• Nie Znaleziono Wyników

Problemy : miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia, 1949 nr 3

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2022

Share "Problemy : miesięcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia, 1949 nr 3"

Copied!
73
0
0

Pełen tekst

(1)

T ? R ï

M

1'

(2)

P R O B L E M Y

ęcznik poświęcony zagadnieniom wiedzy i życia

5k V 1949 Nr 3 m

KOMUNIKACJA międzyplanetarna

'Fantazja czy rzeczywistość?). Pociski kosmiczne połączą nas '■ ziemiami na n i e b i e ...

PODWÓJNE N A R O D Z IN Y C ZŁ O W IE K A

Zagadnienie wychowania nowych ludzi w nowym ciągle przeobrażającym się świecie

B IiD Z ,E M Y O G L Ą D A L I A TO M Y?

od IuPy do mikroskopu jonowego .

p l a n W IE L K IC H P R A C ...

T am; gdzie dziś szerzy się posucha, powstaną gigantyczne leśne z a s ło n y ...

PAPIESTW O I P O LS K A N A T LE H IS T O R II . .

Naród polski wykazał wiele zdrowego sensu i dojrzałości, nie identyfikując katolicyzmu z polityką watykańską . . SŁONCE, C Z Ł O W IE K , A T O M

Człowiek jest jakby zawieszony między dwiema przepaś­

ciami — nicością i nieskończonością, od których jest ró w ­ no o d d a lo n y ...

SEK R ETY P R A C O W N I K O N SER W ATO R SKIEJ

Zniszczone w czasie wojny cenne eksponaty muzealne, przed pokazaniem ich publiczności, przechodzą przez fachowe ręce Konserwatorów w pracowniach Muzeum Narodowego DLACZEGO — J A K ? ...

Dziwna zagadka pociągu . FRU W AJĄ CE D Z IW A D Ł O

M A S ZY N A Z A M IA S T SERCA CO P IS Z Ą IN N I

Promienie osmiczne. F ilm jako narzędzie wiedzy. Wyobraże­

nia modelowe i niemodelowe w fizyce — M. A. Marków NO W O ŚC I N A U K O W E

„A ntabuse“ — w walce z alkoholizm em . A u to m a t bezpiecz­

niko w y. Zapałki bez płom ienia. 16 m ilio n ó w burz. Nowości z fiz y k i Słońca

N O T A T N IK . .

Opowieść (wstrząsająca) o szczęściu . . . P A N O P T IC U M I A R C H IW U M K U L T U R Y

Ognie ochotne. Konsolacja. Nieznana improwizacja M ickie­

wicza. Wiersze karmelkowe. 170 lat temu. Fenomen natury O pewnej chorobie i lekarstwie na n i ą ...

L IS T Y i O D P O W IE D Z I...

Bernard Kubath w Warblewie. Tadeusz Zebrowski, Za­

kopane. Eugeniusz Borysławski, Koszalin. M. Rzyśko, Łódź. Stefan R., Legnica. Z. K. Warszawa. Ludw ik Silber- ring, Wrocław. Szczepan Balicki, Częstochowa. S. A rk u ­ szewski, Warszawa. K. Kraszewski. Gdynia i J. Radomyś­

l i . Krotoszyn , ...

e r r a r e h u m a n u m e s t

N OW OŚCI W Y D A W N IC Z E

ł a d e u s z l i n k j ^ w i c i ł i * i

B o g d a n S u c h o d o ls k i 15H

h r / t * t M u r w io 187

L. P ra s o ło w 17«

E d w a r d L ig o c k i 179

S ta n is ła w Z ie m e c k t . 18^

M a r ia B e r n h a r d 189

8 19 ł

X . . . 195

K r y s t y n a W ę g r z y n o w s k a 191 199

£03

T U 295

J u lia n T u w i m £07

211

215 216

(3)

p IE R W S Z E p y ta n ie , k tó re m i zadacie, będzie b rzm ia ło : o czym pan zam ierza m ów ić, o fa n ta zja ch , k tó re być może (ale nie na pewno) p rz y o b le k ą się w k s z ta łty realne w ja k ie jś nieodgad- n io n e j, lecz d a le kie j przyszłości, czy o czymś, koło czego nie ty lk o m y ś l ludzka, ale ju ż i ręce pracują? S łow em — o m arze- T A D E U S Z U N K I E W I C Z niach, czy o rzeczyw istości? N ie m a m y b o w ie m chęci ani cza­

su na p rz e b ija n ie k o p u ły n ie b ie skie j ty lk o ... głow ą, ja k to zro­

b ił ongiś w średn io w ie czu p e w ie n uczony w ę d ro w n ik . P yta n ie uzasadnione. O d pow iad am od razu: będzie tu m ow a o spraw ach ju ż obecnie (choć bez rozgłosu) realizow anych . S praw a k o m u ­ n ik a c ji czło w ie ka z p la n e ta m i weszła z fa zy dociekań i począt ko w ych , n ie ś m ia ły c h e ksp e rym e n tó w , w fazę doświadczalną S tw ie rd ze n ie to może b rzm ie ć w p ie rw sze j c h w ili n ie w ia ry ­ godnie. Zgoda! Sam, g d y p rz y s tą p iłe m do zbierania dostępnych m i m a te ria łó w (zresztą skąpych), nie m ia łe m pojęcia o zaaw an­

sow aniu badań w tej dziedzinie. N ie u w ie rz y łb y m do n ie d a w ­ na, że ta w strząsająca w sw ej potędze spraw a posunęła się na­

przód w o s ta tn im d zie sią tku la t k ro k a m i o lb rz y m a Tak, to

(4)

fa k ty . L u d z ie p ra c u ją z w y tę ż e n ie m nad do­

prow adzen iem , w ja k n a js z y b s z y m tem pie, do w y s trz e le n ia w p rze strze ń m ię d z y p la n e ­ ta rn ą pierw szego gościa z Z ie m i. T ru d n o ba­

w ić się w p ro ro c tw a , lecz n ie je s t w y k lu ­ czone, że n a jb liż s z e dw udziesto lecie stanie się ś w ia d k ie m n a jw ię ksze g o w y d a rz e n ia w dziejach. M uszę — dla ścisłości — dodać, że, co p ra w d a , n ie w szyscy uczeni za znajom ien i z tą dziedziną p o d z ie la ją te n pogląd. In n e ­ go zdania je s t na p rz y k ła d I. B. S. H a l- dane. M im o to w o s ta tn ic h la ta c h dokonał się zasadniczy p rz e w ró t w o p in ii, spow odo­

w a n y p o stę p a m i te c h n ic z n y m i i dośw iad­

czeniam i. S y tu a c ja je s t tu analogiczna z sy­

tu a c ją p rz e d k ilk u n a s tu la ty w dziedzinie e n e rg ii ato m o w e j. E in s te in , tw ó rc a w zo ru E = m c2 — k t ó r y to w z ó r s ta ł się kluczem do w y z w o le n ia e n e rg ii a to m o w e j — nie w ie rz y ł, a b y to byk> m o ż liw e w naszych czasach. S ądził, że je s t to s p ra w a p r z y ­ szłych g e n e ra cji. E in s te in ż y je i zd ą żył p rz y ­ znać się do b łę d u n ie d o ce n ie n ia te m p a r o ­ z w o ju n a u k i. Z a c y tu ję t u depeszę z serw isu naukow ego, podaną w r o k u u b ie g ły m , m ię ­ dzy in n y m i i przez Polską A g e n cję P raso­

wą:

„P ro fe s o r A. M . L o w , b y ły p rz e w o d n iczą ­ cy B ry ty js ld e g o T o w a rz y s tw a M ię d z y p la n e ­ tarnego, uczony ś w ia to w e j s ła w y , ośw iad­

czył, że dośw iadczenia przeprow ad zone osta­

tn io , znacznie z b liż y ły m o m e n t, w k tó ry m c z ło w ie k będzie m ó g ł udać się n a Księżyc.

D z ię k i o s ta tn im dośw iadczeniom n a u k o ­ w y m , uda się w n a jb liż s z e j przyszło ści skon­

stru o w a ć ra k ie tę , zdolną do p rz e b y c ia odle­

g ło ści 384 000 k m , dzie lą cych nas od K s ię ­ życa. R a k ie ta ta, zdaniem p ro f. L o w a , w y ­ posażona w szereg p rz y rz ą d ó w n a u ko w ych , będzie m o g ła o k rą ż y ć K się życ i w ró c ić na Ziem ię. W n a stę p n ym etapie doświadczeń będzie ju ż m o ż liw e w y s ła n ie na K się życ ra ­ k ie ty , o b s łu g iw a n e j przez lu d z i. K o n ta k ty ra d a ro w e z K się życe m — s tw ie rd z ił d alej p ro f. L o w — p rz y n io s ą w n a stę p stw ie „ r e ­ w e la c y jn e z m ia n y “ w technice ra d io w e j i te le w iz y jn e j. W y k o rz y s ta n ie K siężyca, ja ­ ko „ r e fle k to r a “ f a l ra d io w y c h , p rz y c z y n i się do ro zw ią za n ia w ie lu zasadniczych p ro b le ­ m ó w ra d io fo n ii ś w ia ta “ .

B u d o w a ra k ie ty m ię d z y p la n e ta rn e j jest przedsięw zięciem ta k o g ro m n ie s k o m p lik o ­ w a n ym , że la ik zale d w ie je s t w stanie go ocenić, m im o to ju ż dziś je ste śm y w stanie przystą p ić do je j b u d o w y .

R o b i się (i to g o rliw ie ) e k s p e rym e n ty wstępne. D w a k ra je w y s u n ę ły się tu n a ­ przód: Z w ią z e k R a d zie cki i S ta n y Z je d n o ­ czone. M ożem y zanotować k ilk a n a s tę p u ją ­ cych fa k tó w , k tó re p rze d o sta ły się do w ia ­ dom ości p u b lic z n e j:

W y fru n ię c ie ra k ie ty na 180 k m w górę z p ie rw s z y m i tu ry s ta m i... m u c h a m i! U lo k o ­ wano je w k o m fo rto w e j k a b in ie , uszczel­

n io n e j i ze sztu czn ym ciśnieniem . M u c h y zn io sły p o d ró ż zn a ko m icie : n ie za m a rzły, nie u s m a ż y ły się, n ie z g in ę ły od p ro m ie n io ­ w ania kosm icznego, a n i ró ż n ic a tm o sfe rycz­

nych.

B u d o w ę r a k ie ty „N e p tu n “ , k tó ra p o fr u ­ nie ju ż n ie m a l do k re s u a tm o s fe ry z ie m skie j (260 km .).

B u d u je się ró w n ie ż poszczególne in s tr u ­ m enty, niezbędne w p o d ró ż y m ię d z y p la n e ­ ta rn e j, ja k na p rz y k ła d „c o e lo s ta t“ , aparat n a w ig a c y jn y , u m o ż liw ia ją c y n ie ru ch o m e w idze n ie g w ia zd i celu p o d ró ż y z k a b in y obracające j się w o k ó ł s w e j osi z prędkością raz na 3,5 sekundy. (Dlaczego k a b in a m usi się obracać — m o w a będzie p o n iże j).

K się życ będzie sta c ją p rze sia d ko w ą w p o ­ dróżach na in n e p la n e ty . O p anow a nie K s ię ­ życa będzie p ie rw s z y m etapem opanow ania dróg p o w ie trz n y c h do in n y c h p la n e t. Z a ­ w ła d n ię c ie K siężycem je s t w a ru n k ie m pod­

s ta w o w y m z a w ła d n ię c ia naszym u kła d e m p la n e ta rn y m . K ie d y ś z a ty k a n o fla g i w now o o d k ry ty c h częściach Z ie m i; o s ta tn io — na Biegunach: a o to zaczyna się ro d zić epoka, g d y C z ło w ie k p la n u je w ta rg n ię c ie n a K s ię ­ życ i p la n e ty syste m u słonecznego. N ie p ra w ­ dopodobne, ale p ra w d z iw e .

P a m ię ta jm y : czterdzieści pięć la t tem u uważano na o g ó ł za gorszącą ig n o ra n c ję , u trz y m y w a n ie , iż m ogą is tn ie ć la ta ją c e m a­

szyn y, cięższe od p o w ie trz a ; dziesięć la t te ­ m u n a jp o w a ż n ie js i uczeni n ie w ie r z y li w m o żliw o ść p ra k ty c z n e g o z re a liz o w a n ia w y ­ z w o le n ia e n e rg ii atom ow ej.

(5)

N a jb a rd z ie j je d n a k poruszająca wieść, to rzekom o zbudow a nie (m ó w ię „rz e k o m o “ , bo b y ło b y to z b y t dobre, aby b y ło p ra w d z iw e ) m in ia tu r y m o to ru , a w ła ś c iw ie m o to rk u ra k ie to w e g o , bo m ieści się w y g o d n ie na ro z ­ w a rte j d ło n i lu d z k ie j, k tó r y m ó g łb y nadać p o c is k o w i m ię d z y p la n e ta rn e m u w p ró ż n e j p rz e s trz e n i ko sm icznej prędkość około 50 000 k m na godzinę. M o to r ta k i, p e łn y c h ro z m ia ­ ró w , b y łb y w stanie pokonać siłę p rz y c ią g a ­ nia Z ie m i. P a liw e m je s t c ie k ły w odór.

Zresztą ja k k o lw ie k p o to c z y się przyszłość, fa k te m je s t, iż zagadnienie k o m u n ik a c ji m ię d z y p la n e ta rn e j w k ro c z y ło w k ilk u s w y c h szczegółach w fazę p ra k ty c z n y c h e k s p e ry ­ m entów .

*

K IL K A S Ł Ó W H IS T O R II.

JJ A R D Z O je s t niedob rze zaczynać o p o w ia d a ­ n ie — g d y tego n ie w ym a g a absolutn a k o ­ nieczność — od „A d a m a i E w y “ . T u te j k o ­ nieczności is to tn ie n ie ma, dlatego n ie b ó jc ie się, n ie będzie w y k ła d u historycznego . Racz­

cie je d n a k pośw ięcić d w ie m in u ty u w a g i i c ie rp liw o ś c i (to chyba n ie w ie le ) na p o d ­ sta w o w e w y p a d k i, b y w ejść w k u rs zaga­

d n ie n ia i by... uczcić p io n ie ró w te j n a jfa n ­ ta styczn ie jsze j z fa n ta s ty c z n y c h a w a n tu r.

Z aczęli C h iń c z y c y ! I to tysiące la t tem u.

B rz m i to n ie m a l ko m iczn ie , ale to szczera p raw da. Z aczęli m ia n o w ic ie b a w ić się sztucz­

n y m i o g n ia m i, fa je rw e rk a m i. W te j zabawce d rzem ało n a jw ię k s z e przeznaczenie lu d z ­ kości. N ie są one b o w ie m n ic z y m in n y m , ja k ty lk o ra k ie ta m i. P ie rw s z y m chyba m o to re m ra k ie to w y m , zastosow an ym przez człow ieka.

B y ł to okres, że ta k p o w ie m , n ie św ia d o ­ m y. N a to m ia s t p ra w d z iw y m o jce m p ro b le ­ m u, p ie rw s z y m cz ło w ie k ie m , k tó r y p o ś w ię c ił się m u i n a p isa ł o n im książkę, b y ł R osjanin, K o n s ta n ty C io łk o w s k i, ż y ją c y po d koniec ubiegłego w ie k u . O n to w ła ś n ie z w ró c ił uw agę na to, że je d y n y m a m y ty lk o sposób na w y d o s ta n ie się poza obręb naszej p la n e ­

ty , a je s t n im — m o to r ra k ie to w y . N ie ste ty, zanadto w y p rz e d z ił swą epokę i — ja k to często ze S ło w ia n a m i b y w a — został zapo­

m n ia n y , a sław ę p rz y p ię to k o m u innem u.

Sam zresztą d o w ie d z ia łe m się o ty m (z n ie ­ m a ły m zd z iw ie n ie m ) z a n g ie ls k ie j k s ią ż k i *).

W dziesięć la t p ó ź n ie j, p o ja w iło się w E u ­ ro p ie d w ó ch R o b e rtó w . F ra n cu z i A m e ry k a ­ n in : R o b e rt E s n a u lt - P e lte rie i R o b e rt H.

G oddard. P ra c o w a li i p is a li, n ic w z a je m o sobie n ie w iedząc. I ic h to w ła ś n ie uw aża się zazw yczaj za p ie rw s z y c h tw ó rc ó w astrona­

u ty k i, c z y li g w ie z d n e j n a w ig a c ji.

Z g o d n ie j będzie z rzeczyw istością, je śli

♦i A rthur Wilcox „Moon Rocket“, London.

uzn a m y ty c h trze ch za z a ło ż y c ie li n a u k i o lo ­ tach m ię d z y p la n e ta rn y c h .

P otem E s n a u lt - P e lte rie i H irs c h u fu n d o ­ w a li, pod nadzorem F ra n cu skie g o T o w a rz y ­ s tw a A stro n o m iczn e g o , nagrodę m ię d z y n a ­ rodow ą. -

P ierw sza nagroda , w ro k u 1928, p rz y p a d ła N ie m c o w i H. O b e rth o w i. B y ł to zarazem ro k e p o k o w y z in n e j p rz y c z y n y . N ie ja k i pan M a x V a lie r, e n tu zja sta (i m ęczennik) idei, z b u d o w a ł p ie rw s z y sam ochód o nąpędzie ra ­ k ie to w y m . W te n sposób sko ń czyła się „e ra sztucznych o g n i“ a zaczęła „e ra e ksp e rym e n ­ tó w nad w e h ik u łe m m ię d z y p la n e ta rn y m “ .

W ro k u n a stę p n ym G oddard w y s trz e lił w atm o sfe rę ziem ską p ie rw szą ra k ie tę o lo ­ cie k o n tro lo w a n y m (bardzo słabo!). Od ro k u 1929 do 1949, to znaczy przez 20 la t, n a ­ stę p o w a ła w nauce re w o lu c ja po re w o lu c ji, aż w reszcie o sta tn ia w o jn a d o p ro w a d z iła do stanu takiego, że z ty c h — w g ru n c ie rzeczy

— d z ie c in n y c h zabaw ek, w e szliśm y w sta­

d iu m ostatecznych p ró b i ro zstrzyg n ię ć.

*

D L A C Z E G O J E D N A K — R A K IE T A ? J E S Z C Z E c h w ilę c ie rp liw o ś c i: n im p rz e j­

d zie m y do in n y c h spraw , n a le ży w k ilk u ­ nastu choćby zdaniach w y ja ś n ić , dlaczego to w ła śn ie napęd ra k ie to w y m a nas unieść w przestrzenie kosm iczne? B a lo n i sam olot

(6)

P O C IS K I K O S M IC Z N E POŁĄCZĄ NAS Z ZIEMIAMI NA NIEBIE...

Od nieprzeli­

czonych w ie­

ków ludzie wznoszą bez­

silne oczy do nieba. Nadcho­

dzi czas, że po­

łożymy most między nim a naszą plane­

tą...

unoszą się w górę dlatego, że is tn ie je p o w ie ­ trze. Jest to ta k w s z y s tk im znane, że nie trzeba się nad ty m z a trz y m y w a ć . A le p o w ie ­ trze otacza Z ie m ię w ą s k im ty lk o pasem, do­

chodzącym do 1000 km ., w d o d a tk u — pas ten je s t dostatecznie gęsty b y u trz y m a ć sa­

m o lo t, czy ba lo n je d y n ie w n a jniższej sw ej w a rs tw ie , n ie p rze kra cza ją ce j w ysokości 25 km .

B a lo n y - sondy w y s y ła n e przez m e te o ro lo ­ gów, wznoszą się nieco w y ż e j (re k o rd — 40 km .). S a m o lo ty n ie m o g ły p rze kro czyć w y ­

sokości n a w e t 20 k m !

A w pustce ko sm iczn e j n ie m a się n a czym oprzeć, a n i w czym p ły w a ć . Nasz „ocean“ po­

w ie trz n y je s t n ie s te ty n ic z y m w p o ró w n a n iu z n ie o g a rn io n y m oceanem p u s tk i p rze strze n ­ nej W szechśw iata. Tam , aby u p ra w ia ć n a w i­

gację, trze b a rozporządzać w e h ik u łe m z u p e ł­

nie innego ro d za ju .

O tóż n a jp ie rw m ałe p o ró w n a n ie . W y ­ obraźcie sobie, że jesteście gdzieś na ja k im ś je z io rz e i że z g u b iliś c ie w io s ła i n ie m acie ża g li, ale m acie... k a ra b in m aszynow y. P y ­ ta m : czy m ożecie się poruszać, czy możecie posuwać łódź swą naprzód?

No, dobrze — spytacie, za n im zaczniecie się nam yślać — ale co nam u lic h a z k a ra b in u m aszynowego? B ardzo w ie le ! O n w ła ś n ie za­

stąpi w io sła i żagle. U sadów cie kogoś na ste­

rze i w a lc ie s e ria m i poza siebie, a łódź...

zacznie (p o w o lu tk u ) p ły n ą ć w o d w ro tn y m k ie ru n k u , w przód!

To je s t w ła ś n ie zasada m o to ru re a k c y j­

nego. N a jp ro s ts z y m m o to re m ra k ie to w y m je s t z w y k ła r u r a z o tw a rty m je d n y m k o ń ­ cem.

Co popycha łódź? Trzeba sobie dobrze u św ia d o m ić, że nie odp ych a n ie się gazów e k s p lo z ji od p o w ie trz a , lecz sama eksplozja.

To w ła śn ie szeregi „k o p n ię ć “ , w y n ik ły c h z sam ej e ksp lo zji, łódź odczuw a i posłuszna im , porusza się. W ch o d zi tu w grę trze cie p ra w o d y n a m ik i N e w to n a , głoszące, że k a żd e j a k ­ c ji odpow ia da re a k c ja ró w n a co do s iły , a o d w ro tn a co do k ie ru n k u . Po za „ r u r ą “ , strze­

lająca gazam i z jedneg o końca, n ic na m w ię ce j n ie potrzeba. W ty m je s t sedno rzeczy. Im w iększa prędkość gazów opuszczających rurę w ydechow ą , ty m w iększa prędkość ra k ie ty . N ie p o trze b n a na m żadna p o d p o ra u trz y m u ­ jąca, n ie p o trz e b n y żaden ośrodek m a te ria ln y od k tó re g o m o g lib y ś m y się odpychać (w io ­ sła są w ła ś n ie po to, żeby się odpychać).

P rz y ty m m o to rze p o w ie trz e n ie ty lk o nie je s t p otrzebne , lecz p rz e c iw n ie — bardzo przeszkadza, s ta w ia ją c o p ó r i — p rz y w ie l­

k ic h p rędkościach — ro zg rze w a ją c niebez­

piecznie masz ra k ie to w y poijazd.

Jest to is to tn ie m o to r ko sm iczn y u n iw e r­

salny, n ie zależny od ż a d n ych m ie js c o w y c h w a ru n k ó w p la n e ta rn y c h , z d o ln y do d zia ła -

(7)

Ongiś podróże międzyplanetarne b y­

ły łatwe: wystarczyło kopułę nie­

bieską przebić głową, ja k to właśnie robi pewien średniowieczny uczony

wędrownik

M ax V alier i jego pierwszy samo­

chód rakietowy

Śmiech porównać: bezkres niebios i ta dziecinna zabawka! A jednak nadejdzie dzień, w którym człowiek wyląduje na tej zabawce na po­

wierzchni Księżyca, Marsa czy W e­

nus

nia za rów no na naszej Z ie m i, ja k i w n a jd a lszych głębiach W szechświata.

P ra w o n a tu ry dało n a m ta k i m o to r. D a ło „ w zasadzie“ , te ­ raz trzeba ty lk o zasadę zrealizow ać. O s ta tn ie la ta posunęły szybko nap rzó d tę spraw ę. L o tn ic tw o o napędzie ś m ig ło w y m kończy się, u stę p u ją c m ie jsca in n y m śro d ko m napędow ym , m iędzy in n y m i i n a p ę d o w i ra k ie to w e m u *).

T rzeba zbudow ać m o to r ra k ie to w y o prędkości 11,2 km /sek.

(bagatela: ponad 40.000 k m . na godzinę). W ty m le ż y obec­

nie n a jw ię k s z a trudność. E k s p e ry m e n ty p rze d w o je n n e dały prędkość zale d w ie 1,5 km /sek., lecz — ja k ju ż w sp o m n ia łe m

— is tn ie je rzekom o m in ia tu ro w y m odel, d a ją cy przyspiesze­

n ie ta k w ie lk ie , że m o to r n o rm a ln y c h ro z m ia ró w b y łb y zd o ln y p rze zw ycię żyć siłę przycią g a n ia Z ie m i.

»

CO T R Z E B A , B Y O D E R W A Ć S IĘ O D Z IE M I?

y A C Z N Ę od d o w cip u . J a k iś c z ło w ie k z la tu je z dachu d ra - J pacza ch m u r. L e c i ju ż dw adzieścia p ię te r, pozostało jesz­

cze d ru g ie ty le . W te m w y c h y la się ja k iś jegom ość z okna i p y ta : — no, co ta m u pana słychać? — 1 A te n na to : — d z ię k u ję , n iezgorzej, b y le ty lk o ta k trw a ło !

U podłoża tego m akabryczneg o d o w c ip u tk w i... siła p r z y ­ ciągania Z ie m i. Ona to s p ra w ia , że w szystko co is tn ie je na Z ie m i, trz y m a się je j i n ie odpada, a co n a w e t odskoczy, czy podskoczy, w ra ca n ie u b ła g a n ie z p o w ro te m . Jeszcze n ig d y się n ie z d a rzyło b y p rz e d m io t, rz u c o n y w górę, n ie w ró c ił.

G d y rzu c a m y p iłk ę w górę, n a p o ty k a ona w s w y m ru c h u na d w ie przeszkody h a m u ją ce je j ru c h : siłę p rz y c ią g a n ia Z ie ­ m i i opór p o w ie trz a . G d y b y n ie b y ło a tm o s fe ry , p iłk a p o le ­ c ia ła b y nieco w y ż e j, ale ta przeszkoda je s t bez znaczenia w p o ró w n a n iu z potęgą g ra w ita c ji.

B y pokonać tę potęgę, m u s ie lib y ś m y rz u c ić p iłk ę z taką siłą, b y prędkość je j w y n o s iła 11.2 km /sek., to znaczy w ię ce j n iż 40 000 k m n a godzinę. B agatela ! Cóż w obec te j lic z b y znaczą re k o rd y sam olotow e, d o b ija ją c e się z tru d e m do p rę d k o ś c i d ź w ię k u (n ie w ie le ponad 1000 k m na godzinę; do­

k ła d n ie j — 340 m na sekundę p rz y 15°C). A je d n a k je ś li chcem y m yśle ć o podróżach w p rze strze n ia ch św ia ta , m u s i­

m y rozporządzać co n a jm n ie j ta k ą prędkością, k tó rą b y m n a z w a ł p rę d ko ścią o d e rw a n ia się. P oniew aż siła p rz y c ią g a ­ n ia Z ie m i słabnie w ra z z odległością, im w y ż e j będziem y się w z n o s ili, ty m m n ie jsza prędkość będzie p o trzebna dla u trz y m a n ia ru c h u ra k ie ty . N a w ysokości o k o ło 6400 km , siła p rz y c ią g a n ia będzie w y n o s iła ju ż t y lk o je d n ą c z w a rtą s iły na p o w ie rz c h n i Z ie m i; na w ysokości ponad 1,5 m ilio n a km . za­

le d w ie 1/55 000 itd .

Ile trze b a e n e rg ii aby uzyskać tę fa n ta styczn ą prędkość, p o w ie d z m y dla 1 k g masy? B lis k o 6,5 m ilio n a k ilo g ra m o - m e tró w ! A co to oznacza, stanie się jasne, g d y dodam, że 1 k g (n itro g lic e ry n y daje p rz y w y b u c h u ene rg ię 10 razy m n ie jszą ! I inne, siln ie js z e ś ro d k i w y b u c h o w e , są ró w n ie ż bardzo d a le kie od tego, żeby móc w y z w o lić choćby w łasną masę od g r a w ita c ji z ie m s k ie j, a co dopiero jeszcze unosić z sobą ra k ie tę , sprzęt i lu d z i.

N ie m c y osiągnąli dla sw ej V -2, w ażącej -— p rz y w y s trz a ­ le —■ 12 to n (a w ię c ty le co n a ła d o w a n y w agon to w a ro w y )

— prędkość 5000 km /godz. p rz y pom ocy spalania a lk o h o lu w obecności ciekłego p o w ie trz a . A m e ry k a n ie ro b ią p ró b y z le p s z y m i re z u lta ta m i, p o słu g u ją c się c ie k ły m w odorem .

*) Szczegółowiej będzie o ty m w nr. następnym „P ro b le m ó w “ , w a rty k u le inż. W. R ychtera pt. „N o w e d ro g i napędu sam olotów “ .

(8)

P ra w d z iw e je d n a k ro zw ią za n ie dała nam w ręce en e rg ia atom ow a. O d te j c h w ili o sta t­

nia pow ażna przeszkoda została usunięta.

N ie b a w ią c się w szczegóły, p o w ie m od razu, że energia atom ow a 1 gra m a u ra n u w y ­ starczy n ie t y lk o na ucieczkę poza sferę Z ie ­ m i tego jedneg o gram a, ale w d o d a tk u jeszcze i 1 to n y obciążenia.

Jest to w ięc, ja k w id z ic ie , zm iana w s y tu ­ a c ji c a łk ie m re w o lu c y jn a *). K ilk a n a ś c ie g ra ­ m ów u ra n u w y s ta rc z y c a łk o w ic ie n a u w o l­

n ie n ie r a k ie ty m ię d z y p la n e ta rn e j z uścisku Z ie m i. K ilk a n a ś c ie g ra m ó w ! O dpada zatem zm ora w s z y s tk ic h id e o lo g ó w i k o n s tru k to ró w oraz a m a to ró w p o d ró ży g w ie zd n ych , zm ora ciężaru p a liw a . D la p rz y k ła d u dodam , że V -2, ważąca 12 ton, m ia ła w ty m b lis k o 1 8 to n pa­

liw a . W ra k ie ta c h m ię d z y p la n e ta rn y c h ten stosunek w y p a d a ł k a ta s tro fa ln ie . E n e rg ia atom ow a tru d n o ść tę lik w id u je . W ys ta rc z y b y znalazło się w ra k ie c ie m iejsce w ie lk o ś c i p u d e łka od zapałek.

Za je d n y m zam achem zn a le źliśm y energię dość potężną i w y tw o rz o n ą ze śm iesznie m ałej ilo ś c i m a te rii.

Pozostała je d n a k przeszkoda: ra k ie ta m ię d z y ­ p la n e ta rn a to n ie bom ba a tom ow a, n a le ży w y z w a ­ lanie e n e rg ii ato m o w e j stopniow ać, b y stała się siłą napędową, n ie p o zw o lić na w y b u c h je d n o ra z o w y i c a łk o w ity , k tó r y b y u n ic e s tw ił — rzecz p ro s ta — i ra k ie tę i pasażerów i co n ie co z otoczenia. A w ła ­ śnie tego jeszcze n ie p o tra fim y w s to p n iu dosta­

tecznym , ja k k o lw ie k zn a m y przecież sto sy a tom o­

we, k tó re są w ła ś n ie n ic z y m in n y m — ja k m o to ra ­ m i e n e rg ii a to m o w e j, h a m u ją c y m i la w in o w y ro z ­ pad ją d e r a tom ow ych. Jeszcze, ale to .,jeszcze“ ozna­

cza ju ż n ie w ie le i czas n ie z b y t o d le g ły , bo przeszko­

dy, k tó re pozostały do przełam ania, są ju ż ty lk o na­

tu r y te chniczne j.

*

K Ł O P O T Y I N IE B E Z P IE C Z E Ń S T W A P O D R Ó Ż Y .

N?-

w ięc w reszcie je d z ie m y na te n K się życ! Na K s ię ż y c dlatego, że je s t n a jb liż e j. O dległość w ła ś c iw ie śm iesznie m ała (384 000 km ). Śmiesznie z p u n k tu w id z e n ia astronom icznego, bo g d yb y ś m y m o g li polecieć n a ń sam olotem (z prędkością pasażer­

skiego sam olotu), p o trz e b o w a lib y ś m y na odbycie te j m a le ń s k ie j p o d ró ż y (bez w y tc h n ie n ia i p rz e rw y , dzień i noc) o ko ło 6 ty g o d n i (ale now oczesnym sa­

m o lo te m o d rz u to w y m , ty lk o 16 dni). R a kie tą m ię ­ d z y p la n e ta rn ą b ędziem y lecieć je d y n ie 7 godzin, a może i m n ie j!!! Tą samą ra k ie tą i z tą samą p rę d ­ kością le c ie lib y ś m y na n a jb liż s z ą na m p la n e tę W e ­ nus o k rą g ło m iesiąc, ale na N e p tu n podróż trw a ła b y ju z nieco d łu ż e j bo w ię ce j niż... 8 la t!!! M uszę W am ,

*> Blisze szczegóły znajdziecie w „P ro b le m a ch “ N r. 8, rok 1946 w a rt. H. D ietricha.

T ak wygląda Ziemia sfotografowana z wysokości 106 km

* hpcisku rakietowego, ale w niedalekiej przyszłości pociski akie pobiegną znacznie wyżej by wylądować na Księżycu

(9)

przed podróżą, w y ja ś n ić tru d n o ś c i i n ie ­ bezpieczeństw a w ycie cze k k o s m iczn ych , bo­

w ie m M .A .T . (to znaczy M ię d z y p la n e ta rn a A g e n cja T u ry s ty c z n a ) n ie bie rze żadnej od­

p o w ie d zia ln o ści za Wasz los. R obicie to na w łasne ry z y k o .

M y ś lic ie zapewne, że n a jw ię k s z y m r y z y ­ k ie m będzie podró żo w a n ie z prędkością 40 000 km . na godzinę? Będziecie pod ró żo w a ­ l i n a pe w n o z p rędkością w iększą, k to w ie n a w e t, czy n ie z p rę d ko ścią 100 000 k m na godzinę, lecz zapew nia m W as: z tego pow o d u w łos z g ło w y W a m n ie spadnie. W arszaw a pędzi do ko ła Słońca (w ra z z Z ie m ią ) 100 000 k m na godzinę i nic. Ż a d n e m u W a rs z a w ia k o ­ w i n ie ty lk o to n ic n ie zaszkodziło, ale n a w e t n ie zdaje sobie s p ra w y , że ta k g w a łto w n ie ga-

n ic y radzieccy) w y n ik a , że c z ło w ie k może znieść przyśpieszenie ru c h u , w ynoszące 30 m na sekundę do k w a d ra tu . N ie je s t to je d ­ n a k ła tw e . W a ż y m y w te d y 4 ra z y w ię c e j.

C z ło w ie k w ażący n o rm a ln ie 70 kg, m ia łb y w te d y 280 kg. C z u je m y się ja k w z w a rio ­ w a n e j w in d z ie , k tó ra w sza lo n ym pędzie le c i w górę. Coś d zie je się z sercem i żołąd­

k ie m . R o b i się na m o g ro m n ie niedobrze.

Szum w uszach. Co c h w ila ja k b y ś m y tr a c ili przytom ność. Z w ra c a m uwagę, że p rz y ­ śpieszenie c a łk o w ite , d zia ła ją ce na organizm je s t 4 ra z y w iększe od przyśpieszenia s w o ­ bodnego spadku (g = 981 cm /sek2); g d y ­ b yśm y c h c ie li zastosować przyspieszenie ziem skie m u s ie lib y ś m y lecieć 20 m in u t by osiągnąć prędkość k ry ty c z n ą . To zaś z pe-

Ziemia! Ziemia wscho­

dzi! Ten okrzyk będzie już niedługo wzniesiony przez ludzi na Księżycu.

Lecz... nie będzie go słychać. To kraina śmiertelnej ciszy (nie

ma powietrza)

lo p u je poprzez prze strze ń św iata. O tóż sama prędkość nie m a znaczenia. I w ra k ie c ie też n ie będziecie je j n a w e t św ia d o m i, chyba je ­ d yn ie z obliczeń z m ia n y położenia w łasnego w zg lę d e m gw ia zd , S łońca czy planet.

Znaczenie m a n a to m ia s t zm iana w p rę d ­ kościach, c z y li przyśpieszenie.

G d y b y chciano nas w y s trz e lić od razu z prędkością 11,2 km /se k n ie w s ia d łb y m do ta k ie j ra k ie ty za żadne s k a rb y : nie zostałoby z nas a n i śladu (z ra k ie ty także). Do te j p rę d ­ kości trze b a dojść sto p n io w o , dając p rz y ­ śpieszenie ta kie , ja k ie o rg a n izm człow ieka je s t z d o ln y znieść bez szkody.

Z obliczeń i z p r a k ty k i (sko ki z sam olotu z o p ó źn io n ym o tw ie ra n ie m spadochronu, w czym c e lu ją i z d o b y li re k o rd y św ia to w e lo t-

w n y c h w zg lę d ó w je s t n ie m o żliw e . W y o b ra ź ­ cie sobie ja k b ędziem y się c z u li w ty c h w a ­ ru n ka ch . S trasznie!

N o p ię k n ie , m ożna to w szystko znieść b y ­ le b y trw a ło k ró tk o .

A ile będzie trw a ło ? J e ś li z ty m p rz y ­ spieszeniem w y s trz e lą nas z ja k ie jś k a ta - p u lty , to po 6 m in u ta c h o siągnie m y p rę d ­ kość o d e rw a n ia się od Z ie m i i d a le j będzie­

m y ju ż pędzić ru ch e m b e z w ła d n y m . P rz y ­ k re sensacje zginą i w ogóle n ie będziem y c z u li tego, że p ę d zim y z n ie w ia ry g o d n ą prędkością 40 000 k m na godzinę. S ta n ie się to na w ysokości gdzieś o koło 2000 km , a w ię c p ra k ty c z n ie poiza atm o sfe rą ziem ską (bo r a te j w yso ko ści je s t ta k rozrzedzona, że p ra k ty c z n ie m ożem y uw ażać, że je j nie ma).

(10)

w te n sposób u n ik n ę liś m y ponadto śm ie rci n r - 2 (nr. 1 — to b y ło zm iażdżenie), m ia n o ­ w icie u pieczen ia nas i zam rożenia na w ie k i w ciągu k ilk u n a s tu sekund. B o w ie m n ie za­

p o m in a jm y o losie m e te o ró w , k tó re spada­

ją c na Z ie m ię z p rę d ko ścią około 30 km /sek.

lub w ię ce j, za m ie n ia ją się w p ię k n y fa je r ­ w e rk , w świecącą m g ie łk ę . D z ię k i ty lk o w łaśnie p a n ce rzo w i p o w ie trz a ż y je m y na te j Z ie m i ja k o tako. A s tro n o m o w ie o b lic z y li, że codzień spada na Z ie m ię — a w ię c na n a ­ sze g ło w y — 24 000 000 m eteorów . Co dzień dwadzieścia c z te ry m ilio n y ! Z ie m ia je st pod n ie u s ta n n y m o b strza łe m h u ra g a n o w ym .

Teraz, k ie d y w y d o s ta liś m y się poza n ie ­ bezpieczeństwa p o w ie trz a (bo d la a stro n a u ­ tów p o w ie trz e je s t niebezpieczne), m eteory s ta ją się groźbą jeszcze d o tkliw szą . P rze ­ szyw a ją one p u stkę W szechśw iata na k s z ta łt p o ciskó w a rm a tn ic h , czy k a ra b in o w y c h . W y s ta rc z y b y n a w e t m ik ro s k o p ijn y m eteo- re k p rze b ie g ł drogę naszego w e h ik u łu .

Różnice w wielkościach mas, tłu ­ maczą nam różnice w sile przycią­

gania. Ziemia z Księżycem i Mars ze swymi dwoma księżycami

a p rz e d z iu ra w i go na w y lo t i w m g n ie n iu oka zniszczy nasze dzieło i nas sam ych (choćby przez ucieczkę p o w ie trz a z h e rm e ­ ty c z n e j k a b in y ). D otychczas n ie b y ło na to ra d y , trzeba b y ło zdawać się na los szczęścia.

Sądzę je d n a k , że dziś spraw a ta da się ła ­ tw o rozw iązać p rz y pom ocy ra d a ru , k tó r y będzie s y g n a liz o w a ł zb liża ją ce się m e te o ry i a u to m a tyczn ie s te ro w a ł. S te ro w a n ie — n a d m ie n ia m — o dbyw ać się może oczyw iście nie p rz y p o m o cy s te ru (do czego ste r w p u s t­

ce?), lecz p rz y pom ocy n ie s y m e try c z n y c h , w zględem środka ciężkości naszej ra k ie ty , w y b u c h ó w m a te ria łu pędnego.

Co będzie, g d y o d e rw ie m y się od Z iem i?

W te d y — ja k się zapewne dom yślacie — podróżow a ć będziem y, choćby tysią c la t z m o to re m w y łą c z o n y m . S łow em ty lk o oder­

w a n ie się je s t kosztow ne, p otem podróż od­

b y w a się za darm o. O czyw iście ąż do czasu, g d y d o sta n ie m y się s o lid n ie w sferę p rz y ­

ciągania jakiegoś innego cia ła n ie b ie skie g o , w naszym p rz y p a d k u K siężyca i zaczniem y ra k ie tę ham ow ać. W te d y nagle p o czu je m y, że s to im y na głow ie. W szystkie p rz e d m io ty w ra z z n a m i, posypią się na s u fit, to zna­

czy... przepraszam ... ju ż na podłogę, k tó r a b y ła s u fite m i zaczniem y spadać (d o ty c h ­ czas zdaw ało się nam , że s to im y w m ie j­

scu) ru c h e m p rzysp ie szo n ym . P o n ie w a ż na K się ż y c u n ie m a a tm o s fe ry , n ic n ie będzie stało na przeszkodzie (z w y ją tk ie m naszych m o to ró w ), b y ś m y s p a d li na złam anie k a rk u . G d y b y m o to ry z a w io d ły , żadna s iła nas n ie u ra tu je , n a w e t spadoch ro ny, praw da?

N im je d n a k w p a d n ie m y w ta je m n ic z e uściski g ra w ita c y jn e K siężyca, będziem y p rze żyw a ć w iększe sensacje — ja k się na m teraz w y d a je , bo ostatecznie m ożem y na­

p o tka ć w p o d ró ż y d z iw y n ieprzeczuw a ne i w iększe n iż te, k tó re opiszę — m ia n o w i­

cie sensacje b ra k u ciężkości. J u ż zaraz po w y d o b y c iu się z a tm o s fe ry z ie m s k ie j, to znaczy po k ilk u m in u ta c h lo tu , zaraz po w y łą c z e n iu s iln ik ó w , g d y b ędziem y na w y ­ sokości z a le d w ie 2000 k m , poczuję coś b a r­

dzo n ie zw ykłe g o . N ie daj Boże b y m m ia ł wagę z w y k łą , bo n ig d y b y m n ie o d k r y ł p rz y ­ czyn y, lecz je ś li b y łe m dość p rz e w id u ją c y i zabrałem wagę sp rę żyn o w ą (sam i zga­

d n ijc ie , dlaczego?), u jrz ę , że ważę 57 kg.

A przecież sześć m in u t te m u w a ż y łe m 75 k g (w u b ra n iu , proszę szanow nych Pań!). N o i teraz dopiero zacznie się h is to ria , k tó ra w ciągu k ilk u g o d zin d o p ro w a d z i do fa k tu ta k n ie z w y k łe g o , że będę w a ż y ł coraz m n ie j.

Po p rz e b y c iu 1 600 k m — 48 k g

„ „ 8 000 „ — 15 ,.

16 000 „ — 6 „

„ „ 80 000 „ — 0,4 „

C zuję się bosko, le k k o , o d k ry w a m po raz p ie rw s z y w ż y c iu , ja k s tra s z liw ie s iln y m magnesem b y ła nasza S ta ra Z ie m ia , ja k m i ogro m n ie ciążyła.

M uszę ty lk o uw ażać na ru c h y , bo oto le k ­ ko p o ru szyłe m palcem u nogi, a skaczę ju ż m a ie sta tyczn ie , aż r a sam w ie rz c h k a b in y , uderzając g ło w ą w s u fit, zresztą n ie s z k o d li­

w ie , bo m ało co ważę, a czaszka m o ja p rz y ­ gotow ana je s t na cięższe w a r u n k i w a lk i.

R ozkoszuję się n ie b y w a le m a ły m w y s iłk ie m e n e rg ii, ja k ie j p o trz e b u ję na n a jb a rd z ie j zdecydow ane ru c h y . W ta k im sta n ie — czuję — że m ó g łb y m żyć 500 la t. Lecz n a ­ d a l o b s e rw u ję co p e w ie n czas wagę. C iągle s trz a łk a opada, jestem ciągle coraz lż e js z y ! A ż w reszcie dojdę do 10 dkg, p o te m 5 deka, 2,1, potem do 3-ch g ra m ó w , 1 g ra m a i... i...

zn ikn ę ! N ie, n ie tw ó rz c ie się, n ie z n ik n ę z oczu, z n ik n ę je d y n ie z w agi. B ędzie w y ­ ka z y w a ła (i słusznie), że n ic n ie ważę, ale to

(11)

Oto wizja ryso­

wnika: (u góry) rakiety międzypla­

netarne zwożą materia! do bu­

dowy sztucznego księżyca. In żyn ie­

rowie i technicy chodzą... po prze­

strzeni przy po­

mocy motorków rakietowych; (w środku) sztuczny księżyc w całej pełni swej okaza­

łości; (u dołu) kon­

takt radiowy i ra ­ darowy z innymi platformami prze­

strzennymi na niż­

szych orbitach

a b so lu tn ie nic. To samo d o ty c z y i w szyst­

k ic h p rz e d m io tó w . G d y p o s ta w ię filiż a n k ę w p o w ie trz u , to ta m zostanie (ra j d la tych.

k tó ry m w sz y s tk o „ le c i z r ą k “ ); o d w rócę ją do g ó ry dnem — h e rb a ta n ie w y p ły n ie , bo jak? — n ic przecież n ie w aży. M ogę s p o k o j­

nie stać na g ło w ie w ś ro d k u k a b in y , o p a rty n a w e t n ie o p o w ie trze , a je d y n ie o... pustkę przestrzeni... bo i p o w ie trz e w e w n ą trz k a ­ b in y ró w n ie ż n ic n ie będzie w ażyć. Boskie uczucie zginęło ju ż daw no.

P o d e jrz e w a m te ra z m a rn e re z u lta ty . Z n a ­ ne są i cyto w a n e k o m p lik a c je p rz y jedzeniu i p ic iu (m u s ia łb y m zakręcić filiż a n k ą b y w y ­ w ołać siłę odśrodkow ą, h e rb a ta w y le c ia ła b y w p o sta ci k u l, k tó re m u s ia łb y m w bie g u zła ­ pać do ust). A le co sta ło b y się z m o ją r ó ­ wnowagą? Przecież zależna ona je s t od k o n ­ s tr u k c ji w e w n ę trzn e g o ucha, o p a rte j na w ra ż e n iu ciężaru. S tracę chyba poczucie r ó ­ w n o w a g i. C zy to n ie w p ły n ie w p e w n y m s to p n iu na m o je ru c h y ? Poza tym , ciała za­

łogi i sprzęty pow in n y w yw ierać nawzajem siłę przyciągania i mieć tendencję do w ę ­ drowania do siebie i do przylepiania się do siebie. W szystko w ię c p o w in n o b yć p rz y ­ ś ru b o w a n e (w te d y p o w iedze nie „ o n i ciążą k u sobie“ będzie m ia ło sens fiz y c z n y ). W szy­

s tk o będzie zachw iane. S ta n ie na g ło w ie bę­

dzie id e n tyczn e , ja k sta n ie na nogach. Każde dow o ln e przecięcie p rz e s trz e n i może b y ć dla m n ie łó ż k ie m , m ogę się p o ło żyć wszędzie i w każdej p o z y c ji. I w ogóle pojęcie „p o ­ łożenia się“ ja k o o d p o czyn ku , tra c i w sze lki sens. Co się stanie z k a w a łk ie m b u łk i, k tó ry p o w ie d zm y, w p a d n ie do żołądka (d z ię k i ro ­ baczkow em u ru c h o w i p rz e ły k u )? P obiegnie n a d a n ym przez p rz e ły k ru c h e m do dna żo­

łądka, o d b ije się w górę (nie w „g ó rę “ , bo

„ g ó r y “ n ie ma, t y lk o w p rz e c iw n y m k ie r u n ­ ku), po te m z p o w ro te m , po te m z pow rotem ...

J a k się skończy ta k ie ska ka n ie b u łk i, k tó ra nie m a ciężaru?

G dzie n ie m a ciężaru, ta m n ie m a i ta rcia . D z iw ię się, że n ie zna la złe m n ig d z ie w z m ia n ­ k i o tru d n o ścia ch , ja k ie f a k t te n s p ra w i nam w p o d ró ży. Chodzenie po g ła d k im lo d zie je st szczytem pew ności, s ta b iliz a c ji i ła tw o ści, w p o ró w n a n iu z ty m , co się będzie działo w ra k ie c ie m ię d z y p la n e ta rn e j. Co p ra w d a nie będ zie m y się boleśnie p rz e w ra c a li, bo n ic n ie ważąc, tru d n o ro zb ić się, ale tru d n o też, n ic n ie ważąc, chodzić s p o k o jn ie i w sposób z g ó ry p rz e w id z ia n y .

A lb o stopa, p o sta w io n a z b y t prostopad le do p o d ło g i, w zn ie sie m n ie na szczyt ra k ie ty , albo postaw ion a pod z b y t o s try m kątem , ześlizgnie się łagodn ie i noga p o w ę d ru je p o ­ nad g ło w ę , k tó ra — z k o le i — p o w ę d ru je na dół, zaczynając w te n sposób k o ło w ro ­ te k, z k tó re g o — je ś li w y jd ę — to ty lk o d z ię k i c h w y c e n iu się rę k ą czegoś stałego. N i­

czego n ie będzie m ożna d o tkn ą ć, bo zaraz za-

(12)

l'a sama platforma przestrzenna w momen­

cie budowy. Będzie słu­

żyła jako stacja prze­

siadkowa w podróży na Księżyc

cznie w ę d ro w a ć p rzed siebie; trzeba będzie ty lk o c h w y ta ć i to ostrożnie. P rz e d m io ty duże będzie tr u d n ie j sc h w y c ić n iż m ałe (bo ła tw ie j się w y ś liz g n ą ; czy p ró b o w a liście c h w y ta ć b a lo n y dziecinne?). K a ż d y nasz ru c h b y łb y oceanem niespod zianek. N ie s te ty b ra k tu m ie jsca n a dalsze e fe k to w n e w y w o d y . S ta n ie się to po o d b y c iu m n ie j w ię ce j dzie­

w ięć d z ie s ią ty c h naszej p o d ró ż y n a K siężyc.

D zia ła n ie tego obszaru, ja k b y m p o w ie d zia ł

—• „ze ro — w a g i“ da się z n e u tra liz o w a ć obro­

ta m i r a k ie ty w o k ó ł sw ej osi. O kazało się (zresztą z ró ż n y c h w z g lę d ó w n ie ty lk o z te ­ go), że ra k ie ta m u s i się obracać w o k ó ł sw ej osi raz na 3 i sekundy. S iła odśrodkow a stw o rzo n a w te n sposób, stanie się sztuczną siłą g ra w ita c y jn ą . „ D ó ł“ będzie w te d y zna­

c z y ł — „ k u ścianom “ , a „g ó ra “ — k u środ­

k o w i ra k ie ty . B ę d z ie m y w ię c c h o d z ili (moi m ili C z y te ln ic y ) po... ścianach. W planach k o n s tru k c y jn y c h je s t to o c z y w iś c ie u w z g lę d ­ nione. N a w e t fo te le będą ta k u staw ione , by g ło w y siedzących na n ic h osób skierow ane b y ły k u ś ro d k o w i ra k ie ty . Będą s ta ły na szynach, b ie g n ą cych w o k ó ł k a b in y .

N ie będzie n ig d y ju ż ... nocy. Zawsze bę­

dzie dzień. Słońce p a lić będzie n ie s ły c h a n y m b la skie m . N ie będzie c h m u r, k tó re b y je za­

s ło n iły , n ie będzie Z ie m i, k tó ra b y nas za­

sło n iła - W p o d ró ż y na K s ię życ, to g łu p stw o , k ilk a godzin! Lecz w w y p a d k a c h dalszych (a i ta k ie n a p e w n o k ie d y ś będą), g d y trzeba będzie podróżow ać ty g o d n ia m i, lu b la ta m i, w te d y s p ra w a stanie się pow ażna *). Zo­

stanie m ia n o w ic ie n a ru szo n y nasz w e ­ w n ę trz n y r y t m fiz jo lo g ic z n y o rg a n izm u , do­

sto so w a n y ściśle do r y tm u Z ie m i, dó zm ia n y dobow ej d n ia i nocy, do p ó r ro k u , do p ó r

*) Będzie można podróżować nawet setki lat.

Niestety, temat jest za obszerny, by można zrobić coś więcej, niż pobieżnie napomykać o zagadnie­

niach. Jeżeli uważacie to za interesujące, piszcie do redakcji, a wtedy ujrzycie może wywody o lotach

do poszczególnych ciał niebieskich.

d n ia naw et. J a k będzie w yg lą d a ć adaptacja i czy w ogóle nastąpi, tru d n o m i p o w ie ­ dzieć **).

N o i w reszcie o sta tn ie tru d n o ś c i: tr a fić do celu i w ró c ić szczęśliwie.

T ra fić trzeba do celu odległego o 384 000 lu n i to w d o d a tk u z p ie k ie ln ie szyb ko k r ę ­ cącej się Z ie m i i do ró w n ie ru c h liw e g o K s ię ­ życa.

A s tro n o m o w ie p o tr a filib y je d n a k w y c e lo ­ wać d o k ła d n ie n a w e t i w ty m p rz y p a d k u , g d y b y ra k ie ta n ie m og ła d o w o ln ie k o n tro lo ­ wać s w y m i ru c h a m i. (W y b ra li ju ż m iejsce najdogodniejsze, porę ro k u , czas etc.).

P rz y k o n tr o li w e w n ę trz n e j, niebezpieczeń­

stw o n ie tra fie n ia je s t m in im a ln e . N a jp ra w ­ dopodobniejsze 'b y ło b y je d n a k , p rz y p rz e d ­ w czesnym zu życiu p a liw a (g d y b y np. za dużo b y ło po drodze m e te o ró w ). W te d y , p rz y sto­

ją c y c h m otorach, m o g lib y ś m y się — p rzy z ły m o b lic z e n iu d ro g i — za m ie n ić w sztucz-

**) Kto się interesuje tym zagadnieniem (rytmu fizjologicznego w związku z Ziemią), znajdzie bar­

dzo ciekawe dane w art. prof. Pautscha, „Proble­

m y“ N r. 10— 11, rok 1947.

(13)

n y księżyc Księżyca, po w ie k i w ie k ó w k rą ż ą ­ cy w o k ó ł niego. N ie m ó w ię ju ż o in n y c h n ie ­ bezpieczeństwach. M u s im y za tem atem biec dalej.

S Z T U C Z N E K S IĘ Ż Y C E I P O W R Ó T J E Ś L I m ow a o sztucznych księżycach z p rz y ­

padku, p o m ó w m y o sztucznych księżycach z ro b io n y c h ro z m y ś ln ie , k tó re n iezadłu go bę­

d zie m y rozm ieszczać w p rz e s trz e n i m iędzy Z ie m ią a K siężycem (ty m s tw o rz o n y m przez n a tu rę ). Jest to w ie lk a sensacja, w ię c n a d ­ staw cie uszu.

N a jtru d n ie js z ą sp ra w ą — ju ż w ie cie — je s t o d e rw a n ie się od Z ie m i: trzeba na to p rędkości 11,2 km /sek. R ozw iązanie d a je nam energia atom ow a. Lecz co będzie, je ś li nie zn a jd zie m y sposobu na u ja rz m ie n ie je j i u ż y ­ cie w postaci m otoru? N ic nie szkodzi! L u ­ dzie, k tó rz y m y ś lą gorączkow o (a czy uczeni i „ w a r ia c i“ id e i n a u k o w y c h m y ś lą inaczej n iż

„g o rą c z k o w o “1?) w y n a le ź li ju ż sposób na w y ­ cieczki do g w ia z d bez użycia energii atomo­

w ej! P rz y p o m in a m W am tu na c h w ilę dzieje n ie m ie c k ie j V 2: w a ż y ła 12 ton, w ty m samo p a liw o — 8 ton. I w ie c ie co się z ty m p a li­

w e m działo? Z u ż y w a ło się w p ie rw sze j m i­

n ucie d zia ła n ia ! S to su n ki te w ra kie cie , k tó - ra b y zam ierzała w y fru n ą ć za Z iem ię, b y ły b y , rzecz prosta, jeszcze b a rd z ie j m o n stru a ln e .

D laczegóżby w ię c n ie p o ro b ić sta cyj prze ­ sia d ko w ych , ro zsia n ych po n iebie, na drodze

do Księżyca, sta cyj, będących czym ś w ro ­ d za ju k a m ie n i w p ły t k im p o to ku , po k tó ry c h skaczemy, b y om inąć przeszkodę?

Otóż, obok s iły p rzycią g a n ia , is tn ie je siła odśrodkow a. Inaczej p la n e ty od ra zu s p a d ły ­ b y na Słońce. W ła śn ie ta siła odśrodkow a nie Dozwala w odzie w k u b k u — g d y n im k rę ­ c im y w ko ło — w y la ć się.

Na ró ż n y c h odległościach od Z ie m i, trzeba ró żn ych prędkości, b y ciało w y s trz e lo n e przez nas zam ienić w sztucznego satelitę. Im w ię k ­ sza odległość, ty m m niejsza oczyw iście po­

trze b n a je s t prędkość. A n a lo g ic z n ie ja k w naszym u k ła d z ie p la n e ta rn y m : im dalsza p la ­ neta, ty m m a dłuższy ro k (czyli obieg w o k ó ł Słońca). M e rk u ry , n a jb liż s z y Słońca, k re c i się ja k oszalały, o b la tu je sw o ją o rb itę w 88 dni.

P ocisk, w y s trz e lo n y z o d p o w ie d n ią p rę d ­ kością, na odpow ie dnią w ysokość, n ig d y nie spadnie, n ig d y n ie u c ie k n ie i w ie czn ie będzie k rą ż y ł w o k ó ł naszych g łów .

Jest szczególna w ysokość: 36.000 km . Na te j w ysokości ta k i sztuczny księżyc, krążący nad na m i, będzie zawsze u n o s ił się nad ty m sam ym p u n k te m globu. Ile razy podniesie- m y oczy (uzbrojone w pożądaną lunetę), ty le ra z y u jr z y m y s re b rn y b o lid tk w ią c y nie­

ru ch o m o rzekom o, bo pędzi w ra z z nam i z id e n ty c z n ą prędkością — na b łę k ic ie nieba.

Na te j o rb ic ie będą t k w iły m iejscow e stacje przesiadkow e.

(14)

Na lewo; załoga sztu­

cznego księżyca przy pracy (na rysunku w i­

dać ekrany radarowe).

Obok: rakieta przywo­

żąca zaopatrzenie i u- trzymująca regularną komunikację między

nim a Ziemią

S tw o rz y ć ten, n ie m a l cud, je s t ła tw ie j, n iż ­ by się na p ie rw s z y rz u t oka w y d a w a ło .

Je śli ta k ie p la tfo r m y przestrzenne będzie­

m y lo ko w a ć w y ż e j, będą z ja w ia ły się nad ty m sam ym p u n k te m globu, w ty c h sam ych ściśle o k re ś lo n y c h i d o k ła d n y c h odstępach czasu. Będą ta k samo dokładne, ja k ciała n iebieskie , bo po d le g łe ty m sam ym p raw om .

N a p rz y k ła d zb udow a nie p la tfo r m y na w y ­ sokości 35 000 k ilo m e tr ó w będzie w ym a g a ło 66 p o d ró ży ra k ie ty , zd o ln e j do ta k ie g o w z n ie ­ sienia się (to znaczy zaopatrzonej w dostate­

czną ilość p a liw a , ale oczyw iście znacznie mniejszej, n iż b y w ym a g a ła ja k a k o lw ie k p o ­ dróż m ię d z y p la n e ta rn a ; na ty m w ła ś n ie pole­

ga d o w cip , bo to je s t w y k o n a ln e ). Z a b ie ra ­ ła b y ze sobą części potrzebne do b u d o w y p la tfo rm y i... w y rz u c a ła je , m ó w ią c m a lo w ­ niczo, za okno (w rze czyw istości trze b a je bę­

dzie kłaść i to ostrożnie, a n ie w yrzucać).

O czyw iście nie s p a d ły b y one ju ż na Z iem ię, a pozostały na te j w ysokości, na k tó re j je w yrzu co n o , krążąc w o k ó ł Z ie m i. Poczem in ­ ż y n ie ro w ie i te c h n ic y (zaopatrzeni w ska fa n ­ d ry , p rz y p o m in a ją c e s k a fa n d ry n u rk ó w , z urządzenie m do sztucznego oddychania i sztu­

cznego ogrzew ania, a także z m o to rk ie m na plecach), w y s z lib y ze sw ej ra k ie ty i... stąpa-

ją c po p u ste j p rze strze n i, b u d o w a lib y ową 2 000 to n ważącą p la tfo rm ę .

Po zb u d o w a n iu całego szeregu s ta c y j prze ­ sia d ko w ych , na ró ż n y c h w ysokościach, p ro ­ b le m p o d ró ży poza Z ie m ię , n a b ie ra zupełnie in n y c h cech, z p u n k tu w id z e n ia p a liw a . N a j­

p ie rw jedziemv na p la tfo rm ę „ O r b ita I-S e le - n ita “ , tu za b ie ra m y n o w y ła d u n e k p a liw a i p o fru n ie m y na „ O r b itę 11“ , poczem na „ O r ­ b itę I I I “ , a stam tąd, poniew a ż p rzycią g a n ie Z ie m i je s t ju ż m in im a ln e , z ła tw o ś c ią ska­

czem y w p rze strze ń Kosm osu, m a ją c p a liw a ile „dusza zapra g n ie “ .

A b y oderw ać się od K siężyca (tego pra •>- dziw ego), trze b a z a le d w ie 2,5 k m /s e k „ to znaczy, że skok z K się życa je s t w ie le k ro ć ła t ­ w ie js z y . S tąd w n io se k p ro s ty : je ś li będziem y kie d y ś ch c ie li „ko lo n izo w a ć* ‘ W enus, czy zw iedzić M arsa (co je s t o w ie le tru d n ie js z ą ju ż sztuką, n iż dostać się na K siężyc), droga nasza m usi k o n ie czn ie p ro w a d z ić przez K s ię ­ życ. T u zbudujem y7 podziem ne stacje ogrze­

w ane (bo na m a ły c h ju ż głębokościach jest p o tw o rn ie zim n o — m im o u p a łó w d n ia księ ­ życowego — ze w z g lę d u n a złe p rz e w o d n ic ­ tw o s k o ru p y ksiezvca), ze sztuczną atm osfe­

rą, o św ietlone etc. K o s m ic z n i p o d ró żn icy z Z ie m i, odpoczną sobie, coś n ie coś zjedzą i w y s ta rtu ją d a le j, w y s ta r tu ją w w a ru n k a c h zn a ko m icie ła tw ie js z y c h . (P am iętajcie, że na

(15)

Oto dzieje odrywania się czło­

wieka od swej ojczyzny Ziemi

*) Gdyby ktoś chciał zrobić spacerek, musiałby pamiętać, że 100 m zrobiłby w trzech krokach, bijąc wszystkie ziemskie rekordy prędkości; gdyby zechciał lekko podskoczyć, skoczyłby mniej więcej 9 metrów w górę.

P o w ró t na Z ie m ię je s t znacznie ła t w ie j­

szy, o ile n ie t r a f i nas p rz y p a d k ie m w g ło w ę ja kiś m eteor, bo na K się życu b ra k p o w ło k i a tm osfe­

ry c z n e j, k tó ra b y spalała me te o ry, a spada ich ta m około m ilio n a na dobę; s ł o w e m , j a k n a p o l u b i t w y .

M ożna go będzie dokonać ze s ta rtu stojącego, bez u ż y c ia w y r z u t­

ni. Masa naszej ra k ie ty będzie tu m niejsza p ię tn a s to k ro tn ie i w d odat­

k u p rzycią g a n a będzie 6 ra z y słabiej.

Znaczy to, że s tra c i 299/300 swego cięża­

ru. T y m n ie m n ie j trze b a będzie w y rz u c ić 3,5 to n y z p rędkością ok. 2,5 km /sek. Droga p o w ro tn a — ta sama. Z n a m y ją. J e d y ­ nie z b liże n ie się do m a tk i - Z ie m i bę­

dzie niebezpieczne. G d y b y h a m u lce za­

w io d ły — m ożem y skakać ze spadochronem . E w e n tu a ln ie w spadochron zaopatrzona bę­

dzie w e w n ę trz n a część ra k ie ty . Z e w n ę trzn e części daw no ju ż o d rz u c im y .

W te d y m a m y w iększe szanse w pad n ię cia do m orza, niż w y lą d o w a n ia na tw a rd e j Z ie m i.

Lecz to w szystko — ju ż detale. J e ś li n ie za­

b ije m y się p rz y starcie, w czasie podróży, na K się życu i tu ż przed lą d o w a n ie m , z ty m o s ta tn im d a m y sobie radę. Jesteśm y z po­

w ro te m na Z ie m i.

K s i ę ż y c u nie ma r ó w ­ nież i p o w ie ­ trza, te j w ie lk ie j p r z e s z k o d y ) * )

(16)

P O D W Ó J N E 1 \ R O C Z Ł O W I E K A

D Ż I N V

zagadnienie w ychowania n o ­ wych l u d z i w nowym i ciągle prze obrażającym się świecie

Dr B O G D A N S U C H O D O L S K I Członek zwyczajny Tow. Naukowego Warsz., członek koresp. Polskiej Akademii Umiejętno­

ści, prof. Uniwersytetu Warszawskiego i kie­

rownik Studium Pedagogicznego U. W.

O

d daw na ju ż uczyniono tę słuszną obserw ację, iż m łode zw ierzę staje się d o jrz a ły m zw ierzęciem samo przez się, dorastając fiz y c z ­ nie, podczas g d y m łoda istota lu d z k a staje się czło w ie kie m , d zię ki d łu g o trw a łe m u procesow i w ych o w a n ia . Z te j r a c ji m ożna o c z ło w ie ku pow iedzieć, iż ro d z i się on d w u k ro tn ie : raz ja k o istota biologiczna i d ru g i raz ja k o is to ta lu d z k a pod w p ły w e m w y ch o w a n ia . T y lk o że ten d ru g i poród — zupełnie inaczej n iż p ie rw s z y — nie jest czymś je d n o -

(17)

D A W N IE J CAŁE S TU ­ L E C IA N IC N IE Z M IE ­

N IA Ł Y ...

ra z o w y m i k ró tk o trw a ły m , ale tr w a bardzo

•clługo, to w a rz y s z y n ie ja k o stale ż y c iu lu d z ­ kie m u . Bo m a ją ra c ję ci, k tó rz y sądzą, iż c z ło w ie k zam iera, g d y p rze sta je ju ż być w r a ż liw y na w p ły w y i w y m a g a n ia otoczenia, g d y p rze sta je się ro z w ija ć i przekształcać.

W sensie czysto b io lo g ic z n y m tr w a jeszcze życie, ale z p u n k tu w id z e n ia społecznego żyw otność jego ju ż w ygasła.

W skazując na tę p ło d n ą ro lę w y ch o w a n ia nie m a m y na m y ś li — oczyw iście — ty lk o ty c h c e lo w ych i św ia d o m ych zabiegów , k tó re nauczyciele i w y c h o w a w c y stosują do p e w ­ n e j lic z b y d zieci w p e w n y m w ie k u . W y c h o ­ w anie je s t znacznie ro z le g le js z y m procesem i częściowo d o ko n yw a się ono także niezależ­

n ie od w o li i w ie d z y lu d z i. D o k o n y w a się ono d z ię k i ż y c iu społecznem u, w k tó ry m zachodzą nieustają ce procesy w y m ia n y doświadczeń.

Jednostka lu d z k a stanie się człow iekiem , choćby n a w e t n ie b y ła przez n ik o g o św ia d o ­ m ie i celow o w ychow ana , je ś li ty lk o zapew ­ nione je j będzie to społeczne uczestnictw o, d z ię k i k tó re m u n a b ie ra ć będzie u m ie ję tn o ści p o ro z u m ie w a n ia się i postępow ania. N ie sta­

ła b y się c z ło w ie k ie m w ów czas ty lk o , g d y b y została od n ie m o w lę c tw a skazana na zupełną izolację.

l a k p o jm o w a n e w y c h o w a n ie w łącza m ło ­ d z iu tk ą isto tę lu d z k ą w je j n a jb liż s z y k rą g społeczny, obdarza m ow ą, uczy w łaściw ego reagow ania na p o d n ie ty rzeczyw istości. S tw a ­ rza w te n sposób p o d sta w y dla dalszego ro z ­ w o ju u czestnictw a. D orastająca jed n o stka p o w o li i s to p n io w o w p ro w a d zo n a zostaje w życie i obyczaje g ru p y , w podejm o w a n e p ra ­ ce, w obrzędy i obchody, w w y p r a w y w o je n ­ ne i działalno ść p u b liczn ą . K rą g tego k s z ta ł­

cącego ucze stn ictw a może b yć rozszerzany i w czasie i w prze strze n i. C z ło w ie k p o tra fi czerpać z o d le g ły c h epok h is to rii, sięgać po

w z o ry i w iedzę w odległe k ra je .

C zło w ie k, d zię ki w y c h o w a n iu staje się istotą, k tó ra n ie ty lk o ż yje , ale także chce w iedzieć ja k p o w in n a żyć, k tó ra chce w ie ­ dzieć dlaczego ż yje , dlaczego ś w ia t je s t ta k i a n ie in n y , dlaczego i ja k zachodzą w n im ró ż ­ n o ra k ie procesy oraz co i ja k ma w ty m

św iecie czynić. W ych o w a n ie s p ra w ia , iż p rze sta je m y żyć „n a ślepo“ — ta k ja k żyją ro ś lin y czy zw ie rzę ta — i poczyn a m y żyć św iadom ie w zd ziw ie n ia ch , w ciekawościach, w re fle k s ja c h , w zapytaniach, w p ra c y s k u ­ tecznej i w społecznym dzia ła n iu .

Pod w p ły w e m w y c h o w a n ia nabie ra m y przekonań dotyczących życia, św iata, nas sa- m ych. U z y s k u je m y pew ną w ie d zę o rzeczy­

w istości i poddaw ane są na m sposoby w y ja ś ­ n ie n ia w ie lu zagadek, oraz ra c jo n a ln e m eto­

dy postępow ania.

D z ię k i w y c h o w a n iu c z ło w ie k n ie staje się czło w ie k ie m ,,w ogóle‘‘, ale osiąga św ia d o ­ mość tego, że je s t c z ło w ie k ie m ż y ją c y m w o k re ś lo n y m m ie js c u i czasie, w oznaczonym k rę g u społecznym , w śró d p e w n e j rz e c z y w i­

stości.

R zeczyw istość ta podlega przem ianom , a w ra z z n im i z m ie n ia ją się m o ż liw o ś c i i obo­

w ią z k i lu d z k ie , z m ie n ia ją się p rze to także i zadania w yc h o w a w c ó w , w y c h o w a n ie bo­

w ie m w in n o przyspasabiać d zieci i m łodzież do życia a k ty w n e g o w ty c h n o w y c h w a ru n ­ kach, w k tó ry c h się znajdą ja k o do ro śli. T y l­

ko w św iecie z w ie rz ą t procesy w ychow aw cze przebiega ją stale ta k samo, poniew a ż życie z w ie rz ą t je s t na ogół zawsze je d n a k ie . W św iecie lu d z k im , k tó r y je s t ś w ia te m społecz­

no - d z ie jo w y c h prze m ia n , treść, fo rm y i m e­

to d y w y c h o w a n ia p o dleg ają s ta ły m zm ianom , zależnie od społecznej s y tu a c ji i k ie ru n k u je j ro zw o ju .

W ych o w a n ie je s t w y ra z e m ty c h procesów społeczno d z ie jo w e j e w o lu c ji, a rów nocześ­

nie je d n y m z je j w a żn ych c z y n n ik ó w . W Y C H O W A N IE N A T U R A L N E

I W Y C H O W A N IE C E L O W E

W sp o m n ie liśm y, że w p ły w y w ychow aw cze fo rm u ją c e czło w ie ka są d w o ja k ie g o ro d za ju : jedne z n ic h m a ją c h a ra k te r o d d zia ływ a n ia na c z ło w ie ka ty c h w s z y s tk ic h fo rm i in s ty tu - c y j życia zbiorow ego, w k tó r y m uczestniczy, d ru g ie n a to m ia s t p o w s ta ją za spraw ą celow ej i ś w ia d o m e j a k c ji p o d e jm o w a n e j przez je d ­ n o stki i zespoły sp e cja ln ie pow ołan e do w y -

Cytaty

Powiązane dokumenty

cinając się w „nieskończoności“ z osią rzędnych, łączą się, tworząc

SS, niem iecki ekspert m edycyny lotniczej dokonuje krym in aln eg o eksperym entu, przez zam rażanie w lodow atej w odzie w ię źn ia obozu ko ncentra­. cyjnego w

Nie tylko jednak w okresie intensywnego rośnięcia organizmu zaznacza się korzystny wpływ ćwiczeń cielesnych, który może mo­. dyfikować rozwój, ale również i

obrazy typu marzeń sennych sterowane przez podrażnienia ośrodka wzrokowego (fosfeny). Zwolnienie biegu czasu.. Poczuje ona ty lk o jedno ukłucie.. zniknąć dla

4. Obaczy się, jako maszkarą jedna figura ubrana będąc, tak kunsztownie a foremnie sposobem włoskim tańcować będzie, że się ludzie kunszt

Podczas tych trzech suwów przygotowaw­.. czych w ał korbowy silnika

ją takiej dokładności. Ich temperatura ciała stosuje się w znacznej mierze do otoczenia. Gdy temperatura dookoła jest korzystna dla nich, zwierzęta są ożywione

Jednak w masie uranowej, znajdują się jedynie ślady tego pierwiastka, i praktycznie, — nie mogą być one, ani wykorzystane,( ani przechowywane. Z drugiej znów