• Nie Znaleziono Wyników

Opiekun Dziatwy : bezpłatny dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1935.08.17, R. 5, nr 18

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Opiekun Dziatwy : bezpłatny dodatek do "Głosu Wąbrzeskiego" 1935.08.17, R. 5, nr 18"

Copied!
4
0
0

Pełen tekst

(1)

OPILHIX DHATMY

BEZPŁATNY DODATEK DO „GŁOSU WĄBRZESKIEGO"

WĄBRZEŹNO, DN!A 17 SIERPNIA 1935 ROKU ROK 5 NR. 18BA

U sypiała tam w gniazdku sw e dzieci zięba. Jedno m aleństw io nie m ogło zasnąć: nadokazyw alo się za­

nadto w ciągu dnia, m iało potem nie­

spokojny sen i budziło się bezustan­

nie. M iała z niem zięba kłopotu co niem iara! U spakajała je i tuliła do snu tein i słow y:

Patrz, już na niebie, nad naszem gniazdkiem nocna lam pka św ieci. — Zam knij oczęta i śpij! śpij m oje dzie­

cię!

A ja św ieciłam na drodze pod­

różnem u — zaczęła z kolei sw oje o- pow iadanie inna gw iazdka. — Był to m łody chłopiec, szedł w św iat. Po roz­

łączeniu się z m atką, m iał jeszcze o- czy łzam i zalane! VV tern spojrzał na m nie, uśm iechnął się błogo i pow ie­

dział:

A ch, w itani cię. m ila gw iazdecz­

ko! Tak jesteś jasną, jak^ spojrzenie m ej drogiej m atki. Św ieć m i, św ieć, a prow adź tą drogą, którą m nie będą w iodły jej w spom nienia i jej nauki.

O. m oja śliczna gw iazdeczko, już m i teraz w eselej!

I dobry chłopiec postępow ał dalej śm iało, obracając ku m nie co chw ila sw oje rozjaśnione oblicze, a ja błysz­

czałam , jak tylko m ogłam , najpięk­

niej i przyjaźnie na niego m rugałam .

A ty gdzie byłaś siostrzyczko?

zw róciły się z zapytaniem gw iazd­

ki, do jednej m aleńkiej, która dotąd m ilczała.

A ja m ałą duszyczkę na św iat w prow adziłam — m ów iła gw iazdka.

W ziął ją aniołek z raju i położył m a­

teczce na bielutkiej pościółce. Ja m u św ieciłam w drodze. O , jakże m atka była rada! Z jakiem szczęściem spoj­

rzała na niem ow lątko! Jak gorąco przycisnęła je do1 serca!

Ty, życia m ego najpiękniejsza gw iazdeczko, zawołała — o jak m i z tobą, m oja droga dziecino będzie do­

brze i w esoło. Będę pradow ać dla ciebie i m yśleć o tobie dniem i nocą.

I ucałow ała usteczka m aleńkie ze słow am i:

U m iejcie tylko uszczęśliw iać innych!

I ucałow ała nóżki, m ów iąc:

— N ie czyńcie nigdy kroku niepra­

w e gol

Co cricf^icffy gujiaztSij i

G dy gw iazdy w racały do dom u z nocnej sw ej podróży po niebieskiem sklepieniu, m iały sobie zawsze dużo do opow iadania.

O pow iadajcie, cośćie w idziały i słyszały na tej pięknej ziem i, na którą ja m ogę tylko rąn a sto lat spojrzeć — prosiła jedna z nich.

W ędrow ałam pona*.l lasem — odpow iedziała m aleńka gw iazdeczka.

— N ajpierw nie m ogłam naw et prze­

niknąć ow ej gęstw iny, al<' potem do­

strzegłam m iędzy gałązki'.m i m aleń­

kie okienko, w cisnęłam się przez nie i ośw ieciłam leśną ścieżys lę.

Biegła po niej sarni, św ieciłam jej całą drogę aż do strum ienia dokąd szła się napoić, ale kiedy za chw ilę na tej sam ej ścieżce ukazał się m yśli­

w y, schow ałam się cop;rędzej za ga­

łązki. aby m iał drogę f ieniną i aby nic złego nie m ógł zrob ć ow emu ład­

nem u, w ysm ukłem u zw ierzątku.

D obrze zrobiłaś — rzekly to­

w arzyszki — a ty gdzie byłaś? — py­

tały innej gw iazdy.

W w odzie — odpow iedziała.

W w odzie? N ie ż irtuj, nie żar­

tuj, pow iedz, jak m ogłaś się dostać do w ody?

G w iazdeczka m rugi ęła tylko z u- śm iechem i m ów iła dalej:

No, chociaż nie j.i sam a, ale m ój obraz skąpał się w e w odzie. Spo­

strzegłam ciche, głębokie jezioro, do­

okoła rozciągały się ciem ne gęste la­

sy, a nigdzie głos się nie odzyw ał. — Zajrzałam d)o w odnej toni i zobaczy­

łam igrające w niej rybki. Posłałam im w ięc m ój złoty prom yk. O szko­

da, że nie w idziałyście, kochane sio­

stry, co się potem w w odzie działo!

Byłyście się serdecznie uśm iały... — Przez chw ilę rybki nieruchom ie pa­

trzyły z daleka na jasną gw iazdeczkę, potem przyszły błiżej otw ierały pysz­

czek i chw ytały j edna po drugiej m ój św ietlany obrazek jak gdyby to było coś do jedzenia. U baw iłam się tern serdecznie i jutro znow u nad jezioro pow ędruję.

A gw iazdy, słuchając tego opow ia­

dania, śm iały się także.

Ja zabłądziłam m iędzy jabłonie w ogrodzie — m ów iła trzecia gw iaz­

deczka.

C ałow ała rączki, w ołając:

M iłujcie pracę!

A serduszko całow ała najgoręcej i m ów iła:

— D ziecino m oja, kochaj do ostat- niego tchnienia B oga, naród i każdego bliźniego.

I przycisnęła raz jeszcze m aleń­

stw o do siebie i szepnęła z głębi du­

szy:

N iech cię B óg strzeże, dzieciąt­

ko m oje

D obra m atka! O by jej na ra­

dość i pociechę w yrosła dziecina — szepnęły w zruszone gw iazdy...

i diabeł

W pew nej w iosce pow iatu w ejlie- * row skiego skradziono pew nem u gos­

podarzow i pieniądze. P odejrzenie o kradzież padło na pew nego ubogiego robotnika, którego też skazano na śm ierć przez pow ieszenie. Po zacho ­ dzie słońca zaw isł nieszczęśliw y na

szubienicy.

. N a szczęście przybiegły dobre k ra­

snoludki, w spięły się czem prędzej na szubienicę i przecięły pow róz. N iesz­

częśliw y 'odzyskał życie, a obdarow a­

ny bogato przez krasnoludków um ­ knął do obcego kraju.

C zyn krasnoludków bardzo m ar­

tw ił djalbła. Z łapał w szystkie krasno­

ludki, w łożył je do ogrom nej butelki i w rzucił do obok płynącej rzeczki.

N ad tą sam ą rzeczką pasał pew ien pasterz sw e ow ce. Fen zauw ażyw szy płynącą butelkę, w yciągnął ją z w ody i uw olnił krzyczące krasnoludki. N a­

stępnego dnia przyniosły krasnoludki tem u pasterzow i za w yratow anie ich jeden kosz napełniony zielenią, k tó ry ów pasterz jako bez w iększej w arto ­ ści zostaw ił w krzaku. Jakież zdziw ie­

nie jed n ak ogarnęło go, gdy po k ilk u dniach popatrzył przypadkow o do w spom nianego kosza. Z radością stw ierdził, że zieleń zam ieniła się w złoto. T ym sposobem dzięki k rasn o­

ludkom pasterz się w zbogacił i stal się pow ażnym gospodarzem w sw ojej w si.

Eugenjusz Tkaczyk.

(2)

Strona 2HGFEDCBA O P I E K U N D Z I A T W Y Nr. IB

Diiuna priecLucia (Zdarzeńie prarudziroe)

L i p c o w y d z i e ń d o b i e g a ł k o ń c a ... — G d z i e n i e g d z i e j u ż r o z p o c z y n a ły s ię ż n i w a ... J e s t g o d z i n a 6 - t a p o d w i e c z ó r . Z b i g n i e w R o l w i c k i , s y n m l e c z a r z a , n a r o w e r z e j e d z i e s o b i e s z o s ą d o d o m u . C z u j e j a k i ś lę k , o b a w ę , a m o ż e k t o ś m n i e n a p a d n i e i o b r a b u j e z p i e n i ę d z y , k t ó r e z s o b ą w io z ę ... W m a r y n a r c e w p o r t f e l u m a Z b i g n i e w p o k a ź n ą s u m ę , b o a ż 5 .0 0 0 z ł o ty c h , p r z e z n a c z o n e d l a g o s p o d a r z y z a d o s t a r c z o n e m le k o . —

n o m u j e s t .

r z ę . Z o b a w y Z b i g n i e w c o c h w i lę s ię o ­

n a w s z e l k i w y p a d e k A m o ż e m n i e n a p a d n ą z ł o d z i e j e , to j u ż b y t a k p r ę d ­ k o p i e n i ę d z y n ie z n a l e ź l i .

S t a n ą ł . O b r ó c ił s ię j e s z c z e r a z w o ­ k o ło . c z y g o n i k t n ie o b s e r w u j e — n ic ! s z o s a b y ł a p u s t a , n i k o g o n i e w i d a ć ! S z y b k o w y c i ą g n ą ł z z a n a d r z a p o r t łe l , w y j ą ł o n e 5 .0 0 0 z ł w b a n k n o ta c h i z a -

l a k . t e r a z n a w o l ę B o ż ę , j a k i

z n a j d ą , to z n a jd ą . Z b i g n i e w c a łk o w i - ! c h o w a ł c lo b u t a ! p r z e s t a ń l e p i e j, c ie z d a ł s ię n a ł a s k ę B o g a . Z d ją ł m a r y ­

n a r k ę i p r z e r z u c i ł p r z e z k i e r o w n i c ę , s i a d ł n a r o w e r i r u s z y ł w d r o g ę .

Z a le d w i e u j e c h a ł n i e c a ł y k i l o m e t r , g d y n a g l e z z a p r z y d r o ż n e g o d r z e w a p o t o c z y ł s ię w i e l k i k a m i e ń , a ż p o d s a ­ m e p r z e d n i e k o ło , t a k , ż e Z b i g n ie w z r o w e r e m s i ę p r z e w r ó c ił . N i m s i ę z o r ­ i e n to w a ł i w s t a ł , j u ż s t a n ę ł o o b o k n i e -

* g o d w ó c h z a m a s k o w a n y c h d r a b ó w . J e ­ d e n z n i c h t r z y m a ł w r ę k u r e w o l w e r .

S t ó j ! r ę c e d o g ó r y ! a n i k r o ­ k u d a l e j ! — z a w o ł a ł t e n z b r o n i ą ... T y z s o b ą w i e z i e s z p i e n i ą d z e , p r z e z n a c z o ­ n e d l a g o s p o d a r z y z a m l e k o . B e z o p o ­ r u j e t u d a w a j, b o j a k n i e t o ....

P a n o w ie ! — r z e k i z b o j a ź n ią Z b i­

g n i e w — m ó w i ę , ż e ż a d n e j g o t ó w k i d l a g o s p o d a r z y n i e m a m , p r o s z ę z r e w i d u j­ c i e m o j e k i e s z e n i e , t o s i ę p r z e k o n a c ie !

Z o b a c z y m y ! z o b a c z y m y ! m ó j b r a c i s z k u . W a ł e k ! d a l e j , s p e n e t r u j m u k a ż d ą k i e s z e ń !

Z a c z ę ł a s i ę r e w iz j a ... K a ż d a k i e­ s z o n k a , k a ż d y r ó g u b r a n i a , w s z y s t k o z o s ta ł o g r u n t o w n i e p r z e s z u k a n e . T w a r z Z b i g n i e w a o k r y w a ł a s ię r u m i e ń c e m , t o z n ó w b l a d ł . C o c h w i lę p r z e c h o d z i ł g o d r e s z c z s t r a c h u . A j a k z n a j d ą ?

J e s t p o r t f e l!k r z y k n ą ł u r a d o ­ w a n y d r a b ,a l e w n i m o p r ó c z k i l k a d r o b n i a k ó w i d o w o d u o s o b i s t e g o n i c n i e m a .

T o c o ! — z a w o ł a ł t e n z b r o n ią ,

— d a l e j s z u k a j — c h y b a n i e m y ś l is z z a d o w o l i ć s ię t e m i k i l k u g r o s z a m i c o ? N i e c h j e s o b i e z a t r z y m a . P o w i e d z m i l e p i e j s m a r k a c z u , g d z i e m a s z t e p ie -

n i e p o w i e s z , to c ię r o z u m u n a u c z ę n a m ó j s p o s ó b ...

P a n o w i e ... o c h ! m ó w i ę w a m . ż e ż a d n y c h p i e n i ę d z y p r z y s o b ie n ie p o - is ia d a m ... o c h !

W a łe k , d a w a j m u s p o k ó j , c z y g o c h c e s z u d u s i ć ! — w z i ą ł g o i o d s u n ą ł n a b o k .

n y , r z e k i t e n z b r o n i ą .

z o b a c z ę n a k o n i e c j e s z c z e d o t r z e w i k a !

J e z u , r a t u j! — c i c h o w e s t c h n ą ł , t e r a z j a k z n a j d ą , to k o n i e c z e m n ą . p o ­ m y ś l a ł Z b i g n i e w i w d u c h u z c i c h a s z e ­ p t a ł: ..K t o s i ę w o p i e k ę p o d d a P a n u i s w e m u ...“ I b a n d y t a , z a b r a ł s i ę d o r e - I w i d o w a n ia . P o w o l i o d w ią z a ł s z n u r o - I w a d l o u l e w e g o t r z e w i k a i ś c i ą g n ą ł g o

c y w a ł t r z e w i k i n ic n i e z n a l a z ł k u w i e lk i e m u r o z c z a r o w a n i u .

C o t a m . o n t y l e f o r s y b ę d z i e c i n^e b ą d ź g ł u p i , s z k o d a c z a s u n a z a b a w k i ! h a ... h a ... h a ... — z a ś m i a ł s ię . M o ż e m a s z i r a c je M e lu s i e , a l e n i e ś m i e j s ię , a j a k b y m t a k z o b a c z y ł d o p r a w e g o b u t a c o ?

G ł u p i ś , z a w r a c a s z m i g ł o w ę i n i c w i ę c e j . N i e z a b r a l i ś m y c i n i c i ż a ­ d n e j k r z y w d z y c i n i e z r o b i l iś m y , t o t e ż n i k o m u o t e r n a n i s ł o w a , r o z u m ie s z !

T a k , r o z u m i e m , r z e k ł u c i e s z o ­ n y Z b i g n i e w , a l b o w i e m b y ł o c a l o n y .

N o , w i e le s i ę n i e g a p , t y l k o z a ­ b i e r a j s w o j e m a n a t k i i j a z d a d o d o m u ! Z b i g n i e w s i a d ł n a r o w e r i j a k s t r z a ­ ł a p o m k n ą ł d o d o m u , g d z i e z e p r z e b y ­ t y c h w z r u s z e ń p a d ł o j c u w o b j ę c i a , n i e m o g ą c w y m ó w i ć s ł o w a . P o d ł u g ie j d o ­ p i e r o c h w i li o p o w i e d z i a ł w s z y s t k o .

D z i c l n i e ś s ię s p i s a ł Z b i s i u , a i d o b r z e z r o b i ł e ś , ż e s c h o w a łe ś p i e n i ą d z e t a m , g d z i e c i p r z e c z u c i e w s k a z a ł o , i n a ­ c z e j b y l i b y ś m y b a r d z o p o s z k o d o w a n i , a m o ż e i z r u j n o w a n i ...

P r z e c z u c ie , k t ó r e g o o s t r z e g ł o , b y p i e n i ą d z e s c h o w a ł w ł a ś n i e d o p r a w e ­ g o b u c i k a , b y ł o d l a t e g o c h ł o p c a z b a - w i e n n e m w y j ś c i e m z t a k g r o ź n e j i n i e ­ b e z p i e c z n e j o p r e s j i.

Wiktor Pr...ki.

Chłopczyk i koziołek

B y ł s o b ie r a z m a ł y c h ł o p c z y k , k t ó ­ r e m u m i l s z e b y ł y c i a s t e c z k a , n i ż d o c z y t a n i a k s i ą ż e c z k a , k t ó r y w o ł a ł p ł a­ t a ć f i g l e , s w a w o l e , n i ż u c z y ć s i ę w s z k o l e , d l a t e g o t o l u d z i e s ię z n i e g o ś m i a l i i le n i u s z k i e m g o n a z w a l i .

l i m ! p o m y ś l a ł s o b i e c h ł o p ­ c z y kp o k a ź ę j a w a m . ż e i j a p i l ­ n y m b y ć u m ie m . — w z i ą ł k s i ą ż k ę , w y ­ s z e d ł z n i ą n a d r o g ę , k t ó r ą w s z y s c y p r z e c h o d z il i , u s i a d ł n a l e ż ą c y m k o ł o r o w u p n i u d r z e w a , o t w o r z y ł k s i ą ż k ę i n i b y t o c z y h a ł, a p a t r z y ł t y l k o , c z y w s z y s c y lu c z ie w i d z ą , ż e o n c z y t a i u c z y s ię p i l tie . A le w c a le n i e p a t r z y ł d o k s i ą ż k i , p o ł o ż y ł j ą t y l k o n a k o l a ­ n a c h d o g ó r y n o g a m i , s a m z a ś z a c z ą ł k i w a ć g ł o w ą , u d a j ą c , ż e c z y t a p i l n i e i t a k k i w a ł s ię i k i w a ł , a ż m u p o w i e k i z a c i ę ż y ł y , z a m k n ę ły s ię o c z y , a c h ł o p ­ c z y k z a d r z e ? l a ł .

D r z e m a ł s o b ie , d r z e m a ł, g ł ó w k ą k i ­ w a ł i k i w a ł , a ż t u d r o g ą o d o g r o d u i d z ie k o z io ł e k , w e s o ł y t o w a r z y s z j e g o z a b a w y . S t a n ą ł k o z i o ł e k , p a t r z y n a c h ł o p c a , a c h ł o p i e c w c i ą ż k i w a s ię n a d k s i ą ż k ą . K o z io ł e k m y ś l i s o b ie : P e w n o o n n a m n i e t a k k i w a , a b y m s ię z n i m z a b a w i ł i } o s t ą p il b l i ż e j , a l e c h ł o p ­ c z y k n i e s p o s t r z e g ł k o z i o ł k a . I j a k ż e m i a łg o s p o s t r z e c , k i e d y o c z y m i a ł z a m­ k n i ę t e . W i ę c k o z i o ł e k c o f n ą ł s ię k i l k a k r o k ó w w t y ł , a p o t e m z c a ł e j s i ł y u d e ­ r z y ł c h ł o p c z y k a r o g a m i w g ł o w ę .

Ś p i ą c y c h ł o p c z y k s t r a c ił r ó w n o w a ­ g ę , p r z e w r ó c i ł s ię p r z e z k ł o d ę j a k d ł u ­ g i n a z i e m i ę , a k o z i o ł e k b i l g o d a l e j r ó ż k a m i , n a d b i e g ł i B r y ś i z a c z ą ł g o s z a r p a ć z d r u g ie j s t r o n y i t a k s k o ń ­ c z y ł o s i ę o w o c z y t a n ie p r z y d r o d z e . A n i j e d n a l i t e r k a n i e w e s z ł a d o g ł ó w ­ k i c h ł o p c z y k a , a l e z a t o k o z i o ł e k n a b i ł m u n a c z o le d u ż o g u z ó w .

ihistorycLna

K r ó l o w a M a r y s i e ń k a , ż o n a k r ó la p o l­

s k ie g o J a n a I II , p r z y j ę ła r a z j a k o p a z ia b i e d n e g o s z la c h e t k ę , i lo d e g o i n i e ś w ia d o ­ m e g o d w o r s k ie j e t y k ie .y . K ie d y n a d r u g i d z ie ń k a z a n o m u s ta ć k r z e s łe m k r ó l o w e j i o d b i e r a ć t a le r z e z n i e d o j e d z o n e m i p o t r a ­ w a m i, s ą d z ą c , ż e o n e s ą d la n ie g o p r z e z n a ­ c z o n e , s z e d ł z k a ż d y m t a le r z e m d o d r u g i e ­ g o p o k o ju i ta m d o c z y s t o ś c i z j a d a ł , c o p o ­ z o s ta ło . G d y p o 6 - te m d a n i u k r ó l o w a m u d a ł a t a l e r z z n i e d o j e d z o n y m s z c z u p a k ie m , b ę d ą c j u ż s y ty m , p o s t a w ił g o p r z e d k r ó l o ­ w ą z p o w r o te m z e s ł o w a m i : „ D z ię k u ję W a ­ s z e j K r ó l e w s k i e j M o ś c i, / j a s ię j u ż t a k n a ­ j a d ł e m , ż e le d w o n ie p ę jk n ę " !

/

(3)

Nr- 18 O P IE K U N D Z I A T W Y Strona 3

Haśń o djable Rokicie i o przebiegłym chłopie Był sobie djabeł psotny, Rokita, i osoba znaczna i znakom ita. W bagnach

nad N arw ią m ieszkał od w ieka, na u- trapienie każdego człow ieka.

Złośliw e figle km iotkom w ciąż czy­

nił, tem u coś spsocił, tem u zawinił, to się pod m ostem ukrył w śród nocy, ję­

czy, narzeka, w zyw a pom ocy.

znijdzie z w oza patrzeć, kto płacze, bies jednym susem na w ózek skaeze, popędza konie, gna je z kopyta, aż je ochw aci djabeł Rokita.

Raz idzie lasem djabeł Rokita i już ze złości zębam i zgrzyta, bo daw no ża­

dnej nie złow ił duszy, w ięc m u Lucy- per naderw ał uszy.

A gdy tak idzie, patrzy, chłop sie­

dzi, pew nie z m yślam i srodze się bie­

dzi.

Co ci to, człecze — Rokita rze- knie, — tak się rozszlochać w cale nie pięknie. Pow iedz mi szczerze o trosce ow ej, m oże znajdziem y sposób jako­

w y.

Trudno to będzie — chłopek od- rzecze, — ciężka to spraw a, dobry człow iecze. Trza m i pieniędzy, i to nie m ało, takby się z dziesięć dukatów zdało.

— D ziesięć dukatów, toć to grosz m ały, ja ci nasypię kapelusz cały, ale w arunek postawić m uszę, że za pie­

niądze oddasz m i duszę.

Takiś ty, bratku — chłop m yśli so­

bie, — tożeś ty djabeł w w łasnej oso­

bie.

I m ów i:

— Zgoda, zgadzam się na to, kape­

lusz złota będzie zapłatą, a duszy wać- pan niech się spodziewa, gdy wszy­

stkie liście opadną z drzewa.

Cieszy się djabeł z łatw ej zdoby­

czy, a km ieć już w m yśli dukaty liczy.

Na dzień następny zm ówił się z biesem i w las Rokita sm yrgnął obce- sem.D nia następnego, gdy przyszła po­

ra, chłop z kapeluszem czeka z wieczo­

ra.

Przyleciał djabeł z wiórkiem pie­

niędzy, do kapelusza sypie czem prę- dzej

W ysypał jeden wór, srodze tłusty, w ysypał drugi, kapelusz pusty, w ysy­

pał trzeci, w ysypał czwarty, kapelusz ciągle pusty, rozwarty.

Co się to znaczy? — m yśli Ro­

kita i ze zdziwienia za łeb się chwyta, po nowe złoto pędzi w pośpiechu.

A chłop przemyślny pęka ze śmie-

Ichu, bo w kapeluszu, co jak rzeszoto, dziuram i leci djabelskie złoto, w pada do dołu, a dół nielada, zm ieści się w onym złota grom ada.

Pow raca djabeł obładow any, kapelusza ciska kubany. a gdy w pal W orków szeregi, 1—

lusz pełni po brzegi.

No! tom się zm achał — pow ie, a pot m u ciurkiem spł głow ie. — jam spełnił sw oje,

nij sw oje, przyjdę w jesieni po du- Zaśmiał się. św isnął, jak w ół, tak zniknął: a km ieć poczciw y z w ielką ochotą aż na trzy wozy ładuje złoto, jeden na kościół księdzu oddaje, dru­

gi dla biednych w m iejscu rozdaje, sobie w óz trzeci na końcu bierze i ży- je w esół, pracu je szczerze.

Czas szybko m ija, przechodzi lato, zbliża się jesień z sw ą barw ną szatą, liść w iędnie, żółknie, w iatr go rozsie­

w a. aż w reszcie nagie zostały drzew a.

Raz, to św itaniu, km ieć siedzi so­

bie, w tem bies się zjaw ia w w łasnej osobie.

Przepraszam bardzo, iż trudzić ; m uszę, liści już niema, proszę o

szę. W szak taka byJa nasza UTno''a-1 azJęanie j kopać poczęły, niech w asc nie zw leka, dotrzym a sio- I...

wa.

Co? liści niem a — chłop z śm iechem pow ie — chyba w aszeci cał­

kiem źle w głow ie.

I w iedzie djabła. gdzie bór sosno­

w y szumi na w ietrze, jak w dzień m a­

jow y.

— A ta zieloność? Toć to nie drw i- ny? Nie nagie jeszcze owe drzew iny.

I póki one w swej szacie stoją, nie przychodź waszeć po duszę moją.

Podskoczył djabeł na cztery łok­

cie, tupie kopytem , gryzie paznokcie, lecz trudna rada, na nic gniew ony, las siosen będzie zawsze zielony.

A iw* takim razie przegrał Rokita, choć to osoba tak znakomita: chłop go oszukał przemądrzałego, więc całe piekło śmiało się z niego.

a i skały

„Jakież to zamiary zuchroale!

Ty, miękka, kroplo mody, chcesz my drążyć skalę?“

Rzekla tmarda opoka i dumnie

spojrzała Na kroplę, co splymala.

Kropla nic nie odpomiada, Ale jak pada, tak pada...

1 stałością dokazała, Że rozleciała się skała.

I. Krasicki.

f»ocfio<fxejife kraino ludkóu

W ięcej. niż sto lat tem u żyl u W ej- 1 llerow ie pew ien szew c, który był nad- . a gdy w ysy- zm usza! do ciężkich prac naw et w no- w reszcie kapę- cy, za które w ydzielał jej w nagrodę baty. Rów nież od dzieci sw oich wy m a- R okita'gal, abv one m u pom agal\ napraw iać

... ... ... ...

trzew iki i w ten sposób z l)ie na dzienne utrzym anie

ce nie pracow ały tak spraw nie, jak clowalo, że tenże w yinierzal im chłosty

dem . że dzieci nic a nic nie rosl\. W stu norm alnego dziecka 4-ro letniego.

Pew nego razu posunął się naw et tak

z dziećm i. Szczęśliw ym zbiegiem oko­

liczności uratow ały się dzieci, dostając się do chodników i groty podziem nej, gdzie urządziły sobie w ygodne m ie-

całą podziem ną okolicę. D zieci te w ięc uw ażać należy za pierwszych rodzi­

ców licznego rodu krasnoludków .

K u JAGODOW EGO

i

R Ó L A

Po item wyższego m ęża można poznać w tłumie.

Że on zawsze to tylko zwykł robić, co umie!

(A. M ickiewicz.)

(4)

0 1 0 4 9

S t r o n a 4 OPIEKUN DZIATWY N r . 1 8

O ozem dowiedział się Władzio U c i e s z o n y W ł a d z i o p o d z i ę k o w a ł w Wąbrzeźnie

H e n r y k z W ł a d z i e m s p i e s z n i e i d ą u l i c ą . W ł a d z i o p r z y j e c h a ł w g o ś c i n ę d o H e n r y k a ; z z a c i e k a w i e n i e m o b s e r w o ­ w a ł r u c h m i a s t e c z k a , z a p y t u j ą c H e n ­ r y k a , d l a c z e g o t a k s i ę ś p i e s z y . H e n i o z t a j e m n i c z ą m i n k ą r z e k i :

W ł a d z i u , d z i ś p i ą t e k !

C ó ż z t e g o , ż e p i ą t e k , u n a s t e ż p i ą t e k , a n i e s o b o ta .

N o , a l e p a t r z 3 - c i a g o d z i n a . M u - s i m y s i ę p r z e j ś ć d o d r u k a r n i , p o g a z e ­ t ę . — W ł a d z i o z a c i e k a w i o n y , z a p y t u ­ j e o t y t u ł g a z e t y .

— U n a s j e s t t y l k o j e d n a g a z e t a — j e d n a d l a w s z y s t k i c h . O w s z y s t k i e m o - n a p i e s z e . N i e t y l k o t o , c o u n a s w m i e ­ ś c i e s i ę d z i e j e , l e c z i w p o w i e c i e , n a P o m o r z u , w k r a j u a n a w e t w c a ł y m ś w i e c i e . A c o n a j p i ę k n i e j s z e , t o t e ł a ­ d n e d o d a t k i ; i t o c o ś d l a k a ż d e g o : „ R o l ­ n i kd l a g o s p o d a r z y , „ N a s z 1 r z y j a - c i e l “ d l a s t a r s z y c h , — n o a d l a n a s , m ł o d z i e ż y , p i ę k n y i b o g a t y w t r e s c . . .

„ O p i e k u n D z i a t w y” .

T u W ł a d e k p r z e r w a ł r o z m o w ę i z n o w u p y t a o t y t u ł g a z e t y . H e n i o , z a ­ d o w o l o n y , i ż t e m a t r o z m o w y z a c h w y ­ c a W ł a d z i a , o p o w i a d a d a l e j :

W i d z i s z W ł a d k u , d o „ O p i e k u n a m o ż e s z i t y z a s y ł a ć s w o j e p r a c e p i ś ­ m i e n n e . O i l e t e p r a c e s ą d o b r e , b ę d ą z a m i e s z c z a n e i t o z t w o i m p o d p i s e m .

T o z d a n i e z a i n t r y g o w a ł o W ł a d k a . T y m c z a s e m H e n i e k o p o w i a d a ł d a l e j :

Z a r a z c i p o w i e m i t y t u ł t e j g a ­ z e t y , t y l k o s ł u c h a j : J e ż e l i l u b i s z c z y ­ t a ć k s i ą ż k i , t o i t e o t r z y m a s z w d o d a t ­ k u p o w i e ś c i o w y m . W i e s z , j a j u ż m a m j e d n ą , a o b e c n i e u ł o ż y ł e m s o b i e d r u g ą p . t . „ R e k i n y " i w i e s z m a b l i s k o 3 0 0 s t r o n .

— T o c i g r u b a k s i ą ż k a — p r z e r w a ł W ł a d e k .

A l e j e s z c z e n i e k o n i e c . . . W „ O p i e ­ k u n i e ” t o d o p i e r o z n a j d z i e s z c i e k a ­ w o s t k i ; j a k z a c z n i e s z c z y t a ć , — n i e p r z e r w i e s z , a ż d o k o ń c a .

T y m c z a s e m w e s z l i d o a d m i n i s t r a c j i . R u c h . . . p a n i e n k i n o s z ą , b i e g a j ą , p i s z ą .

J a k u n a s — r z e k i W ł a d e k . H e n r y k o d e b r a ł n u m e r y z c a ł e g o t y g o d n i a , b o b y ł c h o r y . P o k a z a ł W ł a d ­ k o w i .

W i e s z , j a t e ż s o b i e k u p i ę n u m e r i p o k a ż ę w d o m u .

T r z y m a j ą c ś w i e ż y n u m e r w r ę k u , W ł a d z i o c z y t a ł w o l n o : „ G ł o s . W ą b r z e ­ s k i.

W i d z i s z , j e s t ł a d n y , a b a r d z o t a ­ n i i b a r d z o p o c z y t n y . 1 e r a z m a m y p o ­ ł o w ę s i e r p n i a , p o w i e d z w i ę c r o d z i c o m , a b y i o n i z a a b o n o w a l i t o p i s m o , a n i e p o ż a ł u j ą , z o b a c z y s z !

k o l e d z e , p r z y r z e k a j ą c z a p r e n u m e r o w a ­ n i e g a z e t y . H e n i o , z a d o w o l o n y , p o d z i ę ­ k o w a ł z a o b i e t n i c ę i r a ź n o r u s z y ł z t o ­ w a r z y s z e m d o d o m u , b y z a t o p i ć s i ę w

„ O P I E K U N I E” .

il. K. Silbernagel.

I\la łące

Mórvi niania, że ro dabrornie Chodzą do dnia aniołowie, A gdzie stąpną nóżką bosą, Tam zakwita kwiat pod rosą.

Gdybym kiedy rano wstała, Tobym wszystko to widziała, Bo, gdy się tak w łące bawię, Ślad anielski drży na trawie.

Marja Konopnicka.

I\lai u esoło

TYZ TO WYMYSŁY...

D o o b s e r w a to r j u m a s t r o n o m i c z n e g o n a j e d n y m z e s z c z y t ó w B e s k i d ó w w c h o d z i m i e j ­ s c o w y w ł o ś c ia n i n i p r o s i , c z y n i e p o z w o lo - n o b y m u c h o ć r a z p o p a t r z e ć p r z e z l u n e tę n a k s i ę ż y c .

B a r d z o c h ę t n i e — o d p o w i a d a m u u p r z e j m y a s tr o n o m — a l e m u s i c i e , o j c z e , p r z y j ś ć t u w i e c z o r e m ... •

O , t y z to w y m y s ł y — m r u c z y w ł o ś ­ c i a n in n i e z a d o w o lo n y — w i e c z o r e m j a m o ­ g ę w i d z i e ć k s i ę ż y c i b e z l u n e t y .

MICHAŚ ZNA — o—SIĘ NA RZECZY.

— K t o z w a s , m o j e d z i e c i , p o w i e , c z e m s ię m ó g ł z a j m o w a ć N o e p o d c z a s p o b y t u w a r c e ?

P o d n o s i r ę k ę J ó z io z o s t a t n i e j ł a w k i .

N o m ó w ...

M ó g ł s ię z a jm o w a ć ł o w i e n i e m r y b n a w ę d k ę .

— O w s z e m , d o b r z e c h w a l i n a u c z y c i e l — r z e c z y w iś c i e m ó g ł s ię z a j m o w a ć ł o w i e n i e m r y b .

N a t o p o d n o s i r ę k ę , s ą s i a d J ó z ia .

A c o t y p o w i e s z ? — p y t a n a u c z y c i e l .

M o j e m z d a n ie m , t o N o e ł a p a n i e m r y b n a w ę lk ę m ó g ł s i ę z a j m o w a ć t y l k o b a r ­ d z o k r ó t k o , b o p r z e c i e ż m i a ł w a r c e w s z y s t ­ k i c h s t w o r z e ń p o p a r z e , a n a d w i e g l i s t y , to n i e w ie l e r y b m o ż n a z ł a p a ć ...

o

DOBRZE MYŚLI.

— T a t u s iu , m a s z s z c z ę ś c i e ...

J a k to ?

N i e p o t r z e b u j e s z k u p o w a ć n o w y c h k s i ą ż e k : z o s t a n ę j e s z c z e r o k w t e j s a m e j k l a s i e .

o —

OSTROŻNOŚĆ

— C i o c iu c z y m o g ę w y j ś ć d o o g r o d u p o p a t r z e ć n a k o m e t ę , k t ó r a m a s ię d z iś p o ­ k a z a ć ?

— N o , d o b r z e , i d ź J a s i u , a l e p a m i ę t a j — n i e p o d c h o d ź z a b l i s k o !

K s i ą ż n i c a K o p e m i k a ń s k a

w Toruniu

N a u c z y c i e l : — W y m i e n i ł e ś m i w s z y s t k i e z w i e r z ę t a z w y j ą t k i e m j e d n e g o . M a o n o s z o r s t k i e w ł o s y , n i e n a w i d z i k ą p i e l i , b y w a z a w s z e b r u d n e ... N o , z g a d ł e ś j u ż , T o m k u ?

T o m e k ( z a w s t y d z o n y ) : — T o j a .

— o

K a z i u , c o ś t y z r o b i ł , j a k t y w y g l ą ­ d a s z ?

— A n o , p r o s z ę t a t y , w p a d l e m d o k a ł u ­ ż y i p o w a l a ł e m s ię .

W n o w e m u b r a n i u w p a d ł e ś ?

N o , b o to t a k p r ę d k o s i ę s t a ło , ż e n ie m i a łe m c z a s u z d j ą ć p r z e d t e m u b r a n i a .

o —

W BEZPIECZNYCH RĘKACH

— D z i a d u n i u , c z y d z i a d u n i o m a z ę b y ?

— O j n i e m a m j u ż , m o j e d z i e c k o , w s z y ­ s t k i e m i w y p a d ł y .

T a k ? T o n i e c h m i d z i a d u n i o p o t r z y m a o r z e c h y , j a z a r a z p r z y j d ę .

:o : —

LOGIKA.

5 - l e t n i a d z i e w c z y n k a z a tr z y m u j e m a t k ę p r z e d k o ś c io t r u p e m i p y t a , c o to j e s t .

T o j e s t k o ś c i o t r u p , o d p o w i a d a m a t k a .

— A c o t o j e s t k o ś c i o tr u p ?

— T o s ą k o ś c i c z ł o w i e k a .

J a k ie g o c z ło w i e k a ?

— T a k i e g o , c o j u ż d a w n o u m a r ł . D z i e w c z y n k a m y ś l i p r z e z c h w i l ę , a p o ­ t e m p y t a :

— M a m u s i u ! C z y j a k c z ł o w i e k u m r z e ,

| t o t y l k o j e g o m i ę s o i d z i e d o n i e b a , a k o ś c i t o t u z o s t a j ą ?

o —

ZAWSZE PEWNY SIEBIE.

G a p s k i u d a ł s i ę d o p r z y j a c i e l a , m i e s z ­ k a j ą c e g o n a w s i. M a ją w ł a ś n i e w y j e c h a ć n a s p a c e r k o n n o . G a p s k i u d a j e z n a w c ę i d o s k o n a ł e g o j e ź d ź c a , p r z y c z e m k ł a d z i e n a k o n i a s i o d ł o o b r ó c i w s z y j e j e d n a k t y ł e m n a p r z ó d .

A l e ż n i e t a k ! — w o ł a n a ń p r z y j a ­ c i e l ! — p o ł o ż y ł e ś s i o d ł o z u p e ł n i e n a o d w r ó t .

— A s k ą d t y w je s z , w k t ó r ą j a s t r o n ę c h c ę j e c h a ć ? — o d p o w i a d a z a w s z e p e w n y s i e b i e G a p s k i .

o —

L e k a r z w e z w a n y d o c i e r p i ą c e g o J a s i a :

P o k a z j ę z y c z e k ... n o w y c i ą g n i j g o c a ł k i e m ...

j a § : _ N i e m o g ę . O n t a m j e s t p r z y m o ­ c o w a n y .

— o —

— D l a c z e g o to , g o s p o s i u , t a k m a ło p r z y ­ n i e ś li ś c ie m l e k a ?

— A b o p r o s z ę p a n i , t o w s z y s tk o b e z tę r u r ę w o d o c i ą g o w ą c o p ę k ł a

o

W SZKOLE

N a u c z y c i e l : K i e d y w i ś n i e s m a k u j ą n a j ­ l e p i e j ?

U c z e ń : W t e n c z a s , g d y n i e m a w o g r o ­ d z i e w ł a ś c i c i e la , a p i e s n a ł a ń c u c h u .

Cytaty

Powiązane dokumenty

O jakbym pragnął — choć biedny i mały — Do Twojej Jezu przyczynić się chwały. Przyjm moje chęci, zamiary, pragnienia, I racz dopomóc do

S pojrzał na nogi, ow inięte iw czarne płachty sukienne, na płaszcz pstrzący się od różnokolorow ych łat, na sznurkiem zw iązaną ładow nicę, wr końcu na tw arz

wodu, ale cóż miała robić, opiekowała się jednak nadal biednymi, pielęgnu ­ jąc chorych i starając się ulżyć im w miarę swoich możności?. Pewnego dnia

Leśniczy tymczasem pędził wprost, a gdy się zbliżał do chatki, usłyszał wołanie na pomoc.. Szybko przebiegł jeszcze przestrzeń, dzielącą go od do

niły się, przeskakiwały jedne przez drugie, przewracały się po miękkiej trawie i wyprawiały tysiączne figle.. Starsi zaś zbierali skrzętnie ziółka

— Luś zbierał małe kamyczki, przyglądał się wielkim małżom, leżącym na dnie.. Potem, kiedy już trzeba było wyjść z wody Luś postanowił nazbierać w lesie

Gdy usłyszał tętent koni, chciał się był u- kryć: ale wydało mu się to niegodnem tchórzostwem, śmiało więc z głową podniesioną stanął na progu.. — Gdzie

I płynęły te gorące jak żar słowa do Pana, i snuły się do nie­.. ba bez ustanku jak owe obłoki, aż wysłuchał Pan prośby ich i