R o k I i i . K a to w ice , N ied ziela, 21-go L u teg o 1904 r. N r. 8.
Rodzina
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
Wychodzi raz na tydzień w J/iedzielę.
Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka1' i „Straży nad Odrą“.
N a N ied zielę p ie rw sz ą P o slu .
Lekeya
i. Kar. VI. i — io.
Bracia! Napominamy was, abyście nadaremno
*aaki Bożej nie przyjęli. Albowiem mówi: Czasu Przyjemnego wysłuchałem cię, a w dzień zbawienia rat°walem cię. Oto teraz czas przyjemny, oto teraz dzień zbawienia. Nie dawając nikomu żadnego zgor
zen ia, aby nie było nagamone poslugowanie nasze, jfle we wszystkiem stawmy samych siebie jako sługi Boże, w cierpliwości wielkiej, w utrapieniach, w po
r ę b a c h , w uciskach, w biciu, w więzieniu, w rozru- chach, w pracach, w niespaniach, w postach, w czy
stości, w umiejętności, w nieskwapliwości, w ła
godności, w Duchu świętym, w miłości nieobfudnej, w mowie prawdy, w mocy Bożej, przez Broń spra
wiedliwości po prawicy i po lewicy. Przez chwalę 1 zeliywość," przez osławienie i dobrą sławę, jakoby z"'odnicy, a prawdziwi; jako którzy nieznajomi, a znajomi; jako* umierający, a oto żyjemy; jako ka- rani, a nie umorzeni; jako smętni, iecz zawsze we-
^ ‘i; jako ubodzy a wielu ubogacający; jako nic nie dający, a wszystko mający.
Ewangelia u Mateusza świętego
w R ozd ziale IV .
W on czas był zawiedzion Jezus na puszczę
°d Ducha, aby był kuszon od dyabła. A gdy pościł czterdzieści dni i czterdzieści nocy, potem łaknął.
* przystąpiwszy kusiciel rzekł mu: Jeśliś jest Syn Ooży, rzecz, aby te kamienie stały się chlebem.
Który odpowiadając, rzekł: Napisano jest: nie sa- rnym chlebem żyje człowiek, ale wszelkiem słowem, które pochodzi z ust Bożych. Tedy Go wziął dyabeł
miasta świętego i postawił Go na ganku kościel- nym ; i rzekł Mu: Jeśliś jest Syn Boży, spuść się na dół. Albowiem napisano jest: I ż Aniołom swoim r°zkazał o Tobie, i będą Cię na r ę k u nosić, abyś
*nadż nie obraził o kamień nogi swojej. ^zek ł mu .lezus: Zasię napisano jest: Nie będziesz kusił rana
” oga twego. Wziął Go zaś dyabeł na górę wysoką bardzo; i ukazał Mu wszystkie królestwa świata
* chwałę ich; i rzekł Mu: To wszystko dam Tobie,
jeśli upadłszy, uczynisz mi pokłon. Tedy mu rzekł Jezus: Pójdź precz szatanie! Albowiem napisano jest: Panu Bogu twemu kłaniać się będziesz, a Jemu samemu służyć będziesz. Tedy opuścił Go dyabeł;
a oto Aniołowie przystąpili i służyli Jemu.
Nauka z tej Ewangelii.
Kiedyć sam Zbawiciel nasz Jezus Chrystus był kuszony od czarta, toć i my ludzie nie możemy so
bie pnchlebiać, żebyśmy byli wolnymi od pokus.
Czart przeklęty, jak sam jest zły, tak pragnie aby wszyscy byli źli, i nic go bardziej me b. .li, jak gdy widzi cnotliwego człowieka. Wszelkich on używa sposobów, aby go na złą naprowadzić drogę. a tego to więc Piotr św. napomina Chrześcian, aby się strzegli czarta, mówiąc: a trzeźwymi bądźcie, a czuwajcie, boć przeciwnik wasz, dyabeł, ja k o lew ryczący krąży, szukając kogoby pożarł; któremu się sprzeciwiajcie mocni w wierze, wiedząc, ze toz utra
pienie potyka braterstwo wasze, które jest na swie- cie Jezus Chrystus złamał moc czartuwską drzez mękę swoję. Nie tyle on może teraz ludziom szko
dzić, co dawniej; zawsze jednakowo trzeba się miec na baczności, bo nie sam tylko czart do złego nas wiedzie, ale i źli ludzie, jużto namową, ]uzto poda
runkami. już też samym przykładem. Jeżeli was, ko
chani Bracia! zły człowiek do grzechu namawia, nie słuchajcie g o ? jeźli wam chce zapłacić, a b ,Sc,c mu w złem pomagali, me przyjmujcie nic od niego Tnie wdawaj, ie się z nim; jeżeli widzicie, ze d.mdzy źle żyją na świecie, nie naśladujcie ich; ale zawsze postępujcie tak sobie, jak na cnotliwego Chrześcia-
n t n a przystoi, idźcie zamsze za głosem sumienia
i religii, a nie za złym przykładem drugich. Ale me tylko sam dj'abeł - i źli ludzie sta,ą się dla nas po
kusa na złe nas namawiają. Innego jeszcze mamy kusiciela i to wielkiego i bardzo nu bezpie. znego, a tym są namiętności ciała naszego, każdy czł wiek ma ich w sobie mniej więcej. Tyrnto namiętnościom, tym skł nnościom do złego, nie trzeba się dać roz
pościerać. Trzeba je w samym początku, gdy się odzywają, poskromiać. Jak one nad człowiekiem p-órę wezmą, już potem z trudnością przycfioazi zwalczyć takowe. Jakiż nam sposób podaie^ rei g a święta, na poskrom eme nam ętności naszych. Oto.
umartwienie c a ł i post, modl twę i dobre uczyń '.
.Czuwajcie, a módlc e się, abyście p-e wpadł w po
kusę*, woła Pan Jezus. A Paweł sw.: U m ar
twiajcie członki wasze, i czyńcie ofiarę ogu z a a,
58 --- oniżając je postem i umartwieniem, abyście w cza
sie zmartwychwstali z Chrystusem.* Sam nasz Zbawiciel pościł przez czterdzieści dni i n o cy; nie d li tego, żeby potrzebował postu dla siebie, bo bę
dąc Bogiem, był bez grzechu, ale żeby nam zosta
wił przykład do naśladowania. * Dałem wam przy
kład* mówi On, >abyście tak czynili, jako ja czyni
łem.* Będąc Chrześcianami, uczniami Jezusa Chry
stusa, będziemyż odstępować od Jego przykładu?
Ale jakże to pościć mamy, aby ten post był dla nas pożyteczny? Aby post był prawdziwie pożytecznym, powinien być czyniony w duchu Chrystusa, a do
pełniony podług ustawy Kościoła. Powinien się naj
przód gruntować na prawdziwem nawróceniu do Boga.
• Nawróćcie się do mnie w poście, modlitwie i płaczu !« woła Bóg przez Izajasza Proroka. Post jestto owoc pokuty, a pokutujesz ten prawdziwie, który na nowo gniew boży na się sprowadza? Jest- żeto przepraszać kogo, wyrządzając mu coraz nowe, obelgi? Próżny nasz post Chrześcianie, jeżeli wśród postu od grzechów się nie oddalamy. Na nic się głód ciała nie przyda, kiedy dusza zbrodni syta.
Woła B ó g ; >nawróćcie się do mnie w poście!* ale dodaje; z całego serca.* Powtóre, powinien post być ożywiony dobrą intencyą, to jest posłuszeń
stwem i poddaniem się Kościołowi. Nie to wam przysługę niesie u Boga, że mięsa nie jecie dla tego, iż Kościół zakazał. Tak właśnie nie to zgubiło Adama i Ewę i nas przez nich, że jabłko w raju jedli; ale że je jedli przeciw zakazowi Bożemu. Po
trzecie, gruntować się ma post nasz na umartwieniu ciała, podług nauki św. Pawła: »Gdy konia samym owsem woźnica pasie, któż mu nareszcie poradzi, któż go utrzyma? Stanie się dzikim, nie do pocha- mowania.* Podobnież, gdy ciałom naszym doga
dzać będziemy zbytecznie, każde ich zachcenie za
spokoić gotowi, obudzimy przez to namiętności na
sze, i im więcej usługiwać im będziemy, tem bar dziej one nad nami panować będą Biada zaś czło
wiekowi, który się staje niewolnikiem swoich namię
tności. Nakoniec do postu łączyć mamy modlitwę i dobre uczynki.
Oto w krótkości nauka o pokusach i o środ
kach ku ich zwalczaniu. Unikajmy pokus od czarta, od świata, a własne namiętności trzymajmy na wo
dzy. A jeżeliśmy dotąd tego nie czynili, teraz się weźmy szczerze do tej duchownej pracy, do naprawy żywota naszego. Idź precz szatanie! idź precz zły i zwodniczy człowieku. Cóż nam jeszcze zostaje powiedzieć ?
Oto to, co Jonasz zapowiedział Niniwitotn:
Czterdzieści dni jeszcze, a miasto wasze zburzone będzie. Bracia ! czterdzieści dni mamy do pojedna
nia się z Bogiem ; minie ten czas, nie nastąpi p o
prawa. a oto już nad głowami naszemi zguba i za
głada. Zostają pewnie domy nasze, pełne będą obory t spichlerze, ale pamiętajmy, co powiedział Chrystus: *Nie samym chlebem żyje człowiek, ale wszelkiem słowem, któie pochodzi z ust bożych * Będziemy mieli może chleb doczesny, ale doczesny głód słowa bożego. Wola teraz Bóg do poprawy życia. Nie usłuchamy Go, dusza nasza zgubioną będzie Przyjdzie czas, źe nam powie: »Wołałem, a nie przyszliście. Idźmy więc na glos boski do po
prawy życia.
Nocna parada.
Północ bliska — dobosz zmarły Budzi się i rzuca grób;
Trzy mogiły się rozwarły, A nad każdym bębni trup.
Pałki brzęczą — drga bez przerwy Kość opadłych z ciała rąk;
To pobudka — z nią najpierwej Apel zmarłych tętni w krąg.
Bęben znowu bić przestaje:
Echa dziwny tworzą grzmot, Wśród parowu zmartwychwstaje Sto poległych strzelców rot.
Ci. co leżą pod biegunem, Gdzie ich skrył Kremli nu śnieg, Wstają, wstają! a całunem Trzęsą aż nad Wisty brzeg.
Ci co pod Arabii piaskiem, Których grzebie Nilu muł,
Wszyscy w marsz; pod nocnym brzaskiem Z chorągwiami lecą współ.
Rzym, Neapol, Somo-Sierra, Waterlo, paryzka błoń
Wschód i Zachód tam się zbiera, Każdy lud i każda broń.
Przy rumaku trębacz zmarły Budzi się i rzuca grób;
Trzy mogiły się rozwarły, A nad każdą bębni trup.
Miedź ryknęła — dmie bez przerwy.
Wśród obszaru łąk i pól;
Na koń! na kon! przed rezerwy Staje wódz, italski król.
Północ rychło — już na koniach Rój szkieletów pędzi w czwal;
Orły wiją się po błoniach, Kości trzask i turkot dział.
Czaszki trupie pod szyszakiem*
W ręku grot lub miecz;
Ci na polu znak za znakiem, Ci powietrzem lecą precz!
Patrzcie! patrzcie! tam, ua grobie Cesarz, ten co Moskwę b il;
Świetny orszak ma przy sobie, Idzie zwolna, z ręką w tył.
Nizki kołpak ma na skroni, Byst*y wzrok i prosty strój, Obok lewej szabla dzwoni,
Co w trzech światach wiodła bój.
Księżyc lśni z przywartych powiek W sinem świetle duchów ćm a;
O kołpaku nizkim człowiek Rewif tu przeglądać ma.
Błyszczą przed nim pułków krocie:
>Broń na ramię — celuj — pal!*' Wojska ciągną w bębnów grzmocie, Jak miliony morskich fa l!
'Niechaj każdy hasta słucha!*
W koło niego tłum się zbiegł:
Najbliższemu Vótfz do ucha Jedno słowo z cicha rzekł.
Wszyscy pułkom zdają hasło;
• Polska hasłem naszych roi!*
• Polska!* tysiąc głosów wrzasło,
• Polska!* zdała wtórzy grzmot!
Północ bije — cud się zjawia : O chy on szmerem z martwych płuc
lak do swoich wojsk przemawia Dawny Franków cesarz — wódz :
• Patrzcie, tam! gdzie wschodzą zorze,
• Gdzie Kościuszki sterczy grób,
‘ To moskiewskie błyszczą noże, To pożaru kiwawy słup!
1 am, do Polski wszyscy lećmy, Gdzieśłupieztwo, rzeź i mord;
Tam się pastwi wróg nad dziećmi, Niszczy kraj tysiącem hord!
• Niewdzięcznością za żywota lam zapłacił za jej krew,
»Mnie zamknięte niebios wrota, Mnie dziś karze Boski gniew!
Za to błądzę z umarłymi, I nie wstąpię w rajski próg, Aż nie zejdzie z polskiej ziemi Barbarzyński, dziki wióg!
»Ztt mną przeto broń podnieście!
• Gdyż odrodny Franków lud Leje tylko Izy niewieście, 1 zapomniał, czem był wprzód!
Marsz do Polski!* Wszyscy lecą, Wią potoki zbrojnych mar;
Miecze jak pioruny świecą;
Już na tronie zadiżał car!
Lecą, gromią — między niemi Biały orzeł, czarny kruk, Niebo schyla się do ziemi, 1 s/.atanów strąca Bóg
K . O stro w sk i.
Rady i wskazówki
d l a r o d z i c ó w przy wychowaniu dzieci.
(Dokończenie.;
1 'T *
Choćby rodzice sami w siebie jak najusilniej wm awiać chcieli, że tylko z miłości i obowiązku iJ4>
w chwili gdy wymierzają karę, miłość i obowiązek idą na bok, występuje tylko zniecierpliwienie lub pasya, nad którą nie panują; i dlatego, kto się raz odważy na bicie, ten nigdy nie może wiedzieć, jak się w niem daleko posunie. Jakże zaś sądzić mo
żemy, źe zapanujmy nad dzieckiem naszem, jeśli, sami nad sobą nie panujemy?
Często się zdarza, że nawet dobrzy i bardzo kochający rodzice biją dzieci w przekonaniu, źe to jest ich obowiązkiem, że to im wolno — i dają folgę swemu zniecierpliwieniu. W tym razie jednak zwy
kle tak się dzieje, źe po wymierzeniu kary, gdy ochłoną ze zniecierpliwienia, doznają uczucia żalu i jakgdyby wstydu. Przykro im, źe dziecku ból sprawili, obawiają się, czy nie nazbyt wielki, i szu
kają sposobu, jakby jego płacz i rozdrażnienie uła
godzić. Dla tego to w tych rodzinach, gdzie ro
dzice naprawdę kochają swe dzieci, a są dość nie- rosądni, by je karać cieleśnie, po najsurowszych f a rach, następują zwykle największe pieszczoty. Nie
raz patrzałem na to, jak ojciec zmęczony, przyszedł
szy do domu, zniecierpliwiony grymasami lub krzy
kami dzieci, przetrzepał je, a potem do reszty zgnę
biony ich płaczem i smutnemi minami, poszedł dla nich po karmelki. Cóż za pożytek z takiej kary?
Na cóż się ona zdała?
Czasem też dzieci tak przywykają do bicia, że ono jnż zupełnie nie robi na nich wrażenia. Jedni rodzice mieli trzech chłopców, ogromnych wisusów, a najstarszy rej wodził we wszystkich psotach i fi- crlach, za co też był ciągle karany i bity. Mieszkali . nad jeziorem; w porze gdy jezioro zamarzało, nie wolno im było chodzić na lód. Mimo to wymknęli się cichaczem, poszli na jezioro, lód się załamał i oni wpadli do wody, szczęściem dość blizko brzegu;
zamoczeni aź po brodę, wrócili do domu. Ojciec dal wszystkim w skórę, a najstarszego z całych sił -wygrzmocił, za każdym razem powtarzając: »A nie będziesz braci na lód wodził?!!* Gdy się dobrze tą trzepaniną zmęczył, przebrano chłopców w suche ubrania i puszczono. Ci czemprędzej polecieli znów na jezioro, na lód. Widzimy stąd, że kara już nie skutkowała; chłopcy przywykli do bicia, nie bali się go wcale, a zakazana zabawa bardziej ich nęciła.
Jeżeli występuję przeciw biciu, to nie należy sądzić, że jestem za miękkiem, pobłażliwem wycho
waniem, źe żądam, by rodzice dzieciom na wszystko pozwalali i we wszystkiem ulegali. Bynajmniej.
Świadczy to .tylko o wielkiej nieumiejętności prowa
dzenia dzieci "i braku najmniejszego pojęcia o rze
czy jeżeli ludzie rozumieją wychowanie surowe tylko jako wychowanie przy pomocy rózgi, a każde, które sie rózgi nie chwyta, nazywają wychowaniem mięk
kiem a nawet zaniedbanem. Ani surowość wycho
wania ani powaga i władza rodzicielska me spoczy
wają w rózdze lub dyscyplinie, lecz w silnej woli rodziców i niewzruszonych prawach, jakim dziecko swe poddają.
Można ani nie ulegać kaprysom dzieci, ani nie ustępować im, ani nie pozwalać na żadne wybryki, a mimo to nie dać im ani jednego klapsa. Cała siła wychowania w tem leży, żeby dziecko wiedziało, że wola rodziców jest niewzruszona, źe wydanego rozkazu nie cofają nigdy, że wypowiedzianą groźbę zawsze wypełnią, że danej obietnicy z a w s z e dotrzy
mają, źe słowo rodziców jest tak pewnem i nieza- chwianem, jak pewnem i n i e z a c h w i a n y m jest to, źe ij ogień parzy, a lód ziębi.
Ze wszystkich kar najlepsze są te, które &ą pro-
stym skutkiem przewinienia dziecka; np. jeżeli dziec
ko kłóci się z innemi lub im psoci, nie pozwolić się z niemi bawić; leżeli się staje dla otoczenia niezno- śnem, odosobnić je. Dziecko zrozumie wtedy, że ukarało się samo, źe jego złe postępowanie samo przez się ściągnęło przykiość na niego. Takich kar nie należy nigdy łagodzić i nie należy odwoływać zakazów, póki dziecko samo postępow-rniem swem nic przekona się, że na ledsze traktowanie za
sługuje.
Trzeba też pamiętać, źe nie należy nigdy karać tem, co chcemv, żeby dziecko lubiło; nie kazać za karę mówić pacierza, jeżeli chcemy, ' żeby było po- bożnem, ani za karę uczyć się, jeżeli chcemy, żeby było chętncm do książki, ani też spełniać jakiej ro
boty, chcąc żeby było praco witem. Można jednak za zrobienie nieporządku kazać sprzątnąć po so
b ie; wogóle trzeba żądać, aby dziecko każdą wy
rządzoną przez siebie szkodę lub krzywdę w miarę możności wynagrodziło. Takie kary, będące wła
ściwie zadosyćuc/ynieniem za spełniony zły czyn, są najbaidziej nauczające i największy przynoszą pożytek.
Doświadczenie uczy, że najłagodniejsze na po
zór kary stają się dla dzieci bardzo dotkliwe i bar
dzo skuteczne, jeżeli do surowych nie przywykły i z niemi się nie oswoiły.
Znam dzieci, dla których najsurowszą karą jest, gdy matka nie mówi im, i n e pozwoli sobie po
wiedzieć »dobranoc*. Istotnie te dzieci, które mają rzeczywiste do rodziców przywiązanie i przywykły d<> ich serdeczności, ogromnie żywo odczuwają każdy chłód w postępowaniu rodziców, a samo to przeko
nanie, że matka lub ojciec gniewają się i odsuwają od nich, jest im boleśniejszem niż bicie. Wszystko tu zależy od przyzwyczajenia, i dla tego koniecznem jest już od samego początku prowadzić wychowanie dziecka tak, ażeby nie potrzeba było używać kar surowych.
Tak samo jak karami, nie należy również sza
fować nagrodami.
Właściwie, zadowolnienie rodziców, ich spokój, dobry humor, ich pochwała, powinny być dla dzieci nagrodą, która starczy za wszelkie inne.
Pfzedewszvst iem nie należy dzieci wynagra
dzać podarunkami i łakociami bo to je uczy łakom
stwa i chciwości. Dzieci powinny być grzeczne, posłuszne i uprzejme — darmo, tak jak ro
dzice darmo są dla nich tro-kltwj, serdeczni, kocha
jący i staranni. M .gą wiedzieć, że rodzice je ko
chają, i radzi im dostarczyć wszystkiego, cz*-go im potrzeba, a nawet tego, co im sprawia przy,emn*>ść, ale niech nie sąd/ą że im się to należy, że mają do tego prawo, lub że to prawo przez taki a taki po
stępek nabyć mogą. Niech się z rodzicami nie ra
chują i nie targują, niech od nich nie wymuszają tej lub owej Jaski.
Dobre postępowanie samo przez się powinno być dla n;ch nagrodą. Jeżeli są zgodno, a nie kłó
tliwe, to się przez to lepiej bawią; jeżeli osac/ędrają swe rzeczy, są lepiej ubrane, jeżeli pomagają matce, to ona się do nich serdeczniej i weselej odzywa;
jeżeli się dobrze uczą, to za to więcej umieją. Każ
dy czyn, do którego chcemy dziecko zachęcić, trzeba mu przedstawić j*ko przyjemność, w czem nieraz ambieya dzireka bardzo pomocną okazać się in >źe, zwłaszcza gdy chodzi o spełnienie rzeczy trudnej.
Czasem jako nagroda wystarczy, gdy ojciec za do
konanie trudnej roboty nazwie chłopca zuchem, a matka córkę swoją kochaną pomocnicą.
Wszystko to, co w dziecku ludzką godność podnosi, co w niem budzi zaufanie we własne siły, jest w wychowaniu bardzo a bardzo cennem.
Jak nie trzeba dzieci karać rzeczami, które mają lubić, tak nie należy wynagradzać temi, do kiórych nie mają wagi przywiązywać. Jeżeli np. matka nie chce w dziewczynie wyrabiać próżności, niech ją w nagrodę nie stroi na widowislło i podziw dla są
siadów, niech nie wynagradza błyskotkami.
Chociaż zbyt surowi rodzice bardzo dużo błę
dów w wychowaniu popełniają, to wcale niemniej błądzą rodzice zbyt słabi. Jest rzeczą naturalną, że ludzie żyją dla swych dzieci, wszystkiego najlepszego dla nich pragną i wszystkiem, co najlepsze, otoczyć by je chcieli; ale jest rzeczą bardzo zlą, gdy dzieci widzą, że są osobami w domu najważnie)szemi, że rodzice wszystkiego się wyrzekają, dla nich zostawia
jąc najwygodmeiszy kąt w mieszkaniu, najlepszy ką
sek jedzenia. Tak być nigdy nie powinno! Tylko dla niemowląt pizy piersi i dla dzieci słabych i cho
rych wolno rodzicom ustępować z praw sobie przy
należnych.
Tylko wyjątkowo można dzieciom okazać, że np. o ich zdrowie dbamy bardzn-j niż o swoje wła
sne. Jeżeli bowiem będzie zwyczajem codziennym, że dzieci dostają wszystko najlepsze, a rodzicom po
zostają tylko okruchy, to one len zwyczaj wytłoma- czą sobie jako swoje święte przynależne im prawo, i wcale się do wdzięczności poczuwać nie będą
Niech dzieci zawczasu się uczą, że spokój ojca, że wygodę matki szanować należy, że muszą czasem dla nich czegoś się wyrzec, w czemś pohamować.
Niech znają potrzeby rodziców i liczą się z niemi, a nie domagają się tego, nn co rodziców nie stać.
Owszem, mech się wychowują w przekonaniu, ie ojciec i matka są to najpierwsze w domu osobyi przed któremi one wszystkie ustępować muszą.
Często baidzo zdarza się, że najbardziej ko*
chający rodzice wychowują samolubów, właśnie dla
tego, że za dużo dla nich poświęcają. Nie dobrze też jest, jeśli rodzice swoie cierpienia, biedy kłopoty zbyt ściśle przed dziećmi ukrywają. Lepiej, gdy dzieci wiedzą, źe rodzicom nie tak łatwo przychodzi to, co one tak łatwo spotrzebują i zmarnują, i ni#ch się nauczą cenić wszystko, co od rodziców otrzy
mują.
A nietylko cierpienie swych blizkich — lecz i obce, powinny dzieci poznawać, żeby nabrać prze
konania, że w szytko, co mają ma dużą w a r t o ś ć , że każdy człowiek, choćby w najcudniejszych warun
kach postawiony, znajdzie jeszcze mniej szczęśli
wego od siebie, któiemu w pomoc przyiść może.
To też tizeba, żeby dzieci zawczasu ptzywy- wnły d > oddawania ludziom drobnych usług i do znajdowania w tein przyjemności. Jestto najlepszy i najpewniejszy sposób, żeby je uchronić od wyrzą
dzania ludziom psot i przykrości. Przyzwyczajenie do dobrych uczynków najłatwiej ustrzeże dzieci od złych, a oprócz tego ogromną przyjemność może im sprawić myśl, źe się na c ś przydały, lub choćby tylko zdobyły czyjeś uprzejme podziękowanie.
Mniej byłoby dzieci złych i nieszczęśliwych, gdvby rodzice zamiast grozić i zakazywać, d o b ie
uczynki przedstawiali i d-jbry przykład dawali, zcchę- cając je do dobrego.
Bardzo wiele wad dziecinnych pochodzi z pró
żniactwa. Dziecko możeby sobie nieraz samo zna
lazło zajęcie lub zabawę, ale rodzice obawiając się ciągle, by nie zrobiło czegoś złego, nieustannie na
wołują je: »nie chodź tam*, me rób tego*, »nie ru
szaj tego,« Ponieważ zaś dziecko musi gdzieś być, Coś robić, coś ruszać, więc ukrywa się pized rodzi- Cielskiem okiem lub wpada na coraz głupsze pomy
jmy- Jeżeli nie możemy dziecku pozwolić na tę za
bawę lub to zajęcie, które, sobie wybrało, podsuńmy mu zaraz jakieś inne. Ogromnie nam to ułatwi osiągnięcie posłuszeństwa, gdyż odwróci uwagę dziecka od rzeczy zakazanej i oddali od niego po
kusy. Najgorzej jest, gdy dziecko nic nie robi;
niech się bawi w sposób nieszkodliwy lub niech pra
cuje, ale niech się nie wałęsa z kąta w kąt, bo z nu
dów wpadnie na najgorsze myśli.
Jest jedno przysłowie, które mówi: »Jeżeli nie chcesz, żt-by się dyabeł do ciebie przyczepił nie zo
stawiaj dla niego wolnego miejsca.* Takie wolne miejsce dla dyabła, to godziny nudów i bezmyślnego Próżniactwa.
Jeżeli dziecko samo z siebie okazuje upodoba
n e do jakiegoś zajęcia, powinniśmy się z tego bar
dzo cieszyć, bo wszelkie takie pożyteczne upodoba
nia kształcą je. Są np. chłopcy, którzy zawsze lu- ł,>3 coś strugać, majstować, budować, albo też ryso
wać, albo choćby grać na byle jakim instrumencie.
dziewczynki, które lubią ciągle coś szyć, albo Ie- P>ó, albo śpiewać i t. d. Wszystko, to są rzeczy oardzo pożądane, bo myśl dziecka zajmują, a nawet kształcą, a od złośliwych psot lub głupich i gorszą
cych plotek — odrywają.
Du -2a dziecka sama sobie szuka drogi, na któ
rej by się rozwinąć i wykształcić mogła, rodzice nie Powinni tej drogi zagradzać.
Często też takie osobliwe upodobania świadczą
° osobliwych zdolnościach.
1 tudno w tak krótkich słowach zamknąć całą naukę o wychowaniu, o której już ludzie od wieków mnóstwo książek napisali. Musiałem tu poprzestać na najważniejszych wskazówkach, i mówić o sposo
bach, jakiemi się mamy posługiwać w wychowaniu.
Nie mówiłem nic o tem, jakie przymioty w dzieci wpajać, jakie wady z nich wykorzeniać należy, bo
^Usiałbym mówić o tem wszystltiem, co za złe, a co za dobie uważam. Przypuszczam, ie każdy
°lciec i każda matka ma swoje własne poięcia o tem, co złe a co dobre; a czy one są słusz
ne, ^ czy niesłuszne, zawsze tylko według nich, a nie według cudzych pojęć, dzieci swe wychowy
wać będą.
Na zakończnnie musrę jeszcze dodać parę słów.
Chcąc sobie dobrze radzić z dziećmi, trzeba je
*nać i rozumieć.
Na io, żeby dzieci rozumieć, trzeba sobie zaw- 8*e przypominać swoje własne dzieciństwo; na to, żeby je znać, trzeba im się pozwolić swobo
dnie wobec nas wygadać i o tyle serdecznie
< niemi postępować, żeby mogły być dla nas szczere, Proste i pełne zaufania.
I o tem jednak także pamiętać należy, ie dzieci siecznie dziećmi me pozostają, zwolna i niepostrze
żenie w oczach naszych przeobrażają się one na 'udzi. Dorastają, siły ich rosną, rozum ich się roz
wija i coiaz bardziej dążą do tego, żeby żyć i my
śleć na własną rękę.
Ci nowi ludzie, któ ym daliśmy początek, mogą oyć do nas podobni, ale zawsze są trochę od nas róini, bo to są już ludzie z innego czasu i z innego, nowszego świata. Nie można ich wciąż prowadzić na pasku, wciąż krępować rozkazami i zakazami,
* grozić karami. Oni ju i mają własną wolę i m'eć 13 muszą, bo teraz ju i oni sami za swoje czyny, I!
nie wobee nas, l«ez wobec świata mają odpo
wiadać.
To też, im dziecko starsze, tem mniej mu roz
kazywać można, tem więcej radzić, tem mniej mamy nad niem władzy, tem więcej poprzestawać należy na wpływie. Jeżeli przez cały czas wychowania dziecka wpajaliśmy w nie dobre zasady i dobre przy
zwyczajenia, a postępowaliśmy z niem tak, źe nam ufać i wierzyć musi, możemy być spokojni, Przy
zwyczajenia stały mu się drugą naturą, któiej się pozbyć nie zdoła, choćby chciało, a jeżeli nasze nauki i wskazówki nigdy go nie zawiodły, samo przyjdzie po nie w każdej trudniejszej chwili życia.
Lecz im więcej będziemy mu własną wolę i własne zdanie narzucali, tem szczelniej zamknie przed nami swą duszę, a w obawie ras2ego gniewu, pójdzie chętniej zwierzać się przed obcymi, niź przed wła- snemi rodzicami.
Ojciec i matka, którzy umieją w porę zrzec się swej władzy, a stać się dobrymi, doświadczonymi przyjaciółmi i powiernikami' swych dzieci, najwię
cej i najdłużej mogą wpływać na nie i kierować
niemi. , . .
Jak ie przykro jest ludziom, którzy przez całe życie dla dobra swych dzieci poświęcali się, cier
pieli, mozolili, czuć się na starość osamotnionymi, gdy wszystka dziatwa porozlatuje się jak wypierzone pisklęta z gniazda, i poza dom rodzinny przenosi wszystkie swe troski i uciechy, najgorętsze umiło
wania i najgłębsze pragnienia. Jakże często tak się dzieje!
A jednak można tego uniknąć. Nie idzie tu bowiem o to, aby rodzina się nigdy nie rozłączała, ale aby nawet przy rozłączeniu zachowała się mię
dzy dziećmi i rodzicami ta serdeczna łączność i przyjaźń.
To zrobić może wychowanie. ■
Trzeba tylko, żeby rodzi* e pamiętali, ie głow- nem i jedynem zadaniem dla nich nie jest rządzić swemi dziećmi, lecz towarzyszyć im w ich życiu i w nich odżyć na nowo. .
Niech rodzice usiłują zniżyć się do swych dzieci, zrozumieć je i wnikać w ich dusze. Póki małe, niech rodzice umieją z niemi stawać się dziećmi, niech podzielają ich dziecinne uciechy i za
bawy; gdy są starsze, niech z niemi odmłodnieją, a czując, źe dzieciństwo i młodość potrzebują śmie
chu i wesołości, jak kwiaty potrzebują słońca, niech ich wciąż nie mrożą i zasępiają ciężarem swe) wła
dzy i cieniem swych trosk, lecz niech od nich przej
mą ich pogodę i sw >bodę. . , , , , Tym sposobem dzieci już od najmłodszych lat zaczną im odpłacać za ich trudy i poświęcenie, gdy oni przez nie odradzać się będą, ich dzieciństwem odświeżać się, ich młodością wzmacniać Nawet w najcięiszem życiu, w uajprzykrzejszych przejściach takie jasne chwile ulgi i zapomnienia można zawdzię- czać swym dzieciom.
A na starość, gdy dzieci już dorosną i na swoją rękę żyć zaczną, nigdy nie opustoszą zupełnie tego rodzinnego gniazda, w którem im było zacisznie i ciepło, a w które szczebiot wnuków nowe życie wniesie.
K O N I E C .
J a p o n i a ,
Daleko od nas leży ten k ra j; chcąc ze Śląska wybrać się do Japonii, należałoby przebyć cale pań siwo rosyjskie, od zaboru rosyjskiego począwszy, przebyć wszerz całą Rosyę europejską, dalej góry Uralskie, dwadzieścia dni i dwadzieścia nocy jechać koleją przez Rosyę azyatyćką, to jest Sybe.yę, do
jechać do portowego miasta rosyjskiego Wfadywo stoku, stamtąd okrętem płynąć póhzecia do trzech dni aż dojedzie się dopiero do wysp japońskich Japonia bowiem składa się z w\sp. 4 są wielkie:
jesso, Nipon, Sikok, Kinsin, małych zaś wysepek jest niezliczone mnóstwo.
Chcąc jechać do Japonii przeważnie morską drogą, musimy udać się do Triestu lub Fiume, na
stępnie jedzie się przez morze Śródziemne, potem przez wązki kanał Suezki, przez morze Czerwone, ocean Indyjski do oceanu Wielkiego, gdyż wyspy japońskie znajdują się na oceanie Wielkim. Ta część oceanii Wielkiego, która omywa te wyspy, na
zywa się morzem Japońskiem. Cała droga ta trwa od 15 do 25 dni i więcej, podróż do Japonii trzy razy dłużej trwy niż do Stanów Zjednoczonych Ame
ryki północnej.
Chcąc jechać do Japonii ze Stanów Zjedno
czonych, należałoby przebyć wszerz całą Ameryką aż do San-Francisko lub innego portu na oceanie Wielkim, a następnie przebyć wszerz cały ocean Wielki, oddzielający właśnie Amerykę zachodnią od Azyi Wschodniej. Od portu amerykańskiego do Japonii trzebaby jechać od 7- 14 dni.
Kiedy żeglarstwo nie było jeszcze rozwinięte, Japonia w y d ajała się krajem, leżącym hen, hen, da
leko na krańcach świata, była niemal nieznaną Eu
ropie i Ameryce.
Wprawdzie misjonarze chrześciańscy przyby
wali do Japonii z Europy już w 16-stym stuleciu, celem szerzenia wiary Chrystusowej, od wieku zaś siedemnastego zjawiali się tam różni Europejczycy;
wprawdzie Rosya zabrała Japonii w wieku osiemna
stym połowę wyspy Sachalin, a w połowie dziewię
tnastego wieku zabrała drugą połowę tej rnało zalu
dnionej wyspy, oddając Japonii wzamian wyspy Ku- rylskie wcale niezaludnione i nieurodzajne. Ale by
ły to stosunki nader rzadkie.
Stosunki odwieczne łączyły Japończyków tylko z Chinami, z Chin przyjęli oni alfabet, naukę, wiaię i na wzór swoich mistrzów — Chińczyków, niechę
tnie wpuszczali Europejczyków do siebie. Trzeba wiedzieć, ii Chiny leżą bardzo blizko Japonii, oddzie
lone są od niej morzem, które łatwo przebyć w cią
gu dnia.
Narody europejskie i mieszkańcy Stanów Zjer dnoczonych są chciwi zysku, lubią zbogacać się han
dlem, piagną zwłaszcza handlu z krajami mniej oświeconemi, zacofanemi, których mieszkańcy, nie umiejąc fabrykować tego co my, oddają za małocen- ne wytwory europejskie, bardzo cenne płody ziemi swojej.
W 1854 r. cztery okręty wojskowe amerykań
skie wylądowały w Japonii i zmusiły rząd jej do otwarcia pottów dla okrętów cudzoziemskich, to jest dopuszczenia handlu z Amerykanami. Dwa porty Szimada i Hakotada zostały otwaite dla obcych, Amerykanie ustanowili w Japonii przedstawiciela swego do spraw handlowych, konsula, który winien był udzielać wskazówek kupcom i przemysłowcom
Stanów Zjednoczonych, jakie wyroby znajdują zbyt w Japonii i bronić interesów obywateli Stanów / je dnoczonych, przebywających w Japonii. K on su la
towi temu rząd amerykański udzieli! więkzzych praw niż posiadają konsulaty w krajarh c y w i l i z o w a
nych po europejsku; nie mogąc b iwiem zaufać są
dom japońskim, iząd zastrzegł, iż wszelkie sprawy Amerykanów w Japonii sądzą nie sądy japońskie lecz konsul amerykański.
W r. 185/ Fran cja Anglia i Rosya, zag i°' ziwszy Japonii swą eskadrę (okrętami wojennemi) zdobyły w niej dla swoich poddanych takie same przywileje, z jakich już korzystali poddani Stanów Zjednocz* *nj*ch i usianowiły własne konsulaty w Ja- j>onii. Konsulaty te posiadały przywileje również rozległe, jak amerykańskie.
PaA->twa cywilizowane wdarły się do Japo1111 ze swemi towarami, wyrobami, z obyczajami i usta
wami własnemi. Nie przeszło to bez wpływu na Ja- ponię. Wyższy stan w Japonii, tak zwany stan sa
murajów, odpowiadający naszej szlachcie, coraz to bardziej pożądać zaczął towarów europejskich i prze- myśliwać nad tem, jakby je zręcznie wyrabiać w Ja
ponii, jakby więc posiąść technikę, sztukę i naukę europejską. Musiało to przeobrazić dawne s t o s u n k i
japońskie.
Na czele tych, co chcieli przeobrażenia się a' ponii, stanął władca duchowny japoński, papież ponii — Mikado.
Dawnemi czasy Mikado, uznawany przez J a pończyków za syna słońca był tam panem w sz ec h
władnym. Zwykły śmiertelnik nie miał nawet praw a
ujrzenie pana iaponii — przy spotkaniu powinien był padać plackiem.
Będąc tak wywyższony nad innemi, M ikado
tracił styczność ze światem, przestał sam rządz>L'
Japonią i władza przeszła w ręce Szogunatu StO"
gun był tem z początku co hetman w Polsce, gW'v".
nym dowodzącym wojsk japońskich. Ale kto rząd21 wojskiem, ten z łatwością przychodzi d o rządu
krajem; gdyż ina+ąc siłę zbrojną, łatwo zmusić ludzi do posłuszeństwa. Szogun zbierał podatki na utrzy
manie wojska, tym sposobem więc rozporządza*
skaibem państwa.
Nie rządził jednak Szogun japoński tak sa m o
władnie, jak sułtan turecki Jub car rosyjski, ale ra
czej przypominał władzą swoją dawnych królów Europy z przed lat czterystu. Jak dawni kiólowie dzielili władzę swą z naczelnikami siły zbrojnej róż
nych prowincyi, tak i Szogun z poszczególnemi [ia‘
czelnikami siły zbrojnej dzielić swą władzę musiał- Naczelnicy ci nie byli naznaczalni lub obieralni jak urzędnicy ; władza ich była dziedziczna, z ojca prze
chodziła na syna. Nie otrzymywali oni pensyi, ale dzierżyli znaczne obszary ziemskie. Ci naczelnicy prowincyi stanowili warstwę wyższą, odpowiadając*
dawnym książętom i hrabiom w Europie. Z o b s z a
rów ziemskich, któreini oni władali, wydzielono zi«' mię dla niższej szlachty japońskiej, samurajami zwa
nej. Samuraje pełnili służbę wojskowę, na nich pracowała ludność rolnicza, odbywająca pańszczy
znę, jak za dawnych czasów chłopi w Europie.
Taki to był dawny porządek w Japonii. Runął on pod wpływem Europy i Ameryki,
Rozpoczęło się istne kotłowanie w Japonii, je
dni byli niezadowoleni, ii Szogun dopuścił E u r o p e j
czyków do Japonii, inni, ie nie wprowadził p o rz ą d '
ków europejskich. Burzono się przeciw rz ąd o w i,
odbywały się zaburzenia skierowane przeciw Euro
pejczykom. Z tego stanu walki i zamieszek wewnę*
63
trznych wyprowadził Japonię Mikado Zstąpił on ze swej wyżyny na ziemię japońską, przepełnioną zgieł
kiem walki i stanąwszy na czele sammajów zniósł władzę Szoguna, który stał się królem świeckim Ja
ponii i za takiego był uważany powszechnie. W ro
ku 1868 Mikado zostaje nieograniczonym władzcą )®ponii. W 1871 r. znosi pańszczyznę i dawne po
rządki powyżej opisane. W roku 1872 powstaje Pierwsza kolej żelazna, łącząca miasto Tokio z Jo
kohamą
Równocześnie wysyła Mikado synów najbogat
szych rodów Japonii na naukę do Europy. Jedni 2 nich kształcić się muszą w szkołach wojskowych niemieckich, aby poznać najlepsze urządzenia woj
skowe, inni w uniwersytetach bancuskich i innych europejskich, aby poznać europejskie ptawo, euro
pejskie stosunki gospodarcze, urządzenia państwowe c-uropy, inni jadą kształcić się na lekarzy, innych znowu posyłano do wyższych szkół technicznych w Europie, aby się nauczyli, jak się wyrabiają ma
szyny i różne narzędzia stalowe, jak robią w fabry
kach sukno, płótno i t. p.
Oprócz tego rząd japoński zaprosił oficerów pruskich, niemieckich, francuskich i angielskich, aby ci nauczali żołnierzy japońskich europejskich obro- ów wojskowych i władania Ironią. Zaproszono profesorów do nauki techniki, medycyny i prawa, ozwolono Europejczykom zakładać fabryki w Ja
ponii i opiekowano się temi fabrykami. Japonia uczyć się chciała tego wszystk ego, czem nad nią górowała Europa. Patryoci japońscy z obrzydze
niem wspominali te czasy, kit-dy kilkuset obcych, Przybywszy na kilku okrętach, narzucili krajowi swoją wolę. Patryoci pragnęli, aby Japonia była silna i bogata,
Zapraszali więc cudzoziemców, aby ci wprowa
dzali do kraju umiejętność swą i kapitały, lecz dbali przedewszystkiem i dbają oni o chleb dla swoich, gdy więc tylko znajdowano Japańczyka, który mógł
by z powodzeniem czy to uczyć, czy leczyć, czy 1 wiczyć wojsko, czy kferować fabryką niegorzej od Europejczyków, usuwano nać wczas tych ostatnich, a na miejsce ich brano Japończyków,
Japończycy są bardzo zdolni, ruchliwi, pilni, Pracowici. Niektórzy twierdzą, ie Japończycy na-
^żą do rasy żółtej, bo ceię mają żółtawą, t czy skośnie osadzone. Właściwie są oni narodem mieszanym, który z kilku odmiennych plemion się utworzył.
Japonia posiada nader gęste zaludnienie. J a pończyków liczą na wyspach japońskich 42,270.520 mieszkańców (nie biorąc w rachubę ludności wyspy J^rmozy, jako zdobytej na Chinach w r. 1S95)
^W ierzchnia wysp (bez Formozy) wynosi
3S--44^
kilometrów kwadratowych.
Wobec tego iż Austro-W ęgiy posiadają ludno
ści 42,142.267 przy powierzchni 675 887 kilometrów kwadratowych, jest więc Japonia półtora raza gę
ściej zaludniona niż A u s t r o -Węgry, Jeżeli pudzie
•my całą ludność państwa lub kraju przez liczbę
«»loinetrów, otrzymamy ile wypada przeciętnie na jeden kilometer kwadratów}'. Otóż w Japonii na kilometrze kwadratowym mieszka 1 1 1 ludzi, Austro-
^ ę g r y mają 69, nasza Gaiicya 92 Połowa prze
szło ludności Japonii zajmuje się rolnictwem, rol
nictwo zatrudnia tam 5 500.000 rodzin, z
3.coo.ooo
są właścicielami gruntów, 2,500.000 dzierżawcy.
Rolnik japoński nadzwyczaj starannie uprawia ziatnif, gruntów nia marnuj#. Na jedno go9po*
darstwo przypada w Japonii niecałe 2 morgi ziemi, ciasno więc jest w tym kraju. Wytwarza się stąd parcie na zewnątrz do zdobyczy, do podbojów, do kolonizacyi innych krajów. Japończycy kolonizują Formozę, wyspę, zdobylą na Chinach w 1895 r., ko
lonizują Koreę, kraj nieopodal leżący.
Japonia tak jest górzysta, iż tylko 12 części jej powierzchni może być uprawiana, grunta przytem nie należą do najżyźniejszych, a jednak ludność zaj
muje się tu przeważnie rolnictwem i pomimo gę
stości zaludnienia wywozi Japonia zagranicę wiele zboża. Wywozi również znaczną ilość wyrobów rzemieślniczych, z których słyną Japończycy a mia
nowicie: jedwab, porcelana zapałki, parawany, wa
chlarze.
Nawięcej ziemi zajęto w Japonii pod uprawę ryżu, czterokroć mni;j pod uprawę jęczmienia 1 żyta, dalej następuje pszenica, groch, różne odmiany pro
sa, hreczka, pataty (jarzyna mająca smak podoi, ny do kartofli) (ziemniaków) dalej rzepak, drzewo mor
wowe na którem żyje gąsienica przędąca jedwab, następnie herbata, bawełna, indygo — roślina dająca farbę niebieską, Japończycy bowiem ubranie maią przeważnie ciemno niebieskie, konopie, tytoń, kar
tofle, (ziemniaki) dodać wreszcie należy różne drze
wa owocowe i przepiękne odmiany kwiatów, Japoń
czycy bowiem kochają się w kwiatach.
Miastów w Japonii jest bardzo mało, zato co
k r o k prawie napotkać można wioskę iub zagrodę
włościańską.
Działki chłopskie są malutkie, każdy gospodarz więc uprawia grunt swój starannie niby ogród, a żyje nadzwyczaj skromnie. , . • • , ,
Po miastach i wsiach okolic żyżmejszych Lu
dność żywi się ryżem gotowanym w wodzie, doda- iąc niekiedy trochę ryby, ja j, nader rzadko zas drob lub kaczki dzikie, wogóle bowiem me jadają Japoń
czycy prawie wcale mięsa, między innemi z tego
r ó w n i e ż powodu, iż religia buddyjska, którą wyznaje
w iększość Japończyków, zabrania zabijania zwierząt na pokarm. Ludność zamieszkująca mniej żyzne okolice nawet ryż uważa za wielki zbytek, zadaw a
lając się kaszą jęczmienną i prosem, rybacy zas ży
wią się wyłącznie rybami.
Bydła i koni bardzo mało w Japonii, trzody nie ma prawie wcale, owiec i kóz nie znają zgoła.
G dyby poiachować całą ludność Japonii 1 całą licz ję bydła, wypadnie tam na każde 100 ludzi tylko po trzy woły i po trzy konie najwięcej, gdy tymczasem my w naszym ubogim kraju mieliśmy jeszcze przed 10 laty na każdą setkę ludzi po 12 koni 1 po 38
sztuk bydła. ,, , ,
Japończyk obchodzi się bez bydląt roboczych, nietylko sam kopie, grabi, lecz nawet zaprzęga się do wozu wraz z żoną. Pracuje cięŻKO, tambardziej, że ryż tak rozpowszechniony w Japonii, wymaga ziemi, pokrytej wodą, gospodarz musi w ięc nie tylko kopać mnóstwo rowów 1 kanałów, doprowadzających wodę, lecz w czasie uprawy i zbioru ryżu brodzić powyżej kostki w wodzie i błocie. Dodać jeszcze należy trudność o nawóz, wobec braku bydła, tu je dnak radzą sobie Japończycy w ten sposób, iż trawę skoszoną na stokach gór lub w lasach (pastwisk i łąk nie ma w Japonii) przesypują wapnem albo przywalają błotem, a gd y zgnije, używają na pulach ryżowych jako nawozu, prócz tego udają się do miast i kupują tam nawóz ludzki Jjardzo ceniony przez ro l
ników japońskich, jakkolw iek nadaje się tylko do wszelkich innych pól, nigdy pod uprawę ryżu.
(Ciąg dals
D z i e l n i l u d z i e .
• Nic od żyda!*
• Nic przez żyda!*
»Nic u źydal*
• Nic z-* żydem!
Takie hasl > postawili sobie parafianie pewnej wioski w Galieyi. Mieli żydów we wsi dość, ale po
częli dążyć do tego, ażeby wyprosić ich bardzo grzecznie ze wsi i — nigdy więcej nie obaczyć.
Szło to długo — ciężko, ale dzielni włościanie, z plebanem na czele, do tego doprowadzili, iż wre
szcie już tylko jeden żyd we wsi się został.
Ten się nie chciał ruszyć. Nie miał ani swej roli, ani chaty, komornem niby »siedzial, ale ze wsi wyjechać me chciał Nie wiele szkodził, handlu nie prowadził, jednak był we wsi, a dzielni wło
ścianie powiedzieli sobie: — żyda mieć nie bę
dziemy.
Radzą, radzą, myślą mówią wreszcie do ple
bana :
— Co tu r o b ić ? ... jeszcze jeden żyd we wsi.
— Zapłaćcie mu za to, ażeby sobie pojechał.
— Prawda! Dobra rada! Za pieniądze żyd wszystko zrobi i ze wsi się wyniesie.
Składa się cala wieś na to, aby żyda wykupić ze wsi. On za małe pieniądze nie ruszy się. Żąda aż 4 stówki. Ciężka rzecz, lecz dzielni ludzie nie zrażają się! Zbierali jak mogli, złożyli cztery *stów- ki«, zapłacili żydowi, zajechali wozami, zabrali rze- czy jego, jego żonę i dzieci, żyda na wóz wsadzili i — wywieźli!
A gdy za ostatnią chatę wioski żyd się już wy- wiósł, rozległy się strzały z moździerza, jak na od*
odpuście. . . Wybiega ksiądz pleban zdziwiony i pyta:
— Co się stało?
— Ostatni żyd ze wsi wyjechał! . . . A kiedy z miast naszych w yjadą?!
— Tak do celu zbliżają się ci, którzy mają hart i siłę woli.
Gdzie wieś owa? Gdzie lud d z ie ln y ? ...
Ci, C ł znają miejscowość, powiedzą — o której wsi mowa, ja — tylko zaręczam, iż podaję do wia
domości zdarzenie prawdziwe.
J a n Ś w ie r k.
Miłe nieporozumienie.
L e k a r z (badając chorego): W której okolicy uczułeś pan najprzód boi?
— P a c y e n t : Zdaje mi się, że między Ż ó ł
kwią, a Kulikowem.
Także bohater.
— Niewdzięczny synu! Wiedz, źe majątek, jaki ci /iałem, został przezemnie wywalczony krwi rozlewem.
— T o lata był dowódzcą armii?
— Zawracanie głowy : w młodości byłem parob
kiem w szlachtuzie.
P o p o w ro cie z w ód.
— Jakże się czujesz teraz?
— Tak sobie; wiesz, bawiłem nad morzem, ale mnie widocznie nie służą takie »olbrzymie
wody*. , ,
— H m ... więc zapewne znowu powrócisz oo swoich zwykłych »małych w ód ek«...
Dobrani sąsiedzi.
— Powiem sąsiadowi sekret, — jestem bardzo
goły-
— A to rzecz dziwna, bo i ja chciałem sąsia
dowi wyznać ten sam sekret.
— Kto to jest ten jegomość, z którym roz
mawiałeś?
— To znakomity budowniczy — dziwię się bar
dzo, że go nie znasz.
— A cóż on zbudował?
— Stawiał cale życie zamki na lodzie i taki sławny.
S Z A R A D A . Pierwszy egzemplarz znanego warzywa,
Czwarte |est zwierzchu, pod spodem nie bywa, D ru gie litera, a w muzyce tr/.ecie,
Wszystko jest kruche, teraz odgadniecie
Za dobre rozwiązanie wyznaczona nagreda.
Rozwiązanie szarady z nr. 7*g'o:
N a-po-le-on.
Dobrze odgadli: pp. Jadwiga Badura z Roi*
dzienia, Agnieszka Knopp z Starego Zabrza, Paulin*
Roczniok z Zaborza, Marya Jadwiszczok z B jtkow a, Zofia Kamińska i Marya Rybarek z Ś w i ę t o c h ł o w i c .
Teresa Polok z Siemianowic, Julianna B u j a k o w s k i
z Pawi )wa.
Panowie: Ludwik Titz z Rozdziena, Pr. Maron z Grzawy, Piotr Stefek z Ornantowic, Walenty Przy
była z Zawodzia, Michał Knopp z Starego Zabrza, Teodor Koppel z Wyrów, Józef Dziuba z L ig o c k ie j
huty, Paweł Szymura z Równia. Józef Łakota z Stu
dzionki, Tomasz Witek z Szarleju, Paweł Słomiany
z Nowej wsi, Stefan Grzenia z Świecia, Jan S z u lc
z Poznania. Jan Wiśniewski z Rozharku, jan PrOba z Czyszek, Franciszek Kozubek z Zabełkowa, Seba- styan Neudek z Zabrza, Filip Bibrzycki z K ra k o w a ,
Juliusz Jan z Martinrzachtu, J. B. z Pazozyny, K a ro l
Duda z Osterfeld, Jan Krząkala, Tomasz Mieliczek, Ryszard Bodynek z Świętochłowic, Paweł Paprutny z Gliwic, Wiktor Gałąska z Gliwic, P'. L a n g n e r
Gniezna, Ludwik Jarosz z Brzesca, Ludwik C z e ch z Polskiej Wisły Franciszek Kowoi z C h ro p a c z o w a ,
W7a!enty Kasprzyk z Józefowca, Paweł S z e n d z ie lo iz z Michałkowie, |an Szulerski z Przegendze, Paweł Sklarek z Szymiszowa, Stefan Wieczorek z Berlina, Jan Kania z Zawodzia, Królik z Zawodzia, A u to m
Hachnik z Siemianowic.
Nakiarftm i c»«*nkam i •Górnoślązaka*, upółki wydawniczej * ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
R «U kt«r •4ip«w i*4jul«y: W o l a k i w K »i»m e»ck