• Nie Znaleziono Wyników

Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . rb . 5.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . rb . 5."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

.NŁ 3 0 (1416). Warszawa, dnia 25 lipca 1909 r. T om X X V I I I .

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

P R E N U M E R A T A „ W S Z E C H Ś W IA T A ".

W W arszaw ie; ro c z n ic r b . 8, k w artaln ie rb . 2.

Z przesyłką pocztową r o c z n ie r b . 10, p ó łr . rb . 5.

PR EN U M ERO W A Ć MOŻNA:

W R e d ak cy i „W sz e c h ś w ia ta " i we w sz y stk ic h k się g a r­

n iach w k ra ju i za g ran icą.

R e d a k to r „W szechśw iata'* p rz y jm u je ze sp raw am i red a k c y jn e m i c o d z ie n n ie o d g o d z in y 6 d o 8 w ieczo rem w lo k alu re d a k c y i.

A d r e s R e d a k c y i: K R U C Z A .Nk 3 2 . T e le fo n u 8 3 -1 4 .

N O W A M E T O D A O Z N A C Z E N IA E L E M E N T A R N E J ILO ŚCI E L E K ­

T R Y C Z N O Ś C I Ł).

J e d n ą z n ajw ażniejszy ch sta ły c h w fi­

zyce współczesnej j e s t wielkość elem en­

tarn e j ilości elektryczności, wielkość ł a ­ d u n k u ostatn iej niepodzielnej je d n o s tk i elektryczności. Pierw szego bezpośrednie­

go po m iaru tej wielkości dokonał J. J.

T hom son zapomocą genialnie pom yślanej metody, polegającej n a pewnej szczegól­

nej własności jo n ó w gazów: oto w po­

w ie trz u przesyconem do pew nego stopnia parą wodną, j o n y tw orzą j ą d r a , n a k tó ­ ry ch osiad ają kro ple mgły. W yo b ra ź m y sobie n aczy n ie zam kn ięte, zaw ierające pow ietrze jeszcze nie jo n iz o V a n e a prze­

sycone p a rą wodną, ale nie do teg o s to ­ pnia, ab y je j sk rop len ie mogło nastąpić sam orzutnie. J e ś li naczynie to w y s ta w i­

m y n a działanie jo n iz u ją c y c h promieni

*) Feliks E hrenhaft, E ine M ethode zur Be- stim m ung des elektrischen Elem entarąnantum s.

W iener Sitzangsberichte 18 marca 1909 r.

R o n tgen a (lub Becąuerela), n a ty c h m ia s t pojawi się w naczyn iu mgła: każdy z j o ­ nów s ta je się ośrodkiem kropli wody.

Mgła t a powoli, j e d n o s ta jn ie opada n a dół z szybkością, k tó rą łatw o można m ie­

rzyć; opadając, m gła uprow adza Z"Sobą elektryczność siedzącą na jonach; ilość tej uprow adzonej przez m głę e le k try c z ­ ności można również dokładnie zmierzyć zapomocą elektrom etru . Przyjm ijm y , że ład u n k i owych jonów są w szystkie tego samego z n a k u (a nie tru d n o się o to p o ­ starać), to ilość owej uprowadzonej e le k ­ tryczności, podzielona przez ilość u p ro w a ­ dzonych jonów, da n a m wielkość ła d u n k u jo n u . Ilość uprow adzo ny ch jo n ów j e s t id entyczn a z ilością opadniętych kropel, boć ty lk o dzięki jonom krople powstały, a p rzy jm uje m y, że n a każdym jonie osia­

dła j ę d n a i tylko j e d n a kropla. Pozo­

s ta je nam jeszcze policzyć ilość o p a d a ­ ją c y c h kropel. Ciężar w sz y stk ic h kropel i całej m gły łatw o można oznaczyć; je ś li­

b y śm y ted y znali ciężar je d n e j kropli, to

i

iloraz z ciężaru w sz y stk ic h kropel razem

przez ciężar je d n e j kropli da n am ilość

k ro pel opadających. Chodzi więc o s ta ­

tecznie o ciężar (czyli objętość, bo g ę ­

stość wody = 1 ) je d n e j kropli; p rz y jm ij­

(2)

466 W SZ E C H SW IA T JMś 30 my, że owe krople m a ją p o sta ć kul, to

pozostanie oznaczyć p ro m ień takiej kuli.

Oznaczymy go z szybkości opadania mgły, a to n a p o d sta w ie n a stę p u ją c e g o rozważania: w y o b ra ź m y sobie k u lę p o r u ­ s z ającą się pod w p ły w e m pew n ej siły, np. siły ciężkości w śro d o w isk u s ta w ia - ją c e m ruchow i opór t a r c ia np. w oleju;

g d y b y t a r c ia nie było, k u la p o ru sz a łab y się z przyśp ie sz e n ie m p roporcyonalnem w ielkości siły działającej; owej sile p i e r ­ wotnej przeciw działa je d n a k ż e siła t a r ­ cia, k tó ra j e s t t e m w iększa, im w iększa j e s t szy b kość po ruszającej się (w p r z y ­ p a d k u siły ciężkości spadającej) kuli;

g d y szybkość w zrośnie do tego stopnia, że siła tarc ia będzie ró w n a pierw o tnej sile działającej, k u la będzie się poruszała n a m ocy bezwładności z je d n o s ta jn ie n a ­ b y t ą szybkością. Niechaj p oznacza współczynnik tarcia, a pro m ień kuli, n s to s u n e k obwodu do śre d n ic y koła, a v sz y b k o ść kuli, to siła tarc ia - 6 7 : p a u; j e ­ śli więc s zy b kość kuli osiągnie t a k ą w a r ­ tość, że 6 7 t p a v = pierw otn ej sile dzia­

łającej, k u la zacznie się p o ru szać (sp a ­ dać) z s z y b k o śc ią je d n o s ta jn ą ; oznaczm y wielkość siły p ierw o tn e j S, to można na- odw rót z o b serw o w an ej szybkości j e d n o ­ s ta jn e j, z j a k ą k u la się porusza, obliczyć je j pro m ień z ró w n a n ia 6 <r pav = /S, j e ­ śli p i S są znane. W n a s z y m p r z y p a d ­ k u g r a w ita c y a ziem ska j e s t ową siłą S, k rop la w ody — s p a d a ją c ą kulą, a pow ie­

t r z e —środow iskiem s ta w ia ją c e m opór t a r ­ cia (wobec m ałych rozm iarów kuli dosyć znaczny). W zór o s ta tn i z n a n y j e s t j a k o wzór S tokesa. Za j e g o to pom ocą J . J.

Thom son z o bserw o w anej szybkości s p a ­ d a n ia m g ły m ógł obliczyć prom ień k r o ­ pel s p a d ają cy c h , a zatem ich ciężar, a w o­

bec z n a n ego ciężaru w sz y s tk ic h kropel ra z e m —ilość kropel; ta j e s t id en ty c zn a z ilością up ro w adzony ch jonów, a że ilość całej uprow adzonej e lektry czn ości można było rów nież oznaczyć, Thom son w ten sposób o trz y m a ł wielkość ła d u n k u jon u. D o św iadczenia te z o sta ły potem k ilk a k ro tn ie powtórzone i j a k o w ielkość ła d u n k u jo n u d a ły e = 3,4.10 ~ 10 j e d n o ­ ste k e le k tro s ta ty c z n y c h .

D ro g ą te o re ty c z n ą (teoryi e le k tro m a ­

gnety c z n e j promieniow ania) M. P la n c k doszedł do liczby nieco odm iennej s =

= 4 ,6 9 .1 0 — 10. Różnica n ie z b y t wielka, j e ­ dnakow oż wobec ważności, j a k ą się słu­

sznie przypisuje k w e s ty i wielkości a t o ­ mu elektryczności, p o żąd ana j e s t w iększa pew ność w artości liczebnej. Niedawno R u th e rfo rd oznaczył doświadczalnie w ie l­

kość ła d u n k u c z ąstk i a su bsta nc yi pro­

m ieniotw órczych i otrzym ał — c z ą s tk a a nosi podw ójny ła d u n e k e le k t r y c z n o ś c i - 2 s = 9,3.10-10, t. j. s = 4,6 5.10“ 10 j e d n o ­ s te k e le k tro staty c z n y ch . Liczba t a j e s t bardzo zbliżona do liczby Planck a, a r ó ­ żni się o jak ie 25°/0 od liczby Thomsona.

Imiona J. J. Thom sona, P la n ck a , R u t h e r ­ forda ręczą za wzorowe przeprowadzenie pom iarów i obliczeń, niezgodność należy przy pisyw ać m etodom samym ; wobec t a ­ kiego s ta n u rzeczy, było bardzo pożąda­

ne podać m etodę nową, a b y w sposób od d o tychczaso w y ch m etod niezależny rozstrz y g n ą ć , czy m niejsza w a rto ść 3,4.10 _1° czy większa 4 ,6 .10 ~ 10 bardziej z asług uje n a zaufanie. Metodę t a k ą po­

dał E h re n h aft.

Polega ona na u ltra m ikrosk op ow em b a ­ d a n iu cząsteczek m etalow ych suspendo- w a n y c h w powietrzu, a obdarzonych ła ­ du n k iem elektryczny m . Cząsteczki takie E h r e n h a f t otrzym uje w taki sposób, że m iędzy m etalow em i ele k tro d a m i zapo- mocą p rą d u stałego w y tw a rz a łu k św ie ­ tlny; pow ietrze z owego łu ku , napełnione n a d e r drobnem i cząsteczkam i m etalu, po- w sta łe m i z powodu rozpylenia, w s y s a pod ultramikroslcop. Gdy c z ąstk i te p o d d a ­ m y działaniu pola e le k tro staty c z n eg o , można zauważyć, j a k je d n e z nich p o ru ­ sz ają się ku anodzie, d ru g ie k u katodzie, inne pozostają n a m i e j s c u 1). Z tego w y ­ nika, że te małe cząstki są częścią do­

datnio, częścią odjemnie, częścią zaś wcale nie naładow ane. W iadom o, że za- pom ocą ultra m ik ro sk o p u nie można roze­

znać k s z ta łtu , lecz m ożna stw ierdzić tylko obecność przedmiotu, tem mniej więc mo­

') Podobne zjawisko obserwował M. Broglie,

por. notatka w JNa 28 „W szechświata" z roku 1908

p. t.: „Jony gazów pod ultram ikroskopem ".

(3)

Nś 30 W SZ E C H SW IA T 467 że być m ow a o „powiększeniu" obrazu

u ltram ikroskopow ego; do p o m iaru wiel­

kości owych c z ąs tek zawieszonych E h r e n ­ haft użył tej sam ej m etody, co Thomson do p o m iaru prom ienia kro pel mgły, a m ia ­ nowicie obserw ow ał szybkość sp adania cząsteczek (pod w p ły w e m przy ciąg an ia ziem skiego w nieobecności pola e lektro ­ statycznego) i ze wzoru S to k e sa obliczał ich prom ień a. Ta s a m a m etoda służyła mu też do obliczenia ład u n k u ele k try c z ­ nego owych cząsteczek: wzór S to k e sa j e s t w a ż n y w p r z y p a d k u ja k ie jk o lw ie k siły działającej, a więc i siły e le k tro s ta ­ tycznej. Siłę e le k tro staty c z n ą, której d ziałaniu p o dd a n e zostały cząsteczki m e­

talowe, oznaczm y przez X , a ład u n e k j o ­ nu przez e, w ted y we wzorze powyższym S to k e sa w y starczy nam podstaw ić S= X .e, aby z obserw ow an ej szybkości u c ząste­

czek, p o ru sz a jąc y c h się w polu elektry- cznem, obliczyć wielkość ła d u n k u e, bo w sz ystkie inn e wielkości w rów n an iu X . e = 6 7 r p a . u są znane. Z dwu zatem pomiarów: szybkości cząsteczek w polu g r a w ita c y i ziem skiej i szybkości w polu e le k tro s ta ty c ż n e m można było oznaczyć masę i ła d u n e k cząsteczek obserw o w a­

nych. P o m ia ry m a s y okazały, że średnia je j w a rto ś ć j e s t 10-12 g\ są to ju ż zatem cząsteczki, k tó re m ożna pod m ikro sk o ­ pem obserw ow ać i ich wielkość oznaczyć m ikroskopicznie; uczynił to E h re n h a ft i otrzym ał w a rto śc i zgadzające się b a r ­ dzo dobrze z w a rtośc iam i o trzym anem i zapomocą w zoru S to k e sa z szybkości s p a d a n ia w polu g raw itacy i. Ś re d n ia z licznych po m iaró w E h r e n h a f ta dla wielkości ła d u n k u cząsteczki daje e =

= 4 , 6 . 10 -10 j e d n o s t e k elek trostatyczn y ch ; to znaczy, że owe c z ąstk i m etalow e, po­

w sta ją c e w e le k try c z n y m łu k u św ie tln ym (pomiędzy e le k tro d a m i met*lowemi), p o ­ siadające w p o rów n an iu z jo n a m i gazów bardzo dużą m asę, naładow ane są tylko p ojedyńczem i ilościami elektryczności, a liczba o trz y m an a dla wielkości owej ilości s = 4,6 . 1 0 - '° je d n o s te k e le k tro s ta ­ t y cz n y c h zgad za się bardzo dobrze z li­

czbą P la n ck a (* = 4 , 6 9 . 10~10) i z liczbą R u therford a (e = 4,65 . 10 “ 10).

J , L , Saljjeter.

E. K U S T E R.

O C H E M I C Z N E M O D D Z I A Ł Y W A ­ N IU O R G A N I Z M Ó W N A S I E B I E *).

Jeżeli m am y mówić o w pływ ach che­

micznych, ja k ie m i ustro je od działyw ają n a siebie, to przedew szystkiem m usim y określić nasze zadanie i w yłączyć sobie j a k ą ś część tego olbrzym iego rozdziału n a u ki o organizmach wogóle.

Że ustroje, naogół biorąc, m ogą w p ły ­ wać n a siebie dro gą chemiczną, j e s t rze­

czą zrozum iałą n a w e t dla nie p r zy g o to ­ wanych. W y s ta r c z y tu ta j zwrócić uw agę n a przypadki bezpośredniego połączenia cielesnego dw u osobników, j a k się to zda­

rza np. w sto s u n k u p asorzy ta do żyw i­

ciela lub w razie tran splan tacyi.

W j a k różnorodny sposób m ogą od­

działyw ać su b s ta n c y e produkow ane przez paso rzy ta, zwłaszcza na zjaw isk a wzro­

s tu i k s z ta łto w a n ia się, o tem najlepiej pouczają nas galasy w yw ołane przez ro- śliniarki i pryszczarko w ate 2). W wielu razach można mówić w po dw ójnetff z n a ­ czeniu o ch em icznem oddziaływaniu, al­

bowiem nie tylko sposób, w j a k i p ier­

wszy organizm w pły w a na d ru g i j e s t n a ­ tu ry chem icznej, lecz także i reakcye, będące odpowiedzią d rugiego org anizm u na bodziec, ob jaw ia ją się w z ja w isk a ch chemicznych: i t a k u wielu roślin n a ­ w iedzonych przez pasorzyty (pleśni, m sz y ­ ce i t. p.) w y stę p u je zm iana w przśmia- nie m a te ry i (w yw ołan a bądź doprowadzę-, niem, bądź o d ebran iem ja k ic h k o lw ie k s u b sta n c y j chemicznych), w w y b itn em w y tw a rz a n iu a n to c y a n u , wr p rod uk cyi k u m a r y n y — gałęzi wiśni zakażone przez

*) Odczyt wygłoszony 9/12 1908 roku na po­

siedzeniu T ow arzystw a przyrodników w Halli nad S.

2) O znaczeniu środków chemicznych pobu­

dzających do tw orzenia galasów, zwłaszcza tych, które się różnią budową protoplazmy, patrz:

Kiister: Pathologische Pflanzenanatom ie, Jena,

1903, str. 192.

(4)

468 W S Z E C H S W IA T JSfś 30 E x o a sc u s m inor m a ją je j w o ń —i t. p. I

W ja k i m k i e r u n k u zm ienia się fizyologia odżyw iania chlorococcum pod w p ływ em g rzy b ó w tw o rz ą c y c h porosty, w y kazali nied aw n o B e y e rin c k i A r ta r i *). W ie m y dobrze z b a d a ń n a d uodp ornianiem , do j a k daleko idącej chemicznej działalno­

ści pobudzić m ożna ludzi i zw ierzęta przez w prow adzenie do nich b a k te ry j ch orobotw órczych.

D ru g i rodzaj cielesnego po łączenia się dw u osobników u r z e c z y w is tn ia się w tra n s p la n ta c y i. W p ra w d z ie z a rz u c o n o ju ż z upełnie nadzieję, by można przez sub- s ta n c y e rozchodzące się po połączonych przez szczepienie sy m b io n ta c h i przez m ieszanie się ty c h s u b s ta n c y j w yw ołać m ieszańce w e g e ta ty w n e , ale dośw iad cze­

nie L in d e m u th a i B aura nad pstro listn e- mi m alw o w a te m i dowiodły, że organizm y połączone ze so bą przez szczepienie m o ­ gą n a się chem icznie oddziaływać: rośli­

n y naw iedzone „w yp ło n ien iem zakaźnem ", ja k i e w y s tę p u je np. u AbutilOn Thompso- nii i in n y ch m a lw —z a w ie ra ją w sobie j a d m ogący w yw ołać wypłonienie i u z d ro ­ wych, zielonych e g z e m p la rz y te g o s a m e ­ go g a tu n k u .

* *

*

Nasze dzisiejsze ro zw a ża n ia m ają się odnosić ty lk o do ta k ic h p r zy p a d k ó w o d ­ d z ia ły w a n ia chem icznego, w k tó ry c h ustro je, chociaż nie połączone cieleśnie, o d d z ia ły w a ją n a siebie przez rozpuszczal­

n e w wodzie p r o d u k ty p r z e m ia n y m a ­ teryi, w yd z ie la n e przez k o m ó rk i a ro z ­ szerzane przez dyfuzyę. D ające się h o ­ dow ać m ik ro o rg a n izm y s ta n o w ią bardzo odpowiedni p rze d m io t badań dla w sz y st-

!) B eyerinck (K ulturversuche m it Zoochlo- rellen, Ł ichenengonidien andern niedern Algen, Botan. Z eitg. 1890, tom X L V III, str. 725) i A rta ­ ri (Zur P rag ę der physiologischen Basscn eini- g er griinen Algen, Ber. d. D. B otan. Ges. 1902, tom XX, str. 172) dow iedli, że g lony je dnoko­

mórkowe, otrzym ane z porostów , są organizm a­

mi peptonow em i, g d y przedstaw iciele tego sa­

mego gatu n k u glonów w olnożyjący, przeniesieni do k u ltu ry z m iejsca zamieszkania w łaściw ego sobie, udają się ty lk o na pożyw kach azotowych,

! k ich z a gadn ie ń te g o rodzaju: bardzo wiele z nich rośnie bardzo szybko i dlateg o um ożliw ia szybkie zakończenie d o św ia d ­ czeń; prócz lo tn y c h związków w y t w a r z a ­ ne przez nie p r o d u k ty przem iany m a ­ te r y i z b ie rają się w pożywce bez żadne­

go s ta r a n ia ze s tro n y b adacza i są w niej łatw o d o stępn e dla dalszych badań.

W pływ pożywki n a w y tw o rzen ie z a jm u ­ j ą c y c h n a s tu połączeń można b a rd z o ł a ­ two zbadać, gdyż m a te ry e odżywcze po­

daw ane organizm om d a ją się dowolnie m ieszać i kom binow ać.

Że grzyby, by naprzód pomówić o tej grupie drobnoustrojów , zm ien iają ilościo­

wo p ły n y odżywcze n ietyłko przez zu ży ­ cie p o trz e b n y ch im soli m in eraln ych, p o ­ łączeń w ę g la i azotu, lecz ta k ż e w y w o ­ łu ją c zm iany jakościow e, j e s t d o sta te c z ­ nie znanem: ciśnienie osm otyczne z w ię k ­ sza się w pożywkach >) uży w a n y c h , k w a ­ sy i zasady z n ik a ją lub ilość ich się p o ­ większa; w y tw a rz an e przez g rzyb c h ro ­ m ogeny, czyli b a rw n ik i s ta ją się widocz- nemi, ferm enty poczynają sw ą działal­

ność, alkohol daje się w ykazać i t. p.

W iele tak ic h zmian m a te ry a ln y c h j e s t dla dalszego rozwoju danego organizm u bez szczególnego znaczenia—s to su je się to np. do wielu barw ników . W zm ag ają-

J) Mieszańce w egetatyw ne. Że zrazy roz­

m aitych roślin inaczej się zachow ują na pod­

kładkach, niż w przypadku niezmienionego bie­

gu swego rozwoju, że naw et te same zrazy na różnych podkładkach—rzecz znana sadownikom—

m ogą się rozmaicie rozwijać — to nie w ym aga wcale specyficznego w pływ u m ateryi podkładki i może być dostatecznie w yjaśnione ilościowemi różnicami w dowozie pokarmu. W spraw ie in- fekcyi zdrowych, zielonych roślin przez trans- plantacyę w ypłonionych zrazów porównaj szcze­

gólnie: E. Baur: Zur Aetiologie der infektiosen P aueschierung (Ber. d. D. Bot. Ges. 1904, str. 453) i Ueber die infektiose Chlorose der Malvaceen (Sitzungsber. d. Akad. d.Wiss. Berlin, 1906, str. 11).

Że możliwem je st otrzym anie przez szczepienie bastardów , których w ytw orzenie się w yprzedza zlanie się komórek i jąder, dowiódł w ostatnich czasach W inkler (Solanum tubingense, praw dzi­

w y mieszaniec w eg etaty w n y między pomidorem a psianką (Bert. d. d. Bot. Ges., 1908, M XXVL a., str. 595). Porów n. też: Noll, Die Propfbastar- de von Bronvaux (Sitzungsber d. Niederrhein.

Ges. Natur. u. Heilkunde 1905).

(5)

■N° 30 W SZEC H ŚW IA T 469 ca się j e d n a k p r o d u k c y a alkoholu (Sac-

c h arom y cetes) albo zadaleko idące z a k w a ­ szenie podłoża (wiele b a k te ry j) tam uje w końcu rozwój organizmów , k tó re te m a te ry a ły w ytw orzy ły; organizm przez w ytw orzenie szkodliw ych m ate ry j nietyl- ko w s trz y m u je rozwój je d n o s te k tego samego, lecz ta k ż e wielu innych g a tu n ­ ków, któ re (w n a tu r a ln y c h lub sztucznych) k u ltu ra c h m ieszan ych z n a jd u ją się obok w y tw a r z a ją c y c h te m ate ry e .

Pozwolę sobie zwrócić u w agę na p e ­ wne p r o d u k ty przem iany m atery i, które, wred łu g w szelkiego praw dopodobieństw a, ju ż w słab em stężeniu mogą wyw ierać d e c y d u ją c y wpływ n a wiele ustrojów.

Z estaw ię poniżej s z ere g przypadków, k tó ­ re pod ty m j e d n y m tylk o względem są podobne do siebie—n a ra ż a ją c się n a nie­

bezpieczeństwo, że jednocześnie będą p rzed staw io ne zjaw iska, któ re p raw do p o­

dobnie z w ię k sz a ją c a się naukow a znajo­

mość biochemii drob nou stro jó w uzna za zupełnie odrębne. WTe w sz y stk ic h razach chodzić tu będzie o wytworzone przez o rg anizm y działające m a te ry e , o k tó ry c h c h a ra k te r z e chem iczn ym prawie nic nie w iem y dzisiaj jeszcze.

N a suw a się przypuszczenie, że pożyw'- ki s ta j ą się przez odżywianie się drobno­

u strojów coraz gorsze i coraz nieodpo- w iedniejsze do rozw oju d a nego o rg an i­

zm u i te m u założeniu odpowiada w ypo­

wiedziane przez D u c la u x a *) zdanie: że

„środowisko, k tó re sobie mikrob s tw a rz a s ta je się dlań coraz mniej pożywnem, coraz bardziej a n ty s e p t y c z n e m “. Roz­

pocznę swoje spraw ozdanie od opisania

*) O ile wiem, nie badano dotąd pożywek grzybów na zmiany w ciśnieniu osmotycznem;

m ożemy jednak z wielkiem prawdopodobieńst­

wem przyjąć dla nich wzmożenie się ciśnienia, gdyż w ykazano je dla pożyw ek bakteryj (po- rów n. Chabrie, Considerations d’ordre Chimiąue, sur Paction des ferm ents solubles etc. Compt.

Rend. Soc. biol. 1895, str. 105; Uschinski: U berdie V eranderungen einiger physikaliscb - chemischer E igenschaften der Nahrm edien u n ter dem Ein- fluss des W achstum s diverser Mikroorganismec*

Zentralbl. f. Bakteriol. dz. I, rei-, tom X X X III, 1903, str. 88).

p rzy p a d k u , w k t ó r y m zaszło wręcz p r z e ­ ciwne działanie.

I.

S ta ra n n e b a dania Aspergillus n ig e r i oddziaływ ania p ro d u k tó w jeg o p rz e m ia ­ n y m a te ry i na w z ro s t tego p leśn ia k a za­

wdzięczamy Raulinowi a szczególnie Ni- k itin s k ie m u !). A b y zapew nić ja k n a jle p - sze w y z y s k a n ie pożywki przez grzyb, Raulin postępował w ten sposób, że w ie ­ lokrotnie ścinał w y tw o rz o n ą pr^ez Asper- gilus grzy bn ię i znów zasiewał z a ro d n i­

ki; okazało się, że d ru g i zbiór był często znacznie obfitszy od pierwszego: z tego należałoby wnosić, że mimo zużycia m a ­ te r y i pożywka s ta w a ła się dla A spergil­

lusa „le p sz ą “ podczas pierw szego o kresu wzrostu. N ik itin sk y b a d a ł to zjaw isko dokładniej i stw ierdził, że rzeczywiście pod wpływem A sp e rg illu sa zachodzą w płynie k u ltu r y zmiany, k tó re go cz y ­ nią szczególniej odpowiednim dla ro z ­ woju tej pleśni; N ik itin sk y dochodzi do wniosku, że grzyb pozostawia w płynie k u l tu r je d n o lub k ilk a ciał „które dzia­

łają n a g rzy b nie j a k o m a te ry a ły od­

żywcze, lecz ja k o bodźce" — t a k j a k np.

cynk, kobalt i wiele in n y c h trucizn od ­ powiednio rozcieńczonych działa n a g r z y ­ by, pobudzając ich wzrost. Ponieważ i t ru c iz n y organiczne m ogą w yw oływ ać tak ie działanie k a ta lity c z n e 2), łatw o so­

bie wyobrazić, że pomiędzy p ro du ktam i przem iany m ate ry i A sp ergillusa znajd uje się j a k a ś su b sta n c y a , k tó ra działa w ten sposób.

Z b a d a ń N ikitinskiego nie dow iaduje­

my się n ies te ty nic o chem icznych i fi­

zycznych własnościach in teresu jącej nas tu substancyi; tyle tylko j e s t pewnem , że nie może tu być m owy o ja k ie m ś

‘) Raulin: E tudes chimiąues sur la vegeta- tion (Ann. Sc. Nat. Botan. 1869, serya V, T. XI, str. 93). Nikitinsky: Uber die Beeinllussung der E ntw icklung einiger Schimmelpiltze durch ihre Stoffwechselprodukte (Jahrb. f. wiss. Botan.

1904, Ne XXX, str. 1).

2) Richards. D ie Beeinllussung des W achs-

tum s einiger P iltze durch chemische Reize

(Jahrb. f. wiss. Bot. 1897, Na XXX, str. 665).

(6)

470 • W S Z E C H Ś W IA T JVI® 30 _ ciele rozkładającem się pod w p ły w e m

ciepła, gdyż N ik itin sk y stery lizo w ał na- nowo płyn przed k a ż d y m now y m za sie ­ wem.

Byłoby dalej bardzo ciekaw em , czy p o ­ żywki „ulepszone" przez rozwój i w zro st A spergillusa są szczególnie odpowiednie do rozwoju ty lko tego g a tu n k u pleśni, czy też zaw arte w nich m a te ry e p o b u ­ dzające działają podobnie i n a inne u s t r o ­ je. Praw do p odo b nem w yd aje mi się to

właśnie, a zatem, że m a t e r y a w y tw o r z o ­ n a przez A sperg illusa nie sta n o w i ż a d n e ­ go bodźca swoistego.

B ad an ia T h ib a u ta nad k u l tu r a m i dro ż­

dży ’) d a ją także w ty m k ie r u n k u pew ne wiadomości. T h ib a u t stw ierdził, że d o ­ danie w łasn y ch p ro d u k tó w ferm en ta cy i w pływ a pobudzająco na mnożenie się ko ­ m ó re k S a c c h aro m y ces P a s to r ia n u s III i n a drożdże F ro h b e rg a ; p ro d u k ty fe r­

m en ta cy i nie d ziałają wcale specyficznie, g d yż wydzielone przez drożdże F r o h b e r ­ g a ciała działają także pobudzająco na rozwój form y P a s te u r o w s k ie j i odwrotnie.

Jeżeli dodam y ty c h p r o d u k tó w p rz e m ia ­ ny m a te ry i w z aw ielkiej ilości do k u l ­ tu r y drożdży, to d ziałają nie p o b u d zają­

co, lecz h am ująco. W re sz c ie m a m y i dla b a k te r y j podobne dane. B u c h n e r u d o ­ wodnił, że w ib ry o n y c h olery n a u ż y w a ­ nej, s tery lizo w an ej pożyw ce cholerycznej rozw ijają się b u jn ie '2). Te s p o strz eż e n ia t rz e b a z e sta w ić z w y n ik a m i N ikitinsk ie- go n a d A spergillus niger. N iedaw no R a h n ;i) s tw ie rd z ił te sam e z m ia n y n a p ł y ­ n a c h z k u l t u r in n y c h b a k te ry j: u ż y w an e pożywki okazały się u r o d za jn ie jsz e m i po s te ry liz ac y i i p on ow nem zasia n iu bakte- i ry j, niż pożyw ki świeże.

’) Thibaut. Einfluss der alkoholischen Ga- rungsprodukte auf H efe und G arverlauf (Zen- tra lb la tt f. Bakteriol. dział 1, tom IX , 1902, str.

743).

a) Buchner w Miinch. arztliches Intelligenz- b la tt 1885, Na 50, (cytow ane za Gotschlichem patrz niżej).

3) Bahn. U eber den Einfluss der Stoffwechsel produkte auf das W achstum der B akterien (Zen- tra lb la tt f. B akteriol. dział 2, 1906, tom XVI, str. 417).

W p rzy p a d k a c h opisanych przez B u c h ­ n e r a i R a h n a chodzi o „po p raw ę1* poży­

wek, k t ó r a nie zostaje u s u n ię ta przez gotow a nie — a z a te m o po w stanie ciał, k tó re b y należało określić ja k o w y tr z y ­ małe n a działanie ciepła. Przez w y k a ­ zanie tego uz y sk an o tylk o pewność, że m a te ry j d ziałających tu nie można zali­

czyć do ferm entów .

K rótko i nie bez zastrzeżeń chciałem tu pom ówić jeszcze o „bios“ drożdży, k tó ra b y ła od czasu obserw acyj Wildier- sa k ilk a k ro tn ie p rzedm io tem d y s k u s y i nau ko w ej. W e d łu g W ildiersa, Am anda, Deyloo, Id ego i in n y ch badaczów d ro ż ­ dże nie m ogą się obejść związkam i a m o ­ nu uw ażanem i przez P a s te u r a za w y s t a r ­ czające, owszem, p o trzebu ją jeszcze nie zbadanego bliżej a stale z a w artego w po­

żywce słodowej zw iązku azotowego, tego

„bios“ w łaśnie, któ re w edług Deyloa znajduje się w wielu e k s tr a k ta c h roślin­

nych, w edłu g Kossowicza j e s t w y dziela­

ne przez b a k te r y e i d ostarczane droż­

dżom w nieczystych k u ltu ra c h ja k o pro­

d u k t p rze m ia n y m ate ry j z a w a rty c h tam b a k te r y j. O chemicznych i fizycznych w łasnościach h yp o tety c zn e g o tego cia ­ ł a —k tó re g o obecności z resztą Pring sh eim stanow czo przeczy — n a pod staw ie prac w y m ien io n y c h a utorów tyle ty lk o można powiedzieć, że j e s t to ciało trw ałe n a w pływ ciepła i (według Devloa) j e s t to związek, zaw ierający azot, które się z a ­ wsze z na jdu je w lecytynie (ale nie j e s t I iden ty c zn e z choliną) 1).

■) Większość badań ogłoszonych o „bios"

drożdży wyszła w „La cellule“. W ildiersa Nou- velle substance indispensable au developpement de la levure (1901, t. X V III, str. 311). (W ildiers sądzi, że różnicę zdań między Pasteurem a Lie- bigiem w sprawie odżywiania się drożdży można sprowadzić do działania nieznanej bios). Amand j A. Le „bios“ de W ildiers ne joue pas le role

| d’un contrepoison“ 1903, t. XX, str. 223). L a di- sparition du bios de W ildiers dans les cultures de levure (1904, t. X X I, str. 327). Devloo R. Pu- rification du bios de W ildiers (1906, t. X X III,

* str. 359). Porów naj Idego Ueber W ildiers Bios

(Zentralbl. f. Bakteriol. dział 2, 1907, to m X V Iir,

str. 193), Kossowicz U ntersuchungen ueber das

Y erhalten der Hefen in m ineralischen N ahrlo-

(7)

Ne 30 W SZECH ŚW IA T 471 II.

Nie można w ątpić, że p ro d u k ty p rze­

miany m a te ry i pobudzające w z ro st są w świecie d robnoustrojów daleko b a r ­ dziej rozpow szechnione, niż się w y d a ­ wało dotąd: badanie tego rozdziału fizyo- logii m ikrobów j e s t dopiero w sam ym zaczątku. Tyle je d n a k zdaje się ju ż pe- wnem, że w strz y m u ją c e rozwój p rodukty przem ian y m a te ry i m ają większe od t a m ­ tych znaczenie i są bardziej rozpow szech­

nione. Pow rócim y jeszcze później do po­

budzających w zrost s u b sta nc y j i z w ra ­ camy się n a przó d do w s trzy m u jący ch w zrost albo a n ta g o n isty c z n ie d z ia ła ją ­ cych produktów .

Rozpoczynam od m ateryj w y tw o rz o ­ n y ch przez Baccillus pyocyaneus, m ik ro ­ ba ropy n iebieskiej, ponieważ o nich m o­

żna ju ż w lite ra tu rz e fachowej znaleść d okładne dane.

Na po żyw kach płyn n ych Baccillus pyo­

c y a n eu s tw orzy g r u b y kożuch; jeśli się go zatopi przez w strząsanie, to zastąpi go w krótce nowy. Je śli się p ow tarza to usiłowanie, to k ożuchy b a k te ry j s ta j ą się coraz cieńsze, aż w reszcie po 3 — 4 t y ­ godniach rozwój b a k te ry j u s ta je zupeł­

nie, chociaż jeszcze w sz ystkie potrzebne m ate ry e odżywcze w roztworze są za­

w arte. Los opadłych na dno kożuchów b a k te ry j objaśnia w s trz y m a n ie wzrostu:

duża masa, k tó ra z początku doświadcze­

nia m ogła w ynosić 50 g i więcej, po wie- lokrotnem w s trz ą s a n iu s ta je się coraz m niejsza, aż wreszcie pozostaje n a dnie osad w ażący ledw ie kilka miligramów.

E m m erich przy jm uje, że w k u ltu ra ch B.

py o c y a n eu s tw o rzy się w s trz y m u ją c e rozwój a n a w e t rozpuszczające b a k te ry e

sungen (Zeitschr. f. d. łandw irtschaftl. Versuchs- wesen in Oesterreich, 1903, tom Y l, str. 27)—

U eber den Einliuss von Mycoderma auf die Ver- m ehrung und G arung der Hefe (ibid. 1906, tom IX , str. 688). Przeciw ko hypotezie „bios" w y ­ stąpił Pringsheim ; porówn. U eber Pilzdesamidase (Biocb. Zeitschr. 1908, tom X II, str. 15; tamże dalszy wykaz literatury). W ydaje się mało pra- wdopodobnem, by bypoteza „bios“ ostała się w tej formie, ja k ją sformułowali biologowie z Lowanium,

ciało, które wreszcie uniem ożliw ia ro z ­ wój sam ychże w y d zielający ch je m ik r o ­ bów. P yo c y a n a za działa j e d n a k trująco nie tylko na B. py ocy an eus lecz także n a bardzo wiele rodzajów m ik ro b ó w — bakcyle dyfteryi, streptokokki, wibryo- ny cholery i t. d.—podczas g d y inne opie- r a j ą się je j działaniu (badania Schapira).

Na zarodniki pleśni (Mucor i inne) n a w e t stężona pyocyanaza z lab o ra to ry u m Si*

g n e ra nie działa trująco.

Bardzo niedokładne wiadomości mamy n a tu r a ln ie o z a w a rty m w pyocyanazie w s trz y m u ją c y m w zrost czy n niku . W a ż ­ ne p rzedew szy stkiem j e s t to, że ciało działające nie niszczy się przez gotow a­

nie; d latego większość au to rów odrzuca wypowiedziane przez E m m e ric h a i Loewa przypuszczenie, że j e s t to ja k iś ferm ent.

Być może, że m ają słuszność Iiaub itschek i Russ uznając za działające ciało, które pod względem rozpuszczalności podobne j e s t do lipoidów ')•

Zupełnie podobne bakteryobójcze albo

') O pyocyanazie, z której dla mych doś­

wiadczeń udzieliło mi łaskawie próbki laborato­

ryum Signera w Dreźnie, je s t ju ż bardzo obszer­

na literatura. W ystarczy wzmianka o niektórych rozprawach. O działaniu pyocyanazy na bakterye porówn. szczególniej: Schapiro Ł. Uber das bak- terizide Y erbaiten der Pyocyanaze und ihre W ir- kung au f Yersuchsthiere (Ilygicn. Rundschau 1908, str. 453); o chemicznym charakterze działa­

jącego tu ciała porówn. Em m erich und Low:

Bakteriolytische Enzym e ais U rsache der erwor- benen, Im m unitat und die H eilung von Infek- tionskrankheiten durch dieselben (Zeitschr. f.

Hyg., tom XXXI, 1899, str. 1). Die klinstliche D arstellung der immunisierenden Substanzen (Nukleasen-Immunproteidine) und ihre Verwen- dung zur Therapie der InfektionskraD kheiten i t. d.

(Zeitschr. f. Hyg., tom XXXVI, 1901, str. 9).

D ietrich: B erubt die B akterien vernichtende W irkung bakterieller Stoffwechselprodukte auf proteolytischen Enzym en (Nukleasen)? (Arbei- ten aus a. Tiibinger path. In stitu t, 1901, tom III).

Za naturą enzym atyczną działającej substancyi opowiedział się niedawno Fuhrm ann (Vorle- sungen uber Bakterieneiizyme, Jen a 1907, str.

64, 65).

Raubitschek und Russ V. K. Zur K enntniss

der bakteriziden E igenschaften der Pyocyanaze

(Zentralbl. f. Bakterio!. Dział I, Oryg. 1908,

tom X L V III, zeszyt 1, str. 114; tamże dalszy

w ykaz literatury).

(8)

472 W S Z E C H Ś W IA T j Y s 30 p rzy n a jm n ie j w s trz y m u ją c e w zrost dzia­

łanie, j a k i e m a pyocyanaza, m a j ą także p ro d u k ty p rz e m ia n y m a t e r y i b ardzo w ie ­ lu, może n a w e t w s z y s tk ic h b a k te ry j i bardzo wielu in n y c h m ikro o rg a n izm ów , tylko że ciała w s trz y m u ją c e w z r o s t wo- góle są n ie w y trz y m a łe n a w p ły w ciepła a zatem z o s ta ją zniszczone albo p r z y n a j­

mniej s ta j ą się n iec z yn n e m i przez g o to ­ wanie. Dla swego nad zw y czaj wielkiego rozpow szech n ienia w p a ń s tw ie d ro b n o ­ u strojó w b udzą one szczególne z a in te r e ­ sowanie.

E i jk m a n j e s t zdaje się pierw szym , k tó ­ ry zwrócił u w a g ę na tru c iz n y n ie trw a łe n a w p ły w ciepła, w y tw a r z a n e przez d ro ­ b n o u stro je 1). On wykazał, że m ik ro b y n a jrozm aitszy ch g a tu n k ó w po w y sia n iu n a pożywce s ta łe j— żelatyna, a g a r —zo­

s t a j ą p o w strz y m a n e w sw ym rozw oju przez w ła sn e p r o d u k ty p rzem ian y m a ­ tery i. P rz ez w ygotow anie poży w ki s ta ją się znów odpowiedniem i do u ż y tk u a).

Że te m p e r a t u r a w rz e n ia niszczy szkodli­

we ciała albo j e czyni nieuży teczn em i, a wcale nie u la tn ia ją się j a k o m a te ry e lc- j tnc za ogrzaniem , E ijk m a n dowiódł w ten sposób, że g o tow ał u ż y w a n e pożywki w zatopionych r u r k a c h i tu także tra c iły sw e w łasności w s trz y m u ją c e rozwój.

') Eijkm an. Uber therm olabile Stoffweehsel- produkte ais U rsache der natiirlichen W acbs- tum shem nm ng der M ikroorganismen (Zentralbl.

f. Bakterio!, dz. I, rozp. oryg. tom X X X V II, 1904, str. 436), Uber natiirliche W achstum shem m ung der B akterien (ibidem. Dział 1. B ozpraw y ory­

ginalne, tom XLT, 1906, str. 367), tam że dalszy w ykaz literatu ry .

!) Z tem zgadza się spostrzeżenie de Jag e ra (Over niem ing van Bacillensporen in dezelfe vloeistoff w aarin ze zijn outstaan, Nederl.

Tijdskr. voor Geneesk., 1907, serya II) nad w yo­

sobnionym ze śliny mikrobem, k tó ry wykiełko- w uje w ty m samym ośrodku, w którym u tw o ­ rzył spory—je śli się kulturę w ygotuje: przez go­

tow anie—ja k to w ynika z tego, co podano w y ­ żej, p ły n „napraw ia się“; bez w ygotow ania de J a g e r nie m ógł nigdy stw ierdzić kiełkow ania zarodników na starej pożywce. Jego spostrze­

żenia właśnie z pow odu popraw y pożywki przez gotow anie znajdują się w pozornej ty lk o sprze­

czności z prześw iadczeniem (Migula, G unther i inni), że bakterye nie m ogą pow tórnie w ykieł- kować na pożywce, na której w ytw orzyły za­

rodniki.

B a da ne przez E ijk m a n a ciała nie po­

s ia d a ją sw oistego działania, gdyż o d ­ d zia ły w a ją p ow strzym u jąco n a w zrost tego g a tu n k u mikrobów, z któ re g o j a d y pochodzą i in n y ch g a tu n k ó w organizm ów ( E ijk m a n a izantagonizm i h e te ra n ta g o - nizm); nie w szy stkie je d n a k g a tu n k i m i­

krobów w rówmej m ierze m uszą u legać działaniu pewnego p ro d u k tu b a k te ry j. B ar­

dzo ład n e doświadczenia robił w spo m nia­

n y a u to r n a d ag a re m , n a k tó r y m rozw i­

nęło się B a c te riu m coli; a g a r po k u ltu rz e B. coli n a d a je się znakomicie do w yoso­

bn ien ia w ib ry o n ó w cholery z m ieszanin b akteryj, poniew aż Vibrio cholerae n a po­

dłożu zaw ierającem j a d coli rośnie do­

brze, inne zaś drob no ustroje w rozwoju s w y m pozostają w tyle.

P odobne tru c iz n y j a k w żelatynie lub ag arze p o w s ta ją ta k ż e po w ysianiu b a k ­ teryj w pożywkach p ły n n y ch (bulion).

Oddziaływanie szczególnie „jadow itej"

k u l tu r y Bacillus subtilis p ro d u k ta m i p r z e ­ m ia n y m a te ry i n a inne rodzaje b a k te ry j b a d a ł Nicolle *).

W rażliw ość na działanie ciepła ja d o w i ­ tych p ro du któ w p rz e m ia n y m atery i, w y­

k r y tą przez E ijkm ana, stw ierdziło później wielu badaczów. Lode np. w ykazał, że tru ją c e działanie w y tw a rz a n y c h przez p e w n e b a k te r y e ciał zostaje osłabione ju ż przez ogrzanie do 60°, znika je d n a k zupełnie dopiero przez dłuższe działanie s tr u m ie n ia pary wodnej 2). E ijk m a n ba­

dał także ich zachow anie się w filtrach glinianych : ściany filtra z a tr z y m u ją je.

Iiahn w ykazał, że w ciąga j e glina ścian filtra 3). Iiahn wreszcie w ykazał, że w św ietle rozproszonem ja d o w ite p ro ­ d u k t y p r ze m ia n y m ate ry i t ra c ą swe d z ia ­ łanie.

') Nicolle, Action de Bacillus subtilis sur di- verses bacteries (Ann. Inst. P asteur, tom XXI, 1907, str. 613).

■) Lode, E xperim entelle U ntersuchungen uber B akterienantagonism us I, (Zentralbl, f. Bakteriol.

Dział 1. Orygin , 1903, tom X X X III, str. 196).

3) R ahn. Uber den Einfluss der Stoffwech-

selprodukte auf das W achstum der Bakterien

(Zentralbl. f. Bakteriol. Dz. 2, 1906. tom XVI,

str. 417).

(9)

JM° 30 W SZEC H ŚW IA T 473 Pow iedziałem ju ż z a te m —o ile mi lite ­

r a t u r a przedm iotu j e s t z n a n a —w szystko, co wiemy o w łasno ściach fizyczno - che­

m icznych z a jm u ją c y c h nas tu trucizn:

w sz y stk o p rze m aw ia za tem , że chodzi tu o ciała podobne do ferm entów ’)•

Szeroki zakres działania, j a k i ty m cia­

łom p rzy p a d a w udziale, sięga jeszcze poza b a k te ry e. Licznemi dośw iadczenia­

mi, k tó ry c h tu opisywać nie mogę szcze­

gółowo, zdołałem wykazać, że używ an e pożywki, na k tó ry c h rozw ijały się b a k ­ terye różn y ch rodzajów (Microccus pro- digiosus i inne)— ta k bulion j a k i pożyw­

ki o zn a n y m skład zie — s ta w a ły się po- d atniejsze d la k iełkow ania zarodników pleśni (Mucor, Penicilium i t. d.) przez gotow anie. Kiedy E ijk m a n , Nicolle i inni wykazali, że rozm aite g a tu n k i bak teryj są n iejed n ako w o odporne n a ja d y b a k te ­ r y jn e w cieple n ietrw ałe, dało się to do­

wieść i dla z a rodników rozm aitych p leś­

niaków.

W z w ią zk u z tem, możemy też wspo­

mnieć o bardzo za jm u ją c y c h spostrzeże­

niach Kosaroffa -). W cieplarniach do­

św iadczalnych s ta c y i biologicznej w Dah- lem bardzo częstym gościem w wazoni­

kach w y p ełnionych ziemią j e s t worko- wiec P y ro n e m a confluens, k tóry , rzecz dziwna, z n a jd u je się tylko na sterylizo­

wanej ziemi, nie udaje się zaś nigdy na glebie nieodkażonej. Także i wyciąg wodny, p rz y g o to w a n y z ziemi, zach ow u­

j e się podobnie: su ro w y płyn nie pozwa­

la zejść grzybom , g o to w a n y okazuje się z n a k o m itą pożyw ką. Kosaroft wnioskuje

') Ciałem podobnem do ferm entów , które zdaniem Loew a znajduje się w kulturach grzy ­ bów i b akteryj, je s t katalaza; ja k i w pływ mieó może katalaza na w zrost i roz\vój drobnoustro­

jów , czy i o ile odgryw a jakąś rolę w opisanych przez nas zjawiskach, w ym aga to dalszego ba­

dania. Porów n. O. Loew , Catalase a new enzym of generał occurrenze (U. S. Departm. of Agri- culture, E ep t. 68. W ashington, 1901).

J) K osaroff P. B eitrag zur Biologie von P y ­ ronema confluens Tul., gleichzeitig ein B eitrag zur K enntniss der dnrch Sterilisation herbeige- ffihrten Y eranderungen des Bodens (Arb. a. d.

Kais. biolog. Anstalt. f. Land-und Porstw irtschaft 1906, tom V, str. 126).

ze sw ych doświadczeń, że w ziemi znaj­

dują się n iew ytrzy m ałe n a wpływ ciepła związki, które p o w s trz y m u ją rozwój P y ­ ro n em a confluens; o wysokim stopniu ich jadow itości w nosić można poniekąd z te ­ go, że n aw et na m ieszaninach ziemi s k ła ­ dających się z V 20 niesterylizow anej a l9/ 20 sterylizow anej ziemi, zaw ierają­

cych zatem j a d tylko w slab em „rozcień­

czeniu", Kosaroff nie mógł w yw ołać kieł­

kowania P y ro n e m a confluens.

Dośw iadczenia Kosaroffa są bardzo za j­

mujące nie tylk o z je d n e g o względu. Na podstaw ie tego, cośm y ju ż mówili, łatw o wyprowadzić wniosek, że zam ieszku jące ziemię dro b n o u stro je — g r z y b y lub b a k ­ te r y e —d o starczają tych ciał n ietrw ały ch pod w p ływ em ciepła; w takim razie z ba­

dań Kosaroffa n a uczy m y się czegoś no­

wego, odnoszącego się do zajm ującej nas tu kwestyi. W ym ie n io n y bowiem biolog uczynił bardzo ważne spostrzeżenie, że podłoże sterylizow ane a zatem takie, k tó ­ re stało się ju ż odpowiedniem dla Pyro- nemy, po w ysuszeniu s ta je się znów bez- użytecznem; z tem zgadza się to, że s u ­ cha s te ry liz ac y a nie czyni ziemi ta k od­

powiednią dla Pyronem y jak działanie go­

rącą p a rą wodną. To prowadzi n a s do zastanow ienia się nad możliwością tego, czy niweczone przez ciepło w strz y m u ją c e rozwój ciała tra c ą swe własności przez działanie wysokiej te m p e r a t u r y tylko przejściowo, a potem, w pew n y c h w a r u n ­ kach, znów „przychodzą do siebie". Że

„jadow ita", n ie s te ry liz o w a n a ziemia nie daje się przez w ym ycie wodą uczynić zupełnie nieszkodliwą, nie dziwi nas ju ż po tem , cośmy słyszeli o możności adsor.- bowania p roduktów prze m ia n y m a te r y i (Rahn).

Dalej Kosaroff wykazał, że ziemia s t e ­ rylizowana przez przepłókanie tra c i zn o­

wu sw ą urodzajność dla P yronem y; to spostrzeżenie w s k a z u je potrzebę pow tó­

rzenia tych doświadczeń; nie m ożna z gó ­ ry odrzucić przypuszczenia, że w łaściwie działający tu czynnik wchodzi w grę w tych doświadczeniach dopiero w razie w ysuszenia, n a s tę p u jąc e g o po przem yciu wodą. 5°/0-owy do datek k a in itu o dkaża—

również w edług Kosaroffa—ziemię.

(10)

474 W SZEC H ŚW IA T M 30 Bez względu na to, czy opisyw ane, n ie­

trw ałe w wyższej t e m p e r a tu r z e ciała po­

chodzą od b a k te r y j, czy z aw dzięczają sw e po w stanie ja k i m k o l w i e k in n y m m ie­

s z k a ją c y m w ziemi d ro b n o u stro jo m , czy też nie, w każdy m razie pow yższe do­

św ia d cz e n ia i b a d a n ia z w ra c a ją naszę u w a g ę n a w ażno ść z a w a r t y c h w ziemi ciał niweczonych p rzez ciepło. P a k t, że P y r o n e m a confluens w n a tu r z e w y s z u ­ k u je m iejsc w y p alony ch, opuszczonych i t. p. pozwala na m za sta n ow ić się nad pytaniem , czy n ieje d n eg o ciekaw ego z ja ­ w isk a biologicznego nie m ożna w y t ł u ­ m aczyć obecnością m inim aln ej ilości n ie ­ z n a n y ch nam jeszcze ciał, w ydzielanych przez d ro b n o u stro je i o rg an iz m y wyższe.

Pow rócę jesz c ze do p ro d u k tów p rz e ­ m ia n y m atery i, w ra ż liw y c h n a działanie ciepła, i do ich znaczenia dla w egetacyi, g d y m ówić będą o roślinach w yższych.

T eraz c h c ia łb y m p rz e d e w sz y stk ie m na to zwrócić uw agę, że i w in n y ch ciałach, nie tylko w ziemi, znaleziono ciała n ie ­ trw a łe w wyższej tem p. m ające wielki wpływ n a rozwój d ro b n o u stro jó w , a o k t ó ­ rych pochodzeniu nie możemy orzec nic stanow czego. W e d łu g F r a n k la n d a J) s u ­ ro w a w od a z T a m iz y działa n a w e t po filtro w a n iu tru jąco n a b a k te ry e ; g o to w a ­ nie o dkaża ją; E i jk m a n wykazał, że kał t r a c i sw e bak tery ob ó jcze działanie w 50 — 60°. Znane j e s t tak ż e doświadczenie, że na św ieżych p ły tk a c h torfu, przedrośla i t. p. dobrze się rozw ijają, g d y ty m c z a ­ sem n a g o to w a n y c h r o z r a s ta ją się roz­

m aite pleśni i t. p. a).

Tłum. Maryn Radwańska.

(Dok. nnsfc.)

') Frankland. Ueber dąs V erhalten des Thy- phu8bązillus und dos Bacillns coli communis im T rinkw asser (Zeitschr. f. Hygione 1895, tom X IX , str. 393). H ilsum (D issertation, Am sterdam 1900, cytow any za Eijkm anem ) zauw ażył odtrucie wo­

dy przez przesączenie.

2) W oda w yciśnięta ze świeżego torfow ca pozornie nie zaw iera ciał ulegających w pływowi ciepła a działających na grzyby lub bakterye.

W surow ych i gotow anych próbkach tej cieczy zarodniki pleśni (Mucor, Rhizopus) kiełkow ały rów nie dobrze lub rów nie źle. Także nie możua

G. D E Y A N L A Y .

D O K Ł A D N O Ś Ć O B S E R W A C Y J A S T R O N O M I C Z N Y C H x).

Ogólny rzu t oka na obserw acye a s tr o ­ nomiczne, począwszy od tych, które d a ­ t u ją się z czasów n a jd aw n iejszy ch, a skończyw szy na ostatnich, ja k ie m i się szczyci wiedza now ożytna, wyw ołuje w nas praw dziw e zdum ienie nad ich do­

kładnością, jeżeli uwzględnim y, rzecz prosta, środki i narzędzia, k tó re m i ro z­

porządzała każda epoka.

Wiadomo, że pierw sze obserw acye astronom iczne, k tó ry c h śla d y przecho­

w ały się do naszych czasów, poczynili Chińczycy. J e d n a z ich ksiąg Chu-King, k tó ra j e s t n a js ta rs z y m ścisłym dok u m en ­ tem ludzkości, św iadczy o tem , że n a 2000 lat przed e rą naszą Chińczycy ozna­

czali sw e pory roku, t. j. położenie słoń­

ca podczas porów nań dnia z nocą i p rze­

sileń, zapomocą czterech gwiazd, które zdołano dzisiaj odnaleźć; otóż gw iazdy te są ta k dobrze w ybrane, że i astronom dzisiejszy nie mógłby u c zynić nic le ­ pszego.

Na 1100 lat przed erą n a szą C hiń czy ­ cy oznaczyli pochylenie e k lip ty k i w zglę­

dem ró w n ik a i znaleźli na je g o w a rto ść liczbę 23°54\ Dzisiaj k ą t ten, k tó ry zm ienia się z biegiem czasu, wynosi, j a k wiadomo, 23°27', lecz r a c h u n e k w y k a z u ­ je, że w epoce, g d y Chińczycy doko ny ­ wali swego pomiaru, w artością tego k ą ta była liczba 23°51'. A zatem dokładność ich obserw acyi w zakresie tej p odsta w o­

wej dla astronom ii wielkości dosięgała 3-ch m in u t łukowych.

Jeżeli przejdziemy teraz do czasu obie­

g u p la n e t dokoła słońca, t. j. jednej

zauważyć godnej uw agi różnicy w zachowaniu

j

się surow ej i gotowanej w ody z torfowca (z do­

datkiem małej ilości bulionu) wobec Bacterium coli.

*) R evue Generale des Sciences z dnia 30

m aja 1909 roku.

(11)

Na 3 0 W SZEC H ŚW IA T 475 z niewielu wielkości, k tó re nie u legły

zmianie od po cz ątk u czasów h isto ry c z ­ nych, to okaże się, że Hindusi oznaczyli czas obiegu M erkurego z dokładnością taką, że liczba, przez nich otrzym ana, różni się zaledw ie o 0,0004 doby od tej, k tó rą zn a m y dzisiaj. Dla W e n ery różni­

ca ta w ynosi 0,0023; dla M arsa 0,001 do­

by. D la Jowisza różnica dosięga V 4 do­

by, ale tu należy uw zględn ić tę okolicz­

ność, że wobec długo trw ałości obiegu tej planety, wynoszącego lat 11 , je d e n i ten sam o b s e rw a to r nie mógł często o b s e r­

wować pow rotu p la n e ty do tego samego p u n k tu orbity. Ta s am a u w a g a z w ięk­

szą jeszcze słusznością stosuje się do S a ­ tu rn a , k tó reg o obieg trw a 29 lat; nic więc dziw nego, że różnica dosięga tutaj 6 dni.

Przechodząc teraz do Greków, z n a jd u ­ j e m y po m iar po łu dnik a ziemskiego, u s k u ­ tecznion y n a 200 la t przed e rą naszą przez E ra to s te n e s a , k tó ry na długość j e ­ go znalazł liczbę 252 000 stadyów. Otóż, podług p o szukiw ań Tannerego, długość sta d y u m , ja k o m iary astronom icznej, w y ­ nosiła 157 m etrów 50 c e n ty m etró w , skąd na długość południka ziem skiego w y p a ­ da 39 690 kilom etrów , gdy my p r z y jm u ­ j e m y 40 000 kilom etrów . J e s t to dok lad

ność w zg lęd nie w ielka, zw łaszcza gdy zważymy, że w y n ik ten otrzym ano, li­

cząc kroki, z a w a rte w łu k u południko­

wym, i mnożąc t a k znalezioną liczbę przez długość kroku.

Z resztą, w przedm iocie obserw acyj, p o ­ czynionych przez s ta r o ż y tn y c h , nastręcza się n a s tę p u ją c a u w a g a ogólna. J a k to zauważył Baillaud, d y r e k to r obserw ato- ry u m p ary sk ieg o , k tó re m u zawdzięczam y większość inform acyj, z aw arty ch w n i­

niejszej n o tatce, pierw si obserw atorow ie nie podali n a m ż a d n y ch wiadomości o m e­

todach, k tó re m i posługiw ali się w swrych spostrzeżeniach; podali n a m tylko rezul­

t a t y gotowe, nie w s k a z u ją c okoliczności, wr j a k i c h j e otrzym ali, tak, iż nie m am y żadnej możności rozw ażenia ich liczb i popraw ienia ich w razie p o trz e b y na po d staw ie o d k ry ć nowszych. Dopiero w czasach najno w szych rozpowszechnił się zwyczaj p r ze d staw ia n ia razem z w y ­

n ikam i obserw acyj i metod, uży ty c h do ich otrzym ania, a to w celu um ożliw ie­

nia późniejszych ro ztrząsań. Jeszcze na początku wieku X IX księgi w y d a w n ic tw a C onnaissance des Temps z a w iera ją tylko gotowe wyniki.

Ponieważ lu n e ty wynaleziono dopiero na początku wieku XVII, przeto wszel­

kie obserw acye da w nie jsz e m u siały być robione golem okiem; otóż, oko może od­

różnić przedmiot o śre dn ic y V 3 m ilim e­

t ra z odległości m etra, co odpowiada mniej więcej je d n e j minucie łukowej, któ ­ ra ty m sposobem j e s t gran ic ą d okładno­

ści obserw acyi całej tej epoki; m iara ta odpowiada także śred nicy zwykłego ołów­

ka, widzianego z odległości 20 m etrów.

Najwięcej u ż y w a n e m i n arzędziam i były koła podzielone oraz cyrkle, opatrzone wskazów'ką, które pozwalały s k ie ro w y ­ wać linię w z rokow ą na d a n ą gwiazdę.

Pierścień Ptolem eusza składał się z d w u kół pionowych współśrodkowych: koło zew nętrzne, o ś re d n ic y około 40 c e n t y ­ m etrów , nierucho m e i podzielone n a s to ­ pnie, służyło za podporę dla koła w e ­ w n ętrznego ruchom ego, opatrzonego d w o­

m a celow nikami. Do tego dołączony był tak zw any k w a d r a t geom etryczny; p rz y ­ rząd te n pozwalał w y ko n yw ać działania w sposób, k tó ry przypom ina nieco u s łu ­ gi oddawrane n am przez tablice lo gary t- mów.

Odtąd przebiedz trz e b a długi sz ere g wieków ignorancyi, g d y u m y sł lu d z k i zdaw ał się drzem ać, by dojść do o b s e r ­ wacyj T ychona Brahego (1546 — 1601).

A stronom ten posługiw ał się, podobnie j a k i j e g o poprzednicy, narzędziam i dre- wnianemi; je d n e m z tych narzędzi był wielki pierścień Ptolem eusza, o p arty g ó r ­ ną swrą częścią n a słupie pionowym, opa­

trzonym ram ionam i poziomemi, k tó re p o ­ zwalały obracać go n a wzór k ie r a tu i ty m sposobem um ożliw iały ustaw ianie pierścienia w dowolnej płaszczyznie pio­

nów'ej.

Tycho Brahe kazał również sporządzić koło ścienne. Gołem okiem , rozporzą­

dzając narzędziam i pierwotnemi, g ro m a ­ dził obserw acye o ty le dokładne, że Ke­

pler mógł potem oprzeć na nich sw e b a ­

(12)

476 W S Z E C H Ś W IA T j N ś 30 dania, k tó re go d o pro w ad ziły do o d k r y ­

cia p raw u k ła d u św ia ta . W czasie b y t ­ ności swej u T y c h o n a Brahogo Kepler zdał sobie sp ra w ę z w ysokiej w a rto śc i o b serw acyj tego astro n o m a . Po tej w ł a ­ śnie b y tn o śc i zn a la z ł sposób rozpoznania z pomocą p la n e ty M arsa zm ian w odle­

głości ziemi od słońca.

Kepler zaczął od ro z p a trz e n ia 12 o b s e r ­ w acyj T y c h o n o w sk ic h p rze c iw s ta w ie n ia Marsa, p o czynionych w p rzeciąg u lat 24;

następ n ie, w ziąw szy tró jk ą t, k tó re g o t r z e ­ m a w ierzch o łkam i są ziemia, słońce i Mars, poszukiw ał czasów, w k tórych c iała te p r z y b ie ra ją położenia takie, że tró jk ą ty , kolejno przez nie w y tw a rz a n e , są podobne.

Rozważanie p o d o b ień stw a ty c h t r ó j k ą ­ tów doprowadziło go do wniosku, że słońce nie z n a jd u je się w śro d k u orbity, k tó r ą z a ta c za ziemia. J e d n ak ż e , nie w t e ­ dy jeszcze p rzy szła n a m yśl Keplerowi elipsa; mniemał, że p lan e ty nie mogą po­

ruszać się inaczej j a k po o k ręg a c h kół, t y c h k r z y w y c h n a jd o sk o n a lsz y c h , i do­

piero w k ilk a lat później pom yślał o e li­

psie, któ rej własności były przecież z n a ­ ne oddaw na. N iepo d obn a p a tr z y ć n a dzieło Keplera bez najw y ż sz e g o podziwu.

B rakow ało mu zupełnie m etod r a c h u n ­ kowych; ta k np. n a obliczenie położenia p la n e ty w przedziale pom iędzy d w om a położeniami plan ety zao b serw o w an em i, innem i słowy, na w yk o na nie in terpolacyi, t. j. działania, z któ rem g im n a z y a s ta dzi­

siejszy z ałatw ia się w ciągu p a ru m in ut, Kepler potrzebow ał całych dni mozolnej pracy. To też nie dziw, że w zbiorze j e g o prac, k tó ry m a postać dziennika, z n a jd u je m y często ślady zniech ęcen ia wobec wyników , k tó re nie odpow iadały c zy nion y m wysiłkom ; minio to, za k a ż ­ d y m razem po w ra c a n ieb a w em do p rac y i w końcu w y k r y w a praw a, k tó re u n ie ­ ś m ie rte ln iły je g o imię.

W ro k u 1608 w Holandyi połączono po raz p ierw sz y soczew kę s k u p ia ją c ą z soczew ką rozp raszającą; o d tą d lu n ety pom ału z a cz y n a ją rozpow szechniać się w p ra k ty c e astronom icznej.

W ro k u 1655 H u y g h e n s znacznie udo­

| skonalił zegary, zastosowawszy do nich wahadło.

Noniusz ukazu je się w ro k u 1631.

W ro k u 1640 oznaczono p r a k ty c z n ie oś op tyczną lu n e ty i zaczęto u żyw ać m i­

k ro m e tru , który R om er udoskonalił w r.

1672 przez dodanie sp rę ż y n e k celem u s u ­ nięcia szkodliwego w pływ u w a h a ń śruby.

Tenże Romer sporządził w roku 1689 pierwszą lunetę południkową. D o k ła d ­ ność obserw acyi z tej epoki można ozna­

czyć n a 10 " łukowych, co odpowiada ś r e ­ dnicy ołówka, widzianej z odległości 170 metrów.

Metody i narzęd zia doskonalą się w d a l­

szym ciągu. O bserw acye L a lan d e a do­

sięg ają j u ż łu k u 1 " jak o g ran ic y d o k ład ­ ności, co odpowiada odsunięciu naszego ołówka na 1700 m etrów. Z początkiem wieku X IX d ok onyw a się znaczny po­

stęp, a w roku 1875 dokładność docho­

dzi do ł/ 3 se k u n d y łukowej, to znaczy, że ś re d n ic a ołówka może być w idziana z odległości 3400 metrów.

Dla o trzym ania m ax im u m dokładności czynione są wysiłki, zm ierzające do za­

c how a n ia możliwie najw iększej sy m e try i zarów no w sam ych narzędziach, j a k i w insta la c ya ch. Aby wykazać, do j a ­ kich g ra n ic posuwa się to poszukiw anie sy m e try i, dość będzie przytoczyć je d e n ze środ kó w ostrożności, zastosow anych w in stalacyi lu n e ty południkowej obser- w a to ry u m w Tuluzie. Każda z w ieży­

czek tej lu n ety spoczyw a n a k a m ie n iu w a g i 4000 kg, te dwa kam ien ie u m ie s z ­ czone są na trzecim kam ieniu w agi 8000 kg, położonym na podłożu betonow em , które z kolei spoczywa n a podkładzie z piasku. Otóż, a b y się upew nić, że dw a kam ienie, podtrzym ujące wieżyczki, są rzeczywiście identyczne, Baillaud, ówcze­

sn y d y r e k to r o b se rw ato ry u m w Tuluzie, kazał w swojej obecności rozpiłować na dwoje kam ień wagi 8000 kg. Mimo to, stw ierdzono, że w ieżyczka zachodnia tej lu n e ty osuwa się o V , 00 m ilim e tra rocz­

nie, i że to osuwanie się j e s t n a s tę p s tw e m powolnego zsu w a n ia się w dolinę całego wzgórka, na k tó ry m z b ud ow an e j e s t ob- s e rw ato ry u m .

i

(13)

JM° 30 W SZEC H SW IA T 477 W m ia rę z w iększania się dokładności

o bse rw ac y j a strono m ic zny c h zjaw ia się p o trz e b a w y s z u k iw a n ia przyczyn z a b u ­ rzeń, k tó ry c h istn ie n ia daw niej nie po ­ dejrzew ano. P r z y k ła d tego zn ajd ujem y o s ta tn ie m i czasy w o b s e rw a to ry u m pa- ry sk ie m , gdzie zajęto się w yznaczeniem m iejscow ej linii pionowej, co w ydaje się czynnością bardzo prostą: przez lun etę pionową puszcza się promień św ia tła na zwierciadło poziome, umieszczone n a p e ­ wnej głębokości, i jeżeli promień ten od­

bije się wzdłuż własnej linii padania, to linia t a będzie sz u k a n ą linią pionową.

Za zwierciadło poziome służy swobodna pow ierzch nia rtęci. Otóż w y n ik o trz y ­ m an y nie był zadaw alający: po w y ru g o ­ w a n iu w s z y s tk ic h przyczyn błędów, za­

leżnych od narzędzi, nie w y łą c za jąc n a ­ w e t dziennego og rzew ania się filarów, pozostawało jeszcze odchylenie peryody- czne, k tó re g o przyczyny nie można było znaleźć. W koń c u zdołano odkryć, że odchylenie to miało źródło w działaniu księżyca, k tó ry w 7 miseczce z rtęcią, o śre d nic y k ilku decym etrow ej w yw o ły ­ w ał z jaw isk o przypływ ów i odpływów.

N ajnow sze p o stępy w dokładności ob­

serw acyj zaw dzięczam y fotografii. Atoli klisze fotograficzne m ają z n a tu ry rze­

czy w y m ia r y ograniczone; bok jed n e j kliszy nie b y w a dłuższy od dwu do t rz e ch śre d n ic pozornych słońca i trzeba wziąć koło 10 000 klisz, a b y u tw orzyć mapę nieba.

Zestaw ienie w sz y s tk ic h tych klisz w je- dnę całość z pożądaną dokładnością j e s t czynnością niesły ch an ie delik atn ą, przy- czem konieczne j e s t prow adzenie k o n ­ troli zapom ocą narzędzi zwyczajnych, u m ożliw iających po m iary bezpośrednie.

Prace, do k tó ry c h dało a sum pt s p o ­ rządzenie Mapy nieba, pozwoliły osiągnąć dokładność się g a ją c ą V 10 se k u n d y ł u k o ­ wej, co o dpow iada możności zobaczenia śre d n ic y naszego ołówka z odległości 17 kilometrów.

J e s t to w ynik, z któ reg o m ają prawo być d u m n i astronom ow ie wogóle, a w szczególności astronom ow ie francuscy.

Tłum. S. B.

K R O N I K A N A U K O W A .

Problemat zachowania materyi. J a k w ia­

domo, pierwsze wątpliwości w kw estyi bez­

względnej niezniszczalności m ateryi w ypo­

wiedział Stas, opierając się n a stra ta c h na wadze, stw ierdzonych podozas łączenia się srebra z jodem i bromem. Później tem s a ­ mem zagadnieniem zajęli się: z jednej stro ­ ny Heydw eiller, z drugiej — L andolt. Obaj ci badacze zaobserwowali w n iek tó ry ch re- akcyach ohom icznych p rzy ro sty lub u b y tk i wagi, nie przekraczające błędu doświadcze­

nia, w innych atoli razach stw ierdzili s tra ty na wadze, znacznie większe od błędów mo­

żliwych. Od owego czasu L andolt kilka­

k rotnie pow racał do wyników ty c h p ierw ­ szych sw ych doświadczeń. U w ażając n ad ­ m ierne s tra ty za fakty ustalone, usiłował w ytłum aczyć jo zapomocą hypotezy częścio­

wego rozpadu atom ów, którego przyczyną są gw ałtow ne w strząśnienia, jakim ulegają cząsteczki podczas reakcyj, o k tó ry ch mowa:

drobne ułam ki m atery i m iałyby, podług te ­ oryi tej, przenikać przez ścianki naczyń szklanych. N a poparcie tej hypotezy mo- żnaby przytoczyć fakt dobrze znany, że nie­

k tó re gazy mogą przechodzić przez szkło n a­

wet w tem p eratu rze zwyczajnej (?). W re­

szcie, w ostatniej rozprawie, poświęconej t e ­ m u przedm iotow i, L andolt, odrzuciwszy swą hypotczę, przypisuje zm iany w ciężarze p rz y ­ czynom fizycznym, niezależnym od reakcyi chem icznej, mianowicie zmianom objętości, w ynikającym ze skutków cieplnych pozosta­

jących.

Otóż, w a rty k u le , ogłoszonym niedawno w Z eitschrift fur physikalische Chemie, O.

Zenghelis, profesor iin iw ersy tetu w A tenach, wypowiada pogląd, że objaśnienie powyższe, op arte na niesłychanie m ozolnych spraw dze­

niach i rachu nk ach , nie w ystarcza do w y­

tłum aczenia w szystkich ustalonych dotąd przypadków' niezgodności ciężarów . W rze­

czy samej, z doświadczeń, k tó ry ch przebieg i w yniki podane są w a rty k u le Zenghelisa, okazuje się, że bardzo wiele gazów i par, w ydzielanych przez ciała stałe, posiada na­

w et w tem p eratu rze zwyczajnej zdolność przechodzenia przez szkło—copraw da w sto ­ pniu słabym i wcale nie proporoyonalnym do stopnia lotności danego ciała.

W naczyniu zatopionem ta k ie przechodze­

nie gazów i p ar je s t wieloe ułatw ione, gdy zmniejszym y ciśnienie zew nętrzne. T em p e­

ra tu ra nie zdaje się w yw ierać znaczniejsze­

go w pływu — przynajm niej w razie p rzy ro ­

s tu um iarkow anego.

Cytaty

Powiązane dokumenty

na rozrywa się w pierścienie, między któ- remi powstaje nowy cylinder płynny, zwolna krzepnący znowu na powierzchni. Zjawisko to powtarzać się może ad infi-

ziowii w Kongo, Niemcy, Portugalczycy oraz Belgowie starają się zaprowadzić sztuczne plantacye drzew kauczukowych w swych koloniach; na Malacce, Sum a­. trze i

dopodobnie jest w wielu razach zakrótki, pozostaje mimo to wskazany przez niego fakt, że pęd odbywa się w ciągu okre­. ślonych czasów, po których następuje

Kto więc był właściwym twórcą teoryi descendencyi, czy ten, który nikogo nie przekonał i którego dzieło bez żadnego powstało wpływu na współczesnych, czy

giej grupy peryodycznej tylk o sole berylu okazały się czynnem i, lecz w stopniu nie­.. jednakowym : preparat, najmocniej działający na p ły tk ę uczuloną,

rane przez rostw ór na w ew nętrzne ścianki naczynia, nie zrów now aży się z ciśnieniem , w yw ieranem zzew nątrz przez cząsteczki wody, starające się pod

rząt znajduje się wszędzie, nic będziemy się przeto dłużćj nad niemi zatrzymywali, zwrócimy tylko uwagę na dwie osobliwości Ichtbyosaurów amerykańskich. U

chow yw ał swą zdolność rozm nażania się, natom iast p rzy bespośredniem działaniu prom ieni zdolność ta znacznie się zm niej­.. szyła po czterech tygodniach,