• Nie Znaleziono Wyników

Komitet Obywatelski „Solidarność” w Lublinie - Alojzy Leszek Gzella - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Komitet Obywatelski „Solidarność” w Lublinie - Alojzy Leszek Gzella - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ALOJZY LESZEK GZELLA

ur. 1932; Pelplin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, PRL

Słowa kluczowe Lublin, PRL, Komitet Obywatelski "Solidarność"

Województwa Lubelskiego, Stanisław Węglarz, Janusz Winiarski, Wacław Biały, Zygmunt Łupina, Czesław Zgorzelski, ks. Mieczysław Brzozowski, Adam Cichocki, ulica Krakowskie Przedmieście 62, kampania wyborcza, przełom 1989, ulica Filaretów 7, Kościół pw. św. Józefa Oblubieńca NMP, ks. Józef Tischner, Gazeta Obywatelska

Komitet Obywatelski „Solidarność” w Lublinie

Komitet Obywatelski miał przygotować ekipę ludzi pracujących na rzecz wyborów [4 czerwca 1989 roku]. Odbywały się spotkania, dosyć regularne, przewodzili w nich koledzy, którzy byli zaangażowani w struktury podziemnej „Solidarności”. Był to m.in.

[Stanisław] Węglarz, ale też bardzo dużo osób spoza tych struktur. Trzeba wymienić Janusza Winiarskiego z Polskiego Radia, oczywiście był Wacek Biały, profesor Zygmunt Łupina, profesor [Czesław] Zgorzelski. Na jednym z takich spotkań był też ksiądz [Mieczysław] Brzozowski, wtedy rektor kościoła powizytkowskiego. Na spotkaniach zawsze było mnóstwo ludzi, a wystąpienia były możliwością zaprezentowania postaw politycznych i społecznych.

W Kurii Lubelskiej istniało studium społeczno–ekonomiczne, prowadzone już parę lat wcześniej, przed 1987 rokiem, przed przyjazdem Ojca Świętego. Miało ono charakter właściwie nielegalny, prowadził je młody wówczas kolega [Adam Cichocki], który został [drugim] wojewodą lubelskim, po wyborach. Był ekonomistą i socjologiem po KUL-u. Na studium przygotowywał ludzi do podejmowania problemów ekonomicznych. Na spotkaniach szerokiego gremium Komitetu Obywatelskiego występowali również profesorowie, ekonomiści socjolodzy z UMCS-u i KUL-u. Był również profesor Zgorzelski - polonista, o którym my jako jego wychowankowie wiedzieliśmy, że miał w swoim życiorysie etap okupacyjnej działalności podziemnej w Armii Krajowej na Wileńszczyźnie. Natomiast nie sądziliśmy, że raptem uaktywni się w Komitecie i zechce swoim autorytetem wspierać pewne poczynania. Miał wykład, na którym mówił o Komitecie Obywatelskim, jego sensie, czym jest, dlaczego my go w ogóle tworzymy, dlaczego tym się zajmujemy. Ogólnie była prężność, potrzeba i wola ludzi, żeby działać.

(2)

Mieliśmy swoje pomieszczenie w bocznej części budynku przy Krakowskim Przedmieściu 62. Znajdowało się ono w głębi, po lewej stronie. Dawniej był tam Uniwersytet Marksizmu-Leninizmu. Obecnie znajduje się tam tablica upamiętniająca Komitet Obywatelski. O każdej porze dnia, a nawet nocy, można było się spotkać i czegoś dowiedzieć. Nasz biuletyn wychodził codziennie, przekazywano go później ludziom na ulicy. Była też tablica informacyjna z aktualiami, która cieszyła się dużym zainteresowaniem. Wypisane było na niej co można zrobić, co można z siebie dać, żeby to wszystko funkcjonowało, żeby miało się ku dobremu. Przecież nie mieliśmy chyba w powszechnym odbiorze takiej wyobraźni, że dzięki wyborom raptem ludzie z Komitetu Obywatelskiego zajmą wszystkie stanowiska. Natomiast było gremialne poparcie dla wszystkich działań Komitetu. Niedawno nawet znalazłem notatki z jakiegoś spotkania Komitetu Obywatelskiego na LSM-ie, w domu katechetycznym przy parafii [pod wezwaniem św. Józefa przy ulicy Filaretów]. W tej salce odbyło się spotkanie, na którym występował ksiądz [Mieczysław] Brzozowski.

Przypominam sobie kolegę, nieżyjącego już, który był bardzo aktywny przed wyborami, zwłaszcza w ostatniej fazie działań propagandowych. Przy Komitecie Obywatelskim na Krakowskim Przedmieściu wystawiono stolik, na którym leżały nasze wydawnictwa, można było je kupić, bo pieniądze były wtedy potrzebne.

Zawsze przy stoliku gromadziło się pełno ludzi, a on głośno agitował na rzecz wszystkich, którzy byli wytypowani przez Komitet na listy wyborcze. Miał wadę [wymowy], bo trochę się zacinał, jednak cały czas mówił - jąkał się, ale dodawało mu to wręcz wdzięku, nie było negatywnie odbierane. Robiłem też wywiad księdzem [Józefem] Tischnerem, który przyjechał na spotkania z grupami solidarnościowymi.

To wszystko działo się w centrum. Wywiad przeprowadzałem dla „Gazety Obywatelskiej”, wydawanej wtedy przez „Solidarność” przy [ulicy] Królewskiej.

Działaliśmy z niespotykaną aktywnością wspierając działania solidarnościowe. Coś niezwykłego, zwłaszcza że „Solidarność” była unicestwiana od 1981 roku, niszczona bezwzględnie, niwelowana. Znamienny tytuł tego wywiadu, ks. profesor Tischner powiedział: „Za pięć lat nie poznamy Polski”.

Data i miejsce nagrania 2006-07-06, Lublin

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Redakcja Piotr Lasota

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

I to „Jeszcze Polska nie zginęła”, które śpiewałem wtedy na polach grunwaldzkich, było bardziej dla mnie wzruszające niż [te wykonania], które śpiewaliśmy na różnych

Mama pochodziła z rodziny mieszczańskiej, była urodzona w Pelplinie, a do Pelplina mój ojciec z rodziną swojej matki przyjechał po katastrofie, jaka wydarzyła się w miejscowości,

[W przypadku AK] to się otworzyło w 1956 roku – Mańkowski, Caban, Naumik wydali monografie o Armii Krajowej i tam nie wszystko było, ale było i Armia Krajowa istniała.. I

Kiedy związałem się już trochę ze środowiskiem lubelskim, dziennikarskim, kiedy poznałem trochę osób tutaj, kiedy zobaczyłem, że jest środowisko dziennikarskie, nie gazety

Te osoby nie były tam w drodze wyboru przez jakieś środowiska, tylko Kłoczowski, może Przeciechowski, może Stanowski, oni proponowali ludzi.. Dobór był taki, żeby

To było niewykonalne i nie było dla mnie zaskoczeniem, że się po prostu Komitet rozpadł. Dla mnie było oczywiste, że nastąpi likwidacja Komitetów Obywatelskich i powstaną

Był duży problem, bo przecież trzeba było w każdej wsi i w każdym miasteczku znaleźć ludzi, do których można było to wrzucać, nie dalibyśmy rady sami biegać

Niektóre listy były otwarte, w takim sensie, że były z jednej strony na kartce adres, a z drugiej strony treść, ale nikomu z tych harcerzy nie wpadło by do głowy jaką treść,