R o k i i i. K ato w ice , N ied ziela, 31-go S ty cz n ia 1904 r. N r 5.
OOZUI
Pisemko poświęcone sprawom religijnym, nauce i zabawie.
Wychodzi faz na iydzień w jfiedziełę.
Bezpłatny dodatek do „Górnoślązaka** i „Straży nad Odrą“.
N a N iedzi#lę S la ro z a p u stn ą .
Lekcya
i Kor. IX. 24—27 i X. 1 —5.
Bracia! Nie wiecie, iż ci, którzy w zawód bie
gają. acz wszyscy bieżą, ale jeden zakład lii erze?
lak bieżcie, obyście otrzymali. A każdy, któiy się potyka na placu, od wszystkiego się powściąga.
■ A oni aby wzięli wieniec skazitelny, a my nieskazi
telny. |a tedy tak bieżę, nie jako na pewną; tak szermuję, nie jako wiatr bijąc: ale karzę ciało moje 1 w niewolę podbijam, bym znać inszym przepowia
dając, sam się nie stal odrzuconym.
Albowiem nie chcę Bracia, abyście wiedzieć nie mieli, iż ojcowie nasi wszyscy pod obłokiem
•jyli i wszyscy morze przeszli, i wszyscy byli
°chrzceni w Mojżeszu w obłoku i w morzu, i wszy
scy jed i tenże pokann duchowny, i wszyscy pili toż picie duchowne (pili z skały duchownej, która za nimi szła, a skała była Chrystus). Ale nie w wielu z nich upodobało się Bugu.
Ewangelia u Mateusza świętego
w R ozd ziale X X .
W on czas mówił Jezus uczniom swoim to po
dobieństwo: Podobne jest królestwo niebieskie czło wiekowi gospodarzowi, k.óry wyszedł bardzo rano najmować robotników do winnicy swojej. A uczy
niwszy umowę z rob tnikami z grosza dziennego, posłał je do winnicy swojej. I wyszedłszy oko.o bzeciej godziny, ujrzał drugie stojące na rynku pró
żnujące, i rzekł im: Idźcie i wy do winnicy moje), a co będzie sprawiedliwa, dam wam, A oni poszli.
I zasię wyszedł około szóstej i dziewiątej godziny, 1 także uczynił. A około jedenastej wyszedł 1 zna
lazł drugie stojące, i rzekł im: Co tu stoicie cał>
dzień próżnujący? Rzekli mu: Iż nas nikt nie na
jął. Rzekł im : Idźcie i wy do winnicy mo|e).
A gdy wieczór przyszedł, rzekł P a n winnicy sprawcy swemu: Zaw daj robotników, i oddaj im zapMtę począwszy od ostatnich aż do pierwszych. Ody tedy przyszli, którzy około jedenastej godziny byli przyszli, wzięli po groszu. A przyszedłszy i p’ęrwsi mniemali, żeby więcej wziąć mieli; ale wzięli 1 oni po groszu. A wziąwszy szemiali przeciw gospoda
rzowi, mówiąc: Ci ostateczni jednę godzinę robiJr ; a uczyniłeś je równymi nam, którzyśmy mieli ciężar dnia i upalenia. A on odpowiadając jednemu z nich rzekł: Przyjacielu, nie czynięć krzywdy. Ażeś się zemną za grosz nie zmówił? Weźmij co twego jest, a idź; chcę też i temu ostatecznemu dać jak > i to
bie; czyli mi się nie godzi uczynić co chcę? czyli oko twoje złośliwe jest, iżem ja jest dobiy? la k c i ostateczni będą pierwszymi, a pierwsi ostateczny
mi. Albowiem wiele jest wezwanych, ale mało wy
branych.
Nauka z tej Ewangelii.
Z czem porównywa Jezus Chrystus w dzisiej
szej Ewangelii królestwo niebieskie, i jak się te po równanie ma rozumieć? . . . . • r-
Zbawiciel porównywa w dzisie|sze| bwangeln królestwo niebieskie, to jest: rehgią prawdziwą przez której wyznawanie 1 wykonywanie maią się starać ludzie o zbawienie wieczne z winnicą do które) go
spodarz po kilka razy na dzień naimuie robotników, a na wieczór wydziela im zapłatę. Jak gospodarz winnicy rano wyszedł najmować robotników do win
nicy swojej, tak Pan Bóg zaraz na samym początku świata, powołał pierwsz\Ch ludzi do swoje) służby, i zalecił im, aby przez życie c n o t l i w e zarabiali sobie na szczęśliwość wieczną Jak właściciel winnicy wychodził najmować innvch robotników, o trzeciej, szóstej i dziewiątej godzinie, to jest podług naszej rachuby, rano o dziewiątej, w południe o dwunastej i popołudniu o trzeciej, tak ludzie w rozmaitych cza
s a c h powoływani byli do uznania prawdziwego
Boga, o którym zapomnieli, iak naprzjkład Żydzi przez Abiahama, Mojżesza i Proroków. Nakomec wszedłszy gospodarz o jedenastej, to jest krótko przed wieczorem, spotkał próżnujących robotników, itych posłał do swojej roboty i tak powoływał 1 po dziś dzień powołuje Bóg ludzi przez rehgią Jezusa Chry
stusa do wiecznej szczęśliwości.
Wieczorem gospodarz winnicy wypłacił robo
tnikom; tak Bóg każdemu człowiekowi po śmierci wymierzy nagrodę, siosownie do jego zasług.
D laczego gospodarz winnicy równą dał wszyst
kim robotnikom zaj)łatę i czy słusznie pierwsi robo
tnicy na to szemrali?
Gospodarz winnicy dat pierwszym robotnikom tyle, na ile się z nimi był zgodził. Nie uczyni im żadnej krzywdy; nie mieli więc przyczyny na to szemrać, że 1 później wezwanym robotnikom dał
tyle, co i onym, Był ów gospodarz winnicy panem sw ijej woli i swego majątku,, mógł zatem dać osta
tnim tyle, co i pierwszym. Że tak uczynił, okazuje to Jego dobroć i miłosieid/.ie; a że na to szemrali pieiwsi robotnicy, nie możn i tego pochwalić, ale trzeba zganić.
I Bóg nie równo udziela ludziom swoich łask:
jednemu daje więcej, drugiemu mniej, ale każdemu daje tyle ile mu potrzeba do zarobienia sobie na zbawienie duszy. Kt > zaś dla tego nienawidzi bli
źniego, że mu Bóg więcej daje la di, ten ciężko grze»zv.
Co to znaczy: ostatni będą pierwszymi, a pier
wsi ostatnimi?
Pan Bóg nasamprzód powołał Żydów do kró
lestwa swego, daleki> więcej wyświadczał im dobro
dziejstw, aniżeli innemu narodowi; bo sam Jezus Chrystus przez trzy łata pracował nad ich nawróce
niem; tymczasem większa ich część nie usłuchała Boga, nie wywdzięczał* mu się za odebrane dobro
dziejstwa, nie uwierzyła w Jezusa Chrystusa; dla tego zostawił ich B ó ' w ich zatwardzeniu, w ich uporze ślepym, odrzucił ich a powoła! do siebie pogan. Poganie, później p wołani do wiary Zbawi
ciela, przyjęli ją a wykonywnjąc gorliwie jej ustawy, zasęli miejsce w królestw e niebieskiem, które Ż y
dom było przygotowane. Co się powiedziało o Ż y
dach, to zastosować można do wszystkich Chrze ścian i do wszystkich ludzi. Wielu, co było dobiymi w młodości, później się popsuło Inni z młodu pro
wadzili złe życie, lecz potem nawrócili się do Boga, i do śmierci w dobiem wytrwali. Tych więc Bóg przyjmie do chwały swojej ci będą pierwszymi, a tamtych odieuci, tamci I ędą ostatnimi.
Co chciał Pan Jezus powiedzieć, że nie wszy
scy ludzie, którzy przyjęli naukę Jego, będą zba
wieni; a to dła tego, bo nie wszyscy żyją podług tej nauki Zbawiciela, chociaż na chrzcie św. przy
rzekli. Noszą oni wprawdzie imię Chrześeian, ale ich życie nie jest takie, jakiego wymaga iezus Chry
stus; jest złe, lozwiozle, bezbożne. A żaden czło
wiek zły, rozwiozły, bezbożny, żaden gizesznik, nie wnijdzie do królestwa niebieskiego. Nie ten, mówi Zbawiciel, będzie zbawiony, co woła: Panie, Panie!
ale ten, co czyni wolę Ojca przedwiecznego. Błogo
sławieni co słuchają słowa bożego i stizegą go. Je
żeli zatem kochani Bracia! chcemy należeć do wy
branych; jeżeli chcemy być zbawionymi, a któżby nie chciał? tedysiaiajm y się o żvcie d >bre, pobożne i sprawiedliwe aż do końca. Bóg nas powołuje;
do nas należy słuchać głosu Jeg o ; Bóg nam kaje usilnie pracować nad zbawieniem naszem; bierzmy siy‘ w ( - całem sercem do tej pracy. Zapocić się w mej trzeba, ba królestwo niebieskie gwałt cierpi i tylko gwaltownicy je porywają; ale też za t<> odzie
dziczymy na wieki w niebie to, czego na tej ziemi ani oko ludzkie nie widziało, ani ucho nie słyszało, ani rozum człowieka pojąć jest zdolny.
U nas inaczej!
Smutno tam, bracia, smuino ponad Wartą, Z duszy cierpieniem i bólem rozdartą,
Ludzie nas dręczą, świat z łez naszych szydzi.
Nikt żałów naszych me słyszy, nie widzi.
Niema bo rady dla duszy tułacze), W szynko dziś u nas inaczej, inaczej.
Dawniej, ach dawniej, po nad Warty brzegiem Ciągła się Polska wolnych pól szeregiem.
Gdzieś tylko spojrzał, polskie dwory stały, Dziś nawet nazwy po nich nie zostały
Tam dzisiaj wszystko przezwane inaczej, Niema bo rady dla duszy tulaczej W tych dworach polscy panowie mieszkali, Ziemię ojczystą nad wszystko kochali, U ich potomków nie było miłości, Obcym sprzedali swe ojczyste włości.
Niema bo rady dla duszy tulaczej Wszystko dziś u nas inaczej, inaczej.
Polscy panowie majętnymi byli,
Obcych przybyszów po dworach karmili, Dziś, moi mili, zapłakać potrzeba, Jakb y nam szczęścia odmówiły nieba.
Dziś pan czy wieśniak tylko się partaczy, Niema bo rady dla duszy tulaczej.
Dawniej nad Wartą, w stolicy lachowej łnnejś nie słyszał oprócz polskiej mowy;
Dziś, gdy tam jesteś, ból ci ściska serce, Ojczysta m nva całkiem w poniewierce.
Tam po ulicach szwargocą inaczej, Niema bo rady dla duszy tulaczej.
Dawniej, ach dawniej, Polski rzeki, wody, Były świadkami wolności, swobody, Wolnymi byli kmiecie, szlachta, pany, A dziś w tuiactwie wszystkie nasze stany.
Niema bo rady dla duszy tulaczej, Wszystko dziś u nas inaczej, inaczej.
Dawniej, gdy Wisła niosła pełne statki Polskiej pszenicy, mieliśmy dostatki.
Było dość ćhleba, było dość pieniędzy, Dziś nic nie mamy, oprócz łez i nędzy.
Niema bo rady dla duszy tulaczej, Wszystko dziś u nas inaczej, inaczej.
Warto, ach W arto! Pókiż twoje fale Roznosić będą łzy nasze i żale.
Kiedyż, ach kiedyż, ponad twoje wody, Wejdzie nam słońce wolności, swobody.
Kiedy się skończy los doli tulaczej I będzie znowu inaczej, inaczej?
Bracia, wnet ujrzym koniec doli naszej.
Słońce wolności wejdzie ziemi laszej Gdy wpośród pracy, nauki i wiary Chować będziemy Ojców zwyczaj stary.
T o Bóg zlituje się doli tulaczej I będzie znowu inaczej, inaczej.
» • > »
-
Rady i wskazówki d l a r o d z i c ó w
przy w ychow aniu dzieci.
m iCiUK dalszy 1
Zresztą mc nie ma dla dzieci takiego znacze
nia, jak przykład. Nie potrzeba im nawet tego mó*
m i, ani przypominać; każda z nich a natury awojej.
3®
przez to samo, źe jest małe wzrostem i słabe, pa*
|rzy ną dorosłych ludzi, jako na źywe wzory, do których usiłuje stać się podobnem. Wie ono, źe starsi więcej wiedzą i mogą, a samo pragnie móc 'w ied zieć ja knaj więcej. To też podpatruje wszyst
kie ich czynności i naśladuje w czem tylko zdoła.
Przypatrzcie się dzieciom wtedy, gdy zupełnie swobodne, z własnej chęci i z własnego pomysłu wynajdują sobie rozmaite zabawy. To co mówią 1 to co robią między sobą, jest zawsze obrazem tego, co starsi mówią i robią przy nich. Dzieci lu- wykształconych bawią się w czytanie książek, w przyjmowanie gości; dzieci troskliwych matek — w pielęgnowanie dzieci. Te które dużo po ulicy Ł‘hodzą i miejskiemu ruchowi się przypatrują, by
wają w zabawach swych strażakami, dorożkarzami, konduktorami tramwaiowemi i t. d. Jeżeli zaś dzieci w domu patrzą na sceny gorszące, nietylko odtwa
rzają j e v w swych zabawach, lecz także przejmuią
«łos, ton, ruchy i czyny, z głosu i postępków dzieci można nawet poznać z jakiego gniazda wyszły.
Widziałem naprzykład dwoje dzieci |ak bawiły w mamę i tatkę. Siostrzyczka ubierała lalkę 1 dawała jej jeść, poczem braciszek, jako tata niby Wracał od zajęcia, krzyczał grubym głosem, gderał małą mateczkę, lalkę zaś bił. Siostrzyczka zaś, jako mama, broniła swej porcelanowej córeczki.
Nie potrzebuję dodawać, że te same dzieci 1 P ^ y innych zabawach, już nie jako mama i tata, lecz jako brat i siostra kłóciły się między sobą za
wzięcie. Raz jedno z nich, widząc obrazek przed
stawiający matkę, kołyszącą dziecko, powiedziało:
'ia t u ś tego dziecka to pewno dopiero nad łanem do domu powróci * fak widzimy, miało ono już w szóstym roku życia nieosobliwe wyobrażenie o ta*
tusiach, widziało to bowiem u siebie w domu.
Gdyby rodzice wiedzieli, że ich niezgodne do
mowe pożycie, tak jak w zwierciadle, odbija się w zabawach ich dzieci, może wstyd by im było, że dzieci już przez swoje zabawy ze złem się oswajają 1 do niego przywyka;ą.
Dlatego też jeszcze raz powtarzam, że niema znakomitszego środka wychowawczego, jak przykład, leżeli nie chcemy uczyć dzieci przykładem, to ich u|e nauczymy niczem innem. Zupełnie na nic się nie zda mówić dziecku, bądź takiem a takiem, np.
bądź łagodnem, posłusznem, uprzejmem, cierphwem, Jeżt?|j my sami wciąż gderać, burczeć, sprzeczać się 1 jedni drugim na złość sobie roi ić będziemy. Jest- to naprawdę dziwne wymaganie, by dziecko na pro
sty nasz rozkaz zrozumiało i di-myślilo się jak ma Postępować, jeśli my mu nie pokażemy, jak to po
m powanie wygląda. Chcemy, aby uwierzyło, że dla
*Uegu dobrem i pożądanem będzie to, czego my sa- dla siebie za dobre i pożądane nie uważamy.
Skądże u dziecka naszego ma się wziąć więeei roz
sądku, dobtej wdi, panowania nad sobą, niż to jest
^ nas samych!
Każdy z nas mógł nieraz zauważyć, że dzieci najwięcej wtedy się uprzykrzają, kiedy jest najwię- j c’ej piacy i kłopotów w domu. Nie jestto jednak
"Jnaimniej dowodem jakieiś osobliwszej złośliwości dzieci i ich chęci dokuczania, bo one zresztą na- Szych trosk me odczuwają, i nie umieją się w na*
Szem położeniu postawić, lecz pochodzi że
|natka zakłopotana i zapracowana bywa zwykle gder-
<Wa i niecierpliwa, a dzieci |ak echo mimowoii jej K‘ os powtarzają i jej usposobienie przejmują. Wy*
Warczałoby, żeby matka nad swem zniecierpliwieniem opanow ała, i zamiast gderać na dzieci, serdecznie 1 wesoło zachęciła je do pomagania w jej pracy,
a oszczędziłaby sobie na resztę dnia kłopotu z ka
raniem ich, napominaniem i poskramianiem ich gry
masów.
Niestety, ludziom się zdaje, że łatwiej jest na
pominać, gderać, karać, niź dobry przekład dawać.
Ale na pogróżki i napominania, na nauki moralne, a zwłaszcza na surowe kary byle kto zd >być się może, lecz na dobry przykład tylko człowiek rozsą*
dny i zacny, O ile jednak ten sp >sób jest trudniej
szy, o tyle bez porównania skuteczniejszy.
Właściwie pogróżki i kary w najczęstszych wy
padkach nie prowadzą do niczego, zwłaszcza jeżeli są jedynym w wychowaniu używanym sposobem.
Pogróżki i kary wywołuią ciągłą wo|nę z dziećmi, bo jeśli dziecko je.-t dobrem tyko ze .Stochu, to naj przód będzie dobre tylko pó.y, póki na nie pHtr/ą, i dlatego, źo na nie patizą; lecz potem, im będzie siarsze, tam będzie gorsze, bo tein więcej odwagi iirtbierze.
Dziecko powinno być dobrem nie ze strachu, lecz z przywiązania i własnej chęci. Żeby tego przyzwy. zaiema i tej chęci nabrać, powinno się w domu własnym ciągle z d .brrm po-.t^p iwaniem spotykać, a zurazem uwierz\ć i zrozumieć, źe wszystko, czego się od mego wymaga, me jest do
wolnie wymyślonym ciężarem, któiy przemoc star
szych na nie nakłada, lecz stałem prawem życia, przestrzeganem przez wszystkich, a zwłaszcza przez tych, którym jest winno miłość i szacunek, którzy nad niem mają władzę i opiekę.
Jeżeli dziecko w ten sposób od dzieciństwa b i dzie nasiąkać dobremi przyzwyczajeniami, wówczas one tak się w niem utrwalą, takiej nabędą siiy i tak staną mu się drugą naturą, źe dozór rodziców bę
dzie już zbytecznym. Dziecko będzie dobrem, bo nie będzie mogło być złnn. Już nie trzeba go bę
dzie napominać i przestrzegać, będzie można na nie liczyć.
Mówiłam, że dziecko powinno być dobre z wła
snej chęci. Niektórzy rodzice wcale nie rozumieją, jak wiele jest wartą ta dobra chęć dziecka, jak tru
dno ją czemkolwiek w życiu zastąpić. Znajdują oni w tem jakoby przyjemność, żeby dziecku swą wolę przemocą narzucać i używać gwałtu tam, gdzie przy innym sposobie postępowania jedno spokojne słowo mogłoby wystarczyć. Jak gdyby p rz e c h w a la j się ze swą siłą i przewagą, diaźnią dziecko słowami.
»[a wiem źe nie chcesz słuchać, ale przekonam cię, źe musisz,* Wypowiadają to, z takiem upodoba- niem, z takiem naciskiem i szyderstwem, że i w naj- łau .dniejszem dziecku budzi się bunr i chęć posta
wienia na swojem a co najmniej chęć jaknajry- chiejszego uwolnienia się od tej ciężkiej rodziciel
skiej władzy, która wciąż krępuje, gniecie, i weąż zmusza do czegoś niemiłego.
Otóż najpierw należy zrozumieć, że bardzo się mylimy myśląc, źe dziecko musi być takie, jakiem my chcemy je zrobić. Taka władza wcale nam me przysługuje. My mamy nad dzieckiem tylko tę wła
dzę", jaką drfje większa siła i doświadczenie z jednej
Struny, a z drugiej tę, jaką zdobędziemy sami przez pozyskanie ufności i miłości dziecka.
Z władzy tej możemy korzystać w tym celu, żeby dziecku przeszkodzić w jakimś złym postępku, lecz przez to bynajmniej me poskramiamy tej skłon
ności, która je do danego postępku popychała. Mo
żemy także użyć swej władzy, ażeby dziecko ukarać, na klucz zamknąć, z jednego miejsca usunąć, na drugie przenieść i t. p. Ta siła nie zmusi lednak dziecka, by me pożądało tego, czego pragnie, lub
36 chciało tego, co mu tię nie podoba. Owszem, im większe trudności stawia mu przemoc rodzicielska, tem goręcej ono pragnie te trudności przezwyciężyć i tę przemoc obalić. Tak jak żaden ojciec i żadna matka nie mogą dziecka zmusić d > spania, gdy spać nie może, ani do śmiechu, gdy mu się na ułacz ze- brało, tak żadne z nich nie ma tej mocy, by dziec*
ku wmusić taki sposób zachowania się, przed któ
rym się wzdryga. W końcu dziecko robi to, czego od niego żądają, lecz tylko z obawy przed karą, ale nie w przekonaniu że to jest dla mego dobrem.
Czyż takie posłuszeństwo jest co warte? Czyż nie lepiej łagodnie, powoli i spokojni.* wytlómaczyć dziecku, że to co żądamy od mego, jest dla niego dobrem? Wtedy dziecko chę*nie posłucha, a tylko takte posłuszeństwo jest wogóle coś warte.
Takie posłuszeństwo zdobywają rodzice nie silą i nie karą, nie post achem i pogróżką, lecz wiarą i miłością, jakie w sercach dzieci dla siebie zaszczepili.
Zanim wytlómaczę w jaki sposób tę wiarę i mi
łość prowadzącą do posłuszeństwa zaszczepić, mu
szę obszerniej pomówić jesscze o jednym błędzie, którego dotąd tylko zlekka dotknęłem.
Mówiłem, że chętnie powtarzamy dziecku słowo
♦ musisz*, wypowiadając to z przekonaniem, że ono zrobić tego nie chce. Wtedy dziecko, sądząc, że w rozkazie tym jest coś przeciwnego jego woli, rze
czywiście nie chce usłuchać i zacina się w un* rze.
Takie postępowanie jest łędne. Nie mówmy dziec
ku >ty musisz* to zrobić — lecz »ty chcesz, ty wo
lisz to zrobić* i poczekajmy chwilę aż dziecko zro
zumie i usłucha; me nałegaimy ciągłem powtarza
niem rozkazu, bo to dziecko znuży i jesz ze dłużej ociągać się będzie. Nie wmawiajmy w nie nigdy, źe usłuchać me chce.
Nigdy nie należy dziecku złego poddawać, ani wmawiać w nie złvch chęci i brzydkich pobudek.
Przeciwnie, postępujmy z niem zawsze tak, jak gdy
byśmy wierzyli, że nietylko chce, ale może nas usłu
chać i być dobrem, jak gdyby nam nawet na myśl me przyszło, że dziecko chce się nam spizeciwić i na złość robić.
Czasem przez takie niewłaściwe zachowanie się, sami wprost zaszczepiamy w dziecku te wady, które później z wielkim o udem i mozołem zwalcza
my, mestfty, już bez skutku.
Jeżeli mv dziecku wierzymy, to i ono łatwiej samo sobie uwierzy, a ta wiaia jest mu koniecznie potrzebna po to, by miało do-ć siły i odwagi do zwalczania własnych złych popędów, słabostek i skłon
ności. Z własnego doświadczenia wiemy, źe takie zwalczanie samego siebie z łatwością nie pizychodzi, źe na to potrzeba dużego wysiłku. Ażeby się słabe dziecko zdobyło na ten wysiłek, potr/eba mu w tem pomoc, wzmacniając jego odwagę i otuchę.
Niejednego przykrego starcia z dzieckiem mo
głaby sobie matka oszczędzić, gdyby jak to wyżej wspomniałam, zamiast mu nudzić, »nie chcesz, ale musisz*, powiedziała odraził spokojnie lecz stano
w czo: »wiem, źe to zrobisz, bo sam tego chcesz*.
Zwłaszcza w małe dziect nieomal wszystko wmówić można, jeżeli tylko zawczasu przez własną prze
korę sami ich nie pobuntujemy. Opowiem kilka przykładów:
Mała dziewczynka trzyletnia zostawiła lalkę w kuchni na podłodze i chciała iść na obiad: »Naj- przód podnieść lalkę* — mówią jej kucharka i niań
ka. Dziecko się nie rusza. Przychodzi ojciec: »Po
dnieś lalkę, bo me dostaniesz obiadu*. Dziecko opiera się dalej. Sprowadzają matkę; ta przychodzi
i łagodnie opierając rękę na małej główce, mówi:
»Ja wiem, źe Mania zaraz laleczkę podniesie, bo ona mamę kocha i nie chce, żeby się na nią gnie
wała*. W tej chwili dziewczynka uczyniła, czego chciano; poprostu uwierzyła odrazu i w miłość swą do matki i w dobrą wolę własną.
Nieraz też uważano, że dziecko, które ciągle słyszy, że jest złem, niegizecznem złośliwem, niezno- śnem, tak w to uwierzy, tak się tą myślą przejmie, że jego natura jest złą, była zlą i będzie taką, że nawet nie myśli próbować się propawić.
Znałam cztery córeczki rodziców bardzo za
pracowanych, chociaż zamożnych; dziewczynki były niezłe lecz swawolne, ptzytem tak ciągle słyszały od rodziców, nauczycielek, służby i t. d , że są nie
grzeczne, nieznośne, tak często kary za to odbierały, źe w końcu przekonano, że są dla wszystkich nie
szczęściem i plagą, postanowiły — nie poprawić się, bo nie wierzyły, żeby to było możliwem, lecz albo się utopić, albo z domu uciec. Próbowały rawet jednego i drugiego.
W jakiś cza.4 potem przybyła do nich ciocia;
gdy je poznała, polubiła je, i zaczęła upatrywać w nich pewne przymioty: to dobre serce, to pilność do nauki i t. d. Wtedy uwierzyły, źe są i mogą być coś warte, i wyrosły na bardzo dobre, rozsądne i pożyteczne kobiety.
Mówią dziecku: »Nie chcesz ale musisz,*
wmawiamy w nie, źe rzecz, której żądamy jest sama przez się przykrą dia niego, a jeszcze pizykrzejszą przez nakładany na nie przymus. My sami dobrze wiemy, jak przykrem nam się wydaje wszystko to, co robimy pod przymusem. Dobrze nam jest cza
sem zamknąć się w mieszkaniu i za próg nie wy
chodzić; jeśliby jednak, nakazano nam siedzieć w zamknięciu i wiedzielibyśmy, że nam z pokoju wyjść nie wolno, że wypoczynek nasz nie jest do
browolnym, lecz nakazanym, czulibyśmy się pokrzyw dzeni, że nas zamknięto jak w więzieniu.
Spacer i świeże powietrze jest przyjemnością dla tych, którzy ich używają z własnej woli, lecz ci, którzy z musu, z konieczności muszą biegać po mie
ście np. nosząc listy, uważaią to za robotę uciążliwą.
Tak jak w. nas dorosłych, tak i w dziecku, to, co jest pizymusem, budzi obrzydzenie. To też ile razy dziecko uwierzy, że robi coś z własnej chęci zgo
dnej z wolą dorosłych, słuchać ich będzie o wiele prędzej, m i, gdy mu się ostrym głosem na
każe.
Tak więc z powyższych przykładów jasno wi
dzimy, jak często zbyt gorliwi rodzice, chcąc gwał
tem t-drazu dziecko do swej woli nagiąć i według swej myśli urobić, przez nieumiejętność i przez nieznajomość natuiy dziecka, sami utrudniają swą pracę i sami sobie przeszkody na drodze stawiają.
O tej sprawie należy jeszcze obszerniej po
mówić.
Przedewszystkiem głównie błądzą rodzice przez to, źe nieznają natury dziecka.
Ze wszysikich stworzeń, żyjących na ziemi, człowiek najwolniej się rozwija i najwolniej docho
dzi do dojrzałości. Zanim z niemowlęcia stanie się człowiekiem dorosłym, musi upłynąć mniej więcej łat ló do jo. W ciągu tego czasu wszystko się w nim ciągle zmienia, ale zmienia się bardzo po
woli. Dziecko rośnie, ale z dnia na dzień różnicy jego wzrostu ani dojrzeć, ani oznaczyć nie można.
Dziecko nabiera sił, zmienia kolor włosów, twarzy, zmienia, kształt nosa, czoła, ręki, ale oglądając je dzień po dniu, zawsze mamy to przekonanie, ie
dziś je jt tem *amem i talfiem samem, jak wczoraj, bo ttniany te są bardzo powolne, przychodzą sto
pniowo i nieznacznie.
A takie same zmiany jak w jego ciele, zacho- dzą i w jego duszy, ale równie nieznacznie, powoi- nie i stopniowo. Dziecko trzyletnie wie, rozumie
■Jioże więcej, niż dwuletnie; lecz niema takiego unia, w któremby oznaczyć można, że dziecko z głu
piego stało się mądrem. Również i mówić uczy się dziecko powoli, począwszy od pierwszych dni
?ycia; pierwsze przysłuchiwanie się słowom matki już przygotowaniem się do tej nauki, a trwa ona długo, bo i wtedy, gdy dziecko śmiało całemi dniami j^czebi ice, mówi jeszcze tak niewyraźnie, źe tylko bhzcy je rozumieją, i ciągle uczy się wymawiać no
we wyrazy i wyrażenia. Podobnie jest z czytaniem.
Najzdolniejsze dziecko nie nauczy się czytać prędzej, niż vv trzy miesiące, a jeszcze niema mowy o czy
taniu płynnem i poprawnem. Wszystko to wiemy Robrze, a jednakże chcemy, by na nasze żądanie dziecko usposobienie swoje odrazu zmieniło. Wie*
rny> że dziecko więcej niź przez kilka lat uczy się mowy, przez kilka miesięcy uczy się czytania, a są
dzimy, że posłuszeństwa, łagodności, cierpliwości, porządku, panowania nad sobą, ostróźności, uprzej
mości może się nauczyć w jednej chwili, i to w ta- ei» kiedy matka na nie krzyczy, lub ojciec rózgę w rękę bierze!?
Jeżeli matka pragnie, żeby dziecko utyło, to przecież nie poprzestanie na tem, żeby mu dać do zjedzenia dwa talerze klusek i do wypicia dwie kwarty mleka, nie spodziewa się bowiem, żeby po taktem jednorazowem przejedzeniu, odrazu stało się
"Ustein i czerstwem. Daje mu ona codziennie ob- e • zdrowe pożywienie, zachęca do jedzenia, pil
nuje etanu żołądka, unika potiaw, któreby go prze
ładować mogły, w porę spać kładzie i pozwala na spokojny, długi sen; zachęca do przechadzki, żeby apetytu nabrało, i dopiero po kilku tygodniach,
? może nawet miesiącach, spodziewa się, że lepiej 1 zdrowiej wyglądać będzie.
Tak samo jak dążymy do poprawy zdrowia jwiecka, musimy dążyć do poprawy jego charakteru ; j*k samo, jak zdrowe pokarmy, lak i dobre przy- icJy> i dobre nawyknienia, i rozumne nauki musi
•sobie dziecko przyswajać stopniowo, powoli, jeżeli Przymioty te rzeczywiście jego naturę zmienić i udo
skonalić mają, a tak jak na wyzdrowienie dziecka, ną jego wzrost i utycie, tak i na jego poprawę cier
pliwie Czekać trzeba, naturalnie zawsze i na każdym kroku robiąc to wszystko, co mu do poprawy pomoc 1 w niej umocnić może.
Tego wogóle rodzice nie rozumieją i nie chcą '^zumieć. Zdaje im się, że już zrobili wszystko, gdy krzykną na dziecko, i każą mu być grzecznem, jj ,l potem mszczą się na niem za to, że ich nie usłu
chało, i swej natury i przyzwyczajeń odrazu nie zmieniło.
Tymczasem to nie jest wcale winą dziecka;
°no po prostu nie może stać się odrazu takiem, jak
‘ hcemy, ono może tylko chcieć stać się innem, a my dusim y mu w tem dopomoc.
Dlatego do najważniejszych przymiotów rodzi
ców należą cierpliwość i wytrwałość.
Jedna z drugą powinna zawsze iść w parze.
Jeieli bowiem zalecam cierpliwość, to wcale nie ta*
. któraby kazała spokojnie znosić wszystkie wy- jryki i grymas}' dziecka w tem przekonaniu, że się z nick ono samo poprawi. Bynajmniej, taka cier- Pliwoćć u rodziców wcale cnotą nie jest. Powin
niśmy zawsze i stale skłaniać dziecko ao robienia dobrego, a powstrzymania się od złego; stawiajmy mu wciąż jedne i te same wymagania, udzielajmy wciąż takiej samej zachęty, a dopiero, gdy zro
bimy wszystko, co do nas należy, cierpliwie cze
kajmy skutków, licząc na to, że dobre przyzwy
czajenia się utrwalą, i w usposobieniu dziecka na jaw wyjdą.
Do najczęstszych i najkłopotliwszych wad u dzieci należą grymasy i upór. Do grymaśnych czy kapryśnych dzieci zaliczamy takie, które coraz to chcą czego innego, niczem się nie zadawalniają, co
raz czegoś nowego się napierają; rodzice, chcąc uniknąć ich krzyków i płaczów, tracą głowę, nie wiedząc jak z niemi postąpić, żeby je uciszyć i do porządku nawołać. Kary zwykle nie pomagają, a perswazje jeszcze gorszy skutek przynoszą, gdyż zanim rodzice skończą mówić, już dzieci coś nowego wymyślą.
Są to dzieci, które same nie wiedzą, czego chcą, mają wolę zbyt słabą, zbyt chwiejną, zbyt nie
jasną, a przez to męczą nietylko starszych, lecz i sa
mych siebie. Takie natury najczęściej spotykać można u tych dzieci, którym zbyt słabi rodzice za
nadto dogadzają i za dużo ich się pytają, albo u tych, któremi rządzą nie podług jakichś stałych przekonań, lecz podług wybryków własnego humoru.
Co im raz dobre, to na'drugi raz zawadza, na co dziś pozwolą, tego zabronią jutro, a co tylko dziecko robi, wszystko im się wydaje albo nie w porę, albo niepotrzebne, i w każdem zajęciu czy zabawie dzie
ciom bez potrzeby przeszkadzają.
Tym sposobem i dzieci nawykają do tego, żeby o niczem dłużej nie pomyśleć, niczem się dłużej nie zająć, i w końcu same nie wiedzą, czego chcieć mają.
Czasami też zdarza się, że dzieci zresztą dobre i posłuszne, ni stąd ni zowąd zaczynają kaprysić.
Dzieje się tak dlatego, że im naprawdę czegoś bra
knie, czego oznaczyć nie umieją i same szukają spo
sobu usunięcia tego, co im dolega, przyczem wpa
dają na różne właściwe im pomysły. Każda matka wie, że dzieci najwięcej grymaszą kiedy są śpiące, lub kiedy są głodne lub zmęczone.
W każdym wypadku kaprysów dziecka należy zbadać przyczynę ich i nie krzyczeć na dziecko, ani z niem nie rozprawiać, ani jego grymasów, nie słuchać, lecz po prostu spokojnie postanowić, co ma w danej chwili zrobić i dopilnować, żeby t ? naprawdę zrobiło.
Ponieważ dziecko ma wolę chwiejną, przeto nasza wola musi mu jego własną zastąpić; ponie
waż nie wie, czego chce, musimy mu powiedzieć, czego chcemy sami. Jeżeli uważamy, że dziecko może być śpiące, głodne i t. p., powinniśmy jego potrzebie zaradzić; jeżeli tak nie jest, dajmy mu ja
kie zajęcie. Zwykle ten ostatni sposób wystarczy;
jeżeli jednak to nie pomoże, odsuńmy się od niego, zostawmy je samo i powiedzmy, żeby do nas przy
szło dopiero wtedy, kiedy będzie grzecznem.
Z dziećmi kapryśnemi trzeba ogromnego spo
koju i ogromnej stanowczości.
Nigdy nie trzeba im pozwolić czegokolwiek od siebie wytargować, wypłakać, wynudzić, przestrasza
jąc nas kaprysami. Nie marnujmy dużo słów, po
wiedzmy t3’lko jedno, ale to niech będzie święte, a kiedy raz wydamy takie a takie rozporządzenie, nie zmieniajmy go nigdy.
(Ciąg dalszy nastąpi.)
3*
Praca i zdrowie.
Benjamin Franklin powiedział: »Kto nic nie robi, bardzo jest blizkim robienia złego.*
Zdanie to moźnaby rozszerzyć i uzupełnić w ten sposób:
»Próżniactwo jest matką złego i choroby.*
Tak, zaiste, próżniactwo prowadzi zarówno du złego moralnego, jak i fizycznego. Franklin więc wypowiadając powyżej przytoczone zdanie, miał zu
pełną słuszność, słuszność tem większą, że cale jego życie stósowalo się ściśle do powyższej maksymy.
W odległej starożytności, filozof Platon w yra
ził tęż samą myśł: * Ciało nasze, mów ił, psuje się w spoczynku, bezczynności, a zachowuje się przez ruch i ćwiczenie; dla duszy i dla ciała spokój jest zlem.«
Praca nie tylko me jest przeciwną zdrowiu, ale pizeciwnie pozostaje z niem w ścisłym związku;
oboje nawzajem się wspierają, z ich połączenia po
wstaje szczęście, trwałość i godność życia.
Potrzebujemyż tu mówić, co to jest zdrowie i jaki skarb ono stanowi? Wyraził to dobitnie nasz Kochanowski:
Szlachetne zdrowie, Nikt się nie dowie Jako smakujesz,
Aż stę zepsujesz, i
Skarfj ten wszakże to ma do siebie, że nie po
trzeba mu dowierzać, należy go strzedz najpilniej i nie nadużywać sil, które się niejednemu zdają nie
wyczerpane. Ileż to codziennych prawie mamy przy
kładów, źe ludzie w kwiecie życia, sił i zdrowia — przez nadużycie ulegają rozmaitym chorobom, tracą wszelką energię, i giną podcięci kosą śm ierci! Gubi ich nie co innego jak właśnie ów nadmiar sił. Po- cóż być skąpym, gdy się jest bogatym? To wy
borne zdrowie zdaje się być niewyczerpanem; ale jak worek najlepiej wypchany staje się wkrótce pu
stym, jeżeli jesteśmy rozrzutni, tak i najzdrowsze ciało przez nadużycie traci swe siły i ginie. — Wiedz bowiem, że ci ludzie rujnują się i umierają przez brak oszczędności.
To pewna i e ci tylko ludzie, co obliczają każ dy grosz wprzódy, zanim go wydadzą, a swoje siły wprzódy, zanim działać poczną, zdolni są dojść do majątku i późnego wieku.
Obok tych Herkulesów, których śmierć tak ła
two sprząta, widzim słabe i chorowite istoty, które pomimowolną litość wzbudzają. Jesteś pewny, że dni ich policzone, że niedługo pogoszczą na ziemi.
Mylne mniemanie! ci ludzie przywykli się szanować, oszczędzać, żyją w niezłem zdrowiu, a częstokroć nawet późnej dochodzą starości. Istotnie trudno uwierzyć, jak daleko zajść by można przy sla
bem, ale dobrze prowadzonem zdrowiu. Rzekł
byś, źe ludzie ci żyją dla tego tylko, że żyć posta
nowili.
W historyi wiele znajdujemy na to przykładów.
Król Francuzów Ludwik XI., którego współcześni historycy zwali * anatomią chodzącą,« z powodu nadzwyczajnej chudości, rozwinął jednak w ciągu swego panowania wielką energię charakteru, okazał czyność niezmierną, ale też oszczędzał się, szano
wał i wbrew swej chorobliwej naturze żył długie lata. Nie mniej ciekawych przykładów długowiecz
ności dostarczają nam trancuzey filozofowie Fonte-
nel i Wolter. Pomimo słabego składu ciała i życia pełnego pracy, Fontenel przeżył cale stulecie. W ol
ter zaś pisał w sześćdziesiątym roku życia te słowa:
* Przyroda dała mojej duszy futerał (ciało), najchud
szy i najlichszy, a przecież przeżyłem wszystkich nieomal swoich doktorów, aż do ostatniego: wstrze
mięźliwość mię ocaliła!
l.ecz nie sięgając tak wysoko, i pośróć [ o- stych robotników znajdziemy przykłady długoletno- ści, pomimo słabego zdrowia i ciężkiej nieraz pracy.
Tomasz Parr, prosty włościanin angielski, umarł w Londynie, przeżywszy dziewięciu monarchów, w dziewiątym roku panowania dziesiątego z nich, mając 125 lat i o miesięcy. Henryk Jenkms, biedny rybak z hrabstwa York w Anglii, żył sto sześćdzie
siąt dziewięć lat. Obaj nie odznaczali się wielką silą i krzepkością, i żaden z nich nie mógł przewi
dywać tak długiego życia. Ale życic ich było pra
cowite, umiarkowane i wstrzemięźliwe, a to właśnie stanowi sekret długowieczności.
Z tego co się powiedziało, jasno widzim, że zdrowie nie jest własnością siły, ale nagrodą roztro
pności.
Niedbalstwo, jakie okazujemy względem siebie samych, dziwne stanowi przeciwieństwo ze stara
niami, jakich nie szczędzimy wszystkiemu, co nas otacza. Człowiek, który się tak troszczy o zacho
wanie swego mienia, swoich granic, człowiek, któ
rego tak niepokoi choroba jego bydła, zaledwie my
śli o sobie. Wyrozumowal sobie sposób postępowa
nia ze swemi zwierzętami, reguluje ich żywienie, pracę, spoczynek, utrzymuje je czysto, albowiem to wszystko dotyczy jego kieszeni! Ale dła sie
bie nic nie robi, bo to żadnej mu korzyści nie przy
niesie.
Co za zaślepienie, nadewszystko dla tych, co żyją z pracy rąk własnych! Ńie pojmują tego, że zdrowie stanowi całe ich .szczęście, jedyny ma
jątek !
W obec tej niczem nieusprawiedliwionej po
gardy, jaką ma człowiek względem siebie samego, i dziś jeszcze możne p .wtórzyć słowa Bichata "zna
komitego fizyologa, wyrzeczone na posiedzeniu uczo
nych: »Po tak troskliwem wyszukiwaniu środków ulepszenia i udoskolenia ras zwierzęcych, lub roślin przyjemnych i pożytecznych; po stokrotnych przeisto
czeniach ras koni i psów; po aklimatyzacjach, szcze- pianiach i rozmaitych przeobrażeniach owoców i kwia
tów, nie wstydże to, tak zaniedbywać rasę człowieka, jakby ta najmniej nas obchodziła, jakby ważnipjszem było dla nas mieć wielkie i tłuste woły, aniżeli sil
nych i zdrowych ludzi; brzoskwinie pachnące lub tulipany kropkowane, aniżeli światłych, dobrych i dzielnych obywateli? Czas już zaiste abyśmy zro
bili z sobą to, co tak pomyślnie zastósowanem zo
stało do wielu towarzyszów bytu naszego; czas przej
rzeć i poprawić dzieło przyrody; śmiałe to wpraw
dzie przedsięwzięcie, nie mniej wszakże zasługuje na nasze poparcie, ile, że z samej natury rzeczy wypływa. *
Udoskonalenie zas człowieka tylko przez hy*
gienę da się uskutecznić.
Ale niejeden mi zarzuci, że choroba jest skut
kiem organizacyi ludzkiej — źe wszelka machina, pomimo największych starań i zabiegów, prędzej czy później zużyć się m usi; słowem, że choroba jest nie
uniknioną.
Prawdaż to?
Zastanówmy się na chwilę.
Badając choroby, którym podlega rodzaj ludzki, słabości, które nas trapią, wnet przyjdziemy do
39 przekonania, że się rozpadają one na dwa wcale róźne działy.
fedne z tych chorób są koniecznym wynikiem 1 następstwem naszego organizmu; przychodzą one zwykłym tryhem rzeczy, umknąć ich nie w naszej test mocy, a wszelkie śro d k i zaradcze, wszelkie leki 1 starania, na nioby się nie przydały.
Ale mnr- choroby, a tych jest większa daleko 'iczba, przychodzą przed czasem i wlasnem naszem są dziełem. Nie tylko żeśmy się nie starali im za- Pobiedz, ale być może, żeśmy je sami wywołali swo- 'm nierozsądkiem, swą niezaradnością i pogardą praw zdrowia. C złowiek nie umiera o swej godzi*
n>e, przebiegłszy stopniowo wszelkie fazy życia, ale ji przyspiesza swój zgon dla tego, że nie umiał lub Niechciał zachować swoich -ii i zdrowia To też słusznie powiedziano: Człowiek nie umiera, ale się zabija. 1 w rzeczy samej, iluż to jest ludzi, którzy ze starości umierają. A jednak potrzebaby na to jednego tylko, lubo niezbędnego warunku: ży- (la najętego pracą, połączonego z umiarkowaniem 1 wstrzemięźliwością w każdej rzecz}'. Uczy nas tego nauka zdrowia czyli hygiena, która wskazuje, jak ustrzedz się chorób i jak życie przedłużyć. Dla ogóż z nas nauka ta obojętną być może? Ob
chodzi ona zarówno najsłabszych jak najmocniej
szych. Bo któryż zegarek nie potrzebuje czasem ze
garmistrza? A skoro tak, zastanówmy się, ilu cho
robom człowiek uledz może w ciągu krótkiego swego
*ićia. Przypuśćmy, że jest ich dziesięć, a liczba ta pewnie nie jest przesadzoną.
Jeżeli więc dzięki hygienie zdołacie się ochro
nić od połowy tych chorób, ba, od paru nawet, to
* pieniędzy oszczędzicie, bo w chorobie nie dość M\ leczenie płacić potrzeba, ale co gorsza, czło
wiek z pracy rąk żyjący, pozbawiony jest dochodów przez cały czas trwania swej choroby. Hygiena więc oddałaby wam wielką przysługę, od samych ylko tych strat was oswobodzając, nie licząc już ' ■•'rpień nieodłącznych od każdej choroby.
Wszakże nie o samą tu tylko kieszeń idzie- Jesteście/ pewni, że z pomiędzy tych kilku chorób,
°d których hygiena was oswobodziła, nie znalazłaby s|ę jedna taka, któraby was o dłuższą niemoc przy
prawiła.' A skoro hygiena usuwa od was tę chorobę nie mam że powodu mówić, że nauka ta jest jedną ' najpożyteczniejszych ?
Wprawdzie człowiek nie tylko z ciała, ale z du- Hz> się składa, zdrowie nie jest wyłącznem jego do-
•rein, a życie materyalne jedynym celem.
\Viem, że pod tą cielesną powłoką przebywa
"żywiąjący ją bożki pierwiastek. Pierwsze swe sta
j n i a poświęcamy kształceniu duszy, rozwojowi umy- n. | zaiste, nic nad to słuszniejszego. l ecz nie -puszczając z oka tak wzniosłego celu, nie zapomi
najcie też o ciele. Nie bądźcie podobni do * wy eh złych rządców, którzy zajęci wzniosłemi spekula- cyami, pozwalają domom swvm rozsypywać się w gruzy.
I.ecz niejeden przyznając zupełną słuszność lęmu co się wyżej powiedziało, mówi przecież:
•dzie nam przy pracy troszczyć się o swojen. zdro
wiu, gdzie myśleć o hygienie? Praca zużywa i mę- rzy ciało; praca zdrowiu nie sprzyja, a bez niej obejść się nie możemy.
Jeżeli w rzeczy samej taką jest mysi wasza, to pozwólcie powiedzieć, że grubo błądzicie. Nie wi- ,imyż codziennie /.bogaconych ciężką pracą rze
mieślników tracących nagle zdrowie w bezczyn
nym spoczynku, w t«m priejściu z c z y n n e g o i
pracowitego życia do tak pożądanych wygód do
brobytu ?
W arystokratycznej Anglii bagactwo zostało uprzywilejowane pewną chorobą, zwaną >spleenem*, pochodzącą z próżniactwa i bezczynności: czarne my^śli, zniechęcenie do życia, skłonność do samobój
stwa, ociężałość ciała i ducha, takim jest stan tych ofiar znudzenia, których ciała są bez energii, umy-- sły bez zajęcia, “imaginacya odrętwiała, ręce bez użytku. Tylko praca mogłaby ich uleczyć! Cza
sem Opatrzność pozbawia tych ludzi bogactw i znie
walając ich do pracy, zdrowie przywraca.
Praca, która prowadzi do dobrobytu materyal- nego i wielkości moralnej, jest też najniezawodniej- szą gwarancyą zdrowia, oraz długiego i szczęśliwego życia. Praca to nadaje waszym członkom giętkość, a’ muszkułom tęgość i energię; praca chroni od zbytków, od wielu smutnych nałogów i wybryków nieodłącznych od próżniactwa; praca wreszcie za
chowuje, ulepsza i udoskonala grę tych wszystkich władz naszych, które tępieją w bezczynności i spo
czynku.
Jak machiny lub narzędzia, skoro wyjdą z uży
cia, pokrywają się rdzą i niszczeją, tak i nasze or
gana ulegają zepsuciu, skoro funkcyonow'ać przestaną Gdzie nie ma pracy, tam zdrowia nie ma.
Widzicie więc, że spoczynek nie jest bynaj
mniej warunkiem życia. Rzućcie okiem na wszystko, co nas otacza w przyrodzie, a przekonacie się, że spoczynek nie jest prawem świata; prawem jego jest praca. I od tych gwiazd, które bez ustanku przebiegają ogromy niebieskich przestworów, aż do mórz poruszanych nieustannie przypływem i odpły
wem, aż do rzek zawsze przelewających swe wody, aż do waszych płuc rozszerzających się piętnaście razy na minutę, by odetchnąć wszechożywczem po
wietrzem, aż do serca bijącego w waszej piersi od pierwszej do ostatniej chwili życia waszego i rozle
wającego krew po calem ciele; słowem wszystko, od nieskończenie małego w stworzeniu, wszystko się rusza, działa, pracuje!
Wstrzymajcie na chwilę tę działalność po
wszechną, uczyńcie nieruchomemi kola tej wielkiej machiny, wstrzymajcie bieg tych wód, ruch serca, nie dopuśćcie przez chwilę do piersi powietrza, któ- rem ta oddycha, zatrzymajcie krwi obieg, a wszystko zamrze, zginie!
Tak więc, czynność i praca są obrazem, wa
runkiem i prawem życia.
Pracujcie więc bez żadnego zwątpienia, 1 o wielkie i święte prawo pracy, zarówno ciału jak i waszemu sprzyja dobrobytowi; ono to jest rękoj
mią waszej niezawisłości i godności. Widzicie, że ofiary pracy bardzo są rzadkie, gdy przeciwnie pró
żniactwo wiele ich wydało. Podług danych staty
stycznych w miastach wielkich w poniedziałki i wtorki największa ilość chorych przybywa do szpitali. A to pewna, źe nie z pracy choroba ich wzięła początek.
Stare prawdy.
Góry i padoły okazują wielmożność Boską i dobrodziejstwa jego; j ola, rzeki i drzewa brzmią chwąłą jego. Ale człowieku, ciebie przyozdobił la
ską szczególniejszą B ó g; i w y w y ż sz y ł cię nad wszyst
kie stworzenia.
Dat ci rozum dla utrzymania władzy tw ojej; ob
darzył cię językiem sposobnym do wydoskonalenia, przez obcowanie z podobnymi tobie.
Dal ci umysł sposobny do rozmyślania, aby mógł być zdolnym rozważać i wielbić doskonałości fego niepojęte; i w prawach, któreć ułożył za pra- widło życia twego, tak złączył powinności twoje z naturą istoty twojej, że posłuszeństwo przykaza
niom jego sprawuj** prawdziwe szczęście twoje.
Wychwalaj więc Opatrzność jego przez pienia, któreby wyrażały wdzięczność twoją; w cichości ruda miłości Jego, niech serce twoje wylewa się na dziękczynienia; niech wargi twoje głoszą chwalę Je go: niech sprawy twoje wyznaczają przywiązanie twoje do prawa jego.
Sprawiedliwy jest Fan, sądzi ziemię z sprawie
dliwością i prawdą. Czyi iż nie na łaskawości i do
broci ugruntował prawa swoje? i czyliż nie będzie karał przestępców onych?
Nie mniemaj człowieku śmiały, że przeto, iż kara twoja jest odwleczona, osłabione jest ramię Pana i nie pochlebiaj sobie, że będzie cierpiał nie
prawości twoje.
Oczy Jego przenikają skrytości serca twego i w y
ryte są w pamięci jego, nie czyni różnicy między osobami i dostojeństwo.
Wielki i mały, mądry i nieumiejętny, raz uwol
nieni od więzów życia tego śmiertelnego, odbiorą zarówno podług zasług swoich przez sąd Stworzy
ciela sprawiedliwą i nieśmieitelną nagrodę.
Na ten czas drzeć będą winowajcy i zatwar dziali prawołomcy; ale serce sprawiedliwego będzie napełnione radością.
Bój się Pana po wszystkie dni życia twego, chodź ścieżkami, któreć wyznaczył, niech cię ostrzega roztropność, niech cię wstrzemięźliwość utrzymuje, sprawiedliwość niech cię prowadzi za rękę, niech dobroczynność zagrzewa wnętrzności twoje, i nie chaj wdzięczność twoja dla nieba nauczy cię czci, którąś Mu winien. Tym sposobem szczęściem pra- wdziwem cieszyć się będziesz przez bieg życia twojego śmiertelnego i dojdziesz swego czasu do najwyższej szczęśliwości, której wieczność będzie końcem.
W esoły kącik.
Różne są sposoby mówienia: młodzi nfówią zwykłe o tem co robią, starzy najchętniej rozprawiają o tem, czego dokonali, głupcy tylko rozwodzą się nad tem, coby chcieli robić.
Ależ Kasiu, czemu palisz list. wcale go nie otworzywszy ?
Bo mi mój Ja ś pisał, że każdy list od niego mam natychmiast sp alić. . .
N a u c z y c i e l : Czemu woda w morzu jest słona ?
I c z e ń : Bo dużo w niej żyje śledzi.
- Twój profesor idzie, poczekaj, zapytam go, jak się uczysz.
— Niech się tatko próżno nie trudzi; to profe
sor greckiego i łaciny, on by tatko nie zrozumiał.
Nakładem i c*cionkami
Id y lla b iu ro w a.
Szef biura był znów, jak zwykle, w złym hu
morze. A gdy był w złym humorze, to złość swoją wywierał na podwładnych, co zresztą zawsze się zdarza, ponieważ zaś najwięcej miał do czynienia z panną, piszącą na maszynie, przeto panna najbar
dziej cierpiała.
Oszaleć tu można! krzyknął. — l y 'c razy już mówiłem, aby mi nic na biurku nie ru
szano.
Nikt też nic nie ruszał — odparła panna.
— Tak?
A któż to te marki tu położył?
Któż jeżeli nie pani?
—- Nie i odpowiedziawszy nie, zaczęła pisać n*
maszynie.
Proszę zabrać marki! — krzyknął.
Gdzież je podzieję? zapytała, wstając.
Gdzie pani chce, abym ich tylko nie wi
dział!
Schyliła się panna, wzięła marki, zwilżyła J e spokojnie o gąbkę i przykleiła szefowi na ly*
sinie.
Potem rzekła:
Proszę o uwolnienie. (Marek Twain).
Ż e ń się tu.
Ożenił się Maciek z |agm|
Gospodarkę brał — /razu wszyćko się ładziło, Było cielę, prosię było,
Maciek jeno sial!
A zbierał!
1 na nowo sial!
Ale a czasem padła krowa, Szkapa, wieprzek pad . . . Maciek chodzi a sumuje, Swoje straty opłakuje,
Zbrzydł mu cały świat Naokół!
Zbrzydł mu cały świat!
I co wspomni o ubytku, To aż w duszy wre!
Że z całego »lewentarza«, Co wziął z babą od ołtarza,
Jeno baba je, Została!
Jeno baba je !
S Z A R A D A .
Drzewo piękne, szacowane, Miejsce, w którem woda płynie, Zgłoska w końcu, z tego ninie Imię księżnej będzie znane.
Za dobre rozwiązanie wyznaczona nagroda.
Rozwiązanie szarady z nr. j-go :
Po-m l-do-ry.
Dobre rozwiązanie nadesłali: p. p. Kdward Ga- mon z Zawodzia, Bronisław Śmiekowski z P o z n a n ia ,
W imenty Brych z B«rlina, Czesław Ziętak z Buku.
•GómoJlązak.u, spółki wydawniczej z ograniczoną odpowiedzialnością w Katowicach.
K«dtdctor •dpowiedzialny: A n t * n i VVol»ki w