• Nie Znaleziono Wyników

Rodzice - Fryderyka i Eugeniusz Zipperowie - Danuta Zipper-Olędzka - fragment relacji świadka historii [TEKST]

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Rodzice - Fryderyka i Eugeniusz Zipperowie - Danuta Zipper-Olędzka - fragment relacji świadka historii [TEKST]"

Copied!
2
0
0

Pełen tekst

(1)

DANUTA ZIPPER-OLĘDZKA

ur. 1931; Lublin

Miejsce i czas wydarzeń Lublin, dwudziestolecie międzywojenne

Słowa kluczowe Lublin, dwudziestolecie międzywojenne, rodzina i dom rodzinny, rodzice, ojciec, Eugeniusz Zipper, matka, Fryderyka Zipper, Fryderyka Gastalter, dzieciństwo, opiekunka Estera

Rodzice – Fryderyka i Eugeniusz Zipperowie

Nazywam się Danuta Zipper-Olędzka, urodzona jestem 24 lipca w 1931 roku w Lublinie. Ojciec, Eugeniusz, był lekarzem laryngologiem i miał prywatną praktykę w tym samym mieszkaniu, osobno z przedpokoju się wchodziło do jego poczekalni i jego gabinetu, a w lewą stronę do mieszkalnej części. I oprócz tego pracował w szpitalu, ale w którym, to ja nie wiem. Bardzo dużo pracował. Mama, Fryderyka, bez zawodu, bez wykształcenia i z jakiegoś powodu, zupełnie mi nieznanego, traktowana przez resztę rodziny Zipperów z góry. Nie wiem, czy mezalians, czy była gorsza, nie wiem, nie wiem dlaczego. Z ojcem miałam bardzo dobry kontakt, bardzo dużo ze sobą rozmawialiśmy i ja jestem taka, jaka jestem, dzięki niemu. Nie pamiętam zupełnie jakichkolwiek rozmów z mamą. Ja miałam pannę do dziecka, którą kochałam, która miała na imię Estera, ale mówiłam na nią Eścia, i ja z nią byłam cały czas, miałam z nią kontakt, znałam ją, a mamy nie. Nie wiem, czy mama nie miała instynktu macierzyńskiego, nie pamiętam, żeby mnie kiedykolwiek przytuliła. Tak że ja byłam ojca dzieckiem, a nie mamy.

On bardzo dużo pracował. Jak był wolny, to brał mnie za rękę, szliśmy na spacer i chodziliśmy po Lublinie. Jak się wychodziło ze Staszica 10 w jakiś sposób w lewo do takiej dużej ulicy, nie wiem jakiej, tam był sklep z owocami, pamiętam, że tam były tyrolskie jabłuszka, one były takie zielone i trochę owalne, bardzo smaczne, ale ja byłam niejadek. I tam było coś, co mnie fascynowało, były takie czekoladowe kule, nie było wiadomo, co tam jest w środku, to była straszna tandeta i ojciec nie chciał mi tego kupować, a to był dla mnie szczyt marzeń zobaczyć, co tam jest w środku.

Banany jedliśmy i żeśmy cały czas rozmawiali.

(2)

Data i miejsce nagrania 2012-09-04, Sztokholm

Rozmawiał/a Wioletta Wejman

Redakcja Justyna Molik

Prawa Copyright © Ośrodek "Brama Grodzka - Teatr NN"

Cytaty

Powiązane dokumenty

Tam były takie stragany z materiałami, pamiętam zapachy tych materiałów, i wybierałyśmy kreton na sukienki, wtedy dzieciom się szyło sukienki, które się nazywały

I ja pamiętam, że to było po prawej stronie, że to była suteryna, tam było kilkoro dzieci, młodsze rodzeństwo, Eścia była najstarsza, i tam było

Gabrysia była blondynką, niebieskooka, śliczna dziewczynka, zupełnie niesemicka i ona miała wszelkie szanse, wszelkie możliwości, [żeby przeżyć], bo trzeba było mieć dobry

I ja czułam, że cała krew ode mnie spłynęła, a przecież nie mogłam się do tego przyznać, więc siadłam, zdjęłam buty i udawałam, że wysypuję piasek z buta, żeby

To było świństwo z mojej strony, ale ja przecież chciałam się uczyć, chciałam studiować, a ona mi nie pozwoliła do szkoły chodzić, ona mi nie pozwoliła czytać. Ona

Ja usłyszałam takie wypowiedzi: „Teraz przyjeżdżają Żydki i udają kuzynów, krewnych i chcą ściągać wszystkie bogactwa”. Ja sobie pomyślałam: „Ja mam dowód własności

Ona mnie przepraszała, a ja jej byłam taka wdzięczna, przecież wyleczyła mnie z tego świerzbu, a to, że mnie poparzyła, to przecież nie chciała. Ona jeszcze mnie prosiła

Byłam, to już było sporo lat temu, w jakiejś takiej kawiarence, która się nazywała „U Szewca”, i byłam wstrząśnięta, bo w tej kawiarence były ciągle