości inw entarza. Zwykle są to indyjanie, dosko
nale obznajm ieni ze swem rzem iosłem, na k tó ry ch głow ie leży pilnow anie krów ciel
nych, dojenie m leka i fabrykacyja serów.
C ielęta trzym a się w zagrodzie, obok chału
py pasterza zbudow anej, dokąd raz na dzień dopuszcza się m atki dla wydojenia. Reszta zaś bydła, a mianowicie krow y jałow e, wię
ksze cielęta, byki lub woły włóczą się samo-
W SZECHŚW IAT. 763 pas w dalszych zakątkach m ajątku, dzicze
jąc od m łodu dla b ra k u ludzkiego widoku.
A by je d n a k kontrolę nad przybytkam i i ubytkam i w bydle zachować, każdy m ają
tek urządza zw ykle raz na rok tak zwane
„rodeo de ganado“ *J, które polega na tem, aby wszystko bydło z całego m ajątku zgro
madzić w jednej zagrodzie, co stanowi ope- racyją nadzw yczaj tru d n ą i niebespieczną, wziąwszy n a uw agę dzikość bydła. T aki spis w większych m ajątkach, liczących 2 0 0
lub więcej głów bydła, trw a zw ykłe parę ty
godni, a niekiedy przeciąga się i do m iesią
ca, w w ypadkach mianowicie, kiedy w prze
ciągu dw u lub trzech lat zaniedbano bydła zgromadzać, wówczas bowiem bydło rospra- sza się po różnych odległych wąwozach i gę
stwinach m ajątku, skąd niełatwo je s t ruszyć byki trzyletnie, które nigdy jeszcze na swych rogach lassa nie poczuły. „R odeo“ je st nie
jak o świętem domowem, rodzajem zabawy, podobnej do w alki byków; zw ykle się też kończy poranieniem p a ru koni, niekiedy lu dzi, a naw et i w ypadki śmierci byw ają skut
kiem tej operacyi. W P aździerniku 1883 roku, m iałem okazyją przyjrzeć się w je dnym z m ajątków okolicy m iasteczka Chun- clii, w ja k i to się sposób podobna operacyja odbywa; nie odrzeczy więc będzie podzielić się tem z czytelnikiem , dając m u treściwy opis.
M ajątek P acch a 2) położonym je s t na j e dnym ze skłonów wygasłego w ulkanu A su- ay, zajm ując dość obszerną kotlinę, którćj dno było niew ątpliw ie przed niedaw nym j e szcze stosunkowo czasem, dnem niew ielkie
go jeziora. K otlinę tę otaczają półkolem wysokie góry, pokryte w znacznej części la
sem, w śród którego tu i owdzie odbija się świeża zieloność pastw isk, przez wypalenie lasu utw orzonych. Równe dno kotliny, li
czące około w iorsty kw adratow ej pow ierz
chni, pokryw a bardzo b u jn a traw a, czyniąc z tego k aw ałk a ta k nazw any „potrero de ceba“ czyli pastwisko przeznaczone na tu-
') R odćar hiszp.—otoczyć.
J) P a c c h a znaczy po indyjsku „kąpiel11, są tam bowiem ślady daw nej sztucznej sadzaw ki, w której ostatni z Inkasów A tahuallpa kąpieli używał.
czenie bydła. T utaj raz na ro k grom adzi się kilkadziesiąt sztuk wołów, które w ciągu dw u m iesięcy dochodzą odpowiedniej tuszy, aby je do G uayaquilu na sprzedaż odstawić było można. W bliskości tego doskonałego pastw iska wznosi się na niewielkiem wzgó
rzu „casa de la hacienda11 czyli dom zamiesz
kany zw ykle przez głównego pasterza („ca- poral“); w dali zaś widać jeszcze k ilk a in
nych chat rosproszonych po skłonach gór, a zamieszkanych przez kilku innych paste
rzy, który ch liczba w Paccha dochodzi 7 czy 8. Poniew aż P accha liczy około 8000' wzniesienia nad poziomem morza, rośliny więc stre f um iarkow anych udają, się tu do
skonale; widać po skłonach tu i owdzie nie
wielkie pola kukurydzy, kartofli, bobu, faso
li, grochu i innych.
Rodzina właścioiela Pakczy (tak czytać należy) zam ieszkiwała w sąsiednim m ajątku Guabalcon, położonym znacznie niżój, tak, że w nim trzcinę cukrow ą przeważnie u p r a wiają. S tąd wyruszyliśm y pewnego pię
knego dnia w drugiej połowie P aździernika 1883 roku, kaw alkatą, złożoną z jakich pię
tnastu osób, między którem i przynajm iej połowa płci pięknej. Za nami ciągnęła służ
ba, poganiając p aru osiołków, obładow a
nych naczyniam i kuchennem i, zapasem ży
wności, drobiem; nie zapomniano też o spo
rej baryłce „anisado“ (anyżówki), k tó ra sta
nowi niezbędny środek ekscytujący przy w szystkich zabawach i robotach. Pięliśm y się zw olna po strom ej drodze, prowadzącej j do Paccha, zatrzym ując się tylko niekiedy dla wypicia kieliszka anyżówki, któ ry zro
biwszy koło, w racał do sakw. P o godzin
nej blisko jeździe stanęliśmy w dom u ha- ciendy, gdzieśmy zajęli dwie izbypodobniej- szc do składów narzędzi rolniczych i zboża, niż do m iejsc mieszkalnych.
Zauw ażyłem , że dom oparkaniono świeżo mocnym płotem , d la uniknięcia przykrych wypadków z dzikiem bydłem , zdarzało się bowiem przedtem , że rozjuszone byki w pa
dały nieraz do środka izb, trzym ając w sza
chu płeć piękną i dzieci, które zaledwie czas m iały na strych się schronić. O bok też wzniesiono na czterech palach wysoką e stra
dę, przeznaczoną dla pań, które z tego bes- piecznego miejsca, mogły się swobodniej
N r 48.
przy p atry w ać trudnej operacyi zaganiania bydła.
T ow arzystw o nasze pow iększyło się dnia tego o k ilk a jeszcze osób p rzybyłych z są
siedztwa, a m ających także brać udział w „rodeo“ . M ieściliśmy się więc w dw u ciasnych izbach, j a k mogliśm y, śpiąc poko
tem na tapczanach i na ziemi. P rz e z resztę dnia butelka „anisado“ nie próżnow ała, a kieliszek zataczał całe szeregi kó ł i linij krzyw ych aż do samego pójścia na spoczy
nek, mnie tylko ja k o chorego, uw olniono od tćj operacyi.
D n ia następnego od samego ra n a , rospo- częło się zaganianie bydła. B rało w tem u d ział siedm iu czy ośmiu in dyjan pasterzy (pieszo) oraz dw u synów gospodarza i dw u innych ichmościów konno. W szyscy uzbro
je n i byli w ark an y z wołowego surow ca skręcane. Z bydłem , pasącem się w bliż- szem sąsiedztwie zagrody, wznoszącej się obok naszego domu, niew iele jeszcze było do roboty, gdyż były to sztuki bardziej swojskie i przyzw yczajone do tego; zapę
dzano je więc zw ykłe p arty ja m i po kilka głów;. J u ż i tu je d n a k zdarzyło się k ilk a sztu k nieukróconych, który m trze b a było laso na rogi zarzucać i do zagrody p ro wadzić.
G d y n a tak ą sztukę trafią, puszczają na nią psy, k tóre obskoczywszy ofiarę, skubią j ą zw ykle w nogi, a niektóre odw ażniejsze czepiają się i nozdrzy. R ozjuszony zw ierz staje niekiedy, aby się bro nić napastnikom , a wówczas albo k tó ry z indyjan pieszo go dodania i laso n a rogi zarzuca, albo też któ-CT ryś z k o n n y c h ’ tego dokonyw a. B yw a też bardzo często, że laso padnie nie na rogi, lecz na szyję lub w pół ciała, wówczas więc sta ra ją się go przyw iązać do ja k ie g o pieńka lub krzak a, a zarzuciw szy drugie laso n a ro
gi, pierw sze zdejm ują i także na ro g i zak ła
dają. Z w ykle bowiem prow adzą bydlę na dw u postronkach, je d e n z nich trzym a in
dyjanin, idący przodem , a dru g i — jeg o to
warzysz, pow strzym ujący rozjuszonego zwie
rza, k tó re okazuje ciągłą ochotę wzięcia na rogi idącego przodem . Z arzucenie łasa dzia
ła na bydlęta, nieprzyzw yczajone do tego, tak gw ałtow nie, że n iektóre sztuki z furyi jed y n ie, dostają nerwowego drżenia na ca-
łem ciele i nieżywe, ja k piorunem rażone, padają.
Indyjanie z Paccha m ają sław ę doskona
łych „vaqueros'‘. W samej rzeczy, ten kto ich w idział dzień po dniu uganiających się po nierów nym , a często bardzo strom ym gruncie, za napół dzikiem bydłem , kto mógł podziw iać ich zręczność w rzucaniu pętli i ich zimną k rew wobec rozjuszonych by
ków , zrozum ie tylko całą trudność zadania, ja k a na ich głowie spoczywa. Ileż to razy w ciągu jedn ego „rodeo“ zdarzy się każde
m u z nich znaleść się w m iejscu otwai-tem oko w oko z rospasanem do ostatecznej fu
ry i zwierzęciem? Byłem sam świadkiem , ja k olbrzym i i najdzikszy z byków przez psy osaczony, rzucił się w pełnym galopie n a jednego z indyjan wśród otw artej rów ni
ny. W szyscy obecni wydali krzyk i zgrozy, sądzili bowiem, że nieszczęśliwy śmierci nie uniknie! P rzy to m n y jed n ak człowiek w chw i
li ju ż , gdy go byk m iał rogam i chwycić, rz u cił się przed nim na ziemię, a g łup i zwierz przesadziw szy przez niego poszedł sobie da
lej. Podobne sceny pow tarzają się dość często. T ylko z takim i ludźm i można do
prow adzić skutecznie do końca tru d n e zada
nie zgrom adzenia dzikiego bydła w jednej zagrodzie. W ytrzym ałości tych indyjan, oraz ich zręczności w rzucaniu lassem, za
w dzięczam y zdobycie pięknego egzem pla
rz a tap ira, k tó ry dziś zdobi G abinet Zoolo
giczny warszaw ski.
Znakom icie też pom agali indyjanom dwaj synowie gospodarza, m ający sławę najlep
szych jeźdźców i najzręczniejszych lasserów w okolicy. Starszy szczególniej, imieniem Scypion odznaczał się nieustraszonością i dzielnem w ładaniem pętlą. Co pewien czas widzieć go można było, ja k n a rączym ru m ak u pędził przed którym z dzikich by
ków, prow adząc go uw iązanego za rogi do lassa, którego drugi koniec zakręcał na łęku
| z przodu siodła. Pew nego dnia w rócił na koniu ze zranionem udem , byk w pakow ał ró g biednem u zw ierzęciu na parę cali głę-
1 boko. Innym znów razem , koń nie w ytrzy
m ał naprężenia lassa i padł na bok, a jeź
dziec wraz z wierzchowcem pociągnięci zo
stali na przestrzeni kilkudziesięciu kroków i gdyby nie pęknięcie lassa, Scypion pew nie- j by śm ierć poniósł.