• Nie Znaleziono Wyników

Dzwonek, 7 października 1926

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Dzwonek, 7 października 1926"

Copied!
8
0
0

Pełen tekst

(1)

7-go października 1926,

ZWONEK

Gazetka dla dzieci

Bezpłatny dodatek tygodniowy.

Przed obrazkiem N. M. P. Częstochowskiej,

1.

Nad łóżeczkiem Janka, naprzeciw okienka, Tam z obrazka patrzy Najświętsza Panienka.

Co to z husarją zwyciężył pogana.

A po prawej stronie portret króla Jana 2.

A po lewej strome portret Naczelnika ■ Sukmanę wdział chłopską i dosiadł konika.

0 poranku Janek przed łóżeczkiem klęka, Prosi, by w swej pieczy miała go Panienka.

3.

Mówi „Zdrowaś“. „Wierzę“, a potem od siebie Modli się, jak umie, do swej Matki w niebie:

„O, weźże mnie Matko na swego rycerza Bym jak król Jan bronił polskiego pacierza.

ł. i f

A zasię Cię proszę, by moje serduszko Tak kochało Polskę, jak kochał Kościuszko Bym dla niej pracował, dla niej żył jedynie A w potrzebie oddal krew, co w żyłach płynie“.

5.

Na stary obrazek pada blask z okienka.

Bkgostawi Janka Najświętsza Panienka-

Janina PorasŁfeka.

...

(2)

i 2 ®XSX?XS<3?ra<S?łr®(STf!®6?»?S>9tł?a<S!ł?s

i

Dziecko murzyńskie.

Mały Józio był dobrym, wesołym chłopcem, przez to dumą ajea i radością swej matki.

Pierwszy rok dopiero chodził do szkoły, a zaraz pierwsze świadectwo było tak dobre, że ojciec mu w nagrodę podarował 3 złote.

„Czy wolno mi zrobić z niemi, co mi się podoba ?‘\ zapytał Józio

„A tak“, odparł ojciec, „nie wolno ci tylko wydać ich na głupstwa.“

ZadcWolony z pozwolenia Józio wyjął z szafy skarbonkę, na której widniał napis, umieszczony niepoprawną ręką: „Dla dziecka pogańskiego“ włożył podarowane 3 złote. W skarbonce już dosyć dużo pieniędzy się znajdowało, Józio bowiem każdy grosz do niej wkładał.

W zeszłym roltu zabrała go matka do kościoła, w którym ksiądz misjonarz miał kazanie. Józio nie zrozumiał słów księdza, dopiero matka mu opowiedziała treść kazania, mianowicie, że ksiądz misjonarz mówił o dzieciach murzyńskich, które nieraz z głodu umierają dla braku dachu nad głową. Kapłan prosił o li­

tość ludzi nad biednymi poganami, nadmieniając, że za 40 zło­

tych można już nabyć dziecko pogańskie. Miłosierny Józio ro\

ważał, coby on sam mógł zrobić, aby dopomóc dzieciom pogań­

skim i jakimby sposobem mógł się im o chleb postarać. Wreszcie wpadła mu myśl do głowy, że mógłby zaoszczędzić 40 złotych dla wykupienia jednego z tych dzieci biednych.

W dniu jego imienin, przybył wuj i rzekł:

„Józiu, nie wiedziałem coby ci podarować, wiec wolę sN ciebie zapytać, czegośby sobie życzył?“

Józio chwilkę pomyślał; potem przystąpił do wuja i głosem cichym, czerwieniąc się cały, rzeki:

„Wujku, kocliany, proszę o pieniądze, które dki mnie prze­

znaczyłeś na podarek“.,

„Pieniędzy chcesz?“ odrzekł zdziwiony wuj, „a to dla­

czego?“

Józio wyjął skarbonkę z szafy i wręczył ją wujowi. „Ot*

dziecka pogańskiego-', przeczytał i .łza zakręciła sie w oczacli wu­

ja z radości nad dobrem sercem Józia. Włożył też wiele więcej do skarbonki, aniżeli» wuj z razu chciał wvdać na podarek.

(3)

' ' ,- - .- '

#

Skończył się pierwszy rok szkolny i Józio prócz promocij Ja wyższej klasy, przyniósł jeszcze i dobre świadectwo do domu;

dostał znów 3 złote, które powędrowały do skarbonki.

„Trzeba mi też raz policzyć, ile już w niej mam“, pomyślał Józio ; wysypał pieniądze na stół.# Matka pomogła mu zliczyć;

wykazało się, żc było razem 40 złotych 50 groszy.

„Czy mogę pójść do księdza kapelana?“ zapytał Józio.

Matka kiwnęła głową i Józio pobiegł na probostwo.

„Chciałbym sobie kupić dziecko pogańskie,“ rzekł Józio, gdy zaszedł do księdza, pochwaliwszy poprzednio Pana Boga.

„Ma to być dziewczynka, moja siostrzyczka, ale nie wiem, jakieby jej nadać imię?“

„A ty jak się nazywasz?“ - Jr

„Józef Leśny“, odpowiedział Józio.

„Ko, to twojej siostrzyczce damy imię Mania, wszak to imię Matki Bożej.“

Józio się zgodził na to -i tuż chciał odejść, kiedy kapłan rzekł:

„50 groszy przyniosłeś za wiele, co z niemi zrobić!

„Kupie za nie pierników,“ odparł Józio, „podzielimy się nie­

mi, jo jest owe dziecko pogańskie i ja.“

„Dziecko pogańskie i ty? Przecież ono tu dotąd nie przy- będzie."

„Nie przybędzie tu dotąd?“ zawołał chłopiec, „a gdzie bę- dzie?"

„W klasztorze, odpowiedział kapłan, „tam zostanie ochrzeo- ne i wychowane pć chrześcijańsku, ale nie tu, tylko w Afryce“.

Józio zwiesił głowę.

„Nie tu dotąd przybędzie“, powtórzył cichym głosem, „a ja się tak cieszyłem na siostrzyczkę“.

Gdy powrócił dc domu, usiadł smutny w kącie i spoglądał na wypróżnioną skarbonkę, —--- i

„Matusiu“, rzekł, pomyślcie, dziecko pogańskie nie przybę­

dzie tu do nas, pozostanie ono w Afryce i ja go nigdy nie zobaczę

„Oczywiście“, rzekła matka, „a ty cobyś był chciał mieć:

ofiara twoja Panu Bogu i tak będzie miłą, ponieważ małą Mar ja tam ochrzcą i wychowają na dobrego człowieka“.

„Wiem, już, co zrobię“, rzekł Józio, „po wieczornej modlit­

wie, co wieczór będę prosił Pana Boga, aby nam przysłał owe dziecko pogańskie. Pan Bóg to uczyni, ho wszystko zrobić rno że.“ —---

(4)

4 (5?PTc)6^cX53fTć)(3%vrE)6T^cX5Zvrc)(5?KS@^h

Nadeszła jesień, a był to dzień bardzo zimny, wietrzny i dżdżysty. Józio z swą matką siedzieli w domu, chłopiec odrabiał zadania szkolne a matka pilnie szyła.

„Oby już ojciec wnet wrócił do domu w tę niepięktia pogo­

dę“, rzekła matka. „Daleką ma drogę z pracy do domu“.

„Otóż i ojciec“, zawołał Józio, gdy usłyszał, że ktoś drzwi otwierał. Ale nie ojciec, tylko mała dziewczynka z koszem na rę­

ku stała w sieni i błagała:

, „Proszę was, odkupcie coś, taka jestem zmęczona, że nie mogę już dalej pójść, a ciotka mnie wybije, gdy nie przyniosę pie­

niędzy“.

„Biedne dziecko“, rzekła pani Leśna, „wnijdź tu, wszak ca­

ła przemokłaś od deszczu“.

Temi słowy odebrała koszyk i poprowadziła małą do pieca ciepłego. Józio spostrzegł, że była głodną; poszedł więc do kuch­

ni, przyniósł wielki kawałek chleba i podał biednemu dziecku.

„Czy masz jeszcze rodziców?“ zapytała matka Józia.

„Już nie mam“, odparła mała, „matka moja umarła przed óśmłu miesiącami, a ojciec już od 3 lat nie żyje. Pochodzimy z daleka, a sąsiadka nasza, która posiada dom własny, zabrała mnie ze sobą i dla niej to muszę te przedmioty sprzedawać, Gniewa ona się często na mnie, że nie dosyć pieniędzy jej przynoszę; wczo­

raj mi oświadczyła, że mnie wyrzuci na ulicę.“

Józio z uwagą przysłuchiwał się opowiadaniu małej.

„Jak ci na imię“? zapytał, zbliżając się do dziewczęcia.

„Marja“, brzmiała odpowiedź.

„Marja“? zapytał chłopiec ździwiony, i z daleka przyby­

wasz? „O, mateczko“, szepną! cichutko, „to zapewne moje dziec­

ko pogańskie!“

Pani Leśna wysuszywszy pończochy i trzewiki dziecka, na­

karmiwszy i otuliwszy je, odesłała do domu. Dodała mu też co­

kolwiek pieniędzy i kazała poprosić ciotkę, aby do niej nazajutrz przyszła.

Na Józia czas było pójść do łóżka, odmówił on swój pacierz wieczorny jeszcze nabożniej niż zwykle i dodał stałą prośbę: „Pa­

nie Boże, przyślij mi moje dziecko pogańskie!“---

Pod wieczór, gdy ojciec Józia wrócił z pracy, tenże urado­

wany ma opowiedział, że Pan Bóg wysłuchał jego prośbę i przy­

słał małą dziewczynkę, o którą on tak Go błagał. Początkowo ojciec nie zrozumiał o co dziecku chodzi, dopiero matka dokładnie opowiedziała, óe Józiowi sie zdawało, iż owa dziewczvnka. Marja.

(5)

6xsex9sx9exsevcseatoex96x9 5 exsexsexsexeexei»^

sierotka, która sprzedawała owe drobnostki, to właśnie

dzieckiem murzyńskiem, które Józio kupił za uskładane p;eSj ^

„Chciałam więc z tobą, mężu, poradzić się, dodała matka, „czybyśmy nie mogli przyjąć owej dziewczynki °^t jako siostry dla naszego Józia. Pan Bóg nam napewno n^Hi, sławi, gdy się ulitujemy nad sierotą biedną!“

Z radością pan Leśny przystał na myśl żony.

Nazajutrz mała Marynia, przybyła ze swoją ciotka braną tak ponurą i małomówną, że poznać było, it zbyt debrze było u niej.

Pani Leśna długo z nią samą rozmawiała, a gdy Sję ły, przystąpiła do Maryni i rzekła:

„Otóż, dziecko, odtąd jesteś naszem dzieckiem. Ciotka sler°«H

f«nl 8V

ki!

k

ja pozostawi ciebie u nas na zawsze.*

Ciotka podała Maryni rękę na pożegnanie, a dzieckoDziękuje ciotce za wszystko, co dla mnie uczynią i«Ze^o

4

ft A z oczu dziecka biła radość, gdy się przytuliła do Svt,. 11 c

xvcj dobrodziejki. Vei %

Józio wróciwszy do domu zastał już swoją siostrzy A czego u!e posiadał się z radości. Marynia szybko przywyu^» t

była posłuszną, pilną i dobrą. Józio^

swojej nowej rodziny i ^ jp

rym a żyli w zgodzie zupełnie jak rodzeństwo, i długo jeS7 2 ^ zio mniemał, że to właśnie Marynia była owem dzieckiem^6 ^ $ skiem, wykupionem przez niego w Afryce. Pogatj, ;i

Ody dorósł i dużo się nauczył, udał się Józio do Afryk misjonarz, aby głosił Słowo Boże biednym poganom ; J0 % spotkał owa przez siebie swego czasu wykupioną dziew ^ ^ pogańską, Marję, która jako siostra zakonna pracowała ub

... / 113 sta. $ _____________ f cjach misyjnych.

Dziwne zwyczaje weselne.

r,pW i U nas i u praw ie wszystkich narodów dzień ślubu jes+ % . I radości, w którym daje się podarki państwu młodym, dobr?% - * i1,In żo się jada, tańczy się i weseli. 'e ' du.

U pewnego plemienia w północnej Afryce, zwanego p- nio inaczej się dzieje. Przy ślubie wypiłowuje się młodej % zęby, poczem kowal wiejski skuwa młodożeńców jaj~w N przytwierdzonym u stawów rąk. Fonie waż jedynie ma-> etti

4Z Ni

<!l1

(6)

6 S »VI ci faW Ć5 (śtTic/S-^tj *V.cH>lViä , _sVv-ą wolę, żerna całkiem musi stosować się do jego roz-

4**^, vviele lepiej dzieje się u nowożeńców w Australii. Po 1 yprowadza się ich do naczelniczki plemienia, która im

^ P mały palec- Dopiero wtedy uchodzą1 za prawowitych Eskimosów taki znów zwyczaj, że mąż porywa sobie .^y zapobiec ucieczce dziewczyny, mąż przeszywa jej

^anim rany się zagoją, żona już przyzwykla do nowego

# .a j nie myśli już o ucieczce.

^ ..gdaw ,i-o temu nie udała się pewnemu Eskimosowi taka a po żonę. Zbliży! się pod namiot wybranej dziewczyny (#a,vV}iutku zabrał worek, w którym przypuszczał, że wybrana

f j 7ß iósł, pomimc oporu, zdobycz swą do swej chaty. Skoro

>1 t%vorzył, spostrzegł ku swemu przerażeniu, że zamiast schwycił matkę ukochanej. Prawowity mąż w c’o-

»:i"vZ;gZcze nie upomniał się o nią, a ona nie zamyślała uciec, liti* )VL zatem był zniewolony zatrzymać ją jako żonę. U Eski- nj p $.°pa$uje wielożenstwo, a sypiają tam we workach a nie w

Mądry Macióś.

Maćku“, pyta nauczyciel w szkole syna bogatego gospo-

”0%viedz mi, czy słońce ludziom jest potrzebne?

11 Maciek długo i z natężeniem namyśla się, w końcu rzecze:

.lica nie potrzebujemy !

Ależ chłopcze“, woła nauczyciel zaperzony nad taka głu- t0 z jakiego powodu?“

^. <8 "apardzo prosty powód, panie nauczycielu“, mówi Maciek j riOCV świeci księżyc, a za dnia przecież zawsze jest jasno“.

Miłe ocknięcie.

j^atka: „Gdy cię rano budziłam, zaśmiałeś się wesoło, jWiloci się coś wesołego?"

p clorek: „Przeciwnie, mateczko ,śniło mi się, że mi się .iodło ^ szkole."

\tatka : ,J z tego się cieszyłeś?"

«lofek : „Oczywiście, wszak to dziś niedziela'"

- •

(7)

m K3OTBH

Mały posługacz.

Możeście słyszeli, kim był: Paganini?

— Był to swego czasu najsławniejszy skrzypy ^ 1°

wielki kompozytor, to znaczy, ze układał piękne meto"3

nych pieśni. .=» l* -

„Taniec czarownic“ i*dziś jeszcze, może być ie<y grany przez doskonałego skrzypka, kompozycja ta i65 bardzo trudna . . . Zatem jeżeli które z was, dzieci, ^ skrzypkach, ćwiczcie się pilnie, abyście i wy mogły

pozycje Paganiniego. KOl?<Tf

Gdy Paganini objeżdżał stolice Europy, dawajac ^ w znało go prawie każde dziecko, znał go też mały posfu"‘

celi, który kiedyś niósł sławnemu skrzypkowi paczkę r^

„Ile chcesz za niesienie?“ zapytał Paganini przebyciu drogi pięciominutowej, „oddaj mi moją paczkę 1

Mały posługacz Marceli uśmiechnął się uprzej™1 ’ rzekł:

„Dziesięć franków, panie!''

y tlę

Paganini oburzony, krzyknął:

tak 1 ^

„Dziesięć franków za 5 minut pracy, za noszeni6 ^ paczki? Tyś strasznie drogi, chłopcze. Kto cię takie! ''

oczy/, urwiszn ?“ pa^’1'1*'

v Marceli uśmiechnął się znowu. Rozgniewało to 1 go jeszcze bardziej, więc zawołał oburzony: nj6

„Jeszcze dotąd nie oszalałem. Dziesięć franków

płacę!“ y

Marceli skłonił się znowu grzecznie i odpowiedzią .

„Mistrzu, wiem, że dziesięć franków to nadzwyc fca zaplata za niesienie lekkiej paczki z nutami, ale cZ' gazecie, że i pan Paganini bardzo wysokie ceny żąda z

"ta swoich koncertach . . .“

Paganini roześmiał się i dał sprytnemu chłopcu 20 ^

Bajka, nie bajka?

Muk, Karzeł i Puk. olbrzymi, udali się razem na $ Gdy tak już uszli spory kawał drogi, dotarli do wielki6^ ^ oa wielki olać. Tam wiło sie od. ognistych djabłów. ktt>f

(8)

Sgę A ^hafy, wskutek czego obaj nie mogli przejść przez v tyin to ów olbrzymi ruch samochodowy po miastach, przed a be2PrZes*rzcga*a ich dobra czarownica Bolemiła. Gdy tak i zatrwożeni i nie wiedzieli co począć, zjawiła się r^i|j cllTl1 Magle Bolemiła i zapytała o powód smutku. W jednej b i W,sZarc)wMica zamieniła się w stójkowego, który wzniósł rę- hro$}y Z5,sŁkie te małe samochodowe diabełki przystanęły jakby ziemió i ani jeden się nie ruszył, dopóki Muk, Puk i f Mie przeszli przez plac niebezpieczny,

k ,° macie też mój numer telefonu“, rzekła dobra czarowni- j e 1 który z was czegoś zapragnie, zadzwońcie do mnie“.

faz‘ dwa, trzy, Bolemiła znikła i pędziła przez szyb pod- do swego mieszkania piekielnego,

rzekł Muk, „chciałbym jeszcze szybsze mieć obuwie, 2gC siedmiomilowe, w których kot ongiś chodził.“ -

? sobje r.az Puk zatelefonował do czarownicy i powiedział jej, Zyczył Muk. Zaledwie powiesił słuchawkę, już usłyszeli .lrn się arr,i°chodu, który się przy nich zatrzymał. Wsiedli i za­

szli ,^h%trzegli, już dojechali w to miejsce, do któregoby byli

q i€r° za jaki tydzień.

^6 i ß ^ ^k wędrowali, doszli do łąki, na której chcieli odpo- Ak) ]tr^2espać się po długiej podróży. Na łące atoli pasło się Aby t °w- a te oczywiście przeszkadzałyby im we śnie. Oj, rca. [ A krowy usunięto, tak pomyśleli sobie obaj w cichości kró^AAanęła tablica na łące przed nimi: „Nie wolno tu pa-

a domem rodzinnym i niczego bardziej nie pragnęli nad to, . rca r -

już

XV' Urząd gminny."

v drugich wędrówkach, Karła i olbrzyma schwyciła tę-

\ pjv vQ v "*■*** ł vutfumj ui i mvt/v^u wujwoivj uiv “o** t— — -*

U^Mrjr i ' edzej mogli zalecieć do swego lasu czarownego do swej j)Aa. ;r^g0 tatusia. A pragnęli prędzej zalecieć od zwykłego {A ją]t;ża edwie przez telefon wyrazili swe życzenie Bolemtlej, tA mja, w‘e!ki zafrunął w powietrzu i zatrzymał się przed nimi.

js]Cb, a Mropeler i wspaniałą kabinę, t. j. przedział dla podróż- Ä' t. ; y s,"c go zapytali, jak się nazywa, odpowiedział: „Aero- c^ar San,olot“. Wsiedli niezwłocznie i zajechali do swego

>,e n°d2;0ynes:o tysiąc razy prędzej, niż zwykły ptak. W dro-

^kowali jeszcze Boiemiłej bezdrufowym telefonem za Xj Wie,?0 im dobrego uczyniła.

iG,^a radość zapanowała przy powrocie, gdy obaj w po- w A, adostali się do swych matek. Upiekły im olbrzymi L «0 t6Je^j Puk i Muk do dziś jeszcze są przy życiu, jedzą z ni©»

toTika?

Cytaty

Powiązane dokumenty

Łódź kołysała się drżąc lekko w miejscu na spokojnem morzu.. Silnik też poruszał się miarowo i Piotruś

Młody Edison — bo to on był — jeszcze nieraz doczekał frię, że ludzie pukali palcem w czoło jego, jak ten oto robotnik, który chłopca rozczytującego się w podręczniku

kręcić hamulec! Nie sposób było, ponieważ nie mogli z wnęw wozu dostać się do budki, w której znajdował się hamulec. Nikt me byłby w stanie im pomóc, a wóz coraz

Gdym jako mały chłopiec budził się w dniu wyjazdu matki, wtedy była już dobra moja mateczka od kilku godzin w drodze. Wtedy to wszystko inaczej się działo w całym domu

Jeśli chłopcy są przyjaciółmi, przyjaźń ich nie # 4 długo, gdyż o byle cc się zaraz pobiją, lub pokłócą się, tak, po raz muszą się znowu godzić, tym czasem nasze

Zwłaszcza sokół pewien zjawiał się stale i głośno dobijał się dzióbkiem do drzwi i to nawet w nocy, kiedy to święty czas trawił na modlitwie!. Później,

Z początku jeszcze i on boczył się na swych towarzyszów, i oni wyśmiewali się z niego, nazywając go wilkiem, — ale powoli wszystko poszło w zapomnienie: dzieci

i ciągnie zasobą choinkę. — Przystaje w środku sceny.) Pierwszyaniół: Oj, jakże się cieszę! Nadszedł Ztlj czas gwiazdkowy. Ludzie mają zapomnieć o smutkach i troskach