• Nie Znaleziono Wyników

Żydowscy sąsiedzi na przedwojennej Wieniawie - Z. P. J. - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Żydowscy sąsiedzi na przedwojennej Wieniawie - Z. P. J. - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

Z. P. J.

ur. 1925; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, Warszawa, dwudziestolecie międzywojenne, okres powojenny, żydowscy sąsiedzi, Szyje Szpiro

Żydowscy sąsiedzi na przedwojennej Wieniawie

[Były] dwie rodziny żydowskie, które mieszkały na parterze, jedni mieszkali od ulicy, a drudzy od podwórka. Ten podrabin mieszkał od podwórka, miał czworo dzieci, najstarszy był syn, Abram, był też takim chasydem z pejsami; była córka, która została nauczycielką i uczyła w żydowskiej szkole, która była na Lubartowskiej;

potem była jeszcze jedna, nie pamiętam jej imienia, ona umarła, mając osiemnaście lat; i najmłodszy był Szyje, on wtedy, jak ja go pamiętam, miał chyba piętnaście lat.

Ja byłam wywieziona do III Rzeszy 20 lutego [19]40 roku, mając piętnaście lat, jak wróciłam po sześciu latach do Polski, chciałam się uczyć, miałam skończoną jedną klasę gimnazjum tylko przed wojną. Nie było dla dorosłych szkół w Lublinie i wysłano mnie do Warszawy – tam skończyłam szkołę średnią. I kiedy przyjechałam do Warszawy, zamieszkaliśmy, ci wszyscy właśnie [uczący się], na Żoliborzu i tam była przychodnia, trzeba było pójść na badanie. Poszłam na to badanie, doktór mnie przyjął, zbadał, wszystko w porządku. I ten doktór mówi: „Pani jest z Lublina?”. Ja mówię: „Tak. Z Lublina”. „I mieszkała pani na Króla Leszczyńskiego?”. „No tak. A skąd pan doktór wie o tym, że mieszkałam, jak ja mieszkam teraz na Bazylianówce?”.

„A bo ja panią znam”. „A skąd?”. „Bo ja jestem Szyje”. Ja zrobiłam wielkie oczy:

„Niemożliwe”. „Ano tak. Moja rodzina cała została w getcie na Wieniawie wymordowana, cała rodzina. A ja uciekłem, ludzie mnie schowali, skończyłem studia, jestem lekarzem”. Umówił się ze mną, że się z nim spotkam na drugi dzień, bardzo się ucieszył, ja się też ucieszyłam. Na drugi dzień poszłam do tej przychodni, a mówią mi: „Doktora wezwano, gdzieś wyjechał, nie wiemy gdzie, nie znamy jego adresu. Proszę się jeszcze tutaj dowiedzieć”, ale ja nie wiem, czy poszłam, czy nie poszłam, już go więcej nie widziałam. Jedyny z rodziny i uratowali go Polacy, i to jeszcze jacy Polacy – zakonnicy, kapucyni.

(2)

Data i miejsce nagrania 2011-09-21, Lublin

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Jak przyjechałam do Izraela, spotykałam Lubliniaków, to się przedstawiałam nie jako Sara Zoberman, tylko przedstawiałam się jako wnuczka Abrama Magiera, bo on był znaną postacią

Potem był remont dachu, bo ojciec się wystarał, że trochę dofinansowanie dostał i zmieniali dach, bo on był kryty gontem.. Pierwej, kiedy myśmy przyszli, to był gontem cały

W ogóle pralka to był luksus, bo jak ja pamiętam mama moja wynajmowała, były specjalne, no jak to nazwać zawody, zajęcia takie, że praczki były. Wynajmowało się i

Kozak to był człowiek, który był bogaty, miał gospodarstwo duże na końcu Dziesiątej, z tym że to był człowiek, który przed wojną studiował, dostał lekko szału i później tak

Ona uchodziła za Polkę, mimo, że nazwisko Lorentz też budziło podejrzenia o jej narodowości, ale na pewno była Żydówką z pochodzenia, ale mimo to świetną

Nie było [kiedyś] tak, że się siedziało pół dnia w szkole, były trzy-cztery godziny, bo przecież to była trzecia klasa, to nie trzymali dzieci tak długo w szkole.. A

Syna to nie pamiętam, jak wyglądał, wiem, że synowa była, miała dziecko, ja się z nim bawiłam, byłam starsza od tamtego dziecka, ale też mała byłam jeszcze. Data i

[…] Nie wiem jak powiedzieć, ale powiedziały tak, słyszałam, jeszcze moja mama opowiadali, że jak jest siedem córek, to jedna jest zmora, taki coś. Że siódma, to