• Nie Znaleziono Wyników

Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 12

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzina Chrześciańska, 1904, R. 3, nr 12"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

Rodzina chrześciańska

Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.

'Wychodzi raz na tydzień w JYiedziełę.

Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka11 i „Straży nad Odrą“.

Na Niedzielę szóstą Postu (Palm ową).

Lekcya

Filip. II, 5 —i i.

B i a c i a ! I o w sobie czujecie, co i w Chrystusie Jezusie, który będąc w postaci Bożej, nie poczytał za drapieztwo, że był rów nym B o g u ; ale wyniszczył sam eg o siebie, p rzy ją w szy postać sługi, stawszy się na podobieństw o ludzi, i p ostaw ą nałeziony jak o człowiek. S am się poniżył, staw szy się posłusznym aż do śmierci, a śmierci krzyżowej. Dlaczego i B ó g w yw y ższy ł G o i darow ał mu Imię, które jest nad wszelakie imię, ab y na Imię Je z u s o w e wszelkie ko- ano klękało, niebieskich, ziemskich i podziem nych;

a iżby wszelki język w yznaw ał, iż Pan Jez u s C h ry ­ stus je s t w chw ale B o g a Ojca.

Ewangelia u Mateusza świętego

w Rozdziale X X I.

W on c z a s : g d y się przybliżał Je z u s do Je r u z a ­ lem, i przyszedł do Betfagi, do G ó r y O liw n e j; tedy posłał dwu uczniów swoich, m ów iąc im: Idźcie do miasteczka, które jest przeciw ko w a m ; a natychmiast najdziecie oślicę uw iązaną i oślę z n ią ; odwiąźcie i przywiedźcie mi. A je ś lib y wam kto co rzekł, p o­

wiedzcie: iż P a n ich potrzebuje; a zarazem puści je.

A to się wszystko stało, ab y się wypełniło, co jest powiedziano przez Proroka m ó w ią c e g o : Powiedzcie c órce S y o ń s k i e j : Oto K ról twój idzie tobie cichy, sied z ący na oślicy i n a oślęciu, syn u podjarzemnej.

S zed łszy tedy uczniowie, uczynnili jako im rozkazał Jeztts. I przywiedli oślicę i "oślę i włożyli na nie odzienie swoje, i j e g o wsadzili na nie. A rzesza bardzo wielka, słali szaty sw oje n a drodze, a drudzy odcinali gałąski z drzew, i n a drodze słali. A rze­

sze, które uprzedzały i które pozad szły, wolały m ó­

w iąc: H o san n a S y n o w i D aw ido w em u! B ło g o s ła ­ wiony, który idzie w Imie P ań s k ie !

Nauka z tej Ewangelii.

Jak skoro Zbawiciel rozkazał co uczniom swoim, to Go zaraz usłuchali. Szli i uczynili tak, jak im

___ ___ rT.r.CCr''. ~ ~ ' rZ r.<!-c-g;-T^XCCOCSl' lozkazał. Powołał ich do siebie, i oto opuścili o|ca, matkę, czołno, sieci; słowem, wszystko, cały swój dobytek i poszli za nim. Kazał im iść na cały świat opowiadać Ewangelię i wierzących chrzcić i oto poszli na cały świat, opowiadali naukę Jego i chrzcili, Kazał im, wstępując do nieba, nie wychodzić wprzódy z Jerozolimy, PŻeby nie odebrali Ducha św. Czekali i ria krok się nie ruszyli, dopóki Duch święty nie wstąpił do nich. W dzisiejszej Ewangelii kazał im iść i przyprowadzić sobie oślicę i oślę. Uczynili, jak im rozkazał, poszli i przyprowadzili.

Otóż widzicie, kochani Bracia, co to byli za posłuszni ci uczniowie Jezusa, ci apostołowie. Tak posłusznymi Jezusowi mamy i my być wszyscy, bo i my jesteśmy Jego uczniami i uznajemy Go za na­

szego Mistrza, Nauczyciela, za naszego Pana. Kiedy więc Jezus jest naszym Panem, toć ma prawo nam rozkazywać; do nas zaś należy słuchać Je g o roz- kazów. O jakby to pięknie było, gdyby to i o nas

!j m oina powiedzieć, co Ewangelia dzisiejsza mówi o A postołach: że poszedłszy, uczynili tak, jak im Jezus rozkazał. Tak być powinno. A coż nam to Chrystus rozkazuje? Oto mocno wierzyć i podług tej mocne) wiary żyć na świecie; oto kochać Boga nadewszystko, a bliźniego jak siebie samego.

Wszystko, cokolwiek Pan Jezus czynił, na kilka­

set lat naprzód przepowiedzieli mężowie od Boga natchnieni, których Prorokami nazywamy, I tak Prorok Izaiasz i Zachary;-a * przepowiedzieli, ze Me- syasz, to jest Zbawiciel świata, J e z u s Chrystus, wie­

dzie do Jerozolimy na oślicy jako kroi pokoju. »Po- wiedźcie córce syońskiej, (to jest miasto Jeruzalem, które leżało przy górze Syon): oto twój król idzie do ciebie cichy, siedzący na oślicy i oślęciu.* Z e

P a n Jezus na oślicy jechał, nie masz w tem mc

śmiesznego i wzgardliwego, gdyż to było i jest zwy­

czajem w owych Krajach, że i najwięksi panowie, królowie nawet w czasie pokoju używają do jazdy mułów lub osłów. Jezus zastosował się do tego zwy­

czaju i kazał sobie ‘ przyprowadzić oślicę i oślątko.

Zkądże Zbawiciel wiedział, że przed miasteczkiem stała oślica i oślątko, i że właściciel pozwoli ich ?

Jezus Chrystus jako B óg, wiedział wszystko bo przed Bogiem nie masz nic ukrytego. B ó g je*t wszystkowiedzący, dla tego i to wiedział Zbawiciel, że przed miasteczkiem stoi oślica i oślątko przywią­

zane. To samo zdarzenie dowodzi, źe Zbawiciel był Bogiem, bo człowiek tegoby wiedzieć nie mogl.

Dla czego to uczniowie kładli na te dwoje by­

dląt szaty sw oje?

(2)

9 0

T o czynili z uszanow ania, miłości i p rzyw ią­

zania do sw e g o P a n a i Mistrza, aby w ygodn iej m ógł siedzieć. P od ob n e pizysługi w yśw iadczali mu zaw sze z n ajw iększą ochotą, skoro im się tylko sp osobn ość do tego podała. N aw et i lud idący przed C h rystu ­ sem, rozkładał s w o je suknie na drodze i słał g a łą sk i z drzew, dla okazania g łę b o k ie g o uszanowania, a z najw iększej radości, uzn ając Jezusa za M esyasza, w o ł a ł : sH o san n a S y n o w i D a w id o w e m u !* H osan na, to j e s t po n aszem u: niech będzie pochw alony, uw iel­

b i o n y ! niech ż y je ! D zisiaj ob chodząc pamiątkę tego tryum falnego wjazdu P a n a Je z u s a do Jerozolimy, święcim y g a łą sk i palmy, i dla tego te niedzielę p a l­

mową nazyw am y.

W k órymto czasie odb ył Je z u s ten w ja z d ? W parę dni po wskrzeszeniu Ł a z a r z a a krótko przed świętami wielkanocnem i, krótko przed sw oją śmiercią krzyżową. T e n w jazd tem bardziej roz­

jątrzy ł nieprzyjaciół Je z u s a i odtąd wszelkich pota­

jem n yc h używali środków, ab y G o mógli poimać.

O biecyw ali nawet trzydzieści srebrników, to je s t:

około sto złotych, temu, ktoby G o zdradził. I na te pieniądze ułakom ił się w łasny Je g o uczeń, Ju d a s z Iskaryot, i w yd ał C h rystu sa s w e g o nauczyciela i do­

broczyńcę. Nie użył ich jednakże, bo rozpaczą miotany, życie sobie powrozem odebrał i tak zgubił się na wieki wieków.

Nauki i rady

dla

Matki C h rze ścia ń sk ie j

jak dzieci po Bożemu wychowywać.

IL (Dokończenie.)

7. Od młodości przyzwyczaj dziecko do niewy­

gód, niedostatku, bo w młodości łatwiej to znieść, aniżeli w starości. Nie pochlebiaj dziecku za nadto, nie ubiegaj się za tem, aby mu dać, czego tylko zażąda; bo kto wie, jak mu pójdzie później w sta­

rości. Dzieci muszą się przyzwyczaić do tego, żeby nie szemrały, jeżeli nie dostaną wszystkiego, co wi­

dzą i pragną, jeżeli nie pozwolisz im na każdą za­

bawę i przyjemność. Nie bierz dziecka nigdy na gody, wesele, na chrzciny, — a już potworny jest obraz matki z dzieckiem na ręku w izbie szynkowej.

O, gdybyś matko nieszczęsna zaprowadziła dziecko lepiej do kościoła! |ak nierozsądna jest matka, która nie umie dziecku niczego odmówić, nie umie znieść jego płaczu, kiedy się naprzykrza! A cóż będzie potem kiedyś, kiedy bieda i nędza zajrzy do domu twojego dziecka w późniejszych latach? Z a ­ hartuj dz:ecko i przygotuj r.a te chwile — naucz je, że nie wszystko na świecie mieć można, czego się pragnie i coby się mieć chciało.

8. Dobrze jest odmówić czasem dziecku, kiedy o co pros1. Musi w tem jednak być rozsądek, a nie kaprys. Trzeba mu jednak dać, kiedy to, o co prosi, odnosi się do wykształcenia ducha, do odpoczynku, zdrowia.

9. Przyzwyczaić trzeba dziecko, żeby od razu, prędko z łóżka wstawało, prędko się ubierało, nie obawiało się wiatru, deszczu, bez obawy chodziło w ciemności. Lepiej jest jeszcze, jeżeli z własnej woli idzie na deszcz, w ciem ność; bo się tem łatwiej do tego przyzwyczai.

10. Mów mu często, że i w biedzie może być człowiek szczęśliwy.

1 1 . W chwilach uroczystych, mianowicie w po­

ście, opow iadaj dziecku o cierpieniach i nędzy Z b a­

wiciela, Ś w iętych J e g o na ziemi, o n a g ro d z ie we w ieczności, w niebie za cierpienia tu podjęte. Przy- pominaj dziecku co mówi Duch ś w . : * U t r a p i e n i a tego czasu niniejszego nie są go dn e przyszłej chwały, która się w nas objawi.* (Rzym. 8, 18.)

X I. Ucz dzieci pokory, skromności 1 grzeczno ci.

1. Dziecko^ skromne, posłuszne, je s t też” chętne i pokorne. Nie w yn oś się w obec dziecka, nie kłóć się z nikim, bądź uległa i wyrozum iała dla r o d z ic ó w twoich i męża twego, bądź dla służby twojej uprzyj"

ma, a dasz tem żyw y przykład dziecku, j a k być po- winno. Niech w domu twoim będzie zaw sze j

najspokojniej. % ■

2. U w ażaj przedewszystkiem na to, aby dziecko twoje było uprzejme, grzeczn e w stosunku do sta’

rych ludzi, na pierwszem m iejscu dla twego ojca i matki, dla starszych sług. O pow iadaj mu o owyc*’

chłop cach ,' którzy się w yśm iew ali z Elizeusza pr*’’

roka. Patrz na to, jak przyjm uje dziecko two)e w domu starych ludzi okrytych łachm anam i: czy s1^

z^nich nie wyśm iewa, nie przedrzeźnia, czy drZvV1 przed nimi nie zam yka.

3. Nie mów, że dziecko twoje jest piękne: nie pozw ól nikomu m ówić o tem, m ianowicie^ w obec­

ności dziecka, bo będzie p rzyw ięzyw ało znacznie 0°

rzeczy, która m e ma żadnej wartości. Nie pozwo dziecku p rzeglądać się w lustrze, czy mu w tej ' u owej sukience je s t pięknie. Nie mów, że jest ładne w tej nowej, c z y s t e j's u k ie n c e , lecz że jest czyste-

4. Nie chwal też dziecka twego przed inny^J ludźmi. Pochwała własnych dzieci jest samolubstweini nagana dzieci jest naganą złego ich wychowania- _ . 5. Ć w icz dziecko w grzeczn ości i u p rz e jm °sCl dla k a ż d e g o ; ’ grz eczn o ść je s t p okorą na zew n ąń 2’

U cz je, jak ma przem awiać do innych, jak ich p0,' zdrawiać, czapkę zdejm ować, skrom nie o d p o w i a d a ć ,

w jaki sp osob o co prosić, jak w chod ząc i w y c h °' dząc z domu ob cego , przechodząc m i m o fstarszyCĄ p ochw alić ma Pan a B o g a . Ucz j e unikać c i e k a w o ś c i ,

w yśm iew ania się '■ z drugich, w glądania ' ciekawegp>

w patryw ania w okno cu dzego domu, p o d słu c h iw a n i3

pod obcemi drzwiami, chodzenia z 'c iek a w o śc i za obcym i. Nie ucz dzieci, .jak m aja dow cipnie a nie- grzecznie od p ow iadać, jak się kłócić z innymi i pow iadać na zarzuty, w y z w i s k a ; bo toby się mog*°

kiedyś odbić na tobie i mężu twoim.

X II. Ucz dzieci łagodności.

1. Spokój i łagodność matki przechodzi zwykle na dziecko. Matka gniewliwa, uporna, do kłótni skłonna, będzie miała gniewliwe, uporne i kinąbn^

dzieci.

2. Daj więc ze siebie dobry przykład dziecku, bądź cicha i przemawiaj łagodnie w domu Jeżc|!

zaś przeklinasz, lżysz w domu bezustannie, naten­

czas jesteś nauczycielką przekleństwa i kładziesz dziecku w usta słowa, które się Panu Bogu podoba0 nie mogą.

3. Pokój i zgoda niech panują zawsze w twoim domu. Naucz dziecko tego, aby zawsze przebaczał0 każdą krzywdę i zniewagę, i aby umiało zawsze z9' panować nad sobą, kiedy je ktoś rozdrażni.

przyjdzie z zabawy pokrzywdz*n«, pobit#, powiedz

(3)

mu, c o b y 'd o b r e g o m ogło uczynić przeciwnikowi.

4. N ie w ystaw iaj n igdy dziecka na próbę, czy się r o z g n ie w a ; nie sprzeciw iaj mu się i nie draźniej niepotrzebnie, ani też nie pozwalaj nikomu się sp rze­

ciwiać.

5. K a r ć surow o twoje dziecko, jeżeli usłyszysz, że zaklnie, chociażby i przytem się nie gniewało.

Strzeż dziecka, aby nie wchodziło między służbę, która przeklina i złorzeczy, i od której dziecko może s 'ę n au czy ć przekleństwa.

6. N aginaj dziecko, jeżeli uporne i krnąbrne, bądź dla n iego surowa, i nie ustępuj, póki nie zła­

miesz u p o ru ; a ucz je, j a k piękne i p o c iąg ając e jest Z g o d n e u sp o so b ien ie: »Błogosławier.i cisi, albowiem

°n i posiędą ziem ię,« powiedział Pan Jezus.

X III. Rady d/a matek, które Pan Bóg pobłogo­

sławił wielu dziećmi.

1. Nie kłopoć się i nie troszcz, matko, że nie wyżywisz i nie w ych ow asz dobrze wielu twoich dzieci.

Wasz zapew ne z niemi wiele mozołu, ale też za to (em więcej łaski Bożej. W iele dzieci dobrze się cho­

w ających są błog osław ień stw em Boskiem 1 bogactwem rodziców.

2. K ażd em u dziecku, jeżeli tylko możesz, nadaj zawsze j a k ą pracę. I t a k : niech je d n o umiecie ci pomieszkanie, drugie oczyści ci rzeczy, trzecie po­

ściele łóżka, czwarte wodę przyniesie, inne robi poń­

czoszkę, inne znów s z y je ; ale każde niech ma swoją Pracę zawsze. B ę d zie porządek pewien w rodzinie;

a to ci ułatwi ich w ych ow an ie i dzieci przyzw yczają się do p ra c y i porządku.

3. W ię k sze dzieci niech pouczają, strzegą, pro­

wadzą, myją, ubierają i rozbierają dzieci m niejsze;

ale w szystko niech się dzieje w zgodzie, w spokoju.

4. Jeżeli nie możesz, matko, w yżyw ić wszystk th dzieci, natenczas daj starsze w słu żb ę; ale zaw sze do domu moralnego, szczerze katolickiego. W ym ów sobie z g ó r y przy zgodzie, żeby dziecko p rzy n aj­

mniej co d ru g ą niedzielę chodziło na mszą św., na kazanie, przynajm niej raz w kw aitał do spowiedzi św., ab}' mu co do postów nie g w a łc o n o sumienia.

W ym ów sobie, aby raz poraź i do ciebie przyjść mogło, ale ab y nie wychodziło na zabaw}', prze­

chadzki i o b cych u siebie nie przyjm owało. Dziecko zaś naucz, ab y się starało zaskarbić sobie miłość s w o je g o p a ń s tw a ; nie zważaj na nieusprawiedliwione nieraz je g o skargi. C o b y można zmienić, tc zmień w cichości tak, ab y dziecko tego nie spostrzegło, gd yż inaczej m óg łby się skrzyw ić niepotrzebnie sto­

sunek słu gi do państwa.

5. N ie skarż się n igdy na to, że cię B ó g p o­

błog osław ił wielu dziećmi, bo ta skarg a na nic się nie przyda, a wiele ci zaszkodzi.

6. Staraj się o to, aby każde dziecko spało osobno. Z a g lą d a j do ich łóżek, kiedy posnęły.

7. Z szczególniejszą troskliwością wychowaj pierwsze dziecko, ab yś p rzyw ykła do dobrego 1 sta­

r an n eg o w ychow ania, i aby się drugie od pierwszego uczyły.

Nie w szystko to jeszcze, matko, cobym ci m ógł pow iedzieć i na co zw rócić u w agę w spełnianiu w ielkiego i św iętego obowiązku twego. C ałe p <

sza f m ógłbym ci zapełnić książkami, które napisa 1 święci i o dobro dziatek dbali kapłani różnych na rodów. Przyjm ij nie wiele tych słów od polskieg

skich dziatek P an }ezus każdej chwili mógł powie­

dzieć: »pozwólcie dziatkom przyjść do mnie, bó są wedle mego s e i c a « B ó g z tobą, matko chrześciań- ska, i z dziećmi twojemi! X. A. J .

K O N I E C .

tycie jf e y i wzór żyda naszego.

O Matko, T w e życie święte N ajpiękniejszy wzór nam daje;

Niech też moje nim zajęte Twem u podobnem się staje.

Pomóż Matko, bym tak żył, B ym podobnem Tobie był!

Niech pokora i niewinność — Przy tem miłość dla bliźniego, Niech łagodn ość i uprzejmość S ą ozdobą życia mego.

Obym zawsze czystym był — W niewinności Tobie żył.

Niechaj mi wzór życia T w e g o Przypomina T w o je cnoty, B ym do grzechu najm niejszego N igdy nie uczuł ochoty. — W szczęściu mi pokorę daj, W krzyżu zaś niech poznam raj.

G d y rozmyślam T w o je życie, [akźeś zawsze dobrą bylal Ch oć w ubóstwie — toś obficie Cnotę nad wszystko lubiła, fa tei chcę pobożnie żyć 1 podobnym T obie być.

A g d y będę życie T w oje W iernie zawsze naśladował I do T w e g o także moje R ad zastosowy wał

Niech już tu skosztuję raj, P o śmierci mi niebo daj. Amen.

Oddaj coś znalazł, a Bdj ci to nagrodzi.

G dv we W ielobłociu dzwoniono na nieszpory, Zadra stał ze łzami w oczach przy oknie swej pochy­

lonej chałupki. Było mu przykro ze wtenczas, gdy sasiedzi w pięknej odzieży spieszyli do kościoła, on musiał pozostać w domu. Przed piętnastu laty miał leniej B ył wtedy gospodarzem, jakich mało.

W szystkiego miał dostatek; kawał poła

w Smolanach, cztery woły, dwa konie, kilka krów na stajni, mnóstwo trzody 1 drobiu, a jaki sadek za domem a ile zboża w śpichlerzu! T e r a z wszystko inaczej ’ teraz bieda. Podczas wojny stracił cale g enodarstwo; czego nie zabrali Moskale, zgoiz w jednej prawie chwili, a jedyny szesnasto e ni syn j^ro Tom asz, pociągnięty został <d c.w o jsk a, skąa jeszcze nie wrócił. Zadra sprzedawszy pole i p j rzelisko, wypłacił długi zaciągmone podczas dług j

(4)

9 2

choroby swych rodziców, za resztę kupił pochyloną chatę i przeprowadził się do niej wraz z żoną.

O boje byli już w podeszłym wieku i niezdatni do prac}', i gd yby nie poczciwi sąsiedzi, którzy ich ratowali chlebem, mąką, ziemniakami i t. p. dawnoby już byli z głodu pomarli. Ż yli więc w biedzie, ale tak wielkiej ja k t^raz, nigdy nie znali. Ni kromki chleba, ni garści mąki, ni ziemniaka nie było w ich dom ku; odzież piawie całkiem obleciała, że do ko­

ścioła nie było w czem w yjść. Smutno im było i boleśnie, jak nigdy w życiu. Ż on a siadłszy przy kominku płakała, mąż poglądal przez okienko na świat, «erce bolało, a łzy jak groch spływ ały po wybladłej twarzy.

Zadumany ujrzał idą­

cego wężykowatą po gó­

rach ścieszką, słusznej po­

stawy i dobrze odzianego młodzieńca, który w po­

bliżu jego chaty siadł pod lipą, otworzył torbę i prze­

glądał wyjęte z niej pa­

piery. Po chwili zarzucił torbę na ramię i poszedł dalej.

Zasmucony i głodny Zadra wyszedł z chaty i zbliżywszy się do przy drożnej lipy, na miejscu, gd/ie spoczywał podrożny, ujrzał zwitek białego pa­

pieru, który otworzywszy, znalazł w nim dwa dukaty.

— Matko! matko! wo­

łał z radością obrócony ku chacie. Pójdźno tu, pójdź 1 A gdy Barbara przyszła, ukazuiąc jej złotą monetkę rzekł: Patrz! co tu zostawił podróżny, — znasz ty takie pieniądze?

— Chwała Bogu I ode­

zwała się wesoło Zadrz\na.

On nikogo nie opuści; gdy nędza najw iększa, Jego pomoc najbliższa. Głód nam straszliwie dokucza, w garnek nie mamy co wsypać, odzież zużyta, do brze, ie się choć trochę poratujemy. Jaki to Bóg dobry!

— Ój dobry Pan Bóg, dobry — odezwał się Zadra — On pomaga wszystkim, którzy w Nim po­

kładają nadzieję, On i nam dopomoże, ale nie temi pieniądzmi. Są one własnością tego pielgrzyma, co tu przechodził i do niego należą.

— T a i cóż? zgubił je; gdy dostrzeże stratę, pożałuje, uspokoi się i koniec.

— Zawsze przecież nie są nasze, ale jego.

— E h dziwnyś! — Gdyby mu były potrzebne, lepiejby ich pilnował. Pytać się o nie nie będzie, bo nie wie, gdzie mu wypadły.

— Choćby i nie wiedział, ale Bóg wie, Bar­

baro, nie daj się skusić.

— To jakże? umrzemy z głodu?

— Prawda, żeśmy w nędzy, jeść mi się chce okrutnie, żal mi i ciebie, przywłaszczyć przecie tych pieniędzy nie można. Spojrzyjno, żono, jak tam pięknie stoi Kiebałowa pszenica, tu wzgórz jęczmień, a tam znowu Jaworkowe żyto. Oni i nam udzielą.

Patrz na dolinę, tam już po żniwach, p© suchych

ścierniskach igra wiatr; on niezadługo i o nasze groby rozbijać się będzie. Starzy i bliscy śmierci mielizbyśmy się splam ić grzechem ? Uchowaj Boże- Zdaje mi się, że słyszę głos S ęd ziego -B oga: żyłeś poczciwie długie lata, w starości dopiero twojej ska­

lałeś twe sumienie cudzą własnością!

Barbara, ja k b y żałując tego, co powiedziała, zawstydziła się i zamilkła, a po chwili rzekła:

— Dobrze mówisz, G rzeg o rzu ! Lepiej z głodu umrzeć, niż duszę grzechem splamić. Ż al mi słów moich nierozważnie wyrzeczonych. Pospiesz za po­

dróżnym i oddaj mu, coś znalazł. Ja cij[tu przyniosę laskę. Ż eb yś go jeno dogonił!j

Poskoczyła |do -chaty i wróciła z laską, którą podając mężowi rzekła:

masz i idź! Idź starą ście­

szką przez łąkę i Stacho- we krzaki, a może go do- pędzisz choć pod lasem- Jen o się pospiesz, byś nie spóźnił!

I więcej jeszcze da wała napomnień, ale Z a­

dra już ich nie słuchał) a spieszył jak nigdy w życiu , chyba wtenczas, gdy swe budynki widział w płomieniach. Barbarze jednak zdawało się, że idzie zbyt powoli, i dla­

tego też poskoczyła za nim, a dogoniwszy, wzięła za rękę mówiąc: Idziesz bardzo nie sporo, trzymał się mnie, jam młodsza t zdrowsza, to ci pomogę.

I tak spiesząc stanęli pod lasem za krzakami,, z których właśnie wycho­

dził podróżny. Gdy nad­

szedł, tak się do niego odezwał Zadra: Odpoczy­

wając tam na górze około mej chaty pod lipą, zgubi-, liście panie dwa dukaty, wracam je wam jako w a­

sze własne.

Zdziwiony takiemi słowy młodzieniec, spojrzał na parę przed sobą sto­

jącą i widząc ją w lichej odzieży, rzekł:

— Zdaje mi się, źe wam się nie najlepiej powodzi.

— Prawda panie — odpowie Zadra; położenie nasze bardzo smutne, ale cóż robić?

Barbara zaś — aby naprawić złą radę i uspra­

wiedliwić się z niej w oczach męża — dodała: ale przecież radzibyśmy zostać poczciwymi, i dla tego też odnosimy panu te pieniądze.

Podróżny się namyślał, czy je przyjąć, czy nie.

Wziąwszy je nareszcie do ręki, tak się do poczciwych małżonków odezwał:

— Wezmę te dukaty, gdyż mi będą potrzebne,

— tymczasym przyjmijcie mały darek na konieczne potrzeby; z powrotem hojnie wynagrodzę waszę poczciwość, iż więcej nie będziecie w nędzy. Dukaty są mi potrzebne na to:

Przed 14. laty pożegnawszy rodziców, poszedłem do wojska. Zaledwiem się nauczył chodzić pod bronią, naszym pułkom przyszło walczyć z nieprzy­

jacielem, który nas zwyciężył i rozprószył. Każdy spieszył do rodzinnego miejsca, i ja byłsm już blisko

(5)

ojczystą wioskę i powitam kochanych rodziców, w tem dowiedziałem się od ludzi, że nasz powiat zajęty przez wojsko nieprzyjacielskie, że moskal wszystko zabiera, pali, i kogo jeno może, chwyta i do sw ego zaciąga wojska. Zebrało się nas tedy dziewięciu zuchowatych chłopaków i uciekliśmy na Śląsk do Opola i W rocław ia.

— M atko! cóż ty myślisz? zapytał Zadra i byłby jeszcze coś mówił, ale nieznajomy prawił dalej:

W rocław śliczne jest miasto, wielkie i handlowe, głów nie osiadłe przez Niemców, są tam jednak i P o ­ lacy, z którymi się wkrótce zapoznałem. Oni też wskazali mi służbę u bogatego kupca. B ył to niemiec i luteranin, ale źe mu się dobrze sprawowałem i umiałem trochę po niemiecku, przeto mię polubił, pozwoli! chodzić do katolickiego kościoła, a potem wziął mię ze sobą do Hamburga, gdziem się nauczył kupiectwa. Zrazu w interesach mego pana zwiedziłem wiele krajów, wiele morza przepłynąłem, potem osiadłszy w małem miasteczku nad Renem, handlo­

wałem na własną rękę. B ó g mi błogosławił, ożeniłem się szczęśliwie, mam piękny dom i wielki skład różnych towarów, dobrą ż jn ę i dwoje ślicznych dzieci, i nic mi więcej do szczęścia nie potrzeba, jak wy­

szukać rodziców. Pisałem do nich kilka razy, ale żadnej nie otrzymałem odpowiedzi. Lękam się, żeby podczas >trasznej wojny nie stracili majątku a może i życia. Je ś li żyją, poproszę ich, aby ze mną poszli nad Ren, i podzielali moje szczęście, aby się cieszyli z wnukami. Z powrotem wstąuię do was razem z nimi, to ich poznacie.

Stary Zadra nie mógł się dłużej wstrzymać, spo­

glądał na żonę [i szeptał: Matko! cóż ty myślisz?

a potem rzekł do podróżnego: A jak daleko jeszcze do pańskich'rodziców?

— Zdaje mi się, że do Smolan będzie ztąd ze dwie mile?

— Co? do Smolan, do Smolan? zawołali razem Zadrowie — poczęli go ściskać.

— Co to jest? co się wam dzieje? pytał po­

dróżny.

— To pan znasz Smolany? rzekła w uniesieniu Barbara, my także ztamtąd, mieszkaliśmy za rzeką przy moście.

— Znam tę wieś, w niej się urodziłem, ojciec mój nazywa się Zadra Grzegorz.

Tu małżonkowie — nie pytając o więcej rzucają się w objęcia podróżnego, ściskają go i ca­

łują, wołając'z płaczem: »Tomciu, T o m c i u nasz drogi, synu najmilszy, witam}? cię, witamy, żyjesz, Bóg cię nam“ zachował?...

Podróżny przypatrzywszy się lepiej mizernym starcom, poznał w nich swych rodziców. Wzniósł oczy ku niebu i zawołał: O jakżeś dobry, o Boże, żeś mi pozwolił oglądać ojca i matkę. Dziękuję cr za to wielkie dobrodziejstwo, postanawiam żyć we­

dle przkazań Twoich, a rodziców będę piastował jak najstaranniej, póki im żyć pozwolisz. . . .

— Klęknijmy — wołał w radosnem uniesieniu Zadra — klęknijmy i podziękujmy Bogu za wielkie Jego względem nas dobrodziejstwo. Zdaje mię się, żem w niebie i tam oglądam mego syna, którego widzieć na ziemi nie spodziewałem się.

Barbara w rozczuleniu słów tych nie s ły s z ą a.

Nie mogła się napatrzyć swemu jedynakowi, ca o wała go po czole i całej twarzy, wołając z płaczem-

>Tomciu, Tomazku! jakieś mi wyrósł, jakiś zgra i ny

i piękny. O jakżem sz c z ę śliw a , gdy cię wi przed so b ą !

w szestnastym roku życia, ubrany w żołnierski płaszcz, obciążony bronią i torbami, byłem pędzony w świat — wypowiedzieć nie mogę, ale też nie mogę wysłowić szczęścia, jakie napełnia teraz moje serce!

Żon o! Tom ciu! klęknijmy i podziękujmy Bop-u za lego laski. Zdaje mi sie, że jesteśmy

w raju! . . . , ) T

Słusznie mówisz, drogi ojcze, — rzekł i o- masz bo każdy poczciwy i pobożny^ chrześcianin, już w tym żywocie kosztuje słodyczy niebieskich.

KO N IEC.

Święta Dorota.

Gdy Jezus Chrystus, nasz mistrz i pan, Na dusz ratunek zszedł tu w ciele 1 w gorzką krzyżową śmierć był dan Uwierzyło weń pogan wiele.

W Grecyi cześć boską dawała mu Dziewczyna ogrodniczka hoża, I róż jej wiał oddech jego i z bzu,

W oliwie wiała dusza Boża.

Jak dzieci strzegła kwiatuszków swych, Sama cicha, prosta jak dziecię

Wiara ją strzegła od myśli złych, Rosła w niej jako jasne kwiecie.

A gdy jej oczy raz zamknął sen W'chłodnym cieniu drzewa kwietnego, O kryształowych duszyczki den

Wszedł jej sługa Boga wielkiego.

Skrzydlaty anioł zjawił się jej, W słonecznych blasków jasnej fali, W ręce różyczek wonnych miał trzy, W oczach miał światło gwiazdnej doli.

Podał jej róże by ziemski gach, Do ust przycisnął ją miłośnie Potem w niebieski powrócił gmach Uleciał znów ku wiecznej wiośnie.

A gdy zbudzona wróciła w sad 1 w krąg powiodła wzrok ciekawy, U piersi miała niebiański kwiat, Dziwem ją zdjęły Boże sprawy.

I dziwny w sercu uczuła gwar Dziwna porwała ją tęsknota,

Z świętą czcią strzegła cudowny dar, Jak pereł strzegła go jak złota.

Nie kwiat też tracił promiennych szał, Dwa dni nie bladła róża wcale

Dopiero z dniem trzeciem rań ich zbladł, Kwiecie płowiało w barw swych.

Wtedy nim czwaity zaświtał dzień, Stanął aniół w szacie godowej,

Róże i dziewczę w gwieździstą strzen, Zaniósł w rozkoszny sad Je h o w y .

(6)

94

„Zawitaj ranna Jutrzenko".

Cześć Najśw. Panny Maryi była u przodków naszych nadzwyczaj upowszechnioną. Oprócz wielu bractw pod wezwaniem Maryi i licznych nabożeństw do Niej, pełno po całej Polsce rozmaitych pieśni do Najśw. Parny. Niektóre z tych pieśni służą na szczególne wypadki, a w dawniejszych zwłaszcza czasach wierzono silnie, że jak nabożeństwo tak i pobożne śpiewanie przyczynia błogosławieństwa i zasłania od przygód. Niektóre z tych pieśni, od­

śpiewane rano lub wieczór, zabezpieczały żywot po­

bożnego śpiewaka, a ciało od kuli czy szabli nie­

przyjacielskiej; inne, nucone na polu bitwy, trwogą napełniały szyki wojsk nieprzyjacielskich.

O pieśni »Zawitaj ranna Jutrzenko*, jest na­

stępne podanie: W krwawych zapasach z Turkami za Jana Sobieskiego III. trzydziestu wojowników na­

szych odciętych od swojej chorągwi, musiało wraz z kapłanem pułkowym szukać schronienia między skalami w Karpatach, które dzielą W ęgry i Wołosz­

czyznę od Gałicyi. Tu ukryci, otoczeni wkrótce od przemagających bisurmanów, mężny długo stawiali opór. Ale głód i pragnienie straszniejsze częstokroć od miecza i gradu kul zaczęły dokuczać garstce na­

szych bohaterów. Wówczas pobożny kapłan ułożył pieśń nową do Najśw. Maryi Panny, która przed nieuniknionym zgonem miała być ostatnią modlitwą walecznych rycerzy. Całą noc przetrwała wierna drużyna’ na modlitwie, a gdy świtać poczęło, zanu­

cono ową pieśń przez pobożnego kapłana ułożoną.

Zabrzmiały skały i góiy jej odgłosem. Wyśpiewana piersią gotowych na śmierć pobożnych rycerzy, brzmiała powagą straszną pohańcmn. Turcy zdzi­

wieni i przerażeni, pewni, że nadeszły posiłki, ucie­

kli, pierzchając w nieładzie. Rycerze polscy nie­

spodzianie odzyskali wolność i życie.

Pieśnią tą miała być znana dobrze pieśń: »Za­

witaj ranna Jutrzenko*, która odtąd rozpowszechniła się w całym kraju niezmiernie, i o której powsze­

chnie wierzono, że jej słowo »trwogą rozpędza^nie- przyjaciół roty.«

Legenda o robaczku Świętojańskim.

Gdy Marya i Józef przybyli do stajenki Betle- emskiej, było tam tak ciemno, że ustawicznie trącali o wszystkie ściany i przedmioty. Mały, nędzny ro­

baczek, nazwany Zeta, który pozostawał ukryty w murze lichego schronienia, westchnął litując się nad wędrowcami. Wyszedł więc prędko na wierzch stajenki i spostrzegł na dachu |zabłąuany promyk księżyców, porwał go też czemprędzej i nie bez

trudu zaniósł wędrowcom, aby im promień ten służył za oświetlenie.

— Oby cię Bóg za to wynagrodził mały przy­

jacielu, rzekła Marya.

— Tak, niech ci Bóg nagrodzi — przywtórzył św. Józef, a podziwiając owadek, do d ał:

— W tym kraju zwierzęta są litościwszemi od ludzi.

Tu osieł schylił Jeb, a wół kopytem wjdem ię uderzył, tak jakoby chcieli powiedzieć:

— Niezadługo i my wam dowiedziemy tego, żeśmy litościwe.

* *

*

Gdy się Jezus narodził", wtedy promyk świetlany małego Zety był pierwszą jaśności, jaka oświeciła jego biedny żłóbek. Dzieciątko uściskawszy Maiyą i popieściwszy się z Józefem, rzuciło okiem na ro- j baczka, który z uszanowania wielkiego skurczył się

do niepoznania.

Pan Jezus rzekł do n iego:

— Jakże jesteś dobrym, mój Zeto. W ynagro­

dzę cię za to. Powiedz m i,'czego chcesz?

Lecz Zeta się waha i nic nie odpowiada.

Na to Pan Jezus:

— Chcesz, abym ci dał skrydełka jedwabne, posiane brylantami tak jak " motylkowi, abyś mógł latać swobodnie?

— Nie, mój B o ż e !

— Czy chcesz, a!-ym cię nauczył rzemiosła małej mrówki roboczej ?

— Nie, mój Boże !

— Albo pszczółki, która zbiera miodek słodki, której wszystkie kwiatki służą?

— Nie, mój Boże!

— Albo jedwabnika, który sobie sam buduje schronienie tak cudowne.

— Nie, mój Boże!

— Ale czego żądasz, mój Zeto, przyjacielu, powiedz mi bez trwogi. Musi to być coś 'z pewno­

ścią bardzo rzadkiego.

— Czego sobie życzą, mój Boże! Oto tego — izekł biedny owad błagającym głosem — [tego, że­

bym co wieczór mógł posiadać^taki mały promyczek księżycowy jak ten, którego^ sobie" tej nocy poszu­

kałem, żebym tę samą usługę mógł oddać każdemu, co jej potrzebować będzie. Gdyż wiesz mój Boże, że księżyc nie zawsze w nocy świeci i nie zawsze promyki jego błągają się po ziemi.

— O mały robaczku, życzenie twoje jest speł­

nione. Od tego czasu promyczka owego szukać nie będziesz potrzebował; będziesz go miał zawsze i no­

sił na sobie.

— Dzięki ci, mój Boże!

* * *

*

Odtąd to, latem zwłaszcza, podczas pięknych nocy maiowych, tyle jest gwiazdek błyszczących na zielonych trawnikach, ile na lazurze niebios.

Wszystkim tym, co ubogiemu podają kawałek chleba, kubek wody, albo słowo co go oświeca, radę co go wzmacnia, wszystkim tym da Dzieciątko Jezus w nagrodę ów promyk chwały wiekuistej, który uwieńczy ich czoło i weźmie do raju.

(7)

Pobożne westchnienie na Wielki Piątek.

Któryś ucierpiał za nas rany, Jezu Chryste! zmiłuj się nad nami!

O u p r a w i e r o i i .

(Dokończenie.)

Dobra budowa roli nie jest stałym jej nabytkiem:

wytworzyć ją w glebie trudno, a zepsuć daleko łatwiej.

Jak wiemy z poprzedniego, sama natura, przy pomocy tylko rolnika, wytwarza zgrużlenie, lecz batdzo często ta sama natura i ten sam rolnik, psują to. co wspólnie stworzyli.

Rola najlepiej wyrobir na i pulchna może utracić swą strukturę czyli budowę, skutkiem nawalnego deszczu, gdyż silnie spadające krople wody rozmy­

wają gruzełki warstw powierzchownych i tem samem zaszlamowują warstwy spodnie. Zjawisko to, spoty­

kające się zawsze w glebach nieprzepuszczalnych i łatwo zamakających, może się wydarzyć po nagłej ulewie nawet w roli najlepiej wydobizałej Im iola płyciej jest uprawioną, tem prędzej się zaszlamuje i łatwiej utraci strukturę gruzełkowatą. W roli głę­

boko uprawionej po nawalnym deszczu warstwa górna i dolna utraci zgrtiźlenie, ale pozostanie w dobrej strukturze warstwa środkowa; warstwa ta będzie tem głębszą, im głębszą była warstwa orna. Wczesne i dobre ocienienie roli' oraz natychmiastowe po żni­

wach przyoranie ściernisk — oto środki z a r a d c z e

przeciw szkodliwym następstwom u!ewy.

Szkodliweru również dla budowy roli jest z wielkie jej wyschnięcie. Ziemia spoista (ciężkagin >

ił, rędzina) przy wysychaniu nabywa jeszcze wię J spoistości i kamienieje; ziemie z n o w u piasczy , zbyt sypkie, rozsypują się je sz c z e w ięce] i r" c-

resztki spójności. Zarówno role zbyt spoiste, jak i zbytnio sypkie po nadmiernem wyschnięciu, gdy upadnie na nie ulewa, łatwo się zaszlamowują; gdy zaś długo nie ma deszczu, ziemia przechodzi w stan martwoty, roślinność przysycha i ginie, a jak mówią praktycy, zostanie wypaloną; albowiem struktura gleby może się popsuć skutkiem złej uprawy, która albo była wykonaną w nieodpowiednim czasie, albo te/ UI[eślT1ro ^ le k k ą, sypką będziemy orać czy bro­

nować w stanie zupełnej suchości, to zniszczymy w niej słabą od natury spójność; gleba ta bowiem rozsypie się zupełnie i wtedy wytworzy się w mej struktura jednostronna, luźna. Ale i w sianie za mokrym (przesyconym wilgocią) nie należy /iem takiej uprawiać, bo sącząca się za skibą woda za- szlamuje^ warstwy spodnie. Umiejętny

na rzeczy rolnik uprawia czyli kruszy każdą g ltrę wtedy «dy jest wilgotna w miarę, czyli gdy jest w stanie świeżym. Z glebą ciężką, uprawianą me w odpowiednim czasie, bywa jeszcze gorzej. Przy orce ziemi ciężkiej, wyschniętej, pług nie kra,e ^ lecz rwie ziemię kawałami, przyczem p -ę ) sie niszczy i narzędzia się psują. Zauważyć tu n leży, iż ziemia w ten s p o s ó b zorana, wysychając dalej kamienieje jeszcze więcej, tak, iż ani bron , ani wał nie mogą jej rozkruszyć. Wreszcie gdy­

byśmy ciąełem bronowaniem lub wałowaniem rozbili K y to g Z takby się znów rozpyliła, iip ie rw w y większy deszcz zaszlamowalby cala ,e, powierzchny leżeli glebę spoistą orze się na mokro, to skiba nie będzie się kruszyć i rozpadać, lecz przeciwnie za pluciem wyciągną się jednolite, świecące s.ę pasy loli° Górna powierzchnia takiej skiby jest gładką, świecącą się i tak zaklepaną, że ani pow^trze am woda nie może przedostać się do wnętrza Skiba taka, pozostawiona na słońcu prędko obeschnie i ska­

mienieje, i tak samo jak w poprzednim ani brona ani wał nic tu nie pomogą; za częste zaś uzyae w tym wypadku powyższych narzędzi rozpyli nadt°Wyoranie ziemi spoistej na mokro może byc

^ u ^ r S ^ c S i a ^ k S ^ d w L

zaś idzie o to, aby woda, znajdująca się w mej,

™ rz,w

rolnikom zasady mechanicznej uprawy gleby.

Praktyczne rady.

Ś ro d e k na ból zębów . Środków na ból zębów iest bardzo wiele, a wiele z nich jest skutecznych, eś i zaś środek rzeczywjścre ma byc skutecznym, musi też być odpowiednio zastosowanym. Boi zębów bowiem może być rozmaitego rodzaju. Raz pochodź!

z reumatyzmu, inny raz ma przyczyny zupełnie cał­

kiem inne. Cała sztuka, aby wiedzieć

bólu zębów, a wtedy znajdzie stę i skuteczny środek.

|eśli ból zębów pochodzi ze zaziębienia, czy i jest reumatycznym, wtedy trzeba zrobić ciasto z octu i mielonego pieprzu. Ciasto to z a w i j a się w aenk.

nłatek i przykłada na twarz w miejsce, ga> ę znajduje bolący ząb. Wkrótce nastąpi

częstszem używaniu ból ^ e m ustani . naniu

w p ra w d z ie s z c z y p ie , je d n a k ż e bot ten p do b ó lu z ęb a je s t n iezn aczn ym .

(8)

Ałun także jest dobry na ból zębów. Bierze się grupka wielkości ziarnka grochu i rozmacza w szklance wody, a roztworem tym płucze usta. Dla cierpiących na nerwy musi roztwór ten być bardzo słabym, gdyż ałun drażni nerwy.

jeśli wypróchniały ząb boli, bierze się nieco sproszkowanego ałunu i za pomocą przeciętego pióra

— nigdy czem metalowem — wprowadza się w dziurę zęba, poczem wgryza się kulkę waty. Z rozpu­

szczeniem się ałunu ból znika. Można to kilka razy powtórzyć.

D la ły s ie ją c y c h . W »Przeglądzie lekarskim znajdujemy następującą notatkę: Przy łysieniu bierze się 30 procent rozczynu kwasu mlekowego, smarując miejsca pozbawione włosów tym płynem aż do wy­

wołania zapalenia skóry, poczem zaprzestaje na kilka dni, aby po ustąpieniu objawów rozdrażnienia, znowu pędzlowanie rozpocząć. Autor spostrzegał nierzadko już po 3 —4 tygodniach świeży porost włosów.

Biedny W ojtek.

— No Wojtku, jakże ci tam poszło w szkole?

— Zle ojcze, pan nauczyciel mi wsypał.

A za co?

— Bo jak mnie się spytał, ile człowiek ma zę­

bów, rzekłem, że »pełną gębę.«

Dobry świadek.

— Słyszałeś pan? On nazwał mnie osłem!

— Mogę to poświadczyć.

— Żeś pan słyszał?

— Nie, żeś pan osłem.

W szpitalu.

— Mój kochany, nie ma rady, tylko musimy ci wstawić szklanne ok>.

— To się nie opłaci, panie doktorze.

Jakto się nie opłaci?

— No, bo jeżeli moje własne pięściami wybili, to tem bardziej szklanne stłuką zaraz.

— Józefie, tu czuć wódkę.

Proszę jasnego pana, to ja brałem na bo­

lący ząb.

— Dawno cię już boli?

— Od maleńkości, proszę pana.

W biurze.

— Prosiłbym pana dyrektora o urlop, gdyż się żenię.

— Dobrze, tylko żeby mi się to często nie po­

wtarzało . . .

Usprawiedliwienie.

»Cóż ty sobie myślisz, malcze? Ośmiu lat je­

szcze nie masz, a już palisz papierosy?

♦ Dopiero od roku, proszę pana.

W p o w ro cie z w iz y ty .

— Prawda mężulku, że Ikeowie nieułyehanie są dla nas serdeczni?

— Tak, duszko, ale jabym wolał...

— Żeby co ?

— Żeby tam było trochę mniej serca, a więcej nieco wędliny do herbaty!

Z a d z iw ia ją c e .

M ł o d y p o e t a : Szybkość pocztowych komu- nikacyi wzrasta w zadziwiający sposób. Dziś rano posłałem swoje utwory do redakcyi, a już wieczorem miałem je z powrotem.

P o w ie lk o p a ń sk u .

Bankier G. odprowadza na dworzec swoją żonę- Gdy pociąg rusza, pani bankierowa powiewa chu­

steczką na pożegnanie. Dostojny małżonek z p o czątku sam odpowiada, wreszcie podaje chustkę sto­

jącemu za nim służącemu z poleceniem:

— Powiewaj dalej.

W szk o le.

Nauczyciel do początkującego ucznia :

Powiedz mi, Kaziu, jaki rzeczownik nieży­

wotny.

Rzeczownik nieżywotny?... Koń zd ech ły-"

pioszę pana profesora.

A d w o k a t i le k a rz .

A d w o k a t : »Spojrzyj pan na mnie, nigdy w życiu nie zażywałem lekarstwa, a jestem zdrowszy i silniejszy od tuzina pańskich klientów razem wziętych.

Lekarz: »Spojrzyj pan mnie, — nigdy się nie procesowałem, a jestem bogatszy od dwuch tuzinów pańskich stałych klientów.*

Na w si.

Źle, Mateuszu, ciągle deszcz i deszcz!

— Pewnie ziemia coś przeskrobała, k i e d y ją tak deszcz ciągle »kropi *

D o k ład n e o k re śle n ie .

S ę d z i a : »Od jakiego czasu jesteś P*n wdowcem ?«

O s k a r ż o n y : »Od czasu kiedy moja żona umarła, panie sędzio!*

W et za w et.

A d w o k a t : *Wy chłopi wszyscyście gru- bianie.«

W i e ś n i a k : ‘ Wszystko możliwe, " panie ad­

wokacie, ale nie wszyscy jednak grubianie są chłopami.

S Z A R A D A .

Na pierwszą z drugą czas liczymy, Gdy stąd wiek otrzymać chcemy.

Druga z trzecią, rzecz być musi, Gdy ją żyd kupić się kusi.

Gdy się między diugą trzecia litera rozgośei, Otrzymamy całość co świeci w ciemności.

96 ---

*

N akładem i czcionkam i »Górnoślązaka«, spółki w ydaw niczej z ograniczoną odpow iedzialnością w Katow icach.

R edaktor odpow iedzialny: A n t * n i W o l s k i w K atow icach

Cytaty

Powiązane dokumenty

Narody które »stają się* znamionują się tem, że w tak ważnej chwili, która jest obudzeniem się ich świadomości i początkiem nagłego przypływu ich

Jak gdyby wycieńczona nadmiernym wysiłkiem ziemia, jak gdyby niechętna człowiekowi, stąpającemu za dumnie być może po jej powierzchni, lub nie umiejącemu cenić

Gdzie w jesieni pojawiła się na oziminach niezmiarka tam można się na pewno spodziewać na wiosnę rójki i szkód znacznych. Aby ich uniknąć choć trochę,

danych, a zwłaszcza liczne plemionia koczujących Arabów i mieszkańce pustyni i gór drwią sobie z jego władzy iluzyjnej i choć mu przy wstąpieniu na tron i

Naraz usłyszeli za sobą stąpanie, a gdy się obrócili, aby zobaczyć tego osobliwszego wędrowca, który prócz nich znajdował się w tem pustkowiu, ujrzeli

madziły, a gdy wicher wpadł do wieży i poruszył dzwon Piotrowy, tak, że się okropnym dźwiękiem odezwał, natenczas zdawało się, jakoby to był sygnał

Do domu moich chlebodawców ^przyjechałam dość późno, dla tego udałam się wprost do mojej sypialni, gdzie pomodliwszy się gorąco za ukochaną matkę, prędko

• O kraju nasz kraju, ty nasza Ojczyzno, Niech głośno rozbrzmiewa twe imię kochane. Kiedy Piotr Wielki, upodobawszy sobie ujścia Newy do morza, tam gdzie