• Nie Znaleziono Wyników

■M 3. Warszawa, d. 20 Stycznia 1889 r. Tom V III.

N/A
N/A
Protected

Academic year: 2021

Share "■M 3. Warszawa, d. 20 Stycznia 1889 r. Tom V III."

Copied!
16
0
0

Pełen tekst

(1)

■M 3. Warszawa, d. 20 Stycznia 1889 r. T om V III.

TYGODNIK POPULARNY, POŚWIĘCONY NAUKOM PRZYRODNICZYM.

PRENUMERATA „WSZECHŚW IATA."

W Warszawie: rocznie rs. 8 kwartalnie „ 2

Z przesyłką pocztową: rocznie „ 10 półrocznie „ 5

Prenumerować można w Redakcyi Wszechświata i we wszystkich księgarniach w kraju i zagranicą.

Komitet Redakcyjny stanowią.: P. P. Dr. T. Chałubiński, J. Aleksandrowicz b. dziek. Uniw., K. Jurkiewicz b. dziek.

Uniw., mag.K. Deike, mag.S. Kramsztyk,Wł. Kwietniew­

ski, W. Leppert, J. Natanson i mag. A. Ślósarski.

„W szechśw iat" przyjm uje ogłoszenia, k tó ry c h treśó m a jakikolw iek zw iązek z nau k ą, na następujących w arunkach: Z a 1 w iersz zw ykłego d ru k u w szpalcie albo jego m iejsce pobiera się za pierw szy ra z kop. 7 '/a

za sześć n astępnych razy kop. 6, za dalsze kop. 5.

A d res ZEBed-aJscyi: ^rałso-^rslsie-Frzed.m.ieście, ISTr 66.

PODOBIEŃSTWO OCHRONNE

(MIMETYZM)

U M O T Y L I .

P ow szechnie wiadomo, że zabarw ienie i ogólny pokrój zw ie rzą t stosuje się do w a­

ru nk ów ich bytu. N iektórzy badacze takie upodobnianie się zw ierząt (lo różnych przed­

miotów żyjących lub nieżyjących, tłu m a­

czyli błędnie przez w rodzoną skłonność ga­

tunku, albo.też przez w pływ k lim atu , g ru n ­ tu i pożyw ienia. D opiero przy udziale teo- ry i w yboru natu raln eg o te zagadkow e z ja ­ wiska zostały gruntow nie w yjaśnione. Szcze-

Fig. 1. Gąsienica ćmy bzowej (Uropteris sambucaria), przyjmująca postać gałązki drzewą.

Na prawo u góry motyl (ćma), pod nim, na gałązce poczwarka.

(2)

34 WSZECHŚW IAT. N r 3.

A--- ----

gólnićj w yczerpująco i z praw d ziw y m t a ­ lentem rozw inął i w ytłum aczył je A l. R.

W allace *)• W iele bardzo zw ierząt, do ro z ­ m aitych g ru p należących, posiada zdolność u k ry w a n ia się w najró żn o ro d n iejszy spo­

sób ju ż to w celu ochrony p rzed n ie p rz y ja ­ ciółm i, ju ż też dla łatw iejszego pochw yce­

nia zdobyczy. U ow adów najczęściej spo­

ty k ać się daje owo zastosow anie b arw y i kształtów zw ie rzą t do otoczenia. S k rz y ­ d ła ow adu lu b ciało gąsienicy p rzy b iera n ieraz barw ę k o ry i liści, n a k tó ry ch ow ad lub gąsienica zw ykle przebyw a, n iek ied y naw et sk rz y d ła n aśladują form ę i nerw a- cyją liści lub nierów ności kory.

P o d zw rotnikam i, j a k mówi znakom ity W allace, zn ajd u ją się tysiące g atu n k ó w owadów, k tó re podczas dnia spoczyw ają przyczepione do k o ry drzew uschniętych lu b obalonych. W iększa część ty ch owa­

dów je s t ta k d elik atn ie u p strz o n a szarym i b ru n a tn y m kolorem , a w skutek tego b a r­

wa ich ta k doskonale zlew a się ze zw ykłym kolorem ko ry , że niep o d o b n a ich odróżnić w odległości n aw et p a ru stóp. Nie b ra k podobnych p rz y k ła d ó w i pom iędzy k ra jo - wemi ow adam i. K ra jo w e chrząszcze d ro ­ bne, należące do g ru p y w ołków czyli no­

sków, k tó re p rzebyw ają n a różnych rośli­

nach, za zbliżeniem się człow ieka lu b zw ie­

rzęcia, a szczególniej za w strząśnięciem ro ­ śliną, sp adają z niej i p rz y ciąg ają do siebie nogi i rożki, k tó re doskonale ch ow ają się do zag łęb ień przeznaczonych n a ich po­

m ieszczenie; tym sposobem ow ady te leżąc sp okojnie, niby m artw e, zam ieniają się na b ry łk i ow alne, zw ykle b ru n a tn e lu b szare, k tó ry ch nie m ożna odróżnić pośród podo­

bnie zabarw ionych kam yczków lu b kaw a­

łeczków ziem i, pom iędzy któ rem i leżą n ie ­ ruchom o. W szystko to pom aga do u k ry c ia się owadów, a w ięc stanow i je d n ę z p rz y ­ czyn pom yślnie w pły w ający ch na zabespie- czenie istn ien ia g atu n k u .

M otyle czyli ow ady łu sk o sk rzy d łe, zw y­

kle św ietnie zabarw ione bogatem i kolo ram i,

') A lfred Kussel W allace, Z n aczen ie te o ry i wy­

b oru n atu raln eg o ze w zględu na naślad o w n ictw o i in n e o chronne podobieństw a zw ierząt, z ang. p rz e ­ łożył A. W rześniow ski, prof. uniw ., P rz y ro d a i P rz e ­ m ysł, 1875, N r 7—14,

łatw o staw ałyby się zdobyczą nieprzyjaciół, gdyby nie znajdow ały obrony właśnie w podobieństw ie i naśladow nictw ie ochron- nem. R o skład b arw n a m otylach dziennych i ćm ach, j a k to zauw ażył W allace, dopom a­

ga bardzo skutecznie do ochronnego podo­

bieństw a i u k ry cia się ty ch w iotkich istot.

U m otyli dziennych św ietne barw y z n a j­

d u ją się n a górnej po w ierzch ni w szystkich czterech skrzy d eł, k tó ry ch dolna pow ierz­

chnia niem al zaw sze je s t zab arw io na sk ro ­ m niej i zw ykle ciem nem i koloram i. Cmy zaś (m otyle zm ierzchow e) posiadają naj­

piękniej zabarw ioną ty ln ą tylko p arę sk rzy ­ deł, p rz e d n ia zaś p a ra je s t ciem nych kolo­

rów , często naśladujących ja k ie ś przedm io­

ty i podczas spoczynku zawsze przednie skrzy d ła za k ry w ają ty ln e. T ak i ro skład b arw je s t do wysokiego stopnia ochron­

nym , gdyż m otyle dzienne zawsze podczas spoczynku wznoszą sk rz y d ła do góry i tym sposobem zasłaniają niebespieczną świe­

tność górnćj pow ierzchni, ginąc rap tow n ie z oczu nieprzyjaciół. P rz y dokładniejszem po znaniu różnych g atunków m otyli i przy bliższem śledzeniu ich obyczajów łatw o się przek onać, że dolna pow ierzchnia skrzy d eł u m otyli dziennych, a g ó rn a u zm ierzcho­

w ych (ćm y) byw a naśladow niczą i o ch ron ­ ną. S p raw d zili to na m otylach egzotycz­

nych różni badacze, o k tóry ch w spom ina W allace. N iem niej bogatego m atery jału dt> podobnych obserw acyj, dostarczają g a ­ tu n k i euro pejsk ich i krajo w y ch naszych m otyli, tak , że każda w ycieczka na łąki, w zaro śla i lasy, może dostarczyć poucza­

ją c y c h p rz y k ład ó w . D owodem tego są ob- serw acyje podane przez p. Y. B ran d ico u rt w „L a N a tu rę ” (N r 805, 1888 r.), odnoszące się zarów no do m otyli, jak o też gąsienic i po- czw arek. D osyć często ciemna b arw a g ą­

sienic nie pozw ala ich odróżnić od gałązek i k o ry drzew a, n a którem są rosciągnięte.

S p raw d zić to możemy szczególniej na g ą­

sienicach m iernie (G eom etridae v. P h alae- nidae) zw anych tak z pow odu oryginalnego ich chodu. G ąsienice m iern ie m ają sześć nóg praw dziw ych n a p rzedn im i cztery no­

gi fałszyw e na tylnym końcu ciała, chodząc w yginają łukow ato środ ek ciała i p rz y cią­

g ają tylną część ciała do p rzed niej. M ają one szczególny zwyczaj przyczepiania się

(3)

Nr 3.

tylnem i nóżkam i do gałęzi i trzym ania cia­

ła sztyw nie w yprostow anego, w postaci ka­

w ałka drew na. W takiój pozycyi w ydają się one częścią rośliny, na którój siedzą,—

a w prow adzając w ten sposób w błąd ptak i lub owady drapieżne, u n ik ają niebespieczeń- stwa, k tóre im zagraża.

G ąsienica ćmy bzowćj (U ro p te rix sam- bucaria L.), k tó ra ma ciało walcowate, w y­

sm ukłe, b ru n a tn e z ciem niejszem i i jaśn iej- szemi prążkam i podłużnem i, gdy je s t zu­

pełnie w yciągniętą, nieruchom ą i przycze­

pioną tylnem i nóżkam i do g ałązki (pod ostrym kątem ), podobną się staje do k aw ał­

k a drew na, do suchćj gałązki bzu (fig. 1).

Z ostaje ona bardzo długo w tćj pozycyi i przez to uchodzi pogoni ptaków owado- żernych.

G ąsienice k o lo ru zielonego tru d n e są do odróżnienia od d rzew a na k tórem żyją, szczególniój, gdy to m a m iejsce n a d rz e­

wach gęsto rozgałęzionych, na k tó ry ch w szy­

stkie przedm ioty o trzy m u ją odblask zie­

lony.

T ru d n o ść odróżnienia pow iększa jeszcze nasze przyzw yczajenie, że uw ażam y zw ykle kolo r zielony za w yłączną w łasność roślin.

G ąsienica k ap u stn ik a (P ie ris brasicae), n ie ­

ruchom a i w yciągnięta w zdłuż głów nych nerw ów liścia kapusty, doskonale mięsza się z jego barw ą i mało je s t widoczna. Pospo­

lita w naszym k ra ju gąsienica ćmy (mier- nicy) brzozow śj (A m phidasis b etu laria L.), k tó ra żyje na różnych drzew ach liściastych, objadając ich liście, a m ianowicie: na bi'zo- zie, wierzbie, topoli, dębie, lipie i wiązie, posiada różne zabarw ienia, stosownie do g a ­ tu n k u drzew a, na którem przebyw a. G dy m ieszka na brzozie, p rzyjm uje barw ę kory m łodych gałązek, n a dębie je s t k o lo ru sza- ropopielatego, na wiązie szarożółtawego, na w ierzbie i topoli żółtozielonego. M otyl te ­ go g atu n k u ma sk rzyd ła białe, upstrzone

Fig. 3. Prz%dka dgbowa (Lasiocam pa quercifolia).

tylko czarnem i pun ktam i i kreseczkam i i gdy siedzi na białój korze brzozow śj je st p raw ie niedostrzegalnym .

P oczw arki są zarówno bezbronne j a k gą­

sienice i podobnież u n ik ają zagłady , dzięki barw ie ochronnój. G ąsienica p aw ik a noc­

nego wielkiego (A ttacus pavonia m ajor), w ciągu S ierpnia (we F ra n c y i) oprzędza się w kokon czyli oprzęd b ru n a tn y i tw ard y, k tó ry umieszcza na ru in ac h , m urach o b d ra- panyćh lub w szparach drzew , gdzie barw a wybornie j ą strzeże. O prócz tego, oprzęd ten je st osobliwie zbudow any, podobny do Fig. 2. C ytrynek, szakłakowiec (R hodocera rham ni),

przy jm u jąca postać liścia.

(4)

36 W SZEC H ŚW IA T. Nr 3.

sieci n a ry b y i tak urządzony, że ow ad mo­

że z niego wyjść, a nieprzyjaciel zzew nątrz do niego w ejść nie może. Si w ica (D icra- n u ra (H a rp y ia) vin u la) um ieszcza swoje oprzędy w dziuplach drzew . P ły n gryzący, k tó ry w ydziela, pozw ala jó j zm iękczać czą­

stki drzew a i kory, k tó re w łącza do sk ład u budow y swego oprzęd u w tak i sposób, że zaty k a niem i szczelinę, w której się mieści i n ad a je przez to sw em u m ieszkaniu pozór i b arw ę pnia, w k tó ry m z całym spokojem dokonyw a sw ego p rzeobrażen ia. P ew n a liczba m otyli krajow ych za całą obronę p o ­ siada podobieństw o z liśćm i, pniam i drzew lu b innem i przedm iotam i.

Sam ica c y try n k a (R hodocera rh a m n i) je s t k o lo ru zielonaw obiałego i, gd y spoczy­

w a ze w zniesionem i sk rzy d łam i, podobna je s t dosyć do liści szak łak u , n a dolnej po­

w ierzchni k tó ry ch często się trzy m a i tym sposobem unik a n iep rz y jació ł (fig. 2).

T h ecla ru b i o sk rz y d ła ch bru n atn o czar- niaw y ch z w ierzchu, a zielonkaw ych od spodu, może być p rz y ró w n y w a n ą do liści rozm aitych drzew . M otyle nocne często są podobne do zeschłych liści. P rzy to cz y ć t u ­ taj m ożna p rząd k ę dębow ą (L asiocam pa q uercifolia L . (fig. 3), k tó rą nazyw ają ta k ­ że „m artw ym liściem ” dlatego, że m a cia­

ło rude, sk rz y d ła na b rzegu ząbkow ane i tym sposobem posiada pozór zw iędłego i uschniętego liścia dębow ego. W o g ó le je st- to m otyl nocny dość duży, sam ica znacznie w iększa od samca; w spoczynku trzym a sk rz y d ła p rz ed n ie dachow ato. z pod któ ­ ry c h po bokach w yg ląd ają sk rz y d ła tylne, o brzeg u karbow anym .

P rz y k ła d y pow yżej p rzytoczone w y k a zu ­ ją j a k w ażnem i są szczegóły pow ierzch o­

wności i u b a rw ie n ia zw ierząt, ze w zględu n a ich ochronę, a często istnienie g a tu n k u zw ierzęcia może zależyć od u k ry c ia go p rzed nieprzyjacielem . S topień tej ochrony byw a różny: począwszy od prostego brak u w ido­

cznych b arw lub ogólnej zgodności z prze- w ażającem i odcieniam i n a tu ry , dochodzi on do drobiazgow ego pod o b ień stw a do ró ż­

nych części roślin.

A . S.

OGÓLNE ZASADY

W ED ŁUG

(Alfreda §assel ^allacea.

IV. Obszar etyjopski.

O b szar ten należy do najlepiej o d g ran i­

czonych i zajm uje całą zw rotnikow ą i po*

łud niow ą A fry kę, zw rotnikow ą A rab iją, M ad ag askar i n iektóre inne wyspy. N ie­

k tó rzy p rz y ro d n icy chcieliby przyłączyć doń całą S ah arę aż po g óry A tlasu, zdaje się'jed n a k , że ta część A fry k i posiada r a ­ czej faunę palearlctyczną. W każdym r a ­ zie, zanim odpow iednie stu d y ja wyśw ietlą tę niepew ną k w estyją, przeprow adzim y tym czasow o granicę obszaru w zdłuż zw ro­

tn ik a R aka, przed łu żając j ą i n a A rabiją, k tó ra niew ątpliw ie pod w zględem zoogieo- graficznym tu taj należy.

N ied o k ład n a znajom ość w nętrza A fryk i staje na przeszkodzie dobrem u podziałowi tego obszaru na p row incyje,niem niej jed n ak podział ten w ogólnych zarysach p rz ep ro ­ w adzić będziem y m ogli. C ała bezleśna czyli stepow a część A fry k i stanow ić będzie p ier­

wszą, czyli t. zw. W schodnio-A frykańską p ro w in cy ją (p. m apę w N r 28 z r. z.). Jest- to średnio w zniesiona k ra in a , p o k ry ta tr a ­ w iastą roślinnością i b uk ietam i lasów, a po­

siadająca k lim a t suchy i gorący. Na połu­

dnie od rzek i G am bii aż po 10° lub 12° sze­

rokości południow ej rosciąga się obszar l a ­ sów po drów nikow ych, stanowiący dru g ą, czyli Z achodnio - A frykańską prow incyją.

W scho dn ia j ej g ra n ic a nie je s t ściśle oznaczo­

ną, zd aje się jed n ak , że przechodzi w zdłuż zachodniej lin ii w odorozdziału górnego N i­

lu i wschodniej linii w odorozdziału rz e­

ki K ongo. P ołu dn io w a część A fry k i, od-

') Porów n. W szechśw iat z r. 1888, str. 417, 437, 469, 549, 568. W 1888 r. do N r 28 W szechśw iata b y ła też do d an a m apa, n a k tó rą powołuje sig n i­

niejszy a rty k u ł.

(Przyp. Red.)

(5)

37 graniczona na północy pustynią K a la h a ri

i doliną Lim popo, stanow i trzecią, t. zw.

P ołudniow o - A frykańską prow incyją; gdy w reszcie M adagaskar i wysepki sąsiednie utw orzą czw artą — M alagazyjską pro w in ­ cyją.

O bszar E ty jo p sk i liczy w swój faunie 44 rodzin ssących, 72 — ptak ó w , 85 — gadów, 9 — ziem now odnych i 15 —• ry b słodkow o­

dnych. Na 175 rodzin zw ierząt kręgow ych 23 je s t w yłącznie w łaściw ych tem u obsza­

row i, a zatem praw ie 1/s. Ze 142 rodzajów ssących •— 90 je st w łaściw ych, więc praw ie 2j 3j w reszcie z 294 rodzajów ptaków niem al 3/ 5, bo 179 je s t w yłącznie w łaściw ych. L i­

czby te pokazują, że obszar etyjopski po­

siada znacznie więcój właściwości, aniżeli w schodni, co głów nie przypisać należy n ad ­ zw yczaj uspecyjalizow anój faunie M ada­

gaskaru, bez którój oba obszary są praw ie rów noznaczne.

. 1. P row incyją Wschodnio - A fry k a ń sk a obejm uje, ja k to pow iedzieliśm y wyżój, ca­

łą otw artą część A fry k i na południe od zw ro­

tn ik a R aka. Z w yjątkiem wąskiego pasa na w schodniem pobrzeżu, oraz dolin N igru i N ilu, je stto po większój części k ra in a fali­

sta, w zniesiona na 1000' do 4000', tylko we wschodniój części ro sciągają się wyżyny A bissynii, wysokie średnio na 16000'. Ten system gór ciągnie się k u południow i, gdzie się kończy w yniosłem i szczytami K enia (18000') i K ilim an d żaro (20000'). P raw ie cała ta k ra in a je s t bezleśna, p o k ry ta p rz e ­ w ażnie roślinnością traw iastą z domięszką krzew ów kolczastych i rzad k ich bukietów drzew . L a sy ciągną się tylko po obu sk ło ­ nach (w schodnim i zachodnim ) gór Abis- syńskich, oraz na p obrzeżu M ozambickiem od Z anzibaru do Sofali,

P o d w zględem zoologicznym cała ta og ro ­ m na p rzestrzeń , k tó rą ujęliśm y pod nazw ą prow incyi W schodnio-A frykańskiój, posiada faunę bardzo jed n o litą , a w iele form zaj­

m uje przestrzeń od S enegalu do A bissynii, lu b od A bissynii do Zam bezi; n iek tó re n a­

w et j a k d zik afrykański (P h aeochaeru s ae- thiopicus) pom iędzy ssącemi, lu b k raska (C o ry th o rn is cyanostigm a), sikora (P arus leucopterus) i inne pom iędzy ptakam i są rossiedlone w G am bii, A bissynii oraz A fry ­ ce południowo-wschodniój. W ogóle jed n ak

prow incyją ta je st najm niój charakterysty­

czną ze w szystkich czterech i raczój odróż­

nia się negatyw nem i cechami, to je s t bra­

kiem typow ych form etyjopskich, aniżeli znajdow aniem się'J form właściw ych. Tych ostatnich je s t liczba nieznaczna a i to p r a ­ wie w szystkie posiadają m ały rejon roz­

mieszczenia i ograniczają się przew ażnie do wyżyn Abissyńskich.

Ssących liczy ta pro w in cy ją kilka ro d z a­

jó w właściwych, ja k T heropithecus (m ałpa), P etro d ro m u s i R hynchocyon (z owadożer- nych); rodzaj antylopy abissyńskiój (Neo- trag us) i k ilk a jeszcze. Z innych czw oro­

nogów bardziój szerokiego rozmieszczenia charakterystycznem i dla niój są różne ro ­ dzaje antylop (O ryx, Kobus, H ip po tragu s i inne), dalój żyrafy, nosorożce, hyjeny i niektóre wielkie koty. P ta k ó w ty lk o dwa rodzaje są właściw e tój prow incyi (H ypo- colius i B alaeniceps). T en ostatni należy do ptastw a błotnego i odznacza się niepo­

m iernie wielkim , szerokim dziobem. P od względem system atycznym zbliżonym je st do bocianów . Z gadów spotykam y tu ty l­

ko trzy rodzaje właściwe; z ryb zaś słodko­

w odnych ani jednego.

2. Prow incyją Zachodnio - A fr y k a ń s k a obejm uje w ielki obszar lasów, ciągnących się na po łud nie rzek i Gambii. P ółnocna granica biegnie praw ie rów nolegle z połu­

dniow ym brzegiem S ah ary aż po góry two­

rzące źródła górnego N ilu. W schodnia g ra ­ nica idzie stąd poprzez liniją w odorozdziału między Oceanem A tlantyck im i Indyjskim aż po 11° szer. południow ój. S tąd skręca n a zachód do pobrzeża zachodniego.

Ssących posiada prow incyją Zachodnio- A fryk ańsk a osiem właściw ych rodzajów , spomiędzy któ ry ch najw ybitniejszym je s t T roglodytes, do którego należą w ielkie an- tro po id aln e m ałpy— go ry l i szym pans. T ru ­ dno też pom inąć małe jelen io w ate stw o rze­

nie, należące do rodzaju H yom oschus, z ro ­ dziny T ra g u lid a e , w łaściw ój obszarow i wschodniemu; wreszcie bardzo osobliwy A nom alurus podobny zew nętrzn ie do pola- tuchy, z którą je d n a k nie je s t bespośrednio spokrew niony.

W łaściw ych ro dzajów p tak ó w spotykam y tu dwadzieścia k ilk a , spom iędzy których zasługuje na w zm iankę dzioborożec (Bere-

(6)

r 38 W SZECH ŚW IA T.

nicornis), należący do m alajskiój rodzin y B ucerotidae. W ogóle zw rócić należy u w a ­ gę, że zarów no pom iędzy ptak am i, ja k i ssą- cemi spotykam y pew ien p ro c e n t typów i n ­ dyjskich, a raczój m alajskich. T o samo da się pow iedzieć o gadach i ziem now o­

dnych, k tó re rów nież o kazują często p o ­ krew ień stw a ze w schodnio - indyjskiem i.

B ardzo ciekaw em je s t znajdow anie się tu dw u rodzajów węży (D ryiop his i D ipsado- boa), należących do fau n y zw rotnikow ej A m eryki.

T rz y w yspy,leżące w zatoce G w inejskiój, należą do tój prow incyi, a m ianow icie F er- nando-P o, w yspa K siążęca i w yspa ś-go Tom asza. F e rn a n d o -P o , ja k k o lw ie k b a r­

dzo blisko ląd u położona, liczy w swój fau ­ nie znaczny p rocent form w łaściw ych sobie.

To je d n a k uspecyjalizow anie je st zapew ne pozornem i pochodzi stąd p raw dopodobnie, że w spom niana w yspa je s t doskonale z b a ­ dana, gdy przeciw nie sąsiednie pobrzeże było m ało dotychczas eksplorow ane. Z n a j­

dow anie się na niój tak ich ssących ląd o ­ w ych, ja k lem urów , h yraxów i w spom nia­

n y ch u p rzednio w iew iórek (A n o m alu ru s) w skazuje, zdaje się, że F e rn a n d o -P o była p rz ed niedaw nym czasem połączona z lądem .

W y sp a ś-go Tom asza, od leg ła o 150 m il od ląd u stałego, nie posiada w cale ssących, a z 30 gatunków p ta k ó w —6 nie spo tyka się gdzieindziej. W reszcie w yspa K siążęca, p rzedzielona 100-m ilow ą p rz estrze n ią od pobrzeża, liczy w swój faunie około 40 g a ­ tunków ptaków , a m iędzy niem i 7 w y łą­

cznie tu spotykanych . Ssących b ra k na niój, podobnie ja k na poprzedniej w yspie.

O sobliw ością je s t b ra k zu p ełn y n a wyspie K siążęcej ptaków drap ieżn ych, k tó re obfi­

tu ją n a dw u innych. B ra k ten W allace przypisuje w ielkiej liczbie p ap u g siw ych (P sittacu s erith a cu s), k tó re podobno o d p ę­

dzają w szelkie ptactw o drapieżne.

3. Prowincyja P ołudniow o - A fry k a ń sk a stanow i najbardziej w ybitn ą część całej A f­

ry k i, chociaż dla b ra k u n a tu ra ln y c h zagró d tru d n o je s t oznaczyć ścisłe jój granice. Z d a­

je się, że najw łaściw szą b y ło b y rzeczą zam ­ knąć j ą od północy p u stynią K a la h a ri i do­

liną rzeki Lim popo, a tym sposobem Ca- p lan d i N atal będą stanow iły tę p row in cy - ją . P o d w zględem botanicznym je s tto n a j­

ciekaw szy zakątek św iata, gdyż nigdzie indziej nie spotkam y n a odpow iedniej prze­

strzen i takiego nagrom adzenia rodzajow i g atu n k ó w właściw ych, j a k w tym k aw ałku A fry k i południow ój. Zdaw aćby się mogło, że podobna specyjalizacyja, flory pociągnie za sobą rów ną sam odzielność fauny, lecz zw ierzęta wogóle m niej są czułe n a w p ły ­ wy k lim atu i g ru n tu , niż rośliny, a łatw y dostęp z sąsiednich obszarów afrykańskich spow odow ać m usiał inw azyją form bardziój ku północy osiedlonych. A by więc bes- stron nie sądzić o faunie p row incyi P o łu ­ dniow o - A fry kań skiej m usim y n a chwilę zapom nieć o tój osobliwej specyjalizacyi jój flory.

Niem niej jed n ak część ta A fryki posiada najw ięcój właściw ych sobie ssących ze w szystkich trzech prow incyj lądow ych ob­

szaru etyjopskiego, pomimo, że zajm uje najm niejszą przestrzeń. Spotykam y tu je- dnę całą rodzinę (C hrysochloridae, czyli złote k re ty ), zam ieszkującą w yłącznie po­

łudniow y k ą t A fryk i. W ogóle część ta li­

czy 18 rodzajów zw ierząt ssących, niespo­

tyk anych gdzieindziój. P ta k ó w posiada nie mniój ja k 12 rodzajów właściw ych, a m iędzy niem i odróżnić należy rodzaj Geo- colaptes, oznaczający dzięcioła ziemnego, zbliżonego do form y am erykańskiej. W re ­ szcie p row incy ja P o łu d n io w o -A fry k a ń sk a posiada 4 rodzaje właściw e węży; 10 ro d z a­

j ó w — ja sz c z u re k (m iędzy niem i rodzaj C ham aesaura, stanow iący osobną rodzinę C ham aesauridae); 4 rodzaje ziem nowodnych i jed en rodzaj ry b słodkow odnych. O wady są tu także bardzo bogato reprezentow ane przez ro d zaje w łaściw e, n a dowód czego przytoczyć m ożna, że samych koziorożców (L ongicornia) liczy 67 rodzajów , niespoty­

kanych w innych prow incyj ach, co tem dziw niejszem w ydać się musi, że okolica w m owie będąca je s t po większój części bezleśną, gdy w spom niane owady przew aż­

nie zam ieszkują lasy.

W ogóle fauna prow incyi P ołudniow o- A fry k ań sk iej p rzy całej swój specyjalizacyi w ykazuje w w ielu razach pokrew ieństw o z form am i obszaru w schodniego, a szczegól­

niej prow incyi M alajskiój, gdy jed n o cze­

śnie w ystępują tu n iek tó re ty py a u s tra lij­

skie i am erykańskie.

(7)

Do obszaru etyjopskiego zaliczyć należy wyspy: Ś-ój H eleny i T ristan d ’A cunha.

P ierw sza z nich leży o 1000 mil na zachód od A fry k i i pod 16° szerokości południow ej.

P rz e d dw ustu laty wysepkę tę pokryw ały przepyszne lasy, które uległy zniszczeniu od chw ili, kiedy w prow adzono kozy. W sku­

tek tego fauna je j nie p rzedstaw ia dziś ża­

dnego interesu, gdyż w iele form w łaści­

w ych zginąć m usiało w raz ze zniszczeniem lasów. Jed y n ie ow ady i muszle lądowe ocalały w znacznej części, a badanie ich w skazuje przedew szystkiem powinowactwo z formami etyjopskiem i; zatem idą niektóre g atu n k i typ u palearktycznego, a wreszcie pew ien procent spokrew nionych z m ieszkań­

cami wysp A tla n ty k u północnego. Oprócz tego znaczna część owadów, w edług zdania p. W ollastona, je s t w yłącznie w łaściw ą tćj wyspie.

M ała w ysepka T rista n d A c u n lia leży pośrodku O ceanu, m iędzy przylądkiem D o­

brej N adziei i ujściem L a P la ty , nieco j e ­ d n a k bliżój pobrzeża afrykańskiego. S po­

tykam y tu cztery g atu n k i właściwe ptaków , z który ch je d e n nie posiada żadnego wybi­

tnego p o krew ieństw a z formami innych ob­

szarów , d ru g i zbliżonym je st do gatunku europejskiego, trzeci należy do rodzaju afrykańskiego, a czw arty, opisany niedaw no ja k o now y rodzaj w róbla (Nesospiza acun- hae) zdaje się posiadać ty p am erykański.

Tego rodzaju różnolitość fauny ornitolo­

gicznej uniem ożliw ia pom ieszczenie w ysep­

ki T ris ta n d’A cu n h a w którym kolw iekbądź z obszarów zoogieograficznych; zaliczam y j ą je d n a k do etyjopskiego, gdyż n atu raln ie

idzie po w yspie S-ój H eleny.

4. Prow incyja M alagazyjska należy do najciekaw szych okręgów zoogieograficz­

nych. M a ona podobne znaczenie w zglę­

dem ląd u afrykańskiego, ja k A n ty lle w zglę­

dem A m eryk i, lub N ow a-Z elandyja w zglę­

dem A ustralii, lecz przew yższa obie te g ru ­ py bogactw em form właściw ych. Zalicza­

my tu przedew szystkiem M adagaskar, a ta k ­ że rozrzucone wkoło niego w yspy, zw ane M askareńskiem i, to je s t M auritius, B our- bon, R odriguez, w yspy Seszelskie i Ko- m orskie.

M a d a g a sk a r je st w yspą pierw szej klasy, m ającą 1000 m il długości i średnio 250

m il szerokości. O ddziela ją od stałego lą ­ du k an a ł szeroki n a 230 mil; szerokość ta zm niejszy się do 160 m il jeżeli odetniemy mielizny, rosciągające się na zachodniem pobrzeżu wyspy. M adagask ar je s t wyspą górzystą, o całej środkow ej części bezle­

śnej. M iędzy pobrzeżem i tą o tw artą wy­

niosłą częścią ciągną się w spaniałe lasy zw rotnikow e, będące ojczyzną najw iększój części typow ych form m adagaskarskich.

Z 40 rodzin ssących lądow ych, ja k ie za­

siedlają A frykę, M adagaskar, posiada tylko 11 reprezentantów ; lecz zato 3 rodziny i 20 rodzajów są w yłącznie właściwe tem u dy­

stryktow i, a wszystkie g atu n k i w liczbie 65 (z w yjątkiem może jedn ego lub d w u g atu n ­ ków nietoperzy) spotyka się je d y n ie n a M a­

dagaskarze. F au n a terologiczna (ssących) ch a rak tery zu je się bogactw em lem urów i ow adożernych. L em u ry znane są nadto z zachodniego pobrzeża A fryki, z In dy j P o ­ łudniow ych i z M alajów . Są to widocznie resztki prastarej g ru p y , k tó ra niegdyś za­

siedlała znacznie większą p rzestrzeń , gdyż spotykam y ją w pokładach eocenicznych w A m eryce północnej i w E uropie.

P rz y tem wszystkiem u derza nas b ra k na M adagaskarze ch arak tery sty czn y ch czwo­

ronogów afrykańskich, ja k m ałpy, wielkie koty, antylopy, słonie i nosorożce, co w sk a­

zyw ać się zdaje, że M adagaskar tw orzył część południow o-afrykańskiego lądu w b a r­

dzo odległych czasach, zanim wspom niane tylko co zw ierzęta zdołały się tam dostać.

Znajdow anie się n a M adagaskarze szcząt­

ków hipopotam a, współczesnego strusiow a- terou A epiornisow i, oraz obecność żyjącej dziś jeszcze świni z afrykańskiego 1’odzaju P otam ochaerus objaśnia się poniekąd oby­

czajam i ty ch zwierząt, dla których możli- wem je s t przepłynięcie szerokich odnóg morza.

P o d względem specyjalizacyi avifauny M adagaskar należy do najbo gatszych zak ąt­

ków świata. Dość je st pow iedzieć, że p o ­ siada 33 właściwych rodzajów (z nich nie­

k tó re spotyka się n a w yspach M askareń- skich), a na l l l g atu n k ó w ptakó w lądo ­ w ych, zasiedlających tę wyspę, tylko 12 zam ieszkuje sąsiedni k ontynent. Zw rócić należy uw agę na tę okoliczność niezm iernie ciekaw ą, że żadna z wyłącznych afry k ań ­

(8)

40 W SZECH ŚW IAT. Nr 3.

skich ro d zin ptaków nie p o siad a' swych r e ­ p re zen tan tó w n a M adagaskarze, a z d r u ­ giej strony spotykam y tu liczne ro d zaje ty p u w schodnio - indyjskiego lub m alaj- skiego.

Z najdow anie się n a M adag ask arze ta k licznych i ta k dalece uspecyjalizow anych form , że klasyfikacyja ich stanow i n ieraz wielką, trudność dla zoologów , w skazuje, że w yspa ta je s t bardzo starą, i od bardzo d a­

w na odosobnioną. P rzy puszczać n adto m o­

żna, że je stto re sz tk a daw nego ląd u , lub bardzo w ielkiej w yspy, na k tó rej podobnie urozm aicona fauna rozw inąć się m ogła.

W yspy M askareńskie dzielą do pew nego stopnia osobliwości sąsiedniego M adagask a­

ru. O drzuciw szy n ieto p erze, w yspy te nie posiadają żadnych ssących, a w y jątek sta ­ now ią w yspy K om orskie, na k tó ry c h za­

m ieszkuje pew ien w łaściw y im le m u r (L e ­ m u r m ayottensis) i w łaściw y g atu n ek cyw e- ty (V iv erra). P ta k i są p rzew ażn ie typ u m adagaskarskiego lu b afrykańskiego . P o ­ m iędzy gadam i spoty k am y ty p y a fry k a ń ­ skie, indyjskie, au stralijsk ie, a n a w e t am e­

ry kańsk ie. To samo, lecz w jeszcze w yż­

szym stopniu da się pow iedzieć o ow adach M ad a g ask aru i w ysp M askareńskich, z tą je d n a k różnicą, że ro zm aite ro d ź m y o w a­

dów o k azują różne pokrew ieństw a. I ta k w rodzin ach C etoniidae i L am iid ae p rz e ­ w aża pierw iastek afry kański; pom iędzy C i- cin dellid ae •— p ołudn iow o - am erykański;

w rodzinie C arabidae — w schodni, gdy n a ­ reszcie w rodzinach C eram bycidae i B u p re - stid ae w pływ afry k ań sk i zdaje się ró w n o ­ ważyć z obcokrajow ym .

S łów k ilk a należy w spom nieć o bardzo ciekaw ej faunie zaginionej, którój p rz ed sta­

wiciele żyli jeszcze nie w iele w ięcej j a k p rzed stu laty. N a jw y b itn iejszy m b y ł D o­

do z wyspy M aurycego (D idus ineptu s), zbliżony do gołębi, g d y jed n o cześn ie n a w y­

spie R odriguez zam ieszkiw ał b lisk i rodzaj Pezophaps. O prócz tego znane są szczątki dw u w odników n ielo tn y ch i czap li o k r ó t­

k ich bardzo skrzydłach (A rd ea m egacep ha- la). Z M ad ag ask aru znane są szczątki ol­

brzym iego strusia (A ep iornis). W reszcie na w yspach R o driguez i M aurycego odk ry to aż pięć gatunków , olbrzyw ich żółwi zbliżo­

nych bardzo do tych , ja k ie się dziś jeszcze

sp o ty k ają n a m aleńkiej wysepce A ldabrze, położonej na północ od Seszellów.

N a zakończenie słów k ilk a powiedzieć m ożna o p rzypuszczalnej historyi obszaru etyjopskiego, do czego posłuży nam zarówno rozm ieszczenie obecne zw ierząt afrykańskich j a k i znajom ość paleontologii epoki trzecio ­ rzędow ej. W iadom em je s t, że w n a jd a ­ w niejszych czasach tej epoki obszerne m o­

rze ciągnęło się od zatoki B engalskiej aż k u wyspom B ry ty jsk im , dzieląc dw a wiel­

kie lądy, to je s t paleark ty czn y , obejm ujący część dzisiejszój E u ro p y i A zyi, oraz a fry ­ kański, obejm ujący dzisiejszą środkow ą i p o łu dn io w ą A fry kę. T en o statn i roscią- gał się praw d op od ob nie daleko n a wschód ku A u stra lii, oraz na zachód k u A m eryce południow ej, o czem św iadczą liczne w y­

sepki i rafy podm orskie. M ad ag ask ar i w y­

spy M askareńskie stanow iły podówczas część tego w ielkiego południow ego ko n ty ­ nentu. Zbliżenie ta k ie bi-zegów afry k ań ­ skich do A u stra lii i A m ery k i objaśnia nam znajd ow anie się w tój części ziemi ptaków stru sio w aty ch, gdyż podówczas nie istn iały jeszcze n a południow ym kontynencie w ięk­

sze drap ieżn ik i, któ reb y j e m ogły wyniszczyć a przew ażać się zdaw ał ty p lem urów , bez­

zębnych i ow adożernych. Jednocześnie zaś n a północnym kontyn encie obfitowały ju ż m ałpy i n iektóre w ielkie czw oronogi. Z d a­

je się, że pierw sze połączenie dw u k o n ty ­ nentó w odbyło się na południku dzisiejsze­

go T u n isu , gdyż tęd y ku jezio ru C zad cią­

gnie się w ielkie płaskow zgórze Saharskie;

w tedy to praw dopodobnie dostały się na k o n ty n en t p ołudniow y takie czworonogi j a k słoń i nosorożec. P rzy pu szczać je d n a k można, że połączenie to istniało stosunkowo kró tk o i że A fry k a zasiedloną została wyż- szemi czw oronogam i, ja k antylopy, k oty etc. przez dzisiejszą S y ry ją i pobrzeża m o­

rza C zerw onego w znacznie późniejszym czasie.

Jednocześnie ważna zm iana zachodziła na p ó łk u li p o łu dn iow ej. W ielk i ląd p o łu ­ dniow y za n u rza ł się pow oli pod morzem;

n ap rzó d oddzieliły się od k o n ty n en tu afry ­ kańskiego wyspy M askareńskie, zanim ląd afrykański zasiedlonym został przez zw ie­

rzęta drapieżne. W k ró tc e potem , gd y ju ż n ajruchliw sze z nich dosięgły M adagaskaru,

(9)

oddzieliła się od lądu ta w ielka w yspa i d la­

tego spotykam y tu kilka rodzajów cywet.

D zięki zupełnem u brakow i większych zwie­

rz ą t d rapieżnych rozw inęły się tu formy tak niedołężne ja k np. dodo (Didus).

Tój to daw nej izolacyi M adagaskaru przy­

pisać należy znajdow anie się na nim nie­

których typów am erykańskich, a nie bespo- średniem u połączeniu tój wyspy z lądem A m eryki. N iektóre g ru p y zw ierząt zam iesz­

kiw ać m ogły całą ówczesną półkulę połu­

dniow ą, zatem A m erykę, A fry k ę i A u stra- liją, które, jeżeli nie były połączone ze so­

bą, to przynajm niej bardzo zbliżone. G dyje- d nak fauna paleark ty czn a skutkiem nowego połączenia lądów w dzierać się zaczęła do A fry k i, w ielu m iejscowych mieszkańców w yginęło pod w pływ em ryw alizacyi, gdy na M adagaskarze lub w A m eryce południo­

wej u trzym ać się one m ogły po dziś dzień, gdyż nowi przybysze mieli tam przystęp zam knięty.

W ytłum aczyć też sobie możemy b rak niedzw iedzi i je le n i w A fryce zw rotnikow ej.

Zarów no je d n e ja k i dru g ie z tych zw ie­

rz ą t nie mogą istnieć w okolicach bezleś­

nych. O tóż droga, ja k ą się form y palear- ktyczne dostały na ląd afrykań ski odzna­

czać się m usiała, podobnie ja k i dzisiaj, w ielkiem i przestrzeniam i pustyniow ego lub stepowego ch a rak teru , k tó ręd y m ogły w ę­

drow ać takie zw ierzęta, j a k antylopy lub w ielkie koty, lecz niedźw iedzie i jelen ie m iały tu przystęp zup ełn ie zam knięty.

J a n Sztolcman.

0 PLASTYCZNOŚCI LODU

I O R U C H U L O D N I K Ó W .

Ze zjaw isk, ja k ie uw adze naszej n astrę­

czają lodniki, najosobliw szym zapew ne je st ich ruch w łasny, posuw anie się ich wzdłuż dolin, k tó re w ypełniają. M ieszkańcy gór okoliczność tę znali ju ż daw no, przedm ioty bowiem pozostaw ione w górnych częściach lodnika znajdow ano następnie u jego spo­

du; ścisłym wszakże badaniom i dokładnym

pom iarom tego ru chu początek dali dopiero w ro k u 1840 Agassiz i W ild , a za nimi poszli F orbes, Schlagintw eit, T yndall, Pfaff, F o rel, R ich ter i wielu innych. Osadzano w lodnikach pręty i k o łk i i z obu brzegów śledzono ru ch ich p rz y pomocy dokładnych gonijom etrów . T ą d ro gą poznano, że bieg lodu odbywa się w sposób podobny, ja k p rą d wody w rzece: ruch szybszy je s t p o ­ środku aniżeli po brzegach, szybszy na po­

w ierzchni aniżeli na dnie. W pobliżu b rz e ­ gów niekiedy je s t praw ie niedostrzeżony, czasami znów wzmaga się tak, że szybkość jeg o w yrów nyw a trzeciej części szybkości, ja k a ma miejsce na linii środkow ej. Róż­

nic tych dowodzą sm ugi pyłu, pokryw ające pow ierzchnię lodowca, mające postać linij języ ko w ato się ciągnących. Szybkość r u ­ chu wzmaga się w wąwozach, słabnie w ros- szerzeniach dolin i n a dobę wynosi od 0,025 do 1,25 m etra. P ręd ko ść biegu wiel­

kich rzek przechodzi w ogólności 1 m etr na sekundę, je s t przeto conajmniój 70000 razy znaczniejszą.

Ruch lodników je s t stateczny, odbyw a się bez przerw y, śledzić go m ożna każdego dnia i każdej godziny. Zależy on od tem ­ p eratu ry ; je s t w ogólności szybszy w cie­

plej szój porze roku, w olniejszy w zim niej­

szej, w stosunku dochodzącym do 4 :1 ; d o ­ k ład n ie je d n a k zależności m iędzy szybko­

ścią tego ruchu a tem p eratu rą u jąć nie zdo­

łano.

Nie b rak ło oczywiście usiłow ań, by wy­

jaśnić to osobliwe płynięcie ciała stałego;

H eim w swym „podręczniku nauki o lodn i­

k a c h ” wym ienia czterdziestu siedm iu bada­

czy, k tó rzy ogłaszali lub rozw ijali teo ry je ruch u lodników . O bjaw y tego ru c h u w ska­

zują, że lod n ik przy posuw aniu się swojem zachowuje się ja k ciało plastyczne, j a k sm o­

ła lub wosk, — byłoby p rzeto rzeczą n a j­

prostszą przyjąć, że i lód je s t ciałem p la- stycznem . Pospolite wszakże d ostrzeżenia opierają się takiem u przypuszczeniu, b ry ły bowiem lodowe przed staw iają się ja k o ciała zupełnie sztyw ne i nie okazują zgoła p la ­ styczności; należało więc szukać innych tłum aczeń.

Nie m am y p o trzeby w szystkich tu p rzy ­ taczać, u stąp iły bow iem wobec teóryi po- legającej n a zależności tem p eratu ry topie-

(10)

42

nia się lodu od ciśnienia. Poniew aż lód, przechodząc w stan ciekły, zm niejsza swą, objętość, w yw nioskow ał stąd Jam es T h o m ­ son, że p u n k t topliw ości lodu zniża się, gdy lód poddany je s t ciśnieniu, opad a m ianow i­

cie niżój zera o 0,0075° C na atm osferę; pod ciśnieniem zatem dziesięciu atm osfer lód topi się w tem p eratu rze —0,075°, a dla obniżenia p u n k tu je g o topliw ości do — 0,1°

po trzeb a w yw rzeć nań ciśnienie cz te rn astu atm osfer.— Otóż, lo d n ik i m ają w ogólności tem p eratu rę bliską zera; lód ten przeto w i­

nien topnieć w m iejscach, gdzie ciśnienie je s t znaczniejsze, a pow stająca stąd woda krzepnie dalej w lód, k tó ry spaja się z m a­

są istniejącą przez p rz y m a rza n ie czyli re- gelacyją, — zjaw isko, k tó re było p rzed m io ­ tem badań F a ra d a y a , H elm holza, T y n d a lla , P fa u n d le ra i k tó re wiąże się z wyżój p rz y ­ toczoną w łasnością lodu obniżania p u n k tu topliw ości pod ciśnieniem .

T łum aczenie to w szakże nie je s t wolne od trudności. T opienie bow iem w ym aga n a k ła d u ciepła; skoro więc lód pod ciśnie­

niem zaczyna się topić, po ch łan ia ciepło otaczającej masy, te m p e ra tu ra się zniża i cały proces się p rz ery w a , zanim zd o łał się rozw inąć. N ależałoby chyba przypuścić, że ciepło dopływ a i z dalszych okolic lo- dnika, czego w szakże niedopuszcza złe przew odnictw o lodu. N adto, przenoszenie się wody poniżej lo d n ik a n ap o ty k a rów nież przeszkody, przekonano się bow iem , że lód je s t dla wody p rz en ik aln y , a F o re l w ro ­ ku 1887 okazał, że w oda zatrzy m u je się w szczelinach w łoskow atych n a w ierzchniej pow łoce lodu.

T e o ry ja więc ru c h u lodników stanow czo dotąd ustaloną nie została, a d y sk u sy je n ad tym przedm iotem nie zam knęły się jeszcze.

W ostatnich m ianow icie czasach w ystąp iły znów poglądy, że ru ch ten przy p isać należy nie rzekomój, o ja k ie j d otąd b y ła m owa, ale istotnej plastyczności lodu. A b y w szak­

że tłum aczenie to m ogło być uzasadnionem , trz e b a było plastyczność lodu okazać drogą dośw iadczalną w praco w n i. W idzieliśm y wyżej, że ta rzekom a plastyczność lodu, po- legająca n a jego topieniu i p rz y m a rz a n iu , dokonyw ać się może tylko w tem p eratu rze nieznacznie niższej od zera, do zniżenia bowiem p u n k tu topliw ości lodu o 1° trzeba

Nr 3.

ju ż ciśnienia bardzo znacznego; gdyby zaś dośw iadczenia w ykazały, że lód i p rzy k il­

ku stopniach niżej zera posiada p lasty cz­

ność rzeczyw istą, niepodobnaby przeczyć, że musi on być tem bardziej plastycznym w punkcie topliw ości. O tóż w samój rz e ­ czy n iek tó rzy eksperym entatorow ie, ja k M atthew s, B ianconi, Pfaff, A itken , w yka­

zali plastyczność lodu o k ilk a stopni poni­

żej zera; dośw iadczenia swe wszakże p ro ­ w adzili po większej części przez zginanie prętów lodow ych, w tym zaś razie objaw y są zb y t zawiłe, aby w pływ ciśnień na w y­

dłużanie lodu dokładnie u jąć było można.

N adto, nie posługiw ali się oni zgoła lodem z lodników pochodzącym .

T a k się rzeczy m iały, gdy p rzed dwom a la ty rospoczął swe dośw iadczenia d r M ain w wiosce St. M oritz w szw ajcarskim k an ­ to nie G raub iin dten, w słynnej dolinie E n - gadiny. P o b y t zimowy w wysoko w zn ie­

sionej miejscowości przedstaw ia szczególne u łatw ien ia dla badań nad tym przedm iotem ; w ciągu bow iem G rud nia, Stycznia i L u te ­ go liczyć można n a ustaw iczny praw ie m róz, a w izbie, znajdującej się w północ­

nej części dom u i której okna pozostają otw arte, te m p e ra tu ra rz ad k o wznosi się po­

n ad p u n k t m arznięcia wody. D r M ain za­

m ierzył nietylko ro sstrzyg nąć kw estyją co do istn ien ia plastyczności lodu, ale p rag n ął n adto oznaczyć d okładnie je j stopień w róż­

nych w aru n k ach ciśnienia i tem peratury.

W tym celu postano w ił poddać lód w ycią­

g an iu przez obciążanie, ta bowiem droga dla dokład ny ch oznaczeń daleko je s t ko rzy ­ stniejszą, aniżeli in n e sposoby stosow ania ciśnień, a zarazem w olną je s t od ubocznych zaw ikłań. U ciskanie, n ap rzy k ład , wywie­

ra n e n a końce p rę ta lodowego skrzyw ia go i m am y do czynienia ze złożonym stekiem różnych przekształceń. Jeżeli zaś p rę t je s t ta k dalece k ró tk i i gruby, że skrzy w ien ie nie n astąpi, to znów skurczenie go jest zb y t drobne, aby je dokładnie zm ierzyć m o­

żna było.

P rę ty lodow e używ ane do dośw iadczeń urab ian e były w form ach w postać w alco­

wą, a z obu końcam i takiego walca spojone z nim były przez przym arznięcie rosszerze- nia stożkowe, otoczone odpow iedniem i osa­

dam i żelaznem i, ciśnienie zaś w yw ierane

W SZECH ŚW IA T.

(11)

było za pośrednictw em tych osad. O d cza­

su do czasu oznaczano dokładnie odległość obu stożków, co przekonało stanowczo, że lód je s t plastyczny w każdej tem peratu rze wyższej nad — 6°. N astępnie jed n ak , aby usunąć w pływ możliwego skręcenia stoż­

ków, m ierzono odległości dwu znaczków papierow ych, naklejonych do samego p ręta walcowego, a te ostatnie pom iary w ykazały, że p r ę t lodow y w ciągu trzech dni w ydłu­

żył się w stosunku 0,02 m ilim etra na godzi­

nę i na długość 10 centym etrów , gdy tem ­ p e ra tu ra statecznie pozostaw ała niższą, od

2° .

D r M ain p ra g n ą ł dośw iadczenia p ro w a­

dzić dalój ubiegłej zimy, stan je d n a k zdro­

w ia p rzeszkodził pobytow i jego w St. Mo- ritz, dlatego przekazał te prace pp. Jam es C. Mc C onnel i D u dley A. K idd, pozosta­

wiwszy im w szystkie swe przyrządy, K o ­ rzy stając z dro g i w ten sposób utorow anej, p rzeprow adzili oni d łu g i szereg dośw iad­

czeń, któ ry ch szczegółowy opis zamieścili w spraw ozdaniach „B oyal Society”, a świe­

żo dokładną treść tej p ra cy ogłosili też w „ N atu rę”, skąd przytaczam y główne re ­ zultaty.

N ie możemy wszakże pominąć i samego sposobu p row adzenia tych doświadczeń.

A b y w ydłużenie p rę ta lodow ego dokładnie m ierzyć m ożna było, trze b a było oznaczyć na nim dw a w yraźne p u n k ty , co uzyskano zapomocą dw u ig ieł osadzanych w pręcie w pobliżu obu jeg o końców . D o m ierzenia odległości obu igieł posługiw ano się począt­

kow o katetom etrem , dla uchw ycenia w szak­

że ta k drobnych w ydłużeń, ja k ie p rz y do­

św iadczeniach tych w ystępują, okazał się on p rz y rzą d em niezadaw alającym , dlatego eksperym entatorow ie zastąpili go układem lekkich drążków , którego urządzenie p rz ed ­ staw ia załączona rycina.

K ó łk a a i b w skazują igiełki osadzone

W lodzie, k tó ry ch odległość w różnych do­

św iadczeniach zm ieniała się od 12 do 20 cm, cdef je stto skrzyw iony dru cik żelazny, ucze­

piony u pręcika m, ściśle połączonego z igiełką a; d ru c ik ten stanow i skazówkę czyli in d y k ato r i za pośrednictw em n itk i, uczepionej doń w punkcie e, połączony je s t z drążkiem d rew n ianym h, zawieszonym na nitce n. U drążka tego zaw ieszony je s t

z drugiej strony ciężarek k, in dyk ator wszakże pod jego działaniem podnosić się w górę nie może, pow strzym yw any jest bo­

wiem przez drucik dg, k tó ry się na nim w spiera w punkcie d, a drugim swym koń­

cem połączony je s t z dolną igiełką b. K o­

niec i n d y k a t o r a / przy p ad a wreszcie obok skali papierow ej l, podzielonej na m ilim e­

try i nalepionej na zw ierciadełku p . D zia­

łanie tego u k ład u drążków je s t jasn e,— gdy

w skutek w ydłużenia lodu odległość igiełek a i b w zrasta choćby nieznacznie, koniec in ­ dykatora przesuw a się w yraźnie i ru ch jego na skali łatw o odczytać można, sk ąd znane w ym iary in dy katora p ozw alają obliczyć drobne oddalenie igiełek czyli w y dłużenie się pręta lodowego.

G dy p rzy pomocy tego p rz y rz ą d u pp. Mc C onnel i K id d do dośw iadczeń sw ych p rzy ­ stąpili, zdziw ieni zostali zachow aniem się ju ż pierw szego, użytego przez nich p r ę ta lodowego; w brew bowiem rezu ltato m o się­

gniętym przez ich p o p rz ed n ik a d ra M aina, p rę t ten o pierał się w szelkiem u w ydłużeniu.

(12)

u W SZECH ŚW IA T. Nr 3.

P rzy c zy n y tćj niezgodności szukać było trzeb a oczywiście w n a tu rz e samego lodu, a bliższa uw aga pozw oliła j ą ry c h ło w y­

kryć.

L ód, j a k wiadom o, je s t ciałem kry stalicz- nem , ale każda b ry ła lodow a je s t bądź p o ­ jedynczym , jed n o ro d n y m k ry ształem , bądź stanow i zbiorow isko b ry ł, z k tó ry ch każda je s t pojedyńczym , jed n o ro d n y m k ry s z ta ­ łem . P r ę ty lodow e podzielić ted y m ożna na dw ie kategoryje, n a je d n o ro d n e i ró ż n o ­ rodne: p rę t M aina by ł różnorodny, p rę t C onnela i K id d a b y ł je d n o ro d n y . S tąd w ypływ a, że lód ró żn o ro d n y je s t p lasty ­ czny, lód zaś je d n o ro d n y je s t sztyw ny, a w niosek ten p o tw ierd ziły dalsze dośw iad czenia.

Okiem nieuzbrojonem tru d n o w ogólności poznać, czy dana b ry ła lodow a j e s t je d n o ­ ro d n ą czy też różnorodną; p rom ień wszakże św iatła spolaryzow anego, p rz ed zierający się p rzez ta k ą b ry łę, ro sstrzy g a to p y tan ie od- razu. Jeż eli b ry ła je s t je d n o ro d n a , pola- ryskop wszędzie w ykazuje w niśj je d n a k ie objaw y, jednakow e pierścienie i krzyże; j e ­ żeli zaś b ry ła je s t jed n o ro d n a , niek tó re k ry ­ ształy w ydają się jasnem i, inne ciem nem i, a inne znów zabarw ionem i. T ą d ro g ą w ła­

śnie poznano, że p ierw szy p rę t do dośw iad­

czeń tych użyty i któ ry , ja k pow iedzieliśm y, okazał się sztyw nym , b y ł jed n o ro d n y ; m iał on przecięcie k w ad rato w e i był w ycięty z górnćj w arstw y lodu, utw orzoneg o przez w ystaw ienie na n iezb y t m roźne pow ietrze w ody, służącój do zw ykłego u ży tk u .

L o d n ik i, j a k to rów nież dobrze wiadom o, utw orzone są z lodu w yraźnie n iejed n o ro ­ dnego; sk ład ają się z b ry łe k lodow ych, ści­

śle m iędzy sobą połączonych, z k tó ry ch każ­

da stanow i k ry sz ta ł pojedyńczy; b ry łk i te, zw ane pospolicie ziarn am i lodnikow em i, są różnych wielkości, od w ym iarów grochu do m elona, wielkość zaś ich m aleje szybko, gdy idziem y za lodnikiem w górę, aż do jeg o źródeł. P o w ierzchnia lo d n ik a ulega d zia­

łan iu prom ieni słońca, k tó re u ja w n ia ją j^j budow ę ziarnistą. L ó d w y dobyty z za g łę­

bień je s t ja sn y , przezroczysty, tak, że ziarn jego okiem nieuzbrojonem rozróżnić nie można; toż samo dostrzegać się d aje i w ros- padlin ach lodnikó w , gdzie po stro n ie, do k tó rćj prom ienie słoneczne nie dochodzą,

lód m a podobneż jed n o lite w ejrzenie. A le gdy odłam ek takiego jasnego lodu w ysta­

wimy przez k ilk a m inu t na działanie p ro ­ m ieni słonecznych, pow ierzchnie oddziela­

jące zia rn a je d n e od d ru gich u kazują się w yraźnie w skroś tw orzących się cienkich w arstw wody. Podobnież i w każdym k ry ­ sztale w ystępuje p ew n a liczba drobnych krążków , któ ry ch płaszczyzny prostopadłe są do osi optycznych k ry ształu . Szczegół ten pozw ala w yróżniać ziarn a je d n e od drugich.

Ze w zględu ju ż tedy n a budow ę lodników m ożna było wnosić, że lód ich je s t plasty­

czny; aby wszakże u nikn ąć om yłek p oprze­

dnich badaczy, k tó rzy z własności jednego ro d z a ju lo du w nioskow ali o innych, należa­

ło poddać doświadczeniom lód w zięty z lo ­ dników . W St. M oritz, gdzie eksperym en- tato row ie p rzeb yw ali, łatw o było im o trzy ­ m ać k ilk a b ry ł z masy sąsiedniego lodnika M orteratsch, z których w ycinali p rzydatne do dośw iadczeń p ręty . T rz y takie p ręty , po dd ane badaniu, u su n ęły wszelką w ątp li­

wość co do plastyczności lodu, stopień wszakże w yd łużen ia każdego p rę ta okazał się bardzo różnym , zależnie nietylko od obciążenia i tem p eratu ry , ale w idocznie i od właściwości jego; okazują to następne licz­

by, dające w ydłużenia w m ilim etrach n a go­

dzinę i n a 10 cm długości p ręta. W y d łu ­ żenia pierw szego p rę ta w ynosiły od 0,013 do 0,022 m m , a różnice te p rzy p isać można w pływ ow i tem peratux-y. P r ę t d ru g i w y ­ d łu żał się p ierw o tnie w stosunku 0,016 mm, stosunek ten wszakże obniżył się do 0,0029 m m i na tym punkcie pozostał niezm ien­

nym; b ry ła ta lodow a poddaną była obcią­

żeniu przez dw adzieścia pięć dni i roscią- g n ęła się w ciągu tego czasu praw ie o trzy odsetki swój długości. P r ę t trzeci zacho­

w ał się w sposób odm ienny; początkow y stosunek w ydłużenia w ynosił 0,012 m m , n a ­ stępnie zaś, w zrastając coraz p ręd zej, d o ­ szedł do znacznój w ielkości 1,88 m m . O b ­ ciążenia, jak im p rę ty te poddane b yły, w y­

n o siły od 1,45 do 2,7 k ilogram ów na j'eden ce n ty m e tr kw adratow y; najniższa tem p era­

tu ra w ynosiła w ciągu dw unastu godzin

— 9°, a i w tedy jeszcze w ydłużenie było d o ­ syć znaczne, by łatw o m ierzyć się dało.

U k ła d ziarn w bry łach badanych b y ł bardzo

(13)

zaw iły, a średnia ich wielkość dochodziła w ym iarów orzechów włoskich.

D alszy szereg dośw iadczeń przep ro w a­

dzono nad lodem , pochodzącym z je z io ra St. M oritz, któ ry okazał się złożonym zc słupów pionowych o przecięciu nieregular- nem; grubość każdego słu p a je s t n iejed n o ­ stajną, a średnio odpow iada grubości ołów ­ ka. S łup y te stanowią, pojedyńcze k ry sz ­ tały i można je dostrzedz, gdy lód zaczyna tajać; gdy zaś topienie n astęp u je pod bla­

skiem słońca, słupy te często się rospadają;

stąd też w czasie topien ia lodów na wiosnę je z io ro to przedstaw ia osobliwe w ejrzenie.

Nie je stto wszakże właściwość w yłączna tego je z io ra , prof. H eim bowiem , ja k to ośw iad­

czył p. Mc Connel, n ap o tk ał podobnąż b u ­ dow ę słupow ą i w lodzie niek tó ry ch jezior z nizin szw ajcarskich, należałoby więc ros- patrzyć,' o ile zjaw isko to je s t powszechne i w innych okolicach.

O tóż, ló d ten je z io rn y przek o n ał stanow ­ czo, że k ry sz ta ły lodow e są same przez się sztyw ne, a pozorna plastyczność zależy ty l­

ko od przesuw ania się oddzielnych k ry sz­

tałów.

G dy mianowicie p rę ty w ycięte b y ły w k ie ­ ru n k u rów noległym do słupów k ry stalicz­

nych, w ydłużenie ich było n ader nieznacz- nem , w ynosiło bowiem zaledw ie 0,00039 mm n a godzinę i n a długość 10 cm; gdy zaś p rę ­ ty w ycięte były ukośnie do biegu słupów , w ydłużenie średnie czyniło 0,015, było za­

tem czterdzieści razy silniejsze.

W dośw iadczeniach pow yższych lód pod­

d any by ł jed y n ie w yciąganiu przez obcią­

żenie, w końcu w szakże zim y eksperym en- tatorow ie zajęli się też rospatrzeniem w pły­

w u, ja k i na lód w yw iera ucisk. W tym celu trzy b ry łk i lodow e, objętości około ca­

la sześciennego, um ieścili na płycie szklanej w odległościach w ynoszących 9 cm, tak, że u tw o rzy ły one tró jk ą t rów noboczny; b ry łk i te n ak ry li d ru g ą p ły tą szklaną i ciśnienie w yw ierali n a środek tró jk ą ta za po śred n i­

ctw em drążka. D la krótkości i grubości b ry łe k nie trze b a się było obaw iać ich sk rzy­

w ienia, tarcie je d n a k lodu o szkło okazało się ta k słabe, że w chw ili, gdy ciśnienie zo­

stało n a p ły tę w yw arte, w szystkie trzy b ry ł­

k i w yp adły n a podłogę. Z aradzono tem u przez nałożenie skraw ków p ap ieru na koń­

ce bryłek. P rze z dokładne oznaczenie od­

ległości p ły t szklanych w trzech stosownie dobranych pu nk tach brzegów można było obliczyć ściągnięcie się każdej b ry łk i.

O kazy wzięte z lodnika dow iodły, że sub- stancyja ta ulega zarów no uciskowi ja k i w yciąganiu. Średni stosunek tego sk u r­

czenia, otrzym any z pięciodniow ego uciska­

nia bryłek, wynosił, na godzinę i na długość 10 cm, dla jed n ćj z nich 0,035 mm, d la d ru ­ giej 0,056, dla trzeciój zaś tylko 0,007 mm.

W szystkie te trzy okazy wycięte były z je ­ dnej b ry ły a polaryskop nie w ykazał w nich żadnój różnicy; pomimo to wszakże, ja k wi­

dzimy, ściągnięcie drugiej b ry łk i było osiem razy znaczniejsze, aniżeli trzeciej; tru dno odgadnąć, ja k ie przyczyny różnicę tę powo­

dow ały. P odobne dośw iadczenie p rzep ro ­ wadzono z b ry łk am i lodu jeziornego, wy- ciętemi w k ieru n k u słupów pionowych;

ściągnięcie było tu ta k nieznaczne, że ledwo oznaczyć się dało.

Z doświadczeń dotychczasowych niepodo - . bna wnieść, ja k ie zm iany zachodzą w u k ła­

dzie kryształów , gdy p rę t pod ciśnieniem w ydłuża się lub kurczy, w ym aga to dalszych jeszcze badań, tak samo ja k trzeb a dalszych badań, by w ykazać w pływ różnych tem pe­

ra tu r na plastyczność lodu. D la przyk ładu przytoczym y, że w ydłużenie jednego p ręta lodowego z lodnika wynosiło w tem p eratu ­ rze —3,5° m m , średnio 0,0029 mm, w temp.

— 5 stopni 0,002 mm, a w temp. — 8 stopni 0,0013 m m . Również ująć się nie d ał wpływ rozm aitości ciśnień: p rę t lodowy, k tó ry pod ciśnieniem 2i,55 kg n a 1 cm okazał w ydłu­

żenie w stosunku 0,0018, pod ciśnieniem 3,85 kg d ał stosunek w ydłużenia 0,011 mm;

inny znów, k tó ry pod ciśnieniem 1,45 kg w ydłużał się w stosunku 0,0075 mm, dał pod ciśnieniem 2,55 kg w ydłużenie 0,026 mm.

Pozostaje więc pytanie, czy ta k w y kaza­

n a drogą dośw iadczalną plastyczność lodu tw orzącego lodniki w ystarczyć może do w yjaśnienia ich ru ch u. O tóż posługując się danemi co dó szybkości ru c h u lodników , zebranem i przez H eim a, w ykazują autoro- wie, że n aw et najw yższa szybkość, ja k ą dotąd w lodnikach alpejskich napotkano, nie przechodzi stosunku, ja k i z doświadczeń swych swych otrzym ali; sądzą więc, że dla w ytłum aczenia całego tego zjaw iska niem a

(14)

46 W SZECH ŚW IA T. Nr 3.

potrzeb y odw oływ ania się do innych w ła­

sności fizycznych lodu.

N ie m ożna zapew ne teraz ju ż ro sstrz y - gnąć, o ile pogląd ich je s t słuszny, d o ­ św iadczenia te w szakże niezależnie n aw et od kw estyi ru c h u lodników , p rz ed staw iają pew ną doniosłość. H elm holtz w y raził n ie ­ gdyś nadzieję, że lód, posiadający o k re ślo ­ ną i ła tw ą do rospoznania budow ę, do­

starczyć może w skazów ek do ro zw iązania w ielu tru d n y ch zagadnień, tyczących się zasadniczych własności m ateryi. Zgodzić się m ożna, że nazw a plastyczności nie od­

pow iada dobrze tem u zachow aniu się lodu, nie m ożna w szakże w yszukać term in u od­

pow iedniejszego. Plastyczność lak u lub sm oły w ydaje się objaw em od rębnym , być może je d n a k , m ów i p. M c C onnel, że z a ­ chodzą tu d ziałania podobne, że i te ciała sk ład ają się z kryształków ' u ltram ik ro sk o - pijn ych, a różnica m iędzy zachow aniem się sm oły i lodu je s t ty lk o ilościow a a nie ja k o ­ ściowa. Nie tru d n o też d o p atrzy ć analogii m iędzy tem i b adaniam i a głośnem i do­

św iadczeniam i S p rin g a, k tó ry okazał, że n ajw y trzy m alsze n aw et ciała pod o lb rzy - miemi ciśnieniam i zb liżają się do stan u cie­

kłego i zy sk u ją znaczny stopień p la sty ­

czności. S . K.

Korespondencyja Wszechświata.

Szanow ny R edaktorze!

W niedzielę w ieczorem przeczy tałem w iadom ość, k tó rą p o d ał p. H. W izbek z Sokołów ki n a Podolu (w N r 2 W szechśw iata z r. b.) o w spaniałem z ja ­ wisku bocznych słońc, które zauw ażył d. 30 G ru­

d n ia r . z. W p o niedziałek zaś zran a d. 14 S ty ­ cznia r. b. w yjechałem p rz e d w schodem słońca do H elenów ka pod Pruszkow em i k u najw yższem u m e ­ m u zdziw ieniu sp o strzeg łem ta m o godz. 8 m in. 30 to sam o zjawisko, p rz ed staw iające się zupełnie id en ty czn ie i rów nie św ietnie, ja k j e w idziano w Sokołówce. W idziałem chw ilow o ta k sam o trz y słońca, k tó re w edle opow iadań ludzi n a p a rę m i­

n u t przedtem m iały być jeszcze piękniejsze i wy­

raźniejsze. Pasy tęczowe w idocznem i b y ły jeszcze w yraźnie przez całą godzinę później. Z jaw isko to w idocznem ta k ż e by ło w K om orow ie i w H eleno- wie po d Pruszkow em . T e m p e ra tu ra b y ła — 16° R a w ia tr dość silny południow o-w schodni.

Władysław Leppert.

KEGHfKA H h W m h .

ASTRONOMIJA.

— Prace w obserwatoryjum Licka. N iejednokrotnie ju ż m ieliśm y sposobność w zm iankow ania o obserw a­

to ry ju m L ick a, w zniesionem na wysokości 1500 m n a szczycie góry H am ilto n w K alifornii i zaopa- trzo n em w najpotężniejsze przyrządy, m ianow icie w lunetę o soczewce m ającej 914 mm w śred n icy . O bserw acyje tą, lunetą rospoczęły się d . 18 C zer­

w ca 1888 r. pod d y re k c y ją p. Holdena, k tó ry n ie ­ daw no ogłosił w „N ew -Y ork Herold*1 spraw ozda­

n ie z p rac prow adzonych w ciągu. 153 dni. P o ­ m im o k ró tk ic h nocy, ja k ie pod tą szerokością m a­

j ą m iejsce, osięgnięte re z u lta ty uspraw iedliw iają nadzieje) ja k ie się p rzy w iązu je do obserw atoryjów w znoszonych w znacznych w ysokościach, zatem w atm osferze pogodnej i czystej. Oprócz kom et, k tó re w ybornie dały się obserwować, badano dwie m ałe p lan ety , W estę i Iris, które okazały w yraźną tarczę, ta k , że m ożna by ło oznaczyć ic h średnicę.

Księżyce Jow isza rów nież p rzed staw iają tarczę wy­

ra ź n ą , ta k , że m ożna obserw ow ać fazy ic h zaćm ień, podobnie ja k naszego księżyca. O trzym ano w y­

b o rn e fotografije księżyca, a liczne obserw acyje pośw ięcono S aturnow i. B adania m gław ic dają p od­

staw ę do nowej ich klasyfikacyi. — Co do M arsa, p. H olden nie podziela poglądów astronom ów e u ­ ro p ejsk ich , n ie znalazł ta m podw ójnych kanałów , ani też n ie dostrzegł zm ian, k tó re b y pozw alały w nosić, że je d e n lą d tam eczny został zalany w o­

dą. W y jaśn ien ie szczegółów, k tó re n a p ow ierzch­

n i te j p la n e ty w ystępują, w ym aga jeszcze, w edług

p. H oldena, dalszych badań. ^

FIZY K A .

— Widmo absorpcyjne tlenu. Poniew aż św iatło ciał n ieb iesk ich poddaw ać m ożem y b a d a n iu sp e k tra l­

nem u d opiero, gdy w ysyłane przez nie prom ienie przeszły p rz e z całą w ysokość atm osfery ziem skiej, k o n ieczn ą p rz e to je s t znajom ość p o ch łan ian ia, j a ­ kie n astęp u je w częściach składow ych pow ietrza.

Z tego to pow odu przedsięw ziął niedaw no p. Jans- sen w ycieczkę n a gó rę M ontblanc dla zbadania w id m a abso rp cy jn eg o tlen u (ob. W szechśw. z r . z.

str. 749), o trzy m an e zaś przez niego re z u lta ty po­

tw ie rd z a ją obecnie badacze angielscy, L iveing i D evar. — D ośw iadczenia prow adzili przez p rz e ­ puszczanie p ro m ien i przez ru r ę w ypełnioną tle ­ n em pod ciśnieniem 85 atm osfer; o d k ry te przez n ich sm ugi absorbcyjne są też sam e, ja k ie podaje Janssen. Z m iana ciśnień nie sprow adza różnic w położeniu tych smug. Aby oznaczyć p ochłania­

nie p ro m ie n i pozafijoletowych, odw ołano się do fo­

tografii, k tó ra w ykazała, że p rom ienie te przecho­

dzą przez tle n aż do p ro m ien i odpow iadających długości fali 2745 dziesięciom ilijonow ych m ilim e­

tr a . Pozafijoletowa zatem czgść w idm a c ia ł n ie ­

Cytaty

Powiązane dokumenty

flo3BO.aeno

czątku zwykle po powierzchni ucieka, lecz gdy tylko postrzeże, że jest goniona przez psa lub człowieka, zanurza się natychmiast i często już się więcój nie

m órki roślinnej dzielność swoją zatrzym uje tylko przez czas pewien, o tyle k ró tk i, że nie zdąża wydzielić widocznych bespośrednio dla oka ilości tlen u

Zależnie od stosunkow ych ilości tych m ateryjałów otrzym uje się ro ­ zmaite odcienie barw ne ostatecznego p ro

wiązywanie się, oswabadzanie ciepła, tak znów rozkład następuje ze stratą, z wiązaniem się ciepła,—ilość ciepła oswabadzająca się przy powstawaniu

Tu posługujemy się tą różnicą we własnościach wody od kwasu cytrynowego, że pierwsza przez ogrzewanie zamienia się na parę, gdy drugi jest zupełnie nielotny

że samej chwili atomy srebra łączą się jedne z drugiemi, tworząc cząsteczki srebra, atomy zaś tlenu w takiż sam sposób łączą się jedne z drugiemi,

tu ziemi wobec tak różnorodnych ruchów ciał niebieskich, nie pozwalały przez długie wieki zrozumieć ich znaczenia. Obok tego człowiek w swej egoistycznej naturze,