• Nie Znaleziono Wyników

Problemy : miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia, 1949 nr 7

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Problemy : miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia, 1949 nr 7"

Copied!
73
0
0

Pełen tekst

(1)
(2)

P R O B L E M Y

M iesię czn ik pośw ięcony zagadnieniom w iedzy i życia

R ok V 1949 N r 7 (40)

T R E Ś Ć

CZTEROWIERSZ N A WARSZTACIE . . . . Z okazji „Roku Puszkinowskiego“ zamieszczamy piękne zwierzenia wielkiego poety polskiego, najlepszego tłumacza Puszkina

NA UK A PLUS PRZEMYSŁ RÓWNA SIĘ ROZWÓJ . . . O ZW IĄ Z K U M IĘ D Z Y GEOMETRIĄ A F IZ Y K Ą . . . (krótka historia z głębokim morałem)

RYW ALIZACJA M IĘ D Z Y LABO RATORIUM CH EM IC Z­

N YM A PRZYRODĄ ...

K L IM A T POLSKI A K L IM A T Ś W IA T A ...

Czy Polacy mogą skarżyć się na swój klimat?

PROCESY CZAROWNIC W DAWNEJ P O L S C E ...

Procesy czarownic stanowią jedną z najbardziej ponurych k a rt h is to rii Polski X V II i X V III wieku

Z IE M IA ZŁY ZEGAR ... * . . Podważamy autorytet najstarszego zegara

N O TA TK I IN Ż Y N IE R A R A D Z IE C K IE G O ...

O pierwszeństwie w nauce i technice

O M OŻLIW OŚCI PRZEW ĘDROWANIA B A K T E R II WE WNĘTRZU METEORYTÓW ZAW IERAJĄCYCH Z W IĄ Z K I ORGANICZNE ... ....

Referat wygłoszony na posiedzeniu PAU dnia 25.X.1948 r.

KATASTROFALNE SK U TK I NIEUM IEJĘTNEJ GOSPO­

D A RK I CZŁO W IEKA W P R Z Y R O D Z IE ... , N O TA TN IK „PROBLEMÓW“ ...

Próby elektrycznego myślenia

CO TO ZA P I S M O ? ...

DLACZEGO — JAK? ...

Jak określić zapach?

CO PISZĄ IN N I?

Nauka a pokój ...

Doświadczenia polskie w leczeniu alkoholizmu nowym środ­

kiem uczulającym ...

NOWOŚCI NAUKOWE

Odkrycie nowego tlenku p o t a s u ... ...

Nowy sposób badań przy pomocy wskaźników izotopowych O warkoczach komet ...

PANO PTICUM I AR C H IW U M K U L T U R Y ...

Wierszyki albumowe. Savoir _ v iv re z r. 1660. Warszaw­

skiemu ZOO do archiwum. Recepta. „Second hand‘‘. H ierar­

chia ulic. K to to? E xtra klasa!

e r r a r e h u m a n u m e s t I Olszewski i D ew ar

LIS TY I O D P O W IE D Z I...

Bolesław Zarębski, Warszawa. Inż. A. W inokur, Warszawa.

Jerzy Sawicki Zduńska Wola. D r H. Maszler, Jonkóping (Szwecja). A. Królikowska, Warszawa. T. P. Warszawa.

Z. Liszewski, Grudziądz. Alfa. NN, Warszawa. „K re ty n “ War­

szawa i J. Ł. Wrocław. Z. K. Zgierz

Julian Tuwim . . . 434

Henryk Golański . . . 443 Leopold Infeld . . . . 450

Mikołaj Zieliński . . . 455 Romuald Gumiński . . . 458 Bohdan Baranowski . . 461

Felicjan Kępiński . . .. 468 Arkadiusz Markin . . . 472

Stanisław Sierakowski . 476

Henryk Raabe . . . . 478 Tadeusz Unkiewicz . . . 482 Vidimus ... . 484

Aleksander Oparin . . . 489 M. ... . 491 Józef Hurwie . . . . . 492 Marian Rogoziński . . 492 Włodzimierz Zonn . . . 492 Julian Tuwim . . . . 494

Edmund Kurzyniec . . . 497 ... 499

(3)

*

JULIAN TUWIM

lO Z W A Ż A N IA poniższe są p ró b ą stenograficzn ego n ie o ­ m a l u trw a le n ia p rzebiegu p ra cy nad p rze kła d e m p ie r w ­ szych czterech w ie rs z y ze ,vstępu do poem atu P uszkina

„R u s ła n i L u d m iła “ . C zte ro - w iersz b rz m i w o ry g in a le :

U łu k o m o rja du b z ie lo n y j, Z ła ta ja cep’ n a d u b le to m , I d n io m i n o c z ju k o t u c z o n y j W sio c h o d it po cep i k ru g o m .

S pow iedź ta o d d a je dość w ie rn ie proces mego m y ś le n ia w czasie p ra c y i jest, sądzę, c ie k a w y m obrazem m e to d y , ja k ą się p rz y t ł u ­ m aczeniu P u szkin a p o s łu g u ję — m e to d y, ja k się na ty m p rz y k ła d z ie okazało, fa łs z y w e j, gdyż n ie u d a ło m i się czte ro w ie rsza przełożyć, m im o to pouczającej, bo i z b łę d ó w p ły n ie nauka.

*

O b ją łe m czte ro w ie rsz w z ro k ie m . Z n a m go od la t chyba trz y d z ie s tu na pam ięć, a je d n a k czyta m go sobie głośno jeszcze raz. N ie m am ż a d n ych w ą tp liw o ś c i co do ry tm u , k tó r y chcę w ie rn ie oddać, a n i co do obrazu: w id z ę tę sce­

nę n a m a lo w a n ą w ko lo ra ch . Z aczynam p rze ­ kładać. Cała uw aga s k ie ro w a n a przede w szy­

s tk im na „łu k o m o r je “ . Jest to łu k m orza,

„a rc u m a ris “ , w ię c zatoka. U rocze słow o. Samo przez się, nieza le żn ie od znaczenia: baśniow e, fantastyczne , rza d kie . N a w e t zielone, bo „ ł u k “ ,

„m o ło d o j łu k “ , to zielona ce b u lka ; „ łu g “ zna­

czy łą k a (i u nas: łęg); w reszcie w sp o m n ie n ie o św ie żo -zie lo n e j okładce ja kie g o ś ilu s tro w a ­ nego p ism a ro s y js k ie g o sprzed w o jn y p t. „ Ł u ­ k o m o rje “ . W s z y s tk ie te sko ja rze n ia są czyn ­ n ik a m i u ra b ia ją c y m i p rz y tłu m a c z e n iu p r z y ­ szłe oblicze o d p o w ie d n ik a polskiego, i te j p odśw iad om ej d zia ła ln o ści pojęć czy w y o b ra -

(4)

Z o k a z j i » R o k u P u ­ s z k in o w s k ie g o « z a m ie ­ s z c z a m y p i ę k n e z w i e ­ r z e n i a w i e l k i e g o p o e f y p o l s k ie g o , n a jle p s z e g o t ł u m a c z a P u s z k i n a

żeń n ie m ożna lekcew ażyć. Cóż w ię c zro b ić z p ię k n y m „ łu k o m o r je m “ ? S tw o rz y ć now e słowo? Ł u ko m o rz e , łę ko m o rze (łę k - łu k ) lu b zgoła łu k o m o r? N ad łu ko m o re m ? P rz y łu k o - m orzu? N ie. W y g lą d a ło b y to na pójście po l i ­ n ii n a jm n ie jsze g o op o ru , na p o d e jrza n ą do­

słow ność; łu k o m o r zaś z a la tu je m uchom orem . Sama zatoka n ie w ysta rcza . Jest n a z b y t p o to ­ czna (P uszkin nie u ż y ł słow a „ z a liw “ , ozna­

czającego zatokę, lecz w ła ś n ie n ie z w y k łe g o , niecodziennego „ łu k o m o r ja “ ). M oże się z n a j­

dzie ja k i g o d n y s y n o n im zatoki. S ło w n ik m o r­

s k i Śląskiego podaje: zatoń, buchta, bug a j, w iąg. A n i je d n o z n ic h m i nie odpow iada.

„Ł u k o m o r je “ , „ łu - k o - m o r - je “ ... P rz e la tu je przez m yśl, ja k b ły s k a w ic a , ja ka ś łu k a w ic a ...

ja k ie ś łu k o w is k o . N ie. N ie m a ta k ic h słów.

M ogę je stw o rzyć, ale n ie będzie w n ic h m o ­ rza. Z ataczam jeszcze k ilk a łu k ó w i łę k ó w , w reszcie w zd ych a m , gdyż w idzę, że trze b a bę­

dzie się z le g e n d a rn y m „ łu k o m o r je m “ rozstać.

Ż e g n a j, śliczne słóweczko. B ardzo m i cię żal, ale co ro b ić. Pocieszam się je d n y m : g d y b y m pozostał p rz y ry z y k o w n y m łu k o m o rs k im no­

w o tw o rze , początek w iersza b rz m ia łb y : „P rz y łu k o m o rz u dąb z ie lo n y “ , a w te d y w w ie rs z u trz e c im rą b n ą łb y m n ie w ą tp liw ie słow o za sło­

w e m : „ I d n ie m i nocą k o t u c z o n y “ , a to m i n ie w sm ak; w yg o d n e w p ra w d z ie , stu p ro ce n to w o dosłowne, ale z b y t ła tw e . N ie lu b ię go to w ych , przez P u szkin a ju ż z ro b io n y c h ry m ó w („z je - lo n y j“ — „u c z o n y j“ , z ie lo n y — uczony).

Z w ie rsze m lu b ię się po b o ryka ć, zagrać z n im w szachy, p o ro z b ija ć go na k lo c k i, pociąć ja k

U góry portret Puszkina pędzla O. Kiprenskiego

Obok okładka po­

ematu Puszkina

„Rusian i Lud­

miła“

Obraz Ajwazow- skiego i Repina

„Żegnaj, wolny ży­

wiole!...“, przed­

stawiający Puszki­

na nad brzegiem Morza Czarnego

(5)

k a rto n o w ą ła m ig łó w k ę , a p o te m dopiero m o­

zolnie, p ie czo ło w icie składać k a w a łe k do k a ­ w a łk a , żeby w szystko p rz y le g a ło — p rz e m ie ­ nione, przepolszczone, a przecież, je ż e li nie ta k ie same (bo to n ie m o ż liw e ), to bliźniacze, a w ła ś c iw ie n i e s k o ń c z e n i e z b l i ­ ż a j ą c e s i ę do id e a łu doskonałości, c z y li k u o ry g in a ło w i.

Po ty c h rozw a ża n ia ch po sta n a w ia m (z w ie l­

k im żalem i ju ż speszony), że będzie zatoka.

Co p rz y zatoce? Z ie lo n y dąb. W ięc: z ie lo n y dąb p rz y zatoce. N iedobrze, nie m a ry tm u ,

b ra k s y la b y . W ta k im razie: z ie lo n y dąbczak p rz y zatoce. N ie. D ąbczak m i się n ie podoba.

B ły s k a r y m w trz e c im w ie rs z u : noce. I k o t uczony d n ie i noce. Dobrze. A le dąbczak — za żadne s k a rb y . W ię c co? W ró cić do łu k o m o - rza i gotow ego ry m u : z ie lo n y — uczony?

O d ru g ie j i c z w a rte j lin ijc e czterow iersza je ­ szcze n a w e t n ie p o m yśla łe m , a to przecież n o ­ w y s p lo t zagadnień i tru d n o ś c i, k tó re , g d y je n a w e t pokonam , m ogą w y w ró c ić budow ę p ie rw s z e j i trz e c ie j. A le o ty m p ó źn ie j. T y m ­ czasem w alczę z „n ie p rz y ja c ie le m “ , k tó r y się

na n ie p a rz y s ty c h lin ia c h okopał. P arzyste śpią, ale g d y je p ió re m obudzę, B óg raczy w iedzieć z czym w yskoczą. F a n ta styczn a s tra ­ tegia. T w a rd o i zdecydow a nie postanaw iam trz y m a ć się p rz y zatoce, „d ę b cza ka “ zaś w y r ­ wać z k o rz e n ie m i — do m o rza go! A le je ż e li nie dąb i n ie „d ą b c z a k “ , to co? Przecież w w ie rs z u je s t dąb, n ie żadne in n e drzew o. I tu n a p ły w a n o w a fa la ro zm yśla ń . Przede w s z y ­ s tk im o drzucam ta k ie kuszące kicze i ła tw i­

zny, ja k : „N a b rze g u m orza dąb z ie lo n y “ ,

„ Z ie lo n y dąb na m o rs k im b rz e g u “ , „ Z ie lo n y

dąb u fa l z a to k i“ (b rrr! fa lz a to k i!? ) albo — la st and least — „Z ie lo n y dąb nad m orzem ro ś n ie “ (...w iośnie, radośnie, rozgłośnie...

w s ty d i hańba pom yśleć, a cóż dopiero n a p i­

sać!). Precz! W szystko do lu ftu .

M u s im y na c h w ilę w ró c ić do „ łu k o m o r ja “ . P o w ie d z ia łe m w y ż e j, że je z a s t ą p i ę zato­

ką. A le czasow nik „z a s tą p ić “ m a p rz y p ra cy nad w ie rsze m c a łk ie m in n e , g łę b ie j sięgające znaczenie n iż w m o w ie potocznej. W w ie rszu nie ty lk o o to chodzi, żeby tz w . „zn a cze n ie “ p rze tłu m a czyć. „ Ł u k o m o r je “ b y ło pozycją

(6)

(w artością) dźw ię ko w ą , k o lo ry s ty c z n ą , fo lk lo ­ rystyczn ą . N ie w o ln o m i rezyg n o w a ć z ty c h p ie rw ia s tk ó w . W iersz n ie je s t tre ścią m ającą fo rm ę , lecz w p ro s t p rz e c iw n ie , bo po cóż in a ­ czej m ia łb y na ś w ia t przychodzić? W ty m w y ­ p a d k u w y s ta rc z y ło b y w y b e łk o ta ć : „N a d za­

toką, proszę pana, stoi z ie lo n y dąb, na k tó ry m je s t z ło ty ła ń cu ch , a na n im , proszę pana, cią ­ gle chodzi je d e n c w a n y k o t“ . O to „tre ś ć “ . A w ie rs z — p ły n ie m uzycznie, w znosi się, opada, dźw ięczy, gra b a rw a m i słó w i u k r y t y ­ m i w n ic h d ź w ię k a m i, rządzi się sw o ją m elo-

stąpić osobliw e „ łu k o m o r je “ z w y k łą zatoką, ale m uszę ja ko ś p o w e t o w a ć s t r a ­ t y , bo w ty m m ie js c u będzie pusto. Proszę uważać. „ Ł u k o m o r je “ je s t: a) w g łę b ie n ie m w brzegu m orza, w y ż ło b io n y m przez fa le (to

„tre ś ć “ ; ju ż ją m am ), lecz je s t także b) w s p ó ł­

ż y c ie m ż y w y c h głosek, zespołem d źw ię ­ k ó w — i to połączonych w sło w o o po­

sm aku m ito lo g ic z n y m , ja k ta je m n ic z e drzew o Ig d ra s il (to „ fo r m a “ , k tó r e j m i b ra k ). N astąpić w ię c m usi P R Z E R Z U T : wobec tego że zatokę p o zb a w iłe m n ie ja ko

d y jn ą lo g ik ą i n ie u c h w y tn y m i (zdaw ałoby się) a przecież m a te m a ty c z n ie ś c is ły m i (gdy ju ż na g o to w y m p rze p ro w a d zić analizę) p ra w a m i.

Proces tw ó rczo ści p o e ty je s t na pe w n o pod­

św iadom y, ale w y n ik i jego p ra c y mogą p o d ­ legać badan iom z la n ce te m i szczypczykam i w rę k u . S ty c h o lo g - sp e cja lista (w ierszoznaw - ca, w ie rszo w ie d ) p o tr a fi zawsze o d k ry ć pod­

skórne tk a n k i c ia ła poezyjnego i dowieść, cze­

m u poeta w ty m w ła ś n ie m ie js c u u ż y ł ta k ie - go, a m e in nego słow a. Ja, b u d u ją c z p o l­

skich cegiełek s tro fę P uszkina, m ogłem za-

„p o e tyczn o ści“ , p rzerzucę tę poetyczność na drzew o— okraszę je u ro k ie m , z k tó re g o o d a r­

łe m w ie rsz przez w y c o fa n ie czarodziejskiego

„ łu k o m o r ja “ . G d y b y dąb b y ł w y ra z e m d w u - s y la b o w y m i n ie p su ł m i ry tm u , z o s ta w iłb y m go, oczyw iście, bo to mocne, pię kn e , p e ru n o - we, obrzędow e n ie ja k o drzew o. G d y b y m u b y ło np. dębieć (ale nie dąbczak, ja k o ty m w y ż e j pisałem ), w ie rs z b rz m ia łb y : „Z ie lo n y dębieć p rz y zatoce“ i b y ło b y od b id y ja k o ta ­ ko (ciągle m i je d n a k b ra k niezastąpionego

„ łu k o m o r ja “ !). A le że on o je d n ą syla b ę za

(7)

k r ó tk i, w ie c s z u k a jm y innego drzew a, ta k ie ­ go, co b y m i i lu k ę w r y tm ie zastąpiło i p o e ty ­ cznie zaszum iało. Bez n a m y s łu : ja w o r. Ja k ie będą w ty m w y p a d k u z a le ty ja w o ru ?

N ie ty lk o jego tra d y c ja ro m a n tyczn o -sie - la n k o w a („p o d u m ó w io n y m ja w o re m “ ), n ie ty lk o w s p o m n ie n ie z zaczarowanego k r a ju la t d z ie c in n y c h („ja w o r, ja w o r, ja w o ro w e lu d z ie “ )

— ta k , ta k , c z y te ln ik u ! to w s z y s tk o n u r tu je w tłu m a c z u cza ro d z ie js k ie j b aśni o R usła n ie i L u d m ile ; w szystko to są ta je m n ic z e im p o n - d e ra b ilia , k tó re s k ła d a ją się na decyzję w w y ­ borze s ło w a !— n ie ty lk o , p o w ta rza m , te u k r y ­ te głęboko bodźce n a tu r y u c zu cio w e j, tw o rz ą ­ ce a t m o s f e r ę , a u r ę w o k ó ł słowa, p rz y c z y n ia ją się do te j dość ś m ia łe j koncep­

c ji zasadzenia nad zatoką (zam iast nad łu k o - m orzem ) in nego drzew a: ja w o ru . Są one w p ra w d z ie pierw sze, p ie rw o ro d n e , n a jb a r­

d zie j p rz e k o n y w a ją c e , w sedno w iz ji b iją c e sugestyw ną, o d ru ch o w ą mocą. A le m im o to w a ż k ie są i in n e , ju ż n a chłodno czynione ro z ­ w ażania. A m ia n o w ic ie : „ Z ie lo n y ja w o r “ to m n ó stw o p iękności. Z e sta w ie n ie słów , zdaw a­

ło b y się, a rc y w y ta rte , banalne, po sto kro ć po­

w ta rza n e , a je d n a k . C zy ja w o r od te j z ie le n i sta je się św ieższy i ja ko ś b a rd z ie j m o k ro -b ły - szczący (zielone i m okro-błyszczące b y ło w ła ­ śnie zaniechane „ łu k o m o r je “ ), czy z ie le ń od ja w o ru — sam n ie w ie m , ale połączenie ic h ja r z y m i się w te j c h w ili ż yw o i lśniąco (ju ż m i się ta k k ie d y ś ja w o r ja r z y ł w w ie rs z u

„ K a lin o w e d w o r y “ , ale ta m na czerw ono).

Jest w s ło w ie „ ja w o r “ coś z sam ej is to ty drze ­ w a (w c e rk ie w n o - s ło w ia ń s k im „a w o ro w d ą b “

znaczy ja w o r); n ie p o tr a fiłb y m w p ra w d z ie opisać jego w y g lą d u , a n ib y m go w lesie n ie poznał (klon?), ale je s t w n im i ja r za ro sły i ró w - p a ró w i m u ra w a — leśne, ja rk ie , bo­

re m tchnące słowo.

T a k w ię c szu m ią cym baśniow o z ie lo n y m ja w o re m zastąpię — w s w y m poczuciu a rty s ­ ty c z n y m — zieleń, świeżość i rom antyczność

„ łu k o m o r ja “ . Lecz to n ie w szystko jeszcze.

Pisze się to „ łu k o m o r je “ przez d w a o, ale p ie rw sze z n ic h w y m a w ia się po ro s y js k u ja k a: „ łu k a m o r je “ . Otóż „ a w o r “ w ja w o rz e i „a m o r“ w „ łu k a m o r ju “ tw o rz ą d w ie ró w n o ­ le g łe a n ie o m a l id e n ty c z n e g ru p y d ź w ię k ó w , k tó re przez te n p a ra le liz m h a rm o n iz u ją w ie rsz, z e s t r a j a j ą d o pew nego s to p n ia d w a „ in s tr u m e n ty “ : trą co n ą s tru n ę o ry g in a łu i jego p o ls k ie echo. C z y te ln ik o w i c h yb a n i­

g d y na m y ś l n ie przyszło, co znaw ca w id z i i słyszy w w ie rs z u i ja k a to tru d n a w iedza, to p rze kła d a n ie poezji. W cale n ie tw ie rd z ę , że ta k n a l e ż y w id z ie ć i słyszeć. R e je s tru ję ty lk o b ie g m y ś li.

A le je d ź m y d a le j, bo to dopiero p o ło w a czterow iersza. D ru g ą , znacznie tru d n ie js z ą , m a m y jeszcze przed sobą. T ru d n ie js z a zaś je s t

dlatego, że w p a rz y s ty c h lin ijk a c h w g rę w e j­

dą nieszczęsne r y m y m ęskie, oraz dla in n y c h pow odó w , o k tó ry c h n iż e j.

M a ła ilo ść słó w je d n o z g ło s k o w y c h w p o l- szczyźnie i stałość naszego a kce n tu (na d r u ­ g ie j od końca sylabie), to is tn a plaga d la t ł u ­ macza. T łum acz, k tó r y p ra g n ie (a zawsze po­

w in ie n się o to starać) w ie rn ie zachować r y t m o ry g in a łu , sta je zazw yczaj w obec s tra s z liw y c h tru d n o ś c i i t y lk o za pom ocą c h y try c h a k a r ­ k o ło m n y c h sztuczek, c h w y tó w , w o lt i k o m b i- n a c y je k u d a je m u się do p ro w a d żić budow ę s tr o fy do końca. Ile s łó w m u s i p oprzestaw ia ć, poprzekręcać, pokaleczyć, s k u rc z y ć lu b w y ­ ciągnąć, aby całość u ło ż y ła się w k r ó tk ie j k o ­ le in ie określonego ry tm u , godnie p o łą czyła się z p o p rze d n ią i następną, spięła się z n im i ry m e m i m ocno stanęła na fu n d a m e n cie ostat­

niego w e rse tu . Z a m k n ię ta s tro fa c z te ro w ie r- szowa je s t ja k c z te ro p ię tro w y dom. N ie w o l­

no m i n a jw yższego p ię tra budow a ć z żelaza a najniższego z p a p ie ru , bo dom ru n ie . N ie w o ln o na d ru g im urządzać s ta jn i a na trz e c im salonów re p re z e n ta c y jn y c h , bo to absurd. N ie w o ln o pierw szego p ię tra m a lo w a ć na n ie b ie ­ sko a czw artego na czerw ono, bo to chaos.

P a rte r n ie m oże b y ć now oczesny, g d y s try c h je s t g o ty c k i itd 1. D o m m u s i b yć je d n o lity , p ro ­ sty, w y g o d n y , z d o p ły w e m ś w ia tła i p o w ie ­ trza.

W naszym dom u, b u d o w a n y m od g ó ry (!), m a m y go to w ą ko n d yg n a cję , brzm iącą:

Z ie lo n y ja w o r p r z y zatoce potem — n ic; następnie:

I k o t u c z o n y d n ie i noce i zn o w u nic. .

A b y n a m się b u d y n e k n ie z w a lił, m u s im y szybko podeprzeć w yższe p ię tra d o ln y m i. Z a ­ b ie ra m y się do d ru g ie g o i czw artego. Zada­

n ie polega na ty m , żeby w dw óch w ersetach c z te ro ja m b o w y c h pow iedzie ć: a) że na n a ­ szym ja w o rz e je s t z ło ty ła ń cu ch , b) że k o t ciągle chodzi n a ła ń c u c h u d okoła ja w o ru ; p rz y czym m a to b y ć z ry m o w a n e na męsko, t j. zakończone s ło w a m i je d n o z g ło s k o w y m i.

D w ie są te ra z d ro g i: albo zacząć .szukać r y ­ m ó w , albo zająć się ry tm ic z n ą stro n ą zadania (u c z c iw ie j b y ło b y m ó w ić stale: m e tryczn ą ; ale to c a łk ie m in n e zagadnienie, na k tó re tu n ie m iejsce). Z d w óch d ró g w y b ie ra m trz e c ią

— łączną. Z a sta n a w ia m się, k tó ra z obu l i n i ­ je k ła tw ie j podda się spolszczeniu; w te d y po­

sta ra m się dostosować do n ie j pozostałe. Od ra zu w idzę, że dolna, o statnia. „W s io c h o d it po cepi k ru g o m “ : do ko ła drzew a chodzi w ciąż.

T a k, „ r y t m “ n ib y te n sam, ale ze s łó w m o ic h n ie w id a ć, że k o t p rz y w ią z a n y je s t ła ń c u ­ chem do drzew a. T rze b a w ię c ła ń c u c h w p ro ­ w adzić. W ciąż na ła ń c u c h u chodzi w krą g . N iedobrze. Po p ie rw sze : „c h o d z i w k rą g “ n ie

(8)

podoba m i się; po d ru g ie : zlepek syla b c h u - cho je s t n ie p rz y je m n y (c z y li n ie do p rz y ję c ia ).

M oże ta k : w ciąż chodzi na ła ń c u c h u w krąg.

P rz y k re chu-cho usunięte , ale o rd y n a rn e w k rą g zostało. N a le ża ło b y: w k o ło , dokoła, ale gdzie to zmieścić? G d y b y ż t o b y ł n ie łańcuch, lecz k ró tk a „c e p “ , ja k iś „ła ń c “ ! H o! „N a ła ń c u w k o ło k rą ż y w c ią ż “ . M oże is tn ie je je d n o z g ło s k o w y sy n o n im łańcucha?

A lb o d w u z g ło s k o w y , ale ro d z a ju żeńskie­

go? N p. fik c y jn a łańca, ta łańca. W te d y : na ła ń c y w k o ło itd . Szukam . N ie ma.

N ie założę przecież k o tu sm yczy. M oże niie na, lecz w łańcuchu? W ła ń c u c h u z ło ty m k rą ż y w ciąż. N iedobrze. Pies n ie chodzi w sm yczy, lecz na sm yczy. W o b ro ży — o w ­ szem. P ro w a d z ić m ożna zw ie rzę t y lk o na pas­

ku , na s z n u rk u , n a ła ń cu ch u . To samo z u w ią ­ zaniem . O braz je s t ta k i, że k o ta uw ią za n o na ła ń c u c h u — i u w ią z a n y chodzi czv krą ży.

W ra ca m w ię c do n ie m iłe g o „ w k rą g “ (o b rzy­

dzenie do tego s łó w k a z pow o d u n a d u ż y w a ­ n ia go w piosenkach), godzę się z n im , bo sy­

tu a c ja zaczyna b yć coraz tru d n ie js z a . N iech w ię c ta k będzie: w c ią ż chodzi na ła ń cu ch u w krą g . (B ły s k : może „W c ią ż k rą ż v na ła ń c u ­ chu s w y m “ ? A ry m ? D ym ? Z ły m ? Pim ? Rzvm ? K ry m ? Apage!).

T u ta j z n ie c ie rp liw io n y c z y te ln ik p rz e ry w a m i i k rz y c z y : „ K r e ty n ie ! A gdzież to p o w ie - dżiane, że p rz e k ła d m a b vć ta k n ie w o ln ic z y , żeby d o sło w n ie słó w ko za s łó w k ie m p rz e k ła ­ dać? „W s io “ — w ciąż, „ c h o d it“ — chodzi,

„ n o “ — na, „c e p i“ — ła ń cu ch u , „ k r u g o m “ — w k rą g ! A gdzie fa n ta z ja , gdzie s ły n n e lic e n ­ cje p o e ty ? “

O dp o w ia d a m c z y te ln ik o w i: „S z a n o w n y czy­

te ln ik u ! K im k o lw ie k jesteś — lekarzem , ad­

w o katem , kupcem , m in is tre m , panną na w y ­ dan iu , re d a k to re m czy n a u c z y c ie lk ą — to b ie pozostaw ia m p r z y w ile j fa n ta z jo w a n ia , lic e n ­ c ji, m arzeń, u ro je ń , u p o je ń i in n y c h p r z y w i­

dzeń, ja k ie łączysz z im ie n ie m poety. M y , poeci, chcem y b yć ściśli, s u ro w i i p r e c y z y jn i do o s ta tn ic h g ranic, do m a x im u m m o żliw o ści.

F o lg u je m y do p ie ro w ty m m om encie, g d y in s ty n k t poczucia m o w y o jc zyste j podszep- nie nam , że s tru n a dosłow ności je s t p rze cią g ­ n ię ta i że na s k u te k tego m ożem y zgrzeszyć p rz e c iw d u c h o w i ję z y k a “ .

C z y te ln ik n ie daje za w y g ra n ą i k rz y c z y jeszcze g ło ś n ie j: „Ł a d n a m i dosłowność! ła ­ dna ścisłość! Przecież sam dopiero co z ro b i­

łeś, dla ja k ic h ś ta m fa n ta z ji, ja w o r z d ę b u “ . O d p o w ia d a m : „C z y te ln ik u , n ie k rz y c z , bo n ie znasz się n a ty m . J a k ka ż d y c z ło w ie k m a w u ch u ta je m n ic z y aparacik, re g u lu ją c y po­

czucie ró w n o w a g i, ta k k a ż d y poeta obdarzo­

n y je s t ja k im ś sło w o m ie rze m , k tó re g o czuła s trz a łk a drgać zaczyna na n a jd ro b n ie js z e u c h yb ie n ie . O d ru c h y je j są niezaw odne. O na t<ł w ła śn ie , ta w skazów eczka, pokazuje , co

w o ln o , a czego n ie w olr.o, gdzie trzeba, a gdzie n ie , gdzie m ożna, a gdzie n ie n a le ży. P rz y „ łu - k o m o r ju “ i ja w o rz e w a h a n ia je j b y ły szybkie, n e rw ow e, niespokojne. T u ta j — są m in im a l­

ne. S trz a łk a w ska zu je na dosłowność. N ie ­ s te ty — k ró tk o trw a łą .

Bo oto u s ta b iliz o w a łe m rzekom o to zdanie:

w cią ż chodzi na ła ń c u c h u w krą g , cztero- w ie rs z m a ju ż tr z y k o n d yg n a cje :

Z ie lo n y ja w o r p r z y zatoce

? ? ?

I k o t u c z o n y d n ie i noce

W cią ż ch o d z i n a ła ń c u c h u w k rą g

— ale cóż, kiediy te ra z w ła ś n ie zaczyna się tragedia. W krą g . R y m do „ w k rą g “ — i to ta k i ry m , k t ó r y b y m ó g ł zakończyć zdanie, w y ra ż a ją c e po p o ls k u słow a: „z ła ta ja cep* na d u b ie to m “ . Bo w ogóle to ic h je s t w y ją tk o w o dużo: rą k , łą k , sąg, pstrąg, bąk, (k rą g — ju ż nie, bo to p o w tó rze n ie ), z lą k ł (się), pąk, m ąk, d rą g i dalszy ciąg. A le do czego tu p rzycze p ić z ło ty łańcuch? T eraz dopiero, m iły c z y te ln i­

ku , m ożna m ó w ić o fa n ta z ja c h , lic e n c ja c h i in n y c h w y k rę ta c h ! Bo to ju ż mus, ko n ie cz­

ność. C hyba, że całą dotychczasow ą budow ę z w a lim y i zaczniem y pracę ab ovo. M a m złe przeczucie, że ta k będzie. A le s p ró b u jm y w y ­ b rn ą ć . W g ło w ie stu ka : ąg, ąg, ąg... ja k gong.

P rz e b ły s k g łu p ie j m y ś li: dać p o ró w n a n ie , że z ło ty ła ń c u c h n a ja w o rz e dźw ięczy ja k gong.

B ardzo złe, sztuczne, za w ło s y w y c ią g n ię te . A kysz! Zresztą, g d z ie b y m to zm ieścił? Na tv m ja w o rz e z ło ty ła ń c u c h b rz m ią c y ja k gong.

A m iejsca je s t ty lk o na słow a: na ty m ja w o ­ rze b rz m i ja k gong. Ł a ń c u c h m i w m orzu u to n ą ł. R zucam ta m gong na w ieczne z a tra ­ cenie. W s ią k ł. D obrze m u ta k . A le co dalej?

Ą g , ąk, onk... fą k , lą k , b rą k , cąk... H o n g - K ong... Z aczyna się chińszczyzna. Co raz go­

rz e j. N ie m a co. T rze b a w k rą g odrzucić. P rze ­ s ta w ia m : w k rą g chodzi na ła ń cu ch u w ciąż.

W ciąż. Z aczynam ry m o w a ć : mąż, krą ż, miąższ.

B ardzo się w styd zę , ale przez u tra p io n y łeb p rz e la tu ją i ta k ie p o m ysły, ja k : ła ń c u c h w b i­

t y w drze w a miąższ... ła ń cu ch z ło ty lś n i ja k wąż... W on! Ciąż, drąż, zw iąż (w ła śn ie : zw iąż!), gąsz...cz. M oże ry m o w a ć w c ią ż i gąszcz? Od b id y może b y m jakoś w k r ę c ił z ło ty ła ń c u c h w gąszcz ja w o ro w y c h gałęzi... A że to n ie p e ł­

n y ry m , lecz tz w . asonans, no to, w y z n a m ze skruchą, konieczność n ie ra z zm uszała m n ie do p o p e łn ia n ia tego grzechu p rz y tłu m a c z e n iu P uszkina. Bo to grzech — oddaw ać k la s y c z ­ ne, k ry s z ta ło w e r y m y p u s z k in o w s k ie t y m i n o ­ w ocze sn ym i m iedobrzm ienia m i. W ięc może b y z gąszczem p o kom bino w ać? S trz a łk a zaczyna n e rw o w o dygotać: w ty m m ie js c u n ie w olno.

A le g d y b y n a w e t p o z w o liła , ja k b y m ja w osiem syla b to w p a k o w a ł7 Ł a ń c u c h w p lą ta n y w jego gąszcz... Zgroza... Jakieś „g o - gą“

i w ogóle straszne. Ł a ń c u c h n ie je s t ju ż zło ty . A ja k b y b y ło ze zło cistym ? Z ło c is to ła ń cu ch

(9)

o p ló tł gąszcz... K r y m in a ł. N a dobrą spraw ę ła ń cu ch p o w in ie n b yć szczerozłoty. Z ło c is ty

— to p rz y ła ń cu ch u ja k pozłacany. Zresztą, ja k ie to u P u szkin a proste: „z ła ta ja cep’ na d u b ie to m “ — i ja k ie u m n ie sztuczne. Gąszcz!

Precz. W ra ca m do węża. L ś n i ja k wąż. S li- n ia k f Ś lim a k ! Z b ro d n ia . W cale n ie lś n i, ty lk o po m o s tu jest. W ię c może ta k : a na n im ła ń ­ cuch, z ło ty w ąż; albo: a na n im z ło ty ła ń ­ cuch - w ąż (że n ib y k rę ty , błyszczący...). Nie.

W ąż k u s i, bo to je g o m é tie r, ale ja się skusić n ie dam. Chociaż... może b y się jeszcze tro ch ę pom ęczyć, bo czuję, co m n ie czeka, g d y z w ę ­ ża zre zyg n u ję ...: na ty m ja w o rz e ła ń cu ch wąż...

— Z ło ty ! — w o ła P u s z k in z za św ia tó w ! — N ie d e p re c jo n u j kosztow ności, fuszerze!

— A ta k : na d rze w ie z ło ty ła ńcuch-w ąż?

Poeta k r z y w i się i k rz y c z y : — Czegoś się tego w ęża uczepił?

— Bo ry m ! R y m do „w c ią ż “ !

— A ja sobie żadnych w ężów n ie życzę i w iersza psuć n ie pozw olę. Już m i „łu k o m o - r je “ i dąb sknociłeś.

— Ż e b y m ja W aszej P o e ty c k ie j M ości prze ­ k ła d u „C z a tó w “ n ie p rz y p o m n ia ł!

— M oże n ie piękny?

— Owszem, cu d o w n y : ale in n y r y tm niż u M ic k ie w ic z a , a czego W aszej W spaniałości n ie d y n ie d a ru ję , to tego, że w o je w o d a nie je s t w p rz e k ła d z ie zdyszany i n ie bie ży z a lta ­ n y w zam ek z w ście kło ścią i trw o g ą (o czym u nas w ie każde dziecko), ale po p ro s tu późną nocą w ra ca z pochodu i każe słu żb ie m ilczeć.

A h a !

W ie lk i A le ksa n d e r, w ię k s z y n iż A le k s a n d e r W ie lk i, m ru k n ą ł coś i s k r y ł się za c h m u ry , pozostaw ia jąc m n ie nieszczęsnego z m o im w ę ­ żem i w ciążem .

*

G d y się ta k zastanow ię nad ilo ścią czasu, e n e rg ii i na­

m ię tn o ści, pośw ięconą do­

tychczas (bo jeszcze n ie go­

to w y ) je d n e m u c z te ro w ie r- szowi, p rz y c h o d z i m i na m y ś l u r y w e k z „O n ie g in a “ :

W y s o k o j strasti n ie im ię ja D lia z w u k o w ż iz n i nie s z c z a d it’, N ie m og on ja m b a o t c h o rie ja , K o k m y n i b ilis ’, o t lic z it ’.

C z y li: n ie m a ją c w z n io s łe j p a s ji nieoszczędzania życia d la d ź w ię k ó w , nie p o tra fił, m im o u s iln e nasze starania, o dróżnić ja m b ó w od chore­

jó w . Otóż to w ła śn ie : w z n io ­ sła pasja, w yso ka n a m ię t­

ność: n ie szczędzić życia dla

d ź w ię kó w . P a li nas i spala te n dźw ięczny, p ło m ie n n y , ach! ja k ż e p ię k n ie - n ik o m u - n ie p o trz e b n y tr u d ! G dzie ta je m n ic a b r u lio ­ n ó w po e tyckich ? S kąd te n n ie p o k ó j, łażenie po p o k o ju , ta rc ie p a lc a m i czoła i oczu, w a ­ le n ie w stół, d łu g ie zapatrzenia, c zu jn e za­

słuch a n ia , albo ta k ie ła m ig łó w k i i rebusy, przez k tó ry c h g ę stw in ę p rz e p ro w a d z iłe m czy­

te ln ik a ?

Skąd to kre śle n ie , w y m a z y w a n ie , p o p ra ­ w ia n ie , z o sta w ia n ie p u s ty c h m ie js c n a le ­ pszy, bliższy p r z y m io tn ik lu b czasownik?

M a n u s k ry p ty po e tó w aż się ro ją od w ie lo ­ p ię tro w y c h p o p ra w e k. Co to znaczy? Że w s p in a li się po ty c h p ię tra c h k u ja k ie jś p ra ­ w dzie. Że ta p ra w d a p o e tycka gdzieś jest, tk w i, is tn ie je — n ie w y m ie rn a w p ra w d z ie , n ie w id z ia ln a , ale przeczuw ana i prześw ieca­

jąca.

*

N a p o w yższy a r ty k u ł, w y d ru k o w a n y n ie ­ gdyś (w r. 1934) w „W ia d o m o ścia ch L it e ­ ra c k ic h “ , odezw ało się b lis k o p ó ł s e tk i osób, śród k tó ry c h ty lk o tr z y z a jm o w a ły się lit e ­ ra tu rą fa ch o w o . Resztę s ta n o w ili la ic y , am a­

to rz y , m iło ś n ic y poezji, tz w . „sza ra masa c z y te ln ic z a “ , m. in. le k a rz , dw óch adw oka­

tó w , dw óch in ż y n ie ró w , trze ch n a u czycie li, stu d e n tk a m a te m a ty k i, d z ie n n ik a rz , o b y w a ­ te l ziem ski... D ow ó d to, że zagadn ieniam i rzem iosła poetyckieg o in te re s u ją się n ie t y l ­ k o fa ch o w cy. Co zaś najciekaw sze, to fa k t, że w y p o w ie d ż i p rz e c ię tn y c h ko n su m e n tó w słow a d ru ko w a n e g o o ka za ły się na ogół b a r­

d zie j „fa c h o w e “ i p rz e n ik liw e , n iż gło sy spe­

c ja lis tó w . Nadesłane p ró b y tłu m a c z e n ia s tro ­ f y są w p ra w d z ie słabe i żadna z n ic h nie t y l ­ ko n ie osiągnęła id e a łu , ale n a w e t się doń n ie z b liż y ła , załączone n a to m ia st ko m entarze p rz y g o d n y c h tłu m a c z y z a słu g u ją n a uwagę.

O to k ilk a spostrzeżeń i gloss, w y ty k a ją c y c h m i p o c zyn io ­ ne b łę d y, n a w e t ja w n e grze­

ch y a rty s ty c z n e i rzeczowe:

„...p o w in n o b y ć n ie k o t uczony, ale raczej k o t z m y ś l­

n y , a jeszcze le p ie j, choć n ie ­ stety, n ie po polsku, k o t tr e ­ so w a n y“ ...

*

„...p o d w zg lę d e m uczucio­

w y m ja w o r (te n od F ilo n a ) je s t może po e tyczn y, ale b rz y d k o - s e n ty m e n ta ln y , w cale n ie b a ś n io w y “ ...

^ *

„ N ie sądzę, aby ja k ie ­ k o lw ie k w z g lę d y m o g ły us

(10)

p ra w ie d lłw ić tłu m a cza zm ieniającego do­

w o ln ie rz e c z o w n ik i (tra n s fo rm a c ja sym bo­

licznego dębu na m a ło m ó w ią c y , łz a w y ja w o r, w d o d a tk u drzew o w y b itn ie w y ż y n n e —

„T a m na górze ja w o r s to i“ ...). W ta k im bo­

w ie m ra zie m ożna b y poprzez zm ianę re szty rz e c z o w n ik ó w uzyskać d la w iersza z u p e łn ie s w o is ty k o lo ry t, np.:

Z ie lo n a w ie rz b a n a d b a jo re m , D o w ie rz b y p r z y w ią z a n y s z n u r, N a sznu rze r a n k ie m i w ie c z o re m

(por. „ P o w ró t t a t y “ ) Wciąż c h o d z i w k rą g uc z o n y szczur

(k n u r, tu r).

*

„D o szła m do przekonan ia, że w id o czn ie u w y b itn e g o p o e ty m usiało zajść ja k ie ś c h w i­

lo w e n rz y ć m ie n ie ta le n tu , je ś li n ie m ó g ł od ra zu z ta k ie g o d ro b ia z g u w y b rn ą ć . M ożna przecież p rze ło żyć to n ie o m a l d osłow nie ta k :

K o ło m ie rz e i dąb z ie lo n y , Z ło ty ła ń c u c h n a dębie ty m , A d n ie m i no cą k o t uczo ny W cią ż g o n i n a ła ń c u c h u s w y m .

U w ażam , że słow o „m ie rz e ja “ je s t lepsze od z a to k i i m n ie j w ię ce j oddaje owo „ łu k o - m o rje “ ... A le m ożna i ta k p rze tłu m a czyć, je ­ że li ko n ie czn ie chodzi o u n ik n ię c ie ry m u : zie­

lo n y - uczony:

D ąb p r z y m ie rz e i s to i m o d re j, N a n im ła ń c u c h a z ło ty lę k , A d n ie m i nocą k o t p rz e m ą d ry W ciąż ch o d z i n a ła ń c u c h u io k rę g .“

(D ru g i w ie rs z pierw szego w a ria n tu oczy­

w iś c ie n ie do p rz y ję c ia . Ł ę k i w k rę g f? ) — ch yb a ża rt. N ad „m ie rz e ją “ m ożna się za­

stanow ić. A „ k o t p rz e m ą d ry “ — z n a k o m ity . P r z y p i s e k m ó j J. T.)

*

„Sens tłu m a c z e n ia p a ń skie ­ go w y g lą d a ta k : nad m orską zatoką s to i z ie lo n y dąb, na k tó r y m je s t z ło ty łańcuch, a na n im w dzień i w nocy chodzi c w a n y k o t. Otóż t ł u ­ m aczenie ta k ie je s t błędne.

G d y b y o s ta tn i w ie rs z u Pusz­

k in a b rz m ia ł: „w s io c h o d it na cepi k ru e o m “ , tłu m a cze n ie to b y ło b y w ie rn e . Jako udo­

w o d n ie n ie , p rzyto czę znane pow iedze nie: „ U sam owo w k a rm a n ie wosz na a rk a n ie da błocha na cepi“ . O brazow o w v g lą d a pańskie tłu m a cze n ie ta k, ja k w ska zu je ry s u n e k na p o p rze d n ie j stro n ie . C zy­

l i ja k g d y b y k o t c h o d z ił w k o ło dębu na u w ię z i na z ło ty m łańcuchu. P o n ie w a ż je ­ d n a k te n o s ta tn i w ie rs z b rz m i: „W s io c h o d it po cepi k ru g o m “ , tłu m a c z e n ie w in n o m ieć sens ta k i: „ N a s to ją c y m nad m o rską zatoką dębie zaw ieszony je s t z ło ty łańcuch, po k tó ­ r y m w k o ło , dzień i noc, chodzi cw a n y k o t“ . O brazow o o g lą d a m y to na ry s u n k u zamiesz­

czonym p oniżej.

C z y li że k o t je s t w o ln y i n ie p rz y m o c o w a ­ n y do łańcucha. Jako uzasadnienie może słu ­ żyć początek znanej p ie śn i ro s y js k ie j: „W n iż po m a tu szkie , po W o łg ie “ .

*

Pow yższe słuszne w y w o d y u z u p e łn ia sla- w is ta p ro f. W ła d im ir F ra n c e w (Praga):

„P u s z k in m ó w i: „z ła ta ja cep’ na dubie to m “ ... P an T u w im , bez w ie lk ie j p o trz e b y zastąpiw szy dąb ja w o re m , tłu m a c z y : „n a n a ­ szym ja w o rz e je s t z ło ty ła ń c u c h “ . J a k m a­

m y ro zu m ie ć słow a P u szkin a „n a d u b ie “ ? C zy z ło ty ła ń cu ch je s t u m o co w a n y na sam ym p n iu dębu, czy też może le ży sw obodnie na gałęziach jego, ja k o w o ln a złota ścieżka, po k tó r e j chodzi uczony kot? P>ez w ą tp ie n ia je s t to obraz sym b o liczn y. K o t P u szkin a n a j­

w y ra ź n ie j „c h o d it po cepi k ru g o m “ , chodzi po łańcuchu . T u w im w y k ła d a : k o t ciągle chodzi n a ła ń c u c h u dokoła ja w o r u (dębu), t j . ko ta uw ią za n o na ła ń c u c h u — i u w ią z a n y chodzi czy k rą ż y . T łu m a c z je d n a k n a ty c h m ia s t spo­

strzega, że k o tu n ie m ożna n a ło żyć sm yczy;

i z a p y tu je : m oże n ie na, lecz w łańcuchu?

A le odrzuca i ta k ą re d a k c ję . Z ło ty łańcuch m ożna b y p rz y ją ć w ta k im ra zie ja k o deko­

ra c ję kota, d y s ty n k c ję czy odznaczenie.

K o t chodzi n ie n a u w ię z i i n ie w z ło ty n ła ń cu ch u , lecz sw obodnie spaceruje na lew o i na p ra w o po z ło ty m ła ń c u ­ chu, ja k o im p ro w iz a to r nieś­

n i i b a je k, k tó re o p o w ia ­ da. T a k ie w y s o k ie p o w o ła ­ n ie n ie lic u je w ca le z o b ro ­ żą i łańcuche m na szyi!

R o syjscy k o m e n ta to rz y po­

e m atu P u szkin a n ie zasta­

n a w ia li się nad ty m w ie r-i szem p ro lo g u . W ię ce j z a j­

m o w a ł on ilu s tra to ró w -m a - la rz y . W w y d a n iu dzie ł P u s z k in a (W engierow a, I, 595) z n a jd u je m y ilu s tra c ję do ty c h w ie rs z y z n a k o m ite ­ go m alarza K ra m s k ie g o : pod dębem siedzi poeta, obok niego k o t, w id o c z n ie u w ią ­ zany n a ła ń cu ch u , k tó r y okrąża dąb. To je s t z w y ­ czajne p o jm o w a n ie słów :

(11)

„ z ło ty ła ń c u c h n a ty m dębie“ ... A le obok, na s ta re j lit o g r a f ii ks. G a g a rin a (na str. 596) poeta (P uszkin) siedzi n a skale, a n a p rze ­ c iw k o pod dębem siedzi k o t, z u p e łn ie w o l­

n y , bez łań cu ch a i u w ię z i. Znana m i je s t je ­ szcze je d n a ilu s tra c ja w s ty lu lu d o w y c h o b ra zkó w (tzw . „łu b o c z n y c h k a r tin o k “ ) — k o t sw obodnie spaceruje po ła ń c u c h u rozpo­

s ta rty m n a gałęziach dębu. Z d a je się, że p. T u w im ta kże w o la łb y położyć z ło ty ła ń ­ cuch na gałęzie dębu (ja w o ru ) i puścić kota, abv z a c e r o w a ł po ła ń c u c h u a n ie na ła ń c u ­ chu. „O d b id y m oże b y m ja ko ś w k r ę c ił z ło ty ła ń cu ch w gąszcz ja w o ro w y c h g a łę zi“ — od­

czuw a on możność ta k ie g o p o ję cia słó w P u ­ szkina: „n a du b ie to m “ . D a le j p ro p o n u je w a ­ r ia n ty : „ła ń c u c h w p la ta n y w jego gąszcz“

lu b „z ło c is ty ła ń cu ch o p ló tł gąszcz“ . W ięc

ła ń cu ch n ie okrąża całego p n ia dębu, lecz w znosi się w yso ko na gałęziach jego, w k o ­ ro n ie d rze w a .“

*

N ie obeszło się bez s a ty ry c z n y c h w ie rs z y ­ k ó w p rz e c iw tłu m a c z o w i. C y tu ję dwa.

N a d b rz e g ie m m o rz a dąb z ie lo n y , W o k o ło dę bu z ło ty p ło te k ,

T u w im się k r ę c i ro z d ra ż n io n y I w o ła : m ia u , chodź tu k o te k .

A k o te k m ru g a i n ie d o s ły s z y , N a P u s z k in a w c ią ż się s ie rd z i.

Z a to, że c h c ia ł ło w ić m yszy, D o ła ń c u c h a go p r z y tw ie r d z ił.

E L E G IA O TUWIMOWSKTE.T M E T O D Z IE P R Z E K Ł A D A N IA P U S Z K IN A

T a m p r z y zatoce dąb z ie lo n y , Z ło c is ty ła ń c u c h o k u ł m u p ie ń , A n a ła ń c u c h u k o t u c z o n y

Bez p r z e r w y k rą ż y w no c i w dzień.

K r ó c iu t k i, p ro s ty te n c z te ro w ie rs z Raz T u w im s k o m p lik o w a ć c h c ia ł, Le cz n ic n ie z d z ia ła ł, bo się dow iesz, Ze r y m m u w uch o p r z ty c z k a da ł.

D a re m n ie gdzieś n a d „łu k o m o r z e m “ Z a ogon k o ta c ią g n ą ł b a rd ,

D a re m n ie s ło w a k r o ił nożem , R o z w a lił m u się do m ek z k a rt.

P różn o się m io ta ł w r y m ó w tań cu, S pod dę bu do ja w o r a la z ł:

Sam p r z y k u ł s z y ję s w ą n a „ ła ń c u “ ...ch, ch, ch!

S łó w n ie c h c ia ł s z y k u z m ie n ić raz...

W ięc z w in ą ł ła ń c u c h się ja k k o b ra , K o t, m ia u czą c, w s tra c h u u c ie k ł hen, 1 z o s ta ł t y lk o d z iw n y ob raz

D a n te js k ic h ta k ic h oto scen:

Z ie lo n y ja w o r p r z y zatoce, Z ło c is ty n a n im ła ń c u c h -w ą ż , A b ie d n y T u w im d n i i noce

W k rą g n a ła ń c u c h u c h o d z i w ciąż...

(12)

Inż. mgr HENRYK GOLAŃSKI

P o d se kre ta rz stanu

¡¡jg O B Y W A N IE złóż z g łę b i zie m i, eks­

p lo a ta c ja su ro w có w ro ś lin n y c h i z w ie ­ rzęcych oraz ic h p rz e ró b k a o p ie ra ją się na do­

ro b k u p r a k t y k i la ta m i grom a d zo n ym , na o l­

b rz y m ie j ilo ś c i celow o p rze p ro w a d z o n y c h do­

św iadczeń i b o g a te j lite ra tu rz e sp e cja ln e j.

K a żd e j gałęzi p rz e m y s łu o d pow ia da w dzie­

d z in ie n a u k p rz y ro d n ic z y c h , a jeszcze w ę ­ zie j — te c h n iczn ych , o kre ślo n a technolo gia.

S k ła d a ją się na n ią w y b ra n e d z ia ły n a u k pod­

s ta w o w y c h : m a te m a ty k i, fiz y k i, ch e m ii, m e­

c h a n ik i, sze ro ki zakres w ia d o m o ści sp e cja ł-

(13)

Skąd przyszedł człowiekowi po­

mysł koła? Wiele wynalazków od­

kryła ludziom natura, jednak kon­

cepcja koła była własnym wyna­

lazkiem człowieka. Zaczęło się od podkładania kłody drzewa pod bel­

ki przy przesuwaniu ciężkich gła­

zów. Później przyszedł pomysł szprych. Dziś koło ma zastosowanie we wszystkich pojazdach na lądzie, na morzu i w powietrzu. W za­

mierzchłych czasach pomysł skon­

struowania koła zasadniczo zmienił życie człowieka.

n y c h i e n c y k lo p e d y c z n y c h oraz kla s y c z n y p rzebieg te c h n o lo g ic z n y , n ie ja k o w zorzec la ­ b o r a to r y jn y danego procesu p ro d u k c y jn e g o . Jego w a ria n ty re a liz a c y jn e — m e to d y — zależą z k o le i od ro d z a ju s u ro w c ó w w y jś c io w y c h ] u ż y ty c h do p ro d u k c ji, od je j ro z m ia ró w , od w y d a jn o ś c i procesu, s to p n ia uszlachetn ienia p ro d u k tu końcow ego, w y k o rz y s ta n ia p ro d u k ­ tó w u b o czn ych itp .

R o zw ó j poszczególnych te c h n o lo g ii m a od­

m ie n n ą h is to rię . Jedne z n ic h — ja k w łó ­ k ie n n ic tw o — n a g ro m a d z iły ty s ią c le tn ie do­

św iadczenia, d o p ie ro sto su n ko w o n iedaw n o u ję te w ra m y te o rii; in n e , ja k chem ia — zwłaszcza nowoczesna chem ia organiczna — r o d z iły się w la b o ra to ria c h badaczy. P rze ­ s ła n k i te o re tyczn e , opra co w a n e w la b o ra to ­ riu m , s tw a rz a ły n a u k o w y m o d e l procesu.

D ośw iadczen ia w s k a li la b o ra to ry jn e j da­

w a ły m a te ria ł do z a w y m ia ro w a n ia in s ta la c ji p ó ł- czy ć w ie rć te c h n ic z n e j. P o m yśln e w y n i­

k i t u o trz y m a n e , u zu p e łn io n e g ru n to w n ą ekonom iczną analizą procesu, p o z w a la ły u s ta lić e le m e n ty b u d o w y urządzeń p ro d u k ­ c y jn y c h w s k a li te ch n iczn e j. W pracach w y ­ d o b y w c z y c h ja k i p ro d u k c y jn o -p rz e tw ó r- czych w y s tę p u ją , często w sposób d o m in u ­ ją c y , e le m e n ty n a tu r y gospodarczej. W y ra ­ zem ic h w p ły w u na p ro d u k c ję je s t n a u ko w a org a n iza cja p ra c y , k tó r e j zasady służą za­

ró w n o p o w ię ksze n iu p ro d u k c ji, ja k je j p o ta ­ n ie n iu . T echnolog ia danej gałęzi w y tw a rz a ­

n ia i n a u k o w a o rg a n iza cja p ra ­ cy łącznie w y ty c z a ją to r co­

dzienne j p rc c y p rze m ysłu . Is to ta i c h a ra k te r o rg a n iz a c ji i k ie ro w n ic tw a p ro d u k c ją są — z k o le i — fu n k c ją u s tro ju spo­

łecznego. O g ra n ic z y m y się do zan o to w a n ia te j te zy; je j ro z­

w in ię c ie w y k ra c z a poza ra m y a rty k u łu .

O m a w ia ją c z w ią z k i istn ie ją ce m iędzy p rz e m y s łe m w d z is ie js z y m je g o sta­

d iu m ro z w o ju a n a u k a m i p rz y ro d n ic z y m i, m u s im y p o d kre ślić, iż n ie b y ły one u nas ani szerzej om aw iane, a n i ty m b a rd z ie j docenia­

ne. N ie z a w in ił tu b ra k u d z ia łu P o la k ó w w tw ó rczo ści n a u k o w e j z d z ie d z in y p rz y ro ­ doznaw stw a. W ą tp liw o ś ć ta k ą w y s ta rc z y ro z ­ proszyć p rz y p o m n ie n ie m n a z w is k : Ś niadec­

k ic h , O lszew skiego, W ró b le w skie g o , S m o lu - chow skiego, S k ło d o w s k ie j-C u rie . R ów nież n is k i stopień u p rz e m y s ło w ie n ia naszego k r a ­ ju w części ty lk o spraw ę w y ja ś n ia .

p R Z Y C Z Y N Ą zatarcia, zam azania ż y w y c h tw ó rc z y c h z w ią z k ó w is tn ie ją c y c h m ię d z y n a u ką a p rz e m y s łe m b y ła nasza p rz e d w o ­ je n n a s tr u k tu r a p o lityczn o -g o sp o d a rcza . Je j w y ra z w d zie d zin ie p rz e m y s łu s ta n o w iła w szechw ładza tru s tó w i k a r te li, zresztą ob­

cych n a ro d o w o . D la k a p ita lis tó w b y liś m y k ra je m ta n ie j ro b o cizn y. W Polsce re a liz o ­ w a ło się p ro d u k c ję w je j o s ta tn im o g n iw ie

— poza k rę g ie m d ociekań badacza, poza e ksp e rym e n te m w ykszta łco n e g o la b o ra n ta , w zasadzie poza b iu re m k o n s tru k c y jn y m .

Tego ogólnego obrazu n ie zm ie n ia p o m y ś l­

n y ro z w ó j n ie k tó ry c h gałęzi w y tw ó rc z o ś c i, np. p rz e m y s łu e le ktro te ch n iczn e g o , w o k re ­ sie m ię d z y w o je n n y m .

W d zie d zin ie ro z b u d o w y syste m u p o w ią ­ zań p r o d u k c ji z n a u k ą b y liś m y bez p o ró w ­ na n ia b a rd z ie j w ty le za in n y m i k ra ja m i, n iż

WYNALAZEK, KTÓRY ZA W A ŻYŁ NA DZIEJACH LUDZKOŚCI

(14)

Centralne laboratoria branżowe oraz instytuty specjalne służą przemysło­

wi pomocą w rozwiązywaniu za­

gadnień.

m o g ło b y to w y n ik a ć z zesta­

w ie n ia w y n ik ó w ilo ś c io w y c h p ro d u k c ji te j czy in n e j gałęzi p rze m ysłu . P odstaw ow e ele­

m e n ty w spom niane go system u:

k a d ry b y ły u nas k o m p ro m itu - jąco szczupłe; w a rs z ta ty p ra cy techniczn o -b a d a w cze j n ie liczn e i słabo w yposażone. O sta tn ia w o jn a stan te n jeszcze po g o r­

szyła.

O bok b o w ie m zniszczeń bezpośrednich, d a ją cych się w y ra z ić lic z b a m i, p o w s ta ły g łę ­ b o kie s tra ty , o w ie le tru d n ie js z e do w y ró w ­ n a n ia — s tr a ty w m a te ria le lu d z k im . W okresie 1939 — 1945 P olska A ka d e m ia N a u k T e ch n iczn ych u tra c iła 34 czło n kó w . N a jb a r­

d zie j w a rto ś c io w a część a p a ra tu te ch n iczn o - badawczego, technicznego i p ro d u k c y jn e g o załóg fa b ry c z n y c h doznała s tra t, k tó re , o stro ­ żnie licząc, p rze k ra c z a ją dla całego p rz e m y ­ s łu 30°/o sta n u p rzedw ojen nego. Z a m kn ię cie przez o k u p a n ta w y ż s z y c h u cze ln i, in s ty tu ­ c ji n a u k o w y c h , p ra c o w n i i b ib lio te k prze­

cięło drogę kszta łce n iu . P ra k ty c z n a lik w id a ­ cja nauczania na w s z y s tk ic h poziom ach, za­

rządzona przez N ie m c ó w w d u ż e j części za­

ję ty c h te re n ó w P o ls k i, o b n iż y ła ogólne k w a ­ lifik a c je s iły roboczej. N a w e t te fa b r y k i i p rz e d się b io rstw a p rze m ysło w e , k tó re sto­

su n ko w o m n ie j u c ie rp ia ły , u tr a c iły dorobek w ie lu la t p ra c y i doświadczeń w p o s ta c i do­

k u m e n ta c ji te c h n ic z n e j, a rc h iw ó w la b o ra to ­ rió w , b iu r k o n s tru k c y jn y c h i fa b ry k a c y j- n ych . T oteż rów nocześnie z u ru c h o m ie n ie m z a k ła d ó w trze b a b y ło p rz y s tą p ić do o d tw a ­ rz a n ia i a k tu a liz a c ji u tra c o n y c h do ku m e n ­ tów .

Je śli u p rz y to m n im y sobie, obok w sp o m ­ n ia n y c h w y ż e j s tra t, fa k t, iż w w ie lu gałę­

ziach p rz e m y s łu w śród s p e c ja lis tó w b y ło m a­

ło P o la kó w , z ro z u m ia łą s ta je się szczupłość p rz e m y s ło w y c h sztabów p ra c y u m y s ło w e j po w o jn ie . D ziś ju ż m ożna pow iedzieć, choć

tru d n o w to u w ie rz y ć , że w ro k u 1946 w za­

kła d a ch p o d le g ły c h C e n tra ln e m u Z a rzą d o w i P rz e m y s łu W łó kie n n icze g o , z a tru d n ia ją c y c h w ty m czasie ogółem ponad 150 000 lu d z i, b y ­ ło d y p lo m o w a n y c h in ż y n ie ró w w łó k ie n m ik ó w m n ie j n iż p a lcó w je d n e j rę k i.

W ty c h w a ru n k a c h o d tw a rz a n ie d o ku m e n ­ ta c ji te c h n iczn e j n ie m ogło być— rzecz jasna

— a n i szybkie, a n i doskonałe. K o le jn e e ta p y s ta n o w iło : w p ro w a d z e n ie ty m cza so w ych w a ­ ru n k ó w te c h n ic z n y c h na w y ro b y gotow e i k o ry g o w a n ie ic h z ro k u na ro k , s to p n io w e w p ro w a d z a n ie n o rm na surow ce, p ó łfa b ry ­ k a ty i m a te ria ły używ ane do p ro d u k c ji.

r P A K p rz y g o to w a n e w a ru n k i techniczne, 1 uzupełn ione o d p o w ie d n im i in s tru k c ja m i, s ta ły się podstaw ą d z ia ła ln o ści a p a ra tu k o n ­ t r o li te ch n iczn e j p rz e m y s łu . Ż m udne, w y m a ­ gające w ie lk ie g o n a k ła d u p ra c y fa c h o w e j, czynności n ie są w s k a li całego p rz e m y s łu b y n a jm n ie j zakończone i w p e w n y m sen­

sie trw a ć muszą stale, w obec coraz to ro z ­ szerzającego się a s o rty m e n tu w y ro b ó w posz­

czególnych p rz e m y s łó w i coraz w yższych s ta w ia n y c h ty m w y ro b o m w ym agań.

U s ta le n ie ja k ie g o k o lw ie k w a ru n k u na su­

ro w ie c , m a te ria ł do p ro d u k c ji, d e ta l, podzes­

p ó ł czy w y ró b g o to w y w y m a g a o kre śle n ia m e to d y p o m ia ru w ie lk o ś c i o b ra n y c h za cha­

ra k te ry s ty c z n e . T rze b a do tego p rz y rz ą d ó w , często s p e c ja ln y c h urządzeń — słow em , la­

b o ra to rió w .

(15)

P ra w id ło w e sporządzenie n o rm s u ro w co ­ w y c h i w a ru n k ó w te c h n ic z n y c h na w y ro b y w y m a g a rów noczesnego u sta le n ia p rze p isu w łaściwego, w y k o n a n ia . P rzepis ta k i o b e j­

m u je czynności, ja k ie trze b a po d ją ć w k a ż ­ d y m z o g n iw procesu technologicznego, oraz w a ru n k i, w k tó r y c h czynności te n a le ży w y ­ ko n yw a ć. P rz y g o to w a n ie tego ro d z a ju p rz e ­ p is u p r o d u k c ji w y m a g a w s p ó łp ra c y w yso ko k w a lifik o w a n y c h sp e c ja lis tó w , w ie lu p o m ia ­

ró w , ¡p rzyrzą d ó w 'i u rządzeń — a zatem z n o w u w ła ś c iw ie w yposażonego la b o ra to ­ riu m . P rz y tła c z a ją c a większość fa b r y k w P o l­

sce ^— n a w e t w ię k s z y c h fa b r y k — la b o ra ­ to r ió w ta k ic h n ig d y n ie m ia ła ; a g d y b y je n a w e t posiadała, n ie w ie le b y z ic h w yp o sa ­ żenia p o w o jn ie zostało. T rzeba b y ło , poczy­

n a ją c od w ę z ło w y c h fa b r y k poszczególnych gałęzi p rz e m y s łu , s tw o rz y ć la b o ra to ria p rz y ­ fa b ryczn e . B ra k w y k w a lifik o w a n e g o perso­

n e lu pow o d o w a ł, że n a w e t ja k o ta k o w y p o ­ sażone la b o ra to ria fa b ry c z n e n ie p o t r a f iły w y jś ć poza stosunkow o proste p o m ia ry spraw dzające, służące p o trz e b o m ru c h u . T ru d n o ść tę ro z w ią z y w a n o poprzez tw o rz e ­ n ie c e n tra ln y c h la b o ra to rió w b ra n żo w ych . T a m m ożna b y ło s k u p ia ć n ie lic z n e k a d ry , o p ra c o w y w a ć ty p o w e p rz e b ie g i k o n tro ln e w fa b ry k a c h i in s tru k c je d la obsady la b o ra ­ to rió w fa b ry c z n y c h . T a m ró w n ie ż ko n ce n ­ tr o w a ło się o p ra c o w y w a n ie n o rm i w a ru n ­ k ó w , te ch n iczn ych .

Je d n o stką wyższego rz ę d u n iż ce n tra ln e la b o ra to ria są in s ty tu ty n a ukow o -b adaw cze p rz e m y s łu . In s ty tu ty te o rg a n iz u ją i p ro ­ w adzą prace n a u kow o -b adaw cze w dzie d zi­

n ie danej specjalno ści d la s tw o rz e n ia p o d ­ sta w , za rów no te o re ty c z n y c h ja k i p ra k ty c z ­ n ych, n o w y c h d z ia łó w p ro d u k c ji lu b n o w y c h m e to d w y tw a rz a n ia i o rg a n iz a c ji p ra cy. Sze­

re g ta k ic h in s ty tu tó w n a u ko w o -b a d a w czych , p o w s ta ją c y c h w poszczególnych gałęziach p rz e m y s łu , został p rzed ro k ie m w ram ach is tn ie ją ce g o w ów czas M in is te rs tw a P rz e m y ­ s łu i H a n d lu z g ru p o w a n y w o śm iu g łó w n y c h in s ty tu ta c h n a u ko w o -b a d a w czych : M e ta lu r­

g ii i O d le w n ic tw a , M e c h a n ik i, P a liw N a tu ­ ra ln y c h , C h e m ii P rz e m y s ło w e j, W łó k ie n n ic ­ tw a , E le k tro te c h n ik i, L o tn ic tw a , P ra cy.

T y c h osiem in s ty tu tó w w ra z z d z ie w ią ty m , w cześniej ju ż is tn ie ją c y m P a ń s tw o w y m I n ­ s ty tu te m G e o lo g iczn ym s ta n o w iło kościec o rg a n iz a c ji p ra c n a u k o w o -b a d a w c z y c h p rze ­ m y s łu .

E N T R A L N E la b o ra to ria b ranżow e oraz in ­ s ty tu ty specjalne, pow iązan e w g łó w n e in ­ s ty tu ty n a u kow o -b adaw cze, s łu ż y ły p rz e m y ­ s ło w i pom ocą w ro z w ią z y w a n iu zagadnień, k tó r y m n ie m o g ła sprostać obsada fa b r y k i p rz e d s ię b io rs tw . P rz y p o m in a m y sobie o s try

g łó d p a p ie ru , ja k i z a ryso w a ł się u nas w r.

1947. W ą s k im p rz e k ro je m p rz e m y s łu p a p ie r­

niczego są i n a d a l jeszcze — na s k u te k znisz­

czeń w o je n n y c h — celu lo zo w n ie . P rze d Cen­

tr a ln y m L a b o ra to riu m C e lu lo z o w o -P a p ie rn i­

czym p ostaw ion o na ro k 1948 zadanie p rze - e k s p e ry m e n to w a n ia i w d ro ż e n ia w n a jw ię k ­ szych c e lu lo zo w n ia ch w k r a ju lepszego w y ­ ko rzysta n ia . w a ru n k ó w przez zastosowanie przyśpieszone j m e to d y g o to w a n ia ce lu lo zy, co u m o ż liw iło b y podw yższen ie je j p ro d u k ­ c ji. W b re w o p in io m w ie lu b a rd z ie j zacho­

w a w c z y c h s p e c ja lis tó w , dośw iadczenia u - w ieńczone z o s ta ły p o m y ś ln y m w y n ik ie m . D e fic y t c e lu lo z o w y został u s u n ię ty i w ro k u u b ie g ły m n ie o d c z u w a liś m y ju ż b ra k u pa­

p ie ru na d ru k ksią że k lu b gazet.

P a m ię ta m y ró w n ie ż dobrze, ile złego m ó­

w iło się o ja k o ś c i k ra jo w y c h ża ró w e k. B a ­ dania tech n iczn e w y k a z a ły , że za ró w n o same f a b r y k i ż a ró w e k ja k h u ty szkła dostarczające b a n ie k oraz r u r e k szkla n ych , p row adzących e le k tro d y , z ro b iły w s zystko , co w zakresie k a żd e j z ty c h fa b r y k b y ło m o ż liw e . M im o to ż a ró w k i b y ły złe. P ow o ła n a k o m is ja , pod k ie ru n k ie m G łów nego In s ty tu tu E le k tro ­ te c h n ik i, z u d z ia łe m fa c h o w c ó w z p rz e m y s łu u s ta liła , iż p o w ó d najczęściej s p o ty k a n y c h w a d ż a ró w e k le ż y w fa k c ie w zajem nego n ie ­ dostosow a nia cech e le m e n tó w s k ła d o w y c h ż a ró w k i: g łó w n ie b a ń k i i r u r e k p ro w a d z ą ­ cych e le k tro d y . P ro d u k o w a n e one b y ły w ró ż n y c h h u ta c h i z różnego zestaw u m asy s zkla n e j, co n ie d a w a ło g w a ra n c ji je d n a k o ­ w y c h cech szkła. T ym czasem w a ru n k ie m n ie n a g a n n e j p ra c y ż a ró w k i je st, a b y w s p ó ł­

c z y n n ik rozszerzalności za ró w n o r u r e k ja k b a ń k i b y ł w s ze ro kich g ra n ica ch z m ia n te m ­ p e ra tu ry z m ie n n y w te n sam sposób; inaczej w y s tę p u ją w cokole ż a ró w k i n ie w id o czn e p ę kn ię cia , k t ó r y m i w d z ie ra się do w n ę trz a b a ń k i p o w ie trz e . U s ta le n ia I n s t y t u t u E le k ­ tro te c h n ik i i p rz e d s ię w z ię te na ic h p o d sta ­ w ie ś ro d k i zaradcze p o w a żn ie o g ra n ic z y ły m asowo w y s tę p u ją c e w a d y p ro d u k o w a n y c h ża ró w e k.

O bok u s p ra w n ie ń bieżącej p ro d u k c ji w spom nieć trz e b a pracę la b o ra to rió w i in ­ s ty tu tó w na d p o d n ie sie n ie m re n to w n o ś c i p ro d u k c ji przede w s z y s tk im przez celow e w y k o rz y s ta n ie p ro d u k tó w ubocznych . D zię ­ k i w s p ó łp ra c y z in s ty tu te m b a d a w czym b u ­ d o w n ic tw a (p o d le g ły m M in is te rs tw u O dbu­

d o w y ), p rz e m y s ł m in e ra ln y zn a la zł zastoso­

w a n ie dla w ie lk ic h h a łd n ie u żyte czn e g o do­

tą d k a m ie n ia , tra k to w a n e g o ja k o o d p a d k i w p r o d u k c ji n ie k tó ry c h k a m ie n io ło m ó w . B ada­

n ia w y k a z a ły , że tw a rd o ś ć i ścieralność g ro ­ m a d zo n ych la ta m i na h a łd a ch o d p a d kó w po­

zw a la w y k o rz y s ta ć je dla p r o d u k c ji g rysó w

— w yso ko w a rto ścio w e g o m a te ria łu do b u -

(16)

Szczególnie cennym w y­

nikiem prac Instytutu Chemii Przemysłowej było opracowanie pro­

dukcji syntetycznych substancji garbujących.

d o w y n a w ie rz c h n i d ro g o w ych . W w y n ik u w ię c badań, k tó ry c h koszt w y n ió s ł k ilk a s e t ty s ię c y z ło ty c h , osiągnął p rz e m y s ł m in e ra l­

n y za je d n y m zam achem zy s k k ilk u d z ie s ię ­ c iu m ilio n ó w z ło ty c h , bo ty le w a r t je s t m a­

te r ia ł k a m ie n n y n a g ro m a d zo n y na hałdach.

D L A P R Z Y K Ł A D U o m ó w im y jeszcze to k p ra c G łów nego I n s t y t u t u C h e m ii P rze ­ m y s ło w e j w ro k u 1948. O p ra co w yw a n e w ty m okre sie te m a ty m ożna p o d z ie lić na tr z y g ru p y . Do p ie rw s z e j należą b adan ia o b e j­

m u ją ce o p ra co w a n ia la b o ra to ry jn e , te c h n o lo ­ giczne, w szeregu p rz y p a d k ó w p rz y g o to w a ­ n ie w stępnego p ro iie k tu a p a ra tu ry p ó łte c h - n ic z n e j lu b p ro d u k c y jn e j, w s p ó łp ra c a p rz y m o n ta żu a p a ra tu ry w fa b ry c e oraz p rz y u r u ­ ch o m ia n iu p ro d u k c ji. Do d ru g ie j należą ba­

dania dotyczące usunięcia tru d n o ś c i nap o ­ ty k a n y c h w przem yśle, w y k o rz y s ta n ie p ro ­ d u k tó w u b ocznych lu b p rzysto so w a n ie p ro ­ d u k c ji do n o w y c h su ro w có w . D o trz e c ie j w reszcie należą p o ra d y te ch n iczn e lu b p ra ­ ce pom ocnicze, n ie zw iązane z b a d a n ia m i do­

ś w ia d c z a ln y m i a dotyczące zagadnień te ch ­ n ic z n y c h , d o k u m e n ta c y jn y c h lu b o rg a n iza ­ c y jn y c h .

Szczególnie ce n n ym w y n ik ie m pra c In s ty ­ t u t u C h e m ii P rz e m y s ło w e j było: p rz y g o to w a ­ n ie p r o d u k c ji s y n te ty c z n y c h s u b s ta n c ji g a r­

b u ją c y c h . P rz e m y s ł g a rb a rs k i w Polsce opie­

ra się obecnie na im p o rc ie g a rb n ik ó w . Stąd zainteresow a nie dla m o ż liw o ś c i o trz y m a n ia p ro d u k tu syn te tyczn e g o , o trzym a n e g o z k r a ­ jo w y c h su ro w có w . W stępne w y n ik i pra c w y ­ ka za ły, że jakość s k ó r g a rb o w a n y c h m a te ­ ria łe m o trz y m a n y m w la b o ra to riu m n ie t y l ­ ko n ie u stę p u je skórom g a rb o w a n y m za po­

mocą im p o rto w a n y c h g a rb n ik ó w ro ś lin n y c h , ale w poszczególnych w y p a d k a c h n a w e t je przew yższa. W p o ro z u m ie n iu z p rze m ysłe m

In s t y t u t p rz e p ro w a d z ił system atyczne bada­

n ia , o b e jm u ją ce :

a) o pracow an ie b ila n s u su ro w có w , osią­

g a ln y c h na r y n k u k ra jo w y m ;

b) d o kła d n e o p ra co w a n ie syntez w s k a li la b o ra to ry jn e j, a n astępn ie te ch n o lo ­ g ic z n e j;

c) p rz y g o to w a n ie w ię ksze j p a r t ii p ró b ­ n e j d la g a rb a rń ;

d) p rz y g o to w a n ie p r o je k tu w stę p n ych in s ta la c ji p ó łte c h n ic z n y c h i p ro d u k ­ c y jn y c h ;

e) stałą w sp ó łp ra cę p rz y w y k o n y w a n iu a p a ra tu ry i m o n ta żu w fa b ry k a c h ; f) w spó łp ra cę p rz y p rz e p ro w a d za n iu

p ro d u k c ji w s tę p n e j oraz p rz y p rz e - s z k o la n iu perso n e lu fabrycznego ; g) o p ra co w a n ie k o n tr o li p d b d u k c ji i ty m ­

czasow ych w a ru n k ó w te c h n ic z n y c h ; h) w sp ó łp ra cę p rz y u ru c h o m ia n iu p ro ­

d u k c ji w ła ś c iw e j.

P ro d u k c ję g a rb n ik ó w , k tó re nazw ano ro - ta n in a m i, u ru ch o m io n o w m a łe j s k a li w ra ­ m ach p rz e m y s łu skórzanego, a p otem w w ie lk ie j fa b ry c e „ R o k ita “ na Śląsku.

Ś cisły k o n ta k t m ię d zy p rz e m y s łe m a p ra ­ c o w n ik a m i n a u k o w y m i u m o ż liw ia u n ik n ię ­ cie b łę d ó w u ja w n ia ją c y c h się d o p ie ro w to ­ k u p ro d u k c ji. P rz y k ła d e m s łu ż y ć tu ta j m o­

że in te re s u ją c a i w d a lszym ciągu jeszcze szeroko o m a w ia n a w pra sie fa c h o w e j spra­

w a zastosow ania n ie k tó ry c h ż y w ic s y n te ­ ty c z n y c h d la zaoszczędzenia w y d a tk u celu­

lo z y p rz y p r o d u k c ji p a p ie ru oraz w zm o cn ie ­ n ia jego w y trz y m a ło ś c i na m o k ro i na su­

cho*.

P rzed dw om a la ty b y liś m y w M in is te rs t­

w ie P rz e m y s łu i H a n d lu z a s y p y w a n i przez

Cytaty

Powiązane dokumenty

SS, niem iecki ekspert m edycyny lotniczej dokonuje krym in aln eg o eksperym entu, przez zam rażanie w lodow atej w odzie w ię źn ia obozu ko ncentra­. cyjnego w

Pytanie wydaje się, na pierwszy rzut oka, pozbawione całkowicie sensu Jeśli bowiem — ja k stwier­.. dziliśmy naocznie — cały pociąg z dużą prędkością

4. Obaczy się, jako maszkarą jedna figura ubrana będąc, tak kunsztownie a foremnie sposobem włoskim tańcować będzie, że się ludzie kunszt

Podczas tych trzech suwów przygotowaw­.. czych w ał korbowy silnika

O ile zatem Niemcy znacznie bardziej niż inne narody wykazują sugestywność, świadczyć to może, że jako naród nie osiągnęli jeszcze tego szczebla rozwoju, na

ją takiej dokładności. Ich temperatura ciała stosuje się w znacznej mierze do otoczenia. Gdy temperatura dookoła jest korzystna dla nich, zwierzęta są ożywione

Jednak w masie uranowej, znajdują się jedynie ślady tego pierwiastka, i praktycznie, — nie mogą być one, ani wykorzystane,( ani przechowywane. Z drugiej znów

sną strukturę ze ściśle określonego stosunku poszczególnych składników, uwarunkowany i wyznaczony jest przez ten czynnik, który w danym środowisku znajduje się