• Nie Znaleziono Wyników

j* 14 (1201). Warszawa, dnia 9 kwietnia 1905 r. T o m X X IV .

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "j* 14 (1201). Warszawa, dnia 9 kwietnia 1905 r. T o m X X IV ."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

j * 14 (1 2 0 1 ). W arszawa, dnia 9 kw ietnia 1905 r. T o m X X I V .

TYGODNIK P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y NAUKOM P R Z Y R O D N IC Z Y M .

P R E N U M E R A T A „W SZ E C H ŚW IA T A W W a r s z a w i e : rocznie m b . 8 , k w artaln ie m b . 2 . Z p r z e s y ł k ą p o c z t o w ą : rocznie rub. 10, półrocznie m b . ó .

Prenumerować można w R edakcyi W szechśw iata i we w szystkich księgarniach w k raju i zagranicą.

R edaktor W szec h św iata p rzyjm uje .ze spraw am i redakcyjnem i codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.

A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118.

LAM PA T A N T A L O W A 1

Od chwili gdy przed laty dw udziestu po­

jawiły się elektryczne lam py żarowe, w k tó ­ rych źródłem św iatła było rozżarzone włó­

kno węglowe, spraw a oświetlenia żarowego pozornie się zatrzym ała. Zatrzym anie się to było jed n ak tylko zewnętrzne — gdyż w łaboratoryach uczonych i w arsztatach przemysłowych praca nad udoskonaleniem ztucznych źródeł św iatła nie ustaw ała ani aa chwilę.. M e w ątpiono, że istnieją ciała, których prom ieniow anie widoczne w stanie j rozżarzonym je st procentowo tem silniejsze | im wyższą tem p eraturę danem u ciału nada­

jemy. Z tego w ypływ a, że najekonomicz- niejsze św iatło daje ciało, w strzym ujące n a j­

wyższą tem peraturę.

Wychodząc z tego założenia firma Sie­

mens i H alske ju ż przed laty powierzyła

^ . von Boltonow i wynalezienie w łaborato­

ryach firmy m atery ału najodpowiedniejszego do wyrobu włókien do lam p żarowych.

Punkt topliwości podobnego ciała powinien- by leżeć ta k wysoko, aby tem peratura,

'.) Podług odczytu, wypowiedzianego przez PP; W. von Boltona i O. Feiierleina na posie- dzieniu Związku Elektrotechnicznego w Berlinie

" d. 17 stycznia r. b.

w której w ytw arzane światło staje się bardzo ekonomiczne, była znacznie niższa od tem ­ p eratury, powodującej zniszczenie lub silne uszkodzenie włókna, bądź w skutek stopie­

nia się, bądź w skutek zachodzących w włó­

knie procesów m olekularnych lub rozpyle­

nia się jego.

W czasie prowadzenia w tym kierunku robót laboratoryjnych technika na polu oświe­

tlenia żarowego posunęła się znacznie na­

przód, ukazały się bowiem kolejno lam pa N ernsta i lam py żarowe osmowe. Oba te wynalazki, aczkolwiek doniosłe, nie w yda­

w ały się jeszcze ostatniem słowem, to też badania podjęte prowadzono w dalszym ciągu.

Dla całego szeregu m etali p u n k t topliw o­

ści leży znacznie wyżej od 2000° i chodziło ty l­

ko o wynalezienie takiego, który, odpowia­

dając powyższemu w arunkow i, nadaw ałby się jednocześnie do przerobu na cienkie włó­

kna. Trzeba było również w ybrać metale, nie będące m ateryałem zbyt rzadkim .

Za p u n k t wyjścia posłużyło obalenie po­

glądu Berzeliusa, że bru n atn y bezwodnik w anadow y (V2 0 5) jest w stanie chłodnym złym przewodnikiem elektryczność. Pow ­ stał projekt elektrolitycznego rozłożenia kw a­

su wanadowego (HYOs), co się też rzeczy­

wiście udało, lecz okazało się przytem, że

pu n kt topliwości w anadu leży zanizko, aże­

(2)

2 1 0 W S Z E C H ŚW IA T JN* U

by m etal ten m ógł być u ż y ty do zam ierzo­

nego celu. P rób y czynione z w anadem n a­

sunęły m yśl poddania badaniom dwu in ­ nych m etali, należących do g ru p y w anadu — m etalam i tem i są niob i ta n ta l, z których pierw szy posiada ciężar atom ow y dw a razy większą niż w anad, ciężar zaś atom ow y ta n ­ talu dw ukrotnie przew yższa ciężar niobu.

Doświadczenia z niobem, prow adzone w ten sam sposób co z w anadem , w ykazały, że p u n k t topliwości niobu leży w praw dzie zna­

cznie wyżej niż w an ad u —jeszcze jed n a k nie dosyć wysoko, a w łókna w yrobione z niobu nie m iały dosyć odporności n a działanie p rą ­ du elektrycznego.

Z kolei przystąpiono do prób z tantalem . Przez redukcyę fluorku potasow o - ta n ta lo ­ wego p odług m etody B erzeliusa i Rosego otrzym ano m etaliczny proszek ta n ta lu , k tó ­ ry pod działaniem w alcow ania dosyć mocno się zlepiał, tak , że otrzym yw ano m etalow e w stęgi. Próbow ano też otrzym ać z tlen k u tan talu , w połączeniu z parafin ą jak o środ­

kiem wiążącym , włókna, poddaw ane n a stę p ­ nie odtlenianiu. O trzym ano w tedy po raz pierw szy drobną stopioną kuleczkę m etalicz­

nego ta n ta lu a dośw iadczenie przekonało, że ta n ta l w ty m stanie je s t dosyć ciągliw y, aby się dać k uć i w yciągać. W zw iązku z tem spostrzeżeniem poddano poprzednio wspo­

m niany proszek ta n ta lu stopieniu w próżni, przyczem okazało się, że m ocno rozgrzany m etal odtlenia się. W ten sposób otrzym ano pierw sze w łókna z tan ta lu , w praw dzie m ałe, ale w stanie dosyć czystym . P o przekonaniu się, że Avłókna podobne m ogą być z k o rzy ­ ścią zastosow ane do lam p żaro w y ch —p rzy ­ ję to ostatecznie n astęp ującą m etodę oczy­

szczania tan talu .

M etaliczny proszek ta n ta lu , zaw ierający pew ną ilość tlenku , topi się w piecu elek­

trycznym , przyczem tlenek ro zpad a się, reszt­

ki gazów zostają w ydzielone i u sunięte i po ­ zostaje osad m etaliczny, k tó ry przez s ta ra n ­ ne przetapianie staje się ta k czysty, że p ra k ­ tycznie żadnych d ostrzegalnych zanieczysz­

czeń nie posiada.

Chemiczne właściwości tego czystego ta n ­ ta lu są bardzo ciekawe, a przytem tego ro ­ dzaju, że nasuw a się przypuszczenie, iż n ik t przedtem czystego ta n ta lu nie otrzym ał.

W stanie zim nym czysty ta n ta l je s t nie­

zmiernie odporny na działanie czynników chemicznych. G otow anie w kw asach sol­

nym, azotowym, siarczanym i wodzie królew­

skiej na ta n ta l wcale nie działa; w pływ po­

siada tylko kwas fluorowodorowy. Na roz­

tw ory alkaliczne ta n ta l je s t rów nież nieczuły.

T antal, podobnie ja k stal, po ogrzaniu do 400° przyjm uje odcień żółty, przecho­

dzący następnie w ciemno-niebieski przez dłuższe ogrzew anie do 500 lub krótsze do 600 stopni. Przez zetknięcie z ogniem tan tal, naw et w kształcie cienkiego drutu, pali się ze słabem natężeniem i bez widocz­

nego płomienia. J u ż na początku czerwo­

nego żarzenia się ta n ta l pochłania chciwie zarówno wodór ja k i azot, tw orząc związki łam liw e choć o m etalicznym wyglądzie. Po­

dobnież łatw o łączy się z węglem, przyczem liczne węgliki, o ile je dotychczas poznano, posiadają w szystkie w ygląd m etaliczny, lecz są bardzo tw arde i kruche. P ro d u k t otrzy­

m any przez Moissana i uw ażany przez niego za ta n ta l był praw dopodobnie takim węgli­

kiem lub stopem w ęglika z czystym ta n ta ­ lem —gdyż podług zdania samego Moissana m etal przezeń otrzym any zaw ierał jeszcze v s* węgla. Zgodnie z powyższem, podane przez M oissana własności otrzym anego p ro ­ du k tu nie odpow iadają własnościom czy­

stego ta n ta lu .

Ciało otrzym ane przez p. Boltona, stopio­

ne, w stanie czystym m a ciężar właściwy 16,8. B arw a jego je s t trochę ciem niejsza od barw y platyny, a tw ardość rów n a się mniej więcej tw ardości miękkiej stali, wobec w ięk­

szej jed n ak odporności na rozryw anie. Ciało to je s t kowalne, daje się w alcow ać i wycią­

gać w cienkie dru ty . Odporność tantalu w kształcie d ru tu na rozerw anie jest ude­

rzająco wysoka, gdyż w yraża się liczbą 93 Icgjmm2, odpowiednia zaś liczba dla do­

brej stali wynosi, podług K ohlrauscha, 70 do 80 kg.

Jeżeli rozżarzoną do czerwoności bryłkę ta n ta lu poddam y działaniu m łota parowego, to zostanie ona natychm iast przekształcona na blachę, która po w ielokrotnem rozżarza­

n iu i kuciu nabiera tw ardości dyam entu.

P rób a przew iercenia podobnej blachy o g ru ­ bości 1 mm na w iertarni z dy a m en to w y m św idrem w ykazała, że po trzech dniach i no­

cach nieprzerw anego w iercenia, wobcc 5000

(3)

Nó 14 W S Z E C H ŚW IA T 211 obrotów świdra na m inutę, otrzym ano w bla­

sze zaledwo nieznaczne wgłębienie, równe około 1/ i mnli dyam entow y świder zaś moc­

no się zużył. C ałkow ite przewiercenie bla­

chy okazało się niemożliwością, można było natomiast wyw alcować ją jeszcze cieniej, przyczem blacha na tw ardości nic nie traciła.

Opór tan ta lu w tem peraturze pokojo­

wej wynosi 0,165 om a na 1 m długości i 1 mm2 przekroju (przewodnictwo właściwe w poi’ównaniu z rtęcią = 6,06). W spół­

czynnik tem p eratu ry je st dodatni i między 0 a 100° C. wynosi 0,30. W tem peratu ­ rze, jaką posiada włókno ta n ta lu w lam ­ pie żarowej opór jego w zrasta do 0,88 oma na 1 m długości i 1 mm? przekroju. Linij- ny term iczny w spółczynnik rozszerzalności między 0 a 60° C. wynosi podług badań niemieckiej cesarskiej kom isyi wzorcowej 0,0000079. K iedy podwyższam y tem pera­

turę tan tal przed dojściem do p u n k tu topli­

wości stopniowo m ięknie. Ciepło właściwe tantalu rów na się 0,0363, a stąd ciepło a to ­ mowe rów na się 6,69 i je s t zgodne z praw em Dulonga i P etita. P u n k t topliwości tan talu leży między 2250 a 2300° C.

Jeżeli zanurzym y dwie płytki ta n ta lu jako anodę i katodę w rozcieńczonym kw asie siar- czanym, to prąd nie będzie przechodził n a ­ wet pomimo zastosow ania napięcia 220 wol­

tów. Zjawisko to zależy od tego, że w chwili zamknięcia p rąd u anoda pokryw a się w ar­

stwą tlenku, któi’a działa izolująco. Stosując jednę elektrodę platynow ą a drugą ta n ta ­ lową zobaczymy, że p rąd przechodzi tylko wtedy, kiedy ta n ta l stanow i katodę. T a właściwość ta n ta lu um ożebnia zastosowa­

nie. go do przem iany prądu zmiennego na stały, gdyż prąd zostaje przepuszczony ty l­

ko w jednym kierunku. Zapomocą odpo­

wiedniego urządzenia m ożnaby, używ ając tantalu, ładow ać akum ulatory, posiłkując się prądem zmiennym.

Rozpylanie elektryczne tan ta lu w próżni jest niezwykle słabe, co w zw iązku z wyso­

kim punktem topliwości daje możność zasto- sowywania tan ta lu tam , gdzie inne m etale zawodzą. T ak np. ta n ta l z powodzeniem powinien zastąpić p laty nę jako antykatodę w rurkach R oentgena, gdyż p laty n a ulega silnemu rozpylaniu i niszczy próżnię, czego

^niknie w razie zastosowania tan talu .

Po przekonaniu się, że ta n ta l daje się w y­

ciągać w cienkie druty , które ze swej strony dają się giąć, naw ijać i naciągać, p rzy stą­

piono do prób nad zastosowaniem tan talu do w yrobu włókien dla lam p żarowych. Ju ż pierwsze próby z drutem tantalow ym o śre­

dnicy 0,3 mm dały dodatnie wyniki. P ierw ­ sza względnie zdatna do u ży tk u lam pa ta n ­ talow a, t. j. lam pa, nad k tórą można było dokonać pomiarów elektrycznych i fotome- trycznych i k tó ra w ytrzym ała dłuższe pró ­ bne palenie się, otrzym ana została przed dwoma laty w d. 23 stycznia 1903 r. Lam pa ta posiadała pałąkow ato zgięte włókno świe­

cące z pierwszego ciągnionego d ru tu ta n ­ talow ego. Średnica tego d ru tu w ynosiła 0,28 mm, a długość części świecącej 54 mm.

Opór jego w stanie chłodnym rów nał się 0,29 oma, co odpowiada oporowi właściwe­

m u 0,331 oma. Pom iary fotom etryczne, do­

konane wobec obciążenia 2, l 1/2 i 1 w a tta na świecę norm alną (Hefnera) dały w* rezulta­

cie siłę świetlną 11, 18, i 37 świec. W razie obciążenia jednego w atta na świecę lam pa paliła się nieprzerw anie 20 godzin, przy­

czem w ew nątrz utw orzył się silny czarny nalot.

W m iarę udoskonalania w yrobu pod wzglę­

dem czystości m ateryału i nadaw ania d ru ­ tom większej jednorodności, otrzym ywano też i lepsze rezu ltaty w próbach z lam pa­

mi. Trw ałość lam p powiększała się, nalot zaś w ew nątrz lam py zmniejszał się. Jedno­

cześnie jednak zm niejszał się i opór właści­

wy, póki, nakoniec, nie doszedł do wartości 0,165 oma, t. j. do oporu czystego tan talu . W idocznie więc m ateryał użyty do w yrobu pierwszych lam p był jeszcze mocno zanie­

czyszczony, prawdopodobnie niobem i wę­

glikam i, co w yw oływ ało wspom niane powy­

żej silne rozpylanie się d ru tu i praw ie dwa razy większy opór.

J u ż podczas tych pierwszych doświadczeń pow stało pytanie, jakie w ym iary należałoby nadać włóknu lam py tantalow ej, aby je za­

stosować do rozpow szechnionych napięć i nadać jej ogólnie przyjętą siłę świetlną.

Z pom iarów nad opisaną powyżej pierwszą lam pą tantalow ą dało się obliczyć teoretycz­

nie, że przez użycie tego samego, jeszcze nie­

co zanieczyszczonego m ateryału, włókno lam ­

py o sile 32 św. norm., zużywającej 1,5 w at-

(4)

2 1 2

w s z e c h ś w i a t

JSfe 1 4

ta n a świecę wobec 110 woltów napięcia m u­

si posiadać długość około 520 mm i śre­

dnicę 0,06 mm. N iezw ykłe te liczby podnio­

sły się jeszcze, gdy opór w łaściw y d ru tu zm a­

lał do obecnej wysokości 0,165 oma. Z po ­ wyższego w ynikało, że dla otrzym ania lamp, zastosow anych do używ anych napięć i n a ­ tężeń św iatła trzeba przedew szystkiem módz w yciągać d ru ty tan talo w e o średnicy 0,05—

0,06 mm w dostatecznych długościach. Cel ten został dopięty i w lipcu 1903 r. otrzy ­ mano pierwszą lam pę ta n ta lo w ą z włóknem o średnicy około 0,05 mm.

P ró b n e te doświadczenia przekonały, że zbudow anie lam py o sile 25— 32 św. n a strę ­ cza niem ałe trudności. Podczas g d y w lam ­ pach żarow ych o w łóknie węglowem to osta­

tnie n aw et dla 220 woltów napięcia posia­

da długość 350—400 mm, w lam pach ta n ­ talow ych okazało się koniecznem pom iesz­

czenie w łókna o długości około 2/3 m w od­

powiedni i trw ały sposób we w nętrzu g ru ­ szki szklanej, której w ym iary nie pow inny były zbytecznie przekraczać przyjętej normy.

N ajprostszym środkiem do osiągnięcia te ­ go celu w ydaw ało się połączenie w szereg kilku pałąkow ato zgiętych włókien, lecz do­

świadczenia w ykazały niepraktyczność tego Sposobu ze w zględu na to, że rozgrzany ta n ­ tal m ięknie i pojedyńcze w łókna sty k ają się z sobą. Zaczęto więc szukać rozw iązania na innej drodze i wreszcie po roku studyów przyjęto ostatecznie system , w yobrażony na figurze i dotychczas utrzy m an y w sile.

W środku lam py znajduje się szklany słu­

pek, na któ ry m osadzone są dwie takież so­

czewki z w topionem i w nie pręcik am i m eta-

[ lowemi. Pręciki te tw orzą w dół i w górę

| wygięte ram iona, zakończone haczykami,

| G órna soczewka posiada 11 ram ion, dolna zaś 12, ta k umieszczonych, że każde ramie górne leży n a linii środkowej m iędzy dwo­

m a ram ionam i dolnemi. M iędzy terni 12-f-ll ram ionam i naciąga się d ru t, zaczepiając go kolejno n a dolnym i górnym haczyku. Oba końce d ru tu zbiegają się u dwu, sąsiadują­

cych z sobą, dolnych haczyków i łączą się następnie z osadą lam py zapomocą wtopio­

nych w szkło drucików platynow ych. Nor­

m alna lam pa 110-woltowa ó sile 25 świec zużyw a 1,5 w a tta n a świecę, przyczem dłu­

gość świecącego d ru tu wynosi około 650 mm, średnica zaś 0,05 mm. D ru t te n waży 0,022 g, tak, że 1 kg tan ta lu w ystarcza do wyrobu około 45 000 podobnych lam p. Zewnętrzny 'k s z ta łt gruszki szklanej zastosow any jest do form y palnika, w ym iary zaś nie są większe niż zwykłej lam py żarowej odpowiedniej siły.

T ak zbudow ana lam pa tan talow a posiada szereg ciekawych właściwości. Nieużywana jeszcze lam pa jest, przedewszystkiem , bardzo m ocna i w ytrzym uje z łatw ością silne wstrzą- śnienia. D la próby* w ysłano znaczny trans­

port lam p tantalow ych morzem i lam py po­

wróciły z powrotem zupełnie nieuszkodzone, aczkolwiek były opakowane ja k zwykłe ża­

rów ki i bez szczególniejszej ostrożności.

W skutek swej budow y lam py tantalowe, w przeciw ieństw ie do osm owych, palą się bez szkody w każdem położeniu, nadają się więc do w szystkich celów. Św iatło posiada przyjem ny biały kolor, szczególniej w razie zastosow ania gruszek ze szkła m a to w eg o . Do­

świadczenia i pom iary dokonywane nad lam­

pam i tantalow em i w y k azały ,. że lam py tan­

talowe zużyw ają około 50$ mniej p rąd u niż zwykłe żarówki, w przypadku zaś równego zużycia prądu w ytw arzają podw ójną ilość św iatła. Pożyteczna długość palenia się lamp tantalow ych, a więc czas, po którego upły­

wie lam pa traci 20£ siły świetlnej, wynosi wobec zużycia 1,5 w a tta n a świecę średnio 400 — 600 godzin. Bezwzględna trwałość lam py je s t wogóle znacznie większa i w nor­

m alnych w arunkach wynos! średnio 800-—

1000 godzin. N alot, tw orzący się w lampie tantalow ej jest bardzo nieznaczny, o ile lam­

pa nie zostanie, ja k to zobaczymy poniżej-

(5)

W SZ EC H ŚW IA T 213 nadmiernie rozpalona w skutek częściowych

krótkich połączeń w palniku lam py.

Siła św ietlna lam p tantalow ych, ja k to widzimy i w zw ykłych lam pach żarowych, z początku, najczęściej ju ż w pierwszych go­

dzinach palenia się, w zrasta o 15 — 20$.

Równocześnie w zrasta o 3 —6$ zużycie p rą ­ du, g d y natom iast zużycie energii spada do 12 — 1,4 w atta na świecę norm alną. Po osiągnięciu p u n k tu kulm inacyjnego siła świetlna lam p y powoli, lecz stale, zmniejsza się, zużycie zaś energii odpowiednio w zrasta.

Początkow e zwiększenie siły świetlnej i zu­

życia prądu w yw ołane jest praw dopodobnie zmianami w budow ie wewnętrznej d ru tu ta n ­ talowego, któ re zm niejszają opór i wyw ołują powyższe zjaw iska.

D łu gi czas używ any d ru t tantalow y w y ­ kazuje pod m ikroskopem w yraźną skłonność do włoskowatego ściągania się, a naw et do tworzenia kropelek, a zm iany w budo­

wie dają się zauważyć naw et gołem okiem.

W nowej lam pie d ru t je s t swobodnie nacią­

gnięty na palniku, tw orząc u jego ram ion lekkie łu k i, po dłuższem jednak paleniu k u r­

czy się, łu k i się zaostrzają coraz silniej, aż wkońcu d ru t zby t silnie w yciągnięty i prze­

palony pęka. N a trw ałości mechanicznej drut tantalow y tra c i po użyciu go w lampie przez 230—300 godzin, to też po upływie tego czasu lam pa w ym aga pew nych ostroż­

ności w obchodzeniu się z nią.

Bardzo ciekawe je s t zachow anie się lam ­ py tantalowej po przepaleniu się drutu . P od­

czas gdy przepalenie się w łókna w innych rodzajach lam p żarow ych jest równoznaczne z ich skonem—w lam pach tantalow ych może S1ę zdarzyć kilkakrotne przepalenie się nie tylko bez zagaśnięcia, lecz naw et ze znacz- nem podniesieniem siły świetlnej. To zja­

wisko objaśnia się tem , że nieraz przepalona częsc d ru tu zetknie się z drutem sąsiednim, przywracając w ten sposób przerw ane połą­

czenie w obwodzie. W podobnym przypadku część d rutu, tw orzącego palnik zostaje wy- | Uczona z obwodu, k tóry staje się wskutek tego krótszy i przedstaw ia m niejszy opór.

Umniejszenie zaś oporu w pływ a na zwięk- z,‘nie siły świetlnej lam py, lecz to zwiększe- nie wydajności, jak o związane z podwyż- ' 2eniem prądu, przepływ ającego przez drut,

^odliw ie odbija się na lampie, gdyż prze-

j pala ją szybciej. Zdarzało się ju ż jednak, że

| lam pa tantalow a przepalała się w krótce po

| zapaleniu po raz pierwszy, a następnie je- j szcze kilka razy i pomimo to paliła się na- I ogół przeszło 1000 godzin. U daw ało się też

| czasem lampę zagasłą w skutek przepalenia i się d ru tu zrobić znowu zdatną do użytku przez w strząsanie, które doprow adzało do zetknięcia się zerwanego d ru tu z sąsiednim.

Doświadczenia w ykazały również w yż­

szość lam p tantalow ych nad zwykłemi pod względem w ytrzym ałości na przeciążenie.

Okazało się bowiem, że lam pa tantalow a o sile 25 świec wobec 110 woltów i zużyciu 1,5 w a tta w razie powolnego podw yższania napięcia przepala się dopiero przy 260—300

| woltach, gdy zwykłe lampy żarowe nie wy- [ trzym ują tak wielkiej zm iany napięcia n a ­

w et w przybliżeniu. W końcu trzeba zazna­

czyć, że ponieważ opór tan talu , jako prze­

wodnika pierwszej klasy, silnie w zrasta wraz z podwyższeniem się tem peratury (gdy opór w łókna węglowego w wyższych tem peratu­

rach maleje), przeto lam py tantalow e są zna- j cznie mniej czułe na w ahania napięcia niż

| żarów ki z włóknem węglowem.

Obecna produkcya lam p tantalo w y ch w y­

nosi dziennie około 1000 sztuk, dla napięć 100, 110 i 120 woltów. L am py te ukazały się ju ż w sprzedaży ogólnej, a cena ich na m iejscu w Berlinie wynosi 4 m arki. W y ­ soka ta cena uw arunkow ana jest wielkiemi kosztam i produkcyi, gdyż w chwili obecnej i koszt własny 1 leg blachy tantalow ej wynosi 2500, a 1 leg d ru tu o średnicy 0,05 mm aż 25 000 m arek.

! L am pa tan talow a przechodzi więc obecnie ze sfery doświadczeń laboratoryjnych do sze­

rokiej sfery doświadczeń praktycznych, któ­

re niew ątpliw ie w ykażą zalety nowego w y­

nalazku, a zarazem posłużą do dalszego jego

udoskonalenia. w. w.

K IL K A SŁÓ W O G IN E K O M A STY I.

P rzystępu jąc do rozpatrzenia ginekom a- styi z antropologicznego p u n k tu widzenia, trzeba przedew szystkiem zaznaczyć, że wszy- j stkie organy i oznaki, pośrednio lub bezpo­

średnio charakteryzujące płeć, należy roz­

dzielić na dwie kategorye:

(6)

214 W S Z E C H ŚW IA T A ® 1 4

1) O rgany płciowe w ścisłem znaczeniu tego słowa.

2) O rgany i oznaki ty lk o pośrednio c h ara­

kteryzujące płeć m ęską lub żeńską.

T u taj w ym ienić należy gruby, silny głos, w ydatną grdykę, m niej lub więcej obfite uwłosienie ciała, zaro st na tw a rz y u m ęż­

czyzn — i b u jn y rozrost włosów n a głowie kobiety, skąpe uw łosienie ciała i nader roz­

w inięta pierś kobiety. Jeżeli zaś rozw inięte piersi będziem y uw ażali za organ w łaściw y

j

tylko kobietom , to je d n a k trzeba wziąć pod uw agę, że rozwój gruczołu piersiowego za­

sadniczo się różni od rozw oju innych orga­

nów płciowych. U now onarodzonego dziec­

ka w idzim y w szystkie narządy, bezpośrednio charakteryzujące płeć, zupełnie ju ż u k ształ­

towane, gdy pierś, ta k w ażne m ająca znacze­

nie w życiu każdej m atki, rozw ija się zna­

czenie później. D opiero po nastąpieniu doj­

rzałości płciowej gruczoł piersiow y je s t o t y ­ le rozw inięty, że m ożna go uw ażać za organ charakteryzu jący płeć żeńską.

J u ż D arw in w skazał nam , że m ęska pierś—

to nie pozostałości stopniowej degeneracyi, lecz niedostatecznie ukształtow any, niedo­

statecznie rozw inięty narząd, którego funk- cya została pow strzym ana w rozw oju. B a ­ dania histologiczne najzupełniej potw ierdzi­

ły to przypuszczenie. U now onarodzonego chłopca lub dziew czynki znajdujem y pierś jednakow o rozw iniętą. W ciągu rozw oju ro ś­

nie ona w stosun k u do całego ciała; pierś dziewczynek bardzo nieznacznie prześciga pierś chłopców; nie znajdujem y jed n a k w ido­

cznej różnicy m iędzy rozw ojem m ęskiej a żeńskiej piersi u dzieci.

Dopiero zbliżaj ący się czas dojrzałości płcio­

wej zasadniczo zm ienia p o stać rzeczy. P ierś dziew czynki zaczyna rosnąć i zwiększać się.

G ruczoły znacznie się rozgałęziają. Tw orzą się „acini“ i w krótce już widzim}' całe g ron a zrazików (lobuli)

Im puls do ostatecznego rozw oju jest w i­

doczny. G ruczoł m leczny rozw ija się n ad er szybko, a wkońcu ciąży ju ż może produko­

w ać mleko.

U m łodzieńca wręcz odm iennie. Pierś, k tó ­ ra w ciągu k ilk u n a stu la t bardzo słabo się rozwinęła, zatrzym uje się w sw ym rozw oju wraz z nastąpieniem dojrzałości płciowej.

T kanka zaczyna zanikać, św iatła gruczołów

zaczynają się zwężać, stają się mniej wyraźne:

wreszcie widzim y, że rozgałęzienie gruczołu mlecznego m ęskiego jest słabsze od gruczołu kilkunastoletniego chłopca. L uschka twier­

dzi, że gruczoł m leczny męski zostaje oplą- tan y przez tk ank ę łączną oraz kom órki tłu­

szczowe, tak, że przedstaw ia się, jak o jedno­

lita, biała masa, której w prost nie można dzielić na grona, w której naw et tru d no od­

naleźć przewody mleczne.

W ag ę gruczołu piersiowego mężczyzny L uschka podaje na 8— 10 g\ k sz ta łt bywa okrągły lub owalny, aczkolwiek okrągły na­

potyka się w większości przypadków . Je- dnem słowem w norm alnym stanie męski gruczoł mleczny ulega stopniow em u zanikowi.

Z darzają się jed n ak przypadki anormalne­

go rozw oju gruczołu m lecznego u męż­

czyzny.

Jeżeli pierś męska zdoła się rozwinąć do tego stopnia, że z zew nętrznego wyglądu zupełnie staje się podobną do kobiecej, wów­

czas m ówimy o p rzy padk u ginekom astyi.

Puech podaje stosunek ginekom astyi do stanu norm alnego jako 1 :13000. Jeżeli je­

dnak wykluczym y, tak zw aną, ginekomastyi pozorną, t. j. powiększenie się piersi wskutek przyczyn patologicznych, ja k np. rak, nad­

m ierne otłuszczenie i t. d .—to nie ulega kwe- styi, że stosunek ten się jeszcze zmniejszy.

G ruber dzieli wszystkie przypadki gineko­

m astyi n a dwie kategorye, zależnie od stanu organów płciow ych danego osobnika, a mia­

nowicie na ginekom astów :

1) o praw idłow o rozw iniętych organach płciowych;

2) z wadą przyrodzoną lub z patologicz­

nym stanem organów płciowych.

Dalej rozróżnia p rzyp adk i bez wydziela­

nia m leka, oraz przypadki, kiedy występo­

wała wydzielina. O statnia kategorya jest najrzadsza, lecz zarazem najciekaw sza, gdyż w danym p rzypadku pierś męska, zdawałoby się, w zupełności pow inna odpowiadać budo­

wie histologicznej piersi kobiecej.

P rzypadki tego rod zaju są nam znane z opisów, lecz niestety, analogia w ydzielane­

go sekretu z m lekiem nie je st dostatecznie stw ierdzona; z drugiej zaś strony b u d o w a

histologiczna takiej piersi nie jest dostatecz­

nie poznana.

(7)

j \ ó 1 4 W SZ EC H ŚW IA T 2 1 5

Ponieważ niektórzy (Gruber) zapatrują się | bardzo sceptycznie na przypadki ginekom a- j styi prawdziwej, więc pozwolę sobie przy to-

j

czyć kilka tak ich przykładów .

Aleksander H um boldt opisał fak t n astęp u ­ jący. W Now ej-A ndaluzyi żył włościanin

Losano, k tó ry własnem mlekiem karm ił swego małego syna. Losano m iał wówczas 32 lata. Podczas choroby swej żony, dał niemowlęciu piersi, by je choć na krótko oszukać. Z podrażnionej su tk i polało się gęste i słodkie mleko. Losano karm ił swego syna w ciągu 5 m iesięcy po 2 —3 razy dzien­

nie. H um boldt sam zbadał pierś w ym ienio­

nego Losano i znalazł ją pom arszczoną, ja k u kobiet, któ re już karm iły; lewa pierś b a r­

dziej była w yciągnięta od praw ej. Przed powyżej wym ienionym faktem Losano n ig ­ dy nie zauw ażył wydzieliny.

Orenstein cytuje podobny przypadek. B ę­

dąc w Kalchidzie, m ieszkał u pewnego E liisa | greka, k tó ry w łasną piersią karm ił praw ie dwuletnie dziecko. O renstein dodaje, że czę- | sto widywał, ja k ów grek obcierał pierś zwil­

żoną mlekiem.

Schm itt referow ał w 1892 r. na zjeździe chirurgów fancuskich przypadek jedn o stro n ­ nej ginekom astyi z wydzielaniem się m leka.

Pacy en tein b y ł dobrze zbudow any żołnierz.

Po silnem zapaleniu jąder, specyalnie zaś prawego, n astąp iła po 6-iu tygodniach zm ia­

na głosu i spuchlina praw ej piersi.- Po pew ­ nym czasie pierś zaczęła produkow ać ciecz z wyglądu podobną do mleka. A naliza che­

miczna w ykazała brak niezbędnych części składowych mleka, cukru i kazeinu.

Schm etzer podaje przypadek następujący: ; 22 letni dobrze zbudow any mężczyzna w y­

dzielał z piersi do dwu uncyj m leka na dobę.

W ydzielina była obfitsza nocą, aniżeli dniem.

Piersi były wielkości norm alnej i tylko od czasu do czasu p u ch ły —poczem następow a­

ło wydzielanie m leka. J e s t to jedyny zna­

ny przypadek, w k tó ry m analiza w ykazała wydzielinę, składającą się ze w szystkich rze­

czywistych części składow ych mleka.

D ruga g ru p a ginekom astyi, a m ianowicie j grupa ginekom astyi pozornej, t. j. bez w y ­

dzieliny, je st liczniejsza i daleko lepiej zba­

dana. W większości przypadków gineko- mastya pozorna w ystępow ała dopiero po n a ­ stąpieniu dojrzałości płciowej; znane są je ­

dnak przypadki, kiedy objaw iła się znacznie wcześniej.

Olphan podaje przypadek ginekom astyi pozornej ju ż w 4-m roku, K rieger w 7-ym a G ruber w 63-im!

Schaum ann cytuje przypadek ginekom a­

styi u 3-ch braci; H iller—ginekom astyi ojca i syna.

Opis badań histologicznych nienorm alnie rozwiniętej piersi męskiej zgadza się u róż­

nych autorów. G inekom astya pozorna jest ju ż dostatecznie poznana, by wywnioskować co następuje: „strom a“ gruczołu składa się ze zwartej tk an k i łącznej. Pierś posiada

| 15 — 20 przewodów mlecznych, dochodzą­

cych do krańców gruczołu. U ludzi sta r­

szych widzimy nadto włókna elastyczne oraz obfite pokłady tłuszczu. „A cinia-—niezbęd­

na część składow a piersi ju ż nie tylko każdej karm iącej kobiety lecz i nieletnich dziewczy­

nek— u ginekom astów się nie tworzą. Łatw o więc zauważyć, że pierś męska, chociaż nie­

norm alnie rozw inięta, różni się zasadniczo od kobiecej. Tem samem słowo „ginekoma - s ty a “ w danym razie daje nam zupełnie m ylny pogląd na stan rzeczy. W ielkość gruczołu mlecznego w stanie ginekom astyi byw a rozm aita. Rozanow przytacza przy­

padek, w którym praw a pierś ważyła 160 g, lew a 100 g. Dalej następuje przypadek, przytaczany przez G rubera: lew y większy gruczoł ważył 103 g: później—Stieda 95 g 80, 70 i t. d.

N a zakończenie jeszcze w kilku słowach wspomnę o hipotezach, którem i starano się objaśnić nienorm alny rozwój piersi męskiej.

D arw in orzekł, że początkowo obie płci wspólnie karm iły dzieci i, że w skutek tego, m usiały posiadać jednakow o rozw inięte pier­

si. F a k ty tego rodzaju zachodzą u niektó­

ry ch zwierząt: spotykam y kozłów i baranów karm iących m ałe (zwłaszcza barany po ka- stracyi nader często dają mleko). Podobno m leko samców m a naw et zawierać więcej kazeinu.

Lecz są to tylko ataw izm y, których uogól­

niać nie należy. N atom iast badania gineko­

m astów w ykazały pew ne dane, z którem i należy się liczyć.

Trzeba przyjąć, że u osobników płci męs­

kiej istnieje pew ien związek m iędzy piersią

a organam i płciowemi. W skazuje nam to

(8)

2 1 6 W S Z E C H Ś W IA T j\ó 14 także dawno znany objaw „m astitis pube-

scentium v irilis“. P o leg a on n a puchnięciu piersi m ęskiej w czasie następow ania doj­

rzałości płciowej. Czasem zjaw ia się naw et stan ropny. W danych przypadkach pierś reaguje n a procesy dojrzew ania w jąd rach (testes).

U ginekom astów bardzo często spotykam y nienorm alny stan organów rozrodczych. T u ­ taj w ym ienić należy nie tylko stan patolo­

giczny, ja k np. zapalenie ją d e r (przeważnie syfilityczne), lecz i p rzypadki, kied y organy płciow e są nienorm alnie rozw inięte.

Pom ijając pozorną dwupłciow ość, hypo- Spadyę i t. p., m usim y zwrócić uw agę n a

j

oznaki w skazujące, że płeć nie zupełnie w y­

raźnie się uk ształtow ała, ja k np. skąpe uwło- sienie ciała, b ra k brody i wąsów, głos ko­

biecy i t. p. Osobników, obdarzonych tem i oznakam i nie m ożem y uw ażać za norm alnie rozw iniętych mężczyzn.

G dy więc następuje czas dojrzałości płcio­

wej, kiedy to płeć ostatecznie się kształtuje, pierś często otrzym uje im puls do rozw oju anorm alnego. Z drugiej zaś stro n y m ogą to wyw ołać zapalenia, zanik ją d e r i t. d., co natu raln ie pociąga za sobą olbrzym i przew rót w u stro ju danego osobnika.

I tak ie przypadki, w który ch uszkodzenie zew nętrzne ją d e r powodow ało nienorm alny rozwój piersi, są nam znane. P ro f. M artin podaje, że dwaj żołnierze po u tracie gruczo­

łów n asiennych zauw ażyli system atyczne zwiększanie się piersi.

Bardzo ch arak terystyczne są przypadki, w których uszkodzenie jednego z ją d e r po­

wodowało ginekom astyę jedn o stron n ą, a m ia­

nowicie ze stro n y odpow iadającej uszko­

dzeniu.

Z auw ażyć w ypada, że w edług w ielu a u to ­ rów k astracy a, zarów no ja k i uszkodzenia j ą ­ der okazują w pływ na piersi ty lk o m iędzy 14—80 rokiem życia; do 14 ro k u dojrzałość płciow a jeszcze nie n a stą p iła , po 30 ro k u o r­

ganizm je s t ju ż zupełnie rozw inięty.

U w agi te trzeba jed n a k przyjm ow ać z pe- wnem i zastrzeżeniam i. P ro f. M artin znał eunucha egipskiego, k astro w aneg o w 18-ym roku życia, u którego je d n a k żadnego zwięk­

szenia się piersi nie zauważono.

U kobiet w idzim y w prost odw rotne zjaw i­

ska: usunięcie jajników powoduje często za- : nik piersi.

F a k ty powyższe niezbicie nam dowodzą, że istnieje związek pomiędzy narządam i płcio- wemi a piersią zarówno m ęską, ja k żeńską—

związek, k tó ry dotąd nie je s t ściśle zbadany.

W illiam s mówi, że każdy człowiek jest i dwupłciow y, a więc i każdy mężczyzna po-

| siada w zaniku żeńskie organy rozrodcze;

organy te śpią, lecz w pew nych warunkach mogą się obudzić do życia, dążąc do speł­

niania przeznaczonych im funkcyj.

Takie objaśnienie dla nas nie może być w ystarczające.

Ścisła zależność piersi od organów płcio­

wych m ożliwa je s t tylko skutkiem odpowie­

dniego u stro ju nerwów w spóiczulnych. Ina­

czej trudno .byłoby sobie objaśnić ginekom a­

styę jednostronną: zanik lub uszkodzenie pra­

wego ją d ra powoduje ginekom astyę z prawej strony. Co zaś dotyczę ginekom astyi, jako oznaki rasow ej, zależnej być może od pe­

wnego try b u życia, to dotąd żadnych ści­

słych wiadomości nie posiadam y; pojawiały się tylko publikacye wyliczające poszczegól­

ne przypadki ginekom astyi u rozmaitych

ras ludzkich. L...

O SPO SO B IE OTRZY M Y W AN IA CZYSTYCH SO LI RADU.

W chwili gdy zjaw iska wyw oływ ane przez związki rad u oraz pokrew nych m u pierw iast­

ków są przedm iotem licznych studyów i do­

świadczeń, a now opow stały dział fizyki trak-

| tu jący o prom ieniotwórczości zainteresował silnie szerokie koła publiczności, sądzę, że ciekawem będzie opisanie sposobu, zapomo­

cą którego p .p. Curie otrzym ali po raz pierw­

szy zw iązki tego ciekawego pierw iastku w po-

j

staci chemicznie czystej, i k tó ry dotychczas jest używ any do w ydobyw ania tych ciał w większej naw et ilości,

j

J a k czytelnikom wiadomo, rad byw a otrzy­

m yw any nie w stanie m etalicznym lecz w for­

mie soli, jak o-to chlorków lu b bromków,

! o rozm aitym stopniu w ydajności energii pro-

| m ieniotw órczej, zależnie od ilości m echanicz­

nie z niem i zmieszanych związków barowych.

D otychczas sole rad u były otrzym yw an e

) ' wyłącznie z t. zw. smółki uranow ej, pocho-

(9)

\5> 1 4 W S Z E C H ŚW IA T 21 i

dząeej z kopalń cesarskich w Jachim ow ie

i J o a c h i m s t h a l u ) w Czechach, a właściwie z odpadków od niej po wydzieleniu najw aż­

niejszego technicznie jej związku: tlenku uranu. A naliza jakościow a ty ch odpadków, oprócz związków srebra i ołowiu, w ykazała domieszki w m niejszych lub większych ilo­

ściach m olibdenu, w anadu, siarki, arsenu, krzemu, wolfram u, m anganu, żelaza, glinu, niklu, miedzi, kobaltu, ołowiu, bizm utu, m ag­

nezu, baru i wapnia.

Sposób otrzym yw ania radu, k tó ry podaję niżej je st zastosow any do smółki uranow ej, prawdopodobnie jed n ak ze zm ianą m inerału pierw otnego będą w prowadzone w użycie i inne sposoby produkcyi.

W ydobywanie czystych soli radow ych można podzielić na 2 operacye główne: l-o) na wydzielenie z ogólnej m asy m atery ału suro­

wego, jakim są odpadki smółki uranow ej, substancyj prom ieniotw órczych, t. j. m iesza­

niny związków rad u i baru, oraz 2-o) na od­

dzielenie przez krystalizacyę cząstkową czys­

tych soli radow ych od tow arzyszących im soli barowych.

Pierwsza z ty ch czynności je st prow adzo­

na w fabryce, z pow odu ogrom nych ilości produktów potrzebnych do tej operacyi, do przerobienia bowiem 1 1 odpadków uranow ych potrzeba 5 t p roduktów chem icznych i 50 t wody; cała ta część operacyi w ym aga jednak ścisłego i ciągłego n adzoru i wielkiej spraw ­ ności w w ykonyw aniu, należy się bowiem usilnie w ystrzegać najm niejszej straty z ogól­

nej ilości 0,25 g tej drogocennej soli rozpro­

szonej w 56 t operow anej m ateryi.

Jakeśm y ju ż wyżej widzieli, odpadki rudy uranowej zaw ierają w sobie praw ie w szyst­

kie metale, po większej części w form ie siar­

czanów, w ich liczbie znajduje się i rad; w y­

dzielenie tego ostatniego z m ieszaniny z in- nemi m etalam i polega na najm niejszej ro z­

puszczalności siarczanu radu w porów naniu z siarczanami pozostałem i.

W tym celu odpadki uranow e poddaje się działaniu kw asu chlorowodorowego stężone­

go, który rozpuszcza większość siarczanów, Pozostawiając resztę a w ich liczbie i rad w formie osadu. Po zlaniu roztw oru i kilka- krotnem przem yciu osadu wodą, działam y nan Wrącym nasyconym roztworem węglanu

sodu, co m a na celu przeprowadzenie pozo­

stałych siarczanów w w ęglany. R oztw ór za­

w ierający w ęglany rozpuszczalne zostaje zla­

ny, pozostały zaś osad, zaw ierający nieroz­

puszczalny w ęglan radu, po odpowiedniem przem yciu go wodą zostaje poddany działa­

niu kwasu chlorowodorowego rozcieńczone­

go; ten ostatni rozpuszcza większą część osa-

| du, a w nim i rad. Z roztw oru tego, po prze-

| filtrowaniu go uprzedniem , rad zostaje strą ­ cony kwasem siarczanym. Takim sposobem

! otrzym ujem y mieszaninę siarczanów baru i rad u o stopniu promieniotwórczości od 30 do 60, (przyjm ując siłę prom ieniotwórczą I u ra n u m etalicznego za 1). Z jednej t odpad- j ków uranow ych m ożna otrzym ać od 8 do 15 kg tych siarczanów. Siarczany te zaw ie­

rają jeszcze przym ieszkę w apnia, ołowiu, że- I laza i aktynu. Oczyszcza się je zapomocą gotow ania z nasyconym roztw orem Avęglanu sodu, który rozpuszcza w szystkie przym iesz­

ki, pozostawiając węglany baru i rad u w osa­

dzie. T ak otrzym ane w ęglany przetw arza się w chlorki zapomocą kw asu chlorowodoro­

wego, poczem, po przefiltrow aniu, strąca się raz jeszcze b a r i ra d w ęglanem sodu, celem lepszego oczyszczenia ich od wszelkich do­

mieszek, i następnie otrzym ane węglany są przetw orzone na brom ki za pomocą kwasu bromowodorowego. Brom ków tych otrzym u­

je się od 6 do 8 kg o prom ieniotwórczości 60.

Cały szereg powyżej opisanych operacyj w ym aga około 2 ]/2 miesiąca czasu, po czem następuje lab o rato ryjna praca oczyszczania brom ku radu od tow arzyszącego mu brom ku baru przez krystalizacyę cząstkową. Sposób ten zasadza się na poddaw aniu stopniowej krystalizacyi m ieszaniny bromków, naprzód w wodzie czystej, następnie zaś w wodzie zakwaszonej kwasem bromowodorowym;

w ten sposób w yzyskuje się różnicę stopnia rozpuszczalności bromków baru i radu, gdyż ten ostatni jest mniej rozpuszczalny od pierw ­ szego.

Pierwsze próby częściowego w ykrystalizo­

w ania były robione n a chlorkach, zauważo­

no jed nak , że brom ki przedstaw iają tę do­

godność, że różnica ich rozpuszczalności jest większa od pierwszych. W łasność ta daje się szczególniej zauważyć w pierw szych krysta- lizacyach.

Operacya ta jest nadzwyczaj prosta, lecz

(10)

'218 W SZ E C H ŚW IA T Ma 14 i delikatna zarazem : roztw ór m ieszaniny

brom ków zostaje doprow adzony przez odpa­

row yw anie do stanu nasycenia, poczem po­

zostaw ia się go do k ry stalizacyi przez po ­ wolne ochładzanie w naczyniu otw artem . T akim sposobem otrzym uje się ład ne spore

kryształki, któ ry ch siła promieniotwórczości jest 5 razy większa od brom ków w roztwo­

rze. Tę samę operacyę po w tarza się z otrzy- m anem i kryształkam i i roztw orem pozosta­

łym. Poniższa tablica w skazuje schemat całej operacyi.

Pierwotny roztwór bromków, poddany krystalizacyi

Roztwór, poddany ponownej krystalizacyi Kryształy rozpuszczone i poddane powtórnej krystalizacyi

Roztwór (4) Kryształy (3) Roztwór (2) Kryształy (1)

I produkty

*— II I o najsłabszej promieniotwórczości

J a k to z powyższej tab licy widzimy, po dw u k ro tn ej krystalizacyi otrzym uje się 4 produkty, z których k ry sz ta ły (I) pochodzą­

ce z ponowrnego w ykrystalizow ania pierw ­ szych są najbogatsze w brom ek radu. K ry ­ ształy (3) i ro ztw ór (2), posiadające m niej w ię­

cej jednakow y stopień prom ieniotw órczości, zostają złączone i poddane ponownej k ry s ta ­ lizacyi, jak rów nież k ry sz ta ły (I) i roztw ór ( U l ) .

P ow tarzając kilkakrotnie powyższą opera- oyę i w ydzielając z niej stopniow o roztw ory otrzym yw ane z lewej stro ny tablicy, a zaw ie­

rające ju ż tylko m inim alne ilości soli p ro ­ m ieniotw órczej, z praw ej s tr o n y —otrzym u­

je m y cały szereg kryształów o rozm aitym stopniu prom ieniotw órczości, dochodzącym do 1000000 po ostatniej krystalizacyi; o stat­

ni ten p ro d u k t je s t ju ż praw ie czystym brom ­ kiem radu, zaw ierającym jednakow oż n ad ­ zwyczaj m ałą przym ieszkę brom ku baru, którego wydzielić w zupełności niepodobna.

J e d n a to n n a odpadków u ranow ych daje od 0,1 g do 0,2 g czystego brom ku radu. Cena 1 g tej soli w ynosi 400000 fr., co łatw o u sp ra ­ wiedliwić, jeżeli zwrócim y uw agę na ogrom ­ ną ilość produktów chem icznych potrzebnych do otrzym ania go, nie m ów iąc ju ż o olbrzy­

mim nakładzie pracy i czasu.

J ó z e f Dangel.

M O RFO LO G IA R A K Ó W A TEORYA PA SO R ZY TN IC ZA IC H PO CH O D ZEN IA .

Do chorób bezwzględnie, ja k do ostatnich czasów, nieuleczalnych należy rak; poniew aż

produkty

II o najsilniejszej I

promieniotwórczości

zaś choroba ta zdarza się bardzo często, gdyż ja k w skazuje sta ty sty k a sekcyj w berlińskim instytucie anatom o-patologicznym na 1655 trup ów 249 razy b y ł rak, t. j. aż 15$ a wtem 33 razy rak był przyczyną śmierci; ponieważ dalej ra k je s t według zdania wielu anatomo­

patologów chorobą dziedziczną i naw et po chirurgicznem jego usunięciu odrasta, i to zwykle w dość szybkim czasie; wobec tych wszystkich danych, jak o też w ielu innych, nic dziwnego, że z niezm iernem zajęciem zajmo­

wano się kw estyą leczenia raka. Niestety w szystkie środki okazyw ały się bezskutecz- nemi. Dopiero w ostatnich czasach wynale­

ziono jako by b akteryę -m icroccocus neofor- m a n s —w yw ołującą raka, a następnie przed­

staw iono i surow icę przeciw rakow ą.

Surowica ta narobiła wiele hałasu w świe- cie naukow ym tudzież nie naukow ym , zna­

lazła wielu zwolenników, do których należy naprzykład Mieczników, oraz wielu przeciw­

ników. Mało zaś pośród jednych i drugich jest takich, którzy roztrząsają tę kwestyę, stojąc na gruncie czysto naukow ym . Wobec tego niezm iernie ważnem było wystąpienie J . O rtha d. 1 m arca 1905 roku w Beri. Tow.

Lek., k tóry wychodząc z morfologicznych badań rak a doszedł do tw ierdzenia, że do dnia dzisiejszego teorya o pasorzytniczem po­

chodzeniu raków jest niespraw d zo na1).

J . Orth zaczyna od tego, że kom órki rako­

we pochodzą, ja k to ju ż dawno wiadomo, od 3) Odczyt swój Orth ogłosił następnie w Ber!

Klin. Wochensch. JNgjYk 11, 12 p. t.: Die Morpho-

logie der Krebse und die parasitare Theorie.

(11)

W SZEC H ŚW IA T ‘219 komórek nabłonkow ych; wszystkie więc raki

sa nabłoniakami (chociaż nie wszystkie na- błoniaki są rakam i, ponieważ bywają i do­

brotliw eJ) nabłoniaki, naprz. gruczolak).

Rak jest now otw orem złośliwym nietylko z powodu swoich własności, ale również wskutek heterotopji, t. j. w skutek tego, iż komórki rakow e w rastają w tkan kę nie n a ­ błonkową.

Ponieważ nie można uważać kom órek rako­

wych za zupełnie norm alne, wobec tego w ska­

zówki co do ich heterotopii są bardzo ważne w celach dyagnostycznych; w niektórych or­

ganach, naprz. w kanale pokarm owym , gdzie nabłonkowa w arstw a śluzówki w yraźnie od­

różnia się od w arstw y mięśniowej, jest ona dość widoczna, w innych zaś je s t tru d n a do skonstatowania, naprz. w macicy, gdzie nie­

ma wyraźnej granicy między obiema w a r­

stwami, i n aw et w norm alnych w arunkach w warstw ę m ięśniową w rastają w yrostki g ru ­ czołów.

Komórki rakow e są nietylko podobne do nabłonkowych w ogóle, ale są podobne do określonego ty p u nabłonka i zwykle też m a­

ją określony typow y układ, t. j. naprz. n a­

błonka płaskiego lub walcowego, a naw et zachowują niekiedy funkcyę komórek, od których pochodzą, naprz. m ogą wydzielać śluz.

A utor dzieli raki w ten sposób, że rozróż­

nia typowe (naprz. Cancrois - rakowiec) od nietypowych i tylko dla tych ostatnich za­

trzym uje nazwę rak a właściwego (cancer);

w tych ostatnich kom órki rakow e leżą nie­

prawidłowo, w podłożu nie bardzo rozw inię­

tym. R aki w tórne, t. j. p rz e rz u ty 2) odpowia­

dają pierw otnym wszędzie i praw ie zawsze zachowują ich własności.

Im Ainiejsze są kom órki ra k a pierwotnego, tem częściej zdarzają się przerzuty.

') Dobrotliwemi nazywają się nowotwory ros­

nące powoli i nie przynoszące wielkiej szkody or­

ganizmowi; złośliwemi zaś — rosnące szybko, szyb­

ko uogólniające się, t. j. wyrastające w różnych organach osobnika i wobec tego bardzo szkodliwe dla organizmu.

2) Rakami wtórnemi lub przerzutami nazywają się raki rozwijające się w różnych organach wsku­

tek przeniesienia przy pomocy krwi lub naczyń chłonnych komórek raka pierwotnego, t. j. takie­

go, który pierwszy zaczął się rozwijać w organiz­

mie.

Po przedstaw ieniu m orfologii rak a Orth przechodzi do rozpatrzenia pasorzytniczej teoryi pochodzenia raków: wiadomo, że wszy­

stkie zapalenia w ystępują w skutek działal­

ności bakteryi, gruźlica naprz. rozw ija się tylko skutkiem laseczników K ocha, ropnie za­

wdzięczają swoje tworzenie się paciorkowcom i gronkowcom ropotw órczym (streptococcus i staphylococcus pyogenes) itd. Słowem k aż­

dy proces zapalny zależy od pewnych swois­

tych zarazków i o ile taki zarazek z miejsca, w którem nastąpiło zapalenie, będzie przeniesio­

ny przypom ocykrw i lub jakim kolw iek sposo­

bem na inne miejsce organizm u, to wywoła tam tak i sam stan zapalny, jak w pierwot- nem ognisku. Otoż jeżeliby bakterye wywo­

ływ ały raka, to proces tw orzenia się raków ta k w tórnych, ja k i pierw otnych byłby an a­

logiczny z procesami zapalnemi. Tym cza­

sem podobieństwo między przerzutam i za­

palnem i, a rakow em i jest tylko zewnętrzne, kiedy bowiem w razie rak a ciałka rakowe, w skład których wchodzą kom órki rakowe, same podlegają rozpadow i i kom órki te na m iejscu przerzutów same dalej rosną, wobec zapalenia tylko zarazek przew ędrow uje na miejsce i tam wywołuje wzrost i mnożenie się kom órek tkanki, do której przywędrował.

Jeżeliby się udało przenieść rak a z jed ­ nego osobnika na drugiego, to byłoby to nic innego ja k przeszczepienie (transplantatio) kom órek nabłonkow ych, ta k samo ja k to się p raktykuje w celach chirurgicznych, w razie przeszczepiania nabłonka normalnego.

W tedy tylko m ożnaby być przeświadczo­

nym o zakaźności raków, jeżeliby się udało

| przeszczepić nie kom órkę rakową, lecz paso- rzy ta mogącego wywoływać rozrost kom ó­

rek nabłonkowych. Przytem trzebaby było koniecznie w yhodow ać czystą k u ltu rę zaraz­

ka i przez jej wstrzykiw anie znowu wywołać zjaw ienie się raka. Przeciw tem u ostatniem u żądaniu m ożna uczynić zarzut, że raki są w yw oływ ane przez pierw otniaki chorobo­

tw órcze (protozoa) i że wogóle nie udawało się otrzym ać czystej k u ltu ry takich pasorzy- tów. T aki zarzut jest m ylnym , ponieważ w zimnicy (malarya) udało się wyhodo­

wać pierw otniaki (znalezione w kom arach—

Anopeles elaviger) i tak ą hodowlą zarazić

zdrow e osobniki. T aka hodowla jest nieco

inna, aniżeli b akteryj, ale w każdym ra ­

(12)

220 . W S Z E C H Ś W IA T *Nfi 14 zie jest to czysta k u ltu ra bez domieszek ko­

mórek tkankow ych organizm u.

O rth zakończył tem , że dla teoryj o paso- rzytniczem pochodzeniu raków byłoby b ar­

dzo pożądane, żeby się one opierały na trw ały ch podstaw ach faktycznych, czego, niestety, dotychczas nie uczyniono.

J . H .

NASZ UDZIAŁ W PRACACH PRZYRODNICZYCH CAŁEGO ŚW IATA.

Z kancelaryi Akademii Umiejętności w Kra­

kowie komunikują nam: dnia 20 marca odbyło się doroczne posiedzenie administracyjne Komi­

s j i bibliograficznej W ydziału matematyczno-przy­

rodniczego Akademii Umiejętności. Komisya ta zbiera ze wszystkich czasopism tytuły prac, tłu­

maczy je na język francuski i z odpowiedniemi cytatami przesyła międzynarodowej Komisyi ka­

talogowej, mającej siedlisko w Londynie, która ze współudziałem państw lub akademij europej­

skich ogłasza je corocznie. Nasza Akademia uzy­

skała prawo opracowywania wszystkich prac w y­

chodzących po polsku, bez względu pod jakim wychodzą zaborem. Ze sprawozdania Komisyi międzynarodowej (z 24 maja 1904) okazało się, że z 29 państw lub instytucyj, mających brać udział w jej pracach było czynnych 25 biur re­

gionalnych. Komisya rozpoczęła prace w r. 1901, a nasza Akademia już w tym samym roku 22 li- pca wysłała pierwszy zapas kartek z tytułami (Austrya dopiero 10 lipca 1903). Co do ilości kartek (tytułów prac) na czele stoją Niemcy i (147 0 0 0 kartek), potem Francy a (47 000), W iel- , ka Brytania (43 000), Rosya ma pokaźną liczbę

j

2 1 0 0 0 , W łochy 13 000, Holandya 6700, Au­

strya 6400, po której idzie zaraz Polska z 3492 kartkami, zajmuje zarazem dziewiąte na świecie

J

miejsce. W obec trudnych warunków, w jakich się

j

znajdujemy jest to zapewne bardzo zaszczytny ] rezultat.

Przewodniczącym tej Komisyi, która obecnie została rozszerzona i będzie się zajmować histo- ryą nauk matematyczno-przyrodniczych, b ył prof. ' W . Natanson, jej sekretarzem p. T. Estreicher, którzy też zostali ponownie na rok następny wy- ! brani.

K R O N IK A N A U K O W A .

— Działanie iskier elektrycznych jednych na drugie i zakłócenia, w y w o ły w an e przez w prow adzanie ciał dielektrycznych stałych.

Po odkryciu przez Hertza działania promieni fio-

j

letowych na wyładowanie elektryczne, wykonano wiele doświadczeń'nad tem zjawiskiem, a wyniki | tych doświadczeń wykazały, że, zależnie od oko- |

licznośei, światło bądź przyśpiesza wyładowa­

nie, bądź też, przeciwnie, powstrzymuje je. Co do elektrody, na którą działać mają promienie, zdania były podzielone. W doświadczeniach tych posługiwano się przeważnie, jako źródłem pro­

mieni fioletowych, płomieniami lub łukiem elek­

trycznym. i tylko nieliczni badacze stosowali iskrę elektryczną, która niektórym z nich (Sełla i Mojorana) dała wyniki,, wprost przeciwne tym, jakie otrzymał Hertz. Schineaglia wziął sobie za zadanie zbadać wpływ, który na wyładowanie wywierają promienie niewidzialne, towarzyszące iskrze elektrycznej w powietrzu, mianowicie przekonać się, czy jest on przyśpieszający, czy powstrzymujący, i to w warunkach rozmaitych, w zależności od mety, na którą bije iskra, od kształtu i właściwości elektrod i t. p.

Metoda zbliżona do tej, której używano w do­

świadczeniach dawniejszych, zasadzała się na tem, że zbroje wewnętrzne dwu kondensatorów łączy­

ły się z elektrodami maszyny Holtza, działaj ące- mi. w charakterze „ czynnej “ mety iskrowej 4 zbroje zaś zewnętrzne były połączone z kulami

„biernej “ mety iskrowej B . Każdej odległości pomiędzy kulami A odpowiada jedna tylko odle­

głość graniczna pomiędzy kulami B, wobec której obie iskry przeskakują jednocześnie, gdy tymcza­

sem, j eśli skrócimy bardzo niewiele odległość w A , lub wydłużymy odległość w S , to spostrze­

żemy tylko nieprzerwany szereg wyładowań w A . Szczególną uwagę zwrócono na usunięcie źródeł błędów. Przedewszystkiem, uderzająco silne było działanie iskry czynnej na iskrę bierną nawet na znacznych odległościach. Po uskutecz­

nieniu całego szeregu pomiarów wśród rozmai- tj7ch okoliczności zajęto się także zbadaniem wpływu, który wywierało wstawianie między elektrody różnych dielektryków stałych.

Doświadczenia doprowadziły do wniosków na­

stępujących: Działanie promieni niewidzialnych, które towarzyszą wyładowaniu elektrycznemu, jest bardzo skomplikowane i zależy przede wszy­

stkiem od krzywizny elektrod, między któremi przeskakuje iskra; zmienia się ono także z rodza­

jem dielektryku. Jeżeli dielektrykiem jest po­

wietrze, to zarówno działanie przyśpieszające, jak i działanie powstrzymujące, ujawniają się za­

wsze na elektrodzie odjemnej, przyczem to ostat­

nie tylko wtedy, gdy biegunem odjemnym jest ostrze. Pomienione działania zachodzą jedynie w najbardziej zewnętrznej części katody; w jej wnętrzu, nawet w warstwach, położonych bardzo blizko powierzchni, działanie nie zachodzi wcale.

Działanie występuje nawet w odległości 7 m.

Iskra nie wszędzie jednako obfituje w promienie niewidzialne: w miarę posuwania się od anody ku katodzie są one coraz to skuteczniejsze; na samej anodzie niema ich wcale. Wprowadzenie war­

stwy dielektryku stałego między elektrody mety

iskrowej biernej wzbudza działanie przyśpieszające

na tę elektrodę, której krzywizna jest mniejsza

bez względu na to, czy będzie to katoda, czy też

Cytaty

Powiązane dokumenty

Nie takim je d n a k torem potoczyły się spraw y zainicyowanej ochrony przyrody w innych krajach Europy. Różnica j e ­ dnak między obcymi a nami w ytw orzyła

IX -ty, tow arzy stw a, kongresy i zjazdy archeologiczno -

wierzchniowego cieczy w temperaturach wrzenia, które nadają się do porównania ze. względu, że, jak wiadomo, są dla różnych cieozy tak zwanomi stanami

N a zagadnienie, jakie mianowicie cechy mogą zjawiać się drogą w ystępow ania n a ­ głego, odpowiedzieć nam może dziedzina na- iiki, której znaczenie teoretyczne

Zapewne, nie przyszłoby mi nawet na myśl porównywać skrom ne moje urządzenia ze zbytkownem i przyrządam i uniw ersytetu w Cambridge; jednakże zdarza się niekiedy, że

czewka powstać nie może; inni, których opinii wyrazicielką jest panna King, nietyl- ko, że zaprzeczają temu, jakoby soczewka mogła powstać jedynie wtedy, gdy

cesem asymilacyi. Oprócz tego wykazał, że mączka ginie w liściach roślin umieszczonych w ciemności, a natychmiast się pojawia, gdy rośliny zostaną wystawione na

P ow yższe spostrzeżenia tłum aczą więc n iety lk o m echanizm spraw y zapalnej, ale objaśniają zarazem i m echanizm rezorpcyi obum arłych części tkanek i