• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 4, T. 8, nr 43 (1827)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 4, T. 8, nr 43 (1827)"

Copied!
64
0
0

Pełen tekst

(1)

R O ZR ¥ W KI

lak stoilkic zatrudnienie, giętk i .jjunysl wspierać?

Wzbutlzać' zy wą do czynów- szlś&hctnych achotęi I gruntować w aniyślc n iesk a źo n ^ l ^netę.' *

; y : ; \ v . ■ ° : /M J "‘

TOM VIII,

Ner

43

Zą pozwoleniem Cenziiry Bzffdoiyey

w warszaw ®

W DRUKARNI GAŁĘZOWSKIECO

(2)
(3)

ROZRY W K I dla DZIECI

N « X LIII. 1

Lipca

1827.

I.

W SPO M N IEN IA NARODOW E.

4

O

Franciszku Dyonizym Kniaźninie.

w

liczbie

p o e tó w , którzy panowania Sta­

nisława Augusta byli ozdobą, niepospolite trzy-

m a

mieysce Franciszek Dyonizy KniSznin.

W iadomość o życiu i pismach iego, dziś wam, dźieci moie, przynoszę.—Zwyczaiem nie z upo­

dobania ale z konieczności odemnie przyiętym, i w tey wiadomości więcey będzie o pisarzu niśli o człowieku, więcey z pism wyiątkow ni- śli szczegółów życia; a przecież dni Kniaźnina nie upłynęły

w

zaciszy, ani bez żadnych wy-

Tom. KUL Ner X L III. 24

Agentura A. Chyl kcws kiego w Brwinowie.

P rz y jm u je zam ó w ien ia-h u rto w e i Se-

' 1 pośred n iczy w e w szelkiego

ro d za ju tra n z a k c ja c h handlow ych.

(4)

3Q8

padków; owszem spędził on wiek swóy niemal cały, przy świetnym dworze, i będzie mógł bydź kiedyś podobnie iak śpiewak Jerozolimy^ boha­

terem smutney lecz zaymuiącey powieści.; i Ale opis dokładny iego życia wymaga świadomsze- go pióra niśli' moie bydź może; Wymaga przy*

iaciela ręki , któraby to skreśliła czego oczy świadkami były. Mnie pomimo usilnych sta*

rań, mało co zebrać się udało.

Franciszek Dyonjzy Kniaźnin urodził się z Ignacego i Anastazji KniaźninóW. Dawny i szlachecki ród iego osiadły był niegdyś w Wo*

iewództwie Smoleńskiem; ale gdy w roku 1654, Smoleńsk odięty został Polsce, Władysław Knia*

żnin, rycerz dzielny , opuścił miasto , któregó mężnie wraz Z innemi b ro n ił, i osiadł w W i­

tebskiem. Tam ożeniwszy się miał dwoclmy*

nów; młodszy z nich Jerzy, był Oycem lgnące*

go; a temu w roku 1750, dnia czwartego Pąź*

dziernika, urodziło się pełne nadziei dziecie, Po*

eta o którym wspomnienie. Tak on sam o miey*

scu rodzinnem mówi!

la urodzony przy Dźwiiiie Która z masztami, pieńki} i żytem*

W, yńiotlle miiaiąc brzegi,

(5)

309

Hoynein Baltydzie zlewa koryteni Stopione lody i śniegi.'. .

CzSś krótki i pędem wiatru zbiegły, bawił ńiłody Franciszek Kniaźnin w domu rodziciel­

skim; bo taki zwycżaynie los dzieci płci męzkieyj iednak te krótkie lata-, nauki oyca , i matki pie:

szczoty, iak w każdem sercu tkliwem, tak i w iego, długg i miłą zostawiły pamięć; iu$ wpóź=

ney życia swego porze, opisui^c wiek dziecin­

ny, takie umieścił wyrazy!

Miałem ten życia poranek}

I i a , mey matki kochanek;

Na sam;] pamięć i obraz idy tkliwy testem szczęśliwy? ■—

Stósownie do powszechnego owyfcb czaSóir zwyczaiu, w tym poranku życia, oddanym zo^

stał do szkół W itebskich, Xięźy Jezuitów; a gdy ci dostrzegli w nim większy niśli w pospo­

litych uczniach zdatność^ radzili mu, aby wstą- pił do ich zakonut Czternaście lat miał na ten czas'Kniaźnin; szczupły rodziców maiątek wska­

zywał mu potrzebę zabezpieczenia sobie losu, łatwo więc radom tym uległ, przywdział czarny synów Loioli sukienkę, i wkrótce do Warszaw

24*

(6)

310

wy iako nauczyciel szkoluy był przeniesionym.

Jednąkże nie maiąc rzetelnego powołania do tylu cnot wymagającego stan u , nie śpieszył się bynaymniey z przyjęciem kapłańskich święceń;

i gdy w roku 1773 , zakon Jezuitów zniesio­

nym został, nie maiąp ich ieszcze , wrócił do świeckiego stanu. — Chociaż bez maiątku i spo­

sobu do życia nie, doświadczył niedostatku ; bo lubił pracę , szukał zatrudnienia i skromne miał widoki; nie był on bowiem z liczby Owych młodzików, którym się zdaie niesprawiedliwo­

ścią Opatrzności, że bogatemi nie są; których nie rumieni i nie odstręcza żebranie opieki i po­

mocy u możnych, a uczciwa i skromna praca wstydzi i odraża. Takiey pracy szukał Knia- źnin, i taką znalazł, gdyż tey zawsze stanie. Lu- bownik nauk do których od dzieciństwa z usil- nością się przykładał, wielbiciel poetów i po- ezyi, starał się dostać do tak zwaney Biblioteki Załuskich, gdzie gorliwi dway bracia tego imie­

nia, zbierając i porządkuiąc z wielkiem staraniem i nakładem, drogie skarby literatury oyczystey, potrzebowali pomocników; tam pod przewodni­

ctwem gorliwego Janockiego , pracował czas ia-

kiś , karmił się płodami naylepszych pisarzy, a

(7)

311

wolne chwile poświęcał kreśleniu wierszy, za*4 trudnieniu w którym oddawna miał upodobanie;

pracowitość iego i ulotne pełne wdzięku poezye w krotce znanemi bydż zaczęły; nie uszły oka Xięcia Jenerała Czartoryskiego, tego nauk i u- czonych czciciela i opiekuna; poznawszy w Knia- źninie, wielkie serca i umysłu przymioty, sło­

dycz w obcowaniu, dowcip w rozmowie, łago­

dność obyczaiów, a nadewszystko doyrzawszy potrzebę opieki, wezwał go do domtLswego ; a o- słaniaiąc iak zwykł był czynić dobrodzieystwo delikatności zasłony, prosił go usilnie, żeby chciał przyiąć urząd sekretarza przy boku ie­

go.—Od tey pory do końca życia, był Kniaźnin w domu Xiąźąt Czartoryskich ; przypdszczony do poufałego towarzystwa, tey równie znako- mitey, iakświatłęy i przyietnney rodziny, przy­

kładając się do iey zabaw, żyiąc prawie ciągle w nadobnych i wtedy tak świetnych Puławach, bawiąc się naukami i tą poezyą, którą tyle lu­

bił, wiódł życie miłe, życie poty swobodne , dopóki miłość zbyt śmiała, nie zapaliła tkliwe­

go serca... To uczucie gwałtowne nie mogąc bydź wzaiemnem, przygnębiło duszę iego , od­

dało umysł tęsknocie. Żadna potęga tyle wsze-

(8)

3ł2

ęhw fcdną nie ie s t, ile nam iętności siła, Z nał K niaźnin swoie s?alęńs|v?o, a przecież mit ule-, gał,, i tak n u cił/

Czegoz tc piękne oczy nie roogą.t?

Czego na twarzy te róże?

Nieznaną błądzę za niemi drogą, W ostre skalami bezdroże,

Jakże ty gonisz, skrzydlaczu hardy k 1 dziką ścieszką i w azką,

Jak srodze ćwiczysz ofiarą wzgardy, Cierniową róży gałązką !

Pomroka iimysi, raną -mdłe serce;

Tęskność mi duszę zaięla ; I sama tkliwość w tej poniewteręą.

Bolciąc tylko p ło n ę ła .. .

Ą ną tak żywe uczucie szpkał ieWynię ęoz,.

largnienia w M u z a c h .J L e c z nie ięśt podobno p ą . ęzya skutećznern na m iłości tęsknotę lekarstw em ; są one iąkby trzy siostry, k tó re nayczęściey trzy, mai ą się za ręce, i razem do krainy znudzeń wiodą;

zatnias.t się w ytępiać wzaiem nie, iedna drugą kar, mi i podsyca.,. Pracą to tyllęo istotną, konieczną, ciągłą, i użyteczną, można tęsknotę rozerw ać, spro-, stowa.ć w ybuiały pm ysł i se^cę uatirow ię. Nię p żył tego sposobu K niaźnin, nie doznał też po­

żądanego uleczenia ; ow szem przy rodząiu źy-

(9)

— 313 ~ .

Cta iakie prowadził, przy zatrudnieniach, które dnie iego zabierały, wzmagało się coraz bar- dziey uczucie, zwiększała’ się tęsknota ; uitiysł głąbieć i upadać zaczął, Gdy ieszcze w tę znę­

kaną i roztkliwictną duszę, uderzył cios nieszczęść Oyczyzny, iy£ znieść tak wiele nie zdołał, i w zupełne wpadł obłąkanie... Znakomita i cno­

tliwa rodzina, która w ubogiey młodości dałą mu przytułek, nie opuściła go kiedy w wieku doyrzałym, naysroźszą niedolą ugodzony został;

używano wszelkich^ sposobów do przywróce­

nia mu zmysłów, naylepśzych używano leka­

rzy, nie szczędzono starań, ale wszystkie usiło­

wania były .daremne; nic zmnieyszyć nawet choroby nie mogło, owszem zdawała się bydź coraz silnieyszą. Wtedy przeniesiono go -do Końskowoli niedaleko od Puław; tam był ple­

banem Franciszek Zabłocki, przyiaciel Kniaźni- na od lat dziecinnych; tam, w niedługim cza­

sie na ręku iego, oddał Bogu skołatatiego ducha w 5?m roku życia. Xiąze Czartoryski w do­

wód żalu swego i przyiaźni , wystawić mu ka­

zał ’na cmętarzu Końskowolskim, piękny pom­

nik z czarnego marm uru; takie sam na trzy bo­

ki ułożył napisy:

(10)

— 314 —

. 1.

Franciszek Dyonizy Kniaźnin Obywatel Woiewództwa Witebskiego,

Wierszopis, który górnym, tkliwym i gładkim rymem miłość Oyczyzny i cnoty

w sercach swoich braci zapalał, tu spoczywa w Bogu.

2.

Zaczął zyć 4go Października 1750, ' umarł 25 Sierpnia 1807.

3.

Jeśli nadzieią mam pochlebiać sobie Rzuci potomność kwiat na moim grobie.—

Kniaźnin był wzrostu niskiego, twarzy pociij- głey, bladey i znacz^cey, oczy miał ciemne, pełne wyrazu; w polskich sukniach chodził, ale ubiór

•iego był dosyć zaniedbany; wąsy tylko swoie

•bardzo cenił. (1) Pomimo skłonności do smu­

tku i tęsknoty, która się w nim od pierwszey

0 ) Portret na początku tego Nru. umieszczony, iest kopią obra­

zu malowanego z natury, który iak mówią ci co znali Kniaźnina bardzo ina bydź. do niego podobny. Xiąze Jenerał Czartoryski pod tym portretem własną ręką takie napisał słowa:

(11)

315

obiawiała młodości, był do chwili obłąkania swego bardzo w towarzystwie miły, w rozmowie dowci­

p n y , w pożyciu łatwy i łagodny; uczucia1 iego wszystkie były mocne i żywe, skromność wielka, sposób myślenia szlachetny; pobożny, moralny, 'pisma iego tchną czułością, obywatelstwem i cnotą; równie iak kochankę i Oyczyznę tak i przyiaciół kochać u m iał; liczył też kilku praw­

dziwych ; migdzy niemi był wspomniany wy- żey iuż zmarły Franciszek Zabłocki, i Józef Orłowski w którego sercu dotąd ieszcze-źyie.

Był także w związkach ze wszystkiemi sławniey- szemi ludźmi swoiey oyczyzny, wraz z nim źy- iącem i, od wszystkich dobrze widziany i ce­

niony.

Poezye Kniaźnina nie są zapewne nazna­

czone piętnem nadzwyczaynego ieniuszu, nic On

D ionisius Kniaźnin nobil!

stirpe, natus in Palatinatu Viteb- scensi, prima litlerarum elementa a Patribus Societatis Jesu acce- pit, dein in grenium hujusce So- cietatis receptus,_illi interduit do- nec illa ex titit.

Meliori sane dignus sorte, ri- rens enim adhuc actate, collapsain spectans * atriam , rlolori hincecj indulgens, ratiunis usum ainisit.i A. D. 1796. I

Dyonizy Kniaźnin szlachetnego zczepu 9 urodzony w Woicwódż- twie Witebskiem, piórwsze nauki powziął u Oyców Jezuitów potem do ich zgromadzenia przyięty, zo­

stawał w niein dopóki trwało.

k Lepszego zapewne losu godzien, bo wczerstwym ieszcze wieku, wi­

dząc Oyczyznę zgubioną, poddaiąc się sm u tk o w i, u tra c ił użycie fo - zumu. R. p. 179&

(12)

316

nie napisał wielkiego, nie maią też także przynaymnięy dla mnie , owego wierszy Kar­

pińskiego uroku, Qwey iasnosci, prostoty,. cho­

ciaż przyznać by się mógł do niektórych, La-

l i r y

i Filana autor; ale iest móże w nim mniey niźli w tamtym poecie zaniedbania; moralność i. obywatelstwo, jednakie ; wszędzie zaś wielka łatwość w ry mowaniu, w obrazach miłości, czu­

cie i delikatność, wielkość w przemawianiu o Bogu, Oyczyznie i cnocie.-r-Poezye Kniaźnina dwa oddziały składnią; pierw szym ićst. zbiór wydany w trzech Tomach przez niego, samego w roku 1787, i J788 , przedrukowany w Wil­

nie w r. 1820; drugim., zapas. mało komu ie- szcze znany, w rękopiśmie dotąd będący, któ­

ry wiele ukrywa piękności, fl),

Pićpwszy oddział zamyka co następnie : W To­

mie pierwszym cztery xięgi Liryków , któ­

re znawcy kładą na wysokiem mieyscu, i żalę Orfeusza na E urydyką’, w tym poemacie iest tkliwość, całość, wyrażenia do. serca idące. Na­

pisał ie Kniaźnin cdla przyiaciela; iego żal po utracie żony w -Mch chciał odmalować;, i wi-

0 ) Dobroczynna i można ręk a m a się zaiąć ogłoszeniem tych poezyi.

(13)

317

(lać że ten obraz z natury kreślony, bp, wiele W niin wdzięku i prawdy. '

W Tomie drugim iest opera pod tytułem- Matka Spartanka, pełna pięknych i narodo­

wych uczuć; Balop. poema , W dziesięciu, pie?

śniach i (ralą wielka przydatek do niego; oba do okoliczności' pisane; druga opera Cyganie, która wiele ma- naturalności i prostoty; i czte­

ry poezye: FHiórsz na salę iadalną w zamku Warszawskim; H ym n do B o g a ; n a śmierć óuluni,i Kolenda n a nowy rofc; z tych, Hymn do Boga nywięcey ceniony.

W Tomie trzecim iest poema liryczne.

B.ozmaryn; Baiek i powieści xiąg troie, na wzór Fontena pisanych; wiersz Matki do córki', ten godzień bydź odczytywanym o,d każdey mło- dey panienki; Sielanka w trzech Aktach, Troi, stę wesele, którtję autor sam nie wiedząc dla cze­

go lubił nąd inne swe dzieła, i sześdldyZ wszy­

stkie miłośney- treści.—W drugim oddziale są dwie Traiedye: Hektor, i TcmistokleS, obie pięciu Aktach; pierwsza oryginalna, druga naśla­

dowana z opery Metąstaza •, różnych wierszy, od, piosnek, baiek, psalmów przeszło sto; czte­

ry ocięgi pieśni Mnakreona; dwie krotofile A -

(14)

318

nakreon i Marynki, i bardzo znaczny zbiór po.

ezyi Ossyana , Fingal, Tem ora, pienia Selm- skie, i t. d.

Prócz tego tłómaczył ieszcze i podał do druku Kniaźnin, Porwanie Prozerpiny i Feni- oca z Klaudyusza, pieśń iebrzącego Homera-, i napisał wiele wierszy łacińskich które wyszły w r. 1781, pod tytułem: Fr. Kniaźnin Car- minai

JHEKTORB wyiątki z PIERWSZEGO ODDZIAŁU POEZYI

KNIAŹNIŃA.

D O ,B O G A .

Od ciebie moia niech 'zabrzmi lira Twoią na zawsze stroiona wiarą;

Znaioma Tobie moia myśl szczćra I usta, zgodne z serca ofiarą.

Czein tchnę, co ezuię, co mię wzbić może Twoia to wola, Twoia moc, Bozc.

Uczuciom moim Ty doday mocy Światła poięciem, obrazom ducha.

Zaniechasz? gnuśnie mgła ślepey nocy Cię/.y nade inną gruba i głucha.

Błyśniesz? aliści wzbudzony ezuię, Widzę coś, chwytam, górę, wzłatuię.

(15)

319

Do Twoiey łaski ustawnie wzdycham!

Uroń te , znaney ducha pokorze.

Bez niey ia wczczości w iędnę, usycham Głowa iak kruchy kwiat na ugorze.

Ale gdy zrzęsisz hoyną iey rosą, Jak listki z pączka, myśli się wzniosą.

Cóż kiedy dzielna Twórcy potęga W bystrym umyśle ogień roznieci?

Posłuszny dowcip, k^dy chcesz sięga I cnota przy nim i sława leci.

Zapal! a między gwiazd twoich kołem 1 ia ognistym zabłysnę czołem.

Ale niech pycha Twoiego daru Zna moc, i zapał i pęd wysoki, Ten proszek coś go z ziemi rozparu Az po za iasne wyniósł obłoki, Utknięty w ostrze ognistey strzały, Trudnoz Ci strącić w podziemne skały

DO GRACYI.

Gracye! córki wdzięcznćy swobody, Snadne, nadobne, przyierane!

Z róz wita świętćy przepaska zgody Lekko was trzyma wzaiemne.

W y czcić umiecie tą boską lirę Na którey śpiewał Horacy ; Wam to nastraiać te związki szczere Dowcipu, serca i prpcy. *

(16)

Wam to się trudny ten smak należy*

Co go powszechność przyymuie ; Szczęśliwy w* tknięciach i zawsze świeży Każdy go równo wftk czute-

Rzućcie tu swego urok spoyrzenia*

Na wdzięki i lubość tćy liry A mile- będą wszystkie iey brzmienia Uczuciom naszćy Temiry.

Czy w'dzięczne dla niey tony nastroię Czy kplctafti wieftcć miłości 1 Czy ogniem cnoty umy^sł inóy zbroię Na łonie drogićy wolności:

Z , cząc ojczyźnie by w związek miły Serca iey synów wwooudiłe*

Z cnotą i chwalą tak się złączyły lako'wy* lube i zgodne.

PSALM DAWIDA

BEZ BOGA N IC i

Bógli domu nie zbud.uie

Daremno nad nim rzemieślnik pracuie;

leżeli miasta Tan nie strzeże z góry Próżno straż czuyna opasuie mury:

O wy! co nędzy chlefo iecie Lecąc do pracy, iak tylko Wytchniecie leżeli Pańskiej nie macie pomoey*

Na hic się przyda wstaw..Ć o północy.

(17)

— 321

Gdy Pan lwem i wspiera siły Wybranym swoim da spoczynek m iły) W dziedzictwie tego zrodzą płodnie matki

Izraelowi niezliczone dziatki, lak strzały w daleką stronę

Z cięciwy tęgiey na wiatr wypuszczone » Tak rozegnane Jakóbowe syny Gdzieś zaludniaią nie znane krainy.

Szczęśliwy co z tamtych stań u ' Zadania swoie ma spełnione w Pand.

Nie zalęknie si* , śmiałe trzyma ramie Do nieprzyiacioi kiedy mówi w bramie. ( O

DO Fr. ZABŁOCKIEGO (2)-.

Oczęta Zosi, oczęta żywe) Nadto powabnej nadto zdradliwi) Uinieią czułość serca zakłócić

Cieszyć i smucić.

Z nich to miłości bożek zuchwały Czatuiąc bystre wyrzuca strzały A na ich rany łotrzyk się śtnieie

Że kto szaleie.

( 1 ) W bramie Jerozolimy przyymowano poselstwa obce.

Przypis Autora.

( 2 ; Bardzo był wzięty teii Mazurek , i dotąd ićst śpiewany. Do wielu pieśni Kniaźnina znany z talentu JP. Lessel dorobił n otę;

byłoby do życzenia żeby kto zebrał i wydał tę muzykę.

(18)

322

Ostrzegam tkliwość twoiego serca Nim cię ten chytry zrani morderca Albo się uchyl, lub ieśliś siniały,

Bądź ze wytrwały.

DO NOCY.

Ta cicha rzeczy postawa Jest moim myślom przyiemuą;

Witam cię, nocy łaskawa Tyś sama ze mną.

Ciekawy natręt w tćy ciszy Moich taiemnic nie złow i;

A śpiąca chytrość nie słyszy Co serce mówi.

Owoż i xięzyc wyziera ! Z obłoku w ystąpić raczył;

Przez te się liście przedziera By mię obaczył.

Niechże go widzę ca łeg o ! O srebrne kolo miesięczne Zwierciadło serca prawego

Czyste i wdzięczne.

Jakże to dla mnie brzeg miły Skąd widzę roskosz tćy strugi;

Gdzie się twe wdzięki odbiły Gdzie takiś drugi:

Twarze w obudwóch iednakie I równą słodycz oglądam;

O! gdj byż serce mi takie Którego żądam!

(19)

— 323 — PSALM DAWIDA 127

O BOCOBOYNOŚCI.

Szczęśliwy każdy kto się boisz Pana/

Idąc w swey drodze , iak ci przepisana Uzyiesz słodko, czyniąc Bogu dzięki

Prac Twoiey ręki.

Jako winograd buyne niesie grona Tak w twoim domu zona ulubiona;

Z tobą iak świeże oliwki pospołu Dzieci w krąg stołu.

Tak błogosławi Bóg w ziemskiey podróży Kto się Go boi, a wiernie Mu służy.

Niech błogosławi tak tobie do zgonu . Rządca Syonu.

Abyś przez całe twoie widział życie Dom Jego św ięty w iak naylepszym bycie Synów twych syny, i pokóy z weselem,

Nad Izraelem.

DO OBYWATELA.

Któż obywateli ten, co swerai trudy Wśpićra los braci choć przeciwność bite.

Którenin wdzięczni rzekną bez obłudy:

Niech zyie wiecznie, bo dla was on zyie!45 Który iak drzewo wśród burzy .otuli Skupioną trzodę swych liści ramieniem.

Tom VIII. Ner X LIIL 25

(20)

324

Biegną, śpiewaiqc tam pasterze czuli;

Cieszą się pod tym dobroczynnym cieniem*

DO JOZEFA ORŁOW SKIEGO.

Józefie! bity gościniec którędy Za ślepym fałszem leci ttum w zapędy*

Az niebo kryie z gęstych nóg kurzawa 1 głuszy owa pr/y fortunie wrzawa.

K ędy zaś c n o ta obok p raw d y m ieszka C iasno i g ó rn o cicha w iedzie ścieszka;

Idącym przez n ią wdzięcznemi kwiatami Patrzącym zdała zarosła cierniami.

Wieczne tam trwaią i róże i głogi;

Bo rz a d k i goniec te y chw yta się d rogi, Gdzieby r w a ł jedne; i cierp liw y razem D ru g ą szlach etn em cli c ia ł trz e b ić zelazem .

K R O SIEN K A (1).

W R O D Z A I U P A S T E R S K IM .

D arm o m i, M atko! staw isz k ro s ie n k a ; Insza mię te ra z m yśl wiedzie Ali! p o zw ó l ra c ze y wyyrzeć z o k ie n k a

Czyli nióy F ilo n n ie iedziel

0 ) T a p io s n k a pow szechnie się p o d o b a ła , gdy ią K niaźnin na p is a ł; i c s t z u p ełn ie w rodzaiu K a rp iń sk ieg o w guście w iek u w k tó ry m o b a p is a l i — bo w tenczas s ie la n k i, były ta k w m odzie iak dzi ballady.

(21)

325

•Gdyś my na sie b ie spoyrzeli mile Powiedział tylko dwa sło w a ; Bez niego teraz przykre mi chwile

On meiey duszy połowa.

Cóz go tak długo tam zatrzymało ? Drogać mu nie iest daleka, Serce on mole zna ieszcze mało

Które na niego tak czeka.

Przez ten ma gaik iechać móy miły;

Kiedyż twarz iego zaśw ieci?

Ptaki się ztamtąd nagle ruszyły Zapewne on to iuz leci.

I sroczka z płotu skrzeczy na n iego;

Cóz to? nie widać go ieszcze.

F ilonie ! na blask wzroku twoiego W ręce z radości zakleszczę.

Otóż i widać—gość luby iedzie Sercu moi emu życzliwy

Miłość w te strony wzrok iggo wiedzie.

A pad Jiim igra koń siwy.

Siędę w krosienkach na moment mity Abym tę radość ukryła;

By nie zrozumiał Filon przybyły Że ia tu p o nim tęskniła.

O FILORECIE.

lak wonny pączek, ta ro z a K witnie w samey wdzięków porze

25*

(22)

326

Tak ty kwilnęłaś, o hoża!

Kraso pici piękney i wzorze.

Cóz nam zostało z tey róży?

Żałość nad grobem wyryta;

Że ktoś tam idąc w podiózy Ażeby westchnąć przeczyta:

„ S tó y ! Filoreta tu leży

„Uroda z cnotą pospołu;

,,Niegdyś .ponęta młodzieży

„A teraz,garstka popiołu?’

DO WĄSÓW (1).

Ozdobo twarzy, wąsy pokrętne Powstaie na waB ród zniewieściały;

Dwór nią sobie dziewczęta wstrętne Od dawney Polek dalekie chwały.

Gdy pałasz cudze mierzył granice A wzrok marsowy sercami władał, Uymuiąc wtencz-as oczy kobiece Bożek miłości na wąsach siadał.

Gdy szli na popis rycerze hasi A męstwem tchnęła twarz okazała, Maryna patrząc szepnęła B a s i:

„Za ten wąs czarny życie bym dała.”

Gdy nasz Czarnecki słynął zelazem 1 dla Oyczyzny krew sw ą poświęcał,

( l ) Wyborny ten wierszyk, powtarzany z zapałem w owych czasach naywięcćy w sław ił Kniaźnina.

(23)

327

W szystkie go Polki wielbiły razem A on tym czasem wąsa pokręcał.

Jana trzeciego gdy Wiedeń sław ił Głos był powszechny między niemkami

„Oto król Polski} co nas wybawił Iakze mu pięknie z temi wąsami.”

Smutne w narodzie dzisiay odmiany Rycerską twarzą Nice się brzydzi;

A dla niey Dprant wódkami zlany I z wąsa razem i z męstwa szydzju Kogo wstyd Matki9 Oyców i braci Niech się z swoiego kraiu natrząsa:

la zaś z Oyczystey chlubny postaci Zem ieszcze Polak, .pokręcę yvąsa.

MATKA OBYWATELKA.

5SSpiy» moie złoto ! śpiewała Kołysżąc Matka swe dziecie;

„Spiy, moia nadzieio cała Moie ty życie. ” Usnęło — „Słabe nieboze

„Dosyć się dosyć spłakało

„ P o płaczu lepiey tez może

„Będzie mi spało.

„Dziecię! o wielez to biedy

„Matczyna znieść musi głow a

„Nim się pociecha iey kiedy Z'ciebie. wychowa.

(24)

— 328 —

, ,W ieleź ia z czasem odbiorę

„M iley rai za to wdzięczności,

„Gdy z ciebie uznam podporę

„Moiey starości.,

„Gdy więc i sercem i głową.

„Nile dasz przodkować nikomu 5,IJrzydaiąc coraz c/.eść nową

. ,jDla twego doniu.

,»Gdy się kray cały zdumiewać jjNad każdym twey cnoty czynem, ,,A sława będzie mi śpiewać

3,Żeś moim synem 1 j,Kto wie, co ieszcze bydź może *?

„Ach! sztylet serce -przenika

„Poczwara iakas, o Boże

„Staie mi dzika.

„Mozę to nikczemnik iaki ,,Co ma swe imię znieważyć

„Lub na postępek wszelaki

„Niecnoty zażyć ? , , Wstydu on mego' przyczyna,

„A może i śmierci ieszcze;

„Gdy uyrzę niewdzięcznym syna

„Którego pieszczę.

„Oyczyzny zdrayca i zbrodzien

„Mozę krew braci rozleie ? . .

„Ab ! serca m ego n ie godzien. . Cala truclileię !

„Tażby nagroda i ta mi ,.Pociecha z ciebie bydź miała ?

(25)

329

Rzekla,. i. oczy, swe Izami Gorzko zalała.

O W IE L K O Ś C I BOGA.

PSALM

163.

SKRÓCONY.

Boże ! Tyś wielki. Tobie cześć* i chwała!

lako płaszcz iaki iasność cię odziała,.

Ten namiot ręką Ty rozbiłeś Twoią.

Niebo,, nad którym wody wisząc stoią.

Chmury Twóy powóz, wiatry Twoie cugi Burza posłańcem, a pioruny sługi.

/ • Ta ziemia Twoią utwierdzona mocą.

Twoiem skinieniem dzień idzie za nocą;

A którey służą i św iatłośc i c ie n ie , Przepaści, mgłę iey dały za odzienie.

Skoroś rzeki słow o, a nieba za grz miały Pola w dói poszły a ku górze skały.

Morzu granice wytknąwszy na wieki Zrzudłaini z opok, powzbiórałeś rzeki T u się zw ierz chłodzi co na- p o lu zyie T u ło ś , lam ieleń u p ra g n io n y piie ; Tam po gałęziach ptaszęta z roskoszą Pienia ci wdzięczne ńa przemiany głoszą.

Ty na twem niebie, o Papie, nad. Pany ! Ronisz na ziemię deszcz nader żądany ; A ona starczy Twoiey łaski syta Wszystkiego wszystkim; ztąd trawa obfita Tuczy bydlęta, ztąd dla ludzi ziele;

Ztąd siły z chleba, ztąd z wina wesele.

(26)

330

Taż wilgoć żywi dęby, sosny, klony I cedr Libanu Twą ręką szczepiony ; Gdzie ptak rozliczny z pisklętami zyie Gdzie ieleii buia, gdzie się zaiąc kryie.

Zna swoie pory twarz xiężyca blada Zna słońce kiedy wstaie i zapada.

Tu głodne lwięta wychodzą w potrzebie Rycząc, pokarmu ządaią od Ciebie;

Powstało słońce ! wnet całą gromadą W swoich się łozach spokoynic pokładą.

Tym czasem człowiek od poranney1 zorze Idzie pracować ku wieczorney porze.

Któż to wyliczy co morze ukrywa?

Twoieć to wszystko co leci, co pływa.

Otworzysz rękę? wszyscy nasyceni Zwrócisz oblicza? wszyscy zasmuceni.

Ducha im weźmiesz? wniwecz się obrócą:

Ducha im nątchniesz? do życia powrócą.

Niechże Ci odtąd o 1 rządco Syonu Głos móy i lutnia brzmi moia do zgonu.

Niech złych na ziemi nie postanie noga A ty ma duszo, chwal wielkiego Boga Który gdy sp o jrzy , ziemia drży i który Ledwie tknie ręką, z dymem poydą góry.

DO XIĘDZA GRZEGORZA PIRAMOWICZA.

Gdzie na cześć Boga iarzece świce Czystym goj,-ei^ zapałem

l

(27)

331

Zacny kapłanie ! dwóch serc -różnicę W twoim kościele widziałem.

Irena wsłahey wdzięków zasłonie Trzech mszy słuchała ze łzarni, I klęcząc białe wznosiła dłonie

Głusząc świątnicę modłami.

Dopieroz hoynieuijkzw i kościoła Rzuci ubóstwu garść złota Zwrócony na nią cały gmin woła :

„To serce dobre, to cnota!’7 W tćm cicha F ilis wieysko ubrana

Ce piękney służy Tcmirze Wierna, potulna i ledwo znana

Ze służy prosto a szczćrze, Przybiegła czołem poświęcić Bogu

Urwaną chwilę od pracy; <-

Zmówiwszy pacierz na samym progu j : Szeląg złozyła na tacy.

Aui kto na nią rzu cił tam okiem ' Lecz stróze świątynie, anieli

Co bystrym serca pilnuią wzrokiem Święte ićy czucie zgarnęli.

I lekkiem w górę wzniesieni skrzydłem Tam, kędy rózuin pod wiarą Tam, kędyś ołtarz wieńczył kadzidłem

Z twoią złączyli ofiarą.

I N T R Y G A .

„Tekluniu ! o to raz trzeci Próżno się zwodzi mc oko

(28)

332

Kiedyż nasz Kostus przyleci?

Słońce iuz dosyć wysoko.

Oto truskawki i wiśnie Az ie połykam oczyma ! Czekam na niego umyślnie Gdziez się on tak długo trzyma.

W iesz co/terąz uczyniemy?

Uda się może nam sztuka W tym- się. ogrodzie skryiemy ; Niech tez i on nas poszuka.” . . Ledwie się to wymówiło Co żywo przed iego przyiściem, ' Tam kędy naygęściey było

Skryły się obie za.liściem.

W tćm wpada Kostus z poskokiem

„Gdzie Zosia*?” 'ogród postrzega, Rzncaiąc tam owdzie wzrokiem Mimo nich właśnie przebiega.

„Kędyźeś Zosiu?, zawoła : Zwodzić mnie czy się to godzi.?’.’

/ Zosia.poszepnie w esoła.

„Niech też i on nas nie zwodzi.”

S ły szj tą Kostus i zoczy ;

„W idzę cię Zosiu! iuź widzę.”

Zlękły się, Kostus przyskoczy.'.*

Otoz po całey intrydze* z

Oddawszy sobie w et za wet Jedno się z drugim uściśnie;

N ie b y ło w ym ów ek n a w e t * Ziedli truskawki i w iśnie.

(29)

— 333 — O ŚMIERCI.

Blady ów poseł wiecznego tronu Przed którym niemoc idzie ponura -Gdy znak smutnego ukaze zgonu

Posłuszna mdleie Natura.

Trwoży zuchwalca wyrok sędziego W co się obróci ? nie chciałby dociec.

Lecz wierua ufność cieszy skromnego Sędzia ten razem i ociec.

Gdy zagrzmi trąba i nieba wzruszy Niech pomiot zbrodni, rospacz truchleie ;

la-w ielbiąc Boga, wspokoynóy duszy Córkę mam Jego, nadzieig. j

HYMN

d o

BOGA.

Oycze! to bowiem imię Ci właaciwe T ein się kazałeś codziennie nazywać : N atch n iy m ię T o b ą , d a y uczucia żyw e, Któremi pragnę cześć T w oię opisać! ! Oto nie zwykłym nastroioną tonem Składam Ci arfe, przed noywyzszym tróueii T ro n te n m y śl Twoia ; pod którey potęgą Usłana wieczność sluźy za podnoźe.

Koley wszech rzeczy Twey mądrości xięgą : Czytasz co było, co iest, co bydź może.

T ey zaś co siebie nie p o tra fił dociec x T yś sarn n a tu ry p a n , sp ra w c a i Oyciec.

(30)

334

Nim istnose w zięły św iatów miliony Tyś ie w przedwiecznym umyśle policzył Nim rozsadziłeś w tak odlegle strony Tyś postać, oddział i bieg ograniczył z Niin się taremnym sprzymierzyły ruchem luz ie spólniczym uiąłeś łańcuchem.

Rzekłeś: i razem cuda-Twćy potęgi Ową bez granic przestrzeń napełniły : Na słow ie Twoiein wiszące okręgi NiezgasTym siebie ogniem zapaliły;

A między czasu początkiem i końcem Ducha Twoiego rozesłałeś gońcem.

Gdziez to się słabość myśli raey zacieka ? Radaby doyrzćć naywyzszy porządek Ustać tu musi niedołęzność człeka , Tępy wzrok iego i mylny rozsądek.

Padaiąc w otchłań przed Twym maiestatem, Korzę się z całym na około światem.

Ze dna przepaści gdy podnoszę oczy , * O! iakiz podziw zmysły me poryw a!

Tysiącznych cudów widok mię otoczy W których się Twoia Opatrzjrość ukrywa Pod iey opieką przez pewne wydziały* , Idzie swym trybem i wielki i mały.

Iakze się stroi i wdzięcznie przeplata W nrepoliczone ta ziemia piękności.

Do czegoz w górę moia myśl wylata Szu kaiąc, Boże, Twey doskonałości?

Ten oto .robak i to ziołko liche Rozumu mego znikczemnily pychę.

(31)

— 335 —

Cóz to ia słyszę ? lakiz duch wypada Na czaruych skrzydłach niosąc nawałnice Szumi powietrze, i gdy się rozsiada Hucznym strzeliły gromem błyskawice.

D ałeś znak mocy, któróy się bać trzeha;

Strzęsły się ziemie, i zadrżały nieba.

Bryła w zbiór płodney wilgoci obfita j Lecące m cedzi hoyny deszcz, rzeszotem;

Grunt upragniony piie i rozkwita Niebieskim wewnątrz przeciekły żywiołem.

W tein tęcza do nas krasny luk nawróci Hasło przyieranę Twóy wieczney dobroci.

Tu komor, słodkiey napiwszy się rosy Wiadomą Tobie piosnkę pomrukiwa;

Słow ik odmienne przebieraiąc głosy Komuz noc c a łą , gdy nie Tobie śpiewa?

Pasterz z pasterką wypędzaiąc trzodę Nocą Ci razem za deszcz i pogodę.

Z iedneyze piie każdy rodzay wody, Jedna go ziemia do pokarmu wzywa*

Jednakiey dla się szukaią swobody Cieszy s ię , mnoży rośnie i używa.

Jednaką wdzięczność ogłasza bez miary Echo powszechne za powszechne dary.

Hardy iednakze potomek Jafeta Panem się Twoich darów bydź rozumfe;

Gdzie tylko ślepa rzuci g o podnieta Zmyślności wszystko poświęca i dumie.

Zkąd ze to* prawo ? . . ma ie ptak na ptaka, Zwierz na zw ierzęcia, robak na robaka?

(32)

Dałeś Naturze niedociekley prawa Podług się których powinna sprawować ; W ustawnym ruchu wieczna iey zabawa Tworzyć i niszczyć, a tein się zachować.

Zda się kolebkę w swoim trzymać grobi Na iaki koniec ?. . ukryłeś to Sobie.

Syn nayzuchwalszy te'y udzielney pani Nie przestał na tein, co 'm a .z iey udziału

lakby w brew idąc, prawidła ićy gani, Nowe dobywszy z myśli swćy zapału.

Przysięgę czy n i: cóz f kiedy ią łam ie Gwałci naturę i przed Tobą kłamie.

Gwoli zmiennemu coraz zwyczaiowi Stęka pod srogim swoich praw ciężarem, Przemoc ie'tworzy, gorliwość stanowi, A rozum kształci potrzeby wymiarem.

Kiedy cel wiąsny powszechnym bydź sądzi Wspak idą rzeczy; poprawia i błądzi.

Szczęśliwsza iedność mrówek pracowita Co wlecze z y sk i d la współ ney. wygody ; Świętsza mi owa pszczół rzeczpospolita Co w ulu brzęczą nad ytrlasnemi miody;

Rząd u nich, prhca, korzyść i zabawa Mądrość tam Twoia, i natury sprawa.

Ale człek gardząc drobnemi przykłady Dp większych budów myśl swoię unosi;

A niby na wzór wyzszey niebios rady Twym się na ziemi prawodawcą głosi.;

Czyz można zęby śmiertelnik zuchwały, Zamykał komu bramę do twey' chwały ?

(33)

W pokorze ducha, w cichości przykład/,^

Kazałeś, drogi do zbawienia szukać Jj W litości serca- i w pokoiu radzie Ulegać, w&pierać, nie musić, nie fukać!

Za cóz bl*at brata ze cię inak chwali , Kinie i potępia, wycina i pali?*

Lepsza u Ciebie szczerość i prostota Niz te nie swoich umysłów zachwyty ; Milsze Ci ziarno, które daie cnota Niz* w dzikiey ręce ów miecz złoto lity Co krew rozlaną przed ołtarzem studzi Bydląt niewinnych, a tóin gorzey ludzi.

Upadam w skrusze Samarytan now y,.

Gdzie się straszliwe św ięcą tąiemnicę 11 P o.cóz tam wchodzą rozpalone g ło w y , Mylnemi spory kłócąc Twe świątynie?

Nie day mych myśli błąkaniu się szerzyć Czego nie poymę—dosyć' temu wierzyć, ' lakiez mi znowu przewidzenia grozą ? Które utwarza przyszłość moićy duszy?

led ze na'rnóy cień okropnie się srozą, Boiaźń do ciemnćy prowadząc katuszy.

Gdy Twoia dobroć na pomoc mi staie Znikaią cienie, a strach ty ł podaie.

W Tobie, i przez Cię zostaiąc dla Ciebie

<Chcę jbydź zupełną Twey woli ofiarą ; Z Tobą ia zawsze i w kazdey potrzebie Niech się umacniam nadzieią i wiarą.

A gdy mię iskra Twey miłości grzeie, W niey ia przed Tobą na wieki omdleię.

(34)

338

Niektóre wyjątki z drugiego o d d zia łu PGEZYI KNIAŹNINA

DO JANA REMBIELIŃSKIEGO.

Janie! ten ostrów, którego pobrzeie W ista na kolo podlizuiąc strzeże Gęste miał knieie, kwitnące zagrody

I mnogie trzody.

Nić masz drzew rodnych i gościn ney chaty W którey tu mieszkał Lubimir bogaty;

Gdzie Rozia icgo w pasterskim rozgłosie Brzmiała po rosie.

Rzeka łakoma tych brzegów strażnica Gdy się urwąmi ze wszech stron podsyca, Nasuwa ryiąc w błędzie ślepey wody

Swarliwe lody.

Az w tym ro/łom ie istota ich ginie 1 moc wezbrana w morzu gdzieś ochynie;

Biada tym czasem dla stałego brzega Co im podlega.

Widzisz na zachód te ster-czące kłody ł Są to kry ostrey nieszczęsne dowody.

Rosłe topole nurt wysadził z trzaskiem I zarył piaskiem.

Cóz myślisz o tćy na północ powodzi Gdzie z brzegu na brzeg oko nie dochodził Pasły się dawnićy tam na buyney łące

Owiec tysiące.

(35)

33$

tł lego cypla, co idzie od wsćhodi Zarwane poszły na igrzysko lodu W ieś L&bimira i z pięknem! Siady

» Oivocn'c sady.

Usycha iabłoń l na prąd się chyli Pod którą słowik coś smolnego kwili J Tam i \ t c łam iąc, Rózia lego biała

Z żalu skonała.

Znl mi icy zftwsz ; 1 n a k n d ą w i.śn^

Kiedy drżą reszty tych osad żałóu.fc Wzdychaląc jjiy ślę : laka poślać tw o ii

Ojczyzno nioia !

O KLIMENIE-.

Gdy mile wydało Kltnicnie Pierwsze moie zapłonienie, 1 Już to od tamtey icsiuui i

Trzecia śię Wiosna /'ielefti.

O ! wicleź to serc na świeci®

Odmieniły te trzy leelc ( la nitznaiń ieiló Odmiany w Sobie;

Ki ty KliiilcHó A ch! w każdey dobie Moia niyśl smutna , A tyś Okrutna.

NA K AM IEŃ w i c i E L U i OD XIEŹŃtCŹKl 2OFII

< <

RYSltlEY W PUŁAWACH P0Ł0ZÓKY2

Liłya pączek roZwiia Gracye waszey pieszczocie.

Tom VIII. Ner XL11L

CŻAATO-

26

(36)

— 340 —

Oto przy Matce Zofiia lako niewinność przy cnocie Za miłein idąc skinieniem Gdzie tkliwa wiedzie ią władza Swoiein zaszcz/con imieniem Kamień węgielny osadza.

O Ty ! co patrzysz tu z góry, Widząc w dał wieków tysiące*

Skiń czołem laski w te mury Na wnuki z wnuków idące!

Niechay tu z wdziękiem swoboda W e wszech iaśnieie zabawach;

lak świeci ta dziś pogoda lako may piękny w Puławach.

Niech tu nie znaią łez oczy*

Ani chmur posępnych czoła>*

lak teraz ten lud ochoczy Co zcmną klaszcze do koła.

W zieleńsze coraz nadziei®

Niech się tui szczęście nawiia * lak wiosna co się nam śmieie lak równa wiośnie Zoiiia.

Niechay tu cnota i chwała , Blask swóy na zawsze rozuieei lak cnych Rodziców chęć pała lak tego warte ich dzieci.

DO FRANCISZKĄ KARPIŃSKIEGO

Miło mi słyszćć co z kazdey strony, Głosi szacunek o tobie ;

(37)

341

Ze wawrzyn z różą masz ożeniony, Ku twoich skroni ozdobie.

Wszakże to zimny szacunek g ło sił Przyiaźń i oto gorliw a,

Czy też ta głowa co wieńce nosi, Swobody wdzięczney u ży w a ł Czy w dom twóy toczy pociechy nowe JFortuna zacnych macocha!

laki tam umysł ! serce ie'y zdrowe3 Justyna ciebie ezy kocha!

S ła w a ! tey pole nie ^byt owocne Nadzieiać tylko zielona.

A względy! znamy łyskania nocne Suchey pogody znamiona.

PSALM 132.

Oto iak dobra, iako rzecz przyieinna Odzie miłość ludziom panuie wzaiemna JL bracia sfor ni w słodkiey uprzey mości. .

Strzegą ieduości.

Salsam nie taką iest roskoszą łona Świeżo wylany na włosy Arona Zkąd wonny płynie aż na kray bogaty

Kaplańskiey szaty.

Itlniey użyteczne są krople Hermonu Które spływaią ua wzgórki Syonu ; 'Pod .wdzięczny ranek, kiedy wstaie z morza.,

Nadobna zorza.

26

(38)

342

Kędy trw a zgoda między bracią mila Tam P an Niebieski swois la sk i zsyła Tam długie w szczęściu potom ek daleki

Raclmic wieki* (

DO BOGA,

R dyż te diichy co pełne w.ilgoćt Z roli na rolo przesuwa i a chmurę 1 Czy iuż za w ccznćy odwrotem dobroci Giódu srogiego św iat czeka pbnury t Spoyrzyy i:'a prace i użal się trudu

Twoi ego ludu.

r io w u ia f ia ta nadziei zic o n d Mgła szara dusi ziem ianina z::oia Twarz Słońca mdłemu d n ttw i uprzyktfżódM Rozpala skały) wysuszyła ztlroió

A na liść o s try , h i czerniące k lo ’y 1 ńac uchybia jusy, fra tfa -citf>t’.ivva» Two 'cli •oczu godna i Skar&yi-Twóy «a ek i TWołe poluduid Życia uiu dnia wyczerpane do dna Ni r z k i lakom,, ni ogrodom a tg jn is F ra g u rc a ziemia w bruzdy się rozpada,

Byczą łak n ące stada* ' Clindzi porześweść- z la r u i ą e lę re I sz u k a w sobie przyczyn Twoiey K a ry ! Z kościołów Twoich usta pacholęce W znoszą binga iwa czy ste pełne w iary I’o cóż sic z niemi micćzaią zuchwali

Co Ciebib rozgniewali*

(39)

— 343 —

Łyspąleś ! ziemia Twym gromem przeięta;

Korzą się lary, a góry zadrżały Mściy się i lituy o prawico święta I Ciskay Twóy płomień i grzmiące postrzały Na wiarołomne spiosne winowajco

I na Ojczyzny zdrajco.

Niech giną razem! ale na ostatek Ukaz nniu okrąg słońca złotow łosy Ale na ło n ie drżących q to Matek ,

£aclioway dzieci pod tweiui niebiosy ; Ąby zie|eńszą umiało czcię ziemię

Lepsze o l Oycąw plcuiięi

IGNACEMU POTOCKIEMU.

t?iuys| p ą całym w»u si rairąlzte W ypogodzono nam czo'a

ł Ieie w>j ńln *y t^śmiecli swój odzie ę ó ra p unici i wcso.ia.

Ku muz t.» WiieflZjL o Muzo S.v\’ęla.- * Ohj w a tę !k i koronę 1

Kunia to brzmienie, ę u n t/ ponęta 1 tw cie g lo sę pieszczone.

Tęm u, co ciężar du u u wysoki I p rz jią l’ Świetnie i dźwiga ; A zacnych iiujon szczęśliwsze kroki W pi knym Zawodzie w j ś c g ! . Teinu^ co w m gligtey Oyczyzuy slocie Qka czyst go nie zmru :j l

Co dla ni«?y żyie,’ i w sw.-iey cnoJc Na ufność braci zasłużył.

(40)

Temu, co iasnym prawdy /pi,oraienlen»

Duch napawaiąc wysoki

Przed iey ołtarzem i za iey tchnieniem Święte czuć daie wyroki.

Tak iest czuiemy! a czuiąc przyzna Mądrości iego i pracy

Człowiek swe prawo, życie Oyczyzna 1 ze dziś słyną Polacy

Niech przeciw swoićy mruczą korzyści Dąsy, niechęci, pogwarze;

Krótko widzącćy wrzask nienawiści

le g o ia chwalą ukarzę.

Gdy oczom .orla, i orląt mocy Pochodnia niebios widoma, Łaie promieniom ptak czarnćy nocy I rzesza kędyś pozioma.

Długo się pasły odrodne kupy Na pięknych osad ruinie;

Odiąwszy własne nie swoim łupy Orłów Oyczyzna nie zginie.

Postępuy równo ku iey ozdobie Przątaiąc i cierń i gruzy A wszystkie wieńce uchwalą tobie I gracye Polskie i Muzy.

DO TOPOLI.

W itay sąsiada W isły wysoka I Stateczna obok niestałey rzeki

(41)

345

Posada twoia w gruncie szeroka Trzy oyców naszych przeżyłaś wieki, Ileż ty z tego brzegu widziała, 1 klęsk i błędów, Topola biała.

Gdy rozłozystein ważąc ramieniem Igra z wiatrami chlubny wierzchołek ; U stopy twoićy pod miłym cieniem Oddycha wonią wdzięczny fiio le k ; Drobnyć to kwiatek w niskich ziół gminie Lecz zapach iego nad niemi s ły n ie ! Kiedy gość tkliw ą niesiony duszą Oglądać będzie piękne Puław y, Umysł tam iego chwytaiąc wzruszą I wdzięki lube i zacne sprawy.

Obym dał uczuć słodycz tey lir y , I ia pod cieniem swietney Temiry

XIĘŻNICZCE ZOFII CZARTORYSKIEY.

Potok z góry bystro płynie Zieloney grożąc równinie ; Ryczy burza, szumią wiatry

Łamie wicher pyszne Tatry, W k witnącey Zosia dolinie Między gór ętrazą do k o ła ,

W ita tutrzenkę wesoła.

Dla niey poranek ochoczy Słodką ze dniem rosę to c z y ;

( 1 ) T e m ir a znaczy we wszystkich poezyach Rniaźnina Kięznę Jenerałową Czartoryską.

(42)

p io niey i siostra iey w iosna ISfrai się w KwiatkK radosna.

£iiy ku Niebu wzniesie oczy ęame się ohmury rozśroiei^, Eliskiey pogody nodzieią.

Czasicł co lecisz skrzydlaty Dęby zmialaiąc i kw iaty;

Niech loty twoic zafr/jrna Zosia tvyoięłui oczyma 1 Ną żale naszę i straty, Niech lube oney weyrżenie ftłodlue rzuci zapomnienie.

PIEŚŃ WIĘYSKĄ,

l j ’si spokoyna, wsi wesoła Śpiewać ciebie kto wydoją 1 Nto użjtków , kto twey pracy Czaić rozkosz 1 my wieśniacy.

AJy z naszego piinc Sanu iyier:ii sobie, wierni P anu , Znamy tylko ten brzeg m ały ędęię nas Matki kołysały.

pziękuieray Kogu za t o ! Nasza wiosna, nasze la to , Nąsza iesiefi ubarwiona, Sypię kłosy, roni gf.pna.

Nam się w npęy a^iężyc amśpia Nam poranek rosy Ie’c ;

Nam się tylko- zięmh g ’d/ji Y* chodzi |lou?ę Y zachodzi.

(43)

*

- - 317

Szumią dęby, kwitnie łąka pagórkami cień się bliska-; » Mech się wielki świat, przewraca,, Z pauii pokóy, miłość, praca.

E L E N O R.

Hoży Elęnor, śp.icwacz doskonały V*’zul najżywsze ku Da f nic zapały.

Lecz ta "u Oyrą, a ten był w p.oslu.dz<u T a p n sla s\yoie, a tóp pasał cudze.

Dafne powabną, Dafne była krasną, Dafne grosz.miała i puściznę wlaaaą Ęlenor tylko miął serce i cnotę ęzem si,ę c h lu s ty łatą niegdyś złote, , , Tysiąc paść’ owiec, dala ci Fortuna sjHoyny z nich nabiał i dostatnie runa., ,.H ogą(aś! ntóuil> lecz to za nic ważę.

,-.Cdy s'ę mi droższa (warz tavoia ukaże,

„Gdzie knlwick ona żywein okiem, rzu.ći ,,Za nią się wszędy myśl mnia obróci'

„lako, słonecznik w iey sadzie doyrzały 5,Za słońcem. siebie, obraca dzjeń cały.

„Niein.asz i:aił. różę ;. a koniecznież ona

„Wonnym Iiyacyntem maż by.dż przepleciona!

„P iękn y '.est. Mfieńięe® 1 u boi i wcspólek

„U sadzisz p r z y u ie y i modny liiołek.

„ ta szezcf&e kocham., pasterko nadobn.\

„Słodka bydż. inożc.ofiara choę drobna,

„Gdy z. serca ijzie. Okaz sięk wzaiemąą uJa z tob ą b ę d ę , ty. szczęśliw a zo mną.

(44)

Tak nróy Elenor ; ale Dafne głucha ' Słowa od serca nie weszły do ućlia.

I gdzieś o twarde obiwszy się sk a ły , Z niczem do niego nazad odleciały.

WIEK DZIECINNY.

łgraycie, dziatki szczęśliwe , Wzruszaiąc oyca łzy tkliwe Pod okiem czutey i roztropney Matki

Igraycie dziatki.

Nowego świata nadzieie, On przez was nam zielenicie On wam podaie w każdym oka czucie

Newe .uczucie.

Bez troskliwey na dal chęci Próżnćy przeszłości pamięci,

Cłi wiła, wam każda wybiega posłużyć-, A wy iey użyć.

Ust wam nic tuli uwaga.

Wyziera okiem myśl naga, A serce chwyta co z łatwą r os koszą

Ręce unoszą.

Kryie przed wami zielona Niewiadomości zasłona*

Tę przyszłych ofiar, tę cierpień robotę Rozum i cnotę.

W ładza nywyzszey Islności Z cudów swey wielkićy piękności

Pierwszym udziałem przenika wara świeże » Zmysłów lubieże.

(45)

349

Miałem ten życia poranek 1 ia, raey Matki kochanek ;

Ka samą pamięć i obraz iey tkliwy Jeszczem szczęśliwy.

Raz mię trzymaiąc na ręku Ukazała w słodkim wdzięku Słońce, gdy między szkarłatnemi »hit

Padało w góry.

Tu barwista w moie oczy Jasny łuk 'tęcza roztoczy;

Tu razem słow ik na blizkiey iabteni W ucho zadzwoni.

Nie znałem, co mnie przenika V Co piękność 1 co glos słowika 1 Alem' czuł żywo • ałem się rozryw ał,

Alem używał.

Równego zm ysłów uroku, s W całym życia mego to k u , Niedały nawet wśród ponęt i sławy*

Piękne Puławy.

*

(46)

— 350

Ił,

P O W I E Ś C I .

U to m jii

zdz.ieąriiką iisclnego MJodsieĄca,' 4.

AO DZIN A W y S T Ę P N Ą .'(ł)

„Usiądźm y na pochyłości tey g ó ry , pod tych św irków cienietn,! pow iedział raz do ranie sędziwy p le b a n , kiedy obszedłszy część, iednę iego parafii, zaszliśmy do odlćgłęy od całey o, sady okolicy lecz eie, rriniey od innych pow at bnęy. „Usia/lżm y, pow iedział daley, usłyszysz powieść ł e z , o, przedostatnich mieszkańcach tego pięknego , dorpKU topolami obsadzonego^

K tóry tu widać z daleka, po pra\vey strpnie; o- r.i dawniey przez lat kilkanaście w tey nędzney chatce m ieszkali, co tani na dole \v tern gronie św irków się kryie , i w tedy szczęśliwsi byli...,

( J } b ie a.wyklaut używAĆ w moich pismach treści tak u u )eli;

sądzę bowiem, ze lepiey a przynajmniej' s:ia.liićy wdziękami cnu*

ty niśli oehyd i występku dzieci do moralności prowadzić : tę wiec Powieść umieszczam ię.lynię dla tego, ażeby poprzednia Upity się.

wydala ; są one iakby dwa obrazy iedney wielkości , ram iednycli * których sprzeczność cały skutek sprawia; obok siebie bydź luuszą^

(47)

351

Luboś stąd rodem, synu mó.y, i tu wiek dzie­

cinny i pierwsze lata młodości spędziłeś, lu- boś znał tych ludzi zdaleka, nie wiesz zapewne że szczegółami ich smutnćy przygody5 nigdym ia tobie nie mawiał o tych Parafianach moich, którzy ciężko serce inoie ranili...ia błędy tych duchownych dzieci moich radbym ukrył przed samym sobą,... Już trzeci rok rniia iak się spełnił ten cios naybofeśnieyszy życia mego, a jeszcze ile razy w to- mieysce przyidę na tę gó*

rę wstąpię, i spoyrzę na ten dumek', na tę cha­

tkę, tyle razy okropne.czuie wzruszenie, i cała okolica kirem żałobnym okryta, mi się wydaic.

Gto i dziś takie piękne Niebo, tak świetne drze­

wa, ptasząt i kwiatów tyle, a dla mnie tu wszy­

stko i Czarne i smutne.” Gdy tak mówił sta­

rzec z goryczą, niewiasta zaledwie odziana, wie4 kiera czy niedołęźnośćią schylona, wyszła z po*

miedzy świrków nędzną chatkę cieniącyelh- Po­

stępowała zwolna, z głową'Ha dół spu:żczcną, i dzbanek trzymała w ręku; przeszła koło step góry, niedaleko nas, lecz nas nic spostrzegła;

Zdawało się że ta głowa Spuszczona, te oczy

wklęsłe nie podnoszą sie nigdy; stanęła nareszcie

pod starą wierzbą, obok htórey z posrzodka

(48)

352

kilku gładkich kamieni tryskało czyste i obfite źrzódło; podstawiła dzbanek pod płynący wo­

d ę , a sama wlepiła w to mieysce oczy. „Na tych kamieniach, powiedział cichym głosem pleban, wyryte -są imiona iey męża i iednego syna; obadwa iuź nie żyią!... a bezdzietna wdo­

wa szuka tych lite r, które codzień bardziey mech, zakrywa. Patrz! blade iey usta cicha mo­

dlitwa porusza,,; lubo iuź tyle płakała ieszcze są łzy w iey ' zbolałem/Sercu! Spadło ich kilka na poorane lica, ale ich nie czuie tak iuź do łez przywykła. ” ..J Niewiasta stała tak ieszcze chwil kilka; iuź dawno przepełnił się dzbanek, woda z niego na wszystkie strony płynęła, a ona go nie odsuwała ; nareszcie podniosła zapa­

dłe oczy w niebo , złożyła wychudłe ręce, i zawołała na głos: „Ty , któryś krew swoię za

„grześników wylał, zmyy ich winę, bądź mi-

„łościw duszom!” W tedy dźwignęła dzbanek ulała z niego trochę wody na błękitne niezapo- minayki rosnące w około, ruszyła z mieysca, i szła zwolna dopókąd w pośrzód świrków nie znikła. „Widziałem tę niewiastę na łonie po­

myślności, rzekł starzec, a teraz biedna, samo­

tna, zbolała; i iey boleść iest z rodzaiu nayokro-

(49)

353

pnieyszych boleśli; w kaźdóy inney, Religia wspiera i pociesza, ,4a zaś sama wiara lęka'i trwoży.” . . Umilkł tu pleban iakby przeięty tych słów okropnością; cień od obłoku, który vy tę chwilę słońca zakrył, padł na nas ; i nie wiem czy wietrzyk chłodny powstał, czyli też mnie dreszcz skryty przeszedł, alera czekał ze drżeniem i w milczeniu ,- obiecaney powieści

tak ią zaczął sędziwy móy przyiaciel:

,,Ta nędzna chatka, dziś samotne nieszczę­

ścia mieszkanie, która iuż nie. bieli się pomię­

dzy świerkami, iaśniała przed laty; czyste iey okna czerwieniały się zdaleka światłem wesołe­

go ogniska ; a gdy ciebie ieszcze nie było na świecie; teraz zoraną i zgarbioną srogim losem wdowę, wtedy hożą i wesołą oblubienicę wpro­

wadził w te progi mąż młody i kochaiący. Dwa­

dzieścia lat w tey chatce mieszkali. Nie byli o- ni chlubą i wzorem parafii moiey ani też zaku­

łem; iey samey zwłaszcza, prócz chęci zbyte­

cznych wydatków, a nie zupełney iak przystoi niewieście skrzętności, nic do zarzucenia nie było; owszem pobożność iey nie raz uwielbie­

nie moie wzbudziła. W przeciągu lat kilku

czworo umarło im dzieci, a nie słyszałem iey

(50)

— 354

szemrania; prawda, źe nie umarł syn którego od urodzenia nay więcey ód Wszystkich kochała, ale bodayby ten nigdy się nie rodził! s. Syit ten Wszystkie iey zńńd uczucia, wszystkie ogar4, mjł pieszczoty; wrzysiko mu wolno było; dzie*

cie tez krnabrnem się stało-, a niedotknęła go ani Matki, ani Oycaręki. Do szkoły ledwie go Zaczęli posyłać Za rnoitj namową;f lecz nie cho­

dził długi) bó mit się przykrzyło-, a Matka przy­

krości sprawić

m ii

nie chciała. Jak wyżósłnie był to chłopiec bez zalety ptzynaymniey na po­

zór; śmiały , otwarty , wrodzony dowcip zastę4 pował w nim naukę; prżytem zdrów i. silny, kiedy tylko miał ochotę praeoWał dzielnie, i nie raz patrzac no niego, my siałem sobie zć smut­

kiem! co by trt było z tego młodzieńca gdyby innych miał Rodziców? Ale- właśnie, gdy do lat ośrnnastu dochodził; Zaczęły riix tę rodzinę różne padać klęski, to ogień ; to zaraza, to nie tirodżay; może Bóg tym spośobem wołał ich do siebie; bój w nieszczęściu zwykle bliźey nie­

ba ieśteśmy, lecz oni nie .zrozumieli tey mo4

w v.i. Oyciec miał-w tcyże samey Osadzie bra4

ta, dawnego dziedzica owego ładnego domku

tóiędzy topolami, który wraz z bogattj wzitjł

(51)

355

iontj; ten brat wdowiec iuż od lat kilku, umarł właśnie w tym czasie po długi ey chorobie; miał ón tylko'iedynaka syna, który bez woli Oyca, przystał do woyska, raz szczególnie był potem u niego , i w dalekie ruszył strony. Nie było od t^go syna źadney wiadomości ; wielu mó­

wiło ze gdzieś zginąć musiał; iedńak nie mało zdziwiła się -parafia, kiedy nazaiutrz po pogrze­

bie zmarłego, brat pozostały okazał testament;

na . mocy iego obiął urzędownie ładny domek i maiętność cał<"ł; obowięzuiąc się tylko zwła-

■sney wspaniałości składać corocznie vv ręce rz^- du dwieście złotych , dla wyklętego i wydzie­

dziczonego syna, wprzypadku gdyby'ten źył ie- śźcze, o ćzćrn zupełnie wątpiono. Wiele było między parafianami gadania; niektórzy potępiali wydziedziczonego syna, drudzy litowali się nad nim, i ganili O^ca ; wielu zazdrościło nagłego zbogacenia śię ludziom, którzy nie byli bar­

dzo lubieni; kobiety zwłaszcza żal miały wielki, że tey która naymoiey skrzętny była, nayładniey- szy dostał się domek, a na młodzieży ucz^cey się w szkole, to dojście do mai^tku młodzieńca któ­

ry uczyć się nije ćhcrał, nie zrobiło dobrego wta- źeniajmhie samemu to szczególne zdarzenie przę-

Tom FIU. Ner XL1U. 27

Cytaty

Powiązane dokumenty

rządowe gmachy; chciełi tajiże oświecić ęhorągiewkę, żelazną, ną ązezycię wieży ratuszo- Wey dotąd Jj.ędącą, w kształcie prła, Do tey cho- rągiewlęj, z

ła w kibici ukryty zaród wady, która dopiero zwiekiem wykazać się mogła, asamym ieynało- giem dzielności nabyła, dosyć iż wkrótce po tey okropney przygodzie,

w a radość w oczach iego, na wspaniałem czole zabłysła; ilekroć bowiem zrobić mógł komu przysługę, szczęśliwszym od tego się zdawał, kto mu tyle był

Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła,

tkiego odpoczynku się zabierał, daię mu znać, że woysko Saskie się zbliża. Bez nadziei o- parcia się przewyższaięcey sile, Leszczyński Wydaie rozkaz prędkiego

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi

kunów swoich, gdyż,pomimo powtarzanych ich napomnień, nie chciał Wierszomanii zaniechać. Miał maiątek na wierszach zrobić, a wydawcy Pism peryodycznych niechcą

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do