• Nie Znaleziono Wyników

Relacje-Interpretacje, 2012, nr 3 (27)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Relacje-Interpretacje, 2012, nr 3 (27)"

Copied!
40
0
0

Pełen tekst

(1)

n­ter­pre­ta­cje

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej Nr 3 (27) wrzesień 2012

Polacy na Zaolziu – rozmowa z Janem Olbrychtem Pofestiwalowe refleksje teatralne Sztuka w miejskiej przestrzeni Sens albo bezsens tradycji Folklor świata w Beskidach

Relacje

ISSN 1895–8834

(2)

Waldemar Kompała/www.kocurzonka.pl 1

2

3

4

5

7 8

9

(3)

Świat w Beskidach

23. Międzynarodowe Spotkania Folklorystyczne w ramach 49. Tygodnia Kultury Beskidzkiej

Wisła, 1–4 sierpnia 2012

13

14

15

16 1. Perłyna Kicmanszczyny

z Kicmania – Ukraina

2. Lasowiacy ze Stalowej Woli – Polska

3. As-Sulajmanijja z As-Sulajmanijji – Irak/region Kurdystanu 4. Połoniny z Rzeszowa – Polska

5. Dansart z Gaziantepu – Turcja

6. Goriec z Władykaukazu – Rosja

7. Liptov z Rużomberka – Słowacja (nagroda regulaminowa) 8. Recha i Wytinanka ze Stolina – Białoruś (nagroda regulaminowa)

9. Bizovac z Bizovca – Chorwacja (nagroda regulaminowa)

10. Strakonice ze Strakonic – Czechy (nagroda regulaminowa)

11. Mładost z Sofii – Bułgaria (nagroda regulaminowa) 12. La Esteva z Segowii – Hiszpania (nagroda regulaminowa) 13. Kobuleti z Kobuleti – Gruzja

14. Artisti z Tirany – Albania 15. Koniaków z Koniakowa – Polska

16. Antauco z Santiago – Chile

17. Sióagárdi z Sióagárdu – Węgry

Na okładce:

18. Cununa Apusenilor z Gila u – Rumunia 10

11

12

(4)

Kwartalnik Regionalnego Ośrodka Kultury w Bielsku-Białej

Rok VII nr 3 (27) wrzesień 2012 Adres redakcji

ul. 1 Maja 8 43-300 Bielsko-Biała telefony

33-822-05-93 (centrala) 33-822-16-96 (redakcja) redakcja@rok.bielsko.pl www.rok.bielsko.pl Redakcja Małgorzata Słonka redaktor naczelna

Opracowanie graficzne, DTP Katarzyna Grużlewska Wydawca

Regionalny Ośrodek Kultury w Bielsku-Białej

dyrektor Leszek Miłoszewski

Rada redakcyjna Ewa Bątkiewicz Lucyna Kozień Magdalena Legendź Janusz Legoń Leszek Miłoszewski Artur Pałyga Jan Picheta Maria Schejbal Agata Smalcerz Maria Trzeciak Urszula Witkowska Druk

Augustana, Bielsko-Biała Nakład 1000 egz.

(dofinansowany przez Urząd Miejski w Bielsku-Białej) Czasopismo bezpłatne ISSN 1895–8834

n­ter­pre­ta­cje Relacje

Festiwal „Bez Granic”

Petr Grendziok

Świat w Beskidach

Okładka/wkładka

Festiwale teatralne

1 Dialogi z publicznością

Magdalena Legendź

5 Klasycy i buntownicy

Liliana Bardijewska

Nasze rozmowy

Bielsko-Biała. Ludzie i budowle 19 Strzygowscy (2)

Piotr Kenig

Rezydencje artystyczne

23 Artysta w miejskiej przestrzeni

Justyna Łabądź

29 Rozmaitości 32­ Rekomendacje

Historia

16 Siedem wieków Bielska-Białej

Jacek Kachel

Archiwum Centrum Wychowania Estetycznego w Bielsku-Białej

Tablica pamiątkowa przywileju Mieszka I Cieszyńskiego dla Bielska

Jacek Kachel

Galeria/

Wkładka

Leszek Buzderewicz – Fotografia

9 Kontakt z żywym językiem

Z Janem Olbrychtem rozmawiał Jan Picheta

Felietony/ Nowe Ateny

12 Finis Ghetto albo (bez)sens tradycji

Janusz Legoń

26 Słowo o Słowie

Juliusz Wątroba

(5)

1

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

25. MFSL: Hamlet, Walny-Teatr (Polska)

Dariusz Dudziak Przede wszystkim wielkie oczekiwania, które zawsze

w efekcie źle wpływają na końcową ocenę. Pierwszy, jubi- leuszowy: bardzo dobry, ale bez szału – oceniano często przez pryzmat wcześniejszych zachwytów, bez uwzględ- niania politycznych przemian i społecznych kontekstów oraz doświadczeń/rozwoju samych wydających opinię.

Drugi, z podobnych względów co pierwszy, postrzega- no jako wydarzenie bez ducha, bez tej atmosfery. Nawią- zywał do bohaterskich początków, gdy na pierwszym fe- stiwalu, wtedy jeszcze pod nazwą „Na Granicy”, niemal półlegalnie pokazywano sztuki Vaclava Havla; trud- no jednak dziś o euforię, którą wywoływały możliwość przekroczenia granicy na podstawie festiwalowego bi- letu i poczucie wszechmocy rodzącej się polsko-czesko- -słowackiej solidarności.

Druga wspólna cecha to rodzaj porażki (nie ma w tym winy organizatorów) w spotkaniu z legendą.

Do Bielska-Białej przyjechał – nie pierwszy raz – Peter Schumann, twórca amerykańskiego The Bread and Pup- pet Theater, legenda kontrkultury przełomu lat 60. i 70.

XX wieku. Odnosiło się jednak wrażenie, że przedsta- wienie, które pokazał wraz z grupą wrocławskich stu- dentów PWST i ASP, to koncept z brodą, a poetyka teatru trochę się przeżyła. Nie można powiedzieć, młodzież wyćwiczona była znakomicie, może jednak nie czuła skandowanych haseł Mszy insurekcyjnej z marszem po- grzebowym dla zgniłej idei, choćby najsłuszniejszych?

Rodzaj porażki ponieśli też widzowie – miłośnicy nie- mieckiego Figurentheater Wilde & Vogel, zawsze zaska- kującego, zawsze klimatycznego, poruszającego emocje i umysł. Z reguły prezentował przedstawienia mroczne, ale były w nich lekkość, finezja i nadzieja, a tymczasem finał Krabata był jakiś taki niemrawy, krótki, niewygra- ny, trudno było się zorientować, gdzie ta wielka miłość, która ocaliła bohatera. Nie pomogło nawet to, że część tekstu wygłaszała po polsku dwójka aktorów z Białego- stoku. Zostawało się z poczuciem przegranej całej ludz- kości, ciężkości, duszącej zmory na piersiach – co być może spodobało się jurorom, bo wyróżnili spektakl jed- ną z dwóch nagród specjalnych.

Wraz z nastaniem cieplejszych miesięcy budzi się do życia przyroda, plenią się i zakwitają festiwale. W Bielsku-Białej i Cieszynie w tym czasie odbywają się dwie ważne imprezy teatralne. 25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, or- ganizowany w cyklu dwuletnim, przypadł w tym roku na dni od 25 do 30 maja, a 23. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic” nieco później – od 7 do 10 czerwca. Choć całkiem różne, miały z sobą wiele wspólnego.

M a g d a l e n a L e g e n d ź

Dialogi

Magdalena Legendź – teatrolog, zajmuje się krytyką teatralną, publicystyką, redagowaniem czasopism i książek.

z publicznością

(6)

2

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e W Cieszynie natomiast potknięto się o legendę Havla

dramaturga – nie było ani jednej realizacji jego sztuki!

Trochę to jednak dziwne, gdy spory blok imprezy nosi ty- tuł Inspiracje Havlowskie... Owszem, była wystawa zdjęć Oldřicha Škáchy, fotografującego go od zawsze, jako dy- sydenta i prezydenta; była dyskusja panelowa pod ha- słem Kuszenie, nawiązująca do wykorzystującej motyw Fausta sztuki pod takimże tytułem. Mimo to przyznać trzeba, że Havlowski duch nad miejscami prezentacji, po obu stronach granicznej Olzy, się unosił.

Trzecia wspólna cecha to teatr w teatrze, obecność autotematycznego wątku. Na obu festiwalach pojawił się spektakl w całości poświęcony analizie fenomenu aktor- stwa, sztuki teatru – tego, co nią jest, a co już nie jest.

Oba przedstawienia warte były uwagi. Zarówno Gwiaz- da Helmuta Kajzara, jak i Kukura Martina Čičváka po- kazują, choć innymi środkami, jak zmieniła się sytuacja współczesnego aktora i twórcy teatru w ogóle, wyraża- ją obawy przed obniżeniem poziomu i miałkością my- śli, przed publicznością i reżyserem, przed telewizyjno- -tabloidową popkulturą.

Co ciekawe, w obu występowała lalka. W Gwieź- dzie wielka szmaciana kukła, którą animują aktorki bielskiego teatru, uosabia fobie, lęki, ale też pragnienia i marzenia każdej z nich i zarazem jednej syntetycznej, ponadczasowej gwiazdy. W czeskim spektaklu wystę- puje gwiazdor – popularny słowacki aktor Juraj Kuku- ra, a lalka w finałowej części jest znakiem bezradności, ale też pragnienia powrotu do źródeł, do pierwotnych znaków i sensów teatru.

Nie ma właściwie letniego festiwalu, który nie wy- korzystywałby w ramach programu sztuk wizualnych, muzyki, plastyki. To nie stało się nagle: ani w Pozna- niu, gdzie „Malta” z przeglądu teatralnego ewoluowa- ła w stronę prawdziwie międzygatunkowej imprezy, ani

na Wybrzeżu, gdzie muzyczny „Open’er” proponował w tym roku codziennie teatralne widowisko z najwyż- szej półki pod namiotem dla pięciuset widzów. Także w Bielsku-Białej czy w Cieszynie wyraźnie widać otwie- ranie się na inne gatunki sztuk, na nietradycyjne formy kontaktu z publicznością, pragnącą aktywnie uczestni- czyć w wydarzeniach. Oba te festiwale są dosyć jedno- rodnie teatralne, co nie znaczy, że nie podlegają przemia- nom i tendencjom trafnie opisanym przez Anetę Kyzioł i Bartka Chacińskiego (Festiwal jak serek homogenizo- wany, „Polityka” z 5 czerwca 2012, s. 94). To czwarty łą- czący je aspekt.

Istotnym czynnikiem wskazanych przemian jest uwzględnianie oczekiwań publiczności i jej systematycz- nie wzrastająca rola. To przecież dla niej robi się festi- wale. Choć oczywiście także dla teatralnego środowiska, co wyraźne było zwłaszcza w przypadku tych lalkowych w czasach PRL-u (nie jest to przygana). Długa historia fe- 23. MFT „Bez Granic”:

Przed odjazdem Pociągu Teatralnego z Czeskiego Cieszyna do Ostrawy pojawiły się anioły (sprowadzone przez Teatr Gry i Ludzie) W czasie podróży było magicznie, było ludycznie, a nawet... słodko A w Ostrawie goście z Cieszyna powędrowali na spektakle w zabytkowej kopalni Hlubina

(7)

3

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

stiwalu organizowanego przez Banialukę jest tu dobrym przykładem. W trakcie 25 edycji z myślą o publiczno- ści, która nie mogła nigdzie wyjechać, zapraszano teatry z całego świata, szczególnie te egzotyczne, organizowa- no widowiska plenerowe – wieloobsadowe i kameralne – w różnych punktach miasta, a także hyde park i trwające długo w noc pokazy studenckich przedstawień, w cen- trum miasta odbywał się korowód zespołów inauguru- jący imprezę. Wreszcie, nawiązano współpracę z ruchem amatorskim skupionym wokół Bielskiego Stowarzysze- nia Artystycznego Teatr Grodzki, które w tym roku po- kazało przedstawienie teatru Junior pt. Our dream jo- urney (Podróż naszych marzeń). Jego premiera odbyła się w marcu na festiwalu w Bristolu (Wielka Brytania) w ramach międzynarodowego projektu. Spektakl towa- rzyszył, również nie po raz pierwszy organizowanemu w Bielsku-Białej, seminarium dyskusyjnemu Teatr wy- obraźni – między sztuką a edukacją.

Jak widać, wiele z tego pozostało i wydaje się, że w przypadku MFSL wypracowano optymalną formu- łę „homogenizacji”, gdzie wszystko pozostaje w rów- nowadze. Bielski festiwal był niejako prekursorem tego kierunku przemian, bo na przykład projekcje filmów animowanych dla dzieci i dorosłych, powtórzone w te- gorocznej edycji, odbywały się już za czasów Jerzego Zitz mana (dużo później pojawiła się nawet krótkotrwa- ła nazwa „Animacje”. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Wizualnej). Od dawna towarzyszą spektaklom wystawy plastyczne – w tym roku zachwycającej scenografii i lalek Andrzeja Łabińca, ciekawa i ukazująca odrębność tego artysty m.in. dzięki eksponatom z pozabielskich realiza- cji. Można było obejrzeć prace plastyczne dzieci i zdjęcia członków Beskidzkiego Towarzystwa Fotograficznego, których wspólnym tematem był szeroko rozumiany te- atr. Dodajmy finałowy koncert muzyczny (też nie pierw- szy raz), a interdyscyplinarność sama rzuci się w oczy.

Wróćmy jeszcze do publiczności, pozostawionej w toku tych wyliczeń. Przed kilkoma laty nagrody w ra- mach MFSL oprócz jury profesjonalnych krytyków przy- znawało jury dziecięce (uczestnicy zajęć teatralnych) oraz jury młodych krytyków (studenci szkół artystycz- nych i uniwersytetów), z czego w tegorocznej edycji zre- zygnowano. Tymczasem wydaje się, że jest to charakte- rystyczna moda czy tendencja, niewątpliwie praktyczna, bo niepodwyższająca kosztów (obie młode komisje pra- cowały bezpłatnie), pozwalająca też na uhonorowa- nie czegoś, co nie zawsze odpowiada krytykom, a po- pularnym gustom – tak. I, broń Boże, nie zamierzam tu obrażać publiczności, bo jak pokazują doświadcze- nia obu omawianych imprez, widzowie nie nagradzają też chały*. Dla porządku: spektakle Banialuki podczas jej festiwalu pokazywane są poza konkursem i nie ubie- gają się o nagrody.

Częścią Inspiracji Havlowskich były konferencja Kuszenie 2012 oraz Dramat bez granic, czyli lektura sztuk Petera de Buyssera i Tina Caspanello w wykonaniu Jadwigi Grygierczyk (Teatr Polski w Bielsku-Białej) i Bogdana Kokotka (Scena Polska teatru w Czeskim Cieszynie)

Petr Grendziok

?

* Mała dygresja. Zorganizo- wane w ostatnich latach przez bielski teatr dramatyczny Wiosenny Festiwal Teatral- ny i przegląd „Teatr działa!”

również odwoływały się wy- łącznie do ocen i gustów pu- bliczności, której przyznano rolę jurorów.

(8)

4

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e dramaturdzy: Artur Pałyga i Tino Caspanello – Sy-

cylijczyk piszący dialektem – oraz artyści, jak Tomáš Suchánek, dyrektor festiwalu „Dream Factory” odby- wającego się równolegle w Ostrawie, 30 km od Cieszy- na. Wraz z nim przyjechała grupa miłośników teatru.

Dzień później na spektakle do nieczynnej kopalni Hlu- bina teatralnym pociągiem (za okazaniem biletu na fe- stiwal) mogli pojechać widzowie z Polski. Interesujący, iście festiwalowy i Havlowski pomysł. Podobnie oce- nić trzeba zarówno dobór autorów, jak i sztuk zagra- nicznych gości. Współcześnie już nie tylko granica na Olzie stanowi wyzwanie, ale bariery, które sami sta- wiamy: językowe, mentalnościowe, psychologiczne, dla- tego – jak zauważono słusznie podczas jednej z licznych dyskusji – musimy mieć inne formy wyrazu niż Havel.

Chociaż świat po Schengen się dla nas poszerzył, ciągle warto zastanawiać się, jak odróżnić kłamstwa społecz- nej wolności od prawdziwej wolności wewnętrznej, jak stawiać opór i jak szukać porozumienia, mimo dewa- luacji słów. Jak ważne rzeczy mówić w sposób zabawny i jak, mimo straconych złudzeń, zaczynać od początku.

Jak zmieniał się z  kolei festiwal „Bez Gra- nic”? Po przyjęciu przez Polskę układu z Schengen organizatorzy poszukiwali nowej formuły i widać, że ten proces nie zakończył się ze zmianą nazwy, ale ciągle trwa.

Przede wszystkim w tym roku nagrodę Złamane- go Szlabanu po raz drugi przyznawała publiczność.

Jest ona zresztą całkiem inna niż przed laty: otwar- ta na eksperymenty, mająca rozeznanie w kulturze, poszukująca. Dla niej organizatorzy, nie rezygnując z teatralności imprezy, proponują różne formy dia- logu. Zorganizowano odrębny blok edukacyjno-roz- rywkowy dla dzieci i rodziców. Natomiast rozmowy o życiu i sztuce przybrały w tym roku formę kabaretu autorskiego, czytania niewystawionych, świeżutkich sztuk teatralnych, warsztatów i panelowych dyskusji.

Podczas jednej z nich, Wolność i dramat, która praktycznie rozpoczynała festiwal, o swoich doświad- czeniach z wolnością w pisaniu i realizowaniu napi- sanych sztuk, o różnych systemach funkcjonowania teatrów i ich zależności od decydentów rozmawiali

25. MFSL: Cyrk sześcianów, The Train Theatre (Izrael)

Dariusz Dudziak

25. Międzynarodowy Festiwal Sztuki Lalkarskiej, Bielsko- -Biała, 25–30 maja 2012; organizator: Teatr Lalek Banialuka;

Grand Prix: Ziemia i wszechświat, Yase Tamam, Iran – nagro- da Prezydenta Miasta Bielska-Białej; nagrody specjalne: Ka- tastrofa, Agrupación Señor Serrano, Hiszpania; Krabat, Kra- bat Ensamble – Figurentheater Wilde & Vogel/Florian Feisel/

Grupa Coincidentia, Niemcy/Polska; najlepszy spektakl dla dzieci: Złotowłoska, Divadlo Drak, Czechy; Dyplom Hono- rowy POLUNIMA: Stworzenie świata, Bonecos de Santo Aleixo, Portugalia; nagroda aktorska ZASP: Polina Borisova, Go!, Francja/Rosja; Nagroda Dyrektora Festiwalu: Josef Kro- fta, Divadlo Drak, Czechy.

23. Międzynarodowy Festiwal Teatralny „Bez Granic”, Cie- szyn, Czeski Cieszyn, 7–10 czerwca 2012; organizatorzy:

Solidarność Polsko-Czesko-Słowacka, Cieszyn; Občanské sdružení Půda, Český Těšín; Złamany Szlaban (nagroda pu- bliczności): Nasza klasa, Teatr na Woli, Warszawa.

(9)

5

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

W tym roku wraz z dyrektor festiwalu Lucyną Ko- zień stanęli przed wyjątkowo trudnym zadaniem. Na 25.

jubileuszową edycję postanowili zaprosić z jednej stro- ny lalkarskich mistrzów, przyjaciół goszczących w Biel- sku-Białej już niejednokrotnie, z drugiej zaś – grupę młodych poszukujących twórców, którzy swoją przy- godę z lalkarstwem dopiero zaczynają. Kto zwyciężył w tej konfrontacji klasyków z młodymi buntownikami?

Z pewnością publiczność, bo na niewielu światowych fe- stiwalach udaje się zgromadzić tyle lalkarskich znako- mitości, poczynając od Petera Schumanna i jego legen- darnego zespołu The Bread and Puppet.

Starsi widzowie, którzy znali jego sztandarowe dzie- ło Msza insurekcyjna z marszem pogrzebowym dla zgni- łej idei z filmów i rozpraw naukowych, mogli je wreszcie

Klasycy i buntownicy

Bielsko-Biała jest jedną ze stolic europejskiego lal- karstwa, obok takich ośrodków, jak Charleville- -Mézières czy Zagrzeb. Tu bowiem ma swoją sie- dzibę obchodzący w tym roku 65-lecie istnienia teatr Banialuka – gospodarz jednego z najważ- niejszych światowych festiwali teatrów lalek. Ze- społy z całego świata ubiegają się o prawo udziału w bielskim konkursie, bo to uczestnictwo otwie- ra im drzwi do wszystkich liczących się europej- skich lalkarskich imprez. Bielscy selekcjonerzy są bowiem znani ze swoich srogich, acz sprawiedli- wych ocen.

L i l i a n a B a r d i j e w s k a

Yase Tamam (Iran): Ziemia i wszechświat

Agnieszka Morcinek

(10)

6

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e zobaczyć na własne oczy. Zaś młodsi, którzy po raz

pierwszy zetknęli się z Mistrzem, mieli szansę poznać ten teatr niejako od środka, biorąc udział w tygodnio- wych warsztatach uwieńczonych festiwalową premierą i wspólnym pieczeniem chleba. Schumannowskie nad- marionety, animowane przez studentów PWST i ASP z Wrocławia, wzięły w posiadanie cały Park Słowackiego,

by po raz kolejny ośmieszyć rządzące światem dogma- ty i fałszywe idee. Zaś kończący spektakl rytuał dziele- nia się chlebem sprawił, że wszyscy obecni stali się jed- ną ponadteatralną wspólnotą.

Takich przeżyć w tym roku było więcej. Uczestnika- mi widowiska mogli się poczuć także widzowie portugal- skich marionetkarzy z Evory, którzy szybko przełamali zarówno barierę rampy, jak i barierę języka, wchodząc z publicznością w spontaniczny multilingwistyczny dialog. Liczące sobie blisko sto lat evorskie marionetki, opowiadające o stworzeniu świata oraz o wadach i sła- bościach rodu ludzkiego, zniewalały swoją naiwną szcze- rością i nieokiełznanym temperamentem. Tupiąc i bry- kając po niewielkiej scence, z rozmachem dowodziły swoich racji. Zapalczywie kłóciły się nie tylko ze sobą, ale i z Najwyższym, próbując go przechytrzyć z diabel- ską pomocą. A kiedy i diabeł zawiódł, szukały wsparcia

u publiczności, która była bardziej skora do wybaczania, rozbrojona ich żywiołowością i rubasznym humorem.

Zarówno gigantyczne Schumannowskie nadmario- nety, jak i miniaturowe portugalskie marionetki szybko zdobyły serca bielskich widzów – także tych młodzie- żowych, mimo skodyfikowanej, klasycznej formy nie- zmiennej od dziesiątków lat. Wśród mistrzów obecnych na tegorocznym festiwalu byli jednak także wieczni po- szukiwacze i niestrudzeni eksperymentatorzy, których każdy kolejny spektakl to nowa próba i niespodzianka.

Do tej grupy trzeba zaliczyć trzech twórców z obszaru niemieckojęzycznego – Franka Soehnlego, Michaela Vo- gla oraz Klausa Obermaiera.

Frank Soehnle, mistrz marionetki, wraz ze swoim ze- społem Theater des Lachens zaprezentował – cóżby in- nego?! – Traktat o marionetkach wg eseju Heinricha von Kleista. Po raz kolejny zaczarował publiczność swoimi pełnymi gracji lalkami, które poruszały się na długich niciach zwinniej od pająków. W tym nasyconym poetyc- kim humorem wykładzie o wyższości marionetki nad aktorem zaprzeczyły one istnieniu prawa grawitacji, za- skakując magiczną wprost mobilnością i siłą ekspresji.

Ich poszczególne elementy naraz rozbiegały się w pionie i w poziomie, tworząc abstrakcyjne formy, by po chwili znów zebrać się w całość i z salonową elegancją konty- nuować uczony wywód.

Na przeciwległym biegunie uplasował się utrzyma- ny w konwencji brutalizmu spektakl Michaela Vogla wg mrocznej baśni Otfrieda Preusslera Krabat o bezdom- nym chłopcu, który najął się na służbę w czarcim mły- nie. Poniewierane po scenie zgrzebne lalki i turpistycz- ne maski opowiadały o młodzieńczym buncie przeciw czarnemu mistrzowi i o czystej miłości, która ostatecznie pokonała jego złą moc. Dramaturgię tego widowiska bu- dowała grana na żywo przez samą kompozytorkę muzy- ka Charlotte Wilde, pełna wirtuozerskich improwizacji.

W zupełnie innym klimacie rozgrywał się spek- takl austriackiego teatralnego „multimedialisty” Klau- sa Ober maiera. We wcześniejszych jego widowiskach, wykorzystujących zasadę op-artu, przestrzenią scenicz- ną były ciała aktorów, stające się swoistymi mobilny- mi ekranami dla zegarmistrzowsko precyzyjnych geo- metrycznych projekcji. Tymczasem w jego najnowszej premierze przywiezionej do Bielska-Białej Kreacja... (tu i teraz) dwóm tancerkom występującym na scenie part- nerowała... kamera. Ich multimedialny układ taneczny, przetworzony przez komputer, publiczność mogła śle- dzić na wielkim telebimie. Każdy gest, skinienie głowy Teatr Drak (Czechy):

Złotowłoska Dariusz Dudziak

(11)

7

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

czy choćby ruch małego palca rysowały na ekranie ro- dzaj abstrakcyjnego obrazu. Oglądaliśmy zwielokrot- nione sekwencje wszystkich ich poruszeń, sprawiają- ce wrażenie spowijającego aktorki woalu. Z czasem ten obraz ewoluował – na telebimie pojawiał się rój zmul- tiplikowanych tancerek, które na moment składały się na postać tej realnej, scenicznej, by za chwilę znów roz- pierzchnąć się po całym ekranie, tworząc nową abstrak- cję. Nową hipnotyzującą wizję Obermaiera.

Na jubileuszowym festiwalu nie mogło oczywiście zabraknąć wielkiej bohemistycznej trójcy od lat obecnej w Bielsku-Białej – Josefa Krofty, Petra Nosálka i Mariána Pecki. Josef Krofta wraz z weteranem bielskich festiwali – teatrem Drak tym razem przywieźli sceniczną zabawę, swego rodzaju kabaret kulinarny, oparty na klasycznej czeskiej bajce Złotowłoska o głupim Jasiu i jasnowłosej królewnie. W rolę wszystkich postaci, a także zwierząt pomagających Jasiowi zdobyć rękę ukochanej wcielają się tu kuchenne akcesoria – sztućce, garnki, misy, karafki, sita, ubijaki ect., animowane przez sześciu kuchcików w białych czapach. Oprawą muzyczno-dźwiękową opa- trzył to teatralne danie mistrz akustyki – Jiří Vyšohlíd, toteż widowisko z Hradca Králové było ucztą nie tylko dla oka, ale też dla ucha. Żołądek zgodnie z przysłowiem i tym razem musiał obejść się smakiem...

Petr Nosálek z kolei wraz z zespołem Banialuki i sce- nografką Evą Farkašovą zaprosili publiczność na poszu- kiwanie czarnoksiężnika z Krainy Oz. Ta podszyta iście czeskim humorem wędrówka wiodła przez miniaturo- wą lalkową scenkę, przez teatr cieni i multimediów oraz cyrkową arenę, by zakończyć się tam, gdzie się zaczęła – w domu Dorotki, który przestał już być domem dla la- lek. Bowiem w trakcie tej podróży ze Strachem na wró- ble z sieczką w głowie, z Blaszanym Drwalem bez serca

i z tchórzliwym Lwem Dorotka z małej dziewczynki wy- rosła na mądrą, wrażliwą nastolatką. Opowieść o dojrze- waniu przywiózł do Bielska-Białej także Marián Pecko.

Jego Tajemnicze dziecko z warszawskiej Lalki, oparte na bajce E.T.A. Hoffmanna, to pełna nostalgicznego humo- ru przypowieść o przemijaniu, ale też o tym, co nigdy nie przemija – o sile marzeń i wyobraźni. I tutaj minia- turową scenkę zaludniały pełne ekspresji i animacyjne- go wigoru lalki Evy Farkašovej.

Na jubileuszowym festiwalu byli obecni także dwaj polscy mistrzowie, od lat współpracujący z teatrem Ba- nialuka – Janusz Ryl-Krystianowski oraz Bogusław Kierc. Ten pierwszy wraz z zespołem gospodarzy zapre- zentował rzadko grywaną bajkę Jana Ośnicy Złoty klucz – moralitet rozgrywający się między niebem, ziemią i pie- kłem. Jego bohaterami byli wystylizowani przez litewską scenografkę Julię Skuratovą na ludowe świątki wadzący się ze sobą chłopi, diabły i święci. Szczęśliwie zwyciężył zdrowy rozsądek i ludzkie sumienie.

Natomiast oba przedstawienia Bogusława Kierca powstały na podstawie polskiej dramaturgii współcze- snej. Z zespołem Banialuki stworzył przejmujące stu- dium twórczego niespełnienia w spektaklu Gwiazda Helmuta Kajzara. Zaś z teatrem opolskim zaprezentował Wnyk Roberta Jarosza – swoistą psychodramę obrazują- cą ból młodzieńczego niepogodzenia się z rzeczywisto- ścią. W obu widowiskach aktorom towarzyszyły wiel- kie szmaciane lalki autorstwa Danuty Kierc.

Teatr Lalka (Polska):

Tajemnicze dziecko Agnieszka Morcinek

Bonecos de Santo Aleixo (Portugalia): Stworzenie świata

Agnieszka Morcinek Liliana Bardijewska – autorka słuchowisk, sztuk teatralnych, prozy dla dzieci, krytyk literacki i teatralny, tłumaczka, wydawca. Współpracuje m.in. z „Dialogiem”,

„Teatrem”, „Teatrem Lalek”, Polskim Radiem.

(12)

8

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e Jubileuszowy festiwal to jednak nie tylko pokazy mi-

strzów, lecz także prezentacja najciekawszych zjawisk te- atru młodych. Agata Kucińska, związana z wrocławską PWST, przedstawiła swój obsypany nagrodami autor- ski spektakl Żywoty świętych osiedlowych wg prozy Lidii Amejko. W tym poetyckim moralitecie z niezwykłą czu-

łością i empatią sama kreuje kilkanaście ról życiowych rozbitków z betonowej miejskiej pustyni. Dramatur- gię tego przejmującego widowiska współtwo- rzyła grana na żywo, w dużym stopniu im- prowizowana muzyka Sambora Dudzińskiego.

Z  nostalgicznymi Żywotami... doskona- le korespondował bez- słowny monodram Po- liny Borisovej (Francja) Go! – studium samotności starej kobiety, snującej wspo- mnienia w pustym ciemnym pokoju. Porwane, nieforem- ne obrazy, kreślone przez nią białą taśmą, wyłaniają się z mroku nie tylko na czarnych ścianach, lecz także na jej czarnej sukni. Na moment pojawiają się sylwetki ludzi, kotów, zarysy krajobrazów, by za chwilę znów zniknąć w ciemności. Towarzyszący poszczególnym scenom cie- pły humor w finale zmienia się w niemy krzyk, kiedy od- dzielające starą kobietę od świata zamknięte drzwi nagle uchylają się bezszelestnie, a ona rozpływa się w czarnej pustce pokoju. Spektaklem o samotności były także fiń- skie Rozmowy (WHS, Ville Walo & Kalle Hakkarainen) z udziałem dwóch aktorów i szeregu płaskich ludzkich sylwetek ożywianych projekcjami niemych filmów.

Obecni na festiwalu młodzi twórcy podejmowali pro- blemy nie tylko indywidualne – wykluczonych lub sa- motnych ludzi, ale i globalne. Swoim kabaretowym show Katastrofa hiszpański zespół Agrupación Señior Serra- no nakreślił przy pomocy chemicznych probówek, retort i wirówek apokaliptyczną wizję zagłady naszej cywiliza- cji. Rzecz rozgrywała się bowiem w laboratorium szalo- nych naukowców, którzy przeprowadzali mrożące krew w żyłach symulacje i eksperymenty na populacji... żel- kowych misiów, poddawanych najwymyślniejszym tor- turom. A towarzyszący przedstawieniu śmiech widowni z każdą chwilą stawał się bardziej niepewny i nerwowy...

Uwieńczeniem było irańskie malarskie widowisko Ziemia i wszechświat łączące w sobie najlepsze cechy tradycyjnego i nowoczesnego teatru lalek. Trzeba przy- znać, że program jubileuszowego festiwalu został uło- żony perfekcyjnie. Starzy mistrzowie potwierdzili swoją klasę, a młodzi twórcy udowodnili, że potrafią nawią- zać z nimi partnerski artystyczny dialog. Zaś „wisien- ką” na festiwalowym torcie były imprezy towarzyszące – monograficzna wystawa współtworzącego oblicze dzi- siejszej Banialuki wybitnego scenografa i malarza An- drzeja Łabińca, konferencja o problemach teatroterapii moderowana przez Marię Schejbal i Ewę Tomaszew- ską oraz czytana prezentacja najnowszej polskiej dra- maturgii przygotowana przez Centrum Sztuki Dziec- ka w Poznaniu.

Ledwo zdążył się skończyć 25. Międzynarodowy Fe- stiwal Sztuki Lalkarskiej, a już rozpoczęły się przygoto- wania do następnego. Bo to najwspanialsza wizytówka miasta pod Szyndzielnią, które co dwa lata w maju sta- je się stolicą światowego lalkarstwa.

The Bread and Puppet Theater z udziałem studentów PWST i ASP z Wrocławia (USA /Polska):

Msza insurekcyjna z marszem pogrzebowym dla zgniłej idei Agnieszka Morcinek

Teatr Lalek Banialuka (Polska): Gwiazda

Dariusz Dudziak

(13)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

9

Jan Picheta: Podczas ubiegłorocznego spisu powszech- nego w Czechach okazało się, że Polaków na Zaolziu jest jeszcze mniej niż na przełomie wieków. Na terenie całej Republiki Czeskiej narodowość polską deklarowa- ło niespełna 40 000 osób wobec ponad 51 000 dziesięć lat wcześniej. W województwie morawsko-śląskim narodowość polską deklarowało 28 430 mieszkańców, a podwójną – w tym polską – 3377 osób. Jest to ponad 25 procent mniej niż w 2001 roku. Czy nie odczuwa Pan, że polskość w zachodniej części Śląska Cieszyńskiego – jeśli tak można powiedzieć – zmierza ku końcowi?!

Jan Olbrycht: Dla mnie jest to zjawisko bardzo skompli- kowane. Kiedy przeglądam wyniki spisu powszechnego, patrzę również na inne narodowości, które spis daje do wyboru. To jest tak szeroki wachlarz, że myślę, iż z róż- nych powodów i nie pierwszy raz Polacy z Zaolzia za-

pytani o przynależność narodową lokują się w różnych miejscach. Polacy niekoniecznie wybierają narodowość z tego punktu widzenia, kim się czują, z kim się utożsa- miają, lecz – jak będą postrzegani, w jaki sposób będą odbierani! Nie chcę niczego przekręcić, ale w spisie poja- wiły się narodowości morawska, śląska, a między nimi...

polska. Z formalnego punktu widzenia dla nas byłoby lepiej, gdyby liczba Polaków deklarujących jednoznacz- nie narodowość polską była większa. To wymaga bardzo dużej pracy, współdziałania wszystkich organizacji pol- skich. Jeśli się jednak stawia ludzi wobec tak szerokiego wyboru, różne czynniki na taki wybór wpływają. Ja nie traktowałbym tego w kategoriach osądzania kogoś. Zga- dzam się jednak, że deklaracja w spisie ujawnia, jaką lu- dzie przyjmują... strategię. Nawet nie chodzi o to, z czym się identyfikują, tylko jaką strategię życiową przyjmują,

J a n P i c h e t a

z żywym językiem

Rozmowa z Janem Olbrychtem, cieszyńskim eurodeputowanym

Kontakt

Nigdy nie zaginie w Beskidach śpiywani – koncert zaolziańskich chórów

Wiesław Przeczek

Jan Picheta – dziennikarz, poeta, instruktor szkółki literackiej, a także... trener piłki nożnej.

(14)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

10

Jan Olbrycht na Zgromadzeniu Ogólnym Kongresu Polaków w RC, 2012

jak chcą się osadzić w danej społeczności i przyznanie się do jakiej narodowości będą uznawali za bardziej ko- rzystne w danym momencie. Powiedzmy sobie szcze- rze, ostatnio w Polsce też pojawia się tego typu wątek.

Czy Polacy z Zaolzia nie chcą się identyfikować z pol- skością, bo Polska nie jest dla nich atrakcyjna...?

Nasz kraj w Europie jest obecnie postrzegany bardzo pozytywnie. Myślę, że to jest proces o bardzo różnych kierunkach. Wcześniej czy później – nawet jeżeli Pol- ska nie jest postrzegana jako atrakcyjna – w sensie kul- turowym, kariery zawodowej, wiązania z nią przyszło- ści itd., to będzie się stale zmieniało, bo sytuacja u nas stale się zmienia. Deklarowanie polskości wśród osób, które niekoniecznie deklarują narodowość czeską, bę- dzie się zmieniać również na plus.

W jaki sposób Polska może pomóc polskiej ludności Zaolzia?

Po pierwsze, nie wtrącając się i nie próbując zawsze po- magać. Istnieje przysłowie, wedle którego dobrymi chę- ciami wybrukowane jest piekło. Musimy zdać sobie spra- wę z tego, że są to obywatele Republiki Czeskiej, że mają swoje bardzo specyficzne uwarunkowania i nie można ich traktować jako Polaków mieszkających po prostu za granicą. To są ludzie stąd i mieszkali tu całe życie. Zo- stali postawieni w trudnej sytuacji. Z jednej strony stoją bowiem wobec zjawisk związanych z tożsamością, języ-

kiem i w ogóle poczuciem narodowym, a z drugiej stro- ny – wobec przynależności obywatelskiej do Republiki Czeskiej. Chodzi o to, żeby ich wspierać w ich działa- niach, nie wtrącając się... Inaczej mówiąc, trzeba wspie- rać ich ambicje, zwłaszcza młodych ludzi, poprzez or- ganizowanie im przyjazdu do Polski, aby mogli działać w polskich instytucjach czy przedsięwzięciach. Trzeba wspierać życzliwie, doceniając ich podmiotowość, nieza- leżność i oczywiście odpowiedzialność – w sytuacjach, w których mogą się spierać czy nawet popełniać błędy. To jest środowisko żywe, które musi reagować na sytuację Republiki Czeskiej. Ważne jest to, żebyśmy my, Polacy, mieszkając po drugiej stronie Olzy, patrzyli na miesz- kańców Zaolzia z zainteresowaniem, życzliwie, ale i nie pretendując do grona tych, którzy wiedzą lepiej.

Spotkałem się z opinią, wedle której władze samo- rządowe – wojewódzkie, miejskie, regionalne – nie pomagają ludności polskiej na Zaolziu, choć powinny przeznaczać jakąś część swego budżetu na potrze- by Zaolziaków, np. organizować zielone szkoły dla młodych tamtejszych Polaków. Uczelnie wyższe też muszą intensywniej zadbać o to, żeby więcej niż dotąd mieszkańców zachodniej części Śląska Cieszyńskiego studiowało w Polsce.

Pamiętam czasy, kiedy jeszcze pracowałem w Filii Uni- wersytetu Śląskiego w Cieszynie. Rzeczywiście było bar- dzo wielu studentów z Zaolzia, którzy wtedy tam się uczy- li. Pytanie jednak dotyczy w gruncie rzeczy tego, jakiego typu karierę studenci chcą robić? Jeżeli w Republice Cze- skiej, to muszą przejść przez studia w Czechach albo w Czechach i Polsce. Jeśli skończą studia w Polsce, to – być może – ich kariera w Czechach nie będzie taka pro- sta. Dlatego dla nich byłoby dobrze skończyć dwa różne kierunki w obu krajach. Myślę, że organizowanie róż- nego typu form kształcenia dla młodzieży polskiej z Za- olzia jest bardzo ważne i trzeba o to zadbać. Równocze- śnie nie należy jednak oczekiwać, że będzie to zjawisko masowe. Nie stało się bowiem tak, że to Polska przesta- ła się interesować Polakami z Zaolzia. Przestały przyby- wać stamtąd zainteresowane studiami osoby!

Pozyskiwanie specjalnych pieniędzy dla nich będzie bardzo utrudnione ze względu na kłopoty finansowe.

Pamiętajmy jednak, że są duże pieniądze na współ- pracę transgraniczną, z nich mogą korzystać samorzą- dy. W tym jest istota sprawy. Polskie samorządy mogą z Polakami z Zaolzia i tutejszymi samorządami wspól- nie wygospodarować pieniądze ze współpracy transgra- nicznej na działania, w których aktywny udział będą

(15)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

11

brali polscy mieszkańcy. Istnieje bardzo dużo form, które mogą być w ten sposób realizowane. Chodzi o to, żeby Polacy na Zaolziu włączyli się w sposób zorgani- zowany w te działania, żeby stanowili istotną część cze- skiej strony. Mam na myśli włączanie się polskich orga- nizacji w działania transgraniczne po czeskiej stronie i współpracę z czeskimi samorządami, a w konsekwen- cji ze stroną polską. Środki na to są zawsze w „koper- tach narodowych”, a więc wspólne projekty to de facto projekty uzupełniające się.

To jest do zrobienia, ale wymaga dużej dozy wzajemne- go zaufania, wielu kontaktów, współpracy władz samo- rządowych z polskimi instytucjami na Zaolziu. Innymi słowy – to już nie jest czas symbolicznych, ogólnych de- klaracji. To jest czas, w którym można popracować nad dużymi formami. Muszą to być jednak takie formy, które wygrają różne konkursy! Tego nie można zostawić same- mu... konkursowi. Trzeba wspólnie posiedzieć i popra- cować. Wymyślić nową, ciekawą formę, która wygra i po czeskiej, i po polskiej stronie, i która da efekty. Pieniądze na to są. Chodzi o to, żeby je umiejętnie wykorzystać.

Czy nie niepokoi Pana, że w niektórych polskich szko- łach na Zaolziu mówi się już tylko gwarą, i brak tam nauczycieli, którzy posługują się literackim językiem polskim? Nie ma zatem przywiązania do języka pol- skiego. Śląska gwara natomiast jest o tyle „niebez- piecznym” narzędziem językowym, że coraz bardziej podlega czechizacji...

Generalnie te szkoły stoją na wysokim poziomie, na- wet wiele dzieci z Polski podejmuje tam naukę, ale jeżeli chcemy, żeby w polskich szkołach na Zaolziu posługiwa- no się polskim językiem literackim, to muszą uczyć tam albo osoby wykształcone w Polsce, albo posiadające nie- ustanny kontakt z tym językiem. Wracamy zatem do po- przedniego wątku – organizacji studiów w Polsce, spo- tkań i warsztatów dla nauczycieli, a więc utrzymywania z nimi nieustającego kontaktu, żeby na co dzień używali języka literackiego. Samo się to nie zrobi. Jeżeli ktoś żyje w środowisku, które posługuje się głównie gwarą, to na- wet nauczyciel nie dostrzega tego problemu – bo o tym przede wszystkim mówimy – że przechodzi w mowie na sformułowania gwarowe. Trzeba być tego świadomym, a bycie świadomym wymaga jednak nieustającego kon- taktu z językiem literackim. To jest bardzo poważne za- danie dla Polski, dla Śląska Cieszyńskiego. Nie możemy się dziwić i mieć do kogoś pretensji, że mówi językiem nieliterackim, jeżeli sami o to nie dbamy. To jest w na- szym wspólnym, polskim interesie.

Kto zatem powinien organizować kontakty z nauczy- cielami na Zaolziu?

Przede wszystkim uczelnie wyższe; moim zdaniem – w szczególności uczelnie przy granicy! Tak jest dla nich najprościej! Zresztą chodzi nie tylko o uczelnie. Idzie o to, żeby nauczyciele byli często w Cieszynie i okolicy.

Na to potrzebne są pieniądze, żeby bywali na spekta- klach teatrów, które przyjeżdżają do tego miasta, a nie tylko na ciekawych przedstawieniach Sceny Polskiej te- atru w Czeskim Cieszynie. W Cieszynie występują te- atry na najwyższym poziomie z całej Polski. Chodzi o to, żeby nauczyciele z Zaolzia byli stałymi bywalcami tego typu wydarzeń kulturalnych i mieli stały kontakt z ży- wym językiem literackim. W tym trzeba ich wspierać.

To musi być dla nich atrakcyjne – jak atrakcyjna po- winna być Polska!

Wybory podczas Zgromadzenia Ogólnego Kongresu Polaków

(16)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

12

N o w e A t e n y

Ostatnio J., choć zasypany gruzem różnych trosk, zna- lazł przecież chwilę na zastanowienie się nad sensem i bezsensem przywiązania do tradycji. Okej, powtarzał sobie, kultura uczy nas szacunku dla tego, co było, dla dorobku czy nawet, tfu, spuścizny. Ale przecież trzeba znajdować miejsce dla tego, co nowe.

Więc czasem burzyć to, co stare. Nie zawsze moż- na budować – jak teatr w B. – na gruncie po książęcych ogrodach. Żeby Kraków miał Planty, trzeba było zburzyć średniowieczne mury obronne, a żeby miał teatr Sło- wackiego – zniszczyć wiekowy szpital św. Ducha. A Pa- ryż? Słynna wielka przebudowa Georges’a Haussmanna (1852–1870) wymagała zburzenia 20 tysięcy budynków.

O tym, że Złota Praga przeszła na przełomie XIX i XX wieku podobną przebudowę, nazywaną asanacją, czyli uzdrowieniem – w mniejszej skali niż w Paryżu, ale przecież i miasto mniejsze – pamięta mało kto. A wy- burzono ponad 600 budynków na obszarze Josefova – liczącego wiele setek lat getta żydowskiego, po którego zapyziałych uliczkach krążył ponoć straszliwy Golem.

Opór społeczny przeciwko tym zmianom był silny. Śre- dniowieczne zabytki budowały tożsamość „budzącego się” właśnie narodu czeskiego. Magistrat praski powo- łał więc specjalną komisję artystyczną, która miała do-

J a n u s z L e g o ń

kumentować dzieła sztuki przeznaczone do wyburzenia, a najcenniejsze ewentualnie uchronić przed zniszcze- niem. Zastrzeżenia komisji były jednak przez władze ignorowane, więc po zaledwie dwóch latach jej człon- kowie gremialnie podali się do dymisji. Od tej chwili, hulaj dusza! Wyburzano nawet obiekty, które projekt przebudowy praskiej starówki – w konkursie opatrzo- ny godłem „Finis Ghetto” – przewidywał do zachowa- nia. Przecież biznes musi się kręcić.

W tym momencie przez głowę J. przemknęły lokalne przykłady. Przypomniał sobie mozaikę, która runęła zu- pełnie przypadkowo, ale bardzo precyzyjnie właśnie wte- dy, kiedy trzeba było ustąpić miejsca galerii handlowej.

Przypomniał sobie też rozmowę sprzed lat, z początków ostatniej dekady ubiegłego stulecia. Spotkał się w stolicy z wybitną tłumaczką, w wieku dość wyraźnie zaawanso- wanym, która chciała być miła. – Tam u was, te kamie- nice pod zamkiem, jak tam musi być pięknie teraz – za- gaiła. Było to bardzo na miejscu, bo rozmawiali o sztuce teatralnej, miał ją wystawiać reżyser o nazwisku, które- go źródłosłów również od grupy dziko rosnących drzew się wywodził. Niestety, ujawniła także w ten sposób, że ostatni raz odwiedziła B. ponad 20 lat wcześniej, przed akcją firmowaną przez włodarza miasta, przezwanego

Finis Ghetto albo (bez)sens tradycji

Projekty scenograficzne do spektaklu Ogrodu Jordanowskiego Baśń o zaklętym kaczorze oraz ich sceniczne realizacje w Teatrze Polskim, kwiecień 1956 Archiwum CWE

(17)

13

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

przez lud „Burzycielem”. Dla J. wygląd tej części rodzin- nego grodu sprzed wyburzeń stanowił już tylko mgliste wspomnienie z dzieciństwa. – No, ale właśnie – myśli dzisiaj J. – jak wyglądałby ruch uliczny w centrum, gdy- by starych kamienic nie zastąpiła szersza jezdnia i oksy- moron nowoczesnych murów obronnych?

Tak, tradycja może obezwładniać. J. zyskał tego pełną świadomość nie wtedy, kiedy poznał opinię Giedroycia, że Polską rządzą trumny Dmowskiego i Piłsudskiego, ale w ostatnich miesiącach, gdy zauważył, jak lokalna tożsa- mość – której najważniejszym budulcem jest wyobraże- nie o przeszłości, czyli tradycja – może być wykorzysty- wana w aktualnych sporach, do maskowania realnych planów politycznych i najbardziej teraźniejszych intere- sów. Sam przyłożył obgryziony paznokieć do tego, żeby mieszkańcy B. byli dumni z zawiłej przeszłości swojej okolicy, by ją znali, czerpali z niej siłę – a oto teraz, przy okazji burzliwych sporów wokół przedstawienia Miłość w K. skonfundowany spostrzegł, że niektórzy z jej frag- mentów sporządzili sobie bejsbole. Żeby okładać innych, którzy swoje cepy zmontowali z odmiennych kawałków przeszłości. Tej samej przecież.

Wplątany w scholastyczne roztrząsania o polskości, śląskości i czy istnieje region, którego centrum mogło-

by być B., nasz bohater nieomal przeoczył, że równo- cześnie trwał w mieście inny spór. Na szczęście wzrok jego przykuła notatka magistrackiej gazety, gdzie ro- iło się od tajemniczych skrótów jak z Zoszczenki: CWE, MDK, BCK, IV LO. Co drugi skrótowiec był kryptoni- mem jakiegoś centrum! Zaiste, nie można powiedzieć, że B. leży na peryferiach.

W przekładzie na język bardziej zrozumiały chodzi- ło o to, żeby działający od połowy ubiegłego wieku dom kultury – Centrum W., które nosi imię swej założycielki, a od wielu lat kierowane jest przez jej córkę, jedną z naj- lepszych w kraju instruktorek teatralnych – zlikwidować, przenieść z miejskiej oświaty do miejskiej kultury i od- tworzyć w innym miejscu. Miałaby to być aula IV liceum.

Dawny budynek Centrum W. ma zostać przekazany sąsia- dującemu Centrum K. (to sala koncertowa do wynajęcia, organizator dwóch cenionych festiwali muzycznych i ko- mercyjnych imprez estradowych, ale instytucja prowadzi też chór i rewię folklorystyczną à la Mazowsze)... Prze- ciwko temu pomysłowi protestowali dawni wychowan- kowie i rodzice aktualnych podopiecznych, krytycznie pisały gazety i portale, jednak rajcy B. rzecz zatwierdzili.

Merytorycznie sprawa jest zawiła, a oficjalne argu- menty niezbyt jasne. Przynajmniej dla J. Zabytkowy

Finis Ghetto albo (bez)sens tradycji

Janusz Legoń – miłośnik i popularyzator dzieł mało znanych a pięknych, jak choćby Nowych Aten księdza Benedykta Chmielowskiego. Widzi tam, gdzie innym już brakło wzroku, albo patrzy, gdzie jeszcze spojrzeć nie zdążyli.

(18)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

14

budynek Centrum W. wy- maga remontu i dostoso- wania do zaleceń straża- ków. Remontu i adaptacji do potrzeb nowej placów- ki wymaga również budy- nek licealnej auli, kiedyś mieszczący bodaj Woje- wódzki Ośrodek Kształce- nia Ideologicznego PZPR (ośrodek tyż centrum!).

Nastrojowa, kameralna sala teatralna zostanie więc zastąpiona okropną halą, w której, mimo wielolet- nich usiłowań aktualnych gospodarzy, nadal unosi się stężona nuda partyjnych nasiadówek, a wygłaszanie tekstów bez użycia mikro- fonu mija się z celem. Kosz- tów tego transferu chyba jeszcze nie policzono. Nie- znany jest również koszt związanej z przenosinami Centrum W. rozbudowy Centrum K. (300 dodat- kowych miejsc), bo według oficjalnych informacji nie ma jeszcze stosownego projektu ani nawet pewności, czy ze względów konserwatorskich w ogóle jest możliwa. To znaczy jest pewność, ale nie stuprocentowa – wynoto- wał J. w smartfonowym kajeciku cytowane przez magi- stracki periodyk twierdzenie wysokiego szczebla, świetne na motto rozprawy teologicznej „Realizm wiary”.

No to kiedy i gdzie zacznie działać Centrum W. 2.0?

Kiedy zacznie się adaptacja auli? J. przewertował do- stępne źródła, przeszukał Internet. Kiszka, trudno wy- czuć... Próbuje dedukcji. Liczy na palcach. Jeśli remont Centrum W. równa się 1 – powtarza na głos – to remont auli równa się 2 albo 4, a przebudowa sali koncertowej równa się... Nie, nic z tego – zamyślony J. drapie się po głowie, przez co myli rachunki. Jedyne, co pewne w tej sprawie – ustala wreszcie, zniechęcony swymi wątłymi kompetencjami w zakresie czytania ze zrozumieniem, matematyki oraz logiki formalnej i nieformalnej – to termin likwidacji Centrum W. Która przecież likwida- cją nie jest, bo zajęcia mają się odbywać nadal, tyle że

nie wiadomo gdzie, bo liceum, które miało się przenieść w inne miejsce, jednak się nie przenosi.

Lęk nabożny. Zdjął go. Ludzi prostych, jak J., naboż- ny zdejmuje przestrach, gdy oko w oko staną z czymś wielkim, co ich przerasta, czego sensu nie rozumieją, ale spodziewają się, że istnieje. I w tym lęku po Tertulia-

Program do spektaklu Archiwum CWE Tak oto zaczęła się historia tzw. Kubiszówki – początek kroniki Ogrodu Jordanowskiego pisanej ręką Wiktorii Kubisz

Archiwum CWE

Budynek Centrum Wychowania Estetycznego

Katarzyna Grużlewska

(19)

15

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

na sięgnął. Uff, jest, jest wskazówka dla ufających: Cre- do quia absurdum. Jest w tym jakiś plan, być musi, bo jakże to tak bez planu... – przekładał po swojemu. Ti, ti, bobasku, z tego drzewka jabłuszek zrywać nie wolno – huczał w głębi jego podświadomości zapamiętany przed laty archetypiczny zakaz, wyznaczający granice tabu.

Roma locuta, małczaj sabaka. Są, którzy wiedzą. Odda- lił więc od siebie nowomodne pokusy. Pochylony we- wnętrznie, w pełnym archaicznej pokory ukłonie, z lo- sem pogodzony milczeć zaczął.

***Z nudy tego milczenia zaczęło jednak wypełzać ro- bactwo ciekawości. – Stare musi ustąpić nowemu – my- ślał sobie zza węgła. – Ale gdyby była taka komisja, jak wtedy w Pradze, to co by zapisała?

J. nie był wychowankiem Centrum W., ale oglądał przedstawienia tamtejszego teatru – przez dziesięciole- cia Rolls-Royce’a w amatorskim ruchu teatralnym – po- syłał tam też własne dzieci na zajęcia taneczne i warsz- taty pisarskie (czy dlatego, że były zawsze bezpłatne?)...

Kreatywność, pokora wobec materii artystycznej, wraż- liwość budowana na intymnym kontakcie z wierszami Ewy Lipskiej czy Tadeusza Nowaka (przynajmniej te na- zwiska zapamiętał szczególnie)... Wychowanków moż- na spotkać na scenach teatrów, są wśród nich dzienni- karze, producenci telewizyjni, pisarze, wydawcy książek, kapłan. Wielu działa aktywnie w organizacjach poza-

rządowych... J. dostrzega jakąś wspólną cechę ich cha- rakterów. Może to wpływ osobowości kierowniczki, nazywanej przez nich zawsze Szefową? A może jednak skutki oddziaływania tajemniczej magii tego miejsca?

Czy w nowym miejscu to nieuchwytne coś się odrodzi?

To wszystko takie niszowe, tak bardzo niepraktyczne, ulotne, złudne – myśli melancholijnie J. – Jeśli ważne, to dla wąskiego kręgu zamykającego się w kulturalnym getcie. Czy warte zachowania, warte tych kłótni? Może zwolennicy likwidacji placówki w dotychczasowej for- mie mają rację? Przecież w efekcie tej operacji kilka razy w roku dodatkowe trzysta osób będzie mogło, o ile ze- chce, obejrzeć występy artystów już sławnych! Gwiazdy na żywo! A nie jakieś amatorskie pitu, pitu.

Tablica pamiątkowa na budynku Kubiszówki

Katarzyna Grużlewska

(20)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

16

– Nasza konferencja to próba zaprezentowania aspek- tów historycznych, kulturowych i przemysłowych waż- nych dla kształtowania się dziejów miasta na przestrzeni wieków. Referentami byli historycy, archeolodzy, histo- rycy sztuki, językoznawcy, socjolodzy i inni pracownicy naukowi, zajmujący się w swych badaniach w różnym za- kresie tematyką bielską – informował dr Bogusław Cho- rąży, prezes BBTH. Uczestnikami byli członkowie To- warzystwa, naukowcy z ATH, a także zaproszeni goście.

Podczas otwarcia prof. Ryszard Barcik, rektor Aka- demii Techniczno-Humanistycznej, wyraził ogromną radość z powodu tego, że Akademia nabiera coraz bar-

dziej humanistycznego charakteru. O potrzebie istnie- nia świadomości historycznej i wiedzy o czasach prze- szłych przekonywali w swoich wypowiedziach zarówno bp. Tadeusz Rakoczy, ordynariusz diecezji bielsko-ży- wieckiej, jak i bp Paweł Anweiler, zwierzchnik Kościo- ła ewangelicko-augsburskiego.

Program nie ograniczał się tylko do klasycznych wy- kładów i dyskusji, wzbogacono go o działania edukacyj- ne i popularyzatorskie adresowane do studentów oraz miłośników dziedzictwa historycznego i kulturowego.

Przybrały one formę wycieczek terenowych, projekcji filmów oraz okolicznościowych wystaw. A wszystko po

J a c e k K a c h e l

Siedem wieków

Bielska-Białej

3 czerwca 1312 roku książę cieszyński Mieszko I nadał bielskim mieszczanom pierwszy przywilej.

Dokument ten do dziś jest najstarszym źródłem historycznym poświadczającym istnienie Bielska jako osady miejskiej. Z tej okazji odbyła się konferencja naukowa pt. Siedem wieków Bielska-Białej, zorgani- zowana przez Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne i Akademię Techniczno-Humanistyczną. Zło- żyło się na nią ponad 20 wystąpień, a odbyła się w sali senackiej rektoratu ATH w dniach 30–31 maja.

Jacek Kachel Jacek Kachel – dziennikarz, fotoreporter, autor kilku książek związanych z historią regionu, sekretarz Bielsko-

-Bialskiego Towarzystwa Historycznego.

(21)

17

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

to, aby zaprezentować w maksymalnie atrakcyjny spo- sób kilkanaście tematów ukazujących różne aspekty ży- cia w tym miejscu przez 700 lat.

Pojawiły się również informacje o nowych doku- mentach dotyczących dziejów miasta, które będą przy- czynkiem do poszerzenia dotychczasowej wiedzy histo- rycznej. To po raz kolejny pokazuje, że badania naukowe nigdy się nie kończą. BBTH zapowiedziało, że opubli- kuje prezentowane referaty, dzięki czemu większa licz- ba zainteresowanych będzie mogła zapoznać się z pre- zentowanymi treściami.

Podsumowując wydarzenie, dr Jerzy Polak, honoro- wy prezes BBTH, powiedział: – Nasza wspólna z ATH konferencja naukowa zatytułowana umownie Siedem wieków Bielska-Białej zakończyła się w moim odczu- ciu pełnym sukcesem. Wygłoszonych zostało w ciągu dwóch dni 15 referatów i 7 komunikatów, uzupełnio- nych o liczne głosy w dyskusji, pokaz kilku impresji fil- mowych o naszym mieście, okolicznościową wystawę i warsztaty terenowe. Chociaż wydarzeniem wywoław-

początki Bielska w świetle badań archeologicznych (Bo- żena i Bogusław Chorążowie), granice Lasu Miejskiego Bielska w kartografii (Piotr Kenig), działalność archi- tekta Alfreda Wiedermanna w XX wieku (Przemysław Czernek), fortyfikacje z czasów II wojny światowej (Do- minik Kasprzak) czy osiągnięcia naukowe bielskiej Filii Politechniki Łódzkiej (prof. Marek Trombski). Prawdzi- wym „hitem” był brawurowo wygłoszony referat prof.

Jacka Warchali na temat naszego miasta jako przestrze- ni ideologicznej, który przerodził się w niezapomnianą wieczorną dyskusję licznie zgromadzonej publiczności.

Kulminacyjnym, a jednocześnie końcowym punk- tem konferencji było odsłonięcie na Rynku tablicy upa- miętniającej postać Mieszka I Cieszyńskiego – założy- ciela osady miejskiej w Bielsku. Powstała z inicjatywy BBTH, a została sfinansowana przez samorząd Bielska- -Białej. Symbolicznego jej odsłonięcia dokonali prezy- dent miasta Jacek Krywult oraz wiceprzewodniczący Rady Miejskiej Przemysław Drabek. Wykonał tablicę prof. Jerzy Herma.

czym konferencji była okrągła rocznica wydania przez Mieszka cieszyńskiego cennego przywileju dla miesz- czan bielskich, jej treść wypełniły nie tylko wystąpie- nia o średniowieczu, ale także o czasach nowożytnych i XX wieku. Należy podkreślić, że większość referatów i komunikatów prezentowała dotąd nieznane nauce lub słabo rozpoznane zjawiska, wydarzenia i działania z hi- storii Bielska, Białej i wreszcie Bielska-Białej. Dla przy- kładu wspomnę o takich interesujących tematach, jak:

Podczas odsłonięcia Bogusław Chorąży mówił: – Bli- sko 700 lat temu, 3 czerwca 1312 roku spisano w Bielsku dokument, w którym książę cieszyński Mieszko I po- darował mieszczanom bielskim las pomiędzy Miku- szowicami a Kamienicą. Nie jest to wyłącznie kolejny fakt historyczny wpisujący się w kalendarium dziejów naszego miasta. To wydarzenie znamienne, które legło u podstaw jego przyszłości. Wbrew pozorom nie chodzi tylko o to, że jest to, jak na razie, najstarszy dokument

Dyskusja – mówi dr Przemysław Stanko Od lewej: dr Bogusław Chorąży, dr Jerzy Polak i prof. Ryszard Barcik

(22)

18

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e wymieniający nazwę Bielsko (jakie było brzmienie tej na-

zwy w tym czasie nie wiemy, gdyż oryginał dokumentu spisany po łacinie się nie zachował, znamy jedynie jego odpis z późniejszych czasów w języku niemieckim, gdzie pada nazwa Bielitz). Publikację nowych źródeł, które można odnieść do lat 1290–1310, zapowiedział dr Prze- mysław Stanko z Uniwersytetu Papieskiego Jana Paw- ła II w Krakowie. Nie jest to jednak nic zaskakującego – wszak badania archeologiczne potwierdzają najstarsze ślady osadnictwa z terenu wzgórza staromiejskiego już w początkach XIII wieku, w tym czasie istniał również gród starobielski.

– Doniosłość dokumentu z 1312 roku nie polega na jego pierwszeństwie w wymienieniu nazwy miasta, ale w określeniu jego mieszkańców jako mieszczan – a więc poświadczeniu istnienia Bielska jako osady miejskiej. Ma to fundamentalne znaczenie. Nie jest to już wtedy osie- dle wiejskie, jakich wiele istniało w ówczesnym czasie na terenie księstwa cieszyńskiego. Bielsko z 1312 roku to miasto – a więc ośrodek o zdecydowanie wyższym w porównaniu do osiedli wiejskich prestiżu i znacze- niu, dający szansę rozwoju poprzez handel i rzemiosło.

– Bielsko z 1312 roku to prawdopodobnie rodzące się dopiero miasto – stąd naglące zapotrzebowanie na bu- dowę domostw i fortyfikacji (wiemy o tym, że począt-

kowo były one drewniano-ziemne). Tej potrzebie miała zapewne służyć darowizna książęcego lasu. Przy okazji padają nazwy dwóch wsi: Mikuszowic i Kamienicy, które dziś są dzielnicami Bielska-Białej – mówił prezes BBTH.

Konferencja, zorganizowana z wielkim entuzja- zmem, ujawniła nie tylko młode talenty naukowe, nie- wyczerpane bogactwo tematów związanych z miastem, ale także sensowność tego typu interdyscyplinarnych spotkań. Stała się czasem ciekawej konfrontacji przed- stawicieli różnych dyscyplin naukowych. – Wszakże głównym postulatem płynącym ze spotkania, podkre- ślanym przez wielu referentów, jest potrzeba prowadze- nia i poszerzenia badań humanistycznych o Bielsku-Bia- łej – podsumował dr Jerzy Polak.

Bielscy miłośnicy historii pod nową tablicą na Rynku

Bielsko-Bialskie Towarzystwo Historyczne, Akademia Tech- niczno-Humanistyczna w Bielsku-Białej: Siedem wieków Biel- ska-Białej – sesja naukowa, 30–31 maja 2012.

(23)

R e l a c j e I n t e r p r e t a c j e

19

Prowadzone przez braci Josefa i Franza przedsiębior- stwo na przełomie lat 60. i 70. XIX w. przeżywało okres prosperity. Nie brakowało zamówień, realizowano m.in.

dostawy dla wojska i austriackich kolei państwowych.

Załamanie dobrej koniunktury nastąpiło w 1872 r., kie- dy to rynek austriacki został zasypany obcymi wyro- bami, a droższe sukna krajowe nie znajdowały zbytu.

Konieczna stała się obniżka cen, nastąpiły zwolnienia robotników, co wywołało rozruchy.

Nieustanna praca nadwerężyła siły Josefa. Za pora- dą lekarzy udał się na kurację do Arco w południowym Tyrolu, gdzie jednak nie dotarł; w marcu 1873 r. zmarł na suchoty w Wilten koło Innsbrucka. W następnych latach fabryka na Leszczynach pozostawała wyłączną własnością jego młodszego brata Franza – sprawa ofi-

cjalnego przepisania jej połowy na spadkobierców Jose- fa z niewiadomych powodów miała ciągnąć się przez bli- sko dwie dekady*.

Josef Strzygowski starszy (1823–1873) był żonaty od 1852 r. ze szlachcianką Josefine Frass von Friedenfeld (1833–1909), córką urzędnika celnego z Opawy. Pozo- stawił trzech synów i cztery córki. Karl został fabrykan- tem sukna, Josef historykiem sztuki, natomiast Robert (1867–1908) zawodowym oficerem (zmarł w Wiedniu).

Najstarsza z córek, Martha, poślubiła (1871) Rudolfa Lukasa, właściciela zakładu apretury, a następnie fabry- ki sukna, na przełomie XIX i XX w. burmistrza Białej.

Josepha została (1876) żoną inżyniera Romana von Pon- grátza, a Hedwig wyszła (1879) za Franza Jankowskie- go, fabrykanta sukna w Opawie. Mężem Amalii był (od 1886) Adolf Theodor Ritter von Brudermann, później- szy generał kawalerii, wybitny austriacki dowódca woj- skowy w latach I wojny światowej.

Po śmierci męża wdowa Josefine opuściła zajmowa- ne dotychczas mieszkanie w fabryce i kupiła dom nr 186 przy tzw. Drugim Rynku w Białej (obecnie pl. Wolności 6), który przebudowała na dwupiętrową kamienicę czyn- szową. Zamieszkała tam na I piętrze, na parterze w wy- dzierżawionych pomieszczeniach znalazł siedzibę bial- ski c.k. Urząd Pocztowy. Starania o odzyskanie prawa współwłasności fabryki uwieńczone zostały sukcesem dopiero po siedemnastu latach (1890), kiedy to jej po- łowa zapisana została na Karla i Josefa Strzygowskich.

P i o t r K e n i g

Strzygowscy

Przez sto lat, pomiędzy 1845 a 1945 rokiem, cztery pokolenia Strzygowskich kierowały fabry- ką sukna na Leszczynach. Jej właściciele dorobili się znacznego majątku, dzięki czemu kilku z nich mogło wyjść ponad status „zwykłego” fabrykan- ta. Pośród potomków założyciela rodzinnej firmy, Franza Strzygowskiego seniora, znaleźć można burmistrza Białej, znanego historyka sztuki, a tak- że posiadacza średniowiecznego zamku.

Piotr Kenig – bielszczanin, historyk, zainteresowany szczególnie dziejami Bielska- -Białej w XVIII-XIX wieku.

Kustosz i kierownik Muzeum Techniki i Włókiennictwa.

Niemieccy fabrykanci z polskim rodowodem (2)

?

* Według pewnej notatki ro- dzinnej Franz junior miał

„wygryźć bratanków Karla i Josefa z fabryki i dorobić się na niej fortuny”.

Fabryka Strzygowskich na Leszczynach, widok od strony wschodniej, ok. 1900

Archiwum rodziny Strzygowskich

Cytaty

Powiązane dokumenty

Upewnij się na następnej lekcji, czy wszystkie grupy wybrały temat, zastanowiły się, jakie mogą być źródła potrzebnych informa- cji, oraz wymyśliły sposób, w jaki mają zamiar

Tak jak podróż Ellie do in- nej galaktyki według postronnych obser- watorów dzieje się wyłącznie w jej głowie, podobnie spektakl Macieja Podstawnego jest podróżą przez

W chwili, gdy pozbyliśmy się tych ograniczeń, wszystko stało się możliwe, a malowanie muralu na ścianie Muzeum Techniki i Włókiennictwa przez mło- dych artystów

Nauczyć się brać odpowiedzialność za wszystko – nie tylko za zespół, za repertuar, za poziom artystyczny przedstawień – ale też za remont Małej Sceny, za finanse,

Ma do dyspozycji prze- nośny teatr lalkowy z drewnianymi kukiełkami (w je- den z rogów zatknięte jest błazeńskie berło), dysponuje też sceną, na której aktorzy odgrywają w

Teraz jest inaczej, mój syn mógł zdawać do kilku szkół równocześnie (ostatecz- nie dostał się do łódzkiej Filmówki), ja musiałam gdzieś rok „przezimować”.

Krąg Kobiet Studnia.. Gościłyśmy też trenerki rozwoju osobistego i wybrałyśmy się do pracowni ceramicznej Aleksandry Kimel. W otoczeniu fantazyjnych wyrobów z gliny

To prawda. Całą energię wkładam w obraz. Akceptuję ludzi, ale piętnuję ich postępowanie. Może zrozumieją, może dojrzeją do zmiany. Moje malarstwo jest smutne, bo nie