• Nie Znaleziono Wyników

As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1938, R. 4, nr 16

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "As. Ilustrowany magazyn tygodniowy, 1938, R. 4, nr 16"

Copied!
37
0
0

Pełen tekst

(1)

r. 16

-

17 KWIETNIA 1838 U

C E N A 4C B R O S Z Y

I D Ą Ś W I Ę T A 1

(2)

ctmzk ^tuj^Tfl uiiCLMflnocne

RflD

G ity tc r M ^ lu u ] C r

[17] PIECZENIE b a b . Na święta W ielkanoc­

ne trzeba przygotow ać tyle jedzenia, jakby to była praw dziw a wielka noc polarna. Cia-

| 4. j ZAOSTRZYĆ SOBIE A PETY 1'. Święta W ielkanocne n astęp u ją po długim poście, w czasie którego należało sobie zaostrzyć apetyt. N ajlepiej było w yjechać na okres przedśw iąteczny do Niemiec. Po pow rocie święcone będzie nam podw ójnie sm akować.

[s7| n i e ZAPOMINAĆ O NASZYCH WRO­

GACH. — W czasie św iąt należy zapom nieć o w szelkich urazach. T rzeba w ybaczać n a ­ szym najw iększym wrogom. Otóż pow szech­

nie w iadom o, że naszym najw iększym w ro ­ giem jest alkohol. N aprzykład monopolów- ka jest to wróg Nr. 45, a czysty spirytus w róg Nr. 95 W tych dniach jed n ak zm ierz­

m y się i zobaczymy, kto kogo powali z nóg.

16.1 IŚĆ NA ŚLEDZIKA. Nie należy zapo­

m inać o leni, że w dni przedśw iąteczne trze-

K artk i te należy w ysyłać tylko ludziom o b o ­ jętnym . Nasi w rogowie i przy jaciele wiedzą doskonale, czego im życzymy.

stó na św ięta piecze się w dom u. Dzięki tem u żona m a przez trzy dni dużo zajęcia.

W chwili, gdy poczujem y w dom u w oń sp a ­ lenizny, należy czem prędzej zam ów ić c ia ­ sto w cukierni, gdyż najw idoczniej to co się piekło w dom u — p rzypaliło się. W dom u jest tylko — piekło.

fil] ROBIENIE PORZĄDKÓW. P rzed św ię­

tam i robi się porządki. W tym celu w yrzu­

ca się ze strychu w szystkie graty, z domu

| 9 . | ZAPRASZANIE GOŚCI. Na św ięta w iel­

kanocne spodziew any je s t zw ykle w ielki n a ­ pływ gości. Gości n ajlep iej przy jm o w ać chic­

hem i solą, a potem w ręczyć im klucze od bram y, aby mogli łatw o w yjść.

«0-1 WYCIECZKI NARCIARSKIE. N ajp o p u ­ larniejszym sportem w ielkauocnym są n a r­

ty. Młodzież w lym okresie o trzy m u je tak

b a zajść na śledzika, bo śledzik sam do was nie przyjdzie. Zanim rozbrzm ią wielkie dzw ony trzeba zadow olnić się małym , k a ­ m eralnym dzw onkiem śledzia. Śledzik, jak każda ryba lubi pływać. T rzeba go więc po­

pić naszem „płynnem sreb rem “ czyli w ybo­

row ą.

1 ?»l NAMALOWAĆ PISANKI. Do zwyczajów w ielkanocnych należy m alow anie pisanek.

W W iedniu najm odnejszym w zorem pisan- kow ym jest sw astyka, we F ra n c ji sierp i m łot. U nas jeszcze niew iadom o co nam a­

lować. N ajlepiej więc dać dzieciom „pisanki po konfiskacie“ czyli całe białe.

męża, wyrzuciw szy mu przedtem w szystkie jego grzechy. P o rząd k i polegają na robieniu straszliw ych nieporządków , z których potem ja k świat z chaosu — w yłania się porządek.

Tw oje papiery i rękopisy możesz łatw o od­

naleźć w kuchni, gdzie zabrano je do pie­

czenia ciasta. P rzy n ajm n iej raz w roku na coś się przydały.

3 . | ZAOPATRYWANIE SIĘ W MIĘSIWO.

W tym okresie w szelkie przetw ory z niero gacizny m ają wielkie powodzenie. Mąż, k tó ­ ryby o tem zapom niał nie w art jest noszenia rogów . N ajlepiej jest mieć w łasną m ałą be- k o n iarn ię i sprow adzić sobie parę ład n ie utu czonych sztuczek. Zresztą w iększość żon w tym okresie zaczyna mocno żałow ać, że nie wyszły zam ąż za rzeźników . Po pewnym czasie ty sam zaczynasz żałować, że nie je ­ steś rzeżnikiem i nic masz pod ręką o stre­

go noża. W nocy śni ci się „noc długich noży".

zw. „w akacje zim ow e“, aby m ogła upraw iać sporty.

I !«• I z WYCZAJĘ W IELKANOCNE. W pierw ­ szy dzień św iąt robi się w ielkie „oblew anie“

św iąt alkoholem . W drugi dzień św iąt t. zw.

„Śm igus" czyli oblew anie się naw zajem w o­

dą. Zwyczaj ten pow stał — ja k p o d a je Kol­

berg z tego, iż trzeźw iono zim ną w odą tych, którzy zbytnio pupili sobie w pierw szy dzień świąt.

I 8.1 WYSŁAĆ KARTKI Z ŻYCZENIAMI. Pa- m ięlajm y o w ysłaniu k artek z życzenia mi.

I J 2 J PŁACENIE RACHUNKÓW. P o świę­

tach zaczną zjaw iać się doslaw cy z dokucz- liwemi pytaniam i, kiedy im zapłacim y za tow ary d o starczone na św ięta. Poniew aż jest to już koniec kw ietnia — więc z całym spokojem możemy ich zapew niać — że za­

płacim y w... m aju.

2* AS

(3)

ASY NUMERU 16-GO:

JAK SPĘDZIĆ ŚW IĘTA W IELKANOCNE?

D w anaście ra d p ra k ty c z n y c h d la lu ­ dzi m ie p rak ły cm y ch , pió ra Zbigniew a

Grabowskiego. __ S tr. 2.

ZNASZ LI TEN KRAJ?

O czem m a n y i ja k ie plamy snuje m iędzynarodow y high-M fe w o kresie

'pr£ed£wu4tec»nyai. S ir . 4—5.

95-LEC1E TEATRU POLSKIEGO W W ARSZAW IE.

Z za k u lis ju b ileuszow ego p rz e d sta ­ wienia ,.N ocy L isto p a d o w e j“ W y sp ia ń ­

skiego. _ S tr . B.

PISANKI.

Z zw yczajów w ielk an o cn y ch ludu p o l­

skiego. S ir . 8.

mm

¡Sowo ankieta wiosenna „ A sa 4*:

JAKIE PRAGNIENIA BUDZI W PANI W IOSNA?

Na to in te re su ją c e p y ta n ie o d p o w ia ­ dają znane a rty s ty k i scen w a rs z a w ­

skich. S tr . 13.

NA WYŻYNACH MUZYCZNEGO OLIMPU.

0 S ergjuszu R achm aniinoffie. genjaJ- nym pianiście i k o m pozytorze doby

współczesnej- __ S tr. 14—15.

W EEK-END W WŁASNYM DOMKU.

Specjalny d o d atek do n u m e ru św ią ­ tecznego, z aw ie ra ją c y : szkic tan ieg o dom ku w e ek -citfk w eg o , w idzianego z zew n ątrz — p la n y u rz ą d z e n ia w n ę­

trza na noc i no dyJeń — w zo ry w yrobów lu d o w y c h , k tó re m i ozdobi­

my taki doroek — m odele sukien 1 ub rań n a jp ra k ty c z n ie jsz y c h na w eek-end — d ro b iazg i, k tó r e s tw o rz ą

nam w lak im dom ku k o m fo rt.

S tr. 17—25.

Przebój muzyczny „A sa “ : S E N O B A LU .

Walc na k a rn a w a ł w iosenny Kaai*

mierzą M ey erh ald a. S tr . 26.

METAMORFOZY SYRENY.

Od W arszaw y, s k u p iając e j się naokoło Zamku i Stareg o M iasta, do dzisiejszej stolicy, ro z b u d o w u jącej się w p rę d -

kiem tem pie. S tr . 30—32.

SZKOCKI P U Ł K „A iRG Y LL AND S U T IIE R L A N D “ .

O jednym z n ajsły n n iejszy ch pułków armji angielskiej, k tó ry odzn aczał się zawsze m ęstw em w boju i poszsano-

waniem tra d y c ji. S tr . 33.

„DERNIER C R I" MODY W JA P O N JI.

Strój m ieszkańców Nipiponu podlega w pew nej m ierze tak im sam ym Imn mody, ja k stjrój E u ro p ejczy k ó w .

S tr.

ZAGRAJMY W GOLFA!

Sport, k tó ry k u lty w u je m ię d z y n aro d o ­ wy high-lilc, zbliża n a s do p rz y ro d y . S tr . 37.

Nowele! — Kącik filatelisty czn y . - ■ ŁJzial gospód a,rs tw a dom ow ego. Humor i rozry w k i um ysłow e. — N a scenie. — N ?we ósinżki. — P ro g ra m

rad jew y .

I L US T R OWANY M A G A Z Y K f Y S O P K l O W i WYDAWCA: SPÓ ŁK A WYDAWNICZA „KURYER“ S. A.

REDAKTOR ODPOWIEDZIALNY: JA N STANKIEWICZ

KIEROWNIK LITERACKI: JU LJU S Z LEO.

KIEROWNIK GRAFICZNY: JANUSZ M A R JA BRZESKI.

ADRES REDAKCJI i «DMIN1STRACJI: KRAKÓW, W IELOPOLE 1 (PAŁAC PRASY)’. - TEL. 150-60, 150-61, 150-62, 150-63. 150-64, 150-65,150-66

KONTO P. K. O. KRAKÓW NR. 400.200.

PRZEKAZ RO ZRACH UNKO W Y Nr. 11 PRZEZ URZ. POCZT. KRAKÓW 2

I L U S T R O W ANY JM

CENA NUMERU

P R E N U M E R A T A K W A R T A L N A

C E N Y O G Ł O S Z E Ń : W ysokość kolumi 200 mm. — Strona dzieli się na 3 famy na zł. 600 P ó ł strony zł. 300.1 m. w 1 doliczamy dodatkowo 50% za każdy U zastrzeżeń co do miejsca zamiesżc

T Y G ODNI OWY

mm. — Szerokość kolumny łamu 63 mm. Cała stro- gr. Za ogłoszenie kolorowe zasadniczego. Żadnych nie przyjmujemy

N u m er 16 Niedziela, I? kwietnia 1938 Rok IV

J e « / ,

' - } Ca ł e V u u l , i

r^ h i k t'W l

NUMER POWIĘKSZONY DO 40 STRON

(4)

&MCÜ¿Z h ta i k i a i ?

_____ ego w ieczoru „Liga Na r o d ó « ' w ielk iego hoto la Im p erial w St. Mo­

ritZ znalazła się w korn­

i k plecie w dolnym salo­

nie, którego okna w y­

chodziły na w ielkie lo-

^ dow isko. P a d a ł deszcz V a na lodow isku stały

kałuże w od y. . B rakow ało narazie

k o w ala się* ®°y :e : p o koju kunastom inutow ych wyn ^ U A y Im-

” * í i*

S t í K- .

zaszczyt rasie s e ly b a m tc r n c ^ n arie c lo n e g o zapew niał, i e zejdzie zaraz Miss H ois kończyła list do

i kelner Alois

na herb atę do dolnego salonu. nicodstęp-

P „ , . « # • “ «>«

“ £ { K T Î U ”» - *“ L”

dr. Owsiani- Rot,

Nevados. , • »

N aj y g o d n .ejs.y fotel « a j* lra k o , w ra ze sr i ą cIaJo ieW, otrzym ał w d a ­

i rodzinnych j e g o o g * o r y

^ e ^ o d w ielkiego księcia W chw ili, gdy

ukończyw szy

M ikołaja, do salonu w eszła w .ss

w łaśnie jedynasty > list Hois,

do

pian k ow e w „żyw ionym , p a ­

dy Im g erk usiłow ała V an Bot p rzepis na plum -pudding.

s, u * « " « * * “ * fabry\ o w a ł m ydło narzeczonego, __ przy okrą-

San F rancisco — Pr r >

, pamięć* podać pani oryginalny angielski

¡ 'dbwóckh0pWanó0w..naraZI'e IRgmunek „ Enquireu5'" '0 kNku P°ń Zresztą, czy to takie w ażne — koń.

czyła p odrażniona - no, nie pamiętam»

W ielkanoc zresztą nie je st w Anglji ob­

chodzona tak uroczyście, ja k Boże Naro- ozenie.

Rot w es,chnęła z rezygnacją.

. 0C ~ Podjęła ponow nie Lady ze przyjem n;!’ grfy si<; ją rno- spędzić na wsi. Od czasu jednak, gdy m ó j mąż , aczął spekulow ać na akcjach To y- ustu i przenieśliśm y się do miast; , W ielkanoc straciła dla m nie urok.

Czy plum -pudding rów nież? — snv- tała słodziutko pani Van Rot.

L ady Im gerk nie zdołała odparow ać krv

S W S 5 3 Ł ? r * *

- Mo! państw o — odezw ał sie z za chm ury ty to ń ,,w , djrmu Iliczem C>z wy możecie Y.-jedzieć o w ie lk a n o c n a !,

¡więtach7 Na świefcie był jeden k raj, gTzi, istotnie w spaniale obchodzono te ś w j a ■ k rajem ,ym była R osja cesarska Moi d r a dzy któż opisze te święcone, te prosiaki rZanem, łe « g n a ją c e się stoły pod świę- conem , te w ina i wódki,

ciasta!

zie a

te fenom enalne M ister Clood lekcew ażąco wzruszył ra-

m ionam i. -

- God save my stornach! Nie rozum iem e*o gastrycznego liryzm u. K uchnia angiel­

ska je st obrzydliw ą, dlS.3g„ feź s ,aram g si przebyw ać na wyspie jak n ajrzad ziej. Nie zauw ażyłem , aby w okresach św iąt wielka

nocnych w czem kolw iek staw ała się ona straw niejszą. Z resztą któż ma czas myśieć dziś o takich rzeczach...

’Z *'» „ „ „

"** » K .li“ T “ ’" "rn ji Sdziei

r */,Vy na „W ieIk; * * * * * *

H C*e k *ć na 1 byw°

S & T L ' S i ?

— A Oo

zynarr)(j()w,

X 7 i Jeszcze

’' « ' ‘ S « 0' ' 4 “ '

*

S s r f

Lo’ *

^ 'J ę ta W i o l i ■ 6Sż>’fani s i„

" î'a sfe c z tu ' ej,,ocy. W ^ „ f° Sron,nie na z r im 'ę 'a in f'Ç wspa - nf i ffla„ty liJ; - ^ i ę t a n , In o , -

,i?,eJ na “ S° 7 C^ V o ^ i e à ' J * * 6® ' n ° C,,a * Æ o r ,,n grzebip'.iu I T ' ™ ' i - n'il ° ,o res by/a Lł, Hr°cesja

“ ? Wni- W ier ^ e ż d ż a j; iy n n ą " a dzie- 1 spie ,v Czoram ; . S,Ç z n a jom : •

c am ę: i e d am i - S i n,e/K ,n^

a nia stara/» eWfzyna ta CZerwoną S^ k o ^ a k 6 r eg0 ^ » T ? ; ' ics^ - . 7 n' 11 k aw aler WeJdzie w ?feę ¡ biada

az ^ o j „ a ' To b yfo I?!8* za kocha-

b r o d o w e j

(5)

. ai w szyscy rozjeżdżam y _ A więc n iem al w*, > J ^ S tu tc r.

sie - z a w a ż y ł scnlen J ca, kiem pew ny, maycr, który jeszcze z kt6rej w yję­

c i ma pow rócić 'i o ^ Szkoda; było tu chał przed * n * h ‘ osoUiście namyśla™

... - ...^

Łun u**- nic powi>-«'- “ - Słusznie, ze pan U* ^ __ ^ mUS1

t ó S Mam nadziej«;, te «—

Ku K urt n i e c o zm ieszany. ^ pow icdziat -

od pa

m K u rt'z a p a lił papierosa

Nastała chw ila m .l« e n . arV, Uu| dla Pisząc przy si* raczej „m im o-uchcm

„As#"» p o c h o d e m ^ ¡ S w a n e j p o « y M byłem św iadkiem w stai em - t sta

rozxnowy. W tym "<>- cic saionu, ode- nawszy w centra'1 * w te słow a:

zwałem się JW vsłuchałem waszej __ D rodzy państw . przcK onania. ze rozmowy i ^ ^ ’ ^ r e g o w arto wyje-

%»avi\vm k rajem , d ° . t m oja pK *'

52"- « * • I S S T i i-" » *

« ► _ A teraz POSIU ’‘ J_ n ad brzegiem vvi m etrów z# « « k o w e ^ ^ ^ ściany, sły „a » ^ a j u lM « -.nem __ ntt rabatac ganek obrośnięty

i gazonach pierwsze kwiaty. Gdy zajedzie- my sobie w trzech powozach, zaprzężonych w rosłe konie w. krakow skich uprzężach — wybiegnie na ganek naprzeciw nas pan ien ­ ka... W ierzcie mi, takiej nie widzieliście n i­

gdzie. Ani w „Ziegfield-Follies“ — ani na deskach intym nych paryskich boites. Jasna blondyna o niebieskich oczach w białej su- kieneczce, któ ra napew no nie pochodzi od Patou. Ale usta jej ja k mak, a ona sam a wiosna, kwiat, uśmiech... Dygnie przed n a­

mi pięknie i serdecznie powita. Za chwilę na ganku pojaw i się i dziadek — mleczne­

go w ąsa pokręci i godnie poprosi nas do salonu. Pani dom u krzątać się będzie wokół święconego — nie zobaczym y jej pewnie wcześniej, aż dopiero wieczorem;

Potem w yjdziem y do sadu. Dziadek laską wskaże drzew a specjalnie szanowne i opo­

wie ich hislorję. Tu nic się nie wywodzi z przypadku — wszystko rośnie z w spólne­

go pnia trad y cji wielu pokoleń, zarów no drzew ja k i ludzi.

T ak sobie będziem y gwarzyć i czekać...

Zauważycie , zaraz, że na. folw arku dzieją się rzeczy niezwyczajne. Pośpiech i gorącz­

ka; w ytaczają bryczki pod studnię i m yją — konie czyszczą, polerują m osiężne guzy na uprzężach. Przez podw orzec przebiegają bo­

se dziewczęta w barw nych spódnicach. — W szyscy się spieszą — n a coś czekają...

0 szóstej zaja d ą bryczki przed ganek. Po- jedziem y do kościoła. Droga biegnie wzdłuż brzegu wiślanego poprzez brzozowy gaj.

W iosenny wiec*ór

^ 4 '

s ł o ń c a . CZy m i e d zi;

^ a k i pod/trgirowr ■.

*»a śmiecie... w 'eczór

l a s k a c i s r y

any roń i na fa y r e f l e k * s jc o ś n e g

Kon'e idą . ,

W » ’ kłania l Dzia* f c «

jest

“u * e Z 7 Z j / \ j ° Spo'i» ' r t na

**a ia tr e li. / " ''e r i c h a sie i P, Ml*cyin

dT** - «■£ Lt "sh

*»•«. _ „i Y1 '"«'ł kolouuu Z l

w białych . ,,odw °rcu t)UIn , Rri"»n e z e r J ! l : h suk«"anacł, h o g ^ -

czerw ien i,,. K o b ie ty " “ * * ' 0 " T U y w a n t e fc

G ^ ^ * T S 5 r ? S

‘ « n » . „ « » “

»■vT „i” "* -

Tłum zakoły, 7 ^ h u k n ^ i “ " ram a ,ę ichnie / ! ? S'ę nic* « " >»<< iy<a 7 'Cic

,,OŚĆ - - ł k a . P ^ M d r*W' ko^ ó ł k a

i ? * ” "

* 8 g i f ' " « -

s “ ™; f r r

Q u ljM ’z J / f j

...n ad brzegiem Wisły stoi dwór — białe ściany, ganek obrośnięty winem, na rabatach i gazonach pierwsze kwiaty — tam zaje- dziemy w powozie zaprzężonym w rosłe konie w krakowskich uprzężach... Akw arela j u l j m a K o u a k a .

(6)

o korytarzu błąkają sit; niespokojnie ' / ) kosmule satyry. Ze schodów zstępują

/ złote Nifci, za nim i Pallas w błyszczą­

cym hełmie, z ogrom ną włócznią w ręce.

Za kulisy teatru w targnął św iat mityczny, bogowie o złotych tw arzach zmieszali się z tłum em robotników w bezbarw nych wy­

płow iałych ubraiiiach. T u łaj rozgryw a . się w tóra liii ja akcji dram atu, p rzenikają się form y życia i sztuki. Żelaanc drzwi, w iodą­

ce na scenę, nie rozgraniczają dość ostro dwóch światów, nie m ożna już ściśle roz­

dzielić człowieka i roli, ak to ra od postaci dram atu.

P atrzę na W ysockiego, który przym ierza przód lustrem napoleoński kapelusz, leżące obok na krześle ubranie wygląda jak larw a, k tó rą zrzucił artysta, aby przybrać nowy kształt. Znam dobrze ten gorączkow y n astró j zakuliś, chwile przem ian, dziwaczne i cu­

downe, kiedy atm osfera nasyca się n iesam o­

witym niepokojącym fluidem . I zdaje mi się, że właśnie w lej atm osferze m ożna najlepiej zrozumieć, odczuć ton, barw ę d ram atu W y­

spiańskiego, dram atu, który w yrósł, w yol­

brzym iał, w łaśnie z w nętrza teatru, z m ro ­ ków sceny i perspektyw y k o ry tarzy z sze­

regiem niedom kniętych drzwi garderób. W y­

spiański, jak nikt inny, rozum iał i kochał w arsztat teatru, mechanizm jego pracy i sztu­

ki sw ojej nie zam knął w w ym iarach sceny, ale rozpostarł ją po całym gm achu, po w szystkich zakam arkach od rekw izytorni, m agazynu dekoracyj, aż pod wysoki belko­

wany strop, po bloki i ganki z zaczajonym i reflktoram i. Zmobilizował wszystkie elem en­

ty techniczne teatru w staw aniu się now ej torm y sceniaznej, tak jak w chłonął w siebie różnorakie prądy, kierunki sztuki, przetopił w m istycznym tyglu sw ojej poezji i u k ształ­

tow ał nowy, niezależny d ram at monum eii- talny.

W swoich niezw ykłych, ogrom nie ścisłych instrukcjach reżyserskich, liczył się W y ­ spiański przedew szystkiein ze skrom nym i m ożliwościami technicznym i sceny k rakow ­ skiej, w arunkam i, w których borykał się, n a ­ ginając niejednokrotnie w ym arzoną wizję do możliwości w ykorzystania jedynej na scenie zapadni. Technika sceny obrotow ej daje 0 wiele szerszą skalę, umożliwia rozbudow ę strony dekoracyjnej, nasuw a nowe rozw iąza nia inscenizacyjne.

P o takiej linji rozbudow y seenerji poszedł reżyser świetnego przedstaw ienia „Nocy li­

stopadow ej“ w Teatrze Polskim , A leksander W ęgierko. Rozłam ał przestrzeń światłem , um ieszczając na różnych planach dwa św ia­

ty ludzi i bogów. W spaniała wizja, kiedy po tragicznej rozm owie Lelewela z K sawerym B ronikow skim , scena obrotow a przeniósł nas w szalejące ulice W arszaw y, a gdzieś na d a ­ chach dom ów w świetle reflektorów Ares 1 skrzydlate Niki w zyw ają lud do walki, jest bodaj najśw ietniejszem osiągnięciem reżyser- skk'in w całem przedstaw ieniu. Nowy wyra/, zyskała rów nież scena pożegnania Demeter z Korą, dzięki kom pozycji, umieszczającej pom nik Sobieskiego z praw ej strony sceny

6 - AS

N a p r a w a : Dr.

Arnold Szyfman, dy­

rektor Teatru Pol­

skiego — fragment z portretu Norblina.

W garderobie... (Jan Kreczmar w roli Wysoc­

kiego).

R y s u n k i : J , M. S z a n c e r.

P o n i ż e j : Janina Niczewska jako Nike z pod Termopil.

i pozostaw iającej z lewej czarną głąb nocy, w której się jaw ią w ysoko zaw ieszone w przestrzeni św ietliste postacie bogiń.

„Jed y n ą w iążącą k o n sek w en cją w d ra m a ­ tach W yspiańskiego jest jedność w zruszenia“, pisze K azim ierz Czachowski w obrazie pol­

skiej literatu ry w spółczesnej. Tą w łaśnie „ je ­ dność w zruszenia“, tw orząca więź kom pozy­

cyjną między tragedją m itologiczną a trage- dją pow stania, osiągnął w now ej insceniza­

cji reżyser W ęgierko i d e k o ra to r Stanisław Śliwiński. I nie w ydają się dziw actw em nie­

spodziewane przeskoki od scen ściśle h isto ­ rycznych do snu „N ocy listo p ad o w ej“^ fan ­ tastycznej rozgryw ki między kam iennem i bóstw am i p ark u Łazienkow skiego. D osko­

nała logika form y artystycznej, tłum aczy wszystkie zaw iłości, lepiej niż n ajtroskliw si kom entatorzy. Nie wiem czy n ap raw d ę „Noc listopadow a“, ja k to n ap isał Boy-Żeleński w recenzji z poprzedniego przedstaw ienia —

„nigdzie zapew ne nie byłaby zro zu m ian a“, — wierzę raczej, że podziałałaby na obcych nie­

zależnie od historycznego sensu „jaiko cud zm italogizow ania rzeczyw istości“ . „Cóż zna­

czy (znowu cytuję Boy‘a), że każdy snob św iata będzie znał nazw isko Claudela, a ża­

den nazw iska W yspiańskiego, kiedy m y wie­

my napewmo, że CJaudel jest przy W y sp iań ­ skim pucyhutem , niew artym czyścić kredą sandałów jego Nikom“ . Można się było o tern przekonać n a niiedzielnem przedstaw ieniu P. I. S. T.-u „Z w iastow ania“ Claudela, zre­

sztą wystaw ionego fragm entarycznie i reży­

serow anego blado. Niezależnie jed n a k od na­

szego przekonania o wyższości W y sp iań sk ie­

go, w artoby dla eksperym entu pokazać F ra n ­ cuzom „Noc listopadow ą“ w tak iej właśnie doskonalej form ie scenicznej.

„Noc listopadow ą“ w ystaw iono na ju b i­

leusz 25-cio lecia „Teatru P olskiego“. O bra­

stam y w nazbyt częste jubileusze, tak, że s ta ­ liśm y się niew rażliw i na w szelkie d ały i nie odróżniam y pozycyj nap raw d ę w ażnych od błahych, tradycyjnych uroczystości. Dwadzie­

ścia pięć lait p racy teatru, to pozycja o nie- zwykłem znaczeniu, pozycja, z k tó rej może­

my spojrzeć ńa całokształt przebytej dirogi artystycznej, zdać sobie spraw ę z dorobku sceny.

Idea teatru, w ywodząca się jeszcze z k ra ­ kowskiego „Zielonego b alo n ik a“ , „Figlików “ i „M om usa“ (jakże płodnym jest posiew h u ­ m oru), a u rastają ca w hłyskaw icznein tem ­ pie do m onum entalnej form y „ Iry d jo n a “ dzieje pow stania gm achu, otw arcie teatru i szlak pracy, osiągnięć, w achań, n ieustan­

nej walki i now ych trium fów , aż po dzisiej­

sze przedstaw ienie „Nocy ilsto p ad o w ej“, — tw orzą bogatą i ogrom nie ro m an ty czn ą hi- storję w ielkiej organizacji arty sty czn ej, hi- storję woli człow ieka, k tó ry tę organizację do życia powołał.

W w ydaw nictw je iubileuszow em „T eatr Polski opow iada Jani Lorentow icz, jak to m łody literat k rak o w sk i d r Arnold Szyf­

man, przybył do W arszaw y, jak znalazł mo­

żnych protektorów , pieniądze, ludizis jak sk u ­ pi! koło siebie artystów , zorganizow ał w ar­

sztat pracy, dał sobie rad ę z cenzurą rosyj ską i przełam ał a.patję i niew iarę publicz­

ności w arszaw skiej. To ostatnie w ydaje mi się bodaj najtrudniejsze, bo trzeba sobie zdać sprawę, że nasza publiczność, jak ją jeden

D okończenie no sir. 3i-ej.

(7)

KĄCIK

F I L A T E L I S T Y C Z N Y

N a j n o w s z y z n a c z e k f r a n ­ c u s k i z portretem J a n a Charcot, badacza okolic

podbiegunowych.

Znaczek re p ro d u k o ­ w any przez nas w o slaln im num erze a w łaściwie projekl p. B oratyńskiego na zna czek w ystaw ow y musi się podobać wszysl kim . Jeszcze nie wiemy, w jakim kolorze będzie on d ru k o w an y , w każdym jed n ak r a ­ zie bard zo w ażną no w in ą jest w iadom ość że w dnin I? m aja ukaże się w obiegu 50.00«

bloków' ząbkow anych i taka .sama ilość cię- lych. P odniesie to bezw ątpienia ogrom nie cenę pojedynczego bloku, ale nie czas tu dzi siaj na ro zw ażan ia, czy znwszc cena idzie w górę w raz z pom niejszeniem n akładu i czy w stosunku do serji. obejm ujących 2 znacz Ui lid) więcpj lo sam o praw o obow iązuje.

V J Í $'L

Jedynie Krem NIV E Á zawiera Euceryt, środek wzm acniający tkanki skórzne!

D late g o K rem NIVEA je s t wyjątk, w y! S zczególn ie w io sn ą d o m a g a s ię c e i a p ie lę g n o w a n ia K rem em MIVEA.

S k ó ra r e g u l a r n i e p i e l ę g n o w a n a NTVEĄ staje s i ę o d p o rn ie js z ą na u jem n e w p ły w y zm ien n e j p o g o d y . NTVEA w n ik a b o w iem ła tw o w g ł ą b s k ó ry , d z ia ła ją c w zm acniająco na jej tk an in .^ S k ó ra n a b ie ra w ów czas elasty czno ści i m ło d z ie ń c z e j áw ie- ioscd NIVEA c h ro n i też p r z e d o p a ­ rz e n ie m s ło n e c z n e m . K rem NIVEA je s t w c e n ie p rz y s tę p n y d la k a ż d e j k iesze n i. N iem a zatem ż a d n e j p rz e ­ szkody, a b y je szc ze d z iś n ie n a b y ć p u d e ł k a K rem n NIVEA.

Wzór znaczka polskiego, który ukaże s i ą w czwo- robloku w czasie wielkiei wystawy filatelistycz­

nej w Warszawie (3— 8 maja).

Jak było do przew idzenia term in zgłasza­

nia eksponatów został przedłużony do 11 kw ietnia, a może jeszcze dzisiaj, gdy ktoś zdecyduje się w ziąć udział, zbiór jego ze­

słanie przyjęły.

T rudności z w ysyłką zbioru są ogrom ne, chciaż z drugiej strony ryzyko jest m inim al ne. Staw ka ubezpieczeniow a w ynosi jedynie

1,30 od tysiąca złotych, a więc jest to chy­

ba m ożliwe m inim um .

Gorzej przedstaw ia się spraw a z przygu low aniem kolekcji i tu ta j trzeba się przygo­

towywać napraw dę długie lata. aby w resz­

cie móc stanąć do k o nkursu. Oczywiście, że w gorszej sytuacji są zbieracze ogólni, bo tu pew nego zaniedbania nie da się usunąć n a ­ w et w kilkuset godzinach żm udnej pracy, a czas pośw ięcony na u kładanie znaczków przez n iek tó ry ch „pedantów ", trzeba obli­

czać conajm niej na tysiące (godzin).

N iektórzy znów zbieracze m ogliby śm iało

„startow ać" w konkursie — ale w ydaje im się niesłusznie, że nie są odpow iednio przy-

D okończenie na sir. 18-ej.

& ttie

Q W 0 > i

PIWA OKOCIMSKIE: ” Asf 0°7 0EWE

f Ś W IĘ T O JA Ń S K IE 'fU m o ść — 5 i«ia S£od< w e : p o r t e r

AS-r

(8)

S Z K O C K I P U L I

>

M fU .S N

<

Strój iłuibow y łolnlarzy pułku „A rg y ll and Sutherland".

a jm ło d s z y p u łk a r m ji a n g ie ls k ie j je s t s z k o c ­ k im p u łk ie m s f o r m o ­ w a n y m w r o k u 1881 z w y d z ie lo n y c h o d d z ia ­ łów 91 p u ik u A rgyll i 93 p u łk u S u th e r la n d . S tą d w y w o d z i się je g o o f ic ja ln a n a z w a „ T h e A rgyll a n d S u th e r ­ la n d H ig h la n d e r s “ . J e g o p e p in ie r ą je s t je d n a k 1-szy b a ta ljo n u tw o r z o n y w 1794 r o k u . P u łk n o si im ię k s ię ż n ic z k i L u iz y i 20-go lu te g o o b c h o d z ił u ro c z y ś c ie w k o ­ śc ie le św . A n d rz e ja w o b o z ie A ld e rs h o t 144-tą ro c z n ic ę p o w s ta n ia .

P u łk te n w y so k o d z ie rż y p o w ie rz o n y m u h o n o r. N a in n e p u łk i lin jo w e p a tr z y z p o b ła ż a n ie m , n ie m a z aś s p e c ja ln ie w y ­ so k ie g o w y o b ra ż e n ia o k o le g a c h z p u łk u

„ G o rd o n H ig h la n d e r s “ w E d y n b u rg u . N ie c h c ę z d r a d z a ć tu je g o ta je m n ic o r ­ g a n iz a c y jn y c h a n i s p r a w ściśle p o u fn y c h . K a ż d y sz e re g o w ie c , „ p r iv a te “ , z k o m p a - n ji „ E “ 1-go b a ta l jo n u w ie o te m co n a le ż y . Je ż e li c h o d z i je d n a k o ś w ie tn ą p rz e s z ło ś ć p u łk u lu b o je g o ta k tr o s k li­

w ie p ie lę g n o w a n e o b y c z a je , to je s t to ju ż w ła s n o ś c ią o g ó łu . D o z w y c z a jó w n a le ż y

Na prawa: Bataljon w paradnych mundurach —

„fu li dr«it>“ < R y sunki: Z ygm unt H aupt.

S k S

w y s tą p ić n a p a r a d z ie w n ie d ź w ie d z ie j b e rm y c y , c z e rw o n e j k u rtc e , z k ra c ia s ty m p le d e m p rz e z ra m ię , w sp ó d n ic z c e z w a ­ n e j „ k ilt“ , z to r b ą b o rs u c z ą „ s p o o r a n “ , k ie d y o s tr o b rz m ią d u d y sz k o c k ie i U n io n J a c k p o w ie w a n a w ie tr z e a b ia łe p a sy u z b ro je n ia c h rz ę s z c z ą w ta k t m r r s z u .

J a k r ó ż n e to o d ty c h d n i lip c a 1917 r o ­ k u , k ie d y w o k o p a c h n a d S o in m ą w h u ­ ra g a n o w y m o g n iu H u n n ó w p u łk p rz e ż y ­ w a ł d łu g ie ty g o d n ie !

I w te d y n ie tr a c iło się h u m o r u i z im ­ n e j k rw i. S ta m tą d p o c h o d z i z a p e w n e ta h is to r ja , o k tó r e j s z e r o k o o p o w ia d a n o : Z d a rz a się w c z a sie n a jg ę s tsz e g o n a w e t o g n ia , że n a p ó ł

m in u ty p o w s ta je w p ie k ie ln y m h a ­ ła s ie w y b u c h ó w c is z a i w te d y to w ła ś u ie w śró d k u r z u i d r u tó w

k o lc z a s ty c h u sły - \ V s z a n o u ry w e k r o ­

z m o w y :

„ i m ó w ię je j, I . y y p o w ia d a m ci B il- J fr jL Y 4 lu , d la c z e g o n ie M r y I V V m a sz z a m n ie m/ , y I w y jś ć z a m ą ż ?...“ , C \ ł m ą r t

r e s z tę d y s k u s ji

p o c h ło n ą ł s iln y ° ,ic ,r •»•••««» raportu.

h u k d e to n a c ji.

N ie m o ż n a p o w ie d z ie ć o ż o łn ie rz a c h z „A rg y ll a n d S u th e r la n d “ a ż e b y by li s p e c ja ln ie m u z y k a ln i, a le sw o je „ H o n e y ­ m o o n S o n g 's “ w y c ią g a ją o ty le sz c z e rz e ile fa łsz y w ie , a w b ło ta c h F la n d r ji c z a ­ só w W ie lk ie j W o jn y im p ro w iz o w a li p io ­ s e n k i o n ie s k o m p lik o w a n e m lib r e tto :

„ W e ‘r e h e re ... b e c a u se w e‘r e h e re !“ . (J e s te ś m y tu ta j... p o n ie w a ż tu je ­ s te śm y ...).

L u b n ie r ó w n ie tę s k n e :

„ W e 'v e h a d n o b e e r, W e ‘v t h a d n o b c e r to - d a y !“ .

Matkota pułku*— mały spasiony)kuc „Cruachan".

(N ie d o s ta liś m y p iw a d z is ia j...).

Ś p ie w a li to, ś c is k a ją c k o lb y k a r a b in ó w S p rin g fie ld a w o c z e k iw a n iu n a s y g n a ł do a ta k u , w h e łm a c h s ta lo w y c h z m a s k a m i g a z o w e m i n a „ p o g o to w ie g a z o w e “ !

A d o a ta k u b ieg li, k o p ią c p r z e d sobą p iłk ę n o ż n ą w s tr o n ę o k o p ó w H u n n ó w , j a k n a z y w a li N iem có w .

A j a k w s p a n ia le w y p o c z y w a ło się w c z a sie r z a d k ic h c h w il, k ie d y o d s y ła ­ no p u łk p o z a lin ję f r o n tu ! N ie g ro z i c z ło ­ w iek o w i n a g ła śm ie rć , m o ż n a się w y s p a ć i p o flirto w a ć z F r a n c u z k a m i. W te d y n a ­ r o d z iła się, s tw o r z o n a p rz e z ż o łn ie rz y a n g ie ls k ic h z a b a w n a p io s e n k a , ró w n ie p o p u la r n a , j a k „ T ip p e r a r y “ z k o m ic z n e - m i z n ie k s z ta łc e n ia m i f r a n c u s z c z y z n y :

„ M a d e m o ise lle f r o m A rm e n te e r e s “ :

„ M a d e m o ise lle fr o m A rin e n te e re s P a r le y - v o u s?

A p rès la g u e r r e fin ie S o ld a t a n g la is p a r t i

M a d e m o ise lle F r a n s a y b o k o p le u r a y x\près la g u e r r e fin ie ...“ ,

a lb o in n a , ś p ie w a n a n a n u tę ,,P o d m o ­ s ta m i P a r y ż a “ :

„ M a d a m e h a v e y o u a n y g o o d w in e P a r le y - v o u s ? “ .

_ P u łk „A rg y ll a n d S u th e r la n d “ m a s w o ­ ją m a s k o tk ę . J e s t n ią p o n y , k u c , c ią g n ą c y b ę b e n o r k ie s tr y p u łk o w e j. N a z y w a się

„ C r u a c h a n “ . J e s t m a ły c z a r n y i p o tw p r- n ie s p a s io n y . P u łk je s t z n ie g o d u m n y .

P u łk w ie o te m , że w a r to ś ć je g o ż o łn ie ­ r z a s ta n o w i m ę s tw o w b o ju i p o s z a n o ­ w a n ie tr a d y c ji. Zygm unt Haupt.

(9)

»ARRIBA * ESPAÑA«

W A N D A D E R I C H E N W L A

Od Sierra G u a d a rra m a d ą ł zim ny w iatr, wstrząsał w ierzch o łk am i drzew i gubił się w szczelinach u rw isty ch brzegów M anzana resu. Jose E nriq u ez y Coya o p a rł k arab in 0 worki z piaskiem , stan o w iące osłonę 1 umocnienie strzeleckiego row u, za p ią ł pod szyją gruby płaszcz żołnierski i przeciągnął się. Ża dwie godziny k ończyła się jego służ­

ba na placów ce, w y su n iętej ku pozycjom wojsk narodow ych od stro n y U niw ersytec­

kiego M iasta. T ow arzysze Josego, znużeni całonocną służbą, trw ali w m ilczeniu, w p a­

trując się przez strzelnice w g ru p ę zabudo­

wań, połączonych m urem , częściow o zb u rzo ­ nym i zniszczonym przez pociski m a d ry c ­ kiej artylerji. Za m u rem tym czuw ały straże przednie a rm ji g en erała Yague, k tó ry w o­

statnich d n iach p o d su n ą ł się praw ie pod sa­

mą stolicę i ciągłem i a ta k a m i niep o k o ił b ro ­ niące jej szeregi w o jsk rządow ych.

Przeciwnicy śledzili się z u krycia, gotowi w stosow nej chw ili w yzyskać k ażdy nieo­

strożny ru ch i ostrzec strzałe m z k arab in u , że trw ają na strażach sw ych stanow isk.

Sierżant E nriquez nie spodziew ał się obec­

nie n ataT cia. Stało się już jasne, że w ojska narodowe są zbyt słabe, ab y m ogły zaw ład ­ nąć m iastem i że z konieczności b itw a na tym odcinku p rzero d zi się w dłuższą w alkę pozycyjną. W ym iana strzałów , ja k dzisiaj, męcząca służba w row ach strzeleckich, co­

dzienna k an o n a d a i... stan ie w m iejscu. E n ­ riquez sp o jrzał ra z jeszcze przez strzelnicę na okopy przeciw nika, rzucił okiem na p o d ­ władnych żołnierzy i u siadł n a skrzyni z am unicją. D rżącem i z zim na ręk am i w y­

dobył z zan ad rza list, aby p rzeczytać go po raz w tóry.

,.Drogi synu! — p isała m atk a. — Z bliżają się święta W ielkiej N ocy, k tó re zw ykliśm y byli od tylu la t spędzać razem . T ak bard zo cieszyłam się zaw sze n a nasze spotkanie.

Pahlo m iał skończyć w tym ro k u U niw ersy­

tet i ożenić się... T y jesteś d ru g i ro k na sta ­ nowisku. B yłam p rz e k o n a n a , że n ajgorsze mamy już poza sobą i że b ędę m ogła zam ­ knąć oczy w spokoju. I nagle przyszła ta k a ­ tastrofa. Nie w iem , co dzieje się z tw oim bratem, gdyż od szeregu m iesięcy w szelka kom unikacja z Sew illą zerw an a. Nie w iem , co dzieje się z to b ą i czy przebyw asz stale w Madrycie. Pisałeś, że p ow ołano cię do wojska i że będziesz w alczył za republikę.

Kochany m ójl Za dużo m yślicie tam o za­

łatwianiu społecznych zatargów , a za m ało o naszej ojczyźnie i religji. Zawsze u ch o ­ dziłeś za zapaleńca, ale w iem , że m asz ser­

ce złote i że w głębi duszy bolejesz nad tą całą w ojną, ja k i m y wszyscy... C ałuję Cię po wiele razy, m ój synu i życzę, abyś Święta spędził spokojnie i w d o b rem zdrow iu. Nie­

chaj Cię strzeże M adonna! M odlę się wciąż za wami...

T w o ja m a tk a S erafita".

Sierżant E n riq u ez schow ał list i zadum ał się głęboko. T o p raw d a. W o jn a w ybuchła lak nagle, że w szelka łączność m iędzy nim

• bratem została zerw ana. O d rozpoczęcia walk, które były raczej b u n te m w ojskow ym przeciw praw ow itej w ładzy, n ie w iedział, co dzieje się na Południu. Może je d n a k ta k by­

ło lepiej. P ab lo uchodził za zw olennika d aw ­ nych m etod i p o rząd k ó w i k to w ie, czy nie naraziłby się obecnym w ładzom . K ochany chłopaki Zawsze pełen ufności, zaw sze szcze-

W iosenne

1175-04

skóry gemzowel w kolo­

rze czarnym i brązowym .

1625-31

filSSŁłS** b°ksu-

4625-65

lu b io n y ło s o n .W y g o d n y wnoszeniu.

W k o lo rze bryzow ym i czarnym .

ry, nie um iałby kłam ać. W cześniej czy pó­

źniej popadłby w zatarg z ludźm i, rep rezen ­ tującym i now e w ierzenia i now e ieały... Ileż to razy sprzeczali się z 'sobą, on, broniący w olności przekonań, b raterstw a stanów i w arstw ciem iężonych przez szeregi lat i Pablo, rozm iłow any w tradycji, sięgającej jeszcze czasów feudalnych, stojący po d w pły­

w em potęgi Kościoła i w ierzący w odw iecz­

ną spraw iedliw ość O patrzności. Ktoby z nich m iał słuszność? Z adaw ał sobie to pytanie, ilekroć lała się krew hiszpańska w czasie re­

w olty w B arcelonie, oblężenia Toledo i teraz, na przedm ieściach M adrytu i nie um iał zn a­

leźć odpow iedzi. Czasem ogarniał go jed n ak wściekły gniew na tego buntow nika Franco, k tó ry dla egoistycznych celów w ystąpił do w alki z ludem i jego przedstaw icielam i. Kon- dotjer!

E nriquez drgnął, gdyż nagle rozległo się kilka strzałów . To placów ka narodow ców skarciła nieostrożnego jego żołnierza za w ystaw ienie głowy z strzeleckiego row u. Mi­

licjanci, ukryci za w orkam i, zaczęli odpo­

w iadać z karabinów . Przez k ilk a m inut trw a ­ ła strzelanina, bezcelow a i bezskuteczna.

Ja k tyle razy w ciągu o statnich dnil

Obywatelu, sierżancie! — zam eldow ał jeden z żołnierzy, salu tu jąc. Tam , koło d ro ­

gi, za m urem , u k ry ł się jak iś pow staniec i od trzech godzin nie d aje nam spokoju...

E nriquez sięgnął po karab in . Nie darm o cieszył się sław ą najlepszego S trzelca w kom- p anji. Ludzie jego w iedzieli, że n a tę odle­

głość nie zw ykł chybiać, o ile znajdzie od­

pow iedni cel.

P rzesu n ął się wzdłuż nasypu i przy k u c­

n ą ł za rum ow iskiem , w p atru jąc się bystre- mi oczyma w lin ję okopów przeciw nika.

P laców ka w ojsk narodow ych przestała strzelać. Ale sierżant w iedział, że stojący na niej żołnierz trzym a b ro ń w pogotow iu.

U party napastnik, który m ógł oddział jego p rzypraw ić o straty jeszcze przed zluzow a­

niem! Należało w prow adzić go w błąd, zm y­

lić jego czujność i zwalczyć w łasn ą bronią.

E nriquez spoglądał przed siebie, gotowy do strzału. Lufa jego k arab in u , u k ry ta m ię­

dzy w orkam i z piaskiem nie m ogła zw ró­

cić uw agi przeciw nika. Minęło kilkanaście m inut. — Teraz, sierżancie! — zaw oła je ­ den z m ilicjantów . — W ychyla głowę! — Zanim brzebrzm iały te słowa, E nriquez po­

ciągnął za cyngiel, uśm iechając się triu m fa l­

nie. U kryty za m urem żołnierz narodow y, k tó ry teraz w ychylił się, ru n ą ł n a ziemię, ugodzony kulą. E nriquez spostrzegł to i chciał w ydać okrzyk radości, ale zrobiło mu się ciem no przed oczyma. Zatoczył się i p ad ł na ręce m ilicjantów — Do djabła! — zaw ołał jeden z nich. — Mówiłem, że ten fran k ista zrani któregoś z naszych.... Ale zdaje się, że i sam dostał!

Złożyli sierżan ta na dnie strzeleckiego ro ­ wu, aby go opatrzyć. Ale jeden rz u t o. a pouczył ich, że w szelka pom oc je s t d a ­ rem na. K ula z k arab in u pow stańca, którego E nriquez postrzelił w ty m pojedynku, w e­

szła przez jego p raw e oko i strzask ała mu czaszkę. Śm ierć n astąp iła w jed n ej chwili.

P ablo E nriquez y Coya przestał strzelać i usiadł na w ilgotnej ziemi, znużony i w y­

czerpany. P rzez całą noc m żył dilobny

A S 9

Cytaty

Powiązane dokumenty

Trzeba umieć kochać, umieć dać mu to co nie tylko sprawi mu chwilowa radość, lecz stworzy trwały fundament na którym można budować.. Filiżanka Ovomaltyny

ra teatralnego i filmowego, który ostatnio obchodził 30-lecde sw ej pracy zawodowej, wylania się z rozmowy z jego małżonką i.... 7-lettinćm synkiem, który jest

Zapobiegaj więc póki czaal Wzmacniaj atole mięśnie i nerwy, usprawniaj tunkcje ustroju, czyn organizm odpornym: pij Ovomallyng.. Smaczna, łatwostrawna i latwoprzy-

nie-ludzie przew ijały się m iędzy drzew am i, w szystko zdaw ało się być pokojem , szczę­.. ściem,

Przed udaniem się na spoczynek należy zatem skórę staran n ie nakrem ow ać NIVEĄ.. Jedynie NIVEA zaw iera Euceryt, środek w

Może C zytelniczki nasze zapiszą sobie na karteczce papieru numer przy każdorazow ej sytuacji, stw ierdzają, że w łaśnie tak a nic inaczej postąpiłyby, gdyby w

Należy więc tak długo pielęgnować skórę, póki nie stanie się ona

PODAJEMY PONIŻEJ KILKA TAKICH PRZEPISÓW... WK.Budyn