«\ófc2 6 (1 2 6 2 ). W arszawa, dnia 24 czerwca 1906 r. T o m X X V .
T Y G O D N I K P O P U L A R N Y , P O Ś W I Ę C O N Y N A D K O I P R Z Y R O D N I C Z Y M .
PRENUMERATA „WSZECHŚWIATA W W arsz a w ie: rocznie rub. 8 , kwartalnie rub. 2.
Z p rz e sy łk ą p o c zto w ą : rocznie rub. 10, półrocznie rub. 5.
Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagrańicą.
Redaktor Wszechświata przyjmuje ze sprawami redakcyjnemi codziennie od godziny 6 do 8 wieczorem w lokalu redakcyi.
A d r e s R e d a k c y i : M A R S Z A Ł K O W S K A N r . 118. — T e l e f o n u 8 3 1 4 .
U W A G I W S P R A W IE PO SZU K IW A Ń SOLI K A M IE N N E J
W K R Ó L E S T W IE POLSK1EM.
Do początku wieku X I X na całym obsza
rze ziem Polskich znane były jedynie pokła
dy soli podkarpackiej z W ieliczki i kopalń t. zw. „ru sk ic h ‘‘, skąd sól surow ą rozwożono po całym kraju, a liczne w kronikach k la
sztornych przechowane przyw ileje warzenia soli stosują się po największej części do p ra wa przerabiania pewnej ilości soli „ruskiej"
dostarczanej z żup królewskich. W „Historyi G órnictw a w Polsce“ Łabęcki nie wspomina o żadnej innej warzelni ja k tylko o soli ruskiej.
Dopiero w epoce porozbiorowej, gdy po
kłady wielickie i sól ruska stały się z po
wodu wysokich ceł niedostępnem i, rozpoczę
to w K rólestw ie Polskiem szereg poszuki
w ań soli kam iennej, nieuwieńczonych po dzień dzisiejszy rezultatem dodatnim , bądź z powodu nieodpowiedniego w yboru miejsca poszukiwań i błędnego m niem ania o wieku geologicznym pokładów solonośnych, bądź wskutek zbyt p ły tk ich szybów próbnych, jakkolw iek, zdaniem mojem, szanse znale
zienia soli kam iennej na K ujaw ach są b a r
dzo wielkie; że jej dotychczas tam nie znale- : ziono, przypisać należy zupełnie nieodpo-
| wiedniem u wyborowi miejsca próbnych w ier
ceń, i niedokładnej znajomości jedynej kopal
ni soli w tym regionie w Inowrocławiu, k tó rej zwiedzanie je s t bardzo utrudnione, a plany i regestra świdrowe przechowyw ane starannie przed okiem m ożliw ych konku
rentów.
Pierw sze roboty poszukiwawcze soli k a
miennej polecono w r. 1818 niemieckiemu górnikow i E rnestow i Beckerowi w południo
wych okolicach Królestwa Polskiego w oko
licy Buska, gdzie istnienie solanek zdradzało możliwość znalezienia pokładów solnych.
W ychodząc z fałszywego założenia, ja k o by sól wielicka leżała poniżej form acyi j u rajskiej i piaskowca karpackiego, uznaw a
nego podówczas za utw ór ju rajsk i lub try a - sowy, bito szyby na owe czasy bardzo głębo
kie, bo powyżej 300 m\ przebiwszy utw ory mioceńskie i kredowe aż do jurajsk ich w Sol
cu, Gadawie i Owczarach szyby doszły do m arglu kredowego, w Szczerbakowie nad Nidą, n a głębokości 144 stóp reńskich — 439 m do wapienia jurajskiego. Solanki B u
skie okazały się w edług opinii M ichalskiego
utw orem czysto lokalnym , w ypłukanym
z gipsów mioceńskich.
402 W S Z E C H Ś W I A T JMs 26 Po nieudanych próbach pod Buskiem B e
cker przeniósł teren poszukiw ań bardziej na południe w okolice Nowego Brzeska. P o
szukiw ania prowadzone w Nękanowicach, Pobiedniku i Złotnikach nie przebiły w arstw mioceńskich, a z powodu połam ania się św i
drów Becker dalszych robót zaprzestał.
Nowy szereg wierceń Becker przedsięw ziął dalej na północ na linii równoległej do brze
gu W isły w W ąsowie, Czernichowie, Bior- kowie Małym, G-oszczycach, M arszowicach i Zalesiu. Otwory te doszły w Czernichowie tylko do 115 stóp (47 m) w Zalesiu — 500 stóp (152 m), w in n y c h —300 stóp (91 m) g łę
bokości: wszystkie otw ory by ły doprow adzo
ne do kredy.
Po śmierci Beckera roboty świdrowe od
dano A ugustow i Rostow i i prow adzone były na koszt pryw atnego tow arzystw a, na k tó rego czele stał bankier berliński Mojżesz Mo- ser. Otwór w N ękanowicach pogłębiono do ] 500 stóp (457 m) przebiwszy pokłady k re dowe i jurajskie, lecz z powodu połam ania się św idra dalej wiercić nie było można.
Od roku 1818 do 1836 w ydano na poszu
kiw ania soli w południow ej stronie K róle
stw a Polskiego kw otę 700000 złotych pol
skich.
Od roku 1857 zaczęto znowu poszukiw ać soli w tej samej okolicy pod kierunkiem Zej- sznera, a kosztem blisko 200000 złp., w yłącz
nie w zagłębiu m ioceńskiem gubernii K ie
leckiej, w okolicy Skalbm ierza, Proszow ic i Działoszyc, lecz soli nigdzie nie znaleziono.
N abraw szy przekonania, że sól w gubernii Kieleckiej znajduje się tylko w glinach m io
ceńskich w bardzo małej ilości, w y starczają
cej zaledwie do pow staw ania słabych sola
nek i do w ykw itania soli na pow ierzchni glin, w roku 1859 poszukiw ań w tym k ie
ru n k u zaniechano. P odjął je nanow o p. T a r
gow ski w m ajątk u swoim O ssoliw pow . S a n dom ierskim , przebiwszy otw ór św idrow y do głębokości 280 stóp z rezultatem ujem nym .
Kosiński (Pam iętnik Fizyograficzny, tom IV, str. 80) m niema jednak, że zdanie o nie
istnieniu pokładów solnych w zagłębiu K ie- leckiem je s t przedwczesne i zwraca uwagę na północno-wschodnią część tej zatoki, zwłaszcza na zam knięte zatoki ja k K orytnic- ka. Kosiński był zdania, że solanki Buskie pochodzą z dalej położonych pokładów mio- j
I ceńskich (z północy), przebijając się przez opokę kredową. (?)
F a k t ostatni, zdaniem mojem, przem a
w iałby raczej za pochodzeniem solanek B u skich z w arstw pod kredą leżących, t. j. ju rajskich lub tryasow ych, które w ystępują
; niedaleko stam tąd na powierzchnię.
Co do m nie uw ażam kwestyę poszukiwań soli w miocenie Kieleckim za pogrzebaną.
Do podobnego też wniosku doszedł Kontkie- wicz po przedsiębranych w roku 1880 no- j w ych próbach poszukiw ania soli około
Buska.
D rugim regionem w kraju , w którym obecność pokładów soli kamiennej jest p ra
wdopodobna, je st północna część gubernii Kaliskiej i zachodnia połowa gub. W arszaw- I skiej, w których podłożu na nieznanej do- J tychczas głębokości znajdują się w arstw y solonośne, eksploatowane w Inow rocław iu, a zdradzające swoją obecność słabemi solan
kam i, nie rozrzuconem i bezładnie jak w Kie- leckiem, ale zszeregowanem i w wąskie pasy, odpowiadające ściśle grzbietom ukrytych pod grubą powłoką napływ ow ą siodeł tek to nicznych: w okolicy Łęczycy, L ubrańca, Cie
chocinka, Słupcy i Pyzdr.
W Ciechocinku dotychczas nie przebito jeszcze pomimo głębokich wierceń pokładu wapienia górno-jurajskiego, przykryw ające
go, aczkolwiek nie bezpośrednio, w arstw y solonośne Inowrocławskie.
W iercenia próbne, przeprowadzone przez dep artam ent górniczy w latach 1874—76 w trzech miejscach na pograniczu K sięstw a Poznańskiego w okolicy pomiędzy Ciecho
cinkiem i Inow rocław iem (Broniewo, Kobie- lice, Koneck) pochłonęły 50000 rubli i nie dały żadnego rezultatu, natrafiw szy na po
kłady trzeciorzędne i kredowe, i nie doszedł
szy naw et do wapieni ju rajsk ich na głębo
kości 700 stóp. W szystkie trzy miejscowo
ści obrane zostały najfatalniej, gdyż leżą nie na szczycie siodła, na którem jedynie poszu
kiw anie bj^łoby racyonalne, lecz w środku głębokiego łęku wypełnionego utw oram i kredow em i, k tó ry przedziela Inow rocław od Ciechocinka.
Pom yślnych wyników wierceń próbnych oczekiwać można, ja k powiedziałem, tam je
dynie, gdzie solanka, wskazująca obecność
soli w głębi, znajduje się na linii wypiętrzę-
JNTs 26 W S Z E C H Ś W IA T 403 nia, czyli na grzbiecie siodła. Zobacz}7my
dalej, że miejsc takich w k ra ju jest kilka, a w żadnem z nich poszukiw ań poważnych nie prowadzono.
Ażeby należycie zrozumieć wytyczne d a
ne, jakich się przy poszukiw aniach soli na K ujaw ach trzym ać należy, musim y przede
wszystkiem w kilku słowach skreślić historyę geograficzną tej połaci k raju naszego przed epoką najnowszą, k tó ra pod setkam i metrów glin, m argli i piasków pogrzebała bez śladu dawne pasm a górskie, niw elując wszystko pod płaską powłoką napływ ów lodowco
wych. Tylko geolog jest w możności odna
lezienia tu i owdzie śladów ty ch gór zaginio
nych, których szczątki zachow ały się do
tychczas jedynie w południowej części na
szego kraju.
W okresie, poprzedzającym t. zw. „wielką transgresyę" górnokredową, t. j. zatopienie dawnego lądu E uropy północno-wschodniej przez wody morza kredowego, od brzegów W isły pomiędzy A lw ernią a Zawichostem ciągnęło się w kierunku północno-zachodnim | szerokie pasm o górskie, jedną stroną oparte } 0 równinę Górnośląską, drugą — o rów niny dzisiejszego Mazowsza i Podlasia, a północ
ne w yrostki tego pasm a przez P ru s y iP o m o - [ rze sięgały aż do południowej Skandy
nawii.
W skład tego pasm a górskiego wchodziły j wyłącznie utw ory formacyj mezozoicznych 1 przedkredowych, t. j. jurajskie i tryasowe, wypiętrzone w kilka równoległych siodeł antyklinalnych, z niezw ykłą prawidłowością biegnących ku półn.-zachodowi bez znacz
niejszych zboczeń od kierunku h. 9 kompasu górniczego.
Szczątki wym ienionego pasm a górskiego widzimy dzisiaj od K rakow a i Częstochowy po Iłżę i Zawichost, opasujące starszą od nich wyspę paleozoiczną g ó r Ś-to Krzyskich.
jCzęść północna znikła, częścią rozm yta przez bałw any późniejszych mórz kredow ych 1 trzeciorzędnych, częścią przysypane młod- szemi w arstw am i napływ ów formacyj: kre
dowej, oligoceńskiej, mioceńskiej i dylu- wialnej.
Z początkiem epoki senońskiej (górnej k re dy) cały ląd Europejski obniża się znacznie, a morze zalewa, z w yjątkiem południowych
| okolic K rakow skich i Sandomiei-skich, wy-
| żej wymienione pasmo górskie, krusząc je ciosami swych bałwanów i grom adząc na do
linach i rów ninach przyległych odłam ane z nich okruchy, stopniowo coraz wyżej aż do zupełnego wreszcie zniwelowania wszelkich nierówności, ta k że tylko rozsiane tu i ow
dzie odkrywki pozostałych resztek skał przed
kredow ych oraz bardzo stały kierunek dolin
J rzecznych, zdradzający pochodzenie tek to niczne, w skazują ich dawne ślady.
Po morzu kredowem przyszło morze oligo
ceńskie, po niem mioceńskie słodko wodne
| laguny z lignitem , a wreszcie gruby niekie
dy z wyż 100 m zwał lodowcowej m oreny przysłonił wszystko wspólnym całunem.
Jakkolw iek ścisły wiek geologiczny pokła
dów solonośnych w Inow rocław iu znany nie jest, nie ulega jednakże wątpliwości, że są one starsze od kelowejskiego piętra brunatnego jura, poszukiwania górnicze n a leży przeto prowadzić w miejscowościach, odpowiadających następującym warunkom:
1) pokrywa kredy i miocenu powinna być możliwie cienko — co, oczywiście może mieć miejsce jedynie na szczytach zalanych przez dawne m orza gór, t. j. na grzbietach odnoś
nych siodeł antyklinalnych;
2) pokład wapieni górno-jurajskich, tw o
rzących najwyższą w arstw ę antyklinalnego wypiętrzenia, powinien być o ile możności przez abrazyę zniszczony, ja k to m a miejsce w Inowrocławiu, lub wcale nie istnieć, jak w powiecie Słupeckim np.
3) Na liniach powyższych pow inny się znajdować ślady soli w postaci solanek lub
| wykw itów solnych, gdyż zachowując je dynie dw a pierwsze w arunki natrafim y wprawdzie niew ątpliw ie na form acyę so- lonośną, jednak może ona ta k samo nie zawierać soli, ja k nie zawierają jej zupełnie analogiczne pokładom W ielickim mioceńskie iły Kieleckie.
Pokład solonośay, należący podług wszel
kiego praw dopodobieństwa do try asu lub na- [ wet, ja k mniema Jentsch, do form acyi perm- I skiej (Cechsztejn), na K ujaw ach stanow i cząstkę olbrzymiej powłoki solonośnej, po
krywającej całe północne Niemcy, a w k raju
naszym sięgającej aż do Niemna, ja k świad-
I czą solanki B irsztan i Druskienik; jednakże
404 W S Z E C H Ś W I A T Ar2 26 podług Jentscha tylko środkow a część try a-
sowego zagłębia zawiera złoża solne, których kierunek przechodzi m niej więcej od zach.- półn -zach. do w sch.-poładn.-w schodu, więc niezgodnie z kierunkiem siodeł antyklinal- nych, na których szczycie pokłady solne n a j
więcej zbliżają się do powierzchni. Są to jak b y gniazda, rozrzucone bezładnie w za
cisznych zatokach dawnego brzegu m orza tryasow ego, których obecność zdradzają sta łe solanki na powierzchni.
Stosownie do tego, cośmy powiedzieli 0 tektonice podłoża niziny Polskiej m usim y przypatrzeć się bliżej przebiegowi u k ry ty ch pod powłoką dyluwium siodeł mezozoicznych 1 w ystępującym na ich grzbiecie śladom soli na pięciu liniach w ypiętrzenia idących w kie
ru n k u h. 10— 11 z poł.-w schodu na północo- zachód. Są to:
1) L inia od Ciechocinka do Nieszawy.
2) Od Inow rocław ia przez Zgłowiączkę do Iłży i Zawichosta.
3) Od Barcina i Pakości przez okolice Ozorkowa do Inowłodza n a d Pilicą.
4) Od Kleczewa przez Uniejów do K o ry t
nicy nad Nidą.
5) Od P y zd r przez K alisz do K rakow a.
P as pierwszy: Ciechocinek i okolice.
Solanki Ciechocińskie b iją ze szczelin w a
pienia jurajskiego, znajdującego się n a głę
bokości 23 m od powierzchni pod p rzy k ry ciem cienkiej w arstw y (2,74 m ) iłów m ioceń
skich i 18-metrową pow łoką gliny lodowco- J wej wraz z napływ am i.
W roku 1891 inż. Rugiew icz zastał tu ta j
j8 otworów w iertniczych o średnicy 12—24- calowej od 60 do 429,54 m głębokich,
jW ostatnich latach inż. R ychłow ski w yw ier
cił (w r. 1898) jeszcze jeden otw ór do głębo-
jkości 156,5 m, k tó ry nic nowego nie w y
świetlił.
N ajw ażniejszy przekrój dał szyb Na 1
jw r. 1848-ym doprow adzony do głębokości
j1409 stóp (429,54 m). O tw ór ten w ykazał przedew szystkiem stopniowe powiększanie
jsię procentu zaw artości soli w m iarę pogłę- j biania, stopniowo od 1,5 — Q%. Obecnie stu d n ia ta daje solankę b%.
Otwór 1 przebił całą grubość pokładów jurajskich, dosięgłszy w głębi około 1300 stóp szeregu w arstw praw dopodobnie kajp ro-
jwych, ty ch samych, które w Inow rocław iu stanow ią w arstw y stropowe (Deckschichten) gipsów i niżej leżącej soli.
Pod wapieniem jurajskim (g. oksford) R ost napotkał szary m argiel (kelowey) niżej w arstw ujące się na przem ian w apienie piaskowcowe, iły szare, piaskowce, gliny czarne lub ciemnoszare do głębokości 1341 stóp, dalej 11 stóp kurzaw ki, piasku dolo
m itowego, 30 st. czarnej gliny piaszczystej,
j
39 stóp piasek dolomitowy.
Przeszło 70 stóp głęboki pokład silnej i kurzaw ki uniem ożliwił dalsze prowadzenie roboty, któ ra zdaw ała się być ju ż bliską
C elu .
W apień ju ra jsk i w Ciechocinku tw orzy w yraźne wąskie siodło, nie napotkano go bowiem nigdzie po obu tronach Ciechocinka, zarów no k u północy, ja k południowi, gdzie św ider natrafił na grube pokłady kredowej opoki i cenomańskiego piaskowca fosforyto
wego.
W K rólew stw ie Polskiem bito na południe Ciechocinka w stronę ku Rad ziej owu trzy otw ory świdrowe do głębokości 700 przeszło stóp.
R egestry świdrowe podaje Kontkiew icz (Przegląd Techniczny, 1897, str. 861):
Broniewo: (707 stóp ang. 5 cali) bity 1874—1875.
1) dyluw ium lodowcowe do 100 stóp, 2) pstre iły mioceńskie od 285 stóp, 3) pokład lig n itu 5-stopowy, 4) glina biała 8 stopy,
5) od 288 stóp do 425 stóp wapień k redo
w y z T erebratulina gracilis,
6) dalej aż do dna otworu wapienie glau- konitow o piaszczyste z pirytem (cenoman).
Kobielice (707 st. 5 cali ang. 1874—1876).
1) dyluwium: do 195 stóp,
2) gliny szare i czarne, piaskowo-wapien- ne, piaski z lignitem : do 563 stóp głębo
kości,
3) w apień biały kredowy.
K oneck (709 st. 2 cale ang. 1874 — 1876), 1) dyluw ium do 62 stóp;
2) miocen z lignitem do 503 stóp;
3) wapień biały kredowy.
W idać stąd że w arstw y kredowe leżą:
w środkow ym otworze: w Kobielicach na
503 stopach, w dwu końcowych zaś na 288
(Broniewo) i 300 stopach (Koneck).
j \ o 2 6 W S Z E C H Ś W IA T
Niepomyślne wyniki tych wierceń, które nie zostały przeprowadzone głębiej, gdyż kierujący niemi prof. Rom anowskij był zda
nia, że Inow rocław skie saliny leżą w mioce- nie, zniechęciły do dalszych poszukiw ań gór
niczych, zwłaszcza zaś do przeprowadzenia wierceń w okolicy L ubrańca, gdzie, mojem zdaniem, natrafionoby na w arunki znacznie korzystniejsze niż w Ciechocinku.
Przed kilkom a la ty próbowano również szukać soli w Nieszawie na brzegu W isły, przewiercono 350 stóp, z tych 170 w mioceń
skich iłach z w arstw ą lig n itu i reszta w ku- rzawce mioceńskiej, z powodu zgniecenia ru r przez kurzaw kę zaniechano dalszych poszu
kiwań.
Na pruskiej stronie przeprowadzono po
szukiw ania wiertnicze w Toruniu.
W Toruniu do głębokości 60 m leżą górno- oligoceńskie gliny Poznańskie, niżej do dna otworu, t. j. do 140 m, kreda.
W Czerniewicach na 6 km na południo- wschód Torunia właściciel dóbr M odrzejew
ski kazał wywiercić otw ór świdrow y do głę
bokości 126,5 m w ogrodzie dworskim : 1) dy luw ium —48,5 m\
2) biała kreda—do 126 m\
3) gruboziarnisty piasek kw arcow y z kon- krecyam i fosforytów . Z dna studni w ypły
wa solanka, zaw ierająca 2% soli.
W reszcie w m ajątku Przybranow o pod Aleksandrowem, własności p. ’ Czapskiego znane są ślady soli.
Z wyników wierceń powyższych wniosko
wać musimy, że jedynie w sam ym Ciecho
cinku i jego najbliższej okolicy natrafiono na szczyt siodła, w którem jedn ak znaczna grubość pokładu jurajskiego u tru d n ia poszu
kiwania; punkta, leżące po bokach siodła, oczywiście dać m uszą sumę pokładów do przebicia jeszcze większą.
O solanki w Przybrano wie i Kowalu, o k tó rej wspomina Pusch, dzisiaj nie można się dopytać, tak samo jak o inne solanki, zasy
pane przed kilkudziesięciu laty z polecenia rządu.
2-gi pas: Inowrocław.
Dzięki uprzejmości zarządu kopalń In o wrocławskich widziałem szczegółowe plany i przekroje tychże oraz regestra otworów św idrow ych, których w yniki tu ta j podaję.
W szybie głów nym porządek w arstw jest następujący:
ił 13,18 m
glina zielonawo-szara 0,99 „
glina szara 3,14 „
szary wapień z gipsem 14,12 „ szary gąbczasty gips 25,23 „
gips 3,14 „
ciemno-szary wapień 2,20 „
gips 2,82 „
9,42 „
n 37,90 „
n 27,93 „
sól kam ienna 38,00 „ Pokład solny nie jest jednolity, lecz skła
da się z kilku w arstw prawidłowo na sobie leżących: najwyżej idzie ił solny, pod nim w arstw a soli czerwonej, niżej —szarej, w spą
g u tejże — anhydryt, jeszcze niżej w arstw a karnalitu, znowu sól czerwona, najniżej wreszcie sól biała; w stropie w arstw y an h y d rytu leży szary konglom erat solny, wszy
stkie inne pokłady dają najpiękniejszę sól w ielkokrystaliczną barw y dymkowej, blado- fiołkowej, lub bezbarwną; sól czerwona jest drobnokrystaliczna lub zbita.
K ilka otworów świdrowych doprowadzo
nych dawniej do głębokości 95 m ostatniem i czasy pogłębiono do pokładów solnych:
wszystkie leżą nieco na północ od głównego szybu i napotkały pokład solny coraz głębiej w m iarę posuwania się ku północy.
W najbliższym do głównego szybu otwo
rze napotkano pod 95 m iłów pokład gipsu, anhydrytu i iłów 59,92 m gruby, niżej zlepie- niec solny i sól krystaliczną.
W drugim szybie obok — gips do 122 sól—na głębokości 155 w do 180 m.
Szyb Yatersegen:
dyluwium 6,59 m
czerwona glina 1,26 n szary wapień 2,20 V wapień z gipsem 21,20 n ił gipsowy 3,14 T) wapień z gipsem 19,7 r>
szara glina 3,45 »•
szary wapień 5,34 « takiż z gipsem 9,20 n
anhydryt 52,41 n
ił solny 7,53 n
gips blaszkowy 22,60 n
406 W S Z E C H Ś W I A T A1? 26 sól kam ienna 29 m
całkow ita głębokość szybu — 183,52 „
Szyb Józefina napotkał pokład soli dopie
ro n a głębokości 262,71 m, przebiwszy w nim jeszcze 16,30 m.
K ierunek pokładów solnych w Inow rocła
wiu, zgodny z kierunkiem w szystkich gór tryasow ych i ju rajskich w Polsce, t. j. poł.- zachód—połudn.-wschód h. 9, upad połudn.- wschód słaby. K opalnia odkryła zatem je dynie północne skrzydło tryasow ego siodła.
W bezpośredniem sąsiedztwie pola kopal
nianego w sam ym Inow rocław iu R unge znalazł (Zeitschr. d. Deutsch. geolog, gesells.
1870, str. 44 — 68) kilka odkryw ek białych wapieni jurajskich.
Najwyższe pokłady szarych iłów w kopal
ni Inowrocławskiej zostały rozpoznane jako u tw ory niew ątpliw ie górno-jurajskie, w sku
tek znalezienia w kopalni p iry tu Apollo-Dia- na pod Inow rocław iem w niebieskawosza- rych iłach tego poziomu skam ieniałości cha
rakterystycznych jak:
G ryphaea d ilatata Sw. Perisphinctes cf.
plicatilis, Aspidoceres perarm atu m Sw. H ar- poceras hecticum , A sta rte sp. (F. Roemer:
55 Jah resb erich t d. schlesischen G eselschaft f. vaterlandische Cultur, 1877, str. 58).
P o k łady te odpow iadają najniższym w ar
stw om szarych iłów napo tk an y ch w głębo
kim otworze świdrow ym Ciechocinka.
Odkryw ki ju ra jsk ic h w apieni koło B arci
na, Pakości i t. d., położone w odległości około 3 m il od Inow rocław ia należą te k to nicznie do innego ju ż pasm a.
B ardzo w ażne są najnow sze w yniki badań Grallinka nad fau n ą kopalną iłów In ow ro c
ław skich, w któ ry ch znalazły się skam ienia
łości nie tylko kelowejskie (Macrocephalites m acrocephalum ), ale naw et górno-kim erydz- kie: Grlypticus hieroglyphicus, E x o g y ra vir- gula, E. B ru n tru ta n a N ucula Menkei.
Odkrycie powyższe (V erhandlungen d.
K ais. russischem M ineralog. G-esellschaft, S t.-Petersburg, 1896, str. 366) św iadczy o bardzo ważnej okoliczności, że wapienie górnojurajskie okolic Ciechocinka i iły szare Inow rocław skie są utw oram i w spółrzędnem i, które się w zajem nie zastępują, pierw sze z nich przedstaw iają facies nadbrzeżną, d ru gie facies głębinową tych sam ych poziomów
od keloweju do poziomu z E xogyra virgula włącznie.
Jeżeli przeprowadzim y do Inowrocławia linię w kierunku w arstw ku poł.-wschodzie, h. 9, linia ta wypadnie nam jako przedłuże
nie wielkiej linii dyzlokacyjnej, od Zawicho- sta przez Iłżę zaznaczonej wychodnią w apie
ni górnojurajskich. Na północo-wschód od tej linii nigdzie ju ż wapieni jurajskich (wa
piennej facies) nie znamy — a jedyne od
kryw ki form acyi jurajskiej, odkryte w Ł u kowie na Podlasiu, tak samo ja k w Popiela- nach na Żm udzi, należą już do głębinowej facies ciem nych iłów z pirytam i, takich samych jakie poznaliśmy w okolicy Inow roc
ław ia.
W obec w yjaśnień powyższych nie zadziwi nas całkow ity brak utw orów wapiennej f a cies form acyi jurajskiej na południe Ciecho
cinka, k tó ra pojaw ia się dopiero w pobliżu wyniosłości środkowo-polskiej nad W a rtą i Pilicą.
Innem i słowy, na obszarze całych K ujaw Polskich nie powinniśm y się spodziewać na
potkania w apieni jurajskich lecz współrzęd
nych z niem i ciemnych iłów z pirytem , dość tru d n y ch do rozpoznania od- petrograficznie podobnych iłów mioceńskich tej okolicy.
W skazówką wieku tych iłów staje się dla nas ich stosunek do rozpoznanych w wielu m iejscach K ujaw wychodni kredowej opoki:
iły ju rajskie będą leżały pod opoką, na szczy
tach siodeł w ypiętrzonych, iły zaś mioceń
skie—nad opoką wgłębi łęków, przedzielają
cych siodła.
Poszukiw ania górnicze oczywiście m ogą być przedsiębrane jedynie w iłach jurajskich, gdyż zakładanie szurfów w pokładach m io
ceńskich pod którem i wszędzie napotkano g ru b y pokład kredy, uniem ożliwiałoby do
tarcie do w arstw solnych na dostępnej g łę
bokości.
L in ia siodła Inowrocławskiego przechodzi w granice K rólestw a Polskiego nieco n a po
łudnie Radziejowa. Najpom yślniejsze w a
ru n k i dla poszukiwań górniczych p rzed sta
w ia część tego siodła, przechodząca na po
łu dniu L ubrańca.
Potok Zgłowiączka, przecinający grzbiet iłów jurajskich na przestrzeni pomiędzy pół
nocnym końcem wsi Janiszew ek i folw ar
kiem Zgłowiączka, położonym o m ilę na po
JSft 26 W S Z E C H Ś W I A T 407 łudnie od Lubrańca, w ykazuje znaczne śla
dy soli na wzmiankowanej przestrzeni:
Na łące położonej obok najbardziej pół
nocnych. chałup wsi Janiszew ek istniała za
rosła dzisiaj torfem studzienka, w której włościanie miejscowi czerpali słabę solankę dla bydła; wspominają o tej solance Pusch i Kontkiewicz.
Na drodze z Janiszew ka do Zgłowiączki przy m łynie wodnym istnieje druga słaba solanka.
Najsilniejsze ślady soli znalazłem jednak w Zgłowiączce: na grobli i od grobli około 100 kroków na północ tuż obok ogrodu dw or
skiego bagnisty g ru n t nadbrzeżny jest na przestrzeni pół m orga całkowicie ogołocony z roślinności i pokryty w suchej porze roku silnemi w ykw itam i soli.
W ażną wskazówką w tej okolicy jest da
lej obecność licznych okrągłych lejkow atych stawków, jakie zazwyczaj pow stają w okoli
cach gipsowych (np. na Pokuciu) lub w apien
nych (Lubelskie, K arst). Staw ków takich widziałem kilka pomiędzy Janiszew kiem i Izbicą.
Na przedłużeniu siodła Inowrocławskiego ku poł.-wschodowi leży solanka w Dąbrowi
cy pod Krośniewicami.
D r. J ó ze f Siemiradzki.
<DN)
G u s t a w L e Bon.
POW SZECHNA DYSOCYACYA M A TE R Y I.
( Odpowiedź niektórym krytykom). ł) Czytelnikom „Revue Scientifique“ nie są obce poszukiw ania doświadczalne, które ogłaszałem w tem czasopiśmie w c ią g u o sta t-
r) Artj^kuł Le Bona, jako wybitnie polemicz- ! ny, niezupełnie jest odpowiedni dla „W szech
świata41 ze względu, że badacze, przeciw którym występuje autor, nie mają możności usprawiedli
wienia się przed czytelnikiem polskim. Jednak
że, z drugiej strony, artykuł ten roztacza widno
kręgi tak oryginalne i stanowi tak ciekawy przy-
nich lat ośmiu. Przed niespełna rokiem przedstawiłem wyniki tych poszukiw ań w dziele p. t. Ew olucya m ateryi, którego wydanie jedenaste ukaże się niebawem na półkach księgarskich. W książce tej prze
prowadzam dowód następujących siedm iu tez zasadniczych:
1) M aterya, którą niegdyś uważano za niezniszczalną, niknie w skutek ustawicznej dysocyacyi składających ją atomów.
2) W ytw ory dem ateryalizacyi m ateryi są, ze względu na swe własności, czemś pośred- niem pomiędzy ciałami ważkiemi a nieważ
kim eterem, t. j. pomiędzy dwu światam i, które wiedza dotąd rozdzielała radykalnie.
3) M aterya, niegdyś uw ażana za bezwład
ną i mogącą zwracać tę tylko energię, która dostarczona jej była uprzednio, jest, prze
ciwnie, olbrzymim zbiornikiem energii — wewnątrz-atomowej (intraatomowej), z k tó rej wydatkow ać może, nic nie zapożyczając zzewnątrz.
4) Z tej to właśnie energii w ew nątrzato- mowej, która ujaw nia się podczas dysocya
cyi m ateryi, powstaje większość sił wszech
świata, mianowicie elektryczność i ciepło słoneczne.
5) Siła i m aterya są dwiema różnemi po
staciam i jednej i tej samej rzeczy. M aterya przedstaw ia postać stałą, stateczną energii wewnątrzatomowej. Ciepło, światło, elek
tryczność i t,. d. są postaciami niestałemi tej samej energii.
6) Dysocyując atomy, t. j. dem ateryalizu- jąc m ateryę, zamieniamy tylko postać energii
i
stałą, zwaną m ateryą, na owe postaci niesta
łe, znane pod nazwami elektryczności, św ia
tła, ciepła i t. d. M aterya przekształca się więc ustaw icznie w energię.
7) Prawo ewolucyi, które stosujemy do istot żywych, daje się również zastosować do ciał prostych czyli pierwiastków. G atu n ki chemiczne, podobnie ja k i g atu nk i zwie
rząt i roślin, nie są niezmienne.
czynek do dziejów myśli fizycznej w ostatniem dziesięcioleciu, że zasługuje bezwątpienia na sze
rokie rozpowszechnienie. Co dotyczę „napadnię
tych11 to sądzę, że zastrzeżenie powyższe może będzie dla nich pewnego rodzaju zadosyó uczy
nieniem. ( P rzy p . tłum.).
408 W S Z E C H Ś W IA T JM « 26 B adania m oje były przedm iotem rozstrzą-
sań na łam ach wielu czasopism specyalnych.
W dyskusyi tej wzięli udział w ybitni czło n kowie Akademii; A rm and G autier, D astre,
Poincare, Painleve i inni.
Szczególnie w Anglii dośw iadczenia te do
znały z początku jak n aj życzliwszego przyję
cia. A toli jest rzeczą jasną, że w spraw ach, które dotyczą samego rdzenia naszych w ia
domości i w strząsają fundam entem gm a
chów wiedzy, uchodzących za wieczne, nale
ży oczekiwać gw ałtow nych ataków . Obec
nie w ystąpił z niemi uniw ersytet w Cam bridge i na nie w łaśnie m am zam iar odpo
wiedzieć.
P unktem wyjścia dla ty c h zarzutów b y ł a rty k u ł w „The A th en aeu m “, w który m au to r pow iada na zakończenie, że badaniom moim przeznaczone jest wyw rzeć w pływ równie wielki, ja k ten, który w yw arły b ad a
nia D arw ina.
A tak rozpoczął W hetham , profesor fizyki w C am bridge w długim artyku le naczelnym w czasopiśmie angielskiem N aturę. A tob zarzu ty jego uznane zostały za ta k blade i nikłe, że wypadło obejrzeć się za szerm ie
rzem nieco zręczniejszym.
Powierzono ted y kom endę m łodem u fizy
kowi w L ab oratory um C avendisha w Cam bridge. Nieszczęściem dla niego znalazłem w samej A nglii dzielnego obrońcę. W sze
regu artykułów , datow anych z R oyal Insti- tu tio n of G reat B ritain , inny uczony obalił wszystkie co do jednego arg u m en ty mojego k rytyka. Po w ym ianie kilku odpowiedzi ten ostatn i m usiał zam ilknąć.
Zresztą, z polemiki, ogłoszonej w A tene
um, okazuje się że au to r jej jest właściwie tylko heroldem , na co zwrócił ju ż uw agę uczony angielski, k tó ry wziął m nie w obro
nę. W obec tego w rzeczywistości odpowia
dam profesorom , którzy byli inspiratoram i owych artykułów .
Mój k ry ty k z Cam bridge nie neguje b y najm niej doktryny powszechnej dysocyacyi m ateryi. Uważa on ją n aw et za „najw a
żniejszą teoryę fizyki now oczesnej11, ale do
daje, że moje wnioski były jedynie „szczęśli- wemi przepow iedniam i14 ponieważ p rzy rzą
dy, którem i się posługiw ałem , były zbyt nie
doskonałe, by za ich pom ocą m ożna było dowieść tego, com sobie zgóiy założył. Z da
niem k ry ty k a dowód tej doktryn y zawdzię
czam y wyłącznie profesorom L aboratoryum Cavendisha w Cam bridge, które, jak tw ier
dzi on, stało się „główną k w a te rą 4' nowej fizyki.
T u taj trochę za dobrze widać, o co w ła
ściwie chodzi. Ale m niejsza o to; idźmy dalej.
Poniew aż tek sty moje były zbyt jasne, by profesorow ie z Cam bridge mogli rościć p ra wo do pierszeństw a, przeto postanow ili oni odbić to sobie przez wykazanie wyższości sw ych dowodów.
Chętnie przyznaję, że dowody te dzięki doskonałości przyrządów były znacznie zu
pełniejsze od moich, ale historya um iejętno
ści mówi nam, że to tym , którzy wygłosili jakieś prawo fizyczne, przypada zawsze w udziale zasługa w ygłoszenia go, jakkol
wiek niedoskonałe mogły być przyrządy, którem i się posługiwali.
P raw da, że ta sama history a nauk uczy nas, że autorow ie odkryć zawsze podlegają kryty ko m tego samego rzędu z chwilą, gdy na poszukiw ania ich rzuci się cała armia specyalistów drobiazgowych. Przecież nie
gdyś T ait, profesor fizyki w E dynburgu, w książce swej p. t. „Ostatnie postępy fizy
ki" napadł na znakom itego badacza, który odkrył zasadę zachow ania energii, w w yra
zach praw ie identycznych z temi, których używ a mój k ryty k. „Mayer, pisze T ait,
J
szczęśliwym trafem w padł na metodę, która nie by ły dość dokładne, by m ogły stanow ić dowód, którego poszukiwał, tak że praw dzi
w ym autorem zasady zachowania energii je s t anglik J o n h “. J a k wiadomo, żadne z dzieł nowoczesnych nie uznało poglądu te go za słuszny.
Należy zauw ażyć—a jest to praw o od któ rego m ało znamy w y jątk ó w —że w hi story i każdego odkrycia w ystępują dwie fazy b a r
dzo odmienne: 1) faza samego odkrycia, k tó re praw ie zawsze byw a dokonane zapomocą przyrządów i m etod bardzo prostych, i 2) fa za, w której dowód zostaje uzupełniony me-
! todam i bardziej skomplikowanemi, a więc i ściślejszemi.
W ostatniem swem dziele p. t. „Fizyka now ożytna i jej ew olucya44 L. Poincare b a r
dzo dobrze odznaczył te dwa okresy.
M 26 W S Z E C H Ś W IA T 409
„ Jest rzeczą praw dopodobną, powiada, że j w przyszłości, ja k i dawniej, odkrycia naj- I głębsze, t. j. te, które odrazu odsłaniają k ra iny całkiem nieznane, otw ierają w idnokręgi zupełnie nowe, dokonywane będą przez po- szukiwaczów genialnych, pracujących u p a r
cie wśród sam otnych rozm yślań, którzy do spraw dzenia śm iałych swych koncepcyj po
trzebować pewnie będą najprostszych tylko i najm niej kosztownych środków doświad
czalnych; aby jed n ak odkrycia te m ogły w y
dać wszystkie owoce, aby dziedzina ich m o
g ła być racyonalnie w yzyskana i dostarczyć pożądanych korzyści, coraz to więcej po trzebne będą stow arzyszanie się dobrych chęci i solidarność umysłów; potrzeba będzie także, by uczeni mieli do swego rozporzą
dzenia przyrządy najsubtelniejsze i najpo
tężniejsze; oto w arunki, które dziś są nie
zbędne do ciągłego postępu w naukach do
świadczalnych*.
Dodam od siebie, że często je s t rzeczą b a r
dzo pożyteczną, by wynalazcy mieli do swe
go rozporządzenia tylko przyrządy niedo
skonałe. Oddaw na już zrobiono tę uwagę, że gdyby Tycho B rahe posiadał był przyrzą
dy ścisłe astronom ii dzisiejszej, które ujaw niają najdrobniejsze p erturbacye w biegu ciał niebieskich, to K epler nie mógłby od
kryć praw, które unieśm iertelniły jego imię i dziś jeszcze stanowią podstaw ę astronomii.
Gdyby H ertz zam iast .inałoczułego m ikro
m etru iskrowego, którym posługiw ał się do ujaw niania fal elektrycznych w ognisku swych zwierciadeł użył nieskończenie czul
szego koherera, wynalezionego później, to nie m ógłby nigdy stwierdzić własności fal, które noszą jego nazwisko. E lektrom agne
tyczna teoryą św iatła do dziś dnia byłaby
jsobie tylko przypuszczeniem, a telegraf bez d ru tu nie byłby wynaleziony. W rzeczy sa
mej czułość kohererów jest ta k wielka, że bez względu na położenie, jakie im nadamy, a więc w ognisku tych zwierciadeł, ponad
jzwierciadłami albo naw et z tyłu, otrzym uje się, jak to stwierdziłem, skutki identyczne, a to w skutek silnego uginania się fal elektro
m agnetycznych. Stąd z konieczności wy- prowadzonoby wniosek, że fale te nie odbi
jają się, gdy tymczasem przyrząd mniej czu- i j pozwolił stw ierdzić ich odbijanie się oraz nne ich analogie ze światłem.
Zapewne, nie przyszłoby mi nawet na myśl porównywać skrom ne moje urządzenia ze zbytkownem i przyrządam i uniw ersytetu w Cambridge; jednakże zdarza się niekiedy, że piękne te sztuki nie ułatw iają szybkiej ewo- lucyi idei u osób, które niem i się posługują.
Dowodem tego jest dla mnie niezwykła po
wolność, z jak ą członkowie Laboratoryum Cayendisha odkryli ponownie, stosując środ
ki bardzo skomplikowane, te podstawowe teorye, które ja odkryłem, używając środ
ków dość prostych. K ilka d at w ystarczy, by to wykazać.
Ju ż w r. 1897 zapowiedziałem w Coinptes rendus, że własności u ran u są „tylko w ypad
kiem szczególnym praw a bardzo ogólnego“;
mianowicie opierałem się na tem, że wedle moich spostrzeżeń wszystkie ciała pod dzia
łaniem światła wysyłają w ypływy, podobne do promieni katodowych, czyniące powietrze przewodnikiem elektryczności. ^Ta ostatnia własność jest ta k podstawowa, tak specyal- na, że dotąd pozostała głów ną cechą cliara-
i
kterystyczną ciał radyoaktyw nych, cechą, do której zwracam y się zawsze, ilekroć chodzi 0 stwierdzenie ich obecności i ich wyosobnie
nie. K ażdy wie, że gaz, np powietrze, w ża
den sposób nie daje się uczynić przew odni
kiem albo, jeśli kto woli, naelektryzować inaczej, ja k przez dysocyacyę. Gdyby było inaczej, przyrządy takie, ja k np. elektroskop, nie m ogłyby zachować swego ładunku, 1 elektryczność prawdopodobnie byłaby jesz
cze nieznana.
W łaśnie z badań nad tą własnością pod
staw ow ą udzielania pow ietrzu przew odnic
tw a elektrycznego—jonizow ania jak się dziś mówi — wypływa w szystka nasza wiedza 0 radyoakty wności. G dyby fizycy, zwłaszcza ci z L aboratoryum Cavendisha, byli się za
stanowili nieco więcej nad tem zjawiskiem, to byliby prędko doszli do teoryi dysocyacyi 1 nie zużyliby kilku lat na stwierdzenie już po m nie tożsamości prom ieni katodowych, prom ieni uranow ych oraz wypływów, wy
syłanych przez wszystkie ciała pod działa
niem światła.
Mimo obojętności ogólnej, z jak ą przyjęto
pierwsze moje doświadczenia, rozszerzałem
je w dalszym ciągu, dowodząc w licznych
rozprawach, że dysocyacya m ateryi jest zja-
410 W S Z E C H Ś W I A T .N® 26 wiskiem powszechnem, zachodzącem w m nó
stwie okoliczności.
Profesorow ie L aboratoryum Cavendisha ostatecznie doszli do tych sam ych wniosków, ale potrzebow ali na to kilku lat.
Zobaczmy naprzykład, celem ściślejszego ustalenia faktów , jakie to poglądy na radyo- aktyw ność panow ały w Cam bridge w roku 1900, a więc w epoce dość daleko posunię
ty ch badań, i porów najm y je z tem i poglą
dami, które ja wypowiadałem w tym samym czasie.
W roku 1900 profesorowie w Cam bridge m niem ali jeszcze, że prom ienie u ran u sk ła
dają się z czegoś w rodzaju św iatła fosfo
ryzującego, które może ulegać polaryza- cyi. Pogląd ten podówczas j a jed en tylko zwalczałem. Sam Becąuerel nie odrzucał go j jeszcze całkowicie; na kongresie fizyki w ro- ! ku 1900 poprzestał on na powiedzeniu, że nie zdołał pow tórzyć swych doświadczeń nad polaryzacyą prom ieni uranow ych. J . J . Thom son przyjął byl całkowicie wiarę w po- laryzaeyę i załam yw anie się tych prom ieni i pisał co następuje: „prom ienie uranowe mogą odbijać się, polaryzow ać i załamywać, tak że stanow ią oczywiście jed n ą z postaci św ia tła 11.
A zatem fizycy zupełnie nie uw zględnili moich doświadczeń i z w yjątkiem de Heena, profesora fizyki w uniw ersytecie w Leodyum , żaden z nich nie chciał zgodzić się ze mną, że m am y tu do czynienia z całkiem now ą j postacią energii, nie m ającą nic wspólnego ze światłem.
Niemniej przeto powiększałem w dalszym ciągu liczbę swych doświadczeń, z których pierwsze, pow tarzam to, ogłoszone były w r. 1897; na początku zaś roku 1900 w tym sam ym czasie, gdy Becquerel i J . J . T hom son w yznaw ali poglądy wyżej przytoczone, jednę ze swych rozpraw , zaw ierających w y kład licznych doświadczeń, zakończyłem w sposób następujący.
„W nioskując ogólnie, m ożna powiedzieć, że pod wpływem przyczyn bardzo rozm a
itych, jako to św iatła, reakcyj chemicznych, elektryzacyi i t. d. ciała m ogą ulegać dyso- cyacyi. M aterya ta k zdysocyow ana w ystę
puje w postaci cząstek nieskończenie drob nych, ożywionych prędkością ogrom ną, k tó re m ogą czynić powietrze przewodnikiem
jelektryczności oraz przenikać przez ciała nieprzezroczyste. Ciałka te przedstaw iają postać m ateryi zupełnie odm ienną od tych, i jakie poznajem y w chemii — stan nowy, w którym sam atom jest praw dopodobnie zdysocyowany. I zaiste, nie może tu być mowy o własnościach, należących jedynie do kilku ciał specyalnych, jak uran, tor i t . d.,
j