• Nie Znaleziono Wyników

Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 9 (1914), nr 6 ( 7 lutego)

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Świat : pismo tygodniowe ilustrowane poświęcone życiu społecznemu, literaturze i sztuce. R. 9 (1914), nr 6 ( 7 lutego)"

Copied!
36
0
0

Pełen tekst

(1)

P I W A

Tuw. AKU.BROWflROW

HflBERBUSCHiSCi tu . L n o K tu .a -a z .1

P I W A

M a t a r

^ > fr& )i/ćfZ /iy jroóek Leczniczyprzy bólach

\Sgtocoy. neruobólcLch. rrugrenie..neura.lgu iZ-.

W y r a b ia W ARSZAW SKIE. TOW. A K C ..M O T O R ' cL )o Tx<xby-Csi,cu l o g U )jz.yo Ł fc c c /i cyDteKjcuLh. i jk±ixc>CLcJx o p te c z n y c /z .

G. A. MULLER W ARSZAW A, Aleja Jerozolim ska Ns 80

W ie lk i w y b ó r W A N IE N , u m y w a le k , z m y w ak ó w , a n g ie ls k ic h j ż e la z n o - la n y c h e m a lio w a n y c h P IE C Ó W k ą p ie lo w y c h , R U R i F A S O N Ó W k a n a ­ liz a c y jn y c h i w o d o c ią g o w y c h , o ra z A R M A T U R w s z e lk ie g o r o d z a ju .

R K rcR R R R R R R R K K R R R R R R R R R R R R rrR R R R R R R R R R R R R

Lampy Naftowo-żarowe

Fabryki: Kiston, Ideał, Washinton, Standard, Per-Se, Peimus

1 A K R Ó W N I E Ż 8435

£amny i latarnie spirytusowe, gazoiinowe

do oświotlania ulic, podwórzy i zabudowań folwarcznych, koś­

ciołów aptek sklepów, hoteli, restauracyi, cukierni i t. p. poleca Główny skład

powyższych

::: fabryk ::: „PROMIEŃ” Instalacye oświetleń i Biuro Techniczne

Pracownia współdzielcza

Ubiorów kobiecych

I D Z IE C IĘ C Y C H Krucza 19 m. 39. Tel. 168-00 przyjmuje zamówienia na roboty

hurtowe i detaliczne.

CENY UMIARKOWANE.

ROBOTA DOKŁADNA

łnż. Zygmunt Korycki, W arszaw a, Crębacka 2 T e l e f o n .V 1 3 -6 5 .

I L U S T R O W A N E C E N N I K I N A Ż Ą D A N I E B E Z P Ł A T N I E . Nabywający bezpośrednio w firmie „Promień" korzystają z ustępstwa od cen katalogowych.

KOWALSKIEGO

ś w ie tn y

na odciski.

O d rzu cać w sz ę d y lic h e im ita c y e.

LAVIOL

t lHU ^ l ) e G ErA f e

I J TAl^nf CHiąisYt

TEIN TU R E U E G E T A L E

F a r b a r o ś l i n n a d o w ło s ó w D -ra c h e m ik a J . T a r i n z P a r y ż a u z n a n a j e s t za n a jle p s z ą z i s t n i e j ą c y c h i n i e ­ s z k o d liw ą , po je d n o r a z o w y m u ż y c i u n a d a j e k o ­ lo r p ie rw o tn y m o m e n ta ln ie , c h c ą c s to p n io w o p rz y w ra c a ć s iw e w ło sy d o ic h p ie r w o tn e g o k o ­ l o r u . to n a jl e p s z a j e s t E a u V e g e t a l e , w oda r o ś l i n n a .

U W A G A . P r z y u ż y w a n iu T e i n t u r e V ć g ć - t a l e i E a u V ć g ć t a l p o le c a s ię m y c ie g ł »wy S z a m p o o i n g ’e m J . T a r i n a . B r y o l i n e n a le ż y u ż y w a ć p o u fa r b o w s n iu d la u t r w a l e n i a fa rb y , n a d a n i a p o ły s k u i z m ię k c z e n ia w ło s ó w . C rem S a n o d e r m a J . T a r i n a u d e l i k a t a i a s k ó rę , u s u ­ w a c z e rw o n o ś ć , p r y s z c z e i w ą g ry , B e l l o d o n t , p * s ta d o p ie ę g n o w a n ia z ę b ó w i ja m y u s tn e j Ż ą d a ć w s z ę d z i e . P r z e d s ta w ic ie l n a K ró le s tw a i C e s a rs tw o M. S Ł O M c Z E W S K I, C h m ie ln a Ni 30 w W a r s z a w ie , te l . 211 90. W K ra k o w ie : w p e r f u - m e ry i K . M ik la s z e w s k ie g o , p l. p o -D o m in ik a ń s k i

^ 8zy G a lie . Z o o lo g ic z n y Z a k ła d „ O R N IS M, z a ło ż o n y w r o k u 1897 w K r a ­ k o w i e . O d z n 20 m e d rz ą d , i w ię c e j ja k 30 0 1-szem i n a g r.

W ł. firm y: A. M u s io łe k . S k le p : K raków , Sław kow ska 3 (H o tel Saski) H o d o w la i M enażer^ a: D ę b n ik i, w illa w ła sn a d la P.

T . P u b l. o tw a rta . Z a k ła d p o le c a po n a jt. c e n a c h r ó ż n e r a ­ so w e p s y od n a jm n ie js z y c h k a rlik ó w d o n a jw ię k sz y c h o lb rz y m ó w . R aso w y d r ó b , ja j a d o w y lę g u . H a rc , k a n a r k i t u r k o t y , k o lib r y , g a d . p a p u g i, k la tk i, ż y w n o ść i t. d. W y ­ p y c h a ta n io p ta k i i z w i e r z ę t a . I l l u a t r . c e n n i k i za n a d e s ł 5 k o p . m a rk i. N a jw ię k s z y i j e d y n y z a w o d o w y p o ls k i

z a k ła d te g o ro d z a ju w c ały m k r a j u .

Dla dzieci, matek, rekonwa­

lescentów, osób nerwowych i starców. Fosmoza zapew- niaprawidłowy rozwój krwi, kości i mięśni. Niezbędny pokarm dla dzieci w okresie ząbkowania i rośnięcia.

L iczn e o p in je P . p. L ek arzy i O rd y n a to ró w s z p ita li d o łą ­ cza s ię do k a ż d e g o p u d ełk a

D o sta ć w s z ę d z ie .

= C e n a p u d e l k a 1 r b .

MESDLAMENT SPIESS (Unguentum mesotani cum

mentholo).

Leczy podagrę, reumatyzm, newralgję.

Niezawodny środek zewnętrzny przeciw wszel­

kim dolegliwościom pochodzenia artrytycznego.

Warszawskie Towarzystwo Akcyjne Handlu Towarami Aptecznymi

D A W N I E J 9063

„Zje0n. Aptekarze” i „£uDwtk Spicss i Syn” .

Dostać można we w szystkich aptekach.

^iat .\ó g z (jnja y Lutego 1914 roku

(2)

• 7 ^ 4 - * N 3 W fl U N <

£ ń S » S S - s " - ? y ® > 3

“ 2 .2 -“

2 3 B k.

o-“ » 2 S § «r°-

•o<2 u 4):r*x>

° * g fi 2 a m o J?—1— *•

4, .3 >>2 U u .g ~ kB S 3 o >>2 £

■23 S M too « rv O

£■ “ « 3

- • « •*

2 3 fl « U44 a B O B « rt

N A R A T Y I Z A G O T Ó W K Ę .

= O d d a w n a e g z y s t u j ą c y =

A. DUSZKĘ

Magazyn Jubilersko-Zegarmistrzowski

M A R S Z A Ł K O W S K A .Y» 1 0 2 . T E L E F O N 1 0 5 - 3 9 . p o le c a w ie l k i w j b ó r z e g a r k ó w , o r a z n o t ń u /l/A i n a r a t u l w y r o b ó w z ł o t y c h i b r y la n t w y c h y " *U W Ky I II d i d L j . Uwaga! Kupuję złoto, srebro, brylanty i kwity lombardowe i płacę dobre ceny.

>>£•0

4*.St « N fe o 4Z

2 5.8 a

Z o .u

2 ►>

D-RA W. KNOFFA i D-RA ST. KOPCIŃSKIEGO.

O t w a r t e c a ł y r o k . O p i e k a 3 - c h l e k a r z y . C h o r o b y p r z e m ia n y m a te r y i (a r tr e ty z m , a n e m ia , o t y ł o ś ć i t. d .) , w e w n ę t r z n e , n e r w o w e . R e k o n w a le ­ s c e n c i, w y c z e r p a n i . P s y c h o t e r a p ia . E l e k t r o l e c z n i c t w o W o d o le c z n ic t w o . R o z r y w k i s p o r t o w e (ja z d a k o n n o , p r a c a f iz y c z n a i t. d .) . G m ach s k a n a l i­

z o w a n y , o ś w i e t l o n y e l e k t r y c z n o ś c ią . P a r k . L a s . T e l e f o n P r u s z k ó w —K o ­ m o r ó w . T e l e g r a f i p o c z ta P r u s z k ó w . C h o r z y u m y s ł o w o n ie są p r z y j m o ­

w a n i. P o b y t w r a z z o p ie k ą le k a r s k ą o d 3 r u b . d z ie n n ie .

N O W O Ś Ć ! N O W O Ś Ć ! N O W O Ś Ć !

N A K Ł A D E M T Y G O D N IK A „ N A S Z D O M ”

f j o d o w i a n e

WZOROWE POMIESZCZENIA I GOSPODARSTWA DROBIOWE.

Pam iętnik z ll-ej w a rs z a w s k ie j w y sta w y drobiu.

CENA 5 0 ROP.

Do n a b y c ia w e w s z y s tk ic h k s ię g a rn ia c h . N a d s y ła ją c y należność w p ro s t do a dm in istracyi „N aszego Domu” (ul Zgoda Ne 1) nie ponoszą kosztów przesyłki.

0 C

o

t oM4

<3_>

E—<

0 3

*

"CZ2

«/»

C J

» sa

* *

Varsovie/Iutomobile

WARSZAWA, ulica KOPERNIKA JYt 4/6.

T e le f o n 8 5 - 3 3 i 5 1 -0 7 .

W yłączne p rze d s ta w ic ie ls tw o na K rólestw o i Litw ę firm sam ochodow ych:

DELAUNAY-BELLEVILLE, MINERWA, LORRAINE-DIETRICH,

OVERLAND, SAURER.

Instalacye firm y

„ V A R S O V I E * A U T O M O B I L E ”

obejm ują:

Warsztaty reperacyjne, fabryką karoseryi i garaże

z zam kniętym i boksami.

S P R Z E D A Ż W S Z E L K IC H A K C E S O R Y I.

-

H u r to w y i d e t a lic z n y s k ła d p a p ie r u

„W ŁADYSŁAW B E D N A W 5K I”

89H W ła ś c ic ie l A . S Z T U R M .

W a r s z a w a , M io d o w a JVa 2 . T e le f o n 72.

p o le c a : M a t e r y a ły p iś m ie n n e i r y s u n k o w e . K s i ę g i b u c h a l t e r y j n e , R e j e ­ s t r u g o s p o d a r c z e , D r u k i w s z e l k i e g o r o d z a j u . A lb u m y do fo to g rafji,

d o k a r t p o c z t o w y c h . O bstalunki z p row incyi załatwia s ię odw rotną p o cztą

Am atorom w ytw o rn ych zapachów polecam y wodę kw iatow ą z p o rtre te m M I C K I E W I C Z A SZLACHETNY, SUBTELNY I TRWAŁY ZAPACH

D ostaw cy Dworu J. C. M. 5076

, TW BKOCAKP CLe

Kupuję Brylanty kwity lói»b«r«l-

H EN R YK JU W ILER

N o w y - Ś w i a t 5 9 . — I - s z e p i ę t r o . S p r z e d a j ą b iż u t e r y ę i s r e b r a o k aryJ'

» i e . K o n t e s t u j ę s ię m a ły m zyski*:®1' b o w m ie s s k a a iu , t e l . 55-38

T A R T A K I

(G A T R Y ) A l A S Z Y N V s t o l a r s k ie K r a j o w y s o lid n y w y r ó b . W y s y łk a

n ie z w ło c z n a -

Tow .A kc.„PO R ĘB A ",

pocz. P o rę b a «ie- mi P .o trk o w .k ie l

; Biuro Warszawskiej

* u l. W i e l k a J 6 * 1'

(3)

P R E N U M E R A T A : w W a r s z a w i e k w a rta ln ie Rb. 2. P ó łro c z n ie Rb. 4. R o c z n ie Rb. 8. W K r ó l e s t w i e i C e s a r s t w i e : K w a rta ln ie Rb. 2 .2 5 . P ó łro c z n ie Rb.

4 .5 0 R o c z n ie Rb. 9. Z a g r a n i c a : K w a rta ln ie Rb. 3. P ó łro c z n ie Rb. 6. R o czn ie Rb. 12. M i e s i ę c z n i e : w W a rs z a w ie , K ró le s tw ie i C e s a r s tw ie k o p . 75, w A us- t r y i: K w a rta ln ie 6 K o r. P ó łro c z n ie 12 K or. R o c z n ie 24 K o r. Na p rz e s y łk ę „A lb - S z t. " d o łą c z a s ię 5 0 hal. N um er 50 h al A d r e s : „ Ś W IA T ” K ra k ó w , u lic a D u ­ n a je w s k ie g o N2 1- C E N A O G Ł O S Z E Ń : W ie rs z n o n p a re lo w y lub Jego m ie is c e na 1-ej s tro n ie p rz y te k ś c ie lub w t e k ś c ie Rb. 1, na 1-ej s tro n ie o k ła d k i ko p. 60.

Na 2-e) i 4 -e | s tro n ie o k ła d k i o ra z p rz e d te k s te m ko p. 3 0. 3 -c ia s tro n a o k ła d k i i o g ło s z e n ia z w y k łe k o p . 25. Za te k s te m na b ia łe l s tro n ie k o p . 30 K ro n ik a t o ­ w a rz y s k a , N e k ro lo g i i N a d e s ła n e ko p. 75 za w ie rs z n o n p a re lo w y . M a rg in e s y : na I-e j s tro n ie 10 rb , p rz y n a d e s ła n y c h 8 rb ., na o s ta tn ie ) 7 r b w e w n ą trz 6 rb . A r ty k u ły re k la m o w e z fo to g r a fia m i 1 s tro n a rb . 175. Z a łą c z n ik i p o 10 rb .

o d ty s ią c a .

A d res R edakcyi i A d m in istra cyi: W A R S ZA W A , Z go da Na 1.

T e l e f o n y : R e d a k c y i 73-12. R e d a k to ra 6 8-75 . A d m in is tr a c y i 7 3-22 i 80-76.

D ru k a rn i 7 -3 6. F IL IA w Ł O O Z I. u lic a P io tr k o w s k a Nfl 81. Z a o d n o s z e n ie do d om u d o p ła c a s ię 10 k o p . k w a rta ln ie .

£7

Rok IX. Ne 6 z dnia 7 lutego 1914 r.

NATURALNA WODA PRZECZYSZCZAJĄCA

l A P E K T Ą j

d z ia ła łagodnie i pewnie.

£eatr Nowoczesny

róg jasnej i siennej.

Przedstawienie o godz. 6‘/ „ 8'/4 i 10.

Ceny miejsc od 40 kop. do 1.50 kop.

W Y T W O R N Y P B N S Y O N A T

T)rowe[ 2. Woyciechowskiej.

F o k s a l *V> 17. T e l . 2 3 0 - 9 6 . C e n y z w y k ł e .

M o t a ł R H Y A I ww a r s z a w ie.

n o w i n m w n r e it io n : b-oi, 1-21.

W fn d n E l* k » r s r e r » « ł^ K ą p ie le

--- >

„Liąueur

C harm ante”

W Y T W O R N Y W S M A K U

« Ż ą d a ć w s z ę d z i e . -

Francuski* To#. Udezpiaczeń na życie

„UUKBAINE”

U lg i na w y p a d e k n iezd . do pracy F ilja dla K r ó l. P o l. Marszałk. 138 857 O d d z ia ł m ie js k i Aleja Jerozolimska 21

BANKOWY felicyan Sokołowski

Warszawa. Krakowskle-Przedmleścle 5.

ŁUT

SZCZĘŚCIA

POWIEŚĆ C en a rb. 1.20.

Ż ą d a ć we w szystkich księ­

g a rn ia ch .

REKTYFIKACYA WARSZAWSKA

wyborową „SIWUCHĘ.|

Wydawcy: Akc. Tow. Wydawnicze „ŚWIAT” . Redaktor: Stefan Krzywoszewski Warszawa, ulica 2goda N° 1 róg Chmielnej.

R e d a k to r o d p o w ie d z ia ln y na G alicyę: A n to n i C h o ło n iew sk i, K raków , D u n ajew sk ieg o X; 1.

Od administracyi.

Z powodu napływu w ielkiej liczby nowych prenum eratorów , pierwsze N° „Ś w ia ta ” są wyczerpane.

N ow oprzybyw ający prenu m eratorow ie je dnakże otrzym ają na żądanie początek drukujących się p o w ie ś c i: „P ie n ią d z ” , A ndrzeja Struga i „D a n a od B o g a ” Hall C a in e ’a.

Szatan na wysłudze.

Ile razy opinia reakcyjna stwier­

dza, że się fałszuje wolę ludu, że pewne buntownicze postulaty nie są jej prawdziwym wyrazem, lecz tylko podszeptem natrętnych agitatorów, że mcmoryały „tak zwanych11 przy­

wódców ludu, opatrzone tysiącami podpisów, że uchwały wiecowe, to tylko kotłowanie na powierzchni, za­

mąconej farbującym kaduceuszem, lecz prawdziwa głębia tej toni jest inną, zupełnie inną, — tyle razy przy­

chodzi mi na myśl rzecz następująca:

W jakiż inny sposób może być zbiorowa myśl i wola ludu na jaw wydobyta, jeżeli nie przez agitacye?

Agitacya jest odczynnikiem, jest pró­

bą zbadania, jakie chemiczne prze­

miany i skupienia dokonały się po­

woli i nierozgłośnie wśród atomów tej tajemniczej istoty, zwanej „du­

szą ludu11. której nikt nie zna i na którą się dlatego wszyscy powołują.

Agitacya pyta niejako: czy ta we­

wnętrzna cwolucya posunęła się już tak daleko, aby to a to przyjąć? Agi­

tacya sama przez się nie może na­

rzucić ludowi tego, czego on napra­

wdę nie chcc. Tylko przez agitacye można np. wydobyć od indu galicyj­

skiego opinie za powszeebnem pra­

wem głosowania, ale nie możnaby go zaagitować np. za komunizmem gruntów lub za prawem rozwodu,

«

Agitacya przedkłada tylko pytanie do aprobaty, organizuje w odpo­

wiedź to. co jest już poteneyalnie gotowe, ośmiela, przynagla, ale nie tworzy. Skargi na agitacye wypły­

wają więc zawsze tylko z perfidnej zazdrości tych, co do ludu zejść nie clicą. Prawda, że za pomocą agita- eyi można z tego samego ludu wyci­

snąć decyzye niższego gatunku, na:

wet zbrodnicze, które w nim drze­

mią, tak. jak w jednostce, ale bez a- gitaeyi obejść się niepodobna.

To zapatrywanie moje przedsta­

wiłem raz pewnemu wybitnemu po­

litykowi konserwatywnemu i uzy­

skałem jego poklask. Tu jednak nie chodzi mi o stronę polityczną powy­

żej opisanego procesu, o większą lub mniejszą słuszność postulatów lu­

du, — jedynie o pośredni i jakby nieosobisty sposób wyrażania się jego woli, sposób, który uietylko nie odbiera jej charakteru nadprzyrodzo­

nego czynnika, lecz owszem, nawet go podkreśla wtedy, gdy objawy tej woli przygodnym akuszerom niespo­

dzianie w yrastają ponad pożądaną miarę. Z analogicznemi zjawiskami można się spotkać na wielu polach ży­

cia: wszystkie one ilustrują w licz­

nych waryantacb i przekrojach ta­

jemnicze, ponad-Iudzkie rachuby i działanie tej siły, która sie nazywa I

(4)

popularnie prawdą, sprawiedliwością czv postępem.

Między dwoma ludźmi lub dwo­

ma obozami np. wre zacięta dysku- sya, z jednej i z drugiej strony pa­

dają argumenty i kontrargumenty, wkońcu nawet obelgi, dyskusya się urywa i banalni mędrcy mówią wte­

dy, że wszelka dyskusya jest jałowa.

Lecz oto ziarno wątpliwości, zasia­

ne przez jedną stronę, kiełkuje w duszy przeciwnika, rewiduje on swoi pogląd nieświadomą pracą ducho­

wą i gdy ucichną ambicye, gdy zmie-

• nią się stronnicze interesy, gdy w zapomnienie poszły owe walki i pyrr- husowe zwycięstwa, bo natomiast już nowe, dalsze walki się wyłoni­

ły. — przy nadarzonej sposobności okazuje się, że nrawda. przedtem już zwalczona, załatwiona i wyśmiana nawet, stała sic tymczasem własno­

ścią ogólną, czemś. co się już samo przez się rozumie. I jeżeli Tarde w y­

wodzi; że prawdy, podobnie jak wszelkie zapatrywania, rozszerzają się za pomocą mody i naśladowni­

ctwa, to dodać do tego można, że — ustalają się droga plagiatu.

W historyi literatury to zjawi­

sko stale się powtarza. Również w polityce jest ono bardzo częstem.

Naprzykład. ewolucya społeczna, pragnąc się zamanifestować, wybie­

ra sobie pewien sym bol: konstytu- cyę, reformę wyborczą, home roule, zniżenie ceł i t. n. Nie można powie­

dzieć. żeby te środki bvłv iedvnie zbawiennemi, bo naprzykład wielu zwolenników powszechnego prawa głosowania nieoficyalnie krytykuje jego zasadę mechaniczną, wielu po­

lityków austryackich. wołających na alarm z powodu naruszania praw parlamentu, skrycie pragnie prze­

cież dla wygłodzonego i wynudzo­

nego ludu niektórych przynajmniej dobrodziejstw absolutystvcznego pa­

ragrafu 14-go austryackiej konsty- tucyi. Jednak ruch społeczny już sie około tych haseł skoncentrował, zrósł się z niemi, i teraz musza być one przeprowadzone w imię nieroz- biiania zorganizowanej już w ten sposób woli ludu. Czynniki decydu­

jące jednak nie chcą ustąpić, ich głó­

wnym argumentem jest zwykle, że lud czv stosunki jeszcze nie doirzały do takiego przewrotu. — jakkolwiek o dojrzałości lub niedojrzałości nikt wiedzieć nie może, a naprzykład teo­

retycy powszechnego prawa głoso­

wania (Mili) utrzymują, że ono ma właśnie niedojrzałych wychowywać.

Jeżeli się czyta mowy konser­

watystów. wygłaszane w sejmie ga­

licyjskim podczas debat nad refor­

ma wyborczą, choćby z przed lat tylko pięciu, ze zdumienia wyiść nie można, że ci. którzy dziś się zga­

dzają na dalekie koncesye, wówczas niemal trzęsienia ziemi i wszystkich plag egipskich wyczekiwali po ta­

kich ustępstwach. Rozpoczyna się więc walka, nie przebierająca w środkach, wybucha pożar, który się tłumi gwałtownie. Milknie hasło, zda się, już nazawsze. Lecz po pauzie niebawem wynurza się ono niespo­

dzianie — ale po drugiej stronie, ja­

ko plagiat. Gdyby Abdulowi Hami- dowi udąło się było stłumić rewolu- cyę młodoturecką, byłby może dał sam potem konstytucyę, aby dla sie­

bie zachować przynajmniej gest ła­

ski. Przysłowie: „z konieczności czynić cnotę", znaczy tylko: konie- cznościom czyni się zadość dopie­

ro wówczas, gdy można zrobić na nich jakiś interes. Rząd austryacki dał powszechne prawo głosowania do parlamentu bynajmniej nie z mi­

łości do swoich ludów, ani dla idei, lecz dla swoich samolubnych ce­

lów, aby zaszachować niewygodnych przeciwników. Długi czas mówiono o potrzebie zreformowania izby lor­

dów, — nagle izba lordów reformuje Się sama, aby ocalić resztki swojej władzy.

W ten sposób spraw y niedoj­

rzałe dojrzewają nagle przez jedną noc. podobne do wody, która, ozię­

biona poniżej zera, gotowa do kry- stalizacyi, ścina się dopiero wsku­

tek zewnętrznego wstrząśnienia.

Każdy postulat racyonalny i sprawiedliwy może liczyć na tego rod aju oszukańcze urzeczywistnie­

nie jeżeli wejdzie w repertuar ko­

nieczności kulturalnych i ustali się w opinii powszechnej. W tedy prę­

dzej czy później znajdzie się jakiś polityk, który z tego postulatu zrobi swój „atut" i w ygra go w stosownej chwili. Ów polityk będzie się może pocichu śmiać z „idei", bo, jak na no­

woczesnego polityka przystało, nie jest „ideologiem" — jest za to kar­

ciarzem, który nawet idee traktuje jako karty, dumny, że „posługuje się", jako „środkami", tern, co ludz­

kość sobie wymarzyła. Nie wie, że to on właśnie jest tern nikczemncm na­

rzędziem, którem się idea posługuje, że on sam nie tworzy, tylko kradnie.

Znana jest myśl Schopenhauera, że „geniusz gatunku", aby zachować swoją wieczność, opłaca człowieka wątpliwą przyjemnością za rozmna­

żanie się. Podobne myśli nasuwają się. gdy się rozważa historyę odkryć i wynalazków: potrzeby przemysłu i handlu, potrzeby użycia i bogacenia się były głównemi mo­

torami tych wysiłków, które stw o­

rzyły postęp techniki i rozwój nauk.

Za parę lat będziemy świadkami, jak kinetofon, dzięki chciwości przed­

siębiorców. rozpowszechni sie tak. że

wywoła zupełną reformę teatru, tę re­

formę, której daremnie wyczekuje­

my od sztuczek Craigha. Reinhardta, Meiningeńczyków. W sztuce, w li­

teraturze wszelki rozwój zaczyna sie od snobizmu, i wielu osobom, wielu warstwom społecznym, nawet narodom, trzeba życzyć na początek bodaj porządnej porcyi snobizmu.

Jest to faktem w oczy bijącym lecz niedocenianym, że mocarstwa w imię swoich egoistycznych intere­

sów utrzymują formalną hodowlę wolności, stw arzają i popierają nie­

zawisłe państwa, ale owoce tych zabiegów w yrastają potem ponad sferę ich wpływów i obliczeń. Wojna 7 Turcyą, jakkolwiek by oceniać jej ostateczne przyczyny zakulisowe, była wojną ideową, wojną o sprawie­

dliwość i swobodę. Było w niej coś takiego, jakby nie z historyi współ­

czesnej, lecz ze starej książki, z tej

„Historyi powszechnej", przystoso­

wanej dla wieku młodocianego, w którą my już dziś nie wierzymy.

Zabłysło w niej powrotnie piękno klasycznych wojen hellenów z per- sami i analogia dopisała nawet w drugiej części, gdyż tragiczny los Bułgaryi przypomniał żywo los A- ten podczas wojny peloponeskiej.

Zbiorowy odwet na odwiecznym wrogu—wynurzający się nagle z po­

śród mgieł „polityki" świat sprawie­

dliwości dziejowej — są jakby no- wem potwierdzeniem słów Hebbla o

„nagłem rozpętaniu ducha etyki w dziejach" i o tern, że „etyka w ystę­

puje tylko w wielkich epokach prze­

mian i zaraz po zwycięstwie znie­

kształca się".

Optymistyczna wiara w istnie­

jące poza człowiekiem prawo ewo- lucyi lub nawet prawo postenu była­

by dziś niemodną. Więc jeżeli się mówi o prawdzie, postępie i sprawie­

dliwości. to tylko w tym sensie, że są one jedynym cynnikiem w świecie, działającym nąrówni z czynnikami zła i rozkładu, z tą samą bezlitosno- ścią. Ich ścieg złoty jest tylko jednym ze ściegów kanwy, wynurza się na chwilę i znika, jakby według wyższe­

go planu. Ale tego rodzaju perspek­

tywy, właśnie jak oto, że coś nad­

zwyczajnego ziszcza się etapami tajnie poza ingerencyą ludzką, po­

zwalają nam zrozumieć i odczuć myśl Hegla o pozaludzkiej Idei, kro­

czącej wśród tez i antytez, z niepo­

jętą dlą nas dyalektyką faktów, — jak również poucza nas, że słowa Pisma Św.. „Królestwo Boże przyj­

dzie jak złodziej", ziszczają się co­

dziennie, pomimo, lub raczej dzięki niespożytej energii tej siły, która, jak szatan Goethego, „wiecznie chce złe­

go, a wiecznie stw arza dobre".

Karol Irzykowski.

(5)

Andrzej Zarzycki. Przed redutą

3

(6)

Murillo. P ow rót syna marnotrawnego. W ła ścicitl ks. Sulherland.

Sześć wieków malarstwa hiszpańskiego.

w- TOWj

1

-

Ł W Je

BZ

M urillo. Madonna.

Historyczna wystawa w Londynie.

Trzecią z rzędu od lat kilkunastu historyczną wystawę malarstwa hiszpań­

skiego otwarto niedawno w Grafton Gal- leries. Wystawa starych mistrzów hi­

szpańskich. od początku trzynastego stu­

lecia, od anonimowych malarzy szkoły katalońskiej i t. zw. portugalskiej, obej­

mująca 6 wieków, aż do czasów Goyi, daje najpierw sposobność poznania pry­

mitywnych artystów hiszpańskich, tak mało znanych w porównaniu z prymi­

tywistami szkól: flamandzkiej, włoskiej lub niemieckiej. Krytycy zaś i rzeczo­

znawcy mają przytem możność, by me­

todą porównawczą przekonać się o au­

tentyczności różnych spornych Velas- ąuezów, Murillów i Riberów.

L.UI8 de MoraleB P ie tą ". W ia śęitfffo S ir luhn S ttrlin g Matwell.

Najwięcej sporów tym razem powsta­

ło o dwa jakoby nowo odkryte obrazy Velasqueza: „Aniołowie, zwiastujący pa­

sterzom" (którego jednak, pomimo ta­

kiego poparcia, >ak d-ra Mayera z Mo­

nachium i Sir Waltera Armstrong‘a, dy-

A u to p o rtre t Murilla. rr<«s»oiif E arl Spencera-

rektora Galeryi w Dublinie, nikt z kry­

tyków londyńskich, jako dzieła Velas- ąueza, uznać nie chce) i „Umierający gladyator", studyum, świadczące o wiel­

kiej technice artysty, czy nim był Ve- lasąuez czy też nie. Pierwiastki i począ­

tki sztuki hiszpańskiej zostawały tak pod różnemi wpływami postronnemi, że obra­

zy np. szkoły katalońskiej, mistrzów nie­

znanych do dziś nawet ż imienia, i obra­

zy późniejsze, aż do Velasqueza, mogły­

by być raczej okazami szkół: bizantyń­

skiej, wczesnych włoskich lub flamandz­

kiej. Najstarszy, bo jeszcze z przed czasów włoskiego Giotta datujący, obraz z ołtarza, przedstawiający Chrystusa, i epizody z życia św. Marcina, jest w ko­

lorycie i stylu bizantyński, a w rysunku koni dopatrzeć się można wpływów mau- rytańskich. Życie św. Urszuli, w czte­

rech obrazach, nieznanego malarza, i

„Pieta" Moralesa (II Divino) są ściśle pokrewne wczesnym dziełom flamandz­

kim.

Ponurość sztuki hiszpańskiej przed Velasquezem, przepojona ascetyką i fa­

natyzmem, występuje silnie w dziełach Lewantyńca, El. Greco. Wczesne jego obrazy powstawały w Wenecyi i pod wpływem weneckim; późniejszemi zasłu­

żył na miano pierwszego impresyonisty.

VVłasny portret malarza uważanoby dziś niewątpliwie za podobiznę typowego neu­

rastenika. Piękny w swoim rodzaju jest portret córki artysty, stawiający go w rzędzie znakomitych malarzy.

Oprócz spornych Velasquezów, któ-

Francesco Pacheco. Kawaler orderu SanV Jago. W łaściciel S ir F red Cook.

(7)

rych liczba, poza wyżej wymienionemi, jest dość znaczna, znajdzie się parę ar­

cydzieł niewątpliwej autentyczności; z tych niektóre po raz pierwszy dla publi­

czności dostępne. Tak „Nosiwoda", por­

tret Filipa IV, duplikat papieża Innocen­

tego X, „Dwóch młodzieńców przy ucz­

cie'* i kilka Bodegone, tak zwanych obra­

zów kuchennych. Dwa ożywione kraj­

obrazy Del Mazo, zięcia Velasqueza, dziwnie przypominają fćtes galantes pó­

źniejszych malarzy francuskich. Humo­

rystyczne wrażenie robią dwa portrety:

jeden Velasqueza, drugi Pacheca, przed­

stawiające notablów hiszpańskich w o- gromnych. w róg oprawnych, binoklach, które miały być pono oznaką wysokiej rangi i dystynkcyi. To nie przeszkadza, że są poprostu śmieszne.

Murilla portret własny, prawdziwe arcydzieło, i jego „Chrystus po biczowa­

niu" zaćmiewają widocznie inne obrazy, jemu przypisane a prawdopodobnie ma­

lowane przez uczniów.

Twierdzeniu, jakoby trudno było zrobić arcydzieło z portretu dygnitarza

P la ka t w ystaw ow y.

w szatach oficyalnych, kłam zadaje sze­

reg obrazów Alfonsa Sanchez Coello, nadwornego malarza w Madrycie.

Skłonność Ooyi i jego współczesnych do oddawania na płótnie okropności ży­

ciowych, reprezentowana jest w scene- ryach tak strasznych i tragicznych, jak

„Dom waryatów", „Wnętrze więzienia"

z czasów inkwizycyi i t. d. Portret księżny d‘Alba, kochanki artysty, nieco dzi­

waczny. cynicznie wyglądający, o nie­

dobrych oczach, zmysłowych ustach, por­

tret Don Ramona Satue i ekscentryczny jakiejś nieznanej hiszpanki — każdy od­

mienny w swoim rodzaju, każdy świad­

czący o wielostronności Ooyi.

Wystawa taka, jak obecna, w której oglądać można skarby sztuki, nieraz cał­

kiem niedostępne i przez właścicieli za­

zdrośnie strzeżone, ściąga zawsze cie­

kawych do Londynu; tym razem szcze­

gólnie miłośników i znawców sztuki ze Wszystkich krajów Europy i Ameryki.

/■oM i/m . Stanisław a G.

Studyum . JÓ ZE F W ILK. x P o p ie rs ie k o b ie ty .

Rzeźby Józefa Wilka.

Pomnik cesarza Franciszka Jó ­ zefa, wykonany przez młodego pol­

skiego rzeźbiarza. P. Józefa Wilka, na zamówienie Bilińskiego, a dla mu­

zeum krajowego w Serajewie, zwró­

cił uwagę naszego świata artystycz­

nego na tego utalentowanego czło­

wieka, własnej „chłopskiej" energii zawdzięczającego całą swą dotych­

czasową karyerę. Urodził się on na wsi w Galicyi Zachodniej, a rodzice przeznaczali go do stanu duchowne­

go. Ale chłopiec uczuł w sobie zarze­

wie powołania świeckiego i uciekł z domu rodzicielskiego — do szkoły zawodowej rzeźby w Zakopanem.

Prof. Nalborczyk dał mu pierwsze zasady rysunku i modelacyi. Wzię­

to go potem do wojska, z którego

Stańczyk. A k t k o b ie c y . Pom nik c e sa rza F ra n ciszka Józefa.

wyszedł młody artysta wprost do — wiedeńskiej Szkoły Przemysłowo-ar- tystycznej. Udało mu się tu uzyskać stypendyum Rotszilda, za które po­

spieszył do Paryża na dokończenie studyów. Jego kreacya: „Chrystus przed Piłatem" została przyjętą do Salonu i odznaczoną przez krytykę.

P. Wilk osiedlił się następnie w Wiedniu i zabrał—do dalszej pra­

cy, bynajmniej nie przekonany je­

szcze, że już jest mistrzem, chociaż francuskie pisma napisały o nim szereg pochwalnych wzmianek. R o­

bił dużo portretów i wiele „aktów"

czy „akademii", stopniowo rozwija­

jąc swe środki aż do opanowania surowego materyału. Nie jest to a r­

tysta, który wybrał sobie łatwą dro­

gę. Szedł odważnie najtrudniejsze- mi i najbardziej stromemi szlakami.

5

(8)

ż a anegdotą rzeźbiarską nie gonił.

Nie pilno mu było do kompozycyi.

w których wiotki jeszcze szpachel kapitulowałby przed trudnościami układu i wyrazu. To też długo zdo­

bywana szkoła na dobre mu wyszła.

Jego figury charakterystyczne są bardzo interesujące, jego portrety mają w yraz stanowczy i skupiony.

Pierw szy poważny obstalunek, pomnik Franciszka Józefa, wykonał p. Wilk w bardzo szczęśliwy sposób.

Jest to postać monarchy w trono­

wym stroju, gestem pełnym życzli­

wości i dobrotliwości zapowiadają­

ca ludom słowiańskim, zagarniętym pod austryackie berło przed nieda­

wnym czasem, równouprawnienie, dobrobyt i pokój. Głowa monarchy na pomniku należy do najlepiej uda­

nych portretów Franciszka Józefa, jakie znamy. W iedeńscy krytycy powitali w p. Wilku talent.

Wicdtń Rob.

Postacie kobiece w naj­

nowszej beletrystyce polskiej.

Zdawałoby się pozornie, że no­

we czasy, nowe warunki życiowe i nowe zagadnienia stworzą innych ludzi, inne typy, o odmiennych w ar­

tościach kulturalnych i uczuciowych.

Zdawałoby się, że i literatura bele­

trystyczna. będąca wyrazem myśli, dążeń i tęsknot społeczeństwa, da nam w powieści nowy typ kobiecy, którego doszukujemy się w życiu.

Tymczasem w ystarcza sięgnąć myślą ku mitom Hellady, ku bajkom Grecyi i jej poezyi, by przekonać się, iż tylko form y życiowe ulegają zmia­

nom, a treść pozostaje ta sama. Ko­

bieta zaś istnieje i istnieć będzie w swoich odmianach, jako Hera, Ate­

na, Artemiza, Afrodytę, Nimfa lub Syrena, jako Gea Rea i jako Daf- nis, nie przemijają Danaidy ani Cir- ce — i nawet najwspółcześniejsza kobieta, ekstrakt modernizmu, odnaj­

dzie siebie w najdawniejszej myśli ludzkiej, i okaże się, że jest proble­

mem już rozwiązanym, a dla przy­

szłości pozostanie sfinksem, bez se­

kretu.

Taką jest kobieta sama w sobie, sama w stosunku do prawdy. W li­

teraturze staje się tern, czem ją stw a­

rza mężczyzna, mężczyzna - m arzy­

ciel, mężczyzna-filozof.

Więc u Ropsa, Strindberga, P rz y ­ byszewskiego kobieta jest widmem grzechu, wampirem, wysysającym z mężczyzny krew i wszystko, co w nim dobre i szlachetne, jest zagu- bą, rajem krótkotrwałym i piekłem bezdennem.

W każdym utworze Przybyszew­

skiego pojawia się demoniczna, zła, nieubłagana, wplatająca w łańcuchy zmysłów i namiętności, kobieta trują- ca, nienasyconaj. żądna posiadania, żarem zalewająca mózg, okrutna.

Chwilami jednak kobieta prze- staje być córką szatana i wtedy po- wstaje inna, na krańcowych biegu­

nach, w marzeniu poety i tęsknocie zrodzona:

„Zaczem cię ujrzałem, już byłaś we mnie. Zaczem cię do serca tuli­

łem, drgałaś w mych pieśniach, pło­

nęłaś w blaskach mych barw, a jak zorza wieczorna, łagodziłaś, kojąc smutek duszy...

i kocham cię! Kocham cię, ja­

ko moją sztukę, kocham cię, jako całą moją odwieczną przeszłość, ko­

cham cię, jako tchnienie mej ziemi rodzinnej, jako upojenie i zachwyt...

Byłaś mi purpurowem przeczuciem rannych brzasków i drżącym niepo­

kojem rwącego się dnia...

...Ty, ty, odwieczna kochanko m oja!“

Te momenty zachwytu i upoje­

nia nie należą do częstych w twór­

czości Przybyszewskiego. Idealnej i tęsknej postaci przeciwstawia się zła, zwycięska, demoniczna, i ta jest zatraceniem mężczyzny.

Dużo jest takich postaci we współczesnej literaturze polskiej.

Nawet poeta natury, Weyssenhoff, daje postać przewrotnej i satanicznej Heli („Hetmani**), nawet marzyciel Strug maluje portrety przerafinowa- nych, storczykowych, niszczyciel­

skich kobiet.

A kobieta i miłość są nierozłącz­

ne w literaturze pięknej. Niepodobna mówić o kobiecie, nie mówiąc o jej miłości, która ją poniekąd charakte­

ryzuje. I zdawałoby się, że o mi­

łości nic już nowego rzec nie można, że wszystko było wypowiedziane przez Safo, Anakreonta, Petrarkę, Szekspira, M usseta; wszelkie odcie­

nie miłosne, nowe przejawy uczucio­

we istnieją, zaklęte w piosnkę Hei­

nego, mazurek Chopina; wszelkie żywiołowe uczucia miłości ujął Mi­

chał Anioł, rozdzwonił Wagner. A je­

dnak tak nie jest. W ystarcza mówić pięknie o miłości, by mówić rze­

czy nowe, by stw arzać świeże walory uczuciowe i poetyckie. Jak pięknie o miłości mówić można, prze­

kona, Szandlerowski, mówiąc o ko­

biecie. „Confiteor**, to hymn tak idealnej i szczytnej miłości, iż nie­

wiadomo czasem, czyli płynie z ser­

ca ludzkiego, czy też zryw a się z wszechświata, a kobieta nie jest ani kochanką, ani przyjacielem, ani żo­

ną, lecz objawicielką życia: „Kocham cię, że nie jesteś, ale stajesz się cią­

gle, stajesz się w nieskończoność...

Kocham cię, że nie poprowadziłaś mnie przez życie, ale że życie mi objawiłaś...**

Jak słonecznemi i tęczowemi barwami można malować upojenie miłosne, jakim cudem objawia się

sercom ludzkim, przekonać umie tyl­

ko Żeromski.

Miłość jest jak wszechogarnia­

jące morze, z którego dna wyławia perły tęsknoty, gwiazdy marzenia, korale pragnień. Miłość jak tęcza!

miłość jak życiodajne słońce! mi­

łość jak noc nieprzenikniona, tra ­ giczna.

Żeromski mało mówi o urodzie kobiety, ale taką aureolą czaru ją o- promienia, że trzeba kochać i wiel­

bić każdą, bo każda jest apostoł­

ką miłości, najczystszem i najpotę- żniejszem usymbolizowaniem uczu­

cia.

Niewypowiedzianie tęskna, dziew­

częca miłość Joasi, w blaskach krw a­

wo zachodzącego słońca skąpana mi­

łość Heleny, żywiołowa a niero­

zumna Tatiany, wreszcie dochodzą­

ca do szczytów abnegacyi miłość Salomei — oto gama, wypełniająca całą skalę uczuć miłosnych.

W miłości jest zawsze coś fa ­ talnego, katastrofalnego. Miłość He­

leny i Rafała jest akordem pieśni tak szczęsnej i radosnej, tak szczytnej i niebiańskiej, że musi nastąpić prze­

łom. Helena nie może przeżyć swo­

jej miłości, to jest siebie samej. Czy byłyby Izolda, Heloiza i Julia sym ­ bolami kochanek, gdyby, przeży­

wszy miłość, szły w starość. Miłość wyblakła i przeżyta stałaby się epi­

zodem a nie motywem ich życia.

Helena należy do tych samych. T a ­ nia, to postać żywiołowa, nierozum­

na, to głos samej nieokiełznanej na­

tury; jej miłość, nawskroś tragicz­

na, potężna i konieczna, jest ciosem śmiertelnym, który nad nią zawisł i w nią godzi.

I jeżeli miłość mężczyzny jest uczuciem, ogarniającem kobietę wo- góle, uczuciem, które z jednej na drugą przenosi, nie zmieniając jego treści, — miłość kobiety, taka, jaką daje Żeromski, jest jedyną, począt­

kiem bytu, życia drogowskazem i ce­

lem samym w sobie. Miłość staje się jedynem prawem i prawdą.

I miłość, oplatająca życie Jo a­

si, Ewy, Salomei pojawia się, „jak cień. Żjawia się nieoczekiwanie na rogach ujic, ukazuje się na gzemsach domów, siada smutna pod gałęziami drzew — znika i znowu po chwili wraca**.

Miłość jest epizodem w życiu mężczyzny, a objawieniem chwilo­

wego szczęścia — kobieta.

„Patrząc na tę obcą a tak czaru­

jącą istotę, która jego istność naj­

bardziej osobistą i najohydniejszy brud przemyła z wesołą naturalno­

ścią i dobrą prostotą, zachłysnął się od szlochów szczęścia. Kiedy brną!

przez lasy, wody i złorzeczył, czeka­

ło nań w tym domu. On sam jeden, jedyny został doń powołany...**

Albowiem w twórczości Żerom­

skiego jedynem powołaniem kobiety jest miłość.

W yżej i samotniej, niż u Żerom­

skiego, nie stanęły kobiety u innych

(9)

współczesnych powieściopisarzy.

W szystkie są silniej związane z ży­

ciem oraz współczesnością i w yra­

stają z codzienności. W yrastają i przerastają u Berenta.

Kilku słowami określa Berent najlepiej typ kobiety nowoczesnej, kładac jej w usta słowa: „Takie my dziś jesteśmy: rodzone dla silnych, niewolnice roztropnych, fascynowa­

ne przez słabych, a wplecione w ko­

ło niemocy i bezruchu życia".

I takiemi są wszystkie kobiety w „Oziminie".

Rzecz ciekawa i odmienna, Żyją te postacie indywidualnie i sa­

motnie. a miłość inną odgrywa tu rolę. Rodzoną jest dla miłości sil­

nych, lecz silnych niema. Więc fa­

scynowana przez słabych, zwykłą rzeczy koleją musi iść na <,pastwę roztropnym. Roztropni zwyciężą wszelkie przeszkody, lub ie ominą i wezmą w niewolę szał, tęsknotę marzenie. Ną pastwę tych roztrop­

nych poszła już Zocha z „Próchna", najczarowniej słaba i rozmiłowana postać kobieca, a za nią i bohater­

ki „Oziminy".

Słabość kobiety jest też jej siłą.

Określenie to, może paradoksalne, dałoby sie zastosować do niektórych svlwet kobiecych Daniłowskiego.

Słabą jest i „Jaskółka", i typy w „Mi­

łości i boi u". Lecz słabość w sto­

sunku do życia, rzeczywistości, po­

zostaje siłą wewnętrzna bohaterskie­

go uczucia.

Czy w „Maryi Magdalenie" za­

mierzał Daniłowski d!ać symbol wszechkobiecości, czy też tylko grze­

sznicę, przemieniającą się cudem boskiej miłości w świętą?

Jako wyraz symboliczny, M arya Magdalena jest chybioną, jako typ jawnogrzesznicy — niezrozumiałą i niejednolitą. Nie jest wielką miło­

śnicą i to właśnie obala w niej wszel­

ki urok grzechu i niweczy świętość odkupienia. W pierwszych, ładniej­

szych obrazach przypomina M arya Magdalena „Afrodytę" Louisa, Kult zmysłów, kult ciała jest mottem twór- czem i Loui's‘a i Rachilde‘y. i Willy.

Wślad za tymi autorami poszli i nie­

którzy polscy powieściopisarze.

Bohaterka „Kultu ciała" Srokow­

skiego jest postacią charakterysty­

czną. Chłodna, ciekawa, nerwowa, napół histeryczka, niezdolna jest do wielkich uczuć. Z miłości czyni za­

bawę, a tern samem brudzi i niszczy siebie. Taka panna ma wiele sióstr w innych romansach. Przeróżne Me­

le Opolskie (romansujące z nauczy­

cielami), Hanusie i Anetki, które za­

jad ły na nieuleczalne flirty i niemoc kochania. Dalsze to chore, słabe, smętne. Dusze to sparaliżowane i tak niezdolne, że budzą więcej żalu, niż niesmaku.

Ale nietylko takie zna, nietylko o tych ciekawych mówił Srokowski.

Debora w „Anachronistach" i paste­

lowa księżna są żywiołowo i krańco­

wo piękne, w miłości tego samego człowieka dopełniając się...

Ale że literatura beletrystyczna jest raczej rewelacyą życia — i w powieściach spotyka się coraz wię­

cej romansów istotnie przeżytych a nie przefantazyowanych. W ystępu­

ją i w powieściach wszelkie czynniki rzeczywistości, szczegóły i szczegó­

liki, w świetle których kobieta nie jest kapłanką miłości bezwzględną, żywiołową i szaloną, ale istotą wiel­

ce przeciętną, dobrą , łagodną, co­

dzienną.

Prócz niektórych „przeciętnych"

typów kobiecych, istnieje w najnow­

szej beletrystyce typ „Nory", czy też „szalonej Julki" Kisielewskiego.

Kobiety o wyższych aspiracyach szukają „Zawrotnych dróg" (Kon- czyński), które nie do najlepszych prowadzą rezultatów. Podobno „A- nioły zaołaczą" (Zbierzchowski) nad temi niewiastami, chociaż trudno by znaleźć po temu przyczynę.

O tych niezrozumianych kobie­

tach i strąconych anielicach mówią najwięcej i najchętniej kobiety same.

Trudno dać posłuch tej literaturze zwłaszcza, że posiadamy kilka auto­

rek, których talent zdumiewa świe­

żością i odrębnością.

Pierwszeństwo należy się wciąż Zapolskiej. Można się godzić lub nie godzić z niektóremi postaciami, mo­

żna odrzucać jej metodę nawskroś naturalistyczną, ale niepodobna nie przyznać, że jest jedyna, która stw a­

rza typy, stojące noża iej subiekty­

wizmem. Nie ma litości Zapolska dla kobiet bez skazy, pań Dulskich. za­

stępów mieszczek filisterek. kaboty- nek. Potrafi iednak przytulić do ser­

ca takie, o których się nic mówi, i przeróżne mimozowate, cieplarniane

Przeniesienie Książnicy Krasińskich do nowego gmachu.

Wspaniały księgozbiór ordyna- cyi Krasińskich otrzymał już własny gmach. Założenie jego fundamentów święciliśmy przeszłej wiosny uro­

czystością publiczną, pełną powagi i skromności, prawie bez słów. Po­

spieszono się zaś z robotami bardzo gorliwie, bo oficyny stanęły przed mrozami, a poprzecznica gmachu, którą przeznaczono na magazyn książek, już stoi otynkowana, ogrza­

na, napełniona żelaznerni pułkami, połączona żelaznerni schodami, sko­

munikowana windą i odbywa się systematyczne a mimo to niezmier­

nie pospieszne rozkładanie książek, tym razem już ostateczne i przezna­

czone dla pożytku wieków. Zagląda tu prawie codzień Edward lir. Kra­

siński, ofiarny i czynny człowiek, który niecierpliwi się, aby dzieło swe świetne do rychłego doprowa­

dzić końca. Krząta się energicznie

dusze dziewczęce. Ale zawsze Za­

polska pozostaje sobą, zawsze stwa­

rza tvp.

Inna zgoła jest kobieta w twór­

czości Zofii Rygier-Nałkowskiej. Tu nie idzie o typy i przejawy kobieco­

ści, ale o nią samą, o kobieta, którą w najgłębszych tajnikach duszy stw arza Rygier-Nałkowska. W szyst­

kie kobiety są właściwie jedną ko­

bietą o wielu obliczach i tej samej koncepcyi duchowej.

Jest to kobieta najbardziej współ­

czesna. Zycie nowoczesne uczyniło ją intelektualną, analizującą, rozu­

mującą i mądrą, a nie obaliło siły u- czucia i zmysłów. Przeto kobieta sta­

je na rozdrożu i jest niezmiernie sa­

motna.

Samotność potęguje indywidua­

lizm postaci Rygier-Nałkowskiej, które interesują, przykuwają i znie­

walają tak wybornie nieraz zama­

skowanym tragizmem. Ale chłód wieie od tych kobiet, ostry, zimny powiew, którym Pvgier-Nałkowska opancerza swoje bohaterki i siebie.

Jakże daleko od zacnych, poczci­

wych i dobrych bohaterek Orze­

szkowej. co za przeskok szalony w cwohicyi kobiety i iakie przerażają­

ce skomplikowanie duszv. jeśli przej­

dziemy nn. do utworów Jehanne- Walewskiei, należących do twórczo­

ści nrz.piścjnwei. Jej faunessv są po­

staciami kobiecemi. które niewątpli­

wie ustania micisca bardziei do- stoinym, godnym i sharmonizowa- nym

Może iuż nie z piany morskiej, lecz z głębin uczucia i mvśli zrodzi sic nowa postać Afrodyty, której

oczekujemy.

U. Jelenkiewicz.

bibliotekarz, p. Ignacy Baranowski, historyk ceniony, mając do pomocy towarzyszów pracy zawodowych, z miłością trudy swe wkładających w dzieło znakomite. Widzimy tu d-ra Witolda Kamienieckiego, dawniej­

szego asystenta przy katedrze histo- ryi w Krakowie, p. Augusta Zaleskie­

go, wychowańca londyńskiej wsze­

chnic^. pod umieietna ręka W ojni­

cza w antekwarskim dokształconego fachu, p. Helenę Dregę, która ukoń­

czyła zawodowa szkołę dla bibliote­

karzy w Berlinie, p. Plenkiewicza, wychowańca uniwersytetu dorpac- kiego, p. M aryę. Oorzechowską, któ­

ra p. Baranowski kwalifukuie jako

„siłę znakomitą", a na miesiące zi­

mowe do pracy bezinteresownej zie- żdża z m antku swego nowogródz­

kiego zapalony bibliofil, o. Roman Jodko-Narkiewicz. Sztab liczny i do­

brany. Koniecznym jest w książni-

Rok IX Jsf» 6 z dnia 7 lutego 1914 roku 7

Cytaty

Powiązane dokumenty

nej nauki jest, między innemi, i to także, że zastosowuje rozmaite zdobycze ducha ludzkiego do dziedzin, które, jakby się nieraz wydawać mogło, nie pozostają

stwo w' życiu danego aktora odbija się całkiem jaskrawo w jego grze scenicznej. to mojem lustrem były rzeźby. Wiele im zawdzięczam. Uczę się roli głośno, bo to

Było to jakgdyby hołdem, składanym przez świat finansów geniuszowi młodszego brata, ale Tom Shurman śmiał się z tego w głębi siebie z calem

Przewłóczy się taki przez całą noc i nad ranem już nie może wytrzymać. Był już zupełnie

władności, aż stała się zawadą w codziennem życiu dla społeczeństwa, które oddawna przenikła polskość, szerząc się żywiołowo nawet wśród politycznych

wno sto lat temu ukazało się dzieło niespożyte, które tej pięknej, a tak mało przez nas samych szanowanej mowie wzniosło nieśmiertelny

wi Szekspir, „chief good and market of their time is but to sleep and feed“ — „głównem dobrem i targiem życia jest tylko jedzenie i spanie&#34;. Elita

gów morza, a podróżni i towary muszą część drogi odbywać okrętem, stały się główną podnietą do projektów budowy tunelu pod kanałem La Manche. Zanim