• Nie Znaleziono Wyników

Dom rodzinny przy ulicy Długiej 13 i okolice - Abraham Silberstein - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dom rodzinny przy ulicy Długiej 13 i okolice - Abraham Silberstein - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

ABRAHAM SILBERSTEIN

ur. 1914; Wyszków

Miejsce i czas wydarzeń Hrubieszów, I wojna światowa, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe projekt W poszukiwaniu Lubliniaków, projekt W

poszukiwaniu Lubliniaków. Izrael 2009, dzieciństwo, rodzina i dom rodzinny, ulica Długa, sąsiedzi, kowal

Dom rodzinny przy ulicy Długiej 13 i okolice

W Hrubieszowie mieszkałem na ulicy Długiej numer trzynasty. To był nasz własny dom. To był mały dom, pierwszy dom to był dwupiętrowy, ale jak się zaczęła I wojna światowa, myśmy byli zaatakowani przez komunistów, przez Rosjan, ostrzeliwali miasto i myśmy uciekli, i uciekliśmy na drugą stronę ulicy gdzie był dom z kamieni, a nasz dom był drewniany. Dziesięć minut po tym jak myśmy uciekli, dom nasz był ostrzelany, zniknął w ogóle. Po wojnie ojciec wybudował dom nowy, ale wtedy mieliśmy szczęście, bo to było dziesięć minut po opuszczeniu domu, jak to się stało.

[Przy naszej ulicy] z jednej strony była szkoła dla dziewcząt, a z drugiej strony tylko Żydzi mieszkali. Ta szkoła była dla polskich dziewcząt. Ja stale pamiętam, jak z rana dziewczęta śpiewały: „za dzień, za rok, za chwilę, razem nie będzie nas”, i potem zaczęli lekcje.

[Jak się nazywali nasi sąsiedzi?] Nie nazywało się ich. To było maleńkie miasteczko, nigdy nie używało się nazwisk tylko mówiło się przez rzemiosło, więc to stolarz, to był krawiec, to był szewc, to był piekarz, ale nie nazywało się go po imieniu, dlatego ja nie pamiętam tych imion. Po prostu mówiło się: „idę do szewca, idę do krawca, idę do piekarza”. Wszyscy pracowali, były różne rzemiosła, byli kowale żydowscy. Ja specjalnie interesowałem się tym kowalem na rogu ulicy, bo ja miałem nawyk być zawsze obecnym, gdzie się pracuje. To mnie bardzo interesowało, więc ja zawsze szedłem do tego kowala i pomagałem mu w pracy i dla niego to był fantastyczny honor, że wnuk burżuja z Hrubieszowa, mój dziadek był burżujem, pomaga kowalowi.

Ja mu zawsze nadawałem powietrze, żeby ogień był lepszy. I pewnego dnia ja powiedziałem mu: „Pozwól mi zrobić gwoździa”, bo to były specjalne gwoździe do podków, a on mówi: „Ty nie potrafisz zrobić gwoździa”, ja mówię: „Pozwól mi”. I on mi dał kawałek metalu i ja zrobiłem gwoździa i ten gwóźdź był wspaniały. On mówi:

„Zrób jeszcze jednego”. I zrobiłem jeszcze jednego, a on już był na ulicy i wołał:

(2)

„Chodźcie tutaj zobaczyć, jak ten wnuk Sztycha robi gwoździe dla mnie”. I od tego czasu stale robiłem gwoździe dla niego. Bardzo lubiałem pracować ręcznie, to był mój nawyk i byłem zdolny do pracy ręcznej. A pamiętam, u nas na podwórzu zrobili nowy płot i bramę nową, to wszystko było z drewna zrobione, i już był koniec dnia, ale zabrakło im gwoździ na te sztachety, a ja miałem pięć lat wtedy, więc ja mówię:

„Dlaczego ty nie robisz gwoździa z drewna?” Bo w oknach zawsze były dwa gwoździe z drewna, a on mówi: „Masz rację”, i zrobił to i to było dobre. I on tak był przejęty tym, że pod koniec dnia on mnie pyta się: „Gdzie twój ojciec mieszka?” I on mnie wziął za rękę i poszliśmy szukać ojca i znaleźliśmy ojca, no więc on zdejmuje czapkę przed ojcem i mówi: „Pański syn będzie inżynierem, wielkim inżynierem. On nas uczył, jak robić gwoździe z drewna”. Ja lubiałem, jak robili szosę, ja byłem tam, jak budowali dom, ja musiałem być tam cały dzień. I były u nas konie, więc ja zawsze byłem w stajni i tu jest mój obraz, tam ja siedzę jako chłopczyk, a nad moją głową widać te konie, to myśli moje zawsze były ze stajnią, lubiałem konie, lubiałem pracować i to mi pomogło później w życiu, bardzo mi pomogło.

Na tej ulicy [Długiej] nie było sklepów. Sklepy były w centrum miasta. Posterunek policji był na tej ulicy, ale sklepów tam nie było, tylko ludzie mieszkali. Byli tam stolarze, piekarz był, krawcy byli, kowal był, dużo stolarzy. I policja była.

Jakie potrawy mama gotowała w domu? Potrawy były związane z sytuacją… To znaczy, były czasy, że było mało jedzenia, były czasy, że było lepsze jedzenie, wiele kartofli, wiele zup, mało mięsa. Jedzenie było faktem bardzo ważnym. Ja pamiętam, obok mnie, myśmy byli bogatsi, a tam mieszkała rodzina, gdzie było wiele dzieci i pamiętam chłopczyk w moim wieku miał chleb w ręce i tylko trzy kryształy cukra były na tym chlebie, i on to tak jadł, że te trzy kryształy cukra [przesuwał], aż on skończył ten chleb, cały czas on je oddalał. To wszystko, co jadł: chleb i trzy kryształy cukra.

Ja tego nigdy nie zapomnę. Ja często kradłem z domu, żeby mu dać coś do jedzenia.

Kradłem dla koni i kradłem dla niego.

Data i miejsce nagrania 2009-09-20, Tel Awiw

Rozmawiał/a Tomasz Czajkowski

Transkrypcja Kamil Dudkowski

Redakcja Maria Radek

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Rodzice i siostra mieszkali jeszcze jakiś czas, później do nich dodali jeszcze jedną rodzinę, później dodali jeszcze jedną rodzinę, tak że tylko w jednym pokoju mieszkali, no

Pierwszy pokój byłem ja z babką, drugi pokój była moja siostra, trzeci pokój też siostry, na lewo był pierwszy pokój office, biuro ojca, drugi duży pokój, jadalnia i pokój

Ta ulica odznaczała się tym, że były tam chyba dwa zakłady fabryczne maszyn rolniczych przy Fabrycznej, nawet nazwa tej ulicy to sugeruje.. Był tam duży kościół wybudowany

Mama miała gospodarstwo, tato miał warsztat, tak że taki był podział ról w domu.. Nie było czasu na

Centralne ogrzewanie było uruchamiane z kuchni, która miała konstrukcję metalową, bardzo nowoczesna jak na tamte czasy, gdzie paliło się pod kuchnią i gotowało się tam obiad i

była tam jedna rodzina, co miała dwie córki, inna rodzina miała jedną córkę, jedna miała troje dzieci.. Ja pamiętam, to była tam rodzina Wernicki, i rodzina Gold, i rodzina

Lubartowska to była bardzo ładna ulica, ona zaczyna się około Bramy Krakowskiej, była ulica Nowa, a po Nowej zaczynała się Lubartowska i skończyła się aż

Natomiast była olbrzymia balia cynkowa, gdzie do tej wanny, żeby się wykąpać, nalewało się wodę, która się grzała w kotle na kuchni węglowej.. Była kuchnia węglowa, nie