..u m er 4 3 D nia 2 0 p a źd ziern ik a 1 9 1 3 . RMttW
KRAKÓW, ulica św. Tomasia
12.
T Y G O D N IK O B R A Z K O W Y N A N IE D Z IE L Ę KU P O U C Z E N IU I R O Z R Y W C E .
JS M ft. SYWDYKAT ROL.IMICZY
H g ein n a • k o n ic z y n , t r a w , buraków, roślin strączko- i la o iu lld , wych i warzywnych o gwarantowanej czysto
ści i sile kiełkowania.
||« u |n 7 U * tomasyna, superfosfaty, saletra chilijska, sól n a n U Ł y . potasowa, trainit k r a j o w y i stassfurcki, wa
pno azotowe.
M 9«7unu PnllliP7P* Wyłączna reprezentacya na Gali- ITIaaŁjllJ l UlllluŁC . Cy ę wszech światowo znanych siew-
ników „W e s t i u l i a“. (120)
Plnji, taj, kBltfwatorj, siewiiki, walce tle. etc,
ul. Kościuszki 1. 14.
Reprezentacya firmy D e e r i n g - C h i c a g o
B r o n y sprężynowe, talerzowe, K o sia r k i, Ż n i
w ia r k i, W ią z a ik i, G rab iark i, P r z e tr z ą sa c ie .
Wielki zapas części zapasowych.
Własne warsztaty reparacyjne.
N a c z y n i a i przybory m lec za rsk ie. Oferty i cenniki na każde żadanie darmo i opłatnie.
Węgiel kamienny z kopalń krajowych i zagranicznych.
K O K S o stra w sk l I górn ośląski.
T o w a rzy s tw o
tk a c zy Płótna czysto lniane
różnej szerokości, chusteczki, ręczniki, obrusy, ser
wety i t. d. poleca taniej niż wszędzie (194)
Towarzystwo tkaczy obok KrotnaKorczyna
Z a 6 Kor. beczułkę 5 kg. zn-.ikomitej
ł»«-y]M Lclący m a j
Z a 4 Kor. s k rz y n k ę 150 sztu k
k w a r g l i marki „B. R.“ duże Nr 4
wysyła za pobraniem:
Fabryczny skład serów: B r a c i R o l n l c k i c h , K r a k ó w , W i e l o p o l e 7 2 4 , (139) Cennik różnych serów darm o 1 opłatnie.
Kto chce u bezpieczyć
w sposób najbardziej odpowiedni mienie swoje od po- ła r u , pioruna e k sp lo zy i i t p., od k r a d z ie iy i ra bunku, — ziemiopłody od g r a d o b ic ia , — kto chce
, , 51
posażyć, zapewnić im wychowanie i wykształcenie i t. p.
n ie c h z w r ó c i s i ę o informacyę do któregokolwiek za
stępstwa najstarszej i największej instytucyi asekura
cyjnej polskiej (ni)
Towarzystwa wzajemnych ubezpieczeń w Krakowie.
Informacyi udzielają: Dyrekcya Towarzystwa w Krakowie, Reprezentacye we Lwowie, Czerniowcach i Bernie mor.
Sekcye w Rzeszowie, Przemyślu, Tarnopolu I Stanisławo
wie, oraz około 2.000 agencyi Towarzystwa w róinych miejscowościach Galicyi, Bukowiny, Śląska i Moraw.
O b r ą c z k i na n o g i dla d r o bi u .
Wielki w y b ó r, tak z me
talu jak i celluloidu, rozmaitej barwy i w y
konania.
Cena od 3 K. za 100 sztuk wzwyż.
Zbiorowe artykuły dla Hodowli drobiu.
W ielkie cenniki z przeszło 300 ilustracyami darmo. (24) J o h a n B a l d l S c h S r d i n g a m I n n ,
I. Ob. Oest. Specialgeschaft fur Gefliigelzucht.
v p r z y za k u p n ie p tó liho m M u d m b u w in ą * wyrobu swojskiego.
Cenniki i próbki na żądanie darmo / o(>faTnie w ysyła,
Pierwszorzędna T k a ln ia
l J ó z e fa U ó ia s z a
Pod op.Najśw.Rodziny w K o r c z y n i e
obok Krosna.
Prosim y najusilniej przy przesyłaniu prenum e' raty p i s a ć w y p s i n i e imię, nazwisko, miej''
sce zamieszkania i pocztę.
Największa w ygrana ewentualnie Milion M arek
Wygraną poręcza państw o.
W ia d o m o ś ć o s z c z ę ś c iu !
Zaproszenie do wzięcia udziału w szan sach w ygrane) poręczonej przez państwo Hamburg w ielkiej loteryi p ie
niężnej, w której musi być wygranych
13 milionów 731.000 Marek
Według nowe.j ustawy wysokiego rządu loterya ta przez znaczne powiększenie kapitału ulepszoną została, ponieważ przeciętnie każda wygrana około 40% od obecnej wartości podniesioną została, tak, że żadna loterya świata tak świe
tnej sposobności nie daje
Największa wygrana w najlepszym razie dotychczas wynosiła
M arek 60.000
a teraz do
jednego miliona M arek
podniesioną została. Ewentualne najwyższe wygrane, jukoteż premie i główne wygrane wynoszą, względnie:
M a r e k Marek 9 0 0 .0 0 0
„ § 9 0 .0 0 0
„ $ 8 0 .0 0 0 8 7 0 .0 0 0 8 0 0 .0 0 0 8 5 0 .0 0 0
„ 8 4 0 .0 0 0 8 3 0 .0 0 0 8 9 0 .0 0 0 8 1 0 .0 0 0
1,000.000
Marek 3 0 5 .0 0 0
„ 3 0 3 .0 0 0 3 0 3 .0 0 0
„ 3 0 1 .0 0 0 3 0 0 .0 0 0 3 0 0 .0 0 0 100.000
9 0 .0 0 0
8 0 .0 0 0 7 0 .0 0 0
W !
Oprócz tego jest wiele wygranych na 60.000, 50.000, 40.000, 80.000, 20.000, 10.000 marek i t. d. do wylosowania.
W całości składa się loterya z 100.000 losów, z których 56.020 numerów, a więc więcej niż połowa w ciągu 7 cią
gnień wylosować musi.
Urzędowa cena losu w 1-szym ciągnieniu wynosi za:
Urzędowy opatrzony pieczęcią państwową plan lospwania, w którym jest załącznik na następne ciągnienia, jakoteż dokła
dny wykaz wygranych, posyłam na żądanie darmo i opłatnie.
Każdy uczestuik otrzymuje urzędową listę ciągnienia za
raz po odbytem ciągnieniu.
Wygrana będzie pod gwarancyą państwa akuratnie wy
płaconą. O zlecenia upraszu zaruz najdalej do 31 października.
S A M U E L H E C K S C H E R senr. Bankgeschafł HAMBURG N. 990.
... Tutaj oddzielić ... ...;...—
Zamówionie listowne do W. Pana Samuela Heckschera senr.
Bankgeschiift Hamburg No 990.
Proszę mi posłać
cały los na pół losu „ ćwierć losu
M. 1 0 -
„ 5 -_
* 2-50
K. 1 2 -
. « •- . 3—
Adres
{ P ro m przyjąć w załączeniu_______
1 'ln .z ę lirz y jy : przu k a z e in po czto w y m P ro ss ę p rzy jąć za zalicz k ą
Niepotrzebna wykreślił'
99Potok" D o m k o m i s o w y
dla Rolnictwa handlu i Przemysłu pod kierow nictw em
KAROLA JORDANA
w Krakowie, przy ul. Dunajewskiego 1.2.
Wykonuje wszelkie transakeye wchodzące w zakres roln (komis, sprzedaż maszyn roln., nawozów sztuczn., nasion, oraz majętn.
ziemsk. i realności miejsk ).
Przyjmuje zastępstwa firm kraj. i zagrań, wszelkiego zakresu, jakoteż Tow. Ubezp. pod bardzo korzystnemi warunkami.
Lokuje kapitały na wszelkich nieruchom., dopomaga w zawią
zywaniu Spółek rolniczych, handl. i przemysłowych.
Udziela informacyi co do wszelkich posad, ułatwia dostarcza
nie robotników rolnych i fabrycznych.
Informuje o zawodach, osobach i firmach odnośnie do roln.
handlu i przem. — Koresp. we wszystkich językach. (288)
«,„.i iiiiiViSil --tłfTTT—tta
Biuro podróży
Kiego iwarzjswa a i p W K R A K O W IE .
ul. Radziwiłłowika L. 23, w demu własnym, Sprzedaje karty okrętowe I. 11. i 111. klasy i na międzypokład n rozmaltvch portów e u r o p e j s k i c h do wszystkich p o r t ó w
północnej i południowej
A M E R Y K I .
'łiuro podróży Polskiego Towarzystwa 'hmigracyjnego w Kra kowie ma z a s t ę p s t w o rozmaitych pierwszorzędnych kom
pani] okrętowych, pasażerowie więc mogą za pośrednictwem teeo biura wvblerać taką drogę do podróży morskiej, która w danej chwili jest rzeczywiście najtańszą lub najdogodniejszą.
Z biurem podróży P. T. E. połączona jest SDrzedaż biletów kolejowych na Koieje euron^skie i amerykańskie 1 kantor wy
miany pieniędzy zagranicznych. (117)
Polecajcie wszystkim emigrantom aby uda"
wali się do biura poaróiy P. T. E.
W K rak o w ie m ogą podróżni korzystać z w ygodnie urządzojie ,0 schroniska noclegow ego P olskiego T ow arzystw u E m igracyjnego su d ro b n ą o p łatą. N a dw orcu kolejow ym spo ty k a ich i o d prow adza
fnnkcyonaryusz P. T . E.
Wyroby skórzane, obuwia karpackie do gór.
Za d o b ro ć gw arantuje, brendzole m asty- kow e, ja k podeszw a. N r obuw ia o d 43 do 47. P a ra butów dla mężczyzn 20 kor., 22, 24, 26 do 30 koron. Dla dzieci szkolnych buciki N r od 22 do 26 k o ro n : 7, 8, 9. 10 i 12. D rugiej so rty dla mężczyzn, ż ó łta skóra 18 K o r., 20 K ., 22 K . i 24 K . T rzew iki męzkie, boksow e i zw ykłe N r od 3 1 do 36 k o ro n : u , ja , 1 4 , 1 8. T rzew iki dla mężczyzn N r 34 do 47 k o ro n : 14, 1 5, 16, 1 8 do ao. — Za d o b ro ć gw aran tu ję. J a k nie b ęd ą d o b ie, m o
żna mi zwrócić. K to zam aw ia b u ty albo trzew iki, to proszę przysłać cztery korony zad atk u , bo bez zadatku nie wysyłam.
R ó w n ież proszę o d o k ład n y ad res i num er
obuw ia i na przekazach zamawiać, aby nie tracić pieniędzy na m arki i listy.
Jan Sidyk, Strużyn w yin y, p. Roiniatów (Galicya).
Przy zamówieniach prosimy powoływać si? na ogłoszenia „Roli".
w
T Y G O D N I K O B R A Z K O W Y N I E P O L I T Y C Z N Y KU P O U C Z E N IU I K O Z K Y W C h .
Przedpłata: Rocznie w Austryi 4/50 kor., półrocznie 2*40 kor.; — do Niemiec 5 marek; — do Francyi 7 franków; — io Ameryki 1 dolary. — Ogłoszenia po 3o halerzy za wiersz jednoszpaltowy. — Numer pojedynczy 10 halerzy; do nabycia w księgarniach 1 na większych dworcach kolejowych. — Adres na listy do Redakcyi i Administracyi: Kraków, ulica Św. T o
masza L. 32. Listów nieopłaconych nie przyjmuje się. Godziny redakcyjne codziennie od godz. 3 do 6. Telefon nr. 50.
Niezadowolenie.
'ak wielu jest ludzi na świecie — nieszczęśli
wych, bo niezadowolonych z tego, co posia
dają — chociaż w rzeczywistości nie mają ża
dnego powodu do narzekania. Skarżyli się się wczoraj, przed rokiem, skarżą się dziś i jutro skarżyć się będą — słowem, ciągłe skargi stały się u nich drugą już naturą i pewnym rodza
jem przyjemności. Nie byłoby im dobrze, gdyby nie mieli powodu do wyrzekania na zawistne losy lub złość ludzką, i gdyby nie mogli ganić położenia, w jakiem się znajdują. Każdy z tych niezadowolo
nych pragnąłby być wszystkiem, ale nie tem czem jest.
A więc niezadowolony rolnik powiada, że niema to jak urzędnikowi: w cieple siedzi, co pierwszego pieniążki bierze i żyje sobie szczęśliwie. Lecz i ten urzędnik, któremu rolnik zazdrościł jest również ze swego losu niezadowolony, i nierzadko słyszy się wyrzekanie: — Ot, bieda! Człek pracuje, jak wół w zaduchu i ciasnocie, a chwili odpocznienia niema!
W dodatku jeszcze za pracę często przełożony zwy
myśla. Niema to jak rolnikowi: zapłaci podatki i jest panem całą gębą! I tak bez końca!...
Zdarza się nawet często, że ludzie unoszą się nad szczęściem tych dni minionych, które owego czasu za najgorsze uważali. S ą oni podobni do tych pożałowania godnych ludzi, którzy w pełni sił i zdro
wia uważają się za ciężko chorych.
Dorośli wspominają najchętniej szczęście prze
szłości i lata dziecięce, z rzewną radością. I chwalą tak bardzo to, co bezpowrotnie minęło, że obecne położenie wydaje im się nieznośnem. Zawsze porów nują to, co się dzieje, z tem, co się działo — przy
jaciół obecnych z przyjaciółmi dawniejszych lat i to, co było, stawiają zawsze o wiele wyżej od tego, co jest.
A jednak bywa często uporczywe ich zamiło
wanie do przeszłości złudzeniem. Z jakim zapałem chwalą lata młodości, nawet rozmaite wady i błędy przedstawiają w świetle jak najlepszem, każda za
bawka, każdy drobny wypadek nabiera niezmiernie ważnego znaczenia, a wszystko to istnieje po czę
ści w wyobraźni, która przeszłość dziwnym otacza urokiem !
Patrzmy na dzieci — czy życie ich jest dopra
wdy tak godnem radości? I one mają swoje radości wprawdzie, ale mają też i kłopoty, smutki i łzy — tak samo jak dorośli, lekkomyślność ich zaś, która każe im wnet o przykrościach zapominać, wiedzie ich też często dó nowego zmartwienia! Dzieci drżą ze strachu przed mającą ich spotkać karą i przed innemi troskami, z których dorośli śmieją się tylko.
Dzieci nie lubią swych lat dziecięcych — najwię- kszem ich życzeniem jest — być dorosłymi i nie
zależnymi.
Złudzenie więc bywa często przyczyną nieza
dowolenia.
A le już taka natura ludzka, że co minione to piękne, co bezpowrotne to szczęśliwe. T ak jest i dla
tego jest źle.
G dybyśm y sobie teraźniejszość przedstawili w mniej czarnych barwach, bylibyśm y temsamem 0 wiele szczęśliwsi.
Szczęśliwym więc jest ten, komu wyobraźnia przyszłość w różowych przedstawia kolorach. Na
dzieja opromienia nadchodzące dni i ukazuje w dali róże, których cierni dla zbytniej odległości jeszcze widzieć nie można. Lecz i ta nadzieja nie zawsze bywa spełnioną! Najlepiej brać każdy dzień tak, jak nam go B ó g daje — każdy dzień, każdy wiek i każdy stan ma swoje złe i dobre strony, swoje radości 1 smutki. Cieszyć się tem, co jest i nie zanadto tro
szczyć się o jutro, o którem nikt nic nie wie, co przyniesie!
»Nie troszczcie się o jutro, dosyć bowiem, że każdy dzień ma swoje troski*.
6 7 4 » R
*ffad jeziorem fopłem.
( P o w ie ś ć z przedhistoryczn ych cz a só w ).
VIII. Słudzy piekła.
Nietaktowne postąpienie Popiela względem mło
dego bohatera, który na wdzięczność i sławę u na
rodu zasłużył, oburzyły na nowo umysły rozjątrzo
nych książąt, a tu i owdzie dały się słyszeć głośne sarkania.
Gdy Miłosław, odurzony niespodziewanem ta- kiem przyjęciem, stał jeszcze przed królem w niepe
wności, co miał dalej czynić, przystąpił do niego Dobrogost, brat rodzony Helindy, rycerz pełen od
wagi i szlachetnej otwartości, i uchwyciwszy za rę kę młodego bohatera, spojrzawszy przytem pogar- dliwem okiem na wybladłego króla, rzekł mocnym głosem do M iłosława:
— Czegóż tu stoisz w skromnej postaci przed tym, który sam niedołężny, dzieł ryceskich szanować i nagradzać nie umie? Pójdź do stryjów i braci, któ
rzy cię kochają i szacują, jako prawego wnuka kró
lów Lecha i K ra k u sa — a pociągnąwszy go za sobą, zaprowadził na miejsce, gdzie czcigodny Leszek, oj ciec jego siedział: królowa zaś Gierda chciwemi oczyma ścigała mężną postać dzielnego bohatera, nie spuszczając ani na moment wzroku z jego pięknej i urodziwej twarzy. Uściskanie ojca, przywitanie stry
jów i przychylnych krewnych wróciły wesołość po
między grono biesiadujących. Częściej wznosiły się ze wszystkich stron puhary, witające przybyłego z kwawej wyprawy zwycięzcę; Rozmowa poufała i przyjacielska stała się głośniejszą i powszechniej
szą, sam tylko król siedział niespokojny na swem wyniosłem siedzeniu, popijając co moment z ogro
mnej czary likwor upajający i oglądając się często na drzwi przyboczne, jak gdyby na przyjście ł*:>goś oczekiwał; królowa zaś siedząc zamyślona, zdawała się niekiedy ciężkie wydawać westchnienia, jej twarz dawniej wyrażająca pogardę i dumę, zamieniła się w rysy nadobnej czułości, i jak gdyby nagle od
mieniona, zaczęła rozmawiać z blisko niej siedzącemi księżnemi łagodnie i przyjaźnie, jak nigdy dotąd nie było w jej zwyczaju.
Nagle otworzyły się znowu drzwi sali z okro
pnym łoskotem i dwóch mężów, ubranych w ciemne obszerne szaty, wbiegło pędem do zgromadzenia, a przyskoczywszy do siedzenia królewskiego, poczęli wrzeszczeć zsiniałemi od wściekłości u sty:
— Śpiesz się, królu Popielu! Powstań z twojego miejsca, gdyż siedzisz pomiędzy niezbożnymi. Weź miecz zemsty do rąk twoich, gdyż szkaradność bez
przykładna popełnioną została!
Ze zdumieniem patrzyli zaproszeni goście na te dwie obrzydłe postacie; jednak król, nie pokazując po sobie żadnego wrażenia, wlepił oczy w stojący przed sobą puhar i kiedy niekiedy tylko zdawał się przebijać wśród ciemnych rysów jego twarzy słaby i szyderczy uśmiech; królowa zaś G ierd a, jakby z głębokiego snu tem wpadnieniem przestraszona, podniósłszy się do połowy z swego siedzenia, i cała zbladła i drżąca zapytała:
— Cóż to jest? I cóż tu sprowadza kapłanów ciemnego bóstwa do przybytków uroczystej uczty przyjaciół?
— Biada! wieczna biada wyrodnemu pokole
niu ! — zawyli przeraźliwie słudzy piekła i śmier
ci. — Biada temu człowiekowi, który się odważył świętokradzką nogą przestąpić poświęcone progi straszliwego boga! Biada temu plemieniowi, które bogów nie szanuje! Czy to kiedy rzecz słyszana, aby
tuż przy stolicy króla podobna bezbożność wykona
na być miała? I tyż to prawnuku Krakusa, nie lę kasz się, aby się straszliwy gniew Nia przeciw tobie nie zapalił i nie wyniszczył tak nienawistnego ple
mienia, które mu powinnej czci nie oddaje?
Wtedy rzucił król Popiel wzrok przenikliwy na małżonkę swoją, chcąc jakoby wyczytać z jej oczów zdanie, podług którego mu w tym momencie działać należało, lecz ta, nie spojrzawszy nawet na niego, siedziała jak niema, zakrywszy oczy rękoma.
— Mówcie, czego tu chcecie i jakie jest wasze żądanie — odezwał się wojewoda Równin silnym i donośnym głosem. — Odkryjcie przed królem i zgromadzonymi tu książętami imię tego człowieka, przeciwko któremu macie zażalenie, ale nie mieszaj
cie spokoju naszego błędnemi przepowiedniami nie
szczęścia i przeraźliwym krzykiem waszym.
— Milcz! — wrzasnął jeden z tych obrzydłych sług piekła. — Milcz, zuchwały ojcze bezbożnego syna, gdyż wkrótce trafi cię mściwa ręka obrażone
go boga i wyniszczy dom twój cały!
W tym momencie porwał się król Popiel z miej
sca i rozdzierając na sobie szatę, zawołał:
— Bogowie nieśmiertelni niechaj to odwrócą, ażeby którykolwiek z pokolenia Lecha miał się od
ważyć na tak okropną zbrodnię,-iżbym kiedyś przymu
szony był zbroczyć mój miecz w własnej krwi mojej!
— Tej nocy — rzekł drugi z owych kapłanów — hufiec uzbrojonych żołnierzy rozłożył się przed św ią
tynią Piekłosa, w lesie leżącą, a dowódca ich zu
chwały odważył się przerwać obrzędy święte, tak, iż bożyszcze, zapalone gniewem przeciw bezbożni
kowi, i moce piekieł, ruszone z swych podziemnych leżysk, zagrzmiały straszliwie i pochłonęły posąg boga w przepaście bezdenne. Przelękli kapłani, bo jąc się gniewu obrażonego, uciekli ze świątyni, a tym
czasem ofiara, która cieniom świata podziemnego poświęcona była, uszła z pod miecza ofiarniczego!
— Ofiara uszła — zawołała Gierda cała prze
lękła i drżąca, lecz miarkując natychmiast swe nie
wczesne uniesienie, które ją zdradzało, zebrała wszy
stkie swe siły, udając spokój, lubo zmiana jej twarzy dosyć jawnie świadczyła o udręczeniu serca.
— Tak jest, ofiara uszła — zawołał kapłan wzmocnionym głosem — a obrażony bóg wymaga dziesięciokrotnej ofiary na przebłaganie swego gniewu.
— Zemsta! — odzywa się z wnętrzności zie
mi! — zemstę i my głosim y nad bezbożnym M iło
sławem, synem wojewody Równin.
Przestraszeni książęta odskoczyli od stołu, usły
szawszy imię Miłosława, którego kapłani swemu bó
stwu poświęcić chcieli, lecz Leszek, rzuciwszy wzrok na syna, który stał nieustraszony i niezmieszany i spojrzawszy -na króla niedołężnego, odezwał się do M iłosława:
— Broń się, synu, przeciw zarzutowi, gdyż prze
konany jestem, iż zdolny jesteś bez obcej pomocy sprawę twoją prowadzić, a nie spodziewam się, iżby król miał wydawać na ciebie wyrok, nie wysłucha
wszy wprzód usprawiedliwienia zaskarżonego.
— M y jesteśmy przy tobie — zawołał Dobro
gost — nie obawiaj się niczego. Wprawdzie, zdaje się, jak gdyby już twój wyrok był ogłoszony, jednak wiele jeszcze brakuje do jego wykonania!
— Mów więc, M iłosławie! — odezwał król P o piel tonem niepewnym i przerywanym — oczyść się, jeżeli możesz, z zaskarżenia, które przytomni tu ka
płani przeciw tobie czynią.
Natenczas, przystąpiwszy odważnym krokiem do króla, rzekł Miłosław bez obawy:
— K ró lu ! fałszem to jest, jakobym miał prze
stąpić progi świątyni nocnego boga, lub że święte 1 L A«___________________ Nr 43
» R O L A« 6 75
obrzędy przerwałem, obrzędy, których nie znam. P o wracając z krwawej wojny, wstąpiłem wprzód do Gniezna dla odwiedzenia matki chorobą złożonej i stamtąd, pjsłuszny na twoje wezwanie, udając się prosto do Kruszwicy, zbłądziwszy w gęstym lesie i oddalony od mego orszaku, znajdując się w owem miejscu, zatrąbiłem na moich towarzyszów, dając im znak, gdzie się znajduję, abym się z nimi mógł po
łączyć. Gdy na diny znak towarzysze moi przybyli i gdy już po krótkiej chwili wytchnienia, ruszyć mie
liśmy w dalszą drogę, otworzyły się nagle w tym momencie drzwi czarnego muru, a przez gęstwinę drzew widzieliśmy wybuchające stamtąd płomienie, w pośród których ukazał się posąg boga piekieł i ogromny huk podobny do grzmotu rozlegał się po lesie, a trzech mężów wybiegło z świątyni, uciekając przez ciernie i głogi — trzech mężów, mówię, kró
lu, z których jednego natychmiast poznałem. To jest wszystko, o czem wiem i co powiedzieć mogę. N i
gdy m się nie wdzierał do ciemnych obrzędów bo
żyszcza Nia, którego pokolenie Lecha nienawidzi.
Ofiary, poświęconej bóstwu śmierci, o której przy
tomni tu kapłani powiadają, ani widziałem, ani upro
wadziłem; bez wątpienia bowiem wciągnął ją za so
bą władca piekieł do bezdennych przepaści.
— W ięc nie widziałeś, powiadasz, i nie upro
wadziłeś z sobą poświęconej podziemnemu bóstwu ofiary? — zapytał Popiel.
— Raz już o tem powiedziałem — rzekł Miło
sław — a f?łowo moje jest słowem księcia!
— Jednak — rzekł dalej Popiel — podług wła
snego twojego zeznania, ty to byłeś, któryś się zu
chwale zbliżył do świątyni zagniewanego boga i obu dziłeś zemstę straszliwego Nia, a tak głow a twoja paść musi ofiarą, ażeby całe nasze pokolenie nie uszło sprawiedliwej kary i nie padło pod grotem mściwe
go władcy krajów podziemnych!
— Powoli, powoli mój k ró lu — zawołał Dobro- gost, kładąc rękę na rękojeści swego pałasza — zbyt skory bowiem jesteś do potępiania. Od które- goż to czasu zaprowadzony jest ten zwyczaj, aby zda
rzenie trafunkowe brać za umyślne przedsięwzięcie i od któregoż to czasu szalone wrzaski krwiożerczych służalców mordu większą mają mieć wartość, niżeli słowo wnuka potężnych w tym kraju królów? Masz- że władzę, królu, wydać wyrok samowolny na po
tomka Lecha i Krakusa, bez zezwolenia i zgody zgromadzonych tu książąt? Niechaj się nikt nie od
waży, komu jest życie mile, dotknąć się morderczą ręką tego szanownego bohatera, a kto między wami, wojewodowie i książęta, kto między wami jest mo
jej myśli, ten niechaj stanie ze mną w obronie Miło
sława.
Ijjw tymże momencie zabłysło w blasku pocho
dni ośmdziesiąt mieczów nad głow ą młodego ryce
rza, a całe pokolenie Lecha stanęło w obronie nie
winnie oskarżonego.
K ró l Popiel, zmieszany tym widokiem i pozba
wiony całej prawie swej przytomności, odwrócił twarz od swych stryjów i spojrzał na królowę, która po
gardzając niedołężnikiem, nie wartym najmniejszego szacunku, obróciwszy się do zgromadzenia, rzekła:
— Chwalebną jest rzeczą, szlachetni książęta, iż wam się ten wyrok nie podoba, który król zbyt porywczo wydał. Uspokójcie się wojewodowie! Nie tak prędko upada szlachetna głow a bohatera i nie tak łatwo przelać można krew mężnego rycerza.
A wy, wy ponurzy słudzy ciemnej świątyni — rze
kła dalej w tonie rozkazującym — ustąpcie natych
miast z tego miejsca i zagrzebcie się w sklepieniach czarnego mieszkania waszego, dokąd się żaden pro
mień słońca nie przeciska.
Ze zdumieniem spozierał na nią król Popiel, właśnie jak gdyby coś nadzwyczajnego z jej ust usły
szał, ale ta, nie zważając na niego i przerywając mo
wę kapłanom, którzy na usprawiedliwienie swego postępku coś powiedzieć chcieli, rzuciwszy im wzrok gniewliwy, zawołała silnym głosem :
— Precz stąd, słudzy nieszczęścia! Czy tak sza
nujecie obrządki bogów? Precz stąd! Rozkazuję wam, ja, która więcej jestem, niżeli wy tu i tam, i która was natychmiast zniszczyć mogę, jeżeli jeszcze choć jeden moment dłużej stać tu będziecie!
Na te grzmiące słowa w ybiegli kapłani z sali, jak gdyby ich nieszczęście pędziło; król zaś na pół prawie martwy, przechylił się na wezgłowie siedze
nia swego i leżał bez najmniejszej przytomności.
— Włóżcie miecze wasze do pochew, stryjowie i książęta — rzekła Gierda z przyzwoitą powagą i wdzięcznem ułożeniem — ukryjcie oręże wasze, aby wschodzące słońce w chwili dnia uroczystego nie od
biło swej twarzy w morderczej zbroi. Jeżeli bóstwo mściwe piekieł wymaga nagrody za zbiegłą lub upro
wadzoną mu ofiarę, tedy znaleść się może ona gdzie
indziej, bez potrzeby poświęcenia jego zemście krwi tak mężnego i szlachetnego młodzieńca. Weźcie za puhary, wojewodowie i przyjacielele, i pozdrów
cie zbliżającą się uroczystość Dziedzilii, święto wszy
stko dobre tworzącej bogini, ażeby od tej chwili le
piej było niż dotąd i aby spokój zupełny powrócił, nim powtórnie noc ciemna ziemię osłoni.
Na to przyjazne wezwanie zabrzękły liczne dó koła puhary i książęta zdziwieni tak nagłą zmianą postępowania Gieędy, spełnili rzęsiste czasze, odda
lając się po jednemu z sali jadalnej.
Na dany znak przez królowę, przystąpili dwor scy słudzy i wynieśli upojonego, bez zmysłów leżą
cego Popiela do jego pokojów; gdy się zaś Miło
sław z kolei zbliżył do Gierdy dla złożenia jej usza- nowdnfa, przemówiła do niego cichemi lecz prędkie- mi słow y:
— Nim jutro orszak uroczysty wyruszy do gaju bogini miłości, przybądź do wieży nad jeziorem le
żącej, tam zastaniesz jedną z mych kobiet, która cię do mych pokojów przyprowadzi. Przyjdzież że mę
żny oblubieńcze maleńkiego dziecięcia? W iele mam z tobą do mówienia i bardzo ważnego, jednak nie zwłócz przybycia, jeżeli chcesz odwrócić nieszczęście od tych, którzy mnie i tobie są miłymi.
Z milczeniem wpatrywał się młodzieniec w ja sną i urodziwą twarz pięknej królowej. Zarumieni- wszy się, oddał jej pokłon głęboki i udał się powol
nym krokiem za ojcem swoim , który zatopiony w myślach i milczący, szedł przez obszerne podwoje zamku kruszwickiego, dążąc do wyznaczonych mu na spoczynek pokojów.
— W ie le — rzekł Leszek do syna swego, że
gnając się z nim — wiele się dzisiaj niepojętego w y
darzyło , jedno atoli nadewszystko mię zadziwia.
Zdaje się, że bogowie odmienili zupełnie umysł kró
lowej, oby za ich wolą wszystko na dobre obrócić się mogło. Jednak cokolwiek się stanie, nie zapomi
naj, mój kochany synu, iż jesteś wnukiem Lecha trze
ciego, pamiętaj o twojej siostrze, której los mnie i Knasławę, matkę twoją, mocno obchodzi. Nie wszy
stko jest tu tak, jak być powinno, i często ukrywa się złośliwa zbrodnia pod pozorem przyjemnego uśmiechu.
— Słyszę cię, mój ojcze — rzekł wzruszony n^odzieniec, i uściskawszy czule w smutnych myślach zatopionego wojewodę, poszedł udać się na spoczy
nek, którego jednak, przepędzając noc bezsenną, zna
leść nie mógł.
(Ciąg dalszy nastąpi).
676 »R O L A«
Z legend o niebie.
2. Niebieska potyczka.
Jeden z aniołów zapragnął być Bogiem...
Co za myśl szalona! Prawda, że Lucyper cie
szył się wielkimi względami u Pana B o g a : był naj
piękniejszym pomiędzy chórami duchów, a stanowi- wisko jego na dworze W ładcy należało do najza- szczytniejszych, mimo to był i pozostał zawsze tylko nędznem stworzeniem.
Lucyfer, — noszący światło — opromieniony blaskiem porannej jutrzenki, był zarazem jej sterni
kiem. On ją prowadził po niebie przed słońcem, któ re było w stanie swym, młodym, pierwotnym, iskrzą
cym żarem oślepić wzrok ludzi na ziemi, gdyby na
gle zabłysło na suficie niebieskim. Jutrzenka więc miała zwiastować wschód słońca i przygotować stwo
rzenia na jego pochód tryumfalny — Lucyper zaś oznaczał termin jej wyjścia i kierował jej drogę.
Zajęcia więc miał mało, niestety, wbezizynno ści przychodzą zwykle różne próżne myśli.
Lucyper myślał, marzył... A nieraz w tych ma
rzeniach tak się zagłębił, że drogę jutrzenki pomylił.
Do urzędu Lucypera należało również wyda
wać niższym duchom hasło do zapalania świateł na niebieskim firmamencie. I ten obowiązek, wskutek ciągłych rojeń b swojej wielkości, zbyvVał Lucyper nieopatrznie, dlatego to dzisiaj tak nieregularnie palą się lampki niebieskie. Trudno! nie było rozkazu!
więc aniołkowie zwlekali z oświeceniem, bojąc się narazić na gniew zajętego szefa.
Pan B óg nieraz upominał zarozumialca i pró
żniaka, by pilnował obowiązków i spełniał je nale
życie, lecz Lucyper, przyrzekłszy poprawę, wnet wpadał w dawne zamyślenie i psuł nadal ład Boży.
— Pewnego razu całe niebo zatonęło w mro
kach, jeno u wstępu do Bożych podwoi płonął wie
czny, siuramienny kandelabr, od którego aniołowie rozświecali niezliczone świeczniki stropu niebieskiego.
— Czemu dzisiaj tak ciemno dookoła? — py
tali zaniepokojeni mieszkańcy krain wiecznego szczę
ścia i tłumnie zbiegli się przed siedzibą Lucypera.
— Noszący światło — siedział tymczasem w gro
nie oddanych sobie duchów i płomienną wymową nakłaniał ich do wzięcia udziału w wyłuszczonych przez siebie planach...
— Jeżeli okażemy się zgodni w naszych żąda
niach, musi Stwórca podzielić się z nami swą absolutną władzą! — zakończył Lucyper ożywioną dyskusyę.
Wtem Pan B óg przez herolda i wezwał go do siebie...
Lucyper z pośpiechem pożegnał towarzyszy, po
lecając im werbować dalszych zwolenników i n ie
chętnie podszedł do swego W ładcy i Pana, dookoła którego gromadziły się zastępy wiernych dworzan.
Po drodze, spostrzegłszy ciemności, które trwały z jego winy, dał Lucyper znak i wnet niebiosa roz
błysły milionem świateł — potem cisza złowroga za
legła wśród hufców skrzydlatych.
Moment oczekiwania, strasznej zgrozy, lęku...
— I cóż? — odezwał się Stwórca W szystko
wiedzący, kierując swoje pytanie w stronę Lucypera.
— »Nie będę służył — wstąpię na niebo — nad gwiazdy Boże wywyższę stolicę moją — usitdę na górze testamentu — wstąpię na wysokość obło
k ó w — będę podobny Najwyższemu« * ) — wypowie
dział buntownik jednym tchem swą groźbę i zamysły.
Na łomot jego głosu zachwiało się w posadach niebo z oburzenia, przybladły gwiazdy w swych bla-
•j Jez. 2, 1 0 ; Iz. 1 4 , 1 3, 1 4 .
skach, zbitem koliskiem zwarły się koło tronu B o żego Majestatu mnogie hufce anielskie, a na ich czoło wysunął się świetlisty Archanioł Michał i płomien
nym wzrokiem powiódł po wiernych szeregach.
Lecz i koło Lucypera zwiększa się orszak od- stępców, dezerterują na jego stronę zbuntowane dru żyny. Troją się kadry księcia czartowskiego, rośnie bezczelność, a z nią nadzieja zwycięstwa.
Na błądzące stworzenia patrzy z politowaniem Mocarz-Bóg...
W’ rogie szeregi dzieli mleczna droga gwiazd...
W tedy to — stała się wielka bitwa na niebie;
Michał i aniołowie jego walczyli ze smokiem i smok walczył i aniołowie jego. — (Obj. 12, 7).
Dziwna to bitwa!
Nie na miecze — bo to bitwa duchów!
Bój to umysłowy — walka przekonań — wy
kaz złości i przewrotności; a w ygrana: w zwycię- zkiem upokorzeniu Belzebuba!
Lucyper podnosi się przeciw Stwórcy — Michał staje w obronie czci Boga i karci zuchwalca za jego pyszne, potworne zamiary.
— Wstąpię na niebo, sam sobie je wezmę o własnych siłath, w zaborze prysną wasze marne wysiłki obrony — chełpi się książę dyabelski.
— O głupi! nie masz nieba bez miłości B o ga!
Boga miłować, to niebo — perswaduje mu Archanioł..
— Nie będę służył? — sroży się buntownik.
— Niech ci Pan rozkaże i butę twoją poła
mie — grozi podniecony uporem anielski dowódca.
— Wywyższę stolicę moją nad gwiazdy Boże — urąga szatański prowodyr.
— Jeżeli mocarna prawica mojego W ładcy nie zgniecie cię wprzódy na wieki — dorzucił Wódz Boży.
—- Będę podobny Najwyższemu — powtarza bezczelnie smok rozzuchwalony.
— Któż jak B ó g?! — uniósł się wtedy świętą gorliwością Archanioł Michał i skinął na swe pułki.
Nie ważyła się nawet szala zwycięstwa!
Boży generał wtrącił w przepaść strasznego smoka. Rów ny los spotkał jego czartowskie zastępy, rozgromione przez hufce archanielskie.
Odetchnęło niebo, oczyszczone z chwastu bun
towników, zwycięska armia wróciła z radością do niebieskich obozów. A Wszechmogący Władca, za wierność w swej służbie, tak tych rycerzy w dobrem utwierdził, że odtąd już nigdy z nich żaden nie bę
dzie mógł podnieść buntu i sprzeciwu przeciw swo
jemu Bogu i Panu. Szczęśliwość niebieska stała s i ę ich udziałem na wieki.
Tymczasem strąceni w piekło potępieńcy roz
poczęli swe katusze w ogniu i w żaju za straconemi rozkoszami nieba. Zawiedzeni w pysznych rachubach, po stracie Boga i niebieskich przybytków, usiłują nieraz do nich choć na chwilę się dostać, dlatego wy
nurzają się z czeluści podziemi i, niespostrzeżeni przez oko ludzkie, podkradają się w górne przestworza...
Gdy nieszczęśliwa tłuszcza, ziejąca żarem ognia piekielnego, wzniesie się w powietrze i zawieszona pod gwiazdami, czyha w tęsknocie i trwodze, by Stwórcę zobaczyć i choć dalekim widokiem swego niegdyś Ojca dolę swą osłodzić — na ziemi wtedy' nastają nieznośne upały od piekielnych głowni po tępieńców. Wówczas, po dokuczliwej spiekocie, sły szymy zwykle łomot po niebie, grzmią grzmoty, biją pioruny, przerzynają firmament niebieski groźne błyskawice — to Pan Bóg, nie chcąc trudzić anio
łów, potężną swą prawicą, rzucając pociski piorunów w piekielnych natrętów, którzy w lęku i przerażeniu dyszą na widnokręgu, strąca ich, jak człowiek iskrę z ubrania.
Ks. Paw eł Wieczorek.
£ ( ? f ? ) 'A t . (ś tfe l (Ś fć ’ (»jt§> («>fŚ) ( ś t f t (ś $ S ) ($ fe > < ś f ^ ś f s ) ś f b ( • ii? ) @ f © @ f ® ( ś f © ( ś f f t ś f i ? ' ( ^ * ) ś f e ) d i ? ®
/. v v V v y v v v v w V v V v v v v w v v v v v v v<i
?Jt? w "Jw-} ®ę?} "X*1 'T J ^ ^ *!£” ^ ^ł? ^ ^|? typ ć^> <s|9 typ @g> $Ąp g|s>
Nr 43 »R O L A«
Uczczenie ks. Józefa Poniatowskiego w Krakowie.
Stolica Piastów i J a giellonów godnie i ser
decznie uczciła pamięć tego bohatera, jednego z największych polskich wojowników, ostatniego prawdziwego króla pol
skiego, choć to był król z ducha, serca, charakte
ru, obowiązku i miłości Ojczyzny, a nie z dzier
żenia berła i korony. Już dnia 18, w sobotę, po po
łudniu zapanował uro
czysty nastrój w K rak o wie. Na ulicach powie
w ały setki chorągwi o barwach narodowych.
W ystaw y księgarń zapeł
nione były wydawnictwa
mi o księciu Józefie;
rozrzucono ulotne wyda
wnictwo: »Księciu Józe
fowi Poniatowskiemu w hołdzie »Straż P ol
ska*. Pociąg za pocią
giem przywoził uczestnir ków obchodu. Przybyła w sile około 300 ludzi drużyna podhalańska;
wkrótce rozsypała się po ulicach miasta. Dzielna zakopiańska młodzież zwracała na siebie uwagę.
Przybyła drużyna barto
szowa z powiatu bocheń
skiego w sile 100 ludzi, która podążyła zaraz na kwatery do Kobierzyna, na teren ćwiczeń. P rzy
byli wreszcie uczestnicy z powiatu tarnowskiego, z wielu miast kraju, ze Śląska i Poznańskiego.
Przybyło nadto bardzo wielu wybitnych osób z Poznańskiego, Śląska i Królestw a Polskiego, nadto delegacya lw ow
skiej R a d y miejskiej. — W sobotę w dwóch sa
lach: w Uniwersytecie i sali Starego Teatru od
były się uroczyste wie
czory, gdzie wybitni mówcy dali wyraz czci narodu dla pamięci księcia Józefa Poniatowskiego. — W niedzielę, po ćwiczeniach skautów, odbytych rano w okolicy Krakowa, na rozległych Błoniach kra
kowskich. przy uczestnictwie tysięcy publiczności i przybyłych gości, odbyła się Msza św. połowa, podczas której prześliczne, patryotyczne kazanie w y
głosił gwardyan OO. Reformatów, ks. Janicki. Na
stępnie rozwinął się imponujący rozmiarami pochód, który dążył z wieńcami przez główne ulice K rak o wa i R ynek przy dźwięku orkiestr na W awel, gdzie po szeregu przemówień w grobąch królewskich zło
żono wieńce na sarkofagu ks. Józefa Poniatowskie
go. W skład pochodu wchodzili między innymi kra
kusy na koniach w liczbie paruset, liczne oddziały strzelców w mundurach, skautów, drużyny Bartoszo
we, delegacye Stowarzyszeń i Związków, goście z W iel
kopolski i t. d. Pochód był wspaniały liczbą uczest
ników i poważnym nastrojem, jaki panował, gdy przeciągał ulicami miasta.
Uroczystości ks. Józefa, zakończone przedsta
wieniem sztuki z życia ks. Józefa, w teatrze miej skim, zostawiły u tysięcy uczestników niezatarte i głębokie wspomnienie.
678 » R O L A« Nr 43
Z W I E L K O P O L S K I .
Czy pamiętacie jeszcze naszego dawnego znajo
mego z nad Noteci, co to obok zajęć gospodarskich, artystą b ył szczerym, warsztat sobie zbudował rzeź
biarski i w drzewie i glinie oddawał myśli swoje, wybiegające od pługa ku Bogu i Ojczyźnie? Jan Bielicki z Kaźmierowa, w Poznańskiem, nie ustał w pracy; owszem wzmógł się na siłach i nieustannie drogi sobie szuka ów duch twórczy, który mieszka w nim.
Gospodarstwem koźmierowskiem podzielił się z rodziną, a część swą wziąwszy, nabył w innej stro
nie grunta i dworek, ażeby bratu własnemu chleba dać kawał, założył mleczarnię — i dorabiają się we dwóch na nowo.
I... dorobią się.
Jeno, że nie samym chlebem żyje człowiek. To też myśl Jana Bielickiego ciągle pracuje i wybiega w światy inne, próbując skrzydeł w różnych kierun
kach.
Redakcya »Roli« pochwalić się może rzeźbioną Matką Najświętszą jego pomysłu i roboty; niektóre pisma ludowe znają jego wiersze i historyjki rzeźbia
rza autora, który próbuje się również w układaniu pieśni — a nawet na polu nauki praktycznej zrobił dwa wynalazki, mogące znaleść zastosowanie i już opatentowane.
A le posłuchajmy jego samego.
Oto list, jaki odebrałem onegdaj, przepijany dosłownie, bez zmian, bez poprawek.
»Bardzo ucieszyła mnie odpowiedź łaskawa
»JW Pana. Ja nie myślałem nigdy pozostać wiecznie
»kaźmierowskim gospodarzem. Moim najbliższym
»pozostawiłem większą część gospodarstwa, i mogę
»trzymać 2 konie dalej, jak bywało. Co piszę, aby
»dowieść, że nie jestem samolubny. A by bratu, któ-
«ry jest mleczarzem, też dać chleb, kupiłem dwie
»morgi roli i staroświecki dwór, który sam wyre-
»staurowałem i zupełnie wewnątrz przerobiłem, i za-
»łożyliśmy mleczarnię. Ogród zasadziliśmy warzy-
»wem trochę po dworsku i nasza bieda dostała imię:
slustro całej wsi«. W ioska ma do mnie zaufanie,
»nauczyciel to najlepszy przyjaciel, dozór szkolny
»polecił mi reperacyę szkoły, którą z popisem wy-
»konałem. Ludziska w potrzebie przychodzą do mnie
»i staram się wpływać na wioskę, że już niejednego
»na lepsze się zmieniło.
»Wszystko się powodzi, tylko w domu smutno,
»bo żona chora na płuca — jako, że jest to u nich
»w familii. I dlatego nie mogę chwilowo do miasta
»wyruszyć, ani do was, do Krakowa, frunąć. Na te
»wynalazki, o których JW Panu pisałem, to agenci
»są bardzo łakomi, zasypali mnie listami, nawet z cu
dzych krajów, ale ja jestem ostrożny.
»Napisałem też opowieść pod tytułem: »Gdzie
»szczęście« i na tem tle, jak mogłem, osnułem przę
d z ę mych myśli, i posłałem na konkurs. I tak uczę
»się wciąż dalej a dalej, pomny na słowa poety:
»Jest w człowieku moc granitu, siła woli i potęga,
»Co duchowych wyżyn szczytu hardych pragnień skrzydłem sięga«.
Z serdecznem pozdrowieniem uniżony J . B ielicki.
A na zakończenie powiedzmy sobie : dałby Bóg, abyśmy tu, wśród nas, w Galicyi, dużo znaleźli po
dobnych dusz prostych, gorących serc i dzielnych rąk, abyśmy wszyscy umieli tak czuć, tak pisać, tak myśli swoje wyrażać, abyśmy ucząc się mozolnie wciąż dalej, dalej zaszli tam nareszcie, gdzie kończy się szarota dni teraźniejszych, a błyskają jutrzenko
we świty wolnej przyszłości.
N o w e k s i ą ż k i .
Lucyan Rydel. Katedra na W awelu, przewodnik ludowy. Kraków 19x3. Nakładem Gebethnera i Ski.
Utalentowany poeta w niewielkiej broszurce dał rzecz nadzwyczaj pożyteczną i piękną zarazem. Opro wadzając nas po katedrze i jej podziemiach, omawia wszystkie zabytki naszej przeszłości, tak drogie dla każdego Polaka, wplatając umiejętnie w opowiada
nie całe dzieje Polski. Zdaje się, że bez owego prze
wodnika zwiedzanie katedry wawelskiej jest niemo
żliwe. Zdaje się... ale to jest pewne, że każdy, choć
by nawet nie miał szczęścia zwiedzenia jej, broszurkę z prawdziwą przyjemnością i wielkim pożytkiem przeczyta, tembardziej, że jest napisana tak miłym, a zrozumiałym stylem, jakiego, niestety coraz mniej w literaturze polskiej. Żałować należy, że, jak zazna
czono na wstępie, książeczka owa wyszła tylko w 200 egzemplarzach. Należałoby ją wydać w w iel
kiej ilości i jak najbardziej rozpowszechnić.
Walery Przybórów ski. Pod Raszynem. Kraków 1913. Nakładem Gebethnera 1 Ski.
Celem uczczenia bohaterskiej rocznicy śmierci księcia Józefa Poniatowskiego, wydała ruchliwa księ
garnia powieść niedawno zmarłego autora pod po
wyższym tytułem. Są to właściwie przygody dziel
nego chłopca, który, podsłuchawszy rozmowę ofice
rów austryackich, dotyczącą ujęcia Poniatowskiego, postanawia go o ich zamiarach uwiadomić. Chłopiec, pomimo wielkich przeszkód, przedziera się do księ
cia; ale prawie równocześnie z nim wpadają i Au stryacy. Książę uprzedzony uchodzi z zasadzki, prze
rzynając się przez szeregi wrogów, zaś chłopiec, w y
czerpany uciążliwą podróżą, zasypia. Odnajdują go powracdjący Austryacy, lecz dzielny chłopiec ucho dzi ponownie. Błądząc po lesie, natrafia na obóz cyganów. Ci zamierzają za dobrą zapłatą wydać go Austryakom. Przy pomocy młodego cygana, Cyngi, uchodzi jednak i z ich rąk. Ścigany przez cyganów dostaje się między szeregi polskie, wyruszające do ataku na wroga pod Raszynem. Porwany w wir walki odznacza się w niej, za co zostaje przez księ
cia wynagrodzony krzyżem zasługi.
W powieści tej bardzo zajmujące są sceny z ko czowniczego życia cyganów. Szczególniej wzrusza opowiadanie młodego cygana Cyngi o tragicznej śmierci jego ojca, który, chociaż był cyganem, wal
czył dzielnie za sprawę Polski. Z opowiadania tego poznajemy również stosunki panujące wśród cyga
nów, ich wzajemne zawiści i spory.
Jó z e f W ładysław Kobylański. Ksiądz Mackiewicz.
K raków 19x3. Nakładem Tow. Szkoły I.ud.
Znany czytelnikom »Roli« przyjaciel i nasz współ
pracownik p. Józef Kobylański, napisał na konkurs T. S. L. piękną książeczkę o księdzu Mackiewiczu, za którą słusznie otrzymał zaszczytne odznaczenie.
Ładny styl, piękne opracowanie i wzniosła myśl po winny każdego zachęcić do zaznajomienia się z jej treścią. Młodemu autorowi życzyć tylko należy, aby dalej pracował w tym kierunku dla dobra społe
czeństwa.
Poradnika teatrów i chórów włościańskich w y sz e d ł Nr 10 i zawiera; Z. Mrozowieckiej: W dwieścietrzy- dziestą rocznicę odsieczy Wiednia, Dra A. Fischera:
Polskie widowiska ludowe, T. Szczerby: Komedyo- opery J. N. Kamińskiego a scena ludowa, St. Lama:
Dramat 1863 r. i Dra B. Orłowskiego: Molier na scenie włościańskiej. Oceny, sprawozdania, biblio
grafia i kronika zamykają numer.