• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1938, R. 4, nr 22

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1938, R. 4, nr 22"

Copied!
31
0
0

Pełen tekst

(1)

Nr. 22

2 9 M A J A 1 9 3 8 R O K U C E N A 4 0 G R O S Z Y

♦ ♦

P O R T R E T P IĘ K N E J ŁADY

AH N SH ER ID AN * ..Warna*

Br. Pictures".

(2)

ija w tym ro k u 150 la t od faktycznego w ybuchu rew olucji fran cu sk iej. W p ra ­ wdzie je j 150-lecie będzie obchodzić F ra n c ja dopiero za rok, gdyż za o ficjaln ą d a tę rozpoczęcia rew o lu cji uchodzi zb u rze­

nie B astylji, l i lipca 1789, ale burza, po­

p rzed zająca uderzenie tego p io ru n u , n a d ­ ciągnęła fak ty czn ie co n ajm n iej o ro k wcze­

śniej. T e d n i grozy, k tó re p rzeży ła F ra n c ja 150 la ł tem u, gdy ro d ził się now y p o rząd ek F.uropy, przyw odzą na p am ięć dzieje n ie ­ szczęśliwego k ró la bez k o ro n y i bez p o d d a­

nych, L udw ika XVII, sy n a zgilotynow anego przez rew olucję ostatniego k ró la F ra n c ji, L udw ika XVI i K rólow ej M arji A ntoniny (córki M arji T eresy), k tó ra rów nież poniosła śm ierć na szafocie.

L udw ik K arol Ciapet, książę N orm andji, u ro d z ił się 153 la ta tem u, w niedzielę w iel­

k a n o c n ą r. 1785, jak o m łodszy syn fra n c u ­ sk ie j p ary królew skiej. D elfinem , czyli n a ­ stę p c ą tro n u , z o sta ł po śm ierci słabow itego, starszego b ra ta , k tó ry u m a rł 4 czerw ca 1789 ro k u , n a m iesiąc p rzed zburzeniem B astylji, w w ieku 3 lat. L itościw y los pozw olił tem u starszem u z b raci u n ik n ą ć p iek ła n a ziem i, ja k ie m iało być udziałem m łodszego aż do k o ń c a jego kró tk ieg o , niesp ełn ia jed en aście la t trw ająceg o , a ta k tragicznego życia.

M aterjały historyczne, dotyczące p ierw ­ szych la t życia m łodego królew icza L udw i­

ka, są liczne i dok ład n e. — W iem y z li­

stó w kró lo w ej M arji A ntoniny do p a n i T ourzel, że był o n dzieckiem zdrow em , we- sołem , b a rd z o k o ch ającem m atkę, m iał zło­

te w łosy, różow ą c e rę i był niskiego w zro­

stu. Szczegóły te są w ażne, ja k to zobaczy­

m y d alej, "ze w zględu n a zagadkę, o tacza ją c ą p ó źn iejszą śm ierć dziecka w w ięzieniu i w ątpliw ości, tyczące identyczności jego osoby.

N ajm niej d o k ład n y ch w iadom ości p o sia­

d am y z najtrag iczn iejszeg o o kresu k ilk u o- statn ich la t życia biednego dziecka, zam ę­

czanego w n a jb ru ta ln ie jsz y sposób przez szew ca Sim ona i jego żonę, ju ż po stra c e ­ niu o bojga rodziców królew icza n a gilo­

tynie.

D zieje u p ad k u L udw ika XVI, uw ięzionego przez m otłoch w raz z ro d zin ą, n a jp ie rw we w łasnym pałacu, a potem w w ięzieniu T em ­ pie, (n a dzisiejszym placu Tem pie w P a ry ­ żu), jego n ieu d ała p ró b a ucieczki, w szystko to żyw o p rzy p o m in a podobne okoliczności z czasów u p a d k u c a ra tu w Rosji, rew olucji bolszew ickiej i z ab ó jstw a rodziny R om ano- wych. O statnie la ta p rzyniosły n am też w ie­

le a n alo g ji i podobnych zdarzeń u p a d k u i konieczności ucieczki p oza gran ice państw , osób w ysoko postaw ionych, jak k o lw iek sce- n e rja dziejów zm ienia się ustaw icznie. — W spom nijm y choćby o sta tn ią ucieczkę w do­

wy po kan clerzu D ollfussie z dw ojgiem d z ie ­ ci d o C zechosłow acji po przew rocie h itle ­ ro w sk im w A ustrji, a p rzed tem d etro n izację i ucieczkę H absburgów w A ustrji, H o h en ­ zollernów w N iem czech, B ourbonów w Hisz- p an ji. Z aiste, h is to rja p o w tarza się!

W ypadki, k tó re potoczyły się we F r a n ­ c ji po u p ad k u B astylji, m usiały pozostaw ić naw et w um yśle 5-letniego dziecka, jak iem b y ł w ówczas delfin, L udw ik XVII, n ie z a ta r­

te w rażenie. — W id ział w spólnie z m atką, w p aźd ziern ik u 1(789, z balk o n u p ałacu w er Salskiego, ja k ro zszalały tłum zab ijał s tr a ­ że i ja k o p an o w ał pałac. M usiał p am iętać p raw d ziw ie krzyżow ą drogę do P ary ża, w śród szy d erstw i u rąg ań m otłochu, kiedy do pow ozu królew skiego w rzucono, n a sa ­ d zo n ą n a pikę, uciętą głowę ludzką, k tó ra p a d a ją c , zb u d ziła śpiące dziecko.

P o b y t w P ary żu n ależ ał do stosunkow o znośniejszych. L u d fran cu sk i był p ijan y w olnością i u w ażał k ró la i jego syna za no-

L udw ik X V I . w yp row ad zan y z w ięzien ia Tem ­ p ie n a s z a fo t (w sp ó łczesn y sztych ).

w ą zabaw kę, k tó r ą m ożna się pobaw ić przed j e j zniszczeniem . Bawiło m otłoch, że p o tę ż ­ n y niegdyś w ładca m usi nosić w raz z synem znienaw idzoną tró jb a rw n ą k o k ard ę, że n a ­ w et p ijan i, rozzuchw aleni bezk arn o ścią ż o ł­

n ierze, m ogą go zm usić d o n o szen ia c z e r­

w onej czap k i fry g ijsk iej i d o picia na cześć rew olucji. T ak ą sam ą czapkę fry g ijsk ą, ro z ­ m yślnie za w ielk ą n a głow ę dziecka, nosić m u siał m ały królew icz, k tó ry m im o swego w ieku, czuł; że c h c ą w te n sposób u p o k o ­ rzy ć i jeg o i ojca.

W zru szające są zapiski, o p o w iad ające, ja k m ały d elfin każdego ra n k a przy n o sił w tym czasie m atce kw iaty z o gródka, k tó ry sam u p raw iał. Ale ten sta n rzeczy nie trw a ł d łu ­ go. S zalejący te r o r n ieu ch ro n n ie zaczął z a ­ g rażać życiu królew skiej rodziny. N ieudała ucieczka d o V arennes i zaw rócenie karo cy k ró lew sk iej w triu m fie zpo w ro tem d o P a ­ ry ż a , przyspieszyło ty lk o sm u tn y epilog. — D zień 9 sierp n ia 1792 był o sta tn im dniem ich p o bytu w p ałac u T uilleryjskim . Rozsza­

lały tłu m sp alił pałac, a rów nocześnie zgro­

m adzenie n arodow e ogłosiło zniesienie mo- n a rc h ji i uchw aliło uw ięzienie „obyw atela L u d w ik a C apeta“ w raz z ro d zin ą w w ięzie­

n iu T em pie. Mały delfin, podów czas sied m io ­ letn i chłopczyk, m iał tam pozostać ju ż aż do sw ej śm ierci...

Z czasu pobytu rodziny królew skiej w w ię­

zieniu, zachow ały się cenne i b a rd z o c ie k a ­ we p a m ią tk i w postaci za d a ń fran cu sk ich , p isan y ch przez m ałego delfina, a p o p ra w ia ­ n ych rę k ą L udw ika XVI.

P o b y t w w ięzieniu był je d n o s ta jn y i n u ­ d ny. L udw ikow i XVI, k tó ry ja k o człow iek nieco otyły, przyzw yczajony był do używ a­

n ia ru c h u n a k o n iu i do polow ań, niem oż­

n ość sw obodnego p o ru szan ia się, d aw ała się d o tk liw ie we znaki. K rólow a w y p ełn iała sw ó j czas szyciem ro b ó tek ręcznych i m o­

dlitw ą. J e j m odlitew nik oglądać m o żn a d o dziś d n ia w „B ritish M useum “ w Londynie.

K rólew icz czu ł się w zam knięciu bard zo nieszczęśliw y. K ażdego d n ia o tw ierały się d rzw i celi i w ięźniow ie m usieli znosić o d ­ w iedziny czło n k ó w kom u n y p ary sk iej, z szew cem Sim onem n a czele, k tó rzy p rz y ­ byw ali, aby d ać u p u st szyderstw u i w yzw i­

skom .

U rządzano n ie kończące się rew izje rz e ­ czy w ięźniów , rzekom o w poszukiw aniu za b ro n ią . O debrano k rólow i nóż a królow ej nożyczki do szycia. D la u p o k o rzen ia k ró lo ­ w ej, w ypisyw ano n a ścianach n ieprzyzw oite sentencje, k tó re o n a potem u su w ała z peł- nem pośw ięceniem . W z ad aw an iu to rtu r m o raln y ch odznaczyli się szczególnie d w aj ludzie, C hom ette i H ebert. Ten o statn i r e ­ d ag o w ał osław ione pisem ko rew olucyjne:

,.Le pere D uchesne“, w k tó re m dom agał się k rw i n a jp ie rw L udw ika XVI, a po jego s tr a ­ ceniu 19. I. 1793, tak że stracen ie „w dowy C ap et“ i je j syna, „m łodego w ęża, Ludw i k a “ .

S tracenie o jc a silnie w strząsn ąć m usiało nieszczęśliw em dzieckiem , a le niebaw em m iały p rzy jść d la niego sto k ro ć jeszcze gor­

sze przeżycia: rozłączenie z m atką, które n astąp iło 3. VII. 1793 o godz. 10 wiecz.,

przyczem M arja A ntonina po ra z pierw szy s tra c iła p an o w an ie n a d sobą w w ięzieniu, u leg ając a ta k o w i rozpaczy — a p otem od­

d a n ie p o d n a d z ó r sad y sty czn ej p a ry m ał­

żeń sk iej, szew ca S im ona i jego żony. Nie­

w ątp liw ie m u s ia ł s ię dow iedzieć biedny d e lfin o stra c e n iu m atk i, k tó re n astąp iło w r. 1794, a le w tedy b y ł ju ż ty lk o nieszczę­

śliw ą o fia rą p o d w zględem fizycznym i m o­

ra ln y m z pow odu ciągłego bicia, pojenia w ó d k ą i życia w n a jstra sz n ie jsz y m brudzie i poniżeniu.

O sta tn ie la ta życia m łodego delfina, to jest la ta o d 1793 d o przy p u szczaln ej daty jego śm ierci 8. VI. 1795, s ą n a jb a rd z ie j po­

n u r ą k a r tą rew o lu cji fra n c u sk ie j. Metody, stosow ane przez dręczycieli m ałego L udw i­

k a C apeta, b y ły b ard zo zbliżone d o d zisiej­

szych m etod G. P. U. O to np, p o d groźbą b icia i to r tu r, zm uszono ch ło p ca , a b y pod­

p isał d o k u m e n t, o sk a rż a ją c y w ła sn ą m atkę, k ró lo w ę M arję A ntoninę, k tó r ą ta k kochał, i, cio tk ę E lżbietę, o ró żn e z b ro d n ie. T en ohy­

d ny d o k u m e n t m ia ł św iadczyć przeciw Ma­

r j i A ntoninie w czasie ro z p ra w y sądow ej, żyw o p rz y p o m in a ją c e j p o n u re k o m ed je no­

w oczesnych procesów m oskiew skich. N a nic n ic zd ała się w sp an iała, p atety czn a mowa, w ygłoszona przez n ią we w łasn ej obronie, p rzed try b u n a łe m rew olucyjnym , m ow a, któ­

ra, ja k s tw ie rd z a ją ' h isto ry cy , p o ru szy ła do łez o b ecn ą na sali publiczność. W 7 godzin p óźniej k ró lo w a zginęła n a szafocie.

J a k b y n a iro n ję losu, p rzeb y w ający w ty m czasie n a w y g n an iu w W estfalji, stryj m ałego d elfin a, h ra b ia P ro w an cji, ogłosił go „k ró lem F ra n c ji i N a w a rry “ p od imie­

niem L u d w ik a XVII, a sieb ie regentem na czas m ałoletności „naszego b ra ta n k a i kró­

la “. T y m czasem ów b iedny, n iew in n y „bra­

ta n e k i k ró l“ ,, k a to w an y w n ielu d zk i spo­

sób, d o g o ry w ał w w ięzieniu. Zgon jego jest otoczony tajem n icą. S tw ierdziła go komisja, złożona z dw óch lek arzy , z k tó ry c h żaden nie w id ział d e lfin a w W ersalu a n i w P a­

ry żu z a życia. K iedy ek sh u m o w an o jego do m n iem an e ciało w r. 1846, a potem po­

w tó rn ie w r. 1894, ek sp erci orzekli, że szkie­

le t n a le ż a ł d o ch ło p ca 15— 16 letniego, o d łu g ich n ogach i rę k a c h o ra z ciem nych w łosach, podczas gdy d e lfin b y ł raczej ni­

skiego w zrostu i m iał w łosy jasn e.

Ż ona szew ca Sim ona, głów nego k a ta Lu­

d w ik a XVII, u m ie ra ją c w r. 1819, jakoby d ręczo n a w y rzu tam i su m ien ia, złożyła wy­

znanie, że z p o czątk iem r. 1795 rojaliści p o tajem n ie w y k rad li ch ło p c a z w ięzienia i u prow adzili w bezpieczne m iejsce, a zam iast niego został p o d staw io n y ja k iś in n y młodo­

cian y , ch o ro w ity w ięzień, k tó ry w czerwcu tegoż ro k u zm arł śm iercią n a tu ra ln ą . To-ze­

zn an ie p a n i Sim on m iało zapew ne n a celu częściow ą re h a b ilita c ję je j sam ej wobec po­

w ro tu B ourbonów do w ładzy w ty m czasie i je s t m ało w iarygodne.

N iem niej je d n a k , po tern zeznaniu, poja­

w iło się we F ra n c ji w ielu sam ozwańców, p o d ając y ch się za zm arłego d elfin a i docho­

dzący ch sw ych rzek o m y ch p raw . Przypusz­

czaln ie p raw dziw y d elfin z o sta ł zabity lub zadręczony nieco w cześniej, niż 8. VI. 1795 i p o tajem n ie pochow any w ogrodzie, przy­

leg ający m do w ięzienia T em pie. P otw ierdza­

ją to p am iętn ik i g e n e ra ła d ‘A ndignć z r.

1801, stw ierd zające, że p rzy p ad k o w o n atra­

fiono w ogrodzie ty m n a zw łoki chłopca w w ieku około 11 lat, niskiego w zrostu i o ja s n y c h w łosach. A utentyczność zw łok po­

tw ierd zali w ięźniow ie, k tó rz y znali deifina z W ersalu.

N iepodobna d ziś o d g a d n ą ć praw d y . Dzie­

je o statn ich ła t życia i śm ierci najnieszczę­

śliw szego dziecka w h is to rji, L udw ika XVII, p o zo stan ą na zaw sze tajem n icą.

J. H-

(3)

ILCSTBOWAKV MAG AZY Hi T Y C 0 P K !1 0 W ¥ WYDAWCA: SPÓŁKA WYDAWNICZA „KURYER“ S A REDAKTOR ODPOWIEDZIALNY: JA N STANKIEWICZ

K IER O W N IK LITER A C KI: J U L J U S Z LEO.

KIERO W N IK G R A FIC ZN Y : JA N U S Z M A R JA BR ZESK I.

ADRES R ED A K C JI i A DM IN IST R A C JI: KRAK Ó W , W IE L O P O L E 1 (PAŁAC PR ASY ). - TEL. 1 5 0 -6 0 , 1 5 0 -6 1 , 1 5 0 -6 2 , 1 5 0 -6 3 , 1 5 0 -6 4 , 1 5 0 -6 5 , 1 5 0 -6 6

K O N TO P. K. O. K R A K Ó W NR. 4 0 0 .2 0 0 .

PRZEK A Z R O Z R A C H U N K O W Y Nr. 11 P R Z E Z URZ. P O C Z T K RAK Ó W 2

IL U S T R O W A L I MAGAZYftl T Y G O P A IO W l

C E N A N U M E R U G R O S Z Y 4 0 P R EN U M ER A TA K W A R T A L N A 4 ZŁ. 5 0 GRT C E N A W C Z E C H O S Ł O W A C J I Kc. 2 .5 0

C EN Y O G Ł O S Z E Ń ; W y s o k o ś ć k o lu m n y 2 7 5 m m . — S z e ro k ijś ć k o lu m n y 200 m m . — S tr o n a d zieli s ią n a 3 łam y, s z e r o k o ś ć ła m u 6 3 m m . C ała s tr o ­ na zł. 6 0 0 P ó ł s tro n y zł. 3 0 0 .1 m . w 1 ła m ie 9 0 g r. Z a o g ło s z e n ie k o lo ro w e d o liczam y d o d a tk o w o 50°/o z a k aż d y kolor, p r ó c z z a s a d n ic z e g o . Ż a d n y ch z a s trz e ż e ń c o d o m ie js c a z a m ie s z c z e n ia o g ło s z e n ia n ie p rz y jm u je m y

N u m er 22 N ie d z ie la , 2 9 m a j a 1938 R o k IN

ASY NUMERU 22*GO:

N A JN IE SZ C Z Ę ŚL IW SZ E DZIECKO F R A N C J I.

T ragicane d zieje ż y c ia L udw ika X V II-go, k tó reg o zgon otacza do dnia d zisiejszeg o w ie lk a ta jem ­

nica. Str. 2.

WOJNA Z IE M I Z A TM O SFERĄ.

D ośw iadczenia u czon ych n a prze­

strzeni w iek ów doprow adziły do w yn alezien ia zab ezp ieczeń przed

„atakam i z n ie b io s“ . Str. 4— 5.

N A T R A S IE PO R U C ZN IK A W AG H O RNA.

D zieje budow y K a n a łu S u esk ieg o , który jako problem k o m u n ik a cy j­

ny b y l przedm iotem rozw ażań już za czasów F araonów . Str. (5.

G RA FIK A P O L S K IE J K SIĄ Ż K I.

Piękno w spółczesn ych n aszych w y ­ daw nictw w spółzaw odn iczy z n a j­

lepszym i w zoram i g r a fic z n y m i z

ub. w ieków . Str. 8— 9.

N EM EZIS GENJUSZÓW.

Przykłady z ży cia sły n n y c h a r ty ­ stów uczą n as, że ta le n t n ie zaw ­ sze id zie w parze z pow odzeniem m aterjalnem . S tr . 14— 15.

„PROCHEM JEST E ŚM Y I N IC ZEM ...“.

W ierną fo to g r a fje n aszego układu planetarnego od n ajd u jem y w bu­

dowie atom u. Str. 18.

A rtyści na ccnzurow anem : ROMAN N IE W IA R O W IC Z .

A ktor —• reż y se r — autor.

Str. 19.

Przebój m uzyczny „ A s a “ : CZEKAM N A C IE B IE ...

Walc a n g ielsk i A dam a L enczew ­ skiego — sło w a J . SU-powsk lego.

Str. 22.

REW JA

m o d y s p o r t o w e j

W Y A C H T -K L U B IE . 0 nowych m odelach sukien spor­

towych, które dem onstrow ały p a ­ nie z w arszaw sk iego to w arzystw a

„W esołym W ieczorze Sp orto­

wym “ w o ficersk im Y acb t-K lu b ie.

S tr . 28— 29.

.

»

Nowele. — R o zstrz y g n ie cie kon­

kursu w ielk an ocn ego „ A sa “. — Kdcik fila te listy c z n y . —- K osm e­

tyka. A m atorska fo to g r a fja . — Dział gospodarstw a dom ow ego — Nowe książki. N a scen ie. —

Program radjow y.

F o ł. Z y g m u n t B o r z ę c k i — Locarno.

0 ile w ży ciu p olityczn em k on stelacje zm ieniajq sie co c h w ila przez różne pakty, traktaty i u m o w y , o ty le w dziedzinie m eteorologii w szy stk o o d b y w a s ie n iezm iennie w e d łu g o d w ie c z n e g o porzqdku. N a sz e zdjęcie, p rze d sta w ia ją ce w id o k z Locarno, jest d o w o d em , że pom im o upadku politycznej koncepcji, n a z w a n e j o d tej m iejsco w o ści, 1 ’’p rzew ek slo w a n ia « torów polityki europejskiej, z a p a n o w a ła w Locarno, zgodnie

z k alen d arzem , z w y c ię s k a w io sn a .

(4)

w • o

ZIEMI Z ATMOSFERA

A

d czasów dośw iad- f I czeó F ra n k lin a za- V y słanaw iano się n ad źródłem elektryczności a t­

m osferycznej i stw orzo­

no w iele różno ro d n y ch teoryj. D aw niejsi badacze przypuszczali, że źródłem elektryczności atm o sfe­

rycznej je s t p aro w an ie w ody, p ó źn iejszy jed n a k p ra c e w ykazały, że p a ­ ro w an ie w ody ty lk o w nieznacznej m ierze może przyczynić się do elek­

try zo w an ia pow ietrza. — W edlug L avoisiera i Da- vy‘ego elektryczność a t­

m o sferyczna w yw iązuje się podczas procesów p a ­ lenia, w reszcie b adacze o statn ich czasów sz u k a ją źró d ła elektryczności at-

ciektryczność o wysokim potencjale. W ten sposób p o w sta ją d o d atn io n a ła ­ dow ane ch m u ry o róż­

n y ch je d n a k po ten cjałach . P rzez w pływ o d d ziały w a­

ją c h m u ry n a inne, ro z­

w ija ją c p o je d n e j ich stro n ie elektryczność u- jem n ą. W ten sposób wy­

stę p u ją w sąsiedztw ie ła ­ d u n k i d o d atn ie ” i ujem ne i p rzy odpow iedniem ich zbliżeniu czy wzroście różnicy p o ten cjałó w n a ­ stę p u je w yładow anie, zna­

ne w p o staci błyskaw ic, przeb ieg ający ch między c h m u rą a ziem ią lu b m ię­

dzy je d n ą a drugą c h ą iu rą .

Ilość elektryczności, k tó r a spływ a n a ziemię

B łn ja m in F ran klin .

m osferycznej poza ziem ią, p rz y p isu ją c zw y­

k le słońcu d u ży w pływ n a je j w ytw arzanie.

Jeżeli ro z p a tru je m y ziem ię ja k o całość n ie je s t o n a p o d w zględem elek try czn y m o- b o jętn a. Na ró żn y ch w y sokościach p o n a d p o w ierzch n ią ziem i is tn ie ją ró żn e napięcia.

N a n ieznacznych w ysokościach ró żn ica n a ­ pięć w ynosi p o n ad 100 w olt na 1 m etr w zniesienia. N apięcie w w ysokości jednego m e tra p o n a d p o w ierzch n ią ziem i je s t o 120 w oltów w yższe, aniżeli n a pow ierzchni.

W m ia rę o d d a la n ia się o d ziem i te różnice p o ten cjałó w s ta ją się co raz m niejsze i n a w ysokości 10 k ilo m etró w w ynoszą one ty ł­

ki k ilk a w o lt n a m etr.

Glob ziem ski je st n aład o w an y ujem nie, a jego ła d u n e k w ynosi p o n a d p ó ł m iljo n a kulom bów , co je s t ład u n k iem b ard zo m a ­ łym . P ow ietrze, ja k o gaz, n ie przew odzi p rą ­ d u elektrycznego, je st d o b ry m izolatorem . W m ia rę je d n a k w znoszenia się k u górze zw iększa się jo n iz a c ja , w yw oływ ana w w ar­

stw ach pow ierzch n io w y ch przedew szystkiem p rzez ro z p a d c ia ł p ro m ien io tw ó rczy ch po-

F o to g r a fja pioruna podczas burzy w K arpatach.

Fot. Br. J . Wilk — Pustelnia Dukla.

w ierzchniow ych w arstw ziem i, i pow ietrze s ta je się coraz lepszym przew o d n ik iem elek ­ tryczności. Na w ysokości 9000 m etró w p rz e ­ w odnictw o p o w ietrza je s t 10 ra z y w iększe, an iżeli bezp o śred n io n a d p o w ierzch n ią zie­

mi, a n a w ysokości kilk u d ziesięciu k ilo m e­

tró w je s t ono ju ż m iljo n ra z y w iększe. W re ­ szcie w w ysokościach 80— 100 k ilo m etró w przew odnictw o p o w ietrza s ta je się m ilja rd razy w iększe, aniżeli n a d p o w ierzch n ią zie­

mi. W a rs tw a ta zw an a w a rstw ą K ennelly- H eavyside‘a czyli jo n o sfe rą , p o siad a p rze­

w odnictw o w arstw y m ied zian ej o grubości 1 m etra. S tąd też fale rad jo w e, rozchodzące się d o k o ła ziem i, nie o p u szczają jej, u leg ają bow iem odb iciu od jo n o sfery , ja k od p o ­ w ierzchni w klęsłego m etalow ego zw ierciad ­ ła. Z jonizow anie te j w arstw y n a stą p iło p ra w ­ d o p o d o b n ie pod w pływ em p ro m ien io w ań , w y syłanych przez słońce

Z iem ia stan o w i zatem ja k g d y b y olbrzym i k o n d en sato r, coś w ro d z a ju w ielkiej b u te l­

k i le jd ejsk iej. Część śro d k o w ą o ła d u n k u u- jem n y m stanow i ziem ia, o k ła d k ą zew nętrzna je s t o ta c z a ją c a ziem ię jo n o sferą, izolatorem je st źle przew odząca a tm o sfera, z n a jd u ją c a się m iędzy p o w ierzch n ią ziem i a jo n o sferą.

W sk u te k sp a d k u n ap ięc ia, u trzy m u jąceg o się w atm o sferze p ły n ie p rzez n ią p rą d k u p o w ierzch n i ziem i o n a tę ż e n iu p o n a d 1000 am perów . N iew ątpliw ie w k ró tk im czasie ziem ia stra c iła b y cały sw ój ła d u n e k u je m ­ n y ; te n je d n a k u trz y m u je się, lecz źródło jego p o d trzy m y w an ia w n iezm ien n ej w a rto ­ ści n ie je s t d o tą d n a m znane.

W ch m u ra c h w łaściw ych czyli t. zw. c h m u ­ ra c h p io ru n o w y ch g rom adzi się elekryczność ja k o n astęp stw o ich zagęszczenia. Jeżeli k ro ­ p elk i ch m u ry n ie s ą do siebie z b y t zbliżone czyli jeżeli zagęszczenie ch m u ry je s t słabe, grom adząca się elek try czn o ść m oże o d p ły ­ w ać do o ta c z a ją c e j atm o sfery n. p. z de­

szczem czy m głą, k tó re stan o w ią d o b ry p rze­

w odnik dla elektryczności. W lecie jed n ak , gdy pow ietrze je st suche, n ag ro m ad zo n a e- lektryczność n ie m a m ożności odpływ u, sk u t­

kiem czego n a k ażd ej k ro p elce zw iększa się napięcie. P rz y b ard zo silnem zagęszczeniu m o żn a ch m u rę u w ażać za dosk o n ały p rz e ­ w odnik, n a którego pow ierzchni sk u p ia się

M ichał F arad ay.

podczas u d erzeń p io ru n ó w , nie je st du­

ża, w ynosi o n a zw ykle zaledw ie 10 do 20 kulom bów . D zieje się to w sk u te k tego, że czas trw a n ia b łyskaw icy je s t niezm iernie k ró tk i, w ynosi bow iem od 1/1000 do 1/50 se­

k u n d y , n atężen ie n a to m ia s t płynącego prą­

d u je st o lbrzym ie i w ynosi k o ło 10.000 am­

perów . D ługość błyskaw ic je s t zmienna.

Zwykle w ynosi 2 do 3 k ilo m etró w , nieraz je d n a k d ochodzi do 10 km . a n a w e t i wię­

cej. R óżnice p o ten cjałó w p rz y ta k wielkich b ły sk aw icach p rz e k ra c z a ją n ieraz 50 miljo- n ów w olt.

N a szczytach w ysokich gór, narażonych n a częste u d e rzen ia p io ru n ó w , zauważyć m ożna zjaw isk a sto p ie n ia sk a ły na p o ­ w ierzch n i; w y stęp u ją ta m zeszklone działa­

niem w ysokiej te m p e ra tu ry p łaty pow ierzch­

niow e lub szkliste kuleczki. Na szczycie Ma­

łego A ra ra tu w y stęp u je sk a ła ta k silnie zm ieniona pod w pływ em u d erzeń piorunów, że uzyskała n aw et sp e c ja ln ą nazw ę skały fu łg u ry to w ej czyli p io ru n o w ej. Zjawiska sto p ien ia p ow ierzchniow ych w arstw ziemi

4 - A S

(5)

-występują zw łaszcza w o b szarach p iaszczy­

stych, w k tó ry ch m usi być p rz e b ita źle p rz e ­ wodząca w arstw a suchego p iask u , zanim e- lektryczność nie sp ły n ie do głębszych w arstw poziom u w ody g ru n to w ej. Na takich, m iej­

scach n ieraz m ożna znaleźć t. zw fulgury- ty, t. j. ru rk i u tw o rz o n e ze sto p io n y ch z ia ­ ren piasku. W sk a z u ją one drogę, k tó rą p io ­ run p o d ążał z p o w ierzch n i ziem i do w arstw głębszych. W Polsce tak ie fu lguryty z n a j­

d u ją się na P u sty n i B łędow skiej w okolicy Olkusza.

Nic też dziw nego, że p io ru n , ud erzając w dom czy drzew o, może go zapalić, p o d o b ­ nie nieraz zaobserw ow ać

m ożna stap ian ie przez piorun części m etalow ych.

Człowiek trafio n y przez piorun ulega p orażeniu często śm iertelnem u.

Te w ysokie napięcia, pow stające w czasie bu rz w przyrodzie, p o sta n o ­ wiono w y k o rzy stać do dośw iadczeń nad ro z b ija ­ niem atom ów , k tó re p rze­

prow adzono p r z e d .10 laty w Alpach L om bardzkich.

Między dw om a szczytam i grupy M onte G eneroso rozpięto na w ysokości ok.

150 m etrów sieć o d łu g o ­ ści 3/4 kilo m etra, izolując ją od ziem i. W czasie burz otrzym yw ano potężne iskry o napięciach ponad 8 m iljonów w oltów .

W ydaw ało się ów cze­

śnie, że ta k potężne n a ­ pięcia nie są osiągalne w technice i szczytem m arzeń było uzyskanie napięcia elektrycznego 1 m iljona wolt. T ym czasem już w p arę la t później zbudow ano instalację,

przy pom ocy k tó ry ch o trzy m an o napięcia o zaw ro tn ej cyfrze 10 m iljonów wolt. In­

sta la c je te zbudow ał am ery k ań sk i fizyk Ro­

b ert J. Van de G raaf z In s ty tu tu T ech n o lo ­ gicznego w C am bridge w S tanach Z jed n o ­ czonych. Główną częścią składow ą te j in ­ stalacji są olbrzym ie elektrody, k tó ry m i są k u le alum injow e o średnicy 4 i pół m etra.

R ule te o p ie ra ją się na w ysokich na 7 i pół m etra w ydrążonych k o lu m n ach , z n a jd u ją ­ cych się na ru ch o m y ch w ózkach, p rzy p o ­ m ocy k tó ry ch m ożna dow olnie regulow ać odległość m iędzy kulam i. W śro d k u k ażd ej kuli z n a jd u je się urząd zo n e la b o ra to rju m ,

W k o l e : W czasie ba­

dań nad rozbiciem ato­

m ów u zysk ał van de G raaf b ły sk a w ic ; o na­

pięciu 7 m iljonów w olt.

To s a m o d o ś w i a d c z e n i e inż. A u s t i n a , d o ­ ko n a n e na mo d e l u s t e r o wc a , ( s z ki e l e t

z d u r a l u m i n i u m p o k r y t y p ł ó t n e m) .

N a l e w o : Bur z a n a d N o ­ w y m J o r k i e m : p i o r u n u d e ­ rza w n a j w y ż s z y dr a pa c z c h mu r „ E m p i r e S t a t e Bui l -

.

.

;

'- ć - a : - v /'

i

w którem fizycy dokony- w ują pom iarów w czasie działania instalacji.

Na pow ierzchni jed n ej kuli grom adzi się ład u n ek d o datni, na drugiej u jem ­ ny. Przy odpow iednio W y ­

sokiem napięciu n astęp u ­ je pom iędzy kulam i w y­

ładow anie w postaci po­

tężnej iskry, praw dziw ej błyskaw icy, ja k ą o bser­

w ować m ożem y w czasie burzy. Na drodze ta k ie j sztucznej błyskaw icy u- m'iesZczono specjalnie sk o n stru o w an e ru ry pró ż­

niowe, w k tó ry ch p rze­

p row adza się . badania n ad budow ą ją d r a ato m o ­ wego. P rzy przepuszcza­

niu bow iem isk ry o tak w ysokiem napięciu szyb­

kości, p oruszających się w rozrzedzonym gazie protonów i elektronów zw iększa się tak, że sta ­ now ią ro d zaj pocisków do ro zb ijan ia atom ów.

Z rozw ojem k o m u n ik acji lotniczej rozw a­

żano nieraz zagadnienie niebezpieczeństw a ze stro n y piorunów . W y tw arzan ie sztucznych błyskaw ic pozw oliło rzecz tę zbadać n a d ro ­ dze eksperym entu.

F o to g ra f je obok zam ieszczone zostały w y­

k o n an e w St Z jednoczonych w B arberton przez inż. M. A ustina, znanego specjalistę D okończenie na str. 31-ej.

AS-5

(6)

Ha JUasiepxmiczmka

Po r t S a i d : W s c h ó d s ł o ńc a .

D w a s t a t k i mi j a j ą s i ę w K a n a l e S u e s k i m .

Na p r a w o : S i e d z i b a d y r e k c j i K a n a ł u Su e- s k i e g o w Po r t S a i d z i e .

/ 7 ~ y bu d o w an ie K anału Suezkiego stanow i- ( ła bezw ątpienia k u lm in a c y jn y p u n k t - iwied^y i techniki w spółczesnych in ­ żynierów , m ało kom u je d n a k jest w iado- m em, że k ilk an aście w ieków wstecz kw estja k a n a łu była już a k tu a ln a i została ro zw ią­

zaną zupełnie ja k n a ów czesny stan techniki w sposób zadaw alający.

W edle in fo rm ac y j H ero d o ta roizpoczęto pracę n ad połączeniem m orza Śródziem nego z m orzem C zerw onem poprzez Nil w 630 ro ­ ku przed Chr. prze* Necosa, a ukończono je 'z a D ariusza. K anał ten był oczyw ista n ie­

w ielkim , ale w y starczał na k o m u n ik ację sta ­ ro ży tn y ch „ tra n sa tla n ty k ó w “ i na ro zm iary h a n d lu w ym iennego, m ięd zy n aro d am i m o­

rza Śródziem nego a In d jam i. Pod koniec 18-go w iek u , inżynier L epere pow ziął plan

■zmodernizowania starego k a n a łu . P ra c ę ta ­ k ą u zn an o w ów czas za niew y k o n aln ą, z p o ­ w odu błędnego obliczenia, że m orze Ś ród­

ziem ne je s t położone na wyższym poziom ie od m orza C zerw onego. T ym czasem sp raw a szybkiego tra n z y tu do In d y ] n a b ra ła tak iej w agi, że p o ru c z n ik W ag h o rn w ytyczył i w k ońcu m im o znacznych trudności u s ta ­

lił n o w ą tra sę — diroigą lądow ą. W y­

ładow yw ano w ięc w A texandrji z o- kirętów pasażerów i tow ar, p rz e p ra ­ w iano się n astęp n ie k a n a łe m M ahm ou- diego i Nilem do K airu, koultynuując stąd drogę aż do Suezu, 100 m il k a ­ ra w a n ą pnzez p u ­ stynię, po p rzeb y ­ ciu k tó re j w sia d a ­ no ponow nie na statek zm ierzający do Indyj. N awet na niew ielkie ob ro ty tow arow e owych czasów , je d n a k a ­ ra w a n a w ym agała aż 3000 wielbłądóiw, a zbytecznem jest dodaw ać, że tary fy p rzejazd u (pasaże­

rów i fra c h tu były b ard zo kosztow ne.

Pam ięci p io n iera i w ykonaw cy tej d r o ­ gi pośw ięcono s ta ­ tuę w P o rt Teiwfik.

Z nakom ity f r a n ­ cuski in ży n ier F e r­

d y n an d de Lesseips w rok u 1854 uzy­

skał od k edyw a E- giptu pozw olenie n a p ro w ad zen ie ro ­ bót koło p rz e b u ­ dow y i zgłębienia k a n a łu i tern sa ­ m em odidaniaigo do u żytku dila now o­

cześniejszych o k rę­

tów, Roizipoiczęcie p ra c n a p o tk a ło je ­ d n ak n a tru d n o ści ze stro n y T u rcji

i innych m ocarstw E uropy. W ielka B ry ta n ja była b ard zo w rogo n astaw io n ą, a ów czesny p re m je r angielski, L o rd P a lm e rsto n , w y raził się o tym p ro jek cie ,jak o n a w ielką skalę z ak ro jo u em oszustw ie. Różne zaś to w arzy ­ stw a okrętow e, zaangażow ane w ielkiem i k a ­ p ita ła m i przy budow ie tra sy ląd o w ej po­

ru czn ik a W ag h o rn a, w obaw ie przed znacz- n em i stratam i, także s ta ra ły się sp raw ę u tr ą ­ cić. N aprzekór ty m w szystkim o znakom n ie ­ zadow olenia d n ia 25 k w ietn ia ro k u 1859 ro z ­ poczęto epokow e dzieło, o nieocenionem znaczeniu dla strateg ji, h an d lu i tu ry sty k i.

O pozycja ta k licznych czynników pow odo­

w ała częste op ó źn ien ia przy ro b o tach , tak , że w pierw szych ośm iu l a t a c h , w ykopano

tylko 25 m iłjo n ó w m etrów kuhicznych.

W n astęp n y ch 2 la ta c h u su n ięto pozostałych 50 m iłjonów i w ro k u 1869 cesarzo w a Eu- g en ja uroczyście o tw o rzy ła k a n a ł Suezki — len g en jaln y „ s k r ó t“ do In d y j i n a D aleki W schód. To g igantyczne przedsięw zięcie sfi­

nan so w ały głów nie E g ip t i F ra n c ja , — a za­

d ziw iającą w p ro st b y ła, b io rą c p od uwagę., że w iększość p rzep ły w ający ch ta m tęd y s ta t­

ków n ależ ała do Anglji, — k ró tk o w zro czn o ść je j p o lity k i w obec d o b ra w łasn y ch interesów .

T en ciężki b łą d p o lity k i an g ielsk iej n a ­ p ra w ił w m om encie praw dziw ego n a tc h n ie ­ n ia lo rd D israeli; o d k u p ił w szystkie akcje, przynoszące olb rzy m ie w p ro st dochody, od rz ą d u egipskiego i w ten sposób W ielka B ry­

ta n ja u zy sk ała k o n tro lę n a d fin a n sa m i K a­

n a łu Suezkiego. R oboty tech n iczn e koło k a ­ n ału by ły b a rd z o tru d n e . Nie z n an o jeszcze sp ecjaln y ch m aszyn p aro w y ch , do szybkiego w iercen ia lub w yk o p y w an ia, ta k , że. całą p ra c ę w yk o n ała ręcznie w ielk a a rm ja za­

tru d n io n y c h tubylców , przy pom ocy w iel­

błądów i osłów. Na u trz y m a n ie i w yżyw ie­

nie ta k ie j ilości p ra c u ją c y c h , przew ażnie w p u sty n n ej okolicy, należało u rz ą d z ić prze- dew szystkiem re z e rw o a r sło d k ie j w ody i za­

opiekow ać się do staw ą a p ro w iz a c ji

Z chw ilą o tw arcia k a n a łu b y n a jm n ie j nie z an iech an o d alszych p ra c n a d pogłębieniem , a głów nie, w w ielu m iejscach , rozszerzeniem go, sk u tk iem czego, d zisiaj o k rę ty m o g if się sw obodnie m ijać w Suezie, a nie ja k daw­

niej gdy zm uszone do p o sto ju w specjalnie n a ten cel poszerzonem m iejscu w yczeki­

w ały, aż m in ą o kręty, płynące w przeciw nym k ie ru n k u . A że ra z czek ając, n ależ ało już przepuścić w szystkie, nigdy zgóry n ie dało się przew idzieć ja k długo p o trw a podróż p rzez k a n a ł. P rz e p ra w a o d b y w ała się daw ­ n iej wTyłącznie za dnia, po zasto so w an iu zaś w ielkich re fle k to ró w elek try czn y ch , pora d n ia nie g ra roli, a zarząd k a n a łu z a o p a tru ­ je p rzep ły w ające sta tk i w in s ta la c je elek­

tryczne, jeśli tego zachodzi p o trzeb a.

D ługość k a n a łu w ynosi 90 m il, a przejazd trw a około 16-łu godzin. Brzegi przew ażnie nisk ie i piaszczyste; po stro n ie a ra b s k ie j w id ać w ielkie p ira m id y soli, zeb ran e przez p aro w an ie wody m o rsk iej w słońcu. P o rt Said, w k tó ry m z n a jd u je się a d m in istra c ja c e n tra ln a k a n a łu , zw iastu je zd ałe k a oprócz w ielkiej la ta rn i m o rsk iej, p o m n ik de Les- sepsa. Jest to m oże n a jb a rd z ie j kosm opoli­

tyczny zak ą te k św iata, a do n ied aw n a je ­ szcze słusznie uchodzący za n ajn iem o rai- nięjszy i najn ieb ezp ieczn iejszy p o rt, którego re p u ta c ja popraw-iła się d o p iero dzięki za­

rządzeniom w ładz angielskich. W y siłk i tech­

n ik i i cyw ilizacji Zachodu k o n tr a s tu ją tu ­ ta j żywo z ro m a n ty c z n ą 'ś w ie tn o ś c ią czasów staro ży tn y c h fara o n ó w ; u b o k u n a jm o d n ie j­

szego tra n sa tla n ty k u , płynie z godnością łódź egipska, ta k a sam a, ja k p rzed ty sią­

cem lat; sięgające czasów' b ib lijn y ch , p ry m i­

tyw ne m etody i zw yczaje życia codziennego, m iasto A ladyna, h isto rje a ra b s k ie z tysiąca i je d n e j nocy, św iątynie, sfinksy, piram idy, grobow iec T u ta n k h a m e n a w szystko to jest tłem d la śm ietan k i tu ry sty c z n e j E u ro p y , re- zydu.jącej tu w hotelach o ty p o w y m d la XX w ieku luksusie.

O-st.

(7)

KĄCIK

F1LATELISTYCZM

■Na „d eser“ arty k u łó w o „V Ogólnojpol- skiąj W ystaw ie F ita te lis ty ra n e j“ ,poao®tawi­

liśm y soihie opis najpiękiuiej mioie o p raco ­ w anego zhioTiu rtyir. Tislow.itza z Krakiofwa.

Ohjekit tem m a właśdŁwie c h a ra k te r m uzeal­

ny ze w zględu na szereg unikatów , a ze względu na ułoiżenie m oże służyć ja k o wizór.

T,nudno tu opisać w ięcej aniżeli jeden fragm ent Zbioru, więc w eźm y po:d uw agę ty l­

ko t. ziw- k rak o w sk ie wydaniie.

Plouteiielone ono zo stało w edług fa rm feto uemi dok o n y w an o p rz e d ru k i. Na w ielkich kaiitach sp ecjaln ie w ykonanego album u wv ko n an e s ą p rzy wszysitikłch znaczkach b a r ­ dzo d o k ład n e opisy (pism em m aszynowem ), o raz tabele p o d a ją c e w ysokość n a k ła d u i ce chy ch arak tery sty czn e błędów , zachodzących w arkuszach,

Każda fo rm a d ru k a rsk a , a je s t ich w tem w ydanm k ilk a, p rzed staw io n a je st całym ar- feuszem i ty lk o „trzy d ziestk a o p ła tn a “ (for- a a lifeoigiiaiiicziiKa) zm ^jduje się w jednyim 25- bloku. Najoenaüiejsze s ą oozywlścle serAe hbr- dzo rzad k ich „d w u k ro p k ó w “ i „złam anych A , ja k tez i cizw.oirobloikd 25 i 90 h. Pwzy dru k u łitografiiaznym n a w arto ściach k o ro ­ now ych zgrom adzone są „n ajbielsze k ru k i“, 10 fe. w k o lo rze ja s n o i ciem no fio leto ­ wym, oraz d o p łaty z n ad ru k ie m czerw onym na J, 5 i 10 k o ro n ach .

Jeśli k to ś w idzi n a ra z ta k ą ilość odm ian znanych m u tylko ze słyszenia, tra c i czasem ochotę do zb ieran ia, ale w k ażd y m razie nie m ożna zapom inać, że je s t to ow oc 20-letniiej pracy i poszukiw ań, k tó ry d a ł też takiie w y­

niki. J

N adw yozajnie ciekaw ym jest w tym dziale zbiór catostek i k o p e rt o ra z m a p k a p rz e d ­ staw iająca teren, n a k tó ry m znaczki te były taktycznie w obiegu. G ałostki u n as bard zo niepopularne, są też ty lk o ciekawie w takich przełom ow ych o k resach , k ied y używ ane były z n ajro zm aitszem i p rz e d ru k a m i, n ie są one doceniane i m oże się łatw o zdarzyć, że k to ś me w ie o tem , że m a coś b ard zo cennego w swym maiterjale.

Opis falsy fik a tó w dok o n an y ch w te j s a ­ mej d ru k a m i, gdzie w y k o n an o cały n ak ład praw dziw ych p rzed ru k ó w je st tak że p rz e d ­ staw iony b ard zo p rzejrzyście. Są to też n a j­

trudniejsze do odró żn ien ia fałszerstw a, bo zos tały sporządzone tem ł sam em i czcio n k a- mi. W ydaw ałoby się, że n ie sposób je s t o d ­ różnić je skoro s ą tak ie sam e. Tym czasem

* N I V E A U

I Przet* wyjściem wzmocnić skórę I NIYEĄ t Skóro n a b ie ra wówczas I odporności nie iylko na działanie I intensywnych prom ieni w iosennego J słońca, a le także na c ią g łe zmiany I pogody. NIVEA zm niejsza przy tym I niebezpieczeństw o op arzen ia sło- 1 neczn eg o i chroni nas p rzed zozię- 1 bien>em,gdy p o g o d a jest niepew na i I D latego — tylko z NSVEĄ na po- I w ietrze i słońce I

I Krem NIVEA znajduje się w handlu I Iylko w oryginalnych opakow aniach I D o b re i z n an e prep araty c h ętn ie są 1 naśladow ane - przestrzegam y zatem l p rzed nabywaniem krem u, sp rzed a- I w anego n a w ag ę p o d nazw ą NIVEA.

Kr«m NIVEA o d *L 0 , 4 0 — 2 ,6 0 Ol*{«k N1VEA o d t . - 3 , 5 0

P E B E C O S p ó łk a A k c y jn a w P otcnanłu

i słońce!

WDOMU I W SPORCIE

i KREM

PiELEGHUJE SKORE

g||||gSJpJ|

N ajnow sza se rja znaczków norw eskich, przed­

sta w ia ją ca ren ifera, fjord oraz charak tery­

sty czn y kościółek w iejsk i.

i fałszow ane błędy d ru k u , tj. „icfenkie Z“

i ,jdw:iikropeik“. R óżnią się one w yraźnie od p raw dziw ych (literę Z zeskrofoy,waino!) i po- rowHanlie u a w e t na o ko w ystarcza do u sta ­ lenia.

Fałszersliwio p. M. je st jeszcze łatw iejsze do roąpoianairtia, bo n a d ru k je s t iwężsizy.

I w tym je st także zasługa zb ieracza-sp ecja­

listy, że u m iał pókaizać całe bloki falsy fi­

katów , a dzisiaj chyba ju ż n ie b ędzie w ięcej naiw n y ch , k tó rz y chcieiriby k upow ać te sztu ­ ki bez gw arancji.

Z b ió r o podobnej k lasie odnosiłby zapew ­ ne sukcesy n a w ystaw ach całego św iata i ża­

ło w ać ty lk o w ypada, że zb ieracze n ie w ybio­

r ą jednego języka, w k tó ry m pisamoby teklsty opisowe. T ekst polski zw łaszcza, n iezro zu ­ m iały dla abcokrajolw ców , m u siałb y by ć izmien/iiotny w tym konkretm ym w ypadku.

W. H.

KRAKOWSKI KLUB TOWARZYSKI za­

w iadam ia, że zeb ran ia członków , in teresu ­ jący ch się filatelisty k ą odbyw ać się będą stale w poniedziałki o g. 19 we w łasnym lo ­ k alu przy ul. F elicjan ek 6. In fo rm a c y j udzie­

la się codziennie od g. 19. Goście m ile w i­

dziani.

przeciw nie: zostały o n e tylko złotżone w tej sam ej form ie, ale zapomniiamo o tem , że u k ła d wizajemny słów „p o czta“ d „p o lsk a“

o ra z ro m b u pom iędzy wuenszamii był ro z­

m aity. T ak te ż u d zielić gw arancji n a znacz­

k i knakowiskie m oże ty lk o ktoś, k to zna om al uapamlięć w szystkie sztuki w a rk u sz u i po­

tr a f i w yznaczyć pole, ja k ie d ana sz tu k a w praw dziw ym ark u szu zajm uje.

Nie w iadom o zapew ne w szystkim , że są

e a DLAC

R. BARCIKOWSKI S. A. Poznań. Fabryka w W a ru a w la .

A S ‘7

(8)

GRAFIKA KSIĄŻKI POLSKIEJ

.-V ■ "

Stoi n a stacji lokom otywa, Ciyżka, ogrom na i pot z niej spływa:

Tłusta oliwa.

Stoi i sapie, dyszy i dnm cha, Ż ar z rozgrzanego jej brzucha bucha:

m s k

m :40 £

D w i e s t r o n y

z

ks i ą ż ki „ L o k o m o t y w a " . U k ł a d g r a f . L e v i t t i H i m a . J. Pr z e wo r s k i ) .

.

C | i jak gorąco!

UCH jak gorąco!

^ ! jak gorąco!

W jak gomco!

f / / i' r 'vszy d ru k — staw iła b ib lja Goten-

^ I s ' Jłerga, jest arcydziełem sztuki graticz- ' iiej w p ro st niedoścignionem . K artki te­

go w spaniałego egzem plarza ułożone z rów-^

nej, p ięk n ie w iążącej się w w ie rs ^ i szarą plam ę tekstu — czcionki urozm aicone k o ­ m en tarzam i na m arginesach, łam an e w w ie­

lo ra k i sposób, zdobione ręcznie w ykonanem i inicjałam i o żyw ych barw ach, lub złoconych

Na praw o: Strona z „ P ol­

sk ieg o sło w n ik a p ija c k ieg o “ (w yd. „R ój“ ). — Ilu stracja

F. T opolskiego.

U tnM* ItH "fUtt lU ir:

Ty tekcfca wtkKC*.

O ronyfcl «Ttaitun.

P o n iże j: Ilu stra c ja F.

T op olskiego do „ P o lsk ie ­ g o sło w n ik a p ija c k ieg o i a n ta lo g ji b ach iczn ej“ .

(W yd. „R ój“).

nego, ja k n a sw e czasy p rze­

w ro tu , a zarazem w skazać n o ­ w e d rogi p o lsk iej książce.

J e s t w ielu tak ich , k tó rz y u- p a d k u p ię k n a k siążk i d o p a tru ją się w p ostępie tech n ik i i w m a ­ szynie, k tó r a ja k o b y m ia ła spo- ‘ w odow ać te n stan . W tw ierd ze­

n iu tern je s t tyle zaledw ie racji, że m aszy n a d ru k u ją c a szybko i ta n io , o raz tech n ik a dozw ala­

ją c a łatw o zilu stro w ać i złożyć k siążk ę — u łatw iły sp ek u lację słow em d ru k o w an em . Głód k siążk i i jed n o czesn y b ra k d o ­ borow ego m a te rja łu pozw oliły w ydaw ać w szystko, co zostało n ap isan e bez w zględu n a w ar­

tość. Oczywiście tego rodzaju in teres nie m ógł być o p a rty na kosztow nym d o b o rze układu, p ap ieru .ilu stra c ji itd . W szyst­

k o m u siało być tanie.

Z aśm iecanie ry n k u księgar­

skiego trw a zresztą n ad al, aż po dzień dzisiejszy n a cały m św ię­

cie. D ow odem tego je s t fakt, że za rz ą d b ib ljo tek i M uzeum B ry­

tyjskiego — p o sia d a ją c e j n a j­

większy n a św iecie zb ió r k sią ­ żek — zarząd ził s k ru p u la tn ą se­

lekcję rzeczy w ciąganych do k a ­ talogów — stw ierdziw szy u- przed n io p rz e ra ż a ją c ą ilość bez­

w artościow ych tom ów , z ajm u ­ jący c h półki.

T ak więc m aszy n a i rozw ój tech n ik i d ru k a rs k ie j nic są bez- p o śred n iem i p rzyczynam i obni­

żenia się w arto ści zew nętrznej k siążki. M ożliwości nato m iast d ru k o w a n ia n ajro zm aitszem i te­

ch n ik am i, ogrom ny dobór

pły tk am i praw dziw ego złota — s k ła d a ją się na całość niepospolitą.

T ra d y c ja p ięk n ej książki, je j w yglądu ze­

w nętrznego i estetyki u k ła d u d rukow anego ciągnie się od czasów G utenberga nieom al nieprzerw anie do la t dzisiejszych. Ku k o ń ­ cowi je d n a k XIX w ieku ogólny poziom w i­

docznie i dość gw ałtow nie sp ad a, choć oczy-*

wiście nie. b ra k w ciąż jeszcze w ydaw nictw p ierw szorzędnych. C oraz częściej sp o ty k a się szare, m onotonne d ru k i bez w yrazu. K siąż­

kę p rzestaje się graficznie kom ponow ać in ­ dyw idualnie, p rzestaje też o n a nosić piętno d an ej oficyny, k tó ra ją w św iat w ypuściła.

D ru k a rn ie sk ła n ia ją się ku u ta rte m u szablo­

nowi. C zcionka traci sw ój w dzięk, by w resz­

cie u stąp ić m iejsca secesyjnym potw orom . W b a rd z o k ró tk im stosunkow o czasie n a stą ­ p ił zupełny zm ierz książki, a w łaściw ie je j pow abów zew nętrznych.

N ajp ierw drzew oryt, ja k o ilu stra c ja d ru k u , potem m iedzioryt, czy sta ło ry t u stąp iły m iej­

sca ponow nie drzew orytow i, k tó ry je d n a k z biegiem czasu s ta je się w iernym n a śla d o ­ w nictw em fo ło g rafji, św ięcącej w tym czasie w szechw ładne trium fy. — Pię-

8 ' A S

P o w y żej: D w ie stro n y z k siążk i p. t.

„L egen da o m asztow ej so śn ie“ . Układ ( drzew oryty A . G irsa i B. Barcza

(w yd. G. K. W .).

k n e trad y cje ilu stra c ji książkow ej zakończyła technika, w p ro w ad zają­

ca do d ru k a r ń siatk o w ą kliszę cy n ­ kow ą, k tó ra w iernością re p ro d u k c ji i tan io ścią p o b iła re k o rd y . K siążka w o k resie przed w o jen n y m w o jen ­ n y m i k ró tk o po w ojnie św ia­

tow ej stoi chyba n ajn iżej.

D ru k k siążk i w Polsce w tym czasie p rzed staw iał o b raz w ręcz k a ta stro fa ln y . Zaborcy, niem oż­

ność d ru k o w a n ia dzieł, n a jb a r­

d ziej na s ta ra n n ą op raw ę zasługu­

jących, m in im aln e śro d k i n a d ru k polskiej k siążk i zag ran icą — p o ­ w odow ane tru d n o ściam i sp rz e d a ­ ży — były tego przyczyną. A przy- tem oblicze k siążk i d ru k o w a n e j za­

g ran icą nie było dziełem polskiego a rty s ty i d ru k a rz a , dzięki czem u n ie m ogło rep rezen to w ać polskiej kultury- graficznej.

S tanisław W yspiański — był

pierw szym w b udzącej się do życia

i w alki P olsce — a rty stą , k tó ry

p o tfa fił d o k o n ać w dziedzinie d r u ­

k a rs tw a znacznego i rew olucyjne-

(9)

„Polska na m o rm “. Układ graf. A. G irsa i B . Barcza (W yd. G. K. W .).

„Ilustrow ana kronika L egjon ów “. Układ g ra f. i ilu ­ stracjo barw ne A . Girsa i B. Barcza. (W yd. G. K. W .).

Rejestr słów obcych w książce „W śród w ichrów i fal", według układu A . Girsa i B. Barcza. (W yd. G. K. W.).

w orytów , stalorytów i innych technik, w ykonanych bez w spółudziału m echa­

nicznych m etod — to w alory, którem i nie dysponow ali d o tąd jeszcze d ru k a ­ rze i graficy m inionych w ieków.

In w en cja a rty sty i w spółpraca posłu­

sznej i spraw nie d ziałającej m aszyny — to połączenie, k tó re d aje z dnia na dzień lepsze rezu ltaty , oszałam iające m ożliw ościam i bez granic.

P o w ojnie św iatow ej — pierw sza F ra n c ja p rzy stąp iła do w zm ożonej p ra ­ cy n ad drukiem . K raj, k tó ry w XVIII w ieku sta ł n a czele w szystkich państw w doskonałości swego sztychu, nie po­

rzucił do dziś zdobienia ty m w łaśnie sztychem sw ej książki. A kw aforty Dig- n im o n t‘a, sztychy H erm ine D avid‘a, J. Oberle, P. E. C lairin, Aleksiejewa,

V ertes‘a i F alk e'g o zdobią dziś tysiące książek fran cu sk ich — czyniąc je god- nem i w zorów fran cu sk iej sztuki d ru k a r­

skiej z p rzed lat.

Nacóż więc zdała się m aszyna, skoro w ym ienionej w yżej techniki były znane i używ ane przed w iekam i? Odpowiedź je st łatw a. M aszyna, p ra c u ją c a Hanio udostępniła piękne w ydaw nictw a szero­

kim m asom czytelników .

N iektóre ceny francuskich w ydaw ­ nictw są w praw dzie olbrzym ie, ale p re­

parow ane są one odpow iednio do klien­

teli, przyczem to sam o w ydaw nictw ^ n a innym tylko papierze w ydrukow ane i bez oryginalnych rysunków artysty, a z 'ic h rep ro d u k cjam i — je st już zupeł­

nie dostępne. Różne ceny danej książki i różne je j „g atu n k i“, jak b y to nazw ać m ożna, ustalan e są dla pew nych ogra­

niczonych ilości egzem plarzy. Szczegól­

nie sposób sprzedaży np. dziesięcin książek, w k tó ry ch z n a jd u je się po je d ­ n ej oryginalnej ilu stracji (reszta — 9, ja k o reprodukcje) po cenie w ydatnie wyższej — w y d aje się być pom ysłem szczęśliwym . K orzysta n a tem arty sta, k tó ry m a w ten sposób m ożność poza p raw em re p ro d u k c ji — sprzedać jeszcze oryginały — po d o b rej cenie.

P o trzeb a pięknego d ru k u uw ydatniłn się we F ra n c ji naw et w tak iej dziedzi­

nie, ja k katalog, p rospekt, cennik itd.

W arto w spom nieć że, bro szu ry re k la ­ mowe pew nego francuskiego han d lu w i­

nam i opracow yw ali graficy: M. Jean- jean, P. Lissac, Carlegle, A. Yallće, Ch.

M artin, Loupot, P. Iribe, A. M. Cassan- d re i literaci o znanych nazw iskach.

W ydaw nictw a polskie w ykazują w ostatnich czasach duże ożywienie, przy jednoczesnym silnie uw ydatniającym się nacisku na stronę graficzną książki.

Nie jestto zjaw isko o szerszem znacze­

niu i w pływ ie — niem niej je d n a k zdo­

łało ono popraw ić ogólny poziom i p o d ­ nieść pro cen t pięknie w ydanej książki.

„W w a le t o sz czy ty A ndów ". — Układ graficzn y A . Girsa i B. B arcza. (W yd. G. K. W .).

czcionki, d o sk o n ała i w ielka ilość ga­

tunków papieru, m aszyny ta k p recy zy j­

ne, ja k now oczesne lin o ty p y i m onoty­

py, fantastyczne w p ro st m etody repro- ukcyjne dla ilu stracji, nie w ykluczenie w społpraey r ąk ludzkich przy zdobieniu Książki, u łatw ien ia w d ru k o w an iu drze-

Na p r a wo : K a r t k i o c i e k a w y m u k ł a ­ dzi e g r a f i c z n y m z k s i ą ż k i p. t. „ Na

t r o p a c h S m ę t k a “ .

Ilu stracja F. T opolskiego z „ P o lsk ieg o słow nika pijackiego" . (W yd. „R ój").

Zastępy odpow iednio przygotow anych, znających rzem iosło arty stó w -g rafik ó w za­

częły system atycznie w spółpracow ać z w y­

daw cam i polskim i. Ich p ra c a i w yniki tej pracy nie są przygodnem i popisam i, ja k to m iało m iejsce daw niej, ale rzetelnym i ro ­ zum nym w ysiłkiem tw órczym , św iadom ym sw ych celów i zadań.

F akt, że nareszcie zrozum iano różnicę m iędzy tw órczością m a la rz a sztalugowego, a grafika, o b racający ch się w zupełnie in ­ nych sferach zagadnień i operujących b ie­

gunow o różnem i fak tu ram i artystycznem i — należy zaliczyć do przełom ow ych w dziejach d ru k arstw a. A rtysta-grafik, p racu jący w dziedzinie grafiki użytkow ej d a ł początek

„od ro d zen iu “ książki i d ru k u wogóle.

D ru k arn ie, k tó re są dziś w ykonaw cam i cudzych zam ów ień — nie m a ją decydujące­

go wpływ u n a w ygląd książki. Zaledw ie p a ­ rę najw iększych zakładów d ru k a rsk ic h z a ­ tru d n ia stale artystów -grafików , którzy w sp ó łp racu ją z nim i. Przew ażnie je d n a k in i­

cjatyw a przeszła w ręce firm w ydawniczych, k tó re zam aw iają ozdobniki, ilustracje, p ro ­ je k ty u k ład u i opraw , oraz kolorow e o k ła d ­ ki do swych w ydań.

Z ra c ji tej w arto będzie w spom nieć o p ra ­ cy i plonie k ilku instytucyj nakładow ych w Polsce, k tó re n a p rzestrzen i o statnich lat w yróżniły się swemi arty sty czn em i w yda­

niam i.

Je d n ą z najw iększych firm w ydaw niczych w Polsce jest Główna K sięgarnia W ojskow a w W arszaw ie. Z ostała o n a założona w ro ­ ku- 1918. Z czasem firm a p rzek ształciła się n a w ydaw niczą, sp ecjalizu jącą się w dziale w ojskow ym i sportow ym . Z G. K. W . w spół­

p ra c u ją artyści-graficy A. Girs i B. Barcz, k tó rzy dali u k ład i opraw ę graficzną licz­

nym album om i książkom . G. K. W.

i w spółuracujący z n ią arty ści poszczycić się m ogą w ielu sukcesam i n a zagranicznych w y­

staw ach w F lorencji, L ondynie i B rukseli, k tó re przypieczętow ała G rand P rix za p ięk ­ n ą książkę, zdobyta n a zeszłorocznej w y sta­

wie w P ary żu .

„P olska n a m o rzu “ , „P olska lotnicza“ ,

„W śród w ichrów i fal“ , „W w alce o szczyty Andów“, „Legenda o m asztow ej sośnie“ , to tytuły niezw ykle sta ra n n ie i gustow nie w y­

danych książek, k tó re o p raco w ała spółka arty sty czn a Girs i Barcz.

Do książek o b ard zo urozm aico n y m i ży­

w ym układzie graficznym należy: „Na tro p a c h S m ętka“ — M elchiora W ańkow icza. D ru k ten zaw iera drzew oryty (St. O. C hrostow- skiego), ry su n k i jedno i w ielo­

barw ne (Levitta i H im a), foto- g rafje i pom ysłow o, dow cipnie ułożone d ane statystyczne.

Zupełnie odrębnym c h a ra k te ­ rem w yróżnia się pięknie w y­

dany przez „R ój“ „P olski słow ­ nik pijacki i antologja bachicz- n a “ . W iele całostronicow ych, barw n y ch kom pozycyj F. T o­

polskiego zdobi antologję. T ekst D okończenie na str. 23-ćiej.

A S - 9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trzeba umieć kochać, umieć dać mu to co nie tylko sprawi mu chwilowa radość, lecz stworzy trwały fundament na którym można budować.. Filiżanka Ovomaltyny

ra teatralnego i filmowego, który ostatnio obchodził 30-lecde sw ej pracy zawodowej, wylania się z rozmowy z jego małżonką i.... 7-lettinćm synkiem, który jest

Zapobiegaj więc póki czaal Wzmacniaj atole mięśnie i nerwy, usprawniaj tunkcje ustroju, czyn organizm odpornym: pij Ovomallyng.. Smaczna, łatwostrawna i latwoprzy-

nie-ludzie przew ijały się m iędzy drzew am i, w szystko zdaw ało się być pokojem , szczę­.. ściem,

Przed udaniem się na spoczynek należy zatem skórę staran n ie nakrem ow ać NIVEĄ.. Jedynie NIVEA zaw iera Euceryt, środek w

Może C zytelniczki nasze zapiszą sobie na karteczce papieru numer przy każdorazow ej sytuacji, stw ierdzają, że w łaśnie tak a nic inaczej postąpiłyby, gdyby w

Należy więc tak długo pielęgnować skórę, póki nie stanie się ona

PODAJEMY PONIŻEJ KILKA TAKICH PRZEPISÓW... WK.Budyn