• Nie Znaleziono Wyników

Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.1, nr 1 (1824)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Rozrywki dla Dzieci. R. 1, T.1, nr 1 (1824)"

Copied!
55
0
0

Pełen tekst

(1)

B r

m ,y \w k i

■' ., " :-*NbW!S

S; — ’ ' " * 7 .'

/.'. : ;ł ą ;

U L jd 4 / .

D ,Z I E CPI-

U i

tfc <4?

I

<K

■ •m c i

I Ł $ $

L i<

* »►

V- fafe sini?’ b ite , ■

"a ’ ■. iy ’i < & a ć }.& & & $ ■ ■ $ c z y n o a ^ ^ h S > j ę j Ł - ‘o t:lió tij,'

,;£?•■ f g ł U M . ^ / w a ć - ^ u w sle n i e ik a ż t u iy ^ i. ę,.uj<V. ■" a ■ ■ ■ ■/ ' • • * rskażtujytó.--

P a R

• >v fe^as.-*-4* ■

ś 2 t e

ś M ś

M -' /jU

$ 8 g

K .

y & T H

. ^ M j ' 4 ' feię.Vi<'i.ŁZA • r R ^ ^ r e j j [ \ F £ ^ . ^ M s ^ r i ; yBRSliS A - 8-

a

r - ■

tfm?.3-UJ

IW # ’ S B ’ ’i ^ ł i Ł ~ M

(2)

- ■ V

. - \

*

(3)

/ / - 5 -

9

(4)

f

e

0

w

f5 1 t M

<ł»

%

(5)

R O Z R Y W K I

DLA D Z IE C I

W YDAW ANE

PRZEZ

AUTORKĘ PA M IĄ TKI PO DOBREY MATCE,

. K O R PIERWSZY.

TOM PIERWSZY.

ja k sło d k ie z a tru d n ie n ie , g ię tk i um ysł Wspierać, W z b u d z a ć żywą, do c zy n ó w szlach etn y ch ochotę, 2 gruntować w umyśle nieskażonym cnotę.

Fe l i ń s k i.

N r. I N W .

B 382U

W W A R S Z A W IE

w Dr u k a r n i Łą t k ie w ic z apr z y ULidr^ Se n at o r sk iey N°4^7»

1 8 2 4

...

(6)

Z a pozwoleniem Cenzury Krajowcy.

(7)

D O D Z IE C I.

Bydź Wam użyteczny, nauczać waś i zabawiać, dopomagać ile w mocy iest tnoiey dó rozkrzewiania w sercach wa­

szych czystey miłości cnoty, ten iest móy Zawód cały, to naygorętsze moie pra­

gnienie. W tym ćelu źyięc, waźnę dla was przedsięwzięłam Ptacę, a wolne od iaiey chwile umyśliłam poświęcić wy­

dawaniu tych drobnych Rozrywek. —»

Będę, w nich oryginalne, naśladowane Z obcych ięzykóW pisemka będzie wie­

le zdarzeń prawdziwych $ wiele szczegó­

łów o źyięcydh dzieciach*, a nadewszy- stko, będę w nich nauki moralne i wspo­

mnienia narodowe , gdyż takowym źy- Wiołeirt naylepiey młode dusze karmić przystoi.

O! gdyby to Pismo podobać wam się mogło, gdyby Wzmocniło w was miłość cnoty i ńaródOWościj iakęźby słodkę roskosz te rozrywki sercu Wydawcy

przyniosły !

(8)

ROZRYWKI dla DZIECI.

N er I. i. S

tycznia 1824.

I.

WSPOMNIENIA NARODOWE.

DOBROCZYNNÓŚĆ KSIĘCIA ADAMA CZARTORYSKIEGO JENERAŁA Z. PODOLSKICH,

C HCAC karmić w młodych sercach prawdziwą miłóść Oyczyzny i cnoty, chcąc pobudzać wzra­

stające plemię do szlachetnych czynów, nayle- piey zapewne stawiać im piękne Rodaków przy­

kłady. Takim> też iest ieden z zamiarów inoich;

buiaiąc po rodzinnćy niwie, pragnę zbićrać znićy dla W as, dzieci moie, Oyczyste i zbawienne plo­

ny. O lube powołanie! z iakąź roskoszą dusza moia z niem się pieści, iakiż wdzięk wnićm znay- duię, szczegńlnićy w tey chwili, kiedy zaczyna­

jąc go spełniać, pióro moie choć niewymownć i

(9)

6

słabó, publiczny hołd oddać może Mężowi, któ­

ry od dzieciństwa mego, celem był uwielbienia

i

wdzięczności moiey. Hołd ten drobny i nik­

czemny, w;iem: iź nie powiększy sławy Jego, nie ustali pamięci. Już obie głośne i wieczyste. Roz­

niosły pierwszą cnoty Jego, wyryła wdzięczność drugą; a ich sprawy są trwałe. Juz nawet nay- wymownieysze w kraiu naszym usta, przemów^

ły o tym znakomitym Mężu; puszcząiąc się za niemi, wpodobnyż zawód, niezmierną okazuię śmiałość; lecz zaczynąiąc Pismo cnocie i narodo­

wości poświęconć, szukałam w skarbach oyczy- stych Imienia, którćby zaszczyt pićrwszym kar­

tkom iego przyniosło, szukałam Imienia prawe­

go Polaka, cnotliwego Męża, a księgi, ludzie, Folskacała, obce nawet Narody, serce moić, po­

dały mi icdnozgodnie Księcia Jenerała Czartory­

skiego Imię. Im powolną, nakazawszy zupełne miłości własnćy milczenie, nąkrćśliłam to imię drogie, i od niego zaęzrię szereg sławnych i cno­

tliwych współziomków, których stawiać wam tu, dzieci moić, na przykład zamyślam. Nie odwa­

żę się iednak na odznaczenie wszystkich cnót wydartego nam nie dawno Księcia, ani się tĆĄ targnę na opis życia Jego; tak znakomite dzićło, zdatnieyszey ręki wymaga i czeka: o iedney tyl-

(10)

7

ko cnocie napomknę, iedno zdarzenie opiszę bodaybym i o nich godnie przemówić zdołała!

O dziatki lubć! źałuycie źeście ieszcze dzie­

ćmi! nie mogłyście znać i ocenić Księcia Czarto­

ryskiego ! i ia was źałuię, bo kto w ie, iuż mo­

że nie uyrzycie tak doskonałego wzoru prawdzi- wey dobroczynności! — Dobroczynności! córo Nieba! ciebie Opatrzność stworzyła na zagładze­

nie koniecznćy między ludźmi nierówności; to­

bie zwierzyła staranie wynagradzania krzywd lo­

su ; tobą dla szczęścia rodzaih ludzkiego napawa wybrane dusze, tobą tchnął Czartoryski! tyś W nim wszelldę władze rozumu uprzedziła i prze­

żyła : ieszcze był dziecięciem, a iuż świadczyć lubił; wiek sędziwy go nachylił, a bezwładna prawie ręka, ieszcze ubogiego szukała!

Gdybyśmy żyli w wiekach w których ubó­

stwiano cnoty i ludzi, zapewne Dobroczynność w osobie tego Księcia miałaby świątnice i ołta­

rze; On całą iey dzielność, wszystkie ićy wdzię­

ki wyiawił i uczuł, On ićy nadał powaby no­

w e, On iarzmo wdzięczności słodkiem uczynił;

Rzadkie stało się w Nim złączenie; mógł, chciał, i umiał bydź dobroczynnym. On nigdy glućhym nie był na wołanie bliźniego; sieroty mianował się opiekunem, oswobadzał-więźniów; ratował

(11)

8

tych, którzy ginąć iuż m ieli, serce stroskanej w dow y napełniał radością, wspierał nawet nie-, przyiaciół, i sama niewdzięczność zrazić go nie potrafiła, On roskosź w Dobroczynności znaj­

dywał ; szczęście drugich sprawiać — było to du­

szy Jego żywiołem, M ówią, że kto sam ęiotrze- buie — ten iedynie litościwym by dź umie; Ksią­

że Czartoryski nie doznał nigdy niedostatku, a przecież zgadyw ał wszystkie iego potrzeby i u- ciski; tkliwość niepoięta—, doświadczenie następo­

wała. Umiał On, osobliwie okazywać się wspa­

niałym dla ty ch , którzy niegdyś w dobrym bę­

dąc b y cie, wstydzili się niespodzianego ubóstw a;

śledził nędzę wielkićm imieniem przyodzianą, i tćm n ęd zn iejszą! wspomagał nieszczęśliwych —, tym nieszczęśliwszych: tź naw et narzekać nie śmieią; ocierał łzy ukradkiem p ły n ące, opatry­

wał naydotkliwsze serca ra n y , a ręka Jego tak b y ła lekka, iż nigdy nie uraził, Bo D obroczyn­

ność Czartoryskiego nie na samych kończyła się darach ; umiał on ie słodzić dobrocią i delika­

tnością ; i często kiedy najw iększą w yrządzał kom u łaskę zayść mogła w ątpliw ość: kto b y ł w dzięczniejszy?, czy ten który ią św iadczył, czy ten co odbierał? Litość iego i uczynność tak b yły wielkie, szczodrobliwość taka; iż po-

(12)

9

dobno niema rodziny w Polsce, któraby w iaki sposób, Dobroczynności Jego nie doznała;, czułe to serce naw et i daley sięgało; a dla ulżenia nie­

szczęśliwemu, inny ró d , same morza przeszko­

dą niebyły; Następuiącć zdarzenie dać wam mo­

że nieiakie tey gorliwości wyobrażenie. Tysiące

■ czynów podobnych m ógłby przedstawić dokła­

d n y rys żyćia Je g o ; ia ten z pom iędzy w ieki v»y- brałaęr; a lube/ źyie Mąż który do niego d a ł po­

w ó d , wićtó-‘że. śmiałość moia go nie ćFtrękŁ Pię*

kne i szlachetne dusze, nie wstydzą się v/Gzięcz- ności. —■ ■■■ ' - ii ' , , \

Nie w ątpię, że każdć z w a s, dzieci moić, sły­

szało o Polskich Legionach; iest ieszcse między' nam i w ielu znakom itych ich członków ; nie ie- dno z was Oycem swoim dawnego Legionistę zo­

w ie; niech się tym zaszczytem chlubi: bo to u- siłowanie garstki odważnych Polaków, żeby choć w obcey ziemi przechować obumarłą w tedy Oy­

czyznę , w naypóźnićyszych Dzieiach wspomina- nć b ędzie...

W

czasie więc kiedy kilku Synów Polskićy ziem i, utraciw szy O yczyznę, poszło do­

sługiwać ićy się k rw ią i bliznam i u obcych, sta­

nął w tym pięknym szeregu m łody J. .S. D oku­

py w ał się zgasłego ie y b y tu n a d R zym ian gruza­

m i, w alczył za nią w E g ip cie, obok tych pirał

(13)

10

jnid, które wolność tylu narodów przetrwały;

wracał iuż z Francuzami z tćy śmiałćy wyprawy, kiedy nagle okręt napadniętym przez morskich rozbóyników został, i większością siły zmuszo­

ny do poddania się. Nieszczęśliwy J. S. wraz z innćmi w niewolą był wzięty., Po wielu przy­

godach i cierpieniach, przedanym został Jedne­

mu mieszkańcowi Stambułu, Tam-

w

rzędzie nie­

wolników umieszczony, dźwigał srogie ich Jarz­

mo; ręce, które Oyczyzny dokupić się miały, nikczemną musiał zaymować pracą, a dnie sła­

wie poświęcone, pędzić w poniżeniu. W tak o- kropnym stanie , żadney nie jnaiąę uwolnienia nadziei, czuiąc coraz bardziey stargane siły tru­

dami, smutkiem, i niezdrowem Stambułu powie­

trzem , iuż do rozpaczy był przywiedziony, kie­

dy Bóg nań spoyrzał litościwćm okiem. ,— Zda­

rzyło się że odwiedził Pana iego, ieden przyia- ciel. Chociaż Turek, był miłosierny; bo cnota obywatelką iest świata; gdzie tylko mieszkaią lu­

dzie, tam i ią ńadyb ać można; postrzegłszy w li­

czbie niewolników domu w którym' gościł, mło­

dzieńca szlachetney postaci, noszącego cechę wielkiego nieszczęścia na-dorodney twarzy, uczuł w sercu szczególną litość; a dowiedziawszy się że ten młodzieniec był Polakiem, przystąpił do nie-

(14)

go z pośpiechem , i przem ówił do Niewolnika ię­

zykiem iego. Usłyszeć mowę Oyczystą w dale-, kim k ra iu , musi to b ydź radość i zdziwienie w iel­

k ie ; doznał ich Legionistą; a.odurzony, Sądził zrazu że sen m iły go łudzi,z Turek zaczął się W ypytywać troskliw ie o iego przygody, użalać nad niedolą, ą nareszcie badać czyby tu nie miał kogo, k tó ry b y za niego okup opłacił? —• „ N ie ­ s t e t y ! w ym ów ił nieszczęśliwy, pićmam niko-

„ g o , któżby mógł bydź tak dobroczynnym i mo-

„ ź n y in ? G dybyć b yła sposobność iaka zgłosże-

„ nia się do Polski, tam znalazłbym pom oc! tam, , , mamy Pana, k t ó r y .., V — „ Ach P przerw ał Tu-

„ r e k , zapewne chcesz mówić o Księciu Jenera­

l e C zartoryskim ?” -—• „ J a k to ? Zawołał zdu- ,, m iony Pplefk, czyżby i do brzegów Bosforu do-

„ szła sława dobroczynności J e g o ? ” — „ T a k ! odpowiedział zwolennik M ahometa, „ i w Stam-

„ b u le błogosławione iest imić Księcia Czartory­

s k i e g o ; ia sam doświadczyłem dobroci serca Je-

„ go>< On nie zważa na różnicę rodu i wyznania,

„ dlaNiego każdy nieszczęśliwy iest b ratem ! Mia-

„ łe m zaszczyt bydź lat kilka przy bo k u Jego,

„rozm aw iałem z Nim ięzykiem oyców m oich, podaw ałem M u tytuń ulubiony, łaskawych do- ,, zna wałem względów, Lecz chociaż On praw-

(15)

12

„dziw ym iest Oycem sług sw oich, chociaż o.

„Pływ ałem w e wszystko na dworze Tego, prze,

„cieź napądła mpie tęsknota do k raiu , rodziny

„m oićy, meczetów, i byłem smutny. Spostrzegł i,to K siąże, pytał mnie o przyczynę? a gdym iey p u k ty ć nie um iał, uw olnił mnie natychm iast, o- ,, patrzył sposoby odesłania do T u rcy i, i obsy.

„ p a ł dobrodzieystwy. W róciłem tu szczęśliwie,

„ z darów Tego mam kaw ałek chleba, i błagam

„codziennie W ielkiego P ro ro k a , ażeby M u u

„B oga długie życie i zdrowie w yiednał./ 0 ! za,

„ pew ne! gdyby On w ied ział że współziomek Je-

„ g o ięczy fu w u s w o li, ^ k ro tc e oswobodzonym

„ b y ś został.” — „ A c h ! gdybyó tó agłosic się do

„n ieg o m ożna!” pow iedział zdumiony fią przy, godą, i dotąd W milczeniu iey słuchaiący Legio, nista.” „W ió sz co? aawołał T u re k , tu są

„K u p c y , którzy sW arszaw skiem i handlow e ma,

„ ią związki, nkpisz list do Księcia • ia w tó m , że

„ g o doydzie.” — N a <3 ,*łowa czaruiąca nadzie, ia ogarnęła duszę Polaka; napisał list,. Św iado, my delikatney dobroczynności Czartoryskiego, nie wrzywał litości Jego, opisał Mu tylko smutne swoie położenie. \ Zaledwie ten list doszedł na przeznaczenie sw oie, zaraz Książe u żył wązel, kich sposobów do iak nayrychleyszego oswobo-

(16)

10

dzenia Współziomka. Juz On chwili nie miał spokoyney, 'skoro wiedział że iest nieszczęśliwy, którego może ukrócić cierpienia! Nie szczędził więc ani starań, ani pieniędzy, ani zachodów;

liczne i nieprzebyte dla innego, przeszkody zwy­

ciężyła gorliwa litość Jego.1 Wybiła nareszcie szczęśliwa dla Niewolnika godzina! Wyglądał ićy zarówno', i ten który dźwigał kaydany^ i Ten,' co ie rozrywał. ,Z» staraniem poczciwego Turka, i znakomitego Kupca z Warszawy, do­

szły Legionistę znaczne pieniądze i list Księcia.

Dziękował mu w nim, że, go zaszczycić raczył tak pochlebnem zaufaniem f że mu podał sposo­

bność przysłużenia się zacnemu Rodakowi; pro­

sił, ażeby wróciwszy do Polski, nieomieszkał go odwiedzić, by mu wdzięczność swoię ustnie mógł oświadczyć...

Z iakąż roskoszą- niewolnik oswobodzony tćy prośby dopełnił, zaledwie stanął na rodzinnćy ziemi, natychmiast kroki ku siedlisku Dobro­

czyńcy swoiego obrócił. Mieszkał w ów czas Książe Czartoryski w nadobnych Puławach , w tym przytułku nieszczęścia, w tem schronie­

niu Muz. oyczys tych; przyięty był od Niego iak Syn ukochany; żywa wdzięczność zacnego Le­

gionisty głośno tłómaczyć się chciała, ale Ksią-

(17)

— i4 —

źe nie dał mu wyrzec słowa dziękczynienia, po-*

wtarzaiąc zawsze; źe On sam iest mu obowiąza­

ny. Nie mogąc wyrazie ustnie uczuć swoich, wdzięczny J. S. wydawał ich oczyma; ile razy spoyrzał na Oswobodziciela swoiego, tyle razy łzy rzewne skrapiały lice Marsowego syna/ a wymownć było lubo nieme to źywćy wdzięcz-*

ności świadectwo. W net ta wdzięczność nowey ieszcze nabrała mocy. Legionista Znużony kil- koletniem cierpieniem $ nie miał siły dostateczne'y do zniesienia obecńćgó Szczęścia, uległ okropnćy i długiey chorobie, i w niey doznał prawdziwie OyCowskićy troskliwości Księcia* Wyszedł szczę- śliwie z tey słabości.* Otworzyło się tćż nieza­

długo pole dla Obrońców Oyczyzny. J. S. wa­

leczny iako Polak, dobrze wyćwiczony w sztu­

ce woiennćy, dosłtlżył się z chlubą stopnia Puł­

kownika. Całć powodzenie śwoić przypisuiąc' Księciu Czartoryskiemu, odwiedzał go iak mógł nayczęściey, głosił wszędzie dobroć Jego, i wie-*

lokrotne Mu dawał nayźywsZćy wdzięczności dowody. Teraz niedawtió pośpieszył z głębi Ga- licyi, by Mu ostatnią oddać posługę, i łzą wdzię­

czności skropić zwłoki Jego!...

O dziatki drogie! Już ńas porzucił Ten, Któ­

ry tak świadczyć umiał, Który takie wzbudzał

(18)

uczilcia! ... Już Go niema między nami I.. Zoj

stała się tylko pamięć Jego i wdzięczność na­

sza. .. Już nie długo rok się skończy iak stanął Książe. Czartoryski przed Bogiem, ale mógł sta­

nąć śmiele. Napisano iest; Kto sip lituie nad bliźnim i ubóstwu, świadczy, ten Wszechmo­

cnemu pożycza, i On m u stokrotnie odda. U- fny w tych słowach, iakźe nie miał stanąć śmie­

le Czartoryski? pożyczył On wiele Panu, nim sam po wypłatę przyszedł. Stanął; otworzył Bóg Księgę żywota i dostrzegł zapisane imię Je­

go. Tysiące głosów, tych których w przeciąga długiego życia wsparł i pocieszył, potwierdziło to świadectwo: oczyszczonym zapewne został z błędów i ułomności, których iako człowiek mógł się dopuścić, i otrzymał z ręki Przedwie­

cznego nagrodę Dobroczyńcom ludzkości zgo­

towana.

(19)

i6

II.

P O W IE Ś C I,

SUKNIA PERKALOWA,

Antosia Nelicka pełna była dobroci, słody- czy i uprzejm ości, miała wielką zdatność do wszystkiego, lecz nigdy nic nie przedsięwzięła gorliwife, nic wytrwale nie czyniła., Z dziecin*

stwa chorowała często, troskliwa Matka nie śmia­

ła idy przymuszać do ciągłego zatrudnienia. Wło- żyła się zatem Antosia w nałóg próżnowania, lu­

bo ią próżniactwo nudziło , i wbiła się w prze­

konanie, że czego ieszcze nie robiła , tego nigdy nie potrafi. Kiedy dwunasty rok zaczęła, umarł idy Oyciep ; połowę maiątku swego zadłużoną zostawił, a o drugą niebardzo pewna toczyłasię sprawa. Pani Nelicka niemal do ubóstwa przy­

wiedziona, niezmierną oszczędność w dom swóy zaprowadzić rausiała; odprawiła wszystkich słu­

żących, iednę tylko zatrzymuiąc kucharkę, po­

żegnała wszystkich Metrów córki; a sama drę­

czona smutkiem po stracie M ęża, i kłopotami towarzysBtjcemi długom i pieniactwu, nie mogła

(20)

*7

się zaiąć edukacyą córki. Zapędzała ią wpraw­

dzie do roboty, zalecała, zęby sama grywała na klawikorcie, czytała, pisała, ale dopilnować iey i weyrzćć w iey zatrudnienia nie miała czasu.

Biedna Antosia rosła w gnuśności swoiey, i wszy­

stko iak przez sen robiła.! Brała codzień koley- no książkę, pióro, igłę, zasiadała do kląwikor- -tu, lecz nigdy kartki iedney nie przeczytała zu- wagą, nigdy nie. odczytała pisma swoiego, nigdy się nie p oprawiła graiąc, nigdy Zaczętćy nie skoń­

czyła roboty. Zamiast więc czynić iakie postę­

py w tych Wszystkich wiadomościach, i większe w pracy ZnaydyWać upodobanie, codzień innićy umiała, codzień się więcćy nudziła, i

Tak minęły dwa lata. W tem Panią Nelicką, która- dla Sprawy swoiey W wielu mieyścach by­

wać musiała, zaproszono wraz z córką na balik dziecinny. Dawał go ićy Obrońca w dzień I- mienin żony : uchybić mu nie chciała, ile że wielkim przeiętą była kii niemu 'szacunkiem ; przyrzekła więc że będzie i z Antosią , którey ieszcze w tym domu nie znano-

G dy się dziew czynka o tem dow iedziała, za­

smuciła się bardzo. „Ja b y d ź nie mogę na balu,

„ rz e k ła , bo nie mam w czem .” — „ Jak t o ? Za-

„ pytała się zdziwiona M atka, przecież tyle masz

Tom L i

(21)

— . i8 •_

,isukien?” — „Kiedy złe i podarte, odpowie-

„ działa z nieśmiałością Antosia. — „To bydź nie

„może! zawołała Pani Nelicka, pokaz mi zaraz

„wszystkie.”

Antosia zapłakana poszła uskutecznić ten roz­

kaz. To z szaf, to z komod, to z rozmaitych kątów, powyciągała pogniecione suknie, i przy­

niosła Matce z wielkim strachem. Antosia mia­

ła kilkanaście par sukien. Rodzice dawniey są­

dząc się maiętnemi, sprawiali iey aż nadto, ale od śmierci Oyca, żadna nie przybyła prócz żało- bney, która się zdarła od dawna; leniwTa zaś i nieporządna Antosia, iak wzięła iednę suknią, to ią nosiła ciągle, póki z niey praw ie sama nie zleciała, nienaprawiaiąc nigdy; zniweczyła więc w krótkim czasie zapas swóy cały. — „O nie

„dobra dziewczyno! cóżeś to zrobiła? zawo­

ł a ł a z gniewem Pani Nelicka zobaczywszy te

„gałgany; czyż nie wiesz w iak smutnem ieste-

„śmy położeniu? Zkądże ci wezme na inne su-

„knie? powinnabyś pociechą i pomocą bydź mo-

„ią, a ty ieszcze truiesz mi życie, i na niepotrze-

„bne chcesz mnie wyciągać wydatki, wtedy kie-

„ d y ia zaledwie nędzę moię przed ludźm i u k ry ć

„ m o g ę !” — T u słuszny gniew M aiki, w żal się zam ienił, i Izy puściły się. z iey oczów. Antosia

(22)

i9

która iak naylepszć miała serce, widząc to wpa- dła w rozpacz, zanosiła się prawie od wielkiego płaczu, przepraszała Matkę, całowała iey kola­

na, przyrzekała źe się poprawi. — „Bardzobym

„rada, powiedziała Pani Nelicka, żeby te obie­

t n i c e twoie b y ły prawdziwe i te łzy skuteczne;

„ ale tym czasem musisz bydź na tym baliku. Na­

jprzód obiecałam źe cię przyw iozę; powtóre nie-

„dbalstwem twoićm zasłużyłaś na tę'pokutę.” — W y b ra ła w ięc z ty ch w szystkich sukien nayle- p szą, perkałową łbiałą, i tę córce w łożyć kaza­

ła.; Ta suknia była ieszcze dosyć nowa, ale źle zrobiona, trochę p rz y k ró tk a , posw ędrzona, nie ładnie wyglądała. Musiała iednak Antosia ią w ło ży ć, i poiechać na bal. Byłaby wołała sie- dzićć miesiąc cały zamknięta o chlebie i wodzie;

ale obraziwszy tak Matkę, posłuszeństwo iedy- nym byłp sposobem do iey przebłagania.

; Gdy przyiechały, Gospodyni domu przywita­

w szy się z Panią N elicka, zaprowadziła ia do dru­

giego pokoiu , i zasadziła do W isk a; Antosię zaś dw óm córkom swoim w opiekę oddała. Anto­

sia przelękniona, zaw stydzona, ieszcze się wię- cey zmieszała spoyrzawszy koło siebie. Salon rzęsisto oświecony, pełny b y ł m łodych osób p łci oboiey; ładnie i porządnie poubierane dziewczę-

(23)

2 0

ta siedziały w koło, i patrzyły- na nią ciekawie;

trzy siostry tam będące, źle wychowane, zaczę­

ły się śmiać, sturchać, i pytać się wzaiemnie:

„Cóż to za Szurgotek?” — Panienki domowe grzeczne i dobre, nie zważaiąc na nikczemny iey ubiór, posadziły Antosię między'sobą, i rozma­

wiać z nią chciały; ale ta sama ich dobroć, tak ią rozrzewniła, że ledwie parę słów cichuteńko wymówić zdołała.

Zaczęły się tańce. Antosi nikt nie zaprosił.

Roznosili różne dobre rzeczy, herbatę, ciasta, cukierki, pączki, owoce, ona i ieść nię śmiała.

Zdawało iey się że wszystkich oczy na nią były zwrócone, i nie myliła się zupełnie, gdyż iey u- bior niepozorny, a więcey ieszcze smutek i za­

lęknienie, "wszystkich dziwiły. Nakoniec dwóch młodzieńców bardzo niegrzecznych, usiadło u«

myślnie naprzeciwko niey, a wytykaiac ią pra­

wie palcem, wyśmiewali się z niey nagłos. Już tego znieść nie mogła biedna dziewczyna, i roz­

płakała się rzewnie. Spostrzegły to córki gospo­

dyni; młodsza z nich imieniem Krystyna, w y­

szła z rozpoczętego Mazurka, inną tancerkę po­

stawiła na swoiem mieyscu, i przybiegła do An­

tosi. „Chodź ze mną! mówiła, chodź! donasze-

„ go pokoiu!” i wziąwszy ią za rękę, wyprowa-

(24)

21

dziła z salonu. Anioł z Nieba nie mógłby się mil­

szym wydać Antosi, iak dobra! Krystyna w tćy chwili; ale nic mówić nie mogąc, ściskała ią tyl­

ko serdecznie. W tym wieku i wtakowćm po­

łożeniu zawiązanie przyiaźni nader iest łatwe, i- le że Krystyna otwartą, wylaną i szczebiotliwą była; nie wyszło też i półgodziny, kiedy iuż zdawało się Antosi że ią zna od dawna; wydo­

była z niey Krystyna opowiedzenie całey iey przygody, wyczytała w ie y sercu żal szczery, niezmienną chęć poprawy i obietnicę żywćgo dla siebie przywiązania. „O kochana Antosiu! za- wołała wtedy, iakżemi ciebie żal serdecznie, a-

„le daruy że ci to powiem, zasłużyłaś na tę po-

„kutę, i twoia Matka użyła wybornego sposobu

„do poprawienia cię na zawsze. Wiem pewno, ,iźe odtąd zupełnie się odmienisz. Jeźli mi tylko

„Mama pozwoli (o czem ani wątpię, bo Mama nie­

zm iernie dobra) natychmiast iutro z móią starszą

„ siostrą Anną przyidziemy do ciebie; z nićy kra-

„wiec wyśmienity, ona ci wnet twoie sukienki

„poprzerabia; bo i my nieiesteśmy bogaci. Ta-

„ta się dppićro maiątku dorabia; wszystko co na

„mnie widzisz, ta suknia, te falbanki, to moią rę-

„ka uszyte, wydziergane; te przedziwne ciaste-

„ czka} których ty podobno i nieiadłaś, to Anny

(25)

— 22 —

„roboty ; m f i Metrów bardzo mało mamy, tylko

„ dwóch, i to nie codzień, ieden do m uzyki, dru-

„gi do polskiego iezyka, ale same pracuiemy. Ta-

„ta zawsze mówi, że i dziesięciu metrów nic nie

„pom oże, kiedy kto sam nad sobą pracować nie

„ch ce, i słusznie m ów i, bo nikt nie miał mniey

„Metrów od Anny., a nieuwiersysz iak wiele rze-

„czy umić i mnie nawet uczy. Ale tez od dzie­

c iń stw a sama szczerze przykładała się do wszy-

„stkićgo.” — Antosia słuchała Krystyny z wiel- kiem upodobaniem, pierwszy raz

w

życiu zda­

wało ićy się że byle tylko chciała, to wszystko potrafi. Ale czas upływ ał; Antosia namawiała koniecznie Krystynę żeby wróciła do tańca i do gości swoich, Krystyny dobrć serce nie pozwa­

lało prowadzić Antosi na nowe przykrości. „W ićsz

„c o ? powiedziała nareszcie, póyiłę i opowiem

„wszystko Mamie, ona uprosi u Pani Nelickiey,

„żebyś ty iuź do końca balu w naszym pokoiu

„została; ia tu z tobą będę siedzićć, przyniosę

„ciast, cukierków,będziemy ieść i gadać sobie.” —r

„ A twóy taniec? A twoia zabaw a? zawołała An-

„tosia, nie, ia na to nie pozwolę; wróćmy lepiey

„obiedwie do salonu.” —-„Wielka rzecz! krzyknę-

„ ła Krystyna, dopiero Nowy R ok, sam początek

„Z apust, ieszcze się wytańcuię do woli,” — J to

(26)

mówiąc wybiegła z pokoiu i wnet z Panią Neli-‘

cką wróciła.— Ta nieszczęsna Matka wielki gwałt sobie zadała karząc w ten sposób córkę; ale cze-' góż Matka nie uczyni dla dobra dziecięcia swe­

go? Uległa więc chętnie woli Krystyny, a skoń­

czywszy właśnie trzy robry wiska, pożegnała ci­

cho gospodynią domu, i poszła z iey córką. ’•

Antosia zalana łzami, ponowiła obietnicę po­

prawy. Krystyna ręczyła za nią. Matka odic- chać natychmiast chciała; ale musiała zaczekać, póki Antosia nie zjadła, różnych dobrych rzeczy, które iey naznosiła Krystyna, i póki powóz go­

spodarstwa nie zaszedł. Dopiero gdy odiechała’

Pani Nelicka z córką, Krystyna wróciła do salo­

nu; przez niebytność swoię straciła wprawdzie' dwa Mazurki i Polskiego tańca, ale zyskała przy- iaciolkę, i przekonanie: że dobrze sobie postą­

piła. Do końca też balu bez ustanku tańcowała, i wszyscy się iey nadzwyczayney wesołości dzi­

wili.

Antosia zaś pełna zbawiennych przedsięwzięć, przeięta wdzięcznością ku Krystynie, wróciła do domu. Od tey chwili odmieniła się zupełnie.

Stosownie do daney wczora obietnicy, nowa iey przyiaciołka' przyszła nazaiutrz i z siostrą. Cała garderoba Antosi przeyrzaną została; odkryły się

(27)

24

w niey skarby wielkie; w tydzień miała Sześć par sukien nie paradnych, ale bardzo porządnych.

Skończywszy tę pracę, Antosia z równą gorli­

wością zabrała się do nauk $ szlachetna chęć wy­

ścigu zaięła iie y i Krystyny serce, też same ksią­

żki czytały, tych samych kawałków muzycznych się uczyły; a gdy się zeszły, Anną sądziła, któ- rey treść wypisaną byłą lepsza, którćy granie równieysze? fłie wyszło sześciu tygodni, kiedy Antosią byłą do niępoznąnia; óną samą poznać siebie nie mogła, Podsycaną chęcią podobania się Matce, i nagrodzenia iey dawnych błędów, ożywiona przyiąźńią Krystyny, dbaiąc niezmier­

nie o pochlebne świadectwo iey siostry, gorliwi?

się brała do każdego zatrudnienia, i z równą gor, liwością doprowadzała go do końca, Z początku, nie przychodziło iey to łatwo, często dawna gnu, sność, dawne lenistwo ią napadało; ale wtedy wzywąłą wyzszey pomocy,

i

Nią wsparta, prze, zwyciężyć się umiała, W niedługim czasie słód, ka roskosz iaka użyteczne i ciągłe zaięcie się zwy- kło nieść za sobą, snadnem iey tQ zwycięztwo uczyniła, Nie tylko robotą, nauką i graniem, ale i domem zaiela sic Antosia. Pani Nelicka od, dana zupełnie sprawom, nie miała także czasu,i głowy, trudnienia się porządkiem domowym

i

(28)

25

gospodarstwem. Kucharka-wszystkiemu wystar­

czyć nie mogła.k Antosia i do tego wzięła się'o- choczo, bo ż postępem rozumu przekonała się:

że to jeden z pierwszych obowiązków kaźdey ko­

biety. Wkrótce zaczęło bydź w małym ich dom- ku jadło smącznieyszć, a mniey wychodziło pie­

niędzy; pokoiki skromne, lecz porządnie uprza- tnionę, uczciwszą postać przybrały; wszystko szło iak w zegarku, Kiedy dnia? iedn ego Matka nie mogąc się nacieszyć tą pomyślną odmianą, .ściskała serdecznie córkę, weszła do pokoiu Kry­

styna z prośbą, ażeby w dniu następuiącym ra­

czyły bydź obie u jćy Rodziców ńa baliku, Już były Ostatki, chęiało się dzieciom ,wyskakać ie- szcze, Ta raza Antosia chętnie zaprosiny przy­

jęła, w tę samą nawet ubrała się suknią perka,- lową; a przecież z radością poiechała,'śmiało i wesoło weszła do salonu. > Suknia ślicznie była uprana, wszystkie plamy wywabione; przero­

biona na króy modny i kształtny wybornie le­

żała ; piękny szlak w robótki przydłuźał ią w mia­

rę ; i chociaż na tym Baliku też same co na pier­

wszym były osoby, nikt tey sukni nie poznał. By­

ły takie osoby co i Antosi nie poznały! i zdarzy­

ło s ię : że ieden z tych m łodzieńców, którzy tak jjielitościwie znieysię śmieli, widząc ią tak we-

(29)

26

sołą, w takićy przyjaźni z córkami gospodarstwa, zaprosił ią naypierwszą do tańca, i z nią bal o- tworzył. — Antosia bardzo dobrze tańcowała,' nie sztucznie, bez min i pretensyi żadnych, ale w takt, ochoczo i skromnie, nie brakło iey więc tego wieczora na tancerzach, i zabawiła się w y­

śmienicie ; nikomu nie przyszło na myśl śmiać się z n ie y , owszem wielu męzczyzn chwaliło ładnć iey ułożenie, wiele kobiet uważało kształtną ro­

botę ićy sukni, i piękny szlak ią zdobiący. Na samym końcu zabawy, na odpoczynek, zaczęła młodzież grać koleyno na klawikoręie, proszono i Antosię żeby siad ła; nie wzdragaiąc się długo, zagrała w yraźnie, równo, bez om yłki, i z pewną metodą Polski Taniec Kurpińskiego, bo wielką miała od dzieciństwa zdatność do M uzyki, wpra-' w y iey tylko dotąd nie dostawało. Gdy się pod- niesła i słuchała z skromnością pochwał, które ićy granie zyskało,. zbliżyły się do nićy trzy Pa­

nienki, właśnie te same, które nie zbyt dawno Szargotkiem ią nazwały. „Jak eś dobra! mówi-

„ ły do nićy, powiedz nam czy doprawdy iesteś

„tą dziewczynką, która tu w tym samym salo-

„ nie tak smutną grała ro lę, z którey prawdę po­

s ie d z ia w s z y , śmiałyśmy Się trochę? W zrost

„ten sąm, twarz ta sam a, ale zupełnie innć uło-

(30)

2?

„fenie, inna mina, ubiór inny! To chyba iakaś'

„cudowna przemiana?” — „Oto Anioł, który tę

„ przemianę sprawił, zawołała Antosia, wskazu- iąc na Krystynę. < Ta dziewczynka dziś tak we-

„soła, mówiła dalćy, wierzcie mr, iest taź sama,

„która parę miesięcy temu, siedziała tam w kącie

„na tey żółtey sofie, i połykała łzy gorzkie. Na

„tamtą gnićwała się Matka, tamta była gnuśna,

„próżniaczka, leniwa, nieporządna, niekontenta

„z siebie, i dla tego taką smutną miała postać.

„T ę, którą dziś przed sobą widzicie, Matka chwa-

„li; ta stara się bydź czynną, pracowitą, dbałą,

„gorliwą i pilną, i dlatego iest wesołą.”

I słusznie mówiła Antosia, bo swobodę u- mysłu uspokoionć sumienie zapewnia; a kto z sie­

bie nie kontent, ten smutną wszędzie gra rolę,

nieszczęśliwy poeta.

Niema podobno dla młodego chłopczyka, większey do nauki i do prawdziwego światła zawady, iak kiedy nieszczęściem zbyt wcześnie wiersze pisać się poważy. Rodzice i Nauczycie­

le zamiast chwalic i zachęcać te boyne wysko-

(31)

28

ki, powinniby raczey ganić ich i zakazywać.

Dar Poezyi nayrzadszymiest Niebios darem, rymo- tworstwo jeniuszu wymaga; żadnym więc spo­

sobem wielu Poetów bydź nie może, a przecież niemal każdy chłopczyk do wiersza się bierzeJ Nie ieden skoro dwa rymy złoży, sądzi że iuź iest Poetą, a byle wiersz iego był miarowy, i miał końcówki, o sens się nie pyta, i w równi z Krasickim się kładzie. Ten gust nieszczęśliwy, ieźli do'Wysokiego doydzie stopnia, pozbawia go wszelkiego światła. Gardzi księgami nauko- wemi, bo prozą pisane; nie chce słuchać lekcyi w szkołach, bo nie wierszem Professorowie ich daia; a co naygorsza, napawa się duma, nabić- ra wielkiego o sobie mniemania, wyźćy się kła­

dzie nad wszystkich, a przeto do wszelkiego do-

;bra drogę sobie zagradza. Bo biada temu dzie­

cięciu, które sądzi, że nią więcey od wszyst­

kich rozumu, beż wątpienia na całć życie niźtty od wszystkich zostanie!

Smutny przykład niebezpieczeństw Wierszo- manii przedstawił Seweryn Ranoski. Sierota i nie maiętny, przyiętym został w dziecinnym wie­

ku swoim, w dom dalekich lecz bardzo dobro­

czynnych krewnych. «Ci obchodzili się z nim iako z dzieckiem ukochanem, i równe iemu zwła*

(32)

29

snemi Synami dawali wychowanie. Seweryn wiele okazywał jzdatności; zawczasu i prędko czytać i pisać się nauczył. Mógł był zayść da­

leko w naukach, lecz nieszczęściem dostały mu się zbyt wcześnie w ręce pisma Poetów naszych.

Nie mogąc ocenić wszystkich ich piękności, u- derzony tylko został miłym dźwiękiem ich wier­

szy, i iakby zaczarowany bogactwem, wspania­

łością, harmonią wyrazów, któremi tak poezya nasza celuie. Zdało mu się, źe rymy i szumno- brzmiącć słowa całą piękność wiersza stanowią, i umyślił bydź Poetą. Deklamował pompatycz­

nie Felińskiego, Trembeckiego rymy, nieustan­

nie końcówek szukał; nie raz w potoczney roz­

mowie zdarzyło mu się górne słowo, alboliteż dwa rymy umieścić; kochaiący go Opiekunowie przyznali mu nieiaki talent do Poezyi, a on w du­

chu przyznał sobie jeniusz rymotworczy.

Kiedy miał lat dwanaście, i iuź kilka liber papieru płodami Muzy swoiey napełnił, nade­

szły Imieniny Opiekunki iego; zdała mu się po­

ra stosowna do okazania swego talentu; p rzej­

rzawszy więc własnych dzieł foliały, naskroba- wszy nie mało czoła, napisał te wiersze:

T y ! co m y śli ulotney przypom inasz słońce!

T y! którą w ielbią świata naydaleksze końce!

(33)

— 5o —

Z związków słodkich z Tobą w Parnasie się c h lu b ię.

Tobie igraszki Muzy poświęcać ia lu b ię ; D la ciebieby A pollo n astro ił sw ą lu tn ię , I moia n ie z a w o d n ie g o d n y Ci wiersz utnie.

Zyy dni gw jazdorów ne, miey zdróy pom yślności!

Pływ ay w zlocie, w zd ro w iu , w dziwney szczęśliwości!

O mey ku Cię wdzięczności śpiewałbym nayiuilćy, Gdybym na ftelikonie w zbił się iak W irg ili.

L ecz leszczem go nie d o s z e d ł..: Ale bądź' c ierp liw a;

Póydzie lotem p io ru n u M uza nie len iw a ;

W ó w czas w dzięczność niezbędną i iey zapał c a ły , W ie k i p o to m n e , w n u k i, będą czytyw ały.

Przepisawszy na papićrze welinowym z gir­

landą to powinszowanie, odczytawszy go głośno kilka razy, rachuiąc na palcach sylaby, Sewe­

ryn tak b y ł kontent, że wstał bardzo rano, i ieszcze leżąćey w łóżku Solenizantce go oddał.

Ucieszona iego pośpiechem, obaczywszy w wier­

szach powtarzane słowo wdzięczności y nie zwa­

żała na resztę, i rozrzewniła się czytaiąc to po­

winszowanie. Rozłożone wraz z innemi na wiel­

kim stole w bawialnym pokoiu, czytane było od wszystkich gości, i domowych; a iak się to zwykle zdarza, każdy nie wiele myśląc, z grze­

czności pochwalił.

Od tego czasu zdało się Sewerynowi że iuż iest Wirgilim, z tą iedynie różnicą: iż jeniusz i<j- go więcey przedmiotów obeymuie. Zaczął więc pisać Poemata, Sielanki, Traiedye, Komedye;

(34)

na każde Imieniny obchodzonć w domu wystę­

pował z Odą; lecz wszystkie wiersze iego po­

dobne były wyżćy umieszczonym, a dla nich i- stotnych zaniedbywał nauk.* Cóź się stało? na żadnym Examinie się nie popisał, bo zaięty Po- ezyą, nie miał czasu do czego się przyłożyć;

szkół nie skończył, rozgniewał na siebie Opie­

kunów swoich, gdyż,pomimo powtarzanych ich napomnień, nie chciał Wierszomanii zaniechać.

W yrósł słusznym Lecz cóż robi? czem iest? i co z niego będzie? Oto bruk zbiia, każdy wier­

szokletą go' zowie, do niczego nie doydzie. Miał maiątek na wierszach zrobić, a wydawcy Pism peryodycznych niechcą nawet darmo poezyi ie- go umieszczać. Jest iednak promyk nadziei, młody ieszcze, poprawić się może; a gdyby się wyrzekł wierszy, i przyłożył pracy,, ieszczeby Opiekunów łaskę i czas stracony odzyskał.

(35)

32

I

III.

ANEKDOTY PRAWDZIWE o DZIE­

CIACH.

KLĘMENSIA.

Berkin, ów sławny Przyjaciel Dzieci, kto- rego i W y bez wątpienia znacie, ile że na ję­

zyk ojczysty przełożonym został; Berkin do któ­

rego zbliżycbym się chciała, miał ulubioną so­

bie Karolinę P., którey w Pismach swoich słowa i czyny z upodobaniem powtarzał. Nie podobna Jemu w zdatności, lecz podobna w przywiąza­

niu do Dzieci, i ia mam ulubioną sobie Kl,emen- się

Ł.,

którey imię niekiedy w tych Rozrywkach napotkacie. Ona pięć lat ma dopiero, lecz iuż wiele obiecuje; serce iey wielką czułSść, umysł nadzwyczayny dowcip wróży, i ieżeli wszyst­

kich obietnic dotrzyma, będzie kiedyś niepospo­

litą niewiastą. Nie dawno siedziała sobie w po- koiu, obok Babuni swoiey, kiedy wpadła z wiel­

kim krzykiem kobieta wieyska, dzie'cię w pła­

chty obwinięte trźymaiąc na rękach, „R atuy,

„Wielmożna Pani! ratuy! wołała, to moie dzie-

„cie iedynó! bawiło się przed chałupą; pieńki .. drze-

(36)

35

„ drzewa tam stoiące, ssunęły się na nie i przy-

„gniotły zupełnie. Oto iuż całe zsiniałć, ledwie

„dycha.” — I w samey rzeczy, gdy odsłoniła dziecie, pokaleczone, stłuczone, mało znaków życia dawało. Na ten okropny widok, zakrę­

ciły się łzy w oczach Klemensi;pobiegła za Ba­

bunią. Ta dobra i litościwa Pani, wszystkich wiadomości swoich lekarskich ,• wszystkich sta­

rań użyła, ażeby w czem biednemu dziecięciu poradzić. Wysmarowanć, obłożone, opasanćj odniosła Matka do domu; ale kiedy w godzinę potórn Klemensia poszła z Babunią dowiedzieć się co się z niem dzieie? zastała matkę w roz­

paczy, gdyż iuź dziecie nie żyło! Dziewczyn­

ka rzewnie płakać zaczęła; przez całą drogę, i wróciwszy do domu płakała ciągle. Widząc Ba­

bunia, iż się utulić nie może, tak do ńićy mó­

w iła: „Nie płacz tak bardzo tego dziecka^ Kle-

„mensiu; choćby się wychorowało, ' byłóby za-

„w sze nędznć i cierpiące< Jemu tam dobrze

„ w Niebie; Aniołkiem Zostanie; będzie na za-

„Wszę zdrowć i szczęśliwe!” — Na te słowa, Klemensia podniosła czarne swoie oczka, spoy- rzała na Babunię, i po krótkiem milczeniu wy- rzekła z trudnością: „Ale tćy Matce czy da Bóg

„drugie dziecko?,” Słowa ślicznć! tak wiele

Tom I. 3

(37)

34

tkliwości i zastanowienia okazuiące,

nawet trudno obiąć od razu myśl i uczucie pięcio-le- tniey dziewczynki. Juz poięła, źe dziecięcia w Niebie będącego, mogą obce osoby przestać żałować, ale serce iey zgaduiąc boleść Matki, dla nićy ieszcze pociechy żądało.

ODPOWIEDŹ SZCZERA.

Jeden Oyciec Zapytał się raz cztćroletniego Syna: Coby mićć wołał, siostrzyczkę czy bra­

ciszka? „ Je ź li tó Taćie wszystko iedno, od­

powiedział chłopczyna, po chwili namysłu, to-

„bym naylepićy wołał konika.”

IV.

W Y JĄ T K I służące do ukształcenia SERCA i STYLU.

O WDZIĘCZNOŚCI.

Obiecawszy mieścić w tćm Piśmie wyiątki: do ukształcenia młodocianych serc służyć mogące,

(38)

35

pózwólćie, lubć dzieci, niech naprzód w kilku słowach, o wdzięczności wspomnę.

W dzięczność iestto cnota dusz czystych, serc wiernych uczucie. Choćby los zawistny chciał wszystko dobre pojniędzy ludźmi zagubić, gdy*

by nam wdzięczność zostawił, ieszczebyśmy ko­

chać mogli, ieszczebyśmy cnotliwćmi byli!

W dzięczność riazwaćby można treścią wszy*

stkich cnot i uczućj bo człowiek ićy prawdzie wie wierny naypięknićysze w sobie mieścić po­

trafi. Będzie pobożnym, będzie czułym synem, pilnym uczniem, dobrym obywatelem, przyia- cielem tkliwym. W dzięczność nauczy go bez trudności tych naywaźnieyszych obowiązków.—•

Ona iest także cnotą, która Się naypićrwey W du*

szy naszey rozwiia, i przeto samo dowodzi, iż w nićy zaród wszelkiego dobra spoczywa; Je­

szcze dzićcię nie wie że źyie, iuż d o tćy , która go karmi, pieści i nosi, ręczyny wyciąga; iuż płacze kiedy odchodzi, cieszy się gdy powraea.

Cóż niem powoduie? wdzięczność. — Lecz nie*

stety ! mało serc chowa wiernie to wrodzone nam uczucie; zamiast rosnąć z wiekiem, i w cno*

?tę się zamienić, często niknąć zwykło!.. Jak­

że mało dzieci, któreby dla Boga, dla Rodziców i Nauczycieli żywą wdzięczność miały! Zwy-

3*

(39)

36

czaiem to iest małych, d podobno i nas większych:

że wszystko samym sobie przypisuiemy. W y ­ chowa się dziecię zdrowo , wybrnie ż wielu cho­

rób i przypadków ? — to iego szczęście spraw i­

ło. Nabędzie wiele światła i w iadom ości? ma talenta iakie? ł— to owoc własnćy pracy. Doy- dzie późniey do znaczenia, sławy i maiatku ? —- to skutek zabiegów iego. K ażdy wszystko so­

bie przywłaszcza, rzadko kto powodzenia swoie Opatrzności, ludziom przypisuie; i tym sposobem od wszelkiey uwalnia się wdzięczności.

0 dzieci drogie! nie wzrastaycieź w tem myl- nem przekonaniu; uczcie się zawczasu bydź wdzię­

cznym i; będziecie B ogu, będziecie ludziom mi- łe , spełnicie powinności, przeznaczenie wasze.

Całó towarzystwo ludzkie na wdzięczności się to­

czy, i utrzy mnie; wdzięczność łączy ziem-ię z Nie­

bem ; dzieci do Rodziców przywięzuie; uczy Mło­

dzieńca by poważał Nauczyciela, Zwierzchnika i Starca, Obywatela b y Oyczyznę koch ał; wdzię­

czność iest uczuciem, które naycżęścrey serce na­

sze pobudza. Od pieluch do grobu ciągnie się bowiem dla nas tkliwy dobrodzieystw łańcuch.

B ó g , Rodzice, Nauczyciele, Rządzący, Oyczy- . zna, przyiaźń, m iłość, składaią tkliwe iego o- gniwa. Zostawiony samemu sobie, cóźby czło-

(40)

- ~

wiek począł? Rodząc się, iuź potrzebuie pomo­

cy, dziecinni lata iego iluż starań wymagaią?

Każdy krok, każdy postęp, to słowo którć wy*

m aw ia, każda wiadomość ialdey nabywa bądź umysłowa bądź ręczna, wszystko to iest skutkiem dobrodzieystw, długiem wdzięczności. -j- W y d zieci! nie poymuiecie ieszcze słuszności tego o- bow iązku; nawykłe od kolćbki do odbićrania pieszczot i starań Rodziców, sądzicie: iż takowć postępowanie iest ich obowiązkiem ; źadnćmu z was nie przyszło może na myśl bydź wdzięcz- liem osobie, która was napomina lub uczy, K ra­

lo w i, który was żyw i, Rządzącym, co myślą o oświeceniu waszem j^łecz na słowo moie, bądź­

cie im w dzięczne; staraycie się ile możności o- kazywać to uczucie, aźebyście późniey wyrzu- tó.w i zgryzot nie miały. Przyidzie w iek, który w as względem wdzięczności ośw ieci, i wić,cię iakim sposobem ? Oto kiedy z kolei rzeczy ludz­

kich , które z w as, dzieci, uczniów, zobowiąza­

nych, podwładnych mićć będzie, wtedy dozna- iąc od nich niewdzięczności, serce waszó zaźalo- nć wystawi sobie iaką wdzięczność bydź powin­

n a, a sumienie odezwie się z wymówkami, leźli­

ście w podobnym razie, choć cząstki takowey nie czuły.

(41)

58 SYNONIM Y.

W

każdym języku iest mnóstwo wyrazów, które-na pićrwszy rzut oka jednakie zdaią się mieć znaczenie; lecz po krótkićm zastanowieniu, rozróżnić ich łatw'o. Takowe wyrazy zowią S y ­ nonimami; podobne do siebie, a przecież odmień*

ne, moźnabyie przyrównać do kilku cieniów ie- dnego koloru.

Chcąc mówić i pisać dokładnie, wypada o- beznać się z nićmi, ażeby wiedzićć gdzie i iak u- żyć którego? Zupełnć takowć obeznanie musi bydź bardzo mozolne i trudnć, wielkićy wiado­

mości ięzyka, wielkiego zastanowienia Wymaga, ale zgłębianie niektórych Synonim ów przyje­

mne iest i łatwć.te Rozwiia myśl, podaie iey wyobrażenia nowć, i iest prawdziwem młodego umysłu ćwiczeniem. Pragnąc was zachęcić, dzieci lube, do podobnego zatrudnienia, umiesz­

czać będę w tern Piśmie niektóre z łatwieyszych, iak na przykład następuiące 5

Niski, nikczemny, podły.

Te trzy wyrazy przeciwne wielkości, wszy­

stkie razem poniżenie znaczą, ale zachodzi mię­

dzy niemi wielka różnica. Niski, stosuie się nay-

(42)

39

więcey do wzrostu i stanu, nikczemny do po.

wierzchowności, p o d ły iedynie do duszy.

Nie czyni to bynaymniey krzywdy, kiedy o kim. pow iedzą: ten człowiek niskiego iest uro.

dzenia, nikczem ney postaci; ale biada tem u, którego czyny dowodzą że po d ły .

Powołanie rzemieślnika, iest niskie, twarz schorzała, ubogiego postawa nikczem na; są bo­

gactwa p o d łe , kiedy niegodnym sposobem na.

bytć.

Niskim i nikczem nym , można bydź mimo- w olnie, p o d ły m ięst tylko ten, który chce nim zostać.

Niskim i nikczem nym pogardzać nie należy;

p o d ły powinien bydź w ohydzie, -

Stokroć lepiey niskiego bydź urodzenia, ni­

kczemnie wyglądać , niżeli jedne myśl mieć p o ­ dło-.

Poeta bez jeniuszu, zawsze nisko zostanie, Pi­

sarza bez talentu nikczemne są płody, przy nay- większym jeniuszu i talencie Autor p o d ły m bę­

dzie, ieśli iego dusza i pióro przedayne.

Kto m ówi, ten lub ów podłego iest stanu, przeto że nie szlachcic, albo że własne ręce go żyw ią, bardzo źle mówi; bo nie urodzenie, nie praca, ale występek ludzi upodla.

(43)

— 4ó —

Pan zamożny licznych, naddziadów i wielkie bogactwa liczący, często podleyszym bywa od niskiego kmiotka, od nikczemnego żebraka.

Niskiego był urodzenia Klemens Janicki, ie- den z pierwszych Poetów naszych, a.przecież zy­

skał piękne w święcie uczonym imię; nikczemnie wyglądał pełny sławy Hetman Tarnowski; Kró­

lowa Bona podle myślała, a pomimo wysokiey dostoyności, wpowszechney iest dotąd pogardzie,

Oklaski. Pochwały.

Oklaski i pochw ały są to dwie nagrody wsze- lakiey zasługi, dwa sposoby oddania iey czci winney, i wyrażenia ukontentowania naszego.

Lubo te dwa wyrazy stosuią się i dorzeczy i do osób, moźnaby iednak powiedzieć, że oklaski są właściwsze rzeczom, pochwały osobom.

Tak gra dobra Aktora, słowo dowcipne, pię­

kna mowa w Publiczności miana, czyn śmiały, oklaski zyskuią; osoby piękne, rozumne, przy- iemne, cnotliwe, iednaią sobie pochwały.

Skoro rzecz iaka żywa przyiemność komu sprawi, natychmiast daie iey oklaski; wykrzy­

knik, klaśnięcie w dłonie, tłómaczami są iego.

Pochwała, większćgo zastanowienia wymaga, słowami wyrażaną bywa.,

(44)

— 4 i —

Oklaski są głośne, ale ginie prędko szumny ich odgłos; pochw ały cichsze, trwalszemi by- waia.«

W itał lud Sobieskiego z oklaskami^ kiedy W iedeń oswobodził; Dzieiopis pochwałę męztwa iego zapisał. \

Dziewczęta młode, chcecie bydź szczęśliwi mi, niech żadna z was o oklaski nie dba, lecz niech się stara zasłużyć- na ludzi dobrze myślą­

cych pochwały.

V.

W IA D O M O Ś C I

MOGĄCE BYDŹ MATKOM PRZYDATNE.

Matki i dzieci tak ściśle połączone są z sobą, że pracować dla iednych — iest to i drugim nieść przysługę. Pisarz, który bawi dzieci, użycza im moralności zasad, pomaga Matkom w trudnym wychowania zawodzie Matkom zaś rad dobrych użyćzaiąc, pracuie podobno nayskuteczniey nad prawdziwćm dziatek oświćceniem i szczęściem, Tćm powodując się przekonaniem, obok wspoi

(45)

k i

mnień, wyiątkó w , fraszek, dzieciom przezna­

czonych, poważam się umieścić wtćm Piśmie na- stępuiące dla Matek przestrogi. Ważąc iedynie dobrą chęć moią, wybaczą może śmiałości i po­

błażać nieświadomey raczą!. . S ą to L isty o w y ­ chowaniu Córek; pisze ie Matka'dwóch dziew­

cząt, z których iedna w siódmym, druga w dzie­

wiątym iest roku, do stąrszćy kilkunastą laty siostry. Myśl tych listów i niektóre wyiątki, Wzięte są z Pisma francuzkiego. K'

LISTY MATKI O WYCHOWANIU CÓREK SWOICH.

LIST PIERWSZY,

W dawnych listach moich do Ciebie, kocha­

na Siostro, wielem ci zawsze o moich dziewczę­

tach mówiła, bo niemi mocno $ąięta’iestem; lecz dopiero w czasie ostatniego pobytu twoiego u nas, przekonałaś mnie: if mówiąc o nich nieustannie, nie udzielałam Ci przecie nayważnićyszych w tym przedmiocie wiadomości. Nie wiedziałaś nigdy iakie szczegółowe myśli kieruia mną w ich wy­

chowaniu, iakie nad ich charakterem postrzeźe-

•nią czynię, iakie uwagi tą postręeźęnią mi poda-

(46)

t e

ia, i iaką z nich korzyść •wyciągam ku prowa­

dzeniu i ich i siebie. Trzy dni tylko bawiłaś tą rażą w Warszawie , ńie miałyśmy czasu nagadać się z sobą, a Bóg wie , kiedy znowu cię obaczę$

zadałaś tylko obietnicy: że w listach oddzielnych zamykać będę myśli 0 wychowaniu córek moich, bez naymnićyszego planu, bez żadnego porządku, ale iedynie tak iak się umysłowi moiemu nasunąć i iak ich okoliczności zrodzą i rozwiną,-?4 Zawsze chętnie żądaniom Twoim powolna, pewna że tym sposobem naylepićy tryb mćgo postępowania o- beymiesz, biorę się do tych listów z radością.

Osobistey spodziewam się z nich korzyści bo chcąc opisać komu postępowanie swoić, głębo­

ko nad niem zastanawiać się należy, a sama mó­

wiłaś mi nie raz, że my Matki zastanawiamy się mało**) Rządziemy się po części pewnym instyn­

ktem wprowadzeniu dzieci naszych, i przyznać potrzeba, że ten instynkt nieiednę znas* bieglćy- sza nad iey własnć spodziewanie cżyńiB Ale nie należy zawierzać mu zbytecznie, gdyż zdarza nam się często: że uwiedzione obecnćy chwili uwa­

gą , więcćy pracuiemy nad teraźnieyszym niż nad przy szły ni charakterem dzieci naszych./ Nie ie- dna Matka karze surowo wadę, która z wiekiem minie, a puszcza mimo złą skłonność, co choć dziś

(47)

— 44 —

małą się wydaie, z latami— szkodliwym nałogiem zostać może. Móy mąż zawsze mi to powtarza:

że wychowanie nie powinno dążyć do uczynienia dziecięcia doskonałem; ta doskonałość byłaby błahą i chwilową: lecz do udoskonalenia mężczy­

zny lub niewiasty, w których się to dziecie za­

mieni. Dziecie tylko na czas krótki dziecięciem będzie, człowiekiem na zawsze. Słusznie mnie więc móy Mąż strofował, kiedy w pierwszych latach mćgo macierzyństwa ubolewałam mocno, skoro się moić dziewczęta mazgaiły, napićrały;

mówił mi zawsze, że te w ady i im podobne mi­

ną z w iekiem , zwracał uwagę moię na oznaki u- p o ru , złości, gniew u, zazdrości, uważaiąc ich iako prawdziwie niebezpieczne , gdyż z latami wzmogą się łatw o, skoro zawczasu, wytępiane nie są. Posłuszna radom iego, dotąd na większe tylko zważam rzeczy, na drobne uchybienia có­

rek moich, na tć prawdziwe dzieciństwa przez szpary patrzę, chowaiąc napomnienia pa ważne okoliczności; bo i z łaianiem matki, dzieci oswo­

ić się mogą, a ta która zbyt wiele żąda, nayczę- ściey bardzo mało otrzyma, i?'.-

W iesz też, kochana Siostro, iaka myśl prze­

ryw a mi w tąn moment uwagi moie? oto nastę- puiąca, Coby też to nasza szanowna Matka po-

(48)

45

wiedziała, gdyby żyiąc ieśzcze, wiedziała, ze ia do ciebie listy osobne o wychowaniu Górek mo­

ich pisać zamyślam. Ona która maiąć ich sześć, żadney nawet książki o Edukacyi nie przeczyta­

ła, a przecież dopięła celu do którego i my z ca­

łą naszą nauką dążem y; wystawiła z nas dobre Chrześcianki, dobre żony i Matki. (B o czegóź- bym tego i o sobie powiedzieć nić miała, kiedy tych przydomków nie mienię bydź zasługą.) Po­

dobno iuź świat nie uyrzy nigdy naglćyszćy i*

zupełnićyśzćy we wszystkićm zmiany, iak przez ostatnie trzydzieści lat nastąpiła. Przypomniy so­

bie'tylko nasze a dzisieyszych dzieci wychowa­

nie. Lubo naymłodsza z rodzeństwa, pamiętam iednak wybornie iak to było w domu Rodziców naszych. Powierzone dozorowi Ochmistrzyni, rzadko kiedy byłyśm y z Matką, każda z nas ko­

chała i ą , lecz i bała się niezńiiernies? Jakież było naszć dla Rodziców uszanowanie ? iakie śle­

pe posłuszeństwo! ledwieśmy do nich przemówić śm iały! a naymnićysza pieszczota iakże wysoko była ceniona! wszak to ty, kochana Siostro, co, kiedy oyciec nasz cię odwiedził pićrwszy raz po twoiem zamęźciu, i w twarz pocałował, zemdla­

łaś z wielkiey radości. • Dziś iakaż różnica? Pra­

wie od pieluch Matka iuź dzićcięcia z oczównie

(49)

46

spuszcza, przyiaciołką iest córek Swoich, n a j­

większa poufałość między dziećmi i Rodzicami panuie. Czy to lepiey, czyli tćź gorzćy? trudno podobno z pewnością dowieść; tó wiem tylko, że godność Matki nierównie więcćy teraz aniże­

li dawniey trudów zadaie, nie równie większćgo światła wyrtiaga. Nie mogąc, a może i niechcąc zmienić upowszechnionego trybu edukacyi, wy­

pada nam Matkom uczyć się. sztuki dopełniania dokładnie powiększonych obowiązków ich po­

wołania. W tę sztukę wprawiać się będę z To­

bą, kilkanaście lat starsza, odemnie, ośmioro w y­

chowawszy dzieci, sprostuieśz mnie skoro zbłą­

dzę; i iuż czuię, że pisywanie tych listów nie ma­

ło korzystnćm mi będzie.

Dalszy ciąg nastąpi.

(50)

— —

NOC PIE R W SZ E G O D N IA ROKU.

Przypowieść.

Podczas zimnćy nocy pierwszego dnia Rokit, AleXy, starzec siedmdziesiąt letni siedział w o- knie: smutne oczy raz wlepiał w niebo okryte gwiazdami, drugi raz spuszczał na ziemię. Grób iego odmykać się zaczynał; iuż zeszedł siedm­

dziesiąt stopni, a w mieyscu uspokoienia i lubych wspomnień, dźwigał sroga pamięć błędów i cię­

żar-zgryzoty. Zdrowie iego zniszCZonć, dusza skołataną' była, serce przepełnionć żalem, wiek sędziwy znaczony goryczą: Dni spłynioney mło­

dości stanęły mu nagle przed oczyma. Wspo­

mniał na tę ważną chwilę, kiedy mu Oyciec dał do wyboru dwie drogi: „Jedna z nich, mówił,

„prowadzi do krainy szczęścia i pokoiu; druga

„wiedzie do ciemnćy i ponurćy pieczary, gdzie

„gady iadowite mieszkaią.

Niestety! węże serce iego uięły, trucizna ska­

ziła Usta, wiedział iuź teraz, którą obrał drogę...

Wzniósł znowu oczy do Nieba, i zawołał z bo­

leścią: „O ! powróćcie dni młodości moićy! Oy-

„cze! postaw innie znowu na rozdrożu życia,

„ażebym wybrał inaczćy!” Ale młodość iuź u*

(51)

48

leciała, a Oyciec oddawna nie żył. Uyrzał dwa błę­

dne ognie, powstały, z bagnistey doliny i uciekły, a on rzekł: „Takie były dni obłąkań moich! ” Zo­

baczył gwiazdę spadaiącą. leciała i znikła w prze­

strzeni. „T ak ia z świata tego zniknę!” zawołał, a wyrzutów sumienia ostrze przeszyło wskroś serce iego ! W tedy ogarnął myślą wszystkich ro- wienników swoich, którzy z nim razem, dziećmi i młodemi byli, a teraz dobrzy Obywatele, Oy- cowie przykładni, miłośnicy wiary i cnoty, spo- koynie i bez łzy uronienia kończyli Rok ieden,

> drugi zaczynali, .fl W tem odgłos dzwonów zwia- stuiący nowy postęp czasu, obił się o iego uszy.

Odgłos ten przypomniał mu Rodziców, przypo­

mniał mu prośby, które niegdyś za Syna w ta- kowćy chwili nieśli do Boga, przestrogi iakie mu dawali; prośby, których stał się niegodnym, prze­

strogi, z których nie skorzystał!.,^? Przy walony ciężarem żalu i wstydu, nie mógł iuż patrzyć dłu- żey w to Niebo, gdzie mieszkał Oyciec iego; spu­

ścił oczy, rzuciły się z nich łzy rzęsiste, głuche westchnienie dobyło się z serca, i zawołał raz ie- szcze: „Pow róć, luba M łodości! ach po w róć!”

I Młodość wróciła! bo to wszystko snem by.

ło przykrym, który dręczył Alexego pierwszey nocy Nowego Roku. W samym kwiecie wieku

bę-

(52)

— 4$ v t"

będąc, starość była marzenićm, ale błędy istotną prawdą. Obudziwszy się powstał, z łoża, padł ha kolana, podziękował Bogu, że mógł ieszcze porzucić drogę występku, wyiść z ciemńćy pie­

czary, wrócić na drogę cnoty, i doyść do krainy szczęścia i pokoiu. Powrócił i doszedł. Wróćcie sięr wraz z nim, młodzi Czytelóicy, leźliście iak on zbłądzili. Ten sen Alexegó, kiedyś sędzią Waszym będzie. Bo gdy późnićy przyciśnieni żalem i zgryzotą zawółaęie: „Pqwróć! luba Mło- j,dości! ach pow róci” młodość nie powróci;

•Tom I. 4

(53)

SPIS RZECZY

- ^ P IE K W ^ Z YM N0ME!VZ2 -Z A WART fCH.

, : , s ; ' Stronnica.

1. Do Dzieci

2. Dobroczynność Xięcia Adama Czarto, ryskiego, Jenerała Ziem Pódolskięh . . *5.

5. Suknia perkalowa ł p . , . • • • l6.

/ « • /,• f. Towiesci

4. JNieszczęshwy Poeta j . . . 27.

5. Klemensia "ł . . . . 32.

6. Odpowiedź szczera y*^ne® ... . „ 34.

7. O Wdzięczności . . ? ; . . . . . 34.

8. Synonimy . . , . . ...38.

g. Listy Matki o wychowaniu córek swoich 42.

10. Noc pierwszego dnia Roku Przypowieść 4y.

(54)

Rozrywki dla Dzieci wychodzą w pierwszym dniu każdego Miesiąca. Każdy Numer zawiera przynaymuiey trzy arkusze. Co trzy Numera

przyłączona będzie rycina.

Cena Prenumeraty wynosi półrocznie:

w Warszawie Złp. 12.

po Województwach — x5.

Przyimuie się w -Księgarniach:

Gluęksberga. ■■

Zawadzkiego i Węckiego. ' , / w? Składzie Brzeziny,

u Szteblera.

u Kuhnigka.

u Tomaszewskiego. . - u W ilkowey wdowy, u* Ciechanowskiego.

i na wszystkich Poczt-Amtach.

(55)

ĆX

Cytaty

Powiązane dokumenty

ła w kibici ukryty zaród wady, która dopiero zwiekiem wykazać się mogła, asamym ieynało- giem dzielności nabyła, dosyć iż wkrótce po tey okropney przygodzie,

w a radość w oczach iego, na wspaniałem czole zabłysła; ilekroć bowiem zrobić mógł komu przysługę, szczęśliwszym od tego się zdawał, kto mu tyle był

Nie poymuię iakby się chełpić tą drobiną dobrego które się czyni, wspomnia­. wszy na to coby czynić

Naytrudnieyjsza więc dla w ielu Osób cnota, W iara, dzieciom iest nayłatw ieyśza; ale M atka, która chce żeby Wiara zbawienne w iey dziecięciu owoce sprawiła,

tkiego odpoczynku się zabierał, daię mu znać, że woysko Saskie się zbliża. Bez nadziei o- parcia się przewyższaięcey sile, Leszczyński Wydaie rozkaz prędkiego

W pracy iedyny iest sposób wypłacenia się Bogu, Rodzicom, Oy- czyźnie; do pracy zawczasu wprawiać się

gę swoię obrócił, i dopiero zNowomieyskiey wyieżdżał bram y, kiedy iuż dziatki Rymarza przybiegły dać znać źę się zbliża; pokazał się wnet tłum ludzi

wie brzydka, ani mniey kocham, ani mniey pieszczę; mówię iey wręcz o iey szpetności, ale ię przyzwyczaiam do m yśli, że to nie iest żadnę przeszkodę do