I I R O N 8 C E N A 1 5 , - I ł
0 POISKA
ZACHOD1MIÁ
TYGODNIK ILUSTROWANY
ROK IV NR 24 149 P O Z N A Ń . 13 CZERWCA 1948 R.
D Z I Ś W N U M E R Z E : S. Zapolski: „Opłacałem H itlera" — A. Łączyńska: Eryk i M orze — Dr F. Jankowski: Znaczenie publicy
styki na Śląsku — A. Zolewski: Stra
ty Polski wskutek emigracji — B. Pi
skorski: Now y gigant u ujścia Odry
— M . Gorlicka: M oje Opole — SŁ Pieńkowski: Proces niemieckiego MSZ
Spoieczne znaczenie akcji nwiaszczenia
Wiceminister Ziem Odzyskanych Józef Dubiel komentuje rozpoczęcie uwłaszczenia nierolniczego
W dniu 1 czerwca br. zostały podpisane we Wrocławiu z kilkudziesięcioma nabywcami pierw
sze umowy o sprzedaż jedno- i dwurodzinnych domów mieszkalnych. Wśród tych pierwszych na
bywców znajdują się robotnicy Pafawagu, profesorowie Uniwersytetu Wrocławskiego oraz urzędni
cy państwowi. Jeszcze w ciągu czerwca br. wielka akcja uwłaszczeniowa w miastach Ziem Odzy
skanych rozszerzy się na cały obszar tych Ziem, wchodząc tym samym w ostatni etap realizacji.
Jest to druga, obok znajdującej się w pełnym toku akcji uwłaszczeniowej rolniczej, akcja, która ma wielkie znaczenie dla pełnego zagospodarowania Ziem Odzyskanych. Została ona zapowiedziana Przez wicepremiera i ministra Ziem Odzyskanych Gomułkę podczas zjazdu Ziem Odzyskanych w Szczecinie w roku ub. i obejmować będzie nie tylko obiekty mieszkalne, ale i warsztaty rze
mieślnicze oraz drobne zakłady przemysłowe.
Wiceminister Ziem Odzyskanych Józef Dubiel udzielił kilku wyjaśnień na temat rozpoczętej z dniem 1. VI. br. sprzedaży mienia nierolniczego.
Zapytany o warunki nabywania
°biektów mieszkalnych na Zie-
^'ach Odzyskanych, wicemini- s!er Dubiel podkreślił, iż są one
^ z w y k le dogodne. Stosownie do
£aPoWiedzi wicepremiera Gomuł-
8, Ś w id n ic a
^ ‘dynek. T e a tru M ie js k ie g o , nad
°Ty m g ó ru je w ie ż a ra tu szo w a . k
test
myślą przewodnią całej akcji umożliwienie robotnikom, racownikom państwowym i sa-
° rządowym oraz wszystkim racownikom najemnym, nabycia
? własność domu lub mieszka- '? na warunkach ulgowych, jc^eszczących się w granicach ki zarobków i możliwości. Przy- Sn - Y 0 m°żna stwierdzić, że ka l^^d 8 tys. obiektów miesz-
^ Pych, które w pierwszym rzę- s le zostały przeznaczone do Cj,l2edaży, przeciętna cena naby
ci* dla świata pracy waha się ro i Z-y —150 tys. zł. Cena ta jj z ożona jest na 60 rat mlesięcz-
'ch. Wicemin. Dubiel wyjaśnia zy tej sposobności pewne nie- , r°zumienie: w wojewódzkich Zlennikach urzędowych obiekty tQ,ogłaszane z podaniem ich war- Sii'Sci szacunkowej. Są to często
„ ,ny sięgające kilku milionów zł,
^ O r7t m i~ _i „ i _____•_
Co Oczywiście działa odstrasząją- c nabywców. Jest rzeczą o-
^^w istą, że musi być ogłaszana rtość szacunkowa obiektu nie- PahZn'e oc* tego, ^to będzie jego Pij yw.cą‘ Cena nabycia nato- t,i a!|t jest zróżniczkowana w od- Sle.nin do poszczególnych ka- Sorn nabywców, a więc dla
świata pracy stosuje się współ
czynnik 5 względnie 6 setnych.
I tak np. cena nabycia domku o- szacowanego na 3 miliony zł w y nosić będzie dla pracownika na
jemnego zaledwie 150 tys. Ulgi dodatkowe przewidują jeszcze odliczenie od ceny nabycia l 0/«
za każdy miesiąc przepracowany na Ziemiach Odzyskanych od dnia 9 maja 1947 r., dzięki Czemu zostają wynagrodzeni pierwsi o- sadnicy na tych terenach. Po
ważne ulgi przyznano również repatriantom i osadnikom woj
skowym.
Nabywcy spośród inicjatywy prywatnej — mówi wiceminister Dubiel — proporcjonalnie do większych dochodów tej katego
rii płacić będą ceny nieco w yż
sze, ale również na dogodnych warunkach. Współczynniki ceny dla domków wielomieszkanio- wych, zakładów rzemieślniczych i drobnych zakładów przemysło
wych wahają się w granicach od 20—30 setnych, zaś dla domków jednorodzinnych od 20—50 set
nych. Przy tych cenach nabycia zastosowano zarazem szereg ulg.
I tak np. sumy wydatkowane na nabycie mienia nierolniczego zo-
Z ą b k o w ic e D o ln o Ś lą s k ie W g łą b i K r z y w a W ieża
stały wyłączone z podstawy do opodatkowania dochodów nabyw
cy. Wszelkie sumy wydatkowa
ne na inwestycje w tym mieniu, nie będą również zaliczane . do dochodu nabywcy. Obiekty, któ
rych stopień zniszczenia prze
kraczał 33°/», odbudowane przez nabywców nie podlegają przepi
som o publicznej gospodarce lo
kalami i o wysokości komornego.
Obiekty odbudowane wolne są od podatku od nieruchomości i od podatku lokalowego na okres 5 lat, a dochody płynące z takich obiektów wolne są w tym samym okresie od podatków. Cena naby
cia może być spłacana przez 2—5 lat, a w razie wpłaty należ
ności gotówką, odliczać się bę
dzie nabywcom 25°/» skonta.
Ostatnio wprowadzona została jeszcze jedna poważna ulga dla inicjatywy prywatnej. Rozporzą
dzeniem Rady Ministrów w p flty na poczet nabycia nieruchomości na Ziemiach Odzyskanych odli
cza się od podstawy obliczenio
wej rocznego wkładu oszczędno
ściowego w Społecznym Fundu
szu Oszczędnościowym. Również i stawka oszczędnościowa zosta
nie odpowiednio zmniejszona.
Komentując samo przygotowa
nie akcji uwłaszczeniowej, wice
minister Dubiel powiedział, że wymagała ona długich i skompli
kowanych przygotowań. Należy sobie zdać sprawę z tego, że akcją tą objętych będzie ponad pół mi
liona obiektów, a więc jest to sprzedaż masowa, która w takich rozmiarach nie była nigdy jeszcze dotąd przeprowadzona. Obiekty przeznaczone do sprzedaży mu
siały być wciągnięte do ewiden
cji, następnie zostały oszacowa
ne, a dla każdego obiektu sporzą
dzono plan do wpisu hipoteczne
go.
Niezwykle jednak w tej akcji
— oświadczył wiceminister Du
biel — są nie tylko jej niespoty
kane rozmiary, ale przede wszy
stkim jej treść społeczna. Polega ona na tym, że setkom tys. robot
ników i pracowników umysłowych umożliwiono nabycie na własność na bardzo dogodnych warunkach mieszkań i domków jedno- lub dwurodzinnych, co przed wojną, w dawnym ustroju, było nie do pomyślenia. Jeśli chodzi o inicja
tywę prywatną, to obecna akcja uwłaszczeniowa — jak to stwier
dzi} wicepremier Gomułka na Zjeździe Przemysłowym w Szczecinie — otworzyła dla niej szerokie pole działalności gospo
darczej na odcinku pożytecznym
dla państwa i dla całego narodu, rantuje posiadaczowi sprawiedli- Lokata kapitału na Ziemiach Od- wy dochód, przyczyniając się za- zyskanych — kończy swe wywo- razem do pełnego zagospodaro*
dy wiceminister Dubiel — gwa- wania tych terenów.
K ło d z k o skąpane w p ro m ie n ia c h słońca.
Bardo koło Ząbkowic Dolno Śląskich słynie jako śląskie Lourdes
„Opłacałem Hitlera”
łr - ‘ ______________P O L S K A Z A C H O D N I A '
Da I d o l i t a l S lm a is iip ;
Czechosłowacja i Polska wymieniają doświadczenia po
czynione w zagospodarowaniu swych terenów zachodnich
___________________________________________________Nr
Jeszcze dzieją się w świecie cuda! Świadkami takiego „cudu“
byliśmy^ w tych dniach, kiedy świat dowiedział się z zdziwie
niem, że arcypłatnerz hitleryzmu, w którego zbrojowni kuto broń morderczą na miliony ludzi „nie- rasystycznych“ , Krupp von Boh
len und Halbach, uniewinniony został przez sądy amerykańskie, czyli że w ilk drapieżny stął się niewinnym barankiem. Jest to ten sam Krupp von Bohlen und Hal
bach, którego Hitler po dojściu do władzy mianował prezyden
tem sławetnej „Adolf Hitier-Spen- de“ , funduszu przeznaczonego na specjalne cele hitleryzmu.
Do kliki, popierającej tajemnie dążenia narodowo-socjalistycznej partii „robotniczej“ , należał także Fritz Thyssen, który w oczekiwa
niu grubych zysków wojennych po dojściu do władzy Hitlera, wpłacał na konto hitleryzmu nad
zwyczajne kwoty. Plutokraci z Zagłębia Ruhry om ylili się w swoich rachubach, gdyż Hitler zysjsi piutokracji, osiągnięte przez zlecenia zbrojeniowe, ściągał z niej na swoje własne cele.
To było jednym z powodów, że Fritz Thyssen, zawiedziony w nadziejach robienia zysków p ry
watnych, wypowiedzią! Hitlero
w i posłuszeństwo i „z w ia ł“ do miejscowości kuracyjnej Gastein w Austrii, z której nie w r ic tł w chwili napadu Niemiec na Poiskę.
W czasie pobytu za granicą Fritz Thyssen napisał książkę pt.
„Opłacałem Hitlera“ , w której u- siłuje oczyścić się z zarzutu po
pierania hitleryzmu. O książce tej
„Deutsche Nachrichten“ , tygodnik niemiecki, drukowany dla uchodź
ców niemieckich w Danii, zamie
szcza krytykę następującą:
„WIARA iWAGNATA“
Dane dotyczące stosunku Thys
sena do Hitlera zawarte są w książce noszącej tytu ł „Opłaca
łem Hitlera“ pochodzącej z cza
sów banicji Thyssena, który w chwili wybuchu wojny przebywał w miejscowości kuracyjnej Ga
stein i który wolał nie wrócić i nie brać udziału w historycznym posiedzeniu „Reichstagu“ , kiedy Hitler z pianą na ustach rzucił Europie rękawicę (jakkolwiek na razie tylko Polsce).
Co spowodowało Fritza Thys
sena, który przez 15 lat był — być może — największym dawcą krw i „p a rtii“ , że Adolfowi Hitle
rowi w ypow iedział' przyjaźń?
Wyjaśnia to list, pisany do Hitle
ra przez Thyssena po konfiskacie lego mąjątku. Z tego listu, pisane
go dnia 28 grudnia 1939 r. w Lu
cernie, dajemy wyjątek następu
jący:
„Sumienie moje jest czyste, wiem, że nie popełniłem żadnej zbrodni, jedyną moją omyłką jest, że w Pana wierzyłem, w Pana, wodza naszego Adolfa Hitlera i w partię Pana — że wierzyłem w Pana z entuzjazmem fanatycz
nego miłośnika mojej niemieckiej ojczyzny. Od roku 1923 ponosi
łem największe ofiary dla ruchu narodowo-socjal ¡stycznego...“
POTĘPIENIE BOHATERA Fritz Thyssen był monarchistą, a najciekawsze ustępy książki są te, które nawiasem wyjaśniają nie uwzględnioną dotychczas dosta
tecznie sprawę aspiracji Hohen- zo|lernowskich przy popieraniu awanturnika z Braunau. Piuto- krata przemysłowy w obu w y padkach om ylił się co do Hitlera
— który co prawda — według o- pinii Thyssena — nie miał pojęcia 0 gospodarce, lecz miał dużo po
jęcia o stwarzaniu oszukanych oszustów z swoich wspólników.
Także dawna dynastia z Wilhel
mem II (i ostatnim) i jego syna
mi, z których za zgodą ojca August Wilhelm wstąpił do partii, nie doceniała sił ekspansji Hitlera 1 jego coraz bardziej rozwijającej się megalomanii, nie ustępującej megalomanii Wilhelma II.
Fritz Thyssen przypomina „fiih- rerowi“ w liście swoim także uro
czystą przysięgę, którą H itler w kościele garnizonowym w Pocz
damie złożył na konstytucję, i ten sam Thyssen, który uczynił tak wiele, by podważyć konstytucję weimarską przez popieranie nisz
czyciela tejże konstytucji, ukuł zdanie: „Nie zapominaj Pan, że nominację swoją zawdzięcza Pan nie wielkiej rewolucji, lecz ustro
jowi liberalnemu, który obalić Pan przysiągł“ .
Na końcu Thyssen pisze:
„Potępiam politykę lat ostat
nich, potępiam wojnę, w którą
Pan wpędził zbrodniczo naród niemiecki, i za którą Pan i Pań
scy doradcy poniosą odpowie
dzialność.“
REPUBLIKA SANOWAŁA Powróćmy do roku 1923. B ył to rok „oporu biernego“ w za
głębiu Ruhry i punktu kulminacyj
nego inflacji, podczas której nie
mal cały naród niemiecki walczy!
0 nagie życie. W tymże roku, w którym przemysłowcy nad Ruhrą z kasy republiki weimarskiej po
bierali olbrzymie . subwencje dla poparcia oporu biernego, w Ba
warii działy się „w ielkie“ rzeczy.
Tam organizacje „narodowe“ , z Róhmem jako inspiratorem na czeie, cieszyły się poparciem ba
warskiej „Reichswehry“ , bawar
skiego związku, przemysłowców i także już wówczas przemysłu z Zagłębia Ruhry, reprezentowane
go przez p. Minoux z Tow. Ak
cyjnego Kruppa i Fritza Thysse
na. W związku z tym poznajemy znaczenie sił zjednoczonej reakcji feudalnej i kapitalistycznej, nie- zfamanej mimo porażki, poniesio
nej podczas pierwszej wojny światowej.
„Deutsche Nachrichten“ koń
czą: ■ ,
„Pan Thyssen w swojej książ
ce zdeklarował się jako pobożny chrześcijanin tak samo, jak to u- czynił von Papen w Norymber
dze. Dzisiaj ci, .którzy byli nor
malni, chcą udawać, że zostali wszyscy oszukiwani przez wiel
kiego megalomana, którego me-- galomanię należy „zawdzięczać“
ich pomocy.“
M y zaś dodajmy, na podstawie ostatniego wyroku amerykań
skiego, uniewinniającego Kruppa, że i Thyssen popierający jednego z najkrwawszych zbrodniarzy świata, w oczach amerykańskich z pewnością uchodzi za niewinne
go baranka.
Business is business...!
Obok artykułu umieszczona była ilustracja charakteryzująca dzia
łalność typów rodzaju Kruppa 1 Thyssena.
Szczęsny Zapolski
Dyrektor Departamentu Osied
leńczego Ministerstwa Ziem Odr zyskanych Pietkiewicz wraz z dyrektorem czechosłowackiego Urzędu Osiedleńczego, p. M iro
sławem Kreysą, odbył objazd pogranicza zachodniego Czecho
słowacji. Jak wiadomo, Czecho
słowacja stanęła w obliczu ko
nieczności zasiedlenia i zagospo
darowania swego pogranicza, o- puszczonego przez Niemców su
deckich. Element niemiecki w przedwojennej Czechosłowacji b ył nastawiony zawsze wrogo w stosunku do państwa i silnie po
wiązany z ośrodkami dyspozy
cyjnymi w Niemczech. Nielojal
ność żywiołu niemieckiego w y pływała też z jego struktury spo- łecżnej, gdyż obszarnicy i boga
te mieszczaństwo w tej części Czechosłowacji rekrutowało się niemal że wyłącznie z Niemców sudeckich, podczas kiedy robot
nikami rolnymi i przemysłowymi byli z reguły Czesi. Kiedy Niem
cy sudeccy opuścili Czechosło
wację, robotnicy czescy urucho
mili i poprowadzili warsztaty pracy, w których niegdyś praco
wali dla niemieckich właścicieli.
Wszelkie przypuszczenia, że na
ród czechosłowacki nie będzie umiał zagospodarować tych tere
nów z chwila opuszczenia iclj przez Niemców, które to przypu
szczenia szerzono chętnie w pewnych kołach zagranicznych, okazały się zupełnie bezpodstaw
ne. Dyrektor Pietkiewicz cytuje tu przykład zwiedzonego przez siebie miasta Liberca, które było dawniej siedzibą Konrada Hen- leina —- przywódcy Niemców su
deckich i jako takie stanowiło bastion wojującej niemczyzny.
Liberec liczy obecnie ca 60.000 mieszkańców, a więc prawie ty le, co przed wojną, przy czym ludność jego jest obecnie w stu procentach czeska, chociaż daw
niej element czeski był tu bardzo nieliczny. Szeroko rozbudowany przemysł lokalny jest całkowicie uruchomiony, a produkcja prze
wyższa jakością i ilością wyniki, osiągane przez Niemców.
Współpraca władz osiedleń
czych czechosłowackich i pol
skich została zapoczątkowaną
jeszcze na Radzie Naukowej * Krakowie, a pogłębiona na kon
ferencji w Pradze, na która z8"
proszono dyr. Pietkiewicza P°
jego powrocie z objazdu pogra*
nicza. W Czechosłowackim Urzę- dzie Osiedleńczym obie strony zestawiły metody, stosowane ^ rozwiązywaniu podobnych z»"
gadnleń w obu krajach. Dokona
no gruntownej wymiany do
świadczeń, poczynionych w stu
diach i praktyce osiedleńczej. W' trybie nawiązanej współpracy nastąpiła obopólna wymian8 wszystkich zarządzeń i instruk
cji, dotyczących akcji osiedleń
czej. Dowodzi to, że zadzierzgnię
ta została bardzo szczegółów8 współpraca.
Przez zacieśnienie tej współ
pracy władz osiedleńczych otofl krajów, umożliwi się obu stro
nom korzystanie ze
w s p ó ln e g odoświadczenia. „Uważam — po
wiedział dyrektor Pietkiewicz iż taka współpraca ułatw i nam bardzo rozwiązanie niektórych problemów, a z drugiej strony upodobni do siebie strukturę pol
skiego i czechosłowackiego za
chodniego pogranicza. Trudno jest nie doceniać społecznej ; po
litycznej doniosłości tego faktu*
Mówiąc o dalszych perspekty
wach współpracy czechosłowac- ko-polskiej na odcinku osiedleń
czym, dyrektor Pietkiewicz po
dał, że na Wystawę Ziem Odzy
skanych we W rocławiu ma przy
być prezes Czechosłowackiej Urzędu Osiedleńczego, którf pragnie zwiedzić Ziemie Odzy
skane w celu dokładnego zapo
znania się na miejscu z aktualny- | mi zagadnieniami tych terenów.
Spostrzeżenia te będą następnie przedyskutowane z przedstawi
cielami Ministerstwa Ziem Odzy
skanych. „Jestem głęboko prze
konany — oświadczył dyrektor Pietkiewicz — że tak pomyślnie rozpoczęta współpraca zbliży je
szcze bardziej oba narody sło
wiańskie, zmierzające do stwo
rzenia na swych kresach zachód"
nich warunków do dobrobyt8 swych obywateli i zarazem pod"
staw do zapewnienia pokoju ^ Europie“ .
A M E L IA Ł Ą C Z Y Ń S K A
2:
E R Y K I M O R Z E
— K ap it ulow a ć nie trzeba Opuści
cie zamek potajemnie na naszych okrętach zostawiając go wzgardzo
nym na pastwę waszych wro gów, k t ó rz y się oń po tym bić będą.
— A czy podobna w y c o fa ć się bez zwrócenia uw agi t lo ty duńskiej?
E r y k ju ż c h w y ta ł się tego pomysłu.
L u b ii wyjś c ia połowiczne. K ręty m i ścieżkami zawsze w y ś liz g iw a ł się z matni.
—■ Jeśli nie przeszkodził nam n ik t we jść do małej przystani zamkowe/
i za przylą dkiem się uk ryć, nie prze
szkodzi nam i odjechać. A gdyby nas na wet i spostrzeżono, nie do m yśli się n ik t, że w ie zie m y króla. M y w w o jn ie z Dunami nie jesteśmy.
— Dobrze radzisz, starosto. Wolę, aby zamek wziął K rys tian, niżby miał nim w końcu zawładnąć Karol. Pokłó
cą się o niego ja k psy a kość.
Rozpogodził czoło E ry k i zatarł rę
ce z c h y tr y m uśmiechem. M ogło się w nim ja du uzbierać przez tyle lal niepowodzeń.
Ó xen po wstał z ła w y i w y p r o s to w a ł swą barczystą, og romną postać.
Zza pasa, do b y ł nóż z rękoje ścią o- zdobną, dar E r y k o w y i cisnął mu go po d nogi.
W y m aż mnie z regestru swoich sług. Takiemu panu i ja służyć nie bę
dę. Bierz sw oje dary i ła s k i który c h m i od tychczas ju ż nie potrzeba.
Cisza zaległa komnatę. Oxen szedł tw ardym , mocnym k ro k ie m ku drzwiom. E ry k zaczerwieniał i zro- bził ruch g w a łto w n y , ja k b y się chciał rzucić na odchodzącego, ale po c h w ili opadł na karło, skórą obite i machnął
ręką: nie pierwszą obelgę przy gryza ł W życiu.
Po tym om ó wio no do kładnie plan wyjazdu.
Długo stał E r y k w oknie i , wo dził okiem po mieniącym, p o ły s k li w y m morzu. Najprzód, r u c h liw y i czynny, ja k zawsze, w a żył szanse tajemnego wyja zdu, badał odłeglpść dwóch p r z y stani, li c z y ł maszty duńskie, w id ne w dale kim porcie, roztrząsai okoliczności i szczegóły. K orc iła go znowu nieod
miennie podróż, ruch, nowość. Opa
dała z niego gnuśna le niwość ostat
nich tygodni, strząsał się z ty ra n ii władczego Oxena. Na urą gał mu dziś stary korsarz, lecz już złość s pły wała po Eryku. To przecie nieważne! W a ne jest nowe, w od da li ju ż majaczące mu życie. Jeszcze jedną pode jm ie p r ó bę, może ostatnią wśród ty łu nie
udanych, uczepienia k o t w i c y o stałe i twarde dno. W y r y w a ł się całym u- tęsknieniem serca do cie pły ch rodzin nych kątów — tak mało znanych jego dzieciństwu i młodości. Może w nich znajdzie w końcu to COS, to W IE L KIE N I E W IA D O M E , czego szukał daremnie przez tyle lat! Oxen pyszny i twardy nie rozumie i wiedzieć nie może, że od w ro ty w życiu nie są tak gorzkie, ja k b y się zdawało, a są czasem konieczne. Zdarza się, trzeba uchodzić, bodaj tajn y m i, k r ę ty m i ścieżkami, gdy droga, na którą się weszło jest błędna, lub za dużo prze
szkód na niej.
Ile k ro ć k u rc z y ł się z bólu pod ude
rzeniem, ja k b y pręta przez plecy, w y
p r o s to w y w a ł się z powrote m szybko i raźno k ro c z y ł dalej przed siebie, zawsze czynny, c ie k aw y , niezmordo
w a ny tropicie l ścieżek ż y c io w y c h — r u c h liw y i p ły n n y , ja k B a łty k u je go stóp-
I oto niespodziewanie k r z y w d y od
legle i owe bliższe nawet, zdają mu się le kkie . O de brali mu trzy króle st
wa!. p h y ! odda im jeszcze i Gotland i zamek V isby, ostatni zamek skan
d y n a w s k i! Niechże się nim sycą, je ś li im tak ną nim bardzo zależy.
— A le skarbu nie odda m y!
Przed E rykie m stała Cecylia. Na ciemnym tle m akat i wschod nich tka
nin bielała j a k medalion z kości sło
niowe j, ja k cenna kamea, j e j twarz, dziś jeszcze urodziwa. Na m ię tn ie ko
chał kie dyś j e j bujne rude wło sy, je j oczy ciemne, matowe, j e j cerę ja k m le ko i le k k o piegami osypany, kształtny nos. Od k ilk u ty g o d n io w e g o postu zapadły i zw io tc z a ły polic z k i Cesylii, ale w z r o k nabrał wyra zistości, usta s tra c ił y soczystą barwę, ale za
c in a ły się bardziej stanowczo i du m nie.
— Aha, skarb, b y ł b y o nim prze- pomniał, oczywiście, nie oddadzą go, zabiorą z sobą.
— Przyszłam ci rzec: rada jestem, ześ posta nowiI wyje chać. Nie ma celu siedzieć dłuże j w twierdzy, znosić głód, pragnienie, n ie w y g o d y i zam
knięcie. T y lk o be zrozumny i pyszny Oxen mógł do dalszej obron y nama
wiać. Bez skarbu zostawim y Dunom zamek, ja k próżną skorupę orzecha, któreg o ją d ro w y b r a liś m y sami. N ie c i>
się po tym o tę lu pę gryzą ze Szwe
dami.
Od zie lonych iai, b iją c y c h w ob
rosłe mchem, skały Gotlandu — szły zielone refle ksy -— przez wąskie okno
— na białą twarz. Ciemna, diuga sza
ta zlewała się z tiem i t y lk o splecione ręce wraz z białą k o r o n k o w ą chustką, s ta n o w iły drugą jasną plamę ja k b y zawieszoną w miedziano -czatne j głębi po koju .
E r y k u ją ł j e j dioń.
— Będziesz w D e rla w ie ubierała się zpowrotem w swe pię kne szaty, w ło s y u tre iis z, ja k ci do tw arzy , sprosimy gości, w y d a m y uczty. Będą cię po
dziw ia ć!
W y d ę ła w z g a rd liw ie usta.
— N ie pociąga mnie zb yt nio tw ó j Derlów, ale ostatecznie le p ie j w nim będzie ja k na tej w y s p ie i w oblężo
ny m zamku. W y d a l od powie dnie za
rządzenia. Trzeba skr zyn ie pozbijać, upakować, znieść, kobierce, makaty złożyć. Nie odda my Dunom bodaj j e dnej perły , boda j k aw ałk a dro giej materii. I złotą gęś każ zdjąć z w ięzy.
— 1 złotą gęś chcesz zabrać?
— A ja k ż eb y nie? Bez godła im za
mek zostawim y ja k pu sty wrak.
W śród gwaru, n a w o ły w a ń i prze
k le ń s tw p a c h o łk ó w ładowano w nocy skarbiec k róla Ery ka. Na ba rki chy- boczące się po czarnej wodzie przed żelaznymi o d rz w ia m i u stóp k am ien nej baszty, składano w mozole i naprę
żeniu wszystkic h m u s k u ló w skrzynie 0 ciężarze n ie z w y k ły m . N ie b y ło tam Dziecięcia Jezus w ie lk o ś c i 12 letniego chłopca — całego ze zioła? Nie by- loż 3-metrowego rogu narwala, cen io
nego na r ó w n i z kością słoniową?
Nie było ż 12 f ig u r apostołów, m on
strancji, k ie lic h ów , koron szczerozło
tych i k le jn o t ó w na garście? Skarb s ły n n y na Europę caią. Pozazdrościć go m og li w ła d c y w i e lk ic h mocarstw — k r ó l o w i bez k o r o n y i ziemi.
Znała dobrze je go warto ść Cecy lią 1 p ó k i go m ia ła w rękach, nie dbała
o
in ną władzę dla siebie i kochanka.Stała teraz u stóp schodów, s z ty w n i j a k posąg, w czerw onym blasku łu czyw a i doglądała uważnie prac)'- Ch iupota la woda w ciasnym kanale k la s k a ły z nią mon oton nie p r z e d # żonę lodzie, niosiy się w górę i dd w ie ż y świa tła pochodni, s le n to r o d 0 i władczo grzm iał majordomus, szb' r a iy skr zyn ie po chropawych, kamie11' ąych stopniach, zg rz y ta ły żelazne b f ki, ło m otało głucho po deskach wstrząsała się barka potężnie ile k r ° rzucano w nią ciężar, a po tym odpW w a ly naladowaą e łodzie w ą s k im p r i e^
sm ykie m w ś ró d s trom ych m u ró w ° ' krążając basztę do przystani. Tod przekładano raz jeszcze ciężar n statki: sznurami, łańcuchami, Pr .r pomocy, sklecon yc h za dnia, dź'*'1’
gó w — wciągano za b u r ty skarb’, k ręla Eryka. Pomorcy nie żaloWd w y s iłk u , ochotnie p r z y k ła d a li się ^ pracy, m ie li skarb wieść na swoł
ziemię, do swego zamku. u
Była jeszcze noc, gdy k r ó l ł*rV j
z
C y c y l ią i Bogusławem podplY. g ostatnią łodzią i po l i n o w e j drabie w s p ię li się na przodują cy statek.W it a li ich kap itan i starosta SaP'^
Załoga po w ie w a ła czapkami, k r z y k u nie wzniosła, ab y nie bud czujności Dunów.
W k r ó tc e po ty m rozluźniono zazgrzytały łańcuchy, marynarze ■ m a n ew ro w a li przy linach, P °dn,0p0.
się żagle, w o ln o na bie rały w iatr gada była przych yln a, mglista, w (Ii k o rzystny. Spieszono się, aby z i’ (y V<sby nie spostrzegł man ew ru ' . 0 strażnik duński. Płynąć m ie li “ a uy na półn oc i zatoczyć w i e lk i e k o lo , ujść niespostrzeżenie. . g.
Sześć galeonów p o m o rs k ic h w L L zy*
ttęlo się sznurem i jafc białe, ol „ j m ię p ta k i w t o p i ł y się cicho w gm mrok.
(Ciąg dalszy nastąpi)*
P O L S K A Z A C H O D N I A Str. 3 Nr 24
E>K F R A N C IS Z E K J A N K O W S K I
Znaczenie publicystyki
w okresie walki o program polityczny na Śląsku
Było zjawiskiem zupełnie natu
ralnym, że w pierwszym okresie tz'v- „Kuiturkampfu“ , który po zwycięskiej wojnie niemiecko-
|rancuskiej w roku 1870/71 szaleje, 0 roku 1887 partia centrowa w Niemczech zajęła się obroną inte
resów polskiej ludności na Śląsku.
Partia centrowa bowiem opie
k a się, o ile chodziło o Śląsk, na ludności polskiej. Sytuacja zmieniła się w latach dziewięć
dziesiątych, kiedy partia centro
wa w skutek ustania walki rządu Pruskiego z Kościołem, nie tylko zaczęła zaniedbywać potrzeby ludności polskiej, ale wprost lek- Ceważyła i sprzeciwiała się ochro- nie naszych interesów narodo
wych.
Wybuch „Kuiturkampfu“ , które- So jednym z celów, jak inicjator tej walki Bismarck w swych pa
miętnikach przyznaje, jest znisz- c2enie żywiołu polskiego, zastaje
^a Śląsku Karola Miarkę z gło- anym i w pływ ow ym nazwiskiem.
'Jkoło M iarki i jego „Katolika“ , gazety wychodzącej- od 1 lipca 18(59 r. w Chorzowie, koncentruje obrona polskości na Śląsku.
P° wycofaniu się Karola Miarki z życia politycznego, a później i leSo następcy odwołanego przez Władzę kościelną ks. Radziejew-
?kiego, w roku 1889 przybył do Bytomia Adam Napieralski dla Cięcia „Katolika“ . Pod jego kie
rownictwem „K atolik“ nie zdołał Wyzwolić się spod w pływ u par
li centrowej. Wprawdzie „Kato- .’k“ bronił praw języka polskiego, ecz nie zdobył się na samodziel
ni' czyn polityczny.
w okresie po Miarce do P.Wtyszej wojny światowej lud
^ski był już całkowicie narodo
wy uświadomiony, świadczy cho- C|ażby fakt namiętnej polemiki Pomiędzy Napieralskim, przysto
sowującym się często nazbyt do dążności centrowych, a dr. Józe
fem Rosikiem „konsekwentnym Promotorem idei polskiej“ na te
mat zasadniczego kierunku poli
tycznego. Rostek zrozumiał, że
„ciągnienie za posterunek centro
w y “ jest szkodliwym dla polsko
ści Śląska, gdyż antypolskie w y stąpienia duchowieństwa niemiec
kiego, oraz posłów centrowych w parlamencie aż nadto zdradzały zakusy germanizacyjne partii cen
trowych. Wobec nowych, zama
skowanych obliczy „Centrum“
Rostek, syn zubożałej staropol
skiej rodziny szlacheckiej ze Śląska, założył w roku 1889 „No
w iny Raciborskie“ , pismo polity
czne o kierunku radykalno-naro- dowym.
Podczas, gdy „Katolik“ stał na gruncie centrowym, „Nowiny Ra
ciborskie“ zajęły wyraźnie naro
dowy kierunek. Kierunek zajęty przez Rosika, jego patriotyczny ton i śmiałe uderzenie w partię centrową, ruszyły ludność Śląska w momencie dla zagrożonej pol
skości niebezpiecznym, wskutek nowego zamaskowanego oblicza niemieckiej partii centrowej. Roz
gorzała walka w obozie polskim, z jednej strony przyczyniła się do pogłębienia świadomości naro
dowej wśród Ślązaków, z drugiej zaś wprowadziły „Nowiny Raci
borskie“ Rostka, propagujące sa
modzielna myśl polityczną, świa
domość narodową na tory uświa
domienia politycznego, którego dotychczas Ślązacy nie mieli. Słu
szne założenie polityczne dr.
Rostka, potwierdziły późniejsze w yniki wyborcze.
Wskutek zbyt wielkich prze
ciwności dr Rostek musiał się u- sunąć, a „Nowiny Raciborskie“
przeszły później na własność kon
cernu „Katolika“ . Jednak dr Jó
zef Rostek, na przełomie lat dzie
więćdziesiątych „swoje zrobił“ . Po przyjęciu „Nowin Racibor
skich“ uspokojony „K atolik“ nie spostrzegł, że radykalno-narodo- w y ruch wśród ludności istnieje, że ludność, której pisma śląskie nie wystarczały, zaczęła prenu
merować gazety z innych dziel
nic polskich, które odpowiadały ludności śląskiej. Wydawca po
znańskiej „P racy“ , Biedermann, mając na Śląsku poważny zastęp czytelników „P racy“ , zorientował się w potrzebach Śląska i założył również radykalny dziennik „G ór
noślązak“ .
W roku 1902 nastaje dla Śląska nowy okres, nie tylko w dzie
jach publicystyki, lecz także całe
go życia polskiego na Śląsku. Co
raz wyraźniej zarysowała się nie
przekraczalna granica między pol
skością a niemczyzną. Sprawę polską ujmuje zdecydowanie, tak w stosunku do rządu pruskiego, jak i w stosunku do partii nie
mieckich oraz „Katolika“ Napie- ralskiego, który nadal wypowia
dał się za partią centrową, mło
dy prawnik Jan Jakób Kowal
czyk, którego po odbyciu 6-tygo- dniowego więzienia pruskiego za udział w tajnych związkach stu
denckich, porwała prasa.
A rtykuły swe umieszcza Ko
walczyk w „Dzienniku Poznań
skim“ , „Gońcu“ i w „Słowie“ , a ze śląskich pism, w „Gazecie Opolskiej“ Koraszewskiego, który w ybrał drogę pośrednią pomię
dzy radykalnymi „Nowinami Ra
ciborskimi“ Rostka, a „K atoli
kiem“ Napieralskiego. Przy po
mocy chłopów śląskich, młody Kowalczyk organizuje spółkę w y dawniczą, która w 1902 roku na własność nabyła „Górnoślązaka“
i przeniosła go do Katowic.
Patriotyzm bez jakiejkolwiek obsłony i uznanie bez zastrzeżeń łączności z całą Polską, przyspa
rza „Górnoślązakowi“ w społe
czeństwie licznych zwolenników.
„Górnoślązak“ jest naczelnym or
ganem polskich kandydatów przy wyborach w 1903 roku. Rok in
tensywnej pracy, nie wystarczał jednak na stworzenie wielkiej or
ganizacji politycznej. Mimo tego,
„O pera polskich rzek"
W dążeniu do upow szechnienia sztuki o p ero w ej wśród szerokich mas ludności m ia st i osied li p o ło żonych nad naszym i szlakam i w o d n y m i T ow a rzystw o P rz y ja c ió ł O pery w K ra k o w ie na zlecenie M in . K u ltu ry i S ztuki organizuje w ro k u bież. objazdow ą im prezę operową p. n. „O pera po lskich rz e k 1’.
Zespół lic z ą c y ok. 100 osób, z ło żony z so lis tó w O p e ry K ra k o w s kie j, chóru, ba le tu i o rk ie s try P aństw ow ej F ilh a rm o n ii K ra k o w s k ie j dawać będzie przedstaw ienia na scenie urządzonej na specjal
nej barce. Będzie to im preza na w zór zeszłorocznej —■ „W is łą do B a łty k u ", z tą je d n a k różnicą, iż w ty m ro k u te a tr na barce p o p ły n ie rzekam i naszych Ziem Zachodnich.
Trasa wodna w y tk n ię ta została na lin ii: G liw ic e — Koźle — Szcze
cin. P rzew idziane je s t urządzenie 26 przedstaw ień w m iastach, m ia
steczkach i osiedlach na te j trasie.
Program prze dstaw ień obejm uje, podobnie ja k w ro k u ub., operę M o n iu s z k i „ F lis " oraz w id o w is k o m uzyczno-taneczne „W esele w K ra k o w ie " z m uzyką Stefaniego i ta ń cam i w układ zie ba le tm istrza E.
P aplińskiego.
Pierwsze przedstaw ienie „O p e ry p o ls k ic h rz e k " odbędzie się w G li
w icach w dniu 15 lipca.
K ie ro w n ik ie m m uzycznym O pery je s t prof. A da m K o p y c iń s k i, k ie ro w n ic tw o ogólne spoczywa w rę
kach Bolesława Janow skiego,
*
IN S T Y T U T M A Z U R S K I W O L S Z T Y N IE O T R Z Y M A Ł SPUŚ
C IZ N Ę L IT E R A C K Ą PO P O E C IE M A Z U R S K IM
M IC H A LE KAJCE In s ty tu t M a zu rski w O lsztynie re w in d y k o w a ł z rą k n ie p o w o ła n y c h całą spuściznę lite ra c k ą , po
zostałą po poecie m azurskim M i
chale Kajce. Spuścizna zaw iera 5 lis tó w do K a jk i (w ty m jeden pisan y przez M a rc in a Giersza), 141 ręko pisów p o e ty c k ic h różnej tre ści oraz cenne i rzad kie w y d a w n ic tw a polskie, ja k k s ią ż k i i ro c z n ik i czasopism w y d a w a n y c h na M azu
rach w X IX i X X w ieku.
R ękopisy i d ru k i, m ające w a r
tość b ib lio g ra fic z n ą , pozostaną w B ib lio tece In s ty tu tu M azurskiego, reszta zaś książek — treści og ól
ne j — będzie zwrócona s y n o w i p o
e ty — A . Kajce, zam ieszkałem u w M rąg ow ie.
przy wyborach „Górnoślązak“
zdobył jeden okręg przy pomocy Polskiej Partii Socjalistycznej.
W ybory przyniosły pierwszy mandat Wojciechowi Korfantemu.
Kowalczyk natomiast przepada w okręgu Rybnik-Pszczyna.
Przeciwko „Górnoślązakowi“
toczyła się formalna krucjata ze strony sądów pruskich i kleru.
Kardynał Kopp wydaje przeciw
ko „Górnoślązakowi“ coś w ro
dzaju listu pasterskiego. Takiego szału antynarodowego i politycz
nego w kościele dotąd na Śląsku nie było. Ostra kampania prze
ciwko centrum i duchowieństwu naraziła Jana Jakóba Kowalczyka na groźny proces karny w Byto
miu, rozpoczęty na skutek wnio
sku kardynała Koppa. Proces ten kończy się ugodą i równocześnie, dużym moralnym zwycięstwem
„Górnoślązaka“ . Zdobycie poza tym mandatu do Koła Polskiego Wojciecha Korfantego sprawiło, że lawirowanie stało się nawet dla takiego mistrza kompromisów jak Napieralski na dłuższy czas niemożliwe i że musiał on zrewi
dować dotychczasowe stanowisko i wypowiedzieć się za Kołem Pol
skim.
Grzywny i koszta sądowe ’do
prowadziły, jak ongiś Rostka z
„Nowinami“ Jarta Jakóba Kowal
czyka do ruiny. W roku 1906 Napieralski przyjął do siebie Ko
walczyka z „Górnoślązakiem“ . Choć upadły „N owiny Racibor
skie“ a później i „Górnoślązak“ , nie upadła idea niepodległościowa, którą Rostek i Kowalczyk, syno
wie Ziemi Śląskiej potrafili z po
żytkiem dla przyszłych wydarzeń Śląska, zaszczepić na jego staro
polskim gruncie. Nie mniejszą ro
lę dla przyszłości Śląska odegrali Wielkopolanie Napieralski i Kora- szewski. Podczas, gdy rezultatem pracy prowadzonej przez „N ow i
ny Raciborskie* i .Górnoślązaka"
b y ły trzy powstania śląskie, w których ludność Śląska chwyciła się samoobrony, dzięki której Śląsk przypadł ostatecznie Pań
stwu Polskiemu, „Katolik“ i „Ga
zeta Opolska“ swą umiarkowaną prasą, podtrzym yw ały w sposób ciągły zagrożoną polskość Śląska do chwili wyzwolenia go spod ja
rzma pruskiego.
M O J E O P O L E
Taić cię na zy wam w m y ś li Na d inne miasta w olę Że pozostałoś polskie Kocham Ciebie, O p o l e ...
Gdy przyje chała m tu, b y ł chm u rny Jeczór lipca
Niebo pła k a ło deszczem, ja k b y ktoś na skrzypcach...
p a t r z y ł a m dumna chwałą — ja k Jjlie Odra święta...
s ^ u g o myśla łam o was — w y Opol- J'K s ią ż ę ta...
./M is te riu m l i p k w itn ą c y c h — prze- zapach mio du
s. p°lk rz y ż a i pó ł orła — herb pia-
° j^ skiego grodu...
^ Prześliczny ratusz w ło s k i (jestem ni>n rozkochana)
„ Wieża P i a s t o w i kościółek świętego e°a stiana....
Opole m oje miasto — obojeśmy
^ i ł o w a n i
y stare gniazdo Słowian i ja — a£ ° /n a pani...
Od wojennego ciosu — m am y stra- SZIl y n ranę
s — do m y masz zniszczone — ja fire mam strzaskane...
P°Ie, drogie miasto — nie oddam
? nikomu
ty Lzu/ę się tu tak s wojsko — ja k Ptym rodzin nym domu!
On ' f ^ ncł oleją lip o w ą wjeżdża się do d r ° a 0<ź s trony Ka towic. Wspaniale Zjpf w o rozrosły się tak, że tworzą
p ° ny, c ie nisty dach.
gdy je chałam tu pierw- jaz, b y ł koniec czerwca 1945 t.
¡¡ty!1'? lata! L i p y st ały w te d y w roz- s i J c.'e' ale dzień b y ł zimny, dżdży- j e/ ' w i e t r z n y . G d y b y nie świeża zie- Zwi ,Ści ' wonn e li p o w e k w iatus z k i k at^ a iące slę nad g łow ą ja k deli- Z d * ° złocista koronka, m og ło by się ptat^a<A i e to Późna, głucha jesień, s t , , . nie śpiew a ły wcale, a chłodne jj 9i ostrego deszczu uderzały w szy-
^amochodu ja k w listopadzie.
f0ty , a r ni deszcz wzmagał się w gwał- ulewę, to znów cichł ja k w
^óiutn Chopina..,
Przedziwna była taka jesienna sza
rug a w czerwcu... N agle —- w i a t r roz
sunął ciemne chmury, zakryw ają ce szczelnie niebo i deszcz przeszedł od razu w najsubtelniejsze pianissimo...
W ła ś c iw ie b y ł to ju ż nie deszcz, ale p y ł wo dn y, przesycon y sło dkim zapachem miodu, d e lik a tn y i srebrzy
sty j a k mgła...
N a złocistych pączkach lipoweg o k w ie c ia w i s ia ł y duże, srebrne łz y czerwcowego deszczu. M ia sto było pra w ie zupełnie puste; żałosne i sa
motne stały r u i n y w y palo nego m ia sta. A le na w i e lu ocalałych domach w i d n i a ł y biało-czerwone chorąg iewki, a z p ia s to w s k ie j baszty zwisał naro
d o w y sztandar. Patrzyłam na ten sztandar oczyma p e łn y m i łez, z gar
dłem ściśniętym uczuciem, nie da ją cym się opisać. A potem poszłam nad Odrę. Lip o w ą aleją prosto od Książęcej Baszty szłam w o ln o w stro
nę rzeki. Zasępione niebo rozjaśniło się zupełnie i nagle tuż nad głow ą ukazał się czys ty b łę k it o od cieniu leśnego ba rw n ik u , a na nim przepy
szne czerwcowe słońce, prześwie tla
jące przez zieloność drzew... Od sło
necznej pieszczoty zadrżały nadod- rzańskie li p y , stare sło wia ńskie drze
wa ; złociste k w ia tu s z k i strząsały chłodne łz y deszczu i r o z k w it a ły j e szcze bardzie j w y d a ją c przecudny, je d y n y w świecie aromat. Oddychają c p ije się słodycze wonnego miodu, k t ó r y m przesycone je st powietrze.
L i p o w y puch spada na głowę... Od
p ra w ia się le tnie misterium, o d w ie czne i niezmienne...
Odra płynę ła powa żnie i dostojnie.
Zatonęłam w z ro k ie m w j e j biegu, a hamowane dotąd łz y p o p ły n ę ły nie- wstrzymane. Płakałam ze szczęścia...
W s pom in ałam w sercu wszystkie lata w o jn y , lata n ie w y s ło w io n y c h cie r
pień i męczarni, nasze upokorzenia i tułaczkę, uliczne egzekucje i past
w ie n ie się, k t ó r y c h była m świadkiem.
W szystk o to przeżywałam po raz d ru g i i patrząc na spo kojne w o d y O dry, doznałam przedziwnego uczucia szczę
ścia połączonego z uczuciem żałoby.
Żało by, boć żal b y ło tych, k tó r z y stra
c il i życie — szczęścia, że oto c ie rpie
nia i śmierć t y lu braci nie b y ł y da
remne, nie poszły na marne straszli
we lata w o jn y .
W pa trzona w piękne, łagodnie szu- miące w o d y O dry, uczułam, że po ko
chałam ją j a k żadną z rzek polskich.
W szystk ie są m i mile, ale ta n a jm il
sza, najdroższa. Odra — początek w ie lk ie g o państwa polskiego, Odra, wymarzona, w y tęs k n io na rzeka! Za
p ła c il iś m y za nią na przestrzeni w i e k ó w najwyższą cenę. O fiarę k r w i i ż y cia. M im o t y lo w ie k o w e j rozłąki, Odra nie przestała być naszą polską rzeką, tą samą, którą była w zaraniu naszych dziejów. Odra! Odwie czny szlak Ch ro
brego, k t ó r y kazał w nią w b ija ć słupy
graniczne. *
Czekała na nas tyle w i e k ó w i do
czekała się. Tęskniła za nami, ja k m y za nią. 1 spe łn iły się nasze wspólne marzenia. Posiadamy się wzajemnie na w i e k i! Szczęście nasze trwać bę
dzie tak długo, ja k długo będzie is t
nieć świat...
K ie d y w tę le tn ią godzinę o zmierz
chu, w wie czór pachnący k w ia te m l i py, w p arła m po raz pierw s z y ro z k o chane oczy w la le O d r y i w sercu o d w ró c iła m k a r t k i hi sto rii, doznałam przedziwnego uczucia. U przyto m nił am sobie jasno, że są rzeczy tak w ie lk ie i wspaniale, tak piękne i po ryw ające , że wobec nich dopiero nabiera sens u i warto ści — życie człowieka.
Tak to w t e d y w O polu zawarłam najściślejszą, najgorętszą przyjaźń z Odrą. I przyja źń ta r o z k w ita ja k cu
dn y kw ia t. Z każdym dniem coraz pięk niejsza i głębsza. Jestem tek za
kochana w Odrze, żę codzień bodaj raz muszę na nią spojrzeć. W różnych wię c porach dnia idę nad Odrę. Chcę widzieć ją w coraz to in n y czas i p o godę. Chcę w id zie ć ja k ,s m a g a ją j e sienna ulewa i ja k zachodzi w nią słońce, j a k podnosi się tuman rannej m gły i przegląda się m i l io n y gw iazd ...
Najczęście j chodzę na nadodrzański brzeg wte dy, k ie d y umiera dzień 1 nadchodzi godzina lilio w e g o zmierz
chu... A b y powiedzieć Odrze dobra
noc.
W oda p o ły s k u je srebrzyście i szu
mi cicho ja k logodna muzyka. Jestem w te d y n a jz u pełniej szczęśliwa. Jak wódz, k t ó r y po d łu g ie j walce odniósł wspaniałe zwycięstwo.
Posiadam Odrę.
Znad brzegu rzeki wracam do m ia sta. Przez m a ły czarujący mostek nad kanałem przechodzę wąską ulic zką na nied uży plac. N a ś ro d k o w y m przęśle mostu u samej g ó ry w id n ie je p ię k n y herb Opola, odwie czny znak piastow
skich książąt; pó ł orła i pó ł krzyża.
Ten sam p o d w ó jn y emblemat jest umieszczony na ratuszu opolskim, k t ó r y zbu do wan y jest we w ło s k im s ty lu ; g d y je st il u m in o w a n y , roz k w it a w ciemność nocy smukłą wieżą ja k sreb rny kwiat.
N a placu mocno w c iś n ię ty między starym i domami stoi nied uży kośció
łe k ; fronto n nad g łó w n y m wejściem zdobi kamienna rzeźba. K ie d y s p o j
rzałam na nią po raz pierwszy , sta
nęłam zdumiona. Poznałam od razu kogo rzeźba przedstawia.
Kamienne ęiało o ślicznych m ło dzieńczych kształtach... Piękna głow a le k k o po chylona; na tw arz y mimo cierpienia przedziwny uśmiech... W ciele pięknego eteba tk w ią pierzaste strzały. Jest ic h cztery; p ią t e j brak.
Może została w y r w a n a lub w y padła sama w s k u te k działań wo je n nych .
Siad j e j zna jd uje się nad kolanem.
Kończąc szk oły w K ra k o w ie , cho
dziłam często do ko śc io ła m a ria c k ie go. Lu biła m wejść, gd y nik ogo nie b y ło i patrzeć na g ł ó w n y ołtarz, prze
śliczne witraże obok t r y p t y k u i an io ły M a t e j k i, Patrzyłam i n ig d y nie mo
głam się napatrzeć; N ie zdarzyło się nigd y, abym odchodząc nie o d w ie dziła jeszcze jedn ego z bocznych o ł
tarzy po le w e j stronie. B y ł tam stary, p ię k n y obraz o cie m nym m a low idle prz e dstaw ia jący cudnego młodzieńca, umierającego w zachodzącym słońcu z u p ły w u k r w i. W nagim ciele t k w iło pięć strzał. W iedziałe m dobrze, że to męczennik w i e lk i ; j a k o mała dzie w
czynka czytałam je go ż y w o t i historię bo hate rskiej śmierci. N a jw i ę c e j podo
bała m i się odwaga je go przekonań;
jako świetny oficer, ulubieniec cesa
rza, m óg ł z ła tw ością un iknąć strasz
ne j ś m ie r c i. . . A le on nie u lą k ł się;
wła śni jego żołnierze dokon ują w y m y ś ln ej egzekucji.
M ia ła m w te d y na jw y ż s z y podziw i uw ie lbienie dla świętego młodzieńca.
1 trzeba trału, że po latach spo tykam go w dale kim Opolu... Napatrzyw szy się do sy.ta kam ien nej rzeźbie, bocz
ny m wejściem weszłam do niespodzie
w anie zamkniętego kościoła.
Jest w nim t y lk o jeden ołtarz, a w ołtarzu obraz nieznanego pędzla.
1 znów ten sam temat.
Prześliczny, nagi młodzieniec, p r z y wią zany do słupa; smagłe ciało tchnie w przepysznym świetle zachodzącego słońca dziwnym ciepłem. M ło dzie nie c umiera od strzał, które w nim u t k w i ły . Jest ¡eh pięć — widać, że sp rawia ją mu n ie w y p o w ie d z ia n y ból...
A le przecudna twarz o p rz y m k n ię tych oczach wyrażę nie tyle cierpie
nie, ile nieziemski z achwyt i szczę
ście...
1 patrząc na p ię k n y obraz doznałem znów przedziwnego uczucia, że są rz e
czy, są id ea ły tak piękne i wieczne, że po pro stu wa rto żyć...
7,awierucha wojenna w l w i e j części zniszczyła Opole. A le oszczędziła k o ściółek i na nim kam ienną rzeźbę świętego Sebastiana.
K ie d y razu jednego poszłam trochę dale j za miasto, spotkałam znów św.
Sebast:ana. •
N a m a ły m wzgórzu, obok as la ko- w e j d io g i prowa dzącej do Gostuwić stoi k am ienny posąg męczennika.
Deszcze i śniegi zniekształciły m ło dzieńczą postać świętego chłopca.
Strzał t y lk o trzy. A le w y ra z tw arzy jest ten sam... Jeszcze w je d n y m miejscu z n a jd uje się w izerunek ś w ię tego Sebastiana.
M a ł y ry b a c k i domek, tuż nad Odrą, obrośn ięty d z ik im w inem i bluszczem.
Przed domkiem śliczny ogródek.
A nad je d n y m okien k ie m m a ły obrazek za szkłem. Smagłe cia ło o zło ty m p o łu d n io w y m od cieniu 1 pięć strzał. 1 dlatego nazwałam O po le — miastem św. Sebastiana.
W ejią Magdalena Garlicka