• Nie Znaleziono Wyników

W arszawa, dnia 4 lipca 1909 r. Tom X X V I I I.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "W arszawa, dnia 4 lipca 1909 r. Tom X X V I I I."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

Mi. 2 7 (1413). W a rs z a w a , dnia 4 lipca 1909 r. T om X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ". PREN U M ERO W A Ć MOŻNA:

W W arszawie: ro c z n ie r b . 8, k w a rta ln ie rb . 2. W R e d a k c y i „ W s z e c h ś w ia ta " i w e w sz y stk ic h księgar- Z przesyłką pocztową ro c z n ie r b . 10, p ó łr . rb . 5. I n iach w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szechśw iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i re d a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: K R U C Z A 3 2 . T e le f o n u 8 3 -1 4 .

H O R M O N Y.

W złożonym m echanizm ie życia s y ­ ste m n e rw o w y zw ierząt wyższych speł­

nia czynności łącznik a pomiędzy rozmai- tem i częściami u s tro ju i pomiędzy o rg a ­ nizm em a św ia te m zew n ę trz n y m . Zape­

w nia prócz tego s k o ordy n ow an e działa­

nie narządów p rze strz e n n ie od siebie od­

d alonych. Komórki nerw ow e działają j a ­ ko sta c y e ce ntraln e , w łókna ja k o prze­

wodniki, przenoszące pobudzenia z ze­

w n ą trz i z w e w n ątrz.

S ta rlin g *) zwrócił j e d n a k niedaw no u w a g ę n a s z ere g faktów koo rd y n ac y i p o ­ między n a rz ą d a m i oddalonem i od siebie, w k tó ry c h s y s te m n erw o w y nie spełnia żadnej f u n k cy i pośredniej^ Zjaw iska te m ożna w y ja ś n ić przez działanie innego

*) Starling: „Die cliemiche Koofdination der K o rp ertatig k eiten .“ 1906.

Bayliss i Starling: „Die chemische Koordina- tion der Funktioneii des Korpers". 1906.

Setefer: „The H orm ones w hich are contained in Animal E xtracts, Their physiologieal Effects".

1909.

m echanizm u. Sprow adzają się one do n astę p u jąc e g o schem atu: su b sta n c y a , w y­

tworzona w narządzie A może by ć p r z e ­ niesiona przez k re w do narządu B i dzia­

łać n a ń jako bodziec — a więc łączyć czynności A i B bez w spółudziału po­

śre d n ik a nerwowego.

S ta rlin g proponuje nazw ę hormonów (op|j. 7 .o) = pobudzam) dla czynników c he­

micznych, które w ten sposób w a r u n k u ją koo rd y n ac y ę narządów oddalonych. H or­

mony są po większej części w ydzieliną w e w n ętrzn ą p ew n ych gruczołów. Każdy horm on m a do pew nego sto pnia o g ra n i­

czoną sferę działania, t. j. pewien o k r e ­ ślony narząd, w którym , przeniesiony p r ą ­ dem krw i, spełnia rolę bodźca.

Rozpatrzm y pokrótce najw ażniejsze z hormonów.

Przed innem i należy tu d w u tle n e k w ę ­ gla. J e s t on horm onem ośrodka o d d e ­ chowego. W iadom o, że r u c h y od decho­

we zależą od ośro d k a nerw owego, m ie ­ szczącego się wr mózgu przedłużonym.

Stąd wychodzą im pulsy rytm iczne, po­

w odujące sku rcz mięśni oddechowych i um ożliwiające wejście p o w ietrza do płuc. Gdy organizm w s k u te k wzmożo­

nej p ra c y mięśniowej potrzebuje znacz-

(2)

418 W SZ E C H SW IA T JSfó 27

nej ilości tle n u — n a ty c h m ia s t w zm ag a się czynność oddechow a; r u c h y k la tk i piersiowej s ta ją się częstsze i głębsze, a stąd w y n ik a zupełniejsze odśw ieżenie pow ietrza w płucach.

W iększość uczo n y ch z R o se n th ale m (1862 r.), Dohm enem , Pfliigerem (1865 r.) i t. d. p rzyjm uje, że p obudzenia o śro d ka oddechowego o d b y w a ją się drog ą ch e m i­

czną. Mięsień, k u r c z ą c się, p ochłania tlen i w y tw a r z a b e z w o d n ik w ęglow y, k tó ry z a tr u w a krew . D ośw ia dc z en ia ich w y ­ kazują, że bodźcem n o rm a ln y m , p o d trz y ­ m u ją c y m r y tm ic z n ą czyn n o ść o śro d k a oddechow ego i p r z y s to s o w u ją c y m j ą do p otrzeb o rg an iz m u j e s t ow a z a w a rto ść tru c izn y we krw i, odżyw iającej te n ośro­

dek. W o b e c z a tru c ia k rw i b e z w o d n ik ie m w ęg low y m pob u dzenie o śro d k a w z ra sta , a w raz z niem i od d y c h a n ie s ta je się co­

raz en e rg icz n ie jsz e i o dw rotnie. D o ś ­ wiadczenia n a d k rą ż e n ie m k rz y ż o w a n e m u dwu psó w (1889 r.) p o tw ie r d z a ją w z u ­ pełności tę teoryę. Ju ż M iescher-Rusch stwierdził, że b o g a c tw o tle n u ma ty lko znaczenie w tó r n e dla o śro d k ó w o d d e c h o ­ w y c h — i że j e d y n i e obfitość CO, m a z n a ­ czenie r e g u la to r a o d dy c h a n ia . W y s t a r ­ czy zm niejszyć stężenie C 0 2 we krw i t ę ­ tniczej przez w s trz y k n ię c ie ro z tw o ru so ­ dy dla w yw o łan ia sp a d k u w o dd y chaniu . H ougardy i Mosso p o tw ie r d z a ją te spo-

J

strzeżenia.

B a d a n ia B aylissa i S t a r l in g a nad se- k r e t y n ą w y k a z a ły działanie je j, j a k o h o r ­ monu. W chwili, g dy k w a ś n a miazga, pochodząca z d z iałan ia soku ż o łą d k o w e ­ go na p o k a rm , wchodzi do d w u n a s tn ic y , lub pierw szej części kisz e k cien k ich , r o z ­ poczyna się obfite w ydzielanie so k u t r z u ­ stkow eg o i żółci. W iadom o, że z a sa d n i­

czym w a ru n k ie m w ydzielania so k u t r z u ­ stkow ego i żółci j e s t w ła śn ie zetknięcie k w a s u z błoną śluzow ą kiszek. W s z y s c y fizyologowie p rzyp u szczali do n ie d a w n a , że chodzi tu o wydzielinę odruchow ą, k tórej p u n k te m w y jścia j e s t p o d rażn ie­

nie nerw ów czuciow ych t k a n k i d w u n a s ­ tnicy przez zetknięcie się z kw asom , lecz nie dało się d o k ład n ie oznaczyć dróg nerw ow y ch dla tego odru ch u. W 1900 roku W e rth e im e r i Popielski zu pełnie ;

niezależnie od siebie stwierdzili, że dzia­

łanie k w a s u na błonę d w u n a stn ic y , lub kiszek cienkich, w y w ołuje obfite w y d z ie ­ lanie so k u trzustko w eg o, pomimo wycię­

cia ne rw ó w błędnego i trzewiowrego i zni­

szczenia mlecza. Należy zatem p r z y p u ś ­ cić istnien ie o d ru ch u obwodowego, m a ­ jąc e g o ośrodek w w ęzłach u k ła d u współ-

czulnego.

Z doświadczeń Baylissa i S ta rlin g a (1902 r.) w ypływ a, że zjaw isko zachodzi n a w e t wówczas, gdy w y cin ek p o d le g a ją ­ cych dośw iadczeniu kiszek został pozba­

w iony wszelkiego zw iązku n erw o w e g o z o r- ganizm em i je d y n i e połączony z n im j e s t n a c zy n ia m i krw ionośnem i. Komórki wy- dzielnicze trz u s tk i są zatem pobudzone w d a n y m p r zy p a d k u przez s p e cy a ln ą s u b s ta n c y ę , se k re ty n ę , k tó ra tworzy się w błonie śluzowej kiszek pod w pływ em z e tk n ięc ia z k w a s e m i k tó rą n astę p n ie k re w przenosi do trz u s tk i. W ydzielina t a istn ieje w błonie kiszek j a k o pro-se- k r e t y n a bierna; kwras p r z e i s ta c z a j ą w s e ­ k r e t y n ę czynną. J e s t ona p raw d op od ob ­ nie s u b s ta n c y ą dosyć p r o s tą o nieznacz­

n y m ciężarze cząsteczkow ym . Roztwór je j bardzo c z y nn y o trz y m ać można przez rozcieranie błony śluzowej z pierwszej części kiszek w kwasie solnym ( ro z tw ó r 4 na l 0 0 0 ). W y s ta r c z y w s trz y k n ą ć 1 cm 3 teg o ro ztw o ru do kiszek psa, by w y w o ­ łać obfite wydzielenie soku trz u s tk o w e ­ go i żółciowego.

W ten sam sposób działanie p r o d u k ­ tów t ra w ie n ia ciał białkowych, np. pro- peptonów, n a błonę śluzową żołądka od­

byw a się bez p rzerw y , pomimo usu nię­

cia nerw ów . Tw orzy się bow iem w s k u ­ te k podrażnienia pro peptonem błony ś l u ­ zowej czyli gruczołowej żołądka spe- c y a ln y rodzaj s e k re ty n y , k tó ra przenie­

siona z k rw ią do gruczołów z p e p s y n ą I pobudza ich wydzielanie.

W y d z ie lin y w e w n ę trz n e p ow stają w gruczołach nie m ający ch żadnego u jścia n a z ew n ą trz. Tu należą nadnercze, gru-.

czol ta rc z y k o w y i p r z y s a d k a (hypophysis).

W y tw a r z a n e w nich s u b s ta n c y ę do stają

się do k rw i d ro g ą w ydzielania w e w n ę ­

trznego i z je j prąde m prze n o sz ą się do:

(3)

JMś 27 W SZEC H S W IAT 419

in n y c h części ciała, w p ły w a ją c n a ich odżywianie, lub pobudzenie.

B adania n a d gruczołem tarc zy k o w y m (Reverdin 1882 r., Kocher 1883 r.) w y k a ­ zały, że usunięcie go u człowieka w y ­ wołuje zab u rz e n ia w odżywianiu, w s t r z y ­ m aniu w zrostu, o db arw ien ie tk anek, n a ­ b rzm ienie tw a rz y i kończyn, osłabienie m ięśniowe oraz in te le k tu a ln e , j a k również różnorodne z a b u rz e n ia nerwowe. Zwie­

rzęta, k tó ry m w y cięto gruczoł tarczyko- wy, u m ie ra ją w k ró tc e po operacyi (Schiff, A lbertoni, Tagozzi i inni). N a to m ia st za- strz y k n ię c ie zw ierzęciu operow anem u s u b s ta n c y j, w y tw a r z a n y c h przez te n g r u ­ czoł, u trz y m u je życie. Działanie soku t a rc z y k o w a te g o j e s t praw dopodobnie za­

leżne od k ilk u su b s ta n c y j, z k tó ry c h n a j ­ w a ż n iejszą j e s t ty ro jo d y n a B a u m a n a (1905 roku), bo g a ta w fosfór i jod. Zapewne niszczy ona, lub n e u tra liz u je p ro d u k ty tru ją c e , k tó ry c h n a g ro m adzen ie w mo­

czu i w su ro w icy k rw i stw ierdzono po u sunięciu gruczołu. Działanie nadnerczy polega podług C ybu lskiego na wlew aniu do krw i d ro g ą w yd zielan ia w e w n ę tr z n e ­ go s u b s ta n c y i, p od trz y m u ją c ej norm alną pobudliwość kilk u ośrodków nerw ow ych, t y c h mianowicie, które rządzą zwęża­

niem się n aczyń, u trz y m u ją c ciśnienie tętnicze n a je g o w ysokim poziomie. W ia ­ domo, że pod ob ny wpływ w y w ie ra w y ­ ciąg z na d n e rc z y . T ak a n in e i Aldrich otrzym ali równocześnie adrenalinę, którą Stolz (1904 r.) i Dakin (1905 r.) sp re p a ­ rowali s y n te ty c z n ie . A dre n a lina j e s t w y­

tw o re m s u b s ta n c y i rdzeniowej n a d n e r­

czy, t. j. tej ich części, k tó ra w edług Balfoura ma to samo pochodzenie em- bryonalne, co i s y s te m wielki współczul- szy. L ew an do w sk i (1899 r.), M eltzer(l905 r.) i inni wykazali, że działanie a d re n a ­ lin y na rozm aite n a rz ą d y (np. naczynia serca, źrenicę, kiszki, pęcherz) j e s t wy- ! borcze i o db yw a się wyłącznie za pośred­

n ictw e m węzłów u k ład u współczulnego.

Brown Sćq uard, Tizzoni, Langlois i in ­ ni stw ierdzili, że usunięcie nadn erczy j e s t śm ie rte ln e d la ssaków , p tak ó w i żab; j

zwierzęta, k tóre są ich pozbawione, w y­

k a z u ją osłabienie mięśniowe, w yw ołane ; przez paraliż b laszek końcow ych nerw ów

ruchow ych. S saki um ie rają z u duszen ia s k u tk ie m paraliżu mięśni oddechowych, j a k w razie z a tru cia k u ra rą . Ciśnienie

tętnicze j e s t wówczas bardzo słabe.

P r z y s a d k a (hypophysis) m a praw d o p o ­ dobnie specyalny w p ływ na w zrost t k a ­ n e k s k u tk ie m w lew an ia do k rw i je d n e g o lub kilku hormonów, d ziałających na t k a n k i bądź bezpośrednio, bądź za po ­ ś re d n ic tw em s y s te m u nerwowego.

Działanie hormonowe trz u s tk i zostało zba d an e przez van M ehringa i Minkow- skiego (1889 r.), k tórzy stw ierdzili, że usunięcie jej wyw ołuje u k azan ie się n a d ­ m ia ru cukru i j e g o osad w moczu. Po­

zostaw ienie zaś choćby k a w a łk a trz u s tk i zapobiega chorobie, podobnie j a k i za- strz y k iw a n ie e k s t r a k t u wodnego tk a n k i trzustkow ej.

T rz u stk a z a te m poza udziałem w t r a ­ wieniu w pływ a na asym ilacy ę i dezasy- milacyę c u k ru za pośredn ictw em w y t w a ­ rzan ych przez się hormonów. L agnesse (1905 r.) dowiódł, że czynność wydzieli­

ny w ew n ętrzn ej trz u s tk i j e s t zlokalizo­

wana w tk ance w y sepek L an g e rh a u sa . W reszcie nadzwyczaj rozległe j e s t dzia­

łanie hormonów gruczołów płciowych.

Brown S ć ą u a rd zwrócił u w ag ę na w y ­ dzielinę w e w n ętrzn ą jąd e r; przypuszcza on, że su b s ta n c y ę w y tw a rz an e w ją d r a c h m ężczyzny dojrzałego zostają pochłonięte i d ro g ą krążenia rozpowszechnione po całym organizmie, gdzie w yw ołują ogól­

ne pobudzenie nerwowe, a s tą d wzmoże­

nie e nergii m ięśniow ej. Zapewne te sa­

me pierw ia stk i w y w ołu ją prag n ie n ia płcio­

we; one to w p ły w a ją n a pojaw ienie się zmian c h a ra k te r y s ty c z n y c h w okresie dojrzewania: rozw oju k r ta n i i uwłosienia.

Po k a stra c y i b ra k hormonów ją d ro w y c h w pływ a n a zan ik d ru g orz ę dn yc h znamion płciowych. Podobnie u sunięcie ja jn ik ó w u m łodych sam ic staje n a przeszkodzie norm alnem u rozwojowi macicy. Halban (1900 r.), Marshall i Jolly (1895 r.) i inni zauważyli, że wpływ operacyi może być zneutralizow any przez zaszczepienie j e ­ dnego z ja jn ik ó w w jak ie jk o lw ie k b ą d ź odległości od ich położenia normalnego.

Można n a w e t użyć j a j n ik a innej samicy.

Inne przejaw y życia płciowego z n a jd u ją

(4)

420 W S Z E C H Ś W IA T K o 27

się u sam ic ssak ó w rów n ież n ie w ą tp li­

wie pod w pływ em horm onów , np. z -da­

w nego d ośw ia d cz e n ia Gołtza (1874 r.) w y ­ nika, że n a w e t zniszczenie połączeń n e r ­ w ow ych pom iędzy n a rz ą d a m i płciowem i a wyższem i o śro dkam i s y s te m u n e r w o ­ w ego nie zakłóca c zy n no ści płciowych:

zwierzę może zostać zapłodnione, z aro ­ dek rozw ija się norm alnie, zarów no j a k i gru czo ły m leczne, k t ó r y c h w y d zielina po jaw ia się w sposób n o rm a ln y . R ib b e rt (1898 r.) zaszczepił u sa m ic y św ini i n ­ d y jsk ie j g ruczo ł m leczny w okolicach ucha; po zapłod nieniu z w ierzęcia gruczoł rozw inął się no rm alnie i wydzielał m le ­ ko, pomimo b r a k u połączenia n e rw o w e g o z n a rz ą d a m i rozrodcźemi. Pfister p o w tó ­ rzy ł to samo dośw iadczen ie z s a m ic ą królika.

H ypertrofia gruczołów p iersio w y c h koń- j

czy się z w y dan iem n a ś w ia t m łodych, rów nocześnie rozpoczyna się w ydzielanie m leka. Nowe d ośw iad czen ia S ta r l in g a i p an n y L ane Claypon, d o k o n a n e n a s a ­ m ic a ch królik a w y k a z a ły , że horm on, k tó ry podczas ciąży w y w o ły w a ł hyper- troflczny rozwój gruczołów piersio w y ch , pochodzi z t k a n e k z a ro d k ó w ,— p rz e n ik a on przez łożysko do o rg a n iz m u m a c ie ­ rzysteg o , poczem z k r w ią z o staje p r z e ­ niesio n y do gruczo łó w p ie rs io w y c h m a ­ tki.

D ośw iadczenia p a n n y C laypon i S t a r ­ linga, dokonane n a d ziew iczych s a m i­

cach królików, p o tw ie r d z a ją w z u p e łn o ­ ści ich teoryę. Codzienne w s t r z y k i w a ­ nia, pochodzące z zarodków , bądź z t k a ­ n e k m acicy, łożyska, lub ja jn ik ó w , d ały , re z u lta t w yraźny: je d y n ie w s trz y k iw a n ia pochodzenia zarodkow ego w y w a rły c u ­ downe działanie. Gruczoły mleczne, z a ­ ledw ie d ostrzeg alne u sam ic niezapłod- n io n y c h — rozw ijały się pod w p ły w e m , ty c h s u b s ta n c y j, j a k g d y b y podczas ciąży. | W zw iązku z działaniem ty c h hormo- j nów z o sta je w y ja ś n io n a s p ra w a w y d z ie - ; la n i a m le k a po urodzen iu m łodych. Nie zależy ono — od pobudzeń h orm onów z a ­ n ik ają ce j macicy, ani ja jn ik ó w , gdyż n a ­ w e t usunięcie m acicy u zapłodnionej s a ­ m icy nie p o w s trz y m u je w y t w a r z a n i a się mleka. Musi tu zatem d ziałać w strzy-

m ująco horm on tk a n e k zarodka; g d y one z o staną u s u n i ę t e - z a c z y n a się w ydzielać p r o d u k t n a b rz m ia ły ch gruczołów.

S ta rlin g i je g o w spó łpraco w n iczka w y ­ kazali, że usunięcie zaro d k a n a w e t w okresie ciąży w yw ołuje wydzielinę; lecz o p e ra c y a ta m usi być dokonana conaj- mniej w 15 dni po zapłodnieniu, t. j. g d y m ożna j u ż zauw ażyć hypertrofię g ru c z o ­ łów.

M enstruacya, tworzenie się ja j, pobu­

dzenie płciow e—z d a ją się również pozo­

sta w a ć w zależności od d ziałania h orm o ­ nów, 'w y tw a rz a n y c h przez n a rz ą d y ro z ­ rodcze. F r a e n k e l (1903 roku), M arshall i Jo lly (1905 r.) stw ierdzili, że usunięcie ja j n ik ó w p rz e ry w a te zjaw iska; w s t r z y ­ knięcie zaś w yd z ie lin y jajn ik o w e j p o w o ­ d u je ich ukazanie się ponowne.

Ciała żółte, tw orzące się po owulacyi, są również siedliskiem innej wydzieliny w e w n ętrzn e j, k tó ra m a znaczenie w po ­ cz ą tk u ciąży w chwili u m iejscow iania się jajk a .

SchifT, a później lle rze n przem aw iają za w ydzielaniem w e w n ę trz n e m śledziony, k tó re w e d łu g n ich odpowiada funkcyi try p s y n o tw ó rc z e j. S u b s ta n c y a czynna śledziony prze k sz ta łca p ro fe rm e n t t r z u s ­ tk i n a ferm en t czynny, czyli try p sy n ę . G achet (1897 r.), a w o statn ich czasach P u g lie s e (1908 r.) potw ierdzili ich tw ie r ­ dzenie.

Brown S e ą u a rd i A rsonval zaliczają też do horm onów wydzielinę w e w n ę tr z ­ n ą nerek, inni — s u b s ta n c y ę gruczołów ślinow ych, k tó ra służy do pobudzenia w ydzieliny soku żołądkowego.

W s z y s tk ie horm ony m ają p raw d o p o ­ dobnie w zględnie p r o s tą budow ę c h e m i­

czną. Są one z apew n e n o rm a ln y m p ro ­ d u k t e m zw ykłego m etabolizm u tk a n e k . In te r w e n c y a ich w y d a je się niezb ęd ną dla no rm alnego rozw oju organizm u, a s tą d w o s ta tn ic h czasach zaczęto j e stosow ać w terapii.

H orm ony „nie są ani tw ó rca m i energii, ani j e j nie z a stę p u ją ; zmieniają jed y n ie w różnoraki sposób pracę kom órek".

W s k u te k ich działan ia „podobnie, j a k

(5)

M 27 W SZEC H ŚW IA T 421

w a k ta c h o d ru cho w y ch, z ja w isk a n a s t ę ­ pują po sobie w p o r z ą d k u ściśle określo­

nym. Różnica polega je d y n i e na tern, że t r a n s m is y a na drodze krążeniow ej j e s t wolniejsza, niż n a drodze nerw owej i tr w a ­ nie je j j e s t mniej ściśle ograniczone" J).

Z powyższego wynika, że nerw y nie są jed y n e m i re g u la to r a m i czynności ży­

ciowych. Może być, że większość naszych tk a n e k j e s t f a b ry k ą hormonów , które w a ­ r u n k u ją h a rm o n ijn e funkcyon o w an ie ró­

ż n orodnych narządów.

D oty ch czas znane są tylko h orm ony zw ie rz ą t w yższych, bez w ą tp ie n ia analo­

giczne s u b s ta n c y ę m ają ważne znaczenie i dla życia zw ierząt bezkręgow ych.

N . M.

(W edług art. I,eona l ’redericqa: „De la coordi- nation organicjue par action chimique“ z R ivista

di scienza IV-o X 2).

R. D. O L D H A M.

B U D O W A W N Ę T R Z A Z IE M I A J E J T R Z Ę S I E N I A .

II. P R Z Y C Z Y N E K DO G E N E Z Y OCEANÓW.

U tw orzen ie się wielkich zagłębi ocea­

nicznych było już przedm iotem licznych hypotez, mniej lub więcej praw dopodob­

nych, ale żadna z nich nie przekonyw a, nie w iem y bowiem, czy dep resy e te są to tylko z ja w isk a pow ierzchniow e czy też tow arzy szą im i w a r u n k u ją je różnice w budowie w n ę trz a ziemi pod niemi.

W iadomo, że siła p rzy c iąg a n ia j e s t na- ogół w iększa n a sta c y a c h wyspow ych, niż n a lądzie s ta ły m i że lihia pionowa n a s ta c y a c h b rzeżn y ch często doznaje odchylenia k u morzu; ale f a k ty te nicze­

go jeszcze nie dowodzą, gdyż ła tw o j e można w ytłu m aczyć zapomocą różnic j e ­ dynie powierzchniow ych, s ię g a jąc y c h co- najw yżej do głębokości V 100 promienia

ziemskiego. Co dotyczę w iększych g łę ­ bokości, to dedukcy e m ate m a ty c z n e nie wiele tu mogą pomódz, g d yż w nioski na tej drodze w yciągnięte m ogą być zawsze zasadnie k w e styonow a n e zapomocą a r g u ­ m en tu , że możność objaśnienia w pewien sposób faktów znanych nie wyłącza m o­

żności ich objaśn ienia w jak ik o lw ie k in ­ ny sposób. P rz eto p o ż ą d an ą j e s t rzeczą dostarczenie dowodów b e z p o śre d n ic h al­

bo po z y ty w n y c h ,—zam ierzam to uczynić poniżej; nie dowiodę w sposób niezbity, lecz wykażę, że dużo p rze m aw ia za tem, iż zagłębia oceaniczne P ó łn o c n o -a tla n ty c ­ kie i Północno-spokojne nie stano w ią ty l­

ko odchyleń pow ierzchniow ych od do­

skonałego sferoidu, lecz że tow arzyszą im różnice w budowie m ateryi, z n a jd u ­ jącej się pod niemi, różnico s ięgające do głębokości, równej znacznej części c ałe­

go prom ienia ziemi.

W poprzednim a rty k u le x) wykazałem , że zbadanie prędkości rozchodzenia się fal sejsm ic z n y ch prowadzi do w yników p o z ytyw nych w spraw ie budow y w n ę ­ trza ziemi. W tam te j rozpraw ce b ra liś ­ my je d y n ie pod uw agę budowę j d e m i, jak o całości, i dlateg o oparliśm y ra c h u ­

bę je d y n ie n a wartościach ś re d n ic h ze w szystkich n a d a ją c y ch się do tego tr z ę ­ sień ziemi; z m eto d y tej trz e b a zrezy ­ gnować, jeśli idzie właśnie o w y k ry c ie odchyleń, i w tym razie m usim y po rów ­ n y w a ć m iędzy sobą p rędkości rozchodze­

nia się wzdłuż rozm aitych dróg. Roz­

wiązanie z agadnienia zostało um ożliwio­

ne i znacznie uproszczone s k u tk ie m te ­ go, że w 1906 ro k u zaszły dw a wielkie, trz ę s ie n ia ziemi, obad w a o bejm ujące ta k znaczną p rzestrzeń, iż odległe stacy e za­

no to w ały je w sposób bardzo kom pletny.

Obadwa te trz ę sie n ia ziemi p o w s ta ły w tej samej mniej więcej odległości od g r u p y stacyj sejsm ologicznych w E u r o ­ pie zachodniej, ale w ta k ic h miejscach, że drogi rozchodzenia się były ty p u z a ­ sadniczo odmiennego. Trzęsienie ziemi w San Francisco, 18 kw ietn ia, rozeszło

') HaUien: „Les fonctions de secretion inter- !) P atrz „W szechświat" z r. b. JNaJSIi 19, 20

ne“. (Revue scientifkjue). i 21.

(6)

422 W SZECHS-W IAT JMś 27

się pod k o n t y n e n t e m A m e r y k i Północnej, przecięło A t l a n t y k p ółnocny nieco n a p o ­ łu dnie od Isla n d y i oraz do tarło do obser- w a to ry ó w z północo-zachodu. N a jw ię k ­ sza część ty c h d ró g p ro w a d z iła pod l ą ­ dam i lub p latfo rm ą ląd o w ą (Continental shelf), tak , że m o g ą one naogół b y ć u w a ­ żane j a k o k o n ty n e n ta ln e . N a to m ia s t trzęsienie ziemi k o lum bijsk ie (31-y s t y ­ cznia) p o w ęd ro w ało popod północno-za­

chodni k ą t A m e ry k i południow ej i A n ­ tyle, poczem przem kn ęło pod najsz e rsz ą i n a jg łę b s z ą częścią z a g łęb ia północno­

a tla n ty c k ieg o ; ty m sposobem drogi r o z ­ c ho dzenia się tego trz ę s ie n ia sta ły się w ta k im s a m y m stop n iu oceanicznem i, j a k drogi trzęsien ia ziem i w S a n F r a n ­

cisco—k o n ty n e n ta ln e m u

Czas i m iejsce p o w s ta n ia teg o o s t a t ­ niego trzęsien ia z n a n e s ą z w ielką do­

k ładnością, n ie s te ty , n ie m ożna pow ie­

dzieć teg o sam ego o trz ę sie n iu kolum- bijsk iem . P ow stało ono p raw d o po d o b nie n a dnie morza, a, poniew aż n a jw ię k s z e ­ go s p u sto sz e n ia dokonało w Esm eraldzie, więc m ożem y przyjąć, że ś ro d e k trz ę s ie ­ n ia znajdow ał się mniej więcej około 79°

dł. zach. i 2 ° szer. półn. Ze w zg lę d u na to, że obszar p o w s ta n ia trz ę sie n ia był praw dopodobnie ta k sam o wielki, j a k

obszar trzęsienia San -Fran cisco (długość w ynosiła przeszło 200 mil ang,), p r z y p u ­ szczenie powyższe j e s t w y s ta rc z a ją c o bliskie p raw dy; czasu rozpoczęcia się trz ę s ie n ia z bezpośredniej o b se rw ac y i nie znam y rów nież z dokładnością, a chociaż możem y go oznaczyć przybliżenie z od­

ległych zapisań, ta d rog a nie da nam j e ­ d n a k w artości bezw zględnych p ręd ko ści rozchodzenia się. J a k k o lw ie k nie m oże­

m y porów nać t y c h o s ta tn ic h dla obu trz ę sie ń Ziemi, za to j e s t e ś m y w m ożno­

ści zrobić to dla prędkości w z ględnych rozchodzenia się pierwszej i drugiej lazy w obu w ypadkach; albowiem, obie te fa­

zy są w yrazem ruchów odm iennego t y ­ pu, o prędkości od m ienn ej,—i j e s t rzeczą j a s n ą , że różnica w długości p rz e s ta n k u m iędzy przy byciem jed n e j a drugiej fazy będzie w sk a z ó w k ą różnicy w p rę d k o ś ­ ciach rozchodzenia się względnych.

Dane, ja k ie miałem do dyspozycyi, um ieściłem w spisie n a końcu tego a r ­ ty k u łu (spis ten w przekładzie opuściliś­

m y ,—przyp. tłum.), tu ta j zaś podaję t a ­ blicę, stre szc z a ją c ą te dane w sposób p rz e jrz y s ty i tablicę p rze stan k ó w pom ię­

dzy fazam i pierwszą, a d ru g ą na ty ch sta c y a c h , gdzie zapisania obu trzęsień ziemi dały się zużytkow ać.

TA BLICA 1-a.

Odległość oraz przestanki pom iędzy pierw szą a drugą fazą kalifornijskiego i ko­

lum bijskiego trzęsień ziemi w 1906 r.

Stacya

K a l i f o r n i a K o l u m b i a

Różnica po­

praw iona z uwzgl. odle­

głości Odległość

w stopniach

P rzestanek w m inutach

Odległość w stopniach

Przestanek w m inutach

Bidston 75 10,4 80 11,3 + 0,4

Shide 78 9,9 81 11,9 + 1-7

Lipsk 78 10,8 82 11,4 + 0,2

Strassburg 83 10,4 86 11,6 + 0,9

Lubiana 88 9,5 91 10,7 + 0,9

Q.uorto 89 10,7 91 11,5 + 0,6

K atania 96 11,3 92 11,4 + 0,5

Średnie 84 10,4 86 11,4 + 0,8

(7)

M 27 W SZECHŚW IAT 423

Z tablicy powyższej w ypływ a, że prze­

s ta n k i między pierw szą a d ru g ą fazą są wyraźnie większe dla trz ę s ie n ia ziemi kolu m bijskiego i dla dró g oceanicznych, p rzy czem różnica ś re d n ia wynosi aż 1 m in u tę wobec różnicy w odległości, się ­ gającej zaledw ie 2 °; ponieważ p rze s tan e k w z ra sta bardzo praw idłow o o 0,1 m in u ty n a stopień w odległości mniej więcej 90°

od źródła, więc z aobserw ow ana różnica j e s t 5 razy większa, niżby była, g d y b y — wobec zw iększonej odległości—prędkość rozchodzenia się b yła j e d n a k o w a w obu p rzypadk ach . , Prze wyżka, stanow iąca około 7 °/0 całego p rz e s ta n k u , j e s t w ięk­

sza niż m ożliwy błąd w z ap isy w an iu lub in te r p re to w a n iu sejsm ogram ów . Innem i słowy, s u b s ta n c y a , przez k tó rą w ę d ro ­ w ały fale trz ę s ie n ia kolum bijskiego, p rze­

wodziła d r u g ą fazę w olniej—w porów na­

niu z p ręd k ością pierwszej fazy — niż s u b s ta n c y a , przez k tó r ą rozchodziły się odpowiednie fale trzęsien ia S a n - F r a n ­ cisco.

Może to być je d y n ie rzeczą p rz y p a d ­ ku, że drogi fal w je d n y m razie p rze b ie ­ g a ją pod obszarem lądowym, w d ru g im p o d —oceanicznym , je d n a k ż e zbieg oko­

liczności j e s t z p ew nością g o d n y uw agi i daje do m yślenia, a pogląd, że nie j e s t ! to tylko p rzyp adek, zysku je pew ne po­

parcie n a podstaw ie zapisań japońskich trzęsienia San-Francisco. W ed ług prof.

Omori p rz e s ta n e k średni, obliczony na podstaw ie z apisań c zterech różnych sta- cyj w Jap on ii, wynosi 9,7 min. dla odle­

głości średniej = 75°, przyczem drogi p rze b ieg a ły pod północnym oceanem W ielkim , są z a te m oceanicznemi. Z z a ­ pisań e u ro p e jsk ic h trz ę sie ń ziemi w J a ­ ponii (9 s ie rp n ia 1901 r.) oraz w A ssam (12 czerwca 1906 r.) w y n ik a w p ierw ­ szym razie dla odległości ś re d n ie j= 8 3 ,° 3 p rz e s ta n e k średni, w y n oszący 10,6 min., a w d r u g im —dla odległości=64,°2 prze­

s ta n e k średni, w ynoszący 8,3 min., z cze­

go w n io sk u je m y, że dla długości = 75°, dla d ró g fal, rozchodzących się pod lą­

dam i Azyi i E urop y , p rz e s ta n e k wynosi około 9,4 min. P rz e s ta n e k , obliczony n a j p o d sta w ie k rzy w y c h średnich, (p atrz a r ­ t y k u ł poprzedni we „W szechświecie" !

passim) w y k re ślo n y c h wyłącznie z uwzględnieniem dróg lądow ych, wynosi 9 min., tak tedy znów z n a jd ujem y , że

! s u b s ta n c y a pod oceanem W ielkim prze­

wodzi fale drugiej fazy wolniej w po­

rów naniu z falami pierwszej fazy, niż — su b s ta n c y a pod k o n ty n e n te m eurazya- tyckim .

Narazie nie je s te ś m y w sta nie określić dokładnie, do ja k ie j głębokości s ię g a ,t a

| różnica, je d n a k ż e ju ż teraz możemy so­

bie wyrobić w tym względzie pojęcie przybliżone. Zauważmy, że odległości s tacyj w a h a ją się od 75" do przeszło 90°;

na jw ię ksz a zaś głębokość cięciwy, licząc od powierzchni, wynosi dla łu k u 75°—

0,2L promienia, dla łu k u 9 0 ° — 0/29 pro­

mienia, przyczem drogi fal przeb ieg ają nieco niżej od linij p r o sty c h cięciw. Mo­

żem y przeto przyjąć, że drogi fal, o k t ó ­ r y c h mówimy, docierają do głębokości m aksym alnej, wynoszącej od */4 do Vs promienia. Z rozp atrzenia różnicy po­

między przestank am i dla dwu uderzeń n a jed n e j i tej samej s ta c y i w yn ika, że różnica ta nie zdaje się w z ra sta ć wraz z w zrastaniem odległości, lecz przeciw­

n ie —objaw ia ten den cy ę do zm&łejszania się, co na suw a wniosek, że głębsze dro­

gi fal wkraczały do obszaru, w k tó ry m różnicy w prędkościach rozchodzenia się obu faz albo wcale nie było, albo była przynajm niej mniejsza. Stąd możemy wnioskować, że różnica, o której mowa, jak ą k o lw iek j e s t je j istota, nie dociera do głębokości V 3 prom ienia i że g łęb o ­ kość przez nią o siągana dochodzi mniej więcej do V 4 promienia.

Konkluzya z tego taka, że ważne po­

w ody p r ze m aw ia ją za tem, iż zagłębia oce­

aniczne oraz wyniosłości k o n ty n e n ta ln e nie są jed y n ie niepraw idłow ościam i for­

m y powierzchni ziemi, lecz że to w a rz y ­ szą im i praw dopodobnie w a r u n k u ją je różnice w budowie su b sta n c y i pod niemi, r ó ż n i c e —sięgające do głębokości = około V* promienia. Nie możemy powiedzieć nic dokładnego w spraw ie isto ty tej r ó ­ żnicy, z w yjątkiem , że h a m u je ona p r ę d ­ kość rozchodzenia się fal drugiej fazy pod oceanami.

Potrzeba więcej danych, aby wnioski

(8)

424 W SZ E C H Ś W IA T Ar2 27

powyższe m ogły być uw ażane za fak ty ustalone; ale choć dow od y pod an e nie rozw iązują k w e sty i ostateczn ie, są one je d n a k z b y t poważne, a b y j e m ożna było ignorow ać. O s tateczne ro zstrz y g n ięc ie sp ra w y będzie zależało od tego, czy z d a ­ rzać się będą w ielkie trz ę s ie n ia ziemi w m iejscow ościach odpowiednio położo­

nych.

L . H.

A E R O N A U T Y K A W D O B I E D Z I S I E J S Z E J .

(Dokończenie).

W przy rząd ach do l a t a n ia „cięższych od po w ie trz a" rozróżniam y t r z y sposoby z u ż y tk o w an ia potęgi m o to ru i każdy z nich daje pochodzenie oddzielnej kate- g oryi aparatów .

1 ) P rz y rz ą d y s z u k a ją c e op a rc ia o w a r ­ s tw y pow ietrza zapomocą szyb k ieg o po­

r u sz a n ia mniej lub więcej w y p u k ły c h p ow ierzch n i — k o n s tr u k c y a a p a r a tu od­

tw a rz a p t a k a w chwili w zlotu i m otor w y k o n y w a pracę bicia sk rz y d ła m i. S y ­ stem ten (o rth o p te re s lub o rn ith o p te re s ) nie znalazł d oty ch c z a s żad nego pow odze­

nia. Posług iw anie się m as z y n a m i od- d a w n a j u ż przyzw yczaiło n a s do z a s t ę ­ pow ania r u c h u a lte rn a c y jn e g o przez ruch ciągły: wozy z a o p atrz y liśm y w koła, a nie w nogi; sk rz y d ła też w l a t a n iu człowie­

kowi usługi nie oddadzą.

2 ) Ś r u b a pow ie trz na o sad zo n a n a osi pionowej c h a ra k te r y z u je k a te g o r y ę „śru- bow ców “ (helicopteres). Z a daniem je j jest p rzeciw działać p rz y c ią g a n iu ziem i i dać p e w n ą siłę uno szącą przyrządow i. C ałk o ­ wite uzależnienie lotu od re g u la rn o ś c i p ra c y m o toru zdaje się, że j e s t połączo­

ne z pow ażn em ryzyk iem ; to też u r z e ­ czyw istn io n y ch n a tej drodze pom ysłów do dziś dnia m am y bardzo mało. Heli­

k o p ter L. B regueta, o c z te re c h w ielkich ś ru b a c h w z lo tn y c h zdołał podobno o d e r­

w ać się od ziemi; J. B aylac z B ordeaux bu d uje a p a ra t, zaopatrzo ny w dwie ś r u ­ by wzlotne, dwie pociągow e oraz s k r z y ­

dła i s te ry , a m ają cy unieść 12 osób.

O powodzeniu ty c h przyrządów zawsze d ecydow ać będzie dobry motor, a również w ydajno ść ś ru b y . Do dziś motor j e s t zaciężki, czy też wydajność ś ru b y zbyt mała. Nie głosząc więc ż a d n y ch z w y ­ cięstw na tej drodze, poprzestajem y na o d n o to w a n iu tego wielkiej w agi faktu, że dzisiejszy m otor j e s t ju ż w stanie z pomocą ś ru b y powietrznej unieść s a ­ mego siebie, a n a w e t coś więcej.

3) N ajbardziej ob iecującą przyszłością cieszy się k a te g o r y a t. zw. „aeroplanów".

W ielk a ilość opracow anych ju ż modelów, ja k o też zadziw iające św ia t cały d ośw iad­

czenia dokonane z niem i w o statniej do­

bie, zapew niły im n a długi czas p r z e w a ­ gę i sk ie ro w u ją wysiłki coraz to większej liczby now atorów . Do chwili obścnej j e s t to—powiedzieć m ożna—j e d y n y a p a ­ r a t „cięższy od powietrza", a m ogący w ła sn em i śro d k a m i unieść ponad ziemię siebie sam ego i człowieka.

Z asadą a eroplanu j e s t znany w sz y stk im zw yc z a jny la ta w ie c — przedm iot z ab aw y naszej młodzieży. L e k k iem rusztow aniem w zm ocniona płaszczyzna z p a p ie ru lub płótna, u sta w io n a pod niew ielkim kątem , s p o ty k a się z p o w ie trz em w ruchu.

W u d e rz e n iu tem powietrze z a trac a im ­ pet 'n a b y t y s k ą d in ą d d ro g ą p e w n y c h z ja ­ w isk fizycznych, a te m sam em w y ła d o ­ w uje posiadaną en e rg ię n a zrów no w aże­

nie c iężaru lataw ca. W b r a k u w iatru , p osiadacz la ta w c a biegnie, aby n ie r u c h o ­ m ość w a r s tw p o w ie trz n y c h zastąpić szyb- k iem przenoszeniem w nich sam ego w e ­ hikułu. Toż samo właśnie czyni l a t a ­ wiec — aeroplan zapomocą motoru: wła- sn e m p rzenoszeniem się z a stę p u je w ia tr p otrz e b n y do u trz y m a n ia go w powie­

trzu.

Zasadniczym więc o rg anem każdego aero p lan u j e s t pow ierzchnia unosząca.

W k lę s ła nieco od spodu, w y p u k ła zwierz- chu, zlekka przyte m wzniesiona od p r z o ­ du, n a p od ob ieństw o rozpiętych sk rz y d e ł p t a k a rozpościera się ona po obu stro -' nach ś ro d k a ciężkości przyrządu. W celu z re d u k o w a n ia ogólnych rozm iarów , za­

m ia s t jedne j dużej pow ierzchni u n o s z ą ­

cej, u s ta w ia się dwie lub trz y m niejsze,

(9)

M 27 W SZ E C H SW IA T 425

j e d n a nad d ru gą; m otor i podróżnik z n a j­

dują w te d y pom ieszczenie u dołu po­

środku.

W y o b ra ź m y sobie tera z c ie n k ą płasz­

czyznę, przeno szon ą w p o w ietrzu w taki sposób, że płaszczyzna tw o rzy k ą t prosty z k ie r u n k ie m przeb yw an ej drogi. W każ­

dym m omencie tego r u c h u płaszczyzna n a tra fia n a opór, proporcyonalny do je j w ym iarów , do k w a d r a tu z szybkości jej przenoszenia, a zależny też od pewnego w spółczynnika K, obejm ującego wpływ c hropow atości płaszczyzny, ciśnienia a t ­ m osferycznego oraz stopnia naelektryzo- wania się poddanej doświadczeniu po­

w ierzchni w s k u te k tarc ia o powietrze.

A więc:

(Opór) = K X (w y m iary płaszczyzny) X (szybkość przenoszenia się)3.

W a rto ś ć w spó łczy n nik a K nie została dotychczas ściśle oznaczona. Eiffel, Ca- novetti, L ilienthal podają rozmaite liczby:

0,085 do 0 , t 2 . W zasto sow an iu p ra k ty - cznem nie m a to wielkiego znaczenia, gdyż powierzchnie unoszące aeroplanów nie są płaszczyznam i laboratoryów fizy­

cznych, a sto s u n e k ich do ty c h o statnich bynajm niej nie j e s t określony. W spół­

c zynnik K zostaje z a stąpio n y przez inny, k tó rego w a rto ść w yn a la zc y oznaczają d ro g ą o so b isty c h a z a stoso w a ny c h do poszczególnego p r z y p a d k u doświadczeń- K a p ita n P e r b e r n a p rz y kład , obliczając p r o je k ty aeroplanu, posługuje się liczbą 0,7. W a rto ś ć oporu zm ienia się z chwilą, k iedy płaszczyźnie w r u c h u n a d a m y po- zycye ukośną. D ługie sp ory ju ż p rze­

p row adzano z powodu oznaczenia s to s u n ­ ku tej o sta tn ie j w a rto śc i do pierwszej.

Newton, Euler, Marey, Rayleigh, Duche- min i Soreau z a w iera ją go k a ż d y w in ­ nej formule. Ze względu na to, że w ae­

rop la na ch w cho dzą w g rę tylko bardzo małe, bo nie przew yższające 10 ° kąty, p ro sta formuła M areya zupełnie w y s t a r ­ cza dla p otrzeb lokomocyi powietrznej:

Oj = Opór, k ie d y płaszczyzna stanow i k ą t i z linią postępu.

0 8o = Opór, kiedy płaszczyzna u s ta w io ­ n a j e s t pod ką te m prostym do linii postępu.

Ponieważ siła wzlotna aero p lan u j e s t zależna od szybkości, z j a k ą p o w ie rz ­ chnie unoszące sp o ty k a ją się z coraz to innem i cząsteczkam i powietrza, w ia tr przeto n a tu ra ln y pom aga tylko wtedy, kied y jego k ie ru n e k przeciw ny j e s t kie­

ru n k o w i lotu aeroplanu. Szybkość prze­

n o szenia się względem ziemi w te d y m a ­ leje jednocześn ie z pociągow ą uży teczno ­ ścią pracy śru b y powietrznej, której g r u n t ja k g d y b y u su w a się pod stopami.

Na tej drodze można więc wyobrazić sobie pewien idealny zbieg w arunków , kiedy szybkość w ia tru z re d u k u je do zera po­

ciągow ą użyteczność prac y śruby. A ero­

plan w tedy s ta ć będzie na miejscu, za­

wieszony w pow ietrzu na wzór z w y c z a j­

nego lataw ca. P ra c a m otoru w całości zużyta będzie na unoszenie. W p rzy p a d k u w i a tr u przeciwnego, siły wzlotnej szukać należy tylko w tej reszcie, j a k a pozostaje po odjęciu szybkości w ia tru od szy bk o­

ści p rzenoszenia się aeroplanu. Ale w te ­ dy s k rz y d ła śru b y z n a jd u ją więcej opo­

ru w powietrzu, je j u ż y teczna dla p rze ­ noszenia praca w z ra sta i aeropTan w zwiększonej szybkości odn ajd uje potrze­

bne dla zrów noważenia je g o ciężaru o p a r­

cie. Pożyteczną więc dla lotu sz y b k o ś ­ cią przeno szenia się w każdej je d n o s tc e czasu będzie nie ilość prze b y ty ch m e­

trów w s to s u n k u do ziemi, lecz oddale­

nie się w ty m czasie od pew nego id e a l­

nego p u n k t u płynącego swobodnie w tej samej w a rstw ie powietrza, w której a e ­ roplan się porusza.

D otych czas budow an e a p a ra ty nie roz­

p orządzają jeszcze siłą dosta te cz ną do w alki z żywiołem w y prow ad zo n ym ze średniej równowagi; dlatego też próby o d b y w a ją się tylko w razie spokojnego s ta n u powietrza. Pięć lub sześć m etró w w ia tr u na s e k u n d ę sta n o w i ju ż p r z e s z ­ kodę, której pokonanie przez czas dłu ż­

szego lotu j e s t uw ażane za szczególne zwycięstwo.

Nielada tru d n o śc ią do zw alczenia w a e ­

roplanach było usk ute c z nia nie zakrętów .

W y o b ra ź m y sobie aeroplan w locie po

(10)

426 W SZEC H ŚW IA T J\lś 27

linii prostej; całkow ite j e g o z ró w n o w a ­ żenie i pozioma w k i e r u n k u poprzecz­

nym pozycya w y n ik a ją z tego, że opór powietrza o powierzchnie unoszące roz­

k ład a się s y m e try c z n ie i w a rto ś ć jeg o j e s t je d n a k o w a na obu k o ń c a ch s k r z y ­

deł. Otóż każ d e o d ch y len ie drogi od linii prostej pociąga za sobą w y tr ą c e n ie a p a ­ r a tu z równowagi. Z powodu wielkiego w y d łu ż e n ia w k ie r u n k u poprzecznym , od­

dalone od siebie końce s k rz y d e ł a e ro p la ­ n u w chwili z a k r ę tu z a k re ś la ć b ę d ą luki dwu kół o j e d n y m śro d k u ale o różnych p rom ieniach. W razie p o w ie rz c h n i o 16 m etra c h długości, koniec j e d n e g o s k r z y ­ dła z a k re śli łu k naprz. o 100 m p r o m ie ­ nia, koniec dru giego zaś o 84 m. Jeżeli więc w pewnej je d n o s tc e czasu sk rz y d ło bardziej oddalone od ś ro d k a przeleci 10 m, to d ru g ie skrzy dło w ty m ż e czasie przeleci tylko 8 5 m. W ie m y zaś, że opór p o w ietrza j e s t p rop o rc y o n a ln y do k w a d r a tu z szybkości p rze n o sz e n ia się.

Różnica więc w n a p o tk a n y m oporze o k a ­ że się jeszcze znaczniejszą, w y ra ż o n a b o ­ wiem zostanie p rzez liczby 100 i 72,25.

Z powodu ta k n ie je d n ak o w e g o p o d trz y ­ m ania sk rzy d ło zbliżone do ś ro d k a każ­

dego z a k rę tu opada ku ziemi. Z ap o b ie­

ga się tem u w y tr ą c e n iu ró w n o w a g i przez:

1) chw ilow e prze n iesie n ie ś r o d k a cięż­

kości p rz y rz ą d u w k i e r u n k u s k r z y d ł a po­

sia da jąc e g o większą szybkość; albo też 2 ) zw iększenie pow ierzchni s k rz y d ła o p adającego zapomocą w y s u n ię c ia po­

wierzchni do da tko w e j, p rzy le g ają c ej w z w y kły ch w a ru n k a c h do głównej części sk rzydła; wreszcie

3) u sta w ie n ie opadającego s k r z y d ła pod z w iększonym do linii p o s tę p u k ą te m a j e ­ dnocześnie zm niejszen ie tegoż k ą t a w skrzydle o większej sz y b kośc i p rzen o sze­

nia się.

Stosow anie tego o s ta tn ie g o sposobu o b jaśn ia s c h e m a ty c z n y r y s u n e k (fig. 4) aeroplanu W r i g h t a . P r z y rz ą d ten, owoc długo letn ich prób i p oszuk iw ań znanego dziś ca łe m u ś w ia tu a m e r y k a n in a , zwy- cięskiem i rek o rd a m i w ybił się n a p ie rw ­ sze m iejsce pośród w s z y s tk ic h z b u d o w a ­ n y c h do obecnej chwili a ero plan ó w . W y ­

m ia ry je g o oznaczone są n a ry su n k u . Pow ierzchn ie unoszące, p r z e d s ta w ia ją 50 m k w a d ra to w y ch . Motor o potędze 30 koni. W a g a 360 kg. Szybkość lotu 60—

70 km n a godzinę. Na nim to, 31 g r u ­ dnia r o k u ubiegłego, na połach A uvour (Mans) we F r a n c y i W r i g h t usk utecznił najdłu ższy w świecie lot m echaniczny:

nie d o ty k a ją c ziemi, w ciąg u 2 godzin, 20 m. i 23 sek. przeleciał 124 km 700 m.

(Fig. 4).

A E R O P L A N W R r G H T A . Fig. 2.—Profil.

F ig. 3.—Aeroplan oglądany z tyłu.

Fig. 4.—Schem at w ygięcia pow ierzchni uno­

szących w przypadku u tra ty rów now agi z pra­

wej strony: A. P rolil lew ego skrzydła; B. Profil praw ego skrzydła.

Pom im o tego pierw sz e ń stw a w r e k o r ­ dach, s y ste m W r i g h t a nie znajdzie sze­

rokiego zastosowania. R ozpatrzyw szy

szczegółowo, n a czem polega praca

W r i g h t a podczas lotu, łatw o zgodzim y

się z tą przepow iednią. 1 ) Zachowanie

ró w n o w a g i poprzecznej, czyli u trz y m a n ie

skrz y de ł n a j e d n y m poziomie, co chwila

(11)

W SZECHŚW IAT 427

by w a zagrożone przez w ia tr z boku, w i­

ry lub inne zaburzenia atm osfery. P r z e ­ ciwdziałać im należy przez ciągłe p raw ie wyginanie płaszczyzn u noszących pod różnem i kątam i; 2 ) u trz y m an ie lotu na pewnej wysokości, a więc zrów noważe­

nie a p a r a tu w k ie ru n k u linii postępu, o trz y m u je się zapomocą odpowiedniego n a c h y la n ia poziomych płaszczyzn s te ro ­ w niczych, u sta w io n y c h na przódzie a e ro ­ planu; 3) z a k rę ty , o k tó ry c h ju ż była mowa wyżej, a k tó re w y m a g a ją j e d n o ­ cześnie w y gięcia płaszczyzn unoszących i u s ta w ie n ia s te r u pionowego pod p e ­ w nym k ątem . P o m ija ją c możliwość za­

ab so rb o w an ia uw agi przez m o to r —w k a ­ żdej chwili lotu żeglarz pilnować musi trz e ch z m iennych niezależnych od siebie m anipulacyj. Każdą z nich w dodatku można wykonać w dwu k ieru n k a ch , ale należy w y k onać tylko w jed n y m , w a ru n ­ kam i określonym. P r a c a tego rodzaju w y m a g a nadzw yczajnej uwagi, do której s ku pienia w tym sto p n iu nie w szyscy są zdolni.

U trzy m a n ie ró w now agi poprzecznej winno o d b y w a ć się auto m atycznie, bez pom ocy ste rn ik a ; różne też sposoby roz­

w iązan ia tego zad an ia z n a jd u je m y w in ­ n ych s y s te m a c h aeroplanów. Obciążenie pow ierzchni u n o szących a eroplanu W rig h ­ ta w ynosi 10 kg n a m e tr k w adratow y, podczas gdy w inn y ch s y s te m a c h d o pro­

wadzono j e aż do 27 kg. Otóż ta k wiel­

kie w s to s u n k u do wagi p rzy rz ą d u po­

w ierzchnie z w ię k sz a ją szanse n iebe z p ie ­ c zeństw a w obec n a g ły c h u derzeń wiatru.

W reszcie aero p lan W r i g h t a w y m a g a spe- cyalnej in sta la c y i dla wzlotu: nie posia- ( dając w ózka—j a k in n e —ślizga się on po długiej sz y nie aż do chwili n a b y c ia szyb­

kości, wobec k tórej opór po w ietrza w y­

sta rc zy do o d e rw a n ia g(S od ziemi.

W ielu jeszcze przem ianom u legnie m a ­ szyn a do latania, zanim użyteczność ka ­ żdego je j o rgan u w y z y s k a n a zostanie cał­

kowicie. D zisiejsze próby i p o szukiw a­

nia w yn alazców pozwalają ju ż przeczuć n ajb liższą przyszłość: A eroplan d)a u ł a ­ tw ien ia w zlotu od ziemi dołączy sobie ś ru b ę n a osi pionowej. Szybkość lotu zostanie podwojona, w niej bowiem leży

uniezależnienie od wiatru; z szybkością lotu wzrośnie możliwość większego ob­

ciążenia powierzchni unoszących, a więc zred uk ow anie w ym iarów i trw alsze z r ó ­ wnoważenie.

A eroplan n a podobieństwo bolidu pruć będzie atm osferę, otw ierając ludzkości drogi poprzez trzeci elem ent - d r o g i bez m iary, g ra n ic i końca.

Stanisłaio Klimowicz.

Akademia Umiejętności.

III. W ydział matematyczno-przyrodniczy.

Posiedzenie dnia 7 czerwca /909 r.

P rz e w o d n ic z ą c y : D y r e k to r E . Janczew ski-

Gzł. Janczew ski przedstaw ia swoję rozp ra­

wę p. t.: „U zupełnienia monografii porzo- czek (Ribes) I; nowe g atu n k i i m ieszańce".

Prof. Janczew ski opisuje trz y nowe gatu n -

j

ki azyatyckie: R. formosanurn, R. kialanum i R. P ran c h etii, oraz cztery mieszańce, z któ ry ch: R. fuscescens (bract. X nigrurn) dawniej uważał za odm ianę należącą do R.

bracteosum , trzy zaś inne: R. recens (holo- se ricenni X vulgare), R. Philippii (inte- grifolium X p u n o tatu m ) oraz R. urceola- tu m purpuroum (inultiflorum X petraeu m , generatio secunda) sam wyhodował. Jak o re zu ltaty ogólniejszo tej pracy p. J . przy­

tacza 1) że pyłek w R. Philippii je s t wy­

borny, co w m ieszańcach m iędzygatunko- w ych je st rzeczą zupełnie w yjątkow ą, 2 ) że gruczoły żółte na górnej stronie liścia R.

j

fuscescens, k tó rych niem a w rodzicach, sta­

nowią cochę an cestralną ujaw nioną w sk utek krzyżow ania i 3) że wśród drugiego poko­

lenia mieszańców R. petraeum z R. m ulti- florum lub z R. rub rum znajdują się okazy z kw iatam i tak ciemno - ozerwonemi jak w żadnej odmianie R. p etraeu m , z w y jąt­

kiem tylko okazów z gór W ogeskich, co również uważad nałoży za ujaw nienie się cechy ancestralnej.

Czł. M. R aciborski przedstaw ia rozpraw ę p. E . L ubicz - N iezabitow skiego p. t.: ,M a- te ry a ły do flory sosen Galicyi*.

P . L. - N. znalazł w Galioyi następująco

formy sosny zw ykłej i górskioj; P. silvestris

genuina piana C hrist, gibba C hrist oraz t y ­

pową ham ata S teven., dalej P . mon. unci-

n a ta ro stra ta castanea H a rt. P. u. ro tu n d ata

p yram id ata H art., gibba W illk., inughoides

Willk., P . m ughus ech inata W illk., wresz-

(12)

428 W SZEC H ŚW IA T ■N° 27

cie formę przejściow ą między P . pum ilio H anko a M ughus Scopoli, k tó rej jed n a od­

miana stanow i kosodrzew inę w T a tra c h , d ru ­ ga kosodrzew inę na Czarnej Horze. Dalej p. L .-N . przekonał się, żo na podstaw ie d łu ­ gości igieł, ilości rzędów szparek, oraz ilości przewodów żyw icznych w liściach, nie mo­

żna odróżnić na pew no poszczególnych form P. M ontana a zwłaszcza uncin ata. Przez te badania p. N iezabitow ski potw ierdził zdanie innych badaczów, że ilość przewodów żyw i­

cznych w igłach P. m ontana maleje w m ia­

rę posuw ania się na wschód, a wreszcie, że P. ech in ata zbliża się bardziej budową a n a ­ tom iczną igieł do m ughus Scop. niż do p u ­ milio Hii ike. F orm a podana przez d -ra H.

Zapałowicza jako odm iana borensis longifo- lia z P. uliginosa, na podstaw ie okazów nie ow ocujących, należy pod względem budow y j szyszek do u n c in a ta i tw orzy przejście od pyram id ata H a rtig do gibba W illk. W szyst-

j

kie formy krajow e różnią się od alpejskich delikatniejszą budow ą.

Czł. E . Janczew ski przedstaw ia rozpraw ę p. K. R o u p p erta p. t.: „R ew izya rodzaju S phaerosom a K lotzsch".

K orzystając ze znalezienia w Polsce dw u gatu n k ó w % rodzaju Sphaerosom a K lotzsch (Rhizinaceao, H ehellin eae, D iscom ycetes), p. R. dokonał krytyoznej rew izyi teg o ro ­ dzaju, opierając się n a m ateryale w łasnym , oraz zbiorach paryskich i berlińskich. W r e ­ zultacie ilość gatunków , przez rodzaj S phae­

rosom a ob jętych, re d u k u je się do 4.

1 ) Sph. ostiolatum (T ulasne 1851). P. R.

potw ierdził tu w yniki badań T ulasnea i u to ż­

sam ił z tym g atu n k iem opisane w 1885 ro ­ k u przez R. Hessego Sph. fragile, k tó re za­

licza do synonim iki.

2) Sph. fuscescens (K lotzsch 1839). P. R.

stw ierdził obecność trzo n a u owocni i sia t­

kow ate episporium ; kasuje nowy rodzaj i g a ­ tu n ek P . H enningsa (1903 r.) „R uhlandiella berolinensis“, utożsam iając go ze Sph. fu s­

cescens. S chroeter błędnie wziął okazy Sph.

ostiolatum za Sph. fuscescens.

3) Sph. echinulatu m (Seaver 1905 roku).

P . R. uzupełnia braki w opisach S e a re ra przez w ykazanie obeoności trzona, jam we­

w n ętrzn y ch owocni, i zw raca uw agę na ró ­ żnice ilościowe w poszczególnych w ym iarach owocni am erykań skich i europejskich, o ile pom iary Seavera można uw ażać za dokładne.

4) Sph. Janczew skianum , R o u p p e rt 1908.

P. R o u p p ert w ykrył t u kom órkę worko- rodną, k sz ta łtu nieco spłaszczonej kuli, 40—

56 jj . średnicy. Nie udało się zbadać jej rozwoju, gdyż grzyb nie dał się wyhodować w w aru n k ach sztucznych. G atu n ek te n s ta ­ nowi ogniwo przejściow e do owłosionych ta r ­ czek Pezizaceae.

U w zględniając obecność lub brak trzona

u owocni, p, R o u p p ert podaje klucz do g a ­ tunków , n a ch a rak terze zarodników oparty:

Sphaerosom a (Klotzsch).

Zarodniki b ru n a tn e bro- daw kow ate, owocnie

s i e d z ą c e ... 1 ostiolatum Zarodniki bezbarw ne s ia t­

kow ate, owocnie z trzo ­

nem,. ... 2 fuscescens Zarodniki bezbarw ne dłu-

gokolczaste, owocnie z

t r z o n e m ... 3 echinulatum Zarodniki bezbarw ne k ró t-

kokolczasto, owocnio

siedzące . . . . 4 Janczew skianum Czł. K. K ostanecki przedstaw ia rozpraw ę [). Bronisław a F ren k la p. t.: „O drogach m óżdżkow ych g ołębia“.

P. P . niszczył móżdżek gołębia i inne czę­

ści sy stem u nerwowego gołębia, ażeby zba­

dać połączenia móżdżkowe ptaków . Z ty c h doświadczeń uzyskał 40 seryj, barw ionych m etodą K larcliiego, zm odyfikowaną przez B uscha; w ykazały one następu jące połącze­

nia m óżdżku: 1 ) drogi doprowadzające: a) droga rdzeniowo-móźdżkowa, b) droga z j ą ­ der sznurów ty ln y ch , c) droga z ciałka dwo- jaczego; 2 ) drogi wewnątrzm óżdżkowe: a) w łókna kojarzące, b) włókna spoidłowe, c) w łókna z kory móżdżkowej do jąd er m óżdż­

kow ych i 3) drogi odprowadzające: a) d ro ­ ga tnóżdżkowo-opuszkowo-rdzeniowa, b) dro ­ ga móżdżkowa do pola słuchow ego, c) w łó­

kna łuk ow ate zew nętrzne, d) w łókna p rz e ­ biegające w obrębie fasciculus long. poste- rior, e) droga móżdżkowa do śródmóżdża i f) droga móżdżkowa do międzymóżdża.

Czł. J . Talko - H ryncew icz podaje treść swego dzieła p. t.: „L u dy Azyi środkowej.

(M ateryały do antropologii m ongolo-chałcha- sów% m ongoło-buryatów i tu n g u só w )“ .

P. T.-H . przedstaw ia rękopism o 640 str.

in 2°, z 2 mapam i rozsiedlenia ludów Azyi środkow ej przed pojawieniem się Czyngis- Chana w X III w. i w spółczesnych rodów b u ry a ck ich i tu n g u sk ich , z iicznemi foto­

grafiam i antropologicznych typów i czaszek.

Dzieło to je s t owocem w ieloletnich badań ludów , pośród k tó ry c h p. H ryncew icz za­

m ieszkiw ał i składa się z trzech zarysów:

1) H istoryczno-geograficznego, obejm ującego w krót kości wiadomości geograficzne, klim a­

tyczn e, przedh isto ry czne na zasadzie bada­

nych przez au to ra naszego kurhanów i mo­

gił, oraz wiadomości historyczne; 2) E tn o ­ graficznego, przedstaw iającego opis wierzeń ty c h ludów, ich zwyczajów, obyczajów, sposo­

b u życia, sta n u ekonom icznego i u stro ju społecznego i 3) antropologicznego, b ędące­

go ja k b y w stępem do badań fizycznej budo ­ wy, zaw ierającego opis typów , fizyologicz*

nych i patologicznych cech b adanych lu ­

(13)

JMś 21 W SZEC H ŚW IA T 429

dów. P . T. - H. poświęcił 448 str. głównej treści dzieła szczegółowemu opisowi badań antropologicznych, ta k żyw ych ludzi, jak czaszek szkieletow ych. W iększą część zaj­

m ują tablice pom iarów i ich stosunków , z przytoozeniem obszernego zarysu lite ra ­ tu ry . Ogólna liczba zbadanych przez p.

T.-H. ludzi była 639, a w tej liozbie 36 mongoło-chałchasów, 560 m ongoło-buryatów i 43 tungusów . Każdy zbadany osobnik podlegał ścisłem u opisowi i na każdym zro ­ biono 55 pom iarów. P. H ryncew icz zbadał czaszek szkieletow ych 68 , w tej liczbie 20 b u ry a ck ich i 48 m ongolskich i ich m etysów z chińczykam i.

Czł. M. P . R udzki przedstaw ia rozpraw ę p. Ja n a K rassowskiego p. t.: „Zastosowanie m etody S h u ste ra do zagadnienia zmienności szerokości geograficznej

P . K. stosuje m etodę, w skazaną przez A.

S h u stera w T errestrial M agnetism vol. III 1898 r., do m ateryałów ogłoszonych przez

„C entral B ureau der internationalen E rd - m essung", M 8 , 13, mianowicie „R esultate des internationalen B reitendienstes Bd I, 11“ , oraz „P royisorische R esult. des intern. B rei­

tendienstes A. J\? 4121, 4187“, czyli cały m ateryał, jak i był ogłoszony od początk u m aja 1908 r., dotyczący międzynarodowej służby szerokości. R ezu ltaty , k tó re p. K.

otrzym ał, są następujące: 1) B rak okresu ściśle rocznego, natom iast w yraźne je st ist­

nienie okresu cokolwiek dłuższego niż rok (392d ,375) jednakow ego dla obu spółrzęd- nycli x i y ru c h u bieguna. 2) N adto w y­

raźny okres, w przybliżeniu odpowiadający okresowi C handlera, mianowicie dla spół- rzędnej x — 4 l9 d ,7 5 0 , dla y — 410d ,625.

(K ostinskij dla tego okresu z innego m ate- ry a łu i stosując odm ienną metodę, otrzym ał 411d ,5). P . K. nie przypisuje realnego zna­

czenia rezultatom otrzym anym . W ydaje się nader mało prawdopodobnem współistnienie ta k bliskich dw u okresów —zwłaszcza, że 1 okres (nie Chandlerow ski), nie odpowiada działaniu rocznem u czynników m eteorolo­

gicznych. Praw dopodobnie więc ru c h bie­

guna nie je st ruchem peryodycznym , ale os­

cylacyjnym zanikającym , podobnie ja k to wskazał p. B rillouin (w C. R. 143 str. 437), bo tylko w tej hypotezie ^możemy objaśnić współistnienie tak bliskich peryodów. W o­

bec ta k bliskich peryodów bowiem am p litu ­ da zmian geograficznych szerokości musi z czasem zm niejszać się lub zwiększać, w po­

dobny sposób ja k w ak u sty ce w zjaw iskach dudnienia.

Czł. M. P. R udzki zdaje spraw ę ze swego dzieła p. t.: „F izyka ziem i“ (z 4 tablicam i fototypicznem i i 59 rysunkam i w tekście;

w K rakow ie 1909 roku, nakładem Akademii Um iejętności).

Pierw sze trzy rozdziały tej książki zawie­

rają teoryę figury ziemi i rozkładu siły cięż­

kości n a jej powierzchni, następne trzy zaj­

m ują się fizyką ziemi rozważanej jako całość i odkształceniam i ziemi, dalsze (sześć) są po­

święcone fizyce wód, t. j. fizyce morza i wód lądowych, o statn ie (dwa) są poświęcone lo ­ dom, lodowcom i epoce lodowej. W arto oso­

bno zaznaczyć, że w rozdz. V III wyłożona je s t teorya fal H ehnholtza a w IX teorya

„seiches“ (drgań stojących) C hrystala. N a ­ tom iast w X -tym rozdziale, poświęconym przypływ om i odpływom, p. P.-R. zupełnie pom inął ta k zw aną staty cz n ą teo ry ę przy­

pływów. Uważając ją za błędną, zupełnie ją odrzuca i na jej miejsce podaje wykład harm onicznej analizy przypływ ów . P o d rę­

cznik jest przeznaczony dla uczniów szkół wyższych, odpowiada on poziomowi wiado­

mości ucznia drugiego roku m atem atyki, więc np. wym aga pewnej znajomości wyż­

szej analizy. Ale zakres koniecznych w ia­

domości jest bardzo skrom ny: w ystarcza zna­

jom ość elem entów ra c h u n k u różniczkowego i całkowego, albowiem p. P.-R . pospolicie wyprow adza wzory od początku, t. j. z ele­

m entarny ch założeń. Z resztą rozdziały V II, XI, X II i X III-ty nie zaw ierają żadnych m a­

tem atycznych teoryj, a rozdziały IV , Y'I i X IV zawierają tylk o bardzo proste wzory, P. P.-R . stosunkow o krótko tra k tu je w roz­

dziale IV -tym naukę o gęstości, te m p e ra tu ­ rze i wogóle fizycznych w łasnościach wnę­

trza ziemi. Nie chcąc przytaczać rzeczy niepew nych. m usiał znacznie ograniczyć swoje wywody, z n a tu ry rzeczy bowiem w y­

nika, że wiadomośoi o w n ętrzu ziemi są nie­

pewne.

Czł. E . Godlewski przedstaw ia rozpraw ę p. W. Staniszkisa p. t.: „P rzy czy nek do zna­

jom ości przem ian związków fosforowych w roślinach".

P . S. zajął się zbadaniem przem ian związ­

ków fosforowych podczas całego okresu we­

getacyjnego prosa. Próbki prosa brane były w odstępach mniej więcej tygodniow ych, po­

czynając od 15/YrI 06 do 2 0 /VIII; próbek ty c h wzięto 10. W ty ch różnych stadyach rozwoju oznaczano ilości P 2 0 5 ogólnego, P 2 0 3 m ineralnego, P 2 0 5 lecy ty n , P 2 Ofl fiti- ny, P 2 Or> związków białkow atych. Oprócz tego oznaczono we w szystkich stad yach N w szystkich związków organicznych i N biał­

kowy. R ezultaty otrzym ane są następujące:

1) U stosunkow anie między różnemi formami P 2 0 5 w ziarnie nie je st stałe i zależy praw ­ dopodobnie od zasobności gleby w kwas fo­

sforowy. 2) Kwas fosforowy je s t pobierany przez proso do końca w egetacyi. 3) P rze­

rób fosforanów na związki organiczne od­

byw a się energicznie dopiero po wykłosze-

niu. 4) Niem a ścisłego zw iązku między p ro­

Cytaty

Powiązane dokumenty

giczny zwykle polega albo na tem, że się zwierzę obserw uje w w arunkach o ile możności zbliżonych do jeg o normalnych warunków życia, a tylko wprowadza

łać rozwój normalny tych organów u ka- strata, jeżeli implantuje mu się gruczoły tej samej płci do worków limfatycznych, albo zastrzykuje kilka razy miazgę z

począł się bardzo ożywiony wzrost na wszystkich pączkach bocznych. Rozwój liści odbywał się bez przerwy przez całą zimę i dotąd okres spokoju nie

mórki rozrodcze; przekonał się on, jakie trudności trzeba przezwyciężyć, ażeby zrozumieć, w jaki sposób zmiany, zacho dzące w narządach pod działaniem wpły

ności do dalszego podziału jąder, które się raz podzieliły amitotycznie, podlegała licznym krytykom. Tak Ziegler i vom Rath twierdzą, że podział amitotyezny

wierzchniowego cieczy w temperaturach wrzenia, które nadają się do porównania ze. względu, że, jak wiadomo, są dla różnych cieozy tak zwanomi stanami

jąc, że się iszczą trzy prawa „zachowania", L ewis buduje nowy system at mechaniki, w którym ilością, ruchu byłby iloczyn mv, energią cynetyczną —

stego roztworu zależna jest przedewszyst- kiem od częstości mieszania, zachowtinie się roztworów z domieszką jest